Kilka tygodni temu, po prawie miesięcznej walce z uporczywym zapaleniem spojówek (leczonych przez 2 polskich okulistów medykamentami dobieranymi „na oko” :-)) postanowiłem znaleźć jakieś laboratorium i zbadać, co tak naprawdę „mnie gryzie”. Jako ciekawostka LIM-Center i Damian nie zrobią Ci takiej analizy, musisz wykupić przy okazji wizytę u okulisty (stąd  wzięło się też tych dwóch lekarzy wspomnianych na początku). Dopiero na Ursynowie znalazłem ośrodek, robiący takie badania bez przymusowego wspierania polskiej okulistyki.  Zadzwoniłem tam aby się upewnić i odbyłem następującą rozmowę:

  • ja„dzień dobry, czy wykonują Państwo wymaz z worka spojówkowego oka?”
  • sympatycznie brzmiąca Pani„tak, proszę przyjść do 10 to zrobimy ten wymaz. Ale nie myjemy twarzy, nie przecieramy i  nie myjemy oczu, nie zakrapiamy oczu, nie usuwamy zgromadzonej tam ewentualnie ropki”
  • ja (nieco skonsternowany) – „nie ma problemu, ja tylko chcę zrobić wymaz, innych usług nie potrzebuję”

Co oznaczała wypowiedź Pani z recepcji zrozumiałem trochę później, kiedy wylądowałem w gabinecie i nad stołem zobaczyłem napis „Nie stawiamy próbek z moczem na biurku” :-)
Wtedy zaświtało mi, że to niekoniecznie jest deklaracja ze strony tych państwa, może w języku polskim pojawiła się nowa forma negatywnego trybu rozkazującego. To nie byłoby nic dziwnego, bo np. w hiszpańskim też używasz w takich sytuacjach innego trybu, ale w naszym języku ojczystym!! Nie muszę mówić, że do badania jako schludny chłopak pojawiłem się dokładnie wymyty i ogolony :-) Całe szczęście, że mimo moich ablucji coś tam wyhodowali i moja kuracja ruszyła pełną parą.

Inny przykład to pewna znajoma, która kilka dni temu opowiedziała mi, że po dramatycznym spadku na giełdach nie wiedziała co robić i sprzedała wszystkie akcje (co było poważnym błędem). Na moje delikatne pytanie dlaczego nie zadzwoniła wcześniej np. do mnie zarzuciła mi, że kilka miesięcy temu odmówiłem jej pomocy w tym względzie!!  Nie przypominając sobie takiego faktu zacząłem się dopytywać i ustaliliśmy, że wtedy w trakcie jakiejś rozmowy na zupełnie inny temat powiedziała mi następujące zdanie „mam oszczędności w akcjach które spadają”. To było wszystko – ja potraktowałem to jako czystą informację, druga strona jako prośbę o radę.

To trochę ekstremalne przykłady, faktem jest że Polacy niezwykle nieprecyzyjnie używają języka ojczystego. Celuje w tym pokolenie 40+ ale i młodsi Czytelnicy miejcie się na baczności!! Na wielu szkoleniach wychodzi, że słaba skuteczność wielu „młodych wilków”w argumentacji i negocjacjach wywodzi się w prostej linii z braku precyzji własnych wypowiedzi i nieumiejętności dopytania się o co dokładnie chodzi drugiej stronie. Tutaj musicie sami się pilnować i pilnie trenować, bo o ile na moich warsztatach niektórzy uczestnicy dostają taką nauczkę, że pamiętają ją bardzo długo, o tyle nie bardzo wiem jak zrobić to na blogu. :-)
Proponuję Wam na początek:

  • zaprzyjaźnienie się ze słownikiem języka polskiego (choćby wersja online PWN), ja też konsultuję go dość często
  • wyrobienie w sobie nawyku dokładnego analizowania tego, co mówią inni i wyłapywania tam wszelkich luk i sprzeczności
  • bardzo świadome używanie wyrazistych słów przez nas samych, tak, aby nikt nie musiał domyślać się o co nam może chodzić

PS: Gdyby wszyscy używali jasnych i klarownych wypowiedzi, a do tego zamiast domyślać się intencji rozmówcy po prostu o nie zapytali, to nie byłoby większości „oper mydlanych”. Obejrzyjcie parę odcinków, a zobaczycie jak często akcja opiera się na takich nieporozumieniach komunikacyjnych (plus typowo polskie wtrącanie się w nieswoje sprawy). Dlatego też podtrzymuję twierdzenie, że oglądanie rodzimej telewizji jest szkodliwe!!!