Dziś natknąłem się na interesujący artykuł o szkoleniach opublikowany w gazeta.pl (dziękuję Rafał za cynk :-))
W artykule tym między innymi cytowano moją wypowiedź z postu „Porozmawiajmy o szkoleniach” opublikowanego ponad rok temu, jak widać sprawa wcale nie straciła na aktualności. Cieszę się, że i mainstreamowe media podejmują ten bolesny temat, bo nagłośnienie nieprawidłowości może wreszcie obudzić wielu decydentów, co wyjdzie na dobre zarówno ich firmom, jak i całej gospodarce (bo skala marnotrawstwa pieniędzy i czasu ludzi jest ogromna). Dlatego nie tylko polecam wszystkim zainteresowanym przeczytanie tego tekstu, lecz też podanie jego linka dalej. Proszę tylko nie denerwować się przy czytaniu!! :-)
Wątpliwości, co do kompetencji wielu dostawców dobrze oddaje cytat:
„Rynek jest na tyle chłonny, że każdy może coś wykroić sobie z tego tortu. Pewien właściciel niewielkiej firmy szkoleniowej z Dolnego Śląska mówi wprost:
– Żeby przygotować ofertę i przeprowadzić szkolenie z określonej tematyki nie muszę aż tak dobrze orientować się w samym temacie. Wystarczy, że zatrudniam specjalistę z danej dziedziny na umowę o dzieło, który zrobi to za mnie. To on ma odpowiedni certyfikat, dyplom i wiedzę. Ja tylko przygotowuję odpowiednią ofertę i zgarniam główną część pieniędzy. Dzięki temu jestem tańszy od dużych firm szkoleniowych. Co wtedy kiedy niewiele rozumiem z danej tematyce? Podczas rozmowy na temat przyszłego szkolenia wykorzystuję swój urok osobisty i zmieniam temat. Na przykład opowiadam jakiś dowcip, a szczegóły ustalam potem przez email, po konsultacji z odpowiednim specjalistą.
Jego firma ma się świetnie dzięki szkoleniom z dotacji unijnych, które są podstawą działalności. ”
Trzeba przyznać, że problem dotyczy nie tylko małych firm szkoleniowych, o czym wie każdy doświadczony HR-owiec.
PS: Autor, Marcin Borowicz pod moim cytatem zadaje pytanie: „Próba podważenia kwalifikacji konkurencji, czy smutna prawda?”
Panie Marcinie, niestety to smutna prawda (podany przeze mnie cytat z Pana artykułu chyba to potwierdza), ale niech Pana tekst będzie cegiełką, aby zmienić ten stan rzeczy przez podwyższenie świadomości „co jest grane”
Szkolenia, kursy, certyfikaty…
Można faktycznie stwierdzić, że to teraz w modzie, bo wszyscy tym próbują kusić, próbują zatrzymać pracowników, czasami nawet poprzez podpisanie lojalki na pewien okres który by gwarantował, że pracownik po zdobyciu dodatkowych umiejętności się nie zwolni.
Tylko jak do tego podchodzić jak odróżniać wartościowe szkolenia od tych, które są tylko naganianiem kasy firmom szkoleniowym?
Przykładowo ostatnio na zajęciach z zarządzania jakością wykładowca zaproponował nam po odbyciu i zapoznaniu się z jego kursem zapisanie się na szkolenie w jakiejś Wrocławskiej firmie, po którym otrzymuje się uprawnienia audytora wewnętrznego. Całość niby jest atrakcyjna względem konkurencji bo wspominał coś o kwocie jedynie 350zł. Pytanie zasadnicze… Czy to komukolwiek się przyda? Czy jest to po prostu naganianie chętnych tego typu firmie. Jak mam rozpoznać czy dany papierek w ogóle ma jakieś znaczenie praktyczne przy np. rekrutacji.
Daniel
Pytając „Tylko jak do tego podchodzić jak odróżniać wartościowe szkolenia od tych, które są tylko naganianiem kasy firmom szkoleniowym?” poruszyłeś kwestię, na którą nie mam gotowej, jednoznacznej odpowiedzi.
Myślę, że podobnie jak ze znalezieniem dobrego lekarza, doradcy podatkowego, czy adwokata musimy polegać na rekomendacji osób, do których mamy zaufanie. Tutaj ważną sprawą jest odpowiednia ilość kontaktów z takimi ludźmi i oczywiście dobór takich, których zalecenia sprawdzają się w praktyce. W tym wszystkim jesteśmy przy szerszym temacie wzrastającej roli osobistych rekomendacji zarówno w życiu biznesowym jak i prywatnym. Trzeba stworzyć sobie wiarygodną sieć opinii, wewnątrz której można mieć zaufanie zarówno do przyzwoitości, jak i kompetencji rekomendujących. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to uniwersalne rozwiązanie, które można zawsze zastosować, ale tak np. działa wielu moich klientów.
Pytasz też o ten kurs na audytora wewnętrznego, tutaj brak mi wiedzy, choć mogę sobie myśleć, że przy 350 zł nie jest to chyba coś wyjątkowego. No ale to tylko spekulacja
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Czy jest szkolenie, które poleciłbyś niemalże z przeznaczniem dla wszystkich?
@pink: Nauka bezwzrokowego pisania na klawiaturze. To jest temat doskonalenia, który poleciłbym każdemu, kto tej umiejętności jeszcze nie posiadł. W dzisiejszym świecie sprawne zapisywanie swoich myśli w pamięci komputera zapewnia zdecydowaną przewagę konkurencyjną w branży przetwarzania informacji wszelkiego rodzaju. No ale w tym celu nie trzeba iść na drogie szkolenie – wystarczą ;-) samodzielne ćwiczenia i dyscyplina.
Pink
Takim szkoleniem mogłoby być „Słuchanie ze zrozumieniem i precyzyjne użycie języka ojczystego” :-) Teoretycznie to powinna załatwić szkoła i tzw. wyższe studia, ale te instytucje przeważnie zawodzą, co biorąc pod uwagę sposób wyrażania się wielu ich przedstawicieli nie powinno dziwić :-)
TesTeq
Teoretycznie masz rację…… tylko że np. ja takiej umiejętności nie posiadam. Od moich czasów programistycznych piszę dość szybko dwoma (o zgrozo :-)) palcami i akurat ta technika nie jest „wąskim gardłem” ani w prowadzeniu tego blogu, ani w „produkowaniu” innych materiałów pisanych :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
1. TesTeq ma rację – taka umiejętność w pomaga miedzy innymi ograniczyć czas spędzany przed komputerem. Zainwestowany w taką nauką czas i chęci mnie przynajmniej zwrócily się wielokrotnie.
2. Chciałbym się odnieść do cytatu z artykułu:
[..]Jego firma ma się świetnie dzięki szkoleniom z dotacji unijnych, które są podstawą działalności[..]
Ot, cała prawda o europejskim biznesie z początków XXI w. Zamiast wywiadu, właściciel przy takim podejściu powiniem uczestniczyć w przesłuchaniu prowadzonym przez dobrego prokuratora, podobnie jak urzędnik, który o przyznaniu takiej dotacji zadecydował. Zaś euroentuzjaści powinni zrobić sobie rachunek sumienia – które być może dotąd wciąż mają czyste (bo nieużywane…).
3. Alex: w kwestii akcji niezmiennie zadziwia mnie ludzka naiwność. Błędem to było samo kupienie jakichkolwiek akcji ;) a teraz Twoja znajoma ma co najwyżej łagodna nauczkę. Giełda to firma (w dodatku, zazwyczaj monopolista), która żyje z dostarczania kapitału firmom na niej notowanym – nie nie zaś na jego wyprowadzaniu. Ludzie którzy pakują tam z własnej woli (niestety, mamy też przymus państwowy, tj. OFE) swoje własne pieniądze powinni zdawać sobie z tego sprawę i rozumieć ryzyko. I pogodzic się z faktem, że to nie jest drukarnia pieniędzy a raczej coś pomiędzy piramidką finansową a kasynem, a nie wysokooprocentowaną (i to ponad rzeczywistą inflację) lokatą bankową…
Natomiast zachowanie Twojej znajomej wyglada mi raczej na cechę widoczną u co drugiego mężczyzny i tak z 95% kobiet – „niech sie adresat domyśli”. Swoją droga, jezeli wini ciebie za swoją porażkę, to chyba należy wykreslić tę panią z kręgu dobrych znajomych.
Jak czytam takie artykuły to uśmiecham się do siebie, bo:
– można zostać gwiazdą muzyki nie umiejąc śpiewać czy grać,
– można zostać gwiazdą telewizji nie umiejąc prowadzić programu,
– można zostać gwiazdą filmu nie umiejąc grać,
– …
– można zostać szkoleniowcem nie umiejąc szkolić…
… i to duże pole do popisu dla osób, które faktycznie coś potrafią. Jakby na rynku wszystkie firmy były świetne, to byłaby za duża bariera wejścia. W takiej sytuacji to i ja mógłbym pewnie szkolić wszystkich… lecz za mało doświadczenia mam, za duże wymagania względem siebie, a fuszerkę odstawić byłoby mi wstyd.
Szczęśliwi ci, co wstydu nie mają ;)
Pozdrawiam,
Orest
… do czasu :).
Jak gram w piłkę „na serio” od 8 lat to jeszcze nie widziałem [w realu] drużyny, która prowadząc i „grając na czas” nie plułaby sobie potem w brodę ze straconego czasu. Zawsze jakoś się tak układało, że tracąc bramkę/dwie wynik zmieniał się tak diametralnie, że takie sportowe-inaczej zachowanie w zasadzie karane było samą sytuacją meczową. Sam też już taką lekcję dostałem, więc radzę uważać.
Powyższa kwestia miała za zadanie uświadomić, że płynięcie na chwilowej fali może się szybko skończyć i właściwie wygrają tylko ci solidni, a nie wydmuszki, w dodatku pyszni w obliczu tego, co ich dobrego spotkało. Nawet, jeśli jest to chwilowe. Z tego co obserwuję, to jest tak nie tylko w piłce. Dobrym tego przykładem jest Twój post, Alex.
Pozdrawiam!
Łukasz Kasza
pink,
Myślę, że umiejętność szybkiego czytania mogłaby być pomocna i że takie szkolenie, w czasach takiego zalewu informacyjnego, miałoby dla większości sens. Choć teraz trochę sobie gdybam bo sam takiej umiejętności jeszcze nie posiadam.
Pozdrawiam serdecznie.
Dołączę się do tego co powiedział Grzegorz, ponieważ posiadam tę umiejętność (szybkie czytanie) i mimo tego, że nie nauczyłem jej się na żadnym kursie, a wytrwale w domu to polecam każdemu.
W zasadzie nie chodzi tyle o intensywność ćwiczeń, choć ta jest w sumie ważna, ile o trzymanie się grafika ćwiczeń, przynajmniej na początku.
W kwestii czytania fotograficznego się nie wypowiadam, sam tego nie umiem.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Zjechaliśmy trochę z tematu :-) ale jeśli już mówimy o szybkim czytaniu, to moja strategia polega na starannej selekcji tego, co czytam. Odrzucając 80 % potencjalnego chłamu uzyskuję wystarczający wzrost wydajności, bez kosztownych kursów :-)
Pozdrawiam
Alex
Kurs szybkiego czytania czy szybkiego pisania na klawiturze nie poprawi moich kontaktów z ludźmi. Może więc szkolenia ukiernkwane na kontaky międzyludzkie?? Ostatno usłyszalam, że nikt mnie nie lubi….
Hmm… Alex…
jak można selekcjonować coś, czego się jeszcze nie przeczytało (czego się nie zna?).
Dla przykładu, mam artykuł „X”. Skąd mam wiedzieć, czy warto go przeczytać, zanim go nie przeczytam? :)
Twoja strategia, mimo niewątpliwej skuteczności jawi mi się jako mało satysfakcjonująca. Rozumiem to tak: rzut oka na temat, autora, nagłówek… no ale i tak wiele można stracić. Chyba zostanę przy swoim szybkim czytaniu nawet jeśli niektóre rzeczy naprawdę są mało przydatne.
No i odnośnie „kosztownych kursów”. Jeśli przez koszt masz na myśli wydatki materialne, to wcale tak nie musi być, czego jestem dowodem (nie wydałem ani złotówki). Jest kilka dobrych stron oferujących darmowe przygotowanie w tym zakresie. Inna rzecz, jeśli komuś zależy „na papierku”.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Łukasz
Jak to często robisz, to potrzebujesz na taką selekcję bardzo mało czasu.
Oczywiście możesz robić jak chcesz, ja opisuję tylko moje podejście
Czas zużyty na opanowanie jakiejś umiejętności to też koszt, nieprawdaż?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Łukasz Kasza pisze: „Rozumiem to tak: rzut oka na temat, autora, nagłówek… no ale i tak wiele można stracić. Chyba zostanę przy swoim szybkim czytaniu nawet jeśli niektóre rzeczy naprawdę są mało przydatne.”
Według mnie 99% publikowanych informacji to rzeczy trywialne lub wtórne. Dlatego – tak jak Alex i Tim Ferriss (obracam się w niezłym towarzystwie :-) ) – uważam, że należy prowadzić bardzo rygorystyczną selekcję tego, co się czyta. Życie jest zbyt krótkie, żeby czytać 500 artykułów o Zasadzie Pareto :-) . Lepiej zacząć ją konsekwentnie stosować. Prawdopodobieństwo, że w ten sposób pominiemy lekturę, która zmieniłaby nasze życie jest bardzo małe.
Podsumowując – jestem zwolennikiem następującego podejścia:
1. Czy interesuje mnie temat (wyrażony w tytule)? Jeśli nie, to nie czytam.
2. Czy autor jest na mojej czarnej liście (ze względu na szeroko rozumianą nieudolność)? Jeśli tak, to nie czytam.
3. Czy pierwszy akapit w przypadku artykułu lub spis rozdziałów w przypadku książki jest obiecujący? Jeśli nie, to nie czytam.
W przypadku książek dodatkowo korzystam z recenzji i fragmentów zamieszczanych w Internecie, choć czasami jest to mylące.
Alex,
co do czasu – zgadzam się.
Dziękuję za wyjaśnienie.
Witam,
lektura niniejszego wpisu przypomniała mi sytuację której doświadczyłam podczas praktyk w agencji zatrudnienia. Pewnego dnia szefowa stwierdziła, że firma musi się rozwijać, więc najwyższy czas, żeby dodać do oferty szkolenia. Ich tematyka miała zależeć od zainteresowania klientów.
Dlaczego ten pomysł był dziwny?
Dlatego, że nie było wtedy ani jednego pracownika, którego kompetencje umożliwiałyby prowadzenie szkoleń. Firma nie dysponowała również żadnymi materiałami oprócz jednej książki poświęconej sprzedaży usług przez telefon. Mimo to kierownictwo zadecydowało o rozpoczęciu szkoleń.
Jak widać nawet brak trenerów i pomocy dydaktycznych nie przeszkadza nieuczciwym firmom w organizowaniu kursów.
Pozdrawiam,
iguana_tz
„Pewien właściciel niewielkiej firmy szkoleniowej z Dolnego Śląska mówi wprost” – mnie w takich przypadkach tzn artykułach w prasie, reportażach w TV zastanawia po co ten facet to mówi? Oczywiście dobrze (dla nas), że to mówi i że opinia publiczna poznaje prawdę, ale dla jego wizerunku jaki to ma pozytywny wpływ mówienie wprost, że jest średni w tym co robi?! Jest to forma jakieś spowiedzi, przyznania się do winy, próba zadośćuczynienia? Przypomina to sytuacje jak pracownicy sprzedający produkt którego nie czują, którym sam ich nie satysfakcjonuje, ostrzegają przed nim innych konsumentów w Internecie, czy to własnych relacjach towarzyskich. Z drugiej strony facet mógł to właśnie w towarzyskiej rozmowie powiedzieć, a dziennikarz napisał to jako wywiad. I w tym przypadku uważam że nie jest to źle. Dobry cel dziennikarza uświęca stosowane przez niego środku napisania ciekawego artykułu.
ps Alex mógłbyś napisać post „Jeśli nie Alex to kto” czyli co mają zrobić firmy i osoby które nie mogą pozwolić sobie na Twoje usługi. Pomijając kwestie finansowe, przecież firm mamy tysiące, pracowników do przeszkolenia setki tysięcy.