Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Gościnne posty

Jak ja nie lubię Alexa! (post gościnny)

Latem Mariusz Kapusta podesłał mi poniższy tekst, który ze względu na Gypsy Time poleżał trochę razem z moimi. Czas już go opublikować i zapraszam wszystkich do lektury!

__________________________________________________________

Tytuł na post gościnny na Blogu Alexa ryzykowny, ale lepiej trudno byłoby ująć w jaki sposób oddziałuję z ideami Alexa. Na blog nie było trudno trafić, jeżeli ktoś interesuje się rozwojem osobistym i  od czasu do czasu przeskanuje sieć, to oczywiste. Mniej oczywiste jest to jakie reakcje wywołują w nas różne wpisy i w jaki sposób kształtuje się nasze postrzeganie.

Gdy trafiłem tu pierwszy raz byłem pod wrażeniem. Człowiek ze sporym doświadczeniem, z ciekawym podejściem do świata dzieli się swoimi doświadczeniami z ludźmi. Dokładnie to, co ja zacząłem robić u siebie. Różnica – jakieś 20 lat życiowego doświadczenia więcej po stronie „konkurencji” ;). Dwa wpisy, które bardzo mocno zapadły mi w pamięć i do których wracam dosyć często to o lejku (http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/) i metafora drogi zawodowej. Szczególnie obraz właściciela galery utkwił mi plastycznie z tylu głowy (http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/).

Jak pewnie zauważyliście napisałem o Alexie jako „konkurencji”. I bardzo duża nauczka dla mnie na przyszłość i na zawsze – jeżeli traktujesz kogoś, kto robi coś podobnego do Ciebie jako konkurenta z marszu to jest to oznaka braku pewności siebie, wycofanie się na pozycje obronne. Trudno, żeby pierwsza reakcja była inna, zaczynałem przygodę z coachingiem, a tutaj trafiam na mocną „przeszkodę”. To pierwsza rzecz, za którą nie lubię Alexa! Uświadomił mi, chociaż w bierny sposób, że problem leżał po mojej stronie. Robimy podobne rzeczy, działamy w podobnym obszarze. Zamiast traktować kogoś bardziej doświadczonego jako przeciwnika, traktuj go jako mentora i benchmark, nawet kiedy…

Nie zgadzasz się z jego systemem wartości! To druga sprawa, za którą nie lubię Alexa! Zmusił mnie do myślenia o moim systemie wartości, o moich wyborach i jeździe na autopilocie. Szczególnie w kontrowersyjnym temacie posiadania lub nieposiadania dzieci. Zdanie Alexa znacie, mojego może nie, ale łatwo się domyślić. W tym miejscu napotkałem po raz pierwszy tak naprawdę tak zdecydowane zdanie „nie musisz mieć dzieci, czy to wynika z twoich przekonań, czy z zaprogramowanych wartośći?”. Pierwsza reakcja „co ten człowiek gada, całkiem mądry facet, ale czasem mu odbija szajba”. Później trochę myślenia rozciągniętego w czasie. Ćwiczenie intelektualne, w czasie którego zacząłem sobie zadawać pytania kwestionujące moje najgłębsze przekonania dotyczące rodziny, sposobu na życie, stylu bycia. Wnioski z tego ćwiczenia? Warto mieć dzieci! :-) Nic się nie zmieniło, poza tym, że: moja decyzja o posiadania dzieci była częściowo na autopilocie, bo zawsze chciałem je „mieć” (trzeba znaleźć lepsze określenie na „mieć dzieci”, bo bzdurne jest). Po przemyśleniach tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to dobra dla mnie decyzja. Dla mnie. Nie znaczy, że dla każdego i dla wszystkich. I co z tego wynika? Nasz system wartości nie do końca musi być identyczny, żeby mimo wszystko móc się dogadać.

Nie lubię Alexa też za to, że pokazuje swój styl życia, który w ogóle nie pasuje do standardów i powinien zostać zakazany, albo obłożony dodatkowym podatkiem! Ile osób jest niezależnych w tak „podeszłym wieku” (wybacz Alex, ale odnosząc się do standardów powinieneś zamieszczać na blogu zdjęcia z wnukami ;) ), w taki sposób komunikuje się z młodymi ludźmi i pozwala sobie na „gypsy time”. To wkurzające jest, jeżeli ja tak nie mogę! Tutaj potwierdziłem sobie jeszcze jedno ciekawe życiowe doświadczenie – jak coś Cię wkurza, albo zachwyca, albo budzi jakiekolwiek emocje to znaczy, że coś tam w Tobie rezonuje i warto temu się przyjrzeć. I zastanowić. Jaki styl życia chcę prowadzić teraz? Za 5, 10, 15 lat? Tutaj mam pewien model pokazany przez Alexa, może są inne? Który mi bardziej odpowiada? W który naprawdę wierzę? „Gypsy time” nie dla mnie bo mam pracę, dzieci i nie mogę zniknąć? A może to nie chodzi o formę, tylko to co ten czas daje? Refelksję nad soba, nad życiem, nad celami i pragnieniami? Nie trzeba znikać na miesiące i zamykać się na odludziu na długo, żeby to zrobić. Ale może to fajny pomysł i tylko dlatego, że przez swoje decyzje „lejek” wspomiany wcześniej zrobił się za wąski żeby to zrobić i właśnie dlatego Cię to wkurza, że inni mogą?

Trochę tak wyglądał mój tok myślenia nad stylem życia. I doszedłem do wniosku, że jestem bardziej stadnym stworzeniem i potrzebuję w długim terminie pewnej struktury, która pomimo ograniczeń daje też pewne dodatkowe możliwości. Chociaż do „Gypsy time” będę konsekwentnie dążył :-).

Co wynika z tych rozważań, co dałoby się zastosować dla każdego? Jeżeli ktoś lub coś Cię wkurza to zadaj sobie kilka pytań:

  1. Czy nie czuję się zagrożony? Czemu „zagraża” ta osoba lub sytuacja? Co zrobić, żeby razem zrobić coś fajnego? – nie zawsze się uda, ale wiedząc co jest ważne po twojej stronie i wzmacniając poczucie własnej wartości i tak wygrywasz :-)
  2. Jakie wartości są dla mnie najważniejsze? Jakie dla drugiej strony? Gdzie się nie zgadzamy? Na ile te różnice uniemożliwiają tak naprawdę naszą współpracę? – oprócz ekstremalnych sytuacji rzadko zdarzają się sytuacje bez wyjścia. Zawsze, gdy coś Cię naprawdę mocno wyprowadza z równowagi to dyskomfort i poczucie zagrożenia tego, co dla Ciebie ważne. I to świetna okazja, żeby sobie uświadomić co to jest :-)
  3. Czego mogę się nauczyć z doświadczeń innych? Co w sposobie bycia drugiej strony jest fajne, co chcę przenieść do siebie? W jakiej formie to mogę zrobić? – zamykanie się na wiedzę płynącą z lat doświadczenia życiowego, tylko dlatego, że akurat teraz coś mi nie pasuje to marnotrawstwo. Jak często masz możliwość przyjrzeć się plusom i minusom wyborów życiowych innych ludzi? Gdy już masz to korzystaj na maxa, a później zdecyduj co z tym zrobisz.

Czy teraz już lubię Alex’a? A bo ja wiem? Wydaje mi się, że im więcej razy da mi powód do „nielubienia” tym bardziej na tym skorzystam ;). Lubię „nie lubić” jest chyba najlepszym określeniem.
Teraz wypada jakoś mądrze to zamknąć. Najmądrzejsze co mi przychodzi do głowy to: jeżeli pojawiła się u Ciebie silna emocja (pozytywna czy negatywna) to znaczy, że masz sporą szansę na rozwój i poznanie siebie lepiej. Nie marnuj jej! No  i przy negatywnych emocjach możesz być pewien, że rozwiązanie problemu leży po twojej, a nie po drugiej stronie!

Mariusz Kapusta

_________________________________________________________

O mnie: Mam spore doświadczenie managerskie (8 lat), od 2 lat kontynuuję karierę poza oficjalnymi strukturami firmy ;), czyli stałem się przedsiębiorcą rozwijającym własne projekty, działalność gospodarczą, a teraz firmę. Od zawsze interesowała mnie filozofia, która później przekształciła się w bardziej praktyczne podejście do psychologii biznesu i jej praktycznym zastosowaniu, szczególnie jeżeli chodzi o zarządzanie projektami. A ponieważ życie do biznesu jest bardzo podobne prowadzę od ponad trzech lat blog www.Proaktywnie.pl, gdzie przekazuję to co wiem, tym, którzy mogą potrzebować odrobiny praktycznej inspiracji.

Prywatnie jestem ojcem dwójki dzieci (Mateusza – 2 i Wiktorii – 5 lat), mężem Kariny (+7 lat) i ciągle się uczę jak być dobrym w tych rolach. Nadal dużo większe doświadczenie mam jako manager ;).


Komentarze (8) →
Alex W. Barszczewski, 2010-10-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Komentarz do artykułu w „Charakterach”

W dyskusji pod moim ostatnim postem o rodzajach relacji damsko-męskich Marcin Grąbkowski zwrócił uwagę, na opublikowany w Charakterach podwójny wywiad z prof.dr hab. Bogdanem de Barbaro i dr.  Marią de Barbaro pod tytułem „Święty rytuał czy świstek papieru”. Tekst wart jest przeczytania, aczkolwiek z niektórymi rzeczami warto popolemizować, co zgodnie z obietnicą zrobię poniżej.
Zanim do tego przejdziemy warto tylko uświadomić sobie i to bez wartościowania co jest lepsze a co gorsze, jak różny jest punkt widzenia tamtych fachowców od mojego. Z jednej strony mamy utytułowanych naukowców, z imponującym dorobkiem, reputacją i praktyką terapeutyczną, po drugiej moją skromną osobę, której jedynym atutem jest  prawie 30 lat intensywnych relacji ze sporą ilością bardzo różnych kobiet.  Przez te lata, mimo wielu popełnianych błędów, problemów i zgrzytów generalnie prowadziłem bardzo dobre życie, rzadko się w moich relacjach nudziłem i zazwyczaj był to też niezły czas dla moich partnerek :-) Tak więc też coś mogę na ten temat powiedzieć.

Po tych wyjaśnieniach przejdźmy do  poszczególnych kwestii:

„Zobowiązania nie są dziś w modzie, co więcej – zabierają wolność, a ona jest właśnie, wraz z przyjemnością, na topie. „

Tutaj jestem tego samego zdania. Dla mnie wolność jest jedną z naczelnych wartości i w wielu miejscach na tym blogu można znaleźć wypowiedzi przestrzegające przed niepotrzebnym jej wyzbywaniem się.
Przyjemność jest też bardzo ważna, bo jeśli Bóg/ewolucja/kosmos (niepotrzebne skreślić) dał nam możliwość jej przezywania, to dlaczego nie mielibyśmy z tego w jakiś w miarę odpowiedzialny sposób korzystać? Przez „odpowiedzialny” rozumiem głównie „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe” i „nie zabijaj sam siebie”
„Pokusa wolności może dyskretnie przejść w swawolę. A swa wola, czyli własna wola, nie zakłada odpowiedzialności za drugiego. „
Hmmm, według Słownika PWN http://sjp.pwn.pl/szukaj/swawola „swawola” to:
1) beztroska zabawa
2) brak posłuszeństwa i samowolne działanie

Które z tych znaczeń miał na myśli pan profesor?
A propos odpowiedzialności za innych, to w kontekście relacji damsko-męskich, egoistycznie ale racjonalnie nie chcę mieć do czynienia z osobami, które nie są w stanie przejąć odpowiedzialności za własne życie. To ostatnie zdanie nie dotyczy oczywiście  sytuacji specjalnych takich jak bycie liną asekuracyjną, czy też np. kiedy jako kapitan jachtu jestem odpowiedzialny za zdrowie i życie wszystkich na pokładzie.
Nie chcę też, aby ktoś w związku ze mną próbował przejąć odpowiedzialność za moje życie :-)

„Ludzie chcą być otwarci na ten świat. „
Brawo!!

„A to oznacza pewien rodzaj dyspozycyjności, czyli brak wkorzenienia się w cokolwiek. Brak zobowiązań i konieczności liczenia się z czymś, co mogłoby hamować tę dyspozycyjność. „

Ja bym powiedział „brak wkorzenienia się kiedy nie jest to konieczne” i „unikanie niepotrzebnych zobowiązań i konieczności”

Dalej jest bardzo słuszna obserwacja o pewnej wizji małżeństwa: „Będę miał dzieci, te dzieci będą musiały chodzić do jakiejś szkoły i nie będę mógł wyjechać na pół roku do Chin czy Tajlandii. Czyli odbiorę sobie różne możliwości, które są w ofercie świata”.

Dokładnie o to chodzi. Dlaczego pozbawiać się możliwości, jakie daje nam świat, szczególnie zanim zdążyliśmy je naprawdę poznać?? Jeżeli wielu młodych ludzi tak myśli, to niezależnie od ich ostatecznych wniosków do jakich dochodzą cieszy mnie to, bo oznacza użycie własnego umysłu a nie bezrefleksyjne dopasowanie się to tradycji i rytuałów.

Dalej niestety mamy do czynienia z kilkoma uproszczeniami, typowymi dla kogoś, kto długo jest w jednym związku a próbuje interpretować postępowanie, którego prawdopodobnie nie zna z własnego, w miarę aktualnego doświadczenia:

„A kiedy przyjemność mija, wymieniamy partnera. Jak w szowinistycznym stwierdzeniu: zmieniłem model na lepszą wersję. Pierwsze potknięcie i schodzimy z parkietu. To jest jedno rozumienie związku „
Po pierwsze nie zawsze chodzi o przyjemność a już prawie na pewno nie o tylko jedną, której brak oznacza koniec relacji. Oczywiście są związki których jedyną podstawą jest wzajemna przyjemność w uprawianiu seksu (nic przeciwko temu) i jeśli ta przyjemność się kończy, to logicznie dalszy związek traci rację bytu. Z drugiej strony wielu ludzi mnie wliczając wchodzi w relacje z osobą płci przeciwnej z całej kombinacji różnych powodów i wtedy sprawa jest nieco bardziej złożona, nawet jeśli rozpatrywalibyśmy ją tylko z punktu widzenia przyjemności. Weźmy taki nieco uproszczony przykład:
Załóżmy że ktoś jest z drugą osobą, bo ważne są dla niego są następujące aspekty relacji

1) udany seks – sprawia przyjemność
2) ciekawe i wzbogacające rozmowy – sprawiają przyjemność
3) wspólne wyprawy -sprawiają przyjemność
4) radość wspólnych śniadań i kolacji -sprawia przyjemność z definicji :-)
5) uczestnictwo w kulturze – sprawia przyjemność

Przy takiej kombinacji pierwsze potknięcie zazwyczaj spowoduje zmniejszenie lub zanik przyjemności  w konkretnym  elemencie związku, ale dopóki jest to tylko jeden punkt i nie zamienia się to w grubą nieprzyjemność, to mało kto będzie natychmiast „wymieniał partnera” nieprawdaż? Zwłaszcza, jeśli w większości potknięć, bo tych mowa, będzie to przejściowe.
I gdzie w tym wszystkim jest szowinizm, przynajmniej w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa w języku polskim?

Jeśli chodzi o „przywileje”, jakie daje ślub to całkowicie zgadzam się z tym, co w tamtym artykule napisano :-)

Czytelniczkom szczególnie polecam wypowiedź pani de Barbaro zaczynającą się od słów „Kobiety nie czują małżeństwa jako ograniczenia wolności. A myślę, że właśnie dla nich często wiąże się ono z ogromną utratą wolności ….”
Ciesze się, że ktoś tak otwarcie o tym mówi.

Jeśli chodzi o podejście mężczyzn do faktu, że kobiety mogą już planować życie bez małżeństwa, to dziwi mnie nieco wypowiedź :”….lojalność pokoleniowa wymaga, by było tak samo jak u mojego ojca, dziadka i pradziadka. Jeśli jest inaczej, to czuję, jakbym ich zdradzał. „
Nawet ja, będąc w wieku rodziców większości z Was nigdy nie miałem takich myśli, jak to jest u Was młodzi Czytelnicy? Mi to pachnie interpretacją wydumaną z powietrza, ale może się mylę.

Warto poczytać o przyczynach kryzysów w małżeństwach spowodowanych „walką o władzę” i ewentualne przesunięcia tej ostatniej.  Opisany w poprzednim poście trzeci rodzaj relacji unika takiej sytuacji w zarodku, bo każdy zatrzymuje „władzę” na swoim terytorium i nie ma problemu  :-)
Ciekawa jest uwaga o wieloletnich małżeństwach w „starych dobrych czasach” kiedy: „Wiele z tych małżeństw później kamieniało w tej formie różnych wzajemnych gier, w jakimś nieszczęściu i poczuciu, że nie mogą się z tej formy wyrwać.”

Ja takie rzeczy ciągle jeszcze obserwuję w grupie wiekowej moich rówieśników :-(

Co do wypowiedzi: „Mówi się, że małżeństwo jest dobre wtedy, kiedy partnerzy stale chcą się zdobywać nawzajem…” to znowu pytam po co się zdobywać?? W trzecim modelu relacji nie ma takiej konieczności, bo relacją jest to, co w naturalny sposób pasuje obydwu stronom. Tego trzeba spróbować!! :-)

Opieranie się w dalszym wywodzie na tej kwestii zdobywania i mieszanie do tego zjawiska „reluctant young adults”  to wrzucanie do jednego pejoratywnego koszyka zarówno unikania małżeństwa (pochwalam :-)) jak też uchylania się od samodzielności w życiu (a fe, wstyd!!), a to jest tani chwyt retoryczny.

W pewnym momencie pada tam zdanie : „Czasami jeden z partnerów narzuca drugiemu taką ideologię: po co nam papierek? „
Tu też mamy do czynienia  z delikatna manipulacją Autorki wypowiedzi :-) To przecież  nie jest narzucanie ideologii, lecz normalne logiczne pytanie świadczące o tym, że pytający używa własnego mózgu do myślenia!

Dalej o małżeństwie „…..gdy mężczyzna prosi ją o rękę, to mówi jej tym samym, że ją bardzo kocha i jego uczucie do niej jest stabilne, w jakimś sensie dożywotnie. . A jak nie jest gotów tego powiedzieć, to wygląda, jakby się wahał, jakby jego uczucia były nie dość silne „
I tak ludziom wkłada się do głowy „probierz” jakości czyichś uczuć, którego zastosowanie to proszenie się o problemy w przyszłości.

„Czasem trudno jej mówić o tym, że nie czuje się dość ważna dla partnera. „
Jeżeli w relacji komunikacja jest na tyle zaburzona, że nie mówi się o takich rzeczach, to żadne małżeństwo tego nie uratuje.

Na zakończenie pan Profesor stwierdza: „Kiedy się oświadczam, to przekazuję: „kocham cię i wierzę, że będę z tobą do końca życia”. A jeżeli tego nie robię, to jakbym mówił: „kocham cię, ale nie wiem, co będzie za rok lub dwa”. ”
Hej, ta druga wersja jest odpowiedzialnym i realistycznym podejściem do życia!! Ja od partnerki nie chcę innego.

I jeszcze komentarz: „To jest bolesna informacja dla partnera, bo to znaczy, że nie oszalałem z miłości do niego. „
Hmmm… dla mnie bolesną byłaby informacja, że moja partnerka oszalała z jakiegokolwiek powodu, bo szaleństwo kwalifikuje się do terapii :-)

Sam miałem kiedyś wątpliwą przyjemność bycia prześladowanym przez taką „oszalałą z miłości do mnie” kobietę, a na koniec musiałem włamać się do jej mieszkania, aby ratować ją po próbie samobójczej. Wierzcie mi, to nie jest doświadczenie które polecam komukolwiek.

Pisze ten komentarz z przerwami już ponad 2 tygodnie, więc czas go wreszcie zakończyć i zabrać się za jakiś  porządny post :-)

Ważne jest, abyście zdawali sobie sprawę, że życie, a szczególnie relacje damsko-męskie są  czymś bardzo wielopłaszczyznowym. Dlatego jeżeli ktoś udziela nam rad na ten temat, to warto włączyć szare komórki i zastanowić się, na ile to co słyszę/czytam jest spójne wewnętrznie i spójne z moimi doświadczeniami i obserwacjami, a co jest tylko odbiciem różnych konwencji, stereotypów i uprzedzeń rozmówcy. Jak widać z powyższej dyskusji, przed tym ostatnim nie  chronią nawet tytuły naukowe :-)
PS: Naturalnie moje wypowiedzi trzeba również  brać pod lupę, bo i ja jestem omylnym i błądzącym człowiekiem :-)

Komentarze (38) →
Alex W. Barszczewski, 2010-10-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Spotkanie z Czytelnikami we Wrocławiu?

Po szkoleniach we Wrocławiu zostaję tam do soboty 23.10 i na razie mam wolny czas od ok. godziny 12 do 17.

Jeżeli byliby chętni moglibyśmy w tym czasie spotkać się i porozmawiać na dowolne tematy, tak jak zrobiliśmy to na wiosnę w Krakowie.

Proszę o wpisy zainteresowanych, abyśmy mogli oszacować czy i gdzie sie spotkamy.

Komentarze (62) →
Alex W. Barszczewski, 2010-10-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

O rodzajach relacji damsko-męskich

Po wielu wojażach i doświadczeniach czas znów na pisanie na blogu i interesujące dyskusje z Wami. Zastanawiałem się, czy zacząć od tematów biznesowych, czy też bardziej dotyczących naszego życia prywatnego i postanowiłem dokończyć istotny temat, o którym już wielokrotnie myślałem, a mianowicie jak właściwie różni ludzie budują swoje relacje z płcią przeciwną. Napisałem „różni ludzie” a właściwie powinienem napisać „my”, bo obserwacje wykazują, że bardzo wiele osób mnie w to wliczając, na jakimś etapie życia stosowało, bądź stosuje każde z wymienionych poniżej podejść.

Co to za podejścia?

Oby wyjaśnić co mam na myśli będę posługiwał się bardzo uproszczonym modelem, w którym czerwony lub niebieski okrąg symbolizują zakres cech charakteru i zainteresowań życiowych każdego z partnerów.  Dla uproszczenia założyłem też, że te zakresy są równe, choć w życiu mamy zazwyczaj do czynienia z bardziej skomplikowanymi konstelacjami.

Zacznijmy od najbardziej chyba romantycznej wizji dwóch połówek, które w oceanie życia szukają się długo, aby wreszcie wzajemnie się „dopełnić” i stworzyć jakąś „całość”, do tego może jeszcze niepodzielną.

dwie połówki

W tej koncepcji nie podobają mi się dwie rzeczy:

  • Określenie „połówka” symbolizuje coś, co z natury rzeczy nie jest kompletne. Jeżeli uważam się za niekompletnego człowieka co jest absurdalną koncepcją – przeważnie jesteśmy dalecy od doskonałości, ale jeżeli żyjemy i funkcjonujemy w społeczeństwie, to każdy z nas jest „całością”.  Odmienne postrzeganie prowadzi łatwo do wniosków „bez ciebie jestem nikim” i tym podobnych konkluzji niekorzystnych dla poczucia własnej wartości.
  • W wypadku ludzi efekt złączenia połówek bardziej kojarzy mi się z Frankensteinem niż z harmonijną jednostką :-)

Taka relacja znacznie lepiej wygląda w ckliwych romantycznych filmach niż później w życiu. Oczywiście zdarzają się też ludzie, którzy tę frazę o „dwóch połówkach” gdzieś zasłyszeli i potem bezrefleksyjnie „klepią” dalej, ale i to nie jest dobrym sygnałem.

Drugi rodzaj relacji jest bardzo rozpowszechniony.

Polega on na tym, że dwoje ludzie stwierdza, że pod wieloma względami pasują do siebie (obszar  zakreślony na żółto) i decydują się wejść w relację która mniej czy bardziej zakłada „uwspólnienie” wszystkich zakresów, też tych, w których nie ma naturalnego dopasowania „na dzień dobry”.  Następuje próba połączenia światów obydwu partnerów i zrobienia z tego jednej, wspólnej całości (zakreślonej kolorem zielonym).  To nie jest rzeczą prosta i często jest źródłem konfliktów lub prowadzi do wielu, czasem daleko idących kompromisów. A ten tak wychwalany w Polsce kompromis ma tę cechę, że żadna ze stron nie jest z nim naprawdę szczęśliwa. Jak nie wierzycie to rozejrzyjcie się dokładniej na ulicy lub wśród znajomych :-) Ile widzicie par, które uśmiechnięte i z tym charakterystycznym błyskiem w oku, trzymając się za rękę idą przez życie?

Dodatkowa trudność, to naturalna konieczność postawienia bardzo wysokiej poprzeczki w sprawie zbieżności charakterów, zainteresowań itp. u obydwu stron. To powoduje, że wiele osób stosujących to podejście w swoim życiu więcej czasu spędza na poszukiwanie tego teoretycznie „idealnego” partnera, niż na praktykowaniu ciekawych relacji damsko-męskich :-) A to czasem prowadzi do problemu małego Kazia, co w konsekwencji odcina nas od wielu przyjemności (w szerokim tego słowa znaczeniu, nie tylko chodzi tutaj o seks!), lub prowadzi do podejmowania decyzji, które wyglądałyby inaczej, gdybyśmy mieli lepsze rozeznanie „rynku” :-)

Trzeci rodzaj relacji, który po latach nie zawsze dobrowolnych eksperymentów :-) uważam za najlepszy dla mnie (co niekoniecznie oznacza najlepszy dla Ciebie Czytelniku!) ma postać następującą:

Dwoje „kompletnych” i świadomych siebie oraz swoich potrzeb (zarówno tych dotyczących brania jak i dawania) partnerów stwierdza, że istnieje pewien wspólny obszar charakterów, zainteresowań i potrzeb zaznaczony na rysunku kolorem żółtym. Ten obszar, w którym sprawy toczą się względnie bezproblemowo i wzbogacająco dla obydwu stron staje się całą relacją. Pozostałe obszary pozostają w gestii odpowiednio A i B, choć oczywiście drugi partner, jeśli chciałby i jest w stanie je poeksplorować, to jest mile widzianym gościem. Taka, pozornie „ograniczona” relacja ma istotne zalety takie jak np.:

  • Ponieważ zawartością relacji są elementy, które stosunkowo bezproblemowo działają, to odpada konieczność intensywniejszej „pracy nad związkiem”, a uwolniony czas i energię można zużytkować przyjemniej i produktywniej.  Kiedyś wspominałem już o tym w metaforze o motocyklu i samochodzie :-)
  • Z powodu opisanego powyżej, tym co jest naszą relacją możemy delektować się „na maxa”
  • Sam proces dobierania się jest znacznie uproszczony, bo jeżeli będziemy unikali przypadków patologicznych o których pisałem w postach „Stabilność emocjonalna” i „No hassle in my castle” to właściwie jakiekolwiek pokrywanie się obszarów A i B wystarczy do wystartowania z danym człowiekiem relacji opartej na tych wspólnych elementach. *) Uwaga, patrz uzupełnienie pod postem
    Dzięki temu możemy wchodzić w związki z osobami np. bardzo różnymi od nas, a to niesie ze sobą potencjał znacznego rozszerzenia naszych horyzontów.  To ostatnie zdanie piszę z własnego doświadczenia, które uważam za niezwykle cenne dla mnie, nawet jeśli po drodze zdarzały się różne komplikacje wynikające zresztą głownie z pomieszania opisywanego aktualnie podejścia z poprzednim.
  • Ta forma relacji jest często jedyną, jaką możemy mieć z całkiem sporą grupa ciekawych ludzi. Pisałem o tym w poście „Wolisz 100% przecietności, czy 10% czegoś super?„
  • W razie, gdyby relacja z jakichkolwiek powodów się skończyła, to znacznie prościej jest uporządkować wszystkie sprawy w takim układzie, niż w tym poprzednim, nie mówiąc już o „dwóch połówkach”. A obserwacje wskazują, że z czasem większość związków ulega co najmniej daleko idącej „metamorfozie” i ich zakończenie jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem.  Nawet jeśli miało by się to odbyć według niemieckiego powiedzenie „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”

Zdaje sobie sprawę, że takie postawienie sprawy może wywołać sprzeciw u wielu z Was, niemniej możemy sobie przecież podyskutować tez i na taki temat.

Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

*) Uzupełnienie 28.09 – trochę za bardzo uprościłem te kryteria.  W praktyce sprawdzam jeszcze, czy dana osoba nie robi czegoś, co  mogłaby być dla mnie niebezpieczne np. działalność przestępcza, narkotyki itp.

Komentarze (80) →
Alex W. Barszczewski, 2010-09-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

No hassle in my castle – tuning cz.1

W postach o stabilności emocjonalnej, oraz „hassle makers” opisałem według jakich kryteriów eliminuję z mojego życia ludzi, którzy w negatywny sposób wpływają na jego jakość.

Dla wielu z was było to dość dyskusyjne podejście, niemniej mnie osobiście podobają sie jego długoterminowe rezultaty, nawet jeśli jego aplikacja czasem nie jest prosta.

Dziś opowiem Wam o jeszcze jednej metodzie, której stosowanie znacząco poprawia moją jakość życia.  Tym razem nie chodzi o wykluczenie kogoś z mojej rzeczywistości, lecz jedynie o decyzję ile czasu spędzam  z daną osobą. Aby uniknąć tutaj długiego wywodu opiszę to w pewnym uproszczeniu, bo życie to nie matematyka :-) Chodzi o przekazanie samej idei a nie dokładnych progów postępowania, to każdy musi zdecydować sam dla siebie.

Zacznijmy od kilku istotnych uwag wstępnych:

  • podejście takie stosuję do relacji prywatnych, moja praca zawodowa częściowo polega na rozwiązywaniu problemów
  • „tuning” ma charakter dynamiczny, to oznacza, że dana osoba bardzo łatwo może poruszać się w obydwu kierunkach skali
  • tuning nie obejmuje sytuacji, kiedy trzeba pomóc komuś w potrzebie jako lina asekuracyjna
  • Tuning nie obejmuje pomocy z powodów humanitarnych

O co w tym wszystkich chodzi?

  1. Zaobserwowałem, że kiedy rozmawiam z ludźmi w pozytywny i konstruktywny sposób, to moja energia życiowa i zadowolenie rosną.
  2. Dokładnie odwrotnie jest, kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy narzekają, opowiadają o wszelkich nieszczęściach tego świata lub ich wypowiedzi przepełnione są poczuciem bezsilności lub/i agresji.

Stąd prosty wniosek, że jeśli, przy uwzględnieniu opisanych powyżej uwag wstępnych, będę więcej czasu spędzał na pozytywnej konwersacji, to będzie lepiej dla mnie. Praktyczne obserwacje samego siebie, jak zapewne sobie wyobrażacie,  potwierdzają słuszność tego założenia.

Jak to wygląda u mnie stosowanie tego w praktyce (uwaga! opis jest bardzo uproszczony!):

Każdy z nas lubi czasem pomarudzić, więc jeśli komunikacja z drugim człowiekiem zawiera powiedzmy do 5% takich negatywnych elementów z grupy 2 to nie ma w ogóle problemu.

Jeżeli ktoś, z wykluczeniem sytuacji opisanych w uwagach wstępnych przekracza ten limit, to zaczynam stopniowo ograniczać kontakt z taką osobą. Takie ograniczenie zależy od procentowej zawartości negatywnej komunikacji, przy czy w moim wypadku trudno mówić o zależności proporcjonalnej, raczej wygląda to jak wykres malejącej funkcji wykładniczej, czyli mamy dość szybki „zjazd” ale zawsze zostaje coś, na czym ewentualnie można wszystko odbudować. Osoba, która ze mną tak komunikuje najpierw może zaobserwować spadek ilości kontaktów inicjowanych z mojej strony, potem też moja dostępność dla jej inicjatyw, jak jest bardzo źle to na końcu zostawiam tylko gotowość udzielania pomocy humanitarnej.

Gwoli dokładności warto zauważyć, że aby rozmowa była „zaliczona” jako pozytywna nie musi ona dotyczyć miłych rzeczy. Ostatnio miałem konwersację z kimś, kto wkurzył się na pewną swoją negatywną sytuację życiową i po jej dokładnym opisaniu zaczął mówić co zamierza z tym zrobić. To jest wypowiedź z grupy 1 więc zawsze mile widziana!

Stosując taką prostą metodę sprawiłem, że mam wokół siebie znajomych, z którymi rozmowa jest dla mnie budująca i wzbogacająca, za co im w tym miejscu serdecznie dziękuję. Moje życie jest znacznie ciekawsze i przyjemniejsze dzięki Wam!

Na tego rodzaju kontakty zawsze jestem otwarty, bo przecież dobrej energii nigdy za wiele, można to potraktować jako zaproszenie :-)

A  jak Wy podchodzicie do tego zagadnienia i z jaką konsekwencją :-)

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (56) →
Alex W. Barszczewski, 2010-08-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak załatwić sobie eksperta za friko :-)

W poprzednim poście obiecałem wyjaśnienie, jak studenci ze Szczecina załatwili sobie warsztaty za darmo.

Zaczęło sie od tego, że kiedyś jeden z członków tego Koła napisał u mnie na blogu post gościnny. To oczywiście nie był warunek konieczny dalszych moich działań dla nich, ale postawił Autora tamtego postu w pozycji bardzo pozytywnej „purpurowej krowy”
http://alexba.eu/2008-06-13/rozwoj-kariera-praca/purpurowa-krowa/
i był  rezultatem „wychylenia się”
http://alexba.eu/2007-03-11/rozwoj-kariera-praca/jak-wybic-sie-w-zyciu-cz-1/
http://alexba.eu/2007-03-16/rozwoj-kariera-praca/pare-uwag-o-wychylaniu-sie/

To bardzo ułatwiło dalsze kontakty ze mną, choć jak juz wspomniałem nie było warunkiem koniecznym.

Po kilku miesiącach dostałem mail, który nawet bez tego postu przekonałby mnie do spotkania (o szkoleniu jeszcze nie było mowy) z tymi ludźmi. Za zgoda jego Autora przytoczę go w całości usuwając jedynie numer telefonu, bo jest to bardzo dobry przykład jak załatwiać takie rzeczy.

„Witaj Alex!

Michał Hubicki z tej strony, chociaż piszę do Ciebie  w imieniu nie tylko swoim,ale i grupy moich rówieśników,którym spodobał się Twój blog i podejście do życia. Chcielibyśmy zaprosić Cię na rozmowę przy kawie.

Na początek kilka słów o tym, kim jesteśmy:

Od strony formalnej nazywamy się Prolepsis i jesteśmy kołem naukowym na szczecińskim wydziale prawa. Od strony mniej formalnej natomiast – po prostu grupką kilkunastu osób, które chcą uczyć się od siebie i rozwijać w tych strategicznych dziedzinach życia, w których publiczna edukacja – ze względu na 'hurtowy’  i masowy jej charakter – nie do końca jest stanie zapewnić nam skuteczną naukę.

Sztandarowo zajmujemy się retoryką, ale na naszych cotygodniowych spotkaniach poruszamy tematy związane z szeroko pojętą komunikacją i rozwijaniem umiejętności miękkich.Organizujemy też konferencje i warsztaty otwarte dla braci studenckiej ;)

Więcej o nas i o tym,czym się zajmujemy:

http://mec.univ.szczecin.pl/prolepsis/

W sobotę, 17 kwietnia, nasza  grupa pojawi się w Warszawie i chcielibyśmy zaprosić Cię na wspólną pogawędkę przy kawie tego właśnie dnia.

Zdajemy sobie sprawę, z tego, że to, czy się spotkamy będzie zależało od wielu czynników – m.in od Twojego grafiku,odrobiny szczęścia i solidnego przygotowania się z naszej strony co do tego, jakie tematy chcielibyśmy poruszyć. Jako że na pierwsze i drugie nie mamy wpływu – postanowiliśmy zadbać o to trzecie  ;)  Mianowicie:  bardzo bliskie nam są tematy związane ze skutecznymi metodami 'dotarcia’ do pracodawcy.  W szczególności dotyczące tego, na co powinniśmy zwrócić uwagę na etapie na którym się znajdujemy (lata 1-3 studiów) i bezpośrednio po nim następującym (związane z szukanie pracy), żeby móc maksymalnie wykorzystać dany nam czas i możliwości. Ze swojej strony pamiętam, że kiedyś np. na blogu wspominałeś np. o tym, że błędem jest popularna ku temu droga pisania i zostawiania CV u pracodawcy – chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej na ten temat.

Propozycji tematów jakie chcielibyśmy poruszyć jest zresztą dużo więcej –  od ogólnych, takich jak 'obrona’ swojej swobody życiowej, w szczególności przed manipulacją i naciskami z zewnątrz, po dość konkretne – takie jak w jaki sposób prowadzić ustalenia i negocjacje, żeby druga strona wywiązywała się z nich i nie wycofywała się w ostatniej chwili (problem pojawia się w naszym przypadku często w związku z organizowanymi przez nas konferencjami – prelegentom często coś 'wypada’ na dzień dwa przed spotkaniem).

Jako że będzie nas 12-14 osób, zastanawialiśmy się nad formą spotkania – pomyśleliśmy że niezłym pomysłem byłoby podzielenie spotkania na dwie części – pierwszą tematyczną, związaną z głównym tematem dotarcia do pracodawcy i drugą, bardziej luźną przeznaczoną na pytania od Twoich nowych czytelników do Ciebie związane z tym, co robisz i o czym piszesz. To jest oczywiście tylko  proponowany przez nas zarys i forma – chętnie dostosujemy się do takiej jaka będzie najbardziej Tobie odpowiadać.

W razie takiej potrzeby – numer kontaktowy do mnie: xxx xxx xxx

pozdrawiam serdecznie

Michał Hubicki”

Warto tutaj zwrócić uwagę na takie elementy tego listu jak:

  • generalnie luźny i serdeczny ton
  • unikanie szablonowych zwrotów i drętwego języka
  • dość dokładne przedstawienie kim są potencjalni uczestnicy, co wspólnie robią  i o co generalnie chodzi im w edukacji
  • maksymalne ułatwienie mi spotkania poprzez zaproponowanie go w Warszawie
  • klarowne wyrażenie o czym chcieliby porozmawiać
  • deklaracja dużej elastyczności
  • lat but not least chodziło o niezobowiązujące porozmawianie przy kawie

O samym spotkaniu pisałem tutaj: http://alexba.eu/2010-04-18/tematy-rozne/spotkanie-ze-studentami/

Mieliśmy tak dobrą rozmowę, że sam zaproponowałem im małe warsztaty podczas mojego letniego Gypsy Time w Miedzyzdrojach

Jeden z będących w podobnym wieku naszych Czytelników z Warszawy, którego poznałem na Power Walk, a który na spotkanie w Warszawie przyleciał kiedyś z Barcelony („purpurowa krowa” :-)) został zaproszony „przy okazji”, bo akurat tez często dyskutowaliśmy o sprawach negocjacji :-)

Resztę już znacie :-)

Dla kontrastu ten drugi mail, który napisał do mnie ktoś z innego Koła Naukowego, z kim nigdy wcześniej nie miałem do czynienia (po usunięciu danych identyfikujących nadawcę):

“Witam,
Jestem studentką XXXX.
Nasze Koło Naukowe organizuje Seminarium Biznesowe “YYYYYYYY” i chcielibyśmy aby poprowadził pan dla nas szkolenie z Psychologii Sprzedaży.
Jeśli będzie pan zainteresowany to proszę o kontakt.
Serdecznie pozdrawiam,
ZZZZ
”

Wszystko jasne? Podobnie funkcjonuje to w wielu dziedzinach życia.

Jeżeli macie jakiekolwiek uwagi lub pytania to zapraszam do komentarzy.

Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2010-08-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

II Międzyzdrojski Dzień Negocjacji :-)

W ostatnią niedzielę poprowadziłem drugie już z kolei warsztaty negocjacyjne w słonecznych Międzyzdrojach.

Pierwsze rok temu zrobiłem na plaży (!!) z Aniołkami i całkiem nieźle to wyszło :-)

W tym roku zaprosiłem do siebie studentów z Koła Naukowego Prawników Uniwersytetu Szczecińskiego plus  jednego z Czytelników.

Uczestnicy warsztatów

Zrobiliśmy to całkiem porządnie, na bazie dość wymagającego kazusu biznesowego, z kamerą wideo i mną jako sparring partnerem :-)

Jak zwykle w wypadku ludzi, którzy nie przeszli porządnego szkolenia negocjacyjnego uczestnicy zaliczyli sporo wpadek, które będą cenną nauką na całe życie. Dla pocieszenia, wiele z tych błędów wychodzi przy trenowaniu ludzi, którzy właściwie powinni już umieć znacznie więcej :-)

Dla mnie było to kilka bardzo ciekawie spędzonych godzin, podczas których znów mogłem się przekonać, jak bardzo zdolnych młodych ludzi mamy w tym narodzie.

Aby nie poprzestać na suchej relacji mały quiz dla Czytelników:

Jak Ci ludzie sobie to załatwili, że podczas moich wakacji zgodziłem się poprowadzić dla nich zupełnie poważne szkolenie za darmo?

Dla ułatwienia zamieszczę pełny tekst (po usunięciu danych identyfikujących nadawcę) innego zaproszenia, na które odpowiedziałem odmownie:

„Witam,
Jestem studentką XXXX.
Nasze Koło Naukowe organizuje Seminarium Biznesowe „YYYYYYYY” i chcielibyśmy aby poprowadził pan dla nas szkolenie z Psychologii Sprzedaży.
Jeśli będzie pan zainteresowany to proszę o kontakt.
Serdecznie pozdrawiam,
ZZZZ
”

Czego brakuje w tym mailu? :-)

Komentarze (21) →
Alex W. Barszczewski, 2010-08-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

No hassle in my castle :-)

Pamiętacie mój post o niestabilności emocjonalnej? Mam nadzieję, że w międzyczasie wbudowaliście sobie odpowiednie „czujniki” rozpoznające taką niestabilność u potencjalnych kandydatów/kandydatki na bliższe znajomości. Wczesna eliminacja takich osób z naszego życia jest bardzo istotnym warunkiem jeśli chcemy żyć naprawdę dobrze, zwłaszcza w sensie emocjonalnym.

Dziś przyjrzyjmy się innej zasadzie, którą podłapałem podczas moich bytności w USA i której stosowanie przyczyniło się bardzo do podniesienia jakości mojego życia. Musze przy tym przyznać, że dopiero ostatnio zacząłem korzystać z niej z pełną konsekwencją, co skokowo poprawiło mi nastrój i codzienne przeżycia :-)
„Hassle” jest takim ciekawym słowem, które w zwięzły sposób opisuje:

  • (najczęściej niepotrzebne) kłopoty, problemy, nieprzyjemności, zakłócenia, niewygody
  • starcia i sprzeczki
  • nieprzyjemne, (najczęściej dodatkowe i niekonieczne) czynności lub działania, które należy wykonać w celu osiągnięcia czegoś
  • coś, co nam dokucza lub nas zamęcza

Zasada „no hassle in my castle” oznacza eliminację z naszego życia osób, które są permanentnym źródłem jednego z powyższych zjawisk. Kropka. Jaka ulga ! Ile miejsca dla nowych, fajniejszych relacji!! :-)
Zwróćcie uwagę na słowo „permanentny”, bo powyższe zdania nie oznaczają „wywalania” z naszej rzeczywistości ludzi, którym zdarzyło się jedno drobne potknięcie :-)

Z drugiej strony wielu z nas (w tym i ja do stosunkowo niedawna) grzeszy nadmierną tolerancją takich zachowań, w imię tak naprawdę nie wiadomo czego. Pozwalamy innym na nieproszoną krytykę, zrzędzenie, czepianie się, stawianie różnych dziwnych warunków, domaganie się zbędnych w gruncie rzeczy aktywności, bezsensowne utrudnianie wspólnych przedsięwzięć, rozwalanie wspólnych planów itp.
Z tym należy skończyć bo:

  • czas naszego życia na tej planecie jest ograniczony, a na dodatek niezależnie od wieku nie wiemy ile dni ma jeszcze każdy z nas. Nie pozwólmy innym na ich marnowanie!
  • ponad 6 miliardów ludzi na ziemi daje wystarczająco duży wybór, nie jesteśmy skazani za zadawanie się z tymi, co wnoszą nam „hassle into our castle” :-)

Jakość mojego życia, po eliminacji osób niestabilnych emocjonalnie oraz konsekwentnym zastosowaniu zasady opisanej w dzisiejszym poście podniosła się skokowo na dość rekordowe poziomy. Co ciekawsze nie były do tego potrzebne ani dodatkowe pieniądze, ani inne zasoby!!
Pięknie, nieprawdaż?

Możecie z tego wyciągnąć coś dla siebie?

Komentarze (41) →
Alex W. Barszczewski, 2010-07-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wyjatkowy Gypsy Time :-)

Witajcie drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy!!

Tym razem zostawiłem Was przez wyjątkowo długi okres czasu, tak długi że różnymi kanałami zacząłem otrzymywać zapytania, czy wszystko u mnie w porządku.

Dziękuję Wam wszystkim za tę troskę, to bardzo miło wiedzieć, że tak dużej grupie ludzi nie jest obojętne co się ze mną stanie :-)

Obiecuje, że może za wyjątkiem jednej wyprawy w lutym 2011 nie pozostawię Was tak długo w niepewności.

Jeśli ktoś, kto jest przy życiu tak długo się nie odzywa, to zasadniczo są dwie możliwości:

  • powodzi mu się bardzo źle i nie chce tym obciążać innych
  • powodzi mu się tak dobrze, że nie ma czasu i/lub energii aby dzielić się tym ze światem :-)

Całe szczęście, że w moim przypadku zdecydowanie chodziło o tę drugą ewentualność (tak naprawdę to powinienem pisać w czasie teraźniejszym bo ten stan trwa nadal :-))

Oczywiście w międzyczasie miałem też kilka ambitnych i wymagających projektów w nowymi klientami, w tym jednym zagranicznym. To co potem wygląda jak przysłowiowa bułka z masłem, wymagało dużej koncentracji na tym, co się robi zarówno w fazie przygotowań, jak i samego przeprowadzenia. Tym bardziej, że chodziło przy tym tez o sprawy, na rozwiązywanie których nie ma instrukcji :-) Tak mi zleciało kilka tygodni, ale najciekawsze jest to, co robiłem w międzyczasie i potem.

W którymś momencie powiedziałem sobie: „Rozwiązujesz czasem bardzo skomplikowane zagadnienia u swoich klientów korzystając ze swojego rozumu i dostępnych, często ograniczonych zasobów. Co by było, gdybyś konsekwentnie zastosował ten sposób myślenia i działania dla dalszego polepszenia jakości Twojego życia?”

Od słowa do czynu :-) Zacząłem od analizy zasobów, która miedzy innymi wykazała następujące:

  • generalnie, według mojego stanu wiedzy, jestem w dość dobrym zdrowiu :-)
  • nie mam żadnych długów do spłacenia
  • poza kilkoma bezproblemowymi dla mnie gentleman’s agreement nie mam znaczących zobowiązań jakiegokolwiek rodzaju
  • mogę skorzystać z dwóch „baz”, jednej w Berlinie a drugiej nad polskim morzem
  • nie muszę się troszczyć o zamówienia na drugą połowę roku, niektórzy klienci nawet zapłacili z góry aby mnie „zaklepać”
  • nie mam potrzeby lansowania sie lub błyszczenia posiadaniem rzeczy materialnych, co utrzymuje moje koszty na niskim poziomie
  • generalnie, jak już chcę, to potrafię dość dobrze używać mojego umysłu :-)
  • potrafię łatwo nawiązywać kontakty z bardzo różnymi ludźmi

Przegląd wykorzystania powyższych wykazał spore marnotrawstwo niektórych i niewystarczające użycie tych dwóch ostatnich :-) O tym pierwszym problemie napiszę wkrótce.

Dalej sprawa była już względnie prosta :-) Ci z Was, którzy pracują jako managerowie znają ten proces: mamy sytuacje obecną, określone zasoby, sytuacje pożądaną i tzw. „gap” (lukę miedzy tym co jest a tym co chcemy aby było) który chcemy domknąć.

Dobra strategia może być dość ogólna w kwestii celów, ale powinna bardzo klarownie definiować priorytety, które w moim przypadku brzmiały bardzo prosto:

  • interesujące i zróżnicowane przeżycia zarówno fizyczne jak i intelektualne
  • dobre zdrowie i kondycja fizyczna aby móc maksymalnie delektować się punktem pierwszym :-)
  • dobry i pozytywny stan ducha
  • unikanie „efektu tunelowego„

Te prościutkie założeniu umożliwiały łatwą ewaluacje każdej mozliwości, bo kto chciałby przy 30C bawić się w długie analizy? :-)

Jaki jest tymczasowy (bo Gypsy Time jest dopiero na półmetku) rezultat tych działań? Tutaj szczegółowa relacja kłóciłaby się z moją zasadą nieupubliczniania życia prywatnego, a w dodatku spowodowałaby konieczność uprzedniego sprawdzania pełnoletniości czytających :-)

Dlatego opiszmy to może porównując mnie do sytuacji  dziecka, które na wakacje zamieszkało w Disneylandzie z wolnym wstępem na wszystkie atrakcje :-)

Istotną różnicą w stosunku do tegoż dziecka jest fakt, że nie chodzi przy tym wyłącznie o tzw.” płytkie przyjemności”  które stosunkowo szybko mogą się znudzić, lecz też o takie, które dotykają nas głęboko w każdym aspekcie bycia człowiekiem, powodując w nas przy tym pozytywne zmiany .

Uważni Czytelnicy zauważą pewnie, że nie wykluczam tych  „płytkich”, bo przecież i z nich składa się nasze życie! A przecież chcemy żyć pełnia życia, nieprawdaż?

Ciekawym efektem ubocznym jest redukcja mojej w miarę stałej od kilku lat (nad)wagi o ponad 10 kg i to bez żadnych diet! Wystarczyło trochę rozsądku przy jedzeniu i urozmaicona (oraz zazwyczaj bardzo przyjemna)  aktywność fizyczna :-)

Jakie wady wykazało opisane powyżej podejście?

  • czasowo zaniedbałem ten blog i pisanie innych tekstów
  • sterta książek do przeczytania nie zaczęła maleć

Z tego wynikają następujące korekty na drugą połowę lata:

  • pewne wyrównanie proporcji między hedonistycznym a intelektualnym podejściem w wyborze aktywności danego dnia, bo chyba przesadziłem z tym pierwszym :-)
  • odrobina dyscypliny przejawiającej się w wyznaczeniu sobie codziennego pensum czasu przeznaczonego na czytanie i pisanie. Zobaczymy jak mi z tym pójdzie

Dziś właśnie jest pierwszy dzień tego skorygowanego podejścia, stąd mój tekst na blogu.

Nie było jego zamiarem „pochwalenie się” jak dobrze mi się teraz żyje. Bardziej zależy mi na tym, aby wielu z Was czytając ten post uświadomiło sobie że napisał go człowiek, który:

  • z Waszego punktu widzenia jest w dość zaawansowanym wieku, a więc pod wieloma względami możecie pobić go na głowę sprawnością i energią (to piszę serio!!)
  • żyje w Polsce
  • pracuje głównie w Polsce nie korzystając z żadnych „układów”, po prostu zarabia dostarczając klientom realna i znaczącą wartość dodaną
  • płaci w Polsce normalne podatki i ZUS bez nielegalnego kombinowania i przekrętów

Wniosek z tego taki, że jeżeli taki gość jak ja potrafi to zrobić, to Wy, najdalej w perspektywie kilku lat tym bardziej!! Trzeba tylko uświadomić sobie gdzie jesteśmy i co naprawdę jest dla nas ważne, a potem samodzielnie używać swojego mózgu ! I unikać niepotrzebnego rozpraszania zasobów!

Jeżeli ktoś ma podobne priorytety do moich, to wiele wskazówek znajdzie na blogu, zarówno we wpisach, które zamieściłem, jak i w tych, które planuję.

Wszystkim życzę realizacji waszego wymarzonego życia i zapraszam do wypowiedzi w komentarzach

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-07-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Tematy różne

Stabilność emocjonalna

Dziś porozmawiajmy o bardzo istotnej kwestii charakteru człowieka, a mianowicie o stabilności emocjonalnej. Bardzo często mam wrażenie, że dobierając sobie partnerów do mniej lub bardziej trwałych relacji zwracamy zbyt mała uwagę na ten czynnik, co potem bardzo negatywnie odbija się na naszej jakości życia.
Dla zilustrowania o co mi chodzi posłużę się bardzo prostym przykładem kulki spoczywającej na różnych powierzchniach.

stabilny układ
W tym układzie kulkę można stosunkowo łatwo wychylić z położenia równowagi, ale puszczona wolno sama do niego wróci.
W przełożeniu na człowieka opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz. Z mojego punktu widzenia jest to normalny, zdrowy pod tym względem człowiek z którym można przedsięwziąć wiele różnych rzeczy.
Oczywiście im bardziej wklęsłą jest ta powierzchnia tym trudniej wychylić tę kulkę, w skrajnym przypadku będzie ona zablokowana pomiędzy ściankami jak na następnym rysunku.

zablokowany system

Takie podejście jest bardzo dobre dla pilota samolotu, którym będę w sobotę leciał do Polski, ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.

Przeciwieństwem ostatniego podejścia jest następujący i niestety dość często występujący układ:

układ niestabilny

Tutaj wystarczy już najdrobniejszy impuls, aby kulka coraz szybciej zaczęła się staczać w dół i potrzeba jest zewnętrznej siły (czasem nawet znacznej) aby ten proces powstrzymać i ewentualnie wrócić z nią do pierwotnego położenia. Takie zachowanie często widzę u ludzi w Polsce, drobna przyczyna powoduje samorzutne „nakręcanie się” danej osoby i sytuacja szybko eskaluje i eskaluje.   Jeżeli jesteście na etapie poznawania drugiej osoby, to zalecam pilne wypatrywanie znaków ostrzegawczych, świadczących o takim problemie potencjalnego partnera/partnerki. Ludzie o takim wzorcu reakcji mogą być na co dzień przemiłymi osobami, o wielkim sercu i pełnymi innych zalet. Nie zmienia to niestety faktu, że dla człowieka, który zamierza mieć wysoka jakość życia i współżycia z innymi taki potencjalny partner to proszenie się o problemy i frustracje.
Dodatkowo, takie zachowanie może być symptomem leżących głębiej, znacznie poważniejszych problemów, z którymi na pewno nie chcielibyście być skonfrontowani (chyba że ktoś jest psychoterapeutą). Po co Wam to? Stanowczo odradzam (a rzadko tak zdecydowanie wypowiadam się na tych łamach)

Łagodniejszym przypadkiem powyższej przypadłości jest osoba, którą można porównać do kulki spoczywającej na płaskiej powierzchni. W tym przypadku jakikolwiek impuls zakłócający też spowoduje ruch kulki ograniczony tylko tarciem i oporem powietrza, ale przynajmniej nie mamy tutaj efektu samowzmacniania :-)
neutralny

O ile możemy ewentualnie akceptować takie osoby jako luźnych znajomych, to też odradzam wiązanie się z nimi na dłużej. Chyba że ktoś lubi „pracę nad związkiem” zamiast delektowania się nim, masochistów przecież nie brakuje.

Każdemu z Czytelników zalecam też zrobienie „rachunku sumienia” jak to wygląda u każdego z nas. Bycie niestabilnym emocjonalnie skazuje nas na utratę wielu atrakcyjnych możliwości w życiu i mam teraz na myśli nie tylko relacje z innymi ludźmi. Tutaj bardzo przydatną może okazać się szczera informacja zwrotna od kogoś bliskiego, choć oczywiście wymaga ona zawsze zweryfikowania.

Na ile sprawdzacie ten czynnik u potencjalnych partnerów/partnerek i jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?

Komentarze (105) →
Alex W. Barszczewski, 2010-06-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 27 of 67« First...1020«2526272829»304050...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
    • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
    • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
    • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
    • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
    • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
    • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
    • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
    • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
    • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
    • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
    • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
    • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
    • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
    • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
    • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
    • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
    • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
    • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
    • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
  • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
    • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
  • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
    • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
  • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
    • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
  • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
    • Witek Zbijewski: noveeck:...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025