Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Gościnne posty

Historia M.G.

Witajcie po długiej przerwie. Mam w głowie kilka nowych postów, ale wczoraj w nocy otrzymałem mail od Czytelnika, który bardzo spodobał mi się i po rozmowie telefonicznej przekonałem go, aby zgodził się na jego publikację. Myślę, że może to być inspiracją dla wielu Czytelników. Kolega prosił tylko o użycie w tekście jego inicjałów, oraz wykasowanie nazwy firmy, co chętnie zrobiłem, bo cała reszta jest bardzo istotna.  Zapraszam Was do lektury i do dyskusji na blogu. M.G. obiecał, że w miarę możliwości i wolnego czasu będzie odpowiadał na Wasze komentarze.
_______________________________________________________________________
Nazywam się M.G. i jestem wiernym czytelnikiem Twojego bloga. Piszę ten list ponieważ chciałbym Ci opowiedzieć historię jaka mi się przydarzyła. Może najpierw parę słów o sobie. Mam 25 lat, studiowałem zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Mimo, że studia skończyłem 2 lata temu wciąż się nie obroniłem (ale  w końcu na czerwiec mam wyznaczony termin obrony : ). W Polsce pracowałem w amerykańskiej firmie brokerskiej gdzie przez rok zdobywałem doświadczenie w pracy korporacyjnej. Choć tak naprawdę to raczej byłem tam jako pomoc biurowa :) W styczniu postanowiłem to wszystko rzucić i wyjechać do Norwegii w poszukiwaniu szczęścia właśnie tam. Wcześniej już trochę jeździłem po świecie w poszukiwaniu pracy ale były to głównie wyjazdy 3-4 miesięczne w czasie wakacji ( USA, Kanada, Cypr, Hiszpania). Nie powiem, te wyjazdy bardzo dużo mi dały. Sprawdza się to o czym tak często piszesz na swoim blogu. Jesteś młody? Jedź w świat zdobywać bezcenne doświadczenie, imaj się każdej pracy jaka Ci się trafi (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku:)
Początki tutaj w Norwegii były naprawdę trudne, nie mogłem znaleźć żadnej pracy, było zimno i ciemno (luty, marzec) a pieniędzy niestety ubywało.ja też niestety nie miałem żadnego doświadczenia w jakiś pracach budowlano-wykończeniowych a właśnie takich pracowników tu potrzebują głównie. Miałem parę momentów zwątpienia, myślałem o powrocie do Polski ale nie chciałem się mimo wszystko poddawać i wracać z opuszczoną głową… W końcu w kwietniu coś się ruszyło, pojawiły się prace sezonowe, głównie sprzątanie ogródków, zamiatanie liści, jakieś malowanie. Nie było tego dużo ale pozwalało na przeżycie. Tydzień temu dostałem propozycję rozdawania ulotek w centrum Oslo dla jednej z firm telekomunikacyjnych.. Praca łatwa miła i przyjemna za w sumie całkiem niezłe pieniądze (ach, te Norweskie stawki :) ) W piątek menager który mnie zatrudnił poprosił żebym przez weekend pomyślał w jaki sposób mógłbym dotrzeć do Polskich klientów tutaj w Norwegii. Wiadomo trochę nas tu jest, więc to łakomy kąsek, szczególnie, że firma wcześniej się nie nastawiała w ogóle na Polaków (wystarczy powiedzieć, że jestem jedynym Polakiem pracującym dla nich w Norwegii) Wczoraj rano jeszcze rozdawałem ulotki, popołudniu natomiast zostałem zaproszony na rozmowę aby przedstawić swoje pomysły. Spodobały mu się na tyle, że przedstawił mnie naszemu CEO i poprosił abym powtórzył mu swoje przemyślenia. Ten natomiast następnie zrobił małą telekonferencję z menagerami od marketingu z Londynu. Przedstawiłem im jeszcze raz swoje pomysły po czym zostałem mianowany…  Polish segment marketing executive na Norwegię… Mam tworzyć a także wprowadzać strategię rozwoju firmy w Polskiej społeczności tutaj w Norwegii. Dostałem swoje biurko,  komputer, telefon i sztab najlepszych marketingowców z Londyńskiego City do pomocy. Dzisiaj miałem pierwszy dzień na nowym stanowisku, cały spędziłem w sumie na konsultacjach z ludźmi z Londynu. Czuję się niesamowicie w tym wszystkim. Zdaję sobie sprawę, że na razie nic nie osiągnąłem, dopiero dostałem szansę, a czy ją wykorzystam zależy już tylko ode mnie… Nie zmienia to chyba jednak faktu, że ta cała historia jest jakby wyjęta z filmu… Taki American Dream… Wczoraj jeszcze rozdawałem ulotki i wyrywałem chwasty a dzisiaj jestem executive menagerem w międzynarodowej korporacji w Oslo. W tym miejscu chciałem CI bardzo podziękować, bo bez czytania Twojego blogu pewnie nigdy bym w siebie nie uwierzył (zawsze miałem z tym problemy). Mam także parę pytań, może bardziej prośbę o poradę…Jak ja mam się w tym wszystkim odnaleźć? Albo inaczej bo ku mojemu zdziwieniu właśnie się świetnie odnajduję w zaistniałej sytuacji :) Może jakieś porady na czym mam się skupić, czego unikać? Bo przyznam, że troszkę mam obaw, ale w sumie bardziej to wszystko traktuję jako ogromne wyzwanie i przygodę! Bo w sumie do stracenia nie mam nic a do zyskania naprawdę dużo. Cholera, nigdy nie byłem tak pewien siebie, nie czułem się tak dobrze jak w tej firmie. Trochę się rozpisałem ale chciałem się Tobą podzielić moją historią, w którą dalej chyba do końca nie wierzę :) Może się rano obudzę i znowu będę domki malował? :) I na koniec: Sky is the limit!
Pozdrawiam,
M.G
Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Spotkanie na Uniwersytecie Łódzkim

Otrzymałem i wstępnie przyjąłem (patrz post http://alexba.eu/2012-04-08/tematy-rozne/jak-zaprosic-alexa/) zaproszenie na spotkanie zorganizowane przez Studenckie Koło Naukowe Marketingu MarkeTEAM. Głównym motywem przewodnim będzie dyskusja na temat:

„Co robić na studiach, aby potem żyć lepiej niż dobrze?”

Mnie taki temat podoba się, bo choć sam studiowałem prawie w „czasach dinozaurów”, to w codziennej praktyce widzę gdzie leży ogromny niewykorzystany potencjał młodych ludzi. Sam wtedy nie byłem lepszy :-) ale w międzyczasie sporo się nauczyłem i chętnie o tym porozmawiam.

Zapraszający podesłali mi plakat, na któym znajdują sie wszelkie potrzebne informacje, pozwalam sobie reprodukować go poniżej:

Zgodnie z opublikowanymi wczoraj zasadami proszę uczestników spotkania o wpisywanie w komentarzach tematów i pytań, które szczególnie ich interesują. Pamiętajcie o punkcie  5, który brzmi „nie ma propozycji – nie ma Alexa, są propozycje – I am coming :-)”

Zapraszam !

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2012-04-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak zaprosić Alexa

Ostatnio otrzymuję zaproszenia na różne uczelnie, aby spotkać się ze studentami i myślę, że warto napisać parę słów instrukcji jak to zrobić, aby takie spotkanie doszło do skutku i było z pożytkiem dla wszystkich zainteresowanych.

Generalnie, jak widać zresztą na blogu, chętnie robię różne rzeczy dla młodych ludzi, którzy aktywnie starają się znaleźć swoją drogę w życiu. Spotkania i dyskusje z grupami takich osób są, obok Power Walks, one-to-one itp. niezła sposobnością „podpięcia się” do mojej wiedzy i doświadczenia, stąd w miarę czasu, który na to mogę i chcę przeznaczyć przyjmuję takie zaproszenia. Jest jednak kilka punktów, które warto rozważyć chcąc ściągnąć mnie gdziekolwiek:

  • Ponieważ ja robię to całkowicie za darmo, to oczekuję, że nikt ze słuchaczy/dyskutantów nie będzie musiał płacić za uczestnictwo. Wyjątkiem może być impreza typu Startup Weekend, gdzie jestem tylko dodatkiem do większego przedsięwzięcia, które z mojego punktu widzenia ma sens i umiarkowaną opłatę na wejściu.
  • Generalnie nie jestem ani wykładowcą, ani mówcą teoretykiem, lecz działającym w realnym życiu konsultantem i coachem. Z tego wynikają moje preferencje do wszelkiego rodzaju dyskusji zamiast stania na środku i mówienia przez dłuższy czas jako „guru” :-) Warto to uwzględnić rozpatrując formułę takiego spotkania. Doświadczenia pokazują, że zrobienie sesji Q&A z grupą ponad 100 osób nie stanowi dla mnie problemu.
  • Mówiąc otwarcie, mój czas jest bardzo cenny. Nie chodzi tu tylko o fakt, że kiedy pracuję to moje honoraria liczone są w tysiącach złotych za godzinę, lecz też o to, iż mam w życiu prywatnym wiele projektów i aktywności, które są dla mnie ważne, przynoszą wiele przyjemności, albo i to i to razem :-) Jeżeli teraz mam z tego życia wyjąć cały dzień (bo dojechać też trzeba), to robię to chętnie jeśli:
    – uczestnicy takiego spotkania będą z tego mieli dużą wartość dodaną
    – „fun factor” dla mnie będzie odpowiednio wysoki :-)
    Obydwa te warunki trudne są do spełnienia, jeśli np. stoję przed milczącą grupa ludzi, o których potrzebach niewiele wiem i muszę improwizować odgadując po minimalnych sygnałach, czy jestem w temacie istotnym dla słuchaczy.
    Dlatego wprowadzimy taki sposób postępowania:
    1) organizatorzy wysyłają mi zaproszenie (najlepiej odpowiednio wcześnie!!!)
    2) po mojej wstępnej akceptacji piszę o takim spotkaniu na blogu
    3) organizatorzy odpowiednio wcześnie informują o tym uczestników zapraszając do wpisywania w komentarzach pod moim postem tematów i pytań, którymi są oni zainteresowani. Ostatnio sprawdził się formularz Google Docs jak np. http://aktywnystudent.pl/sukceswrelacjach.php
    4) ja 2 dni przez imprezą patrzę czy w komentarzach są jakieś propozycje od uczestników
    5) nie ma propozycji – nie ma Alexa, są propozycje – I am coming :-)
    Jak na dzień mojego czasu nie są to chyba wygórowane wymagania :-)
  • Tematy, w których jestem w miarę kompetentny to:
    – wszelkie praktyczne aspekty komunikacji międzyludzkiej, szczególnie w dziedzinach takich jak nawiązywanie i budowanie relacji (prywatnych i zawodowych), zdobywanie zaufania, sprzedaż idei i przedmiotów materialnych, motywowanie ludzi i zarządzanie nimi, rozwiązywanie trudnych sytuacji konfliktowych, negocjacje wszelkiego rodzaju.
    – jak funkcjonować w życiu, aby mieć z niego możliwie najwięcej satysfakcji, radości i przyjemności i to często w niestabilnej sytuacji gospodarczej, jaką np. mamy teraz. Oczywiście nawet w sytuacji, kiedy musimy zaczynać gdzieś na dole drabiny społecznej, bez kasy i kontaktów (patrz mój życiorys)
    – jest jeszcze sporo innych, bardziej specjalistycznych, ale zapewne nie są one optymalne na spotkanie z młodymi ludźmi, którzy dopiero zaczynają przygodę z życiem
  • Kwestia nagrywania spotkań ze mną, jest dość delikatną kwestią. Na pewno w wielu sprawach powiem więcej grupie sympatycznych ludzi „off the record”, niż jeśli będę miał świadomość, że wszystko co mówię wyląduje na wieki w internecie. Dlatego wolę, abyście nie nagrywali spotkań ze mną jeśli chcecie uzyskać z nich maksimum informacji. Obiecuje, że będę wozić ze sobą kamerę i po odpowiedniej redakcji wrzucać większość kawałków do internetu, chyba że uczestnicy nie będą sobie tego życzyć.
  • Jeżeli muszę gdzieś dojechać i wrócić, to pamiętajcie, że jeżeli ktoś podróżuje na tej samej trasie, to może bez problemu spędzić ze mną kilka godzin w pociągu kontynuując dyskusję. Nie ma takiej gwarancji, ale dobrze być na taka możliwość przygotowanym :-)
  • Po spotkaniu nie oczekuję jakichkolwiek prezentów lub kwiatów. Jak już do Was przyjechałem, to sama możliwość ciekawych interakcji z Wami jest dla mnie wystarczająca nagrodą.

Tyle punktów przychodzi mi do głowy tego wielkanocnego poranka.

Życzę wszystkim Wesołych Świąt i oczywiście zapraszam do wypowiedzi w komentarzach, może pominąłem coś ważnego

UZUPEŁNIENIE 31.03.2014

Proszę o ustalenie z Działem Technicznym instytucji udostępniającej salę, że będę mógł do nagłaśniania podpiąć mój profesjonalny mikrofon bezprzewodowy Sennheiser (mam wszystkie możliwe wtyczki), nienawidzę mikrofonów typu „tłuczek” :-)

20140331_084951

Komentarze (4) →
Alex W. Barszczewski, 2012-04-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Alex w Toruniu

Jak zapewne słusznie wywnioskowaliście z mojej totalnej nieobecności na blogu, w ostatnim czasie życie w realu pochłonęło mnie bez reszty (nie ma obaw, tylko chwilowo :-)).

Jakiś czas temu Koleżanka z toruńskiej organizacji AIESEC tak ładnie mailem zaprosiła mnie do wystąpienia na ich Akademii Umiejętności, że mimo dość pełnego kalendarza zgodziłem się zrobić to pro publico bono.

Ponieważ jak wiadomo, nie jestem teoretycznym mówcą tylko konsultantem (niektórzy klienci twierdzą, że consigliere :-)) to mając 1,5 godziny do dyspozycji chcę porozmawiać ze słuchaczami na tematy ich interesujące i związane z ich wyzwaniami. Najlepiej jakieś życiowe, bardzo praktyczne sprawy w których trudno o nieszablonowe doświadczenia czy opinie.

Dlatego proszę wszystkich, którzy planują 13.03  o 16:00 zjawić się spotkaniu ze mną (miejsce wstawię tutaj jak tylko będę miał dokładną informację) o wypowiedzenie się w komentarzach, na jakie tematy chcieliby porozmawiać.  To znacznie podniesie użyteczność czasu, który spędzimy razem (a ja też jadę specjalnie do Was)

PS: Nie lubię pojawiać się na ostatnią chwilę więc chyba przybędę wcześniejszym pociągiem przed 10, co daje mi 5 godzin wolnego czasu w Toruniu. Jeśli któryś z lokalnych Czytelników chciałby spotkać się ze mną i porozmawiać przy herbacie, lub po prostu pokazać mi miasto, to proszę też niech się odezwie :-)

Komentarze (44) →
Alex W. Barszczewski, 2012-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Ile razy trzeba Ci powtarzać

Wielu naszych Rodaków, zwłaszcza starszych roczników (ale nie tylko, widzę to też u dwudziestokilkulatków) wykazuje zastanawiająca cechę w odbiorze skierowanych do nich komunikatów.

Cechą tą jest konieczność wielokrotnego powtarzania jakiegoś przesłania, aby dotarło do nadawcy.

Zabawnym, choć w miarę nieszkodliwym tego przykładem jest sytuacja, kiedy jesteśmy w gościach, ktoś proponuje nam coś do jedzenia lub picia a my mówimy „dziękuję, nie”. Jak często w odpowiedzi słyszymy „coś ty”, „a może jednak”, „a czemu nie”.

Taka reakcja, niezależnie od intencji mówiącego wskazuje na jeden z następujących problemów:

  1. ktoś nie rozumie prostego przesłania w języku polskim („dziękuje nie”), co bardzo negatywnie wpływa na postrzeganie tej osoby
  2. ktoś nie szanuje mojego prawa do podejmowania suwerennych decyzji, co skutkuje zakłóceniami we wzajemnej relacji

Oczywiście część z Was może pomyśleć, że się czepiam, że to taka polska tradycja gościnności itp.

Specjalnie napisałem powyżej „niezależnie od intencji mówiącego”, bo u pewnej grupy ludzi będzie Wam to poważnie szkodziło tak, czy inaczej!

Innym wariantem tej przypadłości, jest odbieranie czyichś zaleceń.

Jak wiecie zazwyczaj nie udzielam konsultacji bez zlecenia, ale w sprawach na których naprawdę dobrze się znam, jak widzę, że jakaś mi bliska albo przynajmniej zaprzyjaźniona osoba robi coś metodą A, która nie jest dobra, to czasem mówię do niej łagodnie „spróbuj metody B”. Jak myślicie, czy znakomita większość myśli „to jest bezpłatna wskazówka eksperta, lepiej ją wypróbuję”, czy też kontynuuje po swojemu?

Oczywiście to drugie :-)

A potem, jak wyniki są kiepskie to słyszę narzekania na niesprawiedliwe życie (bo ktoś się niepotrzebnie napracował), albo że się „nie da” :-)

To oczywiście nie wpływa dodatnio ani na mój szacunek dla umiejętności myślenia takiej osoby, ani na chęć udzielania jej wskazówek w przyszłości.

Chcielibyście być w takiej sytuacji? A może niechcący już wielokrotnie postawiliście się tracąc ciekawe znajomości? To zjawisko jest bardzo powszechne, więc na Twoim miejscu droga Czytelniczko/drogi Czytelniku przyjrzałbym sie własnym reakcjom w takich sytuacjach.

Aby w Twoim życiu nie było tak, jak w pewnej starej historii, którą przed laty gdzieś przeczytałem:

Drogą do miasta szedł sobie człowiek, kiedy nagle nadjechała rozpędzona kareta. Powożący tą karetą gwałtownie zahamował, po czym zawołał do piechura „jak daleko jest jeszcze do miasta”. Na to piechur odpowiedział „jeszcze godzina jeśli będzie pan wolniej jechał”. Na to powożący krzyknął „co za idiota”, zaczął okładać batem konie i bardzo szybko pojechał dalej, a nasz piechur kontynuował marsz w stronę odległego miasta. Za najbliższym zakrętem, tam gdzie droga była dość wyboista zobaczył tę samą karetę w rowie ze złamaną osią, a jej właściciel przeklinał na wszystko, a przede wszystkim na swój pech. Na to piechur powiedział „przecież mówiłem panu „jesli będzie pan wolniej jechał””

Nie pozwólcie, abyście na zakrętach życia lądowali w rowie, tylko dlatego bo dość nieprzytomnie słuchacie innych.

PS: Oczywiście w sprawach zawodowych, życia i śmierci oraz tych, gdzie przejąłem odpowiedzialność za rezultat to ja muszę dbać, aby moje przesłanie dotarło. Przy całej reszcie pozwala podziałać nowoczesnej ewolucji: „survival of the smartest”

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2012-02-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Listy Czytelników

List od Czytelnika

Otrzymałem następujący mail od Czytelnika:

Cześć Alex,

Ostrzegam na samym początku, że będzie to dość długi mail ;)

Piszę do Ciebie w sprawie pewnego problemu, który mam ostatnio ze swoimi rodzicami. Dzisiaj natrafiłem na twój post „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych”, w którym opisujesz dość podobną sytuację do mojej. Z racji tego, że kończę obecnie studia, zaczęły pojawiać się pytania „Co dalej będziesz robił?”, „Co planujesz?”, „Czemu nie obroniłeś się w terminie?”, etc. Punktem kulminacyjnym były ostatnie święta, gdzie już po moim przyjeździe na wigilię, można było wyczuć napiętą atmosferę. Atak przyszedł w drugi dzień świąt. Rodzice dosłownie „zaatakowali” mnie i zaczęli przeprowadzać przesłuchanie. Starałem się spokojnie wszystko wytłumaczyć, a kiedy powiedziałem, że za niedługo mam zamiar otworzyć swoją firmę (o czym kiedyś im wspominałem), zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony). Ja cały czas ze stoickim spokojem chciałem wszystko wytłumaczyć, ale się nie dało. Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat. Przez szacunek dla moich rodziców nie chciałem wszczynać kłótni (pomimo licznych przykrych argumentach ad persona kierowanych w moją stroną) i po prostu milczałem, albo odpowiadałem półsłówkami. W końcu dyskusja (po ponad dwóch godzinach) dobiegła końca. Nie powiem, że było mi bardzo przykro. Nie jest to przyjemne, kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców. Można powiedzieć, że jest to typowa sytuacja rodzinna, jednak chciałbym przedstawić kontekst całej sytuacji.

Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność. Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą. Niestety na przestrzeni ostatnich lat, co jakiś czas moi rodzice szukają jakiejś „zaczepki” i powodu do awantury. Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie. Również realizowałem mnóstwo dodatkowych projektów (poza zwykłym studiowaniem). Niestety nawet jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców.

Mam pewne podejrzenia skąd może wynikać „agresja” moich rodziców w stosunku do moich działań. Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać. Przez kolejne lata czasem byłem pytany o zdanie dotyczące firmowych spraw, ale zawsze mój pomysł był zły i wszystko kończyło się kłótnią. Dlatego postanowiłem i o tym też oficjalnie powiedziałem rodzicom, że nie będę już udzielał się w tych sprawach, bo to nie ma sensu i znowu była awantura. Wydaje mi się, że wszystkie problemy biorą się stąd, że firma moich rodziców od pewnego czasu stoi w miejscu i stąd bierze się ta cała frustracja. Ja chciałem i chcę pomóc nadal, ale „nie znam się” (wg moich rodziców). Miałem nawet taki plan, żeby odłożyć na jakiś czas pracę magisterską i przez np. 3 miesiące zastąpić moich rodziców, żeby przeprowadzić potrzebne zmiany w firmie i ruszyć ją do przodu, ale po ostatnich kłótniach stwierdziłem, że byłaby to strata czasu.

Stąd moje pytanie; co w takiej sytuacji zrobić? Nie chciałbym przy kolejnej rozmowie o przyszłości wchodzić w kłótnię. Jeżeli odpowiem na ich pytanie o moje plany tekstem „Dlaczego o to pytasz?”, to znając moich rodziców, rozpęta się piekło. Niestety z moimi rodzicami nie mogę spokojnie, używając rozsądnych argumentów, podyskutować, tylko zawsze jest co najmniej podniesiony głos i bardzo żywiołowa dyskusja. Chciałbym mimo wszystko tego uniknąć i utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.

Jeżeli dotarłeś do końca, to bardzo dziękuję za poświęcony czas. Również chciałbym podziękować za Twoje świetne teksty i pogratulować wspaniałego bloga!

I co mam na to powiedzieć? :-)

Mimo wszystko mamy trochę mało danych, a przede wszystkim brak punktu widzenia drugiej strony, czyli Twoich rodziców. Mając takie ograniczenia trudno coś bardzo konkretnie doradzić, niemniej spójrzmy na to, co mamy:

  1. „Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność” – to jest bardzo dobre i cenne, wiekszość rodziców wychowuje dzieci na dobrych niewolników na pensji z kredytem na 30 lat
  2. „Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą.” – super, większość rodziców (razem ze szkołą) uczy dzieci zupełnie czegoś innego
  3. „ Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie” – brawo!!!
  4. „Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat.”
  5. „jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców. „

Widzisz, że punkty 1-2 oraz 4-5 całkowicie do siebie nie pasują?

Stawiasz hipotezę, że ta przemiana miała miejsce kiedy:

„ Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać.”

Jak im to powiedziałeś? Z wyższością i lekceważeniem, czy też w cywilizowany, profesjonalny sposób?

Nawiasem mówiąc nastawienie „nie ma potrzeby nic zmieniać” jest bardzo powszechne wśród polskich drobnych przedsiębiorców i powoduje, że przy zmianie sytuacji na rynku albo padają jak muchy, albo pytają rząd „jak żyć”, albo przeżywają dzięki maksymalnemu „wyciśnięciu” biednych galerników, którzy u nich pracują.

Używasz takich określeń jak:

„ zaczęli przeprowadzać przesłuchanie”

„zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony).” – wymiana zdań wymaga dwóch stron!!

„ kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców” – na czym to mieszanie błotem dokładnie polegało?

Wiesz, w tych punktach powyżej teoretycznie mógłbyś byc „ofiarą” zjawiska, które opisałem w poście

http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/

Nie mówię, że tak jest, ale najpierw należałoby taką możliwość wykluczyć

Dziwnym dla mnie jest tez Twoje stwierdzenie: „Chciałbym mimo wszystko ….. utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.” bo to co opisujesz trudno mi nazwać „dobrymi relacjami”, więc znowu mamy jakąś sprzeczność.

Widzisz ile mam wątpliwości? Aby posunąć się dalej, należałoby koniecznie  je wyjaśnić.

Aby nie zostawić Cię całkiem bez odpowiedzi, załóżmy że je wyjaśnimy w zadowalający sposób i nie okaże się, że sytuacja jest całkiem inna niż w Twoim opisie, a firmę, którą chcesz założyć nie zamierzasz finansować z pieniędzy rodziców.

Wtedy mamy następujące punkty:

  1. jesteś finansowo niezależny i do przeżycia nie potrzebujesz rodziny
  2. masz wizję swojego życia na najbliższy okres
  3. z nieznanych powodów Twoi rodzice nie traktują Cie poważnie i szacunkiem należytym człowiekowi, który sam utrzymuje sie w życiu uczciwą pracą.

Podjąłbym następujące działania:

  1. napisałbym do rodziców list (bo najwyraźniej próby porozumienia się bezpośrednio źle się kończą), w którym wyraziłbym im wdzięczność i szacunek, za niezależna postawę, której Cię nauczyli. Wyraziłbym ubolewanie, że Wasza wzajemna wymiana zdań przebiega w taki sposób jak dotychczas i zadeklarował chęć zmienienia tego na lepsze. Zapytał, czy tez są gotowi usiąść z Tobą jak dorośli z dorosłym i porozmawiać po partnersku.
  2. Gdyby ten list, albo wynikająca z niego rozmowa nie przyniosły rezultatów (a rezultatem jest, jeśli niezależnie od ewentualnej różnicy zdań jesteś traktowany poważnie), to robisz rodzicom „dietę” z kontaktów z Tobą. Po prostu, pomijając jakieś poważne wypadki losowe, żyjesz przez pewien czas jakby oni nie istnieli na świecie zajmując się Twoim życiem. Taka „dieta” zastosowana odpowiednio długo czyni cuda :-) musi tylko byc „ścisła”, czyli żadnych wspólnych Świąt, urodzin, imienin itp.
  3. Wystartował z realizacją Twoich planów życiowych

Wszystko to, powtarzam jeszcze raz, pod warunkiem odpowiedniego wyjaśnienia moich wątpliwości wyrażonych powyżej.

To sa takie przemyślenia na szybko, przed wyjściem na plażę, więc bez bardzo dokładnej analizy.

Przyda się to komuś?

Komentarze (19) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Artykuły, Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6

Porozmawiajmy o kolejnej rzeczy, do której nie mamy prawa, jeśli chcemy bezproblemowo nawiązywać i utrzymywać ciekawe znajomości z różnymi ludźmi.

Dzisiejsze stwierdzenie brzmi:

„Nie masz prawa wypytywać o cokolwiek osobistego, ani zwracać na to uwagę”

Podkreślam na wszelki wypadek, że cały czas mówimy o relacjach prywatnych, w biznesie często jest potrzebne zrobienie due diligence, ale to jest zupełnie inna para kaloszy. Tak samo powyższe nie dotyczy spraw zagrożenia życia lub zdrowia,  to też powinno już być oczywiste.

W tym punkcie tego „wypytywania” znowu Polacy mają spory problem, bo nieposzanowanie czyjejś prywatności jest bardzo silnie obecne w naszej „kulturze”.

Przypomnijcie sobie te wszystkie wścibskie pytania np. rodziny i tzw. „bliskich” o Wasze plany zawodowe, życie rodzinne lub intymne, plany co do posiadania dzieci, zmiany pracy, wysokość dochodów, cena mieszkania, powód nieposiadania dzieci, gdzie i za ile spędziłeś wakacje itp.

Denerwujące, nieprawdaż?

Jak sobie radzić z takimi osobami opisywałem w postach „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych”, ale dzisiaj przyjrzyjmy się uważnie, czy sami nie popełniamy podobnych błędów.

Wielu rodaków ma wyniesioną ze szkoły silną tendencję „wyłapywania” u innych różnych szczegółów „odbiegających od normy” i dopytywanie się o nie. U niektórych zdaję się to być wręcz działaniem zastępczym zamiast innych przyjemnych rzeczy, które zazwyczaj robi się we dwoje :-)

Nie róbcie tego!!!

Bądźcie bardzo delikatni w takich sprawach. Ze względu na brak (w moich oczach) ostrych kryteriów, o co ewentualnie możemy pytać jest to tylko kwestia wyczucia, a to trudno przekazać słowem pisanym. Może opowiem coś o swoim podejściu, aby przybliżyć Wam o co chodzi.

W życiu zawodowym jestem bardzo dociekliwym człowiekiem, po 20 latach praktyki oraz studiowaniu takich zagadnień jak techniki przesłuchaniowe policji czy amerykańskich adwokatów procesowych z niewyszkolonego człowieka wyciągnę prawie każdą informację i wyłapię większość niespójności jak mi na tym zależy. Sytuacja zmienia się diametralnie, jeśli poznaję kogoś prywatnie w sprawach niezwiązanych z biznesem. Wtedy zazwyczaj jestem bardzo delikatny w moich pytaniach i generalnie zamiast wypytywać mówię danej osobie:

„powiedz mi proszę to, co według Ciebie powinienem o Tobie wiedzieć/ co jest ważne abym o Tobie wiedział”.

Innymi słowy pokazuje temu człowiekowi, że nie jest na jakimś castingu albo rozmowie rekrutacyjnej, że jestem gotów poznać go od tej strony, którą on zechce. Daje to tej osobie duży luz? Sprzyja otwarciu się jako człowiek bez konieczności długiego „stażu” w znajomości? Możecie się założyć że tak!!

Dodatkowym elementem, jest kwestia postrzegania :-) Tutaj znowu po tylu latach mojej pracy mam je chyba rozwinięte trochę ponad przeciętny poziom. Nie przeszkadza mi to często wyłączać je w różnych sytuacjach prywatnych, zwłaszcza jeśli jego rezultaty mogłyby być krępujące dla drugiej strony. Pamiętam kiedyś poznałem młodą, szczupłą kobietę. Wylądowaliśmy w łóżku i tam okazało się, że dziewczyna ma nieco powiększony chirurgicznie biust (wcześniej musiało być zero), do tego dość kiepsko zrobiony, z bardzo wyraźnymi bliznami. Ilu facetów zwróciłoby na to głośno uwagę, ewentualnie wypytując kto go tak spartolił itp? Ja, przez ponad 6 miesięcy naszej intensywnej znajomości nie tylko ani słowa na ten temat nie powiedziałem, ale cały czas zachowywałem się jakby była to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem koncentrując się na innych przyjemnych aspektach naszego bycia razem. Rozumiecie o co chodzi?

Przeanalizujcie Wasze zachowanie w takich sprawach życiowych. Ewentualna zmiana może zrobić ogromną różnice!

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

PS: Wyjaśnienie kwestii antykoncepcji zanim pójdziemy z kimś po raz pierwszy do łóżka nie podchodzi pod kwestie osobiste, o które nie powinniśmy pytać :-) Całe szczęście można to zrobić zgrabnie i delikatnie :-)

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Listy Czytelników

List od Czytelniczki Mxx

Otrzymałem następujący list:

„Witaj Alexie,

Czytam Twojego bloga od dłuższego czasu, naprawdę sporo już wyciągnęłam. W ogóle bardzo zainteresował mnie rozwój osobisty, zmiana na lepsze samego siebie. Jakkolwiek to nazwać. Mam 18 lat, a w maju maturę. Chciałabym w przyszłości związać swoją pracę z rozwojem osobistym. Czy mógłbyś doradzić mi jakiś kierunek studiów? Nie wiem, jak mam ukształtować swoją ścieżkę. Mam nadzieję, że odpiszesz mi na mojego maila. Będę ogromnie wdzięczna.

Pozdrawiam serdecznie,
Mxx”

Moja odpowiedź brzmiała:
„Mxx

Bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na takie pytanie, zwłaszcza nic o Tobie nie wiedząc.
W ciemno: jeśli chcesz się zajmować rozwojem osobistym, to zacznij może od niego w Twoim życiu. Jeśli już koniecznie chcesz studiować, to najlepiej za granicą albo przynajmniej z dala od Twojego miejsca zamieszkania. To postawi cię przed nowymi wyzwaniami i nawet jak na poczatku nie będzie łatwo, szybko rozszerzy Twoje pojmowanie świata i mozliwości działania.
Pozdrawiam
Alex
Teraz dodałbym jeszcze: „Staraj się w miarę możliwości sama utrzymać nie „wisząc” na garnuszku u rodziców. To też bezcenny trening
Macie inne zalecenia dla Mxx? Zapraszam do wypowiedzi

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Listy Czytelników

Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu

Od dziś mamy na blogu nową kategorie postów, jak w tytule powyżej.

Chodzi mi o to, że czasem Czytelnicy podsyłają mi różne zapytania, które warto opublikować bo:

  • odpowiedź może zainteresować więcej osób
  • pozostali Czytelnicy mogą wnieść wartościowe punkty widzenia

Często są to dość proste zagadnienia, albo takie w których nie można dać jednoznacznej odpowiedzi, niemniej już pokazanie innego kierunku myślenia może być wartościowe.  Sporadycznie robiłem coś takiego w przeszłości w kilku „grubszych” sprawach, od dziś damy szansę też takim mniejszego kalibru. Oczywiście nie oznacza to rezygnacji z dużych, bardzo poważnych i często kontrowersyjnych wpisów, jak ten poprzedni czy ten „zamówiony” przez Panie, po prostu eksperymentalnie rozszerzamy nasze spektrum. Co z tego wyniknie, to zobaczymy.

Parę reguł na początek:

  • jakąkolwiek korespondencję do mnie traktuję poufnie, chyba , że ktoś jednoznacznie zażyczy sobie inaczej.
  • jeśli zgadzasz się na publikowanie (po usunięciu identyfikujących Cię szczegółów) Twojego maila na blogu to:
    – napisz to jednoznacznie w treści
    – podaj nick, pod jakim mam Twój mail opisać (to jest list od <nick>) oraz p[od jakim Ty będziesz ewentualnie zabierać głos w dyskusji. Proszę nie podawaj tylko samego imienia, bo np. mamy juz 4 Magdy :-) lecz dodaj cokolwiek czyniącym ten nick unikalnym
  • nie ma gwarancji, że taki mail będzie opublikowany, bo sprawa musi dotyczyć większej ilości osób, ale szanse są duże :-)

Zobaczymy, czy ta nowość się przyjmie i będzie z pożytkiem dla Was.

Komentarze (1) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5

Dziś porozmawiajmy o kolejnej dość delikatnej kwestii a mianowicie:

Nie masz prawa wymagać od innych poświęceń, ani małych ani dużych”

Część z Was oczywiście powie: „Jak to, w bliskim związku trzeba czasem poświęcać się dla drugiej osoby!!”

Trzeba, albo i nie trzeba, to pytanie pozostawimy na razie jako otwarte. To, o czym piszę, to sprawa domagania się, a przynajmniej oczekiwania, że inny człowiek „się poświęci”.

Czyli zrezygnuje z czegoś, co jest dla niego ważne i/lub przyjemne, aby zrobić coś, co jest dobre dla nas.

Oczekiwanie poświęceń jest tak rozpowszechnione w polskim społeczeństwie, że jednostki, które głoszą poglądy opisane powyżej mogą na pierwszy rzut oka być postrzegane jako aspołeczne :-), przyjrzyjmy się więc temu bliżej.

Na początek podkreślmy więc co następuje:

  1. każdy ma prawo do dowolnych poświęceń ze swojej strony, zwłaszcza jeśli nie wiąże się to z koniecznością poświęcania się przez osoby trzecie

  2. dobrowolna rezygnacja z pewnych przyjemności i zasobów, aby zrobić coś dla drugiego człowieka jest zazwyczaj rzeczą dobrą i sam robię to bardzo często

Teraz mówimy o innym aspekcie, a mianowicie o tym, że nie mamy żadnego prawa oczekiwać tego od drugiego człowieka, wszystko jedno kim on jest.

Teoretycznym wyjątkiem może być zawarta wcześniej jednoznaczna umowa mówiąca że w wypadku X osoba Z zachowa się w sposób Y. Tutaj muszę Wam wyznać, że generalnie nie zawieram umów tego rodzaju (pomijamy teraz porozumienia czysto biznesowe). Dlaczego? Bo nie chcę, aby ktoś robił coś dla mnie tylko dlatego, że zmusza go do tego umowa!! To ja muszę tak planować moje życie i zasoby, aby nie stać się ciężarem dla innych, nawet w wypadku sporych katastrof życiowych. A nawet gdybym stracił wszystko łącznie z możliwością zarobkowania, to wtedy będę miał nadzieję na dobrowolną humanitarna pomoc z czyjejś strony, a nie oczekiwał tego od konkretnej osoby, chyba że będę stary i zniedołężniały a wcześniej zawre umowę o charakterze biznesowym jak opisałem kilka linijek wyżej.

W moim obecnym zyciu, nawet jak ktoś dobrowolnie chce się poświęcać dla mnie, to robie wszystko, co mozliwe aby tego unioknąć.

Co daje takie nastawienie jak opisuję w tym poście?

Jeżeli rzeczywiście je posiadamy (a nie tylko deklaratywnie), to ludzie wokół nas czuja brak jakiejkolwiek presji w tym kierunku i odważniej wchodzą z nami w relacje, które w wypadku postrzeganego zagrożenia „zobowiązaniami” nie byłyby możliwe. A to otwiera ogromne dodatkowe możliwości, nie tylko w biznesie :-)

Na zakończenie kilka przykładów oczekiwania gotowości do poświęceń:

  1. Rodzice oczekują że dzieci zajmą się nimi na starość – jest to niemądre i nie do końca fair, bo nikt przed przyjściem na świat nie pytał, czy zgadzają sie na taki deal. Full disclosure: Od lat wspieram moją 80-letnia mamę, ale czynie to z potrzeby serca a nie obowiązku. Poza tym fajnie jest zobaczyć , jak może żyć osiemdziesięciolatka, kiedy dostaje do dyspozycji trochę zasobów do Gypsy Time :-) Moja mama nigdy nie postrzegała tego, co robię jako zobowiązania, często wręcz muszę ją namawiać do przyjmowania czegokolwiek. To bardzo dobrze wpływa na nasze relacje.

  2. Dzieci oczekują, że rodzice będą je nadal wspierać nawet po uzyskaniu tzw. wieku dorosłego!! – To jest bardzo niebezpieczne założenie, które często prowadzi do przedwczesnych i niekoniecznie optymalnych życiowo decyzji dotyczących np. założenia rodziny, posiadania dzieci, czy tez kredytu na mieszkanie. Idealnie zrobił to kochający ojciec jednej mojej znajomej, której w wieku 18 lat powiedział: „Kiedy zdecydujesz się na założenie rodziny i dorosłość, to wiedz, że będziesz odpowiedzialna za wszystko, łącznie ze znalezieniem sobie własnego mieszkania, pracy itp.” To zabrzmiało w jej uszach niezwykle szokująco, ale dwadzieścia kilka lat później, mimo pochodzenia z typowego polskiego małego miasteczka, może ona spojrzeć na barwne i urozmaicone życie, którego nigdy nie zamieniałaby na to będące udziałem jej koleżanek. Tych, które od rodziców oczekiwały wsparcia i co gorsza je dostały. Polecam to uwadze zarówno dzieci jak i rodziców!

  3. Na zakończenie trochę nietypowy przykład z mojego życia. Od połowy lat dziewięćdziesiątych spędzam sporą część każdej zimy poza Europą. Po prostu niezbyt dobrze znoszę te ciemne i zimne miesiące a ponieważ w wyniku dobrego planowania mam możliwość spędzenia ich gdzieś indziej, to to robię. W tym czasie miałem różne przyjaciółki, z których znaczna część z powodów zawodowych lub biznesowych nie mogła wyrwać się z kraju na dłużej niż na zazwyczaj 2 tygodnie, czasem mniej. Ciekawą obserwacją było świadome lub podświadome zakładanie przez wiele z nich, że ponieważ one nie mogą z powodów czasowych (bo finansowych związanych z kosztami nie było) na tak długo wyjechać, to ja powinienem im towarzyszyć i siedzieć na miejscu! To przejawiało się albo w postaci otwartych pretensji, albo poprzez różne „humory”. Jak myślicie, jak wpływało to długofalowo na jakość tej relacji? Podkreślam, że nie mówimy tutaj o jakiejś sytuacji awaryjnej drugiej strony, tylko o normalnych zobowiązaniach zawodowych.

Tyle na razie w tym temacie, zapraszam do dyskusji w komentarzach

„Nie masz prawa wymagać od innych poświęceń, ani małych ani dużych”

Część z Was oczywiście powie: „Jak to, w bliskim związku trzeba czasem poświęcać się dla drugiej osoby!!”

Trzeba, albo i nie trzeba, to pytanie pozostawimy na razie jako otwarte. To, o czym piszę, to sprawa domagania się, a przynajmniej oczekiwania, że inny człowiek „się poświęci”. Czyli zrezygnuje z czegoś, co jest dla niego ważne i/lub przyjemne, aby zrobić coś, co jest dobre dla nas.

Oczekiwanie poświęceń jest tak rozpowszechnione w polskim społeczeństwie, że jednostki, które głoszą poglądy opisane powyżej mogą na pierwszy rzut oka być postrzegane jako aspołeczne :-), przyjrzyjmy się więc temu bliżej.

Na początek podkreślmy więc co następuje:

  1. każdy ma prawo do dowolnych poświęceń ze swojej strony, zwłaszcza jeśli nie wiąże się to z koniecznością poświęcania się przez osoby trzecie
  2. dobrowolna rezygnacja z pewnych przyjemności i zasobów, aby zrobić coś dla drugiego człowieka jest zazwyczaj rzeczą dobrą i sam robię to bardzo często

Teraz mówimy o innym aspekcie, a mianowicie o tym, że nie mamy żadnego prawa oczekiwać tego od drugiego człowieka, wszystko jedno kim on jest.

Teoretycznym wyjątkiem może być zawarta wcześniej jednoznaczna umowa mówiąca że w wypadku X osoba Z zachowa się w sposób Y. Tutaj muszę Wam wyznać, że generalnie nie zawieram umów tego rodzaju (pomijamy teraz porozumienia czysto biznesowe). Dlaczego? Bo nie chcę, aby ktoś robił coś dla mnie tylko dlatego, że zmusza go do tego umowa!! To ja muszę tak planować moje życie i zasoby, aby nie stać się ciężarem dla innych, nawet w wypadku sporych katastrof życiowych. A nawet gdybym stracił wszystko łącznie z możliwością zarobkowania, to wtedy będę miał nadzieję na dobrowolną humanitarna pomoc z czyjejś strony, a nie oczekiwał tego od konkretnej osoby, chyba że będę stary i zniedołężniały a wcześniej zawre umowę o charakterze biznesowym jak opisałem kilka linijek wyżej.

W moim obecnym zyciu, nawet jak ktoś dobrowolnie chce się poświęcać dla mnie, to robie wszystko, co mozliwe aby tego unioknąć.

Co daje takie nastawienie jak opisuję w tym poście?

Jeżeli rzeczywiście je posiadamy (a nie tylko deklaratywnie), to ludzie wokół nas czuja brak jakiejkolwiek presji w tym kierunku i odważniej wchodzą z nami w relacje, które w wypadku postrzeganego zagrożenia „zobowiązaniami” nie byłyby możliwe. A to otwiera ogromne dodatkowe możliwości, nie tylko w biznesie :-)

Na zakończenie kilka przykładów oczekiwania gotowości do poświęceń:

  1. Rodzice oczekują że dzieci zajmą się nimi na starość – jest to niemądre i nie do końca fair, bo nikt przed przyjściem na świat nie pytał, czy zgadzają sie na taki deal.
    Full disclosure: Od lat wspieram moją 80-letnia mamę, ale czynie to z potrzeby serca a nie obowiązku. Poza tym fajnie jest zobaczyć , jak może żyć osiemdziesięciolatka, kiedy dostaje do dyspozycji trochę zasobów do Gypsy Time :-) Moja mama nigdy nie postrzegała tego, co robię jako zobowiązania, często wręcz muszę ją namawiać do przyjmowania czegokolwiek. To bardzo dobrze wpływa na nasze relacje.
  2. Dzieci oczekują, że rodzice będą je nadal wspierać nawet po uzyskaniu tzw. wieku dorosłego!! – To jest bardzo niebezpieczne założenie, które często prowadzi do przedwczesnych i niekoniecznie optymalnych życiowo decyzji dotyczących np. założenia rodziny, posiadania dzieci, czy tez kredytu na mieszkanie. Idealnie zrobił to kochający ojciec jednej mojej znajomej, której w wieku 18 lat powiedział: „Kiedy zdecydujesz się na założenie rodziny i dorosłość, to wiedz, że będziesz odpowiedzialna za wszystko, łącznie ze znalezieniem sobie własnego mieszkania, pracy itp.” To zabrzmiało w jej uszach niezwykle szokująco, ale dwadzieścia kilka lat później, mimo pochodzenia z typowego polskiego małego miasteczka, może ona spojrzeć na barwne i urozmaicone życie, którego nigdy nie zamieniałaby na to będące udziałem jej koleżanek. Tych, które od rodziców oczekiwały wsparcia i co gorsza je dostały. Polecam to uwadze zarówno dzieci jak i rodziców! Nawiasem mówiąc, część młodych ludzi ma całkowicie fałszywe wyobrażenia o tym, ile możliwości delektowania się życiem (łącznie z bardzo dobrym seksem!!) mają osoby czterdziesto-, pięćdziesięcioletnie i powyżej, zwłaszcza te z grupy na „zielonej linii” opisanej w poście http://alexba.eu/2011-02-09/rozwoj-kariera-praca/nasza-osobista-wolnosc-2/ Ludzie ci utrzymali Was i wychowali, często z wielkimi wyrzeczeniami ze swojej strony. Bądźcie fair, i nie obciążajcie ich konsekwencjami Waszych decyzji życiowych!
  3. Na zakończenie trochę nietypowy przykład z mojego życia. Od połowy lat dziewięćdziesiątych spędzam sporą część każdej zimy poza Europą. Po prostu niezbyt dobrze znoszę te ciemne i zimne miesiące a ponieważ w wyniku dobrego planowania mam możliwość spędzenia ich gdzieś indziej, to to robię. W tym czasie miałem różne przyjaciółki, z których znaczna część z powodów zawodowych lub biznesowych nie mogła wyrwać się z kraju na dłużej niż na zazwyczaj 2 tygodnie, czasem mniej. Ciekawą obserwacją było świadome lub podświadome zakładanie przez wiele z nich, że ponieważ one nie mogą z powodów czasowych (bo finansowych związanych z kosztami nie było) na tak długo wyjechać, to ja powinienem im towarzyszyć i siedzieć na miejscu! To przejawiało się albo w postaci otwartych pretensji, albo poprzez różne „humory”. Jak myślicie, jak wpływało to długofalowo na jakość tej relacji? Podkreślam, że nie mówimy tutaj o jakiejś sytuacji awaryjnej drugiej strony, tylko o normalnych zobowiązaniach zawodowych.

Tyle na razie w tym temacie, zapraszam do dyskusji w komentarzach

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (83) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 19 of 67« First...10«1718192021»304050...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025