Wielu z nas było wychowywanych w kulcie planowania i porządkowania wszystkiego co możliwe.
W rezultacie bardzo często spotykam ludzi, których życie na wiele lat do przodu jest zaplanowane i poukładane „na maxa”. Niektórzy z nich zdają się być nawet bardzo dumni z faktu, że to co robią jest jak pozazębiane ze sobą tryby skomplikowanej i precyzyjnej maszyny.Kupno mieszkania, spłacanie kredytu, płodzenie dzieci, kariera zawodowa są obiektem tak precyzyjnego i dalekosiężnego przewidywania i synchronizacji działań, jak wystrzelenie stacji badawczej na Marsa.
Dziś pominę kwestię częstej zawodności takiego podejścia, spójrzmy za to na inny, łatwy do przeoczenia aspekt, który może mieć ogromne wpływ na naszą jakość życia.
Jest nim wspomniane w tytule pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.
Dobrze poukładane życie ma wiele zalet i nic dziwnego, że społeczeństwo oraz rodzina starają się wpłynąć na nas w tym kierunku. Jestem daleki od wyperswadowania tego komukolwiek, warto jednak zwrócić uwagę na cenę takiego porządku.
Weźmy kilka przykładów:
- praca na dobrym etacie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu i mentalnych „mocy przerobowych” na próbowanie innych zajęć i sposobności. Te sposobności często wiążą się z robieniem czegoś naprawdę interesującego lub/i zarabianiem znacząco większej sumy pieniędzy
- bardzo intensywny związek z drugim człowiekiem (typu papużki nierozłączki) nie daje nam wolnych przestrzeni emocjonalnych i czasowych na bliższe poznawanie innych ludzi. To poznawanie innych ludzi i intensywne relacje z nimi (różnego charakteru) są kluczowe dla szeroko pojętego poznania samego siebie i rozwoju, zwłaszcza jeżeli potrafimy zaakceptować fakt, że inni ludzie są zwierciadłem trzymanym nam przed nosem
- pięknie uwite gniazdko w bloku zwanym w Polsce apartamentowcem może na wiele sposobów ograniczać naszą mobilność, nie tylko ze względu na kredyt do spłacenia, ale i „przywiązanie się” do miejsca.
Czy podane powyżej przykłady mają oznaczać, że nie powinniśmy mieć porządnej pracy, bliskiego związku, czy też mieszkania?
Oczywiście że nie!! :-) Trzeba sobie tylko zdać sprawę z ceny jaką przychodzi nam za to zapłacić, a często widzimy to dopiero z dłuższej perspektywy czasu.
Chcecie parę moich przykładów, proszę bardzo:
- co prawda nie pracowałem nigdy na etacie (ani jednego dnia w życiu!!), ale w już latach 90 byłem wziętym trenerem, który zazwyczaj był „booked solid” to znaczy do maksimum moich możliwości czasowych i fizycznych. Przynosiło to między innymi sporo pieniędzy i teoretycznie mógłbym z tego być dumny. Bliższa analiza pokazuje jednak, że z powodu przemęczenia tą (bardzo intratną) pracą nie byłem wtedy w stanie dokonać, sfinalizować względnie dopilnować kilku inwestycji, które dziś oznaczałyby przyrost wartości rzędu milionów złotych (wstyd Alex, jak mogłeś??).
- kilka długich lat prawdziwych relacji 24/7 (ktoś z Was tego naprawdę próbował?) nie pozostawiło miejsca na poznanie innych ludzi, też takich, których miałem na myśli pisząc post „Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super”. Potem trzeba pisać post pod tytułem „Tunelowe życie” , kiedy w życiu prywatnym coraz mniej rzeczy robisz coraz lepiej z coraz mniejszą ilością osób :-)
- nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.
Widzicie że jak zwykle pokazując pewne błędy pokazuję też na siebie :-)
Dziś coraz bardziej skłaniam się do tego, aby w wielu kwestiach pozostawiać sobie otwarte możliwości, co jest dość nietypowe gdyż z wiekiem większość ludzi stara się mieć jak najwięcej „pewności” i „stabilności” we wszystkim.
Poniżej macie parę przypadków jak to wygląda w praktyce:
- świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej „standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności
- nawet mając z jakąś kobietą oszałamiające przeżycia wszelkiego rodzaju, nie zamknę się więcej w relacji 24/7 a nawet trudno mi sobie wyobrazić permanentne mieszkanie razem. To pozostawia miejsce na bardzo wiele kontaktów z innymi ludźmi bez konieczności zastanawiania się np. nad kompatybilnością tych ostatnich i własnej partnerki. Abyśmy uniknęli nieporozumień, tu nie chodzi o to aby sypiać z wieloma kobietami :-)
- ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że każda z moich lokalizacji gdzie mieszkam jest dość prosto wyposażona i szybka do zwinięcia. Żadna nie jest dla mnie balastem, do żadnej też nie jestem specjalnie przywiązany. Dom jest dla mnie bardziej kwestią odczuć i przeżyć niż geografii.
Naturalnie fakt, że taka postawa pięknie sprawdza się w moim życiu (co bardzo denerwuje pewnych znajomych wyznających inne zasady :-)) nie oznacza, że jest ona dobra dla Was, dlatego przestrzegam przed jej bezrefleksyjnym kopiowaniem. Znacznie ważniejsze jest to, abyście w miarę bez uprzedzeń sami przemyśleli jak wyważyć proporcje pomiędzy poukładaniem sobie życia, a pozostawieniem miejsca na sposobności. Wasze wnioski mogą też być całkiem różne od moich, to jest w porządku. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, ważne jest aby wyłączyć autopilota i samemu się temu przyjrzeć.Życzę owocnych przemyśleń
Nic dodać, nic ująć. Może jedynie w kwestii związków mam nieco odmienne zdanie. Nowy romans to są za każdym razie w gruncie zbliżone emocje, i tym też można się znudzić i zapragnąć sprawdzić, jak to jest być z kimś od 20 lat. Stabilizacja jest też moim zdaniem potrzebna dzieciom, żeby jak dorosną mogły bez lęku doświadczać destabilizacji.
Ha :) nic dodać nic ująć Alexie. Poznałem obydwa oblicza życia. Jako młody japiszon, kilkanaście lat temu wierzyłem w plany i czyniłem z nich swoistą religię. Po wielu życiowych doświadczeniach, zarówno prywatnych, jak i zawodowych, coraz bardziej zaczynałem cenić coś co określiłeś w swoim poście jako „pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.” Czy przestałem planować? Nie. Nauczyłem się jednak czegoś od Carlosa Castanedy i don Juana Matusa -„śmierć jest najlepszym doradcą, zawsze ukazuje właściwą perspektywę.” Często rozmyślam o śmierci, o nietrwałości, przemijalności życia. Czy stałem się depresyjnym pesymistą? Wręcz przeciwnie :) Plany, marzenia i dążenia to cudowna zdolność naszego umysłu. Uwielbiam się z nią zadawać, wiedząc, że zawsze może wystawić łeb nieoczekiwane :)
Witam,
Genialne przemyślenia, szczególnie że oparte są na rzeczywistych przeżyciach i doświadczeniach; można wyciągnąć z nich wiele wniosków, najlepszym chyba jest ten odnośnie zastanowienia się nad związkiem trwającym 24/7. Wydaje mi się iż takie „przylgnięcie” do drugiego człowieka bez czasu poświecanego tylko dla siebie lub dla swoich pasji/zainetresoawń/spotkań z innymi musi wcześniej czy później przynieść negatywne skutki…
Przypadki, szczególnie te pozytywne w życiu się zdarzają, wystarczy otworzyć szeroko oczy i wykorzystywać je należycie :).
Pozdrawiam wszystkich
Dobrze poukładane życie, to moim zdaniem oznacza jasno wyznaczony cel, dobry plan strategiczny i podporządkowane mu działania operacyjne. Natomiast sztywne trzymanie się jednego miejsca pracy i zamieszkania to raczej źle poukładane życie, bo to z reguły oznacza stagnację, brak wizji, marzeń i planu ich realizacji. Ja bym był jednak za zrobieniem planu strategicznego (ewolucyjne modyfikowalnego oczywiście w miarę napływu nowych informacji) i trzymanie się go, natomiast elastyczność w działaniach operacyjnych (np. zmiana miejsca zamieszkania). Przypadki to po prostu sposobności, jakich jest pełno i plan powinien obejmować reagowanie na najlepsze z nich. Nie zaś tak, żeby przypadki nakłaniały nas do rezygnacji z planu.
pozdr.
Mirek
Witam po długiej przerwie (nie w czytaniu, tylko w aktywności na blogu),
Dziękuję, Alex, za bardzo ciekawy post. Uspokaja mnie to, co napisałeś. ;)
Od zeszłego roku moje życie lekko zawirowało pod wpływem niewinnego wyjazdu na Erasmusa (znam wiele podobnych przypadków, więc to nic niezwykłego). Moje planowanie ogranicza się do kilku miesięcy maksymalnie. Teraz jestem w momencie decydowania i szukania, co dalej. I nie jest to łatwe, głównie z uwagi na związany z tym stres. Bo czas goni, bo nie ma pewności, co nastąpi. Ale ma to i pewien urok, bo nic nie jest przesądzone, wiele opcji wydaje się jeszcze otwartych, można pomarzyć (a życie potem zweryfikuje, co jest realne a co nie)… Za niecały miesiąc kończę 25 lat i nie zamierzam szybko zarzucać gdzieś kotwicy, chcę ten czas wykorzystać na eksperymenty, zbierać maksymalnie różne doświadczenia, smakować różnych rzeczy, także w życiu towarzyskim stawiam na różnorodność. Słowem, staram się być otwarta i ufna. Podróże nieco oduczyły mnie przywiązywania się do miejsc (aranżuję sobie przestrzeń tak, by była „moja”, niezależnie od tego, gdzie jestem) i rzeczy. Zwłaszcza rzeczy. Bardzo lubię kupować sobie nowe ciuchy, ale po wielu lotniskowych przygodach i przeprowadzce pocztą, zastanowię się trzy razy nim kupię sobie coś nowego… Potrzebuję nieco stabilności, bo bez niej całkiem straciłabym głowę – lubię wracać do swojego rodzinnego miasta, staram się pielęgnować długoletnie, dobre znajomości, cenię czas spędzony z Rodziną, ale po szybkim i intensywnym naładowaniu baterii, tym, co znane i bezpieczne, mam zaraz ochotę wyruszyć w dalszą podróż. Nie będzie to trwało długo, bo tak długo się nie da. W pewnym momencie, będę miała (tak sądzę) ochotę zbudować coś trwałego, z kimś się związać na dłużej (co nieco jednak ogranicza mobilność), pewnie mieć dzieci (na razie zupełnie nie czuję się na to gotowa). Jednak postaram się pozostać, w miarę możliwości, elastyczną, otwartą i ufną.. To ostatnie jest dla mnie najtrudniejsze, ale próbuję wierzyć w to, że wszystko się jakoś ułoży a trudności uda się rozwiązać. I faktycznie, jak do tej pory nic bardzo złego mi się nie przytrafiło a rozmaite nieprzewidziane sytuacje były okazją do doświadczenia ludzkiej życzliwości (nie wszystkich, bo ludzie są różni, ale ZAWSZE znalazł się ktoś, kto pomógł, poradził, wsparł…). Przed powrotem do Polski rozmawiałam z kolegami, chlipiąc nieco, że się boję i nie wiem, co to będzie.. Pokazali mi książkę o intrygującym tytule: „The Wisdom of Insecurity” (Alan-W Watts). Nie czytałam, nie wiem, czy warto, ale brzmi ciekawie… I coś w tym jest. Może warto zaufać i płynąć z prądem?
Znowu wyszło przydługo…
Pozdrawiam ciepło,
Paulina
P.S. Alex, udałoby się zaplanować power walk z Tobą? Bo jakoś akurat tutaj nie wierzę, że szczęśliwym trafem spotkamy się przypadkiem na mieście… ;)
Alex jak zawsze o tym co aktualne w pewnym okresie w zyciu praktycznie kazdego z nas:)
Zgadzam sie ze trzeba zostawic miejsca na przypadek i sadze ze to trzeba robic glownie przez minimalizowanie ograniczen. Sadze ze Alex podal bardzo trafne przyklady. Nieruchomosc, zwiazek oraz praca bez odpowiedniego nastawienia oraz odpowiednich krokow zabezpieczajacych sa najbardziej ograniczajace. Sadze ze to jak w zasadzie Pareto, te 3 rzeczy to w sumie 80% ograniczen.
Naciski otaczajacego spoleczenstwa sa naprawde duze. Jako osoba mloda to odczuwam. Jak od przyjaciol tak i od osob starszych.
Niechcesz mieszkania na kredyt zanim nie osiagniesz wystarczajaco wysokiego i stabilnego poziomu finansowego a i wtedy jeszcze sie zastanowisz? Ale przeciez to swoj kat a i po co placic za wynajem jezeli mozno placic tylko odrobine wieksze skladki banku ( co dziwne ten przyklad jest przetaczany nawet po spadku w Wilnie ( miasto gdzie mieszkam) cen na wynajem,wzroscie cen na kredyt oraz oszalamiajacego spadku cen nieruchomosci).
Twierdzisz ze teraz niechcesz takiego zwiazku gdy codziennie spotykasz sie z kochana kobieta i musisz na nia poswiecac minimum 2-3h dziennie bo Cie to ogranicza? Bo chcialbyc rowniez poznac innych osob, poswiecic czas na rozwoj oraz rozne zainteresowania i dlatego chcialbys sie spotykac rzadziej? No jestes jeszcze mlody. Masz czas na wydoroslenie!
Twierdzisz ze chcesz zmienic prace bo na terazniejszej musisz pracowac/uczyc sie czegos co ci kaza przez 8h a nie to co sam wybierasz i chcesz wiecej skomplikowanych i interesujacych problemow ?Praca cie ogranicza? Ale czlowieku,o co ci chodzi, o jakim „byciu jedynym na liscie mowisz” ? Przeciez dostajesz stabilne dobre pieniadze! Mozesz zalozyc rodzine i wziasc mieszkanie w kredyt!
Jak ja to znam;)
Doświadczenie uczy: nie wszystko da się zaplanować minuta po minucie. A już na pewno nie życie. Sztuka polega na dobieraniu planu do zadania, które przed Tobą stoi.
Jak zauważył Mirek podstawa to cel. Im bardziej przemyślany tym lepiej, bo wtedy dużo łatwiej zmodyfikować plany, albo zorientować się, że to czego bardzo chcieliśmy w takiej konfiguracji przestaje nam służyć, a stało się cieżarem.
W przykładach podanych przez Alexa:
– ciężar pracy na etacie zacząłem odczuwać jakieś 3 lata temu, po 5 w czasie których zaspokajała w 100% moje potrzeby i dawała mi na tyle swobody, że mogłem realizować się tam, gdzie chciałem. Zmieniłem pracę na coś co wydawało mi się mega zajęciem, czyli trenowaniem. Bardzo to lubię, ale tak sobie zapakowałem kalendarz, że zaczałem mieć dosyć pracy trenera. Dostosowałem sobie pracę w taki sposób, żeby rozwój osobisty, dostarczanie i swoboda były w sensownej równowadze.
W życiu nie udałoby się to gdyby nie planowanie. I jednocześnie w życiu nie udałoby się to, gdyby nie kilka „szczęśliwych przypadków”.
– związek 24/7: związki przechodzą przez różne fazy; zdecydowanie niezdrowe jest odcięcie się od świata w każdej działalności (hobby 24/7 w taki sam sposób działa negatywnie). Warto rozróżnić etap „musimy być razem” od „zaborczej relacji”. Bo to nie to samo.
– nieruchomość: przywiązanie do miejsca – na pewno, chociaż w razie potrzeby można je sprzedać lub wynająć. W moim przypadku własne miejsce daje mi poczucie komfortu. W zdobyciu tego mieszkania akurat historia zawierała połączenie planowania z „nieszcześliwym splotem wypadków” + „odrobiną szczęścia na końcu”.
Paulina pisze o płynięciu z prądem. To jedno z ekstremów. Na jednym jest plan tak ciasny, że nie ma miejsca na przypadek, a na drugim totalny brak planowania.
Dobry plan zawiera cel, działania do jego osiągnięcia i zostawia miejsce na wydarzenia nieoczekiwane (złe i dobre). Im mniej mamy ograniczeń tym łatwiej plan zrealizować. I w moim odczuciu to raczej w tym kierunku post popycha.
Cały trick polega na tym, że cel często tak naprawdę doprecyzowujemy zmierzając w jego kierunku. Dla wielu „mega-planistów” to powód do sporej frustracji ;).
Witam
Hmm, jak do tąd spotkałem bardzo mało osób, które mają zaplanowane kilka najbliższych lat. Może to jest specyfika ludzi, wśród których przebywam, czyli głównie osób w wieku studenckim??
Zastanawia mnie czy możliwe jest koncentrowanie się na budowaniu coraz większego „lejka” ( http://alexba.eu/2006-10-30/rozwoj-kariera-praca/jak-rozszerzac-swoj-zakres-swobody-i-jakosc-zycia-cz3/ ) bez wcześniejszego spażenia się. Korzystając z przykładu Alexa – czy realne jest, że znajdziemy sobie pracę, która będzie nas satysfakcjonować bez wykonywania pracy, która satysfakcjonuje nas w mniejszym stopniu?
Wg mnie, żeby rozszerzać swój „lejek”, czy żeby podnosić poziom satysfakcji z życia trzeba poznać siebie samą/samego. A to jest możliwe (wg mnie) poprzez próbowanie różnych opcji. Ponieważ tylko ten, który nie próbuje nie doznaje porażki, to musimy być przygotowani na porażkę i wyciągnięcie z niej wniosków.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Mariusz
Piszesz: „Cały trick polega na tym, że cel często tak naprawdę doprecyzowujemy zmierzając w jego kierunku.” Bardzo trafna uwaga.
W zupełności się z tym zgadzam. Ja wiem, mniej więcej, co chciałabym w życiu robić, ale potrzebuję to nieco doprecyzować, dlatego staram się pozostać w miarę otwarta na różne opcje oraz zbieranie doświadczeń. Nie jestem zwolenniczką ekstremalnych rozwiązań, uważam, że planowanie jest ważne (i nad nim powinnam może rzeczywiście popracować). Wydaje mi się, że (paradoskalnie), im lepiej zdefiniowany cel, tym większa elastyczność planowania, zgodnie z regułą, że dany problem można rozwiązać na wiele sposobów. Lepiej zdefiniowany cel (priorytety) dają większą elastyczność, lepsze wykorzystanie nadarzających się okazji, czyli finalnie lepszą efektywność. Tak myślę. ;) A płynięcie z prądem, to dla mnie pewnego rodzaju otwartość na to, co nowe i nieznane oraz ufność, w to, że uda się nam zreazlizować nasz cel, jeśli nieco wyluzujemy i zdobędziemy się na pewną elastyczność w planowaniu właśnie. Nie miałam na myśli totalnie bezwolnego dryfowania bez celu. ;)
Pozdrawiam,
Paulina
Alex, czy wg Ciebie tak naprawdę chodzi o zostawienie miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności, czy raczej o zdolność do podjęcia ryzyka? A może jedno bez drugiego nie istnieje i dopiero po skutkach można ocenić, czy warto było?
Faktem jest, że myślimy zadaniowo i nie wiem czy do tego wystarczy, że dwa pokolenia przeminą, by odciążyć się od „historycznej przeszłości”. Jest też faktem, że inaczej brzmi przyzwolenie sobie na opisany styl w przypadku osoby, która ma pewne zaplecze, inaczej dla osoby bez takiego zaplecza.
A może tylko przykłady przesunęły odczytywany przeze mnie sens postu w taką stronę?
I raczej chodzi tylko o otwarcie oczu szerzej, na okazje?
Tylko, czy na pewno najbardziej ogranicza praca na etacie? (zawsze można rzucić ;) ), małżeństwo-jeżeli ma się wspólne i osobne pasje?
Czy może największym ograniczeniem jest brak odwagi, lenistwo-całkiem naturalne, a może tylko brak wyobraźni?
Paulina: faktycznie im lepiej doprecyzowany cel tym większa elastyczność (świat jest pełen paradoksów, czyż nie ;) ). Bo łatwiej podjąć decyzję na ile coś mnie do celu przybliża na ile oddala. A dochodzenie do niego jest eksperytmentalne (dwa do przodu, krok do tylu ;).
Pytanie to kiedy kończy się doprecyzowywanie celu, a kiedy jego realizacja. Bo tutaj czeka pułapka „jeszcze nie jestem gotowy”, ale to trochę inne story.
@Meg: Zgoda co do dwóch
brak odwagi = strach przed utraceniem tego co mam, co zdobyłem moją pracą. Poważnie ogranicza. Lepszy wróbel w garści, prawda ;)
lenistwo = no bo odpocząć mogę już teraz, a tak trzeba się narobić.
brak wyboraźni? raczej nadmierna wyboraźnia – co mi się może przydarzyć jak wyjdę ze strefy komfortu :). To dopiero może przestraszyć i ograniczyć. Wiadomo, że najlepiej straszy ten horrror, w którym nie widać potwora, a tylko sobie go człowiek wyboraża :)
Zdolność do podjęcia ryzyka: według mnie to kluczowy element rozpoczęcia poważnej zmiany w życiu. Z moich obserwacji wynika, że jesteśmy raczej „ostrożnym” społeczeństwem.
Witam, to mój pierwszy wpis na tym blogu chociaż od kilku dni regularnie czytam tutejsze archiwa. Przyznam, że nigdy wcześniej o Tobie Alexie nie słyszałem, a szkoda. Na Twój blog natknąłem się całkowicie przypadkowo, a też szkoda. Postaram się nadrobić zaległości.
Wracając do tematu Twojego wpisu. Chciałbym tylko zauważyć, że np. praca na etacie wcale nie oznacza braku możliwości rozwoju w innych kierunkach. Ja na przykład pracuje sobie na etacie i jednocześnie prowadzę kilka stron internetowych, które mogę się pochwalić przynoszą coraz większy zysk.
Podobnie sytuacja ma się jeśli chodzi o związki. Co prawda jestem dopiero dwa lata po ślubie… ale z własnego doświadczenia wiem, że trafiając na odpowiednią osobę w naszych działaniach dochodzi to pewnego rodzaju efektu synergii… co w efekcie daje dużo lepsze rezultaty niż działanie jednostki. I nie chodzi mi o np. wspólną pracę, wspólne prowadzenie biznesu czy wspólne projekty. Chodzi mi raczej o wzajemne uzupełnianie się, możliwość szczerej rozmowy… pewnego rodzaju Brain Trust.
Ostatnim wspomnianym przez Ciebie aspektem jest miejsce zamieszkania. Ciężko mi się wypowiedzieć w tym temacie… dopiero tydzień temu kupiłem mieszkanie, w którym zamieszkamy do czasu wybudowania domu. Wcześniej mieszkaliśmy w kilku miejscach, zarówno w Polsce jak i za granicą. „Uzależnienie” od miejsca, o którym piszesz, jest mi więc obce. Uważam jednak, że warto jest mieć chociażby orientacyjny plan działania na przyszłe lata… Pozwala to niejednokrotnie dokonywać trafniejszych decyzji „tu i teraz”.
Alex, Twoje wpisy na tym blogu są dla mnie bardzo wartościowe. Dziękuję Ci za czas, który poświęciłeś na ich napisanie.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof
Witam wszystkich.
Jako, że liczę sobie zaledwie 17 wiosen, moja opinia przez długi czas była jednoznaczna: nie planować nic! Po pierwsze, życie tego ode mnie nie wymagało, po drugie widziałem w tym taką romantyczną spontaniczność, która mnie pociągała :) Dziś moje poglądy są zgoła inne i uważam, że planowanie nie wyklucza spontaniczności. Powiem więcej: wspomaga ją. Można zaplanować każdy etap swojego życie i żyć zgodnie z zasadą „carpe diem” jedynie plany muszą być odpowiednio szerokie uwzględniające możliwość zmiany naszego wyboru i czynniki zmienne(przypadek) o czym zresztą jest ten artykuł….
P.S Był taki koleś jak Arystoteles, który wymyślił ideeę złotego środka, która sprawdza się jeśli chodzi o planowanie i związki (24/7) i wg mnie każdą inną dziedzinę życia – pozdrawiam :)
Witam
Każdy,kto poświęcił kilka chwil swojego życia na przemyślenia,doszedł do prościutkiego wniosku, iż ,,Live is short,,…Być może grono osób, układających, z precyzją szwajcarskiego zegarka swoje życie, jest pewna, iż ma w puli, ma jeszcze osiem żyć do wykorzystania. Nieprawdasz, iż koty to intrygujące zwierzęta? :)
Ale fascynujące zwyczaje kotów, zostawmy ich miłośnikom. Skupmy się na człowieku, targanym emocjami i ulegającemu pokusom :)
No tak, w puli mamy jak na razie jedno życie do wykorzystania. I jak zasugerował Alex, każdy może sobie ze swoim życiem uczynić, to co mu się, żywnie podoba. Oczywiście, z pełnym zastosowaniem maksymy, iż moja wolność, kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.:) I oczywiście, każdy ma prawo zamknąć się na ósmym pięterku, w swoim komfortowym 30-metrowym apartamencie i odliczać dni dom przybycia listonosza. Z pismem z banku o podwyższeniu rat kredytu. Wyczekiwaniu na serie a-edukacyjnych seriali w Polskiej Telewizji…Każdy ma do tego prawo. Ma prawo do takiego życia. Jeśli, jest mu z tym dobrze, to możemy mu tylko pogratulować…:)
No tak, ale mimo uśmiechów przed rodziną, znajomymi, często nie jest takiemu człekowi dobrze. W apartamencie pojawia się w samotności smutek, bądź w samotności w związku. Smutek za milionem nie przeżytych sytuacji, posmakowanych doznań z kropelkami potu na czole, spływającymi na poduszkę :) Nie chodzi oczywiście o grypę…
Ale, każdy jest kowalem swojego losu, i jak sobie podkuje, tego życiowego konika, tak daleko i komfortowo pojedzie…:)
Niezadowolenie życia, frustracje wypływające z masy nie zaspokojonych potrzeb z piramidki Pana M i wyższych potrzeb naszego umysłu i ciała. To wszystko konsekwencje wyborów. Wyboru stylu życia i wszystkiego tego, co nazywa się strategicznym poukładaniem sobie życia. Zaplanowaniem wszystkiego co do minuty, łącznie z przyjściem malucha na świat. Jak stwierdziło, kilku panów z długimi bródkami w czasach starożytnych, najlepiej trzymać się w wielu rzeczach środka i czasami wrzucać na luz. Ale niestety w tym kraju, telewizja, placóweczki edukacyjne nie pokazują ja to zrobić….:) Okej starczy już z mojej strony o strasznych rzeczach. :)
Pewna produkcja filmowa spod igły, o wkleję sobie linka z wrodzonego lenistwa :)
Sens życia wg Monty Pythona / Meaning of Life, The (1983) . Ten film dsokonale i łopatologicznie ukazuje, cóż takie człek, ma zrobić w swoimżyciu aby być szczęslwiym. Przez cały film twórcy grupy Monty Pythona.PArodiują religijno-społeczno-sexulane zwyczaje ludzkie i dopiero w ostatnim kadże padają słowo ,,iż nie domyśalcie się jescze co jest sensem życia,, I na koniec kilka prostych zdań …podróżowanie, bycie z partnerką, rzowijanie pasji i tak dalej….I to jest mój sens życia kilka prostych słów.Poznawanie swiata i miłość.Już dokłądnie nie pamiętam wszystkiego z ostatniej sceny, muszę sobie odświeżyć film…Chociaż kilkanaśćie razy włąsnie w chwilach życiowego zwątpienia go oglądałem. Pomagało jak cholera :) …….
Polecam wszystkim Tym, którzy nie wiedzą jeszcze, co jest sensem życia. Ja realizuje swoje dwa cele miłość i poznawanie świata. Co prawda ze stosowanie seryjnej monogamii na razie…ale zawsze mam miejsce na szczęśliwy przypadek i tym subtelnym żarcikiem Jaruś zakończy….Pozdrawiam
Hej Alex!
Odniosę się do tej części o poukładanym życiu. Akurat szukam sobie stałego zatrudnienia (nie rezygnuję przy tym z własnych projektów) i byłam jak na razie na jednej rozmowie. Na szczęście ta rozmowa była bardzo konkretna i „życiowa”, Pamiętam natomiast, że gdy poprzednim razem szukałam pracy, ciągle pytano mnie o to co chcę robić za 5 lat. Dla mnie nie ma bardziej irytującego pytania. Ja nawet nie chcę planować co będę robić za 5 lat. Gdyby życie można było sobie tak zaplanować, to lepiej było by sobie odstrzelić łepetynę. Co to za frajda żyć wedle ustalonego wcześniej schematu? Czytałam, że można odpowiedzieć na to pytanie przewrotnie „chcę być na pani/pana miejscu”, albo „chcę wylegiwać się na plażach Bora Bora”, ale można też powiedzieć wprost, że nie ma się żadnych wyobrażeń na temat swojego życia zawodowego i prywatnego za 5 lat. I co w tym złego? A jednak pracodawcy krzywo patrzą na osobę, która nie ma PLANU. PLAN trzeba mieć, bo to świadczy o tym, że jesteś poważnym człowiekiem, dbasz o swój rozwój, masz wytyczona ścieżkę kariery, więc jesteś zmotywowany. A i tak zazwyczaj okazuje się, że stanowisko na którym przyjdzie nam spędzić te kolejne 5 lat życia, jest po prostu klatką bez wyjścia i możliwości ucieczki na wyższe szczeble kariery… Bez sensu. :/
witam
Mariusz i Paulina: Ja osobiście mam inny pogląd na waszą sugestię „…im lepiej doprecyzowany cel tym większa elastyczność …”, ponieważ plan opracowany w detalach, szczegółach automatycznie odrzuca alternatywne rozwiązania, które mogą być lepsze od swych pierwowzorów. W efekcie nakładamy sobie niepotrzebne ograniczenia, tracimy czas który możemy spożytkować lepiej :)
Pozdrawiam
Jarek
Witaj,
Co pewien czas wpadam na Twoj blog i czytam zalegle teksty. Lubie to zajecie, zapewne dlatego, ze mamy zblizone spojrzenie na swiat.
Dzis chcialbym sie ustosunkowac do Twojego tekstu:
„Świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej “standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności”
No tak, ale w ten sposob nie rozwijasz swojej firmy. Nie mam na mysli klientow, zyskow, prestizu. Chodzi mi o to, ze wielu mlodych ludzi, po Twoim przeszkoleniu, wspolpracy z Toba, mogloby wykonywac te „standardowe” dzialania. Dla Ciebie sa one standardowe, dla nich stanowily by interesujace wyzwania. Po kilku latach objeli by stanowiska liderow i zatrudnili mlodych absolwentow, do wykonywania „standardowych” dzialan. Zatrudnienie jednego dobrego administratora, zwolnilo by Cie z wykonywania rutynowych czynnosci. Inna osoba poprowadzila by marketing i biznes by hulal. Tak powstawaly firmy konsultingowe zatrudniajace tysiace ludzi w kilkudziesieciu krajach swiata. Sadze, ze istotnym motywem dzialania ich liderow byla rowniez ciekawosc swiata.
Pozdrawiam
@Jarek Bednarz: w kwestii wyjaśnienia – „im lepiej doprecyzowany cel” nie oznacza „im lepiej doprecyzowany plan”.
Jasność celu jest kluczem. A nie szczegółowość drogi dojścia do niego. Piszemy o zrozumieniu tego, CZEGO naprawdę się chce, a nie dokładnym rozpisaniu JAK to zrobić. Bo tego drugiego z oczywistych względów zrobić się nie da.
Ergo (teraz chwaląc się znajomością łaciny): znając CEL opracowujesz sobie PLAN, który jednam modyfikujesz w zależności od okoliczności, nie tracąc jednak CELu z pola widzenia.
No i jeszcze 2 sprawy odnośnie planowania:
1. To planowanie jest kluczem a nie sam plan.
2. Z planów trzeba umieć korzystać. To jak z GPSem. Fajne urządzenie, ale jak ktoś nie potrafi z niego korzystać to wjedzie w jezioro (przypadek medialny z tego roku), bo GPS pokazuje drogę.
Witam
Przyznaje, że patrzę prawie na te wszystkie sprawy prochę z innej perspektywy. Marzę o stabilnej pracy, własnym mieszkaniu i rodzinnym trochę domowym facecie. Może dlatego, że do tej pory za często musiałam się przeprowadzać, zmieniać pracę i przeżyć koniec małżeństwa. Może to być zrówno efekt braku planu (w jakiej konkretnej firmie chcę pracować) jak i zbyt kurczowe trzymanie się tzw.swoich planów (muszę pogłebiać swoją wiedzę zawodowe kwalifikacje, a pieniądze może kiedyś z tego będą). Efekt jest taki: zero poczucia bezpieczeństwa. Myślę, że Ty Alexie możesz sobie żyć tak „radośnie”, bo dla Ciebie zabezpieczeniem są wysokie dochody, które oczywiście są wynikiem Twoich doświadczeń, wiedzy oraz wiary w siebie (tak mi się wydaje). Myśle, że każdy w gruncie rzeczy marzy o takim wewnętrzynym spokoju ducha, ale każdy gdzie indziej go w danej chwili upatruje.
Hej!
Najpierw – powitanie, gdyż to mój pierwszy komentarz na tym wspaniałym blogu, o którym nie mogę powiedzieć, ze trafiłam na niego tzw. „przypadkiem”. Od jakiegoś czasu zmieniam swoje życie, ustalam cele, priorytety, plany…i szukałam w związku z tym jakichś wartościowych treści, które byłyby w tym pomocne. Alex! –> Twój blog spełnia to moje oczekiwanie nawet nie w stu, ale w tysiącu procentach! Systematycznie czytuję Twoje archiwum i wiele się stamtąd uczę.
…a teraz jeśli chodzi o treść posta…generalnie się zgadzam, ale…ALE w swoim otoczeniu obserwuję raczej deficyt planowania, a nie deficyt miejsca dla szczęśliwych przypadków. Dotyczy to moich bliższych i dalszych znajomych, ale także np. polityków szczebla krajowego, jak i samorządowego.
Uważam, że u nas w kraju planowania i porządkowania jest za mało. Dominuje natomiast takie myślenie: „jakoś to będzie”, „się zobaczy”, „jakoś się dogadamy”…wszystko bardzo niejasne. Jak mawiała moja koleżanka:”Jakoś to będzie, bo nigdy nie ma tak, żeby jakoś nie było.” No właśnie, ale to „jakoś” nie gwarantuje, że „jakośĆ” będzie zadowalająca…
Coś o tym wiem, bo odkąd zaczęłam sobie precyzyjniej planować działania, jestem o wiele bardziej zadowolona z rezultatów i spokojniejsza.
W ogóle planowania kojarzy mi się z postawą aktywną – jesteśmy sprawcami faktów. Z kolei poleganie na okazjach z postawą reaktywną – to my stajemy faktom na drodze.
Jak zwykle sprawdza się zasada złotego środka – nie przeginać w żadną stronę!
Pozdrawiam!
Witajcie
Ostatnie dwa dni byłem bardzo zajęty „seminariami kulinarnymi” typu 5-7 godzin jedzenia, picia dobrego wina i dyskutowania o ciekawych sprawach, ale najwyższy czas zająć się też naszą rozmową.
Magda
Piszesz: „Nowy romans to są za każdym razie w gruncie zbliżone emocje, i tym też można się znudzić …”
Zdarzyło Ci się kiedyś znudzić takimi emocjami???
Na temat dzieci nie wypowiadam się, bo w tym aspekcie brak mi doświadczeń.
Adrian
Jak czytam :”Genialne przemyślenia, …” to czuję się lekko zażenowany :-)
Jak już wspomniałem, dla jednych ludzi „mam rację”, dla innych „racja” może być całkiem inna. Każdy powinien „przetrawić” tę kwestę indywidualnie.
Mirek
Piszesz: „Dobrze poukładane życie, to moim zdaniem oznacza jasno wyznaczony cel, dobry plan strategiczny i podporządkowane mu działania operacyjne. ”
Właśnie nie jestem do końca pewny, że „dobrze poukładane życie” zawsze jest dobrą drogą do osiągnięcia szczęścia i satysfakcji. W moim wypadku czasem wystarczył „pi razy oko” wyznaczony cel, postrzeganie świata bez uprzedzeń i pójście za nadarzającymi się sposobnościami. Taki nieco „bałaganiarski” styl
Paulina
Zaplanować Power Walk można, tylko chwilowo nie bardzo jest kiedy. DO niedzieli jestem w południowej Austrii, od poniedziałku zaczynam intensywny tydzień a klientami. Może trochę później
Antek
Dziękuję za podawane przykłady. W życiu ważne jest, aby nie poddawać się naciskom ludzi, którzy mają inne wymagania od życia niz my. Życzę powodzenia w tej obronie niezależności.
Mariusz
Piszesz: „…że cel często tak naprawdę doprecyzowujemy zmierzając w jego kierunku. Dla wielu “mega-planistów” to powód do sporej frustracji..”
Może warto w takim planowaniu zastosować podejście Agilowe ? :-)
Artur
Z mojego doświadczenia znajdowanie optymalnej pracy (podobnie jak i partnera itp.) to proces uczenia sie zarówno o sobie jak i innych ludziach. Błędy są nieuniknione, ważne aby nie były fatalne w skutkach i umożliwiały nowy start.
Meg
Zostawienie miejsca na szczęśliwy przypadek jest jedną sprawą, zdolność podejmowania ryzyka inną. TO pierwsze może być bardziej pasywne, to drugie raczej nie.
Kwestie ograniczającego znaczenia takich czynników jak brak odwagi, lenistwo itp. warto rozważyć w osobnym poście.
Krzysztof
Witaj na naszym blogu :-)
Cieszę się, że u Ciebie wspomniane czynniki nie ograniczają Cię nadmiernie. Życzę CI, aby jak najdłużej tak pozostało :-)
Dziękuję za miłe słowa pod moim adresem :-)
Zdenek
Witaj na naszym blogu :-)
Złoty środek jest niezły jako średnia w dłuższym okresie czasu. Punktowo lubię czasem różne ekstrema :-)
Jarek
Dziękuję za interesujący komentarz, choć niestety znów z wieloma literówkami. Poradzisz sobie z tym?
Agata
Pomiędzy pytaniem co chcesz robić za 5 lat a pytaniem co planujesz robić za 5 lat jest kolosalna różnica. Nie bardzo rozumiem, co tak bardzo irytuje Cię w tym pierwszym.
Jeśli chodzi o dokładne planowanie życia, to post chyba wystarczająco pokazuje mój punkt widzenia.
Krzysztof Drupka
Stwierdziłeś: „No tak, ale w ten sposob nie rozwijasz swojej firmy. ”
Masz racje, tak rozumiany rozwój mojej firmy nigdy nie był celem. do którego dążyłem. Moim celem była maksymalizacja własnego rozwoju, przeżywanie jak największej ilości miłych rzeczy, robienie czegoś pożytecznego dla świata. Nieskromnie stwierdzę, że chyba dość dobrze mi to wychodzi bez stworzenia wielkiej firmy konsultingowej lub tym podobnych tworów.
Weronika
Wspominałem w moim poście, że różni ludzie dojdą do różnych wniosków i to jest tez w porządku.
Komentarza wymaga tylko Twoje stwierdzenie: „Myślę, że Ty Alexie możesz sobie żyć tak “radośnie”, bo dla Ciebie zabezpieczeniem są wysokie dochody, które oczywiście są wynikiem Twoich doświadczeń, wiedzy oraz wiary w siebie (tak mi się wydaje). ”
O ile dobrze pamiętam, to moje dochody pojawiły się po zmianie nastawienia na bardziej odprężone, wspomniałem o tym w poście.
Życzę Ci powodzenia w szukaniu tego, czego potrzebujesz
Agata G
Witaj na naszym blogu :-)
Zgadzam się z Tobą, że w naszym kraju w skali społeczeństwa panuje niedostatek planowania. To o czym piszę, to jest rozpowszechniona iluzja dokładnego planowania własnego życia, która czyni nas ślepymi na sposobności.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex po czym poznajesz, że dany przypadek jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności? Ja zazwyczaj oceniam to post factum.
Ja mimo zaplanowanego stylu życia ( tak mam z natury) muszę zmierzać się z tym, co życie dla mnie (przeciw moim planom) przewidziało. Ale mam już tyle lat (i uważam, że to decyduje), że stać mnie na dystans-do wszystkiego.
Alex: Zdarzyło Ci się kiedyś znudzić takimi emocjami???
Oh yeah. Wtedy postanowiłam, że wyjdę za maż i będę miała dziecko. To jest dopiero ciekawe doświadczenie.
Meg
Moje rozważania nie dotyczą klasyfikacji (szczęśliwy zbieg okoliczności, czy tez nie), lecz tego, aby na takowe zostawić sobie w życiu wystarczająco dużo miejsca.
Magda
Zastanawiam się jak mogły Ci sie znudzić. Ja praktykuję od bardzo wielu lat i ciągle są to te przyjemne sensacje :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex wyraźnie napisałeś: „na szczęśliwe zbiegi okoliczności”, z tego powodu zapytałam po czym je rozpoznajesz.
Czy masz własną teorię, czy te zbiegi okoliczności zdarzają się niezależnie od wszystkiego, a mogą być tylko niezauważone, czy zdrzą się tylko, gdy będzie dla nich miejsce?
Alex: Tak, dla mnie też to było przyjemne, ale można się znudzić nawet ulubioną potrawą. Postanowiłam rzucić się na głęboką wodę i zaufać komuś całkowicie. Jak na razie czuję że dzięki temu się rozwijam, w przeciwieństwie do rozmieniania się na drobne.
Planowanie jest niezbędne, szczególnie w przypadku finansów oraz kariery zawodowej (np. prowadzenia działalności gospodarczej). Najbardziej jednak szczegółowy i przemyślany polan, zostanie skorygowany przez życie. Dlatego niezbędne jest stosowanie pewnych marginesów błędów. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest tzw. droga środka: efektywne planowanie połączone ze spontanicznym działaniem.
Chciałabym aby owej „iluzji dokładnego planowania” chociaż trochę ulegli moi znajomi ze stowarzyszenia kulturalnego, które założyłam… Mnie się marzy realizacja ciekawego projektu – a takie przedsięwzięcia wymagają planowania. A oni tymczasem ciągle wołają: „najlepszy jest spontan, wyluzuj się, napij się z nami piwka, jakoś to będzie, coś się trafi, zobaczymy…” itp. I przez takie podejście rozmieniamy się na drobne! Nie wykorzystujemy w pełni naszego potencjału…
O właśnie! Przy okazji – może masz na to Alex jakąś radę? Jak z grupy, która przez lata żyła na stopie towarzyskiej, zbudować ZESPÓŁ? Jak skutecznie porozdzielać role, zadania, odpowiedzialność? Jak zarządzać takim zespołem, aby jednocześnie nie zepsuć wieloletniej przyjaźni? Jak przekonać ich, że planując i planu się trzymając, możemy jako organizacja zyskać więcej? Wszyscy mają apetyt na coraz więcej, lecz niestety skuteczne planowanie u nas trochę kuleje. Może jest tak trochę dlatego, że moi znajomi – bardzo młodzi ludzie – mają bardzo mało doświadczenia.
Witam,
Tak to fajne jest. Ale ludzi na taki komfort musi byc stac, nie mysle tu o finansach, ale raczej o zaradnosci zyciowej i pewnej madrosci. Poniewaz to co daje nam otoczenie, jest wszystko zaplanowane. Mozna sie nawet umawiac na okreslona godzine z konsultantem pewnego opertatora telekomunikacyjnego w salonie. A nie kazdy ma te swiadomosc odwage no i zaradnosc, kiedy musi pracowac w korporacji i byc poddanym az do granic wytrzymalosci, no bo ma „swoj” apartament 50m2 :) do splacenia w bloku za 0,5mln. Wiec w takiej sytacji nawet nie mysli o czym innym. To nie od ludzi zalezy tylko od calego systemu. Jesli chodzi o ludzkosc to przyszlosc mamy zaplanowana przez NWO itd…itd…Z czasem byc moze bedzie zakaz uprawiania wazyw i owocow w przydomowym ogrodku, a czosnek bedzie na recepte. Takie wnioski sie nasuwaja obserwujac co sie dzieje. Dostalismy w prezencie swinska grype itd… od tych samych ktorzy nastepnie zarobia na szczepionkach, z tym, ze szczepionki beda mialy wiecej efektow negatywnych – depopulacja? hm…No coz swiatem rzadzi od zawsze kilka rodzin…
As
Meg
Nie chcę teraz za jednym z filozofów pytać, czy zbieg okoliczności, którego nikt nie dostrzegł miał w ogóle miejsce :-)
Osobiście wierzę, że takie sprzyjające konfiguracje zdarzają się permanentnie, tylko albo nie potrafimy ich dostrzec, albo nie jesteśmy w stanie z nich skorzystać.
Ja generalnie (jak nie mam głowy „zapakowanej” czymś innym), to zadaję sobie pytanie co najlepszego można zrobić z danej sytuacji. Jeżeli wiele, to mamy szczęśliwy zbieg okoliczności :-)
Tak zdarzyło mi się np. tutaj podczas tegorocznego pobytu na Święcie Winobrania. Otwarte rozmowy podczas wielogodzinnego delektowania się wyśmienitym jedzeniem doprowadziły do powstanie 2 bardzo interesujących projektów i to poprzez zwykłe przyjrzenie się istniejącym możliwościomzobaczymy co da się z tego praktycznie wykombinować.
Magda
Piszesz: „można się znudzić nawet ulubioną potrawą ”
Jeśli tak jest, to ryzyko tego w obecnej konfiguracji jest, przynajmniej teoretycznie, wyższe :-)
Wojciech
Co dokładnie rozumiesz pod terminem:”efektywne planowanie połączone ze spontanicznym działaniem.”?
Agata G.
Pytasz: „jak z grupy, która przez lata żyła na stopie towarzyskiej, zbudować ZESPÓŁ? ”
To jest pytanie, na które dość trudno ogólnie odpowiedzieć (chyba że chcesz usłyszeć kilka banałów). Na ile ci ludzie mają poczucie wspólnych celów i duży głód ich osiągnięcia? Na ile masz w tym towarzystwie przywództwo i zaufanie innych, że wiesz co robisz?
Próba przetransponowania grupy towarzyskiej w efektywny zespół jest dodatkowo trudna bo:
1) „rekrutacja” odbyła się według zupełnie innych kryteriów
2) macie utarte już wzorce interakcji (towarzyskiej), które trudno dopasować do wymagań teamu zorientowanego na osiąganie jakiś celów
As
Witaj na naszym blogu :-)
Dobrze że piszesz: „ludzi na taki komfort musi byc stac, nie mysle tu o finansach, ale raczej o zaradnosci zyciowej i pewnej madrosci. ”
Większość ludzi myśli, że jest to kwestia finansów a tutaj naprawdę zaradność i używanie naszego umysłu grają decydującą rolę. Tego można się nauczyć!
Resztę Twojej wypowiedzi interpretuję (słusznie?) jako ironię :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
„nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.”
Bo 'Abwechslung ist immer gut’ :) (tłumaczenie: Odmiana jest zawsze dobra). Proste zdanie, a jednak motywujące do otwarcia się na nowe doświadczenia, na sposobności, o których pisze Alex w tym poście – przynajmniej w moim przypadku. Dzielę się z nim Wami, może dla niektórych taka prosta sentencja także przyczyni się do zwiększenia eksperymentowania w życiu :)
Pozdrawiam,
Jakub
Nie tylko trzeba mieć miejsce na szczęśliwy przypadek. Chińczycy mówią, że należy uprzątnąć starą szafę aby przyszła nowa energia. Moim zdaniem należy także kultywować filozofię szczęścia i być szczęściarzem. Ile ja znam ludzi, którzy chcą być nimi a ich zachowanie świadczy o czymś zupełnie przeciwnym. Będę tu czasem zaglądał bo sam piszę po części na swoim blogu o tym i wierzę w to.
Arkadiusz
Tak to już jest , że fajnie jest mieć wiele drzwi otwartych, fajnie ale w sytuacji, kiedy zaspokojone są podstawowe potrzeby (bezpieczeństwa i przynależności) a co w sytuacji młodego czlowieka w przełomowym momencie życia, kiedy nie ma pewności co do zasadniczych problemów i wyzwań tak w sferze osobistej jak i zawodowej i w obu tych sferach jest się w kryzysie? Kiedy w ogóle nie wiadomo co robić i jaką decyzję podjąć? Czy uważasz, że w tej trudnej sytuacji lepiej każdy z kryzysów rozwiazywać oddzielnie czy może razem – za jednym zamachem (np. dzięki związkowi z określoną kobietą równocześnie wiążemy się z określonym środowiskiem i zawężamy pole wyboru miejsca pracy i życia)?
Jeśli te sfery łączymy to w pewnym sensie pozbawiamy drugą osobę podmiotowości ale być może w ogóle myślenie w ten sposób jest głupie.
Jeśli je rozdzielamy mamy dwie zagwozdki do rozwiązania a nie jedną i z kryzysu będziemy się wygrzebywać o wiele dłużej lecz być może nie nalezy się tym przejmować…
co o tym sądzisz?
Jakub
Zgódźmy się na stwierdzenie „Odmiana jest przeważnie dobra” :-)
Arkadiusz
Napisałeś: „Moim zdaniem należy także kultywować filozofię szczęścia i być szczęściarzem. ”
Co rozumiesz przez kultywowanie filozofii szczęścia?
Jaki wpływ ma Czytelnik na to, aby „być szczęściarzem”?
Leszek
Zgodzisz sie, że i w opisanej przez Ciebie sytuacji młodego człowieka posiadanie wielu drzwi otwartych ma zalety?
Możesz proszę prościej opisać problem, do którego odnosi sie Twoje ostatnie pytanie? Na razie mam zbyt wiele możliwości do interpretacji
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, dziękuję za pochylenie się nad moim komentarzem.
Drugi punkt Twojej uwagi: „macie utarte już wzorce interakcji (towarzyskiej), które trudno dopasować do wymagań teamu zorientowanego na osiąganie jakiś celów” trafia w samo sedno! I jeszcze jest sprawa totalnego braku doświadczenia większości z przyjaciół i ich dotychczasowej bierności. I otoczenie! Nie jest łatwo – mieszkamy w małym zapyziałym miasteczku na Lubelszczyźnie. Wróciłam tutaj (do rodzinnego domu) po 7 latach różnych wojaży i chciałam zrobić małą rewolucję, obudzić to miasteczko. Ileż się nasłuchałam, że nie uda się, że nie warto, że po co itd. Ale coś się jednak udało! Ziarenko zostało zasiane. Za jakiś rok czy półtora ponownie się wyprowadzam. Do tego czasu chcę umocnić tę strukturę, zbudować zespół, który będzie dalej działał już beze mnie.
Zauważyłam, że nic tak nie umacnia ludzi jak sukces. Po drobnych sukcesach zobaczyli, ze jednak warto coś robić, byliśmy dumni, że my to już MY (nie potrafię tego jaśniej sformułować). Ale wciąż są duże braki organizacyjne. Chcę ich przekonać, że na samym „spontanie” daleko nie zajedziemy…Bo jak bez planowania zrealizować jakiś projekt??
Ale wszystko jest na dobrej drodze – złożyliśmy wniosek o przyznanie grantu na imprezę kulturalną, która będzie dopiero w przyszłym roku. TO PRZEŁOM!
Agata G.
Jeżeli to działa to gratuluję i życzę dalszych sukcesów!
Do wszystkich
Moja sporadyczna obecność tutaj wynika z rekordowego nawału podróży, zajęć i spotkań. Mam jeszcze jeden zwariowany tydzień, ale postaram się jutro coś napisać. Tematów nie brakuje :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hej Alex,
czytając Twój artykuł od razu skojarzyło mi się pojęcie, którego używam w odniesieniu do tego typu sytuacji: GRAWITACJA. Chodzi o to, że większość elementów naszego życie wywiera na nas jakiś wpływ – taką siłę przyciągania: kredyt, praca na etacie, związek, jakieś podjęte zobowiązania, rodzina, znajomi itp. To wszystko powoduje, że często ciężko nam jest się uwolnić od tej siły ciążenia, wznieść się trochę i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy – po prostu oderwać się i robić coś tak jak byśmy chcieli…
Oczywiście nie chodzi o to, aby całkowicie pozbyć się takiej grawitacji – nie wiem nawet czy to jest możliwe. Dobrze jest po prostu mieć świadomość tego oddziaływania i w momencie kiedy podejmujemy jakieś działanie, wykonujemy jakiś krok zastanowić się jakie to będzie miało przełożenie na naszą grawitację. Czy aby przypadkiem nie przygwoździmy się do ziemi…
No i znowu, wszystko oczywiście zależy od konkretnych upodobań – jedni lubią, gdy wpływa na nich duża siła przyciągania. Wtedy czują się komfortowo i bezpiecznie… Inni z kolei w takiej sytuacji będą czuć się spętani lub uwięzieni, więc będą szukać sposobów na zmniejszenie tej osobistej grawitacji…
A tutaj takie moje dodatkowe trzy grosze: http://www.salesguru.pl/index.php/2008/12/grawitacja/ :)
Pozdrawiam,
Artur
Artur
Piszesz: „jedni lubią, gdy wpływa na nich duża siła przyciągania. ”
Niektórzy z tego zamiłowania zakuwają sie w potężne „dyby” a potem narzekaja, że życie jest ciężkie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
faktycznie… sami się zakuwają, a potem narzekają. Można by się zastanowić skąd się to bierze? Mam wrażenie, że łatwiej jest wielu ludziom grać rolę cierpiętnika, przybitego do ziemi „grawitacją”, niż zastanowić się jak tu wyjść z tych kajdan…
Pracowałem przez wiele lat w duuuużej korporacji na etacie. W momencie, gdy postanowiłem, że chcę coś zmienić długo biłem się z myślami. Ciężko było rezygnować z dobrej posady, uposażenia służbowego (tzw. „social” miałem naprawdę dobry), ale stwierdziłem, że np. samochód służbowy nie może być czymś, co powstrzymuje mnie przed zmianą i robieniem tego co chcę… i zmniejszyłem grawitację… :)
Do tej pory, gdy spotykam znajomych z dawnej firmy (lub innych „etatowców”) często słyszę, że mają dość korporacji, że są trybikami itp. itd. – a następnie dodają, że też myślą o wykonaniu kroku, który ja podjąłem… Potem spotykamy się za kilka miesięcy i… i znowu słyszę te same teksty… bo łatwiej jest ponarzekać.
Jasne, może być ciężko uwolnić się od dużej siły przyciągania, ale można później żałować, że się nie próbowało…
Pozdrawiam,
Artur
Alex:
Piszesz: “można się znudzić nawet ulubioną potrawą ”
Jeśli tak jest, to ryzyko tego w obecnej konfiguracji jest, przynajmniej teoretycznie, wyższe
Pewnie dla niektórych tak. Dla mnie jakoś nie. Nie czuję, żeby mnie moje małżeństwo ograniczało. Wręcz przeciwnie, fakt, że coś sobie obiecaliśmy z moim partnerem pozwala mi się skupić na naszym związku, pogłębiać go, lepiej poznawać siebie nawzajem, ale też lepiej poznawać siebie samą, odkrywać nowe obszary swojej osobowości itd. Interesują mnie i mną się nadal interesują inni ludzie, ale nawet jeśli dostrzegam ich walory, powiedzmy erotyczne, to dotychczas nie odczuwałam pokusy, żeby sprawdzać to w praktyce. Chwilowa ekscytacja, z której nie wiadomo, co wyniknie, nie jest warta utraty tego, co mam w tej chwili: kochającej i wspierającej się rodziny, kochanka, który mnie pociąga, satysfakcjonuje i akceptuje, i który jest jednocześnie wspaniałym ojcem naszego wspólnego dziecka.
Witajcie
Wszystko co opisałeś Alex pasuje idealnie w całość i zdaje się być udanym wskaźnikiem na przyjemne życie dla niektórych.
I pierwszy raz od paru umieszczonych tu komentarzy stwierdzam, że nawet ten „eliksir” wskazówek może być w końcu toksyczny w pewien sposób. Co mam na myśli?
Otóż wydaje mi się, że osoby, które w istocie stronią od „zapuszczania korzeni” (pod różną postacią, m.in. Twoje przykłady) rezygnują z prawdziwego, dogłębnego poznania (oczywiście z wyjątkiami). Jednak później, nawet gdy poznają życie w ten „solidny” sposób(kredyt na mieszkanie etc.), szybko rezygnują z niego, co wydaje się całkiem normalne i logiczne, jeśli to życie im nie dawało radości. Do czego zmierzam? Myślę, że warto poznać różne aspekty życia w pewien bezpieczno-intensywny sposób, by móc wyrobić sobie zdanie, nie zamykając się jednak na kolejne „zapuszczanie korzeni” (znaleźć złoty środek). Zawsze można to zrobić lepiej, z rozwagą. Popieram rozważne rozpatrywanie problemów z intuicją (wybaczcie sprzeczność) Nie każdy lek działa na każdego pacjenta tak samo.
Są różne wybory. Najgorszym jest, gdy rezygnujemy z szans z powodu wzorców, czy osobistych doświadczeń. Będąc otwartym na świat powinniśmy być otwarci na różne możliwości.
Pozdrawiam z małą dedkacją pewnemu czytelnikowi blogu Alexa :)
Artur
Praca w korporacji przez zbyt długi okres czasu znacznie utrudnia „przeskoczenie” na inny tryb funkcjonowania.
Magdo
Gratuluję sukcesu w znalezieniu właściwego partnera!
Agnieszko
Piszesz: „Myślę, że warto poznać różne aspekty życia w pewien bezpieczno-intensywny sposób, by móc wyrobić sobie zdanie,…”
O tym piszę ciągle na blogu :-) Chodzi przy tym o to aby nie wpakować się przy tym na poważną mieliznę, z której trudno będzie nam się wyzwolić
Pozdrawiam
Alex
Najpierw co do kwestii związkw, które nazwałeś 24/7, bo jest to zagadnienie bardzo mi bliskie (niestety) – fachowo nazywają się one symbiotycznymi albo folie a deux (czyli tzw. „dwoje przeciw światu). Pomimo że wielu ludzi – a już szczególnie sami zainteresowani – uważają taki stan za najwyższy przejaw miłości i wzajemnego oddania (nikogo innego nie potrzebujemy, moglibyśmy zostać na świecie tylko we dwoje, i tak byłoby świetnie etc), to tego typu relacja z miłością wiele wspólnego nie ma (miłością w rozumieniu: szacunku, troski, poznania i odpowiedzialności). Tak więc mocny i ważny punkt z Twojej strony.
Co do pracy – rzeczywiście, tak jest. Ja jestem w zupełnie innym stanie i na innym poziomie od Ciebie (tak wnioskuję po tym co piszesz), jednak w pełni się zgadzam. Miałem dobrą pracę na eteacie którą porzuciłem na rzecz własnego biznesu, który następnie zbankrutował (albo mówiąc uczciwiej: sam go zbankrutowałem przez własną głupotę i brak doświadczenia:)). Przez jakiś czas potem myślałem sobie „ty głupku, trzeba było tam siedzieć i awansować w końcu na szefa sprzedaży, albo cholera wie nawet dyrektora zarządzającego” – bo cholernie ambitny ze mnie zwierz:). Potem przyszła jednak refleksja i w tej chwili nie zamieniłbym w swoim życiu ani sekundy tak naprawdę. Rzucenie pracy było początkiem nowej nauki – bo tak teraz wszystko biorę. I działalność którą teraz prowadzę mam zamiar powolutku ale konsekwentnie doprowadzić do pozoiomu, gdzie stanowić będzie dobre źródło dochodzu (niemal pasywnego).
Inna rzecz – to częste wyjazdy, poznawanie nowych ludzi etc, związane z prowadzeniem mojej działalności. Tak więc wracając do związków……Po prostu okazuje się, że to uwielbiam, i wiem, że w kwestii związków, „skazany” jestem na partnerki, które mnie takiego akcpetują i dają mi wiele swobody ruchu. Przy 24/7 zaczynam się natychmiast dusić i nic z tego nie wychodzi.
Pozdrowienia
JJ
Agnieszka, myślę, że nie jest do końca z tym „zapuszczaniem korzeni” jak napisałaś. Dawno temu był filozof, zaliczany do siedmiu mędrców, który twierdził , wszystko, co człowiek posiada, ma przy sobie ( omnia mea mecum porto). Myślę, że Aleksowi blisko do tego twierdzenia Biasa z Prieny… :-)
Witam,
świetnie do tego ciekawego wpisu pasowałoby powiedzenie:
„Mądry człowiek więcej szans stwarza niż napotyka”.
Pozdrawiam,
Jacek D.
JJ
Piszesz: „„dwoje przeciw światu”. Tak zdecydowaniew nie musi być, sam miałem dwa związki 24/7 które raczej można by scharakteryzować jako „dwoje wychodzących światu naprzeciw”
Dalej wspominasz: „sam go zbankrutowałem przez własną głupotę i brak doświadczenia ”
Gratulacje!!! Czytałeś mój post „Pokaż mi Twoje blizny!” ?
http://alexba.eu/2006-08-14/rozwoj-kariera-praca/pokaz-mi-twoje-blizny/
Co do „skazania” na partnerki, które nas akceptują, to jak inaczej wyobrażasz sobie związek? :-) Wszystko inne będzie ciągłą przepychanką, a po co nam coś takiego?
Justyna
Piszesz: „Dawno temu był filozof, zaliczany do siedmiu mędrców, który twierdził , wszystko, co człowiek posiada, ma przy sobie ”
Twoja hipoteza co do mnie jest słuszna o tyle, że „roboczo” uważam, że to, co potrzebuję do szczęścia powinno zmieścić się na dziewięciometrowym jachcie żaglowym :-)
Jacek
Zgoda, choć życie wielu ludzi bardzo zmieniłoby sie na plus, gdyby tylko zostawili miejsce na sposobności które „same” przyjdą
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ilu ludzi, tyle opnii. Wydaje mi się, że każdy z nas dąży do tego, by żyło mu się lepiej, lżej, żeby więcej czasu mógł poświęcić na swoje pasje, swoim znajomym czy rodzinie…, etc. Wszystko zależy od tego jakie są nasze priorytety.
Pytanie, jakie mi się nasuwa brzmi: czy to aby nie jest planowanie?
Należy jednak odróżnić dążenia od szalonego wyścigu za: coraz lepszym samochodem, większym mieszkaniem od tego, którzy mają Ixsińscy, kupna najmodniejszych ciuchów, bo przecież nie wypada ubrać się w coś co było modne w poprzednim sezonie… I tak można by wyliczać bez końca.
Myślę, że każdy dąży do tego, by życie było miłą wędrówką, obojętne, czy poprzez następujące po sobie przypadki, czy zaplanowane działania – przecież można połączyć jedno z drugim i pewnie z jeszcze kilkoma rzeczami :)
Tak więc życzę wszystkim, by byli zadowoleni z tego co robią, by wracali do miejsc, które kochają, do osób, które czekają, a przede wszystkim więcej uśmiechu na codzień i niech życzenia się spełniają ;)
Witajcie,
jeszcze kilka miesięcy temu byłam osobą, której celem była realizacja życiowych celów, w jak najbardziej tradycyjnym rozumieniu tego słowa:). I to właściwie przez szczęśliwy:) zbieg okoliczności zdobyłam się na to,żeby zostawić bezpieczną przestrzeń:) i zacząć robić to, co chcę, w miejscu, które sama wybrałam.
Tyle tytułem wstępu. Zgadzam się z Tobą Aleksie. Dobrowolne podcinanie sobie skrzydeł, można…tylko po co:)? Jedna z moich ulubionych mądrości, odziedziczonych po babci mówi: jeżeli jest ci źle, to nie pomstuj na otoczenia, Boga, szefa…. czy kogoś lub coś innego, bo to twoja winą, boś sobie źle usiadł:).
Przy okazji chciałbym się przywitać:) i podziękować za blog:)!!! Trafiłam tu przez przypadek…:), chociaż w przypadki nie wierzę, raczej w nadzwyczajne zbiegi okoliczności.
Pozdrawiam
Avis,
bardzo szeroko i szczerze usmiechnełam się, gdy przeczytałam Twoją mądrość „odziedziczona” po babci.
Potem przyszło mi do głowy, że na swój własny użytek mogłabym ją nieco zmodyfikować (skrócic), a mianowicie:
jeżeli jest ci źle, to nie pomstuj (…), bo to twoja winą, boś usiadł:)
Mnie często robi się źle, gdy za długo siedzę:) czyli jeśli nie działam, nie podejmuję kolejnych aktywności, nie rozwijam się, tylko zadowalam tym, co własnie mam. Niby dobrze się siedzi, ale z czasem „siedzenie” boli. Poza tym, jak sie stoi to wiecej widać.
Siedząc zapominam czasami, ze nikt mnie z tego miejsca nie podniesie, nie przestawi, jeśli sama nie wstanę, jeśli się nie ruszę:)
A jak sie nie ruszę, to nie dam sobie szansy na cos nowego – na nowe inspiracje, na nowe możliwości, nowych ludzi, nowe pomysły…
Pozdrawiam, Ewa
Dom jest tam gdzie ja jestem. Posiadanie kilku lokum to takie same uwięzienie jak posiadanie jednego. Życie odbieramy poprzez zmysły, a świat jest tym co odebraliśmy i tym co w głowie przetwarzamy. W komentarzu – więc nie można nie być w domu. Z racji moich przeżyć nie uważam za istotne przemieszczanie się i dążenie do nowych doznań na zasadzie zaplanowanego dążenia jako formy życia. To tylko inna forma uzależnienia od czegoś. Badania pokazują, że ludzie posiadają genetycznie uwarunkowane poczucie szczęścia, to znaczy, że nawet żyjąc w jakimś buszu i tyrając w zawszonej kopalni złota mają podobne przeżycia emocjonalne i na podobnym poziomie przeżywają szczęście.
Poukładanie, czyli zaplanowanie rzeczywistości jest konieczne do dokonania czegoś, gdyż do uzyskania efektów potrzebny jest czas, więc bez zaplanowania nie uda nam się to. Nawet wyjście z kimś na kawę wymaga planowania. Reszta to kwestia ceny. Jeśli naszym marzeniem jest zasówać w celu posiadania mieszkania to ok. Jednak za to coś często sprzedajemy swój czas. Czy to źle czy dobrze kwestia inwestycji i jej oceny. Przykładowo jeśli mieszkanie zwiększy wartość to fajna inwestycja, jeśli kredyt jest na spółkę z żoną, a po dziesięciu latach się z nią rozwiedziemy, a tylko my spłacaliśmy kredyt to straciliśmy 50% naszego wkładu. Czy da się to przewidzieć i ocenić, które działania są dla nas lepsze?
Poznanie ludzi to tylko kwestia nastawienia i nie wymaga przemieszczania tylko postawy – wszędzie ludzie są tacy sami.
Pozdrawiam