Ostatnio dyskutowaliśmy o dość banalnej sytuacji, kiedy zadajemy komuś pytanie, a ta osoba niepotrzebnie nadinterpretuje to co chcieliśmy wyrazić. Sam post, jak i cała dyskusja pokazały, jak bardzo ta powszechna ułomność komplikuje życie zarówno nam, jak i naszym rozmówcom. Teraz, to aż strach pójść dalej i napisać coś o bezpośrednich komunikatach, które jeszcze bardziej nie będą się podobać większości ludzi wokół nas :-). No cóż, ten blog nigdy nie uciekał od tematów trudnych jeśli tylko były one przydatne Czytelnikom, więc pozwólcie, że podejmę tę kwestię.
Chodzi mi konkretnie o dwa rodzaje zachowań, z którym osobiście bardzo niechętnie się konfrontuję i w miarę możliwości staram się ich unikać
- Męczące dla mnie jest przebywanie w towarzystwie, które przez dłuższy czas zajmuje się wzajemnym odgrzewaniem minionych historii i zdarzeń, co zdaje się być ulubionym zajęciem ludzi, nie mających interesujących przeżyć i przemyśleń mających miejsce w teraźniejszym życiu. Nie chcę się powtarzać i dlatego polecam przed dalszym czytaniem tego postu zapoznanie się z tekstem „Nie róbmy tego jak krowy” abyście dokładnie wiedzieli o co mi chodzi.
- Bardzo niekorzystnie wpływa na mnie dłuższe słuchanie opowiadań o czyichś nieszczęściach i problemach w sytuacji, kiedy absolutnie nie mogę zrobić nic, aby danej osobie realnie pomóc. Tutaj chcę podkreślić, że jestem człowiekiem ponadprzeciętnie skłonnym do udzielania pomocy i wsparcia innym ludziom, naturalnie też takim, których tak blisko nie znam i to wszystko bez jakiejś własnej agendy. Zdaję sobie też sprawę, że czasem zwykłe wysłuchanie czyichś narzekań może przynieść danej osobie ulgę, jednak ze względu na to, iż takie słuchanie w poczuciu własnej bezsilności ewidentnie pozbawia mnie energii, bardzo ograniczam czas, kiedy jestem gotów odgrywać rolę takiego emocjonalnego „śmietnika”. Najgorzej działa na mnie to wtedy, kiedy osoba A opowiada o nieszczęściach osoby B, której w ogóle nie znam, a takie przypadki też się zdarzają.
I teraz przejdźmy do sedna problemu.
Jeżeli mamy do czynienia z którąś z powyższych sytuacji i delikatne działania, aby zmienić temat rozmowy nie dały pożądanego skutku, to mamy dwie możliwości:
- Robić dobrą minę do złej gry i w imię dbania o dobra relację z daną osobą, lub tzw. wymogów dobrego wychowania cierpliwie brać udział w czymś, co kompletnie nam nie odpowiada.
- Niezwykle kulturalnie, a jednocześnie całkiem jasno i klarownie dać drugiej osobie (lub osobom) do zrozumienia, że dalsza konwersacja na dany temat całkowicie nam nie odpowiada i nie chcemy jej kontynuować.
Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi cierpi w milczeniu wybierając ten wariant pierwszy, co może być efektem słabego poczucia własnej wartości, wychowania i wzorców z otoczenia.
Osobiście jestem praktykującym zwolennikiem tego drugiego podejścia i chętnie wytłumaczę dlaczego.
- Pierwszy powód jest czysto egoistyczny – zdaję sobie sprawę, że mój pobyt na tej planecie jest ograniczony i dlatego staram się minimalizować zajmowanie się sprawami, które z mojego punktu widzenia nie są ani przyjemne, ani produktywne. Abyśmy się dobrze zrozumieli, skuteczne pomaganie komuś uznaję za czynność produktywną i do tego sprawiająca mi sporą przyjemność.
Czy ktoś ma wątpliwości co do takiej postawy? - Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. Ta prawda pozwala mu albo przemyśleć własne postępowanie i coś zmienić, albo znaleźć lepiej pasującego partnera do takiej rozmowy, jaką akurat chce prowadzić. Dla mnie obydwa te rozwiązania są całkowicie w porządku i każde z nich akceptuję.
Problemem jest fakt, że znakomita większość osób nie odbiera takiego postępowania z mojej strony, jako przejawu bardzo poważnego potraktowania ich, lecz „z automatu” reaguje na to jak na lekceważenie lub osobista obrazę. Kiedyś, aby takich ludzi nie „stracić” szedłem w takich sytuacjach na różne kompromisy, dziś uważam, że znacznie lepiej jest pozostać wiernym sobie i dość otwarcie komunikować swoje stanowisko światu. Naturalnie powodowało to i powoduje, iż spora część otoczenia nie pochwala takiego podejścia i wręcz odrzuca moją osobę, ale przecież i tak nie dogodzimy wszystkim. Zamiast próbować robić to ostatnie, wole znaleźć ludzi, dla których otwarty styl porozumiewania się jest czymś, czego poszukują i doceniają. W rezultacie buduję sobie otoczenie w którym z jednej strony mogę być po prostu sobą, a z drugiej nawzajem dajemy sobie to, co każdy potrzebuje (tutaj akurat w aspekcie wzajemnej komunikacji).
Wielu ludzi, których spotykam w realu pyta mnie skąd biorę w życiu tyle energii i pogody, a to jest właśnie jeden z powodów :-)
Jak to wygląda u Was?
Cześć wszystkim,
u mnie to wygląda bardzo podobnie jak u autora blogu. Osobiście jednak nie staram się zmieniać biegu rozmowy, jeśli się nie upewnię, że faktycznie oprócz czczych narzekań z przygnębiającego opisu jakieś sytuacji nic dobrego nie można wyciągnąć / pomóc komuś. No i również bardzo nie lubię wysłuchiwać historii okrutnego losu osoby B z ust osoby A. Z moich doświadczeń wynika, że nierzadko historia, jaką mogłaby nam opowiedzieć sama osoba A, czyli „źródło”, jest różna od tej, którą słyszymy od osoby B. Od biadolenia gorsze jest jeszcze kłamliwe „podkolorowane” (czyli zazwyczaj przesadzone w negatywną stronę) biadolenie.
I moje pytanie do Ciebie, Alex: jakim sformułowaniem dajesz do zrozumienia osobie, z którą rozmawiasz, że wolisz inny temat rozmowy? Jakie sformułowanie łączy niezwykłą kulturę, a także jasność i klarowność?
Pozdrawiam serdecznie,
Łukasz Kasza
Dzień dobry
W ciągu roku akademickiego na szczęście rozmowy, kiedy to ktoś narzeka, albo mówi dużo o przeszłości na szczęście zdarzają się mi bardzo rzadko.
W czasie tegorocznych wakacji jednak dość dużo czasu spędzam z rodziną. I niestety część osób lubi narzekać. Takich rozmów bardzo nie lubię. Dlatego też odwiedzam rodzinę rzadziej niż bym mógł i niż by tego chcieli. Naraziłem się przez to na teksty typu „Czemu się od nas odciąłeś?” czy też na wyśmiewanie tego, że praktycznie się nie odzywam. Ale po co mam się odzywać, skoro tylko sporadycznie usłyszę coś ciekawego??
Zauważyłem też coś, co moim zdaniem jest dużo bardziej interesujące. O ile to, co napisałem wyżej mówi mi (może innym czytelnikom też) jakich rozmów i rozmówców unikać, to wiem też, z kim bardzo lubię rozmawiać. Są to osoby aktywne, ambitne, z marzeniami czy celami. Z tymi ludźmi odbywam interesujące rozmowy nt tego co robią, dlaczego to robią. Zwykle wiedzą czego chcą, mają jasne poglądy i dzięki temu bardzo się rozwijamy, wymieniamy się swoimi opiniami. Bardzo dobrze się czuję po takich rozmowach.
Chciałbym podzielić się jeszcze jednym doświadczeniem. Ważne jest, żeby wybierać sobie ludzi, z którymi będzie dobrze nam się rozmawiać, ale można też inaczej – przyciągać takie osoby, czy rozpoczynać interesujące dyskusje. Podczas ostatniego wyjścia na piwko z ludźmi z działu, w którym odbywałem praktykę szef tego działu rozpoczął bardzo ciekawą dyskusję nt wiary. Przysłuchiwałem się tej rozmowie. Dla mnie było to niesamowite, z jaką otwartością ten szef podszedł do rozmowy. Sprawiło to, że kilka osób bardzo żywo się do tej dyskusji włączyło. Nie było krytykowania poglądów, tylko wymiana opinii. Myślę, że taka otwartość jest jednym z czynników sukcesu tego blogu i każdy powinien dążyć do czegoś takiego, a także wymagać tego od naszych rozmówców. Dzięki temu dyskusje będą dla nas ciekawe i bardzo często rozwijające.
pozdrawiam,
Artur Stępniak
do „odgrzewanych kotletów”…
Nie tak dawno miałam okazję znaleźć się w towarzystwie, którego nie znałam, wykluczając osobę, która mnie wprowadziła. Sam początek przebiegał w dość otwartych i przyjaznych relacjach – każdy się obwąchiwał, bądź tez poprawniej będzie powiedzieć, że towarzystwo obwąchiwało z zainteresowaniem nowych. Od pewnego momentu część znających się osób zaczęła opowiadać o tym, co tam wydarzyło się w przeszłości – jak to ten tamtego, a ten tamtą, a tamta tego. Sam fakt nie byłby dziwny, lecz trwało to wieki i na dodatek owe towarzystwo wyszło chyba z założenia, że wszyscy wiedzą o co chodzi.
Sama impreza szybko się skończyła, ponoć najwcześniej w historii tegoż towarzystwa, ponieważ nowowprowadzone osoby nie czuły potrzeby uczestniczenia we wspomnianej sytuacji.
Co do drugiego przypadku… Mówienie o problemach będzie mi się kojarzyć z dzieciństwem i hasłami: „biednym to zawsze wiatr w oczy”, „na każdym kroku cię oszukują i kroją”, etc.
W dzieciństwie niczym posłuszne ciele siedziałam i wysłuchiwałam tym podobnych, dziś uciekam od takich sytuacji, a w szczególności od takich, gdzie:
– osoby podważają wszystko, co się im mówi,
– osoby mówią jak to jest źle, tragicznie i nic z tym nie robią (przy następnym spotkaniu znów ten sam scenariusz).
W tym pierwszym przypadku mam na myśli sytuację, kiedy osoba przychodzi po poradę, a potem wielokrotnie mówi: „nie, to się nie uda, może u Ciebie to i tak, ale u mnie to na pewno nie”, albo „nie, ja taki nie jestem”.
W zależności od sytuacji np. mówię: „spróbuj, sprawdziło się u mnie, możliwe, że sprawdzi się u Ciebie”, a przy następnych próbach nie podejmuję zabawy w kotka i myszkę.
Myśląc troszkę o sobie w kontekście przeżywania problemów innych, to kiedyś zapętliłam się w taką sprawę. Przez jakieś dwa dni (oczywiście nie non stop) analizowałam sytuację X, jak dokładnie mogę jej pomóc, co powiedzieć, etc, jednocześnie konsultując to z Y, który był zaangażowany w proces pomocy. Po tych dwóch dniach dostałam informację zwrotną od Y: za dużo rozmawiamy o X i jej problemach, mnie to męczy. Przyjęłam z pokorą i dało mi to niesamowicie do myślenia.
Łukasz Kasza
Ja po prostu mówię o tym, co czuje, jak dana sytuacja na mnie wpływa.
Artur
Miałam podobnie z rodziną. Ja powiedziałam wprost co czuję, co mi przeszkadza, jak to na mnie oddziaływuje. Już dawno dostałam etykietkę odmieńca rodzinnego, więc możliwe dlatego było mi łatwiej. Najfajniejsze jest jednak to, że ta ichnia świadomość nt. tego, co mi przeszkadza zaczęła na nich pozytywnie wpływać :)
Pozdrawiam słonecznie :)
Aleksandra Mroczkowska
W kwestii pierwszej-nudne towarzystwo-zupełnie się zgadzam. Choć czasem przyglądam się temu zjawisku i próbuję „zgadnąć”, co powoduje, że te konkretne osoby tak, a nie inaczej się zachowują.
W sprawie drugiej napisze tak. Wiem, jak wielu osobom trudno słuchać o kłopotach, nieszczęściach, wiem jak trudno zwłaszcza, gdy nie można nic zrobić, ale…ja mam w tym wprawę. Trochę wynika to z mojej pracy, trochę z doświadczenia życiowego, trochę z tego, co mnie interesuje.
I nie jest mi najtrudniej słuchać osoby, którym nie mogę pomóc, ale te, które nie chcą pomocy-żadnej. To bywa stratą czasu. Jednak słucham-bo z mojego doświadczenia wynika, że czasem mija dzień, dwa, czasem tydzień i dostaję zwrot, że jednak moje słuchanie(oczywiście aktywne) dało impuls do przemyśleń i do minimalnej, ale jednak zmiany. To mnie cieszy.
Tym, którzy nie wiedzą jak wytrzymać męczącego opowiadacza może dodam wytrwałości słowami: poświęcenie swojego czasu, wysłuchanie drugiej osoby bywa najcenniejszą pomocą.
@Łukasz Kasza
I moje pytanie do Ciebie, Alex: jakim sformułowaniem dajesz do zrozumienia osobie, z którą rozmawiasz, że wolisz inny temat rozmowy? Jakie sformułowanie łączy niezwykłą kulturę, a także jasność i klarowność?
Uwierz mi, że Alex potrafi niezwykle błyskotliwie z zachowaniem pełnej kultury powiedzieć jedno zdanie, które daje do myślenia, ale za które absolutnie nie można się obrazić :) Skąd o tym wiem? Ano dane mi było się o tym przekonać na obiedzie w Różanej :) Za Twoim przyzwoleniem Alexie moglibyśmy je tutaj przytoczyć.
Gdy rozmowa zbacza na zły temat – rezygnacja jest dobrym sposobem. Problemem nawet nie jest jak to zrobić, żeby rozmówcy nie uznali nas za zbyt aroganckiego.
Ja ostatnio stawiam sobie poprzeczkę wyżej. Jak sprawić, żeby grupa zmieniła podejście/temat?
Dyskusje rządzą się swoimi prawami i często ci sami ludzie mogą wspominać w kółko te same wydarzenia, ale, jeśli odpowiednio ich nastawić lub pokierować, mogą także uczestniczyć w rozmowie na ciekawszy temat.
Jedyną opracowaną przeze mnie jak dotąd strategią jest kiwanie głową, że 'to już znam’, lub 'to nudne’ i zarzucenie kwestii, która bardziej by mnie interesowała w danej chwili. Czasami się sprawdza, ale może macie lepsze sposoby?
Tomasz,
Najpierw naśladowanie, potem prowadzenie. Czyli jak student narzeka na wszystkich wykładowców, to zaczynamy narzekać razem z nim, by nas uznał za swojego człowieka. Jak już uzna, to próbujemy delikatnie go z tej drogi wyprowadzić, zaczynając od przypomnienia sobie, że zdażył nam się kiedyś jeden dobry wykładowca, który nauczył nas całkiem przydatnych rzeczy. W opracowaniach nt. NLP można o tym więcej poczytać.
pozdr.
Mirek
Żaneta, Alex,
chętnie poznam to intrygujące zdanie.
Tomasz Barczak:
właściwie to mam to samo zdanie co Ty, rezygnacja jest dobrym sposobem. W dodatku jeśli rozmowa jest naprawdę niekulturalna to odcinając się dajemy przykład dobrego postępowania. Moim zdaniem takie przykłady są na wagę złota.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Przeczytałam z wielką uwagą.
Od momentu lektury zastanawiam sie nad następującymi rzeczami:
– czy i kiedy ja odbieram energię swojemu rozmówcy (wskazał na to Alex), jak często ja działam na „autopilocie” i nie zauważam, ze temat jest dla mojego rozmówcy już męczący, jak często rozmawiam o „prehistorii” tracąc swoja energię i czas a przy tym absorbujac rozmówicę tymże,
– czy zauważam sygnały od rozmówcy próbujace mnie „wyprostować”, czy (którzy i kiedy) moi rozmówcy wysyłaja sygnały dotyczące niechęci kontynuowania tematu i ewentualnie jak to robią
– na ile ludzie, którzy są w moim otoczeniu popełniaja „grzechy” wskazane przez Alexa i jak to na mnie działa, co mnie osłabia, czy mam wokół siebie takich „wysysaczy energii”,
– czy potrafię podejmować decyzje kiedy sama „oddaję” swoja energię, by wysłuchać, czy też bezwolnie zawsze sie na to zgadzam etc, czy potrafię się bronic gdy mam przed sobą marudera i narzekacza, jak to robię, czy mam tu problem.
Ten post bardzo intensywnie pobudził mnie do takich rozważań. Pokusiłam się nawet, zeby wziąc kartke papieru i przeanalizować pod tym kątem swoje relacje z róznymi ludźmi, jestem w toku pracy:). Mam nadzieję, ze dzięki takiej analizie zobaczę więcej i będę mogła pracować nad sobą, a takze będę mogła ograniczyc lub wyeliminować „osłabiaczy”, „wysysaczy energii” i pożeraczy czasu”
Takie stawanie w prawdzie przed sobą wydaje mi się ważnym krokiem dla mojego dalszego rozwoju. post stał się cenną inspiracją.
Alex, w tym co napisałeś jedno sformułowanie budzi we mnie negatywne emocje (jakis rodzaj niezgody, buntu) – napisałeś o odgrywaniu roli emocjonalnego smietnika.
Poruszyło mnie słowo „odgrywanie” bo odgrywanie kojarzy mi się z aktorstwem i jest w tym kontekscie dla mnie nieszczere. Wolałabym tu sformułowanie „przyjmowanie roli…”, ale byc moze mówimy o tym samym uzywajac tylko innego sformułowania? A jeśli nie chodzi o to samo, to dlaczego użyłeś własnie słowa „odgrywanie”. Chcę dobrze rozumieć to co napisałeś.
„(…) czasem zwykłe wysłuchanie czyichś narzekań może przynieść danej osobie ulgę, jednak ze względu na to, iż takie słuchanie w poczuciu własnej bezsilności ewidentnie pozbawia mnie energii, bardzo ograniczam czas, kiedy jestem gotów odgrywać rolę takiego emocjonalnego “śmietnika”.
Jeśli dobrze rozumiem – do smietnika trafiają śmieci.
A zatem kolejna kwestia: zgadzam się, ze narzekania rzeczywiscie należy i warto traktować jako „śmieci” i chronić sie przed byciem „emocjonalnym smietnikiem”. Tego zdecydowanie chcę się nauczyc – tego, czyli odmawiania wysłuchiwania narzekań, nawet odcinania się od permanentnych „narzekaczy” i wiecznych „nieszczęśliwców”.
Bywa jednak, ze rozmówca mówi o konkretnym problemie czy sprawie, ważnej dla danej osoby, na którą słuchajacy nie ma wpływu i nie moze pomóc żadnym konkretnym działaniem czy radą. Samo jednak aktywne i empatyczne wysłuchanie jest często pomocą dla tej osoby. Czy Ty takze traktujesz to w tych samych kategoriach? Czyli rzeczy / śmieci do „emocjonalnego smietnika”?
Takie wysłuchanie z pewnością wymaga nakłądu energetycznego, ale według mnie jest ważną pomocą i często jedyną formą pomocy, jakiej mozemy udzielic. Jak Ty to traktujesz?
W moim odczuciu wyeliminowanie tego typu rozmów, a raczej aktywnych „wysłuchań”, a ograniczenie sie do rozmów z obszarów w których mozna konkretnym działaniem czy radą pomóc, lub obszarów zwiazanych z wyłacznie pozytywnymi emocjami może prowadzic do bardzo powierzchownych lub nie do końca prawdziwych relacji. Ty nie napisałeś oczywiście o wyeliminowaniu, ale że bardzo ograniczasz czas na to. Co to w praktyce oznacza? Jak dokonać „selekcji ” czy „ograniczenia”?
Przykładowo jeśli przyjaciółka zwierza mi sie z czegoś, co jest dla niej trudnym przeżyciem czy doswiadczeniem, teraz właśnie szczególnym, to staram się jej „oddać” swoją uwagę i słucham z duzą dozą empatii. To według mnie forma pomocy a jednocześnie dzięki temu, ze pozwalam jej o tym sobie powiedziec, lepiej ją rozumiem, co bardzo wzmacnia nasze relacje i buduje je w bardzo pozytywnym znaczeniu. Nie bardzo sobie tutaj wypobrażam możliwosć takiego „ograniczenia czasu”, stąd moje pytanie.
Ewa
Witam,
Tak to prawda, że słuchanie czyjegoś narzekania pozbawia energii. Natomiast mężczyźni mają to do siebie, że chcą odrazu rozwiązać czyjś problem, a kobieta czasem chce poprostu ponarzekać, zupełnie nie oczekując pomocy, a jedynie tego, aby je ktoś wysłuchał lub przynajmniej sprawiał wrażenie, że słucha :). Oj, ale się naraziłem płci pięknej :))).
serdecznie pozdrawiam
Szymon
Szymon S,
Może jest tak, ze dla kobiet fakt bycia wysłuchaną jest pomocą:) Dlatego wskazałam na pomoc w postaci konkretnego działania czy rady i pomoc w postaci aktywnego, empatycznego wysłuchania:)
I rozdzieliłam jeszcze narzekanie od zwierzenia się czyli powiedzenia np. o zmartwieniu czy problemie.
Narzekanie nie jest poza wszystkim domena kobiet – mężczyźni narzekacze to wcale nie takie rzadkie zjawisko:)
Ewa
Ewa, odnośnie tego co napisałaś o odcinaniu się od narzekaczy. Kilka dni temu odbyłem bardzo ciekawą rozmowę, która właściwie kręciła się wokół narzekania. Ostatecznie ja i myślę, że moja rozmówczyni bardzo dobrze się po niej czuliśmy. Dlatego zgadzam się z tym, co napisałaś: „W moim odczuciu wyeliminowanie tego typu rozmów, a raczej aktywnych “wysłuchań”, a ograniczenie sie do rozmów z obszarów w których mozna konkretnym działaniem czy radą pomóc, lub obszarów zwiazanych z wyłacznie pozytywnymi emocjami może prowadzic do bardzo powierzchownych lub nie do końca prawdziwych relacji.” Dyskutowałem z osobą, której prawie że nie znałem, więc nie wiedziałem czy jest ona typem „narzekacza”. Moim zdaniem mamy wbudowany naturalny filtr, który pomaga nam wybrać osoby, które dają nam energię, zamiast ją zabierać. Po prostu czujemy czy chce nam się z tą osobą rozmawiać czy nie. As simple as that :)
pozdrawiam,
Artur Stępniak
Artur,
co do naturalnego filtru, który „pomaga nam wybrać osoby, które dają nam energię, zamiast ją zabierać” – jedni maja takie filtr, inni nie, czasem czujemy, ze ktos wysysa z nas energię dopiero po spotkaniu, a czasem już w trakcie i nie umiemy na to reagowac. Na filtry bym zatem specjalnie nie liczyła, że za nas coś zrobią:) Lepiej nauczyc się samemu odrózniać tych, co nas osłabiaja i te typy rozmów, które odbieraja nam energię, a potem nauczyc się mówić, ze sie takiej rozmowy nie chce prowadzic, albo świadomie unikac takich osób… To nie jest takie oczywiste i zawsze łatwe.
Co do narzekania – tutaj sie nie zgadzamy, gdyż – jak napisałam wyzej – ja uważam, ze „narzekania rzeczywiscie należy i warto traktować jako “śmieci” i chronić sie przed byciem “emocjonalnym smietnikiem”.
Specjalnie w swojej wypoqwiedzi wydzieliłam narzekanie od zwierzania sie z problemu.
Ty zacytowałeś fragment mojego komentarza dotyczacego „wysłuchania” kogos, kto potrzebuje się zwierzyc z problemu, i zastosowałeś go przy narzekaniu, z czym ja sie nie zgadzam (moje zdanie o narzekaniu jest wyzej), gdyż wyeliminowanie narzekań z naszych rozmów wcale nas nie zuboży i nie zuboży relacji, ale zostawi wiecej czasu i energii na inne rozmowy, nawet na te, w których kogos po prostu wysłuchamy.
Ewa
Najprostszy sposób to po prostu zmienić temat bez zbędnych słów, typu:
– i wiesz, ciężko mi itp. itd.
– no czasami tak bywa, a swoją drogą słyszałeś o…
I gotowe. Wiadomo, że ludzie czasami lubią się wyżalić, ale jak to nadmierne zjawisko to należy stosować bezpośrednie środki. Nikt nie lubi psuć sobie humoru.
A w ramach profilaktyki – po prostu unikać takich osób i co najwyżej „na dystans” (mail, GG) podsuwać im jakieś artykuły o pozytywnym myśleniu. Jak się uda to narzekanie zniknie, jak nie to unikamy.
Proste i skuteczne.
Pozytywni ludzie dookoła = pozytywne życie.
W kwestii zbyt emocjonalnego odbioru-to jest nasz problem, jak reagujemy, na ile pozwalamy obciążyć się sytuacją. Możemy pracować na poziomem naszej „reagowalności”.
Szymon S
Mężczyźni przeważnie reagują w sposób, jaki opisałeś, bo tylko w ostateczności przyznają się, że nie radzą sobie. Kobiety przeciwnie, mówią o problemie, wcale nie oczekując konkretnej pomocy, raczej zbierają pomysły do jego rozwiązania lub jest to sposób rozładowania zgromadzonych emocji.
Gdyby mężczyźni uznali opowiedzenie o problemie za prosty i dobry (i nic im nie ujmujący) sposób rozładowania emocji-wszystkim by to na dobre wyszło.
Ja do relacji z innymi ludźmi podchodzę w zgodzie z hasłem „Ob die Leute mir gut tun”. Co można przetłumaczyć na „Czy ludzie czynią mi dobrze”. Odkąd zacząłem spoglądać na relacje, by były w zgodzie z tym hasłem, zauważyłem, że w porównaniu do przeszłości, mniej energii angażuje na coś, co „mir nicht gut tut” (nie czyni mi dobrze), a automatycznie w kontaktach międzyludzkich wzmacniam to, co „mir gut tut”. Taką relację staram się budować w obie strony, bo zależy mi, by druga osoba – nawet nieświadomie – pozytywnie odbierała relację ze mną. Przy tym jednak zachowuję autentyczność, bo nie chodzi o to, żeby komuś poprawiać samopoczucie tracąc samemu autentyczność.
I – podobnie jak Alex – staram się unikać relacji, w których gram rolę emocjonalnego śmietnika.
Niemcy mówią na to „Ich möchte kein Mülleimer sein”.
@Meg:
„W kwestii zbyt emocjonalnego odbioru-to jest nasz problem, jak reagujemy, na ile pozwalamy obciążyć się sytuacją. Możemy pracować na poziomem naszej “reagowalności”.”
Co dokładniej masz na myśli pisząc „możemy pracować nad poziomem naszej „reagowalności”?
Jakub
Łukasz
Pytasz: „akim sformułowaniem dajesz do zrozumienia osobie, z którą rozmawiasz, że wolisz inny temat rozmowy? ”
Nie mam jednego, „standardowego” sformułowania. To bardzo zależy od konkretnego człowieka i sytuacji
Aleksandra
„W dzieciństwie niczym posłuszne ciele siedziałam i wysłuchiwałam tym podobnych, ….”
Kto tego kiedyś nie robił? :-) Ważne jest, aby w końcu się nauczyć, że nie musimy
Doskonale znam taką sytuację którą opisujesz:
„W tym pierwszym przypadku mam na myśli sytuację, kiedy osoba przychodzi po poradę, a potem wielokrotnie mówi: „nie, to się nie uda, może u Ciebie to i tak, ale u mnie to na pewno nie”, albo „nie, ja taki nie jestem”. ”
Ja w takich sytuacjach pytam, czy dana osoba naprawdę chciała ode mnie kompetentnej rady, czy też po prostu popolemizować :-)
Generalnie nie udzielam rad w zakresach, gdzie się nie znam, tam gdzie się znam zdaję sobie sprawę z wartości rynkowej moich profesjonalnych konsultacji. Jeżeli ktoś może mieć to za darmo, ale tego nie szanuje to nie mój problem.
Meg
Piszesz: „Tym, którzy nie wiedzą jak wytrzymać męczącego opowiadacza może dodam wytrwałości słowami: poświęcenie swojego czasu, …”
Rozumiem takie nastawienie, niemniej nie jest to mój sposób postepowania.
Żaneta
Nie mam problemu z tym, że to przytoczysz, trzeba sobie tylko zdać sprawę, że skierowane to było do konkretnej osoby, w konkretnej sytuacji i w innej mogłoby wywołać zupełnie inny efekt. Jak chcesz to zreprodukować, do tego z moją intonacją głosu, uśmiechem itp.?
Mirek
Naśladowanie a potem prowadzenie to trochę stary NLP-owski kotlet :-)
W sytuacji „Czyli jak student narzeka na wszystkich wykładowców, to zaczynamy narzekać razem z nim, by nas uznał za swojego człowieka. ” cierpiałaby moja autentyczność i przywództwo. To można zrobić bardziej bezpośrednio, ale nie każ mi opisywać to słowem pisanym :-)
Ewa W
Te rzeczy nad którymi się zastanawiałaś są bardzo ważne i cieszyłbym się, gdyby więcej Czytelników miało takie przemyślenia.
Jeśli chodzi o słowo „odgrywanie” to mamy chyba nieco różne jego zrozumienie.
W moim określenie „ogrywać rolę śmietnika” oznacza pełnić role/funkcję tegoż śmietnika. Nie ma to nic z „graniem” w sensie takim, jak aktor gra (a nie odgrywa) rolę teatralną czy filmową.
Jeśli chodzi o samo określenie „śmietnik”, to mam na myśli sytuację, w która pakuje się każdy, kto długoterminowo zamiast szukać aktywnie i kreatywnie rozwiązań swojego problemu ciągle szuka „bratniej duszy” aby się wypłakać. W takich osoba z czasem kumulują się ogromne frustracje i ja odmawiam bycia miejscem ich deponowania.
Jak już wspomniałem, ja tez jestem skłonny wysłuchać kogoś, kto po prostu potrzebuje „się wygadać”, z tym, że w stosunku do innych ludzi dość szybko mówię „wystarczy”. Taka jest moja uroda, jestem realnie istniejącym człowiekiem, a nie aniołem :-)
Tego typu otwarta komunikacja jest bardzo autentyczna, więc skąd u Ciebie stwierdzenie „..może prowadzic do bardzo powierzchownych lub nie do końca prawdziwych relacji. „?
Artur
Do Ciebie mam dokładnie to samo pytanie co powyżej do Ewy W
Meg
Piszesz: „W kwestii zbyt emocjonalnego odbioru-to jest nasz problem, jak reagujemy, na ile pozwalamy obciążyć się sytuacją. Możemy pracować na poziomem naszej “reagowalności”. ”
Do czego dokładnie odnosi się to stwierdzenie?
Dalej: „Gdyby mężczyźni uznali opowiedzenie o problemie za prosty i dobry (i nic im nie ujmujący) sposób rozładowania emocji-wszystkim by to na dobre wyszło. ”
Co nie zmieniałoby faktu, że problem o który po prostu opowiedzieliśmy nadal istnieje. To trochę jak tabletka przeciwbólowa na ropiejący ząb
Jakub
Widzę, że gdzieś podłapaliśmy podobne nastawienia :-)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Alex, dziekuję za wyjaśnienia.
Napisałeś: „mam na myśli sytuację, w która pakuje się każdy, kto długoterminowo zamiast szukać aktywnie i kreatywnie rozwiązań swojego problemu ciągle szuka “bratniej duszy” aby się wypłakać. W takich osoba z czasem kumulują się ogromne frustracje i ja odmawiam bycia miejscem ich deponowania.”
To wyjaśnienie pozwala mi lepiej rozumieć Twój przekaz i pozwala też odnieść sie do tego co cytuję ponizej:
Napisałeś: „Tego typu otwarta komunikacja jest bardzo autentyczna, więc skąd u Ciebie stwierdzenie “..może prowadzic do bardzo powierzchownych lub nie do końca prawdziwych relacji. “?”
Pisząc o obawach co do powierzchowności relacji chodziło mi nie o autentycznosć i otwartą komunikację, tylko o to, ze unikanie trudnych tematów czy niewysłuchanie, co trapi drugą osobę, moze prowadzic do powierzchowności relacji, bo według mnie w jakiś sposób ogranicza mozliwosci pełniejszego poznawania.
Autentycznosc i otwarta komunikacja są bardzo ważne i służą relacjom, są wręcz konieczne dla osiagania bardzo dobrych relacji.
Jeśli teraz dobrze rozumiem Twój przekaz, to nie chodzi o to, zeby w ogóle odcinać sie od wysłuchania drugiego człowieka w jego zmartwieniu, ale zeby ograniczyc czy niwelować destrukcyjny wpływ na nas wszelkich wypłakiwaczy i narzekaczy – to róznica, która nie była dla mnie czytelna.
Daleka jestem też od tego, by oczekiwac od ludzi, że bedą aniołami:) i równie daleka np. od tego, ze spotkania towarzyskie mają pełnic role psychoterapii:), bo to też nie służy dobrym i zdrowym relacjom.
Ewa
Alex
„Tym, którzy nie wiedzą jak wytrzymać męczącego opowiadacza może dodam wytrwałości …”
-absolutnie moja podpowiedź nie jest skierowana do Ciebie, bo jej nie potrzebujesz.
W kolejnej kwestii-konkretnie chodzi o zbieranie emocji – cudzych-jak odpadów do śmietnika:
(odpowiadam również z jakubowi)
Każdy z nas ma inny próg pobudzenia emocjonalnego. Jeżeli niski poziom bodźca już mnie mocno pobudza lub przeciwnie potrzebuję go dużo, by czuć jakąkolwiek emocję-to na pewno jest pewien dyskomfort. Warto poszukać przyczyn.
I poćwiczyć konkretne reakcje. Tak samo mniej lub więcej emocji mogę poczuć, przyjąć-nie przyjąć, zależnie od doświadczenia, stanu psychicznego oraz wytrenowania. To ja decyduję, co z tego biorę dla siebie, co mi się po prostu przyda. Nie jestem śmietnikiem na cudze emocje, z resztą chyba tak nie można powiedzieć, bo moja emocjonalna reakcja tworzy osobistą odpowiedź.
Rozładowanie emocji jest wg mnie wstępem do działania(to w kwestii zadaniowego reagowania mężczyzn), czasami na tyle wystarczającym, że właściciel problemu doznaje oświecenia i dalej radzi sobie sam. Jest to takie „doprowadzenie” do stomatologa(by odnieść się do wspomnianego przez Alexa porównania).
Pozdrawiam
Meg,
czy mozesz jakoś prosciej:)? Nie jestem psychologiem, nie rozumiem tego co piszesz. Szczególnie nie rozumiem tekstów;
1. „Jeżeli niski poziom bodźca już mnie mocno pobudza lub przeciwnie potrzebuję go dużo, by czuć jakąkolwiek emocję-to na pewno jest pewien dyskomfort.”
2. „bo moja emocjonalna reakcja tworzy osobistą odpowiedź”.
Ewa
Ewa,
nie wziąłem pod uwagę tego, że oddzieliłaś „narzekanie” od „zwierzania się z problemu”. Z tego co zrozumiałem, po ponownym przeczytaniu twojego komentarza, to te dwa sformułowania różni intensywność mówienia o problemach: narzekacze mówią o nich cały czas, druga opcja odnosi się do osób, które robią to rzadko i mówią o konkretnych problemach. W takim razie, żeby wyklaryfikować swoją opinię: wg mnie warto czasami, zwłaszcza przy rozmowach z nowo poznanymi osobami, podyskutować nawet o problemach dotykających te osoby. Dzięki temu budujemy więź. Oczywiście należy unikać ludzi, którzy za każdym razem mówią o swoich problemach, czy narzekają, bo to oznacza, że nie robią nic, żeby je rozwiązać.
Alex,
przy odniesieniu się do tego, co napisała Ewa nie wziąłem pod uwagę Twoich wypowiedzi, co jest głupim i niedopuszczalnym błędem. Dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę. Czy to co napisałem wyżej jest dla Ciebie pełną odpowiedzią na Twoje pytanie??
pozdrawiam,
Artur Stępniak
Meg
Dołączam się do prośby Ewy W
Generalnie znakomitą większość współzależności i myśli da się przekazać [prostym językiem, jeśli dotrzemy do ich sedna.
Pozdrawiam
Alex
1.Dla wyjaśnienia podam taki przykład: są osoby, które reagują przyspieszonym biciem serca, uczuciem niepokoju na niespodziewane klaśnięcie w dłonie. Albo słuchają opowieści i ich nastrój natychmiast zmienia się. Inne osoby wymagają więcej by poczuć emocje. Często i jedne i drugie chciałaby nauczyć się właściwej reakcji. To jest możliwe, jednak wymaga pracy z własnymi uczuciami.
2.“bo moja emocjonalna reakcja tworzy osobistą odpowiedź”
Nie uważam, że zbieramy emocje jak kosz śmieci.
Emocja, która dociera do mnie, podlega przemianie. Wywołuje moja osobistą reakcję emocjonalną. I wcale nie jest tak, że lęk wywołuje lęk, a smutek smutek. Czasem cudzy lęk wywołuje u mnie smutek, albo złość itp.
Oczywiście nie zawsze jesteśmy świadomi takiego oddziaływania rozmowy, czy naszych reakcji. Ale wg mnie płaszczyzna emocji jest bazą do działania. I bałagan na tym poziomie utrudnia wszystko.
@Meg
teraz już lepiej mogę pojąć, o co Ci chodzi i tym samym ustosunkować się.
Piszesz”.Dla wyjaśnienia podam taki przykład: są osoby, które reagują przyspieszonym biciem serca, uczuciem niepokoju na niespodziewane klaśnięcie w dłonie. Albo słuchają opowieści i ich nastrój natychmiast zmienia się. Inne osoby wymagają więcej by poczuć emocje. Często i jedne i drugie chciałaby nauczyć się właściwej reakcji. To jest możliwe, jednak wymaga pracy z własnymi uczuciami.”
Nauczyć się właściwej reakcji – brzmi jakby istniał jedyny właściwy sposób reagowania w danej sytuacji. Ja zamieniłbym „właściwa reakcja” na „najkorzystniejsza reakcja”. Wtedy zachowuję swoją autentyczność, a jednocześnie postępuję w zgodzie z daną sytuacją.
Wtedy w zdaniu “W kwestii zbyt emocjonalnego odbioru-to jest nasz problem, jak reagujemy, na ile pozwalamy obciążyć się sytuacją. ” zastąpiłbym problem wyrazem interes lub cel, kierując się argumentami podanymi powyżej. Po co szukać problemów tam gdzie ich nie ma :D
„Ale wg mnie płaszczyzna emocji jest bazą do działania. I bałagan na tym poziomie utrudnia wszystko. ”
Zgadzam się, że bałagan na poziomie emocji utrudnia wszystko.
@ jakubie
„Najkorzystniejsza reakcja” wydaje mi się większym wyzwaniem od „właściwej” reakcji. Ta druga wg mnie mieści się w pewnym marginesie zachowań, które mniej nam szkodzą. Najkorzystniejsza reakcja zakłada pewną idealność tego działania. A to wyższa szkoła jazdy i dla osób ćwiczących dopiero swoje reagowanie, może być zbyt trudna. Uczmy się więc reakcji korzystnej dla nas, takiej, która daje poczucie pewnego komfortu.
A co odbioru słowa „problem”. Niektórzy na jego dźwięk już szykują się jakby na wojnę. Ja tak mam to słowo oswojone, wpisane w codzienność, że jest dla mnie normalnością, wręcz znakiem życia . Rozwiązywanie problemów bywa czasem moim żywiołem. Jednak jeżeli ktoś lepiej działa gdy ma do czynienia z „wyzwaniem” zamiast z „problemem”- to jest to wiadomo, osobisty wybór.
@Meg
Po przeczytaniu Twojego postu przyznaję, że źle ująłem pisząc „najkorzystniejsza reakcja”. Miałem bardziej na myśli, to o czym Ty piszesz – „reakcję korzystną dla nas, taką która daje poczucie pewnego komfortu”. Dziękuję za wyjaśnienia, po po Twoim wcześniejszym poście odbierałem „właściwą reakcję” inaczej. Teraz się to dla mnie wyklarowało.
W sytuacji opisanej w artykule jest jeszcze trzecia opcja- możemy sprytnie tak poprowadzić rozmowę, aby zeszła ona na inny temat, bez konieczności informowania tej osoby, że aktualny temat nam nie pasuje. Aby to zrobić, wystarczy uważnie słuchać tego co ta osoba mówi, i złapać za któryś z kontekstów, delikatnie się wcinając i zaczynając nowy temat :)
Nie uważam, aby sytuacja, w której druga osoba mówi dużo o rzeczach, które mnie zupełnie interesują, była dla mnie stratą czasu. Traktuję to raczej jako wyzwanie- moment, w którym mogę nauczyć się, jak subtelnie prowadzić przebiegiem rozmowy. Wtedy łapię konteksty i obserwuję, jaka jest reakcja rozmówcy. Jak zmienia się jego fizjologia, jakimi słowami reaguje. To pozwala mi uczyć się procesu komunikacji i lepiej poznawać reakcje drugiej osoby.
Pozdrawiam,
Michał Pasterski
Mam wrazenie, ze niezaleznie od tego, czy przyjmujemy role „pomocnego psychoanalityka”, czy „emocjonalnego smietnika”, czasem po prostu przychodzi wlasciwy moment, by powiedziec „STOP”. Tutaj Alex proponuje wyluszczyc nasze intencje otwartym tekstem, z zachowaniem wszelkich norm uprzejmosci.
Zdarzalo mi sie zastosowac troche inna metode, z dobrym skutkiem dla obu stron. Otoz w pewnym dosc niespodziewanym momencie przyznaje mojemu „narzekajacemu” rozmowcy racje – np. „Tak, ta sytuacja jest beznadziejna. Wyglada na to, ze nic nie da sie zrobic.”:)
Z reguly ma to dwie konsekwencje, obie sa dla mnie OK:
1\ Czesto rozne osoby oczekuja pocieszania, laczenia sie z nimi w zalu i innych reakcji, ktore powoduja moje gorsze zamopoczucie, a jednoczesnie odrzucaja wszystkie propozycje konstruktywnych rozwiazan. W tym momencie zwykle przestaja, bo dostaja jasny sygnal, ze ze mna tego celu juz nie osiagna.
2\ Moj rozmowca zostaje postawiony przed sytuacja „co by bylo gdyby swiat wygladal dokladnie wg jego / jej opisu”. Okazuje sie, ze po chwilowym szoku nastepuje u niego nagle „otrzezwienie” i przestawienie trybikow z narzekania na poszukiwanie rozwiazan. Czesto tez sam dochodzi do wniosku, ze „az tak zle to chyba faktycznie nie jest”. :)
Nie analizowalem psychologicznych podstaw takich reakcji, ale w wielu przypadkach to dziala i to bez negatywnych konsekwencji dla jakosci relacji. Ciekawe czy tak probowaliscie?
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Meg,
powiedzmi proszę, jak to, o czym piszesz ma się do Alexowego postu i sedna problemu prezentowanego przez Alexa?
Może inaczej rozumiemy to, o czym pisze Alex i co jest sednem jego postu?
…
Z Twoich wypowiedzi rozumiem, ze jesteś zwolenniczką wytrzymywania „męczącego opowiadacza”, bo czerpiesz z tego korzyści dla siebie – napisałaś bowiem podpowiedź, „jak wytrzymać męczącego opowiadacza”, piszesz o „osobistej odpowiedzi”, etc – stąd mój wniosek.
Dla mnie jest w poście Aleksa zdecydowanie inne zagadnienie dominujące:
– czy warto i czy należy (kiedy warto, kiedy należy) wytrzymywać męczącego opowiadacza (poza sytuacją gabinetu terapeuty oczywiście),
– czy należy się do tego zmuszać, czy „wytrzymywanie” jest dobrą dla nas reakcją i czy nam służy…
– I co robić, kiedy nam nie służy. Czy jasno komunikować (i jak komunikować), czy podejmować pracę nad sobą, zeby „wytrzymywać”….
Dla mnie także jest to post inspirujący do refdleksji, czy sama nie bywam „męczącym opowiadaczem” …
Ewa
Witaj Alex, witam wszystkich
Twój post Alex odnosi się do spraw, które nurtują także mnie. O ile odgrzewanie starych historii i zdarzeń jest czasem przyjemne w gronie rodzinnym i w gronie przyjaciół, o tyle opowiadanie ich osobom mniej znanym i wtajemniczonym jest po prostu nudne. Mam powierzchownego znajomego, który opowiadał mi ze szczegółami historię dorastania swoich dzieci często się powtarzając. W pewnym momencie zaproponowałam mu aby może zamiast opowiadać mnie te historie napisał książkę lub opowiadanie, a wtedy przeczyta to każdy kto chce. Oczywiście kto nie chce nie przeczyta :-)
Co mówisz w sytuacji gdy osoba A opowiada o osobie B, a ty nie masz ochoty tego słuchać?
Co mówisz w sytuacji gdy jakaś osoba opowiada bez przerwy o ciuchach, kosmetykach i plotkach z brukowca a Ty absolutnie nie masz ochoty o tym słuchać a już na pewno rozmawiać?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Sytuacja, w której ktoś narzeka, nie oczekując tak naprawdę ani rady, ani nie zamierzając rozwiązać problemu to popularna gra „tak, ale…”. Aspekt gry jest bardzo ważny: nie chodzi o rozwiązanie problemu ani nawet o uzyskanie wsparcia, lecz jedynie o utwierdzenie się w swoim przekonaniu, że nic się nie da zrobić (jednocześnie osoba pragnie być doceniona za to, że mimo beznadziejności sytuacji wciąż podejmuje wysiłki, a także usprawiedliwiona z tego, że nie przynoszą one efektów. Tu wyjaśnię, że to, o czym piszę, nie pochodzi z teorii ani nawet obserwacji, lecz z doświadczenia. Wpadłam kiedyś sama w tę pułapkę, stąd znam nieźle jej mechanizm.
W tym kontekście określenie Aleksa o byciu „emocjonalnym śmietnikiem” uważam za adekwatne – dla permanentnego narzekacza słuchacz/ka jest tylko instrumentem pozwalającym osiągnąć przekonanie o słuszności swojego postępowania i o tym, że nic się nie da zrobić (inaczej). Często, aby się o tym przekonać, wystarczy zareagować tak, jak radzi Alex, czyli wprost, lub jak radzi Kuba J., czyli przewrotnie.
Sytuacja wysłuchania osoby przeżywającej ciężkie chwile i potrzebującej realnego wsparcia to dla mnie zupełnie inna sprawa. Jesteśmy w rzeczywistym kontakcie i zachodzi między nami prawdziwa komunikacja, nie ma tu mowy o byciu wykorzystywaną/ym. takei wysłuchanie bywa prawdziwą pomocą i buduje wieź między ludźmi. W takich sytuacjach nie miewam poczucia straconego czasu.
Na marginesie, uważam, że monitorowanie swoich odczuć jest dobrym wskaźnikiem tego, z którą z tych dwóch możliwości mam do czynienia: czy czuję się wydrenowana z energii, zniechęcona lub wykorzystana (–> permanentny narzekacz), czy przeciwnie, mam poczucie satysfakcji z uczestniczenia w procesie, w którym ktoś rozwiązuje swój problem.
Mam na to pewne określenie: w pierwszej sytuacji mam do czynienia z osobą postępującą jak „wariat” (w myśl definicji: „wariat to ktoś, kto zawsze postępuje tak samo, lecz zawsze chce osiągnąć odmienny skutek”).
I z zabaw „w wariata” konsekwentnie się wycofuję. Uważam też (znów: na podstawie doświadczenia), że w wielu sytuacjach jest to najcenniejsza pomoc, jakiej mogę „narzekaczowi” udzielić.
Dzień dobry wszystkim, Dzień dobry, Autorze :).
Bloga obserwuję od jakiegoś czasu (a konkretnie od czasu, kiedy znalazłem go pośród blogów na liście sporządzonej przez imć Kominka). Jestem żywo zainteresowany poruszaną tutaj tematyką, chociaż jestem jedynie skromnym studentem stosunków międzynarodowych, a w nieokreślonej, lecz bliskiej przyszłości, zarządzania zasobami ludzkimi. Jak wspomniałem, notki śledzę bacznie i uważnie, dopiero dzisiaj jednak zdecydowałem się na komentarz do notki.
Chodzi mi o drugi powód zmieniania tematu (tak to nazwijmy).
Cytując:
„Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. ”
Z mojego punktu widzenia jest to dalekie od powodu, dla którego chcemy komuś uzmysłowić, że niekoniecznie jesteśmy dłużej zainteresowani kontynuacją konwersacji. Jest to w istocie sposób, środek, metoda zmiany tematu. Wychodzę z założenia, że człowiek jest egoistą, a altruizm jest działaniem drugorzędnym, nie mającym wpływu na akcje jakich się człowiek podejmuje.
Tym samym, środek, w Twoich słowach, stał się celem.
Czy usprawieliwianie własnej wygody jest aby na pewno uczciwe wobec drugiej osoby?
Już tak to bywa, że kiedy nam coś odpowiada, to siedzimy cicho. Dopiero coś, z czym się nie zgadzamy wywołuje u nas reakcje. Mam więc nadzieję, że nie została mi przypięta z miejsca metka osoby niemile tu widzianej, a jedynie partnera w dyskusji ( i jako takiego – czasem krytycznego), bo czuję, że jeszcze niejenokrotnie pozwolę sobie na zabranie głosu na tym nomen omen świetnym blogu ;).
Serdecznie pozdrawiam
krogulczas
Meg
Piszesz: „…chciałaby nauczyć się właściwej reakcji ”
Mam dylemat, jak ktoś w takim kontekście mówi o właściwej reakcji. Nie bierz tego osobiście, ale to mi przypomina mądre książki psychologiczne, które uzurpują sobie prawo do arbitralnego decydowania co jest „normalne” i co jest „właściwe”. Ja często robię rzeczy „nienormalne” i mam „niewłaściwe” reakcje, co nie przeszkadza mi w prowadzeniu dość interesującego i spełnionego życia.
Dalej piszesz: „Nie uważam, że zbieramy emocje jak kosz śmieci. ”
Mnie się przypomniała metafora, którą kiedyś usłyszałem: „Człowiek jest jak kontener na śmieci, do którego inni wrzucają różne rzeczy. Nie jest wszystko jedno w jakim otoczeniu ten kontener stoi, bo to wpływa na jego zawartość”
Jakub
Widzę dopiero teraz (odpisuję po kolei siedząc na lotnisku), że zwróciłęś Meg uwagę na podobną sprawę
Michał Pasterski
Twoja trzecia opcja, to w moim głównym poście pierwsze działanie w ogóle, cytuję: „Jeżeli mamy do czynienia z którąś z powyższych sytuacji i delikatne działania, aby zmienić temat rozmowy nie dały pożądanego skutku, …..”
Trochę trudno mi zrozumieć Twoje podejście „Nie uważam, aby sytuacja, w której druga osoba mówi dużo o rzeczach, które mnie zupełnie interesują, była dla mnie stratą czasu. ”
Ja zdecydowanie mam co robić ze swoim życiem :-)
Kuba
Interesująca metoda :-)
Ewa W
Zgadzam się z Twoją interpretacją sedna mojego postu. To oczywiście nie przeszkadza mi podyskutować nieco na tematy poboczne :-)
Monika
Pytasz: „Co mówisz w sytuacji gdy osoba A opowiada o osobie B, a ty nie masz ochoty tego słuchać? ”
To zależy od sytuacji. Jeżeli A jest osobą naprawdę bliską, to najpierw pytam „co ta historia ma wspólnego z nami?”
W innych „w jakim celu opowiadasz mi tę historię?”
Jeśli chodzi o sytuacje: „…gdy jakaś osoba opowiada bez przerwy o ciuchach, kosmetykach i plotkach z brukowca a Ty absolutnie nie masz ochoty o tym słuchać a już na pewno rozmawiać? ”
To takich nie miewam, odpowiednia selekcja wstępna załatwia całą sprawę :-)
Krogulczas
Witaj na naszym blogu :-)
Nie do końca rozumiem Twój wywód.
Na przykład piszesz : „Dopiero coś, z czym się nie zgadzamy wywołuje u nas reakcje. ”
Ja widzę u siebie reakcję też, kiedy z czymś się zgadzam :-)
Zgadzam się z Tobą , że wiele naszych pobudek jest w gruncie rzeczy egoistycznej natury.
Trochę się zgubiłem, kiedy piszesz: „“Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. ”
Z mojego punktu widzenia jest to dalekie od powodu, dla którego chcemy komuś uzmysłowić, że niekoniecznie jesteśmy dłużej zainteresowani kontynuacją konwersacji. Jest to w istocie sposób, środek, metoda zmiany tematu. ”
Możesz to wyrazić całkiem prosto?
Nie masz też powodu aby pomyśleć: „Mam więc nadzieję, że nie została mi przypięta z miejsca metka osoby niemile tu widzianej, ” :-) To nie ten blog :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alek
Witam Wszystkich
Przyznam się, że dopiero miedzy innymi lektura tego blogu spowodowała, iż zamiast robić dobrą minę :) do złej gry zacząłem w rozmowie z kimś dążyć do sedna sprawy, a jeżeli to jest niemożliwe/uciążliwe to daje drugiej stronie do zrozumienia, że rozmowa na ten temat nie interesuje mnie i podaje powody dlaczego nie chcę kontynuować konwersacji.
Ostatnio zwracam też uwage na sposób, szybkośc wypowiadania się, gdyż mam czasami doczynienia z takim słowotokiem, że nie chce mi się tego słuchać.
Pozdrawiam
Jarek
Chyba chciałem zbyt dobrze wypaść w nowym miejscu ;).
Co do pierwszej kwestii – już Cię lubię :). Taka postawa jest bliska także i mnie. Moje słowa wzięły się głównie z tego, że to jednak zazwyczaj sprzeciw, konflikt, polemika są motorem wyrażania własnych opinii, wyrażania samego siebie. Z biologicznego punktu widzenia, po co tracić siły, kiedy nie ma przeciwnego obozu dla nas samych (tu: naszych myśli)?
Po części… w pewnym sensie nawiązuje to do tematu. Wszakże reagujemy w opisanych przez Ciebie sytuacjach, mówiąc „Sory, ale ja nie mam zamiaru bezczynnie cię słuchać” osobie, która nas zanudza/stresuje/przygnębia rozmową, i tym samym sprzeciwiając się. Ale to taki poboczny wywód (taka moja słabość ;)).
Druga będzie trudniejsza, bo starałem się możliwie nie komplikować :). Ale dajemy.
Zasadniczo chodzi mi o to, że jest to nie tyle powód dla zmiany tematu, co sposób zmiany tegoż. Szczerość jest tutaj metodą przerwania niemiłej dla nas rozmowy, nie powodem. Skutecznym, co warto powiedzieć.
Tym niemniej, powrócę do swego pytania. Czy usprawieliwianie własnej wygody jest aby na pewno uczciwe wobec drugiej osoby?
I na koniec: Cieszę się z ciepłego przyjęcia w tym miejscu mojej osoby :).
Pozdrawiam
krogulczas
PS Komentarze są tutaj moderowane jak rozumiem? Komentarz pojawił się dopiero jakiś czas po jego „opublikowaniu”. Czysta ciekawość.
@Alex
Nie mam problemu z tym, że to przytoczysz, trzeba sobie tylko zdać sprawę, że skierowane to było do konkretnej osoby, w konkretnej sytuacji i w innej mogłoby wywołać zupełnie inny efekt. Jak chcesz to zreprodukować, do tego z moją intonacją głosu, uśmiechem itp.?
Masz rację, byłoby to trudne ;) Pozostaje mi tylko potwierdzić raz jeszcze, ze da się jednym zdaniem z pełną kulturą dać do zrozumienia rozmówcy, że zmiana tematu byłaby mile widziana ;)
@Ewa W
Uważam, że w kolejnych komentarzach wyjaśniłam, co mam na myśli.
Być może niejasna jest ścieżka moich skojarzeń, postaram się troszkę dopowiedzieć.
Myślę, że wszyscy zgadzamy się w pierwszej części postu-i mówimy „nie” nudziarzom.
Co do męczących opowiadaczy, w sensie narzekaczy (bo opowiadacze podpadają pod kategorię-nudziarze), gdy mamy do czynienia z nimi po raz pierwszy, to jeszcze nie wiemy jaki skutek przyniesie rozmowa, czy spotkanie. (Ale już w pierwszych zdaniach można wyczuć tendencje do narzekania). Osobiście nie widzę powodu, by od razu kończyć rozmowę. (pomijam sytuacje, które z założenia nie mieszczą się w konwencjach moich rozmów-np. obmawianie kogoś, plotkowanie)
A znam osoby, które w ogóle nie chcą słyszeć ani słowa narzekania, bo to jest dla nich bardzo obciążające. Kiedyś znana mi osoba każdą rozmowę zaczynała od słów: co dobrego(!) słychać? Ja wybieram inne rozwiązanie.
W naszym kraju jest tak dużo narzekaczy, że nie byłoby z kim porozmawiać, gdyby odcinać się od nich.
@Aleks
Jeżeli przyjmiesz taką, a nie inna interpretację-tak będziesz się czuł.
Ja nie czuję się śmietnikiem, bo uczucia ludzi, nawet obcych, nie są dla mnie śmieciami.
Pozostałe wyjaśnienie-doprecyzowanie- w odpowiedzi dla Jakuba.
Teraz przyszła mi na myśl jeszcze jedna kategoria trudnych rozmówców-totalni pesymiści. Może w swoim gronie, to oni się dobrze czują, ale ja uważam, ich za najtrudniejszych dla mnie dyskutantów. Zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy wspólnej nam sprawy. I nie ma wyjścia ostatecznego-ucieczki. (ogólnie pisząc, bo wiadomo przeważnie jest drugie wyjście).
Co sądzicie o pesymistach? Jest wśród nas jakiś pesymista?
Jarek
Cieszę sie, że to pisanie znajduje u Ciebie praktyczne zastosowanie :-)
Krogulczas
Ciągle nie do końca rozumiem :-)
Jesli chodzi o ten drugi powód, to możesz go sobie i tak interpretować, ale spróbuj pomysleć intensywnie o co mi dokładnie chodziło, bo sprawa idzie głębiej.
Twoje pytanie: „Czy usprawiedliwianie własnej wygody jest aby na pewno uczciwe wobec drugiej osoby?” jest pozbawione dokładnego kontekstu, a bez niego na pewno nie doczeka się mojej odpowiedzi. To trochę jak „czy jedzenie hamburgerów jest uczciwe?”
Jeśli chodzi o moderację to automatycznie lądują tam komentarze osób, które piszą tu po raz pierwszy, komentarze z linkami, oraz te, które „podpadły” automatycznemu systemowi antyspamowemu :-)
Żaneta
To jest kłopot, jeśli chcemy na blogu dać konkretny przykład takiego, w gruncie rzeczy dość kompleksowego zachowania.
Dlatego lepiej spotykać się jak np. na power walk i pokazywać to „na żywo”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Meg
Piszesz: „Ja nie czuję się śmietnikiem, bo uczucia ludzi, nawet obcych, nie są dla mnie śmieciami.”
To lekkie nadużycie, bo ja też nie napisałem, że generalnie uczucia innych ludzi odbieram jako śmiecie. Pewne, ale tylko pewne emocje tak kwalifikuję i dbając o własną higienę psychiczną trzymam się od tego z dala.
Jeśli chodzi o totalnych pesymistów, to zdarzało mi się na takich trafiać i w ciągu bardzo krókiego czasu przełączyć ich na bardziej produktywne nastawienie. Jeżeli nie dało się, to sorry, w moim życiu nie ma miejsca dla takich osób (jak już wspomniałem nie jestem aniołem :-))
Już dawno nie zdarzyło mi się, aby przebywać z pesymista znacząco dłużej, niż było to dla mnie w moich (ciasnych) granicach tolerancji na takie postawy.
Pozdrawiam
Alex
Alex
To ja napisałam, czym są dla mnie(!) wszystkie ludzkie uczucia. Każdy ma prawo do swojego zdania. To jest moja interpretacja, nawet nie wiem, czy korzystna, albo możliwa dla innych. Nawet jeśli nie wiedzą, że są aniołami ;)
„Już dawno nie zdarzyło mi się, aby przebywać z pesymista znacząco dłużej, niż było to dla mnie w moich (ciasnych) granicach tolerancji na takie postawy.”
Zapytam z ciekawości- pracujesz z różnymi klientami-nie było wśród nich pesymistów?
Jeżeli tak-to taka myśl-pesymizm szkodzi, blokuje rozwój. W odwecie za ich: wolę być przygotowanym na najgorsze (wyłącznie ;)).
Malkontentom mówię stanowcze NIE i nie daję się wciągac w ich opowieści jakie to życie jest podłe.
Zrozumiałam, że niektóre osoby marudzenie mają wbudowane w swoją osobowośc i to czy poświęcę swój czas na wysłuchanie zupełnie nie przełoży się na samopoczucie tych osób. Szkoda mojego czasu i energii.
Problem pojawia się kiedy np. dzwoni do mnie koleżanka/znajomy/brat (mam tu na myśli osoby, które darzę sympatią) i próbuje zdac mi relacje z całego dnia/tygodnia/miesiąca. Opowiada co się wydarzyło itd. Czasem wywiązuje się z tego sympatyczna, swobodna rozmowa, ale zdarza się, że ja akurat nie mam czasu rozmawiac lub nie mam ochoty w danej chwili, gdyż jestem zajęta bardziej pasjonującymi zajęciami. Nie potrafię się „wymigac” od takiej rozmowy. Staram się słuchac, przytakuję i mimo całej sympatii do rozmówcy kompletnie nie interesuje mnie to co mówi. Umysł mam zajęty czymś innym.
Nie rozumiem dlaczego nie potrafię powiedziec np. „przepraszam, nie mogę teraz rozmawiac. Oddzwonię za godzinę.”
Brak mi tak elementarnej asertywności w stosunku do osób, które lubię i na których mi zależy.
Niepokojące.
Z kolei znam osoby, które bez problemu „odsyłają na drzewo” bliskich (przepraszam za nieliterackie wyrażenie), a nie potrafią szefowi/współpracownikowi czy klientowi powiedziec, że nie mogą w danej chwili rozmawiac.
W życiu zawodowym nie mam problemu, aby przełożyc czy zakonczyc rozmowę lub też zmienic temat na interesujący mnie, natomiast z bliskimi jest mi trudniej przeprowadzic akcję chociażby zmiany tematu. Jeśli np. brat uprze się, aby opowiedziec mi co się dzieje obecnie w lidze angielskiej to ja tego wysłuchuję. Nie jest to dla mnie jakaś duża niedogodnośc, ponieważ interesuje mnie co mają do powiedzenia bliscy, jednak wiem, że muszę popracowac nad sobą w tym zakresie.
Wszystkim życzę interesujących, wartościowych i chcianych rozmów:)
Na marginesie, istnieją sposoby narzekania, które są całkiem miłe w odbiorze, przynajmniej ten spodobał mi się :)
Może pocieszy to trochę narzekających Polaków ;)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Alex
Mam kolegę, który w rozmowie nie tyle skupia się na rzeczach negatywnych i „narzeka na ciężkie życie”, ale za to prawie każdą rozmowę w jakiś sposób sprowadza to przechwalania się swoimi sukcesami. Co prawda osiągnął w życiu to i owo i to bardzo fajnie, ale on w materii przechwalania się swoimi sukcesami grubo przesadza i to jest na dłuższą metę okropnie drażniące, ale nie wiem jak taktownie zwrócić uwagę na to, że taki charakter rozmowy mi nie odpowiada, a wręcz mnie drażni.
Wiesz może co mógłbym mu odpowiedzieć, żeby w sposób kulturalny dać mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany takim jego przechwalaniem się ?
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek,
Próbowałabym zaproponować mu
” masz ciekawe zycie napisz autobiografię” albo
” No to pochwaliłeś sie a teraz pogadajmy” lub
” tak słucham jak się chwalisz i chwalisz i wiesz co muszę juz lecieć jestem umówiony” – wybór zależy od łączącej nas z nim relacji.
Ja z kolei mam koleżankę ( 35 letnią ) która się chwali jak w wierszyku ” samochwała w kącie stała…” Jak ja powiem „a” to ona „aa” ja „b” ona „bb”. Mówisz, że byłaś na spacerze, ona przerywa i mówi, że była na dwóch spacerach . To może wydawać się smieszne ale na dłuższą metę jest irytujące.
Tak jak by się licytowała. Strach powiedzieć „dzień dobry”.
Poradźcie coś, jak to przerwać? Relacja jest luźna ale codzienna.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika
:) Wiesz co – zabawna sytuacja, ale mi dałaś radę dokładnie do takiej sytuacji o jaką Ty się pytasz :D ale i dziękuję za propozycje.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek
Hm :-) to oznacza tylko, że teoretycznie jestem przygotowana :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Ostatnio „obraził się” na mnie taksówkarz, bo konsekwentnie odmawiałam przyjmowania jego skrajnie pesymistycznego i krytycznego punktu widzenia na, w gruncie rzeczy, wszystko. Poszło szybko. Po kilku moich spokojnych i wyważonych odpowiedzi zamilkł i mogłam sobie popatrzeć przez okno na piękny jesienny dzień.
„Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka”
Zgadzam się z taki podejściem. Zdarzyły mi się w życiu takie sytuacje, że raczej nie byłam interesującym rozmówcą. Bardzo przeżywałam kierowane do mnie aluzje, niedopowiedzenia, unikanie mnie bo nie wiedziałam dlaczego? co jest nie tak? Strata czasu na zgadywanie i analizowanie a i tak moje wnioski były błędne. Strata czasu i emocji! A wystarczyłby jasny, konkretny, kulturalny komunikat.
To jest szansa, żeby dostrzec w czym jest problem i coś z tym zrobić. Albo zmienić temat albo poszukać kogoś, kto będzie chciał rozmawiać. Tu masz rację Alex, to świadczy o szacunku do drugiego człowieka. Uważam, że warto w wielu sytuacjach zastosować taki sposób.
Pozdrawiam
Jarek
Zachowanie znajomego może mieć co najmniej dwa powody:
1) człowiek ma słabe poczucie własnej wartości i musi tak sobie robić dobrze
2) może chce Cię do czegoś zmotywować, lub coś nauczyć nieumiejętnie dozując przykłady z własnego życia
Zgodnie z zasadą „pytaj zamiast zgadywać” ja po prostu zadałbym mu pytanie: ” Wiesz, w jakim właściwie celu opowiadasz mi tyle o Twoich osiągnięciach?”
Słuchaj i obserwuj uważnie co otrzymasz z powrotem. Późniejsza reakcja będzie dość oczywista
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziekuje, tak zrobie – bardzo ciekawy jestem jego reakcji :)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Podobają mi się wpisy które tak jak ten świadczą o silnym poczuciu celowości własnego istnienia i wartości prawdy w naszym życiu. Aż by się chciało umówić na dłuższą konwersację z autorem :)
Marcin
„Aż by się chciało umówić na dłuższą konwersację z autorem :)”
To, jeżeli nie jestem akurat na jakimś „gypsy time”, albo gdzieś w Europie u klientów, jest w sumie dość proste. Najłatwiej poprzez dołączenie się do Power Walk
Pozdrawiam
Alex
Witajcie drugi raz
Staram się zwrócić uwagę w pewien szczególny sposób, by dodatkowo „poduczyć” manier rozmówcy (zwłaszcza, gdy opowiada o ludziach, których życie prywatne kompletnie mnie nie interesuje z zasady do szacunku czyjejś prywatności). Oczywiście efekty nie koniecznie są widoczne (nie można jednym zdaniem z reguły wyplewić w kimś plotkarstwo)
Pozdrawiam
Ze względu na fakt, iż mój pobyt na tej planecie jest ograniczony i dlatego staram się minimalizować zajmowanie się sprawami, które z mojego punktu widzenia nie są ani przyjemne, ani produktywne oraz z uwagi na szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami zaserwuję Panu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę.
Jest Pan przedstawicielem typowego dla naszych czasów chamstwa prezentowanego pod płaszczykiem asertywności oraz braku elementarnej kultury, wrażliwości i empatii prezentowanego pod płaszczykiem „kultury i poszanowania”. W tej sytuacji opisywanie siebie jako „life-mentor” (swoją drogą wyjątkowo błazeńskie, żałosne i pretensjonalne określenie siebie samego) jest raczej groteskowe.
Mam nadzieję, że ta prosta i szczera prawda pozwoli Panu albo przemyśleć własne postępowanie i coś zmienić, albo też kontynuować podobne kabotyńskie wykładziki w gronie wzajemnej adoracji, jak dotychczas, ale bez mojej cennej uwagi, którą poświęciłem Pana przypadkowi ze względu na fakt, iż skuteczne pomaganie komuś uznaję za czynność produktywną i do tego sprawiająca mi sporą przyjemność.
Załączam pozdrowienia.
A.
Anonimowy Czytelnik podpisujący się „A” podesłał taki komentarz jak powyżej, w którym dał wyraz swoim, nieznanym mi bliżej frustracjom oraz jego własnemu obrazowi świata, który zapewne jest bardzo różny od mojego.
Pytacie dlaczego puściłem taki tekst, w którym oprócz inwektyw trudno doszukać sie zawartości merytorycznej?
Jako przykład, że kiedy robimy coś choć trochę niezwykłego, to musimy liczyć się z tym, że różni ludzie, kompletnie nie znając nas będą się w ten i podobny sposób o nas wyrażać. Tylko po to, aby sprawić sobie przyjemność, co zresztą otwarcie przyznał Czytelnik „A”.
Co z takimi rzeczami robić?
Znacie powiedzenie „psy szczekają a karawana idzie dalej”? :-)
Pozdrawiam poniedziałkowego poranka
Alex
Pytanie jak postępować jeśli tym rozmówcą jest kobieta, która ma po prostu zmienno nastrojowe dni, albo jest to osoba z depresją… Co nie zmienia faktu, że odbiorca może być bardzo zmęczony odbiorem tych wszystkich problemów, często bezsensownych i nieracjonalnych. Ciekawe jak sobie radzą psychologowie i psychiatrzy, jak odreagowują ten cały zgiełk ludzkich problemów…
Niestety w Polsce bardzo dobrze rozwinięta jest instytucja focha i pozory są bardziej cenione niż szczerość. Jak powiesz „Nie chce mi się już słuchać jak 3ci raz opowiadasz mi o jedynej operze jaką widziałeś. Fajnie że kupiłeś sobie telewizor z HR i Blue Ray, ale czy możemy porozmawiać o czymś co na prawdę przeżyłeś?”, to 8 na 10 osób zareaguje fochem i reakcją obronną, 9ta Ci będzie grozić :)
Krystian
Jeżeli mówisz „Nie chce mi się już słuchać…” to brzmi to dość arogancko i nie dziwię się negatywnej reakcji. Zwłaszcza jeśli przy tym naruszasz Pierwsza Zasadę Alexa, która brzmi „Nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” :-)
Podobnie w drugim przypadku.
Ja na Twoim miejscu w tym pierwszym przy nadarzającej się okazji zadałbym jakieś pytanie OTWARTE zmieniając temat, podobnie zresztą w drugim.
Gdyby i to nie dało rezultatu, to przypomniałbym sobie zasadą „Nie ucz kury latać” i poszukał lepszych partnerów do rozmowy. Nawet jeśli jest ich tylko 10% to w Polsce ciągle daje to ponad 3 miliony ludzi :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam. Chciałbym odnieś tematykę tego postu do relacji rodzinnych, które często nas przytłaczają i sprawiają, że tracimy zapał do wielu rzeczy. Jako przykład mogę podać świąteczne rozmowy z rodziną: dziadkami, ciotkami, wujkami i dalszymi krewnymi. Co to za rozmowy? Powiedziałbym raczej, że to wspólne wylewanie żalów. Jak to w Polsce jest źle, jak to mało zarabiamy, niewiele mamy i jakie wszystko jest drogie. Na pytania gdzie byliście ostatnio, co widzieliście, kogo poznaliście, jakie kroki podjęliście by cokolwiek zmienić, często w odpowiedzi słychać, że się wymądrzam, że nie wiem co to życie itd. Całkowita nadinterpretacja dodatkowo z pominięciem całej treści zadanego pytania :) Tak to jest kiedy żyje się z dnia na dzień w bezruchu, wciąż z tymi samymi ludźmi w tym samym otoczeniu. Na szczęście takie blogi jak ten pozwalają mi nabierać dystansu i czuję się z tym wyśmienicie :)