Dla wersji audio kliknij tutaj
Wieloletnie uczęszczanie na typowe studia niesie ze sobą kilka poważnych i niestety negatywnych efektów ubocznych. Co gorsza wiekszośc ludzi nie zdaje sobie z nich sprawy i ograniczaja one wykorzystanie róznych szans, które przynosi nam życie. Warto je u siebie zidentyfikować i zacząć je eliminować.
Zapraszam do wypowiedzi i zadawania dalszych pytań w komentarzach
Świetny odcinek !!
Mi osobiście udało się wynieść dwie praktyczne umiejętności z murów uczelni: to odporność na stres i wszelki dyskomfort psychiczny związany z mozolnym „procesem edukacji” oraz głębokie przekonanie że każdy prowadzący przedmiot jaki by nie był zawsze jest człowiekiem i można się z nim dogadać. Niby nic takiego ale od czegoś trzeba zacząć :)
Praca i życie nie ma się za bardzo po drodze ze studiami(chyba, że zostajesz na uczelni jako pracownik naukowy).
Moim zdaniem, ze studiów wyciągnąć da się podstawy zawodu, umiejętności załatwienia różnych spraw i czasem może troszkę komunikacji. Tyle.
Studiuję zaocznie i jestem zadowolona z efektów, jakie osiągam dzięki mojej uczelni. Myślę, że jest to (w przypadku mojego kierunku) bardzo dobry sposób na nauczenie się systematyczności, a także (co niestety idzie mi trochę gorzej) na budowanie jakiejś początkowej siatki klientów i referencji, jakie mogę uzyskać pracując dla nich. Ma Pan jednak rację w pierwszych słowach vloga, że nawet na tak specyficznej uczelni jak moja na tych kilku przedmiotach teoretycznych ciągle karzą mieć nam rację w dziedzinach, których większość z mojej grupy ze mną włącznie ledwo co zdążyła liznąć.
Zdając maturę, stając przed koniecznością wyboru kierunku studiów (piszę koniecznością, bo tak naprawdę nigdy nie przewidywałam innej opcji) nagle zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę żadna z dziedzin, które zakładałam, że są odpowiednie podczas uczęszczania do szkoły średniej, w ogóle mnie nie pociąga, nie fascynuje.. myślę, że klasyczny przypadek- prawo, resocjalizacja, administracja, pedagogika, zarządzanie zasobami ludzkimi- podpowiedzi z otoczenia. Kierunek jak i uczelnię wybrałam na tydzień przed złożeniem papierów- padło na Kosmetologię- i czułam, że to jest właśnie TO co mogłabym i przede wszystkim chciałabym robić…
Niestety teraz kiedy powoli przygotowuję się do pisania pracy licencjackiej, będąc na trzecim roku, czuję, że wiem tyle samo co na początku tej całej drogi, czyli niewiele. Kierunek: Kosmetologia. Przedmioty: Filozofia, psychologia, pedagogika, metodologia, w-f, chemia, biologia medyczna, aparatura, farmakologia, biochemia, dermatologia, biogerentologia, mikrobiologia, anatomia i dużo, dużo więcej teoretycznych. Gdzieś na samym końcu pomijane zajęcia z kosmetologii w praktyce. Myślę sobie.. Dobrze wiem jakie studia wybrałam, czego mogłam się spodziewać-> nie będzie łatwo, kierunek medyczny więc i teoria musi być. Ale tak naprawdę- odnośnie tych kompleksów, o których była mowa w materiale- niestety coraz częściej mam wrażenie, że tak naprawdę nie wiem nic o moim kierunku. Nie znam nawet dobrze podstaw, ponieważ zostały one przysypane lawiną rzeczy, których nigdy tak naprawdę nie wykorzystam i nie wdrożę w życiu zawodowym, a które musiałam wykuć na egzamin i nic już z tego nie pamiętam. Mam obawy przed zrobieniem jakiegokolwiek zabiegu, ponieważ nie miałam okazji ani spróbować ani nawet widzieć jak powinien być prawidłowo wykonany. Owszem mogę zrobić kursy, ale kiedy i za co? Żałuję, że nie zaczęłam właśnie od nich.
3 lata, 15 tysięcy, w międzyczasie praca (14-23) na utrzymanie w nowym mieście, nie mam faceta, życia prywatnego, nie mam czasu, pomysłu co dalej ze sobą zrobić…
Wszystko po to, żeby przed nazwiskiem widniały 3 literki.. z perspektywy czasu to jedyny plus.
Pozdrawiam.