Dziś porozmawiamy o dość skutecznej metodzie podchodzenia do wielu problemów i wyzwań.
Na początek jednak muszę Was poważnie ostrzec: Nie stosujcie tego podejścia bezmyślnie, szczególnie w sytuacjach, kiedy zagrożone może być życie lub zdrowie ludzkie!! Stosowanie go np. do przekroczenia ruchliwej jezdni w godzinach szczytu może się bardzo źle skończyć!!
Na czym ta metoda polega? W dużym skrócie na tym, że jeśli nasze wysiłki do osiągnięcia czegoś nie dają pożądanych rezultatów, to należy rozważyć, a tam, gdzie jest to w miarę bezpieczne wręcz spróbować, czy sposób dokładnie odwrotny od dotychczas stosowanego nie przyniósłby lepszych wyników. Okazuje się, że w ten sposób możemy znaleźć rozwiązanie problemu, albo wręcz osiągnąć coś, co przekroczy nasze najśmielsze oczekiwania!
Ostatnio jeden z moich klientów w ten sposób wpadł na pomysł (i go wdrożył) jak w swojej firmie zaoszczędzić kilkaset tysięcy złotych rocznie, a to jest chyba niezły wynik jak na kilkunastominutowy eksperyment myślowy :-)
Szkoda, że wymogi poufności nie pozwalają mi na szczegółowe przytoczenie tutaj kilku dość spektakularnych przykładów biznesowych z mojej praktyki. Może zamiast tego opowiem Wam kilka osobistych historii, choć w tym wypadku proszę Was, abyście się ze mnie za bardzo nie śmiali :-)
Najstarszy przypadek użycie przeze mnie tej metody to czasy, kiedy jako dwudziestoparolatek miałem spore kłopoty w nawiązywaniu bliższych kontaktów z kobietami.
Moje ówczesne podejście opierało się na dwóch założeniach (proszę się nie śmiać!! :-)):
- Kobiety wymagają długiego okresu “bezseksowej” adoracji, po którym można bardzo delikatnie i oględnie przejść do tematów związanych ze współżyciem (tak, tak, nie śmiejcie się :-)
- “Właściwe” kobiety dla mnie powinny być ode mnie młodsze lub co najwyżej w tym samym wieku :-)
Bazując na tym osiągałem delikatnie mówiąc dość kiepskie rezultaty i pewnego dnia potężnie sfrustrowany postanowiłem zrobić coś odwrotnego.
W mojej determinacji (i desperacji :-)) postawiłem na głowie od razu obie zasady.
Najpierw poznałem kobietę o ładnych kilka lat starszą ode mnie. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, więc już na początku drugiej “randki” sympatycznie i z uśmiechem powiedziałem jej “wiesz, bardzo chętnie bym się z tobą przespał”. Jak na ówczesne czasy było to niesłychane “otwarcie”, ale ku mojemu zdumieniu, nieco zaskoczona rozmówczyni uśmiechnęła się i powiedziała “właściwie czemu nie, dokąd pójdziemy? “
Odtąd wiem, że Biblia ma rację mówiąc “ask and thou shall receive”, co na polski dość niefortunnie przetłumaczono “proście a będzie wam dane” :-)
Inny przypadek to moja transformacja od zarobionego właściciela małej firmy IT do kogoś, kto dziś żyje dostatnio i ciekawie robiąc od czasu do czasu rzeczy, które lubi:
Jak tylko firma zaczęła się kręcić, to “powszechna mądrość biznesowa” ówczesnych czasów była:
- “rób to, w czym jesteś już dobry”
- “powiększaj firmę, liczbę pracowników, itp”
Co zrobiłem ja? Mimo sporych dochodów nie do końca zadowolony z jakości mojego życia znów zastosowałem to “odwrotne” podejścia a mianowicie:
- zostawiłem to, w czym byłem bardzo dobry a zacząłem coś, w czym wcale taki dobry nie byłem, ale co bardzo mi się podobało (treningi)
- zredukowałem firmę do jednej osoby a wielopokojowe biuro z całym wyposażeniem do mojego laptopa :-)
Rezultat: Życie, którego nie zamieniłbym z nikim, kogo znam osobiście, a znam bardzo wielu mądrych, zdolnych i pracowitych ludzi!!
Życzę Wam równie udanej implementacji tej metody i zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS: Daniel Burrus w niedawno wydanej książce Flash Foresight bardzo ładnie opisał “procedurę” takiego podejścia w biznesie – pozwolę sobie ją tutaj zacytować w luźnym tłumaczeniu:
“- zrób listę wszystkiego, co robi twoja konkurencja a potem spójrz na każdy punkt tej listy i zapytaj się “jak mogę osiągnąć przewagę robiąc coś odwrotnego”– zastanów się jaki jest aktualny sposób myślenia na istotne tematy w twojej branży. Pomyśl w odwrotnym kierunku, aby zobaczyć nowe możliwości– weź konkretny projekt, cel albo zamierzenie i podziel go na jego części składowe. Przyjrzyj się każdemu z nich zadając sobie pytanie “ czy istnieje sposób, aby skorzystać na tym, że któryś krok, element lub aspekt postawimy na głowie robiąc coś dokładnie odwrotnego?”
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Witam, Pierwszy komentarz :)
Naprawde ciekawe podejscie do problemow przedstawiles. Swietne zobrazowanie tego w Twej historii, banalne, ale konkretne. Teraz trzeba bedzie powoli wdrazac to w swoje zycie:)
milego
Miałem ostatnio okazję przeczytać szerzej o bardzo podobnym podejściu w książce „How to Think Like Einstein: Simple Ways to Break the Rules and Discover Your Hidden Genius”. Myślę że jej lekturę mogę polecić jako ciekawe rozwinięciem tematu tego postu.
Alexowe „należy rozważyć , a […] tam wręcz spróbować, czy sposób dokładnie odwrotny od dotychczas stosowanego nie przyniósłby lepszych wyników” w połączeniu z innym fragmentem cytowanej książki (akapit wcześniej – również wolne tłumaczenie) „Patrzenie tam, gdzie nie patrzy nikt inny oznacza widzenie tego, czego nikt nie widzi – i możliwość zrobienia czegoś, czego nie zrobi nikt inny”, prowadzi mnie do następujących skojarzeń i refleksji:
– wyróżnij się, nie idź z tłumem, nie powielaj bezrefleksyjnie, nieustannie poszukuj;
– liderzy nie idą za innymi (bo nie byliby liderami), nie idą z tłumem, bo chodzenie z tłumem, to chodzenie za kimś; lider/przywódca, to ktoś, za kim idą inni, kto wyznacza drogę, kierunek, inspiruje zmianę;
– robienie tego samego, powielanie schematów (czasem schematu własnych działań, własnych wyborów etc) raczej nie prowadzi do osiągania innych niż poprzednie rezultatów (raczej – bo czasem inne rezultaty takich samych działań mogą być wynikiem zmiany otoczenia), a zatem osłabia szansę na odniesienie sukcesu (niezależnie, czy w sferze osobistej czy zawodowej) i powoduje utratę energii
– działanie „przeciwne”, patrzenie w przeciwną stronę niż inni, a nawet myślenie „przeciwne” wymaga odwagi (!) i pewnie treningu, mentalnej gotowości postawienia czegoś do góry nogami, albo stanięcia na głowie (dopóki nie zdamy sobie sprawy albo nie poczujemy, że to nie jest tak naprawdę ryzyko, ale szansa)
– wyrobienie w sobie nawyku „myślenia na odwrót” i patrzenia w przeciwnym kierunku (choćby dla sprawdzenia możliwości) przy rozwiązywaniu problemów i tworzeniu koncepcji wydaje się naprawdę bardzo korzystne, uruchamiające ogromne pokłady kreatywności.
Tyle na teraz. No, może jeszcze dodam, że ja właśnie dokonałam zwrotu, zrobiłam coś zupełnie inaczej niż większość (przynajmniej większość w mojej grupie wiekowej:-) ) i czuję się z tym doskonale, choć to początek nowej drogi. Pozytywne efekty już widzę, a raczej czuję.
Pozdrawiam, Ewa
I ja dodam przykład ze swojego życia (intymnego :D ).
Swego czasu nie byłem zadowolony z życia seksualnego z moją partnerką co niestety przekładało się na ogólną jakość związku (jak to prawie zawsze bywa). Powodem tego było, w moich oczach, słabe zaangażowanie mojej partnerki, jakby robiła to z obowiązku czy też z czystej przyzwoitości (dziwnie to w tym kontekście brzmi, prawda? :-) ).
Początkowo ten problem próbowałem rozwiązać poprzez jeszcze większe zwiększenie swojego zaangażowania, poprzez wydłużenie i dodanie bajerów do gry wstępnej itp itd. Poirytowany brakiem rezultatów postanowiłem zmienić zupełnie kierunek – być bierny, udawałem, że w ogóle mi się nie chcę i przyjąłem jej postawę, a nawet bardziej! :-) Rezultaty szybko przyszły, później doszedłem do wniosku, że to ona chce dominować w grze wstępnej i innych, jeszcze subtelniejszych inicjacjach. :)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Witam, od dłuższego czasu śledzę blog, a dziś pierszwy komentarz, może po części spowodowany euforią po przeczytaniu długo wyczekiwanego postu ;)
Co do tematu, to ja osobiście jestem osobą, której pierwsza myśl przy podchodzeniu do jakiegokolwiek zagadnienia to 'Jak zrobić to inaczej niż robią to inni?’ To jest mój sposób na życie i taka metoda daje mi najwięcej motywacji oraz sprawia najwięcej frajdy. Zwłaszcza satysfakcjonująca jest reakcja otoczenia, gdy realne stanie się to co powiedział kiedyś Twain: „Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu”.
Ta postawa niesie jednek za sobą niejednokrotnie spore ryzyko, dlatego uważam że zdrowe jest pielęgnowanie wokół siebie znajomości z ludźmi którzy zbalansują ww podejście swoją ostrożnością i systematycznym realizowaniem sprawdzonych metod. Tym samym dla tych ostatnich, bardzo zyskowne może okazać się utrzymywanie partnerstwa z osobami charakteryzującymi się cechami prezentowanymi przeze mnie, co udowadnia w swoim poście Alex.
Tak więc żeby wyłuskać morał z tego mojego wywodu – zachęcam tak do odnajdywania tych 'odwrotnych’ cech i sposobów działań w sobie jak i do uzupełniania ich poprzez nawiązywanie trwałych relacji z osobami o polarnym usposobieniu.
Pozdrawiam,
Michał
konkludując i parafrazując: skoro nie widzisz rezultatów swoich działań, wina może tkwić w twoich błędnych założeniach. zmień je i zobacz, czy efekty nie będą lepsze.
Witam :)
Również jak mój imiennik, który napisał nade mną jako bierny czytelnik od jakiś 2-3 lat postanowiłem się „ujawnić” ;)
W pełni się zgadzam z postem, czasami wręcz dochodzę do wniosku, że im szybciej zagłębię się w zagadnienie które zaplanowałem, tym szybciej znajdę alternatywne ścieżki i będę miał większą możliwość wyboru, a dodatkowo pozwoli mi odkryć nowe możliwości.
Chciałbym jeszcze zabrać słówko odnośnie postów na blogu napisanych przez Alexa, jak również osób komentujących – najmocniej dziękuję wam, że dzielicie się swoją wiedzą, swoim doświadczeniem oraz poglądami publicznie, dzieki temu młode osoby (jak ja) mogą spojrzeć na wiele spraw z innej strony, a także zastanowić się nad wieloma rzeczami, którymi nigdy specjalnie się nie interesowało. To jest na prawdę inspirujące :)
Pozdrawiam!:)
Michał
Alex,
Dziekuję za ten post :-), bardzo mi gra z tym co robię i poczułam się zaakceptowana ;-).
Ewa W
„No, może jeszcze dodam, że ja właśnie dokonałam zwrotu, zrobiłam coś zupełnie inaczej niż większość (przynajmniej większość w mojej grupie wiekowej:-)” :-)
Gratuluję i cieszę sie razem z Tobą :-)
pozdrawiam serdecznie
Monika
Odkąd pamiętam mam „odwrotne” podejście do wielu spraw (choć na pewno nie do wszystkich) życiowych i zawodowych.
Tam gdzie uważam to za słuszne trzymam się standardów, ale wiele projektów realizuję właśnie inaczej niż zwykle, inaczej niż to czasem jest sugerowane.
Wiąże się z tym jednak pewna ostrożność, aby ten mój eksperyment nie zagroził realizacji całego projektu zespołu, z którym pracuję.
Ostatnio jednak musiałem się dość mocno tłumaczyć :), dlaczego nie zrobiłem tego „standardowo”.
I chyba nie znalazło to zrozumienia, choć mój mechanizm działa poprawnie i w moim mniemaniu jest prostsze, łatwiejsze do zmiany/rozbudowy.
Przy okazji też poznałem i nauczyłem się nowej technologii (a to bardzo lubię), co przy standardowym podejściu sprawdza się do nudnego klepania kodu.
Podejście „odwrotne” pozwala mi rozwijać swoją kreatywność i w pewnym sensie wyróżniać się na tle innych (może to moja jakaś wewnętrzna potrzeba?) :)
Ale skoro już piszę ten pierwszy w kilkuletniej historii czytelnika blogu Alexa komentarz, to może poproszę o Wasze zdanie w temacie, który wiąże się, jak mi się wydaje, z konsekwencjami takiego podejścia, które się u mnie objawiają.
Chodzi mianowicie o to, że tak bardzo lubię nowe, niestandardowe podejścia, że najchętniej to bym tylko zaczynał pewne projekty, udowodnił sobie, że potrafię coś zaprogramować/uruchomić i.. zająć się kolejnym niezbadanym obszarem.
Mam spory problem z tym, aby dopieścić projekt tak, aby stał się produktem, dopracowanym rozwiązaniem, a co tu nie mówić – jest dość mozolnym zajęciem.
I choć podobno jestem dość cierpliwy to często brakuje mi zacięcia/motywacji.
Niestety parę projektów przez to straciło swój czas.
Bardzo ciekawy post, wiele ma wspólnego z postem o purpurowej krowie – przynajmniej takie jest moje odczucie. Obecnie na świecie większość powiela znane nam wzorce, a ci którzy do czegoś doszli w większości działali w sposób niestandardowy. Potrzeba jednak odwagi aby pójść „inną” ścieżką, często mam wątpliwości gdy jestem na „rozstaju dróg”. Na szczęście Twój post Alex jest kolejną ogromną cegiełką w utwierzeniu mnie w przekonaniu, że działając niestandardowo, ale z głową można wiele osiągnąć i dać się zauważyć.
Pozdrawiam serdecznie, Łukasz
Bardzo ciekawe i trafne podejście.
Efekty działania tego sposobu zauważyłam na przykładzie mojego kolegi z grupy na studiach.
Na początku roku tak jak wszyscy inni ślęczał nad książkami, zarywał noce, stresował się, zaniedbywał kontakty ze znajomymi. Mino tych starań oblał pierwsze kolokwium, drugie, trzecie… Aż w końcu stwierdził, że szkoda jego snu i nerwów, więc… wrzucił na luz. Zaczął spać normalnie, wygospodarowywać czas na spotkania z ludźmi, przestał nerwowo podchodzić do tych całych studiów i stwierdził, że są ważniejsze rzeczy na tym świecie. Efekt? Od tej pory zalicza po kolei bezstresowo wszystkie koła w pierwszych terminach. Chodzi na wykłady i ćwiczenia, ale zamiast rozpaczliwie próbować zanotować każde słowo wykładowcy tak, jak to robią inni, on po prostu w pełnym skupieniu słucha. A później wszystko pamięta. Udało mu się jakoś wyłączyć ten natarczywy głos w głowie, trujący: „musisz, musisz, musisz, znowu zrobiłeś niewystarczająco, znowu oblejesz, inni wiedzą więcej, musisz, musisz musisz”, udało mu się zmienić podejście do studiów ze strasznej rzeczy nie do przeskoczenia w coś do ogarnięcia i idzie mu znacznie lepiej niż osobom, które śpią po pięć godzin.
Nawet sama po sobie zauważyłam, że od momentu, kiedy mam trochę zdrowsze i bardziej wyluzowane podejście do studiów, idzie mi na nich znacznie lepiej.
Wydaje mi się, że im bardziej kurczowo się czegoś trzymasz, im rozpaczliwiej o coś walczysz, tym trudniej ci temu sprostać albo to osiągnąć. Tak samo jak szamotanie się w momencie gdy toniesz utrudnia ci utrzymanie się na powierzchni wody.
pozdrawiam serdecznie
Malwina
Polecam ciekawy wyklad profesora z uniwersytetu w Yale, traktujacy o tym podejsciu:
http://www.academicearth.org/lectures/why_not
Do tego ich stronka z pomyslami, jak robic cos odwrotnie i miec lepsze rezultaty:
http://www.whynot.net
Widze, ze nie tylko ja zamieszczam dzis pierwszy post na Blogu :-)No poczatku chcialam tylko pogratulowac Tobie Alex bloga i powiedziec , super, ze jestes!!! :-)
Czytam Bloga od kilku dni i znajduje same dobre rozwiazania.
Robienie czegos inaczej,czasem z przekory,nie tak jak oczekuja tego inni daje wiecej satysfakcji, zadowolenia , dreszczyku emocji i czesto lepszych rezultatow.Usmiechalam sie czytajac dzisiaj ten post, bo to tak jakby troche o mnie :-)
Pozdrawiam bardzo
agnes
Hej Alex,
Piszesz: „2. zredukowałem firmę do jednej osoby a wielopokojowe biuro z całym wyposażeniem do mojego laptopa :)”
to w tamtych czasach już były laptopy ? ;)
pozdrawia, Artur
Artur,
Z ciekawości sprawdziłam – pierwszy komputer przenośny-laptop (ważył 4 kg) wyprodukowano (i był w sprzedaży) w 1983 roku, zatem 28 lat temu :-), a w kolejnych latach był udoskonalany.
W moim przekonaniu, pisząc o transformacji jako rezultacie podjętych w owych czasach „odwrotnych” decyzji, Alex przedstawia do czego go to doprowadziło, a nie jak to wyglądało następnego dnia po podjęciu decyzji, niemniej to oczywiście mój odbiór tego przekazu. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Ha! Brawo! To jeden z moich ulubionych sposobów radzenia sobie z problemami. Bezcenna jest mina tych, którzy to obserwują: „Ale… jak to tak?!”. Ale pamiętajcie, że trzeba przy tym myśleć – bezmyślne działanie może Was wpędzić w ciekawe tarapaty ;-)
To ja polecę filmik-wykład który jest bardzo mocno związany z tym postem:
http://academicearth.org/lectures/why_not
Dziekuje za post i dyskusje :)
Takie odwrotne podejście staram się stosować co jakiś czas:
1) jeśli chesz inne rezultaty niż obecne, rób coś innego niż obecnie
2) i bardziej z prywatnego życia: jeśli mam lęk wysokości to zamiast standardowego unikania sytuacji, w których lęk może się objawić, robię coś odwrotnego: jadę skakać na spadochronie :)
Bardzo inspirujący post. Dziękuję tym bardziej, że pojawił się w momencie, kiedy szukałam podpowiedzi, co dalej, tj. dalej tak być nie może, więc co z tym fantem zrobić:-)
Przypomina mi to o tym, że jest więcej niż jedna droga samorealizacji i osiągania celu. Teraz należy się tylko zastanowić i zapisać jak jest teraz, a potem TO odwrócić:-). Hmmm… ciekawe, co wyjdzie;-)
Witam Autora i Czytelników. W kulturalny, acz jednoznaczny sposób chciałbym, skoro można tu zabierać głos, wyrazić swoją dezaprobatę wobec podpierania się cytatami z Pisma Świętego w związku z sytuacjami grzesznymi, jakie tu są przedstawione.
Alex, odnoszę wrażenie, że to co robisz, jest w istocie bardzo złe dla Czytających ten blog, choć rozumiem, że sam nie zdajesz sobie z tego sprawy. Wydajesz się być „w porządku facetem”, który chce dobrze dla innych, dlatego zapewne robisz to nieświadomie. Ale widzę, że ten blog czyta wiele młodych, spragnionych pieniędzy i kariery ludzi, którym brakuje autorytetów. W mojej opinii lepiej szukać ich gdzie indziej, niż w poradach dotyczących tego, jak łatwo nawiązać kontakt seksualny. W efekcie młode osoby, zaczynają już tutaj wynurzać się z czymś co obiektywnie jest złe (zapewne tu będzie protest, co to znaczy obiektywne i co to znaczy zło, zatem z góry odpowiadam, że zło to jest to, co Kościół uważa za grzech) – przedślubnym stosunkiem i nikt tego jakoś nie ocenia negatywnie, raczej przyjmuje się to z pewną dorozumianą akceptacją. Natomiast po „Zdrowym” w moim odczuciu otoczeniu taka postawa powinna się spotkać z zasłużoną naganą.
Wybacz też, że zboczyłem z tematu wątku, ale wydaje się być mimo to najodpowiedniejszym miejscem, ponieważ jego treść dotyczy właśnie pewnych zarzutów, o których tutaj mówię.
Z góry informuję, że nie znam się za bardzo na żadnych „tanich chwytach retorycznych” itd., które czasami wyłapujesz w tekstach innych ludzi piszących na blogu i nie moim zamiarem było manipulowanie kogokolwiek. Uważam po prostu, że lepiej, tu – odnosząc się już stricte do tematu wpisu – nie próbować jednak robić rzeczy „na odwrót” w zakresie seksu, o którym tu piszesz, gdyż Kościół daje dużo lepszą, sprawdzoną receptę na szczęście, którego wielu ludzi ze światka „rozwoju osobistego” tak namiętnie poszukuje.
Z góry dziękuję za możliwość opublikowania tego komentarza. Będzie to dla mnie wyraz, że środowisko, jakie tutaj tworzysz dopuszcza też głosy „zza kurtyny samorozwojowych pochlebstw” ;). Starałem się jak mogłem, żeby ten wpis był kulturalny i „na poziomie”, bo na usta się cisną mocniejsze słowa, ale wtedy zbyt łatwo byłoby mi doszyć łatkę „katolickiego oszołoma” :). Dziękuję, dowidzenia.
Paweł Owczyński
Wdrożenie to podstawa :-)
Wojciech Duda
Dziękuję za info, nie miałem okazji zapoznać się z ta książką. Szkoda że nie mają wydania na Kindle
Ewa W
Dziękuję za cenne uzupełnienie postu. Powodzenia w Twoim zwrocie!! :-)
Paweł Kuriata
Dziękuję za Twój przykład i tak otwarte opisanie go.
Michał Radwański
Witaj na naszym blogu :-)
Balansowanie „odwrotnymi” do nas ludźmi to ciekawa koncepcja. Ja utrzymuje kontakty z bardzo różnymi osobami w ramach „diversity” co bardzo rozszerza moje horyzonty, co sprowadza się pewnie do czegoś podobnego.
Trawnik
Może być tak ja napisałeś, czasem są to założenia, ale czasem konkretne akcje
Michał Krajewski
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za miłe słowa, zapraszam do dalszych dyskusji.
Monika Góralska
Proszę bardzo :-)
Maciek K.
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „tak bardzo lubię nowe, niestandardowe podejścia, że najchętniej to bym tylko zaczynał pewne projekty „
To może pójdź zawodowo w moim kierunku? :-) Każde zadanie to nowy projekt, często pozornie bez wyjścia i przy niedoborze informacji. To jest dopiero jazda!! Wczoraj miałem zadania, przy których straciłem za wadze 0,8 kg i nie był to mecz bokserski :-)
Łukasz Studniarz
W Twoim wypadku zalecam Ci przeczytanie tej książki Burrusa, znajdziesz tam wiele inspiracji do takiego podejścia
Malwina
Miło znowu Cie tu zobaczyć, dziękuję za podany przykład. Jeśli chodzi o Twoją obserwacje to zajrzyj do postu
http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
Tam jest opisane totalne przeciwieństwo tego szamotania się.
Tomek.
Wykład jest ciekawy, ale jakoś do 20 minuty nie zauważyłem nawiązania do tego, o czym pisze w poście :-) Może zbyt pobieżnie słuchałem :-)
Agnes
Witaj na naszym blogu :-)
Robienie czegoś z czystej przekory nie jest moim zdaniem dobrym rozwiązaniem. Od tego mamy umysł, aby używać go niezależnie od innych ludzi, przekora jest nawiązaniem do sposobu myślenia kogoś innego.
Artur
Pytasz: „to w tamtych czasach już były laptopy ? „
Oczywiście!! Jako autoryzowany reseller acera miałem taki sympatyczny laptopik z procesorem 286 i twardym dysku chyba 20 MB :-)
Grzegorz
Piszesz: „ Ale pamiętajcie, że trzeba przy tym myśleć – bezmyślne działanie może Was wpędzić w ciekawe tarapaty „
Podpisuje się pod tym :-)
Pawełł
Dziekuję skomentowałem juz do Tomkowi.
Sandra
Prosze bardzo :-)
Może dołączysz włąsne zdanie lub doświadczenia? :-)
Adrian
Piszesz: „jeśli mam lęk wysokości to zamiast standardowego unikania sytuacji, w których lęk może się objawić, robię coś odwrotnego: jadę skakać na spadochronie „
To jest metoda hard core :-) ale jesli przeżyjesz to jest zazwyczaj bardzo skuteczna :-)
Justyna Niebieszczańska
Poeksperymentuj z tym odwracaniem, zwłaszcza poszczególnych elementów układanki. W Twoim biznesie może sie to bardzo przydać
Kulturalny opozycjonista
Piszesz: „ chciałbym, skoro można tu zabierać głos, wyrazić swoją dezaprobatę wobec podpierania się cytatami z Pisma Świętego w związku z sytuacjami grzesznymi, jakie tu są przedstawione.”
Na szczęście cytowanie tej książki ciągle nie jest jeszcze w Polsce zabronione :-)
Nawiasem mówiąc polecam uważne przeczytanie obydwu tomów, aby mieć większe pojęcie o istocie religii w której imieniu szermujesz. To jest blog o życiu, nie religii, więc pozwól że na tym zakończę ten temat.
Gdzie pełnoletni człowiek szuka autorytetów to jest jego osobista sprawa, i ani mnie ani Tobie nic do tego. Możesz zresztą założyć własny blog, na którym będziesz krzewił Twoje wizje, jeśli zrobisz to za Twoje pieniądze i kosztem Twojego czasu, to będe miał szacunek dla takiego działania, nawet jeśli nie będę się zgadzał z zawartością.
Co reszty Twojego komentarza, to prosze nie przytaczaj mi tutaj opinii żadnej organizacji religijnej. To jest blog o osobistych doświadczeniach i przemyśleniach, nie tuba propagandowa jakiejkolwiek ideologii, zwłaszcza tych pochodzących z obcego nam Europejczykom kręgu kulturowego (jeszcze raz zalecam uważną lekturę Starego i Nowego testamentu!!)
Bardzo nie spodobało mi sie Twoje określenie “zza kurtyny samorozwojowych pochlebstw” „ bo przebija z niego pogarda dla moich Czytelników, a tego nie będę tolerował.
Piszesz też: „Starałem się jak mogłem, żeby ten wpis był kulturalny i “na poziomie”, bo na usta się cisną mocniejsze słowa, „ No cóż, tak średnio Ci to wyszło, patrz moje poprzednie zdanie.
Kończysz stwierdzeniem „ łatwo byłoby mi doszyć łatkę “katolickiego oszołoma” „
Czy naprawdę trzeba ja jeszcze doszywać?
Powodzenia w Twoim świecie
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Witaj Kulturalny opozycjonisto,
Piszesz: „W efekcie młode osoby, zaczynają już tutaj wynurzać się z czymś co obiektywnie jest złe (zapewne tu będzie protest, co to znaczy obiektywne i co to znaczy zło, zatem z góry odpowiadam, że zło to jest to, co Kościół uważa za grzech)”
Dopowiedziałeś, co według kościoła jest złem, popieram! Każdy ma prawo posiadania we własnej głowie, co uważa, jednakże nazywać to obiektywnym?
To klasyczne subiektywne przekonanie.
Jak złem może być dobrowolne obopólne dawanie sobie radości? Jak można nazywać grzechem coś, co nie sprawia nikomu cierpienia, a wręcz przeciwnie daje dużo szczęścia?
Pozdrawiam, Artur
Kulturalny opozycjonisto
Piszesz:
„że zło to jest to, co Kościół uważa za grzech) – przedślubnym stosunkiem i nikt tego jakoś nie ocenia negatywnie, raczej przyjmuje się to z pewną dorozumianą akceptacją.”
Masz tu na mysli instytucje Koscioła czy Słowo Boże?
Przypomnij mi proszę kiedy Adam i Ewa wzieli ślub?
Życzę Ci tolerancji i mądrości niektórych księży katolickich w szerzeniu Twojej ideologii.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex,
Dziękuję za podesłanie linka do artykułu. Nie mam pojęcia jakim cudem go ominęłam. Przeczytałam go teraz raz, ale gdy będę mieć spokojniejszą chwilę zrobię to jeszcze raz, na spokojnie.
Kulturalny opozycjonista,
Wypowiem się jako „młoda osoba, której brakuje (albo raczej brakowało) autorytetów”. Trafiłam na tego bloga jakiś czas temu, w momencie gdy stałam przed dość ważnym życiowym wyborem. Właściwie to bałam się podjąć pewną konkretną decyzję i napisałam tutaj komentarz z podświadomą nadzieją, że ktoś popchnie mnie do tego konkretnego działania. I owszem, trafiłam tu na ludzi, dla których decyzja, której podjęcia się obawiałam, byłaby słuszna. Po dłuższym szarpaniu się podjęłam jednak decyzję przeciwną. Gdy teraz ochłonęłam i patrzę na to z dystansem, widzę, że tak naprawdę chciałam wtedy, żeby ktoś zadecydował za mnie. Przeszłam dość ciężki dla mnie okres, ale nabrałam pewnego doświadczenia, które jest dla mnie czymś bezcennym. Owszem, szukałam autorytetu, który pokaże mi, jak żyć. Jednak teraz zrozumiałam, że tak naprawdę nikt poza mną samą nie powie mi, co jest dla mnie dobre. Mogę obserwować innych, starać się wyciągać wnioski, ale błędem jest ślepe podążanie za kimkolwiek lub czymkolwiek. Aby to zrozumieć musiałam trafić tutaj i odczuć na własnej skórze, że nikt tak naprawdę nie jest mną. Nie mówię tutaj tylko o Czytelnikach, którzy wypowiedzieli się w moim temacie, ale także o najbliższych mi osobach z mojego otoczenia, które znają mnie dobrze.
Każdy z nas powinien sam przed sobą ustalić, co jest dla niego właściwe. Młodzi ludzie nie trafiają tutaj z przymusu, tylko dlatego, że coś ich tu popchnęło. Poza tym nikt na tym blogu nie zmusza ich do strzelenia sobie w głowę, ani do niczego w tym rodzaju. Jest tu prezentowana tylko i wyłącznie trochę inna ścieżka, którą można, ale nie trzeba pójść. Alex często powtarza, żebyśmy nie zamykali sobie furtek i nie podejmowali nieodwracalnych decyzji. Gdyby ktoś próbował nawet podążać ślepo jego torem i stosował się do wszystkich wskazówek, nic by mu się nie stało-w końcu zawsze mógłby wrócić do puntu wyjścia. A wyniósłby z tego doświadczenie, które mogłoby się okazać dla niego czymś cennym.
Jeśli chodzi o Kościół-zgadzam się, że daje nam wiele cennych i dobrych wskazówek, jak żyć. Zgadzam się, że człowiek powinien kochać bliźniego, kierować się uczciwością i miłością. Ale nigdy nie zgodzę się choćby z tym, że ludzie, którzy współżyją przed ślubem darząc się wzajemną miłością i szacunkiem nie mogą przystąpić do Komunii Świętej. Albo że osoby, które rozwiodły się ze swoimi pierwszymi partnerami nikogo przy tym nie krzywdząc i znalazły sobie kolejnych partnerów, z którymi założyły kochającą rodzinę, są traktowane w kwestii możliwości uczestnictwa we Mszy Świętej na równi z mordercami.
Przepraszam za odbiegnięcie od tematu, ale jest to główny powód dla którego nie jestem w stanie przyjąć całkowicie nauki Kościoła. I nie uważam się przy tym za złego człowieka.
pozdrawiam serdecznie
Malwina
Hej Alex,
W komentarzu do Wojtka piszesz: „Dziękuję za info, nie miałem okazji zapoznać się z ta książką. Szkoda że nie mają wydania na Kindle”
Istnieje możliwość umieszczania wersji Kindle w biblioteczce ?
Pozdrawiam, Artur
Jako przykład podejścia odwrotnego mogę podać zdobywającą popularność w świecie tworzenia aplikacji biznesowych metodykę „najpierw test, później kod”. W klasycznym podejściu testy są pisane po napisaniu właściwej części oprogramowanie, we wymienionej metodyce napisanie każdej części oprogramowania musi być poprzedzone napisaniem odpowiedniego testu. Takie podejście pozwala znacząco poprawić jakość programu (wielu specjalistów z dziedziny inżynierii oprogramowania na ten temat się pozytywnie wypowiadało). To taki dopisek do sekcji przykłady. :)
Alex – wspaniały post – naprawdę bardzo fajnie ująłeś temat.
Zwykłam mawiać ( również samej sobie ) „dlaczego robiąc to co zawsze oczekujesz innych rezultatów?”. Do licha wbijając jajko na patelnię z masełkiem i mieszając zawsze otrzymam jajecznicę – nie ma zmiłuj. Jajko sadzone w ten sposób nie wyjdzie :)
I tak samo jest w życiu :) Ilekroć orientowałam się ze w moim życiu nastała sytuacja w której efekty działań są dla mnie niesatysfakcjonujące zwykle pierwszym odruchem było intensyfikowanie wysiłków w uprzednio obranym kierunku. Przestawienie się na zmianę kierunku wymagało dość świadomego podejścia do tematu, no i pilnowania się bo jednak istnieje naturalna tendencja do wracania do utartych schematów.
Efekty są – zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i „damsko-męskiej”.
Wymaga to nieco uwagi i ostrożności – ale daje zaskakująco dobre efekty. Warto próbować.
Z ciekawszych przykładów z mojego życia: moje relacje z rodzicami były w okresie dojrzewania dość burzliwe – kłótnie były długie i męczące. O moją wolność, o moje wybory, o moje decyzje, o moje zdanie… A moi rodzice to w dyskusji przeciwnik niełatwy – zwłaszcza tatuś po którym charakterek mam nie lada. Aż pewnego razu zaryczana, zasmarkana, rozgoryczona i rozżalona na cały świat po kolejnej małej wojnie trzynasto- czy czternastolatka pomyślała sobie – a może by tak zacząć traktować ich tak jak chciałabyś aby oni cię traktowali. I taka zasmarkana polazłam do tatusia, wjaniłam mu się na kolana na chama, przytuliłam i powiedziałam „przepraszam tato, kocham cię wiesz”. I wiecie co? Z bestii która usiłowała postawić na swoim i wywalczyć sobie wolność wylazła córeczka która tę wolność zawsze miała ot tak po prostu tylko była zbyt zajęta walką o nia aby ją dostrzec. Do dziś relacje z rodzicami mam super.
Podobnie z moim bratem – kiedy on popełniał głupoty usiłowałam mu je wybić z głowy, przetłumaczyć – bezskutecznie. Wystarczyło zacząć go wspierać i popierać a momentalnie zmieniał nastawienie na bardziej analityczne.
Coś jest w tym ze kiedy chcemy bronić swojego status quo zawsze nawet na siłę wyszukamy wszystkie możliwe argumenty na potwierdzenie tego ze „jest super”. A jak przestanie się atakować nasz status quo – to jakoś wyraźnie widzimy jego wady.
Przykłady można mnożyć – grunt że działa. Zawsze można najpierw sprawdzić na „małych kwestiach” i przekonać się czujecie z tym „nowym” podejściem. A zapewniam was – satysfakcja nie lada jak się okazuje ze przynosi rezultaty i to całkiem całkiem pozytywne :)
Raz jeszcze chylę czoło w podziękowaniach Alex. Przypominanie sobie tych kilku przykładów wywołało miłe wspomnienia i niemałe poczucie satysfakcji że się udało :)
@Artur
Nie nie istnieje, wersje na Kindle są przypisane do konkretnego urządzenia/nabywcy, posiadają niestety DRM :(
No chyba, że jesteś Amerykaninem/mieszkasz w Stanach, tam możesz wypożyczyć z biblioteki/od kolegi (z ograniczeniami ale możesz)
Pozdrawiam, Tomek
Witam,
To mój debiut na blogu. Trafiłam na niego może 3 tygodnie temu i czytam z zapartym tchem. Świetna inicjatywa i naprawdę ciekawe posty i komentarze. Dziękuję.
Kulturalny opozycjonista
Sprowokowałeś mnie do pierwszego komentarza na blogu :) Jestem osobą wierzącą i bardzo szanującą zasady moralne i etyczne obowiązujące w chrześcijaństwie (i wielu innych religiach). Jako osoba wychowana na wierze katolickiej miłuję swoich bliźnich, słucham ich i chcę się od nich uczyć. Nie potrzebuję autorytetów, żeby ich słuchać, starczą ludzie. Obserwuję świat i wyciągam wnioski, mam wolną wolę i sama decyduję z czego skorzystam, a z czego nie. Wg mnie blog nie jest zły. Złe jest ślepe podążanie za przeczytanymi opiniami/stwierdzeniami i to niezależnie od tego czy to jest blog czy Biblia. Biblia wskazuje, żeby myśleć, a nie ślepo podążać za Prawem. Czasem warto „zrobić na odwrót” i otworzyć się na inne rozwiązania, które mogą przynieść wiele dobra.
Tomek.
Dziękuję za bardzo interesującego linka.
Pozdrawiam, Ewa
Bardzo ciekawy artykuł, który krzewi to, o czym już dawno niektórzy zapomnieli – wychodzenie z utartych schematów. Czasami warto zrobić coś zupełnie inaczej niż wcześniej, inaczej niż wszyscy. Przypomniał mi się pewien cytat „Śmiejecie się ze mnie, bo jestem a inny. A ja śmieję się z was, bo wszyscy jesteście tacy sami”.
Uważam, że nie warto chodzić całe życie utartymi ścieżkami, bo nie wiemy, czy człowiek, które je wytyczał, był wart naśladowania.
„Jeśli chcesz osiągnąć inny rezultat, musisz zacząć inaczej działać”. Jeśli ciągle ponosisz porażki na jakimś polu, zmień taktykę.
Pozdrawiam,
Wasp
Kulturalny Opozycjonista
Mam tylko jedno pytanie : dlaczego czytasz tego Bloga ,skoro uważasz ,ze jest on zły dla jego czytelników?” Alex, odnoszę wrażenie, że to co robisz, jest w istocie bardzo złe dla Czytających ten blog” – w takim razie, skoro i Ty jesteś jego czytelnikiem, jest on zły i dla Ciebie.Alex nikogo do niczego nie zmusza , do niczego nie namawia. Kościół mówi tak dużo o czystości przedmałżeńskiej,szkoda tylko, że tak wielu katolickich księży ma dzieci. Nie bardzo wiem gdzie tu autorytet??? No ale cóż, Kościół i to akceptuje.
Alex
z przekora walcze, ale czasem samo wychodzi :-) poprostu wydaje mi sie ,że wszystko jest możliwe, nic tylko wystarczy chcieć ;-)
pozdrawiam
Choć blog przynosi dużo pożytku – czerpanie z praktycznej wiedzy i doświadczenia osoby, która dużo osiągnęła (nie mówię tutaj tylko o osiągnięciach finansowych), to także zastanawiam się jaki jest wpływ negatywny, czy nie sprowadza na złą drogę, choćby nieświadomie.
Nawiązując więc do tematu wątku (prób rozwiązań „na odwrót”), a także wielokrotnych przypomnień Alexa, aby nie przyjmować jego słów ślepo, tylko przystosowywać do swoich zasad/warunków, oraz w nawiązaniu do wspomnianej przez Alexa wolności cytowania Biblii, wyrażę swoją opinię tymi słowami: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą.”
Pozdrawiam
Bartolomeusz
„Kościół mówi tak dużo o czystości przedmałżeńskiej,szkoda tylko, że tak wielu katolickich księży ma dzieci. ”
Alex nie raz pisał o konieczności dowodzenia pewnych rzeczy. Prosiłbym z mojej strony o jakieś źródła przemawiające za tą tezą.
Patryk M.
Niestety to nie teza :-(
Opowiem pewną historie, która przytrafiła mi się jakieś 10 lat temu. Jak co roku poszłam na rekolekcje wielkanocne. Ich tematem była właśnie czystość przedmałżeńska. Ksiądz wikary wygłosił swoje kazanie ,przedstawił korzyści płynące z zachowania czystości i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to , ze ten sam ksiądz kilka miesięcy pózniej został ojcem. Poczułam się naprawdę oszukana. Jednak zdaje sobie sprawę z tego, że trafiają się księża z powołaniem
http://www.prezbiter.pl/content/view/11/2/
Patryk M.
Dziękuje za przykład> czasem daje to dobre efekty, czasem nie, ale warto wiedzieć o takiej możliwości
Kocimiętka
Ciekawe są te rodzinne przykłady, może ktoś użyje ich jako inspiracji.
Warto też podkreślić Twój postulat, aby najpierw próbować na „małych kwestiach”
EwaT
Witaj na naszym blogu :-)
Pochlebia mi kiedy piszesz: „to niezależnie od tego czy to jest blog czy Biblia. „
W porównaniu do Biblii ja muszę jeszcze trochę popracować nad poczytnością :-)
Agnes
Piszesz: „poprostu wydaje mi sie ,że wszystko jest możliwe, nic tylko wystarczy chcieć „
Wiesz, z tym „wszystko” to jest to może wątpliwe, ale na pewno możliwe jest znacznie więcej niż się większości ludzi wydaje. Ta większość często ma syndrom małego Kazia, patrz:
http://alexba.eu/2009-05-05/rozwoj-kariera-praca/zadowolenie-byle-czym/
Bartolomeusz
Piszesz: „zastanawiam się jaki jest wpływ negatywny, czy nie sprowadza na złą drogę, choćby nieświadomie „
Po pierwsze ja nikogo nie sprowadzam, tylko pokazuje różne opcje
Po drugie czy jest droga, którą obiektywnie, bez uwzględnienia konkretnych okoliczności danej osoby możemy określić jako „dobrą” lub „złą”?
Warto może nawiązać do postu o rzeczywistościach:
http://alexba.eu/2011-01-20/rozwoj-kariera-praca/dwie-rzeczywistosci/
Jesli chodzi o zalecany przez Ciebie cytat z Biblii: “Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą.” to mam delikatnie mówiąc mieszane uczucia. Być może jest to niezłe zalecenie dla nieświadomych świata nastolatków lub pasterzy owiec z innego kręgu kulturowego dawno temu. Moje dzisiejsze doświadczenia (ostatnich 20 lat) raczej skłaniają mnie do stwierdzenia „ nie przeciskaj się na siłę przez ciasna bramę, lecz użyj inteligencji i serca aby znaleźć tę szeroką, która prowadzi Cię ku dobremu”. Opisałem to dość dawno temu w poście:
http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
No ale zakończmy już dyskusje religijne i skoncentrujmy sie bardziej na własnych doświadczeniach i przemyśleniach :-)
Ja zabieram się za pisanie kolejnego postu (jadę akurat Intercity)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
To i ja przyłącze się z przykładem „rodzinnym”: jako początkujący rodzic powielałem wiele sposobów wychowania które obserwowałem w rodzinie, także niektóre których „używano” na mnie. Po pewnym czasie gdy zorientowałem się jak nieefektywne te sposoby są, zacząłem postępować w pewnych wypadkach (ciagle ich przybywa wraz z wiekiem dzieci) odwrotnie niż dotychczas. Mały przyklad:
Dziecku nie powinno sie pozwalac o niczym samemu decydowac – zacząłem (a raczej zaczeliśmy wraz z żona) pozwalać dziecku podejmować decyzje we wszystkich dziedzinach gdzie tylko jest wystarczająco do tego rozwiniete i nie zagraża to niczyjemu zdrowiu; banalny przykład: ubieranie, juz roczne dzieco potrafi zakomunikowac czy jest mu za zimno czy za cieplo i często różni się to mocno od odczuwania temperatury dorosłych, wystarczyło to zaakceptować (i mieć pod reka zawsze ubranie na zmiane). Dzięki temu skończyły się „bitwy” o ubieranie, a dzieci (wbrew przewidywaniom rodziny) chorują żadziej niż rówieśnicy których rodzice dbają by dzieci nigdy nie marzły.
Cześci rodziny jest bardzo trudno to nawet nie tyle zaakceptować, co nawet przyjać do wiadomości. Na szczęście wszyscy „pomocnicy” mieszkają na tyle daleko od nas, że możemy ich spokojnie ignorować :).
pozdrawiam
Pawel
Mój przykład skutecznego, odwrotnego działania:
Też z kręgów rodzinnych tylko z punktu widzenia dziecka (ja), które zachowało się inaczej niż „się powinno” w stosunku do moich rodziców. Moj rodzice nie przykładali się zbytnio do wychowania. Nigdy nie mogłam sprostać ich pomysłom i wymogom. Oczywiście dziecko nie powinno krzyczec na rodziców i ich wychowywać, ale.. jak w pewnym momencie się wkurzyłam i zaczęłam się stawiać to się wszystko zaczęło poprawiać. Jako grzeczne i potulne dziecko nie miałam z nimi kontaktu, jako dyskutujący młody człowiek zaczęłam być partnerem. Zastosowanie metody „Dyskutuj z tymi, z którymi się teoretycznie nie powinno” w innych sferach mojego życia przyniosło mi sporo korzyści. Przez dyskusje sporo się nauczyłam i wspólnie udało się rozwiązac sporo problemów.
Pozdrawiam, EwaT
Pierwszy raz trafiłem na opis takiej metody, choć przyznam się, że już raz ją zastosowałem – bardzo podobnie do Ciebie Alexie :)
Również zredukowałem firmę do jednoosobowej działalności, zaprzęgając outsourcing do tego, co mnie nie interesuje. Dzięki temu mam mnóstwo czasu do wykorzystania tak, jak ja tego chcę. Cudowne uczucie, polecam :D
Musze jeszcze popatrzeć gdzie mógłbym zastosować to podejście, bo obecne efekty zapowiadają niewyobrażalne profity przy kolejnych wdrożeniach.
-> Maciek K.
Mam podobnie do Ciebie podejście do zagadnień: umiem rozpalać, a nie bardzo mi idzie „praca organiczna”. ;)
Swego czasu usłyszałem na jakimś „miękkim” szkoleniu, że to jest bardzo potrzebny typ osobowości. Jest sporo ludzi, którzy nie potrafią organizować działań, podejmować wyzwań, zapalać innych do swoich pomysłów. W zasadzie to chyba jest takich ludzi większość. Oczywiście nie umniejszając im, bo to oni właśnie wykonują większość roboty.
Ale bez organizatora, tego który ma wizję przedsięwzięcia, nie byliby w stanie dostrzec możliwości, nie miałby im kto zorganizować pracy, nie byłoby tych projektów.
Tymczasem tacy „zapalnicy” służą do tworzenia koncepcji, rozpoczynania i organizacji przedsięwzięć. Mają do spełnienia rolę komplementarną w stosunku do innych.
Ja oczywiście próbuję jakoś pracować nad tą wytrwałością, ale – nawiązując już do tematu wpisu – czasem dochodzę do wniosku, że nie warto kopać się z koniem – lepiej pracę organiczną „zlecić” a samemu w tył zwrot i szukać już nowych pomysłów i je rozkręcać. ;)
Drodzy,
Skoro wiele osób udziela się pod tym postem po raz pierwszy, to ja też, choć czytelnikiem jestem – żeby nie było – od 2007 :)
1. Przepraszam, że pociągnę wątek „religijny” ale mam poczucie pewnego niedopowiedzenia. Toż koncepcja wchodzenia „wąską bramą” to jest dokładnie to, o czym traktuje ten post. W trochę innej kategorii – życia duchowego, moralności, itp, a nie rozwoju, kariery, itp., ale jednak. Jeśli odejść od oklepanych zwrotów, to ten tekst mówi: Wszyscy idą tam, a Ty zrób na odwrót, idź inną drogą i dobrze na tym wyjdziesz. Ba, jak tak na to spojrzeć, koncepcja wąskiej bramy to praktycznie motto tego blogu (choć – zaznaczam – w wymiarze niekoniecznie duchowym) :)
2. @ Ciupaska i Maciek K. – ja i jeszcze kilka znanych mi osób też tak ma! Zastanawiam się czasem, czy nie większość świata tak ma. Gryzie mnie natomiast to, co kilka dni temu przeczytałem w wywiadzie z jednym z polskich aniołów biznesu. Wywiad dotyczył pozyskiwania funduszy na realizację nowatorskich pomysłów. Anioł ów mówił, że kluczowe przy ocenie pomysłów na biznes są kompetencje kadry zarządzającej, bo (!) o dobry pomysł jest stosunkowo łatwo, natomiast niewiele z tych pomysłów jest skutecznie wdrażane.
Coś w tym jest, szereg moich dobrych pomysłów pozostał na papierze (od pewnego momentu – w komputerze), bo brakowało mi kompetencji do ich wdrożenia tudzież środków na zatrudnienie kogoś, kto to zrobi. Macie jakieś ciekawe i kształcące doświadczenia w tym temacie?
Witam cieplo,
Temat niezwykle inspirujący. Można się zastanowić i pobudzić swojà kreatywność w obszarach, ktòre chcielibysmy zmienić:) Cieszę się Alex, że piszesz na bieżąco:-)
PawełI – w modelu komunikacji empatycznej )
(Nonviolent Communication) przyjmuje się że dzieci mają możliwość wyboru i podejmowania decyzji! Pozdrawiam
Post jest słaby.
„Szkoda, że wymogi poufności nie pozwalają mi… ”
Trzeba napisać, co a nie u kogo. Wtedy pewnie byłoby ciekawiej i bliżej biznesu. Podane przykłady są śmieszne i mierne (w szczególności pierwszy w zderzeniu z podtytułem bloga). A forma tego zdania to od razu nasuwa na myśl: baju, baju…
Słuchałem podcastu. Sztuczny, przeczytany, bez werwy i przekonania.
Po co przywołujesz słowa książki, która jest dla Ciebie bezwartościowa? Chyba nie po to żeby kogoś drażnić? „Tolerancja” to słowo wytrych, które najmniej rozumieją ci co go najczęściej wymieniają.
Z ciekawości zajrzałem na komentarze i szczerze się zdziwiłem, że wszystkie są takie cukierkowe i pozytywne. Brak dyskusji, a dla Ciebie feedbacku do doskonalenia. Jeśli jednak są moderowane i tylko dlatego takie się tu znalazły, to powiem, że to odstrasza. Kółko wzajemnego uwielbienia.
Pawell
Dziękuję za ciekawy przykład.
Bardzo smutnym i niestety dość częstym zjawiskiem jest to co opisujesz w zdaniu: „ Cześci rodziny jest bardzo trudno to nawet nie tyle zaakceptować, co nawet przyjać do wiadomości. „
Ilu ludzi poddaje się takim wpływom i płacą cenę znacznie później??
EwaT
Jak widać nie ma jednej uniwersalnej metody na rodziców, bo ktoś już opisywał odwrotne podejście jako skuteczne :-)
Właśnie dlatego warto czasem poeksperymentować
Konrad
Piszesz: „Dzięki temu mam mnóstwo czasu do wykorzystania tak, jak ja tego chcę. „
Witaj w klubie :-)
Ciupaska
Piszesz: „Ja oczywiście próbuję jakoś pracować nad tą wytrwałością, ale – nawiązując już do tematu wpisu – czasem dochodzę do wniosku, że nie warto kopać się z koniem – lepiej pracę organiczną “zlecić” a samemu w tył zwrot i szukać już nowych pomysłów i je rozkręcać. „
To jest na ogół niezła strategia o ile możemy outsource’ować.
Wojtek T.
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Toż koncepcja wchodzenia “wąską bramą” to jest dokładnie to, o czym traktuje ten post. „
Tutaj niestety nie mogę się z tym zgodzić. Post traktuje o pewnym konkretnym podejściu do rozwiązywania problemów :-)
Z tą szeroką i wąską brama to też mam moje obserwacje :-)
Z mojego punktu widzenia większość ludzi niepotrzebnie tłoczy sie i przepycha przy tej wąskiej i niewygodnej bramie życia, chociaż to właśnie życie (dobry Bóg, Kosmos itp. w zależności od indywidualnych przekonań religijnych) stawia nam do dyspozycji wiele innych wygodnych i szerokich :-)
Takie postępowanie jest nawiasem mówiąc obrazą dla Tego, kto dał nam rozum i (potencjalną) możliwość głębszej refleksji.
Piszesz „ o dobry pomysł jest stosunkowo łatwo, natomiast niewiele z tych pomysłów jest skutecznie wdrażane. „
Dokładnie tak jest!!
Beata Kościelniak
Piszesz: „Cieszę się Alex, że piszesz na bieżąco „
Obiecuję robić to bardziej regularnie niż w kwietniu :-)
Dalej: „w modelu komunikacji empatycznej )(Nonviolent Communication) przyjmuje się że dzieci mają możliwość wyboru i podejmowania decyzji! „
Pomyśleć że u nas często nie daje się tej możliwości nawet ludziom dorosłym!!! Co za arogancja, nieprawdaż?
Łukasz
Zaczynasz Twoją wypowiedź od słów: „Post jest słaby.”
Ciekaw jestem, jak będąc tak surowym sędzią oceniasz merytoryczną wartość Twojego komentarza? :-)
Pozwól też, że to ja będę określał w jakim zakresie jestem zobowiązany do poufności wobec moich klientów.
Piszesz: „Słuchałem podcastu. Sztuczny, przeczytany, bez werwy i przekonania. „
Gdzie na tym blogu jest coś zatytułowane „podcast”? Jest za to „wersja audio” a to, jak sama nazwa wskazuje to jest po prostu tekst postu przeczytany przez autora :-) Nawiasem mówiąc wersje audio tylko w ciągu ostatnich 12 dni były pobrane ponad 700 razy, więc dla kogoś są użyteczne, a tylko o to chodzi.
Pytasz: „Po co przywołujesz słowa książki, która jest dla Ciebie bezwartościowa? „
Gdzie ja na pisałem, że Biblia jest bezwartościowa?? Napisałem, że częściowo dotyczy ona innego kręgu kulturowego (poczytaj np. uważnie Stary Testament), a wiele zaleceń nie jest adekwatne do świata w którym aktualnie żyjemy. Mam do tego prawo i nie pozbawia mnie to możliwości cytowania tych fragmentów, z którymi się zgadzam.
Piszesz: „zajrzałem na komentarze i szczerze się zdziwiłem, że wszystkie są takie cukierkowe i pozytywne. Brak dyskusji, a dla Ciebie feedbacku do doskonalenia. „
To chyba kiepsko zajrzałeś :-)
Dalej twierdzisz: „Jeśli jednak są moderowane i tylko dlatego takie się tu znalazły,…”
No cóż, każdy ma tendencję sądzić według siebie :-) To zdanie mówi sporo o Tobie i Twoim świecie.
Życzę Ci w nim szczęścia!
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex, dzięki, poczułem się powitany :)
Rozumiem to, co mówisz o bramach i się zgadzam, jeśli chodzi o model funkcjonowania. Nie tłocz się przy wąskiej bramie, nie ustawiaj się w kolejkę, nie zaciągaj zobowiązań (kredytowych, rodzinnych, itp.) tylko dlatego, że „tak się robi” i „wszyscy tak robią”. Jeśli tylko masz ochotę – wybierz szeroką przestrzeń do życia i żyj inaczej. Zrób na odwrót.
Natomiast w kontekście czasu i dyskursu słowa o wąskiej i szerokiej bramie – wtedy – znaczyły chyba: Wszyscy idą szeroką drogą jak barany i potem się tłoczą jak już ją przejdą, a tu obok jest taka mała furtka, przez którą może trudniej się przecisnąć na początku (z tego co pamiętam mieszkałeś w piwnicy :) ), ale ona prowadzi do otwartej przestrzeni. Mało kto nią wchodzi, bo ona nie jest oczywista, ale można. Więc „zrób na odwrót” i nie idź tą szeroką bramą tylko wybierz sobie tą inną drogę, mniej oczywistą ale ciekawszą. I w tym jest to dla mnie zbieżne z tematem postu i bloga w ogóle :) Rób na odwrót, nie wybieraj utartych ścieżek, zaangażuj swoją kreatywność, żyj w otwartej przestrzeni. O!
PS Chyba kulturowo przez 2000 lat od zapisania tych słów o bramach one mocno zmieniły znaczenie i stąd moje hermeneutyczne rozważania – obecnie zajmuję się biznesem, ale z wykształcenia jestem m.in. lingwistą i niepełnym teologiem ;)
Witaj
Post bardzo życiowy. Ważny pod względem relacji damsko męskich. Szczególnie dla dość sporej rzeszy tzw 'wrażliwców’. Oczywiście w innych życiowych kwestiach równie ważny. Ja ze swojej strony polecam w temacie książkę Paula Ardena 'Cokolwiek myślisz pomyśl odwrotnie’. Można tam zobaczyć wiele skutecznych przykładów takiego myślenia.
Pozdrawiam Alexa i wszystkich czytelników. Cieszę się, że po kilku latach czytania tego bloga w końcu popełniłem mały komentarz:)
BartekK
Kupiłem tę książkę Ardena i zapoznałem się z nią.
Sympatyczna, ale merytorycznie więcej jest w tym cytacie z Burrus’a :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Robienie czegoś odwrotnie niż do tej pory – ta strategia wydaje się być pomocna w czymś tak namacalnym jak zmiana własnych nawyków . Z różnych przyczyn od dwóch lat intensywnie staram się rozwijać, a przede wszystkim zmieniać swoje negatywne wzorce zachowań, i tak jak każdy, kto próbował pozbyć się złych nawyków – czy to myslowych czy też w zachowaniu – doszedłem do wniosku, że jest to potwornie tródne. Zastosowanie zaproponowanej przez Alexa strategii wydało mi się jakiś czas temu całkiem sensowm rozwiązaniem – wpadłem na ten pomysł w momencie, gdy coraz bardziej sfrustrowany nieskutecznością kolejnych podejmowanych wysiłków zmiany złych przyzwyczajeń zaliczyłem kolejną porażkę. Pomyślałem sobie wtedy że:
– trzeba potraktować poważnie zasadę NLP::„jak będziesz robił to co do tej pory, to osiągniesz takie rezultat, jak do tej pory”,
– niewielkie modyfikacje nawykowego działania się nie sprawdzają, szybko wracam do starego sposobu postępowania; to trochę tak jak chcieć wyjechać motocklem z koleiny tylko trochę skręcając w bok – pojazd szybko z powrotem wpada w koleinę,
– żeby choć trochę zmienić nawyk, warto spróbować podejmować działanie dokładnie odwrotne do nawykowego. Na pewno będzie to o tyle proste, że znając swoje nawkowe schematy bardzo łatwo jest mi określić dokładnie przeciwny sposób postępowania.
Spróbowałem to zastosować, i oto co z tego wyszło:
Zły nawyk nr 1:
Jednym z moich naczelnych grzechów jest odkładanie działań na później – zwykle rozważając idealne wykonanie danego zadania dochodzę do wniosku, że jeszcze nie jestem wystarczająco gotowy na jego realizację, i że muszę jeszcze poczekać (czyli że jak to zrobię natychmiast, to nie osiągnę wystarczająco dobrych rezultatów) . Z kolei doświadczenie uczy mnie, że dosłownie każda podjęta aktywność zawsze daje mi jakieś pożyteczne rezultaty, a wiele odłożonch na później działań niestet nigdy nie doczeka się realizacji. Próby świadomego koncentrowania się na danych zadaniach, robienie planów itd niestet nie dało w moim przypadku żadnych rezultatów. Postanowiłem więc spróbować podejścia: wykonać dane zadanie za wszelką cenę, bez odwlekania, choćby nawet byle jak.
W moim przypadku okazało się to niezwykle skuteczne. Parę dni temu miałem do wysłania pewną część projektu do inwestora, ale ciągle poprawiałem i poprawiałem, zwlekając z jej wysłaniem, przez co przekroczyłem umówiony termin: zdesperowany przygotowałem materiał z marszu, sprawdziłem w miarę sprawnie i nie zwlekając wysłałem (wbrew sobie). W efekcie inwestor zadzwonił następnego dnia, z niezadowoleniem zgłaszając konieczną do wykonania poprawkę, która jednak była na tyle nieznaczna, że jej naniesienie zajęło mi kilka minut, i wysłałem poprawiony materiał. Teraz inwestor podejmuje pewne decyzje, które określą dalszą część mojej pracy, a ja mam spokój i zadowolenie zrealizowania kolejnego etapu zadania. Niezadowolenie inwestora z powodu niedociągnięcia nie popsuło mi jakoś humoru i nie okazało się katastrofą .
Zł nawyk nr 2
Zwykle mam tendencję do zbytniego zagłębiania się w dane zagadnienie w samotności– siedzę sam, rozważam, szukam, analizuję, w efekcie często kręcę się w kółko nad stosunkowo prostym do rozwiązania problemem. Przyjąłem więc strategię, żeby zamiast rozpocznać dane zadanie od samotnego gruntownego studiowania i zaplanowania kolejnych kroków działania, rozpocząć od rozmawiania o danym projekcie z jak największą liczbą osób Odkryłem, że jedna rozmowa, nawet telefoniczna, często zaoszczędza mi kilku dni, ba – w niektórych przypadkach nawet tygodni uciążliwych i nerwowych prób samodzielnego działania. Pamiętam jak parę lat temu pracowałem nad jednym projektem z przyjacielem, praca trwała jakieś dwa – trzy miesiące, i nagle na dwa dni przed terminem oddania okazało się, że siedząc obok siebie biurko w biurko nasze opracowania są oparte o znacząco odmienne istotne założenia wyjściowe. Stało się tak dlatego, że mój przyjaciel równierz miał nawyk samodzielnego wgłębiania się w problem. Dodam, że często rozmawiam z osobami nie związanymi merytorycznie z danym zagadnieniem, np z moją Babcią – i to też w bliżej mi nie zrozumiały sposób pomaga mi uporać się z danym problemem .
Zły nawyk nr 3
W relacjach z moją żoną często wdaję się w polemiki, dyskutując, przekonując, udowadniając coś – na słowa mojej S reaguję natychmiast, broniąc się, zaprzeczając, nie zgadzając się, poprawiając ją itd. Ponieważ nie przynosi to żadnych pozytywnych rezultatów spróbowałem robić odwrotnie: wszystko co mówi mi moja S. zacząłem przyjmować wprost, nie negując natychmiast rzeczy, z którymi się nie zgadzam (pomimo że nieraz się w środku gotuję ), i nie broniąc się gdy czuję się urażony lub zaatakowany. Słucham, przyjmuję co mówi, i potem daję sobie czas na przemyślenie: zwykle kilka dni. (trzeba tylko sobie poradzić ze złością) Po kilku dniach wracam do danej rozmowy (jeżeli kwestia jest tego warta) bez emocji: przytakuję, jeżeli uznałem za słuszne, wyjaśniam, jeżeli jednak się z czymś nie zgadzam. W efekcie:
– przestaliśmy prowadzić kłótnie, awantury,
– w wielu ważnych kwestiach ustaliliśmy coś sensownego, co najważniejsze w sposób wiążący – w przeciwieństwie do awantur i kłótni, z których nic konkretnego nigdy nie wyniknęło.
– odkryłem, że w wielu ważnych kwestiach to S ma rację
A więc oceniając zaproponowane przez Alexa podejście powiem, że okazało się bardzo pomocne szczególnie w kwestii zmiany rutynowych lub stereotpowych zachowań. To nie tak, że odwrotne działanie zawsze okazuje się w pełni skuteczne, w moim przypadku jednak przede wszystkim pozwoliło na realne spróbowanie innego działania – a to już dużo, zważywszy że w wielu sferach moje działania jadą w bardzo głębokich koleinach, i zwyczajnie nie mam jak dowiedzieć się co by było, jakbym spróbował zrobić trochę inaczej. Jak robię odwrotnie – to mam szansę zobaczyć inne efekty; potem mogę modyfikować to działanie, bo nie jest ono ugruntowane, nie przebiega w rutynowych koleinach, jest więc podatne na zmiany .
Na zakończenie dodam, że w moim przypadku nawykowe działania mają niestety tendencję do powracania: krótki okres nieuwagi i znowu działam jak dawniej. Ale na to wypracowałem do tej pory jeden sposób: trzeba codziennie czytać ulubionych autorów, wracać do tekstów, które pomogły w zrozumieniu czegoś, codziennie od nowa przypominać sobie jakieś wypracowane zasady, no i codziennie czytać blog Alexa
Alex,
nie wiem czy to arogancja kiedy nie daje się możliwości wyboru ludziom dorosłym.
Myślę, że to brak świadomości,że wolność jest istotą człowieka, podstawą naszego życia, jedną z podstawowych potrzeb człowieka. A prawo wybierania, tworzenie,działanie są elementami wolności.
Pozdrawiam:)
Alex: Może trochę uściślisz swoje odwrotne metody do kobiet? Domyślam się, że żyłeś wtedy w Austrii lub Niemczech gdzie jest inna kultura i kobiety są bardziej skłonne zgodzić się na seks już na 2 randce. Co sądzisz o kobietach w Polsce pod tym względem?
No i jeszcze nie poruszając w ogóle kulturowości, czy jest sens utrzymywać kontakt z kobietą, która idzie do łóżka już na 2 randce?
@Tomek
Zainteresowało mnie Twoje drugie pytanie. Zastanawiam się, czy kobieta, która jest skłonna zgodzić się na seks na drugim spotkaniu jest pod jakimkolwiek względem mniej wartościowa i ma mniejszy potencjał na wniesienie do naszego życia sporo wartości dodanej i dochodzę do wniosku, że absolutnie nie.
Z Twojego pytania wynika, a przynajmniej ja to tak odczytuję, że taka postawa dewaluuje wartość kobiety z czym ja się absolutnie nie zgadzam. Jeśli moje powyższe przypuszczenie jest prawdziwe to proszę wyjaśnij mi dlaczego tak uważasz.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Chodzi o to, że w Polsce mało która kobieta która jest skłonna iść na drugiej randce do łóżka jest wartościowa i ma duży potencjał.
Poza tym, chciałbyś kiedyś spotkać związać się z kobietą, która miała kilku, kilkunastu partnerów seksualnych? Bo ja nie.
Tomek
Co tu jest do uściślania?
Zastanawia mnie Twoje pytanie: „… czy jest sens utrzymywać kontakt z kobietą, która idzie do łóżka już na 2 randce?”
O tak!! To jest kobieta, która nie tylko ma zdrowe potrzeby seksualne, ale też (po sprawdzeniu czy potencjalny partner jest OK) potrafi zadbać o ich zaspokojenie :-)
Odwracam pytanie: Jaki sens ma utrzymywać kontakty z mężczyzną, który w XXI wieku nie daje kobiecie takich praw??
Chyba trzeba będzie znowu napisać kontrowersyjny post na ten temat, bo tutaj chodziło o zupełnie coś innego :-)
Pozdrawiam
Alex
Tomek,
Mam nadzieję, że to co powiem nie zabrzmi jakoś napastliwie albo atakująco, bo nie taki jest tutaj mój cel. Po prostu zdaję sobie sprawę, że taki pogląd ma bardzo duża (zbyt duża i nie tylko męska) część naszego społeczeństwa, a to mnie w pewien sposób boli i uwiera. Co prawda nie dotyczy mnie to bezpośrednio, ale czuję jednak coś w rodzaju „kobiecej solidarności” i przykro mi, gdy czytam opinię taką jak Twoja.
Więc moje pytanie brzmi: Czy jest sens utrzymywać kontakt z mężczyzną, który idzie do łóżka już na drugiej randce? Dlaczego?
A drugie pytanie: Czy jest sens już na drugiej randce iść z kobietą do łóżka po to, aby później zastanawiać się, czy warto utrzymywać z nią po takim incydencie kontakt? Chodzi mi o to, że skoro wartościuje się kobiety na podstawie ilości odczekanych do przespania się z nią randek i wie się, że wartość danej kobiety w razie wczesnego pójścia z nią do łóżka spadnie to… po co w ogóle ciągnąć ją do tego łóżka tak wcześnie?
Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało tak, jak nie chciałabym aby zabrzmiało.
pozdrawiam
Malwina
Malwina
Tak jak wspomniałem podejmę ten temat w osobnym poście :-)
Pewnie będzie spora awantura :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex: Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Czy poznana ów kobieta była Polką, czy mieszkanką Zachodu? I co sądzisz o Polkach w tej kwestii.
Malwina: Oczywiście, że jest sens iść do łóźka na 1. lub 2. randce. Powód bardzo prosty – zaspokojenie popędu seksualnego. I nie ma się co zastanawiać czy się wiązać, czy nie na dłużej, bo moim zdaniem oczywiście nie warto.
Jeśli będę już szukał partnerki do łóżka, to oczywiście takiej, która szybko nie wskakuje do łóżka.
W ogóle, to nie poznałem jeszcze kobiety, która by tak szybko chciała iść do łóżka i zawsze musiało upłynąć co najmniej 2-3 miesiące.
Chyba mój komentarz pojawił się z poślizgiem, albo nie wyświetliły mi się poprzednie, bo pisałam go zanim jeszcze pojawiła się odpowiedź Tomka.
Tak, Alex, ja Cię bardzo, bardzo, baaardzo proszę, podejmij ten temat, bo to chyba jeden z nielicznych, które budzą we mnie takie emocje i o którym mogę dyskutować godzinami. Jeśli w życiu powinno się realizować coś, w co jest się naprawdę zaangażowanym, to ja chyba powinnam spędzić resztę życia na wyplenianiu tego podejścia do kobiet niczym chwastów w ogródku. Chociaż obawiam się, że nie dałabym rady, bo to podejście ma swoje korzenie znacznie głębiej niż tylko w wartościowaniu kobiet na tej płaszczyźnie.
Napisałam przed chwilą dłuuugi wywód, ale skasowałam go, żeby nie offtopować. Będę się realizować jak już powstanie ten temat. Już się nie mogę doczekać;).
pozdrawiam
Malwina
Tomek, piszesz: „Chodzi o to, że w Polsce mało która kobieta która jest skłonna iść na drugiej randce do łóżka jest wartościowa i ma duży potencjał.”
Na jakiej podstawie to stwierdzasz?
Czy w takim razie, idąc tym tokiem myślenia, a będąc całkowicie fair wobec obu płci, mężczyznę, który będzie chciał nakłonić kobietę na drugiej randce do seksu mogę arbitralnie określać jako mało wartościowego i o nikłym potencjale?
A czy pomyślałeś o tym, że niektóre kobiety mają po prostu na tyle rozwinięty mechanizm selekcji, że gdy poznają dziesięciu mężczyzn to dość szybko będą w stanie określić czy któryś z nich jest potencjalnie odpowiednim partnerem a jeśli nie to nie będą okazywały w tym kierunku zbytniego zainteresowania? Mało tego, gdy a horyzoncie pojawi się jedenasty, całkowicie kompatybilny na najbardziej istotnych dla kobiety płaszczyznach, kobieta nie będzie potrzebowała aż tak wiele czasu do namysłu w kontekście tego co napisałeś o przysłowiowej „drugiej randce” ;)
Coś się moje niektóre komentarze nie pojawiają tutaj.
Tomek,
Co do liczby partnerów seksualnych – trochę mnie rozbawiło Twoje pytanie, „chciałbyś kiedyś spotkać związać się z kobietą, która miała kilku, kilkunastu partnerów seksualnych?”
Spotkać czy związać się – to zupełnie inne rzeczy. Czy każdej spotkanej kobiecie każesz liczyć partnerów przed Tobą – tak na wszelki wypadek? :-) A co do „kilku partnerów” – o ile wiem, to kilku oznacza więcej niż jeden. Jeden przed Toba jest ok, a dwóch to już za dużo?
A co do: „w Polsce mało która kobieta która jest skłonna iść na drugiej randce do łóżka jest wartościowa i ma duży potencjał” –
jak to sprawdzałeś? Szczególnie ten potencjał i wartości? Na jakiej populacji kobiet?
A żeby pozostać w temacie postu głównego – zamiast powtarzać niesprawdzone teorie i stereotypy – lepiej czasem zrobić odwrotnie niż wielu – sprawdzić i mieć własne podbudowane doświadczeniem zdanie.
Alex, z zainteresowaniem czekam na post.
Pozdrawiam, Ewa
Tomek,
Co do:
„Jeśli będę już szukał partnerki do łóżka, to oczywiście takiej, która szybko nie wskakuje do łóżka.” – przyznam, że tej „logiki” kompletnie nie pojmuję. :-)
Pozdrawiam, Ewa
@Tomek:
„Poza tym, chciałbyś kiedyś spotkać związać się z kobietą, która miała kilku, kilkunastu partnerów seksualnych?” Z wielką chęcią odpowiadam na Twoje pytanie – jasne, że TAK. Pomyśl ile, przez swoją postawę, może ominąć Cię doświadczonych na tym polu kobiet, które mogą Cię nauczyć masy rzeczy nie wspominając już o przyjemności płynącej z.
Tego typu myślenie przypomina mi stereotypowe myślenie o związkach – musi być seks po głębszym poznaniu, potem musi być małżeństwo, bo „na co czekać” itd itp. Nie wiem czy pożądanie tego typu drogą jest sprzyjające „wyciskaniu” z życia tego co najlepsze.
Oczywiście nie krytykuję małżeństwa, ale nie podoba mi się zarazem kwestia podjęcia tej decyzji, bo koniec końców tak robią „wszyscy” i tak „powinno się”.
Pozdrawiam,
Paweł.
P.S.
Tomek, jeśli jesteś nowym użytkownikiem i nie znasz jeszcze klimatu tego bloga to zachęcam Cię do nie zrażenia się takim odzewem ze strony innych – wręcz przeciwnie, impulsem do przemyśleń i spojrzenia inaczej na pewne sprawy!
Tomku, co to dla Ciebie znaczy, że kobieta jest wartościowa?
Marta: Z moich obserwacji, kobieta, która jest skłonna pójść do łóżka na 1. czy na 2. randce ma o wiele mniejszy potencjał i jest mniej wartościowa. Są to takie kobiety, które żyją z dnia na dzień, nie mają planów na przyszłość, są ograniczone w poglądach, nie umieją wyraźnić własnego zdania itp. Z taką kobietą nie chciałbym się wiązać na przyszłość.
Ewa: Przejęzyczyłem się. Chodziło mi o to, że zwiąże się na stałe z kobietą, która nie wskakuje od razu na 1-2 randce do łóżka.
No nie zaprzeczajmy rzeczywistości. Większość kobiet, z którymi miałem do czynienia było skłonne iść do łóżka po kilku miesiącach. Chodzi o to, że muszą poznać bardziej partnera i to trochę czasu zajmuje. Po za tym argumentowały one to także, że seks uprawiają z mężczyzną, którego kochają i z którym chcą być już na stałe, więc musi upłynąć trochę czasu od poznania się, aby prawdopodobieństwo rozstania było mało prawdopodobne.
To są obserwacje zaobserwowane z mojego obcowania z kobietami. Rozmawiałem, też z nimi o ich przyjaciółkach i sytuacja wygląda tak samo.
Tomek piszesz,
„Z moich obserwacji, kobieta, która jest skłonna pójść do łóżka na 1. czy na 2. randce ma o wiele mniejszy potencjał i jest mniej wartościowa. Są to takie kobiety, które żyją z dnia na dzień, nie mają planów na przyszłość, są ograniczone w poglądach, nie umieją wyraźnić własnego zdania itp. Z taką kobietą nie chciałbym się wiązać na przyszłość.”
Czytając takie wypowiedzi, pierwsze, co mi się ciśnie na usta to ’ to dopiero są ograniczone poglądy!!’. Ciężko z takim litaniem stereotypów dyskutować.
Obecny mój związek – najdłuższy, najpełniejszy i najbardziej satysfakcjonujący – to związek, który właśnie się rozpoczął od pójścia do łóżka na drugiej randce. Więc według ciebie jestem kobietą, która żyje z dnia na dzień i nie mam planów na przyszłość – hmm, cóż, przykro mi burzyć twój świat, ale z planami na przyszłość nie mam problemu (są wystarczająco szczegółowe, żeby coś osiągnąć i też wystarczająco luźne, aby można było w każdej chwili skorzystać z nadarzającej się okazji). Twierdzisz, że jestem ograniczona w poglądach i nie umiem wyrazić swojego zdania -> znów błąd. Trochę osób z tego bloga mnie zna – Alex, Ewa W i parę innych – potwierdzą, że zdanie swoje umiem wyrazić i nawet o nie powalczyć. I to raczej NIEograniczone poglądy pozwoliły mi być tym kim jestem i osiągnąć w życiu zawodowym i prywatnym to, co mam.
Widzisz, logika to bardzo uparta i konsekwentna rzecz, wystarczy 1 przykład przeczący takiej wypowiedzi i jest już ona nic nie warta merytorycznie. Więc, żeby mieć chociaż trochę (nie 100%!!!) pewności w takich uogólnieniach, to trzeba by wziąć próbkę tysięcy (jak nie więcej) losowo wybranych kobiet, a nie 10-20 sztuk i to mocno wyselekcjonowanych.
I jeszcze wcześniej piszesz
„Malwina: Oczywiście, że jest sens iść do łóźka na 1. lub 2. randce. Powód bardzo prosty – zaspokojenie popędu seksualnego. I nie ma się co zastanawiać czy się wiązać, czy nie na dłużej, bo moim zdaniem oczywiście nie warto.”
A co z popędem seksualnym kobiet – im tego odmawiasz? Dlaczego? Dlaczego one aby go zaspokoić muszą czekać 2-3 miesiące randkowania? To jeśli wszystkie kobiety zaczną tak robić (no bo według twojej logiki wtedy będą bardziej wartościowe), to z kim zaspokoisz Swój popęd seksualny?
Dlaczego też nie twierdzisz, że facet, który chce już na drugiej randce zaspokajać swoje potrzeby, jest mniej wartościowy, nie ma planów na przyszłość i nie umie wyrazić swojego zdania?
Bo tak jak Ewa W, tej logiki już zupełnie nie pojmuję.
Olga
Tomek: „Po za tym argumentowały one to także, że seks uprawiają z mężczyzną, którego kochają i z którym chcą być już na stałe, więc musi upłynąć trochę czasu od poznania się, aby prawdopodobieństwo rozstania było mało prawdopodobne. ”
W społeczeństwie, w którym tak spora liczba osób patrzy na sprawę podobnie jak Ty to trudno, aby dziewczyna otwarcie powiedziała, że może szybko iść do łóżka, bo a) albo dała się przekonać takim „mądrościom” i sama w nie uwierzyła albo b) nie wierzy w nie, ale w obawie przed złą oceną ze strony innych udaje, „argumentując” dlaczego pragnie seksu po kilku miesiącach.
Ponadto to, że upłynie trochę czasu od rozstania się nie przeczy temu, że prawdopodobieństwo rozstania będzie duże. W dzisiejszych czasach raczej wielu ludzi w naszej kulturze ma co najmniej kilku partnerów w życiu, nawet dokonując takiej „selekcji” jak tą, którą przedstawiłeś.
Na dodatek taka postawa dąży do tego, że w życiu ma się jak najmniej partnerów seksualnych, a to chyba nie dodaje życiu smaku, nieprawdaż?
Tomek,
napisales:
„No nie zaprzeczajmy rzeczywistości.” – kogo masz na myśli pisząc w formie liczby mnogiej?
Odnosisz się do swojej rzeczywistości – to potwierdza zdanie które z twojej wypowiedzi cytuję: „Większość kobiet, z którymi miałem do czynienia …” Weź jednak pod uwagę, że Twoja rzeczywistość jest subiektywna, to po pierwsze, po drugie – Twoje doświadczenia i Twoich znajomych nie są dowodem, ze tak jest wszędzie i zawsze. Jedynie że tak jest w znanych Ci przypadkach. A to kolosalna różnica.
Pozdrawiam, Ewa
Witam,
Od razu naszła mnie myśl o zdarzającym się czasem scenariuszu, w którym zazwyczaj podczas kłótni każdy z nas wychodzi z założenia, że to on ma rację. Jakież to jest zgubne w wielu sytuacjach. Wystarczy właśnie zastosować zasadę odwrotności. Od razu założyć, że się mylimy a ktoś inny ma rację. Wtedy zdecydowanie łatwiej jest nam spojrzeć na temat, zaczynamy go logicznie analizować żeby zaprzeczyć;]
Tomku,
Ja wiedziony własną praktyką stwierdzę wręcz na odwrót – im dłużej trwa etap „od poznania do pójścia do łóżka” tym gorszy związek :)
Z jakiej racji miałbym być z kimś kogo nie pociągam fizycznie? A jeśli pociągam to dlaczego nie chce ze mną współżyć? Jeśli by taka kobieta była tak dobrze zaprogramowana społecznie „aby się szanować” to TYM BARDZIEJ nie nadaje się na żonę, bo prawdopodobieństwo jest dużo, że po ślubie z seksem to będzie krucho, oj krucho… :)
Co więcej, dla mnie byłoby podejrzane, gdyby przez parę miesięcy nie było seksu, tylko spotkania zapoznawcze… Jasny sygnał „mam kogoś i boję się zmienić, bo a nuż zostanę sama, więc póki co spoglądam… Może zrobi coś, aby mnie do łózka zaciągnąć, wtedy się zdecyduję”. Wiesz skąd to przemyślenie? Otóż pewna kobieta w moim życiu tak się „szanowała” przez 2 miesiące, w końcu ją zaciągnąłem do łóżka. Miesiąc później poznałem jej chłopaka z którym była przez cały okres moich „podchodów” i jej zapewnień, że coś do mnie czuje, ale „to jeszcze nie teraz”… Najciekawsze – rzuciła go z dnia na dzień po naszym pierwszym razie… Więc ja nie mam już złudzeń :)
Napisałeś też „chciałbyś kiedyś spotkać związać się z kobietą, która miała kilku, kilkunastu partnerów seksualnych? Bo ja nie.”, a czemu nie? Załóżmy skrajny przypadek, że zgodnie z Twoimi oczekiwaniami się „szanowała”, a każdy po „zaliczeniu” ją zostawiał? W związku z tym jest np. „niegodna nasienia Twego”? :) Dobra, teraz już trąci telegonią…
Kiedyś też wydawało mi się, że kobiety powinny się „szanować”, być „grzeczne”, itp, itd. Na szczęście pewne kobiety mi wyperswadowały ten pogląd i otwarły oczy :) Wyszło mi na dobre :)
pzdr
WW