Dziś, mimo dość nietypowego tytułu, wracamy do dyskutowania tematów nieco bardziej związanych z biznesem.
Jeżeli uważnie przyjrzymy się naszym dostawcom wszelkiego rodzaju, to przy odpowiednio dużej próbce z łatwością będziemy mogli podzielić ich na dwie grupy:
- Prostytutki – robiące to wyłącznie dla pieniędzy i z chęci zysku. Jest to tak rozpowszechnione nastawienie, że zapewne większość z Was stwierdzi, że przecież o to chodzi w biznesie. Niby prawda, ale jak przekonamy się poniżej, niekoniecznie musi tak być. Zacznijmy jednak od opisu prostytutki:
Dostawca-prostytutka będzie starał się zawrzeć z Tobą umowę, która da mu maksimum profitu przy minimalizacji nakładów z jego strony. Własny profit jest przecież jego podstawowym motywem działania! W ramach dostawy otrzymasz w najlepszym przypadku dokładnie to, co zostało zawarte w umowie, wszystko jedno, czy w trakcie „konsumowania” okaże się to dla Ciebie przydatne, czy też tak naprawdę potrzebowałbyś czegoś innego. W tym drugim przypadku licz się z koniecznością wykupienia nowej usługi, najwyżej z jakimś rabatem. Od prostytutki nie spodziewaj się autentycznego zaangażowania, w najlepszym przypadku poudaje trochę, abyś nieco lepiej się poczuł, lub porobi „profesjonalne” wrażenie. :-) - Zaangażowanych partnerów – którzy oczywiście chcą tez mieć swoja „przyjemność” (cokolwiek by to w konkretnym przypadku miało znaczyć), ale bardzo ważnym dla nich jest Twoje zadowolenie i zaspokojenie Twoich potrzeb. To są też partnerzy, którzy chętnie i z zamiłowania robią to co robią, widać to na każdym kroku. Dzięki temu są w tym nie tylko bardzo dobrzy, ale też gotowi elastycznie dopasować „dostawę” do pojawiających się potrzeb odbiorcy. Tacy dostawcy będą znajdowali swoją szeroko rozumianą przyjemność w maksymalizacji pozytywnych efektów dla Ciebie, szukając z własnej inicjatywy dodatkowych dróg zrobienia Tobie jak największej pozytywnej różnicy. Jak obserwujesz ich przy pracy, to ich zapał i zaangażowanie są oczywiste i bezdyskusyjne.
Teraz mam dla Ciebie Czytelniku pozornie retoryczne pytanie:
Czy wolisz mieć do czynienia z prostytutką robiąca wszystko dla pieniędzy, czy też z odpowiednio wykwalifikowaną osobą robiącą to z zamiłowania i z pełnym zaangażowaniem, a do tego pragnącą Twojego sukcesu?
I następne pytanie:
Co robisz, aby jak najwięcej Twoich dostawców to byli zaangażowani partnerzy?
Uważasz może, że takowych nie ma i jesteś skazany na prostytutki?? Naprawdę??? Bardzo wiele osób tak uważa i w międzyczasie zdążyło się już poddać akceptując, delikatnie mówiąc, byle jakie ich traktowanie.
Mam tutaj dla Was dobrą wiadomość, podobnie jak w życiu prywatnym zaangażowani partnerzy istnieją i w innych jego dziedzinach. Nawet jeśli znalezienie ich nie jest całkiem proste, to na pewno warto się rozejrzeć i nie przestawać testować, testować, testować. I nie zniechęcać się mimo iż większość firm, zakładów usługowych, czy specjalistów traktują nas z podejściem odwalających masówkę pracownic agencji towarzyskich. Jeżeli już musimy korzystać z ich usług, to trudno, ale nie traktujmy tego jako stan permanentny „bo tak musi być”.
Na marginesie jeszcze jedna uwaga. Wbrew powszechnemu mniemaniu zaangażowany partner wcale nie musi być droższy od prostytutki, dotyczy to np. takich ludzi jak lekarz, notariusz, adwokat, doradca podatkowy, budowniczy basenu, taksówkarz, krawcowa, architekt, czy wreszcie z mojej działki trener i coach :-) Trochę bardziej pesymistyczny jestem w wypadku szkoły do której wysyłacie Wasze dzieci, albo uczelni, na którą uczęszczacie, ale może mam tutaj zbyt mało wiedzy o aktualnych realiach.
Posiadanie własnej listy zaangażowanych partnerów z różnych dziedzin może mieć ogromny wpływ na jakość Waszego życia (a w wypadku doktorów też na jego długość !!!). Podstawą przy jej budowaniu jest z jednej strony konsekwentna selekcja i niezadowalanie się byle czym, a z drugiej, odpowiednie traktowanie dostawców. Jeżeli spotykając zaangażowanych dostawców traktujesz ich jak prostytutki, to nie dziw się jeżeli w najlepszym wypadku dostajesz adekwatną usługę, a w najgorszym, zostajesz „odstrzelony” jako klient. Dostawcy-partnerzy są tak poszukiwani, że zawsze maja co robić i nie maja specjalnych zahamowań, aby dać Ci kopa w cztery litery jeśli będziesz nieodpowiednio ich traktował. I to wszystko jedno, czy reprezentujesz samego siebie, czy też wielki międzynarodowy koncern! Dlatego korzystając z ich usług zadawaj sobie pytania „czy traktuję tego człowieka fair?”, „Czy buduję z nim długoterminową relację, czy tez próbuję wyciągnąć numerek na szybko?”
A teraz zapraszam wszystkich, do uczciwej analizy firm, osób i instytucji, z których usług korzystamy. Nie zdziwcie się, jeśli wyniki będą dla nich bardzo kiepskie, wyciągnijcie z tego odpowiednie wnioski.
O tym jak wykorzystać to zjawisko do uzyskania dużej przewagi konkurencyjnej napisze następnym razem.
PS: Jeśli chodzi o dostawców działających wyłącznie z chęci zysku, to nie jest moim zamiarem osądzanie ich. Każdy działa jak chce i na wielkim rynku na wszystko jest popyt, ja osobiście po prostu wolę współpracować z zaangażowanymi partnerami. A Wy?
Temat dla mnie jak najbardziej na czasie. W ostatnim miesiącu:
– pożegnałem się z bankiem, który „zdarł” ze mnie opłaty za prowadzenie konta, które oczywiście były zawarte w regulaminie… lecz przez ostatni rok ich nie pobierali, a gdy się zorientowali to wzięli zaległe :)
– z operatorem komórkowym, który nie chciał mi dać jakiś przyzwoitych warunków, choć u konkurencji już takie były (i nic nie pomogło 3,5 roku stażu).
Uzupełniając posta (to taka moja przyszła strategia działania) lubię podejście „krótkich, szybkich numerków w najlepszej jakości” – bez umów, zobowiązań. Dzięki temu jeśli się nie sprawdzę, to już nie będę musiał/mógł robić dobrze klientowi… a jeśli się będę sprawdzał, to będę miał co robić :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Zgadzam się i żałuję, że tak wiele osób, które mogłyby stać się cenionymi partnerami, załapuje się do pracy we wszechobecnych agencjach towarzyskich i zapomina, iż może być przecież inaczej (a że może być inaczej dowodzi jeden lot samolotem Virgin America – tam znalazłoby się miejsce nawet dla człowieka w kapeluszu).
I dlatego optymistycznie patrzę w kryzys. Mam nadzieję, że twarda konkurencja odstrzeli najpierw tych nie zaangażowanych w to co robią.
Ja nie jestem zwykle szczególnie wymagającym klientem, ale omijam z daleka ludzi którzy mają złe podejście do swojej pracy.
Przykład z dziś. Chciałem kupić dżinsy. Jedyny sklep, w którym znalazłem w miarę pasujace mi kroje, obsługę miał marną. Stalowe miny ekspedientek i permamentne gapienie się czy przypadkiem nie kradnę do plecaka połwy sklepu sprawiły, że czułem się tam conajmniej skrępowany by o cokolwiek zapytać. Toteż postanowiłem po prostu poszukać w Poznaniu inny sklep tej samej linii. Może tam nie będę się czuł dyskomfortowo pytając czy mają mój rozmiar ile kosztują te, w których nie moge odnaleźć metki, albo po prostu czy uważa, że dobrze w nich będę wyglądał.
Jeśli chodzi o szkołę i studia, to rzeczywiście nie jest najlepiej, choć są wyjątki. Ja w gimnazjum spotkałem nauczyciela biologii, który widać że uczył z pasją, angażował się w różne akcjie, konkursy, itp. W liceum, młoda (może dlatego że jeszcze „świeża”) nauczycielka polskiego, dawała z siebie bardzo dużo, naprawde chciała dla nas jak najlepiej. Bezkonkurencyjnym moim faworytem jest jednak nauczyciel z liceum od informatyki, dużo dobrego mógłbym pisać :P. On właśnie najbardziej postępował jak „zaangażowany partner” – Ci co olewali go na zajęciach, byli traktowani bardzo surowo z regulaminem. Z nim zawsze był handel, każda strona coś dawała od siebie w rozmowie i otrzymywała.
Ale ogólnie szkoła nie jest najprzyjaźniejszym miejscem. Raz słyszałem wypowiedź Jacka Kuronia i stwierdził że najgorszym miejscem w jakim był to była szkoła potem więzienie a na końcu wojsko.
Bardzo dobry temat został poruszony, ja właśnie dlatego nie mam wielkiego grona przyjaciół, wolę osoby na które wiem że moge liczyć :)
Nie do końca o tym, ale zahacza o temat tego posta. Warte obejrzenia (6 minut). Z dziś, dlatego tutaj wstawiam. Ciekawie poruszona kwestia realizowania się w pracy i poszukiwania własnej drogi:
Jacek Santorski – Kiedy nie identyfikujemy się z pracą… (DDTVN)
Ja niestety znam wiele firm prostytutek, niestety! Jak dla mnie branża szkoleniowa jest małą kopalnią takich ludzi.
Z wieloma się rozstawałam, niestety czasami długo zajmowało mi to odejście, bo wszystko działo się pod przykrywką super znajomości.
Ziemowit R.,
Ja mniej optymistycznie patrzę na „kryzys”. Niby to czas oczyszczenia się rynku ze słabych firm, które tworzyły się, jak grzyby po deszczu, jednak na razie trudno mi to zaobserwować w branży szkoleniowej – wiele tych firm ma kilkuletnie kontrakty EFS.
Alex,
z przyjemnością poczytam drugą część wpisu:)
Pozdrawiam wieczornie:)
AM
Witam serdecznie
Hmm…..Orest ta krotka rozmowa z Santorskim rzuca troszkę światła na tę sprawę poruszoną przez Alexa. Zastanawia mnie jednak czy skoro taki podział na ludzi istnieje, to co powoduje, że jedni stają się prostytutkami, a inni zaangażowanymi partnerami. Myślę, że to temat na nie jeden spacer :). Myślę, że dużo w tym względzie zależy od nas samych, to my sami decydujemy o naszym podejściu do pracy i stopnia zaangażowania. Myślę, że warto szukać w każdym naszym działaniu jakiegoś wyższego celu – np jeśli zamiatam ulicę, to niech myślę o tym w sposób „dzięki mnie i mojej pracy ludzie są zadowoleni bo mają czyste ulice” a jeśli będę „tylko” zamiatał to prawdopodobnie bardzo szybko się wypale.
Pozdrawiam serdecznie :)
Orest
Co dokładnie rozumiesz przez : „lubię podejście “krótkich, szybkich numerków w najlepszej jakości” – bez umów, zobowiązań. Dzięki temu jeśli się nie sprawdzę, to już nie będę musiał/mógł robić dobrze klientowi”?
TesTeq
Tak łatwo się „zepsuć” dobrym serwisem, prawda? :-)
Gdyby tak bardzo wielu ludzi się „rozpuściło” to zrobiłoby się większe parcie zmianę podejścia naszych dostawców.
Ziemowit
Kryzys trochę może pomóc, ale do tego potrzebowalibyśmy znacznie większych problemów niż mamy w tej chwili. I te problemy musiałyby potrwać trochę dłużej.
Bardziej obiecujące jest „rozpuszczanie” odbiorców, poprzez dostarczanie im tego efektu „Wow” (z opadnięciem szczęki włącznie). Po takim doświadczeniu nie pójdą już tak bezkrytycznie do „prostytutki”. Ja to robię w mojej działalności, potem klienci z uśmiechem opowiadają mi jakie to firmy bezskutecznie próbują się do nich dostać :-)
Jkostrz
Ja świadomie pisałem o szkołach i uczelniach jako ciężkich przypadkach, a nie o pojedynczych nauczycielach.
Polska szkoła jako instytucja mająca przygotowywać ludzi do życia w XXI wieku to temat, przy którym ręce opadają.
Aleksandra
Branża szkoleniowa, ze swoimi wysokimi zarobkami, dużym zapotrzebowaniem na umiejętności i dość rozpowszechnioną ignorancją osób decydujących jest prawdziwym siedliskiem prostytutek :-) To stwierdzam z przykrością, bo przecież rzutuje to na obraz nas wszystkich. O toczącym branżę raku często bezsensownych „szkoleń dofinansowanych z Unii” tez już kiedyś wspominałem, największym ich plusem jest to, że przynajmniej środki unijne zostają w polskiej gospodarce :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marcin:
Czy ktoś zostaje partnerem czy prostytutką może wynikać z tego, co powiedział Santorski: „Nie urządzimy takiego świata, nawet żeby były najlepsze prace, bo nie wszyscy potrzebują kochać swoją pracę”. Za to my mamy wybór z kim wchodzimy w relacje :)
Alex:
Miałem na myśli krótkie działanie (zadanie), po którym są efekty, klient dostaje najlepszą usługę („wow”) i nie wiąże nas żadna umowa. Jeśli się sprawdzę zostanę zaproszony do kolejnej współpracy – jeśli nie to nie ma żadnej umowy, żadnego zobowiązania by „sypiać” ze sobą dalej. Takie podejście wymaga ode mnie dawania z siebie wiele – taki wieczny „okres próbny” :)
Aleksandra:
Te kontrakty z EFS sprawiają, że można ciągnąć pieniądze i prawie się nie starać. Faktycznie tego rynku kryzys nie oczyści.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Alex,
Odnośnie tego co Orest pisał o operatorach tel-kom… To generalnie jest branża, gdzie są tylko „prostytutki”. „Prostytutki” całkowicie wygryzły normalnych partnerów… I rynkowi to odpowiada – bo partnerzy umarli. Porównując oferty wszystkich operatorów – jest po prostu właśnie wręcz „dymanie” klienta… Jak wtedy postępować?
Ja osobiście sam „dymam” operatorów (piękne za nadobne), korzystając z dwóch sieci, korzystając z promocji wewnątrz tych sieci, do tego w pre-paidach – nie będąc kompletnie uwiązanym umową.
Przenosząc to na płaszczyznę uniwersalną – czy jest jakaś inna opcja? Załóżmy, że muszę coś kupić, bo mam taką potrzebę, a jedyni dostawcy – to właśnie jak to określiłeś – prostytutki. Stosować zasadę wzajemności i wybierać najtańszego? :D Czy też edukować ich na siłę? Jak uważasz? :)
pozdrawiam serdecznie
WW
Ostatnio na blogu Marka Jankowskiego pojawił się wpis który idealnie pasuje do tematu tego posta: http://www.malawielkafirma.pl/2009/04/letnie-opony/ Dokładnie pokazuje różnice w podejściu prostytuki i zaangażowanego partnera :)
Pozdrawiam
Kamil
Witam,
Dobry post. I jak zwykle na czasie – między innymi za działaniem tego bloga stałem się chyba bardziej świadomym konsumentem i niektóre rzeczy, które do tej pory akceptowałem „bo tak musi być” dziś tak łatwo nie przejdą :)
Tylko, że tak jak napisał Witold – są branże/obszary, gdzie nie ma wyboru i skazani jesteśmy tylko na niesolidnych dostawców (np. dostawcy internetowi). Co można wtedy zrobić, jeżeli taka usługa jest nam jednak potrzebna? Wybierając jednego czy drugiego dajemy niejako przyzwolenie na takie „olewackie” działania wobec klienta.
I drugie pytanie – czy starać się „edukować” takich dostawców i pokazać że coś jest nie tak? Wydaje mi się że bojkot niewiele zdziała, bo jedna osoba opuszczająca sklep to za mała skala. Z drugiej strony zwrócenie uwagi „szeregowemu” pracownikowi też chyba nic nie pomoże, bo małym prawdopodobne jest żeby chciał o tym powiadomić kogoś decyzyjnego wyżej. Jakie macie doświadczenia?
Pozdrawiam,
Greg
Napiszę nieskromnie, że ja chyba zaliczam się do tej drugiej grupy. Zajmuję się głównie programowaniem – lubię to, sprawia mi masę frajdy projektowanie aplikacji, tworzenie przejrzystego, łatwego w utrzymaniu kodu, jak i to, że użytkownicy chętnie i z przyjemnością korzystają z mojego produktu.
Ale ma to też swoją drugą stronę. Czasem kosztuje mnie to sporo nerwów i czasu (i to bynajmniej nie ze względu na kapryśnego klienta). Za bardzo się przejmuję czy klient będzie zadowolony i w ogóle za dużo myślę. To co mi zajmuje pół dnia na cyzelowaniu kodu (chociaż dla klienta to nawet nie jest istotne), inni zrobią w minutę osiem i mają spokój: zainkasują kasę, a że kiedyś tam coś się wysypie to już nie ich problem. Z tego względu czasem zazdroszczę tej pierwszej kategorii partnerów owego bezstresowego i bezrefleksyjnego nabijania swojej kabzy.
Alex
Od kiedy czytam Twoje posty odkrywam wiele spraw, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy jak ważne one są. Uświadamiasz tu wielu młodych, i nie tylko, ludzi. Nie wiem jak innym ale mi bardzo podoba się sposób w jaki to robisz. Porównania, przykłady, poprostu są genialne :). Od niedawna robię to o czym piszesz w tym poście, a więc wyrzucam z życia tych, którzy tylko pozornie dobrze doradzają.
fajny post
I tak rzeczywiście jest. Tylko czy nie należałoby jeszcze dodać tych którym nic się nie chce, są niegrzeczni i patrzą na klienta z wypisanym na twarzy, „idź już”. Jest to zastanawiające czy świadomie są niemili, znudzeni, zniechęceni i odpychają klienta, czy są jacy są, ale nie są świadomi tego, że to co robią tylko zniechęca klienta.
W ramach pewnych działań zamierzonych :), zwiedziliśmy w ostatnim czasie jakąś ilość salonów samochodowych. Mieliśmy kontakt z z ok. 30 doradcami klienta. I naszym zdaniem (moim i żony) tylko dwie osoby z tego grona zasługiwały na wyróżnienie. Było widać, że lubią swoją prace. A cała reszta jak to się mówiło „funta…nie warta”. I własnym oczom i uszom nie mogliśmy uwierzyć, dlaczego oni tam są.
Zastanawialiśmy się jak wiele zależy od doradcy klienta. Po kolejnym spotkaniu negocjacyjnym, proprosiłem o namiar na przełożonego tej osoby, aby móc pochwalić. Naprawde sposród 30 osób, tylko dwie, stanowiły duży pozytywny kontrast dla całej reszty. Cała reszta, znudzona, zniechęcona, sfrustrowana, niegrzeczna, niemiła, czasem lekko agresywna – być może agresywne techniki sprzedaży troche poszły w niewłaściwym kierunku i nie odnoszą zamierzonego celu.
pozdrawiam
Szymon
Wiele osób, które obsługują klientów, uważa, że ta praca jest czymś w rodzaju bycia służącym. A oni przecież urodzili się nawet nie w czepku, ale w królewskiej koronie, więc nie przystoi im zniżać się do „służenia” – wówczas przecież ta korona spadłaby im z głowy.
Na szczęście są też osoby, które wiedzą, że służyć pomocą innemu człowiekowi to wspaniała rzecz. I takich ludzi powinniśmy doceniać.
Witam!
W Polsce wielu ludzi jest zbytnio skupiona na liczeniu pieniędzy, których im brakuje na podstawowe potrzeby. Dzieki temu prostytucja ma się bardzo dobrze. Tylko szkoda, że patrzą krótkowzrocznie w swoim liczeniu. Nawet pomijając atmosferę współpracy często uważam, że nie stać mnie na zakup taniej usługi/produktu.
Konserw
„Czasem kosztuje mnie to sporo nerwów i czasu…na cyzelowaniu kodu (chociaż dla klienta to nawet nie jest istotne)…”
Może zamiast być perfekcjonistą wystarczy nieco inna strategia obsługi klienta. Zamiast siedzieć nad drobiazgami, które mogą okazać się nieistotne, możesz zaoferować np. szybką reakcję na konkretne problemy po oddaniu produktu. Nie ma idealnych programów.
Med venlig hilsen
Tomasz
Witam serdecznie
Tes Teq:
Ostatnio miałem parę przemyśleń na ten temat, który poruszyłeś czyli „Na szczęście są też osoby, które wiedzą, że służyć pomocą innemu człowiekowi to wspaniała rzecz. I takich ludzi powinniśmy doceniać. ”
Obejrzałem ostatnio film, oto dialog z tego filmu:
– What would you sayif I told you, that I keep seeing those shoes
in a dream I keep having?
– I’d say maybeyou’re still asleep.
You can live a whole lifetime without ever being awake.
– Hey, Socrates. If you know so much, how come you’re working
at a gas station?
– This is a service station. We offer service. There’s no higher purpose.
– Than pumping gas?
– Service to others.
Osobiście wydaje mi się, że ślepa pogoń za pieniędzmi i postrzeganie ich jako głównego celu u niektórych powoduje myślenie typu: „skoro nie zarabiam co najmniej (tutaj kwota mnie zadowalająca) za to co robię to się nie będę wysilał”. Poza tym zauważyłem, że wiele osób postrzega się jako lepsze jednostki w stosunku do innych. Ma to wiele wymiarów, jestem lepszy bo: więcej zarabiam niż inni, mam lepsze wykształcenie niż inni, mam….(coś) czego nie posiadają inni. Rozbuchane ego, które każe Ci myśleć, że z takiego i takiego powodu jesteś lepszy od innych i nie będziesz się zniżał do poziomu tych gorszych.
Dla mnie osobiście to troszkę ślepa uliczka. Czy mam przez to rozumieć, że dopóki tego wykształcenia nie posiadałeś to byłeś gorszy ?. Poza tym tego typu wartościowanie ludzi na lepszych i gorszych może w swych skrajnych przypadkach mieć fatalne skutki – patrz Holocaust.
Alex, przepraszam, jeśli odszedłem od tematu – wiem, że lubisz kiedy trzymamy się tematyki postu.
Ciekawi mnie Twoje podejście, przemyślenia w temacie wartościowania
Lepszy Gorszy. Może jakiś osobny post byś napisał na ten temat ?.
Pozdrawiam
Marcin
Tomasz Ciamulski pisze: „Nawet pomijając atmosferę współpracy często uważam, że nie stać mnie na zakup taniej usługi/produktu.”
Nie wiem, czy cena ma tu wiele do rzeczy. Dwa argumenty:
1) Po otworzeniu trzech odtwarzaczy BlueRay okazało się, że środek jest identyczny mimo drastycznej różnicy w cenie.
2) VIP-owscy klienci Raiffeisen Bank Polska zostali nabici w jakieś śmieciowe obligacje (szczegóły w portalu bankier pl).
Grąbkowski Marcin pisze: „jestem lepszy bo: więcej zarabiam niż inni, mam lepsze wykształcenie niż inni, mam… (coś) czego nie posiadają inni. Rozbuchane ego, które każe Ci myśleć, że z takiego i takiego powodu jesteś lepszy od innych i nie będziesz się zniżał do poziomu tych gorszych.”
Moim zdaniem jest to tylko fasada. To pozornie rozbuchane ego jest w wielu przypadkach maską, za którą kryje się olbrzymi kompleks niższości i wynikająca z niego potrzeba ciągłego udawadniania swojej wyższości.
Z jakiego filmu pochodzi przytoczony przez Ciebie dialog?
TesTeq
„Nie wiem, czy cena ma tu wiele do rzeczy.” – czasami ma, czasami nie. Dlatego rozsądna porada usługodawcy, który zna się na rzeczy jest cenna.
Wielokrotnie przekonałem się, że tańsze urządzenia, szczególnie zawierające elementy pracujące mechaniczne, szybko psują się.
Jeśli chodzi o usługi, to konkurowanie ceną może oznaczać zaniedbywanie jakości. Możemy wtedy za szybko potrzebować ponownej usługi, co w efekcie wychodzi duzo drożej (pieniądze i czas).
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam wszystkich,
to mój pierwszy wpis tutaj. Już ponad tydzień studiuję zawartość całego tego bloga razem z komentarzami i biblioteczką. Rewelacyjne są te Twoje posty Alex. Pierwszy raz jak tu trafilem to kilka godzin spedziłem na czytaniu postów jeden za drugim. Co do biblioteczki to sprawdziłem sobie jakie z podanych tam książek są dostępne w języku polskim i zabrałem się do czytania. Jednak dużo łatwiej i szybciej idzie mi czytanie po Polsku a do wielu książek mam łatwy i darmowy dostęp bo mój teść ma w domu pokaźną biblioteczkę tego typu książek.
Pozdrawiam wszystkich czytelników
będę tu często zaglądał.
Michał Szen
lat 24, Wrocław
Myślę, że warto też zastanowić się czy w obliczu obecnego spowolnienia gospodarczego my bądź firma w której pracujemy nie poświęca zadowolenia klientów i efektu wow w celu szybkiego zdobycia środków inwestycyjnych. Jak łatwo się domyślić w dłuższej perspektywie może to doprowadzić do zaszufladkowania jako przedstawicieli grupy „prostytutek”… a tego na pewno byśmy nie chcieli :)
Tomasz:
Mi osobiście często zdarza się po krótszych lub dłuższych poszukiwaniach znajdować tańsze urządzenia bądź usługi o takiej samej jakości. Dokładniej myślę tutaj o docieraniu bezpośrednio do podwykonawców bądź producentów. Często oprócz produktów sprzedawanych jako bardzo znane marki sprzedają oni produkty/usługi pod własną (często nieznaną marką) dużo taniej i z partnerską obsługą. Jedyną różnicą jest po prostu brak logotypu. Swoją drogą ciekawe co wstrzymuje ich od ekspansji na rynek z własną marką.
Z punktu widzenia dostawcy:
Odbiorców też można podzielić na dwie grupy:
1) „Zaliczaczy” Zainteresowanych braniem i wykorzystaniem dostawcy na maxa, włącznie z drańskimi próbami oszukania, wyrolowania, wykorzystania nieumiejętności negocjacyjnych. A po maksymalnym wykorzystaniu pozostawienie na pastwę losu.
2) Partnerów, którym zależy.
Uwaga zaliczacze też wolą dostawców, którym zależy – dostawcy „nieprostytutki” mogą być jednocześnie naiwni, zakładać dobrą wolę drugiej strony, nawet gdy jej nie ma.
Podsumowując: gra typu dylemat więźnia.
Pozdrawiam
Witam :)
Tes Teq:
Cen cytat powyżej pochodzi z filmu „Peaceful Warrior” a polski tytuł to „Siła spokoju”. Jedni powiedzą, że Hollywoodzka bajeczka, a mnie osobiście się podobał.
Myślę, że warte objrzenia.
Pozdrawiam ciepło
Marcin
Nawet nie wiecie (a może wiecie :)), ile ten post Alexa dostaje „kolorów” przy zestawieniu go ze specyficzną branżą usług prawnych. Nie ogarniając teraz całości, chciałbym tylko zwrócić uwagę na zjawisko postawy zamawiającego, która zamyka się w słowach „bądź moją prostytutką, płacę dobrze, a nawet bardzo dobrze”. I mamy taką oto sytuację, że klient nie chce twojego zaangażowania, błyszczenia intelektem (które o ironio, wcześniej spowodowało, że w ogóle się do ciebie zwrócił) a wyłącznie realizowania jego wizji (niekoniecznie prowadzącej do sukcesu) płacąc przy tym za usługi duże pieniądze. I próbujesz mu wytłumaczyć, że inaczej będzie lepiej, a jak on reaguje? Dziękuje za współpracę i idzie do kogoś innego, kto idealnie wpasuje się w postawę „prostytutki na żądanie” i weźmie te pieniądze. Widać zatem, że czasami to „prostytuowanie się” dostawców nie jest wynikiem złej postawy dostawcy, zaniedbania zamawiającego, ale właśnie intencjonalnego działania. I pojawia się pytanie co wtedy robić? czy rezygnując z własnej godności „prostytuować się” za dobre pieniądze, czy odwrotnie…? Jestem ciekaw opinii „nieprawników” :)
pozdrawiam.
Zaangażowany – jakość z natury na stałe
Prostytutka – kiepska jakość lub wymuszona za pieniądze lub gdy masz pieniądze
Komu więcej zapłacić? Na kim można polegać? Kto nie zostawi w potrzebie? Odpowiedzi nasuwają się same.
Z życia: Kiedyś kolega mówił mi jak jego ojciec (X) handlował z pewnym człowiekiem z zasadami (Y). Pojawiła się firma (Z), która agresywną kampanią cenową chciała zjednać sobie (Y), dając towar tzw. „połowę taniej”. Gość (Y) opowiedział o tym i wybrał (X), bo po prostu dobrze mu się z (X) pracuje.
Alex, sorki za lekkie zbaczanie z tematu, ale Orest pierwszy zaczął:)
Chodzi o ten wywiad z Santorskim.
Uważam, że chyba nigdzie nie ma tzw czystych podziałów.
Ja np uważam, ze jestem szczęśliwą mieszanką 2ch nastawień. Lubię swoją pracę, mam szczęście mieć talent i pracę, w której mogę go wykorzystać. Z tym trzecim czynnikiem – finansowaniem – to jest troche gorzej:(
ALe z drugiej strony mam pasję też poza zawodem. I po części zarabiam po to, zeby mieć pieniądze na swoją pasję: Tańczę (w takiej ilości to wymaga dużych dośc nakłądów finansowych). Nie wyobrażam sobie poświęcenia się tylko 1 z tych rzeczy. Miałam okres, kiedy z różnych powodów nie mogłam tańczyć – i w pracy jakoś gorzej mi szło. Teraz jestem zmęczona dużo bardziej, ale w pracy czuję się dużo lepiej i mam więcej chcęci do pracy. Wtedy i ja jestem bardziej zadowolona i ma się siłę i ochotę inaczej traktować klientów/dostawców etc;)
CO do jakości partnerów czy w pracy czy w życiu. Niestety w pracy mi idzie dużo łatwiej 'oczyszczanie atmosfery’.
Orest
Dziękuję za wyjaśnienie
Witold
Tam gdzie są same prostytutki i nie możemy się bez danej usługi obejść, to musimy potraktować to jak podatki – jedyne co możemy zrobić to w legalny sposób je minimalizować. Oczywiście cały czas patrząc, czy nie pojawia się nowy gracz działający według nowych zasad, jak np. Virgin Mobile w USA, którego klientem mam przyjemność być jak tam jestem.
Kamil
Dziękuję za dobry przykład. Myślę, że powinniśmy wspierać tych dobrych dzieląc się ich namiarami.
Greg
Ja bardzo bym się cieszył, jeśli za sprawa tego blogu więcej ludzi w Polsce stanie się bardziej świadomymi konsumentami nie tylko produktów i usług, ale też idei i koncepcji życiowych. Dziękuję więc za Twoja informację.
Edukacja dostawców może być problematyczna. Większe szanse daje edukacja konsumentów, wtedy nie trzeba będzie wywoływać bojkotu, sami zaczną omijać takie firmy. Co prawda w Polsce ciągle jeszcze mamy sporo gospodarki nie zawsze opartej na podstawach merytorycznych (z mojej działki patrz ostatnio: http://www.zbp.pl/site.php?s=MDAyNjE4&a=MTMxMzA5ODY= ) ale kryzys gospodarczy zacznie pewne procesy przyśpieszać.
Ostatnio czytam książkę z biblioteczki „What Would Google Do?” Jeff’a Jarvis’a, w której pisze on jak kiedyś Dell miał katastrofalny Customer Service, a on opisał swoje perypetie na blogu. Dell miał wtedy politykę ignorowania takich informacji, ale post ten zatoczył takie kręgi, że po wrzuceniu „Dell” w Google zaczął pojawiać się pod oficjalną strona Dell’a :-) To miało wiele daleko idacych konsekwencji, w tym zarówno kompletna przebudowę Customer Service producenta, jak i jego polityki informacyjnej. Polecam lekturę tej historii na stronach 12-20, książka znajduje się w naszej Biblioteczce
Konserw
Ja też o mało nie splajtowałem z moja pierwsza firmą przez cyzelowanie programów :-)
Napiszę na ten temat osobny post.
Pink
Ciesze się, że wiele rzeczy odkrywasz sama, zainspirowana tylko tym co tutaj piszę. O to mi dokładnie chodzi, o pobudzenie otwartego i trzeźwego spojrzenia.
Szymon
Piszesz: „Tylko czy nie należałoby jeszcze dodać tych którym nic się nie chce, są niegrzeczni i patrzą na klienta z wypisanym na twarzy, “idź już”. Jest to zastanawiające czy świadomie są niemili, znudzeni, zniechęceni i odpychają klienta, czy są jacy są, ale nie są świadomi tego, że to co robią tylko zniechęca klienta. „
To są przecież prostytutki robiące to wyłącznie dla pieniędzy!
TesTeq
W mentalności wielu osób działalność „służenia” komuś jest czymś uwłaczającym, co jest absolutną bzdurą, co chyba wiąże się z nieszczęsnymi korzeniami historycznymi.
Tym bardziej łatwo się wybić („purpurowa krowa”) pokazując inne podejście.
Tomasz
Piszesz: „W Polsce wielu ludzi jest zbytnio skupiona na liczeniu pieniędzy, których im brakuje na podstawowe potrzeby. „
Paradoks polega na tym, że gdyby skupili się na innych rzeczach, to stosunkowo szybko przestałoby im brakować pieniędzy.
Cdn…..
Alex
Greg
Obejrzyj jeszcze wystąpienie Clay Shirky na Gel 2008 http://gelconference.com/videos/2008/clay_shirky/
Tam masz sposoby, jak konsumenci radzili sobie w czasach internetu.
Nawiasem mówiąc Clay jest autorem książki „Here comes Everybody”, którą mamy w Biblioteczce
Michał
Witaj na naszym blogu :-)
Bartosz
Poświęcanie zadowolenia klientów jest długoterminowo bardzo kosztowne (chyba że masz monopol, albo jesteś częścią oligopolu) i normalnie powinno być postrzegane jako działania rozpaczliwe.
Bazyli
O byciu klientem napisałem kiedyś :
http://alexba.eu/2008-06-11/rozwoj-kariera-praca/dobry-klient/
Paweł
Dziękuje za interesujący przykład :-)
Klienci mądrzejsi od wszystkich zdarzają się wszędzie, trzeba z takimi odpowiednio otwarcie i pewnie komunikować
Mietb
Piszesz: „Zaangażowany – jakość z natury na stałe
Prostytutka – kiepska jakość lub wymuszona za pieniądze lub gdy masz pieniądze”
to jest ważny aspekt sprawy.
Olga
Posiadanie innych pasji poza pracą nie przekreśla możliwości bycia zaangażowanym partnerem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witek:
Napisałeś: „Porównując oferty wszystkich operatorów – jest po prostu właśnie wręcz “dymanie” klienta… Jak wtedy postępować?”
Przed odejściem od mojego operatora napisałem, że konkurencja ma ciekawsze warunki i że chciałbym takie na jakie zasługuję jako 5 letni klient (3,5 roku na ostatnim numerze). Wiem, wiem – sieci komórkowe, providerzy stosują umowy adhezyjne… ale spośród nich wybrałem najlepszą dla mnie, a dawnemu operatorowi pozostała informacja „co mi nieodpowiadało”. Zasadniczo niezadowolony klient się nie skarży – po prostu nie przychodzi ponownie, nie wraca. Ja zostawiłem im informację. Już zmienili zasady, choć zostało za dużo gwiazdek :)
Greg:
Ja nawet przeniosłem numer do innego operatora – niech w statystykach będzie +1, że klienci coraz chętniej migrują :)
Paweł:
Dość często jeszcze panuje w nas takie przeświadczenie, że wiemy lepiej jak ktoś coś powinien zrobić, zwłaszcza gdy to my płacimy… i gdy wydaje się nam, że jedynym naszym klienckim obowiązkiem jest płacenie.
Olga:
Jednocześnie można spełniać się w roli tancerki, pracownika, małżonka, rodzica, osoby działającej charytatywnie itd. Im więcej (do pewnego stopnia) „solidnych nóg w naszym stoliku” tym stabilniej będzie stał nawet jak się jedna złamie. W biznesie mając kilku solidnych partnerów nie trzeba się prostytuować, gdy nawet jeden zrezygnuje z naszego produktu.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Alex:” .. Myślę, że powinniśmy wspierać tych dobrych dzieląc się ich namiarami.”
A nawet i z innego, pewnie dla wielu ludzi ważniejszego powodu: jak ja mam namiary na dobrego fachowca, to nimi się dzielę ze znajomymi , ponieważ nie rozumiem, dlaczego ktoś miał by się męczyć z jakimś niemiłym lub partaczem, jak mnie nic nie kosztuje podzielić się wiedzą. A czy już ta osoba skorzysta czy nie – to jej sprawa.
Ale zauważyłam też inną rzecz, ale to może nie we wszystkich środowiskach i nie wszystkich dizedzin dotyczy: niektózy taką informację traktują jako swoją wartość dodaną, że dzięki tej wiedzy są lepsi i mogą coś więcej uzyskać – dlatego nie podzielę się z kimś innym, bo wtedy on będzie miał zrównane ze mną szanse. Takie mam odczucia. Nawet czasami taka głupota jak dobry fryzjer, czy gdzie można kupic jakąś rzadką książkę.
Olga
Zjawisko zachowywania „cennych” informacji dla siebie można niestety zaobserwować w naszym społeczeństwie. Ostatnio nawet prowadziłem długa rozmowę na ten temat z jednym z naszych Czytelników.
Długoterminowo jest to szkodliwe zarówno dla samej jednostki, jak i społeczństwa
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
Dzięki za link. Czytałem wiele postów na tym blogu, ale tych akurat nie. A tam jest odpowiedź i na kwestie „klienta” i link do odpowiedzi na „dylemat więźnia”. Super.
Bardzo trafny tytuł ;)
Ja akurat w tym wypadku muszę przyznać, że właśnie jestem na etapie walki z usługodawcami-prostytutkami: dostawca internetowy oraz serwis komputerowy… porównując ich usługi np. do mojego banku, gdzie wszystko mam załatwiane od ręki życzyłbym sobie, by bank zajął się też internetem i laptopem ;)