Ostatnio dyskutowaliśmy kwestię łatwości i „przyjemności” robienia interesów z nami, kiedy jesteśmy „dostawcami”. Dziś spójrzmy na tę sprawę w sytuacji, kiedy jesteśmy klientami. Teoretycznie mówi się „klient nasz pan”, „klient może wszystko” i niestety wielu z nas stosuje się do tej zasady aż do przesady, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
W życiu zawodowym ekstremalnym przykładem takiego zachowania są niektórzy kupcy francuskich hipermarketów, którzy są znani z traktowaniu dostawców jak śmieci i poniżaniu ich na wszelkie możliwe sposoby (na marginesie odradzam rozpoczynanie tego rodzaju „kariery”, po kilku latach nabierasz takich nawyków, które mogą bardzo utrudnić Ci sukces w czymkolwiek innym)
W życiu prywatnym takim przykładem są osoby, które będąc np. w restauracji są wiecznie niezadowolone i znajdują swoistą przyjemność w czepianiu się i krytykowaniu, traktując przy tym personel jak swojego rodzaju podludzi. To bardzo rozpowszechnione zachowanie wśród osób z „szybkiego awansu gospodarczego” i stanowi dość pewny wskaźnik środowiska z jakiego wywodzi się taki człowiek.
Teoretycznie obie postawy prowadzą do „sukcesu”, choć spojrzawszy na jego cenę (ktoś staje się d…. kiem i to zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym :-)) nie jest to sukces godny pozazdroszczenia. Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, o którym napiszę kilka akapitów później.
Czy tak musi być? Czy mając „przewagę” bycia klientem powinniśmy ją do końca wykorzystywać?
Niekoniecznie.
Zacznijmy od kilku przykładów moich klientów i co z tego wynika.
Typowa sytuacja szkoleniowa wygląda tak, że klient zleca dostawcy przeprowadzenie szkolenia, wyznacza miejsce, załatwia jakiś catering. Przed szkoleniem klient oczekuje, że jakoś dotrzesz do niego aby przeprowadzić wszelkie konieczne rozmowy i to twoja sprawa jak to zrobisz. Wielu klientów wymaga od trenerów mnóstwa pracy papierkowej, sprawozdań, relacji itp. Taki jest standard i nikogo to nie dziwi.
Teraz spójrzmy na kilka zachowań moich klientów:
- Zamiast w standardowym pokoju hotelowym klient nie proszony o to lokuje mnie w superiorze i to nie na kilka nocy lecz podczas działań, które w sumie trwały kilka miesięcy
- Klient, oprócz standardowych ustaleń dotyczących szkoleń pyta mnie jakie mam osobiste preferencje kulinarne, względnie jakie jedzenie chciałbym mieć podczas treningów
- Klient nie tylko przysyła mi bilety lotnicze, abym mógł dolecieć na kilkugodzinne spotkanie, ale odbiera mnie samochodem z lotniska a potem zawozi na nie z powrotem
- Klient nie tylko zapewnia mi przyzwoity nocleg w trakcie szkoleń, lecz też zarówno dzień przed jak i po (abym nie musiał się śpieszyć), jak też w czasie przypadających w trakcie „akcji” weekendów
- Cała robota papierkowa z niektórymi klientami ogranicza się do wystawienia faktury (która jest niezwłocznie i bezproblemowo płacona). Zawarcie „kontraktu” polega na uścisku dłoni (czasem wirtualnym, bo przez telefon), a cała „sprawozdawczość” z mojej strony na długiej rozmowie osobistej, bądź telefonicznej z zainteresowanymi managerami
- Klient jest moim „sprzedawcą” i nie żądając niczego w zamian powoduje, iż zjawia się u mnie inny klient wart bardzo dużych pieniędzy
Jak już wspomniałem wcześniej, są to rzeczy wykraczające poza normalną praktykę i większość szkoleń mogłaby obejść się i bez nich. Z drugiej strony generują one u mnie ogromny kapitał dobrej woli i to powoduje dla przykładu że:
- robiąc cokolwiek dla takich klientów „staję na głowie”, aby zmaksymalizowań rezultat dla nich
- jak mają jakąś pilną potrzebę, a ja pełny kalendarz, to aby im pomóc jestem gotów pracować po nocach, albo negocjować z innymi ewentualne przesunięcie terminów (nikt tego nie lubi)
- jak potrzebują coś, na co chwilowo nie mają budżetu to moja odpowiedź brzmi „don’t worry” :-)
- jak potrzebują np. jakiegoś krótkiego wystąpienia i pytają o cenę, to moja odpowiedź brzmi „nie żartuj”
- jak potrzebują szkolenia ludzi, którymi się normalnie nie zajmuję, to mimo tego mogą liczyć na moje współdziałanie
Robi to różnicę? Zwłaszcza w sytuacjach, kiedy stawka dla nich jest bardzo duża, a zasoby ograniczone?
Odpowiedzcie sobie sami. To jest też ten dodatkowy aspekt, o którym wspominałem na początku.
Część z Was może teraz pomyśleć „dobrze, ale ja nie jestem firmą i nie mam firmy”, co to ma wspólnego ze mną?
Ma bardzo wiele, bo nawet jako osoba w 100% prywatna jesteś klientem w różnych sytuacjach. Można uznać cię za miłego i dobrego klienta?
Dla przykładu podam Ci parę faktów:
- W hotelach i restauracjach jestem bardzo uprzejmy dla personelu, pierwszy mówię „dzień dobry” , „dziękuję” i „do widzenia”
- Będąc np. w restauracji nawiązuję kontakt wzrokowy i uśmiecham się do obsługującego mnie człowieka (sygnalizuję, że dostrzegam tego drugiego jako istotę ludzką). Większość ludzi w Polsce tego nie robi wystawiając sobie jednoznaczne świadectwo do jakiego środowiska przynależą!!!!
- Staram się w różnych miastach, w których częściej przebywam jeździć tymi samymi taksówkami. zazwyczaj płacę takiemu taksówkarzowi pewną sumę z góry i potem „wyjeżdżamy” ją kilkoma lub kilkunastoma kursami. Dla mnie to nie robi różnicy, dla tego człowieka często tak.
- Jeśli któryś z moich mniejszych stałych dostawców ma kłopoty z płynnością finansową, to często mówię mu „wystaw mi pokwitowanie na zaliczkę na poczet przyszłych zleceń” i daję pieniądze których akurat potrzebuje. Oczywiście bez odsetek :-)
- Jeśli mogę być „kichaczem” dla moich dostawców (i naturalnie życzą oni sobie tego) to „kicham” na potęgę :-)
Czyż nie są to rzeczy, które (zwłaszcza punkty 1, 2 i 5) każdy z Was mógłby robić?
Jeśli tak, to kto z Was robi to regularnie i bez konieczności przypominania sobie o tym? Zróbcie dla samych siebie uczciwą analizę i podejmijcie odpowiednie kroki. Stawka jest i dla Was bardzo wysoka, bo generalnie możemy ludzi podzielić na cztery grupy:
- większość, która mniej czy bardziej walczy o przetrwanie będąc o kilka pensji oddalona od katastrofy finansowej
- ludzi, którzy jak czołg idę przez życie gromadząc dobra materialne – to działa dopóki idą jak czołg, nie ma czasu na relaks, a jak w tym czołgu coś się zepsuje to jest katastrofa
- ludzi, którzy używają różnych nieczystych metod od działalności przestępczej począwszy na oszukiwaniu innych skończywszy – nawet mając duże pieniądze też trudno naprawdę się odprężyć bo ciągle masz ryzyko „wpadki”
- ludzie, którzy spokojnie i uczciwie żyją sobie w dobrobycie i mając wysoką jakość życia bez szarpania się i bezsennych nocy („żeglarze” w jednym z moich wcześniejszych postów)
Jeżeli chcesz w przyszłości zaliczać się do tej ostatniej grupy, to zdecydowanie musisz robić parę rzeczy inaczej niż ta większość. Jedną z nich jest to, o czym napisałem w tym poście i życzę Wam skutecznego stosowania tego w życiu.
PS: Jeśli ktoś pomyśli, że zalecane podejście może prowadzić do wykorzystywania nas przez innych to zalecam zapoznanie się z opisaną kiedyś na tym blogu strategią Tit-for-Tat
Kolejny znakomity wpis!
Dużo z tego, o czym piszesz (szczególnie w sferze pozafinasowej), jest kwestią dobrego wychowania. Szacunek do innych, mówienie „dzień dobry”, „do widzenia”, „proszę” i „dziękuję” to rzeczy, które wynosi się z domu rodzinnego (lub nie :-( ). Oczywiście zawsze jest czas, żeby „naprawić się” we własnym zakresie i im wcześniej każdy to zrobi tym łatwiej i lepiej będzie mu się żyć.
Przykład z życia prostego klienta:
Wiele jest narzekań na działanie „Błękitnej Linii” (call center Telekomunikacji Polskiej S.A.). Że nie pomagają, że olewają, że mają klienta gdzieś. I pewnie zdarzają się takie przypadki, ale kto ma większą szansę być źle potraktowanym jako klient:
(1) Ktoś, kto zaczyna rozmowę w ten sposób: „Cholera, dzwonię już trzeci raz, w ogóle nie odbieracie tych telefonów, a ja czekam już miesiąc na modyfikację mojej instalacji…”
(2) Ktoś, kto zaczyna rozmowę w ten sposób: „Dzień dobry. Dwunastego maja złożyłem u Państwa zlecenie numer 12345678. Czy mogłaby Pani pomóc mi znaleźć informację, w jakim stanie jest to zlecenie i kiedy mogę liczyć na jego realizację?”
Osoba (1) zostanie załatwiona szybko, bo kto by chciał kontynuować taką rozmowę i dowie się, że zlecenie jest w realizacji i ma czekać cierpliwie.
Osoba (2) otrzyma dokładną informację o historii zlecenia zapisanej w systemie komputerowym, dacie przekazania zlecenia do służb technicznych, wewnętrznym numerze zlecenia pozwalającym na jego szybkie identyfikowanie, przybliżonym czasie realizcji zleceń technicznych, a na koniec usłyszy „Życzę Panu miłego dnia.”
Generalnie ludziom dobrze wychowanym (lecz nie spętanym konwenansami) żyje się łatwiej i przyjemniej.
Alex,
podane przez ciebie przykłady pokazują, że szacunek do osób, z którymi mamy w danym momencie styczność to podstawa. Wystarczy trochę kultury, uśmiech i od razu milej. A ile możemy na tym zyskać (niematerialne przede wszystkim).
Ja kierując się twomi radami, aktywnie słucham i obserwuję inne osoby, to jak opisują rzeczywistość i reagują na codzienne wydarzenia.
To jest bardzo cenna lekcja. Czasami bywa tak, że ktoś jest dla ciebie miły, ale jednocześnie nie jest miły dla innych osób, nie ma do nich takiej małej dawki szacunku i uprzejmości. To jest ktoś opisany przez ciebie:
„W życiu prywatnym takim przykładem są osoby, które będąc np. w restauracji są wiecznie niezadowolone i znajdują swoistą przyjemność w czepianiu się i krytykowaniu,”
Z własnego doświadczenia wiem, że warto obserwować jaki stosunek ma ktoś do innych osób, nawet gdy dla mnie jest miły. W końcu nie mogę być pewien, kiedy znajdzę się dla tej osoby obiektem do krytyki lub arogancji.
Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Żeby daleko nie szukać, przykłady z ostatnich dni. W niedzielę, nieco zmęczony poszedłem do swojej ulubionej restauracji na śniadanie. W lokalu bardzo duży ruch, ale brak klientów. Pewnie szykuje się jakaś impreza zamknięta. Mój ulubiony kelner informuje mnie, że ze śniadaniem będzie kłopot, bo za 45 minut rozpoczyna się przyjęcie komunijne. Zapytałem, czy wobec tego możemy zjeść w zewnętrznym ogródku. Mój kelner przyszedł z właścicielką lokalu (też moją ulubioną) i powiedzieli, że nie ma problemu z jednym wszak założeniem, nie wezmą od nas pieniędzy z uwagi na to, że obsługa nie będzie na takim poziomie jak zwykle. Było to bardzo miłe, rachunek został uregulowany w postaci napiwku.
Przed godziną odebrałem telefon od mojego ulubionego dostawcy z zapytaniem, czy uregulowałem ostatnią, stosunkowo wysoką należność. Pytanie podyktowane było tym, że nie otrzymują wyciągów z banku (strajk poczty), a dostali ode mnie kolejne duże zamówienie. Potwierdziłem dokonanie płatności, usłyszałem kilka miłych zdań pod moim adresem i zapewnienie, że towar dojedzie jutro.
Jest tylko jeden problem. Znalezienie owych ulubionych dostawców i klientów jest o tyle utrudnione, że trzeba przesiać całą masę, jak to Alex określił d…ów, którzy niestety są bardzo częstym zjawiskiem. Przypuszczam, że wystarczy odpowiednio długi (ja dopiero zaczynam :-)) okres filtrowania, żeby owe niechciane jednostki były incydentalne.
TesTeq
Na pocieszenie warto stwierdzić, że ja kiedyś też nie byłem najprzyjaźniejszym człowiekiem świata (mały eufemizm :-))
Kuba
Napisałeś : „Czasami bywa tak, że ktoś jest dla ciebie miły, ale jednocześnie nie jest miły dla innych osób, nie ma do nich takiej małej dawki szacunku i uprzejmości.”
Pamiętajcie, że jesteście obserwowani :-)
Ja jak idę z kimś nieznanym na kolację, a mam zamiar podjąć z nim jakiekolwiek przedsięwzięcia, to uważnie patrzę jak ta osoba traktuje personel. Znacząca różnica w traktowaniu mnie i np. kelnera oznacza duży minus i bardzo ostrożne podejście do wielu spraw.
Łukasz
Filtrować trzeba, od tego zależy jakość naszego życia. Do picia też nie używasz nieprzefiltrowanej wody :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Alex
bardzo mi sie podoba obraz, ktory nakresliles.
ale wiesz z czym ja mam klopot (mowi o tym, bo ciekawym jak Ty sobie z tym radzisz)? z zachowaniem dystansu i jednoczesnym zachowaniu dobrych stosunkow. barierka przesuwa sie nieodmiennie coraz blizej mojej strefy komfortu ograniczajac mi mozliwosc manewru. konkretny przyklad: sytuacja wyglada prawie tak ladnie jak to opisales, wspolpraca kwitnie, jednak klient pozwala sobie na wiecej i wiecej (w slad za tym idzie gratyfikacja, jednak mnie nie na tym zalezy) i po pewnym czasie okazuje sie, ze zeby sprostac wymaganiom musialbym ograniczyc kontakt z innymi klientami wlasciwie do okazjonalnych, interwencyjnych wrecz akcji.
jej, jak zwykle sie rozgadalem. esencja pytania jest jak nastepuje: jak utrzymac dystans, nie zrazajac do siebie biznesowego partnera?
mam watpliwosci, na te chwile wydaje mi sie, ze czasem to po prostu niemozliwe.
Rafał
Ja nie staram się sztucznie trzymać dystansu, po prostu otwarcie komunikuję. Z dorosłymi ludźmi to zazwyczaj wystarcza :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie :)
Alex bardzo dobry post. Naprawdę doskonały. Poruszyłeś delikatną, aczkolwiek bardzo istotną, wręcz koronną kwestię – stosunek do drugiego człowieka i szacunek dla niego jako osoby ludzkiej.
Kiedy czytałem ten mail przed oczyma stanęła mi treśc książek „I ty możesz zostac liderem” Dale’a Carnegie i „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzię.
Jeśli chodzi o np zachowanie w restauracjach, odkąd przestałem pracowac jako kelner, postanowiłem, że nie będę jadał w restauracjach jeśli nie mam na napiwek dla obsługi. Sam kiedyś będąc po drugiej stronie dobrze wiem jak to jest, kiedy ktoś się do Ciebie uśmiecha i traktuje jak równego sobie człowieka. Osobiście wolałem takich klientów obsługiwać i kiedy nie dostawałem napiwku i tak mi było przyjemnie, że mogłem obsługiwać miłych i sympatycznych ludzi, okazujących mi szacunek za to co robię. Natomiast kiedy obsługiwałem jak to nazwałeś „dupka” który miał mnie „za nic”, który później rzucał stówkami to miałem go lekko mówiąc w nosie. Kiedyś miałem taką sytuację i facecik na początku mnie powyzywał, a potem rzucił na stół sto złotych gestem „masz chłopczyku”. Grzecznie aczkolwiek stanowczo mu powiedziałem, że nie życzę sobie aby mnie w ten sposób traktował i że może sobie te sto złotych schować bo mi na nich nie zależy. Facet zbaraniał i zrobił oczy jak pięciozłotówki.
Innym razem obsługując pewną parę, mężczyzna powiedział mi, że cieszy go fakt, że nie wyjechałem za granicę pomimo faktu, że doskonale znam angielski i pewnie dużo bym zarobił jako kelner w Londynie. Bo gdyby tak było, to nie zostałby tak fachowo i uprzejmie obsłużony. :)
Alex jeszcze raz świetny wpis. Daje do myślenia.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Marcin
Marcin
Zapomniałem o tych napiwkach. Ja generalnie daję je wszędzie według norm amerykańskich (ok. 15%), chyba że obsługa mimo mojego miłego zachowania rzeczywiście była bardzo kiepska. Kiedyś we Wrocławiu odsługiwał mnie jeden bardzo sympatyczny kelner, kiedy pożegnał się wyjeżdżając z rodziną do Irlandii to dałem mu namiary z „prikazem” zadzwonienia do mnie, gdyby popadł w jakieś tarapaty. A znałem go tylko z miłych pogawędek przy śniadaniu i obiedzie w hotelu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Nawiązując do Twoich negatywnych przykładów, to buractwo się szerzy. Tym łatwiej w tym kraju jest wyróżnić się pozytywnie
A zdarzało się wam dostać napiwek od kelnera ?
Bo mi owszem i to niejednokrotnie. :-)
Zdarzało się zaokrąglanie rachunków w dół, wydawanie zaokrąglonej reszty na moją korzyść, darmowy podwójny deser czy wręcz cały posiłek, wyższy standard w cenie mniejszego. Raczej nie dlatego, że kupowałem hurtem: ileż może zjeść lub na ilu łóżkach spać wolny strzelec na projekcie.
Do najbardziej zaskakujących zdarzeń jakie mi się przytrafiły to niespodzianka w hotelu w Hanowerze . Wpadłem tam po północy na jeden nocleg, aby nie zasnąć za kierownicą – miła lokacja niedaleko zjazdu z autostrady a już w mieście. Pozwoliłem sobie na próbę negocjacji ceny (spróbować nie zaszkodzi) i uzgodniliśmy jakąś zniżkę. Po śniadaniu obsługa ujęta zapewne litością, ewentualnie oczarowana moim jakże zniewalającym urokiem osobistym wystawiła mi rachunek na sumę od której zaczynałem targowanie! Dodali z uśmiechem – „Trudno, opieprz od szefa jakoś się wytrzyma.” ;-)
Kuba:
Bycie miłym i kulturalnym potrafi przynieść bardzo wymierne wyniki finansowe. Aczkolwiek nie próbuj sprzedawać dobrych manier. Trzeba swoją uprzejmość rozdawać za darmo.
Zdravim Vas,
Marcunio
Szanowny Panie!
Szanowni Państwo!
„Dzień dobry”
Po przyglądaniu się prowadzonym na tym blogu naukom przesyłam do Państwa wiadomości pewną ciekawą przypowiastkę spisaną przez A. de Mello.
Guru i krokodyle
Człowiek poszukujący Mistrza, który by go poprowadził ku świętości, przyszedł do aszramu, gdzie mieszkał guru. Guru oprócz tego, że cieszył się opinią świętego, był również oszustem. Ale poszukujący tego nie wiedział. „Zanim przyjmę cię jako mojego ucznia – rzekł guru – muszę sprawdzić twoje posłuszeństwo. Tuż obok aszramu płynie rzeka, w której mieszkają krokodyle. Chcę, abyś przeszedł ją w bród.” Tak wielka była wiara młodego ucznia, że uczynił to – przeszedł rzekę, wołając: „Niech wszystko wychwala potęgę mego Przewodnika.” Ku zdumieniu tego ostatniego młodzieniec nietknięty przedostał się na drugi brzeg. To przekonało guru, że był bardziej święty, niż sobie wyobrażał, postanowił więc pokazać uczniom swą moc i tym samym potwierdzić swą reputację świętego. Wkroczył do rzeki, wołając: „Niechaj wszystko mnie wychwala. Niechaj wszystko mnie wychwala.” Krokodyle natychmiast złapały go i pożarły.
A jako napiwek 15% (oczywiście według norm amerykańskich – co prawda sam zawsze stosuję napiwki według norm Zjednoczonych Emiratów Arabskich – 300%, wielbłąd i mały brylant) jeszcze małe spostrzeżenie dotyczące, tak znającego Pana preferencje ( superior, jedzonko, bilety, kierowca, reklama) klienta, – coś mi się nie widzi aby kiedykolwiek dotyczyła go sytuacja: „chwilowo nie mają budżetu”.
TesTeq
Przykład z „Błękitna linia” pewnie nietrafiony bo skoro działa źle to działa źle i kultura z drugiej strony niewiele pomoże – po prostu ludzie dobrze wychowani zawsze zachowają się tak jak (2) inni jak (1) a coś mi się wydaje, że chamstwo niestety może przyspieszyć działanie.
Kuba
Ostatni akapit bardzo trafny. Jeżeli ktoś ma mocno utrwalone zasady to stosuje do wszystkich czyli do „Błękitnej linii” też
Łukasz
Gratuluję wyników przesiewania a idealnie będzie, gdy pański ulubiony dostawca w ogóle nie będzie Pana niepokoił telefonami bo będzie miał pewność.
Marcin Grąbkowski
Pisze Pan: „odkąd przestałem pracować jako kelner, postanowiłem, że nie będę jadał w restauracjach jeśli nie mam na napiwek dla obsługi.” Jak to się ma do reszty opowieści, przecież napiwek nie miał dla Pana znaczenia. Jeżeli ktoś nie ma na napiwek to ma nie jeść?
„dziękuję” i „do widzenia”
von Loch
Po pierwsze będę Ci zobowiązany za zwracanie się do nas po imieniu, z darowaniem sobie tych formalnych „Państwo”. Taka jest atmosfera tego blogu i chcę ją zachować.
Wracając do meritum, to proszę Cię o wyjaśnienie co dokładnie chcesz powiedzieć przytaczając tutaj tę historię z de Mello? Jaki to ma związek z tym, co napisałem??
Dalej piszesz „co prawda sam zawsze stosuję napiwki według norm Zjednoczonych Emiratów Arabskich – 300%, wielbłąd i mały brylant)”. Zachowaj sobie proszę ten rodzaj „humoru” na inne fora (onet?), tutaj bardzo dużą wagę przywiązujemy do tego, aby pisać tak jak jest naprawdę. Jeśli chodzi o Twoją uwagę, to mam bardzo różnych klientów, jedni mają budżety, inni nie.
Co do reszty to pewnie wypowiedzą się zainteresowani
Pozdrawiam
Alex
von Loch pisze: „Przykład z 'Błękitna linia’ pewnie nietrafiony bo skoro działa źle to działa źle i kultura z drugiej strony niewiele pomoże”
Niestety nie mamy bezpośredniego wpływu na jakość działania 'Błękitnej linii’, tak jak i na wiele niedoskonałości tego świata. Moje doświadczenia życiowe wskazują jednak na to, że dobre wychowanie nie raz pozwoliło mi osiągnąć swoje zamierzenia szybciej od awanturującego się kolesia przy okienku obok. Czasami nawet urzędnicy celowo opóźniali załatwienie sprawy krzykacza, żeby dać mu nauczkę. Nie uważam tego za godne pochwały, tylko zwracam uwagę na fakt, że dobre wychowanie łagodzi „tarcie” w społeczeństwie.
Witam serdecznie :)
Von Loch napisałeś:
Po pierwsze „panowanie” mnie nie interesje :).
Jak moja wypowiedź ma się do całości opowieści?. Napiwek nie miał dla mnie znaczenia w pewnej określonej sytuacji – kiedy próbowano chamskie w stosunku do mnie zachowanie „przekupic”, badź „kupic” pieniędzmi, w postaci napiwku. Po drugie, skoro już nie masz na ten napiwek, a chcesz zjeść to nic nie stoi na przeszkodzie. Tylko jeśli Ci nie będzie smakowało to po pierwsze nie wyżywaj się na obsłudze, bo o ile się nie mylę to nie kelnerzy pracują na kuchni!.
Po drugie możesz zawsze kupić produkty spożywcze w sklepie, ugotować sobie i zjeść w domu.
P.S. Na napiwkach mi zależało, była to często połowa mojego miesięcznego wynagrodzenia, ale bardziej ceniłem sobie szacunek do własnej osoby i tego co robię i przekładałem to ponad pieniądze.
Pozdrawiam wszystkich :)
Marcin
Witam wszystkich,
Widzę, że kontrowersyjny post von Loch-a zburzył dotychczasowy rytm dyskusji.
Ja zostałem wychowany na „za bardzo” kulturalnego człowieka. Ciągle mi powtarzano, że ludzie są dobrzy tylko czasem mają zły dzień, itp. Wiecznie słyszałem, że mam nie odpowiadać na wredne i chamskie komentarze, nie pyskować, nie bić się z innymi, a już broń boże słabszych.
Sądzę, że to spowodowało, że jestem teraz słabym człowiekiem. Ja nie potrafię radzić sobie z chamami, których nie brakuje. Nie potrafię chamsko odpowiedzieć na docinki i to sprawia, że część ludzi po prostu poniżają mnie. Całe szczęście Bozia dała mi matematyczny mózg, dzięki czemu znalazłem pracę gdzie wyciągam 1,5 średniej krajowej. Jestem najlepszy w moim dziale (wydajność automatyków stosunkowo łatwo określić – potrafisz naprawić maszynę albo nie). Mam najniższą pensję w dziale (jest całkiem niezła 1,5 średniej krajowej), wiem, że nigdy nie awansuję…
Sądzę, że gdybym był beszczelnym chamem – z tymi możliwościami intelektualnymi osiągałbym bez porównania wyższą jakość życia.
Jestem miły i sypatyczny. Ludzie w pracy (szczególnie Ci na niższych szczeblach) bardzo mnie lubią, bo się nie wywyższam, ale to nie zmienia faktu, że management toleruje mnie tylko ze względu na umiejętności.
P.S. Alex – jeśli sądzisz, że ten post nie pasuje do reszty (może jest zbyt osobisty i zgorzkniały) to usuń go proszę.
Witajcie :)
Kors nie chodzi o to aby być chamem, to wcale nie pomaga. Pomiędzy byciem zuchwałym, a chamem jest różnica – pisał o tym Alex, warto to przeczytać. Poza tym popracuj nad asertywnością – i nie mówię tutaj o mówieniu NIE dla samego mówienia NIE. Chodzi o prawdziwą asertywność, czyli walczysz o swoje, ale nie umniejszasz nikogo wokół.
Popracuj nad tym, a zauważysz różnicę.
If you change the way you look at things, the things you look at will change :)
Pozdrawiam wszystkich :)
Marcin
Dzięki Marcin za rozróżnie. Faktycznie, część ludzi nie jest „chamowata” a nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać. Jednakże u mnie bardzo krucho z asertywnością, o zuchwałości nawet nie wspomnę…
Pozdrawiam
Kors
@Kors: Myślę, że w Twoim rozumowaniu tkwi błąd (który ja też kiedyś popełniałem) niedostrzegania, że grzeczność i zdolność do osiągania swoich celów to dwa różne wymiary.
Można być zarówno grzeczną niemotą, jak i grzecznym człowiekiem osiągającym swoje cele i jednocześnie respektującym prawo innych do osiągania ich celów (to jest prawdziwa asertywność).
Ale można być także zarówno chamską niemotą, jak i burakiem osiągającym swoje cele bez oglądania się na potrzeby innych.
Zarówno człowiek grzeczny, jak i cham mają szanse osiągnąć swoje cele, ale grzecznemu jest przyjemniej.
-> von Loch
pozwole sobie zapytac czy szanowny arystokrata nadaje z wnetrza krokodyla? czy stad to zgorzknienie?..
zapewniajac, iz powyzsze pytania nie wymagaja odpowiedzi i zastrzegajac sobie nie kontynuowanie dyskusji mimo wszystko pozdrawiam.
-> Kors
wiesz co pomyslalem?.. ze faktycznie dobre wychowanie w otoczeniu gburow nie pomaga. i odwrotnie, w salonach lepiej znac zasady savoir-vivre.
co wiec mozna z tym zrobic?..
wyobraz sobie, prosze, sytuacje, gdy pracujesz w firmie, gdzie premiowane sa takie zachowania jak Twoje. poszukaj takiej firmy (moze ja zaloz?). negatywne emocje o ktorych piszesz przestana miec racje bytu.
nawet jesli wydaje sie to niemozliwe to warto uswiadomic sobie sile jaka potencjalnie da odpowiednie, rezonujace otoczenie. samo uswiadomienie jest doswiadczeniem, ktorego nie sposob przecenic. dla mnie to bylo jak otworzenie okna w dusznym pokoju – nagle okazalo sie, ze jest swiat w ktorym mozna swobodnie oddychac. no a potem pozostalo juz tylko znalezc sposob na to, zeby sie tam dostac :)
trzymaj sie i powodzenia w poszukiwaniach! :)
-> TesTeq
takze zgodze sie z Toba o tyle, iz moje osobiste zdanie jest podobne i chcialbym, zeby to co napisales bylo prawda.
jednak teza, iz srodowisku ktore nie stosuje sie do zalecen Edwarda Pietkiewicza grzecznemu bedzie przyjemniej w realnym swiecie sie nie obroni. wrecz przeciwnie, taki grzeczny czlowiek bedzie mial mocno pod gorke. konkretny przyklad: budowales moze dom?.. asystowales przy budowie?.. moje doswiadczenia sa takie, iz znajomosc 'trudnych wyrazow’ przeszkadza, natomiast obycie z mocnym slownictwem zwieksza wydajnosc w sposob zadziwiajacy.
co ma wiec zrobic grzeczny czlowiek?.. wiedze trzy wyjscia: powinien trzymac pion i do tego potrzebny jest mocny kregoslup (i twardy tylek), zaakceptowac sytuacje i zaczac krakac, lub znalezc inne miejsce, gdzie wiecej jest ludzi jemu podobnych. byl taki czas, gdy mnie imponowala postawa pierwszego rodzaju, z wiekiem sie to zmienilo, teraz optuje raczej za trzecia opcja (druga opcja jest nieakceptowalna, absolutnie poza dyskusja). dlaczego sie zmienilo? glownie dlatego, ze jasno widze, iz niewiele jest miejsc w ktorych rzeczywiscie warto 'trwac na posterunku’ (w kolorze purpurowy :)). aczkolwiek szanuje i podziwiam osoby, ktore sie 'kulom nie klaniaja’.
przyszlo mi kiedys do glowy porownanie takich zachowan do sladu jaki lodz zostawia na wodzie. tak jak fascynujace moze byc wpatrywanie sie kilwater ;) tak przyjemnie jest obserwowac jak nasze dobre uczynki zostawiaja usmiech na twarzach ludzi i czesto powoduja, ze usmiech przechodzi na kolejne osoby…
… bardzo to lubie. i ciesze sie, ze jestesmy po tej samej stronie! :)
@Rafal Mierzwiak:
1) W ubiegłym roku rozbudowywałem dom i ani razu nie musiałem użyć niecenzuralnego słowa. Wiem, że to niecodzienne doświadczenie, ale może po prostu umiałem/miałem szczęście dobrać kulturalną ekipę. Jedyną jej wadą było to, że czasem robili szybciej niż myśleli. :-) Także ekipy wykonujące prace wykończeniowe były na poziomie – kilku fachowców to praktykujący buddyści, z którymi podczas krótkich przerw w pracy mogłem porozmawiać o kwestiach światopoglądowych. Oczywiście nie wszystko poszło, jak po maśle, ale zgrzeszyłbym, gdybym narzekał.
2) Zgadzam się, żę niewiele jest miejsc, w których warto „trwać na posterunku”, ale takie miejsca istnieją.
3) Gdy płynę na desce z żaglem, staram nie wpatrywać się w kilwater, bo mogę na coś wpaść albo stracić równowagę. :-)
-> TesTeq
w kontekscie przygod z budowa to pol zartem pol serio, ale moze masz jakies wyjatkowe zdolnosci do wyszukiwania i utrzymywania w ryzach takich ekip? moze warto sie temu przyjrzec uwazniej? bez ironii, absolutnie, sadze, ze taka umiejetnosc w obecnym czasie drozsza od zlota! :)
a kilwater? ta obserwacja to tak wiesz… z nuta refleksji, wiec raczej nie przy szkwale, czy w wymagajacych uwagi przesmykach :) hmm… jeden wyjatek – gdy sternik, ewentualnie zaloga, mijajacego Cie jachtu jest urody niezwyklej. wtedy to po prostu trzeba odwrocic glowe bez wzgledu na okolicznosci ;)
-> Rafal
Oczywiście, że założyłem firmę, ale nadal muszę pracować na etacie – drugie dziecko w drodze ;)
Witajcie
Nawiązując do wypowiedzi TesTeq via blog Shrew znalazłem ciekawą wypowiedź Kolegi pracującego po drugiej stronie hotline.
Warto przeczytać i zastanowić się.
W dyskusji poniżej jest też taka wypowiedź konsultanta Neostrady, która potwierdza tezę TesTeq, cytuje: „Pracowałem kiedyś w helpdesku Neostrady… Klient pierwszym zdaniem na przywitanie potrafi pogrzebać swoje szanse na rozwiązanie problemu – jak się ktoś wita zaczynając od obelg… ”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie
Myślenie von Loch nie jest mi obce ponieważ na co dzień pracuję nad asertywnością i odwagą ,a bycie klientem absolutnie nie odczuwam jako : “klient nasz pan”, “klient może wszystko” Gdy nie udami się osiągnąć zamierzonego celu i jako klientka i odchodzę z „kwitkiem ” lub jestem niezadowolona zastanawiam się dlaczego? Przed załatwieniem ważnej dla mnie sprawy przygotowuje sie np w Urzędach ustalam przysługujące mi prawa najczęściej z internetu ,staram sie nie załatwiać wszystko w formie pisemnej,informuję ze jestem zainteresowana przebiegiem sprawy…itp .Podobnie np. wybierając restaurację kieruję się zadbanym wnętrzem,daje mi to poczucie dbałości o klienta ; staram sie dowiedzieć czego więcej na temat dania niż to wynika z meni, pytam o czas realizacji zamówienia …. .Wydaje mi sie ,ze bardzo wiele zależy od właściciela lokalu czy kierownika biura ,od tego czy zależy im na dobrej renomie firmy czy szybko zarobionych pieniądzach ,wiec czasem nic nie da wylewanie swoich rozczarowań na kelnera,czy pani za biurkiem .Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
…w moją wypowiedz wkradło sie słówko nie :”staram sie nie załatwiać wszystko w formie pisemnej ” być może dlatego ,ze wolałabym tego uniknąć i nie być potraktowana jak per noga .
@jaskółka: Pragmatyczne, pozbawione negatywnych uczuć podejście często rozbraja urzędy. Jeśli już warto okazać jakieś uczucia, to należy wyciągnąć pomocną dłoń ułatwiającą urzędnikowi załatwienie naszej sprawy. Oczywiście nie mamy gwarancji sukcesu, ale zwiększamy nasze szanse.
Witaj Tes Teq zastanawiam sie czy miałeś coś konkretnego na myśli pisząc „wyciągnąć pomocna dłoń ” .
@jaskółka: Tak. Co dwie głowy, to nie jedna.
Nie biorę tu pod uwagę sytuacji, kiedy urzędnik nie chce załatwić sprawy albo chce wymusić łapówkę. W tych przypadkach nie ma pola do kooperacji.
Natomiast często zdarza się, że urzędnik nie zna w dostatecznym stopniu przepisów, które pozwoliłyby załatwić pozytywnie naszą sprawę. Wówczas boi się podjąć decyzję i nie mamy szans. Jeśli podsuniemy mu rozwiązanie i zrobimy to w tak, żeby uważał, że to on wymyślił twórcze rozwiązanie, to zdecydowanie zwiększamy nasze szanse.
Stosując powyższą metodę udało mi się załatwić wiele spraw, ale moja skuteczność nie jest 100-procentowa. Mimo to uważam, że próbować warto, a co najważniejsze warto być dobrym klientem.
Tes Teq jestem właśnie w sytuacji kiedy to do rozpoczęcia realizacji mojego celu potrzebuje odszukać ksero świadectwa (które zagubiła szkoła ,a inna szkoła która je wystawiła zniszczyła dokumentacje )w archiwach firm dla których pracowałam licząc na szczęście i życzliwość ludzi . Z moich doświadczeń wynika ,ze „kłody pod nogi ” już na samym początku rodzą mizerne efekty mimo dużego wkładu energii .Trochę opadły mi skrzydełka czy możesz podzielić sie swoimi wynikami w takich przypadkach .
@jaskółka: Kilka uwag – mam nadzieję, że Ci pomogą, a nie zezłoszczą.
1) Za wszelką cenę unikaj pozbywania się ostatniej kopii ważnego dokumentu. Poświadczony przez notariusza odpis jest równoważny oryginałowi i w większości przypadków żaden urząd nie ma prawa odmówić przyjęcia takiego odpisu.
2) Napisałaś, że szkoła zniszczyła dokumentację. Chyba w takiej sytuacji należy zawiadomić prokuraturę, ponieważ instytucje publiczne nie mogą niszczyć dokumentacji, tylko przekazują ją do archiwów. Chcę przez to powiedzieć, że informacja o zniszczeniu dokumentacji może być nieprawdziwa, udzielona „na odczepnego”. Czy ta szkoła nie istnieje?
Tes Teq Dziękuję Ci za za informację dotyczącą punktu 1 . Wykorzystałam radę z punktu 2 , która bardzo mi pomogła – jeszcze tego samego dnia otrzymałam telefon ze szkoły , ze odnaleziono dokumentacje i otrzymam duplikat :). Przemyślałam to co napisałam we wcześniejszym poście ,dziś myślę ,ze problem na początku planu pomógł mi sie upewnić, że chce go realizować, a ponadto miałam bezpośrednią możliwość skorzystania z Twojej życzliwości i rady. Chciałam podkreślić ,że czerpie wiele z Twoich komentarzy na forum :).Pozdrawiam serdecznie
@jaskółka: Cóż za miła informacja. Cieszę się, że krok po kroku zmierzasz do celu. Gdy człowiek jest już w ruchu i podąża w kierunku swojego celu, to trudno go zatrzymać. Pozdrawiam i szczerze życzę powodzenia.
Moim zdaniem działa trzecia zasada dynamiki Newtona: akcja i reakcja. Jak startujesz z agresją, to prędzej czy później agresja wróci do ciebie.
Akurat w restauracji wraca dość szybko jak wynika z pewnego programu TV, który pokazywał co robią kelnerzy jak ich klient wnerwi. Przysłowiowe plucie do zupy należy do łagodniejszych szykan.
Staram się również zrozumieć sytuację drugiej osoby nawet jeśli jej zachowanie mnie irytuje, bo czasami jest niezależne od chęci tej osoby. Jak zrezygnowałem z usług TPSA to musiałem wysłuchać kilku zapytań czy na pewno, propozycji itd. Nie ma sensu być niemiłym dla pracownika takiej linii, bo on jedzie według scenariusza, rozmowa jest nagrywana i po prostu musi zadać te pytania.
Ktoś napisał w komentarzu, że ważny jest szacunek – zgadzam się w 100%.
Sławek
Coś w tym jest, to tak jak w niemieckim przysłowiu „Jak wołasz do lasu, to tak las odpowiada Ci z powrotem”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mały przykład z ostatniego Spotkania Czytelników:
Spotkanie odbyło się w sobotę, a już dziś w poniedziałek dostawca ze zdziwieniem stwierdził, że na jego konto wpłynęła całą należność za salę i catering :-)
Ich komentarz: „więcej takich klientów” :-)