Pozwólcie, że opiszę małą historię, która wydarzyła się kiedyś na naszym blogu. Zawiera ona pouczające elementy, a ponieważ drugi jej bohater zgodził się na publikację to pozwalam sobie na jej zaprezentowanie. Kiedy TesTeq pojawił się na tym blogu, to dość często zdarzało mu się pisać komentarze, które z mojego punktu widzenia świadczyły o niezbyt dokładnym czytaniu tekstów, do których się odnosił.
Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB
To jest dość powszechne zjawisko i niektórzy usiłują wykorzystać to jako chwyt retoryczny (dlatego warto porównywać to, co powiedzieliśmy do tego, do czego potem odnosi się rozmówca). Jak wiecie, szanują wszystkich Czytelników, a zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trud wypowiadania się tutaj, więc początkowo cierpliwie tłumaczyłem różnice pomiędzy ABCD a ACCB, delikatnie mówiąc z bardzo różnym skutkiem. Ponieważ uważam mój czas za bardzo cenny, to w którymś momencie, zgodnie z zasadą Miyamoto Musashi „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” stwierdziłem, że już wystarczy. Uprzejmie, choć bardzo stanowczo wyprosiłem TesTeq z blogu zalecając mu wypowiadanie się gdzieś indziej. TesTeq wyraził ubolewanie z powodu takiego stanu rzeczy, po czym kulturalnie się pożegnał. Dla mnie sprawa była załatwiona, to było normalne działanie managerskie (pozbycie się niekompatybilnego członka zespołu), rzeczowo i bez wzbudzania niepotrzebnych emocji.
Ku mojemu zdziwieniu w jakiś czas potem w moderacji pojawił się komentarz napisany przez TesTeq, komentarz, który był bardzo sensowny i wnosił sporo do dyskusji. Ponieważ uważam ten blog przede wszystkim za serwis dla Czytelników, to zamieszczam na nim każdą w miarę przyzwoitą wypowiedź, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzam, czy też nie. Tak też zrobiłem z tamtym komentarzem. Wkrótce pojawiły się następne, każdy na poziomie i na temat, więc i one wylądowały na blogu. Po pewnym, stosunkowo krótkim czasie z przyjemnością poinformowałem TestTeq, że wobec takiej przemiany jest mile widzianym komentatorem i oczywiście jego nick zostaje od natychmiast wyjęty z Watch List. Resztę historii już znacie, TesTeq wnosi wiele interesujących punktów widzenia do naszych dyskusji, nawet jeśli nie zawsze są one zbieżne z moimi, to jest to cenny element za który mu w tym miejscu jeszcze raz dziękuję. Z drugiej strony dla niego aktywność na naszym blogu powiększa jego tzw. „exposure” (nie pamiętam teraz polskiego terminu marketingowego), bo było nie było mamy tutaj ponad 60.000 odwiedzin miesięcznie i liczba ta ciągle rośnie. Typowa sytuacja win-win dla wszystkich.
Jakie ogólne wnioski warto z tego wszystkiego wyciągnąć?
Najpierw uwagi dla managerów:
- Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat. Rozmowa taka powinna zakończyć się zawarciem wiążącego porozumienia dotyczącego oczekiwanych rezultatów, bądź zachowań.
- Jeżeli zawarcie takiego porozumienia nie jest możliwe, bądź druga strona nie go dotrzymuje, to należy jak najprędzej z nią rozstać. Kropka. Tzw. pochylanie się nad człowiekiem, dawanie mu drugiej, trzeciej, x-tej szansy zazwyczaj jest bezcelowym marnotrawstwem czasu i zasobów. To bardzo szlachetne zachowanie, niemniej moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie jako manager i konsultant potwierdza, że w znakomitej większości przypadków nasze dobre intencje interpretowane są przez drugą stronę jako ciche przyzwolenie na kontynuację dotychczasowego postępowania. jeśli z jakichkolwiek powodów nie możesz na razie obyć się bez tego człowieka, to jak najszybciej zacznij szukać kogoś, kto mógłby go zastąpić. Podkreślam jednocześnie, że przed zastosowaniem takich działań konieczne jest dobre przeprowadzenie czynności opisanych w poprzednim punkcie.
- Jeśli rozstajemy się z kimś to warto zrobić to w sposób cywilizowany. Wszelkie tzw. osobiste wycieczki lub poniżające drugą stronę zachowanie są bardzo szkodliwe i nigdy nie wiemy kiedy mogą nam samym odbić się czkawką. Gdybym np. nieodpowiednio potraktował TesTeq, to nigdy już nie napisałby on na naszym blogu z oczywistą stratą dla całości tego przedsięwzięcia. Rozstając się z niekompatybilną osobą warto uświadomić zarówno sobie ja i drugiej stronie że to „nothing personal, just business”.
- Jeśli osoba, z która w ten sposób rozstaliśmy się w którymś momencie kontaktuje się z nami pokazując w wiarygodny sposób, że problem który był przyczyną poprzednich komplikacji został usunięty, to możemy ewentualnie dać jej szansę pokazania tego w praktyce. Nie oznacza to natychmiastowego przywrócenia wszelkich praw, lecz jedynie możliwość wykazania się w jakieś bezpiecznej „piaskownicy”. Poprzez piaskownicę rozumiem takie otoczenie, w którym nawrót zainteresowanego do poprzednich praktyk nie spowoduje szkód dla Ciebie lub Twojej organizacji.
- Jeśli osoba sprawdziła się w piaskownicy, to możesz ostrożnie wstawić ją na bardziej eksponowaną pozycję.
Takie historie zdarzają się, znam co najmniej parę takich spektakularnych „żyć po życiu”, które zakończyły się „a potem żyli długo i szczęśliwie” dla obydwu stron :-)
Teraz parę wskazówek dla drugiej strony:
- Jeśli bierzesz udział w przedsięwzięciu, którego nie jesteś właścicielem, bądź osobą sprawiającą kontrolę z nadania właściciela, to zazwyczaj masz trzy opcje, które najlepiej wyraża amerykańskie powiedzenie „love it, change it, or leave it” :-) Jeśli przy tym osoba sprawująca szeroko rozumianą władzę ma silną osobowość, a do tego jej przedsięwzięcie ma sukcesy właśnie dzięki taki cechom, to możliwości „change it” są dość ograniczone, zwłaszcza jeśli chcesz to zrobić w sposób „siłowy”. Jeśli całość nie podoba Ci się, to lepiej poszukaj sobie czegoś bardziej pasującego
- W przypadku, jeśli druga strona komunikuje Ci, że zamierza się z Tobą rozstać, to warto zapytać, co musiałoby się wydarzyć, aby zmieniła swoją decyzję. Być może pojawi się jakaś szansa porozumienia. Tego punktu np. TesTeq nie wykorzystał, podobnie jak zresztą większość ludzi. To mnie dziwi, gdyż takie zapytanie nic nie kosztuje. Jeśli po nim pojawią się warunki nie do zaakceptowania, to zawsze możemy je odrzucić i nie będziemy w gorszej sytuacji niż byliśmy poprzednio!
- Jeśli druga strona zdecydowanie chce się z Tobą rozstać, to nie walcz „na siłę”. Gdyby TesTeq zaczął narzekać na blogu, lub gdziekolwiek indziej jak „niesprawiedliwie” został potraktowany, albo jaki to ja jestem „despotą”, to nigdy przenigdy nie miałby szans powrotu tutaj. Kulturalne pożegnanie się pozostawiło otwartymi bardzo wiele drzwi. Dokładnie tak samo dzieje się w prawdziwym życiu poza internetem. Znam parę przypadków osób, które całkiem niepotrzebnie procesowały się z byłym pracodawcą zamykając sobie nie tylko możliwość „pokojowego” powrotu do atrakcyjnej firmy, lecz do tego rujnując opinię na rynku, bo powyżej pewnego poziomu świat biznesu w Polsce wcale nie jest taki wielki. Więc pamiętaj, nigdy nie pchaj się na siłę tam, gdzie Cię nie chcą, nawet jeśli zgodnie z Kodeksem Pracy masz do tego „prawo”.
- Możesz zawsze potem spróbować pokazać drugiej stronie, że powody rozstania zniknęły, ale licz się co najmniej z jakimś okresem próbnym. Ja jestem bardzo pragmatycznym managerem i bez specjalnych problemów umożliwiłem TesTeq ponowne wykazanie się (choć jako środek ostrożności najpierw wszystkie jego komentarze lądowały w moderacji), musisz jednak być przygotowanym na to, że wielu managerów może do tego podejść bardziej emocjonalnie, albo ambicjonalnie i „dla zasady” (jakiej????) powie Ci „nie”. Uprzednie kulturalne rozstanie się minimalizuje taką możliwość, nie może jednak jej wykluczyć. Wtedy trudno, pomyśl że świat jest wielki i pełen innych sposobności.
- Jeśli otrzymałeś szansę na „życie po życiu” to pamiętaj, że najprawdopodobniej obowiązuje dla Ciebie zero tolerancji jeśli chodzi o nawroty Twoich dawnych zachowań, tych, które spowodowały pierwotne rozstanie się z Tobą.
W życiu nie wszystko toczy się prostymi drogami i jestem przekonany, że powyższe rozważania w którymś momencie mogą okazać się bardzo przydatne każdemu z Was. Nawiasem mówiąc podobnie funkcjonuje to często w życiu prywatnym.
Zapraszam do rozmowy w komentarzach.
„ciche przyzwolenie na kontynuację dotychczasowego postępowania. jeśli z jakichkolwiek powodów nie możesz na razie obyć się bez tego człowieka, to jak najszybciej zacznij szukać kogoś, kto mógłby go zastąpić.”
A co myslisz osobach, ktore maja ogromne kompetencje w jakims obszarze (to co nazywamy talentem), ale maja takze slabe punkty?
Guy Kawasaki, ktorego nawet przytaczałes na tym blogu w jednej ze swoich ksiazek pisze cos w stylu: szukajac ludzi do swojego zespolu ktorzy maja ogromny talent, a nie tych ktorzy maja malo wad. Gdzie i jak dokladnie to brzmialo nie uda mi sie przytoczyc :).
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
Witam ;]
Ostatnie dwa tygodnie spędziłem na czytaniu tresci zawartych na tej stronie i na wstepie rzec chciałbym Alexowi „szczere dzięki” za to co robi ;] Zwykle przyswojenie takiej ilości tak istotnej wiedzy i w tak różnych sprawach zajmuje mi okolo pol roku i jest znacznie mniej przyjemne ze względu na koniecznośc odcedzania „mułu informacyjnego” ;] To jak taki reader’s digest w kwestiach wymienionych w bannerze ;]
Co do tematu to z doswiadczenia niestety wiem, ze z reguly, jezeli pierwsze „ultimatum” nie bylo wystarczajaco skutecznym bodźcem, to po powrocie możemy, predzej czy pozniej, spodziewac się nawrotow złych nawykow u tej osoby ktorej na początku takie ultimatum postawilismy. I tutaj zastanawiam sie czy warto grac „against the odds” i ryzykowac czas i nerwy dla jednego przypadku na 100 (mowie tutaj szczegolnie o sytuacjach w ktorych mamy duzo do stracenia).
„nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” jak to ma sie do pewnego postu w ktorym namawial Pan do podejmowania ryzyka i szkolenia sie w roznych dziedzinach ktore a noz przydadza sie w przyszlosci. Uwazam ze ten frazes jest sam w sobie bezsensowny, gdyby wziac go za prawde pol swiata nauki nigdy nie zostalaby poruszona albo wysmiana, dopuki jakis nawiedzony nieuk opisalby to sukcesem.
„Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów …” znow mozemy sobie pogdybac ze to dany manager jest traba a nie osobnik pod nim. Ilez to firm nie powstaloby gdyby nie ludzka „dosc mam juz tego durnia za szefa”.
dalej juz nie pisze bo polowa z tego postu jest zalezna od danego kraju w jakim np pracujemy albo uczestniczymy w zyciu danej spolecznosci
Kamil
Proszą sprecyzuj co dokładnie masz na myśli, bo jeśli zapytujesz w kontekście tego tekstu, to chyba dość dokładnie podałem sposób postępowania.
Szukając ludzi do zespołu musisz też choć trochę patrzeć na pewną kompatybilność inaczej trudno potem mówić o zespole.
Michał
Witamy na naszym blogu :-)
Zwróć uwagę, że ja nie pisałem o ultimatum, lecz o zawarciu obopólnego porozumienia z drugą stroną. Dopiero kiedy to nie jest możliwe, bądź takie porozumienie nie jest dotrzymywane, to trzeba się rozstać
Random
Witaj na naszym blogu :-)
Proponuję, abyśmy zrezygnowali z tego „panowania”, zgoda?
Uczenie się różnych rzeczy, które w danym momencie niekoniecznie są nam potrzebne nie jest w mojej opinii bezsensownym przedsięwzięciem. Zarówno moja historia, jak i wielu innych ludzi (weź takiego Steve Jobbs ) świadczy o stwarzaniu w ten sposób nowych możliwości.
Co dokładnie masz na myśli używając słowa „frazes”?
Cytowana przez Ciebie rada przeznaczona jest dla typowego managera czytającego ten blog, raczej nie uważam ich za „trąby” (skąd w ogóle masz takie słownictwo??)
Piszesz na zakończenie: „polowa z tego postu jest zalezna od danego kraju w jakim np pracujemy albo uczestniczymy w zyciu danej spolecznosci „
Proszą wyjaśnij dokładnie która to połowa i na czym, ta zależność ma polegać
Mam jeszcze pytanie do wszystkich Czytelników
Mam zrobić z tego postu wersję pdf do ściągnięcia?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Podobne rady jak pracownikom możnaby udzielić pracodawcom: uważaj, jak pożegnasz się z pracownikiem, bo możesz zepsuć opinię firmy. A przecież powyżej pewnego poziomu najlepszych specjalistów w większości branż nie ma chyba aż tak wielu, choć to tylko moje przepuszczenie :-)
Twoje rady można właściwie odnieść do większości dziedzin życia. Ot, taka szkoła. Nauczyciele powinni uważać, jak traktują uczniów bo za X lat mogą się z nimi ponownie spotkać, ale w innej roli (uczniowie zresztą tak samo).
Generalnie dzięki za mądre przemyślenia. Uwagi niby oczywiste, ale klarowna forma pomaga lepiej je sobie przyswoić.
Witam :)
Random:
„nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” jak to ma sie do pewnego postu w ktorym namawial Pan do podejmowania ryzyka i szkolenia sie w roznych dziedzinach ktore a noz przydadza sie w przyszlosci. Uwazam ze ten frazes jest sam w sobie bezsensowny, gdyby wziac go za prawde pol swiata nauki nigdy nie zostalaby poruszona albo wysmiana, dopuki jakis nawiedzony nieuk opisalby to sukcesem.”
Random, nie bierz wszystkiego tak bardzo dosłownie. Myślę, że pomocny byłby szerszy kontekst słów Miyamoto w jakim go użył. Podejrzewam, że Miyamoto nakłania nas abyśmy wykorzystując swój mózg i myślenie (które jest za darmo) nie angażowali swoich sił i środków w przedsięwzięcia, które po szerokiej analizie za/przeciw; zysk/strata dadzą nam niewiele w stosunku do włożonych przez nas środków.
Bartłomiej:
„A przecież powyżej pewnego poziomu najlepszych specjalistów w większości branż nie ma chyba aż tak wielu, choć to tylko moje przepuszczenie ”
Ciekawe przypuszczenie, powiem nawet więcej. Zgodnie z powiedzeniem, które mówi:” The ladder of success is not crowded at the top” zgadzam się z Tobą :)
Pozdrawiam :)
„Zwróć uwagę, że ja nie pisałem o ultimatum, lecz o zawarciu obopólnego porozumienia z drugą stroną. Dopiero kiedy to nie jest możliwe, bądź takie porozumienie nie jest dotrzymywane, to trzeba się rozstać”
Ano prawda ;] Myślę jednak że to niewiele zmienia(a raczej zmienia na niekorzyśc ponownego przyjęcia do naszej „piaskownicy” jak to ująłeś).
Zauważ że mamy taki rozwój wydarzeń (chronologicznie;-)
1.Zastrzeżenie i kilkukrotne zwrocenie uwagi
2.Ostrzeżenie i rozmowa zakończona porozumieniem stron, że sytuacja się nie powtórzy
3. Zawalenie sprawy pomimo porozumienia zakończone rozstaniem
4. Powrót, pomimo faktu, że mieliśmy już kiedyś porozumienie i zostało ono złamane – tutaj właśnie pytam dlaczego, skoro wcześniej przyjmujemy że nie dajemy trzeciej szansy? Przecież to, jakby nie patrzec, jest właśnie trzecia szansa..
Roznica jest tylko taka, że upłynęło trochę wody w rzece, może poczucie zawodu nam trochę przeszło,i mamy podejrzenie że sytuacja MOŻE się nie powtorzyc. Małe zastrzeżenie: tak jak wcześniej napisałem – nie mówie tutaj o sprawach mało istotnych, ale takich ktore moga sie dla nas zakonczyc utratą pracy\czyjegos zaufania do nas itd..
Michał
Różnica między ultimatum a porozumieniem jest kolosalna, ultimatum to taki gwałt na poczuciu własnej wartości drugiej strony.
Jeśli chodzi o Twoją drugą uwagą, to coś w niej jest. bo pisałem ten tekst w ekspresie i użyłem może zbyt dużego skrótu myślowego :-)
Powinienem wyraźniej podkreślić zdanie :” Jeśli osoba, z która w ten sposób rozstaliśmy się w którymś momencie kontaktuje się z nami pokazując w wiarygodny sposób, że problem który był przyczyną poprzednich komplikacji został usunięty”
Stopień trudności osiągnięcia tej wiarygodności przez daną osobę będzie odpowiadał temu, co wydarzyło się wcześniej i czasami może dochodzić do nieskończoności :-)
W niektórych przypadkach, zwłaszcza przy cywilizowanym rozstaniu można spróbować ponownie, tym razem na początek w „piaskownicy”
Najtrudniej jest jeśli straciliśmy zaufanie do czyjejś przyzwoitości, problemy merytoryczne można usunąć, czasem nawet stosunkowo szybko. Sam nie jestem doskonały, więc w tych drugich przypadkach daję też innym możliwość wykazania się, że zmądrzeli :-)
Czy teraz jaśniej wytłumaczyłem o co mi chodzi?
pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam :)
Michał Hubicki:
W zasadzie jest to pytanie do Alexa.Pozwolę sobie się wtrącić, mam nadzieję, że nie urażę Alexa. Pozwolę sobie coś od siebie dodać.
W zasadzie masz rację. Osobiście jednak wychodzę z założenia, że każdemu należy się szansa na rehabilitację, ale pod jednym warunkiem: że zasłuży !! z naciskiem na słowo zasłużyć. Zgodnie z zasadą, że „Life responds to those who deserve, not to those who need”. Oczywiście przyjmując takiego pracownika po uprzednim zwolnieniu go dajemu mu tę drugą szanse, ale bardzo ważne moim zdaniem jest to NA JAKIEJ PODSTAWIE mu ją dajemy. Tak jak napisał Alex:
„Możesz zawsze potem spróbować pokazać drugiej stronie, że powody rozstania zniknęły”
Mam nadzieję, że nie namieszałem.
Pozdrawiam :)
Marcin
Witam :)
Alex mnie wyprzedził :)
Pozdrawiam :)
Alex,
Napisales: „Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB… Jak wiecie, szanuje wszystkich Czytelników, a zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trud wypowiadania się tutaj, więc początkowo cierpliwie tłumaczyłem różnice pomiędzy ABCD a ACCB, delikatnie mówiąc z bardzo różnym skutkiem.”
W moim odczuciu TesTeq po prostu mial inne zdanie od Twojego. Ponadto, wypowiedzi TesTequa wydaja mi sie bardzo inteligentne, okraszone polotem i nie sadze, ze to co pisales bylo dla niego niezrozumiale. Ktos madry kiedys powiedzial: „jednosc w sprawach zasadniczych, roznorodnosc w sprawach waznych”.
Napisales: „Ponieważ uważam mój czas za bardzo cenny, to w którymś momencie, zgodnie z zasadą Miyamoto Musashi „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” stwierdziłem, że już wystarczy.”
Sadze, ze TesTeq tez ceni sobie wlasny czas. Nie rozumiem dlaczego zrozumienie wypowiedzi TesTeqa uwazales za bezsensowne przedsiewziecie.
Alex napisz czy zarzadzales malymi, srednimi, badz duzymi zespolami ludzi. Pytam, poniewaz tresc Twojego postu jest zwiazana z zarzadzaniem zespolami ludzi.
Pozdrawiam
Krzysztof
Czy na pewno przeczytałeś moje dyskusje z TesTeq bezpośrednio przed tym jak wyprosiłem go z blogu? Bo w przeciwnym wypadku mamy pewien problem.
Nie podważam inteligencji wypowiedzi TesTeq, problem nie leżał też w tym, że TesTeq nie rozumiał moich wypowiedzi. Polecam uważną lekturę, jeśli bardzo Ci na tym zależy (bo cały post jest o czymś znacznie bardziej ogólnym.
Napisałeś też: „Nie rozumiem dlaczego zrozumienie wypowiedzi TesTeqa uwazales za bezsensowne przedsiewziecie.”
Na podstawie jakich przesłanek, zakładając, że przeczytałeś dyskusje o których piszesz, zakładasz, że chodziło o zrozumienie wypowiedzi TesTeq??
Wracając do Twojego ostatniego pytania, to dłuższego czasu działam między innymi jako konsultant zarządzania dla zespołów liczących od kilkunastu do kilkuset ludzi. Muszę dość dużo rzeczy robić dobrze, bo firmy ciągle mnie angażują :-)
Pozdrawiam
Alex
Z zainteresowaniem przeczytałem historię mojego powrotu do życia i mam jedną niewielką uwagę historyczną dotyczącą poniższego zdania:
Alex pisze: „Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB.”
W dyskusji, która rozgorzała pod wpisem „Talent – przeceniany element” (Saturday, December 15th, 2007) raczej chodziło mi o podważenie założeń poczynionych na wstępie przez Alexa niż o „odwracanie kota ogonem”. Założenia te ograniczały moje możliwości argumentacyjne, w związku z czym bez powodzenia usiłowałem wymusić na Alexie odstąpienie od tych założeń posługując się pożałowania godnym epitetem. To jeszcze jedna nauczka – obrażając niewiele wskórasz. Zainteresowani mogą zapoznać się z tym, w jaki sposób przebiegała ta dyskusja i czym się skończyła. Dodam, że w międzyczasie podszkoliłem się na prostszych tekstach w Internecie i rozumienie tekstów Alexa nie sprawia mi już takich kłopotów, jak dawniej. ;-)
Generalnie, będąc w stanie „śmierci klinicznej”, kiedy całe życie przelatuje przed oczami (w tym wypadku całe życie na blogu Alexa) i widać już tunel prowadzący ku światłości, należy się zastanowić, czy warto jest wracać w szeregi żywych, a jeśli tak, to po co . Prosty rachunek zysków i strat pomaga podjąć decyzję. Odradzam jednak walki i kłótnie, ponieważ nie prowadzą one do niczego dobrego.
Jeden z moich profesorów, do którego miałam przyjemność chodzić na zajęcia, mawiał, iż Amerykanie uznają pojęcie drugiej szansy (nie trzeciej, czwartej, n-tej, tylko DRUGIEJ). Tym sposobem wielu spośród tych, którzy nie zawsze żyli godnie na wschodnim wybrzeżu USA, dostali szansę na drugie życie zasiedlając zachód (stąd, m.in. do czynników utrudniających zobligowanie mieszkańców zachodu – nota bene „dzikiego” ;) – do przestrzegania prawa była spora grupa ludzi o kryminalnej przeszłości).
Od tamtego wykładu, który silnie zapadł mi w pamięć, staram się prosić, oczekiwać, ale również dawać drugą szansę. Z różnym skutkiem. Najtrudniej jest wobec siebie, łamiąc sobie dane słowo, wyznaczone przed sobą cele, ustanowiony plan działań, daję sobie drugą, trzecią, czwartą i dziesiątą szansę i tak w nieskończoność. Dowodzi to, iż w stosunku do samej siebie jestem bardziej pobłażliwa niżeli w stosunku do innych osób. Nie wiem, czy to naturalny stan działania własnego ego, czy też słabość mojej „silnej woli”. Jestem bowiem bardziej konsekwentna wobec innych. Staram się w relacjach z ludźmi trzymać zasady „drugiej szansy”.
Piszesz Alex’ie, że tekst postu odnosi się także do sfery życia prywatnego. Wówczas wiec, także w obliczu złamania obowiązujących i w tej sferze życia norm, można zastosować opisany przez Ciebie sposób zachowania się. Co jednak, gdy przeprowadzenie takiej rozmowy z drugą osobą, która ewidentnie zawiodła zaufanie i zachowała się niegodnie doprowadzi do sporu, którego efektem będzie kłótnia, a być może (sądząc po wcześniejszych działaniach tejże osoby w relacji z innymi) zupełne zerwanie kontaktu i pogrzebanie wielu lat wartościowej przyjaźni? Nie wspomnę już o ustaleniu warunków porozumienia, gdyż wynikłoby z tego wszystkiego zapewne jedno wielkie nieporozumienie… Brzmi to może dość enigmatycznie, jednak relacje z ludźmi nie zawsze należą do łatwych i często nawet ich wyczerpujący opis nie będzie w stanie oddać w pełni unikalnej nici porozumienia (czy nie brzmi trochę paradoksalnie w kontekście dopiero co wspomnianego nieporozumienia?! – ale fakt faktem jedno i drugie ma miejsce!!!), która wytworzyła się poprzez wspólnie spędzone chwile, wspólne doświadczenia, wspólne dorastanie i marzenia. I nie mam tu na myśli bynajmniej relacji męsko-damskich (o ile to wyjaśnienie ma to jakiekolwiek znaczenie).
Pozdrawiam,
Marysia
TesTeq
Dziękuję za przytoczenie krytycznej dyskusji, mnie się już nie chciało jej szukać :-)
Widać jaki mam stosunek do przeszłości, która jest „załatwiona” :-)
Marysia
Postępowanie wobec samego siebie to zupełnie inna sprawa. Na towarzystwo tej osoby jesteśmy skazani do końca życia :-)
Jeśli chodzi o życie prywatne, to nie miałem na myśli jakichkolwiek norm (bo to przecież kwestia konkretnej relacji, a te mogą być bardzo różne), lecz niedotrzymanie wspólnie podjętych ustaleń.
Jeśli próba wypracowania jakiegoś rozwiązania prowadzi do sporu, to trzeba sobie pomaszerować :-) Swiat jest pełen ciekawych ludzi, a nasz czas na tej planecie nieco ograniczony.
To brzmi nieco płytko, funkcjonuje jednak całkiem dobrze. Generalnie zarówno w biznesie jak i życiu prywatnym obserwuję, że większość ludzi zwleka zbyt długo z podjęciem takich decyzji (sam pod tym względem też dość „nagrzeszyłem”)
Pozdrawiam
Alex
Krzysztof Drupka Says: „Alex, […] Nie rozumiem dlaczego zrozumienie wypowiedzi TesTeqa uwazales za bezsensowne przedsiewziecie.”
Przyznam, że nie odniosłem wrażenia, żeby Alex miał kłopoty ze zrozumieniem moich wypowiedzi. Wręcz przeciwnie. Uważam, że był to konflikt niedopasowania – nie chciałem zaakceptować reguł ustalonych przez Alexa takich, jak „dyskusje na temat, bez podważania założeń” i „brak mocnych epitetów”. W połowie grudnia 2007 tłumaczenie mi nienaruszalności tych zasad mogło wydawać się „bezsensownym przedsięwzięciem”.
@Marysia: Moim zdaniem w życiu prywatnym znacznie większą rolę odgrywają emocje, w związku z tym może nie być mowy o rygorystycznym przestrzeganiu zasady „drugiej szansy”. Jak mówi stara piosenka „miłość ci wszystko wybaczy”.
Alex,
Ja ta dyskusje doskonale pamietam, poniewaz bylem blisko niej. Na podstawie wypowiedzi TesTeqa jestem przekonany, ze Cie zrozumial. Po prostu roznimy sie w postrzeganiu i ocenie zdarzenia.
Napisales: Wracając do Twojego ostatniego pytania, to dłuższego czasu działam między innymi jako konsultant zarządzania dla zespołów liczących od kilkunastu do kilkuset ludzi. Muszę dość dużo rzeczy robić dobrze, bo firmy ciągle mnie angażują.
Jestem przekonany, ze masz cenna wiedze i jestes bardzo dobrym konsultantem. Z intencja dowiedzenia sie czegos inspirujacego uwaznie czytam Twoje posty. Nawet dzis jak podales nazwisko: Miyamoto Musashi, przeczytalem recenzje ksiazki na Amazonie.
Natomiast ton dzisiejszego postu mi sie nie podoba. Brakuje mi w nim szacunku do wartosci drugiego czlowieka (nie chodzi mi o TesTeqa tylko ogolnie). O Twoje praktyczne doswiadczenie w zarzadzaniu zespolami ludzi spytalem, poniewaz sadze, ze wlasnie ten szacunek lezy u podstaw jego powodzenia.
Pozdrawiam
TesTeq
Aby być całkiem dokładnym, to nie chodziło wtedy o niepodważanie założeń, lecz o nierozszerzanie ich poza temat dyskusji :-)
Krzysztof
Podziwiam Twoją pamięć, w takim razie problem musi leżeć gdzieś indziej.
Co dokładnie nie podoba Ci się w tonie mojego postu?? Na podstawie jakiej dokładnie wypowiedzi doszedłeś do wniosku, że brak mi szacunku dla drugiego człowieka?
Ten ostatni nie wyklucza przecież pragmatycznego podejścia w sytuacji niemożności dojścia do porozumienia.
To, co opisałem działa zresztą niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy też nie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS dla Krzysztofa: Proszę wstawiaj cytaty w cudzysłów, to będzie czytelniejsze dla innych
Alex,
W tonie czesci Twoich postow nie podoba mi sie, ze traktujesz ludzi z gory. W takiej postawie wyczuwam brak szacunku do wartosci drugiego czlowieka. Twoja postawa „z gory” doskonale wspolgra z tematami: wyzwania XXI wieku, nowoczesne techniki zarzadzania, etc… Z pozycji autorytetu mowisz madre i ciekawe rzeczy. Wszystko jest wtedy spojne. Natomiast „postawa z góry” nie pasuje do opisywania usuniec czytelnikow z blogu. To tak jakby szef zrobil zebranie w firmie i omawial jak usuwa pracownikow. 2, 3 takie zebrania i pracownicy uciekna.
Napisales „To, co opisałem działa zresztą niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy też nie.” Albo nie dziala.
Osobiscie czekam na posty z zakresu zarzadzania w XXI wieku. Sadze, ze jest to Twoja pasja, w tym jestes mistrzem i tak trzymaj.
Pozdrawiam
Alex W. Barszczewski Says: „Dziękuję za przytoczenie krytycznej dyskusji, mnie się już nie chciało jej szukać. Widać jaki mam stosunek do przeszłości, która jest 'załatwiona'”
Alex W. Barszczewski Says: „TesTeq. Aby być całkiem dokładnym, to nie chodziło wtedy o niepodważanie założeń, lecz o nierozszerzanie ich poza temat dyskusji”
Odnośnik do tamtej dyskusji podałem dla tych, którzy w niej nie uczestniczyli, a są zaciekawieni, cóż takiego zaszło. Myślę, że, biorąc pod uwagę ton moich aktualnych wypowiedzi, historia ta może wydawać się dziwna. Wszak niektórzy ostatnio polemizowali ze mną, gdy podkreślałem, że masz pełne prawo (a nawet obowiązek) określać reguły panujące na Twoim blogu i pilnować ich przestrzegania. Sam przecież mówisz, że jest to blog dla elity.
Popieram Twój stosunek do przeszłości – rozpamiętywanie nic nie daje. Jest takie powiedzenie, które stało się ostatnio moim mottem:
„Wybaczanie to porzucanie nadziei na lepszą przeszłość.”
Żal i brak zdolności do wybaczenia to efekt rozpamiętywania, że „przecież mogło być inaczej”, czyli nadziei, że przeszłość mogła być lepsza. Ale nie mogła. Nie mamy na to już teraz wpływu. Łatwiej jest wybaczyć, jeśli przyjmiemy to do wiadomości.
Krzysztof
Dziękuję za wyjaśnienia, choć nadal nie do końca rozumiem jakie moje wypowiedzi powodują u Ciebie wrażenie traktowania kogokolwiek z góry. Pewne rzeczy opisuję jasno i klarownie (taki mam przynajmniej zamiar :-)) mówiąc dorosłym ludziom „prosto z mostu”. Z mojego punktu widzenia jest to okazanie szacunku, bo nie traktuję nikogo jak dziecko.
Piszesz: „Natomiast “postawa z góry” nie pasuje do opisywania usuniec czytelnikow z blogu.”
O czym Ty mówisz?? Jakie usunięcia masz na myśli? Jeśli czyjeś komentarze trafiają przejściowo do moderacji, to nie jest usunięcie, nieprawdaż? Każdy w miarę rozsądny komentarz ukazuje się na tak, czy inaczej tym blogu, o czym już wspominałem wcześniej.
Jeśli piszę że coś działa niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy też nie, to wypowiadam się na podstawie mojego doświadczenia. Jeśli chcesz zobaczyć w jakim czasie i w pracy z jakimi firmami te doświadczenia zdobyłem to zobacz tutaj http://alexba.eu/o-mnie/ . Możesz mieć oczywiście inne doświadczenia, wtedy po prostu opisz je tutaj, ale proszę nie nazywaj mojego bezpośredniego wypowiadania się brakiem szacunku dla innych.
TesTeq
Napisałeś: “Wybaczanie to porzucanie nadziei na lepszą przeszłość.”
To bardzo trafne powiedzenie, warto abyśmy się nad nim głębiej zastanowili.
W Twoim konkretnym przypadku nie chodziło naturalnie o wybaczenie, bo nic mi złego nie zrobiłeś, to była po prostu managerska decyzja. Opowiedziałem o niej bo podobnie działa to w życiu.
Pozdrawiam i do zobaczenia wieczorem
Alex
Alex: To święta prawda – na samych siebie jesteśmy skazani. W obliczu wewnętrznych konfliktów nie pozostaje więc nic innego jako samodoskonalenie :)
Mam jednak wątpliwości do opuszczania tych, z którymi doszło do konfliktu i z którymi trudno jest ustalić konstruktywne porozumienie. Zawiedzione zaufanie boli, nie znaczy to jednak, że skreślam tę osobę i zrywam kontakt. Obserwuję siebie w takich sytuacjach i mogę stwierdzić, że najczęściej dystansuję się od tego człowieka i pozostawiam w jego gestii odbudowywanie utraconego zaufania. Jeśli zaś takie działania nie mają z jego strony miejsca, to wówczas pozostaję w relacji jednak o dużo mniejszej skali zaangażowania niż uprzednio.
Tes Teq: Zgodzę się, że w życiu prywatnym znacznie większą rolę odgrywają emocje i tutaj nie możemy, jak w biznesie powiedzieć „nothing personal, just business” (cyt. za Alex’em w powyższym poście). Czy jednak słowa wyśpiewane przez Ordonkę są prawdziwe – nie jestem o tym przekonana …
Pozdrawiam,
Marysia
Witam serdecznie!
Od dłuższego czasu z ukrycia obserwuję Twój blog Alex i dopiero dzisiaj postanowiłem się „wychylić”. Dlaczego akurat teraz?
Historia podobna do opisanej przytrafiła mi się w życiu już kilkakrotnie. I to zarówno jako, nazwijmy to managerowi, jak i pracownikowi.
Niestety nie zawsze potrafiłem odpowiednio znaleźć się w sytuacji.
Zbyt często górę brały emocje lub naiwna wiara, że może następnym razem osoba, która dostała n-tą szansę w końcu się zmieni i to „doceni”.
Nie ukrywam, że pocieszającym dla mnie jest fakt, że jak sam przyznajesz Alex, „nie jesteś doskonały” i zdarzyło Ci się „nagrzeszyć”.
Warto pracować nad sobą a Twój blog fantastycznie to ułatwia. Od czasu jak tu zawitałem sporo fajnych rzeczy mi się w życiu przytrafiło.
Za co dziękuję.
Alex,
W moim odbiorze caly Twoj blog pisany jest „z gory”. Taka postawe cechuje twarde, realne spojrzenie na zycie, ktore bardzo cenie. Sadze, ze wlasnie taka postawa przyniosla Ci sukces zawodowy i moze sluzyc za wzorzec. Gdyby ten realizm byl powszechny, czy Polacy trzymali by 50 miliardow dolarow w formie oszczednosci, gdy w ostatnich kilku latach dolar stracil na wartosci prawie dwukrotnie.
Sadze jednak, ze to spojrzenie z gory nie zawsze jest optymalne w bezposrednich relacjach z ludzmi. Przypuscmy, ze inna osoba na prima aprilisowy zart Rafala odpowiedziala: „Chetnie napisal bym powiesc o moich morskich podrozach, poniewaz zeglarstwo jest moja pasja. Niestety duza ilosc bardzo ciekawych i inspirujacych projektow zawodowych raczej to wyklucza.” Czy taka odpowiedz, jako praktyczny wzorzec, bylaby zla? Przeciez istnieje ogrom osob, ktore cania poczucie humoru i pozytywne zarty prima aprilisowe traktuja z przymrozeniem oka.
Piszesz: „Pewne rzeczy opisuję jasno i klarownie (taki mam przynajmniej zamiar ) mówiąc dorosłym ludziom “prosto z mostu”. Z mojego punktu widzenia jest to okazanie szacunku, bo nie traktuję nikogo jak dziecko.”
Jest to prawda i canna wartosc. Ale czy taka postawa jest gwarancja szacunku?
Oczywiscie masz racje nie bylo to usuniecie z Blogu tylko moderacja.
Pozdrawiam
Witam
Pisząc Alex o drugiej szansie w życiu czy biznesie , nikt nie zaprzeczy. Nikt nie zaprzeczy, że nie da jej drugiemu człowiekowi, w końcu żaden normalny człowiek nie chce źle dla bliźniego.
Tyle że tak jest jak nie dotyczy nas samych i naszych sytuacji to wtedy przytakujemy, że my też drugą szansę dać zawsze chcemy. Kiedy sytuacja przechodzi na 'real’ to często zapominamy o naszych założeniach a górę biorą negatywne EMOCJE. W tym momencie na nic myślenie racjonalne, dopiero po czasie możemy mówić, że jednak można było inaczej. Ale cóż cała mądrość tego co nad tymi emocjami zapanować potrafi.
Czytając ten post, tak właśnie zastanowiłem się nad własnym przypadkiem. Patrząc wstecz, trochę tych mostów się jednak spaliło niepotrzebnie poprzez nagłe negatywne emocje. Dajmy na to, że dzisiaj mosty buduje na żelbetonie a nie jak dawniej na belach drewnianych ;)
pozdrawiam
Alex pisze: „W Twoim konkretnym przypadku nie chodziło naturalnie o wybaczenie, bo nic mi złego nie zrobiłeś, to była po prostu managerska decyzja.”
Traktując kontakty międzyludzkie po menedżersku uodparniasz się na emocje. W wyniku takiego podejścia kontakty te mogą stawać się zbyt sztywne. W moich kontaktach ze współpracownikami pozostawiam spory margines na humor, emocje i radość wspólnego działania. Ludzie ci znacznie chętniej i wydajnej współpracują ze mną niż z innymi przełożonymi.
Oczywiście refleksja ta nie odnosi się do „mojego konkretnego przypadku”, ponieważ w grudniu 2007 okopaliśmy się na swoich pozycjach i nikt nie chciał ustąpić. Ty, jako Gospodarz miałeś do tego prawo, ja jako gość powinienem to prawo uszanować, a nie próbować wymusić zmianę Twojego stanowiska.
@Marysia: Miłość nie wszystko jest w stanie wybaczyć, ale uczucie nie mija i tu zaczyna się dramat. Według mnie jest to sytuacja bez wyjścia, ponieważ nie wymyślono jeszcze lekarstwa na odkochanie się.
@Krzysztof: Myślę, że nieco zabrnąłeś w „gdybaniu” i Alex niechybnie Ci to wytknie. Uważam, że na podstawie swoich doświadczeń Alex wypracował formułę pisania bloga i zwracania się do czytelników, którą uważa za słuszną i skuteczną. Możemy się z nią zgadzać lub nie, ale próby wymuszania jej zmiany wpędzą nas w niepotrzebne dyskusje. Ja przyjąłem na tym blogu ustalone przez Alexa zasady i staram się w ich ramach wnieść swój pozytywny wkład.
PS. Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami na temat dostrzegania i identyfikacji talentów u pracowników, które opublikowałeś na swoim blogu. Wielkim propagatorem tego podejścia jest Marcus Buckingham.
-> Alex
w kontekscie „cywilizowanych zachowan” to ostatnio trafilem na zdarzenie w nowy sposob definiujace dobre wychowanie. mozna by rzec zachowania z wyzszych sfer :)
oto przyklad ale jak mozna rozstac sie z ludzmi, z ktorymi zjadlo sie niejedna beczke soli. menedzer dal ogloszenie o tym, ze zwalnia czesc swojego zespolu (http://washingtondc.craigslist.org/nva/web/620559733.html), o takiej mniej wiecej tresci:
„Trzech swietnych programistow PHP/MySQL/Perl do wzięcia!
Wczoraj musialem zrobic jedna z najtrudniejszych rzeczy, mianowicie zwolnic trojke moich dobrych przyjaciol, profesjonalnych i utalentowanych programistow. Pisze w nadziei, ze ktos poszukuje nie tylko utalentowanych, ale doswiadczonych programistow, ktorym praca pali sie w rekach. Postaram sie kazdego osobiscie zarekomendowac opisujac dokladnie ich cechy charakteru, sposob w jaki pracuja i w czym sie specjalizuja. Podaje moj numer telefonu – jesli jestes zainteresowany/a przekaze informacje od Ciebie programiscie z ktorym chcialbys sie skontaktowac.
[dalej nastepuje wspomniany opis, zawierajacego precyzyjne fakty wazne dla procesu rekrutacyjnego, z ktorego wynika jasno, ze sa naprawde dobrzy]
Nie moglbym bardziej ich polecic. Decyzja o rozstaniu podjalem z trudem. To sa naprawde swietni programisci i chcialbym przekazac ich do firmy ktora potrafi docenic talent, traktowac pracownikow z szacunkiem i wreszcie… zadba o dobre odzywianie.
Zainteresowany? Nie jestem zaskoczony. Zadzwon, odpowiem na wszelkie pytania i jesli bedziesz zainteresowany/a skontaktuje Was ze soba.”
milo byloby obracac sie w srodowisku, gdzie takie zachowanie jest norma. czekam, az ogloszenia w takim brzmieniu pojawia sie na polskich portalach (nie, nie chodzi o zyczenie, aby firmy zaczely demonstracyjnie zwalniac ludzi ;)) – uwazam calkiem niezly papierek lakmusowy jakosci klasy zarzadzajacej.
-> random
piszesz o ludziach, ktorzy wbrew powszechnym opiniom wykazywali, ze cos jest mozliwe (slynni Ci, ktorzy 'nie wiedza ze cos jest niemozliwe i to robia’ :)). ale kazdy z nich przeciez wierzyl, ze jego dzialania maja sens – z czego wynika, ze teza o nieangazowaniu sie ich po prostu nie dotyczy.
wracajac do samej zasady to mozna ja rozumiec jako sugestie, ze jesli tylko jest inne wyjscie z sytuacji to zeby nie starac sie za wszelka cene rozbijac muru glowa (dla budowniczych), nie przekraczac rzeki w miejscu, gdzie brodu nie wytyczono bo prad wartki (dla podroznikow), nie blokowac na ringu ciosow twarza (dla bokserow), itd. no a zaoszczedzona energie przeznaczyc na jakies konstruktywne dzialania.
-> Przemek
„Od czasu jak tu zawitałem sporo fajnych rzeczy mi się w życiu przytrafiło” – niesamowite jest jakie zmiany w optyce powoduje zalozenie/zdjecie dostosowanych do sytuacji okularow, prawda? :)
-> Piotrek
piszesz: „Dajmy na to, że dzisiaj mosty buduje na żelbetonie a nie jak dawniej na belach drewnianych”. jesli trzymac sie tej analogii to nie jestem pewien, czy o budowanie solidnych mostow chodzi – bo co z tego, ze most ustoi skoro za chwile kolejny pozar? mysle, ze chyba w tym, zeby nie laczyc ze soba punktow, pomiedzy ktorymi wiadomo, ze bedzie iskrzyc?
no chyba, ze ktos holduje pomyslom w rodzaju 'kto sie lubi ten sie czubi’ ;) albo jest na tyle dobrze radzi sobie z zarzadzaniem, ze potrafi mimo owych iskier pchac cale przedsiewziecie do przodu. ta druga opcja szczegolnie kuszaca sie wydaje – bo z 'ogromnymi talentami’ o ktorych przywolujac Kawasakiego pisze Kamil zamiast maszerowania mozna wykonac sie teleportowac.
i pytanie/prosba sie nasuwa: mozecie polecic jakies pozycje o takim hmm… jakby to nazwac… 'ekstremalnym zarzadzaniu’?..
TesTeq
Napisales: „@Krzysztof: Myślę, że nieco zabrnąłeś w “gdybaniu” i Alex niechybnie Ci to wytknie. Uważam, że na podstawie swoich doświadczeń Alex wypracował formułę pisania bloga i zwracania się do czytelników, którą uważa za słuszną i skuteczną. Możemy się z nią zgadzać lub nie, ale próby wymuszania jej zmiany wpędzą nas w niepotrzebne dyskusje.”
Tez mam takie obawy i dziekuje za wsparcie. Ja wchodze w dyskusje z Alexem mimowolnie, gdy wydaje mi sie, ze nasza odmiennosc pogladow jest inspirujaca. Rozmowa z Alexem zmusza mnie do glebszego wejscia w dane zagadnienie. To jest rozwoj. W tej dyskusji liczylem na glebsze zrozumienie zagadnien „szacunku do wartosci drugiej osoby”. W moim rozumieniu jest to istotny czynnik powodzenia w biznesie. Ale z drugiej strony w temacie talentow mialem podobne zludzenie. Niewatpliwa zaleta dotychczasowych rozmow jest to, ze sie poznalismy.
Alex
Bardzo cenie sobie Twoj Blog. Twoja praca jest wartoscia i chetnie zakoncze dyskusje w tym temacie. Dodam tylko, ze moje zrozumienie szacunku dla wartosci drugiego czlowieka jest odmienne od Twojego.
Pozdrawiam
Rafał Mierzwiak
Myślę ze przenośni z mostami nie ma co rozkładać na drobne, tutaj wiadome ze chodzi o to że żelbet nie zaiskrzy jak drewniana konstrukcja i most spłonie doszczętnie, a w przyszłości możemy żałować że jej nie ma.
Piszesz ” mysle, ze chyba w tym, zeby nie laczyc ze soba punktow, pomiedzy ktorymi wiadomo, ze bedzie iskrzyc? ”
Rafał okej, masz racje, ale życie to nie kod komputerowy gdzie wszystko sprowadza sie do 0 i 1 i jest wszystko jasne. Skąd możesz znać przyszłość, że za parę lat punkty które połączyłeś nie zaiskrzą. A jeśli wiadomo że iskrzyć będzie to po co budować. Tylko często takiej wiedzy nie posiadamy i w życiu popełniamy błędy.
pozdrawiam
-> Piotrek
logika zerojedynkowa?.. no jasne, ze nie. jednak moim zdaniem nie jest to tak skomplikowane jak sugerujesz. bo…
… w zyciu prywatnym nie mam zamiaru wyobrazac sobie, co bedzie za pare lat. i wychodzac od takiego zalozenia: a) jesli teraz nie gra, to nie ma o czym mowic, nie ma znaczenia, czy bedzie gralo w przyszlosci. natomiast b) jesli teraz gra, to dopoki gra nie mam zamiaru rozmyslac 'co bedzie za pare lat’, wole energie gdzie indziej ukierunkowac :)
i choc to odbiega od watku to pociagne zdanie dalej: moim zdaniem jesli chodzi o 'dobre poczatki’ to dobrze jest zaczac od siebie, tak, zeby byc pewnym co jest wazne i na czym najbardziej zalezy. efektem takich rozmyslan bedzie swego rodzaju 'matryca’ dzieki ktorej latwiej bedzie rozpoznac TĘ osobe mijajac ja na ulicy, czy rozmawiajac z nowo poznana osoba. i jeszcze jedno spostrzezenie: wydaje mi sie, ze kazdy ma taka matryce (albo – choc sobie tego nie uswiadamia – zostal w nia 'wyposazony’) – latwo przeciez widac, ze ludzie maja sie ku sobie i zwiazek jest dobry wtedy, gdy suma wszystkich cech uznawanych przez zainteresowanych za wazne jest wieksza od okreslonego poziomu (rowniez indywidualnie przez kazdego z zainteresowanych). no ale to – jak powiedzialem – temat na osobna dyskusje.
… a jesli chodzi o sprawy zawodowe to dopoki nie interesuje mnie jazda na krawedzi (albo nie poznam i zrozumiem mechanizmow 'ekstremalnego zarzadzania’ – jak to nazwalem w poprzednim komentarzu) po prostu nie chce w zespole punktow ewidentnie zapalnych. na te chwile ilustracja zespolu niech bedzie wiele kol polaczonych przy pomocy pasow klinowych – latwo widac, ze margines predkosci obrotowej owych kol i napiecia pasow nie moze wykraczac poza zadane wielkosci. ujmujac rzecz prosciej: nie chce ambitnego czlowieka na stanowisku administracyjnym i podobnie nie widze urodzonego urzednika tam gdzie wymagana energia i kreatywnosc.
podsumowujac: staram sie umiejscowic podstawy decyzji w terazniejszosci, nie w przyszlosci, czyli w moim dzialaniu ewentualny blad polegalby na zlej ocenie stanu istniejacego, podczas gdy w sytuacji o ktora opisujesz ewentualny blad polegalby na zlej ocenie prawdopodobienstwa zmiany na lepsze/gorsze. i swiadomie, zdajac sobie sprawe, ze zycie nie jest czarno biale, wybieram podejscie do rzeczywistosci bazujace na aktualnym stanie rzeczy.
Witaj Alex,
Pomysł z wersją .pdf jest bardzo dobry.
Pomyśl proszę nad „repozytorium” wersji .pdf wybranych tematów online.
To co napisałeś pomogło mi w podjęciu pewnej bardzo ważnej decyzji. Dziękuję. …Ciekawa zbieżność tematu w czasie (myślę, że nie przypadkowa ;)
Pozdrawiam
Wojciech
Witajcie
Mam tylko kilka minut przed spotkaniem, więc odpowiem na razie na kilka komentarzy
Marysia
Nadużycie mojego zaufania do czyjejś przyzwoitości, to dla mnie „grzech śmiertelny” eliminujący daną osobą z mojego otoczenia. Przy tych kilku miliardach ludzi na świecie, nie ma konieczności dalszego utrzymywania bliższych kontaktów
Jeśli moje zaufanie do czyjegoś rozsądku zostanie naruszone, to sprawa jest mniej poważna, podobnie jak w wypadku zaufania do czyiś kompetencji. Wtedy możemy ewentualnie dać szansę na nowy start.
Przemek
Witaj na naszym blogu :-)
Witaj też w klubie tych, którzy niepotrzebnie dawali zbyt wiele szans niepoprawnym ludziom :-)
Dziękuję za miłe słowa o blogu
Krzysztof
Piszesz: „W moim odbiorze caly Twoj blog pisany jest “z gory”. „ Masz do tego pełne prawo, różni ludzie będą te same wypowiedzi odbierać w różny, czasem diametralnie odmienny sposób.
Dalej: „spojrzenie z gory nie zawsze jest optymalne w bezposrednich relacjach z ludzmi „
Masz rację, takie spojrzenie chyba nigdy nie jest optymalne. Sęk w tym, że w naszym wypadku jest to kwestia osobistej interpretacji. Dla niektórych moje pisanie odbierane jest jako „z góry”, a inni są zachwyceni moją bezpośredniością. Z tym faktem muszę żyć, polaryzacja opinii jest rzeczą normalną kiedy wypowiadasz się wyraziście.
Pytasz: „czy taka postawa jest gwarancja szacunku? „
W życiu nie ma żadnych gwarancji, poza faktem, że prędzej czy później każdy z nas umrze.
Więcej później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie wszyscy,
Jakkolwiek cały opisany przez Alexa proces jest być może kontrowersyjny ale na pewno skuteczny i etyczny w pozbywaniu się osób z teamu. Jednej rzeczy jednak ewidentnie w nim brakuje.
Alex: „Najpierw uwagi dla managerów: Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat. Rozmowa taka powinna zakończyć się zawarciem wiążącego porozumienia dotyczącego oczekiwanych rezultatów, bądź zachowań.„
Jest tutaj napisane wyraźnie czym rozmowa powinna się zakończyć. Nie ma natomiast napisane od czego powinna się zacząć. A powinna się zacząć od dokładnego wypytania członka zespołu jakie są powody takich a nie innych zachowań. Często po prostu pracownik i menedżer mają inne rozumienie danych spraw, inaczej interpretują te same fakty i stąd biorą się problemy z „podejściem”. Wyjaśnienie na czym polega stanowisko pracownika musi być pierwszym krokiem. Zwłaszcza dlatego, że być może to podejście pracownika jest właściwe a nie podejście szefa. Jest bowiem oczywistą oczywistością, że w świecie realnym nie zawsze szef ma rację – zdarza się, że ma ją także pracownik.
I druga uwaga w tym samym kontekście. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że większość polskich (podkreślam: polskich) managerów koniecznie chce, żeby pracownicy wykonywali pracę dokładnie tak jak wyobraził to sobie manager. Niestety do dnia dzisiejszego narzędzia do czytania w myślach nie wynaleziono. Biorąc zaś pod uwagę poziom skomplikowania dzisiejszych zadań (nie mówimy tu o linii produkcyjnej) ilość czynników wpływających na sposób wykonywania zadań jest tak wielka, że niemożliwe jest aby jedna osoba zrobiła coś dokładnie tak samo jak pomyślała druga osoba. Bycie menedżerem oznacza konieczność delegowania zadań. A to znów oznacza, że nie mam kontroli nad każdym najmniejszym aspektem. Delegując daje się odpowiedzialność, ale powinno dać się też wolność. Niestety to pierwsze zwykle w Polsce jest delegowane, to drugie niezwykle rzadko. I z tego właśnie biorą się wielkie dyskusje „a Ty masz złe podejście bo robisz to inaczej niż ja oczekiwałem”.
Pozdrawiam serdecznie,
Szymon Włochowicz
Alex pisze: „Dla niektórych moje pisanie odbierane jest jako 'z góry’, a inni są zachwyceni moją bezpośredniością.”
bezpośredni
1. dotyczący kogoś lub czegoś wprost
2. znajdujący się bardzo blisko, niczym nieprzedzielony
3. naturalny, prosty, szczery
– bezpośredniość
(źródło: internetowy słownik języka polskiego PWN)
Rozumiem, że są zachwyceni w rozumieniu definicji numer 3. I bardzo dobrze, jednak moim zdaniem nie ma to żadnego związku z tym, czy piszesz 'z góry’, czy nie.
Powtarzam, że akceptuję Twoje, Alexie, prawo do pisania 'z góry’ i zakreślania granic dyskusji na prowadzonym przez Ciebie blogu. Nauczyciele często stosują takie metody, żeby skupić uwagę uczniów na tym, co chcą im przekazać i żeby utrzymać rozbieganą gromadkę w ryzach. Nie wątpię, że Twoje doświadczenia pedagogiczne utwierdziły Cię w słuszności takiego podejścia.
Rafał Mierzwiak
Piszesz: ” staram sie umiejscowic podstawy decyzji w terazniejszosci, nie w przyszlosci ”
Sama teraźniejszość nie istnieje, inaczej, nie ma znaczenia. Każda decyzja podjęta dzisiaj dotyczy jutra, co jest pochodna dnia dzisiejszego. Czas płynie do przodu. Mówiąc o teraźniejszości dotyczy skali jednostki czasu w jakiej się zatrzymujemy.
A normalną rzeczą jest, że decyzje zazwyczaj podejmujemy na podstawie danych posiadanych, a nie na założeniach. przynajmniej nigdy to nie działa odwrotnie.
pozdrawiam
@Szymon Włochowicz:
Alex napisał: „Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat.”
Oczywiście jest to rada dla menedżerów, którym stanowisko kierownicze kojarzy się przede wszystkim z samochodem służbowym, zarezerwowanym miejscem na parkingu i długonogą asystentką.
Profesjonalny menedżer nie staje wobec problemu pracownika, który znienacka „dostarcza zbyt wielu kłopotów”, ponieważ wykorzystuje w swej pracy podstawowe narzędzia zarządzania zespołami, o których mówią w swoich podcastach Mike Auzenne i Mark Horstman (Manager Tools podcasts) – Management Trinity: One on Ones, Feedback, Coaching and Delegation.
W szczególności cotygodniowe spotkania w cztery oczy z podwładnymi (One on Ones) i model przekazywania informacji zwrotnej (Feedback) zapewniają łagodną eliminację osób, które Alex nazywa „niepoprawnymi” lub skierowanie ich do zajęć bardziej odpowiadających ich predyspozycjom (co jak sądzę jest bardziej humanitarnym podejściem).
Szymon Włochowicz pisze: „Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że większość polskich (podkreślam: polskich) managerów koniecznie chce, żeby pracownicy wykonywali pracę dokładnie tak jak wyobraził to sobie manager.”
Sądząc z bogatej literatury fachowej jest to raczej problem ogólnoświatowy. Być może w Polsce występuje w nieco większym stopniu (???), ale chyba nie ma powodu, żeby Polacy czuli się z tego powodu negatywnie wyróżnieni.
Już jestem po kolejnym spotkaniu i mam znów chwilę czasu, więc kontynuuję :
Rafał
jestem tego samego zdania co Ty, kiedy mówisz: „po prostu nie chce w zespole punktow ewidentnie zapalnych. „
Zadania, które stawia przed nami życie są wystarczająco złożone, aby dodatkowo komplikować je niepasującymi osobami, jeśli tylko możemy sobie pozwolić na ich wymianę.
Optymalizacja wykorzystania zasobów to prawo ewolucji, które działa też w biznesie, przynajmniej w dłuższym okresie czasu
Wojciech
Dziękuję za sugestię i cieszę się, że ten tekst przydał Ci się do czegoś. Po to piszę takie rzeczy :-)
Szymon
Masz całkowitą rację, kiedy piszesz o tym, że ta rozmowa powinna zacząć się od zapytania „problematycznego” pracownika. Dla mnie jest to tak zrozumiałe samo przez się, że nie wspomniałem o tym, a przecież ten blog czytają też początkujący managerowie. Dziękuję za zwrócenie uwagi :-)
Twoje uwagi, dotyczące delegowania są moim zdaniem słuszne, o tym należałoby napisać odrębny post.
Jeśli chodzi o tę „specjalność” Polaków, to miałem ostatnio doświadczenie z inną nacją i mówię „Rodacy, nie jesteście w tym osamotnieni „ :-)
TesTeq
Piszesz: „kceptuję Twoje, Alexie, prawo do pisania ‘z góry’ „
To implikuje, że piszę „z góry” w jakimś uniwersalnym znaczeniu, co niekoniecznie odpowiada rzeczywistości, patrz moją odpowiedz w poprzednim komentarzu.
Gwoli ścisąożci nie mam nic wspólnego z nauczycielem w powszechnym zrozumieniu tego słowa, jak też prawie żadnych doświadczeń pedagogicznych (PEDA-gogika http://pl.wikipedia.org/wiki/Pedagogika) bo pracuję prawie wyłącznie z dorosłymi, czyli ewentualnie można by mówić o andragogice http://pl.wikipedia.org/wiki/Andragogika choć to też nie całkiem oddaje istotę mojej pracy. No ale to tak na marginesie :-)
Napisałeś też :”Oczywiście jest to rada dla menedżerów, którym stanowisko kierownicze kojarzy się przede wszystkim z samochodem służbowym, zarezerwowanym miejscem na parkingu i długonogą asystentką. „
Czytając takie rzeczy zastanawiam się poważnie, w jakim świecie Ty żyjesz, bo, z całym szacunkiem, są to opisy typu „jak mały Kaziu wyobraża sobie realia top managementu”. To co piszę na tym blogu dotyczy przeważnie ciężko pracujących, bardzo zdolnych managerów obojga płci, którzy w trudnych warunkach obecnych realiów ekonomicznym muszą dostarczać wielomilionowe REZULTATY, pod rygorem utraty własnej bazy ekonomicznej, często kosztem własnego zdrowia, czy życia prywatnego. Dzięki temu wielu innych ludzi ma miejsce pracy i wszystkie korzyści z tym związanie. Więc proszę, nie wypisuj tutaj takich rzeczy, jak w powyższym cytacie!! Ja też czytam dużo książek i mógłbym przytaczań wiele dobrze brzmiących cytatów, ale na tym blogu piszemy o praktycznej stronie działania w gospodarce. Możemy się na to zgodzić?
Tak reaguję, jak już naprawdę jestem zniecierpliwiony :-)
Jeśli chodzi o uwagę do wypowiedzi Szymona, to jestem podobnego zdania, zwłaszcza po moich ostatnich doświadczeniach w innym kraju, o czym wspomniałem powyżej :-)
Witam,
Lekko upraszczajac spojrzenie z gory jest typowe dla dobrych liderow. Tylko z tej pozycji mozna wypracowac dobra wizje i miec sile ambicji by ja urzeczywistnic. Tacy liderzy wiedza, ze trzeba podac reke portierowi i spytac sprzataczke jak sie czuja dzieci. Ale od bezposrednich dzialan z ludzmi, maja menedzerow, ktorych wysilek jest skoncentrowany na pracownikach i ich pracy. Wlasnie ta bezposrednia wspolpraca z ludzmi to cala sztuka, bo rezultaty liderow i menedzerow od tych ludzi saleza. W tym poscie chcialem podkreslic, ze dla rozwoju firmy kompetentne spojrzenie z gory jest najwazniejsze.
Pozdrawiam
Alex,
Celność twoich postów nie przestaje mnie zadziwiać!
Ugryzłbym nieco temat również strony zarządzającego (pojmowanego generalnie).
Wydaje mi się, iż managerowie dość rzadko postępiają tak jak ty. Robiąc wszystko grzecznie i bez emocji, a do tego są otwarci na ludzi, którzy są w stanie się zmienić i wnieść nową wartość do przedsięwzięcia.
Mam wrażenie, że bycie elastycznym i umiejętność refleksji nad sobą samym często przegrywa z dziwnie pojmowaną ambicją czy wręcz własnymi dążeniami. Masz może informacje jak to procentowo wygląda w Polsce i na świecie? Jaki procent managerów jest w stanie tak postąpić? (Rozważyć dać drugą szansę po przegranej?) Nie wgłębiałem się niestety w twoją historię z TesTeq i nie wiem jak to wyglądało, ale zanim podejmiemy decyzję, danie/nie danie drugiej szansy czy nawet x-tej może zależeć od wielu okoliczności a także samego człowieka. Chociaż z drugiej strony, to, co mówisz “love it, change it, or leave it” też jest bardzo kuszącym podejściem. (W dodatku wygląda na zdrowe emocjonalnie). Ale nie wiem czy można to odbierać tak czarno/biało.
Pozdrawiam Mariusz
Witam
no Alexie może pomyślisz nas szkoleniem pracodawców w tej kwestii. W ciągu swojego krótkiego życia zawodowego dwa razy zwalniałam się z pracy – zgodnie z regułą, że trzeba próbować różnych rzeczy, żeby wiedzieć gdzie osiąć na stałe. Wiadomo,że to zawsze jest sytuacja krępująca dla obu stron.
I tak w jedej firmie rozstanie było bardzo przyjemne. Podziękowania za wspólną pracę i tak dalej. W drugiej zaś – myślę, że słowo MASAKRA (i to pisane drukowanymi literami) jest najlepiej odzwierciedlającym szereg wydarzeń, jakie miały miejsce. Różnego rodzaje dogryzki, epitety, później obgadywanie (o czym się dowiedziałam od koleżanki), jaka to ja najgorsza byłam i czego to złego dla firmy nie zrobiłam. Naprawdę, przeżyłam szok. Nie myślałam, że ludzie potrafią w ten sposób!
Może jednak warto podszkolić szefów w tej kwestii :)
Alex pisze: „To implikuje, że piszę „z góry” w jakimś uniwersalnym znaczeniu, co niekoniecznie odpowiada rzeczywistości, patrz moją odpowiedz w poprzednim komentarzu.”
Masz rację. Moja wypowiedź zamiast:
„Powtarzam, że akceptuję Twoje, Alexie, prawo do pisania 'z góry’ i do zakreślania granic dyskusji na prowadzonym przez Ciebie blogu.”
powinna brzmieć:
„Powtarzam, że przechodzę do porządku dziennego nad tym, że czasem odnoszę wrażenie, Alexie, że piszesz 'z góry’, do czego masz prawo, jak i do zakreślania granic dyskusji na prowadzonym przez Ciebie blogu.”
Pisząc o Twoich doświadczeniach pedagogicznych miałem na myśli Twoją pracę z dorosłymi w zakresie Trenerstwa, Coachingu i Life-Mentoringu.
Alex pisze: „Czytając takie rzeczy zastanawiam się poważnie, w jakim świecie Ty żyjesz, bo, z całym szacunkiem, są to opisy typu 'jak mały Kaziu wyobraża sobie realia top managementu’.”
Z pewnością nie żyję w tym samym świecie, co Ty, bo byśmy się spotkali. :-)
Wybacz, to był tylko żart. Tak na poważnie, to nie obracam się tak, jak Ty w elitach top managementu, wśród „ciężko pracujących, bardzo zdolnych managerów obojga płci, którzy w trudnych warunkach obecnych realiów ekonomicznym muszą dostarczać wielomilionowe REZULTATY, pod rygorem utraty własnej bazy ekonomicznej, często kosztem własnego zdrowia, czy życia prywatnego”.
Uważam, że nie należy poświęcać własnego zdrowia i życia prywatnego, aby dostarczać wielomilionowe REZULTATY, ponieważ na dłuższą metę nie da się tak żyć.
Alex pisze: „Więc proszę, nie wypisuj tutaj takich rzeczy, jak w powyższym cytacie!!”
Wybacz, zapomniałem się nieco.
Generalnie chodziło mi o to, że profesjonalny menedżer, który co tydzień przeprowadza rozmowy z bezpośrednimi podwładnymi (One on Ones) i przekazuje im informację zwrotną (Feedback) jest wyposażony w „radary wczesnego ostrzegania”. W tym modelu nie ma mowy o „poważnej rozmowie”, gdy sytuacja staje się groźna, lecz o stałym, cyklicznym procesie korygowania postępowania, w wyniku którego albo podwładny uzyskuje oczekiwane rezultaty, albo sam zaczyna zdawać sobie sprawę, że rozstanie jest nieuniknione. Podejście Mike’a Auzenne’a i Marka Horstmana uważam za słuszne, stosuję je w praktyce i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi, że jest skuteczne.
Z tego, co zrozumiałem podejście Mike’a Auzenne’a i Marka Horstmana uważasz za nieskuteczne w realnym świecie top managementu. Czy mógłbyś w takim razie sprecyzować swoje zastrzeżenia?
Alex pisze: „ale na tym blogu piszemy o praktycznej stronie działania w gospodarce. Możemy się na to zgodzić?”
Godzę się na wszystko, co zaproponujesz, tylko czasami zapominam się. Niestety uczestniczę w dyskusjach także na innych blogach, gdzie wymagania są nieco niższe i nie muszę się tak pilnować. Takie ćwiczenie dyscypliny wypowiedzi jest dla mnie bardzo cenne – nigdy nie dostałem tyle nauczek, ile od Ciebie (inni mnie tylko chwalą i chwalą :-) ), więc nie chciałbym stracić możliwości uczestniczenia w tym gremium.
Krzysztof Drupka pisze: „Lekko upraszczajac spojrzenie z gory jest typowe dla dobrych liderow.”
Problem w tym, żeby lider wiedział, gdzie są granice jego kompetencji i korzystał z wiedzy swoich podwładnych. Konieczne jest też zachowanie równowagi pomiędzy siłą osobowości lidera a światem zewnętrznym. Lider traci swoją skuteczność, gdy odrzuca krytykę swoich wizji, pomysłów i koncepcji tylko dlatego, że ma rację „z urzędu”.
Magda pisze: „Może jednak warto podszkolić szefów w tej kwestii”
Obawiam się, że to kwestia kultury, a nie szkolenia.
TesTeq
Napisales: „Problem w tym, żeby lider wiedział, gdzie są granice jego kompetencji i korzystał z wiedzy swoich podwładnych”.
Lider jest na gorze. Na tej pozycji zawsze korzysta sie z wiedzy podwladnych. Lider pracuje nad wypracowaniem wizji. Realizuje ja za pomaca starannie dobranych bezposrednich wspolpracownikow.
Napisales: „Konieczne jest też zachowanie równowagi pomiędzy siłą osobowości lidera a światem zewnętrznym.”
To nie jest trudne. Lider pracuje w obszarze swiata zewnetrznego, gdzie wypracowuje wizje, a kilkoma bezposrednimi wspolpracownikami w firmie. Dodatkowo dochodzi przekonywanie pracownikow firmy do swojej wizji.
Napisales: „Lider traci swoją skuteczność, gdy odrzuca krytykę swoich wizji, pomysłów i koncepcji tylko dlatego, że ma rację “z urzędu”.”
Niekoniecznie. W moim odczuciu lider, podobnie jak trener druzyny, ma racje z urzedu. Placa mu za efekty. Sadze, ze wiekszosc dobrych liderow slucha ludzi z zaciekawieniem i rozumie co oni mowia. Ale po wysluchaniu wystarczy jak poda reke i odejdzie.
W dzisiejszym zlozonym swiecie nalezy laczyc stanowiska liderow z menedzerami i wtedy sprawa sie troche komplikuje.
Pozdrawiam
Krzysztof Drupka pisze: „W moim odczuciu lider, podobnie jak trener druzyny, ma racje z urzedu.”
A ja sądzę, że nie ma tu mowy o racji z urzędu. Zadaniem lidera jest przekonać ludzi, że powinni za nim pójść. Ktoś, kto opiera swoją moc sprawczą jedynie na „racji z urzędu” może tylko kazać ludziom maszerować za sobą, ale nie może liczyć na to, że ludzie będą wykazywać jakąkolwiek własną inicjatywę w tym marszu. Oczywiście istnieje całe spektrum postaw pośrednich pomiędzy tymi skrajnościami.
@Alex: W związku z kwestią – jak to określiłeś – „niepotrzebnego dawania zbyt wielu szans niepoprawnym ludziom” mam następujące pytanie:
Co zrobić w sytuacji, kiedy to menedżer sie myli, a nie „niepoprawny” pracownik?
Podam przykład.
Kiedyś na łamach Twojego bloga stwierdziłem:
„W programowaniu komputerów testem na posiadanie zdolności wielowarstwowego myślenia abstrakcyjnego jest zrozumienie algorytmów rekurencyjnych i działań na wskaźnikach.”
W odpowiedzi stwierdziłeś:
„Nigdy nie zajmowałem się algorytmami rekurencyjnymi i działaniami na wskaźnikach. Nie przeszkodziło mi to w stworzeniu systemu IT, który ponad 20 lat jest w komercyjnym użyciu, klient zarobił przy jego pomocy miliony a i mnie krzywda się nie stała.”
Gdybym jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności był tym Twoim klientem, to dowiedziawszy się o Twoim braku doświadczenia w dziedzinie algorytmów rekurencyjnych i działań na wskaźnikach nie zleciłbym Ci tej pracy. Uznałbym, że byłoby to „bezsensowne przedsięwzięcie”.
Patrząc na efekty Twojej pracy – stworzenie systemu IT, który przyniósł miliony, można z łatwością stwierdzić, że moja decyzja o rezygnacji z Twoich usług byłaby błędna. No ale w świetle mojej wiedzy o programowaniu byłaby słuszna i podjąłbym ją w najlepszej wierze.
Jakie jest więc wyjście w sytuacji, kiedy to menedżer się myli, a nie „niepoprawny” pracownik? Kiedy dzieje się to ze szkodą dla firmy?
TesTeq
Napisales „Ktoś, kto opiera swoją moc sprawczą jedynie na “racji z urzędu” może tylko kazać ludziom maszerować za sobą, ale nie może liczyć na to, że ludzie będą wykazywać jakąkolwiek własną inicjatywę w tym marszu.”
Nie, przeciez mozna ludzi przekonac do wlasnej wizji „z urzedu”. Przekonac to znaczy sprawic, ze ludzie przyjma wizje lidera za wlasna i beda dzialali tak jakby realizowali wlasny pomysl. Lider przekonuje sila swojej wizji i osobowosci. Menedzerowie wspieraja lidera technikami stosowanymi w procesie zmiany.
Jesli Cie nie przekonalem pytaj =)
Pozdrawiam
Alex pisze: „Z drugiej strony dla niego aktywność na naszym blogu powiększa jego tzw. 'exposure’ (nie pamiętam teraz polskiego terminu marketingowego), bo było nie było mamy tutaj ponad 60.000 odwiedzin miesięcznie i liczba ta ciągle rośnie.”
W marcu te 60 000 odwiedzin miesięcznie przełożyło się na 103 odwiedziny na moim blogu. Widać muszę popracować nad siłą marketingową mojego przekazu. :-)
A prawdę powiedziawszy moja obecność tu nie jest podyktowana realizacją zamierzeń marketingowych, lecz chęcią wydyskutowania kwestii związanych z zarządzaniem i stylem życia ku pożytkowi wszystkich, którzy tu zaglądają.
@Krzysztof: Chyba mówimy o tym samym, tylko ja cały czas chcę podkreślić, że nie „urząd”, ale siła osobowości i przekonywania czyni z człowieka lidera. Człowiek „na urzędzie” bez zdolności przywódczych będzie jedynie „urzędnikiem”, natomiast człowiek potrafiący porwać za sobą innych nie potrzebuje tytułów, żeby tego dokonać.
Testeq
Mowimy o tym samym. Nieporozumienie wyniklo z innego zrozumienia „z urzedu”.
Ale zeby nie bylo prosto to w obecnych czasach liderow sie szkoli. Takie szkolenia odbywaja sie na czolowych uczelniach. Szkola sie tam urzednicy z calego swiata. Czy z urzednika mozna zrobic lidera. Prosta odpowiedz brzmi nie, bo przywodztwo to talent. Ale mozna przyjac, ze na te szkolenia przyjezdzaja osoby z wiekszym lub mniejszym talentem przywodczym. Pierwsze zajacia sa takie by sluchacze wyczuli czy to jest dla nich. Szkolenia sa kilkumiesieczne i w moim odbiorze bardzo interesujace.
Pozdrawiam
@Krzysztof: Czyli suma (albo nawet iloczyn) wrodzonych predyspozycji (talentu) i nabytych umiejętności (edukacja i doświadczenie) to klucz do sukcesu! A akt mianowania „na urząd” to udostępnienie zamka, do którego ten klucz może pasować i otworzyć drzwi do nowych możliwości.
Witajcie!
Fajna dyskusja. Przykład do postu widzę nawet w komenarzach do tego postu :)
Post dotyczy momentu rozstania, więc pomija cały proces delegowania, feedbacku podczas pracy itd (co niektórzy rozwijali). Z tą radą mamy do czynienia, gdy dana osoba „dostarcza zbyt wiele kłopotów”, co zostało ujęte na początku. Przejdźmy do przykładu.
Mimo zapewnień TesTeq o zmianie podejścia zdarzyło mu się „zniecierpliwić” Aleksa po raz kolejny. Mimo, iż ktoś świadomie chce zmienić swoje postępowanie, to w akcji jego świadomość/podświadomość nadal podpowiada mu poprzednie mechanizmy:
TesTeq powiedział: „Godzę się na wszystko, co zaproponujesz, tylko czasami zapominam się.”
Dla mnie jest to niejako potwierdzenie, że w ważnych przedsięwzięciach należy uważać z dawaniem kolejnej szansy.
Jak dla mnie, w przypadku tego blogu, to TesTeq mógłby częściej „zapominać się”. Alex, apeluję, zebyś nie wyrzucał TesTeq, nawet jak przesadzi po raz kolejny i przysporzy Ci pracy nad dłuższym komentarzem ;) Blog ma charakter edukacyjny, a niektóre komentarze TesTeq pokazują dobrze subtelne granice, których nie powinno się przekraczać w konkretnej sytuacji (bo nie sądzę, żeby chciał nadużywać Twojej cierpliwości świadomie). Nie widzisz tu ciekawego przypadku szczególnego? :)
Pozdrawiam serdecznie, szczególnie TesTeq (kolejna nauka dzięki Twojemu „zapominaniu się” :) )
Tomek
@Tomasz Ciamulski: Dziękuję za pozdrowienia. :-)
Zainspirowany Twoim komentarzem przypatrzyłem się swojemu przypadkowi w kontekście drugiej szansy, którą otrzymałem i faktu, że znowu pozwoliłem sobie na wybryk ryzykownie i nieumiejętnie charakteryzując nieprofesjonalnych menedżerów (co Alex odebrał jako charakterystykę całego top managementu).
Co zrobić z pracownikiem, który dostał drugą szansę, lecz czasami zapomina się? Czy postępować tak, jak postępuje się z recydywistą – to znaczy ukarać za nowy postępek i „odwiesić” poprzednią karę? Tak nakazywałaby zasada żelaznej konsekwencji w zarządzaniu.
A może rozpatrywać każdy przypadek „zapomnienia” indywidualnie? Jeśli czyn jest nieumyślny i charakteryzuje się „małą szkodliwością społeczną”, lekko pokiwać palcem, a w przeciwnym przypadku wytoczyć największe armaty?
Ponadto interesuje mnie kwestia „nieznośnych fachowców” (tylko nie wyobrażajcie sobie, że jestem tak zarozumiały, żeby mówić w ten sposób o swojej skromnej osobie :-) ). Co zrobić z pracownikiem, który jest geniuszem w swojej dziedzinie (na przykład jest doskonałym programistą), natomiast wykazuje poważne braki w innych dziedzinach (nie przestrzega ustalonych godzin pracy, chodzi na bosaka po firmie, nie lubi pisać dokumentacji użytkowej oprogramowania itp.) Pozbyć się czy hołubić i próbować wychowywać? Zdaję sobie sprawę, że każdy przypadek jest indywidualny, ale może masz Alexie jakieś dobre doświadczenia i wynikające z nich wskazówki rozwiązania tego problemu?
Testeq
Dokladnie tak jak napisales czyli: talenty x wykonywana praca zgodna z talentami x wsparcie dobra wiedza i rozwijaniem umiejetnosci to sukces. W firmie wazne jest by stwarzala warunki do rozwoju indywidualnych talentow.
Moje doswiadczenie mi mowi, ze generalnie ludzie maja slabo rozbudzone wlasne talenty, a wszyscy je maja, tylko rozne. Beniamin Franklin nazwał zmarnowane talenty „zegarem słonecznym w cieniu”.
Pozdrawiam
Witajcie już z Warszawy :-)
Krzysztof
Napisałeś: „Tylko z tej pozycji mozna wypracowac dobra wizje „
mamy w języku polskim co najmniej dwa znaczenia określenia „spojrzenie z góry”
1)patrzymy albo dosłownie, albo w przenośni z góry na jakieś zagadnienie uzyskując pełniejszy obraz sytuacji
2)patrzymy na kogoś mu wyższością, dając mu do zrozumienia, że jesteśmy „ponad nim”
O ile w pierwszych Twoich komentarzach do tego postu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że używasz tego drugiego znaczenia, to teraz przeskakujesz na pierwsze :-) To całkowicie zmienia Twoją wypowiedź!
Może jest to kwestia mojej mylnej interpretacji, ale niech to będzie dla Ciebie feedback, że w Twoich wypowiedziach zostawiasz miejsce na takową (generalnie jest to dość niebezpieczna rzecz)
Mariusz
Piszesz : „managerowie dość rzadko postępiają tak jak ty. „ Zgadza się! Między innymi dlatego mogę wnosić dużą różnicę na plus zarówno w ich rezultaty dla firmy, jak i życie osobiste (bo to zmiana postępowania z ludźmi, a nie time management jest kluczem do większej ilości wolnego czasu)
Magda
ja pracuję dla bardzo dobrych firm i tam outplacement jest prawie zrozumiały sam przez się
Testeq
Pozwól, że już dalej nie będę kontynuował tej dyskusji :-)
Powiem tylko, że zgadzam się z Tobą, że „nie należy poświęcać własnego zdrowia i życia prywatnego ……. itd „. Moje działania zmierzają (często z powodzeniem) do tego aby poprzez zwiększenie efektywności takie poświęcenie nie było konieczne.
Metody „książkowe”, choć często słuszne i logiczne nie zawsze dają się wprowadzić w realnych warunkach biznesowych, bo napotykamy często coś, co szeroko można by określić pojęciem z IT a mianowicie „legacy systems” – istniejące uwarunkowania, głęboko wdrukowane schematy zachowań i komunikacji, animozje itp. Dodaj do tego jeszcze brak czasu i zasobów, presję na wyniki, a masz całkiem niezły pasztet, który nie da się rozwiązać takimi pięknymi teoriami.
Jeszcze a propos tego przykładu z rekurencją – zarówno w IT, jak i w mojej obecnej działalności opieram się na tak znakomitej reputacji, że nikomu takie pytanie nie przyszłoby do głowy :-)
A miliony długoterminowo robią zazwyczaj ludzie, którzy wiedzą jakie pytania trzeba zadawać :-)
Tomasz
Masz rację :-)
Mamy tutaj parę klinicznych przykładów różnych błędów, na których mam nadzieję uczą się nie tylko biorący czynny udział w dyskusjach.
Z tym tolerowaniem „zapominania się”, to jest taka nieco skomplikowana sprawa. Jak wiecie mój czas na pisanie tutaj jest ograniczony (bo wolę dokonywać dużych zmian w realu) i czasem stoją przed dylematem, czy użyć go na x-te zwrócenie tej samej osobie (której nie znam nawet imienia!!!) uwagi na błąd w myśleniu lub wyrażaniu, czy też lepiej napisać całkiem nowy post na inny temat, po którym ktoś znowu będzie mi dziękował, za pokazanie mu właściwej drogi, czy też skuteczną inspirację. Rozumiesz, że w takich przypadkach wole zdecydowanie to drugie
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
PS: jeszcze informacja mająca coś wspólnego z oryginalnym postem.
Przeczytałem dziś w pociągu ostatnią książkę Richarda Bransona (grupa Virgin http://www.virgin.com/home.aspx) „Screw it, let´s do it – expanded” i tam na stronach 96-97 ( w moim wydaniu ISBN 978-0-7535-1149-7) opisana jest sytuacja, kiedy autor rozstał się błyskawicznie ze swoim długoletnim przyjacielem, bo ten wspierał działania niekorzystne dla Bransona (nawet w dobrej wierze), co pozwoliło zachować im poprawne stosunki prywatne, a po pewnym czasie ponowne ściągnięcie go do nowej firmy Virgin Records.
Jeśli ktoś z Warszawy chciałby na szybko pożyczyć tę książkę, to chwilowo jestem w stolicy. Duże rzeczy, które pisze ten przedsiębiorca pokrywa się z tym, co znajdziecie na naszym blogu :-)
Alex,
Twoje spostrzezenie odebralem jako bardzo trafne. Ja w swojej glowie mam obraz dobrego lidera, menedzera, ktory patrzy na otoczenie z gory. W ten sposob ma pelniejszy obraz sytuacji, inaczej podchodzi do drobiazgow… Ci liderzy, sila swojej natury, traktuja rowniez ludzi „z gory”. Oni po prostu tacy sa.
Natomiast patrza na ludzi z wyższością, dając podwladnym do zrozumienia, że sa „ponad nim” ci co udaja liderow, menedzerow. Sadze, ze na panstwowych etatach, w polityce jest ich najwiecej.
Pozdrawiam
Alex pisze: „Pozwól, że już dalej nie będę kontynuował tej dyskusji”
Nie ma sprawy. Czy dotyczy to również zadanych przeze mnie powyżej pytań o to, (1) co zrobić, gdy to menedżer się myli i (2) czy tolerancja dla człowieka, który dostał drugą szansę jest zerem bezwzględnym (żelazna konsekwencja), czy też może on liczyć na łagodność w przypadku „małej szkodliwości społecznej” czynu?
Alex pisze: „Powiem tylko, że zgadzam się z Tobą, że 'nie należy poświęcać własnego zdrowia i życia prywatnego…”
Cieszę się.
Alex pisze: „Metody 'książkowe’, choć często słuszne i logiczne nie zawsze dają się wprowadzić w realnych warunkach biznesowych…”
Zatem stosujmy je, jeżeli sytuacja na to pozwala i wierzymy w ich skuteczność.
Alex pisze: „Jeszcze a propos tego przykładu z rekurencją – zarówno w IT, jak i w mojej obecnej działalności opieram się na tak znakomitej reputacji, że nikomu takie pytanie nie przyszłoby do głowy”
Ty jesteś przedstawicielem elity, Twoja reputacja dociera do decydentów zanim wejdziesz do ich biura. Jednak takich gwiazd jest na rynku zbyt mało, żeby obsadzić wszystkie kluczowe stanowiska, więc są osoby, którym trzeba niestety zadać kilka pytań.
Alex pisze: „A miliony długoterminowo robią zazwyczaj ludzie, którzy wiedzą jakie pytania trzeba zadawać”
Cenna uwaga. Zapamiętam na przyszłość.
Jak wspomniałeś o Bransonie przypomniałem sobie, że w innym wątku spytałem, czy miałeś okazję skonfrontować biografię osoby z nią samą (wierzę, że obracając się w świecie top managementu spotykasz osoby, które doczekały się książek biograficznych na swój temat).
Alex pisze: „czasem stoją przed dylematem, czy użyć go na x-te zwrócenie tej samej osobie (której nie znam nawet imienia!!!) uwagi na błąd w myśleniu lub wyrażaniu, czy też lepiej napisać całkiem nowy post na inny temat, po którym ktoś znowu będzie mi dziękował, za pokazanie mu właściwej drogi, czy też skuteczną inspirację. Rozumiesz, że w takich przypadkach wole zdecydowanie to drugie”
Ja też niestety to rozumiem i jest mi bardzo przykro. Postaram się jeszcze bardziej nie zapominać, ponieważ mimo edukacyjnego waloru Twoich uwag na temat błędów w moim myśleniu lub wyrażaniu się, niewątpliwie większą stratą dla ogółu czytelników jest brak nowych postów Twojego autorstwa.
Przepraszam także za to, że nie podałem swojego imienia i nazwiska, tylko rozpoznawalny w sieci identyfikator prowadzący do mojego blogu.
Pozdrawiam,
TesTeq – Krzysztof Wysocki
Alex,
Napisales „Może jest to kwestia mojej mylnej interpretacji, ale niech to będzie dla Ciebie feedback, że w Twoich wypowiedziach zostawiasz miejsce na takową (generalnie jest to dość niebezpieczna rzecz)”
Bardzo sluszna uwaga. Kto wie czy z tym szacunkiem do drugiego czlowieka nie bylo podobnego nieporozumienia. Wydaje mie sie, ze Twoja definicja szacunku do drugiego czlowieka byla definicja lidera, osoby z definicji skupionej na innych sprawach niz bezposrednie relacje z ludzmi.
Natomiast ja myslalem i pisalem o szacunku do wartosci drugiej osoby. Chodzilo mi o szanowanie indywidualnych wartosci, ktore ta osoba nosi w sobie, np. poczucie humoru, zaufanie, wiare w siebie… W tym, nieco uproszczonym rozumowaniu, jest to bardziej menedzerskie spojrzenie na osobe.
Rafal w sowim swietnym przykladzie powyzej pokazal doskonalego menedzera. Natomiast mozna przypuszczac, ze w tej firmie zabraklo lidera, bo nie maja projektow i zwalniaja ludzi.
Na tamtym etapie dyskusji nie potrafilem wychwycic tej roznicy interpretacyjnej. Stalo sie to mozliwe w dalszej czesci rozmowy. Powyzsze wyjasnienie nie oznaczaja checi powrotu do tego tematu.
Pozdrawiam
Moja taksówka zaraz podjeżdża więc tylko całkiem krótko
TesTeq
Oczywiście do pytań powrócimy, chciałem zakończyć tę inną dyskusję.
Miło poznać Cię z imienia i nazwiska :-)
Krzysztof
Możesz sobie wyobrazić ja ja z samego rana wyrywam sobie włosy z rozpaczy??? :-)
Skąd wziąłeś to:
„Wydaje mie sie, ze Twoja definicja szacunku do drugiego czlowieka byla definicja lidera, osoby z definicji skupionej na innych sprawach niz bezposrednie relacje z ludzmi.”
????????
Z definicji ?????????? Gdzie taką znalazłeś???
W przywództwie relacje z innymi ludźmi to podstawa!!
Więcej napiszę po południu, jak wrócę.
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Napisales: „Z definicji ?????????? Gdzie taką znalazłeś??? W przywództwie relacje z innymi ludźmi to podstawa!!.”
Ja o przywodztwie nigdzie nie pisalem. Przywodztwo to bardzo ogolny temat. W ksiegarniach ksiazki o przywodztwie czesto leza na polce: zagadnienia motywacyjne.
Jak wiesz jestem pasjonatem talentow ludzkich. W tym duchu oddzielam role lidera od menedzera. Jest to moj model ulatwiajacy przejrzyste widzenie sprawy.
Lider ma glowe skierowana na zewnatrz firmy, gdzie sa jej zyski. Wewnatrz jest wysilek i sa koszty. Obserwujac i analizujac zewnetrzne otoczenie firmy lider wypracowuje wizje, umozliwiajaca pozyskiwanie klientow na kolejnych rynkach. Dzieki dobrym wizjom stosunkowo niewielkie firmy, w relatywnie krotkim czasie, urosly do korporacji liczacych kilkadziesiat tysiecy ludzi. Jedna z takich firm jest kanadyjski Bombardier.
Natomiast, w moim modelu, bezposrednie relacje z innymi ludzmi to domena menedzerow. Ich oczy sa zwrocone do wewnatrz firmy. Ich glowna rola jest dobieranie wlasciwych ludzi do zadan i motywowanie pracownikow, poprzez rozwoj ich talentow.
Oczywiscie lider i menedzer to moga byc dwie osoby, na przyklad w duzej firmie, lub dwie role wykonywane przez jedna osobe, w firmie mniejszej.
Tak jak wspomnialem jest to moj model, powiazany z zagadnieniem talentow ludzi. Chetnie poznam Twoje widzenie tematu. Moze napiszesz na ten temat oddzielny post.
Pozdrawiam
Alex pisze: „W życiu nie wszystko toczy się prostymi drogami i jestem przekonany, że powyższe rozważania w którymś momencie mogą okazać się bardzo przydatne każdemu z Was. Nawiasem mówiąc podobnie funkcjonuje to często w życiu prywatnym.”
Mam następującą wątpliwość:
Czy nie sądzisz, że zastosowanie twardych, logicznych i konsekwentnych, biznesowych reguł postępowania w życiu prywatnym może uniemożliwiać nawiązywanie głębszych związków emocjonalnych prowadzących do utworzenia rodziny? I czy w ogóle osoba trafiona strzałą amora jest w stanie w ten sposób podejść do zagadnienia? Oczywiście nie da się ukryć, że w wielu przypadkach pozwoliłoby to uniknąć dramatów i tragedii rodzinnych wynikających z niedopasowania partnerów, ale czy ludzie w ogóle łączyliby się wówczas w pary?
-> Krzysztof
przepraszam, ze sie wtracam, ale sadze, ze to wazne dla dalszej dyskusji: czy zdajesz sobie sprawe, ze podniosles kwestie definicji, poswieciles temu kilka akapitow a potem na pytanie „gdzie taka [definicje] znalazles?” nie odpowiedziales? bo wiesz… z boku wyglada to troche tak jakbys sam ze soba dyskutowal :)
-> TesTeq
moge sie wlaczyc? :)
a) pewnie, ze moze, ale jednoczesnie moze tez prowadzic do zwiazkow w ktorych nie ma nieporozumien, a problemy sa szybko rozwiazywane :)
b) ludzie sa tak rozni, tak roznie przezywaja milosc, ze nie sadze, aby dalo sie generalizowac – jedni beda myslec trzezwo i kalkulowac (tym zycze powodzenia…), inni straca glowe absolutnie (tym rowniez zycze powodzenia…), podczas gdy reszta bedzie oscylowac gdzies po srodku…
c) czy dobrze rozumiem ze to sugestia, iz 'lepsza niedobrana para, niz zadna’ – widzisz tutaj ja jestem po przeciwnej stronie – uwazam, ze lepiej nie pakowac sie w od-poczatku-niekomfortowe relacje
generalnie – jesli chodzi o mnie to gdyby zmiekczyc 'twarde, logiczne, konsekwentne, biznesowe’ do momentu gdzie otrzymamy cos mniej wiecej jak 'zdroworozsadkowe, konsekwentne, zyciowe’ – byloby swietnie.
TesTeq
Pytasz, ja odpowiadam : „Czy nie sądzisz, że zastosowanie twardych, logicznych i konsekwentnych, biznesowych reguł postępowania w życiu prywatnym może uniemożliwiać nawiązywanie głębszych związków emocjonalnych prowadzących do utworzenia rodziny? „
Rzeczy, o których pisałem w poście to nie są „twarde biznesowe reguły postępowania”, tylko parę dość logicznych, i znajdujących potwierdzenie w praktyce wskazówek, jak zachować się w danej sytuacji. Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to odpowiedź brzmi „nie”. Skuteczne używanie swojego umysłu nie jest żadną przeszkodą w nawiązywaniu głębokich związków emocjonalnych. Inaczej wygląda sprawa w wypadku uzależnień, ale nie to przecież miałeś na myśli :-)
Pytasz: „I czy w ogóle osoba trafiona strzałą amora jest w stanie w ten sposób podejść do zagadnienia? „
To zależy które to jest trafienie w jego życiu :-)
Po byciu trafionym co najmniej kilkakrotnie podchodzisz do tego całkiem inaczej.
Rafał
zgadzam się w 100% z tym, co napisałeś TesTeq, z tym, że pisząc pierwotny post miałem na myśli zdroworozsądkowe podejście w każdym przypadku.
PS: Znudziło mi się już „odmoderowywanie” Twoich komentarzy :-) Pozwolisz, że wyjmę Cię z Watch List?
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex,
Rafal slusznie mi uswiadomil, ze nie odpowiedzialem Ci na pytanie.
Napisalem: „lidera, osoby z definicji skupionej na innych sprawach niz bezposrednie relacje z ludzmi.”
Pytasz: „Z definicji ?????????? Gdzie taką znalazłeś???
W przywództwie relacje z innymi ludźmi to podstawa!!”
Nie potrafie Ci podac zrodla mojej definicji lidera, ktora opisalem w poscie wyzej. Przeczytalem dosc duzo ksiazek z zakresu zarzadzania. Zastanawialem sie nad roznica polskich terminow przywodca, lider, menedzer i rozumiem je tak jak opisalem w poscie wyzej. W tej chwili mam przed soba Covea – 7 nawykow skutecznego dzialania. Szukalem w tej ksiazce tej definicji. Jest tu opis jak lider wspina sie na najwyzsze drzewo, analizuje sytuacje i krzyczy „To nie ta dzungla”. Lidera postrzegam jako osobe skupiona na wypracowywaniu wizji i realizowaniu jej za posrednictwem menedzerow. Opisowa definicja Covea mi wystarczy. Zapewne sa i inne, dlatego prosze nie polemizuj ze mna tylko ewentualnie przedstaw wlasne zrozumienie powyzszych rol.
Pozdrawiam
Krzysztof
teraz dopiero zauważyłem, że przy przenoszeniu mojego poprzedniego komentarza z edytora na blog zagubiła się część przeznaczona dla Ciebie. Na szczęście odzyskałem ją i zamieszczam poniżej:
——–
Krzysztof
Jeśli pozwolisz na tę uwagę, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zapędzasz się czasem za bardzo w różne teoretyczne rozważania o niewielkiej wartości praktycznej.
Jaki jest praktyczny sens rozróżniania pomiędzy liderem a managerem??? Idąc tak dalej dojdziemy do słynnego pytania ilu aniołów mieści się na główce od szpilki. Gdyby to był blog o strategicznym managemencie, to moglibyśmy pójść w tym kierunku, ale przecież to jest serwis dla młodych managerów i, jak się w międzyczasie okazało, studentów :-) Pozostańmy proszę przy takim stopniu abstrakcji, który ciągle jeszcze będzie Czytelnikom dostarczał praktycznych wskazówek, i inspiracji które mogą od natychmiast wykorzystać w życiu. Inaczej będzie tu głównie pisał TesTeq , Ty i ja, a tego z pewnością nie chcę
Pozdrawiam
Alex
Również podpisuję się, obiema rękami za wypowiadaniem się w komentarzach w ujęciu konkretnym i praktycznym. Dopiero co dochodzą do siebie po zakończeniu Państwowej edukacji, teoretycznych przypadków i modeli mam już po dziurki w nosie.
Większość komentarzy ma w sobie coś wartościowego, jednakże w moim odczuciu jego przydatność bardzo maleje, gdy po przeczytaniu zastanawiam się: ale o co w ogóle chodzi :)
pozdrawiam, Artur
Alex pisze: „Jaki jest praktyczny sens rozróżniania pomiędzy liderem a managerem?”
W sytuacjach prawidłowych – żaden. W sytuacjach patologicznych – istotny. Przez sytuację patologiczną rozumiem układ, w którym nominalnie zespołem kieruje „słaby osobowościowo lub merytorycznie” menedżer, a właściwą władzą dysponuje „silny osobowościowo lub merytorycznie” podwładny. Wówczas menedżer nie jest liderem. Obserwowałem tego typu zjawiska w swojej karierze zawodowej.
Artur
Dziękuję za wypowiedź. Myślę, że podobnie uważa spora część Czytelników. Muszę trochę tego popilnować :-)
TesTeq
W opisanym przez Ciebie przypadku mamy do czynienia z formalnym/nieformalnym przywództwem. Zastosowanie tutaj konkretnych rozważań Krzysztofa (bo do tego odnosiło się moje pytania) nie daje mi żadnego praktycznego wsparcia w rozwiązywaniu takiego problemu. A coś takiego muszą czasem robić, więc chyba wiem o czym piszę
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam :)
Alex:
” ale przecież to jest serwis dla młodych managerów i, jak się w międzyczasie okazało, studentów ”
No no :). Ja pracuje – no dobra, szukam teraz pracy – a jednocześnie studiuje :). Kto wie ? może któregoś pięknego dnia awansuję na managera :).
” Inaczej będzie tu głównie pisał TesTeq , Ty i ja, a tego z pewnością nie chcę”
Przepraszam, przepraszam. Ja się tak łatwo nie poddam :)
Z radosnym pozdrowieniem :)
szczęścia życzy
Marcin
Marcin
trzymam Cię za słowo :-)
Pozdrawiam
Alex
@Alex: Napisałeś już kilka razy, że stworzyłeś „system IT, który ponad 20 lat jest w komercyjnym użyciu, klient zarobił przy jego pomocy miliony a i mnie krzywda się nie stała.” Jak rozumiem efekty tej pracy były kamieniem węgielnym w dojściu do Twojej obecnej pozycji, którą charakteryzujesz w następujący sposób: „zarówno w IT, jak i w mojej obecnej działalności opieram się na tak znakomitej reputacji, że nikomu takie pytanie nie przyszłoby do głowy”.
Uważam, że wielu czytelników odniosłoby znaczącą korzyść, gdybyś „opowiedział swoją historię”, podkreślając kluczowe momenty, decyzje i wynikające z nich wnioski. Post „Historia pewnej rekomendacji – jak wykorzystywać kontakty” jest świadectwem, że w znakomity sposób potrafisz przedstawić konkretne zdarzenie i jednocześnie wysnuć z niego wskazówki ogólne. Myślę, że jeśli nie jest to jakaś tajemnica i jeśli nikomu nie wyrządzi to krzywdy, czytelnicy z przyjemnością poznaliby szczegóły Twojego sukcesu. Pozwoliłyby one zakorzenić opowieść w realnym świecie.
Wiem, że to sporo pracy, ale sądzę, że historia tego projektu IT to skarbnica wskazówek dla osób, które nie wiedzą, „od którego miejsca zacząć” swoją karierę zawodową. No i znakomity materiał na kolejnego PDF-owego e-booka.
TesTeq
Dziękuję za sugestię. Myślałem o tym kiedyś, lecz porzuciłem ten pomysł. Głównym powodem były:
1) słaba dyscyplina z mojej strony :-)
2) tamte wydarzenia miały miejsce w latach osiemdziesiątych, świat był wtedy całkiem inny niż dziś, w związku z tym wiele rzeczy się zdezaktualizowało, wiele które robiłem okazały się też błędne
Zamiast tego prowadzę ten nieco chaotyczny blog, na którym jak widać z reakcji Czytelników pojawiają się bardzo aktualne tematy, które natychmiast można wykorzystać. Tak też będę to kontynuował, bo jestem przekonany, iż w ten sposób dostarczam Wam największą wartość dodaną. Co Wam da fakt, że kiedyś kupowałem komputery za 50.000 szylingów, sprzedawałem za 100.000 i jeszcze wydawało mi się że mam 50% przebicia :-) :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
moim zdaniem poruszyłeś bardzo ważny temat. Czytam ten blog od dłuższego czasu (i od razu należy Ci się moje podziękowanie za niego), jeszcze nie miałem okazji nic skomentować, ale ten temat poruszył kwestię, która w pewnym stopniu zawsze mnie zastanawiała. Nie chodzi mi tu o postępowanie użytkownika TesTeq, ale twoje (pozwól, że będę się posługiwał twoją opowieścią, jako przykładem, mimo iż nie znam jej bardziej niż opisał to twój post).
Zdawałeś sobie sprawę, że TesTeq podwyższył swój poziom komentarzy, z drugiej strony wiedziałeś, że na usunięciu go z blacklisty nic nie tracisz bo „najwyżej klikniesz dwa razy i wszystko wróci do starego”, a tak istnieje spora szansa, że wszyscy na tym skorzystają. I tak się stało.
Zawsze zastanawia mnie tyle uporu u ludzi, którzy raz podjętej decyzji nie cofną nigdy, okopując się bezsensowną determinacją i nie dają innym drugiej szansy gdy:
a) ci, wyraźnie się zmienili
b) nie podejmujesz ryzyka, albo to jest minimalne, a potencjalne straty jeszcze mniejsze
Myślę, że nawet cynikom przydało by się trochę wiary w ludzi, bo jeśli nic nie tracą, to w czym im ta wiara przeszkadza?
Ziemowit
Witaj na naszym blogu :-)
U części ludzi upór, z jakim trzymają się swoich uprzednich decyzji to kwestie ambicjonalne i z tym trzeba się zawsze liczyć.
Dlatego też zalecam rozstawanie się w pokoju (peace)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ciekawy tekst. Przechodzę właśnie coś takiego w swoim życiu, bo jestem na etapie rozstawiania się z moją firmą. Ostateczny „rozwód” nastąpi za kilka miesięcy ze względu na wzajemne zobowiązania, ale machina ruszyła i już przygotowuję grunt. Bardzo mi zależy, żeby rozstać się z firmą w kulturalny sposób, żeby nie palić mostów. Bo świat jest mały i nie wiadomo, kiedy przyjdzie nam pracować z tymi samymi ludźmi. Czyli dokładnie to, o czym napisał Alex. Poza tym, stosunki między mną a moim pracodawcą zawsze były naprawdę w porządku, więc nie mam powodu, żeby się wyżywać na koniec. Niemniej, zachowanie i wypowiedzi mojego przełożonego z ostatniego tygodnia wywołały u mnie gniew, frustrację i rozgoryczenie, co spowodowało, że mam ochotę trzasną drzwiami i więcej tu nie wrócić. Zmuszam się do pamiętania o tych kilku dobrych latach i o chęci odejścia z godnością i póki co sobie radzę. Ale łatwo nie jest. Przede mną jeszcze kilka miesięcy i mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w moim postanowieniu.
@Ewa Zielińska: Profesjonalizm, profesjonalizm i jescze raz profesjonalizm. Nie próbuj kontrować emocji swoimi emocjami, tylko wykonuj profesjonalne uniki. A niespodziewane złośliwości szefa potraktuj jako wielki dowód uznania dla Ciebie i wyraz żalu, że odchodzisz.
-> Ewa
pierwsze spostrzezenie to ze przelozony ma zapewne kogos nad soba?.. i niezaleznie od tego uwazam, ze nie warto przesadzac, to znaczy nie sadze, zeby 'trwanie na posterunku za wszelka cene’ mialo sens.
jesli chodzi o strategie to nastepujaca sprawdzila sie w moim przypadku calkiem niezle. ze wzgledu na 'dobrze spedzone chwile’ wspolnie ze wspolpracownikami przygotowuje zwykle dwie listy a) zadan, ktore musze wykonac, oraz b) zadan, ktore dobrze byloby, zebym wykonal. te pierwsze dla wlasnego samopoczucia warto doprowadzic do konca bez wzgledu na sytuacje, a drugie jesli zostanie czas i atmosfera bedzie temu sprzyjala.
slysze jednak, ze stosunki moga sie pogorszyc… postawiony przed taka perspektywa okreslilbym precyzyjnie swoj prog wytrzymalosci (poswiecajac chwile na opisanie sytuacji, ktore beda dla mnie nieakceptowalne) i jesli zdarzyloby sie cos, co podniosloby poziom adrenaliny powyzej okreslonego poziomu poprosilbym o eliminacje owego zapalnego ogniwa z otoczenia, a jesli to niemozliwe po krotkiej rozmowie rozstalbym sie w trybie natychmiastowym, a co do owych 'koniecznych’ zadan zaoferowalbym prawdopodobnie swoje uslugi na juz moich warunkach, na przyklad w formie zdalnych konsultacji.
Alex,
Jak ma się rozstawanie bez palenia za sobą mostów do opisanej przez
Ciebie optymalnej strategii postępowania z ludźmi i punktu broń się
natychmiast?
Ewa napisała:
„Niemniej, zachowanie i wypowiedzi mojego przełożonego z ostatniego
tygodnia wywołały u mnie gniew, frustrację i rozgoryczenie, co
spowodowało, że mam ochotę trzasną drzwiami i więcej tu nie wrócić.
Zmuszam się do pamiętania o tych kilku dobrych latach i o chęci
odejścia z godnością i póki co sobie radzę. Ale łatwo nie jest. Przede
mną jeszcze kilka miesięcy i mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w moim
postanowieniu.”
Magda napisała:
„W drugiej zaś – myślę, że słowo MASAKRA (i to pisane drukowanymi
literami) jest najlepiej odzwierciedlającym szereg wydarzeń, jakie
miały miejsce. Różnego rodzaje dogryzki, epitety, później obgadywanie
(o czym się dowiedziałam od koleżanki), jaka to ja najgorsza byłam i
czego to złego dla firmy nie zrobiłam.”
Jak postąpić w takich jak wyżej wymienione sytuacjach, gdy jak rozumiem
proces rozstawania jest mocno rozciągnięty w czasie, aby jednocześnie nie
zrujnować sobie opinii bo jak napisałeś powyżej pewnego poziomu świat
nie jest taki wielki.
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Grzegorz
„Broń się natychmiast” nie oznacza tzw. „rzucenia papierami” :-)
Raczej chodzi o podjęcie działań w wypadku, gdy druga strona ZACZYNA grać z nami nie fair. Takie delikatne „klepnięcie po palcach” może zablokować niekorzystny rozwój sytuacji (patrz też posty o tresurze) i drastyczne środki wiążące się z paleniem mostów nie będą potrzebne
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Rafał
Odpowiadam dopiero teraz, bo wcześniej z kilku ważnych powodów nie mogłam. Dzięki za wskazówki. Plan zadań, które muszę wykonać miałam już zrobiony, ale dopracowałam go i dodałam zadania, które dobrze byłoby zrobić i nawet gdybym miała odejść wcześniej niż planuję, to łatwiej odejdę z czystym sumieniem. Propozycja o zdalnym konsultingu została przyjęta bardzo dobrze i przez mojego przełożonego i przez „szefa szefów”, więc jest całkiem nieźle.
-> TesTeq
Myśl, że, takie zachowanie może być dowodem uznania, poprawia nastrój. ;-) Ale dowiedziałam się też, że mój przełożony tak się zapędził w swoich złośliwościach i knowaniach, że sam tego padł ofiarą. Jego pozycja w firmie bardzo się osłabiła i za kilka miesięcy zostanie musi przenieść się do innej placówki, a to znacznie pogorszy jego sytuację zawodową i finansową. Kolejny dowód na to, że lepiej rozstawać się z firmą/pracownikiem z twarzą. Mam ogromną satysfakcję, że mnie się do tej pory udaje.
Pozdrawiam Was serdecznie!
hej Ewa,
ciesze sie, ze sprawy sie dobrze ulozyly. teraz pozostaje 'tylko’ trzymac kurs! pozdrawiam i powodzenia zycze! :)