Jak żyje się bez czasu wolnego i bez urlopu?
Na pierwszy rzut oka wygląda to na godną pożałowania perspektywę galernika, nieprawdaż? No cóż, niekoniecznie musi być tak źle :-)
Wyobraźcie sobie, od ładnych paru lat obchodzę się zarówno bez tego pierwszego jak i drugiego, nie narzekając przy tym na jakość życia!
Teraz zapewne przynajmniej niektórzy z Was zaczną podejrzewać mnie o pracoholizm, choć nie za bardzo pasowałoby to do tego co zazwyczaj piszę na tym blogu, o moim stylu życia już nie mówiąc :-)
Wyjaśnijmy więc jak to jest.
Pojęcie czasu wolnego, aby miało sens wymaga istnienia znaczącej ilości jakiegoś czasu „niewolnego”, czasu w którym musimy robić różne rzeczy, choć wolelibyśmy zająć się czymś innym. Podobnie, w nieco rozszerzonym znaczeniu ma się sprawa z wakacjami.
Taki obraz świata od dawna nie podobał mi się i po wielu eksperymentach i potknięciach doprowadziłem do sytuacji, kiedy żyję według zupełnie innego paradygmatu. Moje aktualne podejście, jak każde inne ma swoje wady i zalety, nie zamierzam też nikogo do niego namawiać. Piszę o nim tylko dlatego, że być może komuś z Was może przydać się przykład, że coś takiego w ogóle jest w praktyce możliwe.
Podstawą takiego życia jest doprowadzenie do stanu, kiedy pomijając sporadyczne wypadki losowe, robimy w życiu rzeczy, które po prostu nas interesują i które lubimy robić. Do tego wskazana jest sytuacja, kiedy te różne rzeczy robimy w takich proporcjach, które nam odpowiadają i najlepiej mniej więcej wtedy, kiedy mamy na nie ochotę. To, co robimy, bo lubimy powinno przynosić takie dochody, aby można było zrobić outsourcing większości tych konieczności, którymi naprawdę nie chcemy się zajmować. Proste?
Jak to funkcjonuje w praktyce u mnie?
Jestem dość aktywnym człowiekiem, który lubi robić wiele interesujących mnie rzeczy. Niektóre z nich okazują się być tak wartościowymi na rynku, że przy w miarę rozsądnym podejściu pozwalają na finansowanie całej reszty bez zwracania uwagi na jej „profitability”.
Teraz można by oczywiście powiedzieć, że te zajęcia finansujące mój styl życia to „praca”, a więc nie czas „wolny”.
Spójrzmy więc na nie dokładniej:
- Ta „praca”, to coś, co tak czy inaczej robiłbym dla czystej przyjemności, szukając do tego okazji (przetestowałem to spędzając kiedyś zimy na łódce nad Zatoką Meksykańską :-))
- Zlecenia moich klientów dają mi możliwość skonfrontowania się z niezwykle interesującymi wyzwaniami z realnego świata biznesu
- Partnerzy (obojga płci) z którymi bezpośrednio współpracuję w poszczególnych firmach, to bez wyjątku bardzo inteligentni, pozytywni i sympatyczni ludzie, którzy rzeczywiście chcą zrobić coś dobrego i mają konkretne wizje potrzebnych rezultatów. Taki kontakt wzbogaca obydwie strony
- Współpraca z moimi partnerami biznesowymi odbywa się bez wyjątku w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania
- Abstrahując od zdarzających się dość rzadko konieczności u klienta, mogę w bardzo dużym stopniu określić kiedy wykonuję te „zajęcia zarobkowe”, jak też jakie konkretnie zlecenia przejmuję
- Każde takie wykonane zadanie podnosi moją wartość rynkową
Ciągle pachnie to klasyczną pracą?
Oczywiście zgodnie z twierdzeniem Paracelsusa „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tylko kwestia dawki” należy i tę przyjemność konsumować we właściwej ilości. Czasami i mnie zdarza się nieco „przedawkować” (tak jak ostatniej jesieni), ale to jest tak, jakby zapalony himalaista odmroził sobie palce na Evereście, a hobbysta-koneser win lekko się upił podczas intensywnej degustacji :-) Zdarza się :-)
Teraz rozumiecie, że przy takim podejściu nie jest potrzebny „czas wolny”, a „wakacje” też mają czysto umowny charakter.
Podobnie zresztą ma się sprawa z tzw. emeryturą (ostatnio dużo dyskutuje się na ten temat w prasie i polityce), ale to już inna historia.
Na zakończenie kilka istotnych uwag:
- Nie zawsze w moim życiu tak było. Obecny stan jest rezultatem ustawienia sobie priorytetów życiowych i dość długiego okresu eksperymentowania nad ich praktyczną realizacją
- Moje podejście może nie być kompatybilne z niektórymi stylami życia i priorytetami
- Moje podejście, a szczególnie staranny dobór klientów i zleceń nie jest sposobem na maksymalizację ilości zarabianych pieniędzy (jeśli to jest dla kogoś ważne)
- To podejście prawdopodobnie jest dobre dla ludzi lubiących całe życie uczyć się nowych rzeczy
- Robienie rzeczy, które się lubi nie oznacza że są one zawsze łatwe i nie prowadzą do zmęczenia, a nawet wyczerpania (to trochę jak z tym wspomnianym wcześniej himalaistą)
- Nie uważam mojego podejścia za perfekcyjne, jest parę rzeczy, które wymagają dalszego udoskonalenia. W moim konkretnym przypadku chcę np. znacznie lepiej rozwiązać kwestię odpowiedniej ilości ruchu na świeżym powietrzu i wyłącznie zdrowego jedzenia podczas wyjazdów „na akcje”, szczególnie w Austrii i Polsce :-)
- Takie podejście może czasem komplikować porozumienie z ludźmi mającymi bardziej tradycyjny paradygmat w kwestii praca-czas wolny, zwłaszcza jeśli wchodzimy z nimi w bliższe relacje osobiste. Często okazuje się to być dla innych czymś całkowicie abstrakcyjnym
Teraz zapraszam każdego z Was do wyciągnięcia dla siebie takich wniosków, które uważa za słuszne.
____________________________
Dopisane 27.12 o 17:45
Z niektórych komentarzy wynika, że niewystarczająco jasno napisałem o co mi dokładnie chodzi. Aby to wyjaśnić użyjmy małej metafory:
Wyobraź sobie drogi Czytelniku, że uwielbiasz jeździć na rowerze. Jak jest okazja to chętnie wyjmujesz go z domu i robisz różne wycieczki w okolice, które Cię interesują. Oczywiście oprócz jazdy na rowerze robisz całe mnóstwo innych ciekawych rzeczy: spotykasz się ze znajomymi, czytasz, słuchasz muzyki, masz dobry seks, grasz w golfa, żeglujesz, podróżujesz, piszesz bloga :-) itp.
Teraz wyobraź sobie, że parę firm postanowiło płacić Ci za każdym razem, kiedy na wycieczkę wybierasz się rowerem ich produkcji (a są to najlepsi producenci, więc i bardzo dobre rowery) i to wystarcza z naddatkiem na sfinansowanie pozostałych Twoich zajęć. Do tego nadal możesz decydować ile takich wycieczek chcesz zrobić i dokąd mają one prowadzić.
Czy w takiej konfiguracji potrzebujesz tak zwanego „czasu wolnego”?? Potrzebujesz „wakacji”??
Teraz zastąp ukochaną jazdę na rowerze robieniem treningów i coachingiem, a będziesz miał w pewnym uproszczeniu moją sytuację. Czy teraz wystarczająco jasno się wyraziłem? :-)
Jeśli teraz myślisz, że coś takiego jest niemożliwe, to właśnie po to napisałem cały ten post, bo zgodnie z zasadami logiki, nawet jeden wyjątek podważa całe stwierdzenie !!! A zapewniam Cię, są ludzie, którzy robią to znacznie lepiej ode mnie!!
PS: Jak dojść do takiej sytuacji? Cóż, cały ten blog jest pisany jako odpowiedź na to pytanie ( w odcinkach :-))
rozmawiałem na podobny temat z moim promotorem – opowiedział mi o swoich kolegach z uczelni którzy myśleli że skoro robią to co lubią, do tego nie są pracownikami fizycznymi to wakacje im nie są potrzebne. po 7-8 latach – zawał.
ja również lubię swoją pracę ale wiem, że odpoczynek od niej jest ważny i wręcz konieczny. poza niebezpieczeństwem o którym napisałem wyżej po prostu dobrze jest na chwilę oderwać się od czynności związanych z pracą ponieważ może to nam przynieść świeższe spojrzenie na problemy którymi się zajmujemy.
Paweł_k
Nie pisałem o odpoczynku jako takim, tylko o koncepcji tzw. „czasu wolnego” a to ogromna różnica. Prowadząc ciekawe i zróżnicowane życie nie potrzebujesz też „wakacji” w klasycznym tego słowa znaczeniu. Przeczytaj proszę jeszcze raz uważnie o czym mówiłem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
To jest chyba naturalne podejście do pracy, czasu wolnego i życia w ogóle. Wydaje mi się, że problemem wielu ludzi jest to, że słuchając ciągle tych samych treści, w końcu się je przyjmują za własne. (jak to ktoś powiedział: „kłamcie i kłamcie, coś z tego im zostanie”). Te treści, to właśnie to, że jest praca (której z zasady się nie lubi) i czas wolny (który się lubi). Tak samo, ze szkołą i studiami, też się tego z zasady nie lubi. Dlaczego? Taka (bezsensowana) tradycja Polska, którą niektórzy bez namysłu przyjmują. Kolejny bezsens, to to, że zgodnie z tradycją pracownicy się cieszą, jak szefa nie ma w firmie. Mam wrażenie, że ludzie specjalnie chcą sobie uprzykrzać życie takim podejściem do pracy. Nie dotyczy to chyba tylko tej drugiej grupy młodych, o których Alex pisał (co przeskoczą tych „szczęściarzy”), ale w Polsce ta grupa jest jeszcze bardzo nieliczna. Szukam często ludzi do współpracy w realizacji różnych pomysłów i niezwykle trudno jest znaleźć kogoś kto będzie chciał co kolwiek zrobić, jak po miesiącu nie dostanie wypłaty. Ludzie (nawet młodzi – studenci) mają już mocno zakorzenione takie podejście, że wszelki wysiłek kojarzy im się z przykrą pracą i domagają się od razu zapłaty. A jak próbować komuś powiedzieć, że największe biznesy; Microsoft, Google, zaczęły się od tego, że ktoś zaczął za darmo robić to co go interesuje, to nie są w stanie tego zrozumieć. Moje dzieci chodzą jeszcze do przedszkola, ale już im mówię: „tylko nigdy nie słuchajcie swoich starych, bo na tym zawsze źle wyjdziecie”, tak samo jak dzisiejsza młodzież źle wychodzi na przejmowaniu (choćby podświadomym) „mądrości” życiowych od swoich starych, którzy wychowali się jeszcze za komuny, kiedy rzeczywiście nie było żadnych możliwości i był podział na 8 godzin pracy i czas wolny.
Witaj Alex,
OK. Częściowo się z tym zgadzam. Wykonywanie pracy którą się lubi i która nas pozytywnie nakręca może być „czasem wolnym i urlopem”. Ale jak słusznie zauważyłeś jest to również kwestia priorytetów.
Gdy priorytetem jest rodzina „czas wolny i urlop” spędzamy z nią :).
Traktowanie pracy jak „nie pracy” – będzie powodem do radości i satysfakcji – tym samym odpoczynkiem ( nie w sensie „leżenia na kanapie”).
Czy nie uważasz jednak, że wyrwanie się czasem, nawet z przyjemnej pracy, pozwala nam nabrać dystansu do spraw? Przemyśleć je inaczej i spojrzeć z innej strony?
Pozdrawiam serdecznie,
Monika
Witaj Alex’ie
W moim prywatnym odczuciu nie chcesz użyć standardowych określeń, boisz się nazwać swoje główne zajęcie „pracą” a pozostałe „odpoczynkiem”. Piszesz, że dzięki temu że dobierasz sobie klientów, miejsce i czas pracy nie musisz od tej pracy odpoczywać. Jednakże większość z tzw. „zwykłych śmiertelników” nie jest na tyle dobrymi fachowcami lub tez nie wykonują takich zwodów które pozwalały by im pracować w takim trybie. Drugą rzeczą jest to, że na podstawie swojego osobistego doświadczenia wiesz ile czasu możesz poświęcić na twoje „główne źródło dochodów” a ile na pozostałe (zwane tez hobby czy czasem wolnym); dodatkowo jestem pewien, że po 3 czy 4 miesiącach ciągłego trenowania (nie wiem ile trwa pojedynczy trening w Twoim wykonaniu, ale taki okres czasu wydaje się mi dość długi … i właśnie o to mi chodzi) musiał byś odpocząć (tzn. w „świecie zwykłych śmiertelników” wziąć urlop/wolne).
Reasumując, żyjesz z „wolnym czasem” i „wakacjami” tylko że dla Ciebie są one czymś bardziej naturalnym i oczywistym niż dla reszty. Potrafisz rozplanować sobie czas „pracy” i „odpoczynku”, a w dodatku pracując w własnej dochodowej firmie nie musisz nikogo prosić czy też informować że zamierzasz sobie odpocząć. Niestety większość z nas nie ma takich możliwości … część pewnie dąży do takiego stanu rzeczy, ale czy uda im się to juz jest inna kwestia …
Jeżeli chodzi o robienie tego co się lubi to niestety sam z przykrością musze stwierdzić, że nie da sie tego robić ciągle przez 5 dni w tygodniu, 23 dni w miesiącu po 5-8 godzin co dzień. Potrzebne jest jakieś oderwanie, przestawienie mózgu w inny tryb myślenia ;) bo na prawdę organizm się zmęczy. Pomocne w minimalizacji stopnia zmęczenia jest dobre towarzystwo i atmosfera w pracy, dodatkowo pomocne mogą być wszelkiego rodzaju rozrywki, ale i tak nie zastąpi to oderwania się od „pracy”.
Pozdrawiam.
Fajnie trafiles Alex z tematem, bo tak sie sklada, ze ja akurat teraz siedze przed komputerem zgadujac sie na GG i przez komorke z innymi takimi jak ja, ktorzy maja wlasnie teraz niby swoj 'czas wolny’, ale korzystajac z tego, ze swoja prace moga wykonywac zdalnie, probuja ustalic terminy, timingi itp. tak by przed sylwestrem juz na pewno byc prawdziwie wolnym :)
Dla mnie to co opisals, od pewnego czasu stalo sie dazeniem. Nie wiem czy to perfekcyjny stan czy tez perfekcyjnym mozna nazwac to jak robili to moi rodzice. Praca od 7 rano do 15, potem zamykanie biurka na klucz (mama do tej pory mnie pyta czy ja zamykam swoje biurko w firmie na klucz ;)), a dalej pocalunek w klameczke i hajda na miesieczny urlop z dzieciakiem (czyli ze mna) do Chalup!
Mysle, ze trzeba paru rzeczy w zyciu sprobowac zeby wiedziec co dla Ciebie dobre. Prawda stara, ale jara.
Kluczowy w tym wszystkim – dla mnie przynajmniej – jest ostatni akapit Twojej wypowiedzi 'Takie podejście może czasem komplikować porozumienie z ludźmi mającymi bardziej tradycyjny paradygmat w kwestii praca-czas wolny, zwłaszcza jeśli wchodzimy z nimi w bliższe relacje osobiste. Często okazuje się to być dla innych czymś całkowicie abstrakcyjnym’.
To prawda. Dla wiekszosci ludzi, ktorych znam, to w jaki sposob ja pracuje (a daleko mi jeszcze do wypracowanego przez Ciebie sposobu na zycie), to kompletna abstrakcja i oczywiscie oznaka pracoholizmu. No bo co to znaczy, ze wtedy kiedy ludzie biora urlop (czyli zlozyli wniosek :) ) i w ogole maja wolne, ja robie jakas prezentacje?? Z drugiej strony kiedy wyjezdzam na prawie 3 tygodnie w listopadzie, zazdroszcza mi i dziwia sie, ze robie sobie takie wakacje w srodku niewakacyjnego okresu :)
Sadze, ze trudne jest pogodzenie dwoch odmiennych trybow zycia. Nie wiem czy niemozliwe, bo ja sie z nikim teraz nie godze ;), ale pewnie predzej czy pozniej nalezy zastosowac to magiczne COS zwane 'kompromisem’ (uh… trudne to :/)
Czasami przebiegnie mi przez mysl, ze ta opisana przez Ciebie metoda, do ktorej – jak wspomnialam – i ja daze, to taki maly szwindel. Dlaczego? Ano dlatego, ze jak sie temu tak glebiej przyjrze i przypomne kilka faktow, to prawnie nigdy nie zdarza mi sie w 'czasie wolnym’ czuc totalna wolnosc. Ale moze potrzebuje jeszcze troche czasu, dystansu i przede wszystkim wreszcie okreslonych priorytetow.
Z drugiej strony…ten miesiac w Chalupach mial swoj urok ;)
Mirosław
Niestety generalnie muszę się zgodzić z ty, co piszesz. Właśnie dlatego prowadzę ten blog, aby te jednostki, którym chce się wyłączyć autopilot i poszukać w życiu mogły zobaczyć, że można też (i to z powodzeniem :-)) inaczej.
Jeśli chodzi o słuchanie „starszych”, czy też w ogóle innych ludzi, to warto zawsze przyjrzeć się jak ci potencjalni doradcy sami sobie radzą w życiu, a potem uczciwie odpowiedzieć, czy na pewno chcemy tak samo.
Monika
jeśli priorytetem jest rodzina to tym bardziej trzeba z niej od czasu do czasu wyjść i robić coś na zewnątrz. Inaczej mamy system bez wymiany z otoczeniem, co prowadzi zazwyczaj do jego degeneracji lub nawet „śmierci”.
Piszesz:”Czy nie uważasz jednak, że wyrwanie się czasem, nawet z przyjemnej pracy, pozwala nam nabrać dystansu do spraw?”
Ja wyraźnie napisałem, że robię wiele interesujących mnie rzeczy, z których tylko niektóre przynoszą mi dochody, więc mogły by być zakwalifikowane jako „praca”. Urozmaicenie tego, co robimy jest bardzo ważne, wszystko jedno, czy te czynności przynoszą pieniądze, czy też nie.
Lock
Zacznijmy od tego, że używania pewnych określeń z pewnością się nie boję :-) W przeciwnym wypadku nie napisałbym przecież (dobrowolnie) tego postu.
Niestety niezgodne ze stanem faktycznym jest Twoje stwierdzenie: „Piszesz, że dzięki temu że dobierasz sobie klientów, miejsce i czas pracy nie musisz od tej pracy odpoczywać.”
Gdzie ja tak napisałem??
Stwierdziłem wręcz: „Robienie rzeczy, które się lubi nie oznacza że są one zawsze łatwe i nie prowadzą do zmęczenia, a nawet wyczerpania ”
Nie chodzi więc o odpoczynek i zmęczenie, lecz o generalny brak konieczności robienia rzeczy, których nie chcesz robić (za wyjątkiem jakiś życiowych sytuacji awaryjnych).
Jeśli chodzi o Twoje stwierdzenie: „Jednakże większość z tzw. „zwykłych śmiertelników” nie jest na tyle dobrymi fachowcami lub tez nie wykonują takich zwodów które pozwalały by im pracować w takim trybie.” to wielokrotnie już na tym blogu wspominałem, że w gruncie rzeczy jestem takim samym „śmiertelnikiem” jak większość z Was a moja pozycja wyjściowa (sprzedawca gazet) była znacznie gorsza od większości Czytelników.
Mój obecny „zawód” i tryb jego wykonywania wypracowałem sobie na przestrzeni lat i nie widzę powodu, dla którego nie miałoby to być możliwe dla każdego, w miarę inteligentnego człowieka. Dlatego o tym piszę :-)
Ważne jest, o czym wspomniałem Monice, abyśmy mieli możliwość dużego urozmaicania tego co robimy.
Czytając dalej Twój komentarz mam coraz bardziej wrażenie, że niewystarczająco dokładnie przeczytałeś moje słowa. Ja używam określenia „czasu wolnego” jako czasu kiedy możesz robić co chcesz, przeciwieństwa „czasu niewolnego”, kiedy musisz robić rzeczy, które niekoniecznie Ci w danym momencie odpowiadają. U mnie takiej sytuacji generalnie nie ma, dlatego nie istnieje też pojęcie „czasu wolnego”. Podkreślam jeszcze raz: to nie ma nic wspólnego z wysiłkiem i wypoczynkiem, lecz ze swobodą wyboru!!
Piszesz też:”Niestety większość z nas nie ma takich możliwości”
otóż wyobraź sobie, że ma. Problem polega na tym, że same teoretyczne możliwości nie wystarczą, potrzebne jest jeszcze odpowiednie działanie i to przez pewien czas,
Dalsze moje komentarze napiszę trochę później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Od jakiegoś czasu się zastanawiam czy dobra byłaby dla mnie praca w branży modelarskiej (moje ukochane hobby). Ale wtedy chyba mogłoby dojść do sytuacji, że zarabiam zajmując się tym, co robię normalnie jako odpoczynek od pracy. Czyli bym miał taką monokulturę w moim podziale godzin – po pracy codziennie odpoczywam robiąc to samo – czyli bym właściwie nie odpoczął w ogóle. Obawiam się, że w takiej sytuacji, mimo całego mojego entuzjazmu, mogłoby mi się „przejeść” moje hobby.
A może po prostu zająłbym się inną dziedziną (inną od tego, co robię w czasie wolnym) modelarstwa RC profesjonalnie i to by rozwiązało problem?
Pozdrawiam,
Szymon
W międzyczasie napisałem małą metaforę, aby dokładniej wyjaśnić o co mi chodzi.
Zapraszam do lektury w głównym poście (bo nie wszyscy czytają komentarze) pod linijką: „Dopisane 27.12 o 17:45”
Jak tak teraz na to patrzę, to gdybym pisał ten post raz jeszcze, to zacząłbym od tej końcowej metafory :-)
Zulka, Szymon
Proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości, jeśli chodzi o moją odpowiedz
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Moje założenie jest następujące.
Mam wiele tematów, które lubię robić dla czystej przyjemności. Jest nim jazda na rowerze, spotykanie się ze znajomymi, czytanie, słuchanie muzyki, dobry seks, golf, żagle oraz pisanie bloga.
Najbardziej z tego wszystkiego lubię sex. Jest to mój najważniejszy priorytet, właśnie na zgłębianie tej techniki chcę poświęcać jak najwięcej mojego czasu (wolnego czy pracującego nazywajmy go dowolnie) jednak z różnych powodów nie decyduję się łączyć tej czynności z otrzymywaniem pieniędzy. Dostaję pieniądze za przejażdżki określonym rowerem (też to lubię, ale nie tak bardzo jak sex). Przejażdżki rowerem wykonuję kosztem tego, co jest dla mnie na pierwszym miejscu. Jedyną możliwością uprawiania sexu, jest i tu zmierzam do sedna…..zależy jak to nazwiemy, może to być „czas wolny”, „po pracy” lub „kolejna aktywność”. Po prostu w tym konkretnym przypadkuto, co dla mnie jest najfajniejsze nie jestem w stanie przełożyć na połączenie z zarabianiem pieniędzy. W mojej mapie świata, jeżeli to za otrzymujesz kasę nie jest na pierwszym miejscu na liście, to potrzebujesz nie opłacanego czasu aby robić to najważniejsze.
Jakoś tak się gubię w tych ostatnich postach. Mój feedback jest następujący, wiem że dzięki ich konkretnym sformułowaniach czytelnicy widzą, że istnieją różne opcje i to jest baaardzo fajne i wartościowe. Jednakże, wiele rzeczy skupia się na konkretnych definicjach, które ktoś kiedyś wymyślał, każdy z nas przerabia na własny użytek (inna mapa świata) a są one centrum posta. Ten post zawiera konkretne terminy: urlop i czas wolny, które mają jakieś generalne definicje i pokazujesz że można się bez nich obejść ? Wiem, że chcesz powiedzieć że są różne opcje, ale odnoszę wrażenia że po prostu pokazujesz że nie jest ci potrzebne słowo „czas wolny”.
Podobne odczucie mam przy poście o Talencie
Ponadto odczuwam, że energia w komentarzach (a nawet już sam proces czytania) skupia się na obalaniu nowych Twoich tez dla utartych terminów. Może lepszy skutek, odniosłoby wprowadzanie nowej teriologii, w każdym bądź razie na mnie byłoby to skuteczniejsze. Dla jasności jeszcze raz potwierdzam, sam wydźwięk tego posta jest dla mnie bardzo wartościowy, nie przemawia do mnie dyskusja z terminami typu „czas wolny”. Ja mogę powiedzieć, że wszystko co Ty robisz jest pracą, nawet pisząc tego bloga zbierasz doświadczenie, które przełoży się jeszcze większą wartość dodaną dla Twoich klientów. Możemy mnie teraz przekonywać, że tak nie jest, tylko po co ? Istotny jest efekt: jesteś szczęśliwy, skuteczny nie wiem tylko jakie ma znaczenie, ze osiągasz to w czasie wolnym czy w pracy ? To tylko słowa, każdy nadaje im własne znaczenia.
Jeszcze mały update:
Alex pisze: Czy w takiej konfiguracji potrzebujesz tak zwanego “czasu wolnego”?? Potrzebujesz “wakacji”??
Nie przy założeniu, że jazda na rowerze jest dla mnie najfajniejsza na świecie.
Tak, ponieważ najfajniejsze jest coś innego i nie ma opcji żeby z tego się utrzymać.
Pozdrawiam nocną zmianę, Artur
Thomas Alva Edison: „Nie przepracowałem ani jednego dnia w swoim życiu. Wszystko co robiłem, to była przyjemność.”
Ten cytat mówi sam za siebie.
Zulka
Piszesz:“Praca od 7 rano do 15, potem zamykanie biurka na klucz …………… i hajda na miesieczny urlop z dzieciakiem (czyli ze mna) do Chalup! „
Oczywiście, że każdy może sobie wybrać styl życia/pracy jaki mu odpowiada. Warto przy tym naturalnie zastanowić się też na długofalowymi skutkami jego wyboru.
Niezrozumienie „normalnego” otoczenia dla Twojego podejścia to dość normalne zjawisko :-)
Długoterminowym rozwiązaniem nie jest chyba kompromis, lecz po prostu poszukanie sobie ludzi, dla których to co robisz jest normalne.
Niezupełnie zgadzam się z tym że:” ta opisana przez Ciebie metoda, do ktorej – jak wspomnialam – i ja daze, to taki maly szwindel. Dlaczego? Ano dlatego, ze jak sie temu tak glebiej przyjrze i przypomne kilka faktow, to prawnie nigdy nie zdarza mi sie w ‘czasie wolnym’ czuc totalna wolnosc. „
Po pierwsze pisałem o nieistnieniu dla mnie pojęcia „czasu wolnego” jako takiego :-)
Po drugie co rozumiesz przez „absolutną wolność”? Po odpowiedzi na to pytanie możemy podyskutować na ten temat (chętnie).
Szymon
Podkreślam jeszcze raz, że napisałem :”wiele interesujących mnie rzeczy. Niektóre z nich okazują się być tak wartościowymi na rynku, że przy w miarę rozsądnym podejściu pozwalają na finansowanie całej reszty „
Czyli nie ma mowy o jakiejkolwiek „monokulturze”, zwłaszcza kiedy to zającie przynoszące pieniądze samo w sobie jest bardzo zróżnicowane.
Kwestia „przejedzenia się” nawet ulubioną czynnością jest bardzo ważna. O tym nie myśli wielu ludzi chcących ze swojego hobby zrobić uprawiany przez wiele lat zawód i potem pakujących sią we wspominaną prze Ciebie monokulturę.
Tak czy inaczej, jak nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Artur, Tobie odpiszę za chwilę
Artur
Obawiam się, że w Twoim rozumowaniu jest mały błąd.
Niezależnie od tego, co jest Twoim ulubionym zajęciem (seks jest nawiasem mówiąc niezłym wyborem :-)) nie powiesz mi chyba, że wyobrażasz sobie robienie tego z przyjemnością i zaangażowaniem non-stop 24/7 przez dłuższy okres czasu :-) Jeśli sobie to wyobrażasz, to koniecznie spróbuj, mówię to z doświadczenia (pamiętamy, że jest to blog praktyka :-))
W tym kontekście i nawiązując do Twojego przykładu nawet jako miłośnik seksu będziesz sobie robił jakieś przerwy, nieprawdaż? Jeśli w ramach takiej przerwy przejedziesz się na rowerze to nie będzie to przecież kosztem Twojego ulubionego zajęcia :-) Jak mawiają Amerykanie „timing is everything” :-) Wtedy masz to swoiste win-win :-)
Widzisz teraz niedoskonałość mapy świata, którą się posługujesz? To bardzo rozpowszechnione zjawisko, że ograniczenia takiej mapy mylnie uważamy za ograniczenia występujące w rzeczywistości (mnie też się to zdarza). Uświadomienie, że istnieje atrakcyjny ląd poza krawędzią najbardziej rozpowszechnionej mapy było celem tego postu.
Dziękuję Ci za feedback, myślę, że powyższe zdania dostarczają dodatkowych wyjaśnień, jeśli nie to proszę o pytania.
Wróćmy do Twojego końcowego stwierdzenia: „Ja mogę powiedzieć, że wszystko co Ty robisz jest pracą, nawet pisząc tego bloga zbierasz doświadczenie, które przełoży się jeszcze większą wartość dodaną dla Twoich klientów. „
Oczywiście, że możesz, tylko co chcesz przez to pokazać? Zwróć uwagę, że w poście nie piszę o pracy versus „niepracy”, lecz o „czasie wolnym” o którym możemy mówić tylko wtedy, kiedy istnieje czas „niewolny”.
Słowa praca użyłem tylko uprzedzając ewentualne pytania Czytelników. Przeczytaj proszę jeszcze raz co tam napisałem.
Sebastian
Dziękuję za ten cytat. Warto dodać, że Edison miał piękną rezydencje w Fort Myers na Florydzie, gdzie spędzał sobie zimy dalej eksperymentując.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Dziękuję za odpowiedź.
Po przeczytaniu dopisku 27.12 (17.45), wiele spraw staje się oczywistych :).
Przez priorytet „rodzina” rozumiem raczej – wspólne spędzanie czasu, niż wzajemne zamęczanie się na śmierć pod warunkiem, że czas ten LUBIMY razem spędzać.
Wydaje mi się, że sednem całej omawianej sprawy jest – wolność wyboru. Gdy sam wybieram co robię w danej chwili i sam podejmuję o tym decyzję – nie mam rozterki przymusu, jestem wolny od „pracy” – więc de facto ” nie potrzebuję czasu wolnego i urlopu „.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam
„Niestety niezgodne ze stanem faktycznym jest Twoje stwierdzenie: >
Gdzie ja tak napisałem??”
Już spieszę z odpowiedzią, takie wnioski wyciągnąłem z tego fragmentu:
„Moje podejście, a szczególnie staranny dobór klientów i zleceń (…)”
oraz ogólnego wydźwięku postu.
Nie jesteś takim znowu „zwykłym śmiertelnikiem”, wystarczy że spojrzysz teraz na swoje życie z punktu widzenia takiego jaki miałeś na początku swojego życia … rozumiem że zmieniło się twoje podejście, ale nie mów że w wieku 20-25 lat nie uważałeś za kogoś wyjątkowego kto podróżował sobie po świecie, „zwiedzał” itp. ;)
Znowu Alex się nie zrozumieliśmy … gwoli ścisłości to ja nie zrozumiałem Twojego podejścia ;).
O ile dobrze teraz je rozumiem, to wg. Ciebie „brak czasu >” implikuje brak potrzeby odpoczynku lub też inaczej, z braku wykonywania „prac”/”zajęć” przynoszących nie zadowolenie wynika brak konieczności odpoczynku … upraszczając jeszcze; jeżeli nie musze gotować (bo nie lubię gotować) to nie muszę od tej czynności odpoczywać. Teraz chyba się juz dobrze rozumiemy ?
Osobiście kładę większy nacisk (przynajmniej tak mi sie wydaje) na odpoczywanie od mojego „głównego źródła dochodu”, mimo że jest to co sprawia mi przyjemność, przynosi zadowolenie i spełnienie. Robię tak z kilku powodów:
1.jak sam napisałeś, żeby nie „przedawkować”
2.żeby nie wpaść w pracoholizm
3.żeby się za szybko nie „wypalić” i nie zdziczeć (po prostu nie chcę być nerd’em ;))
Cóż, dla Ciebie rozgraniczenie pomiędzy pracą a odpoczynkiem jest bardziej płynne, osobiście na razie wolę bardziej wyraźne rozgraniczenie; za jakiś czas jak stanie się to dla mnie bardziej naturalne to i granica zrobi się bardziej płynna ;)
Pozdrawiam.
Alex,
Zdaję sobie sprawę, że przykład z sexem jest odrobinę przerysowany i idąc dalej tym tropem mógłbym wymyślać kolejne priorytety, które ciężko było by przerobić na pieniądze a są dla mnie ważne.
Bardzo pracuję też nad rozwojem mojej mapy świata. Jednakże w Twoim przykładzie jazda rowerem jest połączona z fakturowaniem, nie jest też zaliczana do czasu „niewolnego”, jednocześnie wnioskuję, że nie ma możliwości wykonywania jej przez 24/7, trzeba od tego odsapnąć lub robić inne fajne rzeczy. Wiele osób nazywa to „czasem wolnym”, może tylko po to żeby zaznaczyć, że jest fajnie, ale nie przynosi dochodu.
Wiesz dla mnie nie było by żadnej sprawy, wszystko było by jasne, gdy by każda aktywność Twojego dnia była opłacana. Wtedy fakt nie ma czasu wolnego (jako obiegowego terminu), które w moim rozumowaniu oddziela wyłącznie płacone od nie płaconego. Dalej odnoszę wrażenie, że dyskusja rozbija się o terminologię i znaczenie konkretnych słów, który każdy ma własne.
Jak kwalifikujesz te ujemne strony jazdy na rowerze, na przykład podróż pociągiem z Warszawy do Wrocławia ?
Pozdrawiam, Artur
’Niezrozumienie „normalnego” otoczenia dla Twojego podejścia to dość normalne zjawisko :-)
Długoterminowym rozwiązaniem nie jest chyba kompromis, lecz po prostu poszukanie sobie ludzi, dla których to co robisz jest normalne.’
Alex, dziekuje.
Ta proste i tak trudne zarazem :)
Monika
Cieszę się, że dopisanie tej metafory wiele wyjaśniło.
Lock
Jak już wspomniałem w głównym poście i jednym z komentarzy, nawet najstaranniejszy dobór klientów i zleceń nie oznacza, że będą one łatwe i nie wymagająca wysiłku, chyba że postawisz sobie takie kryteria doboru. Dla mnie ważne są inne rzeczy – przede wszystkim dane zadanie musi mnie interesować. Czasem oznacza to, że po jego wykonaniu jesteś dość zmęczony.
Kompletnie chybione jest Twoje założenie (skąd je wziąłeś??) kiedy piszesz: „Nie jesteś takim znowu „zwykłym śmiertelnikiem”, wystarczy że spojrzysz teraz na swoje życie z punktu widzenia takiego jaki miałeś na początku swojego życia … rozumiem że zmieniło się twoje podejście, ale nie mów że w wieku 20-25 lat nie uważałeś za kogoś wyjątkowego kto podróżował sobie po świecie, „zwiedzał” itp.”
Kiedy miałem dwadzieścia parę lat to byłem biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, nie miałem pojęcia o bardzo wielu rzeczach, za to wiele kompleksów i zahamowań. Myślę, że dziś większość nawet młodych Czytelników jest w porównaniu do mnie w tamtym okresie o lata świetlne „do przodu” :-)
Zyczę Ci powodzenia w wyszukiwaniu właściwych dla Ciebie proporcji zajęć :-)
Artur
Widzę że najwyraźniej że to, co chcę przekazać nie dociera do Ciebie. Jest to oczywiście znak słabości mojego sposobu przedstawiania tego zagadnienia.
Może podejdziemy do tego tak: Wyobraź sobie, że robisz coś, co wykonywałbyś dla samej przyjemności nawet bez otrzymywania jakiejkolwiek zapłaty. Do tego w dużej mierze robisz to kiedy chcesz i ile chcesz, bez specjalnej zewnętrznej konieczności zmuszającej Cię do tego.
Taki sposób na życie jest możliwy i to było głównym przesłaniem mojego postu. Celem jego napisania, było uświadomienie zainteresowanym Czytelnikom, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
Pytasz: „Jak kwalifikujesz te ujemne strony jazdy na rowerze, na przykład podróż pociągiem z Warszawy do Wrocławia ?”
To są elementy należące do zabawy. Jak chcesz się wspinać na Everest, to też masz długą drogę do pokonania zanim tam dotrzesz.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Sprawdź, co najbardziej lubisz robić, a potem znajdź kogoś, kto ci za to zapłaci”.
[Katherine Whitehorn]
Witam. Specjalnie wkleiłem te słowa mojego życiowego motta :) Uznałem, że pasują do toczącej się tu dyskusji. Ja idąc za tymi słowami zgadzam się z podejściem Alexa i uważam, że idę w dobrym kierunku. W kilku słowach: robię to co lubię :) Oczywiście bywają momenty kiedy, muszę zacisnąć zęby, ale przecież nie żyjemy w bajce.
Co nie znaczy, że nie miewam czasu wolnego. Dla mnie taki czas to chwile kiedy czas płynie, a ja robię coś co wszystkim innym wydaje się stratą czasu, a mi daje niesamowitą frajdą (np. prawie całą sobotę przesiedziałem przed nowym 32`LCD grając w wyścigówki). Niestety jak ktoś wcześniej wspomniał, nie zawsze spotyka się to z akceptacją bliskich.
Uważam, że każdy musi odnaleźć swój sposób na życie i czas wolny. Jeśli komuś pasuje praca 8-16 ->czas wolny to niech tak pracuje. Ja tak pracowałem kilka lat i zmęczyłem się – mimo, że robiłem to co lubiłem. Najważniejsze byśmy byli zadowoleni z tego co robimy. Czego wszystkim czytelnikom tego bloga na 2008 rok i kolejne życzę :)
Andrzej
podoba mi się to motto :-)
W praktyce zapewne trzeba będzie dochodzić do takiego ideału metodą kolejnych iteracji. Piszę o nich, aby młodsi Czytelnicy nie zniechęcali się jeśli przy pierwszych próbach wyniki będą nie całkiem takie, jak sobie wymarzyli.
Dziękuję za życzenia i pozdrawiam serdecznie
Alex
Znam motto K. Whitehorn, o którym wspominasz Andrzeju. Przez lata powtarzał mi je mój przyjaciel, za każdym razem, gdy widział mnie „styraną”, zmęczoną pracą i marudzącą, że do urlopu daleko. Zawsze mnie to drażniło (ów przyjaciel dość często np ląduje ze swoją pracą – jest programistą np. na pd Francji, łódce w zatoce mexykańskiej), bo czułam się „uwiązana” do pracy, jako do miejsca i do fukcji, krępował mnie zakres obowiązków.
Dziś zawodowo totalnie obróciłam się o 180 stopni i płacą mi za to, co lubię: poznawanie ludzi, ich historii. :)
A czas wolny? hm… :) wychodząc z założenia, że czas wolny to czas, w którym mogę zaspokajać swoje potrzeby, sprawiać sobie przyjemność, decydować o jego wykorzystaniu… czas wolny=praca=życie :)
Alexie!
Gratuluję Ci takiego ustawienia sobie życia i zazdroszczę (oczywiscie bez zawiści, zazdrością opartą na hasle „też tak chcę)!
Pozdrawiam serdecznie
PiotrP
Alex, świetny post na koniec roku :) Opisales cos, co w podobnym kształcie pojawiło się w mojej głowie (czyli na razie teoretycznie) jako istotny motor zmian w moim życiu. Za priorytet przyjąłem WOLNOŚĆ. Dla mnie są to więc rozważania o sposobie życia, który zapewnia praktyczną realizację wolności. Pojęcia takie jak: praca, urlop, czas wolny itp, wiążą się z tym pośrednio (do tego każdy ma inną ich definicję), więc, wg. mnie, nie powinny być eksponowane na pierwszym froncie. Może dyskusja o wolności jest szersza, ale przedstawione tu rozważania na temat czasu wolnego są chyba jej istotną cześcią.
Wolność oznacza brak czasu „niewolnego”. Robimy tylko to na co mamy ochotę i nikt nie może nas do niczego zmusić. Jednak w obecnym świecie ciężko jest obejść się bez pieniędzy. Pomijając przypadki odziedziczenia ogromnego spadku lub wygrania na loterii, musimy zadbać sami, żeby jedno lub kilka naszych ulubionych zajęć przynosiło dochód. Najlepiej, jak to wspomniał Alex, dochód w takiej wysokości, żeby stać nas było na delegowanie tego, czego robić nie lubimy.
Nie jest to powszechny model życia i wzbudzać będzie nieporozumienia oraz kontrowersje, gdy odnosimy go do tradycyjnych modeli oraz pojęć pracy i czasu wolnego. Właściwy odpoczynek od tego, co robimy na codzień jest odrębną kwestią.
Alex, fajnie, że da się nie mieć czasu „niewolnego”, ale sam jeszcze tego w pełni nie doświadczyłem. Jest to mój główny cel do zrealizowania w ciągu najblizszych lat. W mojej profesji, praktyczna realizacja takiego sposobu życia przedstawia mi się znacznie trudniej niż Twojej. Mam nadzieję, że się mylę :)
Wszystkiego Najlepszego na Nowy Rok dla Alexa i Czytelników bloga!
Tomek
Taka sytuacja, to właściwie szczęście niemalże na całe życie :) . Uważam, że nie jest mrzonką – choć i niekoniecznie jest to takie łatwe do realizacji (na przeszkodzie stoją przede wszystkim: lęk, obawy; pomagają natomiast: wiara, niezłomne przekonanie, wytrwałość). Myślę że – biorąc pod uwagę, iż jest to jak najbardziej możliwa do spełnienia sytuacja – warto po prostu postanowić do niej dotrzeć, bez kompromisów, bez postojów – czym prędzej zaczniemy, tym szybciej Nasze życie odmieni się na lepsze.
Dobrze jest inspirować się tymi osobami, którym już się to udało – zachęcam, by takie osoby ujawniły się i opisały, jak do tego doszły, oraz jak się żyje w tak wielkim komforcie :) .
Mirosław napisał:
>>>
“tylko nigdy nie słuchajcie swoich starych, bo na tym zawsze źle wyjdziecie”, tak samo jak dzisiejsza młodzież źle wychodzi na przejmowaniu (choćby podświadomym) “mądrości” życiowych od swoich starych
Widzę , że obcięło 90% mojego poprzedniego wpisu…na szczęście mam jakąś pierwszą jego wersje w Word, a więc jeszcze raz:
Mirosław napisał:
>>>
“tylko nigdy nie słuchajcie swoich starych, bo na tym zawsze źle wyjdziecie”, tak samo jak dzisiejsza młodzież źle wychodzi na przejmowaniu (choćby podświadomym) “mądrości” życiowych od swoich starych
Ciągle obcina komentarz w tym samym miejscu, ale wiem już dlaczego. Zastosowałem w nim niedozwolone znaki, więc jeszcze raz:
Mirosław napisał:
“tylko nigdy nie słuchajcie swoich starych, bo na tym zawsze źle wyjdziecie”, tak samo jak dzisiejsza młodzież źle wychodzi na przejmowaniu (choćby podświadomym) “mądrości” życiowych od swoich starych
KONIEC CYTATU
Problem polega na tym, ze gdyby młodsi nie słuchali „starych” (nie lubię tego słowa), to gatunek ludzki dawno by wymarł. Trzeba korzystać z doświadczeń przeszłych pokoleń, co nie oznacza, że wszystkie wzory trzeba przyjmować. Wyobrażasz sobie sytuację, w której każde pokolenie musiałoby się uczyć wszystkiego od nowa?
Co do zapału młodych do pracy i oczekiwania zapłaty, to powiem tak:
Moi rodzice poświęcili ponad 35 lat na pracę w dużej firmie (oboje w różnych), która mówiąc delikatnie w pewnym momencie kopnęła ich w d…(to problem wielu ludzi po 50, jeżeli państwowe firmy w których pracowali zostały sprzedane). I co im przyszło z zapału do pracy? Może mieli pecha, a może po prostu nie można całkowicie poświęcać się pracy zawodowej i na tym opierać swojego szczęścia, bo w pewnym momencie może przyjść rozczarowanie. Oczywiście szansa niepowodzenia jest dużo mniejsza, jeżeli poświęcamy się własnej firmie.
Zgadzam się, że bez zapału pieniędzy i biznesu się nie zrobi, ale czy pomyślałeś, że może nie wszyscy są do tego stworzeni? Niektórzy wolą pracę najemników, którzy z natury rzeczy nie robią nic za darmo i „społecznie” (ten etap mamy za sobą).
Jak się szuka partnera do biznesu, to takiego który się do tego zapali, a to że nie łatwo takiego znaleźć nie wynika z „mądrości” życiowych, które mamy od rodziców, tylko faktu że większość ludzi woli pracę najemną i jest im z tym dobrze. Tak było, jest i będzie. Trudno krytykować kogoś za takie podejście. Po prostu jak szukasz pracownika, to takiego „od…do…” nie wybierzesz. Może to jednak znacznie utrudnić twój wybór. Jak pracowałem w Niemczech, to zauważyłem że wielu ludzi pracuje tam dobrze, ale według zasady: 8 godzin w robocie, a potem do domu. To były zachodnie Niemcy i duża korporacja, dlatego nie pisz że jest to problem tylko Polski. Polacy są z reguły dobrymi pracownikami i są chwaleni na zachodzie. Kiedy jest dobra płaca, to motywacja (przynajmniej na początku) jest większa. Nie oczekuj zapału od kogoś, kto nie wie czy zarobi tyle, aby utrzymać rodzinę.
O zapale i zaangażowaniu dużo się słyszy w USA, gdzie jakiś czas mieszkałem. pracowałem tam w dużej korporacji. Jakiegoś szczególnego zapału u wiekszości Amerykanów nie zauważyłem, ale jednego nie można im odmówić: potrafią mówić przez godzinę o niczym. Są specami od „bicia piany” i robienia szumu wokół tego co robią – jakie to jest „great”. Często też lubią chwalić innych (może oczekując tego samego). To prawda, że Amerykanie mają mało urlopu, ale z tego co widziałem większość z nich kiedy kończy się praca stoi w pasach startowych i są gotowi do wyjścia. Robienie „od…do…” jest cechą wspólną większości osób niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzą.
Andrzej Says: “Sprawdź, co najbardziej lubisz robić, a potem znajdź kogoś, kto ci za to zapłaci”.
[Katherine Whitehorn]”
Z tym Najbardziej, byłbym bardzo ostrożny i wykreślił je z akceptowalnej dla mnie wersji tego cytatu.
To bardzo podobne do cytatu „“tylko nigdy nie słuchajcie swoich starych, bo na tym zawsze źle wyjdziecie”, gdzie mamy słówko nigdy. Ach te generalizacje ;)
pozdrawiam, Artur
Tomasz
Piszesz:”Taka sytuacja, to właściwie szczęście niemalże na całe życie”
Powiedzmy, że to jest dobry początek drogi do szczęścia :-)
Tak samo chcę nieco zrelatywizować Twoją wypowiedź:”warto po prostu postanowić do niej dotrzeć, bez kompromisów, bez postojów „. Chodzi też o to, aby droga tam była w miarę przyjemna, więc jeśli ktoś robi to w swoim tempie to też jest w porządku.
Rafał
Poruszyłeś kilka istotnych kwestii.
Rzeczywiście warto korzystać z doświadczeń takich ludzi, którzy osiągnęli coś, do czego sami zmierzamy. Czasem warto też przestudiować drogi ludzi, którzy nie odnieśli w danej dziedzinie sukcesu, aby zobaczyć, jakich błędów warto unikać.
Piszesz: „Może mieli pecha, a może po prostu nie można całkowicie poświęcać się pracy zawodowej i na tym opierać swojego szczęścia, bo w pewnym momencie może przyjść rozczarowanie.” Ich błąd polegał prawdopodobnie na zaniedbaniu swojej wartości rynkowej i niewłaściwej postawie, co dobrze opisuje Twój opis :”Niektórzy wolą pracę najemników, którzy z natury rzeczy nie robią nic za darmo i “społecznie” (ten etap mamy za sobą).”
Jeśli Cię to interesuje, to ja sporo rzeczy robię za darmo i społecznie (ten blog też :-)) i nie widzę w tym problemu.
O szukaniu partnera w biznesie podyskutujemy sobie kiedyś, bo to bardzo duży temat.
Artur
Masz rację, generalizacje (zawsze, nigdy itp.) bardzo często niebezpieczne
Pozdrawiam wszystkich z zimnego Wrocławia (co się stało z tym polskim biegunem ciepła???)
Alex
W normalnym układzie ludzie powinni być rozliczani z efektów pracy,
a nie z przepracowanych godzin.
Normowany czas pracy prowadzi do samych złych rzeczy:
– obniżenia wydajności pracy, bo ludzie rozliczani na godziny mają tendencję do obijania się (dlatego właśnie ci Amerykanie z postu Rafała nie mieli zapału)
– obniżenia odpowiedzialności za wykonywaną pracę, braku współodpowiedzialności za rozwój firmy i obniżenia satysfakcji z pracy (często do zera)
– praca „najemnicza”, prowadzi do tego, że się jej nie lubi i myślenia w pracy o tym, kiedy nareszcie będzie 16:00. A praca, której się nie lubi, i którą sie tylko odwala, to strata 8 godzin dziennie.
Owszem wielu ludzi się tak nauczyło pracować, choć tylko nieliczne zawody wymagają tego na prawdę. Ale jak popatrzymy na historię ludzkości, to ludzie się przyzwyczalili do mnóstwa bezsensownych i szkodliwych rzeczy i mało kto pomyśli, że mogłoby być inaczej.
Czyż każdy normalny człowiek nie powinien dążyć do tego, żeby miec taką pracę, która mu sprawia przyjemność niezależnie od wynagrodzenia za nią. Do tego, żeby praca to nie było 8 godzin dziennie wyjętych z życiorysu.
Jeżeli zaś chodzi o duże korporacje, to niestety często ludzie nie mogą tam działać efektywnie ze względu na istniejącą organizaję pracy, procedury ISO, itd. Tam się często większą wagę przykłada do tego, by nie oberwać niż by skutecznie działać (np. zbieranie „dupochronów”, czyli maili na podkładkę wszystkich decyzji w razie, jakby coś nie wyszło). Tam każdy odpowiada za swój fragment, a nikt się nie czuje odpowiedzialny za całość.
Dlatego też wiele firm woli być obsługiwanym przez małe, kilkuosobowe firmy IT (gdzie każdy człowiek czuje się odpowiedzialny za całość i pracuje wtedy, kiedy trzeba, a nie od 8:00 do 16:00), niż przez największe firmy IT w Polsce.
Gdyby mi osobiście gdzieś kazali pracowaś od 8:00 do 16:00, albo jakby mi ktoś sprawdzał w logach, jakie strony w internecie odwiedziłem, albo dokąd dzwoniłem z służbowego telefonu, albo ile kilometrów przejechałem służbowym samochodem – to by było dla mnie powodem do natychmiastowego rozpoczęcia poszukiwań nowej pracy – bo to znaczyłoby, że szef nie jest managerem tylko dozorcą więziennym. A praca to kampania karna, ani więzienie.
Alex,
Oczywiście możemy poteoretyzować (sam często to robię) i rozważać kwestię zaniedbania wartości rynkowej, ale prawda jest bardziej brutalna. Wartość rynkowa przy 30-70% bezrobociu (a takie były realia w miasteczkach Polski gdzie w latach dziewięćdziesiątych upadały stare państwowe zakłady) to pojęcie czysto teoretyczne. W mniejszych społecznościach liczą się nie tylko umiejętności, ale przed wszystkim układy. Nie oszukujmy się. W średniej wielkości miastach były 1-2 większe zakłady i jak upadał jeden (a drugi ledwo dyszał), to nie było możliwości wchłonięcia wszystkich pracowników z upadłego zakładu. To nie Ameryka, gdzie jest 5 proc. bezrobocia i na kasie pracują ludzie w wieku emerytalnym (sam widziałem! Na początku mnie to fascynowało, że pracodawca daje szansę każdemu, ale potem uświadomiono mi, że Ci ludzie muszą zarobić na chleb i pracują za bardzo niskie stawki, których młoda osoba na dorobku nie przyjmie). Poza tym większa w dzisiejszych czasach specjalizacja zawodowa otwiera często drogę do kariery, ale z drugiej strony zawęża możliwości pracy. Ile miasto 50 tysięczne potrzebuje specjalistów w dowolnie wybranej dziedzinie? Przedstawiona przez Ciebie teza o „wartości rynkowej” znajduje zastosowanie w przypadku ludzi młodych i mobilnych, którzy jak trzeba to i do Anglii za pracą pojadą, ale nie osób, którym do emerytury brakuje parę lat i którzy mobilność dawno stracili. Poza tym, w swojej wypowiedzi nie pisałem o tym, że rodzice nie mogli znaleźć pracy. Pisałem o tym, że droga ku poświęceniu się pracy może czasami prowadzić do rozczarowań. Taki był sens mojej wypowiedzi i trudno Ci chyba zaprzeczyć, że takie rozczarowania się nie zdarzają.
Nie zapominaj tez, że w latach PRLu nie było innej możliwości niż żyć z pracy najemnej.
Cytujesz moją wypowiedź o pracownikach najemnych, ale w taki sposób, że mam wrażenie, iż rozumiesz to słowo jako coś negatywnego, a przecież większość Twoich czytelników to pracownicy najemni. Ja sam nim jestem, bo żadnej firmy nie prowadzę.
Czy widzisz coś złego w tym, że „najemnik” oczekuje zapłaty za wykonaną pracę? Czy każdy musi się udzielać społecznie i robić coś za darmo? A jeżeli już robi coś „za darmo”, to czy beneficjentem tej darmowej pracy musi być firma lub osoba czerpiące z tego zyski? Jest przecież masa innych prac, które można zrobić społecznie nie czując się przez kogoś wyzyskiwanym. Sam prowadzę stronę w Internecie i nie tylko nie zarabiam, ale dokładam do interesu płacąc za jej utrzymanie. Bez złośliwości, ale w Twoim przypadku (prowadzisz działalność związaną z tematami, które poruszasz) postrzegałbym Twoją stronę jako formę autoreklamy. Bardzo nowoczesnej autoreklamy. Czy podważysz ten argument (pomijając intencje, jakie miałeś przy zakładaniu strony, liczy się efekt końcowy)?
Mirek,
Istnieje wiele sposobów kontrolowania pracy najemnej. Kontrolowanie czasu pracy jest tylko jedną metodą. Wiele nowoczesnych firm łączy pracę zadaniową z pracą w określonych ramach czasowych. To czy ktoś to traktuje jako 'skazanie’, czy nie, jest cechą indywidualną. Wnioskuje z Twojego postu, że Ty się do takiej pracy nie nadajesz i jej nie lubisz. Ludzie się różnią. Niektórzy nie wytrzymają pracując w biurze, a inni nie wyobrażają sobie ciągłego jeżdżenia. Zauważ też, że niektóre prace (np. dyspozytor mocy w zakładzie elektrycznym) wymagają określenia ram czasowych. Czy Pani, która pracuje na taśmie i na przykład kontroluje przesuwające się produkty też nie wyznaczysz czasu pracy? Nie możemy patrzeć tylko z perspektywy swojego zawodu i pracy, która wykonujemy.
Osobiście podoba mi się pomysł zadaniowego podejścia do pracy, ale niewiele firm daje Ci taką możliwość. Pozostaje założenie własnej firmy, bo wtedy sam o wszystkim decydujesz. Byłbym jednak ostrożny pisząc, że dla wszystkich taki model jest idealny. Nie wszyscy mają dostateczny poziom samokontroli i są przedsiębiorczy.
Mirek
Zgadzam się prawie ze wszystkim, co napisałeś. Mała poprawka dotyczy tego, co napisałeś o dużych firmach. Tam często kluczem sukcesu są bardzo kompetentni, zaangażowani i odważni ludzie, którzy nie patrząc na procedury (a czasem wbrew nich) robią to, co jest konieczne aby firma odniosła sukces. W myśl zasady, że nikt nie będzie strzelał do zwycięzców :-) To posuwa całe przedsiębiorstwa do przodu.
Rafał
Tobie odpowiem za chwilę
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Rafał
To, co piszesz o „realnej“ sytuacji rynkowej jest prawdą. Sęk w tym, że to nie jest cała prawda. Jeśli ktoś całe życie przepracował w firmie państwowej, ktoś mieszka w społeczności gdzie liczą się niezdrowe układy, ktoś mieszka tam, gdzie jest zapaść gospodarcza i w wielu podobnych przypadkach, to , o ile jest w miarę zdrowy na ciele i umyśle, jest to rezultat wyborów, jakie dokonywał wcześniej w życiu. I nie mów mi, że:”że w latach PRLu nie było innej możliwości niż żyć z pracy najemnej „ Możliwe były do najmniej dwie inne, uczciwe drogi:
własna działalność (nawet jeśli była znacznie utrudniana)
– wyjazd z kraju przy pierwszej sposobności (to mój wariant)
Obie drogi były znacznie mniej wygodne i obarczone dużym ryzykiem (jak wiesz, sam mieszkałem na początku w piwnicy i sprzedawałem gazety), dlatego większość ludzi wolała się nie wysilać i wybierając tzw. „małą stabilizację” (M-2, Fiat 126p i dzieci) założyła, że zawsze będzie tak jak dotychczas. Dzisiaj zbierają tego plony, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym tego słowa znaczeniu. To samo za 20-30 lat będzie dotyczyło młodych Czytelników tego blogu, dlatego zwracam im uwagę na pewne rzeczy już teraz.
Gwoli wyjaśnienia, cały ten wywód nie ma oczywiście nic wspólnego z przypadkiem Twoich rodziców, piszę o ogólnej sytuacji.
Zgadza się też, że rozczarowania w pracy się zdarzają, to jest niezależne od wieku.
Nie rozumiem słowa „pracownik najemny” jako coś negatywnego. Każdy wybór ma wady i zalety i musimy podejmować indywidualne decyzje co jest dla nas ważniejsze.
Oczekiwanie zapłaty za wykonaną pracę jest całkowicie OK jeśli taka była umowa. Pisałem już kiedyś o tym, że czasem praca za darmo jest najlepszym sposobem wybicia się w życiu, to wszystko.
Czytałeś mój post o wolontariacie?
Muszę Cię rozczarować, jeśli chodzi o traktowanie tego blogu jako mojej autoreklamy. To nie ta grupa docelowa!!! Ja pracuję z zarządami dużych firm, względnie z topowymi zespołami managerów i sprzedawców B2B (ale też zazwyczaj jestem angażowany przez tych „z góry”). To, co robię z tymi klientami ma bardzo niewiele wspólnego z przeznaczonymi dla młodych ludzi luźnymi rozważaniami na naszym blogu, tam jest ostre szkolenie „jednostek specjalnych” w konkretnych sprawach dużego kalibru. Gdybym chciał (i w ogóle potrzebował :-)) autoreklamy, to byłyby to zupełnie inne działania, znacznie bardziej „po cichu” i skierowane do innego odbiorcy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Przedstawione przez Ciebie opcje wyboru znowu zaliczę do kategorii niekoniecznie w tamtych warunkach praktycznych, choć przyznam, że w niektórych przypadkach opcje takie były możliwe. Tak się akurat składa, że duża część mojej rodziny wyjechała w latach PRLu do Niemiec, więc dlatego piszę, że opcja wyjazdu czasami była możliwa. Moja najbliższa rodzina została w Polsce i z perspektywy czasu uważam, że był to najlepszy wybór.
Rozważając opcję wyjazdu trzeba uwzględnić fakt, że nie każdy mieszkający w Polsce miał taką możliwość. Moja rodzina, ze względu na pochodzenie ją miała. Reszcie pozostawała zwykła ucieczka z niewielką szansą powodzenia (zależy od tego, w którym roku uciekali i do jakiego kraju).
Jeżeli chodzi o własną działalność, to jak już pisałem nie każdy ma do tego predyspozycje. Poza tym jak sam napisałeś prowadzenie tego typu działalności w PRLu było obarczone bardzo dużym ryzykiem, dlatego opcja ta nie koniecznie musiała być atrakcyjna.
Generalnie, to zawsze się ma jakiś wybór. Podobno warunki zewnętrzne nie mają znaczenia, o ile czegoś bardzo chcemy. Tak mówi teoria. W praktyce ilu osobom się udaje przezwyciężać przeciwności losu?
Wpisu o wolontariacie jeszcze nie czytałem.
Co do pracy za darmo, jako sposobu na wybicie to się zgadzam, tylko że jak we wszystkim trochę szczęścia trzeba mieć.
Na koniec chciałbym dodać, że nie uważam iż ludzi należy traktować jak robotów, którzy muszą planować swoje życie i ścieżkę kariery z najmniejszymi szczegółami. Taką widzę tendencję jak czytam wszelkiego rodzaju poradniki. „Zaplanuj przyszłość”….„Chcieć to móc”…takich hasełek można wyliczać wiele (ostatnio czytałem „Potęgę podświadomości” Murphiego). Łatwo jest snuć rozważania teoretyczne i dawać dobre rady, ale nie zawsze łatwo podejmować właściwe decyzje. Temat mógłbym rozwinąć, ale myślę że odeszliśmy w ten sposób od tematu postu.
Co do autoreklamy poprzez blog, to nawet jeżeli większość Twoich czytelników stanowią ludzie młodzi, to jednak przyznasz, że perspektywiczni? Kto wie ilu z nich zostanie prezesami, albo wybije się na tyle, aby wpływać na decyzje o zatrudnianiu trenera. Czy chcesz, czy nie element autoreklamy tu jest. To, że jej efekt jest niemierzalny lub że nie taka jest Twoja intencja, to osobny temat. Jeżeli nawet pominąć efekt reklamowy, to liczy się też odniesiona korzyść z wymiany pomysłów i poglądów. Zawsze jest jakaś korzyść, czyli można by rozważyć znaczenie słowa „za darmo”. Potocznie rozumiemy to słowo jako „za pieniądze”. Może to dobry temat na nowy post?
Na koniec, w odniesieniu do tematu pracy poruszonego przez Mirka chciałbym polecić niezwykłą książkę – „Finding Work That Matters”, którą napisał Mark Albion. Słuchałem jej wiele razy. Naprawę rewelacja!
Może na samej górze w dużych korporacjach jest lepiej, tego nie wiem,
ale na dole właśnie często tak jest: zwycięstwa i inicjatywy się nie zauważa, a błąd
karze, a to powoduje takie zachowania jak opisałem.
Jeszcze o woluntariacie: Alex ma w zupełności rację. Google jest za darmo. MySpace jest za darmo. Nikt na tym nie zarobił? Ja też robię coś za darmo (już nie pierwszy raz). Jak szukałem współpracowników wśród kolegów to każdemu plan się bardzo podobał, ale albo nie miał czasu (bo był ciężko zajęty nicnierobieniem), albo uważał, że się do tego nie nadaje, bo to jest zbyt trudne – najczęściej było zatrudne – ponad jego siły intelektualne, w najlepszym razie miał słomiany zapał. Dziwne, nie?
Kiedyś Marek Szurawski (http://www.homo21.com.pl) powiedział mi, że takie postawy są bardzo powszechne, jak go zapytałem po co o takim marginalnym zjawisku pisze w swoje książce. Ale przekonałem się, że jednak miał rację.
Kilka pomysłów mam jeszcze w zapasie. Idealny współpracownik będzie zawzięty, będzie nieugięcie wierzył w sukces przedsięwzięcia i jeśli coś będzie dla niego za trudne, to sam wymyśli, jak to można zrobić łatwiej. Preferowany wiek: 7 lat (zanim go w szkole nauczono pojęć „za trudne”, „nie da się zrobić” oraz „nie wychylaj się”)
Rafał
Piszesz:”Przedstawione przez Ciebie opcje wyboru znowu zaliczę do kategorii niekoniecznie w tamtych warunkach praktycznych, choć przyznam, że w niektórych przypadkach opcje takie były możliwe.!”
Ja by nie było, to istniały one i można było z nich skorzystać. I nie było do tego konieczne pochodzenie, wystarczało jakoś zdobyć paszport (co po Sierpniu było łatwiejsze) i spora dawka determinacji. No ale to już rozważania historyczne :-) Przytaczam je, bo żyłem w tamtych czasach i sam podjąłem niezwykle trudną decyzję wyjechania, jak się wtedy zdawało, „na zawsze”
Zgadzam się z Tobą, że ludzi nie należy traktowań jak robotów. Na tym blogu raczej nie znajdziesz takiego traktowania Czytelników, choć czasem nie oszczędzam im niewygodnych „bodźców” do przemyśleń.
Wracając do tej nieszczęsnej kwestii autoreklamy, to wybacz, ale muszę się uśmiechnąć czytając Twoje rozważania. Zastanowię się, jak to wytłumaczyć tak, aby nie mogło być niechcący odebrane jako brak szacunku dla Ciebie.
Na razie odmeldowują się do wieczora, zaraz zaczynam bardzo długi dzień z grupą top managerów i musimy zrobić naprawdę duże rzeczy (to lubię – ach ta moja próżność :-))
Mirku
Z powodów wzmiankowanych powyżej Tobie odpiszą w nocy
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Mirku
mam chwilę czasu, więc pozwól, że krótko odpiszę. To, co piszesz na początku komentarza (o dużych firmach) to ewidentne błędy managementu. Powodują one szybko negatywną selekcję pracowników w takim przedsiębiorstwie. Jak ktoś rozpozna takie symptomy w aktualnym miejscu pracy, to lepiej niech coś z tym zrobi w myśl zasady:
– change it or
– love it or
– leave it :-)
Podoba mi się ten idealny wiek pracownika :-) Może powiemy, że chodzi bardziej o postawę życiową 7 latka?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wszyscy myśląc o „czasie wolnym” zazwyczaj traktują ten „czas wolny” w opozycji do pracy. A mnie osobiście bardzo by się przydał czas wolny i wakacje od rodziny. Bo właśnie czas spędzany z rodziną (to niestety było popełnionym przeze mnie kiedyś grubym błędem życiowym, że zdecydowałem sie na jej założenie – błędem, z którego teraz bardzo trudno się „wyplątać”, o ile jest to w ogóle możliwe) jest dla mnie tym czasem „niewolnym”, kiedy czuję się ograniczany, poddawany przymusowi i nie mogę robić tego, co chcę i tak, jak chcę. A jest to niestety 90%+ czasu, kiedy nie jestem w pracy…
Witam
Tyle że nasze hobby czy pasja w tym momencie stają się chlebem powszednim, niekoniecznie nudnym, ale jednak powszednim.
Więc zaraz zaczniemy szukać nowych wrażeń mniej dostępnych (nie chodzi mi tutaj o niedostępność cenową rozrywki) tylko o niedostępność właśnie związaną z wolnym czasem.Wówczas nasza pasja staje sie swoistym marzeniem, a w momencie obcowania z nią cieszymy sie każdą chwilą. Właśnie przez to, że nasza pasja nie jest powszednia, sprawia nam więcej wrażeń,gdyż rzeczy nawet najmniej istotne sprawiają nam w tym hobby radość.
Zresztą rzeczy które są naszymi marzeniami, mają dla nas większą wartość niż te które osiągnęliśmy, dzięki temu wszystko sie napędza a nie stoi w miejscu.
A co do pracy, mieć taką którą można uważać za hobby to najwspanialsza wersja 'dnia powszedniego’
pozdrawiam
Raj
Dziękuję za bardzo szczerą wypowiedź.
Niechętnie zamieniłbym się z Tobą……
Piotrek
Cały trik polega na posiadaniu szerokiego wachlarza ulubionych zajęć :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
no okej okej, ale założę się że ty też masz jakieś marzenia co pchają cię do przodu, jakiś cel. Ja takie mam staram się osiągnąć i szukać nowych, tylko zaznaczam, nie mówię teraz o celach życiowych/fundamentalnych tylko takich wiesz… po prostu aby było fajnie i miło. Chociaż wiadome, wszystko musi być realne do osiągnięcia.
pozdrawiam, miłego weekendu życzę
Do autora i wszystkich komentujących: nie wiem czy znacie tekst pt. „Hacker Howto”, opowiadający o tym, kim jest haker i na czym polega postawa hakera – jeżeli nie, to jest na mojej stronie: http://www.ap.krakow.pl/~raj/hacker-howto.html . To, co jest napisane w tej notce, w pewien sposób koresponduje z tym, co możecie tam właśnie przeczytać. Jeżeli autor tej strony nie zna tego tekstu, to może mu się przyda w jego działalności…?
Piotrek
Jak chcę robić różne rzeczy, to zazwyczaj je robię :-)
Dość sporo takich rzeczy już zrobiłem.
Raj
Nie znałem tej strony, dziękuję za link.
Jedyna naprawdę kontrowersyjna wypowiedź tam zawarta to: „…. twoja energia jako hakera jest wytracana na rzeczy takie jak seks ……” :-) :-)
W mojej wersji prawdziwy hacker powinien na tych bardzo ludzkich sprawach znać się co najmniej tak dobrze (i praktycznie!!!) jak na software :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wydaje mi się, że wiem o co Raymondowi chodziło z tym seksem, chociaż sformułował to faktycznie trochę niezręcznie… Nie tyle o sam seks jako taki, co o poszukiwanie w seksie środka na potwierdzenie własnej wartości – coś w rodzaju facetów mierzących swoją wartość wielkością penisa czy liczbą zaliczonych panienek…
Tak przynajmniej wynikałoby z całego kontekstu…
Raj
Jak wiesz wydawać nam się może wiele rzeczy :-) Jeśli ktoś pisze manifest, to powinien bardzo starannie dobierać sformułowania i ten autor w całym pozostałym tekście tak zrobił.
Mam więc nieco inną interpretację niż Ty :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Generalnie podoba mi się Twoja koncepcja i sam będę starał się dążyć do takiej, jak ta opisana przez Ciebie, sytuacji. Jakkolwiek wiem, że jeszcze sporo pracy mnie czeka aby osiągnąć taki stan, ale myślę że warto. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz
Spróbuj wypracować własny, unikalny wariant :-)
To powiedziawszy, moja koncepcja bardzo mi się w praktyce podoba :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Z pewnością, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba, będę wprowadzał odpowiednie modyfikacje tak aby całość jak najlepiej mi pasowała. :-) Po prostu sądzę, że Twoja koncepcja jest doskonałym punktem wyjścia…
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.