Po prawie dobowej przerwie nasz serwis jest znowu online. Tym razem był to twardy dysk serwera, straciliśmy jeden post i kilka komentarzy, postaram się to potem odzyskać. Ze względu na chwilowy brak kontroli nad domeną nie przeniosłem jeszcze blogu na bardziej niezawodny serwis, nie chcę aby wiele prowadzących do niego lików trafiło w próżnię. W związku z tym proszę o zrozumienie ewentualnych zakłóceń, rozwiążemy i to zadanie :-)
Pamiętacie kiedy w części 6 pisałem jak delikatnie zmienić zachowanie humorzastego przełożonego?
Podobny sposób wykorzystali w latach 70 amerykańscy studenci, którzy w celach eksperymentalnych umówili się, że na wykładach pewnego profesora, jeśli znajdzie się on po prawej stronie pomieszczenia, to wszyscy obecni będą delikatnie dawać mu sygnały braku zainteresowania i dekoncentracji. Odwrotnie postępowano w sytuacji kiedy profesor znajdował się po lewej stronie sali wykładowej, wtedy wszyscy patrzyli na niego, kiwali ze zrozumieniem głowami itp. W rezultacie doprowadzili do tego, że biedny profesor (który nic nie wiedział o eksperymencie) wykładał opierając się o lewą ścianę :-)
O tym, że ta metoda funkcjonuje wiem z własnego doświadczenia, może ktoś wypróbuje to na studiach? (tylko ostrożnie!!) :-)
Tuż przed wylotem na Kanary uświadomiłem sobie, że ze względu na bardzo zajętą jesień nie miałem kiedy zabrać się za moje zeznanie podatkowe 2005. W Niemczech (abstrahując od VAT) można rozliczać się z podatku dochodowego raz na rok (przynajmniej przy mojej formie działalności, zaliczki płaci się kwartalnie) i podobnie jak w Polsce termin składania zeznań jest gdzieś w kwietniu następnego roku. Jeśli ma się doradcę podatkowego, to nie jest problemem przedłużenie tego terminu nawet do końca roku, z czego nagminnie korzystałem. W tym roku wyjątkowo nie miałem czasu pozbierać rozproszonych w 2 lokalizacjach rachunków kosztowych (za 2005 !!), wiec dzwonię do przydzielonej do mnie pracownicy mojego doradcy:
Ja: „Frau Grill, jutro wylatuję na Kanary i nie miałem czasu zająć się moim zeznaniem podatkowym. Wrócę dopiero pod koniec stycznia i wtedy ewentualnie mogę pozbierać wszystkie papiery”
p. Grill: „Wie pan, w tym roku urząd skarbowy ustalił, że zeznania za poprzedni rok muszą być złożone maksymalnie do konca następnego. Ale wie pan co, ja tam zadzwonię i zobaczę co da się zrobić”
Dziesieć minut później telefon of p. Grill: „Urząd skarbowy przedłużył nam termin do końca lutego 2007, to powinno wystarczyć, nieprawdaż?”
Pamiętacie jak w poście „Jakość życia” pisałem o współczynniku PITA? To jest klasyczny przykład dlaczego mimo ponętnego podatku liniowego 19% ciągle nie przeprowadzam się do Polski.
Oczywiście podatki trzeba w Niemczech płacić i trochę się z doradcą pogimnastykować, ale jak słyszę o perypetiach moich znajomych z kraju, to muszę stwierdzić, że mam w tym aspekcie naprawdę niski PITA-Factor.
Po bardzo intensywnej jesieni jutro opuszczam na 10 tygodni pochmurną Europę i przenoszę sie na Kanary, gdzie akurat panuje wiosenna pogoda. Jednocześnie przełączam się z trybu ściśle biznesowego na Gypsy Mode, o którym już kiedyś wspominałem. Standardowym ubraniem będą buty żeglarskie, szorty i koszulka, eleganckie ciuchy mają urlop. Kilku klientów zapowiedziało co prawda, że wpadnie aby pofilozofować o życiu spacerując po plaży, ale to na całkowitym luzie.
Naturalnie zabieram też mój laptop i mając dużo czasu obiecuję częściej niż dotychczas pisać nowe posty na główne tematy tego blogu. Mam trochę pomysłów, muszę tylko pozbierać się po pochłaniającej dużo energii pracy i oczywiście zorganizować coś w rodzaju polskiego Blue Connect.
Do usłyszenia wkrótce!!
Ostatnio zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób mieszkają różne osoby, które znam. Jest oczywiście nieskończenie wiele wariantów, niemniej uogólniając można wyróżnić dwie kategorie:
- Ludzie, którzy mieszkają w muzeum. Ich mieszkanie jest perfekcyjnie umeblowane eleganckimi, i często drogimi meblami na wysoki połysk, wszystko jest na swoim miejscu i panuje tam pełny, aby nie powiedzieć sterylny, porządek. Użytkowanie takiego mieszkania wymaga pewnej ostrożności i troski o jego wyposażenie. Ewentualnym gościom można z dumą zaprezentować swoją rezydencję.
- Ludzie, którzy mieszkają w pokoju do zabaw/pracy. Zazwyczaj panuje tam pewien „artystyczny nieład”, meble są dobrane bardziej z praktycznych, niż estetycznych punktów widzenia. Można tam robić różne rzeczy bez specjalnej obawy, że niechcący uszkodzimy coś cennego. Takie mieszkanie doskonale nadaje się do uprawiania wielu przynoszących radość zajęć, cierpi za to możliwość wykorzystania ich do funkcji reprezentacyjnych.
Ogólnie przyjęto uważać, iż ta perwsza grupa mieszkań cechuje ludzi zamożnych, a ta druga tych na dorobku (patrz na większość polskich filmów), ale to absolutnie nie pokrywa się z moimi obserwacjami. Znam osoby ledwo wiążące koniec z końcem, które mieszkają w wymuskanym i często kupionym na kredyt muzeum, znam też np. jednego multimilionera (spoza Polski), w którego obszernej rezydencji (z krytym basenem włącznie) znajdują się wyłącznie pokoje do zabaw :-)
Jestem daleki od klasyfikowania, która z tych kategorii jest „lepsza”. Jak zwykle jest to kwestia osobistych decyzji, które podejmujemy. Interesujące byłoby zastanowienie się nad motywacją do tego, czy innego sposobu mieszkania. Na ile jest to wynikiem własnej decyzji i prawdziwych, wewnętrznych potrzeb, a na ile „czynników zewnętrznych” takich jak oczekiwania środowiska, czy też choćby presja partnera. Rezultaty takich przemyśleń każdy może sobie zachować dla siebie, choć naturalnie ciekawe byłoby powymienianie się nimi w komentarzach, do czego zapraszam.
PS: Jeśli to kogoś interesuje, to ja we wszystkich lokalizacjach mieszkam w pokoju do zabaw :-)
Drodzy Czytelnicy!
Jak zapewne zauważyliście od kilku dni nie pojawiają sią nowe posty o sprawach życiowych i jestem Wam winien małe wyjaśnienie dlaczego. Przyczyną jest bardzo intensywny finisz mojej tegorocznej działalności szkoleniowej: od poniedziałku do soboty włącznie (!) szkolę trzy ostatnie grupy klienta, po szkoleniach mam codziennie jakieś spotkania, często do późnych godzin. Innymi słowy byłoby to marzenie pracoholika, którym oczywiście nie jestem :-). Taka sytuacja jest niezwykle absorbująca i utrudnia mi pisanie rozsądnych postów. Dlatego proszę o zrozumienie, jeśli do niedzieli, mówiąc kolokwialnie, będzie z tym cienko. Obiecuję nadrobić to z nawiązką trochę później.
PS: Mam nową wersję prawa Murphy’ego: „Ciekawe propozycje biznesowe pojawiają się tym częściej, im mniej masz czasu aby z nimi coś zrobić :-)”
Witajcie
Przez półtorej doby nie tylko ten blog, ale i cały serwis mojej dotychczasowej hosting company zniknęły z internetu, jej telefony zostały wyłączone a email nie działał. Swiadomość, że wielu Czytelników po prostu straciło kontakt ze mną była bardzo nieprzyjemna. W rezultatcie od wczoraj mam nowy serwer, tym razem w poważnej i niezawodnej firmie. Pewnym problemem jest odzyskanie kontroli nad domeną alexba.eu, tutaj jest trochę komplikacji. Dlatego na wypadek, gdyby ten serwis w najbliższym czasie zniknął ponownie to poszukajcie mnie w domenie www.alexba.eu ta domena powinna być live już jutro. W miarę jak będę miał więcej czasu postaram się rozwiązać to jakoś tak, aby nie stracić linków z innych stron, niemniej proszę o zrozumienie obecnego, nieco prowizorycznego stanu. Tak, czy inaczej robię codziennie backup, tak że w najgorszym wypadku nie stracimy wpisów, tylko będzie trochę zamieszania.
jeszcze raz: na wszelki wypadek zapamiątajcie adres www.alexba.eu
Pozdrawiam
Alex
PS: Oczywiście widzimy się w niedzielę, jutro wyruszam do Warszawy
W odpowiedzi na mój ostatni post o rozszerzaniu lejka możliwości Grzegorz Łobiński postawił na swoim blogu parę ciekawych pytań, na które ze względu na wygodę pozwolę sobie odpowiedzieć tutaj. Tych pytań było bardzo wiele, więc nie będę ich teraz wszystkich cytował (polecam lekturę oryginalnego postu Loby). Nie muszę też już chyba dodawać, że odpowiedzi poniżej odzwierciedlają moje osobiste doświadczenia i poglądy i nie pretendują do miana prawdy absolutnej.
Więc teraz odpowiedzi:
Nie zawsze można jednoznacznie stwierdzić, czym mam na coś realny wpływ, czy też nie. Zdarzało mi się też oczywiście mylić w takich osądach. Całe szczęście, że życie, przynajmniej z mojego doświadczenia nie opiera się na matematycznej logice „prawda, czy falsz”, lecz bardziej na tym, co znane jest jako „fuzzy logic”. W codziennym życiu (w przeciwieństwie do egzaminu na studiach, bądź jakiś krytycznych zadań) nie musisz mieć zawsze racji, wystarczy że masz ją wystarczająco często :-)
Tak samo stwierdzenie, że na coś nie mamy wpływu nie oznacza, iż nie będziemy go mieli w przyszłości. Właśnie skoncentrowanie się na rzeczach przy których możesz coś realnie zmienić powinno rezultować rozszerzeniem Twojej strefy wpływów w ogóle.
„Jeśli odwrócę się od sprawy to jasne jest, że nic nie zmienię, ale czy nie jest wysoce prawdopodobne również to, że w przyszłości w porę nie zauważę, gdy otoczenie, warunki zewnętrzne zmieną się same, bez mojego udziału na tyle, że mój wpływ mógłby być w tej nowej sytuacji istotny?” Tutaj właśnie istotna staje się różnica, czy przestajesz się interesować sprawami na które nie masz wpływu (czego nie powiedziałem), czy też tylko przestajesz się nimi przejmować (w sensie zaangażowania emocjonalnego). Aby zauważyć zmieniające się warunki na ogół wystarczy beznamiętna, lecz uważna obserwacja.
Jeśli nie przejmujesz się tym, na co nie masz wpływu, to masz więcej energii i zaangażowania, aby robić rzeczy na które tenże wpływ masz. Dzięki temu na ogół Twoje działania przynoszą konkretne rezultaty i to poszerza Twój zakres swobody (jeśli mądrze te działania dobrałeś).
Jeśli chodzi o źródła motywacji, to ja zazwyczaj czerpię je z moich marzeń, z tego co chcę osiągnąć, a nie tego co chcę naprawić (to jest subtelna, aczkolwiek istotna różnica). Z całą resztą Twojej wypowiedzi o pierwszym kroku zgadzam się, z zastrzeżeniem, że dobrze jest robić go tam, gdzie możemy coś realnie zmienić.
Kolej na Twoje, jak piszesz, najważniejsze pytania. Tutaj pozwolę sobie je dla precyzji zacytować:
„Czy porzucając tematy, na które, wydaje mi się nie mam wpływu, nie idę na tzw. łatwiznę?”
Zdefiniuj określenie „łatwizna”. Ja w życiu staram się osiągnąć moje cele możliwie najmniejszym nakładem środków, czasu i energii, pod warunkiem, że robię to w etyczny sposób a na koniec dnia wszyscy zainteresowani są w miarę „do przodu”. Co jest w tym złego?
„Czy to dobra analogia? Życie jak biznes, alokacja zasobów, efektywność, stopa zwrotu?”
„Dobroć” tej analogii musi sobie każdy indywidualnie ocenić :-) Tak czy inaczej większość z nas stara się (często nie zdając sobie z tego sprawy) postępować podobnie jak w prowadzeniu dobrego biznesu :-) Dla przykładu, dobrowolnie zadajesz się przecież z tymi ludzmi, z którymi (w szerokim tego słowa znaczeniu) jest Ci najlepiej (optymalna alokacja zasobów), a kiedy kochasz się z Twoją przyjaciółką, to starasz się (mam nadzieję!), aby obie strony miały z tego jak największą przyjemność (maksymalizacja „stopy zwrotu” :-)). Co w tym złego? :-)
„Czy naprawdę dobrze jest, żeby o tym czym będę zaprzątał swoje myśli decydowały warunki zewnętrzne?”
Uwaga, ja tego nie powiedziałem! Jeśli przejmuję się rzeczami na które mam wpływ, to o zakresie decyduje kombinacja zarówno warunków zewnętrznych jak i mojej zdolności wpływania na nie.
„Czy twoje ograniczenia wpływają na twoje wybory, czy też twoje wybory wpływają na twoje ograniczenia?”
To jest bardzo interesujące pytanie. Prawdopodobnie działa to w obie strony, przynajmniej u mnie :-)
Witajcie
Pamiętacie ten post o wartości rynkowej? Dzisiaj zajmiemy się innym aspektem tego samego zagadnienia, a mianowicie odpowiedzią na pytanie, za ile każdy z nas sprzedaje godzinę swojego życia.
Poniższe obliczenie jest bardzo uproszczone, a co za tym idzie wyniki są wyraźnie zawyżone, niemniej i tak warto sobie uświadomić pewne liczby.
1) zaczynamy od naszych miesięcznych dochodów „na rękę” po odliczeniu wszelkich podatków i składek socjalnych (ZUS)
2) od tego odejmujemy koszty naszych dojazdów do pracy
3) od tego ew. odejmujemy 1/12 rocznych kosztów, które ponosimy na odzież, którą kupujemy ze względu na wymagania naszej pracy
4) od tego ew. odejmujemy 1/12 rocznych kosztów, które ponosimy na szkolenia i kursy niezbędne w naszej pracy.
5) teraz mamy mniej więcej nasze zarobki miesięczne netto
6) dodajemy wszystkie godziny, które spędzamy miesiecznie w pracy (wszystkie!!)
7) dodajemy godziny spędzane miesięcznie w drodze do pracy i do domu
8) dodajemy czas, który potrzebujemy każdego dnia, aby po pracy „dojść do siebie”
9) dodajemy 1/12 czasu, który rocznie poświęcamy na związane z pracą dokształcanie się
10) w ten sposób mamy mniej więcej „wydatek czasowy” na zarobienie pieniędzy z punktu 5
11) dzielimy sumę z punktu 5 przez sumę z punktu 10 otrzymując w ten sposób cenę, za którą sprzedajemy godzinę naszego życia
Tę wartość warto sobie po prostu uświadomić. Wykorzystać ją możemy na przykład w ten sposób że:
- uświadamiamy sobie, że niezbyt efektywnie zamieniamy czas naszego życia na środki pieniężne
- przeliczając ceny różnych dóbr na godziny naszego życia, które musimy w zamian sprzedać możemy dokonywać bardziej świadomych wyborów, zwłaszcza jeśli ten przelicznik jest niekorzystny („czy ta szafa naprawdę warta jest 2 dni mojego życia??!!”)
- możemy tego użyć jako argumentu, jeśli nasz partner domaga się jakiegoś większego zakupu, a my nie jesteśmy do jego konieczności przekonani :-)
- możemy też w drugą stronę policzyć ile np. kosztowało nas pozwolenie komuś na zmarnowanie nam iluś tam godzin, dni a nawet miesięcy naszego życia
Powyższy eksperyment myślowy jest bardzo ciekawy i polecam każdemu, aby sobie go na własny użytek uczciwie przeprowadził. Naturalnie każdy powinien też wyciągać sobie własne wnioski, zalecam tylko pewnien umiar :-)
Ciekawych przemyśleń!!
Subskrybuj blog
Ostatnie Posty
- Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
- Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
- Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
- Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
- Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji
Kategorie
- Artykuły (2)
- Dla przyjaciół z HR (13)
- Dostatnie życie na luzie (10)
- Dyskusja Czytelników (1)
- Firmy i minifirmy (15)
- Gościnne posty (26)
- Internet, media i marketing (23)
- Jak to robi Alex (34)
- Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
- Książka "Sukces w relacjach…" (19)
- Linki do postów innych autorów (1)
- Listy Czytelników (3)
- Motywacja i zarządzanie (17)
- Pro publico bono (2)
- Przed ukazaniem się.. (8)
- Relacje z innymi ludźmi (44)
- Rozważania o szkoleniach (11)
- Rozwój osobisty i kariera (236)
- Sukces Czytelników (1)
- Tematy różne (394)
- Video (1)
- Wasz człowiek w Berlinie (7)
- Wykorzystaj potencjał (11)
- Zapraszam do wersji audio (16)
- Zdrowe życie (7)
Najnowsze komentarze