W komentarzu do jednego z wcześniejszych postów Ania zapytała o coś, o co czasem jestem też pytany w prywatnej poczcie, a mianowicie jak zostać trenerem. Ze względu na to, że ten temat najwyraźniej interesuje szersze grono Czytelników pozwolę sobie odpowiedzieć na blogu. Obawiam się, że będzie z tego parę odcinków, postaram się pisać tak, aby było też przydatne dla Czytelników zainteresowanych innymi karierami. Mam też nadzieję, że wywiąże się dyskusja, która wykaże główne punkty Waszych zainteresowań, którymi potem się możemy zająć. Zapraszam do niej wszystkich zainteresowanych.
Aniu
Dokładna odpowiedź na Twoje zapytanie jest dla mnie nieco utrudniona i to z conajmniej 2 względów:
- moja pozycja wyjściowa była całkiem różna od Twojej. Kiedy postanowiłem zostać trenerem to mialem 36 lat, dużo najprzeróżniejszych doświadczeń życiowych i biznesowych, tak różnych jak mieszkanie w piwnicy w obcym kraju aż po kilkuletnie prowadzenie tam (w tym kraju) własnej firmy IT. Dlatego nie bardzo możemy przełożyć to co robiłem na Twoją sytuację. Mimo tego możemy się wspólnie zastanowić, co, mając moją dzisiejszą wiedzę zrobiłbym na Twoim miejscu. Na marginesie, jeśli miałbym porównać Ciebie ze sobą, jak miałem 24 lata, to wyprzedzasz mnie o lata świetlne, to chyba dobry początek :-)
- mimo wszystko bardzo mało wiem o Tobie i to zarówno w kwestii Twojej motywacji, jak i tego, co już w tej chwili potrafisz i jak szybko możesz nauczyć się pozostałych rzeczy, które będą potrzebne. Mam tu na myśli nawet nie tyle konkretną wiedzę merytoryczną, lecz to, w jaki sposób komunikujesz z innymi, jak szybko nawiązujesz kontakt z obcymi osobami, jak radzisz sobie w sytuacjach trudnych, co tak naprawdę w głębi ducha sądzisz o sobie. Jeśli docelowo chcesz zostać trenerem najwyższej klasy, a nie wyrobnikiem, to są to istotne czynniki.
Stąd też jesteśmy zmuszeni zrobić parę założeń i zacząć od sporej ilości pytań, na które powinnaś przynajmniej sobie samej odpowiedzieć.
Zacznijmy od najbardziej zasadniczego:
Czy na pewno chcesz zostać trenerem? jeśli tak, to tak naprawdę dlaczego?
Bycie trenerem najwyższej klasy ma duże zalety takie jak np.
- utrzymujesz sią w doskonałej formie jeśli chodzi o komunikację międzyludzką
- umiejętności interpersonalne przydają się bardzo we wszelkich aspektach życia zawodowego i prywatnego
- ciągle możesz się uczyć pracując z najlepszymi
- obracasz się w interesujących kręgach rozbudowując Twoje kontakty
- last but not least naprawdę przyzwoicie zarabiasz :-)
Za to jest oczywiście cena do zapłacenia w postaci np.tego że:
- robienie naprawdę dobrych treningów to nie jest coś, co robisz 7 godzin a potem odkładasz na bok i resztą dnia funkcjonujesz całkiem normalnie
- zwłaszcza na początku możesz stanąć wobec konieczności podróżowania i życia w hotelach. To po pewnym czasie nie jest takie zabawne jak na początku. Później masz naturalnie pewien wpływ na to, gdzie szkolisz
- dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu możesz sobie pozwolić na luksus dobierania firm i ludzi, których trenujesz. Co oznacza, że na poczatku możesz trafić na naprawdę toksyczne firmy, czy grupy.
- podróżowanie może (choć nie musi) mieć niekorzystny wpływ na Twoje życie towarzyskie i prywatne
- musisz uważać na Twoje zdrowie i bezpieczeństwo – jak masz szkolenie na które ściągają ludzi z całej Europy, czy nawet tylko Polski, to nie ma takiej opcji, że się nie zjawisz
- musisz być gotowa, aby uczyć się przez cały okres Twojego życia zawodowego
- musisz zadbać o rezerwy finansowe, a najlepiej pasywne dochody na wypadek, gdybyś nie mogła przez pewien czas szkolić.
No jak, ciągle jeszcze chcesz być trenerem? :-)
Od odpowiedzi na to pytanie będzie zależał ciąg dalszy. W nim ewentualnie zajmiemy się poważnym wyzwaniem polegającym na braku doświadczenia i co z tym można zrobić.
Na razie czekam na wypowiedzi….
PS: W międzyczasie ciąg dalszy jest tutaj . Zapraszam!!
dobry temat.
moja aktualna sytuacja to chec pracy na roznych stanowiskach, co jak na razie mi sie udaje (kierownicze i mniej kierownicze stanowiska). i caly czas trzymam sie zasady, ze duzo doswiadczenia nie wyjdzie mi na zle (byleby tez w trakcie wykonania jakiejs pracy poznac ja jak najlepiej i uniknac sytuacji, ze pracowalem w 10 firmach, na 10 roznych stanowiskach i nie wynioslem z tego nic). kiedys, w przyszlosci, moze to wlasnie bedzie odpowiednia praca.
chetnie poczytam wiecej. dokonajmy zalozenia i czekam na dalszy ciag.
Sadze, ze moj poglad moze byc kontrowersyjny, ale pozwole sobie go przytoczyc. Wydaje mie sie, ze doradzanie w tym temacie jest troche podobne do tego jakby mieszkaniec Antarktyki doradzal koledze mieszkajacemu na Rowniku, jak sobie radzic z problemami dnia codziennego. Do czego zmierzam. Roznica miedzy warunkami pracy w Niemczech i w Polsce jest kolosalna, pomimo, ze oba kraje sa w srodku Europy, sa kapitalistyczne i demokratyczne. Na opisanie tych roznic potrzeba ksiazki i nie warto nawet zaczynac. Skoncentruje sie tylko na zrodlach wiedzy, z ktorych trener powinien korzystac. Ksiazki polskie z reguly sa zle napisane. Sa tony zagranicznych tlumaczen, ale nie wiadomo co jest dobra literatura a co zla. Ksiazki sa tlumaczone przez lingwistow, a nie specjalistow z branzy, co powoduje, ze nieraz lepiej ich nie czytac. W bibliotekach powszechnych dostepna jest literatura z lat osiemdziesiatych. Moim zdaniem na uczelniach ekonomicznych ucza generalnie bzdur, poza konkretami jak ksiegowosc, finanse. Bzdur – mam na mysli rzeczy malo praktycznych. Dobra literatura fachowa sprzedawana jest po cenach zaporowych. Zauwazylem, ze wiele firm zagranicznych z satysfakcja rynkowa i pelna swiadomoscia rowniez bzdury informacyjne sprzedaje. Konsekwencja tego stanu rzeczy sa nasze sukcesy w reformowaniu kraju. Polegajace na tym, ze zagraniczne firmy w Polsce dobrze funkcjonuja. Niektore nawet osiagaja najwieksze przyrosty sprzedazy z wszystkich oddzialow na swiecie. Tak to odbieraja moje oczy i uszy. Natomiast w Polsce sa swietni ludzie z Polkami na czele.
Koza
Zbieranie szerokiego zakresu doświadczeń w relatywnie (jak zakładam) młodym wieku to moim osobistym zdaniem doskonała inwestycja w przyszłość. Drugą taką inwestycją są kontakty (patrz „Twoja wartość rynkowa”), ale o tym już mówiliśmy.
Krzysztof
Czyżbyś założył że nie mam osobistego doświadczenia z treningami w Polsce?? Gdyby tak było, to potulnie siedziałbym cicho i nie wypowiadał się na ten temat :-)
Co do reszty (mam na myśli źródła wiedzy) to niestety w większości przypadków muszę się z Tobą zgodzić. Z drugiej strony taki stan rzeczy generuje fantastyczne sposobności dla ludzi, którzy coś potrafią. A to „potrafienie” wymaga przede wszystkim chęci, potem podpięcia się do dobrych źródeł i skoncentrowanego wykorzystania ich (jest na to taki ładny angieski czasownik ” to focus”)
Pozdrawiam
Alex
PS: a propos tłumaczeń, to czasem mam wrażenie że nie robił tego lingwista, lecz kiepski program komputerowy :-) Nie zapomnę jak w jednej książce, której polską wersję kupiłem dla znajomego (Paul Zane Pilzer „Unlimited Wealth”) znalazłem takie kwiatki jak: „silicon chips” zostało przetłumaczone jako „silikonowe chrupki”(!!!), a zdanie w którym chodziło o to, że tankowiec „Exxon Valdez” zeszpecił wygląd Zatoki Ksiecia Williama na Alasce przetłumaczono jako „Exxon Valdez zeszpecił oblicze Ksiecia Alaski Williama Sounda” (!!!). Jak ktoś nie wierzy, to ta książka jeszcze się gdzieś u mnie musi poniewierać.
Wiem, ze szkolisz w Polsce, ale troche z innej perspektywy. O tej tajemniczej perspektywie zwiazanej z roznicami kulturowymi nie chce pisac, poniewaz to skomplikowany i dyskusyjny temat. Chociaz coraz bardziej sie zaciera, ze wzgledu na szkolenia unijne w Polsce. Po czesci ten temat wpadl mi do glowy, poniewaz dwie zaprzyjaznione szkoleniowo-biznesowe firmy polskie, zrobily wylacznie strony www w jezyku angielskim. Wlasciciel jednej z nich powiedzial, ze po Polsku nie potrzebuje, poniewaz ma kupe pytan, a malo kasy. Znam kraje demokratyczne gdzie praktyka publikowania informacji wylacznie w „obcym” jezyku jest karalna. W tym kontekscie Twoj Blog zasluguje na slowa: DZIEKUJEMY i prosimy o wiecej merytorycznej wiedzy.
Odnosnie podpiecia sie pod dobre zrodla wiedzy to w Polsce nie jest proste. Zeby dobra wiedze wylapac trzeba miec dobre podstawy ogolne z zakresu zarzadzania. Dobry miesiecznik z zarzadzania kosztuje w Polsce powyzej 100 PLN. Zarobki w zakresie 1000 – 1500 PLN miesiecznie sa b. popularne, studia kiepskie i drogie, a wynajecie kawalerki w Warszawie kosztuje 900 PLN. Do tego poza sluzba zdrowia nie istnieja zadne socjale, pozwalajace sie przekwalifikowac lub stanac na nogi, po rynkowej porazce. To jest twarda rzeczywistosc, nie znana we wspolczesnych panstwach demokratycznych, ktora po pewnym czasie najsilniejszych moze zerwac z nog. Mlodziez czuje tego blusa i w przeciagu 1,5 roku w ilosci 1,5 miliona wyjechala za granice. Poza tym male i srednie polskie firmy zaryzykuje powiedzenie „kompletnie” nie garna sie do szkolen. W takich warunkach zewnetrznych znikoma ilosc osob bedzie miala psychiczne sily by specjalizowac sie w pewnych wycinkach zarzadzania. Oczywiscie polska rzeczywistosc nie jest taka plaska. Znam osoby, ktore pracujac w korporacjach miedzynarodowych przez kilka lat zgromadzily ponad milion dolarow. Znowu sie rozpisalem, a niechcialem -:)
Krzysztof
Co masz na myśli pisząc że szkolę w Polsce z innej prespektywy?
Te dwie firmy, o których wspominasz robią to, co pasuje do ich zrozumienia celu przedsiębiorstwa, w grunice rzeczy to ich sprawa co i w jakim języku publikują. W jakim kraju demokratycznym publikowanie informacji w obcym języku jest karalne i jakie sankcje za to grożą??
Jeśli chodzi o język tego blogu, to muszę Ci się przyznać, że kilkakrotnie zastanawiałem się czy nie pisać go np. po angielsku. I to nie z powodów szerokości potencjalnego audytorium (z definicji jest to przedsięwzięcie niekomercyjne dla młodych ludzi w Polsce) ile elastyczności i bogactwa języka. Dla młodych managerów czytanie prostego i klarownego angielskiego nie powinno stanowić żadnego problemu. No ale jak widać, pozostałem przy języku ojczystym traktując to jako wyzwanie i dobry trening dla mnie :-)
Nie pisz proszę, że ta twarda rzeczywistość o której wspominasz nie jest znana we współczesnych państwach demokratycznych. Niedalej jak dziś czytalem w Der Spiegel jaka przepaść edukacyjna powstała w Niemczech, gdzie jak urodziłeś się w biednej rodzinie (a jest takich coraz więcej), to masz duże szanse, że z braku dostępu do odpowiedniego kształcenia w tejże warstwie społecznej pozostaniesz. No ale to jest temat na inną dyskusję.
To co piszesz o sytuacji w Polsce jest warte bliższego podyskutowania, pozwól że zrobię to w nowym poście, bo nie chcę tutaj rozwadniać przewodniego tematu, którym jest odpowiedź na pytanie „jak zostać trenerem”.
Masz racje, ze troche schodzimy z tematu – dlatego krotko… Na przyklad w Kanadzie w Quebecu prawnie dbaja by wszelkie publikacje ukazywaly sie w dwoch jezykach: francuskim i angielskim. W Polsce w popularnych gazetach czesto ogloszenia ukazuja sie w jezyku wylacznie angielskim. Napisz prosze, czy w Niemczech ogloszenia o prace moga ukazywac sie wylacznie w jezyku angielskim w prasie niemieckiej. Znam dobrze Kanade i gdy ktos by mnie spytal jaki to jest kraj to powiedzialbym – twardych ludzi. A pozniej jak bym opisal socjale, sluzbe zdrowia, zycie, to nikt by w to nie uwierzyl, dopoki by nie zakosztowal. Dlatego ta twarda rzeczywistosc to dyskusyjny temat. Inna perspektywa – tez temat nieostry.
Jeszcze mam pytanie. Czy moglbys podpowiedziec, w których z wyszczegolnionych nizej dziedzin zarzadzania, techniki zarzadzania zmienily sie najbardziej w ostatnich 10 latach:
Strategia firmy
Podstawy psychologii i organizacji,
Zarzadzanie produkcja,
Marketing,
Human Ressources,
TQM, ISO – zarzadzanie jakoscia,
Eksport – marketing miedzynarodowy.
Jezeli trudno o jednoznaczna odpowiedz to prosilbym o komentarz.
Krzysztof
Dziękuję za wyjaśnienie. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że w Quebecu musisz, jak piszesz, wszelkie publikacje robić w dwóch językach. Jeżeli chcę np. napisać list otwarty do ukochanej i opublikować go w gazecie, to musi on być dwujęzyczny??
Nie bardzo pamiętam, czy w Niemczech ukazują się ogłoszenia o pracę po angielsku (bo takowych nie czytuję), jest to jednak wolny kraj i myślę, że nie byłoby z tym problemu (choć jest to w tej chwili tylko moja spekulacja).
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to musimy chyba troche sprecyzować, bo nie całkiem jest to dla mnie jasne. Z Twojego tekstu wynika, że chodzi Ci o:
techniki zarządzania strategią firmy
techniki zarządzania podstawami psychologii i organizacji (??)
techniki zarządzania produkcją
techniki zarządzania marketingiem
techniki zarządzania HR
techniki zarządzania jakością
techniki zarządzania eksportem i marketingiem międzynarodowym
Po angielsku zapytałbym „what is the point?”
Jak będziesz precyzował, to pamiętaj proszę, że moją specjalnością są tzw. soft skills czyli podnoszenie skuteczności interakcji między ludźmi w różnego rodzaju sytuacjach biznesowych (zarządzanie, negocjacje, prezentacje, sprzedaż) i jeśli pozostaniemy w tym zakresie, to możesz spodziewać się ode mnie kompetentnej odpowiedzi.
Tak w Quebecu sie tego bardzo przestrzega i mnie sie to podoba. Jest to zwyczajna dbalosc o naszych. Mysle, ze taki milosny list otwarty musi byc wydrukowany w dwoch jezykach. Oczywiscie w Internecie tego sie nie da zachowac.
Troche strzelilem za ogolnie. Ale analizowalem ten temat, porownujac programy studiow, na przestrzeni kilkunastu lat, na dwoch prestizowych uczelniach. Wydaje mi sie, ze wspolczesne zarzadzanie idzie w kierunku HR. Chodzi o organizowanie coraz bardziej wyrafinowanych, dynamicznych zespolow ludzi. Do tego dochodzi informatyka i techniki eksportu, ukierunkowane na wybrane obszary geograficzne. Tematy, ktorymi sie zajmujesz sa nieslychanie interesujace. Z checia bede czytal Twoje artykuly, dlatego, ze w ostatich kilku latach mocno wszedlem w informatyke i w konsekwencji zaniedbalem relacje miedzyludzkie. Jestem w trakcie wychodzenia z takiego informatycznego dolka.
Uwaga pisze …. mam nadzieje ze mnie nie zamorodujesz wirtualnie ze wzgledu na ta dlugość
Drogi Alexie. Wielką mi radość sprawiłeś pisząc na ten temat …Czekałam, czekałam i się wreszcie doczekałam;)) Akurat w taki dzień jak dzisiaj, kiedy wracając ze szkoły byłam sfrustrowana, że oprócz Ciebie nie ma ludzi, którzy Ci pomogą w realizacji Twoich planów. NAWET NA AKADEMI!!!! Wyobraź sobie, że uczestniczyłam dzisiaj w pewnym projekcie do którego już jakiś czas się przygotowywałam. Dokładnie chodziło o projekt wybranego przedsięwzięcia. Wiadomo ze wybrałam „organizacje szkolenia”. Bo mój tok myślenia był następujący : „AHA …wiem co chce robić… to może wszystkie moje działania na uczelni podporządkuje temu celowi. Bo przecież chyba w tym całym studiowaniu chodzi o to, żeby wynieść coś dla siebie , żeby cala przekazana nauka była wykorzystana. Wiele razy siedziałam na wykładach robiłam projekty, nie projekty W zespołach, nie zespołach i zawsze wybierało się byle jaki temat byle był. I skoro już przez określony czas wiem co chce robić i chce poszerzać ta wiedze i gromadzić informacje żeby je wykorzystać. CZYŻ NIE TAKI JEST NASZ CEL NA studiach? A żeby szukać tego co cię „kreci” i rozwijać ta umiejętność ?? NO wiec wszyscy wszystko wiedza …a wykładowca ok. 35 lat siedzi z założonymi rękoma za głową i nic nie robi, zdawkowo wyjaśnia, a „dzieci w piaskownicy maja się zająć sobą”. Na pierwszym roku to przechodziło i nawet taki „pan” był bardzo OK. ALE teraz czegos wymagam! Tak na marginesie owa osoba prowadzi szkolenia z zarządzania projektami. Bierze za nie, jak się chwalił 1200 zł za dwa dni. Więc myślę sobie – „świetna osoba. Pomoże mi posunąć się o krok bliżej do tego co chce robić. Tak się drogi Aleksie nie stało. Szczątkowe informacje , nikt nie wie o co chodzi , nawet nie wiadomo o co pytać …a jak nie da się nawet pytań sformuować tojuż jest tragicznie!! No wiec idę do mgr i proszę o wskazówki! Jakiś kierunek, poprowadzenie w odpowiedni tok myślenia. Ale uzyskuje odpowiedz- „nie wiem, to jest Wasz projekt. Na obronie egzaminacyjnej spotka was krytyka.” I powiem Ci Aeksie ze dziwnie się poczułam. Bo przychodzę na zajęcia żeby się czegoś nauczyć, zwłaszcza ze branża jest przez niego świetnie znana! Jak mam się nauczyć? Skoro nie prowadzę jeszcze szkoleń, a to co robię to jedynie zalążek co mnie czeka w przyszłości to nie jest dla mnie jasna sprawą ze w budzecie takiego projektu uwzglednia się np. amortyzacje rzutnika. Po to tam siedzę żeby się tego dowiedzieć .Po to tam chodzę, żeby to mi ułatwiło zakładanie własnej działalności. Mowie wykładowcy ze to chce robić, wiec wymagam informacji , krytyki jakiejkolwiek ale konstruktywnej! Nie dostałam jej ;)) w pewnym momencie poczułam się jak jego przyszła konkurencja. Powiedział ze nie jest na zajęciach z przeprowadzania szkoleń, tylko z zarządzania projektem. Nie spisz jeszcze?;)))
Jedziemy dalej…..;)
Oprócz tego poszłam rano na szkolenie aktywizujące. Ma trwać 4 dni. Ale przychodzę i po raz setny każą mi prowadzić wywiad z partnerem po prawej i narysować cos o nim zielonym flamastrem!! I tak nie było zle, bo kiedyś trafiłam na szkolenie, które było przeprowadzane przez panie po psychologii uczące niepełnosprawne dzieci – szkolenie z zarządzania projektem …tak na marginesie;) przez pierwsze 4 godziny bawiliśmy się w berka tez pomalowaliśmy pieski kotki …. jednym słowem „Powrót do przeszłości”, albo grupa AA – tak się wlaśnie czułam. I dzisiaj podobnie …niestety, choć pan był sympatyczny, ale … idąc na takie szkolenie poszukuje inspiracji, osoby która mnie zmotywuje jeszcze bardziej …Wiem ze to jest metoda przełamywania barier z zespołem ……ale ja już naprawdę, nie mam oporów zagadywać obcych mi ludzi i takie zabawy mnie irytują!!!
Powtarzam dla przypomnienia ze ogromnie się cieszę ze napisałeś na to na co czekałam;)
Kontynuując … ale nie śpimy, nie śpimy ;))) Jedziemy ;)
Myślę ze zostać takim szkoleniowcem jak ty , trzeba się urodzić …. bo oddajesz temu całe życie , jest Twoja pasja i miłością. Musisz być do tego powołany !! a jak wiesz nawet niektórzy księża teraz bawią swoje dzieci. Nie wiem czy się nadaje ….mogę jedynie w to głęboko wierzyć. I wierzyć ze jakas moc czuwa nad nami i zrzuca na nas różne sytuacje które jak mówił Ted Robbins kszłatuja nas !!! ( tak na marginesie jego wystąpienie jest dla mnie taka inspiracja w 200% , pozwala wierzyć ze nie robi się tego dla kasy !!!!! tylko właśnie dla ludzi !!! jest się dla ludzi!!!!! Jest się człowiekiem który zaczyna dostrzegać jakieś wartości wyższe i głębsze , pozwala się zastanowić nad sobą na światem, pozwala wierzyć, ze jest cos „ponad”. Tacy ludzie są światu potrzebni bo dzięki nim można dostrzec ze nawet jak cię ojciec porzuci w dzieciństwie to takie cierpienie także cię kształtuje i nadaje kierunek życiu !!! po co ? jak mówi T.R. : „explore your mind”… i więcej dodawać nie trzeba, jest dla mnie totalnym inspiratorem!!!.) Taka chce być …. chce przekazać komuś swoje ”zboczenie” bo czasami pasja się w to przeradza i życzę każdemu;) Bo tylko tacy ludzie mi w głowie pozostaja, tylko tacy którym zależy żeby nam w glowie cos po nich zostało. Nawet jak taki nauczyciel jest jedną wielka upierdliwa cholerą !! ale wszyscy to czują ze chce, ze wie ze i tak to doceniamy lub docenimy. A prawda jest taka ze jeśli masz gift od Boga to i tak zostaniesz taka postacią. I wniesiesz w życie innych taka radośc jaką ty mi sprawiłeś przez ten blog!!! Jeśli chodzi o te ostanie punkty …mina mi rzedła stopniowo … Ale myśle …przeciez teraz nie będę latać po hotelach i przebywać sama … teraz mogę się uczyć …a z czasem dojrzeje do wiecznego ruchu, oswoję się. A może znajdę ludzi z którymi będę podróżować i razem będziemy cos podobnego organizować. Jeszcze nie dawno pasjonowałam się manipulcja …myślę będę w ty dobra będę sobie trenować to i owo. Teraz wiem i o dziwo jak szybko !! ze jest to płytkie nie w stylu żadnego coacha, trenera. Dojrzałam do tego, sama zrozumiałam mysle ze do innych rzeczy o których mówiłeś tez dorosnę. Pozdrawia Cie szaleńczo ciepło!! KONIEC. MOŻESZ się położyć, pozwalam ;)))
Aniu
Dziękuję Ci za bardzo interesujące spojrzenie na realia Twoich studiów. Muszę przyznać, że czytając o niektórych rzeczach musiałem się uśmiechnąć :-) No ale po kolei.
Tak jak opisujesz zajęcia z tym projektem „organizacja szkolenia” to zdaje mi się to być kolosalnym marnotrawstwem czasu, szczególnie przy pasywnej postawie tego prowadzącego zajęcia. Nawiasem mówiąc, nie bardzo rozumiem, czym on się chwalił. 1200 PLN za dwa dni daje 600 stawki dziennej tego pana. To niezwykle cieniutko, naprawdę :-) Przy opisywanym przez Ciebie jego podejściu do klienta (studenta) nic dziwnego :-) Poszukaj kogoś, kto ma przynajmniej taką stawkę godzinową!
„Amortyzacja rzutnika”??? wiesz, że nigdy by mi coś takiego nie przyszło do głowy :-) Takimi rzeczami zajmują się niektórzy ludzie przy organizacji szkoleń?? Zastanów się nad tym, jakie to ma znaczenie jak np. przygotowujesz ekipę sprzedażową i oni w rezultacie zdobywają dla firmy milionowy kontrakt.
W tym ćwiczeniu z wywiadem zastanawiam się po jakie licho każą Ci cokolwiek malować. Znowu ktoś sobie coś wymyślił i sprzedaje to jako wielką naukę!!
Samo ćwiczenie (ja robie to czasem jak tzw. small talk) jest pożyteczne jeśli przy tym uczą Cię właściwego zadawania pytań, nawiązywania naprawdę dobrego kontaku z obcym rozmówcą itp. Tutaj wiele osób ma spore deficyty.
Zabawa w berka…… dobre dla małych dzieci!!! Wyobrażasz sobie grupę stojących mocno w biznesie uczestników, z którymi „przełamujesz bariery” w ten sposób??
Naprawdę takich rzeczy uczą na „wyższej uczelni”??
OK, zostawmy tych nieszczęśliwców, wróćmy do naszych spraw.
Nie zgadzam się z Tobą, że aby zostać takim treneram jak ja, to trzeba się takim urodzić. Przeczytaj uważnie moją historię i wyciągnij wnioski. Do tego możesz też przestudiować ten ciekawy artykuł w Scientific American i pomyśleć.
I na pewno nie oddaję temu całe życie, jest wręcz odwrotnie. Żyję pełnią życia i właśnie dlatego mogę dobrze robić to co robię. Co zresztą gorąco polecam każdemu!!
Zastanawiam się kto to jest wspomniany przez Ciebie Ted Robbins. Może miałaś na myśli Tony Robbins?
Cieszę się, że zrozumiałaś, że droga nie prowadzi przez manipulację, lecz przez wnoszenie autentycznej wartości dodanej w życie innych ludzi. Tak trzymać!!! :-)
Na koniec muszę Cie rozczarować: Cały ten tekst napisałem leżąc sobie wygodnie w łóżku i nie czekając na Twoje pozwolenie :-)
Krzysztof
Z tym Quebeckiem, to z całym szacunkiem dla Ciebie, sprawdzę to przy okazji z innych źródeł. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić gazete, w której obok siebie stoją dwie wersje językowe artykułów i ogłoszeń. A co z billboardami?
Jeśli chodzi o to wspomniane przez Ciebie pójście w kierunku HR, to raczej obserwuję inne zjawisko, a mianowicie powolną śmierć działów HR . To jest interesujący temat, który też warto by przedyskutować w osobnym poście. Taki możemy zaraz wystartować.
PS: Nie mów proszę, że jesteś w informatycznym dołku :-) Pewnie dużo się nauczyłeś więc nie jet to dolek. Relacje pójdą Ci szybko, jeżli tylko tego zechcesz
czekam na kolejny artykul z tego watku i przy okazji dodam, ze rowniez na to, co napisales o „powolnym umieraniu dzialow HR”.
Z Quebekiem to nie chce sie upierac poniewaz od kilku lat pracuje w Polsce. Ale pamietam jak byla kiedys wrzawa jak jedna z firm zarejestrowala swoja nazwe po angielsku. Oczywiscie miedzynarodowe korporacje i firmy zagraniczne moga. Kiedys Francuzi krolowali w Ameryce aż po Luizjane, obecnie zostal w Ameryce Quebec. Bardzo dbaja o swoj jezyk i kulture. Mnie sie to bardzo podoba, bo o swoje trzeba dbac. Musze dodac, ze kocham muzyke z Luizjany: Cajun Zydeco. Lubie tez Salse, ktora w Polsce juz na dobre zagoscila.
W informatyce nauczylem sie duzo. Ale jest to dziwna praca. Jak cos robie koncepcyjnego to musze siedziec do konca az temat zrobie. Czesto jest to praca na okraglo, z nocami wlacznie i tak do zamkniecia tematu. Musze calego siebie w to wlozyc, az do bolu. Napisz czy ty tez miales taki styl pracy. Wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy jak Internet, Twoj Blog, od strony informatycznej, jest wypracowanym DZIELEM. Powoli wychodze do ludzi i ciesze sie na to swieto.
Przylaczam sie do Kozy i prosze o artykul na temat „umierania dzialow HR”. Twoje spojrzenie bedzie bardzo pouczajace.
Drogi Aleksie bardzo dziękuje za szybko odpowiedź. Postaram się przeczytać tekst jak najszybciej bo rzucając okiem już wiem ze znowu wzbogaci moja percepcje na wiele spraw. Mam jeszcze takie drobne pytanie … co sadzisz na temat NLP czy kiedyś słyszałeś o szkoleniach z tej dziedziny? Przeczytała parę książek i artykułów jest nawet kilka szkół treningowych. Bardzo bym pragnęła poznać Twoja opinie na ten temat jeśli oczywiście miałeś z tym kiedyś do czynienia. Są to pewne techniki patrzenia na sprawy z innej perspektywy poszerzanie swojego pola widzenia …itd. Może historyjka dla tych którzy nie za bardzo wiedza o co chodzi:„ Na pewnym podwórku przed domem stała buda a na łańcuchu o długości 10 metrów był przywiązany pies. Żył ta na tym łańcuchu 15 lat. Jego egzystencja ograniczała się do tych 10 metrów. W końcu nowa rodzina wynajęła dom i postanowiła spuścić psa z łańcucha żeby miał coś z życia. Pies został spuszczony ale jeszcze przez długi okres poruszał się tylko na przestrzeni tych 10 m” z nami podobno jest to samo. Możemy wszystko ale to co nas ukształtowało trzyma nas na podobnym łańcuchu i sami się podświadomie ograniczamy. Czy to są bajki ? Czy cos w tym jest. Ponieważ NLP zahacza też o kwestie biznesowe psychologiczne i komunikacji bardzo jestem ciekawa Twojej opinii na ten temat. P.S. a co do naszego tematu jak zostać trenerem to niebawem napisze moje nowe wnioski i przemyślenia…tak łatwo się mnie nie pozbędziesz;););)
Ciekawy temat, bo dotyczy mnie osobiście:) Jestem trenerem umiejętności psychospołecznych w organizacji, o której piszę poniżej. Mam 25 lat.
Mam nadzieję, że zechcecie przebrnąć przez ten kawałek tekstu, a jeżeli nie macie na to czasu – polecam lekturę ostatnich czterech akapitów.
Przedstawię Wam mój przypadek, który mam nadzieję, że w skali kraju nie jest odosobniony, być może trzeba poszukać podobnych organizacji – o tym poniżej
Po egzaminach wstępnych na Uniwesytet Gdański dostałem list z Uniwersytetu, potwierdzający moje przyjęcie i w tej samej kopercie były także ulotki, m.in. zapraszające mnie na obóz adaptacyjny Gdańskiego Stowarzyszenia Akademickiego. Jako że nie miałem zielonego pojęcia o studiowaniu i Trójmiasta nie znałem, postanowiłem pojechać na taki obóz.
Prowadzili go studenci starszych lat studiów, w różnym wieku i z różnych kierunków, o różnych zainteresowaniach. To, co ich łączyło to było „GSA”. Co to jest – trudno w kilku słowach napisać, a pora już późna.. W każdym razie była to pewna organizacja, idea, kultura, oprócz nazwy coś nieformalnego, co ich łączyło i co mnie pochłonęło również.
GSA oprócz obozów letnich dla studentów organizowało warsztaty rozwijające umiejętności psychospołeczne dla różnych grup studentów – dzielono je w ten sposób: „dla pierwszego roku”, „dla drugiego roku”, „dla trzeciego”, „szkółka trenerska” i nie chodziło tu o rok studiów, lecz o rok w organizacji. Warsztaty dla pierwszego roku ćwiczyły komunikację, pracę w grupie, asertywne budowanie relacji w grupie (kontrakt), rozwiązywanie problemów i były ogólnie nakierowane na komunikację z innymi i prowadzenie grupy. Przygotowywały do prowadzenia letnich obozów adaptacyjnych (kontrakt obozowy, rozwiązywanie problemów obozowych, gry i zabawy obozowe). Po ukończeniu tych warsztatów można było poprosić jednego z trenerów, z którymi się miało warsztaty o rekomendację do prowadzenia obozów.
Tak też zrobiłem i po przedstawieniu planu obozu, kontraktów (czyli – jak się umawiamy z innymi) obozowego, z współprowadzącymi i gośćmi na obozie, a naszych-prowadzących obóz, celów i innych zwiazanych z obozem zagadnień otrzymałem rekomendację.
Po pierwszym roku studiów poprowadziłem obóz dla nowoprzyjętych studentów trójmiejskich uczelni (chociaż większość ludzi w GSA jest z uniwersytetu, to organizacja jest otwarta na wszystkich studentów). Miałem możliwość sprawdzenia się „na żywo” w tym, co ćwiczyłem godzinami na weekendowych warsztatach i zweryfikować ułożony przed obozem plan oraz kontrakty.
Kolejny rok akademicki to kolejne, coraz bardziej wymagające warsztaty, prowadzone z bardziej doświadczonymi trenerami. Komunikacja na wyższym poziomie, poznanie siebie i tego, jak postrzegają mnie inni, role w grupie.
Kolejne wakacje, kolejne obozy, prowadzone już dużo pewniej, z większym wyczuciem i znowu rok akademicki, warsztaty i znowu obozy – coraz wyższy poziom.
Po trzech latach w GSA zebrałem grupę znajomych z tego samego rocznika (w organizacji) i postanowiliśmy rozpocząć szkółkę trenerską, by w przyszłości zostać trenerami. Szkółki trenerskie prowadzą u nas tzw. Tutorzy, którzy wcześniej zakończyli szkółki z rekomendacją i działali w GSA, kreując tym organizację oraz otrzymali rekomendację trenerską drugiego stopnia od tzw. Rady Tutorów.
Szkółkę ukończyłem, otrzymałem rekomendację do prowadzenia warsztatów i prowadziłem warsztaty dla GSA.
Teraz jeszcze kontynuuję rozwój w szkółce tutorskiej, organizuję warsztaty, czasem w nich uczestnicząc i, jak od początku, podglądam pracę bardziej doświadczonych ode mnie trenerów.
Organizacja Studencka GSA (tak brzmi jej obecna, oficjalna nazwa) skupia ludzi otwartych na innych, chcących poznawać i działać. Jej najważniejszym zasobem są ludzie, ich wiedza i umiejętności, którymi się dzielimy. Rozwijamy psychologicznie poprzez warsztaty prowadzone przez nas samych i trenerów spoza organizacji, a społecznie działając i obcując z innymi. Jako że jesteśmy z różnych kierunków i mamy różne inne zainteresowania – możemy łatwo dzielić się wiedzą z różnych obszarów.
Przeszedłem ścieżkę adapciak – prowadzący obozy – trener umiejętności psychospołecznych, równolegle do studiów (nawet podjąłem drugi kierunek – Zarządzanie Zasobami Ludzkimi, który teraz kontynuuję:)) i doskonalę moje umiejętności trenerskie.
Podsumowując – moim zdaniem, aby zostać trenerem trzeba przede wszystkim tego chcieć i działać w tym kierunku. Działać z ludźmi, ćwiczyć komunikację, która jest najważniejszą umiejętnością trenera (bo co mi z wiedzy nawet najlepszego eksperta, który nie umie mi jej przekazać…), pracę w grupie (tym się różnią warsztaty od wykładów, że ich uczestnicy uczą się doświadczając) i mieć szacunek do ludzi – każdy jest inny i w inny sposób myśli i się komunikuje.
Nie obędzie się oczywiście bez wiedzy, ale tą można nabyć na wiele sposobów, na drodze doświadczalnej (np. warsztaty), bądź obcując z lepszymi od nas w danej dziedzinie i przyglądaniu się ich pracy, biblioteki, internet, blog Alexa.. :) – wszystko za darmo!
W życiu zawodowym liczą się przede wszystkim umiejętności (czytaj też: „Na ile programiście przydają się studia”), a certyfikaty, świadectwa, dyplomy, możecie nabyć po przejściu płatnego kursu (po pierwszej wypłacie;)) – będzie Wam o wiele łatwiej, posiadając już pewną praktykę.
Witajcie
Jak widzą pojawiło się kilka interesujących wpisów, jeden nawet uwolnił mnie częściowo od pisania tego co chiałem (przedostatni akapit Jarka) :-)
koza, Krzysztof
Chętnie napiszę co nieco o tej kwestii HR, dajcie mi tylko trochę czasu, bo wymaga to małego przemyślenia.
Krzysztof
Piszesz: „Czesto jest to praca na okraglo, z nocami wlacznie i tak do zamkniecia tematu. ” Skąd to znam, dokładnie tak było ze mną w moich czasach komputerowych, 365 dni w roku, od rana do wieczora. I to wszystko bardziej z… ciekawości, niż konieczności. :-) Po prostu krąciło mnie aby wiedzieć….
Aniu
'Musiałem się uśmiechnąć czytając: „co sadzisz na temat NLP czy kiedyś słyszałeś o szkoleniach z tej dziedziny?”. Od drugiej połowy lat osiemdziesiątych zajmowałem się i tym zagadnieniem, nawet zrobiłem w którymś momencie amerykański dyplom Practitioner (w Southern Institute). Potem odpuściłem już formalne certyfikacje (moje typowe podejście :-)) studiując dalej. Dziś mam trochę mało czasu na pisanie, więc na razie krótko. W bardzo dużym uproszczeniu możesz to potraktować jako zbiór bardzo skutecznych narzędzi, przy pomocy których, jeśli wiesz co robisz, możesz przeprowadzić bardzo wiele zmian zarówno u siebie, jak i innych ludzi. Podkreślam „jak wiesz co robisz”, bo jak każdym skutecznym narzędziem możesz narobić poważnych szkód. To trochę jak zestaw dobrych dłuteł dla rzeźbiarza – pomaga w pracy, ale nie gwarantuje, że powstanie dzieło o wartościach artystycznych, a i skaleczyć się też można. Jeśli chcesz, to wrócimy do tego tematu, kiedy bedzie u mnie mniejsza konkurencja do siedzenia przy komputerze i pisania :-)
Jarek
Witaj na naszym blogu :-) Dziękuję za bardzo interesujący wpis!! To budujące, kiedy widać, że są ludzie, którzy skrzykują się razem chcąc naprawdę nauczyć się czegoś. To jest przykład ze wszech miar godny powielenia, co w obliczu ewidentnej słabości wielu „studiów” zalecam wszystkim, którzy pradną wiedzy i umiejętności, a nie tylko papierka.
To co napisałeś o działaniu odpowiada też mojemu punktowi widzenia (learning by doing) i tym zaoszczędziłeś mi nieco pisania :-) Trzeba to trochę rozwinąć, obiecuję zrobić to wkrótce. Teraz ide delektować się życiem w realu, czego i Wam życze :-)
Alex
Widze ze sie czesto usmiechasz czytajac moje posty ;) ILEZ JA RADOSCI SPRAWIAM widze;);) ;) Pozdrawiam
Witajcie
Jak na razie mamy cztery osoby zainteresowane tym głównym tematem, plus dwie, które napisały do mnie maila. Jak myślicie, warto ciągnąć go na tych łamach (przy ponad 1000 odwiedzin na dobę), czy lepiej zrobić z zaintreresowanymi szereg telekonferencji na Skype?
Ciągnij, ciągnij, jak najbardziej :) Bo wiele osób sobie czyta i może się z tego sporo wartościowych rzeczy dowiedzieć, nawet jak nie zamierza zostać trenerem :)
Bellois
Dziękuję za zachętę :-)
Dobrze byłoby, gdyby te czytające osoby trochę się ujawniały, wtedy można by lepiej dopasować zawartość tego blogu do ich potrzeb i zainteresowań.
Wieczorem wrócimy do tematu :-)
Do Krzysztofa
Aby zamknąć ostateczynie ten nasz poboczny wątek kupiłem dziś weekendowe wydanie „Süddeutsche Zeitung” i sprawdziłem, czy są tam angielskojęzyczne ogłoszenia. Oczywiście że tak!! teraz mogę to z całą pewnością stwierdzić.
„Dobrze byłoby, gdyby te czytające osoby trochę się ujawniały, wtedy można by lepiej dopasować zawartość tego blogu do ich potrzeb i zainteresowań.”
Być może osoby te nie wiedzą o co można zapytać i czekają na rozwinięcie tematu ;)
Jarek
Piszesz „Być może osoby te nie wiedzą o co można zapytać i czekają na rozwinięcie tematu”. To jest typowy problem młodych ludzi, którzy przychodzą do mnie i chcą być mentorowani :-)
A ja pod tym względem jestem nieubłagany, bo jest to jedna z najważniejszych umiejętności, jeśli chcesz pójść dalej w życiu. Umieć pytać i nie mieć specjalnych zahamowań pod tym względem.
PS: Drugą część tematu napiszę za parę godzin, nie czekając na pytania :-)
Witam!
Tutaj chyba trafne jest takie potoczne powiedzenie;
Nieobecni nie mają racji…
Bartek
Może nawet nie chodzi o rację (bo tutaj nie pretenduję do znajomości Racji przez duże „R”)
Bardziej o fakt, że zdecydowanie wolę rozmawiać niż wykładać, do tego w ciemno. Taki ze mnie towarzyski człowiek :-)
Witam!
zostałem wywołany do tablicy, więc się odzywam.
Czytuję z wielką ciekawością (i w wolnych chwilach) blog Alexa.
I w zasadzie z każdego tematu (wątku) dowiaduję się czegoś ciekawego, dlatego też wnoszę o nie przenoszenie „grupowych” rozmów poza blog.
Przyznam, że podejście Alexa do życia i wiele cennych uwag było jednym z ziarenek przesypujących miarkę, co doprowadziło do złożenia rezygnacji z mojej obecnej pracy :-)
Pamiętajcie proszę, że w blogosferze (tak modny trend web 2.0) na prawdę sprawdza się zasada 1+10+89 (jeden pisze, dziesięciu komentuje, a 89 czytuje).
Jesli będę miał coś mądrego do napisania, na pewno to zrobię :) na razie nie czuję takiej potrzeby…
PS. Podziwiam podejście Jarka. Ja chyba nie miałbym tyle samozaparcia aby w tak młodym wieku zrobić tyle rzeczy (chyba zazdrość przeze mnie przemawia ;). A może do pewnych rzeczy należy dorosnąć (jeżeli nie ma się w pobliżu osoby, która potrafi człowiekiem pokierować, lub przypadkowo „wpadnie” się w dobre towarzystwo).
Serdecznie pozdrawiam,
2k
Krzysztof (2K)
Witaj na tej stronie. Mam nadzieję, że podejmując decyzję o rozstaniu się z dotychczasową pracą pamiętałeś o niemieckim przysłowiu, które mówi: „Nie zmieniaj koni na środku rzeki” :-) Tak czy inaczej, życze Ci powodzenia na dalszej drodze.
Ta zasada, o której wspominasz może rzeczywiście sprawdzać się w wielu przypadkach, nie oznacza to jednak, że uważałbym to za optymalne proporcje tutaj. Jak już wspominałem, jestem typem człowieka, który bardzo lubi interakcje i konwersacje z innymi. Teoretycznie mógłbym pisać tutaj na bardzo wiele tematów, ale to nie chodzi przecież o to, aby popisywać się wiedzą, czy doświadczeniem, lecz o to, aby ten blog był użyteczny dla Czytelnika. A do tego bardzo przydatny jest jakikolwiek z nim kontakt, a przynajmniej świadomość kto to jest.
Pozwalam sobie też nie zgodzić się z Tobą, jakobyś nie miał nic mądrego do napisania. Przeczytaj jeszcze raz choćby Twój komentarz :-) Poza tym, to jest przecież blog i to na dużym luzie, a nie jakaś oficjalna publikacja, więc już bez przesady! Ja też czasem zastanawiam się co pomyślą o mnie moi klienci, jeśli przypadkowo tutaj trafią (ze ten Alex pisze tak powierzchownie i w dodatku na takie tematy :-)) Ale co tam!! To przecież tylko pożyteczne hobby, więc zapraszam do współudziału.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wątek pojawił się dawno temu i dyskusja była, a teraz blog żyje innymi tematami :) Ale skomentuję sobie, co tam! :) Bardzo cieszę się, że wpadłam na cykl postów o byciu trenerem. Jestem na rocznym Erasmusie w Bordeaux (który dobiega końca… tak, jak i moje studia, bo jestem na V roku), jakiś czas temu odkryłam coaching – piszę o nim pracę magisterską [socjologia]. Zawód coacha mnie zafascynował i jestem w fazie testowania swojego marzenia – zostania dobrym coachem – rozmawiam z coachami, czytam to i owo, itp. :) Czytam dalej, kolejne części z cyklu i zastanawiam się nad pytaniami :) Widzę, że nie jestem jedyną osobą szukającą mentora :)) Dzięki raz jeszcze Alex, dzięki również Wszystkim za wszystkie komentarze. Pozdrawiam ciepło.
Paulina
gratuluję wyboru drogi życia zawodowego. Pierwsza rada, to żyj pełną piersią, zbieraj piękne momenty i różne blizny. Dopiero to czyni człowieka naprawdę dobrym coachem, przynajmniej jeśli mówimy o czymś takim, jak robię ja.
Powodzenia!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Dziękuję. Co do wyboru drogi życiowej, faktycznie, w tym momencie to jest dokładnie to, co mi się marzy, zobaczmy :) Nie udaje mi się niestety regularnie zaglądać na bloga (zgodnie z radą, życie w realu przede wszystkim!), ale staram się jak mogę (poza tym w Bordeaux gorąco i duszno, utrudnia to myślenie…) :)
Miałam okazję rozmawiać z kilkoma francuskimi coachami (głównie zajmującymi się coachingiem indywidualnym w przedsiębiorstwach), wszyscy to ludzie z bogatym doświadczeniem (profesjonalnym i personalnym). Mam wrażenie, że zawód coacha to zawód dla 'starszych i mądrzejszych’. Jeden z moich rozmówców powiedział mi nawet, że nie szkoli na przyszłych coachów ludzi poniżej czterdziestki. A jego wizja szkolenia mi się podoba, bo wyznaje on zasadę: liczy się jakość a nie ilość i każdego roku kształci w sposób zindywidualizowany tylko kilka osób. Czy faktycznie wiek w byciu coachem ma takie znaczenie?
Faktycznie, żeby doradzać i rozumieć problemy drugiego człowieka, trzeba trochę samemu doświadczyć (pocierpieć też, co niektórzy z moich rozmówców podkreślali). Poza tym, z punktu widzenia poważnego klienta w wieku średnim, młoda osoba po studiach, jako coach, ma niewielką wiarygodność.
Jeśli wiek ma znaczenie, pojawia się pytanie: co robić teraz (mam 24 lata i chcę zostać trenerem :)). Kiedy i jak zacząć coaching? Bo trzeba się przygotować do coachingu, ale i w nieskończoność czekać nie można, bo przecież uczymy się poprzez działanie. Pisałeś trochę o tym na blogu – zbierać doświadczenia, pracując tu i tam, szkolić się u boku dobrego coacha, działać w stowarzyszeniach. Myślałam, żeby coachować nieco mniej doświadczonych ode mnie – np. licealistów. Co o tym myślisz?
Dzięki serdecznie za odpowiedź. Pozdrawiam! :)
Paulina:
„Mam 22 lata i też chcę być coachem…”
Co ja robię? Staram się przede wszystkim nawiązywać różne znajomości, rozmawiając o życiu, ich pasjach i poglądach – nie o szkole czy pracy. Uczę się, że różni ludzie inaczej postrzegają wiele spraw – jedna osoba woli pracować aby się rozwijać, inna dla pieniędzy, jedna osoba woli żyć ryzykownie (sporty ekstremalne) inna bezpiecznie (szachy, spacer z pieskiem). Coach to osoba, która wydobywa z człowieka jego pragnienia i tak kieruje tym człowiekiem, aby te pragnienia i potrzeby zaspokajał. Coaching nie polega na „klonowaniu siebie”.
Jaki plus z tego dla nas młodych? Że nie musimy mieć 40 czy 50 lat, aby tego się nauczyć. Wystarczy analitycznie podejść do swojego postępowania, wychwytywać to co sprawia, że stajemy się lepszymi coachami – np. poprawiamy zdolności komunikacji, słuchania, empatii – i notować wszystkie doświadczenia nasze i naszych rozmówców (zbieramy blizny swoje i innych) oraz wyciągać z nich lekcje.
Myślę, że okolice działów HR (kadry) czy też menedżerskie stanowiska to odpowiednie miejsca, aby mieć kontakt z różnymi ludźmi aby poprawiać swoje umiejętności i zdobywać niezbędne doświadczenie.
Maturzyści? :) Tutaj podjąłem kroki w kierunku prowadzenia szkoleń z prezentacji maturalnej i mam w planach szkolenie „Jakimi kryteriami kierować się przy wyborze studiów i jak z nich najwięcej skorzystać?” czyli uświadamianie, że mają prawo popełniać błędy, wybierać kierunki, które ich pasjonują (a nie rodziców czy ich kolegów) czy też zmieniać kierunek nawet na 3 roku.
PS: Wystrzegaj się próby coachowania znajomych, chyba że Cię o to poproszą lub pozwolą. Ja się już na tym sparzyłem :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest,
wielkie dzięki za posta :)
Ciekawa rada – rozmawiać o pasjach a nie o szkole czy pracy. Faktycznie, chodzi o to, żeby pomóc odkryć drugiemu człowiekowi jego najgłębsze potrzeby, marzenia i dodać mu otuchy, by miał odwagę je realizować. Ciekawe swoją drogą, jak to zrobić. Jak pomóc odkryć drugiemu człowiekowi to, co go nakręca? Bo niektórzy są tak zblazowani czy zsocjalizowani, że stracili już kontakt z sobą i mówią utartymi formułkami, schematami – muszę to, tamto, trzeba działać tak czy siak…
Co do klonowania siebie, w pełni popieram – trzeba się tego wystrzegać.
Umiejętność słuchania – wydaje mi się absolutnie kluczowa nie tylko w byciu coachem, po prostu w życiu (i to jest właśnie fajne w byciu trenerem, że to, nad czym pracujesz, by dobrze wykonywać ten zawód wykorzystujesz na co dzień, w życiu prywatnym).
Fajny pomysł z maturzystami, kiedyś pracowałam w firmie przygotowującej do matury, może by się tam przypomnieć? :)
O coachowaniu znajomych czy bliskich też słyszałam – że nie jest to wskazane, szkoda… :(
Pozdrawiam serdecznie, trzymam kciuki :)
Paulina
Paulina:
Pytasz: „Jak pomóc odkryć drugiemu człowiekowi to, co go nakręca?” oraz stwierdzasz, że szkoda, że jest to niewskazane. Ja to połączę, bo najczęściej bywa tak, że zależy nam aby znajomi byli świadomi swoich potrzeb. Ja opowiadam o swoich potrzebach, o każdych i opowiadam jak je zaspokajam. Nikomu nie mówię, że też musi je przed sobą odkryć i je zaspokajać.
Jak się tak nasłucha, że taki Orest chodzi po ziemii i zaspokaja swoje potrzeby, to zacznie zastanawiać się „co takiego kiedyś chciałem/łam, a o czym zapomniałem/łam, czego nie zaspokoiłem/łam, bo… (cośtam)”. To najłatwiejszy i nieinwazyjny sposób, aby nasze otoczenie dążyło do tego, czego samo chce :)
Często tacy znajomi sami zapytają co zrobić, aby zaspokoić tą potrzebę – zdadzą się na Twoje doświadczenie, bo skoro sama potrafisz zaspokajać swoje potrzeby, to wiesz jak to się robi. Ta część nie polega na opowiedzeniu swojego sposobu, tylko na dobraniu indywidualnego. Moja sytuacja zapewne różni się od sytuacji tego znajomego i to co zadziałało u mnie nie koniecznie zadziała u znajomego – tego też się nauczyłem. Mając doświadczenie łatwiej dobierać sposób, lecz też w taki sposób, aby to ten znajomy sam wpadł na to: pytasz „co mógłbyś zrobić aby to mieć/to zaspokoić?”, „co już zrobiłeś w tym kierunku?”, „dlaczego przestałeś?”, „co się zmieniło w Twoim życiu, że możesz to zrobić?” – po takich pytaniach w głowie tego znajomego otworzysz nowe możliwości, zapał. To wszystko trzeba robić delikatnie, bo źle postawione pytanie lub wypowiedziana odpowiedź może zniechęcić tego znajomego. I pamiętaj o przyzwoleniu – sama prośba o radę jest często takim przyzwoleniem.
W przypadku gdy kogoś coachujesz (na jego prośbę) sprowadza się do tego, że zadajesz pytania, wyciągasz wnioski z jego postępowania i pytasz, czy przypadkiem tak nie jest. Wielu ludzi nie zastanawia się nad swoim postępowaniem więc pytając i przedstawiając swoje (moje) odczucia, ci ludzie zaczną sie zastanawiać i dochodzić do ciekawych spostrzeżeń. Wiele osób, które żyją inaczej niż by chciały mają taki moment „przygaśnięcia”, kilkuminutowej depresji – możesz zapytać co wtedy czuli, czego wtedy potrzebowali. W takich momentach ludzie są „najbardziej nadzy”. W takich momentach, gdy słucha się muzyki, leży i patrzy w sufit ludzie najczęściej mają w głowie swoje prawdziwe potrzeby. Mogą być błahe, przyziemne, jak zwykłe wygadanie się, kupno psa pudelka z różową kokardką… jeśli ten ktoś nie zaspokoi tych potrzeb, to będzie zamykał się przed kolejnymi, które „są wstydliwe w otoczeniu”. Jak zacznie zaspokajać te błahe potrzeby z sukcesem, to stanie się takim „rekinem” i będzie zaspokajał każdą kolejną potrzebę (może nie odrazu, lecz powoli i postępowo).
Z maturzystami zrób jak uważasz. Ja opowiedziałem na blogu w poście „Masz pomysł? Co zrobić aby go realizować?” co zrobiłem i co robię teraz (piszę bloga) – taki ukryty coaching Ciebie i innych ;)
Również pozdrawiam i trzymam kciuki,
Orest
Coachowanie znajomych, hmmm … tez mam zle wspomnienia i nie dobrze na tym wychodzilem – efekt odwrotny do zamierzanego. Co zrobic jezeli ma sie takie zachowanie „napominania” w nawyku? Choc ostatnio udaje mi sie czesciej trzymac jezyk za zebami :-) i jestem z siebie dumny ;)
Kamil:
Pytasz: „Co zrobić, jeżeli ma się takie zachowanie „napominania” w nawyku?” oraz piszesz o trzymaniu języka zębami. Znów to połącze, bo „język” służy do tego aby się porozumiewać, a bez porozumiewania ciężko zrozumieć postępowanie innego człowieka. Warto wykorzystać język i dopytać „dlaczego tak?”, „co spowodowało, że podjąłeś taką decyzję a nie inną?”, „jakie korzyści oczekujesz po podjęciu takiej decyzji, takiego wyboru?” itp. Po otrzymaniu odpowiedzi można dopytać szczegółowiej lub odpowiedź sobie i znajomemu „teraz rozumię Twój tok postępowania – cieszę się, że dokonałeś słusznego wyboru” oraz powiedzieć sobie po cichu „jego sposób, jego droga jest tak samo dobra jak moja – może prowadzi do innego rozwiązania, lecz jest ono tak samo wartościowe, jak moje”.
Z im większą ilością różnego sposobu podejścia do życia się spotkasz tym łatwiej będzie Tobie akceptować kolejne, inne podejścia. Mając też taką bazę różnych podejść, różnych poglądów tym łatwiej coachować – to jest doświadczenie.
Pozdrawiam,
Orest
Paulina:
Z tego wszystkiego zapomniałem wspomnieć od dość istotnej cesze coacha:
„coach uczy ludzi uczyć się”. Tym różni się od psychologa, który daje wskazówki w oparciu o portret psychologiczny. Coach uczy coachowanego, aby sam się uczył, rozwijał i szukał rozwiązań.
Ważny jest też podział coachów – ja doszukałem się 3 rodzajów:
1. coach personalny – czyli life-mentor, trener indywidualny, który coachuje z czystoludzkich potrzeb, niezależnie od pracy wykonywanej przez coachowanego;
2. coach branżowy, specjalista z danej dziedziny – najczęściej kieruje projektami, tak coachuje grupę ludzi, że wie komu jakie zadanie najlepiej przydzielić aby tym samym pracownik realizował swoje cele, zaspokajał potrzeby. Kierując projektem dopytuje o możliwości rozwiązania problemu (np. projekt jakiegoś programu komputerowego), tak stara się skierować uwagę grupy, aby sama wpadła na rozwiązanie – coach czuwa, aby rozwiązanie szło w dobrym kierunku, lecz nie musi to być kierunek wyznawany przez coacha. Stara się sprowokować grupę do uczenia się i wyciągania wniosków ze swojej pracy, we własnym zakresie;
3. coach sportowy – oprócz treningu fizycznego dla sportowca, przeprowadza równolegle trening psychiczny;
To o tyle ważne, że łatwiej możesz (i każdy inny Czytelnik) obrać sobie kierunek specjalizowania się – w zależności od zainteresowania.
Alex:
Jeśli o jakimś typie coacha nie wspomniałem, a znasz taki typ, bądź też to rozgraniczenie jest wątłe to mnie popraw – z pożytkiem dla wszystkich Czytelników zainteresowanych tym tematem :)
Pozdrawiam,
Orest
Paulina
W moim zrozumieniu roli coacha bardzo istotny jest nie tyle wiek ile doświadczenie osobiste i zawodowe. Do jego zdobycia potrzeba oczywiście czasu, stąd pewne powiązanie z wiekiem.
Piszesz: „z punktu widzenia poważnego klienta w wieku średnim, młoda osoba po studiach, jako coach, ma niewielką wiarygodność. „ co doskonale oddaje sedno sprawy, chyba że chcesz coachować kogoś na bardzo wąskim polu, na którym jesteś wybitnym specjalistą.
Moje zalecenie dla kogoś, kto ma 24 lata i chce zostać dobrym trenerem:
Zacznij robić coś konkretnego (nie w edukacji), gdzie jesteś rozliczany z rezultatów a jednocześnie ucz się wszystkiego co związane jest z szeroko pojętą komunikacją międzyludzką i trenowaniem innych.
W którymś momencie w naturalny sposób będziesz mogła przeskoczyć do zawodu trenera.
Są oczywiście inne ścieżki, ale przecież chcesz zostać trenerem, a nie mieniącym się tym tytułem prelegentem :-)
Orest
Doceniam Twoje zaangażowanie w klasyfikacji coachów, muszę jednak uśmiechnąć się czytając je :-) Z całym szacunkiem, są to akademickie podziały, przydatne najwyżej przy rozważaniu coachowania w banalnych sprawach, niewiele mających wspólnego z realiami tego, co nazywamy executive coaching. W tym ostatnim przypadku masz bardzo kompleksowe sytuacje i zdania, z różnych, często przenikających się zakresów, nie mających rozwiązania które w oczywisty sposób byłoby dobre i to wszystko jeszcze pod presją czasową i przy limitowanych zasobach. Jeśli potrafisz zrobić różnicę w takich układach, to klienci znajdują Cię sami i nikt nie dyskutuje o honorariach, jeśli nie, to lepiej na początek wymyślić sobie inne określenie własnej profesji :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Dziękuję za wyjaśnienia.
Ten podział stworzyłem sam w wyniku obserwacji i wielu godzin przemyśleń. Mam odczucie, że każdy z tych coachów używa innych narzędzi i ma inne cele osiągnąć. To nie wyklucza jakiegoś pierwiastka wspólnego. Ja siebie widzę w tym pierwszym typie, bo nie jestem specjalistą w konkretnej dziedzinie (reklama, software, hardware itp.) oraz nie jest moim celem taka specjalizacja. Ze sportem miałem tyle wspólnego, że przez pewien czas intensywnie trenowałem, lecz coach sportowy musi znać i stosować umiejętności podnoszenia możliwości fizycznych równolegle z psychicznymi.
Zapewne mam za mało doświadczenia i niepotrzebnie robię takie podziały – zawieszę go do czasu gdy będę mógł go wskrzesić lub definitywnie odrzucić :)
Póki co nie szukam na siłe żadnej profesji – uczę się, testuję, zbieram doświadczenie i jak narazie mam odczucie, że w tej najlepiej bym się rozwijał i przyniósł największą korzyść :)
PS: Jakbyś miał chęć i wystarczającą ilość czasu, to czy mógłbyś odnieść się do moich wcześniejszych wpisów w tym poście? Chciałbym wiedzieć, czy mój sposób postrzegania profesji coacha jest prawidłowy.
Pozdrawiam Ciebie,
Orest
Orest
Ważne jest, aby umiejętności poklasyfikowania czegokolwiek nie mylić z umiejętnością robienia tego :-)
To nagminny błąd tzw. wyższych studiów, które często wyrabiają w młodych ludziach poczucie, że coś umieją, podczas gdy tylko potrafią oni pewne rzeczy nazwać. A życie nagradza nas za działanie a nie nazewnictwo (przynajmniej w tych naprawdę atrakcyjnych dziedzinach)
Do reszty wpisów odniosę się później, niedługo zaczynam kolejne szkolenie
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Zgadzam się z tym co piszesz. Taki podział wprowadziłem, bo chciałem ułatwić wybór kierunku podążania przez Paulinę czy innych Czytelników. Teraz widzę, że nie ma on większego sensu.
Co do Twojego pierwszego zdania – na szczęście nie mylę :)
Ciekawego szkolenia życzę,
Orest
Orest
Dzięki za krótką instrukcję coachowania i parę definicji :)
Sądzę, że na swoim etapie ograniczę się do aktywnego słuchania. Wszystko w swoim czasie :)
Orest, Alex
Co do podziałów coachingu – trochę sobie o tym poczytałam we francuskich podręcznikach do coachingu. Zawsze to pomaga laikowi przyjrzeć się zjawisku, ale na dłuższą metę, zgadzam się – ważniejsze są umiejętności i praktyka, teoretyczne podziały często się zacierają, jak zaczyna się działać :)
Alex
Dzięki za radę: 'Zacznij robić coś konkretnego (nie w edukacji), gdzie jesteś rozliczany z rezultatów a jednocześnie ucz się wszystkiego co związane jest z szeroko pojętą komunikacją międzyludzką i trenowaniem innych.’
okej – czyli business i równolegle kształcenie się w komunikacji międzyludzkiej.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Paulina
Paulina pisze: „Sądzę, że na swoim etapie ograniczę się do aktywnego słuchania. Wszystko w swoim czasie”
Z Wikipedii: coaching – pomoc i kierowanie rozwojem umiejętności oraz kompetencji osoby, w określonej dziedzinie prowadzone indywidualnie przez trenera.
Wynika stąd ciekawe spostrzeżenie, że coach, to katalizator, a nie nauczyciel. W związku z tym – tak, jak radzi Alex – istotne jest nauczenie się „wszystkiego co związane jest z szeroko pojętą komunikacją międzyludzką i trenowaniem innych.”. Wiedza merytoryczna nie jest tak istotna. Nie trzeba być emerytowanym prezesem Coca Coli, żeby zostać skutecznym coachem prezesa Pepsi.
Alex:
Przemyślałem jeszcze raz dokładnie sprawę podziału i doszedłem do wniosku, że można go użyć, bo:
Ad 1. Skupia się na ogólnoludzkich, codziennych potrzebach;
Ad 2. Skupia się na umiejętnościach i potrzebach zawodowych, często „doinstalowywując” coachowanemu nowe umiętności zawodowe;
Ad 3. Skupia się na podnoszeniu fizycznych możliwości;
Więc są 3 różne kierunki. Zgadzam się z Tobą, że najważniejsze to:
„masz bardzo kompleksowe sytuacje i zdania, z różnych, często przenikających się zakresów, nie mających rozwiązania które w oczywisty sposób byłoby dobre i to wszystko jeszcze pod presją czasową i przy limitowanych zasobach.”
To co napisałeś to cecha wspólna wszystkich coachów – zrobić pozytywną różnicę przy ograniczonych zasobach i pod presją czasu. To co ja wprowadziłem, to detale, lecz mogą mieć istotny wpływ na specjalizację coacha. Wspólny (bardziej znaczący niż pierwotnie zakładałem) pierwiastek, to to co Ty napisałeś.
Paulina:
Teoretycznie masz lepsze podstawy do bycia coachem (studia z socjologii). Bycie słuchaczem da Ci tylko informacje, czasem wiedzę… lecz nic tak nie wpływa na umiejętności jak praktyka. Możesz zacząć od scoachowania siebie – to nie żart. Ja tak zrobiłem i przyniosło to bardzo ciekawe efekty, dowiedziałem się o swoich potrzebach więcej niż mógłbym sobie wyobrazić. Możesz próbować sama lub wspomóc się jakąś książką (np. „Coaching – poznaj tajniki sukcesu” Scott Blanchard, Madeleine Homan). To na początek. Później spróbować ukrytego coachingu (opowiadając o zaspokajaniu swoich potrzeb) a gdy jakiś znajomy zgłosi się po radę, to możesz przeprowadzić namiastki takiego treningu.
Próbuj, testuj, praktykuj, nawiązuj kontakty i wszystko co zarejestrujesz dokładnie opracowywuj sobie, przemyślaj. Zbieraj różne doświadczenia. Zacznij od czegoś małego. Nie musi być to odrazu szeroki business, chyba, że masz takie możliwości.
PS: Coachowanie znajomych jest dość niebezpieczne i przynosi różne, odmienne od oczekiwanych rezultaty, zwłaszcza przy niewielkim doświadczeniu. Coś o tym wiem, jednak po takich doświadczeniach odnoszę pierwsze sukcesy (już nie raczkuję, lecz jeszcze nie potrafię chodzić po całym domu – narazie tak od kanapy do stolika ;)
TesTeq:
To co spostrzegłeś to właśnie różnica między psychologiem a coachem – psycholog rozwiązuje za Ciebie Twoje problemy, a coach uczy Ciebie, abyś to Ty je rozwiązał (czasem pokazując różne możliwości).
PS: Być może moja definicja czy moje postrzeganie profesji coacha różni się od tej Wikipedii czy definicji innych coachów, lecz ile ludzi, tyle definicji :)
Pozdrawiam,
Orest
Drodzy Czytelnicy
Byłem ostatnio dość zajęty, a tutaj pojawiło się kilka stwierdzeń, do których koniecznie trzeba się odnieść:
TesTeq
napisałeś: „Wiedza merytoryczna nie jest tak istotna.”
Na podstawie ilu osobiście przeprowadzonych coachingów (i dla jakich klientów) twierdzisz takie rzeczy???
Orest
Stwierdzenie, że studia z socjologii dają lepsze podstawy do bycia coachem uważam za dość odważne :-)
Co rozumiesz przez „ukryty coaching”?
Napisałeś też : „To co spostrzegłeś to właśnie różnica między psychologiem a coachem – psycholog rozwiązuje za Ciebie Twoje problemy, a coach uczy Ciebie, abyś to Ty je rozwiązał (czasem pokazując różne możliwości).”
Z całym szacunkiem, czy w tym przypadku na pewno wiesz o czym mówisz???
Dobry psycholog- terapeuta nigdy nie będzie rozwiązywał za Ciebie Twoich problemów, tylko poprowadzi Cię tak, abyś sam je rozwiązał. Coach z kolei, czasem musi, mówiąc w przenośni, chwycić za stery i wyprowadzić samolot z korkociągu :-)
Mam generalną prośbę do Ciebie: Jeśli się na czymś nie znasz (co nie jest żadną ujmą, ja też o wielu sprawach nie mam pojęcia), to na tym blogu albo zadawaj pytania, albo pisz w trybie przypuszczającym, nigdy w oznajmującym. Stawką jest jak zwykle nasza wiarygodność u Czytelników
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Stwierdziłem, że Paulina ma „teoretycznie” lepsze podstawy – tym razem definicja z encyklopedii PWN (online):
„Socjologia – nauka o zjawiskach i procesach zachodzących w społeczeństwach ludzkich.”
Teoretycznie więc studenci socjologii znają lepiej zachowania ludzi, niż chociażby ja – praktyka często jest inna :)
Ukryty coaching? Pisałem w jednym z postów wyżej:
„Jak się tak nasłucha (znajomy), że taki Orest chodzi po ziemii i zaspokaja swoje potrzeby, to zacznie zastanawiać się “co takiego kiedyś chciałem/łam, a o czym zapomniałem/łam, czego nie zaspokoiłem/łam, bo… (cośtam)”. To najłatwiejszy i nieinwazyjny sposób, aby nasze otoczenie dążyło do tego, czego samo chce :)” – to sytuacja w której ukrycie coachujemy nasze otoczenie.
Co do psychologa-terapeuty to być może masz rację – nie byłem nigdy u psychologa, więc moje pojęcie o jego pracy jest czysto teoretyczne. Tu przepraszam, za moje porównanie coacha z psychologiem.
Alex – zgodzę się z Tobą, że nie warto wypowiadać się na tematy, na których się nie znamy. Cieszę się, że w odpowiedzi TesTeq’owi napisałem PS’a:
„Być może moja definicja czy moje postrzeganie profesji coacha różni się od tej Wikipedii czy definicji innych coachów, lecz ile ludzi, tyle definicji” – to zabezpiecza moje słowa i moje postrzeganie profesji coacha przed przyjęciem jej za jedyną słuszną czy też w 100% prawdziwą.
Nie twierdzę, że jestem specjalistą, coachem, czy osobą z dużym doświadczeniem, czy ogromną wiedzą. Dopiero się uczę i mam pewne wyobrażenie odnośnie tej profesji – dzielę się nim z Czytelnikami. Czy moja wiarygodność spada? Być może tak, być może nie. Napewno nie urosłaby, gdybym kopiował czyjeś poglądy, tylko fragmenty Twoich postów czy też definicje ze słowników. Jak każdy człowiek daję sobie przyzwolenie do bycia w błędzie – jeśli jestem, proszę, pomóż mi wyjść z tego błędu.
Rozumię, że jesteś ostatnio zajęty. Jeśli będziesz miał trochę wolnego czasu to byłoby mi miło, gdybyć kompleksowo spojrzał na moje komentarze w tym poście i obnażył wszystkie moje błędy. Ja się czegoś nauczę, wzrośnie moja wiarygodność, Twój blog będzie zawierał rzetelniejsze informacje – sytuacja w której wszyscy zyskujemy :)
PS: Do czasu Twojej ukazania się Twojej kompleksowej opinii o moich komentarzach, wstrzymam się z wypowiadaniem na ten temat, aby przypadkiem nie wprowadzać Czytelników w błąd :)
Pozdrawiam Ciebie serdecznie,
Orest
Orest
Dziękuję za wyjaśnienie co rozumiesz pod pojęciem „ukryty coaching”. Wbrew moim pierwotnym obawom nie jest to nic nieetycznego
Napisałeś: „Do czasu Twojej ukazania się Twojej kompleksowej opinii o moich komentarzach, wstrzymam się z wypowiadaniem na ten temat, aby przypadkiem nie wprowadzać Czytelników w błąd”
Muszę Cię ostrzec, że w kolejce przed Tobą czeka spora porcja korespondencji, kilka rachunków do wystawienia i parę innych zagadnień :-)
Tak więc chwilowo raczej nie licz na dokładną analizę, myślę że potrafisz to zrobić sam. Pisząc o wiarygodności miałem na myśli wiarygodność tego blogu, Twoja osobista jest twoją sprawą i w to nie zamierzam ingerować.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex pisze: „’Wiedza merytoryczna nie jest tak istotna.’
Na podstawie ilu osobiście przeprowadzonych coachingów (i dla jakich klientów) twierdzisz takie rzeczy???”
1) Nigdy nie prowadziłem praktyki coachingowej, nie jestem profesjonalnym Trenerem, Coachem, Life-Mentorem tak, jak Ty, więc to co napisałem, napisałem na podstawie zerowej liczby osobiście przeprowadzonych coachingów (dla żadnych klientów).
2) Ponieważ nie znam się na coachingu, a trafiłem na uznanego eksperta w tej dziedzinie, jakim niewątpliwie jesteś Ty, Aleksie, usiłuję przy okazji wizyt na Twoim blogu poszerzyć nieco swoją wiedzę. Nie ma to, jak krótka wymiana myśli z mistrzem w swojej dziedzinie.
3) Z mojej dotychczasowej wiedzy wynikało, że w swojej karierze zawodowej unikałeś pracy na etacie dla wielkich korporacji, więc pozwoliłem sobie z tego faktu wyciągnąć wniosek, że nie byłeś nigdy top-managerem. Jednocześnie wielokrotnie mogłem przeczytać, że prowadzisz zajęcia i jesteś coachem top-managerów. Z tych przesłanek wysnułem – najwyraźniej błędny – wniosek, że coach to bardziej katalizator niż nauczyciel i nie musi mieć bezpośredniego doświadczenia w konkretnym zawodzie.
4) Mam nadzieję, że moje błędne rozumowanie nie sprawiło Ci osobistej przykrości, a jedynie obnażyło moją nieświadomość w dziedzinie coachingu.
TesTeq
Dziękuję za wyjaśnienie.
Pozwól, że wypowiem się w odwrotnej kolejności Twoich punktów
ad 4) nie można zrobić mi osobistej przykrości wypowiedzią na blogu :-)
Moje wypowiedzi w takich sytuacjach jak ta mają na celu dobro licznych, często młodych Czytelników, którzy generalnie darzą dużym zaufaniem prezentowane tutaj treści. Byłoby bardzo niedobrze, gdyby ktoś, opierając się na zamieszczonych tutaj informacjach zrobił sobie krzywdę tylko dlatego, że nie zadbaliśmy o to, aby były one zgodne ze stanem faktycznym.
ad 3) Fakt, że przez całe moje życie nie przepracowałem ani jednego dnia na etacie (tak, tak !!!) nie oznacza, że brak mi wiedzy merytorycznej :-) Nie zapomnij, że od jakiś 17 lat pracuję dla wielkich korporacji, forma zatrudnienia jest tutaj sprawą drugorzędną.
To prawda, że coach też jest katalizatorem (w takiej roli też bywam czasem angażowany), niemniej idąc dalej tym porównaniem, wiedza merytoryczna znacznie zwiększa jego „powierzchnię aktywną”, a co za tym idzie skuteczność :-)
Pisząc w tym kontekście o wiedzy merytorycznej konieczne jest dokładne rozgraniczenie o jaki rodzaj tejże wiedzy chodzi.
Dla przykładu od niedawna zajmuję się członkami Zarządu dużej firmy w branży X, o której specyfice mam dość mgliste pojęcie (co za okazja do nauczenia się czegoś nowego!!). Z drugiej strony mam bardzo dobre pojęcie o zagadnieniach, z którymi skonfrontowani są osoby będące w tym wypadku moimi klientami, inaczej nie potrafiłby im skutecznie pomóc. I to nie chodzi tylko o informacje o jakiś „procesach coachingowych”, czego uczą na „kursach dla coachów” :-) lecz bardzo konkretną wiedzę i umiejętności jak rozwiązywać pewne skomplikowane i często trudne do jednoznacznego opisania problemy. Powyżej pewnego poziomu zarządzania jesteś skonfrontowany z bardzo podobną klasą wyzwań, niezależnie od branży w której pracujesz. To jest „wiedza merytoryczna” coacha, której zdobycie zalecałem Paulinie.
Dokładna znajomość specyfiki branży jest też bardzo pomocna (dlatego też najlepiej czuję się w high-tech, mediach, motoryzacji, czy FMCG), choć jak pokazuje przykład powyżej, nie jest to warunek konieczny skutecznego działania z top managementem.
Myślę, że wystarczająco jasno przedstawiłem tę kwestię.
ad 2) piszesz: „usiłuję przy okazji wizyt na Twoim blogu poszerzyć nieco swoją wiedzę.”
w tym wypadku lepiej byłoby zapytać :-) Pisanie czegoś, co ja będę potem prostował jest nieco „okrężną” metodą zdobywania takiej wiedzy :-)
ad 1) to jest klasa! Dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: jeszcze raz podkreślam, że przede wszystkim zależy mi na tym, aby Czytelnicy znajdowali tutaj informacje, które są użyteczne i zgodne ze stanem faktycznym. Stąd te moje „interwencje”
Alex, serdecznie dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i poświęcenie na nią swojego czasu. W ciągu paru minut wykładniczo wzrosła moja wiedza na temat coachingu (chyba powinieneś wystawić mi rachunek :-) ). Myślę, że to dobra lekcja profesjonalizmu dla wszystkich Czytelników Twojego bloga. To także wskazówka, dlaczego nie możesz opędzić się od klientów.
TesTeq
Dziękuję za miłe słowa, w sumie poza rzeczowym wyjaśnieniem nie zrobiłem nic specjalnego :-)
Teraz pędzę pod prysznic bo świat czeka… :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Ja mimo wszystko zaczekam, aż ktoś, a najlepiej Ty, naprostuje mnie i moje postrzeganie profesji coacha, zanim zacznę się wypowiadać :)
PS: Zajrzałem wczoraj do Wikipiedii pod pojęcie „coaching” (o którym wspomniał TesTeq) i z lekkim zaskoczeniem znalazłem tam podział coachów niewiele różniący się od mojego (przyznam, że nie kierowałem się książkowymi podziałami a tylko obserwacjami i przemyśleniami).
Lecz nie będę się przy nim upierał.
Pozdrawiam serdecznie,
Przyjemnego dnia życzę :)
Orest
Orest
Starze rzymskie powiedzenie mówi „pomyśl o źródle z którego pijesz” :-)
Nawiasem mówiąc ja kwestionowałem nie „słuszność” takiego podziału (bo to przecież możemy dowolnie robić), lecz jego użyteczność. W myśl jednej z zasad Musashiego: „nie bierz udziału w bezcelowych przedsięwzięciach” :-)
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia po południu
Alex
-> TesTeq
piszesz 'nie trzeba’, co implikuje 'mozna’ – oczywiscie, ze tak. szczegolnie, ze na dyrektorskich stanowiskach dzieja sie czasem rzeczy nie do ogarniecia ;)
powazniej to mysle, ze wiem o czym pisales. ze przy odrobinie dobrej woli wiedza ogolna wspomagana intuicja pozwola wczuc sie w sytuacje. dobrze rozumiem?
jednak jest to tak samo prawdziwe jak to, ze duzo latwiej jest rozmawiac reprezentujac poziom znajomosci tematu lepszy niz dobry. tak w uproszczeniu to dobrze jest, gdy rozmowca potrafi przytoczyc branzowa anegdote ze soba w glownej roli :)
widze to rozmawiajac z mlodymi wilkami, swiezo upieczonymi adeptami informatyki. sa chetni do pracy, pelni energii i zapalu. jednak dopiero z uplywem czasu przekonaja sie, ze pewne sprawy staja sie jasne nie w wyniku przeczytanych ksiazek, ale dopiero w momencie gdy sie ich dotknie.
tak na marginesie :) pamietam zadziwienie, gdy kolejny klient okazal sie byc gluchy na moje przekonywania, iz dopiero z rozbudowanym systemem CMS jego witryna (wiecie… taka przez duze 'Wu’… bo innymi sie przeciez wtedy nie zajmowalem ;)) bedzie piekna i wspaniala. no bo klientowi w zupelnosci wystarczala prosta strona, a najwazniejsze mapka dojazdu i numerem telefonu, i tyle. pamietam jak zdziwilem sie dochodzac po dlugich rozmyslaniach do – poprawnego, a jakze! – wniosku, ze warto dostosowac rozmiar kartonu tak, aby jego wielokrotnosc ladnie wypelniala kontener, a jednoczesnie ciezar nie wykluczal bezpiecznego transportu przy pomocy wozkow ktorymi dysponuje magazyn. a przeciez to oczywistosc dla kazdego, kto zajmowal sie logistyka, a prawdopodobnie nawet dla kazdego kto pracowal w magazynie. podobnie bylo ze strefami czasowymi… pamietam, ze dobrych kilka spotkan rozeszlo sie w szwach, gdy okazalo sie, ze nie kazdy zdaje sobie sprawe z roznicy czasow i tego, ze czas Eire/UK to nie zawsze GMT, ze tutaj rowniez jest mamy czas letni/zimowy. nie mowiac juz o takich sprawach jak migracja centrum danych miedzy kontynentami, gdy okazalo sie, ze przy dostepnej przepustowosci nie bedzie mozna przeslac calosci danych w ciagu doby i zostala podjeta decyzja, ze dla tasmy zostana przewiezione samolotem. w kazdym z tych przypadkow mialem swoje zdanie, ktore mimo dobrych checi i niemalego doswiadczenia w jednej dziedzinie upadalo w konfrontacji z doswiadczeniem klienta na jego polu.
ale co chcialem powiedziec… aha! ze jak w kazdej branzy mamy tych mniej i bardziej zdolnych, a trener, ktory potrafi dzialac sprawnie na nieznanym mu polu to bylaby niewatpliwie trenerska elita. niezaleznie od tego i tak bedzie znacznie lepszy tam, gdzie juz byl, czego dotknal i na czym sam zjadl zeby.
ps. tekst napisalem wczoraj, troche sie zdeaktualizowal (ciag dalszy dyskusji wymiany zdan Twojej i Alexa), fragment o elicie podchodzi pod 'cukrzenie’ gospodarzowi… ale ten akapit naprawde powstal wczoraj :) no nic, slowo sie rzeklo, kobyłka u płotu! wiec mimo to postanowilem go opublikowac :)
Alex:
Nie czytając już tej ostatniej Twojej odpowiedzi rano, celowo wziąłem książkę (moje pierwsze, podstawowe źródło) w podróż (jechałem na ciekawe spotkanie, które nie odbyłoby się gdyby nie Twój blog :) ) aby jeszcze raz zweryfikować moją wiedzę. Tym źródłem jest książką „Coaching. Poznaj tajniki sukcesu.” autorstwa Scott Blanchard, Madeleine Homan (dzieci Kena Blancharda, założyciele strony coaching.com). Po przeczytaniu początku, stwierdzam, że mój pogląd na coaching jest podobny do przedstawionego w książce. Nie wiem na ile wiarygodnym źródłem jest ta książka, nie wiem nic o Blanchard i Homan.
Co do podziału użyłem go dla ułatwienia wyboru kierunku Paulinie – będąc coachem jest on zbędny, lecz przed wybraniem kierunku warto mieć świadomość, że profesja coacha nie jest zarezerwowana tylko dla buisnessu, lecz też spotyka się w sporcie czy w życiu prywatnym.
Napisałeś w jednym z komentarzy:
„Mam generalną prośbę do Ciebie: Jeśli się na czymś nie znasz (co nie jest żadną ujmą, ja też o wielu sprawach nie mam pojęcia), to na tym blogu albo zadawaj pytania, albo pisz w trybie przypuszczającym, nigdy w oznajmującym.”
Odczytałem to jako podważenie mojej całościowej wiedzy odnośnie coachingu. Zdaję sobie sprawę, że mogę czerpać ze złych źródeł i ciężko oddzielić „ziarno od plew” przy początkach zgłębiania jakiejś dziedziny. Zdaję się więc na Ciebie i proszę Ciebie, jako eskerta i praktyka, abyś wskazał moje błędne przekonania. Do tej pory wyjaśniliśmy kwestię coach vs. psycholog (w której przyznaję, że byłem w błędzie), doszliśmy do punktu, że podział coachów jest mało użyteczny (z czym również się zgadzam).
PS: Być może masz jakąś ciekawą propozycję książkową dla mnie o tym zagadnieniu? Chciałbym być utwierdzony w słusznym postrzeganiu profesji coacha nim zacznę profesjonalnie zajmować sie coachingiem.
PS 2: Może wysłać Tobie maila, który zalegając za jakiś czas przypomni Tobie o tym wątku? Chodzi mi o całościowe spojrzenie na wszystkie moje komentarze (jest ich kilka, dość obszerne) co z pewnością pochłonie trochę czasu. Byłbym niesamowicie wdzięczny i zobowiązany za taką dogłębną wypowiedź :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Uważne czytanie zazwyczaj pomaga :-)
Jeśli wrócisz do mojego komentarza od którego zaczęła się nasza dyskusja, to zauważysz że moja generalna prośba pojawiła się bezpośrednio po uwagach dotyczących charakteru pracy psychologa versus coacha, które w Twojej interpretacji niestety znacznie rozmijały się ze stanem faktycznym. To jest „grzech śmiertelny” na tym blogu, wspominałem już o tym wielokrotnie, motywy opisałem w mojej odpowiedzi dla TesTeq
Kwestia podziału pracy coachów określona została jako mało użyteczna w praktyce – wolno mi mieć takie zdanie, które niekoniecznie musi pokrywać się z Twoim.
jeśli piszę, że nie mam czasu i specjalnej ochoty robić analizy Twoich komentarzy to proszę zaakceptuj to.
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Dziękuję za odpowiedź. Za „grzech śmiertelny” szczerze przepraszam – kłaniam się pokornie.
Od dziś przyjmę postawę pytającą – nie wniesie to innego (mojego) punktu widzenia, nie wprowadzi nikogo w błąd lecz będę wyglądał bardziej „światle” (a nie na tym mi zależy).
Dziękuję również za ostatnie zdanie – wiem na czym stoję i akceptuję to. W jednym z poprzednich komentarzy ustawiłeś odpowiedź do mnie za zalegającą korespondencją, rachunkami i innymi ciekawymi zagadnieniami – nie oznaczało to odmowy :)
Pozdrawiam Ciebie serdecznie,
Orest
Orest
Mnie nie chodzi o przeprosiny, lecz o to, abyśmy wszyscy razem dbali o poziom tego blogu (nawet przy założeniu, że jest on edukacyjnym).
Ostatnie zdanie mojego poprzedniego komentarza zabrzmiało może nieco ostro, w którymś momencie po prostu nieco się zniecierpliwiłem :-) Tak to jest jak się próbuje na mnie naciskać :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Ja wyznaję zasadę: „Nie przepraszaj, tylko nie rób tak więcej” – jeśli już przepraszam, to faktycznie wiem, że źle postąpiłem i w tej kwestii będę się pilnował na przyszłość.
Co do ostatniego zdania… nie starałem się naciskać, poprosiłem tylko o pomoc w wyjaśnieniu. Zaskoczyło mnie to, że będąc tak zajętym człowiekiem nie odmówiłeś mi odrazu, bo raczej tego się spodziewałem :)
Przez internet nie można mnie obrazić, czy popsuć mi humoru – doświadczyłem już wielu nieporozumień w komunikacji przez internet (pisemnej), które wynikają z kiepskiej możliwości odczytu ładunku emocjonalnego i niemożności bieżącej odpowiedzi.
Spokojnej nocy,
Orest
Orest Tabaka pisze: „Ja wyznaję zasadę: 'Nie przepraszaj, tylko nie rób tak więcej’ – jeśli już przepraszam, to faktycznie wiem, że źle postąpiłem i w tej kwestii będę się pilnował na przyszłość.”
Jak rozumieć tę Twoją zasadę? Że (1) nie przepraszasz w ogóle, czy że (2) za pierwszym razem przepraszasz, a potem postępujesz tak, żeby już więcej nie było potrzeby przepraszania? Ta druga interpretacja bardziej mi się podoba.
TesTeq:
Zdecydowanie druga interpretacja. Ciągłe przepraszanie jest oznaką popełniania cały czas tego samego błędu. Taki ciekawy cytat, z którym się spotkałem w swoim życiu:
„Boże – chroń mnie przed osobami, które nigdy nie popełniają błędów i przed takimi, które popełniają ten sam błąd wielokrotnie.”
(niewierny, źródła nie pamiętam)
Pozdrawiam,
Orest
@Orest: A dlaczego należy unikać osób, które nigdy nie popełniają błędów (jeśli w ogóle takie osoby istnieją)? Przecież ich współpraca to gwarancja sukcesu!
TesTeq:
Uważam, że z błędami jest jak z bliznami z postu Alexa, pt: „Pokaż mi Twoje blizny!!”. Jeśli więc ktoś nie popełnia błędów, to albo nic nie robi, albo zwala wszystko na innych lub po prostu kłamie.
Żadnego z tych typów ludzi nie chciałbym blisko siebie :)
Pozdrawiam,
Orest
@Orest Tabaka: Rozumiem. Intencja zatem jest następująca:
„Boże – chroń mnie przed osobami, które twierdzą, że nigdy nie popełniają błędów…”
Praca z osobami, która naprawdę nigdy nie popełniają błędów i nie mają mi za złe, że ja nie jestem tak doskonały, jak one jest dla mnie kuszącą perspektywą (tyle, że nierealną).
TesTeq:
Nie chciałem przeinaczać cytatu a na dodatek się z nim zgadzam. Ja nie znam osoby, która nigdy nie popełniła błędu: zobaczyła jak chodzą dorośli, wstała i od razu chodziła jak oni; zobaczyła jak jeżdżą dorośli na rowerach, usiadła na rower i jeździła jak oni itp.
Więc jeśli twierdzą, że nie popełniły błędu (bądź tylko błędów w dorosłym życiu) to najpewniej kłamią lub nie robiły nic.
O dziwo w ostatnim roku popełniłem zdecydowanie więcej błędów niż wcześniej… i nie wynika to z tego, że tych błędów jest więcej, tylko do większej ilości się przyznaję (przed samym sobą i przed innymi)… i czuję się z tym szczęśliwszy i pełniejszy życia :)
Mnie osobiście nie kusi perspektywa współpracy z osobą „idealną” – wolę „rycerzy z bliznami i zbłędami” :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Ciekawy post o byciu coachem…
Tim Sanders – Be a coach, not a naysayer
Orest
Witam serdecznie :)
Orest:
A propos Twojego porównania pomiędzy Coachem, a psychologiem.
Muszę zgodzić się z Alexem w tej kwestii. To znaczy psycholog nie rozwiązuje za nikogo jego problemów – pierwsza zasada dobrego psychologa!. Poza tym uważam, że granica między psychologiem, a coachem jest dosyć cienka i płynna. Często Coach zachowuje się jak psycholog, a psycholog zachowuje się jak coach….będąc dla innych osobą, która wskazuje inne drogi, rozwiązania, które wydają się „nie do rozwiązania” ALE co najważniejsze ostateczną decyzję jak postąpić pozostawia tejże właśnie osobie (tutaj mówię bardziej w kontekście rozwoju osobistego). W innych przypadkach coach bierze sprawy we własne ręce.
Alex poproszę o korektę jeśli się mylę
Pozdrawiam was serdecznie :)
Marcin
Marcin:
Już się wycofałem z mojego nieszczęsnego rozróżnienia między coachem a psychologiem. Alex generalnie wytłumaczył mi różnicę i w dodatku poszukałem sobie informacji.
Zrobiłem to tak, jakbym porównał smak jabłka do smaku gruszki, przy czym gruszki nigdy nie spróbował :)
Pozdrawiam,
Orest
Witaj Alex!
Dziękuję Ci za tego bloga który stał się dla mnie wielką inspiracją w ostatnich latach.
Piszę moje zapytanie tutaj bo może się też przydać innym czytelnikom.
Jestem 30- letnim emigrantem z ponad 6 letnim stażem w Irlandii. W najbliższym czasie będę powracał na łono ojczyzny (do Warszawy). Od kilku lat moim marzeniem jest pracować z ludźmi w charakterze trenera (w szerokim rozumieniu tego słowa).Moim słabym punktem jest brak doświadczenia w tym temacie. Ukończyłem filozofię i mam za sobą kilka tygodni praktyk w szkole co może być niezłym punktem startowym dla moim planów.
A oto moje pytanie: jakie kroki powinienem poczynić aby nadrobić stracony teoretyzowaniem (książki, internet, rozważania) czas. Wiem że część odpowiedzi znajdę na blogu. Chodzi mi o to czy znasz może jakieś dobre kursy lub ludzi którzy pomogliby mi katapultować się w dziedzinie umiejętności interpersonalnych oraz w ogólnie rozumianym trenerstwie. Czy znasz jakieś miejsca które w zamian za darmową pracę dałyby mi możliwości nabywania i praktykowania potrzebnych mi umiejętności?
Jakie obszary trenerki uważasz za najlepsze do zajęcia się na początek?
Dziękuję Ci Alex za wszelką pomoc jaką możesz mi zaoferować.Pragnę dokonać znaczących i konkretnych zmian w życiu a 30 – stka to najwyższy czas na to.
Bardzo inspirują mnie Twoje słowa: „Największy skok zrobiłem około 28 roku życia decydując się na porzucenie roli ofiary i dość radykalne przestawienie mojej “mapy życiowej”” Tą drogą również chcę podążać.
Dziękuję raz jeszcze i życzę dobrego dnia!
Tomek