Poniżej znajdziecie rekonstrukcję postu z 27.11, który zniknął po awarii serwera.
Pojęcie bezpieczeństwa finansowego pojawia się chyba w każdej szanującej się książce o finansach osobistych, niemniej często zdarza mi się być świadkiem rozmów ludzi, którzy najwyraźniej nigdy o tym nie słyszeli. Pozwólcie więc, że na wszelki wypadek napiszę o tym kilka słów. O bezpieczeństwie finansowym mowimy wtedy, kiedy mamy do dyspozycji zasoby finansowe (gotówka, bądź inne, płynne instrumenty jak np. lokata a vista, notowane na giełdzie papiery dłużne itp.), które pozwoliłyby nam przeżyć w normalny sposób 6-12 miesięcy bez bieżących dochodów. W ramach tego przeżycia mieszczą się oczywiście nie tylko wydatki na jedzenie, ale też wszelkie koszty stałe do ew. rat kredytowych, premii ubezpieczeniowych, czy zaliczek podatkowych włącznie.
Taka rezerwa daje nam dość dużą pewność bezpiecznego przetrwania różnych kryzysów, takich jak np. utrata pracy, czy przejściowa niezdolność do działalności zarobkowej. Przygotowanie jej powinno być jednym z pierwszych kroków w samodzielnym, dorosłym życiu, inaczej łatwo możemy stać się zakładnikami aktualnej pracy (to zawsze niewygodna pozycja negocjacyjna), albo ofiarą różnych okoliczności, na które mamy niewielki, bądź żaden wpływ (redukcje, restrukturyzacje, bankructwa itp.) Raz uzyskawszy tę pozycję powinniśmy dbać o jej utrzymanie przez całe życie, to nasza najbardziej elementarna polisa ubezpieczeniowa.
Tym bardziej dziwię się widząc ludzi, którzy będąc zapakowani w kredyty po uszy, z rodziną na utrzymaniu, nie robią nic, aby taki bufor stworzyć, a zamiast tego dywagują, czy w nowym mieszkaniu położyć parapety z marmuru, czy też inne (autentyczny przypadek!!). Z punktu widzenia zdrowej strategii życiowej, jest to delikatnie mówiąc bardzo lekkomyślne i troche przypomina niezachowanie zasad dobrej praktyki morskiej w żeglarstwie: możesz mieć łut szczęścia i popływać trochę, ale prędzej czy później wpadniesz w tarapaty. A pamiętajmy, że życie to dość długodystansowa przygoda :-)
Zalecam każdemu z Was, aby, o ile już tego nie zrobił, policzył ile potrzebuje na swoje bezpieczeństwo finansowe i porównał to z wielkością posiadanych płynnych środków. Jeśli ta druga wartość jest mniejsza od sześcio- do dwunastokrotnej wartości tej pierwszej, to znak, że trzeba koniecznie coś z tym zrobić, inaczej możemy znaleźć się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji (piszę z własnego doświadczenia :-))
Jeśli macie własne uwagi, bądź pytania to zapraszam do komentarzy.
Poniżej zbajduje się rekonstrukcja dotychczasowych komentarzy. Zapraszam do dalszej dyskusji!!
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Rudolf
Alex, a znasz jakieś pozycje książkowe, które w sposób pasujący do naszej lokalnej polskiej rzeczywistości opisałyby *dobrze* finanse osobiste?
Bo osobiście nie znam takiej… A śmiem twierdzić, że mogłaby istnieć, i nawet odnieść sukces :)
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Alex W. Barszczewski
Rudolf
Głównie czytam po angielsku i niemiecku, więc nie bardzo. Wiem, że kiedyś wyszło tłumaczenie książki Bodo Schaeffer “Droga do wolności finansowej”, którą on z kolei napisał opierając sie na źródłach amerykańskich i własnych doświadczeniach. Przetłumaczono też na polski “Rich dad, poor dad” R. Kyosaki, w oryginale to też niezła książka dla poczatkujących. Wracając do meritum Twojego pytania pozycji idealnie dopasowanej do polskich realiów nie znam, choć różnią sie one od innych mi znanych głównie niskim stopniem realnie istniejącej praworządności i peerelowską mentalnością wielu urzędów i instytucji, więc jak na to weźmiesz poprawkę, to wiele koncepcji możesz wykorzystać.
Jeśli interesują Ciebie (lub innych Czytelników) jakieś szczególne zagadnienia to możemy tutaj podyskutować, zapraszam!
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Bartek Paciorek
Ja zgadzam się z Toba Alex, że każda książka będzie dobra, jesli świadomie przeczytamy ją własnie z taką poprawką na mentalność i post peerelowskie pozostałości. Bo tak poza tym to się niestety ale globalizujemy, także nasz model podstawowych jednostek funkcjonalnych, takich jak rodzina/dom, planowanie kariery, sciezka rozwoju majątku itp itd. także możliwości są praktycznie takie same jak w innych krajach- globalizacja.
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Rudolf
Rozumiem – najwyżej poszperam po amazonie :)
Dzięki za info.
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Alex W. Barszczewski
Rudolf
Ważna uwaga na dalsze poszukiwania: dobra jakość życia jest ważniejsza od sumy zarobionych pieniędzy i niekoniecznie wzrasta liniowo z tą ostatnią
Comment on Bezpieczeństwo finansowe by Rudolf
:D
Spokojnie Alex, wiem o tym.
Nie traktuję Twoich porad jako “sposobu na duże pieniądze”. ;)
Zakupiłem właśnie „Bogaty ojciec, biedny ojciec” R. Kyosaki. Wiele osób mi ją polecało. Przeczytamy – zobaczymy :-)
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo finansowe, to ja wyznaję zasadę, że na kredyt opłaca się kupić tylko dom lub mieszkanie. Staram się trzymać z daleka od kredytów i pożyczek.
Artur
Milej lektury!!
Kyosaki napisał parę książek, w każdej w sporym stopniu się powtórzył dodając też nowe rzeczy – całkiem niezła strategia :-)
Na kredyt opłaca się kupić nieruchomość jeśli ma ona pozytywny cash-flow, względnie rzeczywiście bardzo poważny potencjał spekulacyjny (ale wtedy masz, jak to mówią na Florydzie, tzw. aligatora – inwestycję pożerającą twoje pieniądze).
Pozdrawiam
Alex
Bezpieczeństwo finansowe to zawsze był dla mnie ważny temat. Dlatego też starałam się mieć odłożoną pewną sumę. Zauważyłem przy tym pewien schemat. Na początku deklarowałem sobie, że chce mieć zaoszczędzoną równowartość 3 pensji. Gdy już to osiągnałem poprzeczka podskoczyła do 6 miesięcy. I sądzę, że potem zabawa będzie trwać dalej.
Alex piszesz tu o 'bezpieczeństwie finansowym’ jako buforze, który ma nas chronić przed nieprzewidzanymi sytuacjami. Jest jeszcze ta druga strona medalu, nasze wewnętrzne 'bezpieczeństwo finansowe’ czyli emocjonalna granica od której czujemy się już zabezpieczeni. Ona w moim przypadku jest trudniejsza do osiągnięcia i tu już chyba ilość pieniędzy nie gra aż takiej roli, potrzebne jest przestawienie pewnych wzorców emocjonalno-mentalnych.
Możesz polecić jakieś techniki lub metody ich zmiany?
9gods
6 miesiący to jest absolutne minimum, lepiej mieć rownowartość 12 bezpiecznie odłożoną gdzieś na boku.
Potem możesz zacząć myśleć o wykorzystywaniu ewentualnych nadwyżek do inwestowania w Twoją wartość rynkową a następnie budowania instrumentów dających Ci dochody pasywne. Któregoś dnia możesz mieć większe dochody pasywne, niż wydatki na życie i wierz mi, jest to niezwykle komfortowa sytuacja :-) Dziwi mnie, że tak mało ludzi do niej dąży.
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to w duchu mojego ostatniego postu „Wiedza i domysły” proszę Cie o nieco bliższe opisanie Twojego wyzwania.
Zgadzam się całkowicie. Dążę do nadwyżki w postaciu 12 miesięcy i budowania pasywnego przychodu.
Chodziło mi o to, że zabezpieczenie w postaci 3x dochodów nie dało mi wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa jeśli chodzi o finanse. I już czuję, że 6x zmieni to tylko trochę. Być może 12x rozwiąże całkowicie problem, ale wydaje mi się, że chodzi o coś więcej niż tylko liczba zer na koncie. Jedni czują się bezpiecznie posiadając jakiekolwiek nadwyżki, inni potrzebują już konkretnych i dużych sum. Co powoduje, że ktoś nawet mając mniej czuje się bezpieczniej niż inna osoba, która posiada konkretne sumy.
Podam przykład: mam znajomego, który praktycznie cały czas jest w długach, spłaca jedne, zaciąga kolejne i nie ma w związku z tym poczucia zagrożenia. I nie jest to spowodowane brakiem wyobraźni. Jego granica bezpieczeństwa jest po prostu przesunięta tak nisko, że w każdych warunkach czuje się dobrze.
Ja z koleji muszę mieć odłożone pewne środki, żeby czuć się spokojny w temacie finansów. Nie chcę za jakiś czas przekonać się, że i 12x mi nie wystarcza :) Da się jakoś obniżyć tę wewnętrzną barierę?
9gods (może podasz choć Twoje imię?) :-)
Dziś mój umysł domaga się już przerwy, pozwól, że wrócimy do tego jutro.
Mam na imię Mariusz :)
No i po raz kolejny walnąłeś mnie pałką w głowę Alexie! Moje zabezpieczenie finansowe jest tak niezadowalające, że jestem „zakładnikiem aktualnej pracy”. Jest to o tyle uciążliwe, iż ta nie przynosi mi zadowolenia. Oczywiście mam jakieś formy zabezpieczenia, alternatywy na wypadek kłopotów finansowych, jakieś rezerwy, ale mogę nazwać je niepewnymi, nie dającymi 100% gwarancji. :(
Pytanie – dlaczego tak jest? Po pierwsze tak zostałem wychowany. Środowisko w którym żyłem i żyję rzeczywiście nigdy nie słyszało lub nie chciało słyszeć o bezpieczeństwie finansowym. Po drugie tak ułożyłem swoją historię życia – kilka błędnych decyzji, zmarnowanych szans. Teraz znajduję się w zaklętym kręgu – trudno owe rezerwy znaleźć, czy raczej wypracować, gdy pochłania mnie praca, której jestem zakładnikiem, a która nie przynosi dochodów wystarczających do uzbierania rezerw.
Wszystko to brzmi niezwykle zatrważająco. Optymistyczne jest to, że od jakiegoś czasu mam świadomość zagrożenia i podejmuję konkretne kroki by zmienić sytuację (m.in. uniezależnić się od zakładu pracy) oraz to, że nie dokonuję wydatków zbędnych – stawiam na praktyczność, dlatego jeżdżę ekonomicznym Renualt Kangoo (świetny wóz rodzinny i w razie zwolnienia z pracy mogę reaktywować małą firmę usługową, którą kiedyś prowadziłem), a nie Audi A4 za olbrzymi kredyt. :)
Piotrze
Witaj w klubie!!! Ja też tak byłem wychowywany w nieświadomości czegoś takiego jak planowanie finansowe w ogóle, a bezpieczeństwo finansowe w szczególności! Właśnie dlatego piszę takie rzeczy na tym blogy, aby przynajmniej niektórzy Czytelnicy nie musieli zdobywać moich doświadczeń tak kosztownie jak ja :-)
Wychodzenie z ciasnych sytuacji finansowych to też była kiedyś moja specjalność i w razie potrzeby (i czasu) mogę o tym napisać. Najważniejsze że zdajemy sobie sprawę z sytuacji i gotowi jesteśmy podjąc kroki, aby ją znacząco zmienić, a Ty już chyba na tym etapie jesteś. Powodzenia!!!
Mariusz
Miło Cie poznać :-)
Pozdrowienia dla wszystkich
Alex
Mariusz (9gods)
Ta granica subiektywnego odczucia gdzie jest granica bezpieczeństwa finansowego to dość powszechne zjawisko.
Pomyśl o tym, ilu ludzi nie odczuwa w ogóle jakiegokolwiek zagrożenia, bo akurat mają jakąś prace i żyją w nieświadomości, że to może się błyskawicznie zmienić. Z drugiej strony nie ma sensu ciągle się zamartwiać, co to będzie.
Myślę, że te środki na 12 miesiący normalnego życia, to rozsądna „poduszka finansowa” dla każdego i jeśli posiadając ją nadal czujesz się niepewnie, to możesz spokojnie akumulować dalej, tyle że wtedy przeznaczając te dodatkowe zasoby na inwestycje z prawdziwego zdarzenia, lub wspomnianą wyżej inwestycję w Toją wartość rynkową. Chodzi tylko o to, abyś zawsze miał tę podstawową rezerwę z bardzo płynnych instrumentach.
Twoja bariera wynika z dotychczasowych doświadczeń i wpływów innach ludzi z którymi miałeś do czynnienia. Jeśli chcesz ją zmienić (zakładając, że warto, bo i to należałoby sprawdzić), to albo rozszerz Twoje doświadczenia (aby zobaczyć, jak dobrze radzisz sobie w warunkach ograniczeń finansowych, względnie jak szybko potrafisz osiągnąć dodatkowe dochody), albo krąg ludzi, który ma na ciebie wpływ :-)
Mi osobiście pomaga bardzo świadomość jak szybko i w jak różnorodny sposób mogę wygenerować dodatkowy przychód :-)
„Wychodzenie z ciasnych sytuacji finansowych to też była kiedyś moja specjalność i w razie potrzeby (i czasu) mogę o tym napisać.”
Chętnie o tym przeczytam.
„Najważniejsze że zdajemy sobie sprawę z sytuacji i gotowi jesteśmy podjąc kroki, aby ją znacząco zmienić, a Ty już chyba na tym etapie jesteś. ”
Szczerze mówiąc poruszałes ten temat już kiedyś, chyba w Klubie LNL. To wtedy zwróciłeś moją uwagę na niebezpieczeństwo pozostania bez środków do życia, wcale nie takie nierealne niebezpieczeństwo.
Piotrze
Taki temat, aby nie stał się „pamiętnikiem Alexa B.” (a tego nie chcemy), wymaga dość starannego przemyślenia i sformułowania. Dlatego chętnie zastanowię się nad tym, niemniej z realizacją trzeba będzie trochę poczakać, że względu na konkurencję innych zajęć :-) Wstawiam go na listę „to do”, dobrze?
Jeśli w międzyczasie wynikłaby jakaś pilna potrzeba to skontaktuj się ze mną bezpośrednio.
OK Alexie, bardzo dziękuję!
Moje trzy grosze w tym temacie; z pozycji chcąc nie chcąc przedsiębiorcy z branży o dość dużym ryzyku niezależnym-nazwijmy je niepoliczalnym;
Według mojego niedoścignionego wzoru bezpieczeństwo finansowe, to rezerwy finansowe pozwalające przetrwać dwa cykle produkcyjne z zerową wartością przychodów- to odpowiada 24 miesiącom….
Wzorzac niedościgniony dla mnie- sytuacja wymaga ode mnie bardzo intensywnego i ryzykownego rozwoju z czymś co nazywam dziurą budgetową o wartości około 20-30% obrotu w tzw. latach chudych maksymalnie, przeciątnie około 5-10% i w tzw. latach „tłustych” możliwe jest odrobienie strat, a nawet częściowa akumumulacja bezpieczeństwa….
Żyje na krawędzi?
Czy może dość ostro inwestując trzymam swoje miejsce w peletonie, a nawe pne się do góry stawki?
Dość ciężka sytuacja do określenia poziomu ryzyka, ale postanowiłem przyjąć założenie;
Moje zobowiązania kredytowe plus zobowiązania obrotowe nie mogą przekraczać 25% wartości aktywów.
Jeśli w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności, bądz moich błędów inwestycje będą nietrafione stratę w ostateczności pokryje zmniejszenie aktywów o nie więcej niż 50%
Bartku
Bardzo ciekawy punkt widzenia. oczywiście że im więcej mamy rezerw finansowych, tym na ogół lepiej (jeśli się z tym specjalnie nie obnosimy, bo inaczej powyżej pewnej granicy potrzebujemy ochrony :-)). Pisząc o bezpieczeństwie finansowym (6-12 miesięcy) mam na myśli kwotę, której głównym i jedynym celem jest bycie takim buforem na nieprzewidziane wypadki w naszym życiu prywatnym. W tym konkretnym przypadku ważna jest przede wszystkim płynność i pewność tej kwoty, a nie np. rentowność sposobu jej przechowywania. Wszystko co masz powyżej można używać do generowania dodatkowych przychodów.
Jeśli chodzi o zasady inwestowania w przedsiębiorstwo, to trochę inna bajka, należało by o niej osobno porozmawiać. Ważne pytanie to: czy pilnujesz rozdziału majątku własnego od majątku firmy? Jeśli nie, to zabawa staje się naprawdę ryzykowna, bo w gospodarce zawsze coś może się przydarzyć i lepeij jest się otrzepać i zacząć od zera, niż mieć do końca życia dłużników na karku.
Bezpieczeństwo finansowe to bardzo ważna kwestia. Szczerze mówiąc zetknęłam się z nią dopiero niedawno, ale od razu pojęłam jej wagę. Postanowiłam szerzyć wiedzę na ten temat i jestem zaskoczona tym, jak wielu ludzi wogóle nie chce słyszeć o konieczności oszczędzania i posiadania zasobów finansowych, które pomogą im przetrwać, gdy będzie źle. Zupełnie przestałam rozumieć dlaczego tak wielu ludzi nie myśli o zabezpieczeniu i przyszłości, tylko żyje dniem dzisiejszym?!
Jola
Jolu
Witaj na tym blogu :-)
Ja też się temu dziwię i to już od wielu lat. Myślą, że jest to rezultat braku rzetelnej, neutralnej edukacji w tym względzie. Jeśli już ktoś o osobistych finansach pisze, to na ogół pod kątem swoich produktów. Ja od czasu do czasu wrzucam tutaj opisy całkowicie elementarnych rzeczy, ale ten temat walczy na tym blogu z innymi priorytetami.
Pozdrawiam
Alex
Nic, tylko zapisać nad łóżkiem i wykonać!
Książki R. Kyosaki polecam jako elementarz. Właśnie osoba która otworzyła mi oczy na sprawy inwestowania w siebie, w swoją przyszłość mi je pokazała. Od tego zaczęły się moje poszukiwania i znalezienie tego bloga, za którego już Tobie Alex po raz wtóry dziękuję. Bezpieczeństwo finansowe jest bardzo ważne ale nie tylko na tym życie polega. Alex nas tu raczy bardzo wieloma jego aspektami, wiele uświadamia, mobilizuje do myślenia i szukania. Dlatego póki Będziesz pisał Alexie, ja na pewno będę czytał.
Wracając do tematu.
W 1961r. Buckmister Fuller podaje definicję zasobności. Jest to zdolność osoby do przeżycia określonej liczby dni. Inaczej mówiąc jeśli przestanę pracować dzisiaj, jak długo mogę przetrwać?
“Bogaty ojciec, biedny ojciec” R. Kyosaki. str 84.
Autor używa tego terminu w kontekście bogactwa danej osoby. Czy to to samo jeśli wliczmy do swoich aktywów rzeczy materialne np. samochód warty 5000zł, który może sprzedamy, może nie za 5000zł, a może nie w ogóle(bo się zepsuje, ulegnie wypadkowi jutro); Czy mając tę samą sumę po stronie aktywów płynnych czyli na koncie, na lokacie.
W książce jest to lepiej opisane w kontekście aktywów i bogactwa dlatego polecam ją przeczytać, ale sam fragment może pomoże zrozumieć istotę sprawy. Co się stanie jak np. jutro zawali się biurowiec w którym pracowaliśmy. My na urlop, a potem na zwolnienie. Sprzedajemy dobytek żeby mieć pieniądze? Płacić rachunki trzeba, żyć trzeba. Polecam przemyśleć.
Pozdrawiam Arek
Arek
Znaczenie bezpieczeństwa finansowego poznałem w latach 80 jak to się mówi po angielsku „hard way”. Mieszkałem wtedy w takiej trochę lepszej piwnicy w Graz i miałem w pewnym momencie taką sytuację, że wiedziałem że starczy mi na jedzenie na dwa dni. Wtedy zabrałem się za działanie i ta ilość dni, które mogłem przeżyć bez dochodów powoli zaczęła rosnąć. To była interesująca lekcja :-)
Pozdrawiam
Alex
PS: Kyosakiego warto przeczytać (najlepiej w oryginale), choć to, co pisze to jeszcze nie cała prawda.
Tia…
Jakiś rok temu książka “Bogaty ojciec, biedny ojciec” R. Kyosaki wstrząsnęła moim myśleniem. Dokładniej mówiąc podana definicja bogactwa, czyli jak długo przeżyję bez pracy na tym samym poziomie życia (wydatków).
Tak na prawdę wszystko sprowadza się do finansów osobistych. A dokładniej do gospodarowania nimi. Bo wielu przemyśleniach, dziesiątkach tabelek w arkuszach kalkulacyjnych i przełamaniu wielu własnych osądów doszedłem do prostego rozwiązania:
1. Na początek przelewam stałą kwotę na oszczędności. Wielkość przelewanych pieniędzy rośnie wraz z moimi zarobkami i zmniejszaną liczbą kredytów.
2. Następnie spłacam obowiązkowe raty kredytów i rachunki. Staram się nie zaciągać nowych kredytów.
3. Odkładam pewną część pieniędzy na konkretne cele.
4. To co sobie pozostawię MUSI starczyć do kolejnej wypłaty.
Jest to banalne rozwiązanie, jednak wypracowanie tego zajęło mi trochę czasu. Faktem jest, że założyłem parę subkont aby nie „mieszać” pieniędzy i nawet nieświadomie ich nie wydać. Przestrzeganie dyscypliny finansowej jest trudne, ale po kilku udanych miesiącach uwierzyłem w siebie oraz że takie postępowanie jest sensowne.
Poza tym znaczna część oszczędności jest umieszczona w funduszach. Mam do nich bezpośredni dostęp, jednak zanim będę mieć gotówkę w ręku mija kilka dni od zlecenia. A to świetnie studzi zapędy zakupowe :)
Prawdą jest, że nie ważne ile się zarabia tylko jak się gospodaruje pieniędzmi. Chętnie poznałbym Wasze sposoby na zarządzanie pieniędzmi, może coś ciekawego podpatrzę i wdrożę u siebie?
A tak jak w przysłowiu, że każda nawet największa podróż zaczyna się od pierwszego kroku, tak i w finansach – trzeba zacząć, a potem realizować plan :)
PS. Właśnie policzyłem sobie wskaźnik mojego bogactwa i wyniósł on 5,3 miesiąca. Nawet nie potrafię oddać słowami, jak mnie ta wartość raduje. Szczególnie, że jeszcze 9 m-cy temu wynosił on 0.
Pozdrawiam
MJK
Michał
Nie jestem do końca pewien, co masz na myśli pisząc: „Tak na prawdę wszystko sprowadza się do finansów osobistych. ”
Muszę przyznać, że na przestrzeni lat zarówno moje zadowolenie z życia, jak i poziom środków materialnych podlegały bardzo dużym wahaniom. Co ciekawe, niekoniecznie maksima posiadanych środków pokrywały się z maksimami zadowolenia z życia, często (po odbiciu sią od jakiegoś minimalnego poziomu) nie było specjalnej korelacji :-)
O tym napiszę też kiedyś, bo ten temat byą też naukowo badany.
To, co nazywasz wskaźnikiem bogactwa 8ach te polskie tłumaczenia amerykańskich książek :-)) to raczej wstęp do bezpieczeństwa finansowego (6-12 miesiecy, które możesz normalnie przeżyć bez dochodów). Ale tak, czy inaczej jesteś na dobrej drodze, nie zapominaj tylko tej przychodowej części równania, czyli pracuj nad Twoją wartością rynkową
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ja właśnie wpadłem przypadkowo na mint.com, sam serwis mało interesujący (trzymanie całych swoich informacji finansowych na zewnętrznym serwisie nie jest według mnie zbyt mądrym pomysłem), ale jest tam strona z linkami do darmowych materiałów nt. budowania swojego budżetu (podstawy podstaw), co prawda szczegóły dotyczą systemu finansowego w USA, ale ogólne zasady przydadzą się każdemu.
Alex
Napisz co masz na myśli pisząc:
PS: Kyosakiego warto przeczytać (najlepiej w oryginale), choć to, co pisze to jeszcze nie cała prawda.
Bardzo mnie to interesuje
Pozdrawiam
Krzysiek
Krzysiek
Miałem wtedy na myśli dwie sprawy:
1) Ponoć nie wszystkie fakty, które podaje o sobie Kyosaki są zgodne ze stanem faktycznym (jest w internecie strona z analizą na ten temat i gdzieś do niej linkowałem, tylko teraz nie mogę tego znaleźć)
2) Kyosaki pisze tak, jakby zarabianie możliwie dużej ilości pieniędzy było samo w sobie wartościowym celem dającym zadowolenie w życiu. Z mojego punktu widzenia pieniądze w pewnej ilości to warunek konieczny, ale nie wystarczający aby dobrze żyć.
Pozdrawiam
Alex
O tym myślałeś Alex?
http://www.johntreed.com/Kiyosaki.html
Pozdrawiam,
Orest
Dziękuje
Pozdrawiam
Krzysiek
Orest
Dziękuję, to jest właśnie ten link :-)
Krzysztof
Proszę bardzo :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam
1. Książki Kiyosakiego to literatura pisana w pierwszej osobie. Nie jest dla mnie istotne, czy pisze o sobie, czy o kimś innym, czy wszystko zmyślił. Istotne jest, czy pisze mądrze, czy głupio.
2. Nie musi pisać o wszystkim. Pisze o finansowych aspektach życia, o innych pisze Alex :-)
Pozdrawiam
K
Krzysztof
Możesz dokładniej wytłumaczyć jaka jest teza tego, co napisałeś?
Ad1) to co pisze Kiyosaki to jest tzw. „non fiction” a nie beletrystyka. W tym pierwszym gatunku jeśli autor pisze w pierwszej osobie, to o ile nie zaznaczył wyraźnie na samym początku, że jest to tzw. business novel, to czytelnik oczekuje, że piszący dzieli się własnymi doświadczeniami. Jeśli tak nie jest, to autor całkiem słusznie traci na wiarygodności. Pomyśl co by było, gdybym na blogu zaczął pisać np. że jestem posiadaczem dużego koncernu? :-)
ad 2) do czego zmierzasz?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam i odpowiadam:
1. Dla mnie bardziej interesujące, niż historie z życia bohatera (realnego czy fikcyjnego), są wnioski jakie wyciąga z nich on sam i czytelnik. A już klasyfikacja, czy to „non fiction” czy co innego zupełnie mnie nie zajmuje.
2. Alex pisze:
„Z mojego punktu widzenia pieniądze w pewnej ilości to warunek konieczny, ale nie wystarczający aby dobrze żyć.”
OK. Kiyosaki pisze o warunku koniecznym, wystarczające są inne dla każdego.
O umiejętności sformułowania i zrealizowania warunków wystarczających jest Twój blog Aleksie.
Pozdrawiam
K
P.S.
Jak długa jest sesja użytkownika?
Jeszcze a propos Kiyosakiego to pojawiają się tu i ówdzie opinie, że jego literacka twórczość przyczyniła się do kryzysu, który teraz przeżywa USA poprzez zmianę świadomości mas. Wielu (mniej zamożnych a naiwnych) ludzi uwierzyło, że inwestowanie w nieruchomości jest prostą drogą do dużych zysków osiągalnych dla każdego – stąd już niedaleko do bardziej liberalnej polityki kredytowej banków odpowiadającej poprostu na zapotrzebowanie rynku. Oczywiście nikt nie zadał sobie trudu aby zauważyć, iż mieszkając w domu, co prawda zyskującym na wartości, trzeba mieć środki na spłatę rat…. Tak więc własnym mieszkaniom kupionym na kredyt mówimy – po namyśle ;) – zdecydowanie NIE ;D
pozdrawiam
Heleno
Jeśli chodzi o inwestowani w nieruchomości, to jeszcze przed Kiyosakim było w USA wielu autorów zajmujących się tym tematem. Mam chyba w sumie całą półkę książek o różnych trikach przy nieruchomościach :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zgadzam się oczywiscie, że Kiryosaki nie byl pionierem w tym temacie, ale jednak jestem przekonana, ze to jednak on byl tym, który spopularyzował ten temat wśród szerokich mas i jest nadal 1 skojarzeniem publiki :).
Nawiasem mówiąc, czy zgodziłbyś się Alex (przepraszam za bezpośredniość zwracania się, ale widzę, że takie tu panują zwyczaje) aby może rozszerzyć zakres tematyki biblioteczki, także w kierunku bardziej przyziemnych tematów jak ten, co myśle byłoby ciekawe dla Czytelników. Oczywście sprawa rozbija się o to czy byłbyś skłonny udostępnić coś takiego ze swoich zbiorów, oczywiście licząc się z tym, że zostanie zaczytane na śmierć, sądząc po entuzjazmie odpowiedzi pod postem o biblioteczce:)))
Heleno
Jaki dokładnie temat masz teraz na myśli?
Pozdrawiam
Alex
Prawde mówiąc pomyślalam o szeroko rozumienej tematyce związanej z zarządzeniem własnymi finansami (w sumie i poruszone tutaj nieruchomości będą się zaliczały :D).
pozdrawiam
Helena
Witam Wszystkich
(pierwszy raz na blogu ale wiem że zatrzymam się tu na dłużej) :)
W piątek trafiłem na ten blog dzięki przyjacielowi. Po krótkiej lekturze kupiłem książkę: R. Kiyosaki „Bogaty ojciec, biedny ojciec” (pierwsza pozycja w mojej biblioteczce, aż wstyd się przyznać ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale, choć od tej pory zamierzam jak najczęściej wspierać swoje doświadczenie fachową literaturą, powiększając przy tym swoją biblioteczkę)
pozdrawiam
Jarek
Witam,
Czytając książki Kiyosakiego mam wrażenie, że wszystko o czym pisze jest tzw. „common sense” i jest napisane w ten sposób aby każdy uwierzył w to, że osiągnięcie bogactwa i niezależności finansowej jest banalnie proste i niewymagające żadnego wysiłku. A tego potrzebują ludzie. Ja osobiście spotkałem się (w internecie) z bardzo ostrą krytyką twórczości Kiyosakiego. Większość opiera się na tym, że Kiyosaki doszedł do pieniędzy właśnie dzięki sprzedaży książek (Rich Dad, Poor Dad, etc.), które wszyscy czytamy. I to mnie trochę przeraża, bo większość ludzi, którzy sprzedają swoje pomysły i rady żyją i bogacą się właśnie dzięki tej sprzedaży, a nie dzięki „mądrości” jaką te słowa niosą. Również, mam wrażenie, że książki Kiyosakiego, a szczególnie ich aspekty dotyczące handlu nieruchomościami) są zdecydowanie skierowane na realia USA, a nie nasze.
Pozdrawiam!
Paweł
Część tego, co pisze Kiyosaki to rozsądne rzeczy, ale też nie robiłbym z niego boga. Rzeczywiście tak jest jak piszesz: „większość ludzi, którzy sprzedają swoje pomysły i rady żyją i bogacą się właśnie dzięki tej sprzedaży,”
Całe szczęście,ze ja tutaj „sprzedaję” wszystko za darmo a żyję (i to bardzo dobrze) z innej działalności :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex,
No i za to właśnie chwała Ci, że nam, czytelnikom, „sprzedajesz” swoją wiedzę za darmo ;)
Pozdrawiam,
Paweł
Witam,
Muszę przyznać, że podajecie dobre sposoby na zabezpieczenie siebie przed utratą pracy i nieplanowanymi wydatkami. Wydaje mi się, że minimalna rezerwa bezpieczeństwa powinna wystarczyć na co najmniej rok, jeżeli można przyjąć założenie, że w tym czasie uda się znaleźć jakąś inną pracę. Niestety można się na tym przejechać. Wcale nie musi tak być że w ciągu roku znajdę pracę. Dlatego im więcej oszczędności, tym lepiej.
Jest jeszcze inny problem. Nie jest to tak, że jeżeli sobie ustalę średnio koszty utrzymania na poziomie np. 2000 zł a zarabiam 2500 zł to reszta (500 zł) od razu na inne konto. Wiadomo, że w jednym miesiącu pójdzie trochę więcej na przeżycie, w innym mniej. A więc np. w tym miesiącu 2000 zł, w innym 2100 a w jeszcze innym 1900 zł. Nie jest to takie proste.
Musiałbym trzymać na ROR jakieś 100 do 300 zł co miesiąc na pokrycie ewentualnych bieżących wydatków, reszta (200 do 400 zł) zaraz po wypłacie na fundusz awaryjny (na inne konto). Im więcej wymyślnych funduszy rezerwowych na różne cele tym lepiej.
A więc dla przykładu:
-zarabiam 2500 zł netto
-średnie koszty utrzymania 2000 zł/miesiąc
a więc zaraz po wypłacie:
1. kwota 2000 zł na miesiąc zostaje na ROR na pokrycie średnich kosztów utrzymania
2. dodatkowa kwota 200 zł zostaje również na ROR na pokrycie strat związanych ze zmiennością codziennych wydatków (bo w tym miesiącu może być 2200 zł na utrzymanie a nie 2000 zł)
3. pozostała kwota 300 zł przelewana na konto oszczędnościowe na tworzenie funduszu awaryjnego
Przynajmniej ja zarządzałbym w ten sposób. Kwoty na rezerwy nie muszą być takie jak tu podałem. Ale im mniejsze rezerwy, tym większe prawdopodobieństwo, że będą problemy finansowe.
Dużo się pisze, że bardzo dużo ludzi nie myśli o oszczędzaniu. Widocznie mają ku temu powód. Skąd niby mogą wziąść pieniądze na tworzenie funduszu bezpieczeństwa, kiedy wszystko pożerają kredyty i wydatki na utrzymanie. A jest ich dużo. A jak są raty do płacenia, to nie można przeznaczyć tego co ma pójść na ratę na oszczędności.
Prawda jest taka, że wszystko dobrze jak mam dobrze płatną pracę. Biednemu zawsze wiatr w oczy. Nie każdy może sobie pozwolić na tworzenie funduszy rezerwowych.
Z jednej strony Alex mówisz o zabezpieczeniu na 6-12 miesięcy, a sporo osób powinno na początku dojść do punktu „zero” na tej skali czyli nie mam środków nie kupuje (np. nowego telewizora, samochodu itp). Raty 0% itp i ludzie zamiast mieć zabezpieczenie mają zobowiązanie. W mojej dalekiej rodzinie takie podejście skończyło się a raczej trwa wielkim kryzysem małżeństwa, życia itp. Fajny samochód na kredyt, remont mieszania na kredyt, start biznesu tez i teraz jest wielki klops, bo biznes niestety nie wyszedł. Wiec ja się będę cieszył jak większość społeczeństwa dojdzie na skali do pozycji „zero” a potem powoli buduje to o czym piszesz:]
Hej :)
Staram się aktywnie powiększać mój „portfel bezpieczeństwa”. Jak najbardziej zgadzam się z kwotą – powinno być to co najmniej 6 miesięcy, myślę również że 24 jest idealnym rozwiązaniem – w końcu jaki jest sens oszczędzać dla samego oszczędzania, lepiej resztę po prostu dobrze zainwestować.
Moja rozszerzona wersja zakłada jeszcze kwestię wydatków względem zarobków – jeżeli nie jestem w stanie w skali miesiąca odłożyć 50% jednocześnie żyjąc na przyzwoitym poziomie, to oznacza że:
– wydaje niepotrzebnie pieniądze
– wydaję we właściwy sposób pieniądze i czas zmienić pracę ;)
Inna kwestia to podejście – kiedy nie ma się (niepotrzebnych) zobowiązań, wydatków oraz posiada portfel bezpieczeństwa jednocześnie znika strach, zwiększa pewność siebie i chęć eksperymentowania. Taka kwota daje również możliwość odpoczynku, zregenerowania się, odpowiednich działań zamiast desperackiej walki o przetrwanie (niestety sam miałem nie raz mimo młodego wieku wieku się o tym przekonać).
To jedna z najlepszych decyzji jakie zrobiłem i polecam ją każdemu :)
Pozdrawiam,
Michał