Witajcie
Pamiętacie ten post o wartości rynkowej? Dzisiaj zajmiemy się innym aspektem tego samego zagadnienia, a mianowicie odpowiedzią na pytanie, za ile każdy z nas sprzedaje godzinę swojego życia.
Poniższe obliczenie jest bardzo uproszczone, a co za tym idzie wyniki są wyraźnie zawyżone, niemniej i tak warto sobie uświadomić pewne liczby.
1) zaczynamy od naszych miesięcznych dochodów „na rękę” po odliczeniu wszelkich podatków i składek socjalnych (ZUS)
2) od tego odejmujemy koszty naszych dojazdów do pracy
3) od tego ew. odejmujemy 1/12 rocznych kosztów, które ponosimy na odzież, którą kupujemy ze względu na wymagania naszej pracy
4) od tego ew. odejmujemy 1/12 rocznych kosztów, które ponosimy na szkolenia i kursy niezbędne w naszej pracy.
5) teraz mamy mniej więcej nasze zarobki miesięczne netto
6) dodajemy wszystkie godziny, które spędzamy miesiecznie w pracy (wszystkie!!)
7) dodajemy godziny spędzane miesięcznie w drodze do pracy i do domu
8) dodajemy czas, który potrzebujemy każdego dnia, aby po pracy „dojść do siebie”
9) dodajemy 1/12 czasu, który rocznie poświęcamy na związane z pracą dokształcanie się
10) w ten sposób mamy mniej więcej „wydatek czasowy” na zarobienie pieniędzy z punktu 5
11) dzielimy sumę z punktu 5 przez sumę z punktu 10 otrzymując w ten sposób cenę, za którą sprzedajemy godzinę naszego życia
Tę wartość warto sobie po prostu uświadomić. Wykorzystać ją możemy na przykład w ten sposób że:
- uświadamiamy sobie, że niezbyt efektywnie zamieniamy czas naszego życia na środki pieniężne
- przeliczając ceny różnych dóbr na godziny naszego życia, które musimy w zamian sprzedać możemy dokonywać bardziej świadomych wyborów, zwłaszcza jeśli ten przelicznik jest niekorzystny („czy ta szafa naprawdę warta jest 2 dni mojego życia??!!”)
- możemy tego użyć jako argumentu, jeśli nasz partner domaga się jakiegoś większego zakupu, a my nie jesteśmy do jego konieczności przekonani :-)
- możemy też w drugą stronę policzyć ile np. kosztowało nas pozwolenie komuś na zmarnowanie nam iluś tam godzin, dni a nawet miesięcy naszego życia
Powyższy eksperyment myślowy jest bardzo ciekawy i polecam każdemu, aby sobie go na własny użytek uczciwie przeprowadził. Naturalnie każdy powinien też wyciągać sobie własne wnioski, zalecam tylko pewnien umiar :-)
Ciekawych przemyśleń!!
Mnie zastanowiło to, że dojazd i powrót z pracy zajmują mi mniej niż „dojście do siebie” po pracy.
ps. Dla uczciwości w eksperymencie, należało by jeszcze odjąć godziny „przebimbane” w pracy.
Ulala!
Dla mnie niezła gimnastyka to bedzie zmodyfikowanie wzoru do moich różnorakich zajęć- to jest niemożliwe! – podejmie ktoś takie wyzwanie?! ;-)
Jestem;
1.rolnikiem – mieszkam w swoim gospodarstwie,
2.Jestem współwłaścicielem i prowadzę sprawy firmy zajmującej się pakowaniem i logistyką płodów rolnych- między innymi pochodzących odemnie,
3.Współzarządzam też centralą handlową koordynującą współprace, rozmowy z klientami i promocje 3 takich firm jak pkt.2
4.Mam jeszcze firmę pakującą – która świadczy usługi dla pkt 1 do 3 :-)
5.Moje życie osobiste i towarzyskie jest mocno przeplecione z zawodowym- rodzina, znajomi- tak powiedzmy 66%-75%. :-)
To jakoś tak dynamicznie zaczęło się jakies 4 lata temu i szybko się i niestety chaotycznie rozrosło, zorientowałem się w pewnym momencie, że korzystają na tym wszyscy- tak miało być! tylko ja najmniej i wcale jakoś mojego wkładu niedoceniają pozostali… daję się wykorzystwać.
i teraz to akurat restrukturyzuję, więc dlatego blog Alex’a to strzał w dziesiątkę.
Artur
Godziny przebimbane w pracy to jest zmarnowany czas, który, gdybyś nie musiał w tejże pracy siedzieć, mógłbyś znacznie lepiej wykorzystać. Zdecydowanie do zaksięgowania po stronie kosztów!! :-)
Bartek
Rzeczywiście nieżle zaplątane :-) Teraz musze iść na spotkanie, pomyślę o rozwiążaniu później
Pozdrawiam
Alex
A ja *uwazam* ze jezeli to co sie robi to jest pasja, nie powinno sie doliczac do czasu spedzonego w pracy, ktos kiedys powiedzial ze jezeli pracuje sie pasja to tak jakby w zyciu wogole sie nie pracowalo(…) Wiec obliczanie zbedne :) … no ale, napewno warto sie nad tym conajmniej zastanowic.
Przeor ale jednak ta pasja nas karmi, ubiera i pozwala na dodatkowe rozrywki, inne pasje itp- więc wtedy wyceniamy nie pracę a pasję i albo pasja nas wyżywi, albo potrzeba pracy żeby było na pasje….
:-)
PrzeoR
Nawet jeśli nasza praca to pasja, czy jak w moim przypadku (czasem dość wyczerpujące) hobby, to mimo tego warto sobie tę liczbę uświadomić, choćby z powodów wyliczonych powyżej.
Alex, piszesz, że praca to dla Ciebie hobby. Czyżbyś nie musial pracować? ;)
Marcin
Musielibyśmy znowu zdefiniować co to znaczy „musieć pracować” (zależy od zasobów, ich zdolności generowania pasywnych dochodów oraz last but not least poziomu wydatków). Powiedzmy, że w mojej sytuacji mogę sobie w dużej mierze pozwolić na dobór tego co i ile robię, nawet jeśli (obecnie czysto teoretycznie) musiałbym czekać baaaardzo długo na atrakcyjne zlecenia. To jest ogromna zaleta braku presji finansowej – możesz sobie spokojnie szukać interesujących sposobności. Do tego tematu kiedyś wrócimy, bo ma to ogromny wpływ na postrzeganą jakość życia.
Pewnie, że ma :) Ehh… Robisz, to co lubisz i dostajesz za to pieniądze. Na dodatek możesz sobie robić wakacje, teoretycznie, dowolnie długie i kiedy chcesz nie martwiąc się o pieniądze. Marzenie, po prostu :)
Marcin
Dodaj do tego jeszcze fakt, że ponieważ na ogół pracuję pomagając uczestnikom moim szkoleń w rozwiązywaniu ich konkretnych przypadków, to ze szkolenia na szkolenie jestem coraz lepszy :-) Rzeczywiście marzenie.
Tak naprawdę to nie jest to nic szczególnie trudnogo do osiągnięcia, jeśli naprawdą Ci o takie sprawy chodzi. Wystarczy sobie dokładnie uświadomić co chcesz, unikać robienia rzeczy, które spowodują niepotrzebną (z punktu widzenia celu) stratę czasu i zasobów, a uwolnione w ten sosób możliwości przeznaczyć na wzrost swojej wartości rynkowej. Jak to ktoś kiedyś powiedział – w życiu możesz mieć co chcesz, aczkolwiek nie wszystko na raz. :-)
PS: Teraz widzę że w poprzedniej wypowiedzi niecałkiem jasno wypowiedziałem jeszcze jeden warunek: musisz coś naprawdę umieć (w sensie produkowania rezultatów)
Z tym właśnie mam problem – nie wiem za bardzo, co chciałbym w życiu robić. Zawsze interesowała mnie informatyka, więc wyszło tak, że „wylądowałem” w dużym koncernie w dziale IT. Jednak praca tutaj jest dla mnie przez większość czasu dość nudna, bo niewiele się dzieje. Z tego powodu zacząłem się intensywniej zastanawiać czy informatyka, w szerokim zakresie, jest tym, co chcę w życiu robić. Lubię kontakt z ludźmi, lubię, jak coś się dzieje. W czasie studiów pracowałem u mojego taty m.in. jako tłumacz. Jeżdżenie z nim po Europie bardzo mi się podobało… Ehh… :)
Czasami zastanawiam się skąd mam wiedzieć co chcę w życiu robić, jeśli nigdy wielu rzeczy nie robiłem, nie poznałem nawet pobieżnie, ba! nie wiem o ich istnieniu? Pytanie raczej retoryczne…
Co do rozwijania swoich umijętności, umienia czegoś tak naprawdę, to też cieżko mi się zdecydować ;) Jeśli nie wiem, co chcę robić, nie wiem na co się zdecydować, to nie wiem na czym się skupić, czemu poświęcić. Przez to zajmuję się wszystkim co mnie interesuje po trochu. To też raczej niedobrze…
Może uznasz, że marudzę czy coś w tym stylu, ale jak na razie są to dla mnie problemy, z którymi nie udało mi się jeszcze poradzić.
Marcin
Nie przejmuj się Twoim „problemem”. Myślę że większość ludzi (mnie w to wliczając) ma takie okresy w życiu. Ważne jest wtedy tylko, aby w tym stanie nieświadomości nie narobić rzeczy, które znacznie ograniczą nam przeszłą swobodę wyboru.
Piszesz: „Czasami zastanawiam się skąd mam wiedzieć co chcę w życiu robić, jeśli nigdy wielu rzeczy nie robiłem, nie poznałem nawet pobieżnie, ba! nie wiem o ich istnieniu?”
To nie jest pytanie retoryczne, gdyby zadawało je sobie więcej młodych ludzi, to nie mielibyśmy tylu rozgoryczonych i pozbawionych radości życia ludzi w średnim wieku.
Myślę, że poruszone przez Ciebie zagadnienia warto rozwinąć w specjalnym wątku, otworzę go jutro, bo po dwóch dniach intensywnego treningu raczej odłożę zaraz komputer.
I na pewno nie marudzisz, tylko po prostu szukasz, co jest rzeczą bardzo ważną!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dzięki za odpowiedź :) Przez problemy z hostingiem trochę na nią przyszło mi poczekać :)
Również serdecznie pozdrawiam,
Marcin
PS. Mimo iż do Warszawy mam tylko 120km, to w niedzielę będę na wyborach w miejscu zameldowania. A tu już zdecydowanie dalej :) Może innym razem uda mi się pojechać na spotkanie:)
Bartek no masz pokręcone. Ale okazuje się, że jest więcej takich rolników :) I kto by pomyślał.
Bartek,
1. Myślę że w Twoim przypadku obliczanie efektywności nie jest aż tak celowe. Działasz jako przedsiębiorca i Twoje jednostkowe działania obecnie powinny się skupiać właśnie na właściwym (tj. dążącym do uzyskania maksymalnych efektów przy minimalnym nakładzie z Twojej strony) opracowaniu systemu na przyszłość tj. właśnie zaprojektowniu organizacji, która będzie maiała wytyczony przez Ciebie cel i metody działania a całość będzie jedynie nakierowywana przez Ciebie.
Daj z siebie wszystko, przemyśl, zaplanuj, wypróbuj i tak nakręcisz maszynkę. (a poza tym robisz to co lubisz i to jest ultra ważne bo nie żyje się przecież dla efektywności lecz dla przyjemności samego życia o czym często zapominamy)
2. Ja też straciłem co najmniej 4 lata :)
Pozdrowienia
RK ( z G.K. :-) )
Robert
Na jakich przesłankach opierasz twierdzenie, że dla przedsiębiorcy obliczanie tego, za ile sprzedaje godzinę swojego życia nie jest celowe?
Tak naprawdę to wszyscy jesteśmy przedsiębiorcami, najwyżej niektórzy z nas mają tylko jednego klienta i dość specyficzny kontrakt (tzw. umowę o pracę) i tak samo powinniśmy dbać o opracowanie „systemu na przyszłość” :-)
Jeśli jesteśmy na tzw. rozruchu to najwyżej możemy założyć (najlepiej bardzo konserwatywnie i ostrożnie) przychody jak wszystko się rozkręci, do tego spodziewany realistyczny nakład pracy z naszej strony i też otrzymamy jakiś rezultat dający nam pojęcie. Ten rezultat większość ludzi zazwyczaj przeszacowuje, ale to już inna historia.
pozdrawiam
Alex
Alex,
Dla przedsiębiorcy w fazie początkowej obliczanie tego, za ile sprzedaje godzinę swojego życia nie jest celowe – tzn. jest relatywnie mniej istotne i opłacalne, gdyż właśnie pracuje (i w jego interesie jest zrobić to jak najlepiej a nie jak najmniejszym kosztem) nad organizacją, która po tym początkowym stadium pozwoli mu zmaksymalizować wyniki prze minimalizacji nakładów.
Można to przyrównać do chęci uzysykania tych 20% z 4% (20%*20%) co jak zapewne sam przyznasz, byłoby lekką przesadą – bo wszak nawet w optymalizacji są granice opłacalności.
Pozdrawiam,
Robert
Robercie
W pierwszym zdaniu Twojego ostatniego komentarza jest sporo racji. Takie podejście wymaga jednak ogromnej dyscypliny aby nie stać się integralną i niezbywalną częścią tworzonego systemu (dlatego większość firm rodzinnych funkcjonuje tylko przez maksymalnie półtorej generacji).
Z drugiej strony trzeba wiedzieć, ile trzeba zarabiać, aby było „wystarczająco”, inaczej też wpinamy się w spiralę ciągłego powiększania tej organizacji.
Tak czy inaczej, policzenie spodziewanego nakładu czasu i rezultatów finansowych może być i takim przypadku przydatne. Ja, jako osoba ceniąca sobie tę prawdziwą, odczuwaną jakość życia nie wyobrażam sobie wystartowania jakiegokolwiek większego przedsięwzięcia bez takiej choćby przybliżonej kalkulacji.
Pozdrawiam
Alex
Robert!? Ten Robert o którym myślę?
No prosze, kolega z jednej klasy szkoły średniej, zreszta juz nie istniejącej….
Zobaczcie jaki ten świat jest mały, albo blog popularny ;-)
Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie wypoczywających….
Bartek,
tak :)
Alex,
1. „tę prawdziwą, odczuwaną jakość życia” – mozesz sprecyzowac co masz na mysli?
2. „nie wyobrażam sobie wystartowania jakiegokolwiek większego przedsięwzięcia bez takiej choćby przybliżonej kalkulacji”. Alex, kalkulacja juz byla – tj. osoba decydujaca sie ze w LT calosc bedzie bardziej oplacalna jezeli teraz sie skupi na planowaniu i organizacji (na dzialaniu) a pozniej to juz bedzie w wiekszym stopniu „samograj” bez koniecznosci bardzo aktywnego uczestnictwa.
Pozdrowienia
Robercie
W dużym skrócie mam na myśli tę rzeczywiście przeżywaną jakość życia, to co naprawdę czuję, a nie to co POWINIENEM czuć, bo mam takie, czy inne posiadłości materialne, względnie kiedy inni ludzie poklepują mnie po ramieniu i mówią „tak wiele osiągnąłeś”. Temat wart jest rozwinięcia (ostatnio myślałem o tym w samolocie) i wrócimy do niego jak się już przestawie na „island time” :-)
Jeśli chodzi o ten „samograj”, to praktyka bardzo często wygląda inaczej: znam parę osób kilkasetkrotnie bogatszych ode mnie, które zawsze zazdrościły mi tej 2-3 miesięcznej kreatywnej przerwy w zimie. I w ich przypadku pieniądze nie były żadnym problemem. Znam też paru z prawdziwym „samograjem”, tylko budowanie go zajęło im sporą część najlepszych lat życia. Czy warto, czy nie, to już musi każdy zdecydować za siebie.
Naturalnie są jeszcze przypadki takie jak Brin i Page (twórcy Google), ci (teoretycznie) mają samograj :-) Ja sam też znam jednego multimilionera z Florydy, który od 26 roku życia nie splamił się pracą zarobkową (a wcześniej był robotnikiem na taśmie a potem majstrem u Chryslera w Detroit – niezwykle ciekawa historia), ale to raczej wyjątki.
Pozdrawiam
Alex
@Alex
A nie uważasz że praca sama w sobie nie powinna być celem? Pracujemy dla pieniędzy, gdyż żyjemy w konsumpcyjnym świecie. Kupujemy rzeczy gdyż sprawia nam to frajde i radość. Tutaj też powinna działać twoja zasada 80/20 80% czasu poświęcamy na zarabianie pieniędzmi a 20% na zabawe.
Tak na prawdę każdy ma cele w życiu które chce osiągnąć. A praca jest tylko sposobem na ich osiągniecie.
A jeśli chodzi o multimilionerów – założycieli np: appla, microsofta to nie wiem czy warto się na nich wzorować. Tak na prawdę wszystko to osiągneli jakimś kosztem, często kosztem ludzi, których świadomie lub nie wykożystywali.
Gregor
Pytasz: „A nie uważasz że praca sama w sobie nie powinna być celem?”
Co dokładnie przez to rozumiesz?
Ja pracuję robiąc rzeczy które lubię tak, że gotów byłbym robić je za darmo. To sprawia mi frajdę. Mimo tego cieszę się, że rynek bardzo wysoko wycenia to co robię, oprócz dostarczania środków do życia jest to dość obiektywny feedback praktycznej przydatności moich działań.
mam też inne zdanie na temat proporcji praca-inne czynności. Ten rok jest nietypowy ze względu na urodzaj ciekawych zadań, ale normalnie staram się pracować do 70 dni w roku, co daje w przybliżeniu ok 20% czasu.
Zwróć uwagę, że w moim poście nie zalecam wzorowania się na kimkolwiek, lecz po prostu policzenie pewnej wielkości
pozdrawiam
Alex
Gregor pisze: „A jeśli chodzi o multimilionerów – założycieli np: appla, microsofta to nie wiem czy warto się na nich wzorować. Tak na prawdę wszystko to osiągneli jakimś kosztem, często kosztem ludzi, których świadomie lub nie wykożystywali.”
Czy możesz podać konkretne przykłady tego wykorzystywania. Przeczytałem kilka biografii Billa Gatesa i Steve Jobsa (zarówno pochlebnych, jak i niepochlebnych) i generalnie nie zauważyłem faktów wykorzystywania innych ludzi w celu osiągnięcia własnych korzyści. Jedynymi „poszkodowanymi” byli ci, którzy kontestowali wizje Gatesa i Jobsa, ale i oni nie zostali puszczeni w skarpetkach, tylko odeszli z pokaźnymi pakietami akcji firm, wartymi setki milionów dolarów.
@TesTeq
O tych 2 firmach przeczytalem o ile sie nie myle 3 kisążki, i bynajmniej nie zrobily na manie wieszkego znaczenia. Jedna ksiazka pisala ja to Microsoft doprowadzal firmy do bankructwa po to tylko zeby je przejac. Jedna z nich to „iCon Steve Jobs”. O klejnych 2 to jak uda mi się zdobyć tytuł to napisze. (Czytałem je bardzo dawno i były pożyczone).
Pozdrawiam
Gregor
Chyba jeszcze jesteś mi winien wyjaśnienie z mojego poprzedniego komentarza, dla przypomnienia:
Pytasz: “A nie uważasz że praca sama w sobie nie powinna być celem?”
Co dokładnie przez to rozumiesz?
Jeśli chcemy dyskutować, to nie powinniśmy ignorować zapytań partnera :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam Panstwa! Uwazam, ze jest malo prawopodobne, zeby zwykly czlowiek byl w stanie dojsc do takiej pozycji do jakiej doszedl Alex pracujac w na etacie przez 5 dni w tygodniu po 8 godzin w nudnej, monotonnej pracy (dojezdzajac do niej), po ktorej trzeba kilku godzin, aby „dojść do siebie”, a do tego uczac sie (studentka UW)? Gdzie w tym wszystkim czas na rozwoj, odpoczynek?
Radze wszystkim, porzuccie wszelka nadzieje. Lepsze to niz bolesne rozczarowanie rzeczywistoscia.
Z pozdrowieniami – Ala.
Ala S.
Zgadzam sie z Tobą kiedy piszesz:
„jest malo prawopodobne, zeby zwykly czlowiek byl w stanie dojsc do takiej pozycji do jakiej doszedl Alex pracujac w na etacie przez 5 dni w tygodniu po 8 godzin w nudnej, monotonnej pracy (dojezdzajac do niej), po ktorej trzeba kilku godzin, aby “dojść do siebie”, a do tego uczac sie (studentka UW)?”
Mam natomiast odmienne zdanie kiedy wnioskujesz:
„Radze wszystkim, porzuccie wszelka nadzieje”
Naprawdę nie przychodzi Ci na myśl lepsze rozwiązanie? :-) Może po prostu wystarczy zmienić strategie, którą „stosuje każdy” na efektywniejszą?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alexie! Jakie widzisz rozwiazania kiedy trzeba sie samemu utrzymac, studiowac i rozwijac sie w dziedzinach nie zwiazanymi ze studiami? Wiem, ze na to wszystko sa potrzebne pieniadze, czas i energia, a tych dwóch ostatnich składnich najbardziej mi brakuje przy pracy jaka mam obecnie. A pracowac trzeba, w moim przypadku ciezko, zeby sie utrzymac i kolko sie zamyka.
Z pozdrowieniami – Ala.
Alu
Moja „kariera” zaczynała się od sprzedawania gazet na skrzyżowaniu, więc wiem jak to jest. Im mniej masz, tym ważniejsze jest aby robić rzeczy posuwające Cię do przodu minimalizując przy tym koszty stałe. Da się :-)
Dobrej nocy
Alex
Ala:
Ja porzuciłem nadzieję, że będę pracownikiem etatowym, przed 5 dni w tygodniu, po 8 godzin i po której to pracy miałbym dochodzić do siebie kilka godzin. Nie dałbym rady. Bo widzisz… ja tak przemeblowałem swoje życie, że widzę rzeczywistość jako wielkie skupisko szans i możliwości. I rozbiłem się o tę brutalną prawdę, że w obecnych czasach jest bardzo dużo możliwości, z papierkiem czy bez, w pracy na etacie czy będąc free lancerem.
No i masz dużego pecha. Trafiłaś na ten blog, a on ma tendencję do „wciągania” i robi a la „pranie mózgu” dla tych, którzy chcą je przejść. Oj Ty nieszczęsna… właśnie zostałaś stracona dla firm, w których dominuje monotonna praca ;)
Pozdrawiam Cię radośnie,
Orest
Alexie! Metoda minimalizacji kosztow stalych jest mi znana i stosuje ja. Wierz mi, ze praca na kasie w hipermakecie przez 8 godzin dziennie nawet wymusza taka postawe. Niestety, nie jestem w stanie pracowac np. po 12 godzin czy 14 godzin na dobe w nudnej, monotonnej pracy, jak to robia niektorzy (znam duzo takich ludzi), zeby zarabiac tylko troche wiecej niz przyslowiowe „1200 zl brutto”. Jaki znasz, lepszy sposob, na samodzielne utrzymanie sie przez studenta? Sugerujesz, w ktoryms z watkow, ze poleganie w tym wieku na rodzinach jest niewlasciwe, a ja mowie, ze samodzielne utrzymanie sie przez studenta nie wyglada tak rozowo jak sie wydaje. Jak po takiej ciezkiej psychicznie pracy znalezc jeszcze czas, sile i co najwazniejsze nie stracic motywacji na dalszy rozwoj?
Orescie! Przeczytalam na blogu, ze zyjesz na koszt rodzicow. Ja staram sie utrzymywac samodzielnie. Praca na etacie jest latwo dostepna dla studenta, ktory jak zawsze potrzebuje pieniedzy i nie widze raczej innego wyjscia. Byc moze pomozesz mi je znalezc?
Z pozdrowieniami – Ala.
Ala:
Moje utrzymanie ogranicza się minimum socjalnego. Od 6 lat wszelkie „luksusy” w postaci książek, komputera, sprzętu audio, wyjazdów, roweru czy telefonu komórkowego finansuję z własnych, zarobionych pieniędzy.
Ciężko mi rzucić pomysłem, bo zbyt ogólnie znam Twoją sytuację. Na szybko przychodzi mi udzielanie korepetycji – jako studentka z pewnością jesteś w stanie pomagać chociażby licealistom (matematyka, polski, angielski, historia czy to w czym czujesz się dobrze). Godzina korepetycji to od 15 do 30 złotych. To trochę lepsza przebitka niż 6 czy 7 złotych brutto na kasie. Zwiększając ilość korepetycji będziesz mogła zmniejszać dwu-, trzykrotnie czas pracy na kasie. 10, 12 godzin korepetycji = prawie tydzień wolnego. Ten czas możesz spożytkować na rozwijanie się w czym chcesz… podcasty, książki, rozmowy z ludźmi z danej dziedziny.
PS: Zawsze możesz napisać maila do mnie.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Ala,
Rada moja – znaleźć pracę taką, że się rozwijasz. Że robisz coś innego. Zmęczyć się możesz, ale liczy się radość z tego. Mi się zdarzały sytuacje, że cały weekend byłem gdzieś w Polsce – praktycznie to wyglądało tak:
czwartek: praca 6-15 studia 16-21
piątek: praca 6-10, wyjazd do gdanska, 16-23 szkolenie + „impreza integracyjna”
sobota: 8 wyjazd z gdanska do koszalina 13-23 szkolenie + „impreza integracyjna”
niedziela: 10 wyjazd z koszalina + odwiedzenie znajomej ze szczecina + 16 wyjazd ze szczecina, 22 w domu w tychach
poniedziałek 6-15 praca studia 16-21…
Naprawdę, ja się ciągle cieszę, że tyle mogłem, że potrafię to wszystko przerobić i mieć możliwość kontaktu z masą ludzi, że robię coś, co daje wymierne skutki, jednocześnie się rozwijając.
Ktoś może powiedzieć „a gdzie czas dla siebie”? Byłem wtedy singlem, mogłem to robić, więc robiłem, nikomu nigdy nie narzekałem, że „firma mną rzuca po całym kraju” jak to dwóch marketingowców w firmie lubiło czasem rzucić ;) Mnie cieszyło, że robię coś niezwykłego, coś odmiennego.
Każdy musi znaleźć coś co lubi robić, wtedy to co robi go nie nudzi, nie denerwuje, nie niszczy go wewnętrznie. I pogodzi to ze studiami jeśli je ma, to da radę.
Tak, ale ja zarabiam w efekcie więcej niż „typowy student na kasie”, a i tak są to pieniądze stosunkowo małe do potrzeb – bo niestety ja prócz tego co Orest wymienił jednocześnie muszę myśleć o innych rzeczach jak rachunki, opał, itp. Pracy „dla studenta” za 1200 na rękę nie mogę przyjąć, bo bym wręcz „zarabiał ujemnie”…
Ala, poważnie, student może pracować, może znaleźć ciekawą pracę – jeśli tylko tego chce. Nie lubię teorii „o pracę jest tak ciężko” (słyszę to non stop odkąd pamiętam). Ruszyć zadek i poszukać. Wiem, twarde słowa dla niektórych, ale taka jest prawda. Nie od razu zostaje się CEO koncernu światowego, ale kiedy należy zacząć pracę? Jak najwcześniej, jeśli chce się do jakiejś pozycji dotrzeć…
pozdrawiam serdecznie
WW
Moi drodzy!
Samo pytanie jest dla mnie prowokujące. Za ile sprzedaję godzinę swojego życia?…
Obliczyłam i uśmiałam się:-))) Zdarzyło mi się w życiu pracować za niewiele ( i to niewiele mi wystarczało) i za o dużo więcej ( też mi starczało:-), ale nigdy nie robiłam niczego, co musiałabym robić. Nie, wcale nie byłam przysłowiową szczęściarą. Dokonywałam wyborów, np. zamiast „na kasie”, udzielałam korepetycji:-) Dużo rzeczy robiłam za darmo, bo praca to dla mnie była przyjemnością. Nadal się staram tego trzymać:-)
Życie uważam za zbyt cenną rzecz, aby sprzedawać je na godziny i rozmieniać się na drobne:-). Nawet jeśli godzina mojego życia wg wzoru Alexa jest droga, to co z tego? Mam być dumna, że jest tak wysoka? Mam dojść do absurdalnego wniosku, że im droższa moja godzina, tym moja wartość wyższa, tym jestem z życiem za pan brat, tym lepiej???
Praca powinna być wynikiem naszej decyzji, chęci, pasji i wiary w to, że robimy coś ważnego dla siebie i innych. Nawet gdyby taka godzina kosztowałaby grosze, to zupełnie nie ma znaczenia, jeśli to jest TO. Kiedyś „traciłam czas” na dojazd do pracy, gdzie zarabiałam grosze,ale ta praca sprawiała mi przyjemność, dawała mi satysfakcję, pozwalała rozwijać się, była wyzwaniem. Tak, wg tego wzoru moja godzina życia kosztowała niewiele. Nisko się ceniłam:-)))
Życie jest limitowanym doświadczeniem i to, co „możemy zarobić” nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Zdobyć możemy jedynie wspomnienia i wiedzę…
Oj, może mnie nieco poniosło:-))), ale po prostu marzę o tym, aby nikt z was nie czuł potrzeby skorzystania z wzoru Alexa. Może jedynie z ciekawości:-)
Justyna
Witek:
Aby zostać CEO koncernu światowego to najprostszą drogą jest go założyć ;)
Justyna:
Zgadza się. Ja najciekawsze prace wykonywałem za darmo, a te najlepiej płatne (50 czy 70 zł/h) nie szczególnie dodawały mi radości. Stąd też moja strategia skłania mnie ku pracy non-profitowej z zapłatą uznaniową. Ktoś uzna po fakcie, że dostał ode mnie wartościową wiedzę to będzie mógł się odwdzięczyć pieniężnie.
Oczywiście nie chodzi o to, że w każdej godzinie robiąc coś co lubimy bądź nie musimy zarabiać. Chodzi o to, aby znaleźć taki sposób, w którym będziemy pracować tyle ile chcemy (np. tylko 4 godziny dziennie i 3 razy w tygodniu) i po takiej cenie za godzinę, abyśmy mieli środki na prowadzenie naszego wymarzonego życia.
Tutaj odnoszę się do innego postu Ile pieniędzy potrzebujesz aby być szczęśliwym? – wyliczyłem, że jak dla mnie to niedużo :)
A ewentualne nadwyżki będą służyć wspieraniu innych.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Ala S. pisze: „Jakie widzisz rozwiazania kiedy trzeba sie samemu utrzymac, studiowac i rozwijac sie w dziedzinach nie zwiazanymi ze studiami? Wiem, ze na to wszystko sa potrzebne pieniadze, czas i energia, a tych dwóch ostatnich składnich najbardziej mi brakuje przy pracy jaka mam obecnie. A pracowac trzeba, w moim przypadku ciezko, zeby sie utrzymac i kolko sie zamyka.”
Pracuj zatem tam, gdzie możesz „rozwijać się w dziedzinach nie zwiazanych ze studiami”. A jeśli byś jeszcze napisała, jakie to dziedziny, może znalazłby się jakiś czytelnik tego blogu, który byłby zainteresowany wykorzystaniem Twojej wiedzy i zainteresowań ku obopólnej korzyści. Czas na reklamę. Tu oprócz studentów bywają także pracodawcy.
Orest, ale żeby założyć, to trzeba najpierw mieć pieniądze i doświadczenie. Wiadomo, wielu z nich – zaczęło od zera, ale jednak należy pamiętać, że nie zawsze tak jest, że jeden pomysł, dobra idea i po kilkunastu latach masz duży koncern. Wielu CEO jest po prostu wybieranych w różnych konkursach, „z ulicy nie biorą”. Poza tym tego „CEO” podałem dla przykładu.
Oczywiście, można marzyć o „złotym strzale”, ale ja wolę jednak dążyć do czegoś i sukcesywnie „zdejmować” kolejne milestones, niż marzyć i czekać na okazję, która może, ale nie musi się pojawić… ;)
Ala,
Napiszę, jakie widzę rozwiązania kiedy trzeba się samemu utrzymać, studiować i rozwijać sie w dziedzinach nie związanymi ze studiami.
1. Trzeba zmienić albo kierunek studiów, albo swoje zainteresowania, tak, by jedno było zbieżnie z drugim, bo inaczej szkoda czasu na takie studia.
2. Postarać się o pracę dobrze płatną i rozwijającą, tak, jak to zrobiło kilku moich znajomych studentów studiów dziennych pewnej dużej uczelnii na Śląsku. Jeden z nich jest pracuje jako główny programista pewnego dość poczytnego portalu internetowego, inny pisze regularnie artykuły do popularnych pism komputerowych i właśnie wydał swoją pierwszą książkę, jeszcze inny ma zlecenia z przemysłu jako ekspert zewnętrzny, gdzie za weekend zarabia znacznie więcej, niż pracownik hipermarketu za miesiąc.
Wszystko pasuje: zarobki przyzwoite, praca ciekawa, rozwijająca, zgodna z zainteresowaniem i kierunkiem studiów, dająca możliwość zdobywania kontaktów w branży i wyrabiania sobie pozycji eksperta. Cóż za problem zrobić tak samo?
pozdr.
Mirek
Heh.
Policzyłam, i tez sie uśmiałam;))) W sumie kwota nie jest taka zła, jak na tak młodą osobę, ale jak dołożyło się do tego czas na dojazdy i to, ze praktycznie codziennie wychodiz mi prawie godzina więcej pracy niż powinnam, to tak końcowa kwota wysżła po-prostu śmieszna. Wydawało mi się, że więcej zarabiam za godzinę.
TO na korepetycjach w czasach studenckich zarabiałam lepiej za godzinę (uczniowie do mnie zazwyczaj dojeżdżali, albo dojazd zajmował mi max 20 minut). ALe cóż, nie było tej ciągłości „zatrudnienia” przez 5×8;)
Alex, a czy przy tym wyliczaniu mam brać pod uwagę czas spędzony na hobby? CHodzi o to: teraz znów tańczę, dużo czasu na to poświęcam ok 6 godzin tyogodniowo i z jednej strony robię to, bo potrzebuję, chcę, uwielbiam etc. Ale z drugiej, to tez w pewnym sensie „czas spędzony na dojście do siebie po pracy”. gdyby to była godzina-dwie tygodniowo, to pal licho,a tak pokaźna liczba się zbiera. Jak bym ją doliczyła, to pewnie bym się już nie uśmiała, a popłakała;)
Olga
Bardzo ciekawy wpis i komentarze. Jeśli chodzi o liczenie wartości za którą sprzedajemy swój czas to u mnie kiedyś powodowało to czasem dodatkową frustrację i podwyższone ciśnienie. Niby pracowałem na lepsze jutro. Budowałem swoją firmę z kolegą (przed rozpoczęciem studiów ją otworzyłem). Jednak było to oparte na zbyt słabych fundamentach. Ogólnie w pewnym momencie prawie wszystko przeliczałem na pieniądze. Na szczęście miałem wtedy przy boku dziewczynę, która zwracała uwagę na inne rzeczy. Na teraźniejszość, cieszenie się chwilą, nawet na skromne, ale szczęśliwie życie. Ja też tego chciałem, ale najpierw dążyłem do „dorobienia się milionów” by nie martwić się o finanse, snułem plany i niektóre wprowadzałem w życie ;)
Obecnie mam do wszystkiego trochę większy dystans. Traktuje to jako różne strategie. Jednie z nielicznych bowiem są z pewnością inne, bardziej skuteczniejsze i efektywniejsze.
Wracając do samego obliczania wartości za jaką sprzedajemy nasz czas to mogę powiedzieć, że jest to świetna rzecz. Szczególnie w przypadku gdy dążymy do niezależności finansowej, a chyba większość osób, która jej jeszcze nie ma chcę ją uzyskać. Wynik takich obliczeń można wykorzystać w wielu różnych sferach (co pokazał w przykładach Alex). Ludzie często myślą, że zarabiają na godzinę tyle ile mają w umowie nie zdając sobie sprawy z kosztów jakie ponoszą. Psychiczne, fizyczne. Długo i krótkoterminowe.
Niedługo sam przekonam się za ile obecnie jestem w stanie sprzedać godzinę swojego czasu. Mam nadzieję też, że dowiem się jak mogę zainwestować w siebie by zwiększyć tą stawkę z X do Y i moje zadowolenie o (Y-X) do kwadratu.
Niedawno sekretarka wyliczyła wartość godziny mojej pracy (pracuję w tzw. budżetówce). Wyszło 15,60 zł brutto! To tak ku pokrzepieniu :))
Witam.
Doszedłem do ciekawych wniosków dotyczących osób, które im dłużej pracują, tym więcej zarabiają (zlecenia albo płatne nadgodziny). Zacznijmy od przykładu: ostatnio elektrownia pomyliła się o 20 zł na moją niekorzyść. Oczywiście mógłbym udać się do ich siedziby, odstać swoje w kolejce, złożyć reklamację, potem jeszcze dosłać pewnie jakiś dodatkowe dokumenty. Wliczając dojazd do siedziby spędziłbym nad tym 4 godziny. Wychodzi 5 zł za godzinę mojego życia! Zamiast tego, mógłbym popracować w nadgodzinach, zarabiając kilkukrotnie więcej i do tego robiąc to, co lubię, a nie tracąc nerwy na wykłócanie się z urzędnikami (dodatkowy zysk na lepszej jakości życia). Wydawałoby się oczywiste, ale wielokrotnie spotykam się z podejściem (nawet wśród czytelników tego bloga), że „ziarnko do ziarnka…”, że „kto nie dba o drobne kwoty, ten nigdy nie dojdzie do majątku” itp. Ciągle spotykam ludzi, którzy tracą czas i nerwy walcząc o każdą złotówkę, ale w kontekście powyższego artykułu to nie ma sensu! Jeśli w sklepie pomylili się o 1 zł, czy warto tracić 15 minut na powrót do sklepu i wyjaśnianie? Nie lepiej spędzić ten czas na czymś przyjemnym?
Inny przykład: nie cierpię prasować. Więc płacę za prasowanie mi rzeczy, a sam w tym czasie pracuję w swoim zawodzie. Korzyści jest więcej: zarabiam bo moja godzina pracy jest wyżej płatna niż prasowacza, rozwijam się zawodowo (podczas gdy czas z żelazkiem byłby czasem straconym), robię to co lubię zamiast tego co nie cierpię. A zauważyłem, że w Polsce pokutuje przekonanie, że wszystko trzeba zrobić samemu: wyremontować dom czy naprawić rower. Nie wyjdzie lepiej, jak zrobią to fachowcy, a my w tym czasie zrobimy coś, w czym sami jesteśmy ekspertami? Godzina pracy eksperckiej jest dużo więcej warta niż godzina pracy amatora.
PS. Witam wszystkich. To mój pierwszy post tutaj, bardzo mi się podoba ten blog, Aleksie. A ponieważ mało piszesz ostatnio, to wziąłem się za czytanie archiwum :-)
jeszcze raz kłania się pytanie po co studiować? czyż nie lepiej w tym czasie szukać i eksperymentować szukając pasji? ograniczając przy okazji koszty stałe…
„Im mniej masz, tym ważniejsze jest aby robić rzeczy posuwające Cię do przodu minimalizując przy tym koszty stałe”
przepiękna kwintesencja minimalizmu, zasady pareto, bycia tu i teraz oraz efektywności
podziwiam tych, którzy np płacą za studia zaoczne czyli najpierw ciężko pracują w najciekawszym momencie ich życia a potem studiują niekoniecznie coś co ich interesuje a potem na końcu nie mogą dostać pracy w tzw zawodzie
Kurcze – to jest normalnie blog wychowawczy (dzięki jeszcze raz Alex :-) )
nie dość, że czuję jak się zmieniam i zmienia się moje podejście do życia to zarażam tym innych dopytując o ich motywacje oraz swoje dzieci
Podnoszę przy jakość swojego życia i cieszę się z tego coraz bardziej :-)