Witajcie po małej przerwie.
Mam do czwartku trochę czasu, więc wykorzystam go do kontynuacji naszego wątku.
Ostatnio zakończyliśmy na tym, iż niezależnie od tego, co i jak mówi do nas inny człowiek, jest to po prostu fala powietrza, na którą w duchu najlepiej reagować po prostu ciekawością, bądź jakimś innym, pozytywnym odczuciem.
Ilu z Was intensywnie przemyślało to zagadnienie i zaczęło wewnętrznie dystansować się od tego, co „wrzucają” Wam inni ludzie? :-)
Dziś i jutro zastanowimy się, jak reagować na zewnątrz w stosunku do tych napastliwych i nieprzyjemnych współbliźnich.
Pierwszą rzeczą jest zrozumienie powodów, dla których ci ludzie akurat tak się zachowują. To jest w sumie dość proste, bo w znakomitej większości przypadków można te motywy sprowadzić do ich mniej, czy bardziej poważnych problemów z poczuciem własnej wartości. I tak:
- niektórzy będą do nas mówić podniesionym głosem, bo w głębi ducha nie wierzą, że jeśli powiedzieliby coś normalnie to przyniosło by to jakiś rezultat. Całe dotychczasowe doświadczenie z nami, lub innymi ludźmi nauczyło ich, iż świat zazwyczaj nie zwraca na nich uwagi i muszą o tę uwagę ciągle walczyć. To bardzo nieprzyjemne uczucie bezsilności i możecie sobie wyobrazić jakie to jest dla nich frustrujące? Jak diagnozuję taki przypadek, to moja ciekawość zmienia się w głębokie współczucie, bo to musi być przykre z takim przeświadczeniem iść przez życie.
Niestety, moje obserwacje wykazują, że jest to dość rozpowszechnione upośledzenie, które powoduje też, że niektórzy zbyt głośno zachowują się w miejscach publicznych. - inni ludzie będą starać się nas atakować, poniżać, ośmieszać, dowodzić swojej wyższości itp. z zupełnie innych powodów. Ci ludzie, mając często nie do końca uświadomione tzw. kompleksy, czy też inne problemy z poczciem własnej wartości, próbują sobie zrobić amatorską psychoterapię naszym kosztem. Zamiast zająć się swoim problemem porządnie i pojść z nim do zawodowego psychoterapeuty, dostarczają sobie chwilowej ulgi, przez pokazanie komuś innemu, iż w jakiś sposób jest gorszy od nich. Innymi słowy, tacy ludzie, jak komuś „dowalą”, to czują się przez chwilę znacznie lepiej i o to tak naprawdę im chodzi. W gruncie rzeczy, są to też pożałowania godne wypadki, bo jak zapewne wiecie pozbycie się problemów z poczuciem własnej wartości nie jest łatwe i nie da się na trwale załatwić np. dużą ilością pieniedzy, czy dóbr materialnych.
Teraz małe zadanie dla Was: przemyślcie kilka ostatnich Waszych trudnych sytuacji z innymi i zastanówcie się, do której grupy należało by zaliczyć Waszych rozmówców. Zobaczycie, do jak ciekawych wniosków dojdziecie i jak zmieni to Wasze nastawienie w stosunku do takich incydentów. To jest podobnie jak w managemencie, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, kto tak naprawdę ma problem? Jeśli my, to musimy działać, jeśli druga strona to możemy współczuć, bądź pomóc. W żadnym z tych przypadków nie ma powodu, aby się denerwować :-)
Co, w zależności od grupy, należy z tymi nieborakami zrobić, to powiemy sobie w następnym odcinku, na razie życzę Wam miłego wieczoru :-)
PS: Freud twierdził, że motorem ludzkiego działania jest popęd seksualny. Jak tak się rozglądam, to mam wrażenie, że dziś w wielu wypadkach jest on zastąpiony kompensowaniem niedoborów poczucia własnej wartości. Co o tym sądzicie?
PPS: Poczytajcie trochę polskiej blogosfery, zwłaszcza tych agresywniejszych wypowiedzi i dla treningu spróbujcie określić, do której z powyższych grup należą ich autorzy. Jest to dobre ćwiczenie i materiału Wam na pewno nie zabraknie :-)
Haha, przykład z polską blogosferą jest genialny. Znam parę takich blogów, ale może podaruję sobie podawanie nazw ;)
Ciekawy blog. Uświadomiłeś mi, że czasami zachowuje się jak osobnicy tej drugiej grupy.
Bellois
Tak, tak, znalezienie takich blogów to naprawdę nie sztuka :-)
soomal
kto z nas nie był nigdy w tej grupie nie rzuci pierwszym kamieniem :-)
Ważne jest, aby takie rzeczy rozpoznać (u siebie jest to najtrudniejsze) i podjąć odpowiednie działania.
Na mnie ostatnio ktoś nabluzgał, bo rok temu mu nie pokazałem komórki ;) Oczywiście tłumaczyłem się tym, że nie ma się co tym chwalić i to rzecz osobista ;)
Muszę przyznać Alex, że te artykuły strasznie zmieniły moje podejście do trudnych sytuacji :) Teraz biorę wszystko na luzie :D
Paweł
Można by napisać całą książkę z przykładami ludzi, którzy mają poważne problemy sami ze sobą, wystarczy się rozejrzeć.
Całe szczęście, że jak wiesz o co chodzi, to nabierasz do takich zachowań odpowiedniego dystansu i obserwujesz je troche tak, jakbyś patrzył na zwierzęta w Zoo. Najważniejsze w tym wszystkim jest rozpoznaie, czy przypadkiem sami nie zaliczamy sią do tej grupy (a większość z nas miała, bądź ma taki okres) i jeśli tak, to odpowiednia praca nad sobą.
Ciesze sie, że choć jeden czytelnik poprawił sobie jakość życia w wyniku przemyśleń zainspirowanych tymi tekstami. Pamietaj o poważnym podejściu do spraw życia i śmierci, cała resztą rzeczywiście możesz traktować jak chcesz, oczywiście akceptując konsekwencje twojego postępowania.
Ciekawy tekst – ciekawy blog :]
Fanatyk
Dziekuję za słowa uznania :-)
Tylko…. czy to nie Ty (razem z Bellois) zakopujecie ten post na Wykopie? :-)
Witam
Alex „odrabiając pracę domową”, poszukując blogów wpisałem bez zastanowienia ( teraz jak nad tym mylę to nie mogłem się bardziej postarać ;) ) w google „blog agresja” no i cóż… najbardziej agresywnym blogiem jest Twój :D.
Co do „motoru działania”. W moim odczuciu ludzie dążą do jak najwyższego statusu społecznego. Jeżeli teraz przyjmiemy, choć nie jestem tego do końca pewny, że ludzie wartościują się poprzez osiągnięty status społeczny, który znów jest mierzony poprzez zarobione pieniądze to zgadzam się z Tobą.
Pozdrawiam
Radek
Radosław
Dobre to z tym agresywnym blogiem :-) Problem w tym, że tutaj piszemy o agresji, ale w bardzo spokojny sposób (na razie :-))
Z tym statusem społecznym, to częściowo masz rację, sporo ludzi nigdy nie przeanalizowało dokładnie własnych, indywidualnych potrzeb i gonią za tym celem zastępczym jak przysłowiowe ćmy do światła. Po drodze próbują wyterapować sobie kompleksy i poczucie mniejszej wartości a my mamy z nimi tę całą szopkę.
Alex, masz racje że można by teraz mnożyć przykłady i z tego powstałaby książka z rodzaju „How to …” :-)
Przytoczę przykład z naszej rzeczywistości.
Siedzę sama w przedziale pociągu. Jest wiosenny, słoneczny, pogodny dzień. Drzwi do przedziału otwierają się z impetem i słyszę donośne”bliety do kontroli”
Z uśmiechem na twarzy mówię ” Dzień dobry”. Podaję przygotowany wcześniej bilet patrząc prosto w oczy konduktorowi, jednocześnie mówiąc ” proszę bardzo”.
Na to pan odzywa się „co pani sie tak na mnie patrzy?”
Jak z automatu odbijam piłeczkę: „co pan chce przez to powiedzieć?” i czekam na reakcję pana, uśmiechając sie w duchu ( o to przecież tak naprawde chodzi).
Pan cos tam burka pod nosem i słyszę ” chce pani coś ode mnie?”
Zdecydowanym i nadal uprzejmym głosem ripostuję: „TAK. Proszę skasować bilet i pójść sobie dalej” :-)
I na tym natychmiast skonczył się zaczepka, a ja do dzisiaj opowiadam humor rodem z PKP.
A propos. Ostatnio PKP szkoli swoich pracowników jak być bardziej uprzejmym w stosunku do pasażerów. Najwidoczniej miałam okazję zmierzyć się z panem konduktorem jeszcze przed akcja szkoleń PKP :-)
Ja osobiście zasugerowałem się komentarzem bellois: było :)
Fanatyk
Nie ma problemu, po prostu się zdziwiłem :-)
PS: Jak ktoś pisze „było” to dobrze byłoby aby podał link gdzie można to znaleźć :-)
Jak ktoś pisze “było” to dobrze byłoby aby podał link gdzie można to znaleźć
A to tyż prowda ;)
witajcie,
czytalem wszystkie posty „Trudne sytuacje z drugim czlowiekiem”.
mam wlasnie taka trudno sytuacje z drugim czlowiekiem. nie moge sie na razie odseparowac od toksycznej relacji (rodzice i brak mozliwosci zarabiania wiekszej ilosci gotowki na samodzielne utrzymanie sie).
juz wczesniej byly problemy z komunikacja: pretensje, ponizenia, wulgaryzmy rzucane na lewo i prawo, ale raz bylo lepiej, raz gorzej. dobre zachowanie podczas ktorego atmosfera byla przyjazna „nagradzalem” takim samym zachowaniem. kiedy byly problemy – odcinalem sie na jakis czas od tej relacji.
z biegiem czasu doszedlem do wniosku, ze relacje rodzinne nigdy nie zmienia sie jesli ta druga strona (rodzina) nie bedzie widziala problemu, nie bedzie dazyla do zmiany. mialem juz dosc napietej sytuacji, zastanawiania sie kiedy rodzina bedzie miala humor na rozmowe, a kiedy na wojne… dlatego postanowilem na dluzszy czas odsperowac sie od toksycznej relacji tzn. ograniczyc rozmowe tylko do najwazniejszych formalnosci, a jesli mozna to nawet jej uniknac (to wszystko, mieszkajac pod jednym dachem! :))
przez dluzszy czas nie odzywalem sie w ogole, przechodzilem obojetnie. co sie pozniej stalo? rodzina nie mogla zniesc mojego braku zainteresowania i zaczela sie jeszcze wieksza fala agresji skierowana na mnie: ponizenia, czesto tak obrazliwe, ze do dzisiaj trudno mi uwierzyc, ze moze je wypowiadac osoba bedaca moja rodzina (nigdy z ich ust nie slyszalem takich wulgarnych slow!); pretensje na kazdym kroku; czepianie sie od wszystko; spychanie calej odpowiedzialnosci za wszystkie zle rzeczy na moja osobe; usprawiedliwianie sie. krotko mowiac rodzina nie widzi wcale swojej winy, obwinia za wszystkie zle rzeczy mnie :-)
wielokrotnie probowalem zlagodzic konflikt tlumaczac, ze zapewne ja rowniez nie jestem bez winy i nie ma sensu spychania ich na konkretna osobe; tak po prostu jest i trzeba cos z tym zrobic. w odpowiedzi przewaznie slyszalem, ze to ja i tylko ja jestem winny zastanej sytuacji i przywolywania zlych rzeczy z przeszlosci (wyolbrzymianie ich), ktore zle zrobilem (a kto zachowywal sie zawsze w 100% poprawnie!?).
czy moglbys mi pomoc Aleksie odniesc sie do mojej napietej sytuacji z rodzina, z ktora jeszcze musze mieszkac do czasu usamodzielnienia sie?
jak Twoim zdaniem powinienem sie zachowac w takiej sytuacji?
pozdrawiam,
X.
X: przepraszam, że odzywam się nieproszony, ale piszesz o sprawie poważnej i nawet jeśli nie Ty, to może ktoś inny, kiedyś …
Sytuacja, którą opisałeś, pojawia się w rodzinie albo jako następstwo toksycznej gry (i to jest sprawa trudna) albo jako objaw skrajnie niedopasowanych osobowości (tu można trochę zrobić samodzielnie).
Odnośnie gier i scenariuszy realizowanych przez ludzi poczytaj proszę np. „W co grają ludzie” – Eric Berne. Nie ma dobrych rad, ale sama świadomość źródła przynosi ulgę. Niestety w opisanej sytuacji samodzielnie raczej nie rozwiążesz problemu, możesz co najwyżej chronić swoją psychikę stosując różne metody proponowane na blogu przez Alexa. Za parę lat możesz sięgnąć po „Toksyczni rodzice” – Susan Forward (choć z Twojego posta nie wynika, czy konflikt faktycznie dotyczy rodziców, w każdym razie to lektura dla min. 30-latka – jeśli ma być przetrawiona samodzielnie).
Drugi przypadek, skrajne niedopasowanie osobowości, rozumiem jako sytuację gdy np. rodzice są osobami ekstrawertycznymi z silnym nastawieniem na życie tu i teraz (znajomi, imprezy, itp.) , a rodzi im się np. introwertyczne dziecko typu „wrażliwiec” żyjący w świecie fantazji – lub na odwrót. Genetyka całkiem często płata takie figle. W takim wypadku, jeśli rodzice nie rozumieją lub nie akceptują odmienności, będą usilnie starali się naprawić „źle działające” dziecko. W nieco uproszczonej wersji można o tym poczytać u popularnego tu autora: „Mądre bogate dziecko” – Robert Kiyosaki (w biblioteczce Alexa jest wersja angielska „Rich Dad’s Rich Kid, Smart Kid”). Jeśli masz zacięcie analityczne możesz poczytać http://socjonika.pl/ (uwaga – pseudonauka ;-) ). Po ustaleniu, że problem polega właśnie na skrajnej odmienności typów osobowości, można próbować dostosować swoje zachowanie do potrzeb otocznia, bo niestety prawdziwy wpływ mamy przede wszystkim na siebie samych. Możesz się zdziwić jak niewiele czasem trzeba zrobić aby zyskać akceptację.
P.S. Oczywiście oba podejścia są nie na temat jeśli źródłem problemu jest choroba lub uzależnienie.
Witajcie!
Ostatnio wystąpił u mnie poważny problem z pewną klientką.
Osoba ta przechadzając się po centrum handlowym trafiła do mojego punktu sprzedaży i na samym starcie zaczęła wyłapywać każdą naszą najdrobniejszą pomyłkę (w tym wypadku chodziło o zrównanie w wypowiedzi tego, że sieć Heyah należy do Ery). Upraszczając cały opis sytuacji doszło do tego, że każdej osobie, która była wtedy w punkcie dostało się. Koledze za to, że ma ADHD i ponoć brudne paznokcie, kierowniczce za to, że też nie jest lepsza skoro przyjęła do pracy kolegę. Ja stanąłem z boku czekając na rozwój wydarzeń. Chciałem powiedzieć parę przykrych słów aby ta osoba dała sobie spokój, ale powstrzymałem się.
Moje pytanie do czytelników (i oczywiście gospodarza :) ) jest następujące: Co w takiej sytuacji zrobić? Nie mogliśmy wymienić rozmówcy, natomiast delikatne sugestie co do zmiany tonu nie skutkowały.
Pozdrawiam,
Maks
Maksymilian,
może coś takiego zadziała: niech klientka ponarzeka sobie, aż skończą jej się tematy. Wtedy możesz zapytać czego od Was oczekuje. W takim przypadku, albo sama dochodzi do wniosku, że się czepiała byle czego, albo w spokojniejszym tonie zaproponuje rozwiązanie. A wtedy już łatwiej dyskutować. Albo zastosować rozwiązanie, jeżeli nie jest to kosztowne. Oczywiście jest jeszcze opcja, że jednak miała rację zwracając uwagę na Wasze błędy.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
„Freud twierdził, że motorem ludzkiego działania jest popęd seksualny. Jak tak się rozglądam, to mam wrażenie, że dziś w wielu wypadkach jest on zastąpiony kompensowaniem niedoborów poczucia własnej wartości. Co o tym sądzicie?” – coś w tym jest :)
Niestety sposób podejścia do człowieka często jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Ilekroć kiedyś słyszało się o rodzinach mundurowych i ich stylu wychowania(nie mówie, ze u wszystkich tak jest/było) albo podejściu nauczycieli akademickich do studentów przy czym kadra naukowa zazwyczaj stawiana jest jako autorytety albo przynajmniej jest to nam tak wpajane…