Ostatnio w Berlinie miałem life coaching z pewnym obiecującym młodym człowiekiem, który oprócz biegłej znajomości 4 języków (w tym chińskiego) i dużego doświadczenia w międzynarodowym biznesie jest zapalonym tancerzem tango, jednym z tych tancerzy, którzy potrafią przetańczyć całą noc wędrując z jednej milonga do drugiej.
W trakcie naszej rozmowy w którymś momencie powiedziałem mu, że mam taką zasadę, która mówi: „Każdy człowiek, który zadał sobie trudu aby wejść ze mną w pozytywną interakcję powinien na tym być „do przodu””.
Na to mój rozmówca stwierdził : „Wiesz, u nas w tango jest też taka zasada, że podczas tych dziesięciu minut, kiedy tańczysz z jedną partnerką starasz się, aby było to dla niej przyjemne przeżycie. Wszystko jedno, czy dobrze do siebie pasujecie, czy też nie całkiem, czy styl tańca drugiej osoby Ci leży, czy też nie, przez te dziesięć minut starasz się zrobić z tego przyjemne przeżycie dla drugiej strony„
Pomyślałem sobie, że kiedyś zalecałem Wam rzucanie w życie innych ludzi promienia słońca. Oczywiście cały czas zachęcam Was gorąco do robienia tego! Zdają sobie jednak sprawę, że takie postępowanie wymaga pewnego minimum proaktywności i uwagi na to co się dzieje wokoło. W naszym, czasem zabieganym życiu nie zawsze jesteśmy do tego zdolni. Dlatego proponuję Wam coś jeszcze prostszego, a mianowicie zastosowanie tej zasady tanga w codziennym życiu, w stosunku do ludzi, z którymi tak czy inaczej macie jakieś interakcje.
I tak:
- Jeżeli macie z kimś interakcję w biznesie, to oprócz rzeczowego załatwienia nawet trudnej sprawy starajcie się, aby Wasza rozmowa była dla drugiej strony w miarę przyjemna. W normalnej praktyce biznesowej jest mnóstwo ludzi, którzy zatruwają Waszemu rozmówcy czas, zróbcie tę pozytywną różnicę.
- Jeśli wdajecie się w pogawędkę ze znajomym, lub nieznajomym, to też aktywnie starajcie się, aby pozostawiła ona na rozmówcy miłe wrażenie. To ogranicza nam możliwości wylewania naszych żalów na innych, ale tego i tak nie powinniście robić.
- Jeżeli załatwiacie coś w urzędzie, hotelu lub sklepie, to też aktywnie zadbajcie o to, aby kontakt z Wami był dla drugiej osoby miłym epizodem, nawet jeżeli mówimy o zestresowanej kasjerce w hipermarkecie
- Jeżeli idziecie z kimś do łóżka, wszystko jedno czy z wielkiej miłości, czysto hedonistycznych pobudek, czy też powodów leżących gdzieś pomiędzy, to zadbajcie o to, aby dla partnera/partnerki było to naprawdę przyjemne przeżycie (w tym przypadku mam nadzieję, że dłuższe niż 10 minut :-)). To właściwie powinno być zrozumiałe samo przez się, ale np. słyszałem od wielu kobiet wręcz niewiarygodnie brzmiące historie o facetach typu „wejść-dojść-wyjść”.
To wszystko jest bardzo proste i dziwię się, że wiele osób tego nie robi. Napisałem ten post z egoistycznych pobudek, bo odkąd przeniosłem się do Polski jeszcze bardziej mi zależy na tym, aby atmosfera różnych codziennych zdarzeń z innymi ludźmi była sympatyczna. To na razie w kraju nie wygląda jeszcze najlepiej, ale jest już postęp. Przyśpieszmy go, dając na co dzień dobry przykład. Poza tym, jest to łatwy sposób, aby pozytywnie się wyróżnić. Zachęcam!!
Będąc teraz na wakacjach w Szkocji bardzo zaskoczyło mnie pozdrawianie się przez obcych sobie ludzi na ulicy poprzez słowne „Hi” czy „Haya”. Jak jest tłumno to się nie zdarza, ale jak przechodzą osoby pojedynczo to jest to bardzo częste. Postaram się przenieść to do Polski. To taki miły gest niezajmujący nawet sekundy :)
Pozdrawiam,
Orest
Spotkałem się niedawno z następującą zadziwiającą interpretacją:
„Nie wyciągnę pierwszy ręki / nie uśmiechnę się pierwszy / nie powiem pierwszy „dzień dobry”, bo to mnie upokarza.”
Nie rozumiem tego toku myślenia. Dlaczego miałoby mnie upokorzyć to, że pierwszy uśmiechnę się i powiem „dzień dobry” kasjerce w hipermarkecie? Że pożartuję życzliwie z urzędniczką na temat awarii automatu wydającego numerki w urzędzie? Że powiem dzień dobry strażnikowi sprawdzającemu przepustki? Że pochwalę dozorcę za czarny, oczyszczony ze śniegu chodnik przed blokiem? To naprawdę nic nie kosztuje, a daje wiele osobistej satysfakcji.
A ja wiem,ja wiem dlaczego czasem tak trudno okazać życzliwość i serdeczność przez te , często pierwsze z tym człowiekiem, 10 minut !
Bo później trudniej byłoby przestawić się na normalny tryb, otrząsnąć się z sytuacji i na powrót, już na pełnym wyluzowaniu, powrócić do celebracji gapienia się przez szybę tramwajową :P
Tak żartem( a może nie-żartem) zagaiłem…
A temat poważny. Zdarza mi się taka irracjonalna obawa przez 2.człowiekiem. Przed uśmiechem,początkiem rozmowy, puszczeniem oczka.
Wydaje mi się, że czasem większą gra rolę w tej sprawie nie chłód serca ile obawa przed ośmieszeniem,mętlik w głowie bo nie wiadoma jak odpowiedzieć…
Pozdrawiam
ps.to mój pierwszy post,a przecież w głowie czasem pojawiała się jakaś uwaga,myśl na temat wpisów Alexa.dlaczego się wcześniej nie uśmiechnąłem
:) Alexie i forumowicze
Orest, rzadko widocznie po górach chodzisz, zwykle turyści którzy się napotykają mówią sobie „Cześć” :) Tak, w Polsce… Na ulicy faktycznie nie, ale jakoś w górach inaczej się ludzie zachowują :)
TesTeq, poniekąd kwestie wychowania takie a nie inne. Podział na grupę „swoich” i „innych”. Tak już po prostu jest. Ostatnio nawet sam od siebie podziękowałem rekruterce za dane, które wrzuciła w autorespondera (zwykle jest tak, że odpowiedzi żadnej się nie otrzymuje na aplikację) i się delikatnie mówiąc zszokowała, bo jeszcze jej kandydat żaden nie pochwalił za takie małe coś :) Pewno chodziła z uśmiechem dzięki temu jakiś czas – budujące :)
Alex, to co piszesz jest zgodne z zasadą „smile at the world, and world will smile back at You” :) Póki co w moim wypadku się to sprawdza, może też dzięki temu mam takie a nie inne wyniki w sprzedaży (tj. dobre). Czyli po prostu nie tylko zaspokoić kontrahenta w stopniu minimalnym, ale w stopniu maksymalnym. Koniec końców nasz wysiłek zwykle odbija się w drugą stronę i dostajemy więcej niż normalnie byśmy dostali. Stara prawda i aż dziwne, że tak mało osób to jest w stanie zrozumieć…
Krzysztofie, a powiedz mi co rozumiesz przez ośmieszenie? Czy wpływa ono jakoś materialnie na Ciebie? Czy zmniejsza Twoją wartość? Nie! Za to po poznaniu nowej osoby – Twoja wartość własna wręcz rośnie! Więc czy to problem? :)
Ale problem tego lęku jest taki, że on po prostu „jest”. To takie instynktowne wręcz. I pojawia się zawsze w stresujących sytuacjach. Taki lęk, że ktoś mi odmówi. Że mnie wyśmieje. Że mi się nie uda.
Problemy z pewnością siebie (bo to chyba geneza tego lęku) ma większość ludzi. Skutki widzimy codziennie, dookoła.
mt3o: to jak z nieszczęśliwą liczbą 13, itp zabobonami. Nie lepiej po prostu ten temat starać się zracjonalizować? :) Wiem, że to jest trudne, bo sam to też przechodziłem wiele lat temu. Najprostsza, a zarazem najtrudniejsza wersja to po prostu kontakt z innymi ludźmi, nie mniej, nie więcej…
Witam serdecznie
Myślę, że ten mały, krótki filmik mówi dokładnie o tym o czym Alex i Wy piszecie tutaj.
Miłego oglądania :)
Pozdrawiam
Grąbkowski Marcin
No tak…zapomnialem o linku :), poprawiam sie :)
http://www.youtube.com/watch?v=tBwnskFS1yQ
Pozdrawiam :)
Krzysztof, mt3o: takie krótkie rozmowy z całkowicie obcymi ludźmi są właśnie świetną metodą na przełamanie tego typu obaw. Jeśli boisz się ośmieszenia, to łatwiej ćwiczyć rozmowy na ludziach których najprawdopodobniej nigdy więcej w życiu nie zobaczysz. A przy okazji może właśnie uda się poprawić dzień i im, i sobie.
To działa, wiem z własnego doświadczenia.
Wlasnie tak sie zastanawiam, czemu Pan wrocil do polski skoro tak tu zle pod wzgledem relacji czlowiek-czlowiek, to troche dziwne ze sklonily do tego podatkowe zapisy, przeciez pieniadze to nie wszystko a tych ma Pan zdaje sie wystarczajaco, czy lepsze zycie wsrod milych ludzi w Berlinie nie jest warte tych nakladow, tu znow Pan nabierze hmm polskosci brrr?
Seks …. szczerze mowiac to mam juz dosc zabiegania o radosc partnerek :) Przyroda tak ustawila facetow ze chcemy zalatwic sprawe w 5 minut. W wielu pisamach czy opiniach czytam jak tu podejsc kobiete czy cos, akurat mam to szczescie, bynajmniej nie o urode czy kase chodzi, ze nie brakuje mi ich, przychodzac wiec z pracy mam ochote za przeproszeniem zerznac kobiete w 5 minut, jestem happy ona tez, a jak chce nam sie dluzej to zawsze jest jutro albo za drugi raz.
Ostatnio duzo myslalem o Tym blogu. Doszedlem do wniosku ze to fajne narzedzie motywacyjne ale zupelnie oderwane od rzeczywistosci ktora otacza nas. Zycie jest hmm …. powiedzmy ze kazdy student pierwszego roku ekonomii powinien wiedziec ze na swiecie jest ograniczona ilosc zasobow i nie kazdy bedzie zarabiam 20k nie kazdy bedzie coachem, nie kazdy bedzie sobie zeglarzem a wiekszosc z nas niezaleznie od nastawienia i prob zostanie galernikami. Bycie coachem jest fajne nawet ale po wyjsciu z firmy stare zasady beda zawsze obowiazywac, to troszke jak z pierwiastaki radioaktywnymi, przez tydzien szefostwo bedzie nabuzowane coachowaniem a potem i tak wracamy do realiow.
Zastanawia mnie tez czemu mlodemu jezykoznawcy i muzykowi potrzeny jest coach … wydaje sie ze taka osoba jest calkiem sprawna intelektualnie, moze za duzo siedzi przy biurku a wystarczy isc czasem na piwo z dziewczyna albo zrobic sobie przerwe i pojechac gdzies. Czy coach to nie jest taka zaawoalowana postac psychoterapeuty bez uprawnien? Z drugiej strony ma Pan taka fotke ze az chce sie Pana wynajac i posluchac zapewne cieplego glosu :)
Pozdrawiam, czasem czytam :)
TesTeq
Zgodzisz się, że mamy wielu rodaków o delikatnie mówiąc, bardzo dziwnej psychice :-)
No cóż, tych nie zmienimy, możemy stworzyć odpowiednią przeciwwagę
Krzysztof
Witaj na naszym blogu
Ta irracjonalna obawa przed drugim człowiekiem wynika czasto z:
1)wychowania w rodzinie
2)niewielkiego doświadczenia w obcowaniu z innymi ludźmi. Dlatego zalecam młodym ludziom „Nie zakotwiczaj się zbyt wcześnie, zdobywaj praktyczne doświadczenia” co wielu osobom się nie podoba :-)
mt30
Zgadzam się z Tobą co do genezy tego lęku. Lekarstwo jak powyżej: wiele intensywnych relacji z różnymi ludźmi. Potem wiesz, że w gruncie rzeczy jesteśmy wszyscy podobni i nikt nie jest doskonały
Marcin Grąbkowski
Dziękuję za link
Marcin Kaszyński
To, co proponujesz, to jest bardzo dobry początek. Warto potem jeszcze pójść dalej, patrz powyżej
Dalej
Jeśli chodzi o pierwszy akapit Twojego komentarza to polecam uważną lekturę postu „Alex comes back”. Tam wystarczająco jasno i całkowicie otwarcie napisałem o moich motywach.
Piszesz: „przychodzac wiec z pracy mam ochote za przeproszeniem zerznac kobiete w 5 minut, jestem happy ona tez „
Dziękuję za podanie konkretnego przykładu, że tacy faceci jak wspomnialem w punkcie czwartym mojego postu rzeczywiście istnieją. Moja dobra rada: Zmień nastawienie bo kiedyś staniesz wobec tylko dwóch alternatyw – agencja towarzyska, lub „robótki ręczne” :-)
Sądząc po tym, co piszesz, to masz całkowitą rację, że rzeczywistość opisywana na tym blogu jest całkowicie różna od Twojej rzeczywistości.
Zgadza się też to, co piszesz: „…nie kazdy bedzie zarabiam 20k nie kazdy bedzie coachem, nie kazdy bedzie sobie zeglarzem ….„ Dlatego piszę ten blog, aby chętni wiedzieli jak to zrobić.
Jeśli chodzi o wypowiedź „Bycie coachem jest fajne nawet ale po wyjsciu z firmy stare zasady beda zawsze obowiazywac, to troszke jak z pierwiastaki radioaktywnymi, przez tydzien szefostwo bedzie nabuzowane coachowaniem a potem i tak wracamy do realiow. „ to z całym szacunkiem, wypowiadasz się o rzeczach, o których nie masz pojęcia.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
Jeśli chodzi o turystów w Polsce, to nie tylko w górach, ale również też na mazurach, suwalszczyźnie i pomorzu zachodnim. Jest tylko jeden warunek – nie można mijać się w samochodach. Jadąc na rowerze cały czas spotykałem się z gestami bądź słowami powitania, czy to od mijanych pieszych lub rowerzystów, czy też od gospodarzy domostw, obok których przejeżdżałem wraz z ekipą.
To co mówił milongero z Berlina, to 100% prawda, ale takiego podejścia uczy się człowiek od dobrego nauczyciela – czy to tańca, czy życia, bo niektórych takich rzeczy uczą rodzice. A potem trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Witold:
No tak… po górach nie chodzę, choć jak kiedyś się zdarzało to pamiętam, że takie powitania miały miejsce. Dziś dla odmiany przeszedłem śpiesznym krokiem przez główną ulicę „tego” miasta, przed 0:00 i nikt mnie nie pozdrowił choć patrzyłem z uśmiechem na ludzi. Wyciągam stąd bardzo ogólny wniosek, że „turystów” i spacerujących się pozdrawia ;)
RomeoAD:
Rowerzyści, zwłaszcza ubrani w strój kolarski (profesjonalny czy amatorski) bardzo często się pozdrawiają. Ta brać tak już ma :)
Domniemuję, że jechałeś w stroju kolarskim gdy pozdrawiali Cię piesi. Mój kolega ma w kilku miejscowościach swoistego rodzaju „funkluby” gdy jedzie trenować :)
Widzę, że poszliśmy w dyskusji w stronę kontaktu mijanego, a czuję, że zamysłem postu były kilku- kilkunasto minutowe kontakty z ludźmi. W Szkocji będąc w hipermarketach gdy na kasie są osoby raczej młodsze to standardem jest „Haya”, dużo uśmiechu i często ta osoba stara się choć zamienić słowo. Czuć, że obsługuje nas człowiek, co jest bardzo miłe.
W Polsce wielokrotnie mam poczucie, że są to maszyny przebrane w ludzki kostium i to maszyny tak prymitywne, że nawet nie starają się naśladować ludzkich zachowań. Nie wiem, czy to z takiej naszej rodzimej wrogości to się bierze. Ludzie nie patrzą na siebie jakby się czegoś bali. A na radosne ” Dzień dobry! :) ” przeważa odpowiedź „dzieńbry…” (sic!).
Lecz i to zmienia się na plus :)
Alex:
Czyżby zainspirował Cię filmik „Validation”, do którego odsyłał Marek Gazda pod postem o „Rzucaniu promieni…”? Jeśli tak to warto wstawić link do tego postu, aby więcej osób miało okazję obejrzeć :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest
Nie widziałem tego filmu, jak już napisałem zainspirowała mnie rozmowa z tym milongero
Poszukam tego komentarza później, na razie jest tutaj dość wcześnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Orest
Koryguję :-)
Widziałem tamten filmik, teraz sobie przypomniałem :-)
Tak to jest jak się pisze przed wschodem słońca!
Niemniej temat chodził ze mną już od tamtej rozmowy w Berlinie i czekał na wolne „moce przerobowe”. Mam sporą „pipeline” takich postów
Wracam do łóżka :-)
Alex
Witaj Alex, witam wszystkich,
Poruszyłeś bardzo ważny dla mnie temat.
Chciałabym dodać tylko od siebie bądźcie mili dla innych ludzi i jesli kogos nie przekonuje poprawa atmosfery życia lub pracy to ekonomicznie rzecz biorąc nic to nie kosztuje, a wartość dodana jest olbrzymia :-)
Jakis czas temu moją córkę ( to wesoła i sympatyczna dziewczyna ) zatrzymał Pan na ulicy i powiedział ” Dziekuję Pani za uśmiech ” i tyle :-)
Mam do Ciebie Alex pytanie. Mam w swoim otoczeniu ( chwilowo na urlopie ) niestety codziennym osobę, która mam wrażenie dowartosciowuje się kosztem innych. Szczęśliwa jest tylko wtedy gdy inni są nieszczęśliwi. Narzeka az się życ odechciewa, cały świat jest niedobry gdy jej sie nie słucha i bez względu na to co zrobisz jest niezadowolona. Czy jedynym sposobem na przebywanie z nią jest pozbycie sie jej z otoczenia? Czy sa jakieś inne delikatniejsze sposoby ?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
To może i ja zadebiutuję ;)
Link do wspomnianego Validation:
http://www.youtube.com/watch?v=Cbk980jV7Ao
Chciałbym odnieść się do jednego z punktów. Mianowicie tego, w którym Alex pisze o byciu miłym wobec nawet zestresowanej kasjerki. Sam stosuję tę metodę od kilku lat. Efekty są w większości zadziwiające, jak to ktoś bardzo płynnie przechodzi z wyrazu twarzy „mam dość tej nudnej, nierozwijającej roboty i tych naburmuszonych klientów” do „fajnie, że czasem trafia się sympatyczny klient, który potrafi wydusić z siebie coś więcej niż jakieś pierdnięcie ustami, które miało w założeniu oznaczać dziękuję”. Pamiętam, że kiedyś, chyba przed studiami jeszcze, próbowałem dorabiać rozdając jakąś bezpłatną gazetę. Po pierwszym dniu stwierdziłem, że ludzie to zwyczajne gbury, które w najlepszym wypadku właśnie coś burkną, co ma sugerować sugestię słowa „dziękuję”. Najczęściej jednak spotykałem się z negatywnymi reakcjami. Było mi cholernie przyjemnie, kiedy ktoś powiedział cokolwiek więcej i nie były to pretensje do mnie o zawartość gazety, z którą nie miałem nic wspólnego. Całe szczęście czasem zdarzały się takie osoby. W związku z tym postanowiłem, że ja również postaram się czasem powiedzieć coś więcej. Jaka już nie mam do czego się „przyczepić”, żeby zacząć krótką, paro zdaniową, rozmowę, to mówię dziękuję i rzucam szczery uśmiech. 97% przypadków widzę, jak druga osoba rośnie w oczach i zaczyna radośniej podchodzić do swojej pracy. Inną sprawą jest, że dzięki takim krótkim konwersacjom można uzyskać nawet wymierne korzyści. Np. w mięsnym mogę się dowiedzieć, że tego mięska to raczej nie brać… ;)
Co do bycia miłym i tych nieszczęsnych gazet. Raz próbowałem ją „wcisnąć” jakimś dwóm kobietom. Jedna z nich do mnie po niemiecku, że dziękuje, bo nie umie czytać po polsku. Kiedy odpowiedziałem jej również po niemiecku, że przecież może się nauczyć, na jej twarzy pojawił się tak szeroki uśmiech, że bałem się, że odpadnie jej czubek głowy. Chwilę porozmawialiśmy i one poszły zwiedzać miasto a ja byłem zadowolony już do końca dnia.
Monika
Może się okazać, że pozbycie się tej osoby będzie najdelikatniejszym dla niej sposobem na rozwiązanie sytuacji.
Rafał
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za bardzo dobry przykład!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A jesli nie chcę tego robić? Czy jest inny sposób, zeby nauczyć ją tańczyć? W sumie to nieszczęśliwa osoba, szkoda mi jej.
Monika
@Monika Góralska: Moje doświadczenia są w tym zakresie smutne. Ludzie są bardzo nienaprawialni. I w dodatku, widząc swoją odmienność, traktują własne przywary, jako sztuczny powód do dumy: „Jestem, jaki jestem i wytrwam w swoim błędzie!” Bo tak naprawdę nie potrafią już się wycofać, ponieważ wówczas przyznaliby się do błędu.
Strasznie to pogmatwane, ale mnóstwo osób niepotrzebnie gmatwa sobie życie.
Alex:
:)
Witajcie,
Alex pozwól, że podzielę się z Wami zapisem wspaniałego wg. mnie przedstawienia z Poptech
http://www.poptech.com/popcasts/?viewcastid=211
Uważam, że jest on (zapis wideo) godnym pokazania uzupełnieniem tego co napisał Alex.
Celowo nie chcę pisać nic więcej, zobaczcie i usłyszcie sami.
Serdecznie pozdrawiam
Wojtek
Bycie miłym człowiekiem naprawdę często nic nie kosztuje, a robi pozytywną różnicę. Czasami wystarczy po zwyczajowym dziękuję i do widzenia dorzucić „miłego dnia życzę” i się uśmiechnąć aby zobaczyć różnicę. Sam uważam się za człowieka miłego i sympatycznego pamiętam jednak jak bardzo dawno temu nie zawsze mówiłem tak proste rzeczy jak wspomniane dzień dobry czy dziękuję do Pani w okienku. Zmieniło się to pewnego dnia gdy stojąc w kolejce na poczcie usłyszałem jak to Pani w okienku powiedziała do następnej z interesantek jak to miło jest usłyszeć od kogoś zwyczajne miłe dziękuję i jaką jej to przyjemność sprawia. Pomyślałem sobie wtedy jak czasami mało trzeba by komuś sprawić przyjemność i od tamtego czasu zwracam uwagę na takie szczegóły. Niby nic a jednak coś…
mt3o,
Powiem szczerze, że sam miałbym kłopot zagadać do totalnie obcej osoby i prowadzić z nią konwersację przez kilka minut. W książce Pavliny, którą ostatnio dzięki uprzejmości Alexa miałem okazję przeczytać, znalazłem takie zdanie: „You can connect with people very easly by tuning in to the connection that already exists. Instead of heaving to break the ice with someone, assume that there is no ice” Podoba mi się to stwierdzenie „there is no ice”
dalej,
Piszesz: „kazdy student pierwszego roku ekonomii powinien wiedziec ze na swiecie jest ograniczona ilosc zasobow i nie kazdy bedzie zarabiam 20k nie kazdy bedzie coachem, nie kazdy bedzie sobie zeglarzem a wiekszosc z nas niezaleznie od nastawienia i prob zostanie galernikami.” To prawda ilość zasobów jest ograniczona i nie każdy będzie zarabiał takie pieniądze. Nawet jeżeli przyjąć, że zgodnie z zasadą Pareto będzie to tylko 20% populacji a niechby i tylko 10% to przy 38 milionowym kraju jakim jest Polska daje to aż 3,8 miliona potencjalnych żeglarzy :) Wystarczająca to ilość by pomieścić wszystkich czytelników tego bloga. Ja w każdym razie zamierzam być w tej mniejszości choć wiem, że jeszcze dużo mnie pracy czeka aby uzyskać taki status…
Alex,
Podobnie jak Ty ja też od znajomych słyszałem narzekania na temat długości zabawy więc pewnie coś jest na rzeczy… Piszesz: „Moja dobra rada: Zmień nastawienie bo kiedyś staniesz wobec tylko dwóch alternatyw – agencja towarzyska, lub „robótki ręczne” ” Alex nie bądź takim pesymistą może kolega będzie miał więcej szczęścia w końcu są różne kobiety i mają różne potrzeby. Pytanie jakie należy sobie zadać jak bardzo optymalne i efektywne jest takie podejście i jaką dawkę emocji i przyjemności można uzyskać w ten sposób w stosunku do polecanych przez Ciebie metod wymagających większego zaangażowania.
Orest,
Co do kasjerek to w Polsce też są takie przypadki. Jednak są to tylko przypadki, ale tak jak pisze Alex jest to łatwy sposób na wyróżnienie się w tłumie. Sam czegoś takiego doświadczyłem w jednym z hipermarketów. Gdy usłyszałem jak dziewczyna na kasie mówi miłym pełnym optymizmu i humoru głosem pierwsze o czym pomyślałem to „co ona robi na kasie?” Tak duży był kontrast w stosunku do tego do czego byłem przyzwyczajony. W każdym razie później gdy tylko miałem okazję ustawiałem się u niej w kolejce nawet jeżeli była nieco dłuższa :)
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Grzegorz:
„Przypadki” – doskonale oddaje liczebność tej populacji kasjerów i kasjerek.
No ale tak to jest, jak Czytelnicy tego blogu nie chcą pracować na kasach a mają zdecydowanie ambitniejsze plany ;)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Wojciech
Dziękuję za link
Ben Zander napisał też bardzo ciekawą książkę, która też wyląduje w Biblioteczce :-)
Grzegorz
Nie jestem pesymistą :-) W tych sprawach jestem „wierzący i praktykujący” od czasów, kiedy jeszcze nie było Cię na świecie i zdecydowanie wiem o czym mówię :-)
Rozwinięcie tego tematu wymagałoby nowego postu :-)
PS: Nie tylko długość się liczy :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zandery „Szukę Możliwości” mam w polskiej wersji… więc jakby ktoś, gdzieś kiedyś chciał :)
Orest
Nie psuj mi tu Czytelników :-)
Książka jest napisana stosunkowo prostym językiem, który trzeba czytać w oryginale
Pozdrawiam
Alex
A ja kupiłem polską wersję, która miejscami jest bardzo zawiła. Muszę doprowadzić swój czytany angielski do porządku i przerzucić się na oryginały :)
Co do psucia Czytelników – ;)
Pozdrawiam radośnie i uciekam na nocny spacer po plaży,
Orest
Witold,
w górach to czesć staje się męczące szczególnie wówczas gdy schodzisz ze sprzętem z wyższych partii gór i maszerujesz np. drogą na Morskie Oko czy Zawrat . Wszystkie „cześć” wycieczek, spacerowiczów (o ile mówią np. 35 dzieciaków idących w górę x kilkanaście wycieczek po drodze) są inne niż „cześć” strudzonego drogą człowieka który wędruje pokonać siebie i gdzieś nasze drogi krzyzują się w tych zmaganiach.
Takie cześć w Tatrach a cześć w Bieszczadach to dwie różne opowieści :) Ech.. kiedyś było inaczej… mniej wycieczek, więcej dziwnych ludzi w schroniskach..
Mówię cześć ale nie wszystkim wole uśmiech.
dalej,
myślę ze warto zmienić nastawienie na bardziej pozytywne.
Mówiąc rynek jest ograniczony myślisz po co robić krok do przodu przecież i tak mi się nie uda?
Będąc na pierwszym roku nie myślałam o ” ograniczonej ilości zasobów” ale dzielnie walczyłam na desce zeby popłynąć ciut dalej niż reszta która się poddaje.
A po kilku latach zauważyłam ze reszta staje się mało widoczna bo jest daleko więc zawracałam /już nie na desce ale łódce /zeby pociągnąć ich trochę za sobą. Teraz mam zaglowkę i na pokładzie kilka osób, nadal mam nadzieję ze kiedyś popłyniemy jachtem jeszcze dalej.
Miłego dnia
Marzena
Dziękuję TesTeq, zawsze to jedna bańka mydlana naiwności mniej :-)
Pewnie, że to miłe jak ktoś uśmiechnie się do nas na ulicy ale my jesteśmy od razu podejrzliwi i zapala nam się czerwona lampka. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich zachowań, usmiechów, zaczepiania obcych ludzi i mówienia im czegoś miłego. Ja kiedyś miałam straszną ochotę powiedzieć kobiecie spotkanej w metrze, że ma „zajebiste” nogi, naprawde jak na swój wiek i wogóle poprostu dla mnie idealne. Nie zrobiłam tego z obawy co sobie pomyśli, że inna kobieta mówi jej coś takiego. A inne przypadki to ludzie, którzy zaczepiają mnie w sklepie aby zapytać się czy w czymś dobrze wyglądają albo w czym lepiej. To miłe ale ja sama nie wiem czy bym się odwarzyła.
Pink jak ktoś jest podejrzliwy na usmiech to ma wybór. Może sie nie uśmiechać i nie być miłym. Wtedy serdecznie zapraszam do mnie. Załatwie Wam prawie każdą sprawę w urzedzie i nieprzyjemne sytuacje z klientami – zarówno przez telefon jak i osobiście :-). Czytelnikom blogu za darmo ;-)
Pozdrawiam
Monika
Pink
Piszesz: „Pewnie, że to miłe jak ktoś uśmiechnie się do nas na ulicy ale my jesteśmy od razu podejrzliwi i zapala nam się czerwona lampka. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich zachowań, usmiechów, zaczepiania obcych ludzi i mówienia im czegoś miłego.”
Dzieje się tak właśnie dlatego, że w Polsce takie przyjazne zachowanie to coś stosunkowo rzadkiego i niezwykłego. Jeżeli sami będziemy tak się zachowywać regularnie, to stopniowo przestanie to być coś dziwnego i podejrzanego i wreszcie (z mojego punktu widzenia) zrobi się normalnie :-) A jako że przeprowadziłem się do tego kraju z powrotem jestem taką zmianą żywotnie zainteresowany.
PS: Ostatnio pewna znajoma studentka powiedziała mi, że w Lublinie „Czego?” jest standardowym pozdrowieniem klienta w wielu sklepach. Czy ktoś to może potwierdzić?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dwa lata mieszkałam w Lublinie i nie spotkałam się z takim pozdrowieniem ..
pozdrawiam
Marzena
Alex pisze: „Ostatnio pewna znajoma studentka powiedziała mi, że w Lublinie 'Czego?’ jest standardowym pozdrowieniem klienta w wielu sklepach.”
Klienta, czy tej studentki? Każda relacja ma dwa końce. Może ta studentka wchodzi do sklepów z taką miną, że nic innego nie przychodzi sprzedawcom do głowy? :-)
Marzena
Dziękuję za informację :-)
TesTeq
Ta studentka jest bardzo miłą osobą
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Moim zdaniem najważniejsza jest tu umiejętność skupienia się na chwili teraźniejszej i w jakiś sposób cieszenia się nią. Zbyt wielu ludzi mijanych na ulicy ma wzrok skierowany w ziemię i głowę zapełnioną setkami innych spraw. Wiele osób nawet wydaje się nie przebywać w naszym wymiarze. Wg mnie jest to mocno powiązane z okazywaniem „pozytywnych znaków życia” przez te osoby.
Tu i teraz – dla mnie to jedna z głównych zasad, która pomaga w pozytywnym przekazie dla świata. Wywodzi się jeszcze z założeń buddyzmu. Skupienie na bieżącej czynności i wyrzucenie niepotrzebnych spraw z głowy. Wielu współczesnych trenerów porusza temat wielozadaniowości, która jest blisko związana z tą sprawą.
Pozdrawiam
Kamil
Dokładnie tak Kamil :-) Jak jedziemy do pracy samochodem to myslimy o jeździe samochodem a nie o tym co czeka nas w pracy albo zostało w domu. A jak idziemy tropić łosia to myslimy o tropieniu łosia i o niczym więcej – to nawiązanie do mojego blogu :-)
pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex – gratuluję Ci bardzo dobrej roboty na tym blogu, czytuję go od czasu postu o trerurze fok :-) i ciągle znajduję coś wartościowego.
@Monika Góralska:
»Czy jest inny sposób, zeby nauczyć ją tańczyć? W sumie to nieszczęśliwa osoba, szkoda mi jej.«
Jest taki sposób, ale ta osoba musi przede wszystkim sama chcieć. A jeśli nie chce… to trzeba ją uczyć przez przykład – np. dając go samemu. Będzie to długo trwało, ale kiedyś się przekona.
@Grzegorz Kudybiński:
»Alex nie bądź takim pesymistą może kolega będzie miał więcej szczęścia w końcu są różne kobiety i mają różne potrzeby.«
Owszem, ale jeśli ktoś ogranicza kontakty z innymi do tylko i wyłącznie zaspokojenia swoich potrzeb, to nie jest dobrym materiałem na wieloletniego partnera – nieprawdaż?
Krzysztof
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za miłe słowa (choć post był o orkach a nie o fokach :-))
RomeoAD
Napisałeś:” jeśli ktoś ogranicza kontakty z innymi do tylko i wyłącznie zaspokojenia swoich potrzeb, to nie jest dobrym materiałem na wieloletniego partnera”
Moim zdaniem nie jest to dobry materiał nawet na jednorazowego partnera :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję RomeoAD, próbowałam. Nic z tego to impregnowana osoba. Mam jeszcze trochę czasu i cały czas się uczę od Alexa. Może się nauczę :-)
Partner to ktos kto jest z nami a nie kosztem nas. Moim zdaniem to wogóle nie jest partner tylko władca.
Niemniej dobra jest empatia ze szczypta zdrowego egoizmu :-)
pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam!
W ramach „implementacji” nauk Alexa w życiu codziennym postanowiłem wykorzystać zasadę „10 minut przyjemności” podczas robienia zakupów w sklepie. Wcześniej traktowałem to jako rutynę, zwykłą konieczność – ja kupuję towar, Pani w kasie liczy i mówi ile mam zapłacić, ja płacę i wychodzę. Zero jakichś uprzejmości czy uśmiechu.
Ten post jednak spowodował, że głębiej się zastanowiłem nad swoim postępowaniem. Rzeczywiście jeden mały uśmiech, kilka miłych słów może sprawić, że na twarzy tej drugiej osoby, zwykle zmęczonej wielogodzinną pracą i innymi klientami, którzy nie mają akurat dobrego humoru, pojawia się uśmiech i od razu się robi miło :)
To sprawia, że i dla mnie i dla tej drugiej osoby dzień staje się trochę bardziej kolorowy :)
Dziękuję Alex za tego bloga :)
Pozdrawiam,
Bartek
witaj ponownie Alex :)
„10 minut przyjemności”… niezwykle interesujący tytuł, doprawdy świetne porównanie jeśli chodzi o tango.. Ech, byłam kiedyś „wiecznie niezadowoloną” osobą, która cały czas narzekała. Dzięki mojej mamie oraz wyjazdom zagranicznym, moja osobowość, moje życie, moje JA, zmieniły się. Moja „jakość życia” jest nieporównywalna do stanu sprzed kilku lat.. Stałam się osobą, która rzuca promień słońca w życie innych, a czasami, jeśli ma gorszy dzień – stara się :D Problemem nie jest pozostawiać dobre wrażenie, kiedy jest się w dobrym nastroju, ale kiedy dzień zaliczamy do tych gorszych…
PS. dziękuję Ci za ostatnią odpowiedź na mój komentarz
Pozdrawiam serdecznie
Emi
Witam!
Do dziś byłem biernym, lecz systematycznym czytelnikiem Twojego blogu, Alex. Kilka miesięcy temu trafiłem tutaj przez przypadek i muszę przyznać, że to jeden z najbardziej wartościowych przypadków w zeszłym roku – wielka wartość dodana do mojego życia :) Serdecznie dziękuję Tobie za tę wspaniałą inicjatywę, dzielenie się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami jak i aktywnym Czytelnikom, od których również wiele można się nauczyć!
Codziennie staram się praktykować serdeczne nastawienie do ludzi. I tak, w wymienionych już sklepach uśmiech i szczere, miłe słowo potrafią zrobić naprawdę sporą, pozytywną różnicę :) Często przestaje się już być „anonimowym klientem” i staje się tym, który zapada w pamięć w pozytywnym znaczeniu. I nawet niemili z pozoru sprzedawcy stają się czasem bardzo przyjemni :) Odrazu jest bardziej ludzko i ciepło… Cóż, to poprostu działa :)
Im dłużej postępuję w ten sposób, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dając otrzymujesz w pewien sposób wiecej niż osoba, której dajesz. Zauważyłem również, że im więcej uśmiecham się szczerze do innych ludzi, tym częściej uśmiecham się do siebie… Tak to działa w moim przypadku :)
Alex – dziekuję jeszcze raz! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Alek
Bartek, Emi, Aleksander
Bardzo się cieszę, że i Wy doświadczyliście słuszności niemieckiego przysłowia: „Tak jak wołasz do lasu, tak ci las odpowiada!”. Dziękuję za podzielenie się tym z nami.
Dziękuję też na miłe słowa, to dobrze wiedzieć, iż to co robię inicjuje lub wspiera pozytywne zmiany w Waszym życiu. Jeśli uważacie to za pożyteczne, to z jednej strony zapraszam do aktywnego udziału w dyskusjach tutaj a z drugiej do powiedzenia o tym blogu innym ludziom.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jeden bookmark wiecej. ;) Pozdrawiam.
Wczoraj wróciłem po trzy-tygodniowych wakacjach w Szkocji do Polski. Pierwsze zderzenie to ta posępność kasjerów w okienkach sklepowych, na kasach jak i ludzi w kolejkach. Inny świat. Jeszcze jestem naładowany tym Szkockim optymizmem i uśmiechem, lecz w takim otoczeniu ten akumulator może prędko się rozładować.
Już myślę, że za miesiąc lub dwa ucieknę na weekend w radośniejsze miejsca, coby podładować się :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam,
Ciekawy post, sam zauważyłem, że w swoim życiu stosuje zasadę działania w nim opisaną. Oczywiście nie zawsze (zły dzień, lewa noga pierwsza rano itd.) . I to generalnie się sprawdza.
Przykład:
Będąc na I roku studiów załatwiałem jakąś sprawę w dziekanacie, obok mnie stała dziewczyna w swojej. Całość trwała ok. 15 minut. Po wyjściu podeszła do mnie z pytaniem na którym jestem roku, bo ona studiuje już pięć lat i nie widziała aby p. Basia (w opinii ta gorsza u której nic się nie da załatwić) była dla kogoś miła…
Wydaje mi się jednak, że problem leży w mentalności, podejściu ludzi do innych.
Obserwując otoczenie mam wrażenie, że wiele ludzi do absurdu doprowadziło powiedzenie „płacę wymagam”, czy również zbyt dosłownie wzięło sobie do serca pochodzenie słowa administracja, tłumacząc tym samym swoje wywyższanie się czy postawę roszczeniową. Ta świadomość pozwala im na degradowanie ludzi do niższej klasy, gdy po drugiej stronie są tacy sami ludzie.
W mojej opinii brak nam szacunku dla drugiego człowieka, jeżeli ten szacunek w sobie wyrobimy to uśmiech przyjdzie sam.
Pozdrawiam
Orest
Piszesz: „….lecz w takim otoczeniu ten akumulator może prędko się rozładować…”
Właśnie dlatego to otoczenie należy aktywnie zmieniać! Nie wszystka da się zrobić od razu, ale krok za krokiem…
Michał
Ciekawy komentarz. Napisałeś: „… brak nam szacunku dla drugiego człowieka..”
Coś w tym jest, tylko może ten brak szacunku dla innych jest rezultatem głęboko tkwiącego braku szacunku dla samego siebie i wynikającej z tego potrzeby pokazania, kto tu jest „Panem”.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Michał pisze „(..) Oczywiście nie zawsze (zły dzień, lewa noga pierwsza rano itd.)”
Warta zdać sobie sprawę, że dzień nie może być zły lub dobry, on nie ma takich cech. To my sami, naszym nastawieniem sprawiamy czy jest on udany czy nie. Nie ma też z tym nic wspólnego noga, która pierwsza dotyka podłogi koło łóżka. To my sami jesteśmy odpowiedzialni za jakość naszego dnia. Każdemu zakażają się huśtawki nastrojów, warto zadbać, aby nie utrudniały one dnia osobom trzecim oraz były incydentalnymi przypadkami.
Pozdrawiam, Artur
Te wszystkie lewe nogi, czarne koty, drabiny i inne przesądy to efekt kompletnego nieogarniania przez mózg ludzki zasad rachunku prawdopodobieństwa, co po części wynika z ewolucyjnego przystosowania mózgu do znajdowania powtarzającycjh się wzorców i odstępstw od tych wzorców w otaczającym nas świecie.
Witajcie!
Czasem trudno nie skomentować nieprzyjemnego zachowania ludzi nam „usługujących”. Jednak jaka satysfakcja, gdy nie damy danej osobie „wygrać” i z radosnym uśmiechem ją pożegnamy.
Odnośnie „rzucania promyków słońca” do życia innych ludzi. Przeglądanie kilku postów po dłuższej nieobecności wywołało wzmożony uśmiech na twarzy. Także sama treść blogu jest swojego rodzaju promykiem słońca, do którego można w każdej chwili powracać. Dzięki Alex. Tak trzymać! :)
Pozdrawiam z miasta z „porosyjskim gmachem”.
Witajcie!,
Jakieś parę lat temu założyłem firmę… zaczęło się częste stanie na poczcie, żeby wysłać paczkę, żeby odebrać papierek… poczta jak to poczta, zawsze kolejka czy to o 8 rano czy przed końcem pracy.. większość ludzi po pół godzinie stania podchodzi w końcu do okienka i wręcz „zieje” złością do pani, która siedzi po drugiej stronie lady. A tak naprawdę trzeba tylko moment się zastanowić czy to jest jej wina, że jest za mało okienek? Naprawdę sporadycznie zdarza się, żeby to pani na poczcie się „guzdrała”, przeważnie jak się przyjrzymy ich pracy to zobaczymy, że pracują w miarę szybko…
I spróbujcie się postawić na miejscu takiej Pani… Ona próbuje się starać a tu i tak kolejka, bo tylu osób się nie da przerobić taką ilością okienek/pracowników i większość klientów naburmuszona… to i pani z okienka po pewnym czasie zaczyna mieć tych klientów „gdzieś”…
Ale z własnych doświadczeń, jak kilka razy pomimo kolejki i straconego czasu uśmiechnąłem się do Pani, powiedziałem Dzień Dobry, Do widzenia, Poproszę i Dziękuję, z całą życzliwością… coś się zmieniło… jak podchodzę do okienka to wita mnie uśmiech, pani już wie jak się nazywam, nie chce dowodu, tylko wpisuje znany osobiście, nawet o dziwo jak przyniosłem jedno awizo pamiętała, że do mnie były przecież dwie przesyłki i zaraz tą drugą mi znajdzie… Wystarczyło tylko trochę życzliwości pomimo zdenerwowania i zobaczenie, że tam siedzi człowiek, który nie ma wpływu na to ile okienek jest czynnych a za to stara się wykonywać swoją pracę.
Na ilość okienek pomogło… pisanie próśb i namawianie do tego innych znajomych z okolicy do dyrekcji poczty…
W/g mnie jeśli chcemy kogoś „ukarać” naszym nieprzyjemnym zachowaniem to zastanówmy się czy to na pewno jest właściwy adresat naszego niezadowolenia….
I generalnie odnosi się to do wszelakich urzędów…
Pozdrawiam
Roman.
P.S. żeby nie było.. nie pracuję na poczcie ani w konkurencji i nie mam rodziny po drugiej stronie okienka :) … tak mi się nasunęło po kolejnej wizycie na PP.
pug, dzieki za ten opis! Przemawia do mnie dużo bardziej niż wszystko co do tej pory czytałem/słyszałem na ten temat :) Pozdrawiam!
Codzienna lektura archiwalnych postów dostarcza mi bardzo wiele przyjemności :-)
Ten post jest odzwierciedleniem mojej utopii. Sam staram się być jej częścią, dlatego też staram się zawsze zostawiać po sobie pozytywne wrażenie. Po prostu lubię, gdy kasjerka ze sklepu spożywczego z uśmiechem pozdrawia mnie na ulicy a na twarzy wiecznie niezadowolonego portiera w biurowcu, w którym pracuję, wykwita na mój widok ślad uśmiechu i jakby „żywsze” niż zwykle „Dzień Dobry Panie Łukaszu” (a niewielu pozdrawia z imienia).
Dokładnie jak w tańcu… spraw, by druga strona przez chwilę czuła się dobrze. Niech czuje się dobrze dzięki Tobie! To poprawia samopoczucie obu stronom i… naprawdę działa, zmienia ludzi! Jak w filmie „Podaj dalej”, z tym, że na trochę mniejszą skalę (film obejrzałem po przeczytaniu postu „Eksperyment 2009” i swoją drogą… nigdy nie wpadłem na to, by pomagając komuś poprosić, by też komuś bezinteresownie pomógł). Ciekaw jestem, czy taki „łańcuszek” by zadziałał. Osobiście 2 razy widziałem na własne oczy bardzo pozytywny wpływ mojej pomocy na czyjeś życie i samo w sobie jest to dla mnie ogromną nagrodą. Ale równie wspaniałe jest uczucie, kiedy po prostu czujesz, że choć na chwilę poprawiłeś humor skwaszonej całodniową harówką pani w okienku urzędu skarbowego podczas zwyczajnego składania PIT.
Pozdrawiam i życzę, by wszyscy byli tak pozytywni!
Łukasz
Lukass
Witaj w gronie tych, którzy dokładają słońca w zycie innych ludzi!! Przyjemne zajęcie, nieprawdaż?
Pozdrawiam
Alex
Jedno z najprzyjemniejszych :)
Pozdrawiam!