W dyskusji do poprzedniego postu (który dotyczył zupełnie innego tematu) wywiązała się wymiana zdań, która nasunęła mi myśl, że może nie wszyscy Czytelnicy uważali na zajęciach z rachunku prawdopodobieństwa i dlatego warto napisać coś na ten temat.
Tych z Was, dla których najbliższe akapity będą oczywiste proszę o odrobinę zrozumienia i cierpliwości, „w nagrodę” na zakończenie postu podam Wam przykład rozważania, które dało mi bardzo dużo do myślenia, a Was też może uchronić przed błędną decyzją w przyszłości.
No ale do rzeczy :-)
Często w życiu mamy przed sobą różne możliwe drogi postępowania, z których każda wiąże się zarówno z pewną szansą osiągnięcia zysku, jak też ryzykiem poniesienia straty. Jak teraz ocenić, która z nich jest lepsza?
Niektórzy z Rodaków zdają się przy tej ocenie patrzeć tylko na kwotę możliwego zysku :-), inni na możliwe straty, jeszcze inni kombinują, jak z porównania obydwu tych wartości „wydedukować” czy warto, czy nie. Często niestety po prostu się gdyba, zapominając przy tym o uwzględnieniu prawdopodobieństwa wystąpienia każdego ze zdarzeń (strata lub zysk). Tutaj przydaje się pojęcie wartości oczekiwanej, lub inaczej nadziei matematycznej.
Dla wytłumaczenia o co chodzi załóżmy sytuacje, gdzie mamy do wyboru trzy różne strategie robienia biznesu (znawcy, wybaczcie mi wszystkie uproszczenia!! :-)), które z różnymi prawdopodobieństwami prowadzą do różnych wyników:
Strategia 1
- z prawdopodobieństwem 65% osiągniemy zysk w wysokości 290 jednostek
- z prawdopodobieństwem 35% poniesiemy stratę w wysokości 530 jednostek
Strategia 2
- z prawdopodobieństwem 14% osiągniemy zysk w wysokości 122 jednostek
- z prawdopodobieństwem 86% poniesiemy stratę w wysokości 9 jednostek
Strategia 3
- z prawdopodobieństwem 99,9% osiągniemy zysk w wysokości 39 jednostek
- z prawdopodobieństwem 0,1% poniesiemy stratę w wysokości 40000 jednostek
Jeśli teraz masz wybrać jeden z tych sposobów, aby stał się on podstawą Twojego biznesu, który chcesz prowadzić przez dłuższy okres czasu, to zakładając że wszystkie one są dla Ciebie równie możliwe do zrealizowania, który z nich wybierzesz?
Tutaj z pomocą przychodzi wartość oczekiwana, którą obliczamy w ten sposób, że mnożymy każdy możliwy rezultat (straty ze znakiem minus) przez prawdopodobieństwo jego wystąpienia, a potem te wyniki dodajemy do siebie. Otrzymana liczba to średni rezultat pojedynczego zastosowania takiej strategii jakiego należy się spodziewać. Im częściej będziemy daną strategię stosowali, tym średnia faktycznie osiąganych wyników będzie zbliżona do wyliczonej przez nas wartości oczekiwanej.
I tak w naszych przykładach:
- Strategia 1 : 0,65*290-0,35*530 = 188,5-185,5 = 3 (zysk)
- Strategia 2: 0,14*122-0,86*9 = 17,08-7,74 = 9,35 (zysk)
- Strategia 3 : 0,999*39-0,001*40000 = 38,96-40 = -1,04 (strata!!)
No, którą strategię teraz wybierzecie? :-)
Całe zagadnienie rachunku prawdopodobieństwa jest niezwykle interesujące (dziedzina ta powstała przecież „na zamówienie” hazardzistów :-)) i gorąco polecam przynajmniej powierzchowne „liźnięcie” tego tematu jeżeli ktoś nie miał tego na studiach, albo tak jak ja prześliznął się przez egzamin :-). Nie chodzi nawet o dogłębne studiowanie formuł matematycznych, lecz przynajmniej o ogólne pojęcie jakimi prawami rządzą się zdarzenia, w których występuje element przypadku (więc prawie wszystkie :-))
Teraz obiecana część dla Czytelników, dla których powyższe było znane i oczywiste.
Po pierwsze polecam Wam lekturę książki „Fooled by Randomness„, której autorem jest Nassim Nicholas Taleb. Znajdziecie tam wiele interesujących przemyśleń, które rozszerzą Wasze horyzonty w tym zakresie. Dla wszystkich, którzy nie będą mieli okazji lub czasu sięgnąć po tę pozycję pozwolę sobie przytoczyć z niej jeden przykład, który szczególnie dramatycznie do mnie przemówił:
Załóżmy , że mamy badanie medyczne, które wykrywa u pacjenta pewną poważną chorobę. Badanie to na pewno stwierdza chorobę u pacjenta (brak false negatives), który na nią cierpi, jednak w 5% przypadków badania stwierdza istnienie choroby u pacjenta, mimo iż nie cierpi on na nią (tzw. false positives). W całej populacji na tę chorobę cierpi 0,1% czyli jedna osoba na tysiąc. W ramach akcji prewencyjnego badania całej populacji zostałeś przebadany tą metodą i wykazała ona, że jesteś chory. Jakie jest prawdopodobieństwo, że rzeczywiście cierpisz na tę chorobę i musisz poddać się skomplikowanej terapii o wielu skutkach ubocznych?
Większość zapytanych lekarzy (ja zresztą też :-( ) odpowiedziała że 95%, co jest odpowiedzią błędną, bo mamy tutaj do czynienia z prawdopodobieństwem warunkowym dwóch zdarzeń „jakie jest prawdopodobieństwo, że wybrany losowo z danej populacji człowiek u którego badanie wykazało chorobę jest rzeczywiście na nią chory”, a to wynosi 2% !!
Tutaj możecie znaleźć wzory do policzenia tego, Taleb podaje dość klarowny sposób wyliczenia tego, który łatwo zrozumieć:
Przy założeniach jak powyżej, na tysiąc losowo wybranych i przebadanych ludzi należy spodziewać się, że jeden z nich jest chory. Z pozostałych 999 osób u 5% badanie wykaże chorobę, mimo, że są zdrowi. To daje 50 osób. W sumie badanie stwierdzi chorobę u 51 ludzi, z których tylko jeden jest faktycznie chory!!! W związku z tym prawdopodobieństwo, że ktoś, komu test wykazał chorobę rzeczywiście na nią cierpi wynosi 1/51 czyli ok 2%. A to jest kolosalna różnica w stosunku do 95%!! Teraz wyobraź sobie, że lekarz zmamiony tymi 95% każe Ci np. coś odciąć!!
PS: Teraz zaobserwowałem, że przy danych założeniach przeprowadzenie badania dwudziestokrotnie zwiększa prawdopodobieństwo trafnego wytypowania prawdziwego chorego w stosunku do przypadkowego wskazania palcem dowolnej osoby i powiedzenia „ty jesteś chory”. Czy to dużo, czy mało niech każdy sobie wyinterpretuje.
Zapraszam do własnych przemyśleń i komentarzy.
Przykłady bardzo czytelne, a przekaz przejrzysty. Jednak w życiu ciężko oszacować szansę w procentach, a i wartość oczekiwaną też nie jest tak wcale łatwo. Tak więc często można się znacznie rozminąć z rzeczywistością.
Tak jak człowiek idący po plaży z psem – statystycznie oboje mają po 3 nogi :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Piszesz: „Tak jak człowiek idący po plaży z psem – statystycznie oboje mają po 3 nogi :)”
Co to ma wspólnego z tekstem, który zamieściłem (przeczytałeś go ze zrozumieniem?)
Jeżeli jesteśmy już przy metaforze psa: musisz obsikać każde drzewo?
Pozdrawiam
Alex
PS: Dla niewtajemniczonych – Orest jest na programie specjalnym na tym blogu (na własne życzenie :-)), dlatego dostaje czasem takie komentarze :-)
Alex:
Tę metaforę dałem jako przykład, że nie zawsze czysta matematyka się sprawdza w życiu, że nawet jak wyniki czarno na białym wychodzą bardzo ładnie to niekoniecznie tak się w praktyce stanie.
(Od dwóch lat obserwuję moje przejście w stronę humanizmu… stąd staram się wszelkie wywody odciągać od liczb i wzorów.)
Mógłbym przytoczyć tu jeszcze jedną metaforę z psem, lecz myślę, że nie wypada tak na forum publicznym ;)
PS: Dzięki, że wciąż mnie strofujesz kiedy trzeba :)
Pozdrawiam,
Orest
Hello!
Mnie rozwalają ludzie brakiem zrozumienia dla prawdopodobieństwa.
Dla przykładu:
Szansa trafienia szóstki w lotku: 1/13 983 816
Szansa zarażenia się HIV/AIDS:
liczy się (+/-) 10 000 zarażonych którzy o tym wiedzą.
liczy się (+/-) 20 000 zarażonych którzy o tym NIE wiedzą.
Ludzi w Polsce: 38 136 000
Szansa (optymistyczny wariant), że trafimy na chorego (który o tym nie wie) : 20 000/38 136 000 = 1/19068
*Realnie szansa jest większa, gdyż jest więcej chorych w naszym przedziale wiekowym.
Szansa że podczas stosunku się zarazimy(w zależności od kilku czynników): od 1/30 do 1/2000
Dla uproszczenia zakładamy, że mamy: 1/1000
Szansa ze się zarazimy:
1/19068 * 1/1000 = 1/ 19 068 000
Wniosek:
Ponieważ rozważaliśmy optymistyczny wariant zarażenia, to grając w totka taką samą ilość razy jaką mamy stosunek z nieprzebadaną osobą, wynika, że prędzej się zarazimy ;P
Mam nadzieje, że nikt się nie obrazi za porównanie.
Danych nie sprawdzałem więc mogą być rozbieżności.
Czy więc ktokolwiek z was wyobraża sobie usłyszeć „Mam nadzieje, że się zarażę!” ?
Pozdrowionka!
Orest,
Nie do końca mogę się zgodzić. Zacznę może od tego, że jeśli znasz prawdopodobieństwo każdej z opcji, to wartość oczekiwana wychodzi sama ze wzoru, który podał Alex.
Natomiast jeśli ktoś nie dysponuje estymacją, jakie korzyści ma mu przynieść dany biznes (oczywiście zakładając możliwość pewnego odchylenia od wartości oczekiwanej), to decyzja o zaangażowaniu się w jego prowadzenie przypomina raczej akt despercji lub co najmniej strzał w ciemno/półciemno, a nie realizację przemyślanej strategii.
Rozminięcie się z rzeczywistością zwykle jest wynikiem przyjęcia błędnego modelu lub wadami danych, co świadczy o braku wiedzy na temat czynników, które mają istotny wpływ na nasze działanie. A to jest raczej negatywnym zjawiskiem i chyba lepiej byłoby dążyć do jego wyeliminowania. Jeśli dowiadujemy się, że nasz model nie wyjaśnia rzeczywistości, to jest to cenna wiedza, która może doprowadzić do ustalenia ukrytych w nim błędów i ich naprawy.
Trudnym zadaniem jest „upieniężenie” pewnych wartości niematerialnych, typu prestiż, krótki czas pracy, możliwość posiadania „gypsy time”;) Natomiast wydaje mi się, że skoro czas można wycenić, bo w końcu właśnie tym jest stawka godzinowa, to tego typu wartości również można ująć w jednostkach pieniężnych. Poza tym istnieje możliwość zastosowania zmiennych jakościowych.
Zapewnę narażam się właśnie na krytykę, natomiast wydaje mi się, że prezentowane przeze mnie stanowisko może prowadzić do wzbogacania naszej wiedzy. Jeśli założymy, że nie da się czegoś policzyć, to nawet nie będziemy próbować. W związku z tym nie spisywałbym takich prób na straty. Statystyka wskazuje, że mając nawet bardzo skromne dane można policzyć nadspodziewanie wiele.
Pozdrawiam,
Piotr
Wydaje mi się, że w końcówce jest błąd.
Wybierając losowo z tłumu mamy 0.1% szans na trafienie na chorego.
Test wskazuje chorego z 2% poprawnością.
To oznacza, że test jest lepszy od próby losowej 20 krotnie. A nie 2 krotnie :)
Podobnego typu jest zagadka ze zmianą zdania:
W teleturnieju przed zwycięzcą stoją 3 pudełka. Otworzy jedno i to co w środku – zabiera. W dwóch pudełkach nie ma nic, w trzecim jest duża nagroda.
Facet wybiera pudełko, po czym prowadzący otwiera *inne* pudełko i pokazuje, że w nim (tym innym) nic nie ma. To otwarcie jest celowe, to nie jest pomyłka tylko budowanie napięcia.
Następnie dają facetowi do wyboru: otwiera to pudełko które wybrał czy zmienia wybór. Czy powinien zmienić?
Lasu
Tutaj mamy właśnie taki przypadek, o którym pisałem w pierwszej części postu, z tym że Ty zamiast samych zysków/strat porównujesz same prawdopodobieństwa.
W tym przypadku należałoby przydzielić pewne wartości oczywistej przyjemności odbywania stosunku bez kłopotania się o zabezpieczenie :-) (jako zysk), oraz przedwczesnej śmierci i dość kiepskiego życia przed nią w wypadku zarażenia (strata). Dopiero jak pomnożysz te wartości przez prawdopodobieństwo ich wystąpienia (pozwól, że dziś nie będę sprawdzał Twoich wyliczeń) i pododajesz to wtedy masz jakąś „wartość oczekiwaną”, którą możesz interpretować według własnych kryteriów
W moim wypadku mówi mi ona „lepiej uważaj” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
W dzisiejszym – coraz bardziej skomplikowanym świecie – zdolność do ogarnięcia chaosu wokół nas jest bardzo przydatna. Jedną z metod w tym pomocnych jest właśnie rachunek prawdopodobieństwa, ale też statystyka.
Dzięki statystyce często jesteśmy w stanie bardzo trafnie przewidzieć wynik jakiejś decyzji (co w zasadzie „wykorzystuje” Alex, ponieważ zna wartości prawdopodobieństwa). Ostatnio miałem okazję przeglądać kilka ogromnych baz z danymi statystycznymi o europejskich firmach. Tutaj przykład takiej bazy z danymi ekonomicznymi polskich przedsiębiorstw: http://www.securities.com/ch.html?pc=PL
Piotr
Dziękuję za wyjaśnienie tego Orestowi. Podpisuję się pod tym :-)
Depesz
Dziękuję za zwrócenie mi uwagi, rzeczywiście o ile wszystko przeliczyłem dwa razy o tyle PS napisałem na szybko. Lekcja z tego: „śpiesz się powoli” :-)
Zaraz ten błąd poprawię
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Do Depesz
Zadałeś nam małe zadanie :-)
Czytelnicy, zapraszam Was do pomyślenia nad rozwiązaniem (z uzasadnieniem)
Alex
Depesz
Sek w tym, że zarówno zmiana pudełka jak i pozostanie przy starym daje po 50% szansy na wygraną, więc nie ma startegii wygrywającej.
Odpowiedź na pytanie depesza : powinnien zmienić pudełko. Ma 2/3 szansy na wygraną. Uzasadnienie kiedyś pamiętałem :) dziś wyręczę się http://pl.wikipedia.org/wiki/Paradoks_Monty_Halla
>Alex
>Tutaj mamy właśnie taki przypadek,
>o którym pisałem w pierwszej części postu,
>z tym że Ty zamiast samych zysków/strat
>porównujesz same prawdopodobieństwa.
Mało kto zdaje sobie sprawy z samego prawdopodobieństwa.
Obliczenie faktycznego zysku to już sztuka i często decydującą rolę gra to o czym zapomnieliśmy. Gdyż jak ktoś kiedyś stwierdził: 'Z tym o czym wiemy sobie poradzimy, lepiej bądź gorzej’ i ma to zastosowanie nie tylko do projektów .
Przykładowo:
Samo dobranie drugiej polówki od zaangażowania/pracy nad sobą:
Mały wkład własny:
-Szansa na trafienie kogoś fajnego:
==mała
-Szansa na to, że jeśli nawet trafimy na kogoś fajnego i ten ktoś nie wytrzyma z nami:
==spora
-Szansa na trafienie kogoś kto będzie nam robił problemy przez całe życie:
==zawsze jakaś jest
W przypadku dużego wkładu(z sensem), prawdopodobieństwo jest (+/-) odwrotne.
Bonus:
Ile małżeństw się rozpada?
Ile trwa przeciętny rozwód + wcześniej zmarnowany czas na kłócenie się + nerwy + to czego potencjalnie nie zyskaliśmy przez ten czas?
/Ile jest szczęśliwe przeciętne małżeństwo?
Ile trwa szukanie kogoś sensownego + koszty(intelektualne)?
Czyż nie: 'Lepiej z mądrym zgubić, niż głupim znaleźć!’
>Depesz
>Czy powinien zmienić?
W tym momencie szansa jest 50% wydawać by się mogło.
Jednak prowadzący przeważnie od razu mówią, że się wybrało źle, bądź nic nie odkrywają. Natomiast gdy ktoś wybrał dobrze rozpoczyna się 'A czy na pewno?’ i trwa to zazwyczaj do 3 zmian zdania przez grającego.
Prowadzący mają za zadanie: zminimalizować straty telewizji czyli ewentualną wygraną i zapełnić czas ekranowy, od czasu do czas udać komuś wygrać, żeby ktokolwiek chciał to oglądać.
Ale uwaga:
Jeśli tylko za prowadzącym stoi psycholog to jedynym rozwiązaniem jest nie słuchanie go!
Wniosek: nie zmieniać.
Paradoks działa tylko jeśli ZAWSZE odkrywa się jedną z 2 pozostawionych bramek.
Pozdrowionka ;P
Witold, Lasu – no niestety nie.
Andrzej ma rację :)
>depesz
Ależ ja się zgodziłem z tym, że ma racje.
Ale tylko jeśli „ZAWSZE” odkrywane jest to 1 z 2 pudełek.
Jeśli prowadzący ma możliwość wyboru czy odkryć to sytuacja jest trochę inna.
Ostatecznie małe rzeczy mają duże znaczenie.
Jeszcze wracając do zadania, to na zagadkę i prawidłową odpowiedź trafiłem w książce Marka Haddona „Dziwny przypadek psa nocną porą”. Autor przedstawił tam (w wątku pobocznym) autentyczną historie kobiety prowadzącej kącik porad w pewnym czasopiśmie, pani nazywa się Marilyn vos Savant.
Odpowiedziała ona na identyczne pytanie jednego z czytelników, stwierdzając że zamiana jest korzystna i daje nam 2/3 szans na wygraną.
Po pewnym czasie i upowszechnieniu tej odpowiedzi rozpoczęła się w USA spontaniczna akcja wysyłania listów z (przeważnie mężczyźni z tytułami naukowymi:) wyrazami ubolewania nad poziomem wiedzy tej kobiety i społeczeństwa.
Jaki z tego morał? Ja wpadłem na następujące: warto czytać książki, nie korzystać z okazji do polepszania sobie samopoczucia kosztem innych (szczególnie gdy nie mamy racji:) , więcej zaufania do mądrych kobiet:)
Wybaczcie za spam, ale chciałbym wyjaśnić powyższy przypadek a raczej sposoby jego obejścia:
Paradoks działa gdy:
My wybieramy (bez żadnych sugestii) losowo.
Zawsze odkrywane jest puste pudełko/bramka 1 z 2 pozostawionych.
Teraz możliwości manipulacji kogoś kto zna paradoks (jesteśmy prowadzącym):
1. Sugerujemy wybranie dobrego pudełka.
2. Ktoś wybrał pudełko.
3. Namawiamy go do zmiany pudelka tak długo, aż nie wybierze dobrego.
4. Pokazujemy 1 z 2 pustych
5. Zgadzamy się na zamianę pełnego pudelka na puste.
Owned ;P
I ostatecznie wygrywa najczęściej ten kto nie słucha 'dobrych rad’.
Powyższe wyliczenia wartości oczekiwanej są dokonywane w przestrzeni liniowej, a decyzje dotyczące wzięcia udziału w grze typu Lotto są dokonywane w głowie i w powiązaniu z emocjami, czyli tam gdzie o liniowości nie ma mowy.
Nawiasem mówiąc człowiek nie postrzega liniowo nawet pieniędzy – co innego jest pierwszy zarobiony milion, a co innego trzydziesty.
Dla takiego na przykład komputera jest oczywiste, że Lotto ze stawką kilkunastu milionów jest tą samą grą co szkolna loteria z pulą 5 zł (przy pewnych warunkach, któe powodują, że mamy tę samą wartość oczekiwaną), jednak dla człowieka to są dwie zupełnie inne gry i inne emocje z nimi związane.
20 zł to po prostu 10 x 2 (dwie dychy), ale 8 mln, to nie po prostu 8000 dych, ale wolność, podróże, domy, mercedesy, zabawa na całego, Karaiby – po prostu kosmos.
Czy rozwalają mnie ludzie nie znający rachunku prawdopodobieństwa?
Ci, którzy wygrali (mimo 1/14mln szansy) to raczej nie…
Sławek
Wyliczenie wartości oczekiwanej gry w lotto pozwala nam znaleźć bardziej skuteczne sposoby dochodzenia do potrzebnych nam pieniędzy :-) Nawiasem mówiąc do zabawy na całego wcale nie potrzeba tyk dużych pieniędzy.
Co chcesz powiedzieć przez „Czy rozwalają mnie ludzie…”?
Pozdrawiam
Alex
Alex:Piszesz: “Podejmując jakieś ryzyko trzeba też znać potencjalny zysk jak również potencjalną stratę. ….. …… Bo jeśli przejdziemy do sedna sprawy to zawsze liczy się zysk jaki wypracujemy”
W tym ostatnim przypadku masz na myśli na pewno zysk? Jeśli oceniamy jakąś potencjalną transakcję/inwestycję to nie używamy przypadkiem terminu “wartość oczekiwana”? (chyba zaraz napiszę o tym post, choć to bardzo podstawowe pojęcie)
Może inaczej, zysk końcowy, z wielu prób. Masz rację odnośnie wartości oczekiwanej, ale mi chodziło raczej o przełożenie tego na język mniej matematyczny.
Generalnie chodzi nam o zysk, działania podejmujemy aby coś zyskać. Jeśli chodzi o terminologię którą zastosowałem – faktycznie, fachowo nie opisałem. Niestety statystykę to miałem po łebkach, jak już miałem to niestety wychodzono z założenia, że na pewno już umiem ;)
Zaraz dalej mamy: “Jednak zauważ, że tak jak Orest pisał – większość osób boi się ryzyka i faktycznie ich proporcja zysk/strata jest poniżej 1! Czyli powiedzmy ryzykują te 10% aby zyskać… 5%.”
Co to jest proporcja zysk/strata? A gdzie powiązane z nimi prawdopodobieństwa? Chyba naprawdę napiszę ten post :-)
Ta proporcja zysk/strata to względne uproszczenie, zastosowane przeze mnie ze względu na to w czym to zwykle stosuje, czyli giełdzie walutowej. Procenty odnoszą się do zmiany stanu konta w wyniku realizacji planowanego zysku lub straty z zajętej pozycji. To tak w skrócie, więcej o tej metodzie – http://www.forex.nawigator.biz/dyskusje/viewtopic.php?t=2088 – choć metoda to dużo powiedziane. Po prostu coś co zdaje się normalne.
W życiu faktycznie, nie oceniamy tego procentowo tylko kwotowo lub uznaniowo, ale zasada jest ta sama. Innymi słowy na przykładzie Oresta:
zysk=100, strata=500. Daje to zysk/strata=0,2. Stricte ta proporcja jest po prostu wskaźnikiem tego jak ryzykujemy. Co zyskamy jeśli ryzykujemy stratę czegoś.
Obowiązkowo do tego musimy określić prawdopodobieństwo sukcesu (czyli w tym co poprzednio pisałem – trafność).
Wiążąc ten wskaźnik z prawdopodobieństwem mamy ciekawą zależność – im większa proporcja zysk/strata tym MNIEJSZE prawdopodobieństwo jest potrzebne, aby uzyskać ten sam wynik.
Tak czy owak im więcej mamy tym więcej możemy ryzykować (kwotowo) zachowując tą samą proporcję strata/kapitał. Chyba za dużo pisze o proporcjach… I jeśli ktoś się pogubi to proszę pisać :)
“Przykładem mogą być sprzedawcy idący po kosztach aby tylko towar sprzedać. Jeśli zostanie taki z niechodem to pozostanie mu go upłynnić ze stratą.”
Sprzedawanie po kosztach lub poniżej może mieć wiele powodów i zazwyczaj w danych okolicznościach uznane jest za mniejsze zło, a nawet działanie ukierunkowane na powiększenie zysków (np. przez wyeliminowanie z rynku konkurencji)
Oczywiście, może to być jakaś konkretna strategia. Ale często kończy się to stricte wojną cenową, który wywalić go może z rynku, jeśli tak zaangażuje się, zatowaruje, będzie sprzedawał, aż tu nagle okaże się (bo nie zajmował się rozeznaniem rynku), że konkurencja ma coś nowego, tańszego i z dnia na dzień zostaje z pełnym magazynem, który trzeba jakoś upłynnić. Wiem, skrajny przypadek ;) Po kosztach – chodziło mi że z jakąś marżą, ale tak niską, że ledwo pokrywa koszta pracy. Potencjalne problem gdy zaistnieją – wysadzą go z siodła.
Porównanie do galernika byłoby w tym moim przykładzie wskazane ;)
Podtrzymuję też moje pytanie: Piszesz o ocenianiu i podejmowaniu ryzyka oraz prawdopodobieństwach. Co ma do tego procent składany??
To, że nie podejmujemy tylko pojedynczych decyzji w życiu, podejmujemy ich wiele tysięcy! Jeśli rozpatrujemy pojedynczy przypadek jakiejś decyzji i mamy:
zysk z prawdopodobieństwem x
stratę z prawdopodobieństwem y
To sprawa jest prosta. Sprawa komplikuje się, jeśli takich decyzji podejmujemy wiele, wtedy przychodzi procent składany. Nie ryzykujemy stałej kwoty, tylko raz jeszcze (oby już większą) kwotę ryzykujemy. I tak dalej.
Co więcej bardzo ważne jest, aby ta strata
Całe zagadnienie rachunku prawdopodobieństwa jest niezwykle interesujące (dziedzina ta powstała przecież “na zamówienie” hazardzistów :-) )
Aż tak daleko bym nie zachodził. Peter Bernstein napisał „Against the Gods – the remarkable history of risk” – świetna książka, która bardziej podchodzi pod opowieść historii ryzyka – polecam. Cały koncept zaczął powstawać, gdy ludzie zaczynali kwestionować predestynowanie, kwestionować dogmaty religijne. Był to jeden ze sposobów na wytłumaczenie sobie otaczającej tamtych ludzi rzeczywistości. Fakt, pionierzy to byli hazardziści ;)
PS. Mam wrażenie, że coś pominąłem, ale czytam i o tej porze nie widzę (dosłownie i w przenośni). Wrócę jeszcze do tego posta, ale dopiero jutro…
pozdrawiam
WW
Piotr:
Dziękuję Tobie za wyjaśnienie, z którym w dużej części się zgodzę. Nie kwestionuję samych obliczeń i wzorów. Kwestionuję raczej niemożność bardzo precyzyjnego oszacowania prawdopodobieństw i wartości oczekiwanej – stworzenia naprawdę dobrego modelu matematycznego rzeczywistości. Wolnym rynkiem rządzi psychologia tłumu, a ona jak narazie jest trudno przeliczalna.
Może mam taki stosunek do prawdopodobieństwa dlatego, że nie bardzo nim się posługiwałem, a wszędzie tam gdzie pojawiały się liczby, prawdopodobieństwa to raczej nie ma sukcesów :)
Pozdrawiam,
Orest
Witold
Mówisz:”ale mi chodziło raczej o przełożenie tego na język mniej matematyczny.”
Wartość oczekiwana jest dla mnie zwykłym pojęciem z zakresu logicznego myślenia o pewnych sprawach, mniej „matematycznie” nie potrafię jeśli sama koncepcja miałaby być zachowana
Nawiasem mówiąc wartość oczekiwana to element rachunku prawdopodobieństwa (dotyczy zdarzeń, które dopiero się wydarzą) a nie statystyki (dotyczącej raczej analizy danych, które już masz). Zwracam na to uwagę nie aby się czepiać, ale jeśli pomieszasz te pojęcia w ważnej rozmowie to możesz sprawić wrażenie człowieka, który nie wie dokładnie o czym mówi, a to może Ci zaszkodzić
Byłem na tej stronie do której kierujesz.
Mam teraz wakacje i nie każ mi przeliczać proponowanej tam metody w poszukiwaniu „dziury”:-) ale czytając tego „eksperta” zwróć uwagę na następujące „drobiazgi”, które cytuję dokładnie jak tam są napisane:
„Jeżeli masz na kącie np. 10000$”
a na uzasadnione pytanie jednego z Czytelników (trzeba je ZAWSZE zadawać ludziom proponującym nam cudowne rozwiązania finansowe bez dokładnego i przekonywującego uzasadnienia)
„Hitmen-jak to tak fantastycznie dziala to jestem ciekaw jakie masz wyniki i po co sie zajmujesz tym forum nie lepiej na Karaibach tracic te zarobki bo do nieba ich nie wezmiesz”
anonimowy w sumie „ekspert” odpowiada: „No coment. Początkujący będzie początkującym.”
Dodaj do tego jego zalecenie : „Chłopie nie zastanawiaj się czy jest w tym logika tyko daj to do praktyki a zobaczysz że to działa.”
Naprawdę uważasz takie źródło za wiarygodne???
I rest my case :-)
Jeśli w Twoim języku „trafność” odpowiada słowu „prawdopodobieństwo” to już lepiej, najlepiej, jeśli używałbyś słownictwa jednoznacznie zrozumiałego dla każdego w miarę wykształconego Polaka. W przeciwnym wypadku, to wiesz jakie wrażenie możesz sprawić :-)
Odnośnie początków rachunku prawdopodobieństwa jako dziedziny matematyki, to o ile jestem poinformowany zaczął się on od problemu, który hazardzista kawaler de Méré postawił Błażejowi Pascal’owi gdzieś w siedemnastym wieku :-)
Wtedy też doszło do owocnej współpracy pomiędzy Pascalem a Fermatem, co położyło zręby pod całą tę dziedzinę i dało narzędzia jak pewne rzeczy policzyć.
Pozdrawiam
Alex
Orest
Piszesz: „Kwestionuję raczej niemożność bardzo precyzyjnego oszacowania prawdopodobieństw i wartości oczekiwanej”
Zgadzam się z Tobą. W realnym życiu nie zawsze możemy takie dane uzyskać. Pytanie co jest lepsze przy podejmowaniu ważnej decyzji biznesowej (a nawet życiowej):
1) przybliżone oszacowanie wartości oczekiwanej
2) pominięcie jej w ogóle
W którym przypadku masz większą szansę na to, aby dokonać właściwego wyboru?
Mówisz też: „Wolnym rynkiem rządzi psychologia tłumu, a ona jak narazie jest trudno przeliczalna. ”
Możesz proszę rozwinąć i uzasadnić to twierdzenie? :-)
„…a wszędzie tam gdzie pojawiały się liczby, prawdopodobieństwa to raczej nie ma sukcesów”
gdyby to było regułą, to nigdy nie rozwinęłyby się np. firmy ubezpieczeniowe
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Większą szansę mam w przypadku pierwszym, jeśli potrafię szacować lub gdy mam intuicję, szósty zmysł to w przypadku drugim.
“Wolnym rynkiem rządzi psychologia tłumu, a ona jak narazie jest trudno przeliczalna. ”
Zakładamy, że firma chce wypuścić na rynek nowoczesny produkt, wszystko policzyła, przebadała społeczeństwo, okazało się, że nawet jak sprzeda połowę to i tak opłaca się wchodzić na rynek. W przed dzień sprzedaży ktoś puszcza plotkę (jedna osoba), że to urządzenie ma wadę, jest niebezpieczne itd. i nagle sprzedaż nie przekracza nawet 10% tego co zakładano. Fakt, że można obliczyć prawdopodobieństwo takiego zdarzenia. Jednak liczby to nie na moją głowę.
Ostatnie Twoje zdanie – dla większej jasności, że chodziło to o mnie, mogłem wstawić tam dodatkową literkę:
“…a wszędzie tam gdzie pojawiały się liczby, prawdopodobieństwa to raczej nie mam sukcesów”.
Firmy ubezpieczeniowe są chyba najlepszym przykładem funkcjonowania w oparciu o statystykę i prawdopodobieństwo.
Pozdrawiam słonecznie,
Orest
Orest
Nie popuszczę Ci :-)
Zakładając, że ktoś ma intuicję, to większą szansę na podjęcie dobrej decyzji ma kiedy
1) zna przybliżone oszacowanie wartości oczekiwanej
2) nie operuje tym pojęciem w ogóle
Dalej „… W przed dzień sprzedaży ktoś puszcza plotkę (jedna osoba), że to urządzenie ma wadę, jest niebezpieczne itd. i nagle sprzedaż nie przekracza nawet 10% tego co zakładano.”
Potrafisz podać choć jeden konkretny przykład takie wydarzenia?
Jeśli to miałaby być reguła upoważniająca Cię do stwierdzenia „Wolnym rynkiem rządzi psychologia tłumu,….” to musiałoby być to dość powszechne zjawisko :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
:)
Zapewne większe szanse na podjęcie dobrej decyzji (nawet mając intuicję) są przy oszacowaniu wartości oczekiwanej. Lecz hipotetycznie takie szacunki mogą wykazywać szansę rzędu 0,00001% a ktoś ma intuicję, że się powiedzie i podejmuje decyzję wbrew szacunkom.
Przykładu na sprzedaż nowoczesnego urządzenia nie mam. Dobrym jednak będzie giełda, gdzie wystarczyło w telewizji podać w sierpniu 2007 roku, że Ryszard Krauze ma zostać aresztowany, aby w ciągu dwóch dni kursy akcji jego spółek spadły o ok. 30%. Po kilku dniach kursy wróciły niemal do swoich poziomów. Zadziałałem wtedy wbrew tłumowi i były to pierwsze dobrze zarobione pieniądze na giełdzie :)
Pozdrawiam,
Orest
Mariusz Żurawek pisze: „Dzięki statystyce często jesteśmy w stanie bardzo trafnie przewidzieć wynik jakiejś decyzji”
Przykro mi, ale póki co nie jesteśmy w stanie przewidywać przyszłości. Możemy jedynie oszacować prawdopodobieństwo zajścia pewnych wydarzeń, co – przy właściwym doborze założeń – da nam większą szansę dokonania prawidłowego wyboru. Ale tylko szansę.
Alex pisze: „Wyliczenie wartości oczekiwanej gry w lotto pozwala nam znaleźć bardziej skuteczne sposoby dochodzenia do potrzebnych nam pieniędzy”
Z tego wyliczenia jasno nam wyjdzie, że najlepiej być organizatorem gry w lotto. :-)
Orest
Piszesz: „Zapewne większe szanse na podjęcie dobrej decyzji (nawet mając intuicję) są przy oszacowaniu wartości oczekiwanej.”
I rest my case :-) (nawiasem mówiąc zna ktoś dobry polski odpowiednik tego zwrotu?)
W drugiej sprawie najpierw piszesz „Wolnym rynkiem rządzi psychologia tłumu”, następnie dajesz przykład
„firma chce wypuścić na rynek nowoczesny produkt, wszystko policzyła, przebadała społeczeństwo, okazało się, że nawet jak sprzeda połowę to i tak opłaca się wchodzić na rynek. W przed dzień sprzedaży ktoś puszcza plotkę (jedna osoba), że to urządzenie ma wadę, jest niebezpieczne itd. i nagle sprzedaż nie przekracza nawet 10% tego co zakładano.”
a potem przyciśnięty do muru ograniczasz
„..Dobrym jednak będzie giełda….” :-)
Tak to jest, jak na podstawie pojedynczego przykładu wypowiada się generalne stwierdzenia.
Jakie wrażenie będzie miał Twój potencjalny klient, jeśli będziesz tak meandrował?
Nauczyliśmy się czegoś? :-)
Do Czytelników: Orest dostaje takie odpowiedzi w ramach małego treningu, który sobie zażyczył :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex:
„Przykładu na sprzedaż nowoczesnego urządzenia nie mam. Dobrym jednak będzie giełda, gdzie …”
Użyłem słowa „jednak”, aby podać praktyczny przykład. Jak odszukam w pamięci dobry przykład z nowoczesnym urządzeniem, to go tu przytoczę.
Zdanie z firmą zaczynało się od „Zakładamy, że firma chce wypuścić na rynek…” i miało służyć pewne przyjętego przeze mnie modelu na podstawie moich doświadczeń i wydarzeń o jakich słyszałem. Mam nadzieję, że do jutra odszukam w głowie kilka dobrych przykładów – choć nie o tym chciałbym dzisiaj myśleć :)
Jakie wrażenie będzie miał Twój potencjalny klient, jeśli będziesz tak meandrował?
Mój potencjalny klient jeszcze nie istnieje, a przynajmniej nie znam takich. Staram się zbudować sylwetkę takiego klienta, który będzie potrzebował moich usług i akceptował mój styl pracy… przyznam, że jak narazie wygląda to na „mission impossible” :)
Nauczyliśmy się czegoś? :)
Nie wiem jak Ty, lecz ja z pewnością :)
Pozdrawiam,
Orest
PS: Nie taki trening sobie życzyłem, choć doświadczenie jest tym co otrzymujemy, gdy nie otrzymujemy to co chcieliśmy :)
Orest
Orest
Podstawową sprawą będzie zaufanie Twojego potencjalnego klienta do tego że:
1) wiesz o czym mówisz
2) mówisz jak jest, bez kręcenia
Dlatego zwróciłem Ci uwagę powyżej
Pozdrawiam
Alex
Oooops
To musimy to zmienić, choć najszybciej uczymy się uważać na to, co mówimy kiedy strzelają do nas przy otwartej kurtynie :-)
Na ale o tym już nie w tym poście
Alex
:)
Pozwólmy, aby dyskusja powróciła wreście do meritum postu :)
Orest
Alex zapytał co miałem na myśli pisząc: „Co chcesz powiedzieć przez “Czy rozwalają mnie ludzie…”?”
Było to nawiązanie do posta Lasu, którego rozwalają ludzie nie znający rachunku prawdopodobieństwa i próba zwrócenia uwagi, że ci którzy nie znają tego zacnego obszaru wiedzy nie są gorsi, a ci którzy wygrali w Lotto może nawet lepiej się czują nie znając rachunku prawdopodobieństwa.
Nawiązując do klasyki można stwierdzić, że osiągnęli wygraną, nie wiedząc, że jest prawie niemożliwa.
Oczywiście moja teza, że nie ma sensu przykładać miar racjonalnych do decyzji podejmowanych przez graczy totolotka nie dotyczy sytuacji związanych z inwestowaniem firm.
Zgadzam się, że można sobie wyliczyć, że są lepsze (w aspekcie wartości oczekiwanej) sposoby zarabiania pieniędzy, ale po pierwsze wielu ludzi nie widzi takich perspektyw, a po drugie wiara w cuda to niezły narkotyk, w dodatku legalny, dzięki czemu funkcjonują religie i spora część marketingu.
Alex,
napisałeś: „mnożymy każdy możliwy rezultat (straty ze znakiem minus) przez prawdopodobieństwo jego wystąpienia, a potem te wyniki dodajemy do siebie”. Jednak we wzorach wartości są odejmowane, zakładam, ze chodzi o skrócenie działania, czyli dodawania wartości ujemnych. Czyli tak naprawdę wartości od siebie odejmujemy (odejmujemy wartość straty od wartości zysku)?
Pytam, żeby zyskać jasność – jako osoba, która (stwierdzam z ubolewaniem) posługuje się jedynie prostymi obliczeniami, a dobre wyniki z matematyki w szkole zawdzięcza grze w brydża ;)
Dziękuję Ci za wyłożenie przystępnym językiem tak przydatnych działań – z pewnością skorzystam!
Pozdrawiam,
Iwona
Witam wszystkich serdecznie. Dziękuję, Aleksie, za Twój blog, a wszystkim innym za zaangażowanie w dyskusje, wspólnie tworzycie bardzo ciekawy serwis.
Chcę dorzucić swoje trzy grosze: Bardzo dobrze, że Aleks podkreśla znaczenie wartości oczekiwanej przy podejmowaniu decyzji w sytuacji niepewności. To cenna wiedza dla osób słabiej zorientowanych w rachunku prawdopodobieństwa.
Nie należy jednak zapominać, że są sytuacje, kiedy wartość oczekiwana nie jest decydującym kryterium wyboru strategii. Na przykład przy założeniu maksymalizacji wartości oczekiwanej nigdy nie korzystalibyśmy z ubezpieczeń. Wykupując polisę zwiększamy wartość oczekiwaną straty (inaczej ubezpieczyciel by nie zarabiał). Ale w zamian ograniczamy maksymalną wielkość tej straty i dla np. pojedynczego samochodu czy domu to ma sens.
Gdybyśmy mieli np. 500 samochodów, to sensowność ubezpieczenia jest dużo mniejsza: nawet, jak kilka ukradną czy rozbijemy, to strata będzie mniejsza, niż cena polisy za 500 sztuk. Jak napisał Aleks „Im częściej będziemy daną strategię stosowali, tym średnia faktycznie osiąganych wyników będzie zbliżona do wyliczonej przez nas wartości oczekiwanej”, nawet nie chodzi tu o częstość, ale o ilość prób losowych.
Podobnie (i tu już chyba będę bardziej kontrowersyjny), pojedyncze kupienie zakładu Lotto może być całkiem racjonalną strategią dla niektórych: kilka złotych wartości oczekiwanej „zamieniamy” na ogromną możliwą (choc bardzo mało prawdopodobną) wygraną. Znowy zamiana jednego rozkładu prawdopodobieństwa na inny. Czy na pewno gorszy? ;)
Oczywiście wielokrotne powtarzanie tego eksperymentu byłoby już na pewno nieracjonalne (wartość oczekiwana „zadziała silniej”).
Pozdrawiam
Krzysiek
Witaj Alex, witam wszystkich
Z prawdziwa przyjemnościa po przeczyatniu tego wpisu, stwierdziłam że rozumiem po chińsku :-)
Tak mniej wiecej brzmiał dla mnie rachunek prawdopodobieństwa. Na studiach opierałam się raczej na statystyce matematycznej, a w życiu kieruję się zasadą ” zdrowego rozsądku” :-) – dlatego nikt mi nic nie obetnie na podstawie błędnych założeń.
Jednak chciałabym znać tutyły publikacji, z których mozna „liznąć” te zasady.
Czy mógłbyś Alex podać kilka tytułów rachunku prawdopodobieństwa dla amatrów?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Sławek
Piszesz: „a po drugie wiara w cuda to niezły narkotyk”
O tak, i wielu ludzi jest na ciągłym „haju” :-)
Yves, Monika
Dziękuję Wam za feedback, że ten post się przydał. Miałem poważne wątpliwości, czy zamieszczać taki na blogu, ale na szybko nie znalazłem nigdzie prostego wyjaśnienia rzeczy, które trochę poplątali dyskutanci w poprzednim poście. Cieszę się, że ktoś z tego ma korzyść :-)
Zapamiętajcie do końca życia ten przypadek z wynikami badań, to jest niezmiernie ważne.
Yves
Troszkę to uprościłem :-)
Jeśli zysk zapiszemy jako liczbę dodatnią, to matematycznym zapisem straty będzie liczba ujemna.
Czyli biorąc pod uwagę pierwszy przypadek z postu
* z prawdopodobieństwem 65% osiągniemy zysk w wysokości 290 jednostek
* z prawdopodobieństwem 35% poniesiemy stratę w wysokości 530 jednostek
formalnie właściwe obliczenie powinno wyglądać następująco:
wartość oczekiwana = 0,65*290 + 0,36*(-530)
co daje oczywiście ten sam wynik co 0,65*290 – 0,36*530
Monika
Niestety nie mogę na szybko podać Ci tytułów o rachunku prawdopodobieństwa dla amatorów, bo takich nie znam :-)
Moja wiedza to jakieś smutne resztki tego, co baaardzo dawno temu miałem na studiach (gdzie uczono mnie „po polsku”, czyli bez jakiegokolwiek powiązania z realnymi sytuacjami) plus własne poszukiwania informacji w internecie (najlepiej angielskojęzycznym) i przemyślenia jak to odnieść do rzeczywistości. Mi to wystarcza :-)
Krzysiek
Witamy na naszym blogu :-)
Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do współudziału w tworzeniu tej małej społeczności.
Oczywiście, że wartość oczekiwana nie zawsze jest decydującym elementem wyboru strategii, u wielu ludzi dużą rolę odgrywa czynnik emocjonalny. Niezależnie jednak od własnych kryteriów decyzyjnych warto ją znać, bo pozwala ona na bardziej wyedukowane rozstrzygnięcia.
Jeśli chodzi o ubezpieczenie, to sensowne jest tylko ubezpieczanie się od strat, które rzeczywiście nie możemy pokryć z własnej kieszeni, ale to już inny temat :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
odnośnie Twojego ostatniego komentarza: czy to źle wierzyć w cuda?
Łukasz
Witam, ciekawy jest również ten problem:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dylemat_wi%C4%99%C5%BAnia
również w świecie rzeczywistym.
Pozdrawiam
notiachafe
Łukasz
Tak jak powiedział Paracelsus „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tylko kwestia dawki”
Jeśli wiara w cuda (lub cokolwiek innego) służy jako substytut własnego działania to jest to moim zdaniem bardzo szkodliwe.
Przykład masz w poście:
http://alexba.eu/2007-09-25/rozwoj-kariera-praca/dwie-lodzie-i-helikopter/
Pozdrawiam
Alex
Notiachafe
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za link, ten temat dyskutowaliśmy już na naszym blogu. Popatrz tutaj:
http://alexba.eu/2007-03-30/rozwoj-kariera-praca/optymalna-strategia-postepowania-z-innymi-ludzmi/
Pozdrawiam
Alex
@Alex: znalazlem bląd w twoich obliczeniach (chyba nikt o nim wczesniej nie wspominal)
0.1% z 4000 to 4 a nie, 40, wiec w strategia 3 jest najlepsza (+ ok. 35) :)
Pozdrawiam
Coż, chciałem błysnać „rozeznaniem” w temacie, a tu lipa… :)
Michał
Dziękuję za zwrócenie uwagi. Masz całkowitą rację, redagując post pomyliłem się przy pisaniu danych, a potem powtórzyłem ten błąd (wstyd, wstyd :-( )
W pierwotnych obliczeniach na kartce było -40 000 (aby pokazać, że rzadkie zdarzenie też może mieć duży wpływ na wynik)
Zaraz to poprawię
Notiachafe
Błysnąłeś :-) Przynajmniej przypomniałeś bardzo ważny post
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
pozytywnie mnie zaskoczyłeś słowami o wierze w cuda. Liczyłem na coś antyklerykalnego, a Ty ująłeś to tak mądrze, że mogę tylko potwierdzić, że się zgadzam.
Pozdrawiam,
Łukasz
Łukasz
Po prostu różni ludzie mają różne modele rzeczywistości i nie mnie je oceniać.
Dopóki te modele nie blokują ich rozwoju (a w idealnym wypadku wspierają) to jest OK
Pozdrawiam
Alex
Hmm, zmęczony już dzisiaj jestem, ale coś mi tu nie pasuje z paradoksem Halla. Skoro ktoś opisał to na Wikipedii, to zapewne przemyślał, ale to na pewno nie działa dla 2 pudełek.
Jeśli mam do wyboru 1 z 2 (p-stwo 1/2) i po wybraniu ktoś otworzy drugie pudełko pokazując, że jest puste, to poprzednie p-stwo trafienia ulega zmianie! – automatycznie wzrosło do 100%, paradoks paradoksu? :)
Przy 1 z 3 mamy p-stwo 1/3. Odkrywając jedno pudełko trzeba 'rozdysponować’ jakoś p-stwem odkrytego pudełka. Mamy 3 możliwości:
1. Przechodzi ono na drugie pudełko nie wybrane
2. Przechodzi na pudełko wybrane
3. Rozkłada sie po połowie na punkty 1 i 2 (obydwa pozostałe pudełka)
Hall założył 1. Dlaczego nie 2? Właściwe jest chyba rozwiązanie 3. Odkrycie jednego pustego pudełka zwiększyło p-stwo mojego pierwotnego trafienia z 1/3 do 1/2. Dalsze losowanie służy chyba tylko szerszym możliwościom manipulacji w teleturnieju.
Może jutro zrozumiem to inaczej ;)
Sławek
„wiara w cuda to niezły narkotyk, w dodatku legalny, dzięki czemu funkcjonują religie i spora część marketingu” – zaintrygowało mnie to porównanie do narkotyku, cos w tym jest :)
Podoba mi się też Twój pomysł na bloga. Uważam, że komuptery sa nadal zbyt skompikowane w efektywnym wykorzystaniu dla przeciętnego człowieka. Na razie blog wygląda na niewinny zalążek, ale wszystko, co prowadzi to ułatwień pod tym względem jest bardzo potrzebne społeczeństwu. Więcej kiedyś bezpośrednio u Ciebie…
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
“… W przed dzień sprzedaży ktoś puszcza plotkę (jedna osoba), że to urządzenie ma wadę, jest niebezpieczne itd. i nagle sprzedaż nie przekracza nawet 10% tego co zakładano.”
Potrafisz podać choć jeden konkretny przykład takie wydarzenia?
Bez plotki i nie z nowoczesnym urządzeniem, lecz odszukałem w pamięci – Smart, małe autko, które jest „dzieckiem” DaimlerChryslera:
http://motoryzacja.wnp.pl/smart-dal-popalic,26255_1_0_0.html
http://www.bbc.co.uk/polish/business/story/2005/04/050404_smart.shtml (artykuł z 2005 roku)
W Wikipedii można jeszcze znaleźć zdanie „Koncern Daimler-Benz natomiast był nastawiony na zyski oraz opierał się na badaniach rynku.” – jak widać nawet dobre badania rynku nie uchroniły od tak potężnej straty na tym projekcie.
Mercedes Klasy A jest przykładem, że bez plotki, lecz faktycznie wywracający się w teście łosia może znacząco utrudnić sprzedaż. Mercedes musiał się nagimnastykować, aby uratować ten model i dalej go rozwijać. Klienci nawet po poprawkach bali się tego auta. Nie dotarłem do danych, czy na tym produkcie (wówczas) DaimlerChrysler zyskał czy stracił.
Jak dojdę do siebie po wczorajszym aktywnym dniu, to może przypomnę sobie kolejny przykład :)
Pozdrawiam,
Orest
Co do problemu Halla/3ch pudelek.
Rozrysowałem to (mam nadzieje) ładnie:
http://a5.s3.p.quickshareit.com/files/hallbe624.jpg
(P-stwo calkowite – ciezko mi szybko wytlumaczyc: http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdzenie_o_prawdopodobieństwie_całkowitym#Przyk.C5.82ad )
(oczywiście wychodzi z obliczeń ze opłaca się zmienić bramke – choć na czuja tego nie widać :))
Problem był przedstawiony też w filmie 21 (http://www.imdb.com/title/tt0478087/ )
@Tomasz Ciamulski: problem nie ma sensu dla 2ch bramek/pudelek – bo po wyborze jednej z nich, NIE ZAWSZE (jak wybralismy akurat ta z wygrana) prowadzacy moze otworzyc Ci inna, koniecznie pusta bramke (a takie bylo zalozenie problemu), pozatym nie mozemy zmienic wybranej wczesniej bramki, bo nie ma na jaka :)
Sławek
Ta informacja potwierdza, że „zaczadzonych” wiarą w cuda jest coraz więcej (co źle świadczy o postrzeganych możliwościach dorobienia się własną pracą)
http://biznes.onet.pl/0,1874368,wiadomosci.html
Lukasz
Napisałeś: „…liczyłem na coś antyklerykalnego….,”
Zawsze możesz coś takiego otrzymać, należy tylko zadać odpowiednie pytanie :-)
Jako, że staram się odnosić do konkretnych kwestii, to przy odpowiednim pytaniu dostaniesz ode mnie nawet coś antyalexowego :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex, witam wszystkich
Orest
W „teście łosia” przewraca się prawdopodobnie 80 % produkowanych samochodów, a z klasy średniej i niższej pewnie nawet więcej. Niewiele samochodów jest testowanych tym testem, bo często z góry wiadomo, że go nie przejdą i nie zawsze jest taka potrzeba.
Bo w końcu jak często w codziennej jeździe samochodem mamy sytuację wymagającą wykonania manewru podobnego do testu łosia? Mnie się jeszcze nie zdażyło – prawo jazdy mam od 16 roku życia i cały czas jeżdżę samochodem.
To tylko przykład na wykorzystanie informacji z testów, a jak wiadomo każdy miecz jest obosieczny.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Orest
Najpierw piszesz: „W przed dzień sprzedaży ktoś puszcza plotkę (jedna osoba), że to urządzenie ma wadę, jest niebezpieczne itd. i nagle sprzedaż nie przekracza nawet 10% tego co zakładano.”
Potem powołujesz się na przykład faktycznej wady pojazdu stwierdzonej metodą obiektywnych standaryzowanych badań.
Nadal uważasz, że to dobry argument na poparcie Twojej tezy że „rynkami rządzi psychologia tłumów”?
Pozdrawiam
Alex
Wracając jeszcze do paradoksu z bramkami: wykorzystanie wzoru na prawdopodobieństwo całkowite daje najbardziej formalny, można powiedzieć „szkolny” dowód. Michał B. zilustrował to bardzo ładnie.
Ale…matematyka to nie tylko wzory i liczby, rzekłbym, że istota tej nauki kryje się zupełnie gdzie indziej. Mnie poraził prostotą dowód zasygnalizowany w artykule o tym paradoksie w Wikipedii, pod tytułem „Łatwiej spudłować”. Tam jest to opisane nieco zawile, ja bym to ujął tak:
W chwili końcowej decyzji bramka, którą gracz wskazał na początku, zawiera nagrodę (nazwijmy to zdarzeniem B) _wtedy_i_tylko_wtedy_gdy_ na początku wskazał on bramkę z nagrodą (nazwijmy to zdarzeniem A).
Ze względu na relację między zdarzeniami A i B ich prawdopodobieństwa są równe, a wiemy, że prawdopodobieństwo A wynosiło 1/3, więc i B również. I już:)
Alex:
„Mercedes Klasy A jest przykładem, że bez plotki, lecz faktycznie wywracający się w teście łosia może znacząco utrudnić sprzedaż. (…) Klienci nawet po poprawkach bali się tego auta.” – czy to nie jest przykład na psychologię tłumu?
Pamiętaj, że cała kwestia zaczęła się od „Zakładamy, że firma chce wypuścić na rynek nowoczesny produkt…”.
Mógłbym uznać mój błąd, że wpierw wysnułem ogólnik i chciałem dopasować przykład, zamiast najwpierw przykład a później ogólnik.
Nie wyplenisz tej przypadłości ze mnie :) Mam zamiar tę potencjalnie słabą stronę przekuć w swój atut:
Staram się zbudować sylwetkę takiego klienta, który będzie potrzebował moich usług i akceptował mój styl pracy… przyznam, że jak narazie wygląda to na “mission impossible”.
Jeśli przyjmę, że będę tworzył nieschematyczne, odbiegające od rzeczywistości zasady zachowania rynku do których sam dopasuję przykład (stworzę /współstworzę firmę, produkt itd.) to z małym prawdopodobieństwem mogę osiągnąć duży zysk, a z wielkim małą stratę (strategia nr 2)… czyli jak na razie zostaję przy swoim stylu.
Pozdrawiam,
Orest
Monika:
Nie wiem na ile te 80% jest rzeczywistą liczbą. Na Wikipedii jest, że wszystkie nowe muszą przejść, choć hasło jest ubogo opisane.
„To tylko przykład na wykorzystanie informacji z testów, a jak wiadomo każdy miecz jest obosieczny.”
Też mam wrażenie, że Mercedes chciał wykorzystać to jako atut, choć mógłbyć to standardowy test dla auta z wysokim nadwoziem. Choć jak pamiętam to ten test wykonano już po wprowadzeniu auta do sprzedaży, bo wzywali wszystkich klientów do serwisu.
Gdybyśmy mieszkali w Szwecji to może zwracalibyśmy uwagę na to, czy nasz samochód potrafi ominąć łosia :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
To fakt, trudniej w Polsce o łosia ;-)
Mercedes klasy A – był jednym z pierwszych samochodów o takiej konstrukcji wysokiego nadwozia. Ważne, że zmieniono konstrukcję samochodu jest Ok i nie trzeba szukać łosia :-) ( Biebrzański Park Narodowy – gdyby jednak ktoś chciał poszukać ).
pozdrawiam serdecznie
Monika
U nas czasem sarny powodują niebezpieczne sytuacje… czyżby „test sarny” był koniecznością? :)
Pozdrawiam,
Orest
:-) to absolutny standard :-)
pozdrawiam
Monika
Michał, Krzysiek
Faktycznie widać, że p-stwa warunkowe mogą być mało intuicyjne. Lepiej policzyć :) Choć wytłumaczenia bez wzorów też mają swoje zalety, ale jako dodatek – kłania się 'double check’.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Jeszcze komentarz odnośnie opisanego badania medycznego. Jest to dobra ilustracja p-stwa warunkowego, a strona medyczna to juz inna kwestia. Po rozmowie z kimś, kto miał zdiagnozowane coś nietypowego i niebezpiecznego chciałem dodać, że istotnych decyzji medycznych nie podejmuje się tak łatwo, choć może zależeć to od kraju jak też poszczególnych lekarzy. Nawet jeśli p-stwo nie jest warunkowe podczas badania (tu 95%), to zazwyczaj potwierdza się go drugim badaniem, najlepiej inną metodą (często istnieje takowa).
Można za to wyciągnąć dodatkowy wniosek. Jeśli ktoś podejrzewa u siebie jakieś przypadłości (np. przekazane genetycznie), to lepiej nie czekać, aż metody 'systemowe’ to zdetekują.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam wszystkich,
Odzywam się w komentarzach po raz pierwszy, zazwyczaj po prostu śledziłem dyskusje, ale tutaj chyba mogę coś wnieść ;) w temacie dylematu Halla.
Matematyczne wyprowadzenie jest nie do końca intuicyjne, a podejście „na chłopski rozum” może wyprowadzić na manowce (patrz wypowiedź Tomasza Ciamulskiego – wybacz, tu wchodzi w grę prawdopodobieństwo warunkowe i całkowite, którego w ogóle nie uwzględniłeś; na stronie Wikipedii, podlinkowanej w jednym z pierwszych komentarzy, jest to wyjaśnione naprawdę łopatologicznie).
Nie ma jednak jak eksperyment. Prosty program w Pythonie symulujący milion prób (kod do obejrzenia pod adresem http://gist.github.com/32875) daje wynik nie podlegający dyskusji – z wynikiem eksperymentu się nie dyskutuje ;)
zmiana: 0.666323, bez zmiany: 0.333677 (program podaje ułamek prób wygranych z jedną i z drugą strategią). Zatem — rachunek prawdopodobieństwa:chłopski rozum 1:0 ;)
Pozdrawiam,
Maciek
Witold
Mówisz:”ale mi chodziło raczej o przełożenie tego na język mniej matematyczny.”
Wartość oczekiwana jest dla mnie zwykłym pojęciem z zakresu logicznego myślenia o pewnych sprawach, mniej “matematycznie” nie potrafię jeśli sama koncepcja miałaby być zachowana
A widzisz, ja się nie spotkałem, a przynajmniej nie utrwaliło mi się pojęcie wartości oczekiwanej. Zawsze słyszałem o prawdopodobieństwie, trafności, itp. Teraz pod tym względem jestem już „mądrzejszy” ;)
Zwracam na to uwagę nie aby się czepiać, ale jeśli pomieszasz te pojęcia w ważnej rozmowie to możesz sprawić wrażenie człowieka, który nie wie dokładnie o czym mówi, a to może Ci zaszkodzić
Спосибо :) Wiem o tym, ale niestety nie wszystko znam (i nie ukrywam tego :) ), jak widać ta tematyka jest u mnie przerobiona „po swojemu”. Z punktu widzenia introwersji – dobrze, że to znam i stosuję – choć z opisywaniem gorzej ;) To jest jedna z moich wad, że czasami staram się przedobrzyć z opisaniem czegoś.
Byłem na tej stronie do której kierujesz.
Mam teraz wakacje i nie każ mi przeliczać proponowanej tam metody w poszukiwaniu “dziury”:-) *cut*
Naprawdę uważasz takie źródło za wiarygodne???
Oczywiście, źródło jest wiarygodne, ale niekoniecznie jest to źródło bez skaz :D Generalnie wątek tam poruszany jest podstawą money management wg. Van K. Tharpa w książce „Trade Your Way to Financial Freedom”. Porusza on dokładnie tą tematykę, ale nie wiem gdzie w sieci mogłem zalinkować tą książkę, a to co jest oględnie w tym wątku napisane – pokrywa się z tym co Tharp pisze. Ponownie – nie technicznym językiem. Nota bene jak ktoś inwestuje gdziekolwiek to ta książka jest jedną wg. mnie z „koniecznych”.
Faktycznie, biorąc pod uwagę wszystkie inne wiadomości w tym wątku na tym forum – można dostać kociokwiku wręcz, gdy ktoś miesza pojęcie „kwoty ryzykowanej” z „kwotą depozytu” lub twierdzi, iż „jest mądrzejszy od rynku” ;)
W każdym bądź razie stosując zasadę „1% ryzyka” można wysnuć w życiu niegiełdowym choćby takie przemyślenie (tylko proszę bez analizy dokładnej „skąd 50 lat” itp – to jest zdecydowanie analiza oparta na aproksymacji wielu czynników, np. zarobków):
Założenie: praca 50 lat w ciągu życia
Zarobki: stałe pod względem siły nabywczej (to akurat błąd, powinny rosnąć, ale załóżmy, że chodzi o galernika, który odpowiada chce przerwać jakoś swe życie. Poza tym rosnące powodują iż i tak ryzyko o którym chcę powiedzieć byłoby JESZCZE niższe, więc przyjmijmy worst-case scenario).
Pamiętacie jak pisałem o tym, że ludzie nie ryzykują, aby awansować wyżej, czy też znaleźć lepiej płatną pracę? I dalej siedzą w swym „cubicle”? Boją się straty pracy, a co za tym idzie – zarobku.
Potencjalnie strata pracy dla każdego takiego człowieka to powiedzmy – do pół roku poszukiwania pracy (jak ktoś ma dwie lewe ręce to być może dłużej). Czyli jest to strata… 1% dochodów w ciągu życia. Pół roku z 50 lat to akurat 1% :)
Załóżmy jednak, że wcale on pracy nie straci, tylko zyskał powiedzmy dodatek za coś tam w wysokości… 10%.
Stosunek zysk/strata to 10.
Prawdopodobieństwo awansu może mieć na 25%, a straty pracy na 75% – i tak gra nadal jest warta świeczki, bo w pół roku ma czas na dokształcenie + szukanie pracy, na co z kolei pracując – czasu nie ma (co jest właściwie dla mnie głównym obecnie problemem). Więc jeśli nawet by się wychylił i go wyrzucono – to i tak może on zawsze powiedzieć, iż „tak widocznie mi się w życiu miało ułożyć” – jak już znajdzie kolejną pracę.
Więc 1% dochodu to nic w porównaniu do tego, gdyby zarabiać więcej
Jednak wiele osób nie robi nic, aby zarobić więcej i wieść lepszy żywot. Większość żyje w jakiś sposób z miesiąca na miesiąc, od wypłaty do wypłaty, a każde nadwyżki finansowe – przejadają.
To nawet śmieszne jest, bo każdy praktycznie wie, że powinien w siebie inwestować, no dosłownie kogo nie znam, to jakby go spytać, „czy chciałoby Ci się nauczyć czegoś abyś mógł znaleźć lepszą pracę” odpowie, że tak. A jednak nikt nie robi, nikt w siebie nie zainwestuje. Rzeczy proste, oczywiste i praktyczne przychodzą ludziom chyba najtrudniej.
Odnośnie początków rachunku prawdopodobieństwa jako dziedziny matematyki, to o ile jestem poinformowany zaczął się on od problemu, który hazardzista kawaler de Méré postawił Błażejowi Pascal’owi gdzieś w siedemnastym wieku :-)
Wtedy też doszło do owocnej współpracy pomiędzy Pascalem a Fermatem, co położyło zręby pod całą tę dziedzinę i dało narzędzia jak pewne rzeczy policzyć.
Tak i nie…
Tak, bo dopiero Pascal stworzył pierwsze teorie i prawa prawdopodobieństwa.
Nie, gdyż tak naprawdę to zaczęło się od Paccioli’ego i jego pytania:
„A and B are playing a fair game o balla. They agree to continue until one has won six rounds. The game actually stops when A has won five and B three. How should the stakes be divided”?
Po Paccioli’m był Cardano i jego próby sforsowania pytania Paccioliego. Książka „Liber de Ludo Aleae” była pierwszą książka w historii która mówiła o szansach, opisywała prawdopodobieństwo (bez użycia tego słowa :) ), ale nie konkretyzowała. Potem z nich czerpał Galileusz. Pascal znał prace tych trzech osób.
Więc nie jest to tak, że Pascalowi nagle zapaliła się żarówka nad głową ;) Tylko bazował na tym co już było, rozwinął to. Spora też rola Fermata w tym wszystkim była, bo później Pascalowi poniekąd odbiło i porzucił naukę, stał się religijny i odrzucał naukę.
Temat dalej rozwijał Leibnitz i inni.
Nie chcę tutaj przepisywać książek ;) Fakt pozostaje faktem, że z tematem prawdopodobieństwa stykali się też Sokrates i Arystoteles, ale nie potrafili przeskoczyć dalej, że ludzie są niezależni od bogów… Wyszli z założenia, że jeśli coś nie jest widoczne, to tego nie ma.
Ta informacja potwierdza, że “zaczadzonych” wiarą w cuda jest coraz więcej (co źle świadczy o postrzeganych możliwościach dorobienia się własną pracą)
Tutaj odpiszę na coś z innego Twojego komentarza, i też dość długo… W sumie informacja „ogólna”. Otóż jest dość nieciekawa sytuacja wśród wielu ludzi, którzy stwierdzają, iż „nie warto” się męczyć pracą. Ja mam inne podejście i czasami dosłownie czuję się jak jakiś dinozaur wśród rówieśników, jak mi ktoś starszy o rok rzuca, że „nigdzie nie ma pracy dla mnie”, „nic nie umiem”, itp. Staram się mu doradzić i zasugerować, aby poszukał pracy jako PH niskiego szczebla, jest pełno ogłoszeń (!), prawo jazdy ma, szczególnie szpetny nie jest i coś między uszami nawet ma. Ale nie, bo to „za mało płaci, za dużo trzeba pracować”. Ja też zaczynałem od naprawę małej kwoty, teraz mam sporo więcej…
Ten sam człowiek potrafi siedzieć przed komputerem całymi nocami i grać w internetowego pokera. Marząc o „wielkich pieniądzach znikąd”. I ten facet nie jest jedynym, który tak robi. To co było podane o wynikach lotto tylko obrazuje ten fakt, że ludzie nie chcą pracować, nie są zmotywowani, nie potrafią wziąć się w garść i ruszyć do pracy. Lepiej łudzić się tym, że trafiłoby się w totka i „może by się coś wygrało”.
Jeszcze rozumiem, że ja mam problem ze znalezieniem kolejnej pracy, bo na większość identycznych stanowisk jak moje obecne wymogiem jest wykształcenie wyższe (u mnie work in progress – ETA 2Q2010) i dyspozycyjność (u mnie jest, ale selekcjoner widzący „w trakcie studiów” od razu skreśla takiego osobnika – pal siedem, że w obecnej pracy pełno czasu spędzam poza firmą ;) ). Może też problemem jest to, że nadal pracuję, a poszukiwany jest ktoś „od zaraz”. Przykładów można mnożyć, póki co wysyłam i czekam aż trafię na „złoty strzał” – który na pewno na mnie czeka, bo przecież w jeden (obecny) trafiłem.
Ale na stanowiska mniej ciekawe i gorzej płatne niż moje wcale nie trzeba wyższego, ba, czasami widzę ogłoszenia, gdzie jest powiedziane „minimum średnie”, a jest to np. nabór na kierownika 10-15 osobowego zespołu – jedyne co jest wymagane to doświadczenie w handlu FMCG i „predyspozycje kierownicze”. Ergo ogłoszenie stricte adresowane do PH z FMCG, którzy chcą dalej się rozwijać.
Oczywiście – wymaga to tego, aby tym PH być jakiś czas, bo skąd mieć jakiekolwiek doświadczenie? Trzeba jakiś „entry-level” odpracować, a następnie nie tylko pracować „od 8 do 16” tylko coś jeszcze ze sobą robić. Co więcej – prawie chyba każdy to wie, ale nie chce się zrobić pierwszego kroku, bo tenże „się nie opłaca”.
Ale ludzie miast mieć parcie na pracę „w ogóle” to chcieliby zarabiać wielkie kwoty, ale bez żadnej pracy, najlepiej jakby to była praca w biurze i najlepiej jakby można pasjansa całymi dniami rozkładać. O tempora, o mores. Ja chyba naprawdę jestem dinozaurem, że mnie to nie pociąga. Z innej bajki się urwałem ;)
Co więcej, naprawdę nie ma problemu ze znalezieniem pracy. Skoro ja w 2005 znalazłem przy 2x większym bezrobociu niż teraz – to czemu miałby być szczególny problem teraz? Trzeba CHCIEĆ.
Orest:
Przykładu na sprzedaż nowoczesnego urządzenia nie mam. Dobrym jednak będzie giełda, gdzie wystarczyło w telewizji podać w sierpniu 2007 roku, że Ryszard Krauze ma zostać aresztowany, aby w ciągu dwóch dni kursy akcji jego spółek spadły o ok. 30%. Po kilku dniach kursy wróciły niemal do swoich poziomów. Zadziałałem wtedy wbrew tłumowi i były to pierwsze dobrze zarobione pieniądze na giełdzie :)
A co jest teraz z nimi? Co by było, jakbyś szybko z zyskiem nie wyskoczył? Winszuję dobrej decyzji inwestycyjnej i odwagi :) Jednakże, mogłeś wejść gdy było -30%, a kurs poleciałby nawet do -50%. Co wtedy? Łapanie lecącego noża jest strategią dość… Niebezpieczną. Miałeś wtedy jakiś poziom, który uznałeś, że kurs obroni, a jak nie, to byś chciał wyskoczyć ze stratą? czy zakupiłeś „na żywioł” licząc na korektę?
Monika:
Bo w końcu jak często w codziennej jeździe samochodem mamy sytuację wymagającą wykonania manewru podobnego do testu łosia? Mnie się jeszcze nie zdażyło – prawo jazdy mam od 16 roku życia i cały czas jeżdżę samochodem.
Ja mam za kółkiem 4 lata i jakieś 150-200tyś km (trudno zliczyć, różne auta) – to niewiele, ale zdarzyło mi się parę razy mieć coś podobnego, nie wiem czy to spełnia standard testu łosia, ale trzeba było dość szybko nagle odbić. Możliwe, że jakbym jechał „gwiazdą A-klasą” to bym sobie pokoziołkował. A może nie. Gdybać nie będę, ale jeśli auto jest stabilniejsze w jeździe to dla mnie jest to zdecydowany plus. Ile razy jechałem z wiatrem bocznym? To też podchodzi pod test łosia… Łuk, jakaś dziura, wiatr w burtę i… Dlatego ja od momentu gdy zacząłem jeździć autem z zawieszeniem hydropneumatycznym stwierdziłem, że bezpieczniej na naszych drogach już się nie da pod względem zawieszenia samochodu.
Ponownie podchodzi to pod ryzyko i prawdopodobieństwo… Takie niebezpieczne sytuacje na drodze warto minimalizować. Póki co życie to nie jest gra komputerowa i nie da się zrobić „load game” po wypadku w którym traci się życie. Fakt, że nie miałaś takiej sytuacji TYM BARDZIEJ powinien wzmóc Twoją czujność… :)
Witold:
Pytasz o sprawę giełdową – wyczułem wtedy, że załamanie kursu będzie chwilowe, ze względu na informacje w TV. To, że cała giełda była w trendzie spadkowym (początki bessy) to inna sprawa. Patrzyłem przez pryzmat tego jednego wydarzenia.
A że w okresie wrzesień 2007 – styczeń 2008 chciałem się kopać z koniem, to inna sprawa. Można powiedzieć, że ta nauka była kosztowna i (z perspektywy czasu) zapewne potrzebna :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest:
Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie :) Czy miałeś jakiś poziom obrony przy którym być planował „odpuścić”? Jeśli nie, to jak określałeś ryzyko podejmowanej decyzji? To jest jak dla mnie kluczowa sprawa w tym biznesie, bez tego to jest wręcz gra losowa, do tego o sumie de facto ujemnej…
pozdrawiam
WW
Witold:
Nie miałem poziomu obrony. Kupiłem na żywioł. Kupiłem w trzecim dniu po informacji… tak się złożyło, że było najtaniej. To były moje początki, więc nie miałem mentalnego „stop loss’a”. Nie wiem przy ilu bym wyskoczył gdyby jeszcze spadało. Odnotowałem ten fakt jako plus dla intuicyjnego działania. Późniejsze moje próby AT i AF nie przyniosły takich korzyści :)
Pozdrawiam,
Orest
Monika, jesli chodzi o ksiązki, moge polecic, to co akurat koncze czytac, „Reckoning with Risk”, autor Gerd Gigerenzer (http://www.amazon.co.uk/Reckoning-Risk-Learning-Live-Uncertainty/dp/0140297863), doskonałe przyklady jak zamieniac prawdopodobienstwa na liczby absolutne, co pomaga w interpretacji wynikow, takie jak pozytywny test DNA w trakcie sledztwa, interpretowanie wynikow testow medycznych, itp. Podobnie jak u Taleba, jednak bardziej przejrzyscie.
Druga ksiazka Taleba („Black Swan”) jest rowniez niezla, choc nie do konca traktuje o statystyce.
Alex,
Twoje ostatnie stwierdzenie w PS. o 20krotnym zwiekszeniu prawodopodobienstwa wskazania chorej osoby w probce 1000 osob (z 0.1% do 2%), dla ktorej przeprowadzono test i otrzymano wynik pozytywny jest arytmetycznie poprawne, ale jaki z tego moral ? Wg mnie zaden, nadal trafnosc takiej 'prognozy’ to 2% (na 100 osob, 98 tak wytypowanych będzie zdrowa) i wymaga dalszych testow/badan, itp. (powtorzenia testu, pobrania probki tkanek, itp, przy zalozeniu, ze trzymamy sie tematyki medycznej, o czym pisal Tomek wyzej).
Przemek
Przemek
Masz rację, wyraziłem się nie do końca klarownie. Powinienem napisać „zaledwie 20 krotnie” wtedy moje intencje byłyby jasne.
„Black Swan” jest też interesujący, od tej książki zacząłem czytań Taleba
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Ciekawy artykuł. Dziękuję za przypomnienie pojęcia wartości oczekiwanej. Niby kiedyś o tym człowiek się uczył, ale często później o takich rzeczach się zupełnie nie pamięta dlatego dobrze, że zwróciłeś na to uwagę. Co do samej gry w totka to nie widzę nic złego w wysłaniu od czasu do czasu (przy naprawdę dużej kumulacji co tak często się nie zdarza) losu za 2 zł i w żadnym wypadku nie traktowałbym tego jako dobry sposób zarobienia dużych pieniędzy. Przyznam się, że z drugiej strony nie do końca rozumiem osoby które codziennie potrafią wydać 20zł na losy w oczekiwaniu na wielką wygraną.
Przy okazji wartości oczekiwanej ciekawym problemem jest licytacja o dolara: http://pl.wikipedia.org/wiki/Aukcja_o_dolara
Pozdrawiam.
Grzegorz Kudybiński.
Dziękuję Przemek, jakoś dam radę moim lekko kulawym angielskim ;-)
Na podobnym błędzie logicznym opiera się paradoks bomby w samolocie.
Załóżmy, że prawdopodobieństwo tego, że ktoś wniesie na pokład samolotu bombę wynosi 1:1000. Liczbę tę wziąłem z kapelusza (dla miastowych: wymyśliłem ją sam.) Z tego wynika, że szansa na to, że do samolotu wniesiono dwie bomby wynosi 1:1000×1000=1:1000000.
Wniosek: dla znacznej poprawy własnego bezpieczeństwa należy wnosić do samolotu bombę ;-)
Pozdrawiam serdecznie,
Marcunio
Marcunio, jestem dość wymęczony (wstało mi się o drugiej w nocy), ale ten paradoks jest błędny. Powód jest prosty – nie chodzi o to, ile bomb będzie na pokładzie, jak dla mnie, to każdy niech ma po bombie. Albo i po dwie.
Kwestia jest inna – ile z tych osób tą bombę zdetonuje? Wszakże jeśli Ty byś wnosił, to jeśli nie jesteś samobójcą, to jej nie zdetonujesz :D
Oczywiście, jeśli podchodzić pod kwestie abstrakcji – to faktycznie 1/1000*1/1000. Ale faktycznie, to odchodzi cię nie to, czy bomba jest na pokładzie, a czy wybuchnie. I o tym jest mowa. Trochę jak energia kinetyczna i potencjalna… ;)
cheers
WW
Alex,
Ja też dodam , dziękuję za ten post. Szczerze mówiąc, tak trochę nóż w kieszeni mi się otworzył po jego przeczytaniu (głównie ten przykład z badaniem). Już tłumaczę dlaczego:
zawsze byłam ponadprzeciętnie dobra z matematyki, rachunek prawdopodobieństwa na studiach mieliśmy – prowadzący niestety nie umiał pozbierać swoich myśli i wykład był chaotyczny. Uczyłam się tego na wykładach u innego prowadzącego. Generalnie – zagadnienia z przedmiotu były dla mnie małym piwem. I co z tego, że umiałam rozwiązać skomplikowane zadania, uzyskałam jeden z najlepszych wyników w czasie trwania semestru, jak
1) nikt nigdy nie przełożył tego na życiowe przykłady. No właśnie, dlaczego zadania wszytskie dotyczyły kulek, ilości krzeseł wolnych etc, a nie było chociaż 1 takiego przykładu, jak ten z badaniami? Coś mi się wydaje, ze sami prowadzący nie zdają sobie sprawę, że to może się przekłądać na realne, częste i ważne sytuacje życiowe.
2) które jest w dużej mierze skutkiem pk1 – po 2-3 latach miałam problem z rozwiązaniem tego zadania. Wstyd!:)
Chyba poszukam tej książki 'Fooled by randomness’.
Olga
Marcunio, ja odpowiem bardziej matematycznie:)
szansa na to że na pokład samolotu ktoś wniesie bombę PRZY ZAŁOŻENIU że na pokładzie już jest bomba jest taka sama jak bez tego założenia- i wynosi 1/1000.:)
1/1000*1/1000 to jest p-stwo tego że w samolocie są dwie bomby, ale bez żadnych założeń wstępnych.
To są zdarzenia niezależne, i działa tu prawdopodobieństwo warunkowe.
Olga
„Chyba poszukam tej książki ‘Fooled by randomness’.”
Nie musisz szukać, jest w Biblioteczce :-)
Pozdrawiam
Alex