Rozmawiając ostatnio zarówno z młodszymi, jak i bardziej zaawansowanymi wiekiem znajomymi zastanawiałem się nad następującą kwestią:
Jeśli przyjrzymy się ludziom wokół nas, to możemy z grubsza podzielić ich na cztery grupy:
- Ludzi, którzy względnie cienko przędą finansowo, ale robią to, co lubią i są zadowoleni z życia
- Ludzi, którzy cienko przędą finansowo, nienawidząc przy tym tego, co robią
- Ludzi, którzy są względnie zabezpieczeni finansowo, ale nienawidzą tego, co robią
- Ludzi, którzy są zabezpieczeni finansowo robiąc to, co lubią i są zadowoleni z życia
Prawie każdy, zapytany którą ścieżką życiową chciałby iść prawdopodobnie powie, że tą czwartą.
Problem polega na tym, że w rzeczywistości bardzo niewiele osób w ten sposób idzie przez życie. Do tego młodzi ludzie którzy zaczynają, bardzo rzadko mają realistyczną sposobność wylądowania na takim torze już na początku swojej kariery zawodowej.
W praktyce myślący młody człowiek (lub osoba starsza chcąca dokonać radykalnej zmiany) często stoi przed wyborem drogi pierwszej lub trzeciej, bo chyba nikt świadomie nie idzie w kierunku numer dwa.
Którą wybrać?
Obserwowaną powszechnie tendencją jest pójście ścieżką zabezpieczenia finansowego i frustracji tym, co się robi, próbując sobie wytłumaczyć, że „takie jest życie”. Wiele osób zaczyna to już po maturze studiując „obiecujące” kierunki, często mimo innych preferencji własnych, lub postrzeganej bezsensowności wykładanego tam materiału. Potem w najlepszym wypadku idzie za tym „stabilna” praca, która często jest ogłupiająca, monotonna i w gruncie rzeczy nieciekawa. Kiedyś przynajmniej można było w miarę polegać na jej stabilności, a co za tym idzie stabilności przychodów. To umożliwiało realizację innych ambicji (lub ambicji rodziców i społeczeństwa). Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale ten świat na naszych oczach w dużej mierze odszedł do historii. Jeśli zaczynamy karierę teraz, to przy wyborze tego wariantu istnieje poważne ryzyko, że w wyniku jakiej restrukturyzacji, racjonalizacji i wielu innych …acji skończymy na ścieżce numer dwa, nie tylko przędąc kiepsko finansowo, ale będąc zmuszonymi sytuacją do robienia rzeczy, które w międzyczasie znienawidziliśmy. To raczej kiepska perspektywa…
Ścieżka numer jeden jest pełna oczywistego ryzyka, nie mówiąc już o dezaprobacie, albo wręcz napiętnowaniu nas przez otoczenie. Nie ma też żadnych gwarancji, że jej uwieńczeniem będzie ścieżka czwarta. Dawanie ich byłoby nieuczciwe. Z drugiej strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jeżeli jesteśmy gotowi używać własnego umysłu, pracować nad sobą i nie załamywać się okresowymi kryzysami (też tymi finansowymi), to właśnie wybierając takie podejście mamy największe szanse osiągnąć wygodny i przyjemny stan, kiedy będziemy zarabiać konkretne pieniądze robiąc to, co lubimy. I piszę to opierając się nie tylko na własnym przykładzie :-)
Wiem, że wybór rodzaju drogi jest trudną decyzją. Dziwi mnie to, że większość ludzi nie podejmuje jej świadomie, poddając się zamiast temu ogólnie panującym w społeczeństwie tendencjom, pędowi mas, modzie. Potem się dziwią, że wylądowali zupełnie gdzieś indziej (niekoniecznie lepiej), niż sobie wyobrażali.
Polecam każdemu z Was zastanowienie się i próbę uczciwej odpowiedzi na pytanie: „na której ścieżce znajduję się w tej chwili”? Potem możecie już wyciągnąć własne wnioski, w końcu to jest Wasze życie.
Zapraszam do przemyśleń i dyskusji
Hej Alex!
Ważny post, myślę że temat robienia tego co się lubi, a pracowania przy czymś czego się nienawidzi, ale za dobrą kasę dość często się przewija.
„na której ścieżce znajduję się w tej chwili”
Mieszanka między pierwszą, trzecią a czwartą. To chyba dobrze, bo coraz bardziej w stronę tej ostatniej zmierzam, taką przynajmniej mam nadzieję :)
Lubię sporo tego co robię, czuję się względnie finansowo, nie zarabiam jakiś sum i jest wiele rzeczy, które strasznie mnie denerwują (np. praca u kogoś – choć praktycznie większość rzeczy które robią nie wymaga osób trzecich, więc staram się to zmienić).
Z drugiej strony nie mogę narzekać, żyje mi się dobrze, czuję się szczęśliwy, otaczam się ciekawymi, inteligentnymi ludźmi, zmierzam w fajnym kierunku, a każdy kolejny dzień przyjmuje z radością, że mogę coś ciekawego zrobić, nauczyć się, poznać nowych ludzi :)
Jestem zwolennikiem eksperymentowania kosztem stabilności, co mimo że często nie dawało zysków, ostatecznie prowadzi mnie do przyjemnych rezultatów. Kolejnym nudnym, szarym dniom podziękuję jednak :)
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź tekstu na fb, uśmiechnęłam się do siebie:) Z końcem roku zakończyłam współpracę z firmą, która wykańczała mnie psychicznie. Na zarobki nie narzekałam,co nie znaczy że były wysokie. Teraz,mimo że minęło dopiero 7 dni wreszcie czuję, że żyję. Mam 24 lata, mnóstwo pozytywnej energii i zapału do pracy. Najbliższe miesiące to nauka,szkolenie i rozwój. Mimo bardzo ograniczonych środków do życia nie zmieniłabym decyzji. Zaczynam robić to co lubię, mam czas dla bliskich i odkrywam siebie. Nie chcę obudzić się za 10 lat nieszczęśliwa i niespełniona. Mam tylko jedno życie :) Mogę pożyć skromniej przez jakiś czas, żeby później móc powiedzieć – było warto :)
Hmm… w zeszłym roku skończyłem szkołę średnią, zdałem matury, egzamin zawodowy – najpierw udało mi się dostać na staż do znanej firmy na rynku (w sumie to z przypadku, ale ważne, że udało się) – następnie 2 miesiące szukania pracy… A potem propozycja pracy w znanej, małej firmie – jest super. Finansowo? Szału nie ma, ale wiem, że z roku na rok będzie coraz lepiej. Mam ponad 20 lat, zarabiam w firmie (bądź co bądź też znanej w Polsce) do której z uśmiechem na twarzy wychodzę z domu – robię to co lubię – a lepsze pieniądze to kwestia czasu… Przynajmniej tak sobie to wyobrażam, od siebie wymagam tylko ciężkiej pracy i zaangażowania, w stosunku do niej :)
Natomiast jest jedno ale – studia. Rozpocząłem je na prywatnej uczelni, ale co z tego… Informatyka, którą lubię i szanuję, ale ze sporym dodatkiem matematyki za którą nie przepadam (mam do niej dosyć leniwy stosunek, zwykłem jej po prostu nie lubić ;). Kasa za czesne idącca chyba w brud, bo po prostu bardziej cenię pracę niż szkołę (która niestety, ale w tej branży da mi tylko tytuł inżyniera, a nie wiedzę), próbowałem raz już rzucić studia, to spotkałem się z prawie ukamieniowaniem… Jedynie tylko Dziewczyna stanęła za mną, ale też nie była tym pomysłem zachwycona (:D). Nie do końca wiem czy to jest „ambicja” otoczenia, czy po prostu „historyczne myślenie” – faktem jest, że to jest moje życie, ale z drugiej strony – poddać się? Tak łatwo..?
Summa summarum, udało mi się zacząć życie od punktu 1, celem jest punkt 4. Szkoda tylko, że czasami trzeba się przeplatać z przeciwnościami do których nie do końca jesteśmy przekonani, a ciąży na nas presja otoczenia… By the way – byle do celu ;-)
Hmm ja dorosłe życie zaczołem w pkt 1 i sukcesywnie dąże do punktu 4 oczywiście omijając punkty 2i3 :)
A tak poważnie to jestem już zadowolony ze swojego życia a całą uwage skupiam na zapewnieniu sobie elastyczności (trzeba sobie jednak zbudować zabezpieczenie finansowe aby móc w każdej sytuacji robić to co się chce) bo to jest dla mnie najważniejsze.
Ja aktualnie jestem na ścieżce pośredniej między 1 a 4, aczkolwiek nie narzekam na zarobki (ale nie są takie żebym mógł mówić o finansowym bezpieczeństwie). Z obserwacji moich rówieśników (20-24 lata) wynika, że w ogóle nie zastanawiają się nad swoją finansową przyszłością, a jedynie szufladkują się (np. studia humanistyczne- będzie kiepsko, prawnik, lekarz- będzie oki). Czyli generalnie nie ma za bardzo w świadomości ludzi jakiejś odpowiedzialności za swój los finansowy. Co gorsza młodzi ludzie zupełnie się tym nie przejmują, a mają możliwości wpływu na swoją sytuację. Niestety głównym problemem jest szkoła, która jako kryterium daje ludziom stopnie- czyli „gorsi” uczniowie wyrabiaja sobię takie poczucie, że jakos to będzie. A znowu lepsi się nie przejmują bo są „dobrzy”. Niestety nikt za bardzo nie zastanawia się nad tym, że stopnie (i oficjalne wykształcenie) nie mają tutaj aż takiego znaczenia i nie tylko lekarz dużo zarabia.
O ile stronię od przypisywania magicznych właściwości przekonaniom – to tutaj są elementem krytycznym, a ich zmiana mogłaby dużo wnieść do finansowej przyszłości młodych ludzi.
Cześć Alex!
Kilka lat temu trafiłem na tego bloga (przypadkiem, z portalu eioba.pl) będąc tuż przed wyborem studiów (2006 rok).
Studia, na które wyjechałem do Krakowa, wiele razy zmieniałem, testując różne uczelnie i szukając odpowiedniego miejsca dla siebie. Po utracie pierwszej w miarę poważnej pracy, jednak niezbyt dobrze płatnej, zdecydowałem rzucić studia i zająć się swoim biznesem. Dzisiaj mam kilku klientów z Polski, kilku zza granicy i cieszę się z tej decyzji, pomimo tego, że bywało różnie.
Patrząc z perspektywy dzisiejszego dnia nie zdawałem sobie sprawy z ryzyka, na które będę wystawiony, ale chyba ta nieświadomość w długim terminie wyszła mi na dobre ;-)
Wcześniej, kiedy między jednym a drugim rzuceniem studiów wyjechałem zagranicę szukać „bardziej zielonej trawy, po drugiej stronie płotu”, byłem w grupie 3. Po dwóch miesiącach wróciłem do Polski, migrując między grupą 2. a 1.
Teraz, z różnymi wyzwaniami, sukcesami jak i błędami, prowadzę od tego momentu firmę, już ponad od 4 lat. Rok co roku zwiększając jakość, stawkę, przychody i wiele innych „wskaźników”. Mimo to, najważniejszym dla mnie wzrostem z perspektywy tych 4 lat jest wzrost świadomości.
W ostatnich paru latach doprowadziłem do tego, żeby lubić życie, ludzi, a w następnej kolejności swoją pracę.
Nie uważam, żebym był świetnie zabezpieczony finansowo, jednak stworzyłem od zera w ciągu tych paru lat dobre fundamenty – nieźle prosperującą firmę, która rośnie i daje możliwość rozwoju, kontaktu z ciekawymi ludźmi oraz ciągłej nauki, do której nie muszę się zmuszać ;-)
Alex, dziękuję! Dosyć dobrze pamiętam moment w którym pierwszy raz czytałem Twojego bloga i główkowałem, kwestionując swoje decyzje pod wpływem jego treści.
Wierzę, że prędzej czy później takie szczęśliwe, dzielące się z innymi podejście do życia rozprzestrzeni się dzięki Tobie i innym, którzy będą chcieli podążać tą drogą i „podawać dalej” innym tę pozytywną energię. Dążę do dołączenia do tego trendu :)
Pozdrawiam serdecznie!
Piotr
Witajcie
Od trzech lat mieszkałem w Niemczech.Wcześniej,przez nieco mniejszy czas,pomieszkiwałem i pracowałem w innych krajach.Na wyjazd z Kraju,zdecydowałem się w wieku 19 lat,tuż po egzaminie maturalnym.Po pewnym czasie,wróciłem na pewien czas do Polski,podjełem pracę i po niespełna kilku miesiącach,znów wyjechałem.Przez cały mój okres mojej podróży zagranicznej,mojej podróży przez życie,wykonywałem kilka zawódów,nazwijmy to inaczej,kilka zupełnie różnych od siebie rzeczy,jakie pozwalały mnie samodzielnie się utrzymać i pozwalać mi na dalszy rozwój.Na początku znalazłem się w grupie drugiej.Podjołem w cudzymsłowiu oczywiście ,,Pierwszą lepszą pracę za granicą,, ,żeby przetrwać.Trwało to kilka miesięcy.Aczkolwiekm,nie mogę powiedzieć,iż nienawidziłem, tamtego,ówczesnego zajęcia,starałem się je dobrze wykonywać,wiedząc,iż to jest,tylko na krótki czas.Zastanawiam się tylko,czy dobże,określilem grupę,wedle Twoich punktów.Następnie,znalazłem się w grupie pierwszej,.Rozpoczełem pracę w kręgu mechaniki samochodowej i motocyklowej.Ta praca,była odpowiedzią na moją pasję od najmłodszych lat.Byłem zadowolony z tego co lubię,aczkolwiek od strony finansowej,wynagrodzenie nie pozwalało mi na realizację mojego stylu życia.Podróży motocyklowych i jedzenia steków:D.Ze stekami,oczywiście żartowałem.Ówczesny pracodawca,mimo już stażu dwóch lat,taktował mnie dalej finansowo,jak praktykanta.Teraz mam mały dylemat z wybraniem odpowiedneij grupy.Ostatnie trzy lata,spędziłem u naszych,miłych Niemieckich sąsiadów.I tam wykonywałem pracę,jaka stabilizowała mnie finanasowo,ale nie dawała mi żadnej satysfakcji.W pewnym momęcie,stała się monotonna.Ta monotonnośc przeskoczyła nawet do mojego życia prywatnego,w pewnym momęcie,nawet relacje z kobietami,zeszły na dalszy plan.Mówię tutaj oczywiście o takich relacjach z płcią przeciwną,jakie mogą dać człowiekowi,ogrom pozytywnnej energii,pobudzić i wręcz rozpalić do czerwności wszystkie zmysły.Nie koniecznie,chodzi mi tutaj o długie rozmowy;)Ostatnia praca,zatrzymała mnie w miejscu,co obniżyło jakośc mojego życia.Ja gdy się nie rozwijam na różnych płaszczynach,czuje się jak żywy trup,wybacz,za mocne określenie.I cóż się dzieje tera.Półtora miesiąca temu,zrobiłem sobie odpoczynek od pracy.Wziolem sobie własne ja na długą pogawętkę.Miałem trochę rzeczy do poukladania w sobie.Zakonczyłem równocześnie mój trzyletni związek,który tak na marginesie rozpoczoł się od mieszkania w piwnicy;) w Niemczech.Wróćiłem do domu rodzinnego i spytałem siebie cóż dalej Chłopie.Niewim czy można to nazwać na pewien czas stabilizacją finansową.Udało mi się zgromadzić,kilkudziesiecio tyśieczny bufor finasowy przez ostatnie lat,jaki bez takzwanego pośpiechu pozwoli mi pokierować dalej swoim życie.Jako 28 latek,stanelem kilka tygodni temu przed sobą i podjołem decyzję.Od wielu lat interesowały mnie alkohole pod względem miesznia ich ze sobą,czysto amatorsko.Tydzień temu zapisalęm się na kilku tygodniowy kurs barmański.Wyszukałem odpowiednie Austryiackie i Niemieckie oferty pracy w tym zawodzie.Ku mojemu zdziwieniu zapotrzebowanie jest duże.A jak widomo nasi mili sąsiedzi lubią się raczć czasami dobrymi trunkami.Wiem,iż ta praca będzie inspirująca dla mnie.uwielbiam kontakt z ludzmi i poznawanie nowych rzeczy,a ucząc się tajnikó barmanistyki poznajemy hisorię całego świata.I tak pokrótce opisałęm siebie,wedle Twych podpunktów.Jeżeli troszkę pokręcilęm to przepraszam.Kłaniam się i życzę dobrych i satysfakcjonujących wyborów wszystkim.
Absynt2013,Jarek.
Alex, podoba mi się ten podział. Oczywiście droga czwarta jest mi najbliższa.
Obserwuję też, że sporo osób wybiera swoją drogę zawodową opierając się na przesłaniu mediów lub ogólnych stereotypów. Szybko jednak okazuje się, że bycie artystą, programistą albo przedsiębiorcą ma też swoje minusy. Często minusy, o których nikt głośno nie mówi.
Pisałeś z rok temu o 3 zasadach eksperymentowania, myślę, że każdy powinien o nich pamiętać całe życie :)
To kolejny z serii „postów-kategoryzacji”, w tym dobrym znaczeniu – każdy może mieć własne sposoby na oglądanie i dzielenie rzeczywistości, ale dzięki takim postom mamy szanse podejrzeć, jak to działa w głowie Alexa. ;)
Moim zdaniem zaproponowany przez Ciebie podział może być bardzo płynny. Dla jednego 2000 zł miesięcznie na rękę to może być całkiem przyjemna suma, dla kogoś innego katastrofa finansowa.
Jeszcze płynniej widzę drugą zmienną – zadowolenie z tego, co się robi. Mam wrażenie, że nawet największa pasja może czasem przerodzić się w mękę; z kolei uważam, że trochę cierpliwości i chęć do spojrzenia z dystansem są w stanie sprawić, że zaczniemy lubić znienawidzoną wcześniej pracę. Myślę, że nie ma nic złego w takim „przeprogramowywaniu” siebie.
Słowem – z czasem cyfry 1-4 będą się zmieniały, nawet same z siebie, i trzeba być na to przygotowanym. ;)
Wydaje mi się, że zastosowanie kryterium „lubienia” czy „pasji” jest mocno dyskusyjne i jest daleko idącym uproszczeniem. Z badań wynika, że większe znaczenie mają inne czynniki jak wyzwania, rozwój intelektualny, autonomia czy dobra atmosfera (polecam http://goo.gl/VR37df i inne artykuły na tej stronie, daje do myślenia). Osobiście do grupy 1 dorzuciłabym też kategorię ludzi, którzy nie do końca może są zadowoleni z tego co robią teraz, ale mają pełną świadomość, że uczą się rzeczy, które im są potrzebne do osiągnięcia dalszych celów, że to jest tylko pewien etap w rozwoju kariery (w niektórych sytuacjach po prostu nie da się tego przeskoczyć).
Ostatnio przeżyłam parę zaskakujących sytuacji, okazało się, że o ile wyjazd „za chlebem”, którego w kraju z różnych powodów brakuje jest w pełni zrozumiały i spotyka się ze wsparciem otoczenia, o tyle rezygnowanie z wygodnego życia w imię czegoś typu „bo zawsze chciałam sprawdzić jak żyje się w innym kraju” budzi spory opór.
Dlatego wydaje mi się, że jeśli już raz wejdzie się na ścieżkę nr 3/4 to bardzo trudno przeskoczyć na 1 nawet jeśli jest wyraźna perspektywa przejścia z niej na 4 i być może w miarę upływu czasu nasze preferencje uległy zmianie i praca, która kiedyś była 4 stała się 3. W momencie kiedy nie ma się nic do stracenia, jeszcze nic znaczącego się nie osiągnęło wtedy wybór między 1 a 3 jest znacznie prostszy i nie budzi aż takich „reakcji obronnych” w życzliwych nam skądinąd ludziach. Szczególnie, że mało jest sytuacji czarno-białych, każda praca ma jakieś plusy i jakieś minusy, nawet ta nasza wymarzona z pkt 4 będzie wymagała jakichś kompromisów, więc w momencie gdy pojawi się strach utraty naszego „życiowego dorobku” nagle okazuje się, że ta znienawidzona przez nas praca nie jest taka najgorsza i bardzo łatwo przychodzi nam zracjonalizować brak zmiany:)
Dlatego fajnie, że widać na tym blogu, że wiele osób zaczyna myśleć o takich sprawach zanim „koszt wyjścia” jest bardzo wysoki (rodzina, kredyty, zaniedbanie budowania swojej wartości rynkowej itd.), eksperymentuje i szuka kiedy jest na to idealny czas, kwestionuje utarte schematy i szuka własnych rozwiązań. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak trudno jest podejmować decyzje o zmianach (nawet na lepsze) w momencie kiedy te ograniczenia się pojawią i nie zadbało się wcześniej o zapewnienie sobie pewnego pola manewru (np. przez oszczędności, inwestycje czy zdobycie poszukiwanych na rynku umiejętności). Wydaje mi się też, że warto podkreślić to, że granice są płynne, to że dziś jesteśmy ze swojej pracy zadowoleni nie oznacza, że to się nie zmieni (bo np. zajdą zmiany w firmie, nastąpią zmiany na rynku) i nawet jeśli jesteśmy w 4 trzeba nad sobą pracować i być gotowym na zmiany:)
Patrząc wstecz na siebie i znajomych, to są jeszcze dwie sprwy, które stoją na przeszkodzie w wybgorze właćiwej drogi życiowej.
a) Młody człowiek (ststystyczny) może tak naprawdę nie wiedzieć, co chciałby robić. Lubi to co większość młodych ludzi w jego wieku: zabawę, muzykę, spotkania z przyjaciółmi, itp.
b) Nawet jeśli lubi się coś robić w młodym wieku, za kilka/kilkanaście lat można to przestać lubić.
Witajcie,
Poswięcę chwilkę czasu, chociaż w tym momencie robię to co lubię, ale oderwę się od tego, aby opisać swoją drogę i wnioski, które może komuś się tutaj przydadzą.
Pierwszą grupę według Alexa zaliczyłem na samym początku życia i według mnie jeśli każdy z nas miał dobre dzieciństwo i wiek szkolny to znalazł się w tej grupie :). Z drogą drugą zetknąłem się na krótko w naszym kraju po ukończeniu szkoły średniej. Trwała ona tyle co moja umowa na okres próbny :) bo sam nie chciałem marnować tak czasu i każdemu kto nie ma bardzo trudnych warunków życia radzę się z punktem drugim rozstać za wszelką cenę, jeśli w nim są. To musi się opłacać uwierzcie mi, gorzej być nie może.
Niestety kilkoro z moich bliskich znajomych mimo usilnych moich prób podpowiedzi i podsuwania po cichutku pewnych opcji dzięki temu, że jestem w punkcie 4 i moim możliwościom, nadal tam tkwią. Zadacie pytanie dlaczego, a to dlatego, że za długo pozwolili na to, aby tam być sobie i z bagna im głębiej tym ciężej wyjść. Udało się jednemu na chyba 5 z czego i tak jestem zadowolony, a on siedząc czasami ze mną na kanapie gdy go odwiedzam do tej pory dziękuję mi za to jak namawiałem go do tego, aby rzucił swoją pracę, która go stawiała w punkcie może nawet 3, ale i tak był z niej niezadowolony :).
Z punktem trzecim we własnej osobie zetknąłem się na emigracji, z którą się zetknąłem zaraz po wyjściu z punktu 2.
To też niebezpieczny punkt, ale on pozwala dla tych to nadal myślą w kategoriach tego bloga, który prowadzi Alex na już łatwiejszy lub bliższy do osiągnięcia punkt 4. Dlatego jeśli w nim jesteście nie przestawajcie w dotarciu do celu – ja tkwiłem w tym punkcie dobre 7 lat, więc po drodze zdążyłem mieć sporo wzlotów i upadków. Niestety tu też przez sito odpada większość, zadowalająca się zakupami w centrach handlowych za pracę, którą wykonali, etc. Spotykająca się w gronie najbliższych i nadal narzekająca na to co robi, ale czasami i z większym animuszem, bo ma ku temu czas, którego czasami nie mają Ci co są w punkcie 2. Przeżyłem to sam w swoim środowisku pracy, kiedy znalazłem się w punkcie 3 i to najbardziej mnie mobilizowało do jego zmiany, co poniektórych strasznie dziwiło z tego otoczenia, że ja z uśmiechem, na twarzy ucinałem te narzekania i mówiłem, że nic to nie da. Jak chcą coś zmienić to czas ten niech poświęcą na coś innego. Najważniejsze to nie dać się podporządkować takiemu towarzystwu, a to nie jest łatwe, jeśli np. tak ja ja przebywa się w nim długo u mnie trwało to 7 lat tak jak wspomniałem. Jednak warto! Dla siebie samego, bo komentarze i miny osób, które nie były mi przychylne, a i Wy pewnie takie macie w swoim otoczeniu po tym jak znalazłem się w punkcie 4 są tylko ukojeniem na duszy, gdy teraz przez nich przemawia zazdrość, że coś się jednak dało zrobić. Podczas, gdy one nadal są tam gdzie ja nie chciałem być i one również, z tym, że ja miałem inne nastawienie do życia od nich. Cieszy mnie też to, że były w tym środowisku osoby, które tam zostały, ale były życzliwe zawsze i Ci potrafią się cieszyć z tego co osiągnąłem. jest ich niestety mniej. Znów pojawiła się tam osoba nowa, której nie musiałem namawiać jak w punkcie 2 , a sama wzięła się za siebie i również dotarła do punktu 4, a co najlepsze dziękując mi chociaż żadna w tym moja zasługa, że swoją postawą na co dzień zmobilizowałem ją do tego. Wróciłem do kraju, bo miałem taką możliwość i jestem w punkcie 4. Może trochę mniej jestem zadowolony z życia po roku pobytu niż myślałem, że będę, ale to temat na kolejny post jak się rozwiną komentarze. Mam nadzieję, że wrócę tutaj, aby dokończyć swój, ponieważ to może być dobry temat na post dla Alexa, chyba, że taki już tutaj był, bo niestety wszystkich nie przeczytałem. Mianowicie minusy w punkcie 4, a uwierzcie mi , że są tak jak wszędzie i to może nie jedną osobę rozczarować, bo myśli, że ja tam dojdzie to już będzie super.
Pozdrawiam serdecznie,
Sebastian
ps. przepraszam za błędy , które pewnie się pojawiły, bo nie jestem czasami poprawny gramatycznie :)
@Sebastian – ja chętnie przeczytałabym taki „gościnny wpis” na temat twoich doświadczeń jeśli Alex wyrazi oczywiście zgodę:)
Hej,
ja mam dwie uwagi:
-po pierwsze to nie trzeba szukać pracy, którą się będzie lubić, wystarczy polubić to co się robi-każdy w jakimś tam mniejszym czy wiekszym zakresie może wpływać na to czym się zajmuje.
-po drugie: nie zgodzę się, że świat pewnych zawodów odszedł do historii. Tylko nie należy kierować się chwilową modą: lekarz, prawnik, mechanik, architekt itp.
Tu nie ma nic ryzykownego-o ile właśnie jest się w tym w miarę dobrym.
Gdzieś słyszałem radę, żeby wybierać zawody, których posiadanie sprawdzi się w przypadku wojny:D
Witajcie,
bardzo dla mnie aktualny temat, choć nie jestem już w wieku podejmowania pierwszych tego typu decyzji. Mam już za sobą 18 lat pracy zawodowej (zaczęłam jeszcze w trakcie studiów). Miałam to szczęście, że początek mojej kariery zawodowej zaczął się od sytuacji nr 4. Nie była to świadoma decyzja, ale bardziej łut szczęścia (spotkania odpowiednich osób, znalezienia się w odpowiednim miejscu), a z mojej strony podjęcie wyzwania. Po jakimś czasie sytuacja od strony finansowej zaczęła się pogarszać, ale dopóki nadal praca dawała mi choć trochę satysfakcji, to nie chciałam tego zmieniać (kierunek „na ścieżkę 1”). W końcu „skuszono” mnie jednak bardziej stabilną finansowo pracą na uczelni (stabilne, choć nie oszałamiające zarobki i sporo elastycznego czasu), z której potencjalnie mogłam mieć dużo satysfakcji. Jednak po jakimś czasie znalazłam się na ścieżce nr 3. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię tego co robię, ale co raz mniej mam satysfakcji i możliwości rozwoju w pracy zawodowej (wiele czynników na to się składa). Obecnie wychodzę ze ścieżki nr 3 i podążam w kierunku 4. Nie wykluczam wersji pośredniej nr 1 po drodze. Moje przemyślenia z ostatnich kilku miesięcy oraz lektura „Sukcesu w relacjach..” i tego blogu pomogły mi w podjęciu decyzji o zmianie. Patrząc wstecz na początek mojej drogi zawodowej, dochodzę do wniosku, że:
– wolałabym, aby w większym stopniu moje wybory wynikały z mojej własnej świadomej decyzji; tylko, że wtedy nie miałam wystarczającej wiedzy i świadomości różnych dróg i możliwości (model życia panujący w rodzinie miał oczywiście największy wpływ)
– wolałabym nie nastawiać się na to, że będę wykonywać jakiś zawód do końca życia; zarówno otoczenie się zmienia, jak i moje zainteresowania
– wolałabym zachować czujność i częściej zastanawiać się nad tym „w jakim miejscu jestem”, a mniej jechać na autopilocie, wtedy wcześniej mogłabym coś zmienić
– na zmiany nigdy nie jest za późno (mówię to również na podstawie doświadczeń kilku osób, które znam i które mnie inspirują)
I jeszcze jedna refleksja. Z moich doświadczeń i obserwacji znajomych mogę potwierdzić, że nie ma już „stabilnej” pracy. Nawet w zawodach i miejscach do tej pory uznawanych za takie (np. praca na uczelni), powoli się to kończy.
Mój kolega komentując wczoraj jakiś artykuł o sytuacji na polskim rynku pracy, powiedział, że bardzo współczuje młodym ludziom, którzy wchodzą obecnie w dorosłe życie (niepewności, braku stabilizacji itp.). Ja nie współczuję, może nawet trochę zazdroszczę. Pewnie, że nie jest łatwo, ale „sky is the limit” …
Pozdrawiam serdecznie
Ola
Trochę mi się skojarzyło to z kwadrantem przepływu pieniędzy.
Może to nazwać 'kwadrantem satysfakcji z życia’?
Trudno właściwie określić, czy sytuacja 1, czy 3 jest trudniejsza. Być może ktoś, kto szczerze nie lubi swojej pracy, ale ma z tego pieniądze, 'po godzinach’ ma życie jakiego pragnie.
Może też ktoś, kto kocha to co robi w pracy, ma z tego taką satysfakcję, że nie przeszkadza mu to kiedy wraca do domu. Znam wielu specjalistów (szczególnie programistów), którzy wolą zarobić mniej, ale robić coś dającego znacznie większą satysfakcję.
Zadałbym 2 pytania osobie, która pracuje:
– jaką czujesz satysfakcję z wykonywania tego co obecnie robisz zawodowo?
– jakie czujesz zadowolenie z wynagrodzenia jakie obecnie otrzymujesz?
– co byś chciał zwiększyć jako pierwsze?
Myślę, że odpowiedzi by automatycznie określiły cel (kwadrant) do jakiego ktoś dąży.
Jestem czytelnikiem od niedawna. Bardzo mi się spodobał ten artykuł, tak samo jak kilka ostatnich.
Grzegorz,
Problem studiów. Dokończyć, czy nie. Może w podjęciu decyzji pomoże odpowiedź na następujące pytania:
– czy na twojej drodze do celu nr 4 są potrzebne studia (czytaj dyplom)?. Jeśli nie, to może nie warto marnować sił i środków. Jeśli tak, to może lepiej skończyć te studia, nawet jeśli nie wnoszą one wiedzy dla ciebie pożytecznej. Często pomagam studentom w szukaniu pracy, pisaniu CV itp. i z przykrością muszę stwierdzić, że większość pracodawców nadal wymaga dyplomu, nawet jeśli w ich mniemaniu dyplomy przedstawiają coraz mniejszą wartość (taki paradoks)
– czy na twojej drodze do celu nr 4 potrzebna jest wiedza, którą możesz zdobyć tylko na uczelni? Jeśli tak, to może zmień uczelnię na lepszą. Jeśli nie, to może szkoda kasy na czesne
Jest jeszcze jeden problem, który ja również obecnie przerabiam. Ja zrobiłam już 60% drogi do osiągnięcia pewnego celu (nie wiem ile Ty masz za sobą tych studiów?) i też mam wątpliwości czy skończyć. Zostało mi mniej niż więcej. Może szkoda wysiłku i czasu już poświęconych do tej pory? Na razie się zastanawiam, ale raczej myślę nad takim bilansem – koszt dokończenia a korzyści z niedokończenia – niż traktowanie tego jako porażki. A to bardzo częste podejście. Sam piszesz „poddać się, tak łatwo?”. Najważniejsze, zeby nie poddawać się presji zewnętrznej.
Co do „ambicji otoczenia”, masz rację, to Twoje życie. A rodzinie możesz wytłumaczyć powody swojej decyzji, jak już ją podejmiesz. Rodzina, a w szczególnie rodzice żyli w innych czasach. Dziewczyny ci gratuluję!
Aleksandra,
Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź i podzielenie się opinią :-)
Właśnie… z tym dyplomem jest tak, że…
1. Kilku pracodawców wymaga (oficjalnie) dyplomów, a z drugiej strony zależy im najbardziej na umiejętnościach i doświadczeniu (to dla nich priorytet) – czyli praca jest najważniejsza bo daje doświadczenie i kształtuje umiejętności. Tutaj studia są więc niepotrzebne, ale…
2. …Dyplom może być niepotrzebny teraz, a potrzebny za N-lat, więc co wtedy? Szkoda mi będzie na pewno wtedy czasu, żeby podnosić kwalifikację – Rodzina, nastawienie energia na takie przedsięwzięcia… To może „przeszkadzać” na pomysł studiowania.
Do celu mam jeszcze daleko – dopiero pierwszy rok studiów, pierwsza stała praca i początek sporej ilości rozdziałów w życiu (które, wszystkie jednocześnie rozpoczęły swój zapis) – ale zaryzykuję i (patrząc przez pryzmat tych dwóch punktów) chyba na razie pomęczę się z tymi studiami, ale ustalając, że priorytetem jest praca, a nie szkoła. Trudno co do czesnego, może się zmarnuje, a może nie – to tylko pieniądze… ;-)
Presja zewnętrzna? No właśnie, za długo jej podlegałem, teraz kiedy udowodniłem sobie, że jednak coś potrafię – przysłuchuję się jej, często jednym uchem… żeby drugim wyleciało :P Oczywiście jest kilka osób (wyjątków), których opinii bardzo pilnie słucham, ale tak czy tak – zahartowano mnie już w tym temacie… Ważne, że ostateczną decyzję podejmuję już sam ;)
Co do Dziewczyny to dziękuję – i mam tego świadomość, ze świecą Takiej tylko szukać jak Ona :-)
Pozdrawiam,
Grzegorz
Witajcie
Dziękuję Wam za tak obszerne i otwarte wypowiedzi. Zachęcając Was do odpowiedzi na pytanie „na której ścieżce znajduję się w tej chwili?” liczyłem na to, że jeżeli już, to część z Was odpowie sobie w myślach i wyciągnie wnioski. Wasza otwartość w odpowiadaniu tutaj jest miłym zaskoczeniem, a lektura odpowiedzi bardzo pouczająca. Na pewno nie tylko dla mnie, za co dziękuję.
Michał
Piszesz: „Jestem zwolennikiem eksperymentowania kosztem stabilności, co mimo że często nie dawało zysków, ostatecznie prowadzi mnie do przyjemnych rezultatów.”
Mam dokładnie tak samo :-)
X
Piszesz: „Mam 24 lata, mnóstwo pozytywnej energii i zapału do pracy. „
Gratuluje!!! Będąc w taki wieku możesz zrobić jeszcze tyle rzeczy w życiu!!!
Pamiętaj tylko, aby nie wpakować się w jakiś lejek http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/
Grzegorz
Piszesz: „Szkoda tylko, że czasami trzeba się przeplatać z przeciwnościami do których nie do końca jesteśmy przekonani, a ciąży na nas presja otoczenia…”
Nie można zmienić sobie otoczenia, z którym wchodzimy w interakcje?
Tomek P
Piszesz: „Czyli generalnie nie ma za bardzo w świadomości ludzi jakiejś odpowiedzialności za swój los finansowy. Co gorsza młodzi ludzie zupełnie się tym nie przejmują, a mają możliwości wpływu na swoją sytuację. „
Niestety w większości przypadków bolesny rachunek przyjdzie później.
Piotr Synowiec
Piszesz: „Patrząc z perspektywy dzisiejszego dnia nie zdawałem sobie sprawy z ryzyka, na które będę wystawiony, ale chyba ta nieświadomość w długim terminie wyszła mi na dobre „
Ja w wieku 25 lat, jak wylądowałem w Austrii to nie tylko nie miałem tej świadomości, ale też nie zdawałem sobie sprawy, że w tamtych okolicznościach nie miałem żadnych szans na realizację moich marzeń. Całe szczęście, że nie zdawałem sobie sprawy… :-)
Jarek
Ślepe uliczki zdarzają się każdemu. Ważne jest aby je rozpoznać i wyskoczyć z nich. To najwyraźniej potrafisz, więc jakoś się specjalnie nie boję o Twoja przyszłość :-)
Powodzenia!!
Wojtek Paździor
Pamiętanie o tym, że zawsze jest cena do zapłacenia i dobrze jest ją poznać wcześniej jest bardzo ważne przy podejmowaniu decyzji życiowych
Mateusz D N
Piszesz: „To kolejny z serii “postów-kategoryzacji”, w tym dobrym znaczeniu”
Może niekoniecznie to, raczej jest ton pomyślany jako bodziec do przemyśleń :-)
Piszesz: „Mam wrażenie, że nawet największa pasja może czasem przerodzić się w mękę; z kolei uważam, że trochę cierpliwości i chęć do spojrzenia z dystansem są w stanie sprawić, że zaczniemy lubić znienawidzoną wcześniej pracę. „
Już Paracelsus powiedział „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to jest tylko kwestia dawki”. Warto o tym pamiętać
Weronika Ł.
Większość naszego otoczenia będzie odradzać nam zmiany, bo… tak dla nich jest wygodniej. Tymj się nie należy przejmować.
Zgadzam się z Twoim: „Dlatego fajnie, że widać na tym blogu, że wiele osób zaczyna myśleć o takich sprawach zanim “koszt wyjścia” jest bardzo wysoki (rodzina, kredyty, zaniedbanie budowania swojej wartości rynkowej itd.), eksperymentuje i szuka kiedy jest na to idealny czas, kwestionuje utarte schematy i szuka własnych rozwiązań. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak trudno jest podejmować decyzje o zmianach (nawet na lepsze) w momencie kiedy te ograniczenia się pojawią i nie zadbało się wcześniej o zapewnienie sobie pewnego pola manewru (np. przez oszczędności, inwestycje czy zdobycie poszukiwanych na rynku umiejętności)”
Dlatego pisze ten blog od 2006 :-)
Artur
Piszesz: „Młody człowiek (ststystyczny) może tak naprawdę nie wiedzieć, co chciałby robić. „
Oczywiście, że tak! Ale jak już zacznie robić coś konkretnego, to szybko będzie mógł zakwalifikować to zajęcie jak w głównym poście.
Dalej: „Nawet jeśli lubi się coś robić w młodym wieku, za kilka/kilkanaście lat można to przestać lubić.”
To jest normalne i powszechne zjawisko, nie tylko w młodym wieku :-) Ile osób bierze to pod uwagę podejmując poważne życiowe decyzje i pakując się przy tym w lejek http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/?
Sebastian
Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz, jeśli masz ciąg dalszy to zapraszam. Jaki konkretnie post masz na myśli pisząc: „..ponieważ to może być dobry temat na post dla Alexa..”?
Wojtekm
Piszesz: „nie zgodzę się, że świat pewnych zawodów odszedł do historii”
Jakie zawody masz na myśli?
Aleksandra J
Twoje wnioski:
„wolałabym, aby w większym stopniu moje wybory wynikały z mojej własnej świadomej decyzji; tylko, że wtedy nie miałam wystarczającej wiedzy i świadomości różnych dróg i możliwości (model życia panujący w rodzinie miał oczywiście największy wpływ)
– wolałabym nie nastawiać się na to, że będę wykonywać jakiś zawód do końca życia; zarówno otoczenie się zmienia, jak i moje zainteresowania
– wolałabym zachować czujność i częściej zastanawiać się nad tym „w jakim miejscu jestem”, a mniej jechać na autopilocie, wtedy wcześniej mogłabym coś zmienić
– na zmiany nigdy nie jest za późno (mówię to również na podstawie doświadczeń kilku osób, które znam i które mnie inspirują)”
Należy sobie powiesić nad łóżkiem i często do nich wracać!!
Podobnie z „Z moich doświadczeń i obserwacji znajomych mogę potwierdzić, że nie ma już „stabilnej” pracy. Nawet w zawodach i miejscach do tej pory uznawanych za takie (np. praca na uczelni), powoli się to kończy.”
Mikołaj Grząślewicz
Piszesz: „Być może ktoś, kto szczerze nie lubi swojej pracy, ale ma z tego pieniądze, ‘po godzinach’ ma życie jakiego pragnie.”
Bardzo wiele osób tak robi :-) Na dłuższą metę prowadzi to zazwyczaj do potężnej frustracji, zwłaszcza w dzisiejszych realiach rynku pracy.
Grzegorz
Piszesz: „Kilku pracodawców wymaga (oficjalnie) dyplomów, a z drugiej strony zależy im najbardziej na umiejętnościach i doświadczeniu (to dla nich priorytet) – czyli praca jest najważniejsza bo daje doświadczenie i kształtuje umiejętności. Tutaj studia są więc niepotrzebne, ale…”
Sporo pracodawców ma takie (nieracjonalne) podejście. Ja starałem się unikać ludzi nieracjonalnych, dlatego w całym moim życiu nie przepracowałem ani jednego dnian na etacie, a żyję ponad dwa razy dłużej od Ciebie :-)
O studiach warto przeczytać mój post http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Alex napisałeś „dlatego w całym moim życiu nie przepracowałem ani jednego dnian na etacie” może nie przeczytałem jeszcze wszystkich postów itp. ale skąd nabierałeś jakichś potrzebnych umiejętności których nie raz można się nauczyć w jakiejś pracy? np. sprzedaż, umiejętność zarządzania ludzmi, jakieś umiejętności miękkie które można by wyrabiać w pracy, umiejetność pracy z ludzmi. Aby prowadzić swój biznes trzeba by było chyba też zobaczyć od środka jak działają inne podobne.. przynamniej tak mi się wydaje… Wiele rzeczy jeszcze nie wiem ponieważ jestem stosunkowo młody
Alex konkretnie mam na myśli post o 4 grupie ludzi i o tym jak podążać tą drogą, która też jest czasami wyboista. Piszę o tym tutaj „Wróciłem do kraju, bo miałem taką możliwość i jestem w punkcie 4. Może trochę mniej jestem zadowolony z życia po roku pobytu niż myślałem, że będę”
Wracając do tematu. jestem w grupie 4. Z pewnością zabezpieczony finansowo i robię to co lubię. Zadowolenie z życia jest względne wydaje mi się, bo bynajmniej mi jako osobie nawet jak coś osiągnę w życiu prywatnym czy zawodowym zawsze pojawiał się moment i pojawia nadal, że zaczyna mnie coś uwierać w tyłek :). Z jednej strony to bardzo dobry impuls do rozwoju na innych płaszczyznach z drugiej troszkę mnie to już zaczyna denerwować , że ciągle mi czegoś brak i nie potrafię dłużej „usiedzieć na tyłku”. Pewnie to kwestia nastawienia do życia w jakimś stopniu i osobowości. Te nerwy sądzę, że bardzo możliwe spowodowane są pobytem w Polsce, gdzie niestety moje otoczenie w większości praktykuje po części wybory swoich rodziców :), ale powoli zacząłem stopniowo oddalać się od toksycznych starych znajomości do których wróciłem mimowolnie po powrocie do kraju. Nie oznacza to, że całkowicie z nimi zrywam i tutaj dzisiejszy cytat Alexa z Paracelsusa pasuje jak ulał, bo krótko mówiąc lubię z tymi osobami oczywiście nie wszystkimi wyjść na imprezę, ale jak zakrapiają ją alkoholem tak jak kiedyś, wtedy są to w 100% osoby takie jakie znałem z dawnych lat, ale niestety po alkoholu już teraz tylko. Tak samo jak wybrać się na boisko z dawnymi kumplami tam są oni tacy jak dawniej, ale trudno czas mija i wszyscy się zmieniamy, tylko nie wszyscy potrafią zauważyć w którą stronę. BTW ten cytat to ja sobie gdzieś umieszczę nad łóżkiem bo po swoich doświadczeniach wydaje mi się, że umiar i pokora w życiu to jedne z najważniejszych cech. :)
Szukam ścieżek, aby poznawać nowych ludzi i tu napotykam na przeszkody również np. związane z kobietami. Poznaję co jakiś czas kogoś i niestety większość mam nadzieję, że nie 100% kobiet w Polsce chce mieć faceta jak już się z nim spotyka jakiś czas na „własność”. Mi to nie odpowiada. Ale trudno muszę z tym żyć :) i te pytanie rodziny, z których już nawet oni się śmieją ale nadal je zadają, bo znają moje zdanie na ten temat tzn. „kiedy ślub” . zaznaczę, że mam dopiero 29 lat :). To np. jest sytuacja faceta w pozycji 4 myślę, szukam partnerki odpowiedniej dla siebie, a niestety nie jest to łatwe taką znaleźć to otoczenie ma Cię za nieodpowiedzialnego, bo jeszcze się ich zdaniem bawisz, etc. a tymczasem wcale tak nie jest tylko dla niektórych tak to wygląda. Tym akurat najmniej się przejmuję, ale kto widział Wilka z WS w kinie ten może zauważyć jakie niebezpieczeństwa czyhają na kogoś kto ma finanse zapewnione, a od pokus nikt nie jest wolny niestety. Tam wydaje mi się przekoloryzowali to trochę, ale może i lepiej bo daje do myślenia tym co potrafią, bo niektórzy tylko potrafili śmiać się głupio w kinie i komentować k…mi niestety.
Sebastian
A propos „Wilka z Wall Street” Mam również mieszane uczucia. Obawiam się, że bohater tego filmu zostanie w oczach wielu młodych ludzi uznany za wzór do naśladowania;-(
Sebastian k
Pytasz słusznie „skąd nabierałeś jakichś potrzebnych umiejętności których nie raz można się nauczyć w jakiejś pracy? np. sprzedaż, umiejętność zarządzania ludzmi, jakieś umiejętności miękkie które można by wyrabiać w pracy, umiejetność pracy z ludzmi?”
Nabierałem je pracując, ale na własny rachunek.
-sprzedawca gazet
-warsztat na czarno :-)
-freelancer w IT
– własna firma IT
Poza tym, szukałem i uczyłem się bezpośrednio od lepszych ode mnie, plus intensywne własne studia
Potem dodaj 20 lat praktyki i masz mnie dzisiaj :-)
Sebastian
Pozwól, że odpowiem Ci nieco później
Do wszystkich
Właśnie dostałem link do bardzo ciekawego artykułu
http://www.warszawa.sport.pl/sport-warszawa/1,124555,14873704,Kim_jest_ten_dzieciak_i_co_on_tu_robi__czyli_jak_21_letni.html
(dziękuję Maćku :-))
Warto przeczytać
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Aleksandra J
Bardzo możliwe jest to co napisałaś. Ja przez moment odniosłem wrażenie, ze czasy bardzo się zmieniają i to nie tylko w filmie jak zwrócił na to uwagę Alex i inni w komentarzach również na rynku pracy, ja sam jestem tego przykładem i to czym się zajmuję. Nie zwróciłem uwagi na to od ilu lat był film, ale pewnie od 16. W filmie ukazane ćpanie i k… się ludzi w bardzo mocny sposób. Kiedyś można było pokazać to w inny sposób, ale jak widać wszyscy idą z „postępem” :)
Alex
Poczekam.
Alex bardzo dobry post.
Ja swoja karierą zacząłem 5 lat temu i możliwe że teraz jestem pod numerem 4. Na samym początku byłem lekko zagubiony i przerażony tym że ile jeszcze przede mną nauki i zdobywania wiedzy. Sam do końca nie wiedziałem co chcę robić w czym czuje się dobry co będzie mi sprawiało satysfakcje. Jedno było pewne wszelkiego rodzaju machinery i klimat industrialny to jest to gdzie czuję się najlepiej. Po tych latach mogę stwierdzić że lubię to co robię i sprawia mi to satysfakcje oraz fakt że kolejny nowy wyjazd to kolejne nowe czasami ekstremalne wyzwanie które stoi przede mną. Tyle już rzeczy zobaczyłem i przygód przeżyłem i to jest to czego nikt mi nie będzie w stanie odebrać, wspomnienia zostaną do końca życia. Kumpel twierdzi nawet że mogę napisać książkę o moich przygodach. To jest mój wybór że nadal chcę jeździć w nowe miejsca zwiedzać poznawać ludzi itd. A niektórzy z mojej rodziny życzą mi stabilnej pracy żebym już nie musiał nigdzie jeździć. Nie rozumieją tego że może mi się to podoba.
Ale jak to inni napisali nie ma tak że 4 nie posiada swoich wad (stąd więc moja wątpliwość czy aby na pewno nr 4). Moja praca to permanentna delegacja w Polsce jestem może w sumie 3 mc max. Jeszcze w parę miejsc chciał bym odwiedzić. Ale gdzieś tam krąży po głowie myśl że może coś jednak w życiu mi ucieka: potkania ze znajomymi, urodziny kumpla, wspólne wypady, imprezy i to że jestem sam bo ciężko znaleźć jakaś kobietę przy moim stylu życia tzn. w permanentnej delegacji :D
Jeśli ktoś jest w podobnej sytuacji chętnie przeczytam jego spostrzeżenia.
A jak już mi się znudzi to całe jeżdżenie po świecie to albo zostanę: kucharzem, mechanikiem rowerowym lub będę organizował dla ludzi wyprawy rowerowe. Wątpię czy tak się stanie a jeśli już tak będzie to czy będzie to numer 4 ?
Sebastian,
Nie jest to główny temat tego postu, ale nie mogę się oprzeć refleksji, że nie tylko nastawienie na nową drogę w życiu (jak w tytule postu) jest ważne, ale i „sposób dojścia” do wymarzonej ścieżki nr 4. Dla czytelników tego bloga jest to oczywiste, ale dla sporej części młodych widzów filmu „Wilka z Wall Street” pewnie nie. Jakby zapytać bohatera (czy jego pierwowzór), do której z tych grup wyliczonych przez Alexa się zalicza, to pewnie powiedziałby, że do czwartej.
Aleksandra J,
Nawiązując do filmów i postu Alexa, który podzielił ludzi z grubsza na 4 grupy to są też przykłady dobrego kina jak choćby „Lady”.
Nazwałbym ta grupę :
Ludzi, którzy względnie cienko przędą finansowo, ale robią to, co muszą, bo uważają za słuszne i są zadowoleni z życia … przy zadowoleniu postawiłbym znak zapytania. Dlatego ostrożny jestem w ocenianiu czy, aby ten nr 4 jest wymarzony, z pewnością wygodny :). Jednak to juz zależy od każdego z osobna.
Pozdrawiam i dobranoc
ps. Dziękuję Alex za post, bo samemu czasami jak nie wpadnie Nam coś w ręce albo między oczy trudno o pewne refleksje i chwilę zastanowienia w dzisiejszych czasach.
To mój pierwszy komentarz na tym blogu, a więc witam wszystkich serdecznie.
We wczesnej młodości uważałem, że trzeba w życiu realizować swoje pasje, a pieniądze to rzecz drugorzędna. Z takim nastawieniem wybierałem i kończyłem studia. Po podjęciu pracy szybko się jednak okazało, że robienie tego, co się naprawdę lubi, jest bardzo trudne, jeśli ma to przynosić jakiekolwiek dochody. Zarabiałem grosze i pomimo że pracowałem mniej więcej w swoim zawodzie, stojące przede mną zadania bynajmniej nie umożliwiały mi rozwijania swoich zainteresowań. Byłem sfrustrowany i coraz bardziej nienawidziłem swojej pracy. Staczałem się w stronę punktu 2. To był najgorszy okres w moim życiu.
Dzisiaj patrzę na te kwestie zupełnie inaczej. Zrozumiałem, i teraz jest to dla mnie rzecz oczywista, że pieniądze zarabia się za zaspokajanie cudzych potrzeb, a nie własnych. (Na własne można je potem ewentualnie wydawać). Zmieniłem zawód i była to chyba najlepsza decyzja w moim życiu. Teraz zarabiam nieźle i choć na pewno nie wykonywałbym swojej pracy dla przyjemności, nie mogę powiedzieć, że jej nie znoszę. Pogodziłem się z tym, że aby coś otrzymać, trzeba coś dać, i niekoniecznie musi to być to, co nam akurat pasuje. Taki po prostu jest świat. W grucie rzeczy jest to całkiem fajne. Jestem szczęśliwy.
Często spotykam się z młodymi osobami (licealistami, studentami, absolwentami), którzy dzielą się swoimi doświadczeniami i mówią, że ich wizja życiowa kompletnie nie jest zbieżna z wizją życiową ich rodziców. Z czego to wynika? Być może z tego, co jest uwzględnione w artykule. Jeszcze do niedawna pod pojęciem „praca” krył się jakiś zakład, w którym nasi rodzice pracowali całe życie i nigdy nie przyszło im do głowy, że można pracę zmienić. W tej chwili wygląda to zupełnie inaczej. Absolwenci, z którymi się spotykam i rozmawiam, którzy mają za sobą już pierwsze doświadczenia zawodowe potrafili zmienić swoje życie w wyniku uczestnictwa w jakimś rozwojowym szkoleniu, które otworzyło im oczy na ich pasje, umiejętności, nowe perspektywy. Warto walczyć o to, by należeć do grupy nr 4 :)
Zbieg okoliczności? :)
Szukając wskazówki „jak wyjść ze ślepego zaułka na drodze zawodowej” postanowiłam przejrzeć Twojego bloga i odświeżyć swoją pamięć. Moje zaskoczenie był niemałe, kiedy zobaczyłam tytuł tego posta. Trafiony idealnie :)
Bardzo lubię wszelkiego rodzaje kategoryzacje, ale przyglądając się postom czytelników odniosłam wrażenie, że zarówno lubienie i nielubienie pracy oraz zarobki są dwoma krzyżującymi się wymiarami i niełatwo jest czasem określić, czy bardziej swoją pracę lubię, czy jej nie lubię i wielokrotnie przemieszczam się pomiędzy różnymi „punktami na skali” ;)
Czy lubię swoją pracę?
Tak – bo daje mi możliwość rozwoju, stawia przede mną niecodzienne wyzwania, poznaję dzięki niej wiele doświadczonych osób, od których mogę się dużo nauczyć, mimo pracy w korporacji mam ogromny wpływ na realizację zadań i często „sama jestem sobie panem”
Ale…
Nie lubię mojej pracy bo:
nigdy nie wiem, o której wrócę do domu, poziom stresu bywa nie do zniesienia, mam poczucie, że nie robię nic wartościowego dla społeczeństwa, pracuję na sukces mojej firmy…
Te „NIE” bywają ostatnio nie do zniesienia. Mój stan idealnie opisują słowa, które niedawno wyczytałam w książce „Mózg na manowcach” – „Wysokie obroty silnika na jałowym biegu”. Robię wiele, angażuje się, a mam wrażenie jakbym dalej stała w miejscu…
Nie mogę nawet narzekać, że jestem niedocenionym pracownikiem. Pieniądze? Podwyżka? To chyba nie ma znaczenia kiedy mam świadomość, że z powodu pracy, nie mogę sobie pozwolić na psa, o którym marzę już od dawna.
Pierwszy raz nie wiem, w którym kierunku zmierzam. Do tej pory wiedziałam, że to tylko krok do realizacji moich marzeń, że dzięki pracy nauczę się wielu uniwersalnych umiejętności(i uczę się!), ale zupełnie straciłam poczucie jak wygląda moja droga życiowa.
Widzisz Alex, jestem na nieszablonowym kierunku studiów, ani żadna matematyka ani polonistyka i często spotykam się z myśleniem i pytaniami : ’ a co Ty chcesz później robić po tych studiach’… Otóż wszyscy siedzący za biurkami sfrustrowani ludzie zapomnieli o jednej ważnej zasadzie : jeśli bardzo czegoś pragniesz, znajdziesz sposób aby to osiągnąć. Na każde usłyszane pytanie o bezsens studiowania tego czy owego odpowiadam : mam sprecyzowane plany które umożliwią mi bycie szczęśliwą, spełnioną osobą. chociaż bym miała bardzo o to walczyć to i tak to osiągnę.
pozdrawiam :)