Pamiętacie post „Uroda i atrakcyjność fizyczna”, gdzie zajmowałem się tym tym, jak wielu facetów myli te pojęcia i kiedy widzi „zespół cech zewnętrznych uznawanych w danej kulturze za piękne i odpowiadające pewnym rozpowszechnionym w niej wzorcom„ to błędnie i „z automatu” zakłada, że są to najlepsze kobiety do wielu rzeczy z seksem na czele? Dzisiaj spójrzmy na to nieco szerzej, bo sprawa dotyczy bardzo wielu dziedzin życia. Problem polega na tym, że wielokrotnie, tylko na podstawie kilku zewnętrznych przesłanek i utartych schematów dokonujemy selekcji z różnych możliwych opcji. To często oznacza rzeczywistą oszczędność czasu i energii, z drugiej strony, przy ograniczonej znajomości tematu łatwo możemy popełnić poważny błąd i podobnie jak niedoświadczony facet uganiający się za bardzo efektowną optycznie, ale niezbyt inteligentną i seksualnie zimną lalką Barbie marnować swój czas i zasoby.
W tym miejscu muszę koniecznie dodać, że oczywiście są kobiety, które nie tylko są po prostu piękne, ale też mają wielkie serce i mózg nie od parady, a do tego określenie „bogini seksu” w ich przypadku nie jest żadną przesadą. Piszę to, aby nie powstało wrażenie, że uroda jest czynnikiem dyskwalifikującym.
Nawiasem mówiąc, znałem bliżej kilka takich kobiet i częstym problemem ich życia były trudności w znalezieniu sobie fajnego mężczyzny, bo większość tych sympatycznych facetów na podstawie urody wyciągała szybko negatywne wnioski o innych cechach, bądź dostępności tych pań i brała przysłowiowe nogi za pas :-) To jest w swojej strukturze (i konsekwencjach) taki sam błąd, jak ten poprzedni!!! Powyższe jest istotne głównie dla Panów, niemniej zalecam Czytelniczkom przeanalizowanie, kiedy mogłyby popełniać podobny błąd w doborze mężczyzn, choć w tym wypadku niekoniecznie musi chodzić o samą urodę :-)
Zanim pójdziemy dalej, wróćmy jeszcze do mojej wypowiedzi : ”.. przy ograniczonej znajomości tematu łatwo możemy popełnić poważny błąd ..” Częstą pomyłką, którą popełniamy, jest założenie, że jakieś zagadnienie, z którym mamy do czynienia od dawna, znamy bardzo dobrze i dlatego możemy decydować w oparciu o kilka powierzchownych wskaźników. Widzę to ciągle, zwłaszcza w takich dziedzinach jak relacje damsko-męskie, podstawowe sprawy gospodarcze, praca itp. i to nie tylko w grupie osób powyżej czterdziestki (gdzie są to niestety przypadki nagminne), ale nawet wśród całkiem młodych ludzi. W rezultacie obserwuję często głupie, pochopne decyzje, „bo komuś się wydaje” i to nawet w wykonaniu całkiem inteligentnych jednostek. Sam od takich wpadek nie jestem wolny, co opiszę w drugiej części tego postu za kilka dni. Skąd się bierze ta ograniczona znajomość danego tematu, która często pozostaje nieuświadomiona ? Przyczyny są co najmniej dwie:
- bardzo powszechne przeszacowanie własnej wiedzy i doświadczenia. Ktoś skończył polskie studia i myśli, że jest poszukiwanym na rynku specjalistą :-), ktoś miał kilka relacji damsko-męskich i wydaje mu się, że ma głębsze doświadczenie w tych sprawach, ktoś zdobył kilka certyfikatów ICF i ulega złudzeniu, że w biznesie potrafi dostarczać to, co jest najbardziej potrzebne :-) itd…..
- w dzisiejszych czasach nawet ugruntowana wiedza i doświadczenie szybko mogą stać się nieaktualne lub nieadekwatne. Oczywistym powodem takiego zjawiska jest tempo zmian i rozwoju techniki i wiedzy. Drugim, często niedocenianym czynnikiem jest łatwość wychodzenia poza krąg ludzi podobnych do nas. A tam może się okazać, że wiele rzeczy funkcjonuje całkiem inaczej i nasze „szybkie kwalifikatory” są bezużyteczne lub wręcz szkodliwe. Do tego nie potrzeba aż emigracji i tym podobnych. Wejdź w bliską relację z osobą z innego kręgu kulturowego, albo nawet tylko całkiem innej grupy wiekowej a zobaczysz, że podejmowanie szybkich decyzji tylko w oparciu o dotychczasowe doświadczenia bardzo często prowadzi do niezwykle kiepskich rezultatów.
Wróćmy teraz jeszcze do typowych błędów popełnianych w ten sposób. Z pewnością w komentarzach podacie sporo przykładów, więc na razie ograniczę się do kilku, które w dodatku do tych wspominanych wspominałem wcześniej dość często się zdarzają:
- z propozycji pracy ta jest „lepsza”, gdzie więcej zarobimy. Potem ktoś płacze, że wylądował na galerze lub w innym toksycznym środowisku
- z kandydatów do pracy „lepszy” jest ten, który ma bardziej odpowiednie wykształcenie lub kompetencje fachowe. Potem często trzeba taką osobę zwolnić, bo okazuje się, że jej postawa lub umiejętności współpracy z innymi są nie do przyjęcia
- z kilku lekarzy „lepszy” jest ten, który ma więcej tytułów przed nazwiskiem i bardziej arogancko odnosi się do innych (!)
- z dostępnych doradców/ coachów „lepszy” jest ten, który ma więcej ładnie wyglądających certyfikatów, albo jest przysłany z „poważnej” Firmy :-) Tu powstrzymam się od komentarzy
- „lepszym” mieszkaniem jest własny domek z dala od miejskiego zgiełku. Potem ktoś spędza pół życia w korkach przy dojazdach do pracy, dowożeniu dzieci do szkoły i koniecznych pracach ogrodowych
Takie wyliczenie można by kontynuować, ale pozostawię nieco miejsca do popisu dla Was. Istotnym jest, aby pamiętać, że kiedy podejmujemy decyzję w ważnej sprawie, to nie polegajmy zbytnio na kombinacji naszej dotychczasowej wiedzy i jednego, czy dwóch czynników. To może nas wpędzić w kłopoty, albo spowodować utratę istotnej szansy. Im bardziej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej dla nas!
Na zakończenie jeszcze mały, zaczerpnięty ze sklepu na Gran Canarii przykład, jak pozory mylą. Na poniższym zdjęciu widzicie na pierwszym planie ładne, kształtne mandarynki w perfekcyjnym pomarańczowym kolorze. Na drugim planie znajdują się jakieś owoce o nieregularnych kolorach i wielkości.
Przyjrzyjmy się im bliżej
Okazuje się, że są to brzydkie, zielono-żółte mandarynki i pomarańcze lokalnej produkcji. Bliższe spojrzenie pokazuje zaskakujący fakt, że te brzydactwa są znacznie droższe od tych pięknych, kształtnych i dojrzałych z pierwszego zdjęcia. Dlaczego mimo tego ludzie, w tym też i ja tak chętnie je kupują?? Bo są smaczniejsze!!! I gdybym kierował się tylko ich wyglądem, to nigdy bym się tego nie dowiedział!!! Niech to będzie metafora, którą zabierzecie ze sobą W drugim odcinku opisze błąd, który ostatnio sam prawie popełniłem…
Stereotypy jakim uleglem ostatnio
– Dziewczynki są grzeczniejsze niż chłopcy (powiedzcie to Mai z przedszkola gdzie dziś czytałem bajki. Maja… urwisie jeden)
– Kupno samochodu używanego opłaca się bardziej niż nowego (od dwóch lat dokładam, końca nie widać)
– Najlepszy komputer to ten z jabłkiem na obudowie.
Hej Alex!
Fajnie ze taki post sie pojawil. Sam od pewnego czasu staram sie rozpoznawac i eliminowac moje wlasne „wydaje mi sie”. Do tego gdy podejmuje jakas wazna decyzje staram sie podwazyc ja na kilka roznych sposobow z roznych stron. Czesto nieocenionym „podwazycielem” jest SZCZERY przyjaciel ktory majac swieze podejscie do danego tematu jest w stanie wyszukac kolejne niedociagniecia/pomylki w zalozeniach lub braki w mojej wiedzy na dany temat. Czesto zdarza sie ze jest to zimny prysznic, ale lepiej taki zebrac przed podjeciem dalszych dzialan niz „wykapac sie w lodowatej rzece” i zamarznac (finansowo/emocjonalnie/…) na jakis czas. Moim zdaniem posiadanie dystansu do tego „co wiem” i otwartosc na „bycie w bledzie” to jeden z wielu kluczy do sukcesu.
Powierzchowność w ocenie ludzi i sytuacji powoduje często krzywdę zarówno względem ocenianych, jak i oceniającego. Ktoś, kto nie przyjży się naturalności róznokształtnych owoców, a skusi na perfekcję kształtów tych z pierwszego planu pierwszego zdjęcia, ulegnie złudzeniu. Ażeby nie ulec takim złudzeniom potrzebne sa wg. mnie dwa czynniki: czas i uwaga na poznanie oraz założenie, że oceniając – szczegolnie pochopnie – możemy się pomylić.
Przykłady:
– poznałam bardzo bogatych ludzi wyglądających nad wyraz skromnie – oceniając z zewnątrz nie sposób było domyslić się, że są tak zamożni,
– poznałam też biednych ludzi usiłujących wyglądać bardzo bogato,
– poznałam inteligentnych ludzi, którzy w stosunku do innych ludzi nie grzeszyli zachowaniami homo sapiens intellectualis,
– poznałam ludzi, z których wyrazu twarzy nie biła inteligencja, a którzy zadziwiali wiedzą i otwartością umysłu,
– poznałam utytułowanych prostaków i poznałam też niewykształconych ludzi pełnych kultury,
– poznałam rodziny, w których nie ma więzów rodzinnych i obcych ludzi, którzy szanują się i wspierają, jak rodzina,
– itd.
Wniosek – zgadzam się z Alex’em.
Może być standardowo: inteligentni intelektualiści, kulturalni profesorowie, szczęśliwe rodziny, ale tak być nie musi, dlatego nie warto zakładać niczego z góry, a przynajmniej warto dopuścić możiwość, że może być inaczej niż nam się zdaje…
Pozdrawiam,
M.
Z racji tego, że dziś niemal cały dzień doświadczałem bardzo intensywnie czegoś, czego nie doświadczałbym, gdybym nie zmienił swoich uprzedzeń dotyczących atrakcyjności fizycznej u kobiet chcę się z Wami czymś podzielić.
Młody chłopak jestem (23 lata), w związku z tym swoją wypowiedź kieruję głównie do chłopaków w wieku podobnym, bo mam wrażenie, że u młodych chłopaków to bardzo częsta przypadłość.
W skrócie: 4 miesiące temu poznałem kobietę, która pozornie nie była, według moich wcześniejszych kryteriów, atrakcyjna fizycznie dla mnie. Jednak, między innymi dzięki lekturze postu Alexa o atrakcyjności i urodzie dałem nam szansę na relację.
Rezultat: kapitalna relacja z dużą dozą eksperymentowania, wspólnych aktywności, ciekawych i głębokich rozmów, zrozumienia, eksperymentowania na wielu płaszczyznach, przesycona (często do granic moich możliwości) najlepszym, najintensywniejszym, najczęstszym i najbardziej dzikim seksem, jakiego do tej pory doznałem.
Najlepsze jest to, że jeszcze całkiem niedawno wydawało mi się, że mój poprzedni długoletni związek (świadomie używam teraz słowa relacja, a nie związek…) to maksimum tego, co mogę mieć pod kątem bliskości, zrozumienia, inicjatyw, dobrego seksu. I faktycznie, wydawało mi się. Niebo a ziemia, seriously.
No cóż, moje wyobrażenie o rzeczywistości zostało w sposób bardzo brutalny (ale jakże przyjemny) doszczętnie rozbite. Ciekawe, ile jeszcze takich „rozczarowań” przede mną?
Oby jak najwięcej…
Czego i Wam życzę.
Serge
Interesujący macro-post. Bazować może na przykładach z każdej dziedziny życia. Czytanie sprawiło mi dużą przyjemność.
Do poniższych zdań nie dodam słowa „zawsze”:
Lepiej być pewnym siebie niż okazać słabość.
Lepiej jest smutnego rozśmieszyć niż poważnie z nim porozmawiać.
Lepiej milczeć niż mówić dużo i narazić się na krytykę.
Lepiej wierzyć dobremu oratorowi niż jąkale.
Lepszej jakości jest odzież markowa niż 'no name’.
Więcej radości sprawia drogi prezent niż skromny.
Lepszy kontakt ze sobą mają osoby, które długo się znają niż poznane niedawno.
Więcej się dowiesz z długiego wykładu niż z kilku usłyszanych zdań.
Lepszym szefem jest osoba starsza niż młodsza.
Osoba młodsza ma więcej kondycji niż starsza.
Bardziej lubiani są dyplomaci niż osoby popełniające gafy.
Więcej zaufania wzbudza ksiądz niż policjant.
Pozdrawiam,
Magda
Doświadczenie, wiedza i umiejętności nie tylko pozwalają podawać odpowiedzi, ale przede wszystkim wskazują o co pytać, na co zwracać uwagę. Pozory traktuję jako tymczasowe, przybliżone/spodziewane odpowiedzi, co do których nie mam pewności – mogą się sprawdzić, ale równie dobrze mogę tkwić w poważnym błędzie. Zauważyłem, że im lepiej znam dane zagadnienie/osobę, tym lepsze i bardziej precyzyjne pytania i wątpliwości jestem w stanie budować.
Wyjście od pozorów i stereotypów (hipoteza) daje na początku punkt zaczepienia w relacji z daną osobą, dzięki czemu początkowa faza znajomości nabiera impetu. Weryfikacja, odbywająca się od momentu przyjęcia założeń aż do chwili, gdy uznam, że wiem wszystko co powienienem do wyrobienia sobie indywidualnej opinii (czas może być różny – od minuty do nawet kilku lat), ma na celu potwierdzenie lub obalenie postawionej wcześniej hipotezy. Jednocześnie, poznając nowe zjawiska, zagadnienia, osoby, rozbudowuję w ten sposób swoją znajomość świata, co przekłada się na dalszą rozbudowę bazy stereotypów i filtrów.
Kilka, przykładów pozorów, które okazały się być mylne, a z którymi całkiem niedawno się spotkałem:
* Osoba głośna i otwarta jest pewna siebie – tak było, dopóki ta pewność siebie się nie złamała, wtedy wyszedł brak doświadczenia w radzeniu sobie z wątpliwościami i sytuacjami konfliktowymi.
* Jeśli robisz to, co lubisz i dobrze za to płacą, masz idealną pracę – tak było, dopóki inne czynniki (czas, współpracownicy, stres) były na akceptowalnym poziomie; w przeciwnym wypadku kochasz zajęcie, ale nienawidzisz pracy, dodatkowo bez żadnej silnej motywacji do zmiany.
* Osoby miłe i towarzyskie są takie zawsze – maska, noszona wszędzie tam, gdzie ludzie oceniają. W sytuacjach, gdy za pokazanie „prawdziwego ja” nie grożą żadne konsekwencje, efekt poraził raz, a dobrze.
* Jeśli z kilku opcji wszyscy znani mi eksperci wybierają jedną, musi być ona najlepsza – okazało się, że konkurencyjne rozwiązanie, prawie nieużywane, było idealnie dopasowane do naszych potrzeb; dodatkowo w mojej ocenie wydaje się być porównywalne, jeśli nawet nie lepsze. Marketing i reklama rzeczywiście potrafią zdziałać cuda.
* Każde działanie dowolnej osoby ma jakiś powód, nie zawsze da się go zauważyć/wywnioskować. Okazało się, że długi czas znałem osobę żyjącą i działającą według zasady „bo mogę”, a ja zawsze szukałem drugiego dna i ukrytych intencji. Najciekawszym efektem rozwiania tego pozoru była zmiana mojego nastawienia z „dlaczego?” na „dlaczego nie?”. :)
Pozdrawiam,
Bogumił
Alex,
piszesz m.in.: „kiedy podejmujemy decyzję w ważnej sprawie, to nie polegajmy zbytnio na kombinacji naszej dotychczasowej wiedzy i jednego, czy dwóch czynników”.
To na czym – według Ciebie – się oprzeć?
Przy podejmowaniu ważnych decyzji trudno jest mi zaprzeczyć, czy zanegować swoje dotychczasowe doświadczenia i wiedzę (oczywiście, że bardzo subiektywne), a oprzeć się np. na obiektywnych danych statystycznych.
Witaj Alex,
W firmie którą zarządzam panuje gorący okres przedświąteczny. Poszukiwałam na szybko kogoś dodatkowego do pomocy w magazynie. Praca nie należy do lekkich ale nie jest też wymagająca. Aby szybko kogoś znaleźć przejrzałam darmowe serwisy z ogłoszeniami, po czym zatelefonowałam do kilku osób. Zaznaczam, że dzwoniłam do osób które deklarowały chęć podjęcia jakiej kolwiek pracy i często miały doświadczenie tylko w pracach fizycznych. W większości jedyne pytanie jakie padło to – jaka stawka? Oczywiście nie dziwi mnie to pytanie, bo jest to niezwykle ważny element, ale tylko jeden z wielu. Natomiast jest to dla mnie podejmowanie decyzji stereotypowo i takie pracownika bym nie ztrudniała – ktoś zaproponuje mu stawkę o 50 groszy wyższą i znów trzeba szukać i uczyć nową osobą. Ale akurat nie o tym chcę pisać. W końcu natrafiłam na bardzo chętnego młodego mężczyznę jednak bez kompletnie żadnego doświadczenia. Zadzwoniłam i okazało się że chłopak ten okropnie się jąkał i ciężko było przeprowadzić sensowną rozmowę. W głowie przeprowadziłam szybką analizę tematu (potrzebuję człowieka który cokolwiek potrafi i szybko się uczy) i zrezygnowałam z zaooferowania mu pracy. Jednak później myślałam o tym czy nie podjęłam tej decyzji tylko na podstawie tego, że chłopak się jąkał. Przecież w gruncie rzeczy może być naprawdę dobrym pracownikiem, tym bardziej jeżeli ciężko mu znaleźć pracę. Następnego dnia otrzymałam maila od tego właśnie człowieka, że bardzo mu zależy i ma doświadczenie w pracy na magazynie (dziwne bo wczoraj nie miał). Ponieważ jednak miałam gardłową sprawę, a poza tym chciałam się przekonać co rzeczywiście on potrafi i nie skreślać na podstawie jednej informacji, poprosiłam aby przyszedł na dzień próbny. Przyszedł następnego dnia. Już przy powitaniu wiedziałam, że „nie jest dobrze”. Nie wiedział gdzie ma schować oczy – na sufit, czy ściany i ciężko było się z nim normalnie dogadać. Pomyślałam zobaczymy – pewnie to stres, brak pewności siebie spowodowany jąkaniem, brakiem umiejętności itp. Niestety po zakończonym dniu pracy kierownik magazynu stwierdził tylko „masakra”. Nie przedłużyliśmy mu umowy.
Uważam, że akurat w tej sytuacji moja pierwsza szybka ocena stytuacji była prawidłowa. Jednak wtedy tego nie wiedziałam i chciałam ją zweryfikować, aby się upewnić. Patrząc na ilość decyzji które mam codziennie do podejmowania to idealnie byłoby mieć dużo czasu na ich analizę, na weryfikację i do tego nieograniczone środki finansowe. Jednak w rzeczywistości najczęściej działamy pod presją czasu, w warunkach organiczonego dostępu do informacji, mamy ograniczony budżet lub trzeba po prostu zaryzykować gdyż nikt tego nigdy wcześniej nie testował. Mózg jest tak skonstruowany by działać schematami i utartymi ścieżkami, gdyż to ułatwia życie.
Podsumowując tą zabałaganioną wypowiedź:
1. w sytuacjach obarczonych małym ryzykiem i powtarzalnym działanie schematami jest dobre
2. czasami warto złamać schemat z pkt. 1 by przekonać się czy nasze działania nadal według niego są ok
3. w decyzjach o znaczeniu długookresowym warto przeanalizować możliwie najwiecej danych z wielu źródeł.
I jeszcze jeden powiązany wątek. Niesamowite jest jak ludzie oceniają po pozorach – już piszę o co chodzi. Pracuję w firmie która importuje produkty głównie z Chin. Nie raz spotkałam się z opinią od osób postronnych, przeciętnych konsumentów, że nasz towar to tzw. „chińszczyna”, i że oni wolą kupić porządny, markowy towar – mówili to na podstawie niskich cen. Natomiast prawda jest taka że współpracujemy z firmami z całej Polski oraz sklepami detaliczymiże i towar który kupią u nas nas za np. 5 zł przez ten sklep w galerii handlowej sprzedawany za 50 zł. Inny przykład z ostatniego tygodnia – na jeden z produktów oraz jego opakowanie nadrukowujemy logo znanej międzynarodowej marki sportowe, która następnie wstawia go do sklepów i sprzedaje za kilka razy więcej. Znajomi którzy taki kubek mówili że jest super – od razu wiadać że „markowy”. To przykład z mojego podwórka ale uważam, że jest to nagminne wszędzie, w każdej dziedzinie życia, i nie uciekniemy przed tym – nie jesteśmy w stanie być ekspertem we wszystkim. Jestem natomiast za eksperymentowaniem i sprawdzaniem swoich przekonań od czasu do czasu tak dla samych siebie i dla frajdy. Często wynikają z tego ciekawe rzeczy!:-)
Ach i jeszcze ostatnia już rzecz- odnosząc się do postu Marysi o ludziach bogatych i biednych. Mój znajomy pracujący w finansach często pyta ludzi „Chce Pan być bogaty czy wyglądać jak bogaty?” To jest właśnie ta różnica między opakowaniem a zawartością.
Pozdrawiam serdecznie
–
Bogumił Wiatrowski,
Podałeś ciekawe przykłady. Wyłowiłam sobie z nich dwa skrajne, które, pojawiając się jeden po drugim, miały w moim życiu duże znaczenie:
1.„Osoby miłe i towarzyskie są takie zawsze – maska, noszona wszędzie tam, gdzie ludzie oceniają. W sytuacjach, gdy za pokazanie “prawdziwego ja” nie grożą żadne konsekwencje, efekt poraził raz, a dobrze.”
oraz
2.„Każde działanie dowolnej osoby ma jakiś powód, nie zawsze da się go zauważyć/wywnioskować. Okazało się, że długi czas znałem osobę żyjącą i działającą według zasady “bo mogę”, a ja zawsze szukałem drugiego dna i ukrytych intencji. Najciekawszym efektem rozwiania tego pozoru była zmiana mojego nastawienia z “dlaczego?” na “dlaczego nie?”.”
Pierwszy przykład to właśnie pozór, ułuda, złudzenie, które sprawia, że się rozczarowujemy. A gdy się już rozczarujemy, wtedy pojawić się może uprzedzenie, które wprowadza chaos w zakresie wiedzy o ludziach. Taka niekompletna wiedza o ludziach zostaje poszerzona dzięki pozytywnemu doświadczeniu – jak w cytacie drugim.
Efekt „przejechania się” na tym, że uwierzymy w tego typu stereotypy jest w obu przypadkach różny: w pierwszym przykładzie – efekt negatywny (smutek, depresja, rozczarowanie, zniesmaczenie, złość), w drugim – efekt pozytywny (radość np. z tego powodu, że znalazł się ktoś, kto robi coś bezinteresownie, bo taka osoba może bardzo pomóc, miłe zaskoczenie, odzyskanie wiary w ludzi).
Drugi, opisany przez Ciebie, Bogumile, przypadek myślenia stereotypowego przekonuje mnie, że proces uczenia się sam w sobie ma duży sens. Gdy jeszcze czegoś nie wiemy, to moment, w którym dowiadujemy się o czymś dla nas korzystnym, daje nam dużą radość. Gdybyśmy wiedzieli już wcześniej, że nie zawsze czyjeś działanie, jak piszesz, ma drugie dno i że ludzie potrafią działać np. altruistycznie, nasza radość byłaby mniejsza. Nadal byłoby to pozytywnym doświadczeniem – zobaczenie w kimś kogoś dobrego, ale nie aż taką euforią, gdy, po przeżyciu rozczarowania, nasza niewiedza o ludziach zostaje nagle przełamana wyjątkowym „olśnieniem”. :)
Pozdrawiam,
Magda
Pozory mogą mylić. Ale pozwalają podejmować szybko decyzje. Być może decyzje nienajlepsze, ale jeszcze niekoniecznie najgorsze.
Kto przyzna się, że w mandarynkowym przykładzie Alexa spostrzegł ukryty drugi stereotyp? Większa cena przecież nie zawsze oznacza lepszą jakość.
A jednak cena miała nam udowodnić, że smak brzydszych owoców przewyższał ładniejsze :)
Doświadczyłam właśnie na swoim przykładzie wpływu dłuższej analizy i przemyśleń z jednej strony i natychmiastowej oceny z drugiej strony. A rzecz dotyczy Twojego postu Alex. Tego postu właśnie :)
W pierwszej chwili zgodziłam się bezwarunkowo i podtrzymuje to, co napisałam. Dostrzegam jednak w tym toku rozumowania element, który został pominięty. Mam tu na myśli to, o czym pisze M. Gladwell w swojej książce „Blink”. Być może część czytelników o niej słyszała/ czytała ją. Podtytuł książki „The Power of Thinking Without Thinking” już coś mówi o jej zawartości. Autor przytacza w niej mnóstwo przykładów argumentujących tezę o trafności sądów/ocen/spostrzeżeń podjętych w mgnieniu oka przy niewielkiej ilości informacji.
Alex,
Myślę, że Gladwell mógłby odpowiedzieć na Twoje stwierdzenie „Częstą pomyłką, którą popełniamy, jest założenie, że jakieś zagadnienie, z którym mamy do czynienia od dawna, znamy bardzo dobrze i dlatego możemy decydować w oparciu o kilka powierzchownych wskaźników.” kontrargumentując pierwszym przykładem ze swojej książki: „starożytną” rzeźbą zakupioną za kilka milionów dolarów przez jedno z kalifornijskich muzeów. Analizy eksperckie i badania potwierdziły jej autentyczność! Aż pewnego dnia zobaczył ją dyrektor innego muzeum (tym razem greckiego :) ) i stwierdził, że juz na pierwszy rzut oka (!) coś mu w tym kurosie (to typ rzeźby, jaki zakupiło muzeum) nie pasuje… I okazało się, że nabytek jest falsyfikatem! Nie wykryła tego głęboka analiza, a szybka ocena.
Jak w takim razie pogodzić ten „fenomen” z nie uleganiem pozorom?
Annie,
Nie wiem, czy słusznie domyślam się (mam wszak mało danych :) ), ale jeśli Twój kolega jest doradcą finansowym, to takie pytanie na starcie z pewnością wyróżniłoby go z tłumu innych doradców :)
Michał Stachura
Dziękuję za przykłady.
Nawiasem mówiąc znam kilka bardzo niegrzecznych dziewczynek,które przedszkole mają już bardzo dawno za sobą :-)
Łukasz
Piszesz: „Do tego gdy podejmuje jakas wazna decyzje staram sie podwazyc ja na kilka roznych sposobow z roznych stron. Czesto nieocenionym “podwazycielem” jest SZCZERY przyjaciel ktory majac swieze podejscie do danego tematu jest w stanie wyszukac kolejne niedociagniecia/pomylki w zalozeniach lub braki w mojej wiedzy na dany temat. „
Bardzo dobre podejście, oczywiście o ile nie paraliżuje ono nas całkowicie. Ten dobry przyjaciel powinien być bardzo kompetentny w sprawie, o która go pytamy o zdanie.
Marysia
Piszesz: „Ażeby nie ulec takim złudzeniom potrzebne sa wg. mnie dwa czynniki: czas i uwaga na poznanie oraz założenie, że oceniając – szczegolnie pochopnie – możemy się pomylić. „
To jest moim zdaniem bardzo słuszne. Czasem mamy za mało czasu na decyzję, wtedy trzeba szczególnie uważać (oczywiście w powazniejszych sprawach)
Serge
Piszesz: „kapitalna relacja z dużą dozą eksperymentowania, wspólnych aktywności, ciekawych i głębokich rozmów, zrozumienia, eksperymentowania na wielu płaszczyznach, przesycona (często do granic moich możliwości) najlepszym, najintensywniejszym, najczęstszym i najbardziej dzikim seksem, jakiego do tej pory doznałem. „
Uśmiechnąłem się czytając Twoje słowa :-)
Spróbuj coś takiego praktykować jeszcze przez najbliższe 30 lat (z różnych powodów prawdopodobnie nie będzie to cały ten czas z tą samą partnerką) a zrozumiesz skąd niejaki Alex B. ma w tak zaawansowanym wieku tyle energii i radości życia :-) To jest ważniejsze niż własne mieszkanie i inne podobne rzeczy :-)
Bogumił Wiatrowski
Piszesz: „Doświadczenie, wiedza i umiejętności nie tylko pozwalają podawać odpowiedzi, ale przede wszystkim wskazują o co pytać, na co zwracać uwagę. „
To jest słuszna obserwacja.
Dalej: „…. gdy uznam, że wiem wszystko co powinienem do wyrobienia sobie indywidualnej opinii (czas może być różny – od minuty do nawet kilku lat), …”
Ja bardzo rzadko mam wrażenie, że wiem „wszystko”, ale z czasem uczysz się podejmować decyzje przy niedostatku informacji (standard w moich działaniach biznesowych)
Anet.
W ważnych sprawach staram się zdobyć więcej informacji. Do tego eksperymentuję na małych próbkach a standardowo zastanawiam się, co by było, gdyby odwrotność mojego przekonania była słuszna. To prowadzi czasem do pozornie „odjechanych” rzeczy, ale jak dotąd większość kończyła się z pożytkiem dla mnie
Annie
jeśli, jak wynika z Twojego komentarza, potrzebowałaś kogoś, do okresowego wykonywania nieskomplikowanych prac w magazynie, to pytanie „za ile” nie powinno dyskwalifikować kandydata.
Wtedy miałabyś większy wybór, i być może od razu zrezygnowałabyś z tego, który się nie sprawdził.
Dziękuję za przykład z tymi pozorami :-)
Artur N.
Piszesz: „Pozory mogą mylić. Ale pozwalają podejmować szybko decyzje. Być może decyzje nienajlepsze, ale jeszcze niekoniecznie najgorsze. „
Pytanie czy w danej sytuacji potrzebujesz decyzji,która będzie bardzo szyba, czy tez bardzo dobra :-)
dalej: „Kto przyzna się, że w mandarynkowym przykładzie Alexa spostrzegł ukryty drugi stereotyp? Większa cena przecież nie zawsze oznacza lepszą jakość.
A jednak cena miała nam udowodnić, że smak brzydszych owoców przewyższał ładniejsze „
Chyba tutaj mamy błąd logiczny :-)
Dla mnie dowodem smaku tych owoców są moje wrażenia organoleptyczne :-) Fakt, że przy możliwych innych opcjach te owoce miały wyższą cenę, jest tylko przesłanką, że inni klienci tak samo wysoko oceniają smak tych „brzydul”, i tak jak ja są gotowi więcej za nie zapłacić.
Marysia
W opisanym przez Ciebie przypadku mamy następujący ciąg zdarzeń
1) analiza z błędnym wynikiem
2) spostrzeżenie tego dyrektora oparte na głębokiej, częściowo już nieuświadomionej wiedzy – słuszne
3) ponowna analiza stwierdzająca falsyfikat rzeźby (no bo jakoś musieli to ostatecznie stwierdzić :-))
ad 1) oparcie się na niedostatecznej wiedzy lub niedbalstwo (patrz moja „ograniczona znajomość tematu”)
ad 2) duża, choć częściowo nieuświadomiona znajomość tematu przez tego dyrektora
ad 3) powtórna analiza, zapewne oparta na lepszej znajomości tematu niż ta pierwsza :-)
To przed czym ostrzegam, to pochopne decyzje przy ograniczonej znajomości tematu. A ponieważ tej ostatnie, z powodów podanych w poście nie można tak łatwo wykluczyć, to stąd zalecenie ostrożności w ważnych sprawach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Annie.
A czy przypadkiem dyskwalifikacja na podstawie pytania o zarobek nie jest tym przed czym przestrzega Alex w powyższym poście?
Widzę to tak: jeżeli ktoś się jąka przez telefon tak, że trudno się z nim porozumieć, to jest to konkretna informacja, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będzie się dogadywał z innymi pracownikami na magazynie.
Z kolei pytanie o zarobek może być zmotywowane tym, że przy tego typu pracach wielu pracodawców w Polsce oferuje wynagrodzenie tak niskie, że nie idzie nawet przeżyć pracując 40h w tygodniu.
Dziwi mnie także to, że obawiasz się tego, że pracownik ucieknie gdy tylko dostanie wyższą pensję. Nie uważasz, że w pracach fizycznych na magazynie jest tak duża rotacja, że i tak trzeba się z tym liczyć? Środkiem zapobiegawczym może jest ponad rynkowa stawka zamiast oczekiwania, że pracownik będzie bardzo interesował się czym innym, niż pensja?
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Alex,
Dziękuję za odpowiedź.
Przypadek zakupu rzeźby rozłożony przez Ciebie na trzy etapy wskazuje na poparcie tezy o niedostatecznej analizie (punkt 1). A jednak z opisu Gladwell’a wynika, że znawcy tematu i dokładne analizy wykazały, że jest to oryginał. Ten zakup był kosztowny, więc temat zbadano wnikliwie. A wobec tego punkt 1 nie jest zbieżny z zaistniałą sytuacją.
Poza tym przykład rzeźby jest jednym z wielu. Gladwell podaje ich więcej. Przytacza tzw. technikę „thin-slising” czyli podejmowania szybkich decyzji/ocen w oparciu o małą ilość informacji. Co więcej, równie trafnych, jak w przypadku głębszej/dłuższej analizy. Pamiętam oprócz rzeźby jeszcze dwa przykłady z „Blink”.
Pierwszy: Ocena osobowości studentów po zaglądnięciu do ich akademickich pokoi przez obce im osoby była zbieżna z oceną na temat ich osobowości „wystawionej” przez ich przyjaciół.
Drugi: Ocenianie prawdopodobieństwa rozpadu małżeństwa po wysłuchaniu jednej rozmowy (szeroko przytoczono rozmowę pary nt. „co zrobimy z psem?”: ona chce go zostawić, on nie) w celu stwierdzenia, czy po 15 latach wciąż będą małżeństwem. Oczywiście była to praca naukowa, ale ujawniła ciekawe rezultaty: analiza godzinnej rozmowy pary na tego typu temat pozwalała stwierdzić z prawdopodobieństwem 95%, o tym, co się stanie z ich małżeństwem. Natomiast 15-minutowa analiza trafiała w 90%.
Bardzo naukowe te przykłady :) To może własny: Mam przyjaciół, których polubiłam od pierwszego wrażenia i wiedziałam bardzo szybko, że z tymi ludźmi się dogadam i fajnie spędzę czas. Znam tez ludzi, o których wiedziałam, że powiedzmy „jesteśmy z innej bajki” po wymianie paru zdań. Część ważnych decyzji (choć przyznam, że mniejszą część :) ) podjęłam spontanicznie, bo byłam przekonana o ich słuszności i dotąd nie zmieniłam zdania.
Czy w takim razie Twoim zdaniem istnieje coś takiego jak „thin-slicing”? A jeśli tak, czy go stosujesz i jak go pogodzić z ostrożnością w pozornej ocenie?
Pozdrawiam,
Marysia
Alex,
Te osoby, które pytały tylko o stawkę to same rezygnowały. I to dla mnie też przykład na patrzenie tylko na jeden czynnik… A może konsekwentne realizowanie swojego celu, który sobie postawiły?
Paweł Kuriata,
Jak już napisałam powyżej Alexowi – rezygnacji dokonywały osoby szukające pracy a nie ja. Druga kwestia to wysokość zarobków. Czy jeżeli będziesz zatrudniał sprzątaczkę to będziesz oczekiwał aby umiała jak obsługiwać miotłę i odkurzacz? Podejrzewam, że tak. Tak samo minimalne wymagania mam w stosunku pracy na magazynie – czyli aby taka osoba umiała obsłużyć się taśmą klejącą lub nożykiem do cięcia, przełożenia towaru z miejsca na miejsce. Niestety tego trzeba ich uczyć od zera i czasem mam wrażenie że to pracownik nam powinien płacić za przeszkolenie go. To temat na inny post:-)
Alex, dzięki za ten ciekawy post :-) Przyznam szczerze, że to jeden z tego typu postów, które o wiele łatwiej mi się po prostu czyta i przyjmuje do wiadomości niż poddaje pod dyskusję podpartą zaczerpniętymi z własnego życia przykładami (czasem te przykłady nie są aż tak oczywiste aby w pierwszej chwili nasuwały się na myśl, a czasem po prostu nie nadają się one do publicznej dyskusji ;-).
Nie mniej jednak i mnie ostatnio przytrafiło się coś, co w pewien sposób przypomina podany przez Ciebie przykład z mandarynkami. W okolicy, w której mieszkam znajduje się kilka budek z małymi prywatnymi biznesami typu mała gastronomia czy też kwiaciarnia. Jedną z nich jest 'pawilon gastronomiczny’ z szyldem, który obwieszcza niezbyt wyszukaną nazwę tegoż biznesu – „Bufet” :D. Jedno z tych nijakich miejsc, obok którego przechodzi się obojętnie nie zwracając na nie nawet uwagi, w środku schludne i utrzymane we względnym porządku, to fakt, z zewnątrz jednak obiekt swoją estetyką nie powala :-).
I nale wyobraźcie sobie sytuację, w której wasz znajomy, któremu dobrego gustu kulinarnego co jak co, ale nie możecie odmówić, przychodzi z reklamówką w której znajdują się najlepsze naleśniki, najlepsze pierogi z kapustą i grzybami i najlepsze krokiety, jakie kiedykolwiek jedliście! Oczywiście większość z Was domyśla się pewnie, że wszystkie te dobroci pochodziły z owego przybytku nazwanego Bufetem.
Tak czy inaczej moje zdziwienie było ogromne, podobne doświadczenia miał znajomy, który sam przyznał, że jak dotąd jeśli chodzi o typowo polskie domowe dania, palmę pierwszeństwa dzierżyła jego mama :D. Cóż, do czasu, kiedy poznał bufet z jego pysznościami :D
Ostatnio nawet mieliśmy mały brainstorming i zastanawialiśmy, co sprawia, że – można pomyśleć – zwykłe naleśniki, kupione tam, wydają nam się oszałamiające. Ostateczny wniosek, do jakiego doszliśmy, to, że wygląda to tak, jakby pani, która to wszystko przygotowuje znalazła dla każdej z tych potraw swoistą „złotą proporcję”, która sprawia, że jej potrawy są dla nas tak pyszne :-)
Na zakończenie dodam tylko, że odkąd odkryłam to miejsce, jadam tam regularnie i… praktycznie przestałam sama gotować ;-) Co więcej, zauważyłam, że bufet ma wielu stałych i oddanych klientów, którzy doskonale wiedzą po co tam przychodzą. Podsumowując, gdyby nie przypadek i gdybym nadal kierowała się w tym przypadku swoim utartym tokiem myślenia, ominęło by mnie naprawdę wieele znakomitego jedzenia :-)
Pozdrawiam serdecznie
Marysia
Piszesz: „ A jednak z opisu Gladwell’a wynika, że znawcy tematu i dokładne analizy wykazały, że jest to oryginał. „
To jak stwierdzono, że to falsyfikat? Oparto się jedynie na przeczuciu tego specjalisty i zawierzono mu na ślepo?? Jakaś analiza zapewne to potwierdziła
Dalej: „Ocena osobowości studentów po zaglądnięciu do ich akademickich pokoi przez obce im osoby była zbieżna z oceną na temat ich osobowości “wystawionej” przez ich przyjaciół. „ i obydwie mogły być błędne, bo pomijały wpływ aktualnego środowiska i peer pressure
Przykład z małżeństwem jest dobry, potrafię coś podobnego :-)
W moim poście nie zaprzeczam używaniu czegoś takiego, lecz ostrzegam na zbytnim poleganiu na takim thin-slicing w sytuacji szybko zmieniającego się świata wokół nas
Marta
Dziekuję za ciekawy przykład. Przypomina mi to, jak moj przyjacielem Roger zabrał mnie kiedyś do arabskiego lokalu w okolicach Cottbuser Tor w Berlinie. Ja bym się tam sam z siebie nigdy nie pojawił, nie mówiąc już o wchodzeniu do lokalu, a jedzenie czegokolwiek byłoby wykluczone :-) Obiad z arabskich dań, który zjedliśmy był smaczny i o dziwo nic mi nie zaszkodziło :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marta,
podaj proszę namiar na Bufet :-)W jakim mieście i i w okolicy jakiej ulicy.
Chętnie skorzystam. Bywam w różnych miejscach.
Ewa
Ewo,
z ust mi to wyjęłaś :)
Marto,
gdzie ten bufet???
:)
Ewo, przesłałam Ci informacje przez formularz kontaktowy na Twoim blogu. Ale skoro i Małgorzata zapytała, to bufet znajduje się we Wrocławiu, zaraz za pętlą tramwajową na Biskupinie przy ulicy Olszewskiego :-)
Pozdrawiam
Marta,
wielkie dzięki.
To już wiem dokładnie gdzie to jest i jak będę u Mamy we Wrocławiu to z pewnością skorzystam. :-)
A przy okazji – nie dostałam info z formularza kontaktowego. W takim razie dzięki Tobie wiem, ze coś nie zadziałało i sprawdzę.
Pozdrawiam, Ewa
Znowu Wrocław :)
Trochę daleko jak na wpadanie po gotowe dania na obiad. Niestety. Ale podam namiar koleżance Wrocławiance. A mnie może też się kiedyś przyda.
Dziękuję Marto :)
Hej Alex,
Piszesz:
„Ten dobry przyjaciel powinien być bardzo kompetentny w sprawie, o która go pytamy o zdanie.”
Moim zdaniem to nie jest konieczne. To znaczy dobrze gdy zna sie na rzeczy i zada dobre pytania. TO oczywiste. Wartosciowe jest tez moim zdaniem gdy nie ma pojecia o sprawie i ze „swiezym” umyslem zada trywialne pytanie ktorego ja nie bralem pod uwage w swoich rozwazaniach. Takie spojrzenie na „wiekszy obrazek” bez wchodzenia (znajomosci) w szczegoly tez jest pomocne. W najlepszym/najgorszym przypadku pytanie bedzie nieadekwatne. Pare razy zdarzylo sie ze wskazano mi tak slabe punku mojego „genialnego planu” ;-)
Pozdrawiam
Ewa W, Małgorzata – proszę bardzo :-)
@Ewa W
Jeszcze przy okazji do tego tematu pobocznego: wysłałam Ci Ewo wczoraj po raz kolejny informację na ten sam temat co poprzednio przez wspomniany już formularz kontaktowy. Jestem ciekawa czy tym razem zadziałał, tym bardziej, że po wysłaniu pojawiła się informacja „Your message has been successfully sent”.
Pozdrawiam
Marta,
dziękuję. Dzis zjadał mnie wirus, moze on nie pozwolił żeby Twoja wiadomość dotarła.
Bo nie dotarła.
Będę sprawdzać co się dzieje.
W razie czego pisz proszę na ewytrazek w gmailu :-)
Alex,
przepraszam za to zupełnie niezwiązane z tematem wykorzystanie Twojego bloga. :-)
Ewa
Alex,
Oczywiście, że zbadano ponownie rzeźbę. I po Twoim pytaniu doszłam do wniosku, że z badaniami może być tak, ze mają dowieść tezy, jakiej się spodziewamy, a nie określić, jaka jest prawda. W tym przypadku bowiem, po wypowiedziach ekspertów dowiedziono, że kuros jest autentykiem. Gdy znalazł się ekspert, który stwierdził, że coś mu w tym antyku nie gra, to dopiero przeprowadzono badania, które dowiodły, że to falsyfikat. Potwierdza to jedynie, że do nieomylnych autorytetów i ich badań warto podchodzić z dystansem :)
Pozdrawiam!