Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Dwie łodzie i helikopter

Część z Was zna zapewne tę historię człowieka, który utonął w czasie powodzi. Dla pozostałych pozwolę sobie ją przytoczyć (nie udało mi się niestety ustalić jej autora):
Kiedy podczas powodzi wzbierająca woda podeszła pod dom pewnego gospodarza pojawiła się tam też łódź ratunkowa. Mężczyzna ten odesłał ją jednak ze słowami „Nie potrzebuję was, bo Bóg ma mnie w swojej opiece”.

Kilka godzin później, kiedy woda sięgała już do okien pojawiła się druga łódź i podobnie jak pierwsza została ona odesłana z identycznym uzasadnieniem.

Woda szybko wzbierała i w pewnym momencie nasz gospodarz był zmuszony do schronienia się na dachu. Kiedy tak siedział na jego szczycie w oddali pojawił się helikopter, który podleciał bliżej i załoga spuściła w dół linę, po której mężczyzna ten mógł wciągnąć się na górę. Ten jednak odmówił z uzasadnieniem „Nic mi się nie stanie, Bóg ma mnie w swojej opiece”. Helikopter odleciał, woda nadal wzbierała i nasz bohater utonął.

W Niebie, jeszcze mokry od wody, rozczarowany i zły trafił w końcu przed oblicze Boga i zaczął na niego krzyczeć: „Dlaczego tak mnie zawiodłeś, ja w Ciebie wierzyłem a Ty pozwoliłeś mi utonąć!!!” . Bóg na to: „Odczep się ode mnie, wysłałem ci przecież dwie łodzie i helikopter!”

Całe szczęście, że rzadko w życiu stoimy wobec sytuacji wymagających nadprzyrodzonej mocy aby nas uratować. Znacznie częściej tkwimy na życiowej mieliźnie (zawodowej, prywatnej, czy zdrowotnej) i albo przeoczamy, albo bezmyślnie odsyłamy łodzie, które (Bóg, Kosmos, Los, inni ludzie – w zależności od przekonań) przysyłają nam, aby nas z niej uwolnić.

Sam, odkąd tylko trochę lepiej mi się powodzi (a to już ładny kawałek czasu) zawsze chętnie podsyłałem różnym ludziom takie „pływadła” i bardzo często muszę się dziwić, co wyprawiają oni z takimi możliwościami. Stosunkowo niewielki odsetek robi z tego właściwy użytek, resztę reakcji można podzielić na trzy następujące kategorie:

  • nieufność – ktoś podstawia Ci łódź, na której, metaforycznie mówiąc, możesz odpłynąć z beznadziei w której tkwisz, a ty dopatrujesz się w niej podstępu i próby oszustwa. Takich zachować doświadczałem zarówno ze strony jednostek, jak i całych grup. Np. kiedy kilka lat temu wystartowałem z inicjatywą, w której niezamożni modelarze mogli w systemie honorowym wypożyczać, albo nawet dostać potrzebny sprzęt, który kupiłem za własne pieniądze to sporo zainteresowanych patrzyło na mnie ogromną podejrzliwością prawie wołając „a kysz, to musi być jakaś siła nieczysta” :-)
  • niezauważenie – tak, tak, sporo ludzi nie zauważa pojawiających się w życiu szans tylko dlatego, bo wyglądają one często nieco inaczej niż w serialach telewizyjnych, bądź powszechnych wyobrażeniach!! Nie popełniajcie takiego błędu jak Luke Skywalker, który szukając mistrza Jedi zlekceważył Yodę tylko dlatego, bo ten ostatni nie odpowiadał jego wyobrażeniom jak taki mistrz powinien wyglądać
  • niewykorzystanie – czasem łódź, która komuś podsyłasz nie jest najwygodniejsza, czasem chybotliwa, często trzeba samemu trochę powiosłować. To jest wystarczającą wymówką dla wielu osób, które może w głębi ducha oczekują na luksusowy jacht zapominając, że najważniejsze jest odbicie się od niedobrego brzegu i wprowadzenie spraw w ruch. Są nawet ludzie, którzy dostając do dyspozycji całkiem wygodny pojazd zużywają czas i energię na wyszukiwanie w nim wad, zamiast po prostu wystartować. przykładów na to też można by mnożyć….

Drogi Czytelniku, potraktuj ten post jako pewną inspirację do przemyśleń na temat Twojego postępowania w takich sprawach. Może dojdziesz do wniosków, które będą dla Ciebie wartościowe……

PS: Abyśmy uniknęli mylnego wrażenia o autorze sparafrazujmy najpierw: „Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie odesłał żadnej łodzi” :-)

Ja tam niczym rzucać nie będę :-)

Komentarze (46) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Odpowiedzialność – parę rozważań

Na życzenie kilku Czytelników podyskutujemy sobie o odpowiedzialności. Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.
Na samym początku warto ustalić dokładnie o czym będziemy mówić, więc zajrzyjmy do Słownika Języka Polskiego PWN:

„odpowiedzialność

1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»

2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś”

Jak zatem widać, mówiąc o odpowiedzialności mamy do czynienia z dwoma dość różnymi pojęciami.

Zacznijmy może od tego pierwszego znaczenia, pozostawiając przy tym na boku kwestię oczywistej odpowiedzialności prawnej.

Tutaj znowu mamy dwa warianty, które pozwolę sobie omówić oddzielnie:

  • Obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny – jestem całkowicie „za” i polecam każdemu przyjęcie takiej postawy w życiu. Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu. Jego jakość jest przecież w dużym stopniu zależna od tego co robimy!! Mamy co prawda wokół siebie wielu ludzi, którzy zwalają tę odpowiedzialność na partnera, rodzinę, sytuację gospodarczą, rząd, mentalność, brak wykształcenia i wiele innych czynników, z mojego punktu widzenia jest absolutna bzdura wypowiadana przez jednostki cierpiące na syndrom wyuczonej bezradności. Prawdą jest, że trudno byłoby wykazać, iż mamy kontrolę nad wszystkim co nam się przydarza (choć i tu można by przeprowadzić ciekawą dyskusję – ja np. roboczo wychodzę z założenia, że wszystkie wydarzenia w moim życiu są rezultatem mojego postępowania), niemniej bez wątpienia mamy, przynajmniej potencjalnie, kontrolę nad naszymi reakcjami na takie zdarzenia. To jest bardzo ważna sprawa, bo uświadomienie sobie tego natychmiast pozbawia nas wielu wymówek :-)
  • Obowiązek moralny odpowiadania za czyjeś czyny – bardzo niechętnie przejmuję odpowiedzialność za czyny innych ludzi, mając przecież tylko bardzo ograniczony wpływ na to, co i w jaki sposób oni robią. Traktując innych jak osoby dorosłe wolę przekazać im zarówno „narzędzia”, jak i odpowiedzialność za to, w jaki sposób i do czego ich używają. Widać to np. na treningach lub na tym blogu, gdzie ciągle podkreślam „nie wierzcie mi na słowo, użyjcie własnego umysłu”. Tak samo jestem bardzo ostrożny w moich rekomendacjach, bo oznacza to też przejęcie pewnej odpowiedzialności za jakość pracy kogoś innego. To powiedziawszy, od czasu do czasu przejmuję odpowiedzialność za czyjeś działania, pod warunkiem, że są to osoby bardzo starannie dobrane.

Teraz możemy przejść do tego drugiego znaczenia słowa odpowiedzialność a mianowicie przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś, lub coś.

Tutaj sprawa jest dość prosta, choć znowu występują dwa warianty :-)

  • Z dobrego serca przejmujemy obowiązek zadbania o kogoś, kto sam nie jest zdolny zrobić tego w odpowiedni sposób, dla przykładu starsi rodzice czy inni ludzie, którym chcemy pomóc. Ważne jest, abyśmy nie pomagali więcej niż jest to konieczne, inaczej możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
  • Zawieramy z kimś mniej czy bardziej formalny kontrakt, w myśl którego każda ze stron gotowa jest z czegoś zrezygnować dostarczając drugiej „przedmiot umowy”, w tym my zobowiązujemy się do zadbania o kogoś, lub coś. Dobre porozumienie powinno być win-win, kiedy obie strony wychodzą na nim bardziej „do przodu”, niż gdyby były bez niego. Drugim ważnym elementem takiej umowy jest procedura, którą będzie się stosowało w wypadku, gdyby jedna ze stron chciała się z niej wycofać. Czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w czasach szczególnie szybkich zmian i coś, co było doskonałym pomysłem wczoraj, może się okazać ciężką kulą u nogi jutro. Osobiście ani w życiu prywatnym, ani w biznesie nie chcę, aby ktokolwiek robił coś dla mnie wbrew swojemu przekonaniu tylko dlatego, że mamy taką umowę. Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.

W praktyce w tym punkcie powyżej występuje czasem parę problemów, o których należy wspomnieć:

  • Często w momencie zawierania porozumienia ludzie boją się, bądź krępują porozmawiać z drugą stroną na temat postępowania w wypadku, gdyby jedna z nich zmieniła zdanie. W takich wypadkach trzeba koniecznie negocjować, tak aby wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę fair dla obydwu zainteresowanych.
  • Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno my, jak i świat wokół nas będzie się zmieniać, bądźcie niezwykle ostrożni i powściągliwi przy przejmowaniu takiego obowiązku zadbania o kogoś, który ewentualnie bardzo trudno będzie potem renegocjować, nawet jeśli bardzo zmienią się okoliczności.
  • Czasem inni ludzie nadużywają słowa „odpowiedzialność”, aby manipulować naszymi decyzjami, bądź zachowaniami. W takich wypadkach warto przeanalizować, z którym znaczeniem słowa „odpowiedzialność” mamy do czynienia i zbadać, czy w konkretnej sytuacji ma ono zastosowanie.
  • Niechęć do przejęcia obowiązku zadbania o kogoś nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności o ile wcześniej nie zrobiliśmy temu człowiekowi czegoś, co podpadałoby pod pierwszą definicję (obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny). Zarzucanie nam tego jest często stosowanym chwytem manipulacyjnym. Warto zawsze wiedzieć, jaką dokładnie odpowiedzialność przejmujemy, tę informacje klarownie komunikować innym i nie dać sobie wmówić cokolwiek innego. Ta klarowna i uczciwa komunikacja jest ważna, bo jeśli sprawialibyśmy wrażenie, że przejmujemy większą odpowiedzialność, niż to faktycznie ma miejsce to byłoby to bardzo nie w porządku.

Tyle mojego subiektywnego spojrzenia na zagadnienie odpowiedzialności. Z pewnością istnieje wiele subtelności związanych z tym tematem i zawsze możemy podyskutować na ten temat w komentarzach. Zapraszam!

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera, Tematy różne

Wiedza i domysły cz.3

Dziś porozmawiajmy o jeszcze jednym aspekcie zagadnienia „wiem, czy się domyślam?” a mianowicie o naszym wizerunku w oczach innych ludzi. W wielu przypadkach zarówno biznesowych, jak i prywatnych to zaufanie to nie tylko przekonanie, że jesteśmy przyzwoitymi ludzmi, ale też że „wiemy co mówimy”, czyli zaufanie do naszej wiedzy. Na takie zaufanie ludzi musimy sobie zapracować i robimy to mniej czy bardziej świadomie od początku danej znajomości.
Co się teraz dzieje, jeśli różnym ludziom mówimy z przekonaniem rzeczy (nawet drobne), które później okazują się niezgodne ze stanem faktycznym? W bardzo skuteczny sposób podkopujemy nasz autorytet!! Wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę z ważności dalekowschodniego powiedzenia „jak na górze, tak na dole” i po kilku drobnych „wpadkach” wie, że tak samo nie może na naszym zdaniu polegać w sprawach poważniejszych. Taka utrata zaufania jest może mniej istotna, jeśli ktoś chce przewegetować życie robiąc bardzo proste prace i żyć w pojedynkę, we wszystkich innych przypadkach niestety jest inaczej. Dla mnie na przykład jest sprawą absolutnie kluczową, czy moi klienci, względnie partnerzy biznesowi mogą polegać na słuszności tego co mówię.
Jakie z tego wnioski? Mogę Wam napisać ja to robię:

  • jeśli mówię komuś, że coś wiem, to wiem to z pierwszej ręki, przekonałem się o tym osobiście, a najlepiej przeprowadziłem tzw. „double check” (sprawdzasz to samo dwa razy, za drugim tak, jakby pierwszego nie było). Generalnie mówiąc bardzo oszczędnie używam określeń „wiem”, „jestem pewien”.
  • jeśli wiem coś ze słyszenia lub przeczytałem o tym, to podkreślam to wyraźnie, skąd pochodzi moja wiedza i że należy do niej podejść z odpowiednią rezerwą (tutaj „grzeszy” bardzo wielu ludzi)
  • jeśli zdany jestem na spekulacje, to też bardzo wyraźnie zaznaczam, że o takież chodzi, bez jakiejkolwiek gwarancji, że mam rację.

Ciekawe, że to podejście nie spowodowało w żadnym zauważalnym stopniu zmiejszenia zaufania do moich kompetencji w ogóle, zaowocowało za to ogromnym wzrostem zaufania do tego, co mówię. To bardzo ułatwia mi wiele spraw zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, a niektóre wrącz umożliwia.

Przydatnym jest też, przyjrzenie się pod tym kątem innym ludzim, z którymi mamy do czynnienia. Jeśli szastają oni słowem „wiem” w dowolnej dziedzinie i kalibrze spraw, to powinniśmy niestety uważać, zanim będziemy polegać na nich w sprawach ważnych, nawet jeśli są one dość proste do przeprowadzenia. To brzmi dość surowo, niemniej zalecam Wam posłuchanie tej rady :-)

Komentarze (11) →
Alex W. Barszczewski, 2006-12-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Wiedza i domysły cz.2

Dzisiaj, zgodnie z obietnicą zajmiemy się kolejnym aspektem zagadnienia „wiem, czy tylko zakładam”, a mianowicie praktycznymi konsekwencjami tego podejścia w zyciu osobistym i zawodowym.
Bliższa obserwacja wykazuje, że niestety większość z nas działa na bazie założeń, domysłów i spekulacji. Ma to miejsce nawet wtedy, kiedy bezproblemowo moglibyśmy się dowiedzieć po prostu pytając.
Myślę, że podstawą tego jest wychowanie w polskiej szkole, gdzie ten uczeń, który ciągle zadaje (często niewygodne dla nauczyciela) pytania, szybko ostemplowywany jest jako ten słabszy i kłopotliwy. Potem idąc przez życie wiele takich osób nie tylko „wstydzi się” zapytać, ale też w następstwie braku praktyki nie potrafi skutecznie tego zrobić. Do tego dochodzi kiepski poziom większości „rozmów” prowadzonych w telewizji, z której spora grupa ludzie w nieświadomy sposób czerpie wzorce.
No ale dość tej teoretycznej diagnozy, przejdzmy do praktycznej strony zagadnienia.
W komentarzu do poprzedniego odcinka na ten temat Elsindel przytoczył przykład, jak takie podejście „nie wiem – nie pytam -zakładam” destrukcyjnie wpływa na wyniki w branży IT. Potem mamy takie przypadki, kiedy trzeba albo „wcisnąć” klientowi, że to co dostaje jest dobre, albo zacisnąć zęby i przepisywać soft, który można było od razu zrobić tak, jak naprawdę potrzebuje tego klient.
Przykłady z innej beczki? Proszę bardzo!!:

  • manager próbuje zmotywować swoich pracowników zakładając, że akurat te stosowane przez niego czynniki motywacyjne są i dla nich istotne. Lepiej byłoby wybadać wcześniej jak jest naprawdę. Znacie z własnego doświadczenia?
  • marketing wprowadza jakieś „ulepszenie” produktu zakładając, że wpłynie ono na zwiększenie sprzedaży. Intensywna konsultacja ze sprzedawcami i klientami pozwoliłaby być może ustalić (wiedzieć), co naprawdę przyniosłoby poprawę. Ile kosztują takie wpadki?
  • sprzedawcy przeprowadzają prezentację, zakładając że wiedzą co dla tego akutat klienta i w jego aktualnej sytuacji jest naprawdę decydujące. To jest zdumiewające, jak często się to dzieje bez uprzedniego dokładnego „wypytania” klienta!

Podobnie w życiu prywatnym:

  • rodzice, którzy planują karierę i ścieżkę wykształcenia swojego dziecka, „bo wiedzą najlepiej co mu się w przyszłości przyda”
  • ludzie, którzy podejmują, obiektywnie rzecz biorąc, bardzo ryzykowne inwestycje, bo pomylili własne, lub obce założenia z wiedzą na temat dalszego rozwoju rynku
  • wiele osób postępuje tak, jakby dokładnie wiedziało, w którym kierunku pójdzie zarówno ich własny rozwój, jak i partnera/partnerki, często nawet nie rozmawiając poważnie na ten temat, podejmując za to trudno odwracalne decyzje życiowe
  • i tak dalej…..

Co z tego ma wynikać dla nas?

  • po pierwsze, warto, aby każdy z nas uczciwie odpowiedział sobie na pytanie: „na ile z wygodnictwa, nieśmiałości i tym podobnych powodów nie zadaję we właściwym momencie właściwych pytań, tak aby w miarę możliwości wiedzieć jak jest naprawdę?”
  • po drugie, warto zadawać sobie regularnie pytanie: „na ile otwarcie komunikuję z innymi, tak aby nie musieli oni w kontaktach ze mną opierać się na założeniach i domysłach?”. Ten punkt jest szczególnie istotny w życiu osobistym!!
  • po trzecie, jeśli w aktualnym otoczeniu nie uzyskujesz odpowiedzi na Twoje pytania, albo Twoje odpowiedzi spotykają się z niezrozumieniem, bądź nawet agresją, to warto się zastanowić, czy funkcjonujesz we właściwym otoczeniu.

Przyda się?

Na zakończenie trzeba oczywiście stwierdzić, że w realnym życiu musimy czasem działać bez wystarczającej wiedzy, opierając się tylko na naszych założeniach i spekulacjach. Co wtedy?
Ja postępuję w następujący sposób (oczywiście w ważniejszych sprawach):

  • stwierdzam, czy rzeczywiście muszę polegać na założeniach, a nie na wiedzy.
  • wszędzie tam, gdzie muszę polegać na założeniach przygotowuję sobie Plan „B” na wypadek, gdyby okazały się błędne. Ten zwyczaj już wielokrotnie uratował mnie od poważnych konsekwencji, kiedy moje wyobrażenia o rzeczywistości bardzo się od niej różniły.

Życzę Wam interesujących przemyśleń dopasowanych do Waszej sytuacji życiowej!!

Komentarze (21) →
Alex W. Barszczewski, 2006-12-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Internet, media i marketing, Rozwój osobisty i kariera

Informuj klientów o tym co robisz

Jakie wnioski można wyciągnąć z tak banalnej czynności jak zakup paru koszul?

Posłuchajcie:

Kilka dni temu uznałem, że będę potrzebował kilku wyżej wymienionych elementów garderoby i przy mojej wielkiej niechęci do robienia zakupów zastanawiałem się jak to najbardziej bezboleśnie zrobić. Jest w Berlinie taki sklep, gdzie od lat kupowałem koszule, niemniej ostatnio był tam trochę mały wybór w tym rodzaju, który mi najlepiej pasuje (Eterna, standardowy krój, nieco krótsze rękawy). Zacząłem więc szukać w internecie i po chwili znalazłem sklep, gdzie nie tylko mogłem takie koszule kupić, ale jak się okazało, zestawić sobie jak z klocków Lego dokładnie takie, jakie chciałem i to za niewiele więcej pieniędzy. To mi się spodobało i postanowiłem tylko przy okazji zobaczyć te materiały w sklepie w realu, a potem zamówić w sieci. Będąc w centrum wpadłem do „mojego” sklepu i tam wdałem się w rozmowę ze sprzedawcą na temat ich ograniczonego asortymentu modeli z krótszymi rękawami. Na to on powiedział mi, że mogę sobie wybrać dowolne koszule, a oni za darmo przerobią je tak, jak chcę. Wprowadzili to od roku, bo okazało się to dla nich tańsze od trzymania zbyt wielu modeli, a klientom dało większy wybór. Dodał też, że można też u nich zamówić sobie takie „custom made” o których pisałem powyżej a cena okazała się niższa od tej ze sklepu internetowego!! Na moje pytanie, dlaczego nigdzie nie wisi jakakolwiek informacja na ten temat, nie potrafił odpowiedzieć. Mało brakowało, a przez taki drobiazg straciliby w ten sposób klienta, który robi u nich zakupy od prawie 10 lat zostawiając tam dość przyzwoite sumy pieniędzy!! I z pewnością nie jestem jedynym takim przypadkiem.

Jaki z tego morał dla nas?

Każdy z nas ma swoich klientów (ci zatrudnieni na etacie też :-)) i myślę, że prawie każdy w wyniku pracy nad sobą i zbierania doświadczeń ciągle rozszerza swoją „ofertę”. Moje pytanie brzmi: Co robicie, aby istniejący klienci dowiedzieli się o tych Waszych nowościach? Czy macie jakiś sposób nienachalnego informowania ich o tym, co aktualnie robicie, czy też, podobnie jak ten sklep macie nadzieję, że zainteresowani jakoś się dowiedzą? W tym drugim przypadku niestety potwierdza się powiedzenie, że nadzieja jest matką głupich!

W tym momencie pojawia się oczywiście zadanie, aby przyzwyczaić naszych klientów do tego, że jesteśmy cennym źródłem informacji i pomysłów. To generalnie wymaga, abyśmy kontaktowali się z nimi nie tylko wtedy, kiedy chcemy im coś sprzedać, lecz także, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy możemy po prostu zrobić dla nich coś dobrego. Reputację i zaufanie buduje się przez pewien czas, niemniej jest to bardzo opłacalna inwestycja i to zarówno dla nas, jak i dla drugiej strony (bo skraca im i uprasza cały proces decyzyjny oraz redukuje ryzyko popełnienia błędu). Typowa sytuacja Win-Win :-)

Aby nie być gołosłownym przytoczę jak wygląda to w moim osobistym przypadku. Od wielu lat mam koszty marketingowe, które w porównaniu do przychodów asymptotycznie dążą do zera. To powoduje skomplikowanie pracy dla mojego doradcy podatkowego :-) ale mnie bardzo cieszy, bo oznacza to, że pewną ilość mojego czasu, którą musiałbym poświęcić na zarobienie tych pieniedzy mogę spożytkować w inny, pasujący mi sposób.

W praktyce często wystarczy, że w jakiejkolwiek sprawie pojawię się w biurowcu jednego z klientów. Prawie zawsze spotykam kogoś na korytarzu lub w cafeterii i często na dzień dobry jestem pytany „nad czym nowym pracujesz?”. I tak np. wzmianka o tym nowym podejściu do szkolenia managerów, o którym wspominałem niedawno spowodowała u jednego z takich przypadkowych (ale znających mnie z wcześniejszych działań) rozmówców natychmiastowe zaproszenie na bardziej szczegółową rozmowę. W rezultacie rozważamy, jak na wiosne 2007 wprowadzić ten program też dla jego ludzi (bo dopiero wtedy mam na to czas). Podobnie niedawno, jeden z klientów, z którego firmą od 2 lat nie pracowałem, ale mimo tego na luzie informowałem go co robię, zadzwonił do mnie z informacją, że inna firma prawdopodobnie potrzebuje moich usług i chętnie skontaktuje mnie z jej decydentem (tak, tak, klienci to moja jedyna i najlepsza sales force :-)). To są tylko dwa ostatnie przykłady długiego ciągu wydarzeń, ktćre są następstwem praktycznego stosowania zasady, o której wspomniałem wyżej. Jasne, że jeśli sprzedajemy prymitywne surowce i tym podobne towary, to trudniej to zastosować, ale jeśli naszym „towarem” jest coś bardziej inteligentnego i złożonego (jak np. nasza siła robocza), to zastanówcie się, czy informujecie Wasz „rynek” na bieżąco o nowościach i ulepszeniach. Jeżli nie, to macie zadanie domowe, bo inni nie zasypują gruszek w popiele :-)

PS: Dla managerów, których podwładni mają kontakt z klientem – upewnijcie się, czy Wasi pracownicy też właściwie informują go o nowych możliwościach. Moje obserwacje wykazują, że ta sprawa często „leży na łopatkach”

PPS: Jeśli interesuje Was szersze rozwinięcie tego tematu, to proszę dajcie mi znać w komentarzach

Komentarze (7) →
Alex W. Barszczewski, 2006-09-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Twoje nastawienie do otrzymywania prezentów.

Ostatnio prowadziłem ciekawą rozmowę, która zainspirowała mnie do zastanowienia się nad tym, jak przyjmujemy prezenty od innych ludzi. Zawsze chętnie dawałem, ale miałem poważne opory, kiedy inni chcieli mi coś sprezentować. Wychodziłem z założenia, że skoro mogę sam sobie kupić wszelkie materialne rzeczy, które tak naprawdę potrzebuję, to po co ktokolwiek miałby mi coś dawać. Tak trwało to aż do pewnej dyskusji z jednym moim wieloletnim przyjacielem i klientem – bardzo zamożnym człowiekiem z południowej Austrii. Po tym jak sam dałem mu w prezencie coś, co ułatwiło mu zarobienie kolejnych dużych pieniędzy, bardzo opierałem się przed przyjęciem czegoś z jego strony. W trakcie dysputy na ten temat padło z jego ust takie zdanie:”Wiem, że dajesz innym bo lubisz to robić. Dlaczego pozbawiasz ludzi, którzy działają z takich samych pobudek przyjemności obdarowania Ciebie?” Wtedy zrozumiałem, że moja postawa wywodziła się z czasów, kiedy obracałem się w innym otoczeniu i była nie całkiem adekwatna do mojej aktualnej sytuacji i osób, z którymi od pewnego czasu mam do czynnienia.
W rezultacie, zamiast odrzucać tego typu propozycje, zacząłem w naturalny sposób przyjmować różne prezenty od innych, przynajmniej tam, gdzie czułem dobre intencje. To wzbogaciło moje życie i nie mam teraz na myśli materialnej wartości tego, co otrzymywałem.

Oczywiście, wielu z Was czytało coś o metodach wpływu społecznego, a szczegółnie tzw. zasadzie wzajemności. Zgadza się, że jest wiele osób (i firm też), które chcą ją wykorzystać i mamią nas „prezentami”, za którymi ukryty jest poważny rachunek oczekiwań, czy wymagań. Nie zmienia to faktu, że istnieją ludzie z klasą, którym takie podejście w ogóle nie przyszłoby do głowy i jeśli jesteśmy wśród takich, to bądźmy równie otwarci na dawanie i branie.

Aby ułatwić to drugiej stronie to:

  • jako obdarowujący, jeśli robimy to z czystej chęci zrobienia czegoś dobrego dla drugiego człowieka, bez jakichkolwiek ukrytych intencji, czy interesów własnych, to komunikujmy to jasno i wyraźnie. Potem trzymajmy się tego, co powiedzieliśmy, bo stawką jest nasza wiarygodność. Jeśli ją stracimy, to mamy bardzo poważny problem.
  • jako obdarowani, dajmy drugiej stronie kredyt zaufania, że robi to z dobrymi intencjami, chyba że bardzo wyraźnie widać próbę manipulacji nami. W wypadkach wątpliwych po prostu zapytajmy. Zarówno reakcja na to pytanie, jak i sama odpowiedź dadzą nam najprawdopodobniej wystarczające wskazówki o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli motywy tej osoby są w porządku, to przyjmijmy prezent i korzystajmy z niego.

Do tego wszystkiego warto powiedzieć, że naprawdę cenne prezenty to nie tyle rzeczy materialne, ale przede wszystkim: nasz czas, uwaga, bliskość, ciepło, intymność. Obdarowujcie tym ludzi, z którymi macie do czynnienia, a Wasz świat może bardzo się zmienić.

Komentarze (18) →
Alex W. Barszczewski, 2006-09-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Świadoma kompetencja – czy można ją pominąć?

Piotr napisał w swoim komentarzu:

„W pewnych organizacjach trenuje się ludzi w określonych celach, robi im się pranie mózgów (np. sekty). Czy moja intuicja dobrze mi podpowiada, że jest to takie wytrenowanie ludzi, gdzie pomija się 3 etap w ten sposób niejako ubezwłasnowalniając trenowanych?”

Jeśli chodzi o „pranie mózgu”, to uśmiechnąłem się czytając o sektach, bo większość ludzi tak zakłada nie uświadamiając sobie, jakie „pranie” robi każdemu z nas społeczeństwo w którym żyjemy :-) No ale to już całkiem odmienny temat.
Oczywiście, że pewne umiejętności nabywamy z pominięciem niektórych szczebli kompetencji. Przypomnij sobie jak np. nauczyliśmy się wszyscy naszego pierwszego języka, głównie było to naśladownictwo i metoda prób i będów. Nawiasem mówiąc ja podobnie nauczyłem sie niemieckiego w Austrii – zacząłem „mówić” mając zasób ok 50 słów, nie pytajcie jak to wyglądało :-)
Jak się tak nad tym teraz zastanawiam, to wiele umiejętności w komunikacji międzyludzkiej możesz też nauczyć nie przechodząc przez wszystkie fazy, szczególnie tę „świadomą kompetencję”.  Jest to możliwe, jeśli twoja praca polega na całościowym zmienianiu postaw ludzi, uzupełnianiu ich luk w umiejętnościach i nauczeniu synchronicznej pracy prawą i lewą półkulą mózgową. To brzmi wielce tajemniczo, jest jednak w gruncie rzeczy bardzo proste i polega na odwróceniu części niezwykle szkodliwego wpływu klasycznej ścieżki edukacyjnej ze studiami „wyższymi” włącznie. To czasem powoduje zdziwione miny u niektórych ludzi. Pamiętam, jak kiedyś szkoliłem pewien team sprzedażowy dużej i znanej firmy i po kilku miesiącach zadzwonił do mnie zbulwersowany nowy szef szkolenia, bo żaden z uczestników nie potrafił mu powiedzieć, czego dokładnie nauczyli się na treningu ze mną. To, co było bezsporne, to znaczna poprawa ich wyników sprzedaży, a o to w sumie chodziło :-) Tego nie mógł pojąc ograniczony na sekwencyjne myślenie umysł tego pana.

Czyli moja odpowiedź na Twoje zasadnicze pytanie brzmi: „Tak, choć nie zawsze jest to całkiem proste”

Uwzględniając powyższe, to teoretycznie można to samo robić w celu manipulacji trenowanymi, ale dla mnie jest to absolutnie nie do pomyślenia: uczestnik musi mieć zaufanie nie tylko do tego, że wiem o czym mówie, ale też być pewnym, że cokolwiek robię, robię w jego dobrze pojętym interesie. Inaczej, trenując dobrych i inteligentnych ludzi (a tacy przeważnie pracują u moich klientów), mógłbym bardzo szybko być zmuszonym do spakowania moich rzeczy i poszukania sobie łatwiejszej pracy :-)

Teraz zapewne u wielu z Was pojawi się pytanie, jak to się dokładnie robi, okraszone wyjaśnieniem, że chciecie poznać te metody tylko aby móc się przed nimi bronić :-)

Muszę Was rozczarować. W tej chwili (godzina 20:15) temperatura na moim  tarasie ciagle przekracza 30 C przy bardzo duzej wilgotności i w takich warunkach nie podejmuję się napisania tekstu na ten temat, który jednocześnie nie dawałby wskazówek jak taką nieetyczną manipulację przeprowadzić. A to nie jest celem tego blogu.

Może jak będzie chłodniej….

PS: Dawno temu, kiedy po latach nieużywania polskiego zacząłem od czasu do czasu szkolić w tym języku, to siłą rzeczy miałem dość wyraźny obcy akcent. Jeden z uczestników, po tygodniowym intensywnym treningu ze mną, zadzwonił do mnie z informacją, iż jego żona zwróciła mu uwagę na to, że nie tylko zaczął inaczej się wyrażać, ale też mówił po polsku z jakimś lekkim zagranicznym akcentem :-)

Komentarze (6) →
Alex W. Barszczewski, 2006-07-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie cz.2

Wiele rzeczy jest w biznesie możliwych tylko w sytuacji, kiedy klient ma do nas zaufanie dwojakiego rodzaju:

  • zaufanie do naszych kompetencji, do tego, że wiemy o czym mówimy
  • zaufanie do tego, że jesteśmy przyzwoitym człowiekiem, który stara się wypracować i zrealizować rozwiązania win-win

To podwójne zaufanie jest szczególnie istotne w wypadku potencjalnego klienta, który dopiero rozważa zaangażowanie nas i wcale nie tak łatwe do uzyskania. Proponuję, aby każdy z Was przeanalizował swoje metody jego uzyskiwania. Macie w ogóle jakieś? Są one skuteczne?

Parę podpowiedzi  :-)

Do pierwszego: słyszysz jak twój rozmówca telepatycznie przekazuje Ci „mów mi to, czego nie wiem”, „mów mi to, co jest dla mnie istotne”?  Używasz klarownego języka eksperta, czy trenowanego przez media i większość szkół „wyższych” pseudonaukowego bełkotu w myśl zasady „im bardziej skomplikowanie coś tłumaczę, tym lepiej to brzmi” :-) ?

Do drugiego: komunikujesz otwarcie twoje zamysły i cele? pokazujesz się jako człowiek z krwi i kości, czy po prostu maszyna do robienia interesów? Czy poprzedza Cię odpowiednia reputacja?

To można by dalej ciągnąć i w razie potrzeby możemy do tego powrócić. Powyższe wskazówki wcale nie są takie banalne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje i większość ludzi ma tu spory niewykorzystany potencjał. Na ten temat lepiej się rozmawia niż pisze (po można pokazać wiele przykładów), więc może kiedyś zrobimy sobie o tym małą konferencję na Skype.

Komentarze (1) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie

Marek Rafałowicz rozważa w swoim blogu kwestie zaufania w biznesie i jego wpływ na gładkość przeprowadzania różnych działań między partnerami. W tej kwestii istnieją oczywiście bardzo różne stanowiska, począwszy od „zaufanie jest dobre – kontrola lepsza” (Włodzimierz Ilicz Lenin) po „szaleńców” takich jak ja, dla których powiedzenie sobie wzajemnie „no to robimy to” jest równoważne z traktatem podpisanym przy użyciu całego tabunu adwokatów, a zajemne zaufanie jest podstawą obopólnych kontaktów.

Moje podejście zdaje się być dość nietypowe, więc może komuś przyda się jego opis.
Wartym zauważenia na początku jest fakt, iż mimo wielu różnych klientów nigdy nie miałem jakiś poważniejszych trudności i to niezależnie od kraju, w którym działałem, w tym również w Polsce (kilka nieznacznie opóźnionych faktur, czy przesuniętych szkoleń nie mają z perspektywy 13 lat owocnej współpracy żadnego znaczenia)

Jak to jest możliwe?

Jest kilka istotnych czynników. te z mojej strony to:

  • Bardzo starannie wybieram dla kogo pracuję, bo to co robię ma tylko wtedy sens, jeśli korzyści klienta wielokrotnie przewyższają moje całkiem przyzwoite honoraria. To implikuje, ze są to dobre, odnoszące sukcesy firmy, gdzie z kolei pracują ponadprzeciętnie dobrzy i inteligentni ludzie. Tacy ludzie rozumieją zarówno korzyści wynikające z długoterminowej współpracy, jak też wartość reputacji zarówno własnej, jak i firmy którą reprezentują. Nadużycie zaufania dostawcy nie jest dla nich akceptowalną opcją. Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Dostarczam klientowi usługi, których w takiej kombinacji i jakości po prostu nie ma na rynku (stosując słynną maksymę którą wypowiedział Jerry Garcia z zespołu Grateful Dead : „nie chodzi o to, aby być najlepszym z najlepszych, lecz o to, aby być jedynym w swoim rodzaju”). Kto chciałby próbować oszukać dostawcę, jeśli bardzo podoba mu się to, co dostaje a jednocześnie trudno o adekwatny substytut!  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Myślę że dla moich partnerów jestem z jednej strony bardzo kompetentnym a z drugiej bezpretensjonalnym, miłym i łatwo dostępnym człowiekiem. Komuś, kogo się szanuje i lubi raczej nie robi się tak łatwo krzywdy :-)  Nie ma konieczności pisania długiej umowy

Jeśli chodzi o moich partnerów to wiedzą oni że:

  • Od kilkunastu lat polegam tylko i wyłącznie na propagandzie mówionej, a to wymaga doskonałej reputacji na rynku. Niedotrzymanie z mojej strony nawet ustnej umowy jest w tym kontekście nie do pomyślenia. Nie ma konieczności pisania długiej umowy
  • Stosuję zasadę „walk your talk” i jeśli mówię cały czas o dotrzymywaniu nawet drobnych umów (zgodnie z dalekowschodnią zasadą „jak na górze, tak na dole”), to też z mojej strony robie wszystko, aby świecić dobrym przykładem. Jestem co prawda tylko człowiekiem, mimo tego ewentualne drobne potknięcia są niezwykłą rzadkością a większe tylko teoretycznie możliwe.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy
    Przywiązuję ogromną wagę do rezultatów i dążeniu bycia w dziedzinach, którymi się zajmuje, najlepszym na rynku (ach ta próżność :-)). To oznacza, że przyjąwszy jakieś zlecenie stanę na glowie i zrobię dla wspólnego sukcesu raczej więcej niż się zobowiązałem, niż mniej.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.

 

Jakie zalety ma takie podejście?

  • Ogromna oszczędność czasu po obydwu stronach. Zamiast pisaś całe tomy propozycji i prezentować dziesiątki slajdów często wystarczy zwięzła notatka, na której opisane są konkretne cele do osiągnięcia. Z niektórymi wieloletnimi klientami wyglada to tak: Telefon – „Alex jest problem XY, mozesz cos z tym zrobic”, „mogę”, „to kiedy robimy? warunki jak zawsze”
  • Duza elastyczność jeśli chodzi o tematy  – zwłaszcza przy spotkaniach z wyższym managementem zdarza się, że woleliby oni praktycznie zająć się innym problemem, niż przewidywały wcześniejsze ustalenia. Proszę bardzo!!! Spróbuj zrobić coś takiego na obwarowanym wieloma zapisami, bardzo sformalizowanym pod względem umowy szkoleniu (np. większość szkoleń dofinansowanych z Unii)
  • Duża elastyczność terminowa – jest jakiś problem, to nie powołujemy się na kary umowne, tylko siadamy jak koledzy i szukamy alternatyw
  • Duża skuteczność – druga strona ma do mnie zaufanie, przez to komunikuje otwarcie, co zwiększa z kolei moją skuteczność, w rezultacie wszyscy zyskują.
  • Obopólna łatwość i niskie ryzyko robienia wspólnych działań biznesowych..

Jak widać z tego bardzo ogólnego z konieczności zestawienia wzajemne zaufanie jest tym czynnikiem, które bardzo sprzyja robieniu dobrych interesów wszelkiego rodzaju i dbanie od początku kariery zawodowej o właściwą reputację jest długoterminowo jedną z lepszych inwestycji.
Jak budować taką reputację będzie tematem któregoś z najbliższych postów, musze tylko przerobić parę innych spraw, które czekają w mojej pipeline :-)

 

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy masz Syndrom Zosi Samosi?

Obserwuję dość ciekawe zjawisko polegające na tym, iż bardzo wielu ludzi za wszelką (i czasem dość wysoką) cenę usiłuje wszystko zrobić wyłącznie własnymi siłami i nie korzysta z pomocy, badź rady innych, nawet jeśli tę można by otrzymać całkowicie bezproblemowo i bez specjalnych zobowiązań. Jest to dla mnie trudno zrozumiałe, bo o ile w sprawach błahych sam chętnie lubię poeksperymentować, to przy rzeczach poważniejszego kalibru ściągam sobie płatna badź bezpłatną pomoc najlepszych ekspertów, do jakich mam dostęp. To jest pragmatyczne i zorientowane na rezultat końcowy podejście, które sprawdza się w wielu dziedzinach życia i to nie tylko w biznesie.

Typowym przykładem na działanie tego syndromu jest spora część uczestników moich szkoleń. Ponieważ zależy mi nie tylko na sukcesie firm, które mnie angażują (to zastępuje mi cały marketing :-) ), lecz też na osobistym sukcesie ludzi biorących udział w tych treningach, to każdy z nich otrzymuje na zakończenie co najmniej kontakt mailowy do mnie z zaproszeniem do skontaktowania się ze mną. I to w każdym przypadku, kiedy mógłbym być pomocny, oraz oczywiście bez zobowiązań z ich strony.

Rezultat: tylko bardzo nieliczny odsetek rzeczywiście z tego korzysta!!

Zastanawiałem się nad możliwymi przyczynami i tak:

  • nie jest to sprawa moich kompetencji, inaczej ci sami ludzie nie domagali by się od swoich firm angażowania mnie do dalszych szkoleń
  • nie jest to sprawa nieprzydatności tych kompetencji – negocjacje, sprzedaż, skuteczne prezentacje, rozwiązywanie konfliktów i zarządzanie ludźmi to częste tematy, w ktorych każdy z nas musi coś zrobić, a funkcjonujące know-how wbrew pozorom wcale nie jest tak powszechne
  • nie jest to sprawa mojej niedostępności jako człowieka, każdy, kto był u mnie na treningu wie jak bardzo jestem otwarty i jak chętnie komunikuję z innymi
  • nie jest to sprawa niemożności nawiązania kontaktu ze mną – mailem można złapać mnie wszędzie
  • nie jest to sprawa kalibru takiego problemu do rozwiązania. Oczywiście, ze uwielbiam takie rzeczy jak przygotowanie wyborowego zespołu dużego koncernu do zdobycia wielomilionowego kontraktu, niemniej takie sprawy, jak wymyślenie komuś, między jedną filiżanką herbaty a drugą, skutecznej taktyki przekonania opornego przełożonego też ma swoje uroki :-)
  • nie jest to sprawa finansów, bo luźno podyskutować przy herbatce zawsze można. W najgorszym przypadku mogę poprosić takiego rozmówcę aby w myśl zasady „podaj dalej” zrobił w przyszłości coś dobrego dla innego człowieka. To przecież nie powinno być problemem?
  • wszystko powyższe klarownie komunikuję wszystkim na zakończenie każdego szkolenia

Dlaczego więc tak niewielu ? Dlaczego niektórzy zwracają się dopiero po fakcie (albo lepiej powiedziawszy po tzw. fuck-up :-) )? Dlaczego w warunkach tak silnej konkurencji pozwalamy sobie na nieoptymalne rozegranie różnych istotnych dla nas posunieć?

Mam silne podejrzenie, że to kolejny przykład naszego niekorzystnego społecznego zaprogramowania, niemniej jestem bardzo ciekaw, jakie jest Wasze zdanie na ten temat.

Komentarze (36) →
Alex W. Barszczewski, 2006-04-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 3«123»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji
  • Stań się poszukiwanym pracownikiem lub dostawcą w 5 krokach

Najnowsze komentarze

  • Jak wykorzystać możliwie jak najwięcej szans w życiu  (3)
    • Krzysztof: Przed chwilą skończyłem...
  • Alex goes (back) to Poland  (146)
    • Alex W. Barszczewski: Jeśli chodzi o...
    • Magnus: W międzyczasie znowu styl...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami cz.2  (2)
    • Darek Negocjator Bankowy: Dziękuję...
    • Joanna: Mistrz Kochanowski zawsze...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.2  (9)
    • Alex W. Barszczewski: Nie zajmuję sie...
    • Marcin: Hej Alex polecam jeszcze do...
    • Q: Alex, W związku z tym, że...
    • Alex W. Barszczewski: I will take my...
    • Jarek: Odnośnie „znakomit...
  • Jak obliczyć suplementację witaminy D3 – poprawa samopoczucia  (55)
    • Leszek: Świetny tekst. Ja mam...
    • Alex W. Barszczewski: Nikt nie musi...
    • Jola: Czyli dane spod dużego palca...
    • Alex W. Barszczewski: Nie mam tego w...
    • Jola: Można prosić o wskazanie badań,...
  • Survival first – nie tylko Ty się liczysz cz.3  (1)
    • Roman: Moim zdaniem . Maski w...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami?  (2)
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuje, znam...
    • Piotr: Fajny postęp redukcji. Jeśli...
  • Jak wspierać innych w czasach COVID-19  (1)
    • Hart-Berg: Hallo Alex. Dziekuje za...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.1  (1)
    • Kamila: To jest świetne kompendium...
  • Bezpłatna inicjatywa dla przedsiębiorców  (1)
    • Sławomir Kuśnierczak: Świetna...
  • Kilka osobistych refleksji i rad w czasach zarazy  (1)
    • Andzia: Świetny wpis! Moim zdaniem...
  • Na ile potrzebujesz dyplomów i certyfikatów?  (5)
    • Marcin: Zgadzam się z Pawłem w 100%...
    • Piotr: Zgadzam się po części z...
    • paweł: uważam, że certyfikaty są...
    • Dawid: Moim zdaniem certyfikaty...
  • Jak mu to powiedzieć? cz.5  (25)
    • przypadkowa: Mam następujące: pytanie...
  • Suplementacja D3 – magnez, wapń, fosfor  (22)
    • lzka: Cześć. To bardzo ciekawe...
  • Zabijmy kolejną „Świętą Krowę” :)  (3)
    • mirek: Przeszkodą jest też zbytnie...
  • Jak mieszkasz?  (16)
    • tancerka: Ja mieszkam w sali...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (393)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2023