Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Co z tego co umiem wykorzystuję na codzień

W jednym z komentarzy Mariusz zadał mi następujące pytanie: „na ile człowiek, który posiada taką wiedzę o zachowaniu innych ludzi jak na przykład ty potrafi na nich wciąż patrzeć poprzez serce, nie jak na roboty, których działania można przewidzieć. Chodzi mi o to, czy łatwo jest uniknąć pułapki nieustannego postrzegania poprzez pryzmat wiedzy jaką się posiada. Czy rozpoznaje się tę granicę pomiędzy “tresowaniem” innych a współpracą?”

Takie i podobne pytania powtarzają się dość często w moich kontaktach z innymi ludźmi (ostatnio wczoraj na szkoleniu :-)), więc napiszę, jak to jest naprawdę.

Najprościej moglibyśmy odpowiedzieć pytaniem: „Czy jeśli ktoś ma czarny pas w karate, to oznacza, że on chodzi po ulicach i ciągle bije się z innymi ludźmi?” Taka odpowiedź mogłaby nie zadowolić części Czytelników, więc spójrzmy na to bliżej
Po pierwsze, zastanówmy się jakie to są konkretne umiejętności:

  • Umiejętność szybkiego, elastycznego i skutecznego operowania językiem mówionym. Taka umiejętność przydaje się w każdej sytuacji, bo możesz dokładniej i precyzyjniej wyrazić to, co chcesz komuś przekazać. Samo w sobie jest to chyba zaleta, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Nikt nie musi się niczego domyślać, jesteś w stanie wszystko precyzyjnie wyrazić (UWAGA!! Ten blog jest często pisany na kolanie i jako taki często nie jest wzorcem tego rodzaju wypowiedzi :-))
  • Umiejętność bardzo precyzyjnego postrzegania . To pewnie Mariusz miał na myśli pisząc pierwszą część swojego pytanie :-)
    Otóż umiejętność ta, jak każda inna może, ale nie musi być używana w codziennych kontaktach. W praktyce wygląda to tak, że nie stosuję jej do „analizy” rozmówcy w prywatnych rozmowach, podchodząc do nich całkowicie na luzie. Naturalnie jest rzeczą nieuniknioną, że zauważasz mimochodem więcej rzeczy niż przeciętny człowiek, niemniej masz swobodny wybór, aby tych spostrzeżeń nie brać pod uwagę, zachowując tylko „czujniki” na wypadek, gdyby nagle zaczęło się dziać coś naprawdę złego. Czyli masz pewien potencjał, ale nie wykorzystujesz go gdy nie ma potrzeby.
  • Umiejętność skutecznego wpływania na stan wewnętrzny drugiego człowieka. To jest bardzo duża pokusa dla wielu ludzi i są całe zastępy chętnych do nauczania rzeczy typu „uwodzenie przy pomocy NLP” dla, wybaczcie mi dosadność tego określenia, różnego autoramentu cieniasów bez ikry. Jak już kiedyś wspominałem, tego typu umiejętności wykorzystuję niezwykle rzadko, bo w normalnym życiu, jeśli popracowałeś trochę na sobą, nie ma takiej potrzeby. Tak więc czasem demonstruję na szkoleniu, jak łatwo jest uzyskać kontrolę nad drugim człowiekiem, ale to jest wszystko. Podkreślam, w znakomitej większości sytuacji życiowych nie ma konieczności wytaczania takich armat, a szacunek do samego siebie wyklucza używanie takich „skrótów”.

Tak więc, jak widzicie, pomijając kwestię sprawnego używania języka wolę w normalnych kontaktach międzyludzkich działać „unplugged” :-)

Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi

W jednej z poprzednich dyskusji padło zdanie o traktowaniu osób niepełnosprawnych na specjalnych warunkach. Ja napisałem tam “A co by było, gdybyśmy wszystkich współbliźnich traktowali “na specjalnych warunkach”, przynajmniej do momentu, kiedy udowodniliby nam, że nie warto? Bycie miłym, uczynnym człowiekiem jest w sumie dość proste ”

Piotr na to stwierdził: „Tak by było wspaniale, ale do tego potrzeba szczęśliwych ludzi (szczęśliwego społeczeństwa), bez kompleksów, otwartych na innych.”

Pozwoliłem sobie się z tym nie zgodzić i obiecałem rozwinąć temat, co niniejszym czynię.

Otóż ja, pominąwszy bardzo rzadkie przypadki otwartej wrogości wobec mnie od samego początku znajomości, generalnie traktuję wszystkich „na specjalnych warunkach”, będąc w stosunku do nich miłym i uczynnym. I wcale nie potrzeba do tego szczęśliwego społeczeństwa, funkcjonuje to nawet w Polsce :-) Stosuję to podejście od bardzo dawna zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie, w obydwu przypadkach z bardzo dobrymi rezultatami
Oczywiście ludzie są różni i niektórzy z nich w odpowiedzi na moje przyjazne i kooperacyjne zachowanie czasami próbują wykorzystać taką sytuację i grać niekooperacyjnie, bądź wręcz szkodliwie dla mnie. W takim przypadku najłatwiejsze byłoby „odstrzelenie” takich osobników poprzez zerwanie z nimi wszelkich kontaktów. Problem polega na tym, że zwłaszcza na początku kariery nie zawsze możemy sobie na to pozwolić i często się zdarza, że musimy wielokrotnie robić „interesy” z osobami, których zachowań nie możemy dokładnie przewidzieć.

Tutaj przydaje się teoria gier, a zwłaszcza tzw. dylemat więźnia. Wpis na ten temat w polskiej wikipedii jest dość słaby, więc do bliższych studiów zdecydowanie polecam angielską. Tam odsyłam zainteresowanych (chyba że będziecie mieli jakieś pytania, to zapraszam do komentarzy), a sam opowiem co ja z tego stosuję w życiu.

W praktyce mamy do czynienia z tzw. iterowanym dylematem więźnia, czyli „rozgrywamy” coś wielokrotnie z tym samym człowiekiem, nie będąc za każdym razem pewnym, czy zachowa się on przyjaźnie i kooperacyjnie. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że wynik poprzednich rund (a więc postępowanie każdego z partnerów) może mieć wpływ na ich zachowanie w rundzie obecnej. Taką sytuację możemy znaleźć w szerokiej gamie kontaktów międzyludzkich, od wspólnego chodzenia na podryw począwszy, poprzez współdziałanie z kolegą w pracy, na długoletnich relacjach pomiędzy sprzedawcą firmy X a kupcem firmy Y skończywszy.

Jaką strategię przyjąć, aby mimo tej niepewności długofalowo zapewnić sobie maksymalnie dobry rezultat całkowity takiej interakcji ?

W latach osiemdziesiątych ogłoszono światowy konkurs na najlepszą strategię w tego rodzaju zagadnieniu i spośród wielu nadesłanych rozwiązań zdecydowanie wygrała propozycja A.Rapoporta zwana Tit-for-Tat. Kiedy o niej przeczytałem przeformułowałem ja i zaadoptowałem nieco do normalnych warunków życiowych (poczytajcie jak mało użyteczny jest opis oryginalnej). Jej praktyczne zastosowanie, aczkolwiek nie gwarantowało w każdym przypadku maksymalnego sukcesu, okazało się dla mnie niezwykle korzystne, zwłaszcza w początkach mojej kariery, kiedy podobnie jak Wy musiałem mieć do czynienia z bardzo różnymi ludźmi.

Oto ona:

  • Bądź przyjazny – każdą relacją z innym człowiekiem rozpoczynaj od bycia uczynnym i kooperatywnym
  • Broń się natychmiast – jeśli druga strona w dowolnym momencie gra niekooperatywnie, to natychmiast, nie zwlekając, również przełączasz się na niekooperatywne zachowanie. To „natychmiast” jest bardzo istotne , bo zarówno we wzmiankowanym konkursie, jak i w realnym życiu strony tolerujące dłużej niekooperatywność partnera przegrywały
  • Bądź wielkoduszny – jeśli partner, który poprzednio grał niekooperacyjnie nagle zaczyna grać kooperacyjnie to natychmiast zaczynasz też grać kooperacyjnie. Chodzi o to, aby po takiej pozytywnej zmianie zachowania partnera nie „mścić” się na nim za poprzednie rundy. Taka pamiętliwość przyczyniała się do pogorszenia wyniku końcowego w konkursie i potwierdzam to moimi obserwacjami życiowymi.
  • Maksymalizuj wspólny rezultat – dąż do takich rozwiązań, w których wspólny rezultat obydwu partnerów jest największy, a nie takich, kiedy tylko Twój. W mojej osobistej praktyce oznaczało to i oznacza konsekwentne stosowanie zasady win-win or no deal.
  • Bądź przewidywalny – w tym konkretnym przypadku oznacza, aby Twoi partnerzy nie mieli żadnych wątpliwości jak się zachowasz w następstwie ich działań. To znaczy muszą być z jednej strony pewni, że dopóki zachowują się kooperatywnie, to Ty też tak będziesz się zachowywał, z drugiej tak samo pewni Twojego kontrataku, jeśli zagrają niekooperatywnie.

Te pięć prostych zasad bardzo pomogło mi pokonać drogą od klepiącego biedę nieudacznika do dzisiejszej, dość komfortowej sytuacji życiowej i jestem przekonany, że wielu z Was może skorzystać na jej przemyśleniu i implementacji.

Jak zwykle jest to Wasze życie i każdy z Was powinien sam wyciągnąć własne wnioski.

Zapraszam do dyskusji i zadawania pytań w komentarzach

PS:Kontynuacja tematu znajduje się w następującym poście

Komentarze (60) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Skuteczne nawiązanie dobrego kontaktu z innym człowiekiem

Ostatnio rozmawialiśmy ogólnie o metodach podrywania, dziś przyjrzyjmy się praktycznej stronie tej najskuteczniejszej z nich. Jak już wcześniej wspominałem, że nadaje się ona do nawiązywania ciekawych kontaktów i właśnie dlatego znalazła się na tym blogu.
Na początek zaakceptujmy dwie umowy między nami, oraz jedną dobrą radę :-)

  • Po pierwsze obiecajcie mi, że to co przeczytacie będziecie wykorzystywać w etycznych celach. Oczekuję tej obietnicy dla Waszego dobra. Zycie jest jakoś tak skonstruowane, iż nieprzestrzeganie tej zasady łatwo może spowodować, że wyniki Waszych działań obrócą się przeciwko Wam. Po co macie sprawdzać to na sobie?
  • Po drugie, co już wielokrotnie podkreślałem na blogu, nie chodzi tu o udawanie czegokolwiek (bo rezultaty będą równie pozorne), ale o rozszerzenie Waszych zachowań i podejścia. Kluczem tej metody jest prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem, a nie tylko pozorowanie tego (co ma BARDZO krótkie nogi).
  • Dobra rada: Nie stosujcie tej metody do podrywania osób, które mają poważne problemy ze sobą, wymagają terapii, osób, z którymi będziecie mieli więcej problemów niż radości. Podrywanie kogoś z problemami może być na pierwszy rzut oka kuszące, bo albo jest to „twierdza” do zdobycia (dla „ambitnych”), albo ktoś słaby, przy którym łatwo jest odegrać rolę tego silnego, dominującego partnera. W pierwszym przypadku będziecie marnować Wasz cenny czas, w drugim właściwie też, bo nigdy nie dostaniecie w zamian tego, co moglibyście otrzymać od człowieka, który mocno stoi w swoim życiu i jest z Wami bo chce, a nie dlatego, że musi.
    Biorąc pod uwagę, ze na Ziemi żyje ok 6 miliardów ludzi dość równo podzielonych na obie płcie, nie ma konieczności podejmowania takich heroicznych wyzwań, o których wspomniałem powyżej, chyba ze komuś specjalnie zależy na kłopotach.


Stąd ważne zalecenie, abyście już na samym początku rozmowy patrzyli co dostajecie z drugiej strony i jeśli to coś jest równe zero, to odpuście sobie. Tak samo odpuście sobie, jeśli widzicie, że macie być czyimś kołem ratunkowym (finansowym lub emocjonalnym). Wasz czas jest zbyt cenny, aby tracić go na takie przypadki.

Po tych kilku wstępnych uwagach wracajmy do samej metody.
Pisałem w pierwszej części, że polega ona w uproszczeniu na daniu drugiej osobie możliwości „zabłyśnięcia”.
O czym więc mówić, aby druga strona mogła rozwinąć skrzydła i poczuć się dobrze?
Najlepiej ograniczcie Wasze mówienie, zwłaszcza na samym początku rozmowy, a zamiast tego skoncentrujcie się na zadawaniu dobrych pytań dając partnerowi okazję do wypowiedzenia się. Po zadaniu takiego pytanie (jednego na raz!!!) uważnie (naprawdę, bez udawania) słuchajcie odpowiedzi. W żadnym wypadku nie przerywajcie drugiej stronie ograniczając się jedynie do kontaktu wzrokowego, kiwania głową i cichego „aha” aby zasygnalizować, że ciągle jesteście na odbiorze. Takie zachowanie samo w sobie będzie dla wielu ludzi czymś niezwykłym i pozytywnie wyróżni Was z tłumu „autolanserów”

Jakie pytania zadawać?:

  • Pytajcie o rzeczy miłe dla osoby pytanej (unikajcie tego tak bardzo zakorzenionego w naszej tradycji wspólnego narzekania, bądź pytania o niemiłe wspomnienia). Ta rada nie jest trywialna, na każdym szkoleniu z podstaw skutecznej komunikacji młodzi uczestnicy trenują na mnie nawiązywanie dobrego kontaktu i ciągle się zdarza, że ktoś pyta mnie o to, jaki był najgorszy, albo najtragiczniejszy dzień mojego życia!! :-) Z pytaniem o miłe, pozytywne rzeczy część ludzi ma kłopoty, co wynika z pewnych elementów aktualnej polskiej kultury i warto na to zwrócić szczególną uwagę. Najlepiej zastosować się tutaj do mojej zasady, która brzmi: „Rzucaj w życie innych ludzi promień słońca, a nie cień„. Każdy z nas, niezależnie od wieku, pozycji społecznej i zasobów finansowych ma swoja porcję problemów i wyzwań, którym trzeba stawić czoła. Jeśli spotykam sie z innym człowiekiem, to po co mam mu dokładać nieprzyjemnych przeżyć, po co mam sprawiać aby jego myśli były jeszcze czarniejsze? Nie lepiej, zwłaszcza na początku znajomości, skoncentrować się na tematach, które przeniosą rozmówcę w lepszy, pogodniejszy stan wewnętrzny?
  • Pytajcie o rzeczy, w których ta osoba ma jakieś osiągnięcia, którymi może sie pochwalić (zabłysnąć!!!) – to jest najlepsza opcja!!
  • Pytajcie o rzeczy, na których ta osoba zna sie dobrze (i je lubi)

Słuchajcie uważnie, sygnalizujcie uwagę i NIE PRZERYWAJCIE pod żadnym pozorem. Jeśli zapadnie cisza to odliczcie w głowie do trzech, w tym czasie druga strona często sama podejmuje dalsze mówienie :-) Jeśli nie, to pytajcie o dalsze szczegóły tego co przed chwilą usłyszeliście (i co do Was dotarło bo oczywiście byliście NA ODBIORZE, nieprawdaż :-)!!!)
W ten sposób bardzo łatwo możecie prowadzić rozmowę nawet na tematy, na których się nie znacie, wystarczy wystartować z jednym w miarę inteligentnym pytaniem (co nie powinno być problemem), a potem tylko uważnie słuchać i dopytywać się o szczegóły.

Następna sprawa to sposób, w jaki zadajemy pytania. Tutaj większość nawet wykształconych ludzi ma duży problem, bo zadaje tylko tzw. pytania zamknięte, czyli pytania na które właściwie można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Negatywnym przykładem może być pytanie „czy podobał ci sie ten film?”. Jeśli chcesz naprawdę otworzyć rozmówcę i pokierować rozmowa zadawaj pytania otwarte, typu np. ” co sądzisz o tym filmie?”, „jak podobała Ci sie rola aktora X w tym filmie?”, „jakie wrażenie zrobił na Tobie ten film?” W przypadku pytania zamkniętego zakładamy, że film osobie się podobał i potrzebujemy tylko jej potwierdzenia, w tym drugim dajemy partnerowi autentyczna możliwość wypowiedzenia się i podzielenia się z nami jego wrażeniami.
To co teraz napisałem zdaje się być banalnie proste (i w gruncie rzeczy jest!!), ale mamy z tym w Polsce prawdziwa katastrofę, bo jak już kiedyś wspomniałem, nawet w telewizji większość znanych prezenterów i dziennikarzy takich pytań otwartych nie potrafi zadać (w każdej porządnej wylecieliby z hukiem za brak profesjonalizmu), ludzie to oglądają, słuchają, uczą sie przez naśladownictwo i wydaje im sie że tak jest dobrze. Włączcie na chwilę telewizor, posłuchajcie świadomie paru „idoli” publiczności i wyciągnijcie własne wnioski (po niezwłocznym wyłączeniu odbiornika, bo polska telewizja jest zdecydowanie szkodliwa i nie należy bez absolutnej konieczności wystawiać się na jej działanie !!)

Mam jeszcze jedną ważną radę, szczególnie dla mężczyzn: Rozmawiając z podrywaną osobą pytajcie o odczucia i emocje, a nie o dane statystyczne czy tzw. suche fakty. Pamiętajcie, chcemy wzbudzić w drugiej osobie pozytywne odczucia (uczucia) wiec rozmawiajmy o nich, a nie o liczbach czy datach. Tutaj wielu początkujących adeptów też ma spore kłopoty i warto nad tym popracować, bo pozytywne skutki odczuwać będziecie przez całe życie.

Tyle na temat tej bardzo prostego, a jednocześnie niezwykle skutecznego podejścia. Jeśli robisz to naprawdę dobrze, to w ciągu 1-3 minut masz kontrolę nad stanem wewnętrznym drugiego człowieka i to bez specjalnego wysilania się, pozerstwa lub udawania kogoś, kim nie jesteś. Jak chcecie, to możemy kiedyś przy okazji spotkania w realu zobaczyć, jak daleko z tą umiejętnością jesteście :-)

Wielu ludzi, którzy nawet nauczyli się zadawania dobrych pytań otwartych psuje sobie efekt popełniając różne, dość powszechne i łatwe do uniknięcia błędy. O tych właśnie błędach porozmawiamy sobie w następnym odcinku

PS: Podkreślam jeszcze raz, że powyższa metoda doskonale nadaje się do nawiązywania wszelkich kontaktów na poziomie, nie tylko damsko-męskich

Komentarze (91) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Typowe strategie podrywania :-)

Zadajecie sobie zapewne pytanie, co na tym blogu robi post o podrywaniu? :-)
No cóż, sprecyzujmy najpierw o czym dokładnie będziemy mówili.
Poniżej używam słowa podrywanie w znaczeniu “Takie podejście do obcej osoby i poprowadzenie z nią rozmowy, aby zdobyć jej zaufanie i skłonić ją do zrobienia czegoś, co dla obydwu stron będzie korzystne”:-) Ładna definicja? :-)
W tym miejscu należy jeszcze zdecydowanie podkreślić dwie rzeczy:

  • „dla obydwu stron korzystne” ma być w zrozumieniu zarówno Twoim jak i tej drugiej strony!!
  • przestrzegam też przed manipulacyjnym użyciem tego, co napiszę poniżej. Krótkoterminowo może dać to pewne rezultaty, ale brak uczciwości w kontaktach z innymi prędzej czy później mści się na nas.

Jak widać z definicji, samo podrywanie może oczywiście służyć do skutecznego poznawania osób płci przeciwnej, jednocześnie też jest niezwykle przydatne przy poszerzaniu kontaktów wszelkiego rodzaju, staraniu się o pracę, czy też w sprzedaży.
Zobaczmy więc, jak ten „podryw” wygląda w realnym świecie.
Bliższa obserwacja pozwala nam wyróżnić kilka strategii, które stosują przy tym różni ludzie.

  • Najczęściej stosowana strategia „na zabłyśnięcie”
  • Często stosowana strategia zastępcza, której popularne określenie (na Ru….na) nie jest poprawne politycznie (zwłaszcza po ostatnim rozszerzeniu Unii Europejskiej) i dlatego nie będzie tutaj przytaczane
  • Metoda “na pretensje” (tak, tak!!!)
  • I wreszcie najskuteczniejsza, a jednocześnie najrzadziej stosowana polegająca na daniu szansy na zabłyśnięcie osobie podrywanej

Omówmy teraz każdą z nich:

Metoda na zabłyśnięcie

Standardowy sposób młodych mężczyzn, oraz tych, którzy po latach spędzonych „grzecznie” nagle decydują się pojawić na „rynku” z metodami, które pamiętają ze swojej młodości.
„Na zabłyśnięcie” polega generalnie na tym, że podrywacz podchodzi do osoby podrywanej i stara się jej pokazać, jakim on jest jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym i wyjątkowym człowiekiem.
Wielu mężczyzn postępuje tak pod wpływem kiepskich filmów, które obejrzeli, lub wczesnych doświadczeń z płcią przeciwną, które wynieśli ze szkoły. W tamtym wieku, kiedy to zazwyczaj podrywało się równie nieopierzone nastolatki, była to może skuteczna metoda, ale zawodzi ona na całej linii w stosunku do osób mniej, czy bardziej dojrzałych!!
Tak naprawdę to jest ona chyba najmniej skuteczna, szczególnie jeśli chodzi o „poderwanie” ciekawszych ludzi i dotyczy to nie tylko kontaktów damsko-męskich, lecz i towarzyskich, czy biznesowych.
Dla przykładu, czasem ktoś chce się ze mną spotkać na kawę, po czym w nieskończoność chwali się swoimi osiągnięciami i na tym polega większa część rozmowy :-) Jak myślicie, jaka jest szansa, że zechcę spotkać się z takim kimś jeszcze raz?
Aby było ciekawiej, to tę metodę stosuje też wiele firm i to całkiem poważnych. Zobaczcie typową prezentację sprzedażową przeciętnej firmy, która nie miała przyzwoitych szkoleń (najlepiej u mnie ;-)), a zapewne na drugim miejscu (po nieśmiertelnej, choć zabójczej agendzie) znajdzie się tam slajd opisujący „jacy to my jesteśmy wielcy i wspaniali” :-) Zakład?!! :-)
Dodatkową wadą jest to, że stosowanie metody na zabłyśniecie, często zdradza osobę podrywającą, jako kogoś mającego problemy z poczuciem własnej wartości, o czym tez powiemy sobie więcej przy innej okazji

Metoda na wyskamlanie

Czasem spotykana metoda, polegającą na tym, że osoba podrywająca podchodzi do obiektu podrywanego i stara się w tym obiekcie wzbudzić litość. Niektórzy faceci robią to z kobietami, spekulując na obudzenie w nich instynktów macierzyńskich, które maja spowodować, iż one, wiedzione nimi przygarną ich do siebie i przytulią (cokolwiek byśmy pod tym rozumieli :-)) Starają sie oni pokazać kobiecie: „zobacz jaki jestem biedny, niedoceniony, potrzebujący wsparcia….”
Kiedyś podobno była to metoda, która w Polsce skutkowała (mamy wiele przykładów w literaturze ), ale wierzcie mi, w dzisiejszych czasach większość nowoczesnych kobiet ma w nosie nieudaczników. Szczególnie dotyczy to Pań, które nie są zdesperowane, tych pozostałych tak, czy inaczej nie zalecam podrywać, chyba, że „problemy to Wasza specjalność”.
Czasem zdarza się obserwować tę metodę nawet w biznesie: „Panie, kup pan, bo to mi brakuje do targetu”, albo „daj mi podwyżkę, bo urodziło mi się dziecko, kupiłem meble itd.”, przeważnie z równie kiepskimi rezultatami. Zróbcie sobie tę przysługę i w trosce o Wasz image i samoocenę zrezygnujcie z takiego czegoś!

Metoda „na pretensje”

Metoda ta polega na próbie nawiązania kontaktu przez zarzuty stawiane poznawanej osobie. Wydaje się to być bardzo kontraproduktywne (i jest kontraproduktywne!!!), niemniej ciągle są osoby, które tego próbują. Kiedyś byłem świadkiem takiej scenki w pociągu. Siedzi sobie kobieta w przedziale i czyta książkę. Facet do niej z pretensją w głosie: ” takie ładne widoki za oknem, a pani czyta książkę!!??” Rezultatem było zdziwione spojrzenie i powrót do lektury.
Podobnie, jako administrator forum, na którym była angielska wersja software (co nie przeszkodziło w jego rozrośnięciu się do dziesiątków tysięcy postów) otrzymałem następującego maila, cytuje: ” chcę się zapisać do forum, ale to niedopuszczalne aby zamiast po polsku była tam angielska sieczka!!” – Moja reakcja – Delete and forget!!

Metoda „daj drugiej stronie zabłysnąć”

Jest to najskuteczniejsza, a jednocześnie, jak już wspomniałem najrzadziej stosowana strategia podrywania. W dużym skrócie polega ona na tym, aby dać drugiej stronie okazję do pokazania się z jak najlepszej strony. Nawiązując kontakt z obiektem podrywanym, zrób to tak, aby ta osoba mogła wykazać się, jaka jest inteligentna, oczytana, wyjątkowa. Tak naprawdę to większość ludzi posiadających w miarę zdrowe poczucie własnej wartości (innych nie warto podrywać!!!) uważa sie za kogoś jedynego w swoim rodzaju i danie im możliwości wykazania tego doskonale wpływa na ich samopoczucie. A jeśli ktoś czuje się doskonale przebywając i komunikując z Tobą, to będzie to przeżycie chętnie powtarzał i ze swojej strony robił wiele, aby do tych powtórek dochodziło. Korzystne dla nas, nieprawdaż?
Tyle czysto akademickich rozważań. Następnym razem, jeśli ten temat spotka się z zainteresowaniem, to napiszę jak w prosty sposób praktycznie dać zabłysnąć rozmówcy. Dla wielu z Was uświadomienie i nauczenie się tych sposobów może mieć równie zbawienny skutek, jaki miało kiedyś dla mnie :-)
PS: Wplecenie wątków o podrywaniu w ciąg postów o wychylaniu się może na pierwszy rzut oka wydawać się dziwne, niemniej te zagadnienia są bardzo pokrewne :-)

PPS: Kontynuacja tego wątku znajduje się tutaj 

Komentarze (89) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy dobierasz sobie sympatycznych ludzi?

Niezależnie od tego, jak bardzo bylibyśmy niezależni, rodzaj ludzi, jaki nas otacza ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Zaskakuje mnie często, jak niewielu z nas podejmuje konsekwentne działania, aby mieć wokół siebie miłe i pozytywnie nastawione do życia osoby. Całkiem wyraźnie widzimy dwie postawy:

  • Spora część społeczeństwa traktuje obecność nieprzyjemnych i psujących atmosferę osobników jako normalną i nieuchronną okoliczność w życiu, z którą zaciskając zęby trzeba się pogodzić.
  • Inni łudzą się zapewne, że w jakiś cudowny sposób „poprawią” takich delikwentów, przeważnie jest to płonna nadzieja, która oprócz frustracji i straty czasu niewiele przynosi.

Skąd się te ograniczające nastawienia biorą? Mam wrażenie, że ich początki pochodzą ze szkoły podstawowej, kiedy to wylądowaliśmy w klasie złożonej z dość przypadkowo dobranych dzieci, na której skład nie mieliśmy żadnego wpływu. Mogliśmy co najwyżej zaprzyjaźnić się z niektórymi uczniami i schodzić z drogi innym. Podobnie sprawa wyglądała w szkole średniej i ten sumaryczny okres na ogół wystarczy. aby wykształcić w ludziach te powyższe szkodliwe przekonania.

Potem zaczynamy dorosłe życie i często długo nie uświadamiamy sobie, jak wielkie możliwości wyboru mamy w tej dziedzinie. Wpadamy albo w ten program rezygnacji, albo modyfikacji tego drugiego człowieka, obydwa nieprzyjemne i nieefektywne. Rzecz ma miejsce zarówno w pracy, jak i życiu osobistym, co każdy z Was bez trudu może zaobserwować rozglądając się wokoło.

Moja rada dla Was: nie róbcie sobie tej krzywdy!!! Nasze życie na tej planecie jest zdecydowanie za krótkie, aby tracić czas na użeranie się z negatywnymi, złośliwymi, czy zgorzkniałymi ludźmi. Jeśli zrobicie z tej sprawy priorytet i przez kilka lat będziecie w miarę konsekwentnie nad nim pracować, to pewnego dnia obudzicie się w zupełnie innym świecie, otoczeni pozytywnymi, inspirującymi istotami ludzkimi, których obecność doda Wam skrzydeł. To robi zdecydowaną różnicę w jakości życia i to niezależnie od posiadanych dóbr materialnych!!

Teraz naturalnie może pojawić się pytanie, czy to co piszę, to nie jest jakiś idealistyczny, nierealny obraz? Otóż nie, moja osobista praktyka dowodzi, że jest to możliwe. I tak na przykład:

  • mam w otoczeniu prywatnym wyłącznie sympatycznych ludzi
  • mam sympatycznych klientów
  • mam sympatycznych uczestników szkoleń, które prowadzę
  • mam sympatycznych właścicieli mieszkań, które wynajmuję
  • mam sympatycznych lekarzy, z których usług korzystam
  • mam sympatycznych doradców podatkowych
  • mam sympatycznego bankiera
  • mam sympatycznych kierowców, którzy mnie wożą
  • mam sympatycznego mechanika
  • i tak dalej…….

Patrząc na sprawę chłodnym okiem, to jestem całkiem normalnym człowiekiem i jeśli ja mogłem taki stan osiągnąć, to oznacza że każdy z Was też może. Czyż nie jest to kusząca perspektywa?

Gdyby ktokolwiek z Was też zapragnął takiej sytuacji to pamiętajcie że:

  • trzeba sobie najpierw uświadomić, że to jest możliwe
  • trzeba z tego zrobić wysoki priorytet w Waszym życiu (i to na serio!!!)
  • trzeba konsekwentnie działać w kierunku jego realizacji. W większości przypadków oznaczać to będzie bezpardonową selekcję z kim się zadajecie, w naprawdę wyjątkowych modyfikację zachowań drugiego człowieka. W moim osobistym przykładzie tylko w jednym przypadku (moja mama – tej nie da się wymienić na inną osobę) zmodyfikowałem parę drobiazgów używając opisywanych na tym blogu prostych technik, reszta to rezultat świadomych wyborów z mojej strony i rozstawania się z osobami niekompatybilnymi pod tym względem
  • pamiętając, że podobne przyciąga się z podobnym (przynajmniej w zakresie relacji międzyludzkich) trzeba być równie konsekwentnie miłym człowiekiem

Sądzę, że powyższy tekst dostarczy Wam przynajmniej materiału do własnych przemyśleń, jak zwykle to Wy decydujecie, co chcecie zastosować w Waszym życiu. Zapraszam też oczywiście do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera, Tematy różne

Wiedza i domysły cz.3

Dziś porozmawiajmy o jeszcze jednym aspekcie zagadnienia „wiem, czy się domyślam?” a mianowicie o naszym wizerunku w oczach innych ludzi. W wielu przypadkach zarówno biznesowych, jak i prywatnych to zaufanie to nie tylko przekonanie, że jesteśmy przyzwoitymi ludzmi, ale też że „wiemy co mówimy”, czyli zaufanie do naszej wiedzy. Na takie zaufanie ludzi musimy sobie zapracować i robimy to mniej czy bardziej świadomie od początku danej znajomości.
Co się teraz dzieje, jeśli różnym ludziom mówimy z przekonaniem rzeczy (nawet drobne), które później okazują się niezgodne ze stanem faktycznym? W bardzo skuteczny sposób podkopujemy nasz autorytet!! Wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę z ważności dalekowschodniego powiedzenia „jak na górze, tak na dole” i po kilku drobnych „wpadkach” wie, że tak samo nie może na naszym zdaniu polegać w sprawach poważniejszych. Taka utrata zaufania jest może mniej istotna, jeśli ktoś chce przewegetować życie robiąc bardzo proste prace i żyć w pojedynkę, we wszystkich innych przypadkach niestety jest inaczej. Dla mnie na przykład jest sprawą absolutnie kluczową, czy moi klienci, względnie partnerzy biznesowi mogą polegać na słuszności tego co mówię.
Jakie z tego wnioski? Mogę Wam napisać ja to robię:

  • jeśli mówię komuś, że coś wiem, to wiem to z pierwszej ręki, przekonałem się o tym osobiście, a najlepiej przeprowadziłem tzw. „double check” (sprawdzasz to samo dwa razy, za drugim tak, jakby pierwszego nie było). Generalnie mówiąc bardzo oszczędnie używam określeń „wiem”, „jestem pewien”.
  • jeśli wiem coś ze słyszenia lub przeczytałem o tym, to podkreślam to wyraźnie, skąd pochodzi moja wiedza i że należy do niej podejść z odpowiednią rezerwą (tutaj „grzeszy” bardzo wielu ludzi)
  • jeśli zdany jestem na spekulacje, to też bardzo wyraźnie zaznaczam, że o takież chodzi, bez jakiejkolwiek gwarancji, że mam rację.

Ciekawe, że to podejście nie spowodowało w żadnym zauważalnym stopniu zmiejszenia zaufania do moich kompetencji w ogóle, zaowocowało za to ogromnym wzrostem zaufania do tego, co mówię. To bardzo ułatwia mi wiele spraw zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, a niektóre wrącz umożliwia.

Przydatnym jest też, przyjrzenie się pod tym kątem innym ludzim, z którymi mamy do czynnienia. Jeśli szastają oni słowem „wiem” w dowolnej dziedzinie i kalibrze spraw, to powinniśmy niestety uważać, zanim będziemy polegać na nich w sprawach ważnych, nawet jeśli są one dość proste do przeprowadzenia. To brzmi dość surowo, niemniej zalecam Wam posłuchanie tej rady :-)

Komentarze (11) →
Alex W. Barszczewski, 2006-12-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Czy jesteśmy egoistami?

W komentarzu do postu „Wiedza i domysły” użycie przeze mnie sformułowania sprowadzającego się do tego, że znakomita większość osób działa z pobudek egoistycznych spowodowało dyskomfort i potrzebę protestu u jednego z Czytelników. To zdarza się dość często, dlatego zastanówmy się przez chwilę, jak to naprawdę z tym egoizmem jest.
W Słowniku Języka Polskiego PWN (online) nie ma słowa „egoizm”, jest tylko egoista i definicja brzmi:

„egoista «człowiek przedkładający własny interes nad dobro innych» „

A fe, nieprawdaż? :-)
Osobiście uważam tę definicję za nieco chybioną, odpowiadającą bardziej „proletariackiemu” zrozumieniu tego słowa, wolałbym ją widzieć jako „człowiek, dla którego najważniejszy jest własny interes”, bo jak poniżej zobaczymy, ten interes może polegać na dbaniu o dobro innych. Jeśli uważnie się rozejrzymy, to możemy wokół nas wyodrębnić dwa typy ludzi:

  • prymitywnych egoistów uważających, że im bardzej wykorzystają innych, tym będzie lepiej dla nich samych. Jeśli będą mogli, to zabiorą Ci wszystko co się da, często pod różnymi szczytnymi hasłami.
  • egoistów, którzy zrozumieli, że na ogół bedzie im najlepiej (i przez najdłuższy okres czasu), jeśli też ich otoczeniu będzie dobrze. Zakres tego otoczenia może zawierać się od osób najbliższych, po cały świat, w którym żyjemy.

W wypadku tej pierwszej grupy (bardzo licznej niestety) należy się mieć na baczności, aby nie zostać wykorzystanym. Najlepiej jest, na ile to jest tylko możliwe, wyeliminować takie jednostki z własnej rzeczywistości. Mnie jest co prawda takich ludzi żal, bo to biedacy, którzy nie wiedzą że można lepiej, ale po co mam sobie nimi zatruwać środowisko w którym żyję?

Jeśli chodzi o tę drugą grupę, to moim skromnym zdaniem właśnie tacy ludzie posuwają naszą cywilizację do przodu i w tego rodzaju egoizmie nie ma nic zdrożnego. Tacy ludzie robią wiele dla innych bo np.:

  • odczuwają przyjemność i satysfakcję widząc rezultaty swoich działań
  • działają „altruistycznie” bo wiedzą, że to co robią dla świata prędzej, czy później wraca do nich
  • dbają o interes wszystkich zaangażowanych, bo wiedzą że jest to jedna z lepszych metod na podtrzymanie interesujących relacji biznesowych i prywatnych
  • itd……

Ja mając z takimi ludźmi do czynnienia nie mam żadnego problemu z ich „egoizmem”, co więcej zachęcam nawet do niego :-)
Jak to wygląda u Was?

Komentarze (23) →
Alex W. Barszczewski, 2006-12-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Relacje z innymi ludźmi – jakimi zasadami się kierujesz?

Dziś powiem Wam o bardzo prostych zasadach, którymi kieruję się w relacjach z innymi ludźmi. Niektórym z Was mogą one zdawać się nawet zbyt proste, niemniej w moim życiu funkcjonują one od dłuższego czasu bardzo dobrze, doprowadzając do rezultatów, które mi się podobają.
Ze względu na to, że są to moje wewnętrzne reguły pozwolę sobie przytoczyć je w tak samo kolokwialnym języku, w jakim działają one w mojej głowie :-)

  • Zasada 1 – każdy człowiek, który z własnej inicjatywy nawiązuje ze mną jakąkolwiek relację powinien być na niej „do przodu”. Oznacza to, że staram się aby dla każdej osoby jakikolwiek kontakt ze mną ze mną był czymś pozytywnym. To może oznaczać uśmiech i odrobinę słońca dla kogoś nieznajomego, z kim wymieniam kilka przyjaznych spojrzeń na ulicy (a robię to od lat każdego dnia :-)), może też oznaczać „przetransferowanie” kogoś do zupełnie innej ligi i danie mu narzędzi do osiągniącia tam sukcesu. Co prawda uważam za lekką przesadę twierdzenie paru osób, że to ja je „zrobiłem” tym kim są, niemniej w długotrwałych i intensywnych relacjach bardzo wiele jest możliwe i jeśli da się to zrobić stosunkowo prosto to dlaczego nie? :-).
    Stosowanie tej zasady polecam każdemu z Was, to doskonałe odczucie, kiedy wiesz, że jak za kometą Halleya ciagnie się za tobą długi warkocz ludzi, których życie uległo wzbogaceniu w rezultacie interakcji z tobą. Oczywiście, aby sobie przy tym nie zrobić krzywdy zalecam jednocześnie rozważenie pozostałych zasad, takich jak np. zasada nr 2
  • Zasada 2 – długoterminowo utrzymuję tylko te relacje, które są w jakiś sposób korzystne dla obydwu stron. W ten sposób unikam sytuacji, kiedy ja, albo druga strona mogłaby stać „wampirem” energetycznym, emocjonalnym, finansowym czy jakimkolwiek innym :-) Oszczędza to mnóstwo czasu i środków na bezsensowne kontakty co pozwala nam znacznie więcej „inwestować” w te pozostałe. Zasada te nie oznacza utrzymywania jakiegoś „konta”, na którym staramy się precyzyjnie zbilansować wzajemne korzyści, należy raczej traktować ją bardziej ogólnie :-)
  • Zasada 3 – długoterminowo każdy ma u mnie mniej więcej poziom na skali ważności, jaki ja mam u niego. Dawno temu zauważyłem, że często inni ludzie mieli u mnie znacznie wyższy priorytet niż ja u nich i to nawet w wypadkach, kiedy powinno być odwrotnie!! Odkąd to zmieniłem przebywam w gronie ludzi którzy wzajemnie cenią sobie możliwość robienia czegoś razem i nikt nikomu nie robi przysłowiowej „łaski”.

Te trzy punkty stanowią odbicie mojego osobistego podejścia do tego zagadnienia i zapewne wielu z Was może robić to w odmienny sposób. Jeśli tak to serdecznie zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak rozszerzać swój zakres swobody i jakość życia cz1.

W komentarzu do mojego postu na temat zachowania przez całe życie swobody wyboru Kuba zaproponował abym sformułował „wzór” na jej zwiększanie  :-)

Myślę, że stworzenie takiego prostego równania jest niemożliwe, niemniej w kolejnych odcinkach gotów jestem podzielić się z zainteresowanymi Czytelnikami osobistymi doświadczeniami i poglądami w tym względzie. Jak zwykle na tym blogu, to co piszę nie musi być ogólnie obowiązującą prawdą. Co prawda wszystkie te rzeczy funkcjonują dla mnie i kilku innych ludzi, mimo tego każdy powinien podejmować rozważne decyzje o ich ewentualnym stosowaniu.

Tworząc więc elementy naszego „wzoru” na jakość życia zacznijmy od wprowadzenia dość znanego w USA czynnika, który nazywa sie PITA Factor. PITA pochodzi od Pain In The Ass i całość oczywiście oznacza współczynnik bólu w ….. , czyli innymi słowy wszelkie mogące wystąpić komplikacje problemy i trudności.
W oparciu o ten współczynnik już dawno temu wypracowałem sobie Pierwsze Twierdzenie Alexa, które bardzo pomagało mi (i pomaga) w podejmowaniu decyzji o podjęciu różnych działań zarobkowych.
Twierdzenie to brzmi. Jeśli inne czynniki uznamy za stałe, to możliwa jakość życia jest wprost proporcjonalna do osiąganych dochodów i odwrotnie proporcjonalna do PITA przy ich uzyskiwaniu.

Co to oznacza w praktyce?
Na przykład możemy podjąć się nowej działalności, która przyniesie nam znacznie więcej pieniędzy (czy też zaszczytów, przyjemności itp.) a mimo to subiektywnie odczuwać pogorszenie się jakości życia, bo nieproporcjonalnie wzrośnie współczynnik PITA (ilość godzin pracy, stress, problemy itp.)
Można też zmienić nasz sposób zarabiania tak, że absolutne dochody nam spadną, ale dzięki jeszcze większemu spadkowi PITA nagle o wiele bardziej delektujemy się życiem.
Ten ostatni przypadek przerabiałem, kiedy zdecydowałem się zrezygnować z obiecującej kariery jako właściciel małej, ale prężnej firmy IT i zająć się komunikacją międzyludzką.
W IT miałem co prawda znacznie większe przychody, ale z drugiej strony masę wyzwań i problemów codziennegoi biznesu, które powodowały, że tak naprawdę nie bardzo miałem jak i kiedy tych pieniedzy sensownie wydawać. Pamiętam jak szokujące było dla mnie wtedy stwierdzenie faktu, że pewna znajoma, która pracowała w jednym szwajcarskim hotelu miała o wiele wyższą jakość życia niż ja!! Więcej wolnego czasu, więcej podróży, hobby, sportu itp. mimo iż czysto ekonomicznie była przy mnie liliputem!!
Kiedy zdecydowałem się zmienić zawód i zostać trenerem, to oczywiście moje przychody spadły, ale jednocześnie spadły moje koszty a PITA zmniejszyła się dramatycznie :-) Mimo kłopotów z rozpoczęciem nowej działalności od zera odczuwalna jakość życia wzrosła prawie natchmiast!
Od tego czasu uważnie analizuję to twierdzenie, jeśli na horyzoncie pojawia się nowa propozycja biznesowa. Czasem bywa tak, ze np. mogłbym podwoić moje przychody, ale jśli PITA miałaby wzrosnąć w tym samym stopniu, albo co gorsza jeszcze bardziej, to mowie „nie, dziekuję” :-)

Jeśli pomyślimy dalej, to to twierdzenie można uogólnić i zastosować do wielu innych dziedzin życia. Uogólniona forma będzie brzmiała: Wpływ jakiegokolwiek czynnika na jakość naszego życia będzie wprost proporcjonalny do przynoszonych nam korzyści (w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa) a odwrotnie proporcjonalny do związanego z nim PITA.

W ten sposób można na przykład wyjaśnić dlaczego pozornie wbrew logice (nominalnie wyższe podatki, spora odległość do ważnych klientów) mieszkam w Berlinie a nie w Warszawie. W tym drugim przypadku, mimo niewątpliwych korzyści natury biznesowej i logistycznej współczynnik PITA jest po prostu za duży :-)

Walth & Co – to twierdzenie można oczywiście zastosować w odniesieniu do związków :-) Interpretację możecie dopowiedzieć sobie sami :-)

cdn. za parę dni, bo jutro piszę o mentorowaniu.

Komentarze (14) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy Twój związek to samochód czy motocykl?

Pytanie postawione w tytule jest na pozór bardzo dziwne :-) Jak można związek z partnerem/partnerką przyrównywać do pojazdów??

Okazuje się że można, a w niektórych sytuacjach nawet trzeba :-)

Spójrzmy najpierw jaka zasadnicza różnica istnieje między tymi rodzajami środków lokomocji, a mianowicie:

  • Samochód sam z siebie i bez żadnego wysiłku z naszej strony stoi na kołach . Aby go przewrócić trzeba specjalnych warunków i umiejętności
  • Motocykl, od momentu kiedy złożysz podpórkę wymaga cały czas poświęcenia pewnej uwagi i wysiłku, aby się nie przewrócił

Jakie wynikają z tego implikacje:

Jadąc samochodem możesz skoncentrować się w 100% na delektowaniu się podróżą, czy też pozwolić sobie w czasie jazdy na różne uprzyjemniające ją czynności od jedzenia i picia począwszy na czułościach ze współpasażerką / współpasażerem skończywszy :-) Nawet długa podróż w tych warunkach jest przyjemnością i docieramy do celu zrelaksowani.

Na motocyklu musimy cały czas pilnować utrzymania równowagi inaczej grozi nam niebezpieczna wywrotka. Jazda motocyklem to może być emocjonujące wyzwanie, ale na dłuższy dystans wady są oczywiste, a podobne emocje mozemy mieć np. samochodem terenowym.
Jak tak rozglądam się wokół siebie, to widzę że na tym świecie musi być mnóstwo zwolenników dwuśladów, bo ciągle czytam, bądź slysze, jak ktoś „walczy o związek”, „pracuje nad związkiem”, „ratuje związek”. Przyznam się sam, że w młodych latach też zajmowałem się takimi „motocyklowymi” relacjami, w międzyczasie wiem że można inaczej. Czy to jest lepiej czy gorzej, to oczywiście jak zwykle sprawa każdego z nas, ważna jest świadomość, że mamy wybór.
Zapewne dla niektórych Czytelników odpowiedź na pytanie zawarte w tytule będzie inspirująca, pamiętajcie tylko że zadajecie je sobie na Waszą odpowiedzialność :-)

Miłej niedzieli!!

Komentarze (38) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 8 of 8« First...«45678
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025