Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Relacje z innymi ludźmi

Nie staraj sie za bardzo :-)

Kiedy rozglądam się wokoło widzę jak wiele osób „stara się”, aby dobrze wypaść w oczach potencjalnego partnera lub partnerki. Ludzie robią często bardzo dziwne rzeczy, aby stworzyć wrażenie że w jakiś sposób są „lepsi” (czytaj ładniejsi, bogatsi, bardziej inteligentni, oczytani, mili) niż w rzeczywistości. To ma pomóc w znalezieniu kogoś atrakcyjnego i pewnie w jakiś sposób jest skuteczne, inaczej tak wielu naszych bliźnich nie stosowałoby tego. Poza tym ma to pozytywny wpływ na gospodarkę, bo całe branże artykułów luksusowych całkiem nieźle z tego żyją :-)
Mimo tych niewątpliwie dodatnich stron tejże „epidemii zabłyśnięcia”, pojawia się jeden bardzo istotny problem:
Jeżeli będę się bardzo starał pokazać z jak najlepszej strony aby ktoś mnie zaakceptował, a nawet ewentualnie pokochał, to osoba ta będzie kochała nie mnie takim jakim jestem, lecz ten wyidealizowany obraz. Czyli obiektem jej uczuć nie będę ja, tylko jakiś awatar stworzony przeze mnie na potrzeby danej znajomości.
Naprawdę tego chcecie? Moje poczucie własnej wartości bardzo by cierpiało, gdybym miał świadomość, że ktoś jest ze mną nie dlatego, bo mu się podobam jako prawdziwy Alex Barszczewski, lecz dlatego, bo stworzyłem jakąś atrakcyjną, niewiele mającą wspólnego ze mną iluzję.  I myślę, ze nie jestem w tym odosobniony!!
Stąd moje zalecenie dla Was: Natychmiast przestań tworzyć lub podtrzymać jakiś wyidealizowany wizerunek Twojej osoby!
Oczywiście zaowocuje to początkowo spadkiem ilości ludzi, którzy chcą mieć z „Tobą” (a tak naprawdę z tym wyidealizowanym wizerunkiem) do czynienia. Długoterminowo otoczysz się bliskimi osobami, dla których będziesz atrakcyjny takim, jakim w danym momencie jesteś. A to jest fantastyczne uczucie!!
Jeżeli zaprzestaniesz tworzyć ten „upiększony” obraz siebie, to zużyj uwolnioną w ten sposób energię i zasoby abyś rozwinął się jako człowiek w następujących dziedzinach:
  • zdrowe poczucie własnej wartości
  • umiejętności komunikacyjne z różnymi ludźmi
  • umiejętność wczuwania  się w innych ludzi i odczuwania szerokiej gamy emocji
  • umiejętność bycia dobrym kochankiem/kochanką dla osób pasujących do Twojej orientacji seksualnej
To bedzie znakomita inwestycja, wierzcie mi, albo jeszcze lepiej sprawdźcie sami :-)
Wyzwaniem może być pewien okres „posuchy” pomiędzy „utratą” ludzi będących z Twoim awatarem (a nie z Tobą), a pojawieniem się osób, które chcą być z Tobą bo jesteś jaki jesteś.
Jeśli chcecie, to o tym jak sobie z w takiej sytuacji poradzić napiszę w następnym poście, na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (48) →
Alex W. Barszczewski, 2011-03-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Żyjesz jak miejski autobus, czy jak samochód rajdowy?

Ten post przyszedł mi do głowy podczas ostatnich dwóch tygodni, które w bardzo intensywny sposób spędziłem w Polsce. Zanim przejdziemy do tytułowej metafory podkreślam, że nie jest moim celem pokazanie któregokolwiek wariantu życia jako „lepszego”, lub „gorszego”, bo każdy z nich ma swoje wady i zalety, a ostateczna ocena jest kwestią preferencji każdego z nas. Bardziej zależy ma pokazaniu komplikacji, które pojawiają się, kiedy spotykają się ze sobą ludzie z tych dwóch światów.
Zacznijmy od przyjrzenia się obydwu możliwościom:
  • Autobus miejski to pojazd, który każdego dnia porusza się tej samej trasie, ewentualnie jest kierowany na którąś z tras zastępczych w tym samym mieście. Codziennie, według rozpisanego rozkładu jeździ on po tych samych ulicach i nie licząc korków, zatrzymuje się dokładnie w tych samych miejscach. Po zatrzymaniu się wykonuje on serię prostych czynności (obniżenie się od strony wejścia, otwarcie drzwi, zamknięcie drzwi, „wyprostowanie się”).  W ruchu miejskim nie jest on poddawany specjalnym przeciążeniom, jego eksploatacja odbywa się dość spokojnie. Każdego wieczora wraca on do tej samej zajezdni.  Autobus miejski, o ile się nie zepsuje (wtedy ma „zwolnienie” na naprawę) przez większą część roku „pracuje” jeżdżąc po ulicach. Od czasu do czasu ma jedynie okres przeglądu i planowanego odnowienia niektórych elementów (tzw. urlop). Większość społeczeństwa prowadzi życie autobusu miejskiego.
  • Samochód rajdowy eksploatowany jest zupełnie inaczej. Po pierwsze rajdy odbywają się w różnych, często atrakcyjnych miejscach na świecie. W związku z tym taki pojazd stosunkowo niewiele czasu spędza w macierzystym garażu. Nieco czasu zajmuje przetransportowanie go do kolejnej lokalizacji i tam dostosowanie go do lokalnych warunków klimatycznych i drogowych.
    Samochód rajdowy większość czasu spędza nie jadąc w rajdzie, lecz na wspomnianych wyżej podróżach i w którymś z garaży, gdzie jest dużo czasu na pracę nad jego konstrukcją i wyposażeniem, tak aby znacznie zwiększyć jego szanse, szczególnie w konkretnych zawodach, które akurat mają się odbyć.
    Zazwyczaj każdy rajd, to dla samochodu w jakimś sensie nowa trasa, na poznanie której było tylko stosunkowo niewiele czasu, a którą trzeba możliwie najlepiej przejechać. Sama jazda bywa niezwykle obciążająca dla całej konstrukcji, w internecie można znaleźć filmy z ekstremalnych manewrów, czy nocne ujęcia na których widać żarzące się tarcze hamulcowe.
    Dzięki temu  samochód taki może przejechać odcinki specjalne, do pokonania których autobus miejski albo wcale nie byłby zdolny, albo w porównaniu potrzebowałby całą wieczność :-)
    Ceną jest to, że po rajdzie potrzeba trochę czasu, aby pojazd doprowadzić do porządku i ewentualnie ponaprawiać rezultaty ewentualnych kraks lub przytarć. Wtedy przez dzień, czy dwa taki samochód nie nadaje się do jazdy
Dla wielu z Was byłoby zapewne interesujące zastanowienie się, do którego z elementów tej metafory pasuje Wasze życie i zastanowić się, czy to jest to co chcecie. Jak już wspomniałem jest wiele za i przeciw każdego z wyborów i jeśli chcecie możemy zająć się tym w osobnym poście.
Dziś uświadommy sobie, jakie problemy pojawiają się, kiedy mają ze sobą do czynienia ludzie z obydwu grup. Ponieważ na tym blogu nie opisujemy rzeczy wyczytane gdzieś w książkach, lecz nasze  praktyczne doświadczenia pozwólcie, że oprę się na osobistych doświadczeniach i obserwacjach, a każdego z Was zapraszam do uzupełnienia ich o Wasze własne.
Jestem typowym przedstawicielem grupy opisanej jako „samochody rajdowe”, stąd też na razie przedstawię dość jednostronny punkt widzenia :-) Jego zaletą jest autentyczność, bo żyję w ten sposób co najmniej od 1992 roku, więc nazbierało się trochę doświadczeń, które mogą być dla Was przydatne :-)
W moich kontaktach z innymi ludźmi powoduje to między innymi następujące komplikacje:
  • niektórzy uważają mnie za „nieroba”, bo kto to widział, aby pracować (co prawda niezwykle intensywnie) tylko 40-70 dni w roku!!
  • niektórzy uważają mnie za „pracoholika”, bo kto to widział, aby ktoś, kto w lutym wpada na 2 tygodnie do Polski cały ten czas był tak bardzo zajęty!! :-) Albo siedząc w miejscowości uznanej za wypoczynkową coś sobie dłubał na komputerze zamiast leżeć na plaży?? :-)
  • dla niektórych jestem podejrzanym typem, bo „optycznie” stosunkowo niewielkim nakładem pracy liczonym w dniach prowadzę życie na poziomie, który w opinii wielu ludzi wymaga sporych nakładów. Nie mieści im się w głowie, że „rajdowe” podejście może na wolnym rynku uczciwie generować przychody znacznie powyżej przeciętnej, a z drugiej strony wiele fajnych rzeczy można mieć stosunkowo tanio jak się trochę popyta i pomyśli.
  • teraz bardzo poważny punkt!! Niektórzy uważają, że ich lekceważę, bo mając taki dwutygodniowy „odcinek specjalny” nie wysłałem im nawet sms-a o rozmowie telefonicznej nie mówiąc.  Zdarza mi się też w tym okresie nie odpowiadać na maile i inne próby kontaktu. Większość „autobusów” nie potrafi sobie wyobrazić, że wtedy pracuję z intensywnością, która wymagana od przeciętnego pracownika wywołałaby natychmiastowy strajk i oskarżenia o powrót do niewolnictwa. Podczas takich działań nie mam kompletnie „mocy przerobowych” w umyśle, aby zająć się czymkolwiek „pobocznym” (takim jak kontakty ze znajomymi, czy sprzątanie mieszkania :-)), a podczas nielicznych przerw staram się albo możliwie szybko zregenerować przed następnym dniem, albo po prostu „padam na nos”. Kto tego osobiście nie przeżył, ma o tym tak małe pojęcie, jak ja o rodzeniu dziecka. Typowym przykładem były ostatnie tygodnie w Polsce, kiedy po prostu powiesiłem na Blipie „Żyję, ale jestem bardzo zajęty” i to było maksimum kontaktu możliwe z większością ludzi. Jeszcze raz podkreślam – w tym nie ma ani odrobiny lekceważenia, jest to wyłącznie konsekwencja pewnego obranego stylu życia.
  • Synchronizacja w czasie wspólnych przedsięwzięć też od lat była potencjalnym źródłem nieporozumień z wieloma sympatycznymi ludźmi.  Problem w tym, że większość osób z grupy „autobusów” ma maksymalnie 26 dni urlopu w roku, często będąc ograniczona zarówno ilością dni, które mogą wziąć „w jednym kawałku”, jak i porą roku, kiedy faktycznie mogą to zrobić.  Jak kogoś takiego zabrać na miesięczny albo i dłuższy „Gypsy Time”? Z drugiej strony z egoistycznych pobudek nie jestem skłonny dopasowywać mojego miejsca pobytu do takich ograniczeń (szczególnie w zimie i latem)  i już mamy potencjalne źródło goryczy typu „ja tu muszę pracować, a ty siedzisz sobie w ciepłych krajach”.
To są typowe problemy występujące w bliższym zetknięciu ludzi z tych dwóch grup. Kiedy spotykają się osoby bardzo różne od siebie, to prawie zawsze jest to okazja do nauczenia się czegoś nowego i rozszerzenia swojego horyzontu.  Komplikacje takie jak powyżej niepotrzebnie skracają wiele znajomości, warto sobie z tego zdawać sprawę i coś z tym zrobić. Zrozumienie drugiej strony może być pomocą i dlatego napisałem ten post, jak też zapraszam do szerokiej dyskusji.
Niektórzy z Was zapewne mogą do tego dodać kilka z własnych obserwacji, zarówno z punktu widzenia „autobusu” jak i „rajdówki”, do czego też serdecznie zapraszam w komentarzach.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową w wykonaniu zmęczonego Alexa :-) (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (110) →
Alex W. Barszczewski, 2011-02-20
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Jakie masz prawo tego ode mnie wymagać?

Pytanie zawarte w tytule jest standardową reakcją, która przebiega w moim umyśle, kiedy ktoś czegoś się ode mnie domaga lub dopomina.
Mam wrażenie, że wobec  mentalnego zniewolenia sporej części społeczeństwa jest to dość rzadka pierwsza reakcja, ja sam nauczyłem się jej mieszkając poza Polską i obserwując ludzi, którzy według moich kryteriów daleko zaszli w życiu.
W czym rzecz?
Jako człowiek miłujący wolność staram się między innymi dbać o niezawężanie jej w następujący sposób:
Unikam podejmowania zobowiązań, które nie uważam za konieczne. Nie oznacza to niepodejmowania zobowiązań w ogóle, lecz bardzo staranna analizę, zanim powiem „tak”. W ten sposób łatwiej jest mi je potem respektować bez jakiegokolwiek żalu. Dla zasady staram się minimalizować zarówno ilość jak i zakres moich zobowiązań. Jednocześnie, w miarę możliwości,  dbam przy tym o powstanie sytuacji win-win.  Zdarzało mi się „negocjować”  zobowiązania aby było lepiej dla drugiej strony. Ciekawe, że wiele osób ma z tym całym moim podejściem spory problem, o czym napisze w osobnym poście.
Nie pozwalam innym na skuteczne domaganie się ode mnie rzeczy i zachowań, za wyjątkiem tych :
  • które wynikają z moich jednoznacznych zobowiązań wobec danej osoby lub osób
  • które wynikają z prawa obowiązującego w miejscu, gdzie zdecydowałem się żyć lub aktualnie przebywam
  • których zastosowanie mogłyby bezpośrednio uchronić kogoś przed utratą życia lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu
  • których zignorowanie groziłoby mi utratą życia lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu
  • których niezastosowanie doprowadziłoby do poważniejszych skutków naruszających zasadę „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”
  • kiedy jestem dobrowolnym członkiem załogi jakiegoś pojazdy lądowego, wodnego, lub powietrznego
W każdym innym przypadku, jeżeli ktoś domaga się czegoś ode mnie, to „spuszczam go na drzewo” i osoba ta pozostaje tam aż zrezygnuje lub zmieni styl komunikacji ze mną.
Bo oczywiście po dobroci prawie wszystko można ze mną załatwić, jako że jestem przyjaźnie zastawionym do świata i w szerokim tego słowa znaczeniu szczodrym człowiekiem.
Możecie sobie nietrudno wyliczyć ile innych typowych źródeł nakazów i zakazów po prostu ignoruję :-) To, oprócz utrzymywania szerokiego zakresu wolności jest jednym ze źródeł mojej energii życiowej i pogodnego nastawienia do świata!
Poza tym ile zasobów zasobów wszelkiego rodzaju można zaoszczędzić i zużyć na przyjemniejsze cele  :-)
Teraz część z Was może pomyśleć, że takiemu Alexowi łatwo powiedzieć, bo może sobie na to pozwolić. Ja myślę, że związek przyczynowo-skutkowy jest dokładnie odwrotny: Dziś mogę sobie na wiele pozwolić, bo kiedyś podjąłem decyzję o przyjęciu postawy, którą powyżej opisałem. Naturalnie ponosząc wszelkie tego konsekwencje, ale tak to już jest w życiu :-)
Gdyby per saldo rezultat nie był tak dobry, to nie pisałbym o tym postu, ale to trzeba wypróbować w praktyce :-)
Jeżeli macie pytania lub myśli, którymi chcecie się podzielić to zapraszam do komentarzy
PS: Do tematu warto poczytać też: http://alexba.eu/2008-05-03/rozwoj-kariera-praca/musisz-umrzec/

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (36) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja – jak to robi Alex cz.1

W dyskusji pod postem o szybkiej selekcji ludzi, z którymi mamy do czynienia pojawiło się kilka głosów, świadczących, że część z Was zrozumiała mnie nieco inaczej niż zamierzałem.
Wielu Czytelników zastanawiało się na przykład, jak odciąć się od niepasujących osób, które  znają bliżej od dłuższego czasu.
U mnie ten problem raczej nie występuje, bo selekcja, o której pisałem dokonywana jest na samym początku znajomości a nie po miesiącach, czy latach. Dlatego nazwałem to „szybką selekcją”.
Po namyśle zdecydowałem, że może najlepiej w cyklu postów opiszę jak ja to konkretnie robię, wtedy każdy będzie mógł sobie wziąć i dopasować to, co mu odpowiada.
Zanim przejdziemy do szczegółów mam kilka bardzo ważnych uwag. Proszę o ich dokładne przeczytanie, bo zrozumienie ich będzie konieczne w dalszej dyskusji.
Pierwszą rzeczą jest fakt, że nie biegam po świecie z jakąś „checklistą” na której odhaczam punkty dodatnie lub ujemne i po przekroczeniu pewnej ilości tych ostatnich naciskam klawisz „game over”. Raczej czynię to dość intuicyjnie i aby napisać ten post musiałem intensywnie zastanowić się jak ja to właściwie robię. Tak więc tekst poniżej jest rezultatem swojego rodzaju „reverse engeneering”, kiedy na podstawie moich zachowań starałem się odtworzyć i opisać mechanizmy nimi rządzące. To jest istotne, bo inaczej mógłby powstać fałszywy obraz Alexa – komputera, który bezdusznie odrzuca ludzi.
Drugą rzeczą jest to, iż odrzucenie przeze mnie kogokolwiek nie oznacza zazwyczaj oceny tej osoby jako człowieka. Jedynym kryterium jest kompatybilność do mnie, co w którymś momencie dokładniej wyjaśnię. Jest na świecie prawdopodobnie mnóstwo wartościowych i interesujących ludzi, z którymi pozytywna komunikacja będzie dla mnie niemożliwa, lub co najmniej znacznie utrudniona. I lepiej będzie jak ją sobie darujemy.
To nic nie mówi o tym, czy ktoś jest „lepszy” lub „gorszy”, tak jak niepasowanie pewnego klucza do określonego zamka nic nie mówi o jakości każdego z nich.
Trzecie, wspomniana kompatybilność nie oznacza takich samych poglądów!!! Mam wielu bliskich znajomych, zarówno prywatnie jak i biznesowo, którzy w wielu sprawach mają kompletnie inne poglądy niż ja, to nam nie przeszkadza dopóki szanujemy naszą odmienność i komunikujemy jak cywilizowani ludzie.
Po tym istotnym wstępie przejdźmy do konkretów.
Generalną zasadą, którą się kieruję, jest wyeliminowanie z mojego bliskiego otoczenia osób niepasujących już na samym początku znajomości.
To wiąże się z najmniejszymi problemami natury emocjonalnej, nie pojawiają się też inwestycje jakiegokolwiek rodzaju, które powodowałyby, że będzie nam szkoda podjąć niezbędne decyzje „bo już tyle w tę relację włożyliśmy”.
Pierwszą rzeczą, którą robię to ……. pozwalam innym na zdyskwalifikowanie mnie jako bliskiego znajomego :-)
To ma tę zaletę, że nie wymaga żadnych specjalnych działań z mojej strony i oszczędza mi sporo czasu i środków na zadawanie się z ludźmi, z którymi nie jest mi „po drodze”.
Jak to robię? Bardzo prosto :-) po prostu jestem sobą i raczej nie udaję nikogo innego. Pisze „raczej” bo czasem wciągam brzuch i wypinam klatę, ale któż nie ma chwil słabości :-)
Ponieważ niektóre moje podejścia do życia są, delikatnie mówiąc, dość nietypowe, to wielu ludzi uznaje mnie za dziwaka, dziwoląga, albo wręcz stukniętego faceta, z którym lepiej się nie zadawać. W ten sposób niepasujące osoby same usuwają się z mojego życia i nawet nie muszę ich „selekcjonować” :-) Wygodne i ekonomiczne, nieprawdaż?
Dodatkowym „narzędziem”, które do tego wykorzystuje jest ten blog. Jako że wypowiadam się na nim otwarcie  o bardzo wielu różnych sprawach jest to kopalnia informacji o tym, jakim jestem człowiekiem i jakie mam poglądy na wiele spraw życiowych. Tak wiec, jak poznaje kogoś nowego, to gdzieś tam dość szybko przemycam informację, że taki blog prowadzę i ktoś zainteresowany może mnie tam „podejrzeć”. Potem patrzę jaki jest efekt tej lektury :-)
Z punktu widzenia selekcji istotne są następujące przypadki:
  • ktoś po poczytaniu moich wypowiedzi nie kontynuuje znajomości ze mną. To jest ciąg dalszy tej autoselekcji o której wspomniałem wyżej
  • ktoś po przeczytaniu wyraża się z pogardą lub brakiem szacunku o mnie, tym blogu lub jego Czytelnikach. Wtedy ja, jak w myśliwcu odrzutowym naciskam przycisk „eject” katapultujący daną osobę (z mojego życia oczywiście)
  • ktoś wykazuje kompletny brak zrozumienia dla idei tego blogu. Eject!!! Ten brak zrozumienia może przejawiać się  np. w pytaniu „Nie szkoda Ci czasu na takie bzdury?”, albo „Jak możesz się tak publicznie obnażać?” :-) :-) Z tym „obnażaniem” się to jest ciekawa sprawa, bo uważni Czytelnicy zauważą, że jestem bardzo powściągliwy jeśli chodzi o fakty z mojego życia prywatnego, a jeśli ktoś otwartą dyskusję o poglądach nazywa w ten sposób, to nie bardzo jest z mojej bajki :-)
Poza blogiem rzeczą dyskwalifikującą jest też, jeśli widzę, że ktoś nie szanuje ludzi o tzw. „niższym statusie społecznym” i np. z wyższością odnosi się do kelnerów, pokojówek, konduktorów, kasjerów, sprzedawców i…… osób młodszych wiekiem. Eject!!!
Jeżeli ktoś jest chamski, gburowaty, nieuprzejmy, ponury, arogancki, nie chce komunikować to też pociąga to za sobą natychmiastowe użycie katapulty :-)
Osobiście jestem bardzo otwartym człowiekiem i powyższe kryteria chyba wyczerpują listę tych, przy wystąpieniu których „kasuję ludzi na dzień dobry” (względnie pozwalam się kasować :-))
Oczywiście potem selekcja idzie dalej, bo chodzi o zakwalifikowanie się do jednej z 2 grup:
  • bliższa znajomość
  • niezobowiązujące kontakty społeczne
No ale o tym napiszę w następnym odcinku/odcinkach.
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub uwagi to zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS: Dalsze odcinki będą, jeśli temat okaże się dla Was interesującym.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (148) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Warto być miłym

Opowiem Wam małą historię.

Tej zimy znalazłem w Playa del Ingles bardzo dobry Steak House i jako miłośnik tego rodzaju jedzenia kilkakrotnie tam gościłem. W styczniu przeniesiono tam wielki grill na węgiel drzewny z kuchni na główna salę i kiedy byłem tam przedostatnio, to po bardzo udanym posiłku podszedłem do kucharza i w moim kulawym hiszpańskim podziękowałem mu za perfekcyjne przygotowanie steków dla mnie i moich gości. Potem jeszcze trochę przyjacielsko pogadaliśmy i pożegnaliśmy się.

W środę wpadłem znowu do nich i podchodząc do grilla zapytałem „Cześć Carmelo, co dobrego mi dziś zgrilujesz?”

Na to on „Alejandro, może zjesz solidnego T-bone?”. Tutaj małe wyjaśnienie, to co na wyspie nazywają „chuleton” i tłumaczą jako T-bone to tak naprawdę według mnie rib steak, ale tak czy inaczej jest to potężny kawał smakowitej argentyńskiej wołowiny.

Pożartowałem trochę, że jest to stek do popełniania samobójstwa, ale zamówiłem go medio-rojo, czyli medium-rare :-)

Ponieważ nawet jak dla mnie wielkość była rekordowa, to zrobiłem poniższe zdjęcie (a Carmelo ma naprawdę wielkie dłonie :-))

Ku mojemu zdziwieniu na moim talerzu wylądowało potem coś takiego:

Nie trzeba być uważnym obserwatorem, aby zauważyć, że temu stekowi nagle „dorósł” całkiem normalny kawał polędwicy, który normalnie wystarczyłby na samodzielne danie.  W ten sposób dostałem „skonstruowany” porterhouse steak, czego nie było ani w karcie, ani na rachunku, który przyszło mi tego dnia zapłacić :-)

Niektórzy z Was, mogą teraz się zapytać, po co to całe gadanie, cóż takiego w tym, że jakiś kucharz w restauracji sprezentował mi mięso za 10-12 euro?

Otóż piszę o tym, bo jest to typowy przykład bardzo wielu uprzejmości i prezentów otrzymywanych od innych ludzi, których często właściwie ledwo znam. Przy czym nie zawsze chodzi tu o drobiazgi jak ten powyższy, czy mieszkanie w jednym z 3 najlepszych apartamentów w  bardzo sympatycznym, kameralnym hotelu za superpromocyjną cenę.
W moim życiu otrzymywałem już  różne oznaki sympatii warte wiele tysięcy euro czy dolarów i to nie jako część jakiegoś dealu biznesowego!
A to robi już bardzo dużą różnicę w jakości życia i to nie tylko poprzez lepsze samopoczucie!!

Moja rada dla Was: Bądźcie mili dla innych ludzi i to wszystkich bez wyjątku, dopóki jakieś jednostki nie pokażą Wam jednoznacznie, że na to nie zasługują!!

Koniecznie przeczytajcie uważnie ten stary post http://alexba.eu/2006-04-03/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-czy-jestes-milym-czlowiekiem/ i od dziś zacznijcie stosować wspomniane tam zalecenia. Podkreślam słowo „stosować” bo sama teoria Wam nie pomoże.

Dodatkowo dostrzeżcie i wyraźcie uznanie, jeśli ktoś robi coś dla Was i robi to naprawdę dobrze. I to bez różnicy, czy jest to konsultant, któremu płacicie tysiące za godzinę, czy pokojówka sprzątająca wasz pokój. Szczególnie zróbcie to w wypadku tej  pokojówki!!! Chodzi o wyrobienie sobie pewnej postawy.

Jak się da, to rzucajcie promień słońca w życie innego człowieka,  a da się to zrobić znacznie częściej niż przypuszczacie.

Generalnie warto też stosować to podejście.

Dlaczego o tym piszę?

Konsekwentne stosowanie powyższych rad zrobi długoterminowo w Waszym życiu znacznie większą różnicę, niż większość z Was może sobie teraz wyobrazić. Mówię to zarówno z własnego bogatego doświadczenia, jak i wielu obserwacji.

Wypróbujcie i zobaczycie!

Jeżeli macie pytania lub uwagi to zapraszam do komentarzy.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (46) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja ludzi – dlaczego warto?

Czytając wiele moich postów takich jak np. „Stabilność emocjonalna, lub „No hassle in my castle” można by odnieść wrażenie, że jestem zimno kalkulującym człowiekiem, który dla czystej wygody „eliminuje” ze swojego otoczenia ludzi, którzy mu nie pasują. Pisałem wtedy o wpływie takich decyzji na moją jakość życia itp. a pominąłem jeszcze jeden ważny aspekt, który był dla mnie  tak oczywisty, że go nie zauważyłem :-)
Pamiętacie, jak w poście „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2″ twierdziłem, że chyba wszyscy przychodzimy na świat jako wrażliwe istoty, którym potem ta wrażliwość zostaje wyamputowana?
Jak pisałem o tej księżniczce, dzięki której nauczyłem się na nowo używać serca i mieć szeroka gamę subtelnych emocji?
Przy tym wszystkim odkryłem też, że jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i że ta wrażliwość umożliwia mi bardzo wiele rzeczy zarówno prywatnie jak i zawodowo (tak, tak, bez niej nie byłbym dzisiaj tak daleko jak jestem!!)
Z drugiej strony wszyscy żyjemy w realnym życiu, gdzie pojawiają się różni ludzie, nie zawsze w stosunku do nas mili czy dobrze nastawieni.
W takiej sytuacji bardzo wrażliwa osoba ma następujące możliwe rozwiązania:
  • na nowo wyhodować sobie gruba skórę – czyli księżniczka męczyła się nadaremnie
  • zabarykadować się przed „złym światem” w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół – to prowadzi do „monokultury” http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ co znacznie ogranicza nasze możliwości wszechstronnego rozwoju
  • wytworzyć sobie zdejmowalny pancerz, który zakładamy wychodząc na zewnątrz, a  zdejmujemy w domu – jest to niewygodne i łatwo prowadzi do de facto rozszczepienia osobowości.
  • robić to tak jak ja – łatwo dopuszczać do siebie bliżej bardzo różnych ludzi, ale szybko i bez ceregieli eliminować za swojego życia tych, którzy po bliższym poznaniu nam nie pasują. Podkreślenia wymaga „szybko i bez ceregieli”, bo w naszej polskiej kulturze mamy tendencję do zbyt dużej pobłażliwości i cierpliwości w stosunku do niemiłych lub nieodpowiednich dla nas zachowań innych.
Jakie główne zalety dla mnie ma takie podejście:
  • nie muszę się ciągle przestawiać, mogę być cały czas tym samym człowiekiem z „sercem na dłoni”
  • mogę swobodnie dalej rozwijać we mnie subtelności odczuwania i postrzegania, co jest niezwykle przydatne w bardzo szerokim zakresie zagadnień od seksu począwszy a na trudnych negocjacjach biznesowych skończywszy
  • mam do czynienia z samymi miłymi ludźmi i to zarówno prywatnie, jak i w biznesie. To ostatnie uważam za duże osiągnięcie, bo ile osób może uczciwie coś takiego  stwierdzić.
  • wchodzę w bliskie kontakty z bardzo szeroką gamą różnych ludzi, od których wciąż uczę się czegoś nowego. Robiąc to mam coraz więcej doświadczenia i wprawy w nawiązywaniu takich kontaktów a to zmniejsza potencjalne uzależnienie o jakiejś konkretnej osoby

Jakie potencjalnie negatywne skutki uboczne mogą się pojawić i jak sobie  z tym radzę:

  • jak już wspomniałem powyżej jest to w naszej kulturze dość nietypowe podejście i przez niektórych ludzi będę uznany za dziwoląga lub po prostu zdyskwalifikowany. Nie mam z tym problemu, bo to otwiera drogę do tych, dla których jest to w porządku
  • mogę przedwcześnie zdyskwalifikować jakiś nieoszlifowany diament. To ryzyko akceptuję, zwłaszcza jeśli wciąż znajduję diamenty, które błyszczą bez konieczności szlifowania (metaforycznie)
  • wobec wspomnianej łatwości nawiązywania kontaktów bardzo trudno jest mieć mnie na wyłączność, zwłaszcza bez mojej woli w tym kierunku. To zawsze odstraszało sporą część ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej :-) Na szczęście nie wszystkich, więc problemu nie ma :-)
  • jeśli jeszcze coś pominąłem, to na pewno Czytelnicy przypomną mi o tym w komentarzach  :-)
To, co napisałem powyżej jest jak zwykle moim osobistym podejściem, co nie oznacza że jedynym lub najlepszym.  Dla mnie funkcjonuje super i napisałem ten post w odpowiedzi na wasze sugestie abym pisał o tym jak robię różne rzeczy.
Serdecznie zapraszam dyskusji.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Dyktatura rodziców- odpowiedź na kilka pytań

W jednym z ostatnich postów dyskutowaliśmy kwestie kto jest nam naprawdę bliski, a kogo nazywamy bliskim bo tak nakazuje nam konwencja społeczna lub tradycja.
W ciekawej dyskusji pod postem pojawiła się seria pytań, na które obiecałem odpowiedzieć w osobnej dyskusji, co niniejszym czynię.
Na początek mam dla Was ważną uwagę. To co opisuję, mniej więcej (ze względu na ograniczenia tekstu pisanego) odpowiada temu jak ja postępuję w danych sytuacjach. Podaje to Wam wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i ewentualnej dyskusji w komentarzach. Nie oznacza to, że powinniście w taki sposób postępować, lub że inny sposób postępowania jest zły. Po prostu to  dla mnie działa bardzo dobrze, przynosi dobre rezultaty i dobrze się z tym czuję.
To, co napisałem poniżej zakłada też, że prowadzimy samodzielne życie nie będąc u rodziców na przysłowiowym garnuszku.
A teraz przejdźmy do pytań:
„Czy szukać prawdziwej bliskości (w rozumieniu Alexa) w rodzinie czy odciąć się od krewnych, a skupić na przyjaciołach?”
Rodzina jest naturalnym „rezerwuarem” osób, które mogą stać się nam bliskie. Z drugiej strony niestety jest to tak, jak napisał Richard Bach w książce „Illusions” że rzadko ludzie naprawdę sobie bliscy wyrastają pod jednym dachem. Co ja robię – staram się osiągnąć maksymalną bliskość ale z zachowaniem „ekonomii działań”, kiedy widzę, że mimo rozsądnych starań dalszy postęp jest trudny lub niemożliwy, to szukam gdzieś indziej. To jest szczególny przypadek mojej postawy opisanej tutaj http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
„Jak zachowywać się w stosunku do mamy/ojca, którzy wprawdzie dobrze nam życzą, ale mają zupełnie inne poglądy na to jak dobre życie powinno wyglądać, a o naszym dorosłym życiu nie wiedzą zbyt wiele?”
Tutaj jestem Wam winien cały post, kolejną część cyklu „Jak bronić się przed dyktatura pociotków i znajomych”:
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
http://alexba.eu/2010-01-26/rozwoj-kariera-praca/dyktatura2/
Może dziś opowiem to w pewnym skrócie:
  1. Po pierwsze, niezależnie od naszego wrażenia przyjmujemy robocze założenie, że rodzice chcą dla nas dobrze. Powiedzmy im o tym, że jesteśmy świadomi ich dobrych intencji.
  2. Po drugie zapytajmy, czy chcą na ten temat porozmawiać po partnersku jak dorośli ludzie i czy obiecują treść tej rozmowy zachować dla siebie.
  3. Jeśli nie, to kończymyć wszelkie dyskusje na ten temat, jeśli mimo wyraźnego wyrażenia woli będą one Wam dalej narzucane to ograniczamy wszelkie kontakty do absolutnego minimum (np. działania humanitarne, o których poniżej). „Dieta” kontaktowa czyni czasem cuda :-)
  4. Jeśli tak, to rozmawiamy z nimi jak z dorosłymi przekazując swoje racje i słuchając ich. Może każda ze stron nauczy się czegoś wartościowego.
  5. Jeżeli mimo ustnych deklaracji rodziców dalsza rozmowa nie ma charakteru partnerskiej wymiany zdań, to stawiamy uprzejme, aczkolwiek wyraźne ultimatum. Albo dalsza rozmowa będzie odbywać się po partnersku, albo zostanie zakończona. Przy braku pozytywnej reakcji idziemy do punktu 3
  6. Tak czy inaczej jest to Wasze życie i o ile nie planujecie nałożenia na rodziców dodatkowych obciążeń typu kredyty lub opieka nad Waszymi dziećmi to jest to Wasza sprawa co zrobicie ze swoim własnym życiem
„Jak wyłączyć z tematów poruszanych z rodzicami ten najbardziej drażliwy? (np. nie chcę mieć dzieci)”
Możecie przeprowadzić rozmowę podobnie jak w poprzednim przypadku, aby obie strony zrozumiały lepiej swoje motywacje i racje. Ostateczne decyzja o takich sprawach jak np. posiadanie dzieci należy wyłącznie do Was.
„Jak pogodzić brak bliskości w rozumieniu Alexa z pewnymi obowiązkami, które mogą na nas spaść w związku z posiadaniem bliskich krewnych? (np. mam w najbliższej rodzinie osobę niepełnosprawną, z którą nigdy nie osiągnę bliskości ale czuję się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialna).”
Tutaj podejmujemy działania, które ja nazywam „humanitarnymi”. Większość z nas prędzej czy później spotka taki problem, bo nasi rodzice się starzeją i często w tym zaawansowanym wieku potrzebują wsparcia zarówno finansowego i organizacyjnego, jak i też emocjonalnego. Niezależnie od naszych aktualnych relacji z nimi powinniśmy docenić, że  w przypadku większości z nas nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń i wysiłków co najmniej nas żywili, odziewali i dawali dach nad głową i to wtedy, kiedy nie byliśmy w stanie zrobić to sami. Elementarna przyzwoitość wymaga, abyśmy my nie zostawili ich w potrzebie.
Z drugiej strony często zdarza się, że tacy bliźni próbują nas terroryzować lub szantażować emocjonalnie. Do tego nie wolno dopuścić i pierwszym krokiem powinno być przeprowadzenie takiej partnerskiej rozmowy jaką proponowałem na początku tego postu. Jeżeli nie  da ona rezultatów, to ograniczamy pomoc humanitarną do absolutnego minimum jakie możemy znieść bez znaczącego ograniczania własnego życia i tego co jest w nim dla nas ważne. Można też stosować metody opisane pod tagiem „tresura”

Tyle odpowiedzi na Wasze zadane mi pytania. Jeżeli macie dodatkowe, lub cokolwiek wymaga bliższych wyjaśnien to zapraszam do zabrania glosu w komentarzach.

Jeszcze raz podkreślam, że ten post oddaje moje osobiste podejście do tego rodzaju zagadnień (sprawdzone w praktyce na trudnych przypadkach :-)) i tylko jako taki powinien być traktowany.

______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi

Osoba bliska czy blisko spokrewniona?

Jedną ze specjalności naszych Rodaków jest używanie wielu słów w egzaltowany i niezgodny z ich pierwotnym znaczeniem sposób. To ma, w zamyśle mówiącego, szczególnie silnie wpłynąć na słuchaczy i w tym naszym kraju często niestety odnosi zamierzony (i manipulacyjny) skutek. Dziś jednak nie będziemy pastwić się nad nadużywaniem takich słów jak „bohater”, „polegli”, „zbrodnia” i tym podobnych, czy też nazywaniem „stekiem” kotleta mielonego z wieprzowiny, lub „szynką” produktów, które możemy nabyć w większości hipermarketów :-)
Przyjrzyjmy się za to czemuś pozornie o wiele bardziej banalnemu, a jednak w rezultacie prowadzącemu nas do nie zawsze najlepszych decyzji, a mianowicie użyciu słowa „bliscy” i jego najwyższej gradacji „najbliżsi”.
Często słyszę lub czytam zdania podobne do następujących:
„Swoją drogą ciekawe, że często to osoby bliskie (np. rodzice) podcinają nam skrzydła. „
„Moi bliscy nie akceptują moich wyborów życiowych”
„Ludzie mi bliscy aktywnie przeszkadzają mi z drodze do celu”
„Moi najbliżsi demotywują mnie swoimi komentarzami”
Wiecie co wtedy myślę?
Że ktoś tutaj potężnie pomylił pojęcia, przy czym ten błąd, nawet jeśli jest bardzo powszechnie popełniany ciągle jednak pozostaje błędem.
Wystarczy zastanowić się nad rozróżnieniem następujących określeń:
  • osoba z nami blisko spokrewniona lub spowinowacona
  • osoba rzeczywiście nam bliska
W tym pierwszym przypadku kryterium są więzy krwi (rodzice, brat, siostra), lub więzy prawne (mąż, żona, teść, teściowa). To jest dość proste w definicji i interpretacji
Ten drugi przypadek, osoby nam bliskiej jest źródłem wielu problemów, bo mnóstwo ludzi zakłada, że to jest to samo co osoby z tej pierwszej grupy, a to jest moim zdaniem spora pomyłka.
Zacznijmy więc od tego, kogo nazywam osobą mi bliską.
Abym ja kogoś określił w ten sposób potrzebne jest jednoczesne spełnienie następujących warunków:
  • ta osoba musi mnie dość dobrze znać i to w różnych aspektach życia
  • ta osoba musi autentycznie akceptować moje podejście do życia, wartości, które wyznaję i moje prawo do ich wyboru. Nawet jeśli sama wyznaje całkiem inne!!
  • ta osoba musi szczerze i otwarcie ze mną komunikować
  • ta osoba musi mi naprawdę życzyć osiągnięcia szczęścia i sukcesu w życiu według moich kryteriów
I dokładnie takie same warunki muszą być spełnione z mojej strony.
Dopiero wtedy określam kogoś „osobą mi bliską”.
Jakie z tego co napisałem powyżej wynikają praktyczne wnioski:
  • nikt nie staje się taką osobą automatycznie z powodów genetycznych, prawnych lub geograficznych!
  • „bliskość” jest czymś dynamicznym, zmieniającym się i ewoluującym. Może się zdarzyć, że ktoś mi bliski po pewnym czasie takim być przestaje i jest to naturalna kolej rzeczy, wynikająca między innymi z różnych kierunków rozwoju, zmian w potrzebach którejś ze stron itp.
  • z poprzedniego punktu wynika też, że brak bliskości nie jest „wyrokiem” na zawsze. Może sie zdarzyć, że w relacji z kimś brakuje jednego albo nawet kilku elementów aby uznać ją za bliską. Z czasem te elementy sie pojawiają in nagle „BUM!!” mamy osobę, która jest nam bliska.
Do tego co napisałem powyżej koniecznie trzeba dodać dwa punkty komentarza:
  • to jest moja osobista definicja bliskości, oczywiście możecie mieć dowolną inna :-) Trzeba jednak przyznać, że oferuje ona ciekawe spojrzenie na tę kwestię, nieprawdaż?
  • w oczywisty sposób bliskość nie jest czymś zero-jedynkowym lecz posiada bardzo szeroką gradację
  • pisząc o tych 4 czynnikach mam na myśli to co istnieje i jest obserwowalne w rzeczywistości a nie jakiekolwiek ustne deklaracje danej osoby!!
Dla zainteresowanych mam jeszcze małe ćwiczenie:
Weźmy kilka osób z naszego otoczenia, o których zwykliśmy mówić „moi bliscy” i oceńmy jak wygląda każdy z wymienionych przeze mnie „czynników bliskości”:
  • A – znajomość Twojego prawdziwego „ja” w skali od 0-5
  • B – akceptacja Twojego podejścia do życia i prawa wyboru w skali 0-5
  • C – otwartość i szczerość w komunikacji z Tobą w skali 0-5
  • D – życzliwość Twoim zamierzeniom i planom w skali 0-5
Potem wyliczmy „współczynnik bliskości” wg. Alexa:
B_alx=A*B*C*D
Zróbmy to dla naszych rodziców, dzieci, partnerów życiowych i zobaczmy jaki wynik w skali od 0 (kompletny brak bliskości) do 625 (maksymalna możliwa bliskość) otrzymamy.
Powtórzmy dla bliskich znajomych, przyjaciół, klientów, kochanków i kochanek :-)
W prywatności własnego umysłu zastanówmy się nad rezultatami. Reszta to już Wasza prywatna sprawa.
Ja jestem bardzo zainteresowany co o tym wszystkim myślicie i jakie jest wasze zdanie na ten temat. Dlatego zapraszam do dyskusji w komentarzach, myślę że będzie bardzo ciekawa, bo i temat jest niezwykle istotny.
______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (47) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Refleksje o poprzednim poście

Po bardzo rozbudowanej dyskusji pod moim ostatnim postem mam parę przemyśleń, którymi chętnie się z Wami podzielę.
Tamten tekst w założeniu pomyślany był jako szczere i bezpośrednie przesłanie od mężczyzny do mężczyzn. W nim w miarę prosto starałem się po pierwsze przedstawić bardzo istotny problem, z którego my faceci często nie zdajemy sobie sprawy, a którego istnienie znacząco zubaża nasze życie, a po drugie pokazać skuteczny sposób jego rozwiązania.
Ten problem ma dwa duże progi, które trzeba przeskoczyć aby sobie z nim poradzić.
Po pierwsze trzeba sobie go w ogóle uświadomić i tutaj mamy dość spory kłopot. Jak uświadomić sobie brak czegoś, czego istnienia często nie podejrzewamy, a jego przejawy u innych ludzi po prostu deprecjonujemy?
Jako ciekawostkę powiem Wam, że ktoś wrzucił ten post na Wykop (dziękuję :-)), gdzie internauci mogli głosować czy uważali dany tekst za ważny lub nie.
W statystykach serwera widzę, że prawie 500 osób z tamtego serwisu odwiedziło naszą dyskusję. Z tego 5 (pięć) osób uznało post za wartościowy, co daje dumny 1% :-)
Nie mam dokładnych danych demograficznych Wykopu, ale jakoś od początku jego istnienia odnoszę wrażenie, że wśród użytkowników przeważają mężczyźni.
A to by jeszcze raz potwierdzało, że z tym zagadnieniem jest wśród nas facetów naprawdę kiepsko. Z mojego punktu widzenia ekstremalnym było kiedy jeden z czytelników Wykopu stwierdził, że tekst się nie nadaje, a inny skomentował (cytuję dosłownie):
„raczej baby mają emocjonalność rozjechaną niczym niespodziewane akcje w telenowelach, gdyby nie były napędzane zmianami biegunów swoich nastrojów świat byłby przej%$anie piękny „
Dla mnie jest to sygnał, że nieświadomość problemu jest naprawdę bardzo rozpowszechniona, a szkoda.
Ciekawą rzeczą był wspomniany kiedyś przeze mnie „drugi obieg blogu”, gdzie wiele osób nie udzielając się w komentarzach pisało, sms-owało lub dzwoniło do mnie aby podyskutować o tym zagadnieniu. Bardzo budujące były wiadomości, że niewiele ode mnie młodsi rodzice czytali ten post razem z dorastającymi dziećmi i dyskutowali go. Generalnie odzew na tym kanale był pozytywny, choć jedna osoba zaleciła mi udanie się do psychoanalityka (??) a inna anonimowo napisała (cytuję dosłownie):
„muszę sie przyznć , że jako kobieta czuję się jako wstretna ropucha, jestem tak intelektualnie maluczka, że nie wystarczy pocałunek specjalnego mężczyzny żebym poczuła się jak dowartościowana kobieta bo do tej pory czułam się kobietą w 100 % a teraz nie dorastam kostek prawdziwej księżniczki i nie zyczę sobie pocałunku prawdziwego mężczvzyzny, boję się jego rozczarowania bo po pocałunku zostanę tą wstretna ropuchą „
cokolwiek to ma oznaczać :-)
W dyskusji na blogu zaskoczyło mnie jak mało w sumie rozmawialiśmy tutaj na właściwy temat tego postu. Spodziewałem się wymiany doświadczeń, pytań i refleksji, głównie ze strony Panów, zamiast tego wiele było dyskusji na temat mojego podejścia do życia, kwestii małżeństwa czy posiadania dzieci. Niektórzy „analizowali mnie” czytając pomiędzy linijkami, co mnie dziwi, bo na moim monitorze po ostatnim czyszczeniu widać tam tylko białe tło :-)
Co ciekawsze, te 5 Postulatów Alexa, o które najczęściej kruszyliśmy przysłowiowe kopie znajdowało się nie w głównej części postu, lecz w moich komentarzach zawierających odpowiedzi na potencjalne pytania Czytelników i przedstawiający mój osobisty punkt widzenia na kilka aspektów. Ten punkt można było przyjąć lub odrzucić bez specjalnej szkody dla zrozumienia podstawowego problemu poruszonego w poście co tylko niewielu z Was zrobiło. Może uświadomienie sobie tego faktu też będzie cenną nauką?
Drugim istotnym progiem do przeskoczenia jest fakt, że opisany w poście problem jest czysto praktycznej natury i konkretnie jest związany z naszymi doznaniami. To znaczy, że aby pokonać to upośledzenie emocjonalne musimy rozszerzyć nasze przeżywanie a nie  samą wiedzę o nim co byłoby bardzo proste. Inaczej będziemy mogli pewne rzeczy ładnie nazwać i być może będzie nam się wydawało, że już wiemy o co chodzi ciągle pozostając tymi kalekami o których mówiłem w poście. Skąd ja to wiem? Też próbowałem tej drogi :-) To trochę przypomina sytuację wielu absolwentów wyższej uczelni lądujących po studiach w porządnej firmie – niby wiedzą, a trzeba ich uczyć wszystkiego od początku.
Dlatego też nie bawiłem się w teoretyczne rozważania, nie poleciłem też żadnej literatury. Część z Was wie, że jestem dość oczytanym człowiekiem i jeśli coś takiego robię (a w tym wypadku nie robię :-)) do tego w poście, który nosiłem ze sobą miesiącami, to nie jest to ani przypadek, ani przeoczenie. Zawsze zachęcam do czytania, ale tutaj akurat żadna książka Wam nie pomoże!! Pomoże Wam tylko to, co opisałem w poście – głęboka relacja miłosna z „księżniczką”, którą będzie kobieta o wymienionych przez mnie cechach. To jest mocno powiedziane, ale jeśli mam się z Wami uczciwie dzielić moim doświadczeniem to innej drogi nie ma.
Wracając do edukacji emocjonalnej, ktoś co prawda mógłby jeszcze polemizować, że miłość do własnego dziecka też mogłaby być takim rozwijającym doświadczeniem. To prawda, niemniej brakowałoby wtedy zarówno tego elementu partnerskiego jak i seksualnego, a to jest wtedy całkiem inna sprawa.
Na zakończenie życzę wszystkim Czytelnikom postępów w zgłębianiu tego fascynującego świata uczuć, a Czytelniczki proszę, abyście przynajmniej w poważniejszych relacjach były wobec nas bardziej wymagające w tym względzie. To może stworzyć pozytywną presję do zmian z których skorzystamy wszyscy.
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (97) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2

Pamiętacie post „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.1” napisany ponad rok temu?
Wtedy w oparciu o bajkę o śpiącej królewnie postawiłem tezę, że większość kobiet potrzebuje „pocałunku” tego specjalnego mężczyzny, aby obudzić w sobie pełną kobiecość. Jeśli nie zapoznaliście się z nim, to polecam uważną lekturę zarówno głównego tekstu, jak i całej obszernej dyskusji pod nim.

Dziś zajmiemy się druga stroną medalu, a mianowicie mężczyznami.
Na pewno słyszeliście lub czytaliście bajkę o księciu zamienionym w żabę. Jedyną szansą tej nieszczęsnej istoty było spotkanie prawdziwej księżniczki, która pocałunkiem ponownie przemieni ropuchę w księcia.
Co to ma wspólnego z rzeczywistością?
Niestety bardzo wiele, ale do dalszego czytania zapraszam tylko tych Czytelników, którzy nie boją się być skonfrontowani z nieprzyjemnymi faktami. Panie mogą sobie oczywiście poczytać do woli, bo tym razem to nie o Was :-)
Większość z nas, facetów przychodzi na świat wyposażona w zalążki wszystkiego tego, co jest niezbędne, aby prowadzić spełnione i wszechstronne życie jako pełnowartościowa istota ludzka.  Niestety wkrótce po tym, poprzez wbijanie wzorców zachowań  i oczekiwań społecznych amputuje się nam bardzo wiele rzeczy potrzebnych w tej emocjonalnej stronie naszej egzystencji.
W rezultacie, po tym procesie „wychowawczym” większość mężczyzn staje się prawdziwymi kalekami w następujących dziedzinach:

  1. Skala emocji i subtelności ich odczuwania. Tutaj bardzo często stajemy się niezwykle „uproszczeni” i w kwestiach emocjonalnych zamiast odczuwać świat jak ta wielobarwna kolorowa fotografia:
    Mozliwy świat uczuć
    odbieramy tylko niewiele odcieni szarości:

    Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo zubaża to nasze własne życie i to niezależnie od tego, ile kasy, samochodów, mebli i innego śmiecia mamy do dyspozycji.
  2. Umiejętność wyrażania różnych subtelności naszych emocji i rozumienia przekazów dotyczących emocji innych. To już jest prawdziwa katastrofa!!! W tym zakresie umiejętności większość z nas Panowie jest na poziomie obcokrajowca z innej kultury, zaczynającego uczyć się języka polskiego!!  W naszym obrazkowym przykładzie wyglądałoby to tak:

    To, że mam znacznie więcej przyjaciół kobiet, wynika właśnie z tego, że z bardzo wieloma nawet ciekawymi i sympatycznymi mężczyznami na pewne tematy nie bardzo da się porozmawiać!! To tak, jakby rozmawiać o muzyce z kimś, kto nigdy w życiu nie słyszał, a do tego ma braki w słownictwie!!

Najgorsze jest to, że będąc takim facetem przeważnie nie zdajemy sobie do końca sprawy z naszego  emocjonalnego upośledzenia i zgodnie z oczekiwaniami społecznymi uganiamy się za różnymi trofeami, zamiast zacząć od tego, co jest naprawdę ważne.
Jaki jest ratunek w tej pożałowania godnej sytuacji?
Tutaj, tak jak mówi bajka, potrzebna jest prawdziwa księżniczka, która weźmie na siebie trud pocałowania tej żaby, którą jesteśmy.
I podobnie jak w bajce o śpiącej królewnie, nie chodzi tutaj o byle jaką kobietę, która tylko na przykład:

  • będzie do Twojej dyspozycji jako obiekt seksualny
  • będzie Ci prała rzeczy, gotowała i sprzątała mieszkanie
  • będzie Cię potrzebowała jako dostawcy pieniędzy, prestiżu, spermy do spłodzenia dzieci czy różnych błyskotek do obwieszania się

Tutaj potrzebujesz prawdziwej księżniczki, czyli kobiety która:

  • będzie miała wielkie serce
  • tym sercem będzie prawdziwie Cię kochać i to mimo Twojego kalectwa emocjonalnego
  • okaże Ci się w całej swojej wrażliwości, nawet jeśli od czasu do czasu zranisz ją poprzez swoją  emocjonalną niezręczność
  • będzie kobietą, która w miarę dobrze czuje się w swoim ciele i duszy
  • i w końcu będzie kobietą, którą Ty też obdarzysz mocnym uczuciem, które w Twojej (ograniczonej) skali doznań nazwiesz miłością

Oczywiście „pocałunek” takiej księżniczki to nie jest chwila, lecz w zależności od ciężkości „przypadku” wymagać może nawet kilku lat, aby rozwinąć swoje działanie! Poddaj się temu!!

Rezultat może w ogromnym stopniu zmienić Twoje życie na lepsze i katapultować Cię w zupełnie nowy, bogatszy świat. Nawet jeśli ta relacja z „księżniczką” się zakończy (co długoterminowo się zdarza), to nie tylko Ty osobiście będziesz przeżywał życie pełniej, ale też jako rzadkość wśród facetów staniesz się prawdziwą „purpurową krową”, bardzo atrakcyjną dla wielu interesujących kobiet.

Mogę sobie teraz wyobrazić, że Ci z Was, którzy doczytali do tego momentu  zadają sobie ważne pytania, na które warto od razu odpowiedzieć.

Pierwsze: „Alex, ty na tym blogu zalecasz, aby wejść w intensywną miłosną relację?? Przy Twoim umiłowaniu do wolności, które podkreślasz na każdym kroku?? Co z lejkiem??”

Odpowiedź jest prosta :-)
Nawet w relacji z tą księżniczką zalecam aby:

  • nie formalizować związku
  • nie budować wspólnego domu lub kupować mieszkania, zwłaszcza na kredyt
  • nie brać wspólnych kredytów w ogóle
  • nie pozwolić aby któryś z partnerów stał się finansowo zależny od drugiego
  • bardzo ostrożnie i sceptycznie podchodzić do kwestii płodzenia wspólnych dzieci

Jeżeli mówimy o miłości w znaczeniu, które mam na myśli, to zastosowanie tych 5 punktów nie będzie dla żadnego z partnerów specjalnym problemem.

Druga myśl, która zapewne powstała w głowach niektórych z Was, to: „Alex, wyrażasz się bardzo kategorycznie, wręcz deprecjonująco o wielu mężczyznach!! Co daje Ci prawo do takiego wypowiadania się?”

Koniecznie trzeba podkreślić, że nie jest moją intencją deprecjonowanie lub obrażanie kogokolwiek. Wiecie, że bardzo szanuję Was, moich Czytelników i właśnie dlatego dla tych, którzy mimo ostrzeżeń na początku zdecydowali się czytać dalej serwuję całą prawdę bez ogródek i upiększeń. Tylko spojrzenie prawdzie w oczy i zaakceptowanie faktu, że mamy problem, jest początkiem do znalezienia trwałego i kompleksowego rozwiązania, a tego Wam wszystkim życzę.
Aby odpowiedzieć na pytanie, co daje mi prawo do wypowiadania się w ten sposób, muszę odsłonić więcej z mojej osobistej historii niż lubię robić to publicznie, ale co tam!! Jak już tak piszę to jestem Wam to winien!
Do około 35 roku życia sam byłem modelowym przypadkiem takiego emocjonalnego kaleki, o którym piszę w tym poście. Byłem dość inteligentnym i pełnym energii człowiekiem, który jak samuraj szedł przez życie i mieczem tej inteligencji wyrąbywał sobie drogę mimo wielu przeciwności losu. Prawie cały czas miałem jakieś,  co prawda nawet długoterminowe, ale z dzisiejszego punktu widzenia jednak dość powierzchowne relacje z kobietami, z którymi miałem sporo dobrego seksu, trochę rozrywki tzw. „normalne życie” i niewiele poza tym.
Wtedy miałem szczęście poznać i pokochać kobietę o cechach jakie wymieniłem powyżej, której w kilkuletniej pracy nade mną towarzyszyła wtedy jej 10-letnia córka :-)
To był mój „pocałunek księżniczki”, który ogromnie rozszerzył moje postrzeganie, przeżywanie i komunikację.  Nawet jeżeli ostatecznie rozstaliśmy się (po przyjacielsku), nawet jeśli, jak kiedyś podliczyłem, bez tego związku i związanych z nim komplikacji, będąc w stanie skorzystać z różnych sposobności, miałbym około 10 razy więcej w kwestiach materialnych, to zdecydowanie warto było. Różnica „przed” i „po” jest ogromna i każdemu z Was życzę takiego skoku. To, co napisałem w żadnym wypadku nie oznacza, że jestem pod tym względem „gotowym” człowiekiem, który nie potrzebuje dalszej edukacji emocjonalnej, ale na szczęście działa zarówno Zasada Pareto, jak i niemieckie powiedzenie „Wśród ślepców jednooki jest królem” :-)

Trzecia myśl to zapewne: „Czy takie zajmowanie się kwestiami uczuć i emocji nie osłabi mojej męskości?”
Spokojnie!! Mówimy o dodawaniu nowych umiejętności, a nie o zastępowaniu czegokolwiek!
Ja sam jestem dość wrażliwym człowiekiem,  wzruszam się łatwo, ba nawet czasem łzy lecą mi na filmach. To nie zmniejsza ilości testosteronu krążącego w moim krwiobiegu! Nie przeszkadza mi to też  być np. lubieżnym samcem kiedy trzeba, albo bardzo agresywnym samcem kiedy widzę taką konieczność. Nie mówiąc już o mojej bardzo rozwiniętej terytorialności :-) Chodzi o to, aby jako mężczyzna móc operować pełna gamą możliwości, a nie tylko jej częścią.

Tyle tego zapewne dość kontrowersyjnego postu. Jak zwykle odzwierciedla on moje subiektywne doświadczenia i obserwacje, niemniej wierzę, że może on być użytecznym dla sporej grupy Czytelników. Osobiście uważam go za jeden z najważniejszych tekstów, które napisałem na tym blogu. Chcecie mi zrobić przysługę to zadbajcie proszę, aby jak najwięcej ludzi mogło się z nim zapoznać. Wszystkich Was, niezależnie od płci i poglądów, zapraszam tez do dyskusji w komentarzach.

Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (114) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 3 of 8«12345»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025