Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Odpowiedzialność – parę rozważań

Na życzenie kilku Czytelników podyskutujemy sobie o odpowiedzialności. Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.
Na samym początku warto ustalić dokładnie o czym będziemy mówić, więc zajrzyjmy do Słownika Języka Polskiego PWN:

„odpowiedzialność

1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»

2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś”

Jak zatem widać, mówiąc o odpowiedzialności mamy do czynienia z dwoma dość różnymi pojęciami.

Zacznijmy może od tego pierwszego znaczenia, pozostawiając przy tym na boku kwestię oczywistej odpowiedzialności prawnej.

Tutaj znowu mamy dwa warianty, które pozwolę sobie omówić oddzielnie:

  • Obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny – jestem całkowicie „za” i polecam każdemu przyjęcie takiej postawy w życiu. Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu. Jego jakość jest przecież w dużym stopniu zależna od tego co robimy!! Mamy co prawda wokół siebie wielu ludzi, którzy zwalają tę odpowiedzialność na partnera, rodzinę, sytuację gospodarczą, rząd, mentalność, brak wykształcenia i wiele innych czynników, z mojego punktu widzenia jest absolutna bzdura wypowiadana przez jednostki cierpiące na syndrom wyuczonej bezradności. Prawdą jest, że trudno byłoby wykazać, iż mamy kontrolę nad wszystkim co nam się przydarza (choć i tu można by przeprowadzić ciekawą dyskusję – ja np. roboczo wychodzę z założenia, że wszystkie wydarzenia w moim życiu są rezultatem mojego postępowania), niemniej bez wątpienia mamy, przynajmniej potencjalnie, kontrolę nad naszymi reakcjami na takie zdarzenia. To jest bardzo ważna sprawa, bo uświadomienie sobie tego natychmiast pozbawia nas wielu wymówek :-)
  • Obowiązek moralny odpowiadania za czyjeś czyny – bardzo niechętnie przejmuję odpowiedzialność za czyny innych ludzi, mając przecież tylko bardzo ograniczony wpływ na to, co i w jaki sposób oni robią. Traktując innych jak osoby dorosłe wolę przekazać im zarówno „narzędzia”, jak i odpowiedzialność za to, w jaki sposób i do czego ich używają. Widać to np. na treningach lub na tym blogu, gdzie ciągle podkreślam „nie wierzcie mi na słowo, użyjcie własnego umysłu”. Tak samo jestem bardzo ostrożny w moich rekomendacjach, bo oznacza to też przejęcie pewnej odpowiedzialności za jakość pracy kogoś innego. To powiedziawszy, od czasu do czasu przejmuję odpowiedzialność za czyjeś działania, pod warunkiem, że są to osoby bardzo starannie dobrane.

Teraz możemy przejść do tego drugiego znaczenia słowa odpowiedzialność a mianowicie przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś, lub coś.

Tutaj sprawa jest dość prosta, choć znowu występują dwa warianty :-)

  • Z dobrego serca przejmujemy obowiązek zadbania o kogoś, kto sam nie jest zdolny zrobić tego w odpowiedni sposób, dla przykładu starsi rodzice czy inni ludzie, którym chcemy pomóc. Ważne jest, abyśmy nie pomagali więcej niż jest to konieczne, inaczej możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
  • Zawieramy z kimś mniej czy bardziej formalny kontrakt, w myśl którego każda ze stron gotowa jest z czegoś zrezygnować dostarczając drugiej „przedmiot umowy”, w tym my zobowiązujemy się do zadbania o kogoś, lub coś. Dobre porozumienie powinno być win-win, kiedy obie strony wychodzą na nim bardziej „do przodu”, niż gdyby były bez niego. Drugim ważnym elementem takiej umowy jest procedura, którą będzie się stosowało w wypadku, gdyby jedna ze stron chciała się z niej wycofać. Czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w czasach szczególnie szybkich zmian i coś, co było doskonałym pomysłem wczoraj, może się okazać ciężką kulą u nogi jutro. Osobiście ani w życiu prywatnym, ani w biznesie nie chcę, aby ktokolwiek robił coś dla mnie wbrew swojemu przekonaniu tylko dlatego, że mamy taką umowę. Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.

W praktyce w tym punkcie powyżej występuje czasem parę problemów, o których należy wspomnieć:

  • Często w momencie zawierania porozumienia ludzie boją się, bądź krępują porozmawiać z drugą stroną na temat postępowania w wypadku, gdyby jedna z nich zmieniła zdanie. W takich wypadkach trzeba koniecznie negocjować, tak aby wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę fair dla obydwu zainteresowanych.
  • Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno my, jak i świat wokół nas będzie się zmieniać, bądźcie niezwykle ostrożni i powściągliwi przy przejmowaniu takiego obowiązku zadbania o kogoś, który ewentualnie bardzo trudno będzie potem renegocjować, nawet jeśli bardzo zmienią się okoliczności.
  • Czasem inni ludzie nadużywają słowa „odpowiedzialność”, aby manipulować naszymi decyzjami, bądź zachowaniami. W takich wypadkach warto przeanalizować, z którym znaczeniem słowa „odpowiedzialność” mamy do czynienia i zbadać, czy w konkretnej sytuacji ma ono zastosowanie.
  • Niechęć do przejęcia obowiązku zadbania o kogoś nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności o ile wcześniej nie zrobiliśmy temu człowiekowi czegoś, co podpadałoby pod pierwszą definicję (obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny). Zarzucanie nam tego jest często stosowanym chwytem manipulacyjnym. Warto zawsze wiedzieć, jaką dokładnie odpowiedzialność przejmujemy, tę informacje klarownie komunikować innym i nie dać sobie wmówić cokolwiek innego. Ta klarowna i uczciwa komunikacja jest ważna, bo jeśli sprawialibyśmy wrażenie, że przejmujemy większą odpowiedzialność, niż to faktycznie ma miejsce to byłoby to bardzo nie w porządku.

Tyle mojego subiektywnego spojrzenia na zagadnienie odpowiedzialności. Z pewnością istnieje wiele subtelności związanych z tym tematem i zawsze możemy podyskutować na ten temat w komentarzach. Zapraszam!

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy Polacy są więźniami tradycji?

Przeczytałem dziś interesujący tekst anonimowego trzydziestoparolatka na temat rodziny i kwestii posiadania dzieci.

Nie bardzo zgadzam się z jego postulatami zamieszczonymi w końcowej części wypowiedzi (np. „Ja chcę mieć czas, żeby być z moim dzieckiem – państwo i moja korporacja muszą mi to gwarantować.” itp.) niemniej zafrapował mnie opis sytuacji w jego rodzinie i presja rodziców na kontynuację przez syna „tradycyjnego” modelu życia, w którym nikt z zainteresowanych nie był naprawdę szczęśliwy.

Ten opisywany przez niego model „wychowania” był niestety typowy zarówno w moim pokoleniu jak i ewentualnie wśród ludzi nieco młodszych. Zdziwił mnie fakt, że najwyraźniej pokutuje to nadal, przynajmniej w pokoleniu autora tamtego tekstu.

Co prawda widzę wśród wielu młodych ludzi pewien schematyzm w podejmowaniu ważnych decyzji życiowych, niemniej brak mi bezpośrednich doświadczeń z realiami ewentualnej presji rodzinnej w dniu dzisiejszym. Stąd pytania do Was:
Jak jest teraz naprawdę? Na czym polegają ewentualne różnice?

Zdaję sobie sprawę, że Czytelnicy tego blogu nie stanowią próbki reprezentatywnej polskiego społeczeństwa, niemniej będę Wam wdzięczny za wypowiedzi.

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pozycjonowanie się c.d.

Dziś dotarła do mnie najnowsza książka Setha Godina „the dip”

Na samym początki jest w niej kilka stwierdzeń, które warto zacytować w kontekście naszych dyskusji:

„Ktokolwiek będzie miał zamiar zatrudnić cię, kupić od ciebie, polecić cię, głosować na ciebie lub zrobić cokolwiek chcesz aby zrobił będzie się zastanawiał, czy jesteś najlepszym wyborem”

To prawda, czyż sami tak nie robimy?

i dalej, a propos bycia najlepszym na świecie dla takich ludzi (czyli oczko niżej on postulatu bycia jedynym w swoim rodzaju):

„Najlepszy jako: najlepszy dla nich, właśnie teraz, w oparciu o to, w co wierzą i co wiedzą. Na świecie w znaczeniu: w ich świecie, świecie do którego mają dostęp”

Myślę, że jeśli zastąpimy w powyższych cytatach słowo „najlepszy” przez „jedyny w swoim rodzaju” to będziemy mieli niezłe uzupełnienie naszych uprzednich rozważań.

Nawiasem mówiąc sama książka nieco mnie rozczarowała. Mały format i tylko 76 stron tekstu (za prawie 13 USD), do tego jak dla mnie za mało konkretnego „mięsa” w podstawowym temacie, a mianowicie kiedy jest mądrze zaprzestać działań w obliczu trudności, a kiedy nie. To co autor napisał można by zawrzeć w dłuższym poście na blogu, albo artykule.

Z drugiej strony, jak tak patrzę na książkę składającą się tylko z ok 90000 znaków, to napisanie jej nie zdaje się to być tak czasochłonnym przedsięwzięciem :-) Może jednak zabiorę się kiedyś za tę, którą mam w głowie (tę dla facetów :-))

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o pozycjonowaniu się

W komentarzach do mojego poprzedniego postu kilku Czytelników wyraziło obawę, czy stanie się unikalnym w w tym co robimy nie niesie ze sobą ryzyka nadmiernej specjalizacji. Mogłoby to odciąć nas od źródła dochodów, gdyby nagle zmieniła się sytuacja prawna, czy gospodarcza
Teoretycznie tak może się wydarzyć, choć jest to rzeczywiście tylko możliwość, a nie nieuchronna konieczność. Przede wszystkim nikt nie każe nam cały czas zajmować się wyłącznie jedną dziedziną, choć pewna koncentracja na naszym „temacie głównym” z pewnością może przyśpieszyć moment stania się „całą listą” u naszych klientów. Zaczynając od zera mamy niewiele do stracenia i wtedy warto „sprężyć się” aby możliwie szybko osiągnąć punkt, kiedy rynek cieszy się, że istniejemy. Potem możemy pozwolić sobie na nieco większy luz.

Dla zilustrowania jak można to praktycznie zrobić przytoczę mój osobisty przykład. Warto przy tym zaznaczyć, że nie jest to jedyna możliwa droga, może nawet nie najlepsza – po prostu ta, którą znam i która funkcjonuje :-)

  1. pracujesz intensywnie nad zagadnieniami które Ciebie interesują a jednocześnie zaspokajają jakieś ważne potrzeby rynku dostarczając mu poważnych rezultatów.(najlepiej żeby te ostatnie miały też wymierną wartość finansową)
  2. starasz się znaleźć na to konkretnych klientów
  3. cały czas pracujesz intensywnie nad udoskonaleniem tego co dostarczasz (tutaj zbyt wielu ludzi przedwcześnie spoczywa na laurach
  4. stajesz się tą wspomnianą „listą” u kilku poważnych odbiorców Twoich usług
  5. jeśli jesteś „jedynym w swoim rodzaju” i duzi klienci potrzebują tego, co dostarczasz, to możesz liczyć na bardzo konkretne wynagrodzenia. Jeśli np. w wyniku przygotowania przez Ciebie ekipa klienta zdobędzie kontrakt na 10-20 milionów (nie mówiąc już o poważniejszych sprawach), to bardzo relatywizuje to wysokość faktur, które potem wystawiasz :-)
  6. teraz możesz zdecydować, że zostajesz całkiem normalnym człowiekiem (czyli rezygnujesz z kupowania wielu rzeczy tylko po to, aby pokazać „na co Cię stać” robiąc tym wrażenie na innych) i dzięki temu możesz sobie pozwolić na luksus niepracowania w pełnym wymiarze czasu i zainwestowania sporej jego części w inne sprawy. To umożliwia nie tylko cieszenie się życiem, lecz też rozszerzenie zakresu tematów, na których się znasz. Dzięki temu unikasz wspomnianego na początku ryzyka nadmiernej specjalizacji stwarzając przy tym nowe sposobności

Jeśli interesuje Was jak ja to robię w chwili obecnej, to proszę bardzo, oto typowy podział roku mojego życia:

  • ok. 30% czasu poświęcam na pracę za którą otrzymuję pieniądze
  • ok. 20% czasu zużywam na przeprowadzanie badań związanych z tym co robię zawodowo, oraz dalsze doskonalenie poziomu i skuteczności moich usług. Kiedyś był to większy odsetek ale w międzyczasie jestem umiem już dość dużo :-)
  • ok. 25% czasu idzie na obserwację i antycypowanie trendów wraz z wynikającymi z nich nowymi możliwościami, eksperymentowanie z różnymi ciekawymi rzeczami i zdobywanie umiejętności w „nieprzydatnych” chwilowo dziedzinach, które mnie po prostu interesują. Dodajmy do tego też działalność pro bono i hobby jak np. ten blog :-)
  • ok 25% czasu spędzam na delektowaniu się życiem na wszelkie możliwe, nie podpadające pod powyższe kategorie sposoby

W ten sposób po pierwsze nieustannie rozwijam się optymalizując to, co robię, a jednocześnie zdobywam bardzo cenne szerokie umiejętności i kontakty, które stwarzają duży dodatkowy potencjał, który mogę użyć w razie konieczności, bądź gdybym miał po prostu ochotę na zmiany :-)
O korzyściach nie muszę chyba nikogo przekonywać.

Naturalnie opisałem powyżej pewien konkretny przypadek, potraktujcie to jako przykład, a nie wzór do ślepego naśladowania. Tak czy inaczej życzę Wam abyście kiedyś samotnie okupowali „listę” u jakiegoś klienta, a przynajmniej u bliskiego Wam człowieka. To bardzo dobra pozycja w życiu.

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak chcesz się pozycjonować w życiu zawodowym?

Czas na napisanie pierwszego „normalnego” postu na nowym serwerze :-)

Zacznijmy od dwóch cytatów:

” We do not merely want to be the best of the best, we want to be the only ones who do what we do.”
Jerry Garcia

„Who else is on the list?” Danny Ocean
„He is the list!!” Rusty Ryan
w filmie „Ocean’s Eleven”

Jak to wygląda z Tobą drogi Czytelniku?

Spójrz na siebie oczami Twoich klientów (bo masz jednego, bądź kilku klientów niezależnie od tego, czy pracujesz na własny rachunek, czy na etacie ). Postrzegają Cię oni jako łatwego do zastąpienia dostawcę („jeden z wielu”), czy też jesteś dla nich jedyną osobą na liście ludzi, którzy wchodzą w rachubę jeśli potrzeba jest czegoś bardzo istotnego dla ich biznesu?

W tym pierwszym przypadku znajdujesz się w bardzo rozpowszechnionej i dla Ciebie dość niekorzystnej sytuacji, której większość z nas doświadcza na jakimś etapie swojego życia (i bardzo wielu ludzi niestety przez całe życie)

Będąc z kolei „całą listą” masz mniej czy bardziej naturalny monopol u swojego klienta i jeśli traktujesz go przyzwoicie, to na ogół nie potrzebujesz z nim ani specjalnie negocjować, ani spisywać skomplikowanych umów. W takiej konfiguracji kwestia konkurencji też staje się czysto teoretyczną możliwością :-) To jest niezwykle wygodna pozycja i z własnego doświadczenia polecam ją każdemu, kto chce zadać sobie trudu, aby do niej dojść. Będąc w niej o wiele łatwiej osiągnąć wysoką jakość życia, bo przynajmniej kwestie ekonomiczne możemy rozwiązać stosunkowo prosto :-)
Znalezienie się w takiej sytuacji nie jest zazwyczaj dziełem przypadku, raczej wymaga pewnych konsekwentnych inwestycji we własne umiejętności. Takie inwestycje dobrze jest poczynić możliwie w młodym wieku, co niestety mało kto robi koncentrując zamiast tego swoje wysiłki na zadłużaniu się na potęgę i „stabilizacji” życiowej, co razem jest często początkiem wieloletniej „kariery” niewiele tylko lepszej od tej niewolnika w starożytnym Rzymie. Zdaję sobie sprawę, że to ostatnie zdanie jest dość kontrowersyjne, niemniej oddaje ono dość dobrze mój pogląd na tę sprawę, zwłaszcza kiedy widzę ludzi dzielnie walczących z przeciwnościami losu, do których powstania walnie się sami przyczynili.

Gwoli ścisłości warto dodać dodać, że ja też wystartowałem stosunkowo późno z nastawieniem iż chcą być unikalnym w tym co robię (około trzydziestki). Nie należy więc przedwcześnie spisywać się na straty, aczkolwiek w obliczu nadchodzących zmian w gospodarce (patrz np. post „Pobudka!!„) i faktu, że następna recesja przyjdzie na pewno lepiej nie tracić za dużo czasu :-)

Ciekawe jakie jest Wasze nastawienie do tej sprawy i kto z Was jest już w drodze do zostania „unikalnym dostawcą”?

PS: Warto dodać, że praca to nie wszystko i w życiu prywatnym dobrze jest mieć taki „naturalny monopol” u partnera/partnerki. No ale to już odrębna historia :-)

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pobudka!!!

Natrafiłem ostatnio na ciekawą prezentację

Jest ona zrobiona nieco z amerykańskiej perspektywy, niemniej gorąco polecam jej uważne obejrzenie, głębokie zastanowienie się i wyciągnięcie wniosków.

Szczególnie polecam:

Slajdy 8-10 bo mamy w Europie podobną ilość ludzi do Ameryki Północnej

Slajdy 17-25 aby zastanowić się nad naszą edukacją i jej spodziewanym „czasem połowicznego rozpadu”

Slajdy 49-52 aby przemyśleć jaką wartość ma „wiedza” przekazywana nam na wielu „uczelniach”

Jeśli się nad tym zastanowimy to stanie się jasne, że czeka nas następna wielka zmiana. Każde większe przeobrażenie w otoczeniu jest jak fala, albo jesteśmy w stanie na niej surfować i przez to poruszać się szybciej, albo po prostu utrzymujemy się na powierzchni, albo jesteśmy przez nią zalani. Jako człowiek, który przesurfował już kilka zapewniam Was – tak jest lepiej :-)

Parę pytań, które należałoby sobie zadać to:

  • co robie, aby moje umiejętności (przydatne w zarabianiu pieniędzy, bo teraz mówimy o ekonomicznej stronie zagadnienia) poddane były procesowi ciągłego uzupełniania i rozwoju?
  • czy wiem co zrobię, jeśli moja obecna wiedza i praca okażą się (prawie) bezwartościowe)?
  • gdzie są moje „czujniki” do wykrywania nowych tendencji na rynku (pracy też), tak abym mógł skorzystać z najnowszych zmian?
  • czy wiedząc o przyjściu tej fali siedzę w dzielnej, wyposażonej w niezawodny silnik łodzi i mam wokoło wystarczająco dużo przestrzeni do manewrowania?
  • czy też może siedzę w łódce przybetonowanej do nabrzeża (np. 30-letnim kredytem spłacanym z dwutysięcznej pensji) i ma zero możliwości aby się ustawiać odpowiednio do nadchodzących fal
  • porównując osoby z którymi żyjemy do załogi jachtu: czy jest to sprawna ekipa, która wspierając się gotowa jest pożeglować w nieznane, czy też skłóceni ludzie, którzy siedzą w kabinie (M3) spierając się o sprawy bez znaczenia a to co się dzieje na horyzoncie w ogóle ich nie obchodzi?
  • czy jestem gotów przejąć ciężar wspierania starzejących się rodziców po załamaniu się systemu emerytalnego?
  • czy mam koncepcję na źródła utrzymania kiedy sam będę miał ponad 65 lat?
  • czy jeśli któraś z odpowiedzi na powyższe pytania wypadła bardzo niekorzystnie, znajdę w sobie siłę i determinację aby zmienić istniejący stan rzeczy dopóki mam jeszcze na to czas?

Chyba zafundowałem Wam niezły materiał do przemyśleń. Oczywiście zawsze można schować głowę w piasek i powiedzieć „Alex przesadza”, ale wtedy życzę wiele fartu za 5-10 lat. Będzie bardzo potrzebny…

PS: Jeśli ktokolwiek podnieca się tym, czym zajmują się obecnie polskie media to niech pomyśli, jakie znaczenie będzie miało to wszystko za kilka, kilkanaście lat. Może lepiej popracować nad językami?

Komentarze (60) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wszystko, co jest dla mnie dobre przychodzi mi bez trudu

To nieco zaskakujące i mało „ambitne” zdanie w tytule jest jednym z moich przekonań, którymi od lat kieruję się przy podejmowaniu decyzji. Mogę sobie łatwo wyobrazić głosy niektórych z Was wołające: „jak to?? takie pójście na łatwiznę!!” więc pozwólcie mi, że nieco szerzej rozwinę ten temat.
W naszym kraju rozpowszechnione jest bardzo dziwne przekonanie, że tylko to, co osiągamy po wielkich wysiłkach jest cokolwiek warte. Myślę, że wpajanie tego kontraproduktywnego nastawienia zaczyna się już w szkole i jest często kontynuowane w kiepsko zarządzanych firmach. Rodzina ma oczywiście też swój udział w pielęgnowaniu takich poglądów, dlatego w sumie warto zastanowić się jak to wygląda u mnie, a jako rodzic dodatkowo jakie nastawienie przekazuję swoim dzieciom
Patrząc wokół siebie ciągle widzę ludzi, którzy wiedzeni tym podejściem (często podświadomie) sami niepotrzebnie komplikują sobie życie na wszelkie możliwe sposoby, zamiast po prostu poszukać dobrych, prostych rozwiązań. Te ostatnie często są pogardliwie określane jako „pójście na łatwiznę”, co powoduje ich odrzucanie bez bliższego przyjrzenia się ile naprawdę są warte. W rezultacie wiele osób żyje znacznie gorszym życiem, niż naprawdę mogliby.
Abyście nie myśleli, że te słowa pisze ktoś „mądry od zawsze” to podzielę się z Wami osobistym przykładami bycia taką ofiarą, tylko proszę nie śmiejcie się ze mnie :-)

Od najmłodszych lat byłem zaprogramowany na „bohaterskie i heroiczne” podejście do różnych spraw życiowych. Banalnym przykładem był mój pierwszy wybór studiów. Zamiast studiować interesującą mnie wtedy Organizację Produkcji (stosunkowo łatwy kierunek na miejscu w Katowicach ) zacząłem „ambitnie” na Wydziale Elektrycznym w Gliwicach, dokąd ze względu na brak możliwości zamieszkania na miejscu codziennie dojeżdżałem (w sumie ok. 3 godzin). Łatwo możecie sobie wyobrazić, jak wyglądało moje życie i na całe szczęście poszedłem po rozum do głowy i dzięki temu spotykacie się dziś na tym blogu z zadowolonym z życia człowiekiem, a nie frustratem „dumnym” z przeforsowania nieracjonalnego wyboru życiowego.
Innym, jeszcze bardziej ekstremalnym przykładem było moje podejście w młodym wieku do kontaktów damsko-męskich. Zgodnie z zasadą „unikania łatwizny” robiłem rzeczy następujące:
Jeśli jakaś kobieta dawała mi do zrozumienia, że chętnie miałaby coś ze mną, to odrzucałem ją, jako że byłoby to łatwe, a przez to „nic nie warte”. Zamiast tego koncentrowałem się na dziewczynach, które w ogóle nie chciały mieć ze mną do czynienia i które kolosalnym wysiłkiem należało „zdobywać”. Warto dodać, że wśród tych „niezdobytych twierdz” było sporo pań mających po prostu problemy ze sobą, własną kobiecością, czy w ogóle otwarciem się na innych ludzi. W rezultacie, nawet jeśli udawało się w końcu z nimi coś osiągnąć, to rezultat końcowy był raczej mierny. I to wszystko kosztem utraty dużej ilości czasu (który mógłbym zużyć w znacznie lepszy sposób), energii i frustracji. Mało produktywne, nieprawdaż? Mimo tego widzę wokół siebie wystarczająco wiele przykładów takiego, albo bardzo podobnego podejścia.

Dziś postępuję dokładnie odwrotnie. Z niezliczonych możliwości, które daje nam życie błyskawicznie odsiewam te, których realizacja związana byłaby ze zbyt wielką ilością kłopotów, wyrzeczeń, lub zbytniego uzależnienie się od kogokolwiek innego. To co pozostaje, to ciągle jeszcze ogromna gama możliwości, w jaki sposób mogę zaspokajać wszystkie moje potrzeby. I to zaspokajać w sposób zgodny z moimi normami etycznymi i ogólną zasadą czynienia rzeczy dobrych na tym świecie. Kluczem jest określenie „moje prawdziwe potrzeby”, a nie to co „powinienem” potrzebować, bo tak uważają inni. No ale to ostatnie zdanie znów warte jest całej serii postów i kiedyś do niego wrócimy.
W tym wszystkim warto zwrócić uwagę, że „przychodzenie łatwo” nie wyklucza sytuacji, kiedy czasem trzeba się wysilić. Dla przykładu w ostatnich 2 tygodniach też bardzo intensywnie pracowałem, trenując zdolnych i wymagających młodych ludzi. Był to jednak wysiłek podobny do tego, który dokonuje alpinista wspinając się na szczyt swoich marzeń, a nie pokonywanie tępego oporu materii :-) Wszyscy uczestnicy chcieli wziąć w tym udział, klient też chciał tego przedsięwzięcia, w tym kontekście przyszło to łatwo.
Przybliżone kryterium, które w takich wypadkach stosuję brzmi:
Jeśli musisz się wysilić przy działaniach, które sprawiają Ci taką frajdę, że chętnie byłbyś gotów wykonywać je nawet za darmo, to jest to w porządku. W innych przypadkach poszukaj sobie łatwiejszej drogi.

Jak zwykle w życiu, nie jest to sprawa czarno-biała a to co napisałem odzwierciedla moje osobiste poglądy i doświadczenia. Dlatego zachęcam do przeanalizowania całego zagadnienia z uwzględnieniem Waszego punktu widzenia i wyciągnięcia własnych wniosków.
Podzielcie się proszę nimi w komentarzach.

Komentarze (100) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy dobierasz sobie sympatycznych ludzi?

Niezależnie od tego, jak bardzo bylibyśmy niezależni, rodzaj ludzi, jaki nas otacza ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Zaskakuje mnie często, jak niewielu z nas podejmuje konsekwentne działania, aby mieć wokół siebie miłe i pozytywnie nastawione do życia osoby. Całkiem wyraźnie widzimy dwie postawy:

  • Spora część społeczeństwa traktuje obecność nieprzyjemnych i psujących atmosferę osobników jako normalną i nieuchronną okoliczność w życiu, z którą zaciskając zęby trzeba się pogodzić.
  • Inni łudzą się zapewne, że w jakiś cudowny sposób „poprawią” takich delikwentów, przeważnie jest to płonna nadzieja, która oprócz frustracji i straty czasu niewiele przynosi.

Skąd się te ograniczające nastawienia biorą? Mam wrażenie, że ich początki pochodzą ze szkoły podstawowej, kiedy to wylądowaliśmy w klasie złożonej z dość przypadkowo dobranych dzieci, na której skład nie mieliśmy żadnego wpływu. Mogliśmy co najwyżej zaprzyjaźnić się z niektórymi uczniami i schodzić z drogi innym. Podobnie sprawa wyglądała w szkole średniej i ten sumaryczny okres na ogół wystarczy. aby wykształcić w ludziach te powyższe szkodliwe przekonania.

Potem zaczynamy dorosłe życie i często długo nie uświadamiamy sobie, jak wielkie możliwości wyboru mamy w tej dziedzinie. Wpadamy albo w ten program rezygnacji, albo modyfikacji tego drugiego człowieka, obydwa nieprzyjemne i nieefektywne. Rzecz ma miejsce zarówno w pracy, jak i życiu osobistym, co każdy z Was bez trudu może zaobserwować rozglądając się wokoło.

Moja rada dla Was: nie róbcie sobie tej krzywdy!!! Nasze życie na tej planecie jest zdecydowanie za krótkie, aby tracić czas na użeranie się z negatywnymi, złośliwymi, czy zgorzkniałymi ludźmi. Jeśli zrobicie z tej sprawy priorytet i przez kilka lat będziecie w miarę konsekwentnie nad nim pracować, to pewnego dnia obudzicie się w zupełnie innym świecie, otoczeni pozytywnymi, inspirującymi istotami ludzkimi, których obecność doda Wam skrzydeł. To robi zdecydowaną różnicę w jakości życia i to niezależnie od posiadanych dóbr materialnych!!

Teraz naturalnie może pojawić się pytanie, czy to co piszę, to nie jest jakiś idealistyczny, nierealny obraz? Otóż nie, moja osobista praktyka dowodzi, że jest to możliwe. I tak na przykład:

  • mam w otoczeniu prywatnym wyłącznie sympatycznych ludzi
  • mam sympatycznych klientów
  • mam sympatycznych uczestników szkoleń, które prowadzę
  • mam sympatycznych właścicieli mieszkań, które wynajmuję
  • mam sympatycznych lekarzy, z których usług korzystam
  • mam sympatycznych doradców podatkowych
  • mam sympatycznego bankiera
  • mam sympatycznych kierowców, którzy mnie wożą
  • mam sympatycznego mechanika
  • i tak dalej…….

Patrząc na sprawę chłodnym okiem, to jestem całkiem normalnym człowiekiem i jeśli ja mogłem taki stan osiągnąć, to oznacza że każdy z Was też może. Czyż nie jest to kusząca perspektywa?

Gdyby ktokolwiek z Was też zapragnął takiej sytuacji to pamiętajcie że:

  • trzeba sobie najpierw uświadomić, że to jest możliwe
  • trzeba z tego zrobić wysoki priorytet w Waszym życiu (i to na serio!!!)
  • trzeba konsekwentnie działać w kierunku jego realizacji. W większości przypadków oznaczać to będzie bezpardonową selekcję z kim się zadajecie, w naprawdę wyjątkowych modyfikację zachowań drugiego człowieka. W moim osobistym przykładzie tylko w jednym przypadku (moja mama – tej nie da się wymienić na inną osobę) zmodyfikowałem parę drobiazgów używając opisywanych na tym blogu prostych technik, reszta to rezultat świadomych wyborów z mojej strony i rozstawania się z osobami niekompatybilnymi pod tym względem
  • pamiętając, że podobne przyciąga się z podobnym (przynajmniej w zakresie relacji międzyludzkich) trzeba być równie konsekwentnie miłym człowiekiem

Sądzę, że powyższy tekst dostarczy Wam przynajmniej materiału do własnych przemyśleń, jak zwykle to Wy decydujecie, co chcecie zastosować w Waszym życiu. Zapraszam też oczywiście do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Rozważania na temat dylematów Marcina

Do napisania tego postu skłonił mnie komentarz Marcina, który napisał (w oryginalnej pisowni):”Latwo powiedziec, zeby zaczac szukac, ale jak to zrobic. Powiedziec rodzicom wiem, ze to dla was spory wydatek mnie utrzymywac, ale rzucam po 2,5 roku studia bo mnie totalnie nudza. I co dalej? Nie moge ot tak sobie zaczac innych studiow i zyc przez kolejne 5 lat na ich utrzymaniu. Jaka ja moge znalezc prace ze srednim wyksztalceniem, bez zadnego zawodu? Kolejna kwestia to jakie studia zaczac. Co bedzie gdy te rowniez okaza sie niewypalem. Wieczny student na utrzymaniu rodzicow? „

O ile nie podejmuję się, zwłaszcza bez dokładnej znajomości konkretnej sytuacji, dawania tutaj jakichkolwiek wiążących rad, o tyle myślę, że możemy sobie pozwolić na teoretyczne (niezwykła rzecz na tym blogu, nieprawdaż? :-)) rozważenie poruszonych kwestii. Podkreślam tę teoretyczność, bo nie zalecam nikomu przejmowanie poniższych przemyśleń bez intensywnego zastanowienia się z uwzględnieniem własnej sytuacji.
Po tych ostrzeżeniach przyjrzyjmy się bliżej pytaniom Marcina

„Powiedziec rodzicom wiem, ze to dla was spory wydatek mnie utrzymywac, ale rzucam po 2,5 roku studia bo mnie totalnie nudza.”
Co by było, gdybyś potraktował swoich rodziców jak osoby dorosłe i po prostu ich o parę rzeczy zapytał?
Możesz zacząć od zasadniczego pytania o ich preferencje, a mianowicie czy finansują Twoje studia przede wszystkim po to, abyś jak najszybciej przestał być dla nich obciążeniem finansowym, czy też po to, abyś w przyszłości był szczęśliwym człowiekiem. Te dwie rzeczy nie wykluczają się wzajemnie, chodzi bardziej o ustalenie rzeczywistych priorytetów „darczyńców”.
W tym drugim przypadku masz nieco ułatwione zadanie, bo możesz wprost powiedzieć, że dotychczasowy wybór był pomyłką i ewentualnie wspólnie zastanowić się nad rozwiązaniem.
W tym pierwszym musisz taki stan rzeczy zaakceptować , bo Twoi rodzice mają pełne prawo do takiego podejścia i masz znowu dwie możliwości :-) Jedna to ta, że zaciskasz zęby i jak najszybciej kończysz ten nielubiany kierunek i zaczynasz pracować w zawodzie, który Cię nie „kręci”. To jest moim zdaniem kiepska alternatywa, ale tak postępuje większość ludzi. Inne to znalezienie jakiegoś źródła finansowania się a potem wybór dalszego kierunku rozwoju zawodowego według własnych preferencji. Nie musisz od razu wskakiwać w pełne „dorosłe życie”, zapewne wystarczy, że będziesz mieszkając w domu dokładał swój udział do budżetu rodzinnego, co powinno ograniczyć Twoje koszty stałe. To przy okazji da Ci przedsmak tego, jak trzeba dbać o pewne rzeczy będąc na swoim, a jednocześnie ograniczy innym możliwości wywierania nacisku na wybory, których dokonujesz.

„ Nie moge ot tak sobie zaczac innych studiow i zyc przez kolejne 5 lat na ich utrzymaniu „
To stwierdzenie składa się z dwóch odrębnych części i tak też je będziemy omawiać.
Dlaczego miałbyś nie móc zacząć innych studiów, jeśli uznasz że są one naprawdę konieczne do robienia tego, co pragniesz w życiu (tę konieczność należałoby też najpierw sprawdzić)? W dzisiejszych czasach możesz przyjąć prawie za pewnik, że działając w normalnej, rynkowej części gospodarki będziesz musiał w ciągu Twojego życia co najmniej kilkakrotnie się przekwalifikowywać. To nic strasznego i dzięki temu Twój umysł zachowa młodzieńczą świeżość :-) Będąc na początku drogi życiowej masz przy tym najmniejsze ryzyko takich zmian, więc w czym problem?
Nikt nie każe Ci przez dalsze 5 lat być na utrzymaniu rodziców. To, per saldo może nawet okazać się dla Ciebie bardzo szkodliwe, przede wszystkim mentalnie. Jasne, że bycie na czyimś utrzymaniu jest wygodne, ale popatrzmy na cenę tej przyjemności. Po pierwsze, jak mówią Austriacy, ten kto płaci decyduje jaką muzykę należy grać. Czyli masz znacznie słabszą pozycję w ukierunkowywaniu Twojej własnej drogi życiowej, zwłaszcza jeśli Twoje wyobrażenia różnią sie od wyobrażeń osób łożących na Ciebie. Drugą, bardzo poważną wadą, jest brak doświadczenia, jak to jest zarobić na siebie, a co ważniejsze poczucia, że potrafisz tego dokonać. I to poczucie jest jednym z czynników, które jak w pewnej reklamie, „separate the men from the boys”. To ostatnie zdanie nie jest przesadą, możemy ten temat w razie potrzeby rozwinąć.
Ważne jest przy tym, że nikt nie każe Ci natychmiast wyprowadzić się, wynająć mieszkanie itp. Po prostu, jak już wspomniałem uprzednio, możesz zacząć od uczciwego dokładania się do rodzinnego budżetu.

„Jaka ja moge znalezc prace ze srednim wyksztalceniem, bez zadnego zawodu?”
Jeśli przez pracę rozumiesz etat w jakiejś firmie, to szanse mogą nie wyglądać najlepiej, ale kto każe Ci iść tą drogą? Dlaczego nie poszukać możliwości robienia pożytecznej różnicy dla innych w mniej sformalizowany sposób? Ja wokół siebie widzę sporo takich możliwości, trzeba tylko chcieć i przykładać się do tego, co robisz.

„ Kolejna kwestia to jakie studia zaczac „
Tutaj aż się prosi, aby dokonać dokładnego rozeznania przed podjęciem takiej decyzji. Rozmawiaj z praktykami, popróbuj sam jak dana działalność wygląda, będziesz miał więcej informacji. I nie ładuj się w kilkuletnie studia zanim nie będziesz przekonany, że na pewno chcesz wykonywań ten określony zawód i że takie akurat studia są Ci niezbędne.

„ Co bedzie gdy te rowniez okaza sie niewypalem „
To oznacza, że źle zrobiłeś pracę domową, o której napisałem w poprzednim punkcie :-)
W Armii Czerwonej było coś takiego jak rozpoznanie bojem, ale prowadziło to zawsze do dużych i możliwych do uniknięcia strat. Po co, jak można inaczej?

„Wieczny student na utrzymaniu rodzicow?”
Wieczny student, to brzmi interesująco. Ja tak naprawdę jestem takim wiecznym studentem, „wciągając” w siebie raz na 2-3 lata ilość wiedzy odpowiadającą przeciętnym studiom. I robię to z wielką przyjemnością oraz korzyścią dla mojej działalności zarobkowej. O byciu na utrzymaniu rodziców napisałem już powyżej, im wcześniej będziesz odpowiedzialny za siebie finansowo, tym na ogół lepiej dla Ciebie.

Tyle moich luźnych przemyśleń na ten temat. Jak już wspomniałem, każdy powinien wyciągnąć z tego własne, indywidualne wnioski. Jest tak wiele sytuacji życiowych, układów rodzinnych i innych, że nie sposób podać jednej, uniwersalnej recepty. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, bądź odmienne zdanie to zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (56) →
Alex W. Barszczewski, 2007-01-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?

Wielu młodych ( i nie tylko :-)) ludzi zadaje mi to pytanie co robić w życiu, ostatnio Martyna w sąsiedniej dyskusji.
Jeśli nie wiesz co chcesz robić, drogi Czytelniku, nie jest wcale taka zła sytuacja, zwłaszcza, jeśli jesteś w stosunkowo młodym wieku. Dzięki temu możesz bez jakichkolwiek uprzedzeń zacząć badać, co tak naprawdę Cię „kręci” i to nie tylko jeśli chodzi o karierę zawodową, ale też i życie w ogóle. To bardzo zaniedbywany temat i dlatego mamy potem tak wielu ludzi w wieku 35-50 lat, którzy przechodzą w którymś momencie ciężki kryzys wieku średniego. Nagle uświadamiają sobie, że przeżyli sporą część życia zupełnie inaczej niż tak naprawdę by chcieli i potem zaczynają się albo dramaty, albo „życie w cichej desperacji”. Po co tak długo czekać?? Po co tak długo żyć „sztucznym” życiem?

Stąd moja rada dla każdego, kto mnie o to pyta: próbuj bardzo różnych rzeczy, stylów życia, rodzajów relacji z najprzeróżniejszymi ludźmi, ewentualnie zawodów i sposobów zarabiania na siebie. To wszystko najlepiej w różnych krajach i kręgach kulturowych. Po kilku latach takich praktycznych doświadczeń, będziesz mieć znacznie lepsze pojęcie, co dla Ciebie jest dobre i ważne, oraz na czym polega Twoja misja życiowa. Ta wiedza jest moim zdaniem niezbędna, aby długoterminowo prowadzić satysfakcjonujące i spełnione życie.
Zdobywając ją warto pamiętać, aby w trakcie tego poszukiwania:

  • nie narażać się na niepotrzebne ryzyko w sensie fizycznym i zdrowotnym. Tu naprawdę warto być rozsądnym i mieć oczy szeroko otwarte – niestety nie wszyscy ludzie to anioły, a pewne przyjemności (niezabezpieczony seks, alkohol, narkotyki itp.) mogą mieć bardzo niepożądane długoterminowe skutki
  • nie tworzyć przedwcześnie nieodwracalnych, lub trudnych do zmiany faktów (małżeństwo, dzieci, duże kredyty itp.)
  • być uczciwym w stosunku do innych ludzi, nawet jeśli czasem może to być niewygodne. Nigdy nie zdobywaj doświadczenia oszukując lub wykorzystując kogokolwiek innego!
  • zamiast starać się sobie logicznie uzasadnić rzeczy, które „powinniśmy” robić „bo takie jest życie”, słuchajmy głosu naszego serca, czy to co aktualnie robimy jest rzeczywiście dla nas i czy czujemy się z tym naprawdę dobrze (ta rada brzmi dość niezwykle w ustach człowieka, który coachuje topowych managerów i teamy negocjacyjne, nieprawdaż?)
  • być ostrożnym i bardzo krytycznie analizować wszelkie rady udzielane Ci przez inne osoby, dotyczy to oczywiście też i tego, co ja piszę. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma nieomylnych „guru”, tak naprawdę, to wszyscy jesteśmy na etapie szukania różnych odpowiedzi. Coś dobrego dla kogoś innego, nie musi być dobre dla Ciebie. Z drugiej strony, jeśli podobają Ci się czyjeś rezultaty, to zapytaj jak on to robi (i o cenę którą za nie płaci też!!)
  • szybko rozpoznawać toksyczne środowiska nieszczęśliwych, sfrustrowanych ludzi (wtedy bierzmy nogi za pas i to szybko). To dotyczy szczególnie relacji jeden na jeden. Przy tych miliardach ludzi na świecie, nie ma potrzeby szkodliwego uzależniania się od jakiejkolwiek jednostki, czy grupy.

W trakcie tych poszukiwań powinieneś utrzymywać się we w miarę dobrej formie fizycznej i zdrowiu, oraz (niezależnie od zainteresowań) nauczyć biegle operować co najmniej dwoma językami. Jeśli do tego zadbasz o umiejętność komunikowania się z innymi, to masz bardzo duże szanse na wylądowanie w zupełnie innych realiach, niż te w których żyje większość ludzi i to niezależnie od Twojej pozycji wyjściowej (pamiętasz, że ja kiedyś mieszkałem w piwnicy i sprzedawałem gazety?)

Tyle moja nieco uproszczona, ale szczera i otwarta odpowiedź.

Koniecznie należy przy tym zwrócić uwagę na parę efektów ubocznych, z którymi trzeba się liczyć rozpoczynając takie odkrywanie siebie:

  • powyższe podejście jest w wielu punktach dokładnie odwrotne od tego powszechnie uznanego w polskim społeczeństwie za „normalne”. Stosując je masz duże szanse narazić się na ostrą krytykę ze strony dotychczasowego środowiska, możesz stracić wielu znajomych, czy nawet „przyjaciół”. Z drugiej strony możesz nagle odkryć, że jest wielu ludzi znajdujących się na podobnej drodze jak Ty, z którymi łatwo będzie Ci znaleźć wspólny język.
  • na samym początku możesz mieć wrażenie, że zostajesz w tyle za tymi, którzy szybko skoncentrowali się na jakiejś karierze zawodowej, pozakładali rodziny a Ty nie. Jeśli tylko naprawdę pracujesz nad sobą (a nie tylko udajesz), to nic złego się nie dzieje. Życie to, jak już gdzieś wspomniałem, bardzo długodystansowa „gra” i wcale nie chodzi o to, aby pewne sprawy rozwiązać jak najszybciej, tylko o to, aby rozwiązać je dobrze. Dotyczy to zarówno sposobu, w jaki zarabiasz na siebie, gdzie i jak mieszkasz, jak też człowieka, z którym chcesz przejść przez życie.
  • jeśli przeprowadzisz takie poszukiwania tego, jak naprawdę chciałbyś żyć, to jest duża szansa, że doprowadzi to u Ciebie do dobrej znajomości Twoich potrzeb, łatwości komunikowania ich, oraz podwyższonego poczucia własnej wartości. To może, szczególnie w wypadku kobiet spowodować zawężenie puli potencjalnych partnerów życiowych, bo wielu mężczyzn będzie się przy Was czuć niepewnie. Z drugiej strony nabycie takich cech będzie czynić Was atrakcyjniejszymi dla całkiem innych grup potencjalnych partnerów, niekoniecznie tych gorszych :-)
  • będziesz wcześniej świadom odpowiedzialności za własne życie (Ty, a nie państwo, społeczeństwo czy krewni), co na początku może zmniejszyć Ci poziom beztroski wywołanej ignorancją. Z drugiej strony możesz uzyskać potem większą beztroskę opierającą się na własnych możliwościach i zasobach, a ta jest chyba lepsza :-)

Na zakończenie kilka ważnych uwag:

  • To co napisałem powyżej jest moim osobistym zdaniem, które nie pretenduje do miana prawdy absolutnej. Niemniej przyniosło to pozytywne skutki zarówno w moim życiu, jak i życiu dość sporej grupy osób w wieku 20-54 lat i to mimo często bardzo niedoskonałej implementacji.
  • Postępowanie w wyżej omówiony sposób nie gwarantuje Ci szczęśliwego i spełnionego życia, po prostu znacznie zwiększa Twoje szanse i upraszcza wiele procesów.
  • Postępowanie wbrew moim zaleceniom nie oznacza, że nie masz szans na szczęśliwe i spełnione życie. Po prostu będziesz stał przed innymi wyzwaniami i niektórzy tak wolą.
  • I jak zwykle apel: „use your judgement!”

Jeśli po uważnym przeczytaniu tego postu macie jakiekolwiek pytania lub uwagi, to zapraszam do komentarzy i to niezależnie od tego, czy podzielacie moje zdanie, czy też nie.

Uzupełnione 14.11.2010 : Jeżeli ktoś z Was uważa, że jest za stary na pewne zmiany to zapraszam do przeczytania postu „Póki żyjesz nie jest za późno„

Komentarze (673) →
Alex W. Barszczewski, 2007-01-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 4 of 5«12345»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Ile razy trzeba Ci powtarzać  (58)
    • Ewa W: Magdalena, piszesz:...
    • Magdalena: Ewo, Dziękuję za...
    • Ewa W: Magdalena, do Twojego...
    • Alex W. Barszczewski: Karol Ja mam...
    • Karol: Drodzy, Alexie, Przepraszam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Diana Cz.: Chyba nikt jeszcze o tym...
  • Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?  (163)
    • Aleksander Piechota: Znalazłem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • anja: Witam, Gratuluje wspaniałego...
    • Sokole Oko: Golden, Myślę, że...
    • golden: Witam Alexa i wszystkich...
  • Parę informacji o Biblioteczce  (74)
    • Kazik: Witaj Alexie, witajcie...
  • Przestań wiosłować (na chwilę)!  (61)
    • Magdalena: W teorii wszystko wydaje...
    • Ewa W: Artur, dzięki, Masz rację...
    • Witek Zbijewski: Magdaleno Oczywiście...
    • Magdalena: Ewo W., Dziękuję za pomoc...
    • Artur: Hej Ewo, Piszesz: „zgodnie z...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Katarzyna: Sokole Oko Dziękuje za...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna: KrysiaS „Przeta...
    • KrysiaS: Sokole Oko, ankiety o...
    • Sokole Oko: KrysiaS, Bardzo dziękuję...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Ewa W: aw3k To wprawdzie kompletnie...
    • aw3k: Mógłbyś napisać krótką...
    • Witek Zbijewski: Łukasz – a...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Beata: Witaj Alex, Twój blog był dla...
  • List od Czytelnika  (19)
    • Witek Zbijewski: myślę, że KrysiaS...
    • Mateusz B,: Naszła mnie jedna myśl,...
  • Naucz się być zuchwałym!  (147)
    • Stella: Z uwagą przeczytałam wszystko...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Piotr Stanek: Witajcie Podzielę się z...
  • Dla Pań (i nie tylko)  (6)
    • Ewa W: Darek, dzięki za link....

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025