Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Związek a zarobki partnerów?

W dyskusji pod jednym z poprzednich postów nasza Czytelniczka opisała następujący problem:
„……zarabiam przyzwoicie od samego początku. ……. mi absolutnie nigdy nie przyszło do głowy porównywać się z żadnym moich facetów finansowo. Ale to IM przeszkadzało, że zarabiam więcej. I to ONI z czasem co raz gorzej się z tym czuli, …….. Te kilka związków właśnie z tego powodu się rozpadło”

Czytając tę historię i przypominając sobie całe mnóstwo problemów związanych z zarobkami i związkami o których słyszałem zadałem sobie następujące pytanie:

Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??

Wielu z Was zapewne w tym momencie pomyśli „jak to, jak można taka informacje ukrywać przed najbliższą osobą, którą do tego może jeszcze kochamy?”

Zapytam w takim razie:
Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???

Jeżeli by tak było, to o czym to świadczy?

Oczywiście kwestii finansów nie można całkowicie pominąć, dlatego podzielę się z Wami moim osobistym podejściem do tego tematu. Nie traktujcie tego jako prawdy objawionej lub czegoś, co każę Wam zaimplementować w Waszym życiu, spójrzcie na to jedynie jako na materiał do własnych przemyśleń.

Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta :-)) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.

Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!

Można oczywiście rozważać, że ktoś „miał pecha w życiu” itp. doświadczenie wykazuje jednak, że niestety bardzo często dana sytuacja jest rezultatem podejścia i wyborów danej osoby, która w ten sposób jest za swoją sytuację odpowiedzialna. Jak coś takiego widzicie przed sobą, to uciekajcie gdzie pieprz rośnie!!

Nie oznacza to, że zalecam obojętność w stosunku do takich ludzi, sam pomagam innym w potrzebie, ale nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską.To na początku może nas dowartościowywać jako rycerzy/księżniczki na białym koniu, ale przeważnie kończy się źle. Kiedyś napiszę Wam na ten temat wzięty z życia ciąg dalszy bajki o Kopciuszku :-)

Jeżeli już zarabiamy stosunkowo dużo, to dobrą rzeczą do pokazania partnerowi jest  to, że robimy to w sposób w miarę uczciwy i nie związany np. ze światem przestępczym, no ale to już jest due dilligence :-)

Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki.

Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych „składek” !!

Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.

W następnym poście napiszę o innym problemie, który może zablokować Wam w przyszłości drogę do bardzo ciekawego związku, a którego istnienie nie jest taki oczywiste dla większości ludzi.

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (180) →
Alex W. Barszczewski, 2009-08-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Twoje prawdziwe „ja” w czasach kryzysu

Tematem „Nasze autentyczne ja” zajmowałem się już dwa lata temu. Wracam do niego, ponieważ w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nadmierne rozdmuchiwanie tej definicji może mieć opłakane skutki dla osób ograniczających w ten sposób swoje możliwości rozwoju.

Bardzo chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że w najbliższych latach czekają nas przemiany w życiu gospodarczym (a co za tym idzie też w tym „prywatnym”), które postawią na głowie wiele wyobrażeń, które mają ludzie wychowani w ostatnim długim okresie względnej prosperity. To trochę tak, jak drastyczne załamanie się warunków atmosferycznych na akwenie, gdzie „zawsze” panowała dobra pogoda i wiał przyjemny zefirek napędzający wszystkie żaglówki. Mało kto jest przygotowany na sztorm i ofiary będą nieuniknione. Na razie widać tylko ciemne chmury na horyzoncie, trochę silniej wieje i u niektórych zaczyna już trzeszczeć omasztowanie. To są poważne sygnały ostrzegawcze, całe szczęście jeszcze nie jest za późno, aby jakoś się przygotować pod warunkiem, że nie powiemy sobie, że „ja jestem jaki jestem i jakakolwiek poważniejsza zmiana oznaczałaby utratę mojej tożsamości” W tym drugim przypadku łatwo może spotkać nas los kutra „Andrea Gail” z filmu „The perfect Storm. Tam też skipper obstawał przy utrzymaniu dotychczasowego kursu, a bardzo wrażliwe na uderzenia fal okna sterówki załoga usiłowała zabezpieczyć dopiero w środku niezwykle rozszalałego sztormu.

Czego najbardziej kurczowo trzymają się ludzie, a co może okazać się bardzo niekorzystne w skutkach?

  • wyniesione ze studiów i pracy w niektórych korporacjach proceduralno-procesowe nastawienie do życia, czyli „Jak coś się robi w dany sposób, to trzeba się go trzymać”. Oczywiście w pewnych sprawach takich jak lądowanie samolotem, przygotowanie jachtu do długiego rejsu po oceanie, czy tym podobnych zadaniach wypracowane procedury są niezwykle pomocne, czy wręcz konieczne. Gorzej, kiedy ludzie stosują takie podejście w sprawach takich jak znalezienie klienta, pracy, czy nawet partnera w życiu. Całkiem niedobrze jest wtedy, kiedy traktują je jako część swojej tożsamości, którą bronią z uporem maniaka. Czasem zdarza mi się pokazywać ludziom nowe, znacznie skuteczniejsze (a przy tym oczywiście etyczne itp.) metody, które są niezwykle opornie przyjmowane z komentarzem „my tak nie robimy”, lub „to nie byłbym ja”. Co ciekawsze, to zjawisko generalnie występuje tym silniej, im niżej poruszamy się w hierarchii stanowisk. Logicznie rzecz biorąc zrozumiałbym, gdyby było odwrotnie, bo przecież ci, którzy zaszli wysoko musieli wiele rzecz zrobić dobrze i tym bardziej mocno trzymać się sprawdzonych metod :-)
  • bardzo wielu Rodaków (mnie w to wliczając) zostało wychowanych na potulnych poddanych, którzy nie potrafią wyrazić klarownie własnej woli i poglądów (częściowo z powodu wyuczonej bezradności lub bezkrytycznej wiary w tzw. autorytety, częściowo ze względu na kiepską praktyczną znajomość języka polskiego). Ta „choroba” jest wyleczalna, sprawdziłem to na sobie :-) pod warunkiem, że nie potraktujemy jej jako części naszej tożsamości. Tutaj też starania nauczenia kogoś bardziej przywódczej postawy, a przynajmniej bardziej eksperckiego języka napotykają na opór osób, które mówią ” to nie jestem ja”. Ciekawe jak wygląda u nich „utrata własnego ja”, kiedy posługują się np. angielskim? :-) Stawka jest duża, bo za kilka lat aby utrzymać się w dobrych  firmach trzeba będzie koniecznie umieć przejąć przywództwo i skutecznie sprzedawać swoje idee oraz wartość dodaną.
  • wielu Rodaków uważa używanie niecenzuralnych słów i określeń jako element własnej tożsamości. O szkodliwych skutkach pisałem już tutaj, gorzej jak ludzie bronią się przed zmianą tego, bo traktują to jako nieodłączną i konieczna część własnej osobowości. Długofalowo robią sobie sami „kuku” :-) Ja sam jako dwudziestokilkulatek potrafiłem „rzucić wiązką”, całe szczęście że nie byłem do tego zachowania tak przywiązany jak wiele innych osób i kiedy sobie uświadomiłem jego szkodliwość, to po prostu przestałem. To otworzyło mi potem wiele atrakcyjnych drzwi w życiu.
  • u wielu Polaków można zauważyć niezwykle wysoką gotowość do agresywnych zachowań. Nie będę teraz wnikał w przyczyny tego stanu rzeczy takie jak np. permanentne poczucie bezsilności lub podmiotowości w życiu, brak prawdziwej satysfakcji seksualnej itp. Ważne jest, że w ten sposób dokonujemy skutecznej selekcji negatywnej ludzi, z którymi mamy do czynienia odstraszając tych miłych i sympatycznych, którzy mają w sobie dość siły i możliwości wyboru, aby nie musieć być z takimi zachowaniami skonfrontowani. Długofalowo pozostają wokół nas podobni „agresywni”i całe towarzystwo często kończy na „galerach” z przeświadczeniem, że „życie jest to d…”.
    Tę skłonność do agresywnych zachowań też można zmienić pod warunkiem, że nie potraktujemy tego jako niezbywalnej części naszego „ja”. Znowu jestem tego przykładem (pamiętajcie, że jak pisze o różnych bzdurach, to większość z nich sam popełniałem :-)) Problem polega znów na tym, że większość „zainfekowanych” tym współbliźnich nie wyobraża sobie siebie, jako łagodnych, a przy tym bardzo skutecznych ludzi i mówi „taki właśnie jestem i to jest wyraz mojej osobowości”

Można by tak dalej, ale jeżeli dałoby coś zrobić z tymi czterema problemami, to wiele osób miałoby znacznie większe szanse dobrze przesztormować ewentualny trudny okres w gospodarce. Polecam Wam przyjrzenie sie sobie i zdiagnozowanie, czy przypadkiem któryś z tych punktów nie jest o Was. To samo w sobie nie jest żadną hanbą (jak już wspomniałem sam cierpiałem na każdy z nich), ale trzeba koniecznie i szybko cos z tym zrobić, inaczej szkodzimy naszym szansom na przyszłość.

Jeżeli ktoś interesuje się kwestia wpływu naszej tożsamości w nieco szerszym zakresie, to polecam lekturę eseju Paula Grahama, w którym pokazuje on ładnie, jak „wbudowanie” w nią elementów religijnych i politycznych zaciemnia naszą zdolność klarownego myślenia o nich.

Dla leniwych zacytuje dwa dobre zdania:

„ If people can’t think clearly about anything that has become part of their identity, then all other things being equal, the best plan is to let as few things into your identity as possible„

oraz

„The more labels you have for yourself, the dumber they make you„

Podpisuję się pod tym obydwoma rękami :-)

PS: O przyklejaniu innym etykietek wszelkiego rodzaju napisze następnym razem

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2009-02-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

120 sekund ciszy

Na początek wyjaśnię Wam moje nastawienie do podawania ludziom numeru własnego telefonu komórkowego.

Generalnie, dość bezproblemowo podaję ten numer wszystkim osobom, które uważam za rozsądne z dwoma tylko zastrzeżeniami:

  1. Nie przekazuj tego numeru dalej bez mojej wyraźnej zgody
  2. Wykaż zrozumienie, że mój telefon może być wyłączony, lub po prostu w danym momencie nie będę chciał/mógł z tobą rozmawiać (ten ostatni punkt nie dotyczy tych klientów, którzy specjalnie płacą za to, że w razie czego zawsze mogą do mnie zadzwonić :-))

Te ustalenia całkowicie wystarczają, czasem wręcz muszę zachęcać innych do zadzwonienia do mnie wieczorem, jeśli mają jakąś pilną sprawę (z zastrzeżeniem opisanym w punkcie 2). Mam zwyczaj chodzić dość późno spać i chętnie rozmawiam też i o takich porach.
Od czasu do czasu zdarza się jednak sytuacja jak wczoraj o północy. Po kilku dniach, kiedy zdecydowanie za długo czytałem przed zaśnięciem postanowiłem wreszcie przestawić sobie czas na bardziej rozsądny rytm dobowy i właśnie zasypiałem, kiedy zadzwonił telefon. Osoba dzwoniąca (znamy się dość powierzchownie)  pozdrowiła mnie i zaczęła coś opowiadać :-) Ja na to uprzejmie zapytałem czy chodzi o sprawę, która jest paląca i nie może poczekać do jutra. Odpowiedź była „nie”. Ja na to „no to zdzwońmy się może jutro rano, jestem akurat na wakacjach i teraz nie jest dobra pora na dalszą rozmowę”. Pożegnaliśmy się krótko i ponownie przyłożyłem głowę do poduszki. Dziesięć minut później znów zadzwonił telefon :-) Ta sama osoba chciała mi tym razem zrobić quiz, czy wiem skąd pochodzi nazwa „Wyspy Kanaryjskie”!!!

Tym razem niezbyt uprzejmie przerwałem i pożegnałem się, po czym niezwłocznie  uruchomiłem w mojej komórce „tajną broń” na takie przypadki (co w ciągu ostatnich 2 lat było konieczne dopiero po raz drugi ). Tą bronią jest specjalny dzwonek, który nagrałem, nazywa się on „120 sekund ciszy” i tak też brzmi :-). Taki dzwonek przyporządkowany konkretnemu numerowi powoduje, że jak ktoś z tegoż numeru próbuje się dodzwonić, to u mnie tylko rozświetla się wyświetlacz, a poza tym jest cisza i spokój :-)

To, co napisałem powyżej jest oczywiście prawdziwym zdarzeniem, ale zastanówmy się nad tym też z metaforycznego punktu widzenia.

  1. Czy każdy z Was ma taki „dzwonek z ciszą”, nie tylko w telefonie ale też i w innych dziedzinach życia, gdzie czasem inni ludzie (znajomi, nieznajomi, rodzina) bez zaproszenia, a nawet wbrew naszej woli próbują aktywnie ingerować w nasze życie?
  2. Czy jesteśmy mili i sympatyczni (co ciągle zalecam), ale kiedy ktoś ignoruje nasze wyraźne „Nie” potrafimy z całą konsekwencją wyegzekwować to co chcemy?
  3. Czy sami mamy mechanizmy zapobiegające temu, abyśmy my nie byli postrzegani jako intruzi kiedy inicjujemy jakąś interakcję?
    Każdy z Was, do którego kiedykolwiek dzwoniłem może np. potwierdzić, że ja dzwoniąc do niego zawsze:
    a) witam rozmówcę
    b) przedstawiam się
    c) pytam „Czy masz chwilę dla mnie?”, chyba że mogę zapytać bardziej precyzyjnie jak na przykład „Czy masz czas na jedno pytanie?”, albo „czy masz 1/3/5/10 minut czasu dla mnie?”. Zwróćcie uwagę, że nie zadaję pytania „czy nie przeszkadzam?” Wyrywając kogoś moim telefonem z tego, co akurat robi prawie zawsze jakoś przeszkadzam, więc nie pytajmy o rzeczy oczywiste :-)
    To dotyczy nie tylko telefonów, lecz też i innych form komunikacji. W jednym z ostatnich, cytowanych już na tym blogu postów Penelope Trunk jasno tłumaczy jak przy pomocy maila wkurzył ją znany autor Tim Ferris :-) Warto przeczytać i zastanowić się!

Polecam każdemu z Was intensywne przemyślenie powyższych pytań i w razie, gdyby odpowiedzi Was nie zadowalały, to przemyślenie co możemy zrobić, aby to zmienić

Zapraszam do dyskusji :-)

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o czasie wolnym i państwowej emeryturze

Dziś rano siedząc na tarasie i delektując się słońcem miałem interesującą wymianę maili z pracownikiem jednego z klientów. To młody, ale niezwykle profesjonalny i rzutki człowiekiem z którym współpraca to prawdziwa przyjemność. Razem przygotowywaliśmy pewne działania w sposób, który najbardziej lubię: zero biurokracji, 100% kreatywności i profesjonalizmu, tyleż procent wzajemnego zaufania.

W jednym mailu na końcu (bo myślałem że to już ostatni) napisałem :
„pozdrawiam z Kanarów”

na co mój rozmówca rozpoczął następny mail od:

„wybacz ze przeszkadzam w wakacjach”
na co moja następna wiadomość zaczęła się od słów:

„Nie ma za co przepraszać :-)
Albo coś robię chętnie, albo nie robię wcale
.”

I rzeczywiście to co robiłem było dla mnie przyjemnym zajęciem intelektualnym.

Powyższy przykład dobrze oddaje moje nastawienie, o którym pisałem już kiedyś.  Mój wylot na południe jest zdecydowanie ucieczką przed zimnem i ciemnościami panującymi w Europie w okresie listopad-styczeń, ale na pewno nie próbą zapomnienia o tzw. pracy zawodowej. W przeciwieństwie do wielu ludzi po prostu nie mam takiej potrzeby :-)

Takie incydentalne zajęcia, podobnie jak kilka telekonferencji z paroma ludźmi na poziomie, to miła część mojego dnia, wszystko jedno czy w domu, czy tutaj. Ważne jest, aby nie był to jedyny element składowy życia, bo przecież chcemy delektować się pełną gamą możliwości jakie daje nam egzystencja na tej planecie :-)
Połączenie pracy zarobkowej i przyjemności zdają się w naszej kulturze być ciągle czymś niezwykłym . Może w wielu osobach zbyt głęboko zakorzenione są słowa: „w pocie czoła rolę uprawiać będziesz, w pocie czoła chleb jeść będziesz„, często wzmacniane przez otoczenie, które nigdy nie próbowało czegoś innego. To często prowadzi do półniewolniczego sposobu myślenia, z nienajlepszymi skutkami dla odczuwalnej jakości życia. Wcale nie musi tak być!!
Z własnego (i nie tylko) doświadczenia mówię Wam, drodzy Czytelnicy, że są możliwe alternatywne podejścia i wcale nie muszą one oznaczać życia na pustelni w dzikiej głuszy, czy też działań niezgodnych z prawem. Od tego dostaliśmy na drogę życia taki wspaniały narząd, jakim jest nasz mózg, aby go używać i postawienie mu właściwych długoterminowych zadań jest sprawą kluczową, zwłaszcza dla młodych ludzi (bo mają najwięcej czasu aby zrealizowań to, co chcą).

Dlatego zalecam każdemu popróbowanie jakie to jest uczucie, kiedy zarabianie na życie jest przyjemnością, a przy okazji robimy coś pożytecznego dla innych. To jest „niebezpieczne”, raz spróbowawszy zapewne nie będziesz chciał niczego innego :-)

Powyższe rozważania wiążą się z kwestią państwowej emerytury, o czym huczy dziś w internecie w związku z zawetowaniem przez Prezydenta tzw. ustawy o emeryturach pomostowych.

Jak zwykle na tym blogu nie będę rozważał politycznych aspektów całej sprawy (choć to interesujący przykład w jak różnych epokach żyją mentalnie niektórzy decydenci), raczej zastanówmy się nad tym, czy ta kwestia w ogóle nas dotyczy, a jeśli tak, to czy musi tak pozostać „na zawsze”
Na pierwszy rzut oka można rozpoznać trzy postawy:

  • wybranie zawodu, który przy różnych, często poważnych wadach daje uprawnienia do tzw. wczesnej emerytury. Dla wielu ludzi, którzy mają obraz świata że „w pocie czoła…itd” wczesna emerytura może być istotnym argumentem. Ba, sam jako wtedy dwudziestoparoletni student politechniki, ucząc się przy okazji gry na klarnecie pomyślałem, że może pójdę w tym kierunku, co dałoby mi uprawnienia do wczesnej emerytury :-) Dziś, na taką myśl wziąłbym gumowy młotek i zaczął intensywnie stukać we własną głowę, wtedy na szczęście trafiłem na kiepskiego nauczyciela w szkole muzycznej, który mnie do intensywnej nauki zniechęcił (choć podobno miałem talent) :-)
  • wybranie zawodu, który często przy płacach takich, że akurat starcza na życie i spłacenie kredytów obiecuje, że jak będziesz miał ok. 60 lat to inni będą płacili na Twoje utrzymanie, w zamian za pieniądze, które wpłacasz teraz na obecnych emerytów. W takim podejściu czujemy się zwolnieni z obowiązku generowania przychodów pozwalających na tworzenie rezerw i inwestowanie, co dla wielu ludzi jest bardzo wygodne. Poleganie na takich zapewnieniach może być długoterminowo bardzo niebezpieczne, popatrzcie na swoich rodziców i dziadków.
  • zaakceptowanie faktu, że tzw. „składki” na ubezpieczenie emerytalne to po prostu kolejny podatek, który trzeba zapłacić, z czego niewiele wynika dla naszej przyszłości. Jeśli potraktujemy to jako podatek, to możemy pomyśleć przy jakich formach działalności (np. samozatrudnienie) i ewentualnie w jakich krajach w legalny sposób zapłacimy go jak najmniej, po czym  te przemyślenia uwzględnić w ogólnej kalkulacji biznesowej. Zdając sobie sprawę, że przy podatku nie należy spodziewać się bezpośredniego świadczenia wzajemnego (tak się to ładnie nazywa), należy podjąć takie działania, aby to, co zarabiamy w ogóle dawało możliwość zainwestowania części pieniędzy w celu stworzenia zabezpieczenia na stare lata lub jakieś inne nieszczęście. To wymaga z jednej strony dbałości o naszą wartość rynkową, z drugiej pewnego minimum dyscypliny aby wytworzone nadwyżki rozsądnie inwestować, a nie przejadać, bądź przespekulować.

Nie muszę chyba podkreślać, że od wielu lat jestem zwolennikiem tego trzeciego podejścia i jak na razie dobrze na tym wychodzę.
Ważnym elementem w moich przemyśleniach jest też fakt, że ponieważ bardzo lubię to co robię to w ogóle nie zamierzam iść na emeryturę :-) Zamiast tego staram się utrzymać w dobrej formie fizycznej i mentalnej, tak aby jak najdłużej być atrakcyjnym dostawcą dla moich klientów, co przy okazji dobrze robi mojemu „retirement fund”. Jak nie będę mógł prowadzić szkoleń (co w moim wykonaniu jest bardzo wyczerpujące dla trenera), to ograniczę się do coachingu na wysokich szczeblach, a na stare lata zostanę „consigliere” kilku prezesów :-) Jak to się skończy, to będę pisał książki, lub robił jeszcze coś innego. Naturalnie nie możemy wykluczyć jakiejś katastrofy zdrowotnej powodującej niezdolność do pracy, dlatego już od lat dbam o moje rezerwy i każdemu gorąco to zalecam.

Podałem dość otwarcie mój przypadek nie aby się chwalić, albo twierdzić że jest on najlepszy z najlepszych. Chcę po prostu pokazać, że pewne rzeczy są możliwe do przeprowadzenia i to zarówno w sposób uczciwy jak też zgodny z prawem i sumieniem. Naturalnie niech każdy podejmuje własne decyzje, ale może moja filozofia życiowa przyda się jako jeden z przykładów, że można i w ten sposób.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (106) →
Alex W. Barszczewski, 2008-12-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nieproszony komentarz

W ramach porannej prasówki przeczytałem właśnie w Wyborczej wypowiedź stosunkowo młodej (28 i 36 lat) pary z dzieckiem na temat kryzysu. Zawarte tam wypowiedzi są z jednej strony dość powszechne a z drugiej bardzo szkodliwe, dlatego też bez zaproszenia pozwolę sobie skomentować je tutaj, bo ktoś czytając tamten artykuł mógłby pomyśleć, że to co mówią ci ludzie jest OK.
Zacznijmy od otwarcia:

” Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”

To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.

Kolejny cytat:

„może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”

Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu

dalej:

„Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”

Bardzo „odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!

„A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”

Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?

dalej padają argumenty:

„W wynajętym mieszkaniu nie moglibyśmy sobie pozwolić na taką tapetę (w stylu art deco, w czerwone wzory), w ogóle nic nie moglibyśmy remontować”

Pierwszy argument powala mnie, przy drugim się dziwię. Przez wszystkie te lata wynajmowania mieszkań nigdy nie musiałem nic remontować (poza standardowym odmalowaniem ich przed oddaniem właścicielowi). Po prostu w nich spałem, pracowałem, jadłem, czytałem, kochałem się i na wszystkie inne sposoby delektowałem życiem :-) Kto tak wielu Polaków zaraził obsesją remontową? Jaki to ma wpływ na jakość życia?

„Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.
”

Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają „złodzieje!!”

Dalej:

„– No i ślubu nie bierzemy, bo nas nie stać ….     ……… A ja nie chcę przyjęcia, tylko prawdziwego wesela na 120 osób, tak jak miały moje siostry. No cóż, na to musielibyśmy wziąć drugi kredyt.”

Jeśli ktoś z Was młodzi Czytelnicy ma partnera/partnerkę który w podobnej sytuacji do tej pary ma taki sposób myślenia to uciekajcie gdzie pieprz rośnie :-)

i na koniec:

„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”

Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.

Napisałem te słowa na gorąco, bo chcę, abyście spojrzeli na własne podejście i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam takich szkodliwych elementów.  Do samych autorów wywiadu nie mam nic, to jest ich życie, ale czuję się zobowiązany w stosunku do osób odwiedzających ten blog.

Jako odskocznię na zakończenie polecam bardzo ciekawy wywiad, który Krzysztof Rybiński udzielił Dziennikowi. Tam jest kilka wypowiedzi (nie tylko dotyczących kryzysu), które warto przemyśleć

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

Gdy jesteś pytany o zdanie ….

W kontaktach z różnymi ludźmi zauważyłem dość często następujące zjawisko:

Ktoś pyta mnie o zdanie lub radę na jakiś temat, a kiedy zaczynam je przedstawiać, to ta osoba szybko mi przerywa zaczynając polemizować z tym, co w międzyczasie zdążyłem powiedzieć.

Takie postępowanie w cywilizowanym świecie jest wyjątkowo nieeleganckie i dyskwalifikuje rozmówcę, więc sprawdźcie uważnie, czy też nie pokazujecie takiego godnego pożałowania zachowania (biję się w piersi – ja też kiedyś tak miałem).

Jeśli diagnoza wypadnie pozytywnie, to proście znajomych i przyjaciół, aby zwracali Wam za każdym razem uwagę, bo jeśli się tego nie pozbędziecie to bardzo poważnie ograniczycie wasze szanse osiągnięcia czegoś więcej w życiu. Naprawdę nie żartuję!!

No ale post jest o tym, co robić jeśli to my jesteśmy osobami, które najpierw się pyta, a potem nie pozwala im dokończyć wypowiedzi.

Tak na szybko możemy wyodrębnić następujące przypadki:

  • ktoś, z kim nie mam specjalnego związku emocjonalnego pyta mnie o zdanie lub radę, a potem przerywając mi zaczyna ze mną polemizować. W takim przypadku po prostu przestaję mówić! Kiedyś jeszcze pytałem „czy chcesz się coś ode mnie dowiedzieć?”, ale w międzyczasie stwierdziłem, że zazwyczaj szkoda mojego czasu i energii. To przerwanie rozumiem dosłownie – po prostu zamykam buzię na kłódkę :-) Wtedy zazwyczaj rozmówca nagle pyta „dlaczego nic nie mówisz?”, a ja na to „przecież nie jesteś zainteresowany tym, co chciałem powiedzieć”. Ludzie, którzy mają ograniczony zasób pojęć w języku ojczystym pytają potem jeszcze „dlaczego się obrażasz?” co świadczy o nieumiejętności rozróżnienia pomiędzy racjonalnym zaprzestanie bezsensownego działania a nieistniejącą w takim przypadku reakcją emocjonalną („obrażeniem się”)
  • gorzej, jeśli taka rzecz zdarzy się w rozmowie z kimś, kogo z różnych powodów nie możemy „spuścić na drzewo”. Wtedy trzeba spróbować utrzymać rozmowę w rzeczowy sposób. Ja zazwyczaj zadaję wtedy pytanie: „Czy uważasz, że w sprawie XX jestem kompetentną osobą, która wie o czym mówi?” Podtrzymuję to pytanie, aż otrzymam jednoznaczną odpowiedź. Wtedy są dwie możliwości:
    1) nasz rozmówca odpowiedział „nie wiem”, albo „nie” – wtedy dalsze prezentowanie Twojego stanowiska lub rad jest bezprzedmiotowe
    2) jeśli rozmówca powie „tak”, to wtedy jeszcze dla pewności zapytaj „czy w takim razie chcesz się coś ode mnie dowiedzieć?”. Dopiero kiedy uzyskasz i na to pytanie jednoznaczną odpowiedź twierdzącą, wtedy miłym głosem i z uśmiechem na ustach powiedz „w takim razie słuchaj uważnie, co mam Ci do powiedzenia”. W żadnym wypadku nie toleruj potem przerywania Ci, po powyższych wyjaśnieniach byłby to objaw braku szacunku dla Ciebie i działanie „z premedytacją”
    Powyższe zdaje się być bardzo proste, ale będąc ostatnio w Polsce widziałem w telewizji, że nawet niektórzy czołowi politycy nie potrafią sobie w takiej sytuacji poradzić. Kiepskie szkolenie lub jego brak!! :-)
  • Szczególnym przypadkiem jest sytuacja, kiedy jako pracownik lub manager przygotowałeś jakiś plan, prognozę lub strategię i prezentujesz ją przełożonym. Czasem niestety zdarza się, że takie osoby bez podania konkretnych faktów przerywają Ci na forum publicznym i bardzo ogólnie krytykują to, co przygotowałeś. Wtedy, jeśli jesteś absolutnie pewnie słuszności Twoich tez (ale tylko wtedy!!!)  trzeba „mieć jaja” i uprzejmie zapytać „Słuchaj, zostałem zaangażowany do tego zadania, bo firma uznała, że mam wystarczające kompetencje aby je wykonać, nieprawdaż?”  Na to pytanie rozmówcy będzie trochę trudno odpowiedzieć „nie” bo:
    1) jeśli to on przydzielił Ci to zadanie, to musiałby publicznie przyznać się do błędu
    2) jeśli był to ktoś inny, to na ewentualne „nie” możesz natychmiast skontrować uprzejmym pytaniem „chcesz przez to powiedzieć, że dyrektor X-iński nie wiedział co robi przydzielając mi to zadanie??” Metoda jest szczególnie skuteczna jeśli X-iński siedzi na tym zebraniu, ale proszę nie przesadzać :-)
    Po uzyskaniu „tak” możemy znowu bardzo uprzejmie powiedzieć „w takim razie proszę wysłuchaj całej koncepcji do końca, a potem zastanowimy się jak można ją ewentualnie ulepszyć!”
    W tym przypadku z pracy musimy liczyć się z ryzykiem, że w kiepskiej firmie może on poważnie zaszkodzić naszej karierze, ale kto chciałby długofalowo pracować na galerze? :-) Tutaj znów kłania się niemieckie „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”. Nawiasem mówiąc jest jasne, że duży kredyt na karku znacznie ogranicza nam możliwości takich zagrań, dlatego też ciągle powtarzam „nie róbcie z siebie dobrowolnie niewolników!!”

Reasumując, szanujmy siebie samych i nie przyzwalajmy aby w powyżej opisany sposób ludzie okazywali nam brak poważania. Jeśli tego nie będziemy pilnować, to „wytresujemy” innych na traktowanie nas coraz gorzej i gorzej, a to źle wpływa nie tylko na szanse w życiu, ale też samopoczucie i wartość własną. Ceną takiego postępowania jest to, że nie wszyscy będą nas kochali, ale przecież w życiu wystarczy te kilkanaście, kilkadziesiąt naprawdę bliskich osób, a bycie osobą traktowaną z respektem ma duże zalety:-)

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

„Niezdobyta twierdza” cz. 2

Post gościnny Pauliny Biedugnis o „Niezdobytej Twierdzy” cieszył się dużym zainteresowaniem. Tym chętniej zapraszam dziś wszystkich do przeczytania jego drugiej części. Myślę, że będzie to dla Was co najmniej równie interesująca lektura, jak poprzednia.

_________________________________________________________________

Dość teoretycznych analiz, teraz zastanówmy się, co możemy konkretnie zrobić, by poprawić jakość naszego życia w dziedzinie relacji osobistych? Jaką strategię zaaplikować? Wypowiedź tę adresuję do Czytelników, którzy są na etapie szukania swojego miejsca i jeszcze na żadnym zamku na stałe nie osiedli ;)

Proszę o przesianie poniższych wskazówek przez własny krytyczny osąd. Sami wiecie, co jest dla Was najlepsze.

  • Nie czekaj na królewicza/księżniczkę z bajki, który/a zdejmie z Ciebie urok i odmieni Twoje życie. Pracuj nad sobą, rozwijaj się, działaj, próbuj, szukaj, buduj swój świat, poznawaj siebie. Gdy będziesz czuć się w miarę komfortowo sam(a) ze sobą, ktoś interesujący pojawi się w sposób naturalny.
  • Otwórz się, wyjdź ze swojej warownej twierdzy. Rozejrzyj się wokół siebie, nawiązuj różne kontakty , rozmawiaj, słuchaj, szukaj. Bądź miła/y. Na pewno dostrzeżesz wiele ciekawych osób, może znajdą się i potencjalni kandydaci na mężów czy żony ;)
  • Zrzuć maskę księżniczki (czy dzielnego rycerza). Pokaż trochę siebie. Szczerość na dłuższą metę procentuje. Owszem, otwierając się, narażamy się na zranienia. Ale ile tracimy, nie podejmując ryzyka? A tak, może i trochę poboli, ale do wesela się zagoi ;)
  • Uciekaj od wyniosłych, zdystansowanych księżniczek i rycerzy ostentacyjnie obnoszących się ze swoimi trofeami (to pozłacane wydmuszki w średniowiecznym przebraniu). Jest sporo ludzi, którzy nie potrzebują nikomu niczego udowadniać, mają zdrowy ogląd własnej osoby i potrafią się otworzyć na innych, bez robienia komukolwiek łaski.
  • Daj drugą szansę. Nie skreślaj kogoś tylko dlatego, że pierwsze wrażenie było niekorzystne (ono może być bardzo mylne, o czym sama niedawno się przekonałam). Spotkaj się, posłuchaj, korona Ci z głowy nie spadnie, za to możesz być bardzo pozytywnie zaskoczony/a!
  • Odważ się testować. Jeśli uznasz kogoś za interesującego, nie analizuj wszystkich za i przeciw, po prostu daj sobie i tej osobie szansę. Wrzuć na luz, niekoniecznie musi od razu zostać Twoim mężem czy żoną. Jak nie ten/ta, może następny/a (nie zachęcam tu bynajmniej do zmieniania partnerów jak rękawiczek).
  • Ucz się przez praktykę, eksperymentuj. Próbując związków z różnymi ludźmi, dowiesz się, co Ci najbardziej pasuje oraz nauczysz się, jak być z drugim człowiekiem.
  • Przejmij odpowiedzialność za swoje życie. Nie obwiniaj swojego partnera za to, że jest Ci źle. Jak coś Ci nie pasuje, powiedz mu o tym, może uda Wam się znaleźć rozwiązanie. Będzie Wam obojgu nieco łatwiej, jeśli każdy przejmie pełną odpowiedzialność za swoje życie i 50% odpowiedzialności za związek.
  • (szczególnie do dziewczyn) Zachowaj niezależność. Nie zawieszaj się na swoim partnerze jak na wieszaku („niech on zdecyduje”) ani nie oplataj go niczym bluszcz („bo on jest taki cudowny”, „wie najlepiej”, itp.). Miej czas dla siebie i pozwól na to swojemu partnerowi.
  • Jeśli jesteś w związku, dawaj z siebie jak najwięcej, inwestuj w swoją relację. Co jakiś czas pytaj siebie, jak się czujesz przy swoim partnerze i czy Twój związek zamiast stymulować Twój rozwój, przypadkiem go nie hamuje. Miej oczy szeroko otwarte, bo na świecie jest wielu atrakcyjnych potencjalnych partnerów.
  • Naucz się mówić STOP. Jeśli uznasz, że związek nie spełnia Twoich oczekiwań i nie uda Wam się dojść do porozumienia (uważam, że warto walczyć o związek, choć nie za wszelką cenę i nie w nieskończoność), w miarę możliwości, rozstańcie się w sposób kulturalny. Szkoda całkowicie przekreślać tego, co razem zbudowaliście. Życie czasem zaskakuje. Po co palić mosty? Rozstania bywają trudne i bolesne, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)
  • Zachowaj otwarte opcje. Nie podejmuj decyzji, które wiążą się z poważnymi, długotrwałymi konsekwencjami i z których, w razie, gdybyś zmienił/a zdanie, bardzo trudno będzie Ci się wycofać (dzieci, ślub). Na „dojrzałe decyzje” przyjdzie czas, życie to nie wyścig ;)
  • Zachowaj szeroko pojętą ostrożność i płyń swobodnie z nurtem życia:
    „Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.” (Mark Twain)
  • Słuchaj jednocześnie swojego serca i intelektu. One całkiem nieźle ze sobą współgrają. ;)

Na koniec trzy hasła w luźno-erasmusowym klimacie, które mają zaskakująco uniwersalny charakter. Świat muzyki pop i reklam bywa inspirujący ;)

  • Just do it!
  • Relax, take it easy!
  • Everybody’s free.

Powodzenia, pierś do przodu i do dzieła! ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Paulina Biedugnis

P.S. Nie uważam się za eksperta od związków (w tym swoich). Powyższe wskazówki są owocem moich poszukiwań i lektury blogu. Może kogoś zainspirują ;) Proszę je potraktować z przymrużeniem oka i dużą dozą krytycyzmu. Ciekawa jestem, jakimi zasadami Wy kierujecie się w swoim życiu uczuciowym? Zapraszam do dyskusji.

__________________________________________________________________

Paulina Biedugnis ma 24 lata i jest studentką V roku socjologii na UW. Skończyła studia licencjackie w Nauczycielskim Kolegium Języka Francuskiego przy UW (z II specjalnością – nauczanie jęz. angielskiego). Pisze pracę magisterską o coachingu we Francji. Interesuje się ludźmi, coachingiem, psychologią. Uwielbia bieganie, taniec i podróże ;)

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2008-07-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Musisz umrzeć i to jest nieuniknione

Całe szczęście, że powyższe stwierdzenie praktycznie wyczerpuje katalog spraw życiowych, do których odnosi się czasownik „musieć”.

Wielokrotnie słyszymy z różnych stron (też w komentarzach na tym blogu) stwierdzenia „musimy to, musimy tamto”. Po bliższej analizie większości sytuacji, okazuje się wykonanie działań o których mowa wcale nie jest absolutną koniecznością, ale kwestią naszego wyboru.

Nawet w pozornie oczywistych sprawach takich jak „musisz przestrzegać prawa”, „musisz zarabiać na życie” czy „musisz być przyzwoitym człowiekiem” wcale nie jest tak, że naprawdę musimy. Jest to bardziej kwestia rozważenia wszystkich konsekwencji naszych działań lub zaniechań i naturalnie w wielu wypadkach są one tak rozłożone, że rozsądnie jest to „coś” zrobić. Nie oznacza to jednak, że tak naprawdę „musimy”, pod warunkiem, że jesteśmy gotowi ponieść wszelkie konsekwencje z tego wynikające.

Jaki z tego wniosek?

W życiu musimy prędzej czy później umrzeć, reszta jest opcjonalna

Warto o tym pamiętać, bo inaczej łatwo będzie innym wmanipulować nas w robienie różnych rzeczy, które niekoniecznie są dla nas najlepsze.
Osobiście, jeśli jestem skonfrontowany z czymś, co „muszę” zrobić, to zastanawiam się nad odpowiedzią na następujące pytania:

  • co się stanie, jeśli tego nie zrobię?
  • czy mogę żyć z ewentualnymi konsekwencjami?
  • jeśli konsekwencje niezrobienia będą poważne, to jak ewentualnie mógłbym ich uniknąć, lub je załagodzić?
  • jeśli wszystko inne zawiedzie, to na kogo mogę to „muszenie” zdelegować (np. na mojego biednego doradcy podatkowego)

Dopiero odpowiedziawszy sobie na powyższe pytania mam pełniejszy obraz sytuacji, który pozwala mi świadomie zadecydować co robić.

Jak wygląda to u Was? Są rzeczy, które naprawdę „musicie” robić?

Komentarze (85) →
Alex W. Barszczewski, 2008-05-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Jak ułatwić sobie stworzenie sukcesu własnej firmy i po czym poznać, ze TO JUŻ CZAS?

Dzisiaj zamieszamy gościnny post, którego autorem jest Kuba Jędrzejek.

Kuba przeszedł bardziej „konwencjonalną” drogę niż ja, pracując najpierw w kilku firmach, a dopiero potem zakładając własną. To z pewnością lepiej pasuje do drogi życiowej większości z Was i dlatego jestem przekonany, że jego punkt widzenia będzie dla Was wartościowy. Miałem okazją poznać Kubę podczas niezwykle intensywnej serii szkoleń, które zamówił dla swojego zespołu jego ówczesny szef i potem z podziwem obserwowałem jego dalszy rozwój. Firma, którą prowadzi stosunkowo szybko wyznaczyła sobie właściwy kierunek i zaraz potem przebojem zdobyła klientów, o których normalnie trzeba walczyć bardzo długo. Sama ta ostatnia historia warta byłaby osobnego postu, może namówimy go kiedyś na napisanie go. Na razie pozwolę sobie zacytować dotyczące tego zdarzenia zdanie z jego profilu na Golden Line : „In its first major pitch, the Agency won the project in a head-to-head contest against G7, JWT & Ogilvy, and we have been getting better ever since… :)”. To była walka Dawida z kilkoma Goliatami naraz :-)
Zapraszam do lektury:

——————————————————-

Rozglądając się wokoło mogę potwierdzić obserwację Alexa z jednego z postów: 80% moich znajomych pracujących „na etacie” ma marzenie, aby „KIEDYŚ” założyć własną firmę. Spora część z nich to managerowie w dużych międzynarodowych firmach, więc nie brakuje im zapewne ani umiejętności, ani wiedzy, czy doświadczenia, by prowadzić własny biznes. Nie sprawdza się tutaj jednak zasada Pareto, bo zdecydowanie mniej niż 20% spośród nich decyduje się na wprowadzenie takiego pomysłu w życie, większość poprzestaje jedynie na marzeniach o własnym gabinecie SPA lub hodowli psów pasterskich na Podhalu, dojeżdżając codziennie do pracy u kogoś innego…

Na drugim końcu skali są ludzie, którzy nigdy nie pracowali inaczej, niż na własny rachunek. Pewnie spora liczba zasila także grono czytelników tego Bloga. Znam i podziwiam ludzi, którzy już od liceum, czy studiów, napędzani duchem przedsiębiorczości prowadzą własne firmy, realizują samodzielnie swoje pomysły i ani myślą zatrudniać się gdziekolwiek. Dzieje się tak z różnych powodów. Jedni wolą robić rzeczy po swojemu. Inni mają po prostu tysiąc pomysłów na minutę i żaden pracodawca nie byłby w stanie tego ścierpieć, a tym bardziej wspierać, czy nagradzać… :)

Ja wybrałem coś, co można by nazwać „trzecią drogą”. Zacząłem od pracy w dużych korporacjach, aby w końcu dojrzeć do otwarcia własnej firmy, którą dziś z powodzeniem prowadzę. Teraz, z wielu powodów nie wyobrażam sobie już innego sposobu na życie. Mógłbym robić to, co robię całkiem za darmo, a i tak sprawiałoby mi to olbrzymią frajdę. A propos „za darmo”, to przez ponad pół roku po założeniu firmy, zanim pojawiły się jakiekolwiek pieniądze, po raz pierwszy od III roku studiów nie widziałem na koncie regularnej (czytaj-żadnej) pensji. W tym roku skończę 30 lat, więc miałem czas, by przyzwyczaić się do finansowego bezpieczeństwa i było to zarówno dla mnie jak i dla mojej rodziny spore przestawienie… :) Całe szczęście obecnie moja firma (prowadzę agencję reklamową) znacznie przerasta wszelkie oczekiwania co do efektów, których można by się spodziewać po pierwszych miesiącach jej działalności. Cenna jest też świadomość, że mój obecny wybór ma przed sobą przyszłość, w czym utwierdzają mnie codzienne doświadczenia z kolejnymi Klientami.

Patrząc z perspektywy czasu uważam, że moje decyzje na różnych etapach ścieżki zawodowej przyczyniły się bardzo do tego, że w tym, co robię obecnie jestem dobry. Można to jednak zrobić znacznie lepiej i to nie w sposób przypadkowy, tak jak ja, tylko jako pewien przemyślany plan, który prowadzi do jasno określonego celu. Wielu spośród Czytelników tego Bloga to młodzi ludzie, przed którymi dopiero pierwsze decyzje co do wyboru „kariery”. Pomyślałem więc, że kilka obserwacji na temat „CO MI POMOGŁO” może być pomocnych dla kogoś, kto zastanawia się, jak kiedyś założyć własny biznes i robić to z sukcesem. Jeśli którąkolwiek ze wskazówek uznacie za wartościową, to będzie dla mnie największa satysfakcja.

Studiujesz? Bądź jak małe dziecko!

Rozumiem przez to próbowanie wszystkiego, co wydaje się interesujące, branie tego do ręki i oglądanie z każdej strony. Warto też sprawdzić jak różne rzeczy smakują. Niekoniecznie musi to być angażowanie się przedsięwzięcia, które mają szansę przynieść od razu dużą kasę.

  • Dzięki temu masz większą szansę na poznanie ludzi, którzy wyznają podobne wartości, a niekoniecznie myślą dokładnie tak samo. Oni mogą później „przydać się” w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy zaczniesz pracować na własny rachunek.
  • Dowiesz się także więcej o sobie i być może w porę przekonasz się, że niektóre z opcji, które wydawały się fantastyczne na etapie omawiania ich przy piwie, w praktyce są zdecydowanie mniej ciekawe – np. praca audytora-konsultanta sprawdzona na praktykach studenckich wygląda nieco inaczej, niż mówią plakaty rekrutacyjne… :)
  • Bardzo pożyteczne są otwarte konkursy z Twojej dziedziny. Studiowałem zarządzanie i marketing, więc w moim przypadku były to takie zabawy biznesowe, jak Euromanager, L’Oreal E-Strat Challenge, czy Marketplace. Pewnie jest ich mnóstwo także w innych obszarach i będzie z czego wybierać. Co one dają? Dwie najważniejsze rzeczy to:
    – dowiesz się przed podpisaniem pierwszej umowy o pracę, czy kręci Cię to, czym chcesz się zająć w przyszłości i czy jesteś w tym dobry/a;
    – będziesz mieć szansę zorientować się, czego Ci ewentualnie brakuje i te braki w sposób świadomy uzupełnić;

Dla przykładu, przez podziw dla geniuszu jednego z kolegów, który odpowiadał za finanse naszej wirtualnej firmy w symulacji Euromanager, zacząłem studiować drugi kierunek na Rachunkowości Zarządczej… Wtedy – bolesne. Obecnie – bezcenne! :)

Pracuj na etacie, ale dla najlepszych

Zacznij od pracy na etacie w firmie, która jest jedną z lepszych w swojej branży. Najlepiej niech to będzie firma międzynarodowa, gdzie prezes nie jest jednocześnie właścicielem, albo jego bliskim krewnym… Dopiero perspektywa rozliczenia przed akcjonariuszami gwarantuje dobry poziom zarządzania i „merytokrację” w odróżnieniu od „autokracji” czy „pociotkokracji” :-).

Dlaczego tak?

  • Jeśli firma działa dobrze, np. od 100 lat, jak jeden z moich poprzednich pracodawców (Unilever), to pewnie ktoś wie jak to robić i sporo można się w takiej firmie nauczyć;
  • Jeśli firma robi coś spektakularnego lub nowego na rynku, to zapewne zarządza tym ktoś, od kogo warto się uczyć (np. mBank i Prezes Sławomir Lachowski, czy Coty i Prezes Piotr Kuc);
  • To, czego się nauczysz będzie wartościowe dla Twoich przyszłych Klientów (i pracodawców), bo między „najlepszymi” a „dobrymi” firmami w branży jest z reguły przepaść pod względem jakości zarządzania, procesów i narzędzi, do których mają dostęp pracownicy;
  • Taka firma może kiedyś zostać Twoim Klientem, więc dobrze ją znać od środka. Poza tym, jak już założysz własne przedsiębiorstwo, to zawsze lepiej pracować później z liderem w swojej branży niż z najbardziej nawet sympatyczną „firmą-krzak” ;)
  • Twoi znajomi z takiej firmy zostaną prędzej, czy później pracownikami wyższych szczebli w innych DOBRYCH firmach, co automatycznie ułatwi Ci w przyszłości dostęp do bardzo atrakcyjnego segmentu rynku na Twoje produkty lub usługi;

Jak wyciągnąć dla siebie najwięcej z pracy w korporacji?

  • Po pierwsze – zawsze rób wszystko najlepiej, jak potrafisz, a jeśli to nie wystarcza, to znaczy, że powinieneś szybko się tego nauczyć! Jeśli traktujesz korporację jak poczekalnię, gdzie wystarczy „być”, żeby później wpisać sobie znaną markę w CV, to szkoda czasu.
  • Wybieraj sobie dobrych szefów. Kim według mnie jest „dobry szef”? To osoba, która potrafi delegować zadania nie tylko wraz z odpowiedzialnością, ale także razem z KOMPETENCJAMI do ich realizacji. Samodzielność i merytoryczne wsparcie – rozwijają. Nadmierna kontrola – frustruje. Dobry szef dba także o Twój rozwój – dzięki temu miałem zaszczyt uczestniczyć w cyklu szkoleń Alexa, co potem okazało się bezcenne!
    I jeszcze jedna ważna wskazówka odnośnie szefów – jeśli intuicja podpowiada Ci, że coś nie gra, to z reguły warto jej posłuchać… :)
  • Pracuj w wielu miejscach w firmie. W ciągu niespełna 5 lat w Unileverze pracowałem w Trade Marketingu, Marketingu, Sprzedaży i Category Management i bardzo polecam takie wewnątrz korporacyjne wędrówki. Jeśli firma jest duża, to inny dział okazuje się często zupełnie innym światem. Dzięki temu poznasz CAŁY PROCES, który odpowiada za to, że firma odnosi sukces. Możesz też znaleźć słabe punkty w całej tej układance, patrząc na te same problemy z całkiem innej perspektywy i później sprzedawać skuteczne rozwiązania :)
  • Daj się lubić! :) Nie jest przy tym rzeczą konieczną, aby być przyjacielem każdego. Tego o sobie na pewno nie mogę powiedzieć, niemniej zazwyczaj dbałem o dobre stosunki ze współpracownikami. Pamiętajmy przecież, że mając jako klient wybór, a wybór jest immanentną cechą dzisiejszego rynku na jakiekolwiek usługi i produkty, sami wolelibyśmy pracować z kimś przynajmniej „sympatycznym”, prawda? :)
  • Nie pal mostów. Alex pisał niedawno o tym, jak rozstawać się w biznesie. Jednym z moich Kluczowych Klientów jest obecnie firma, w której pracowałem. Nie byłoby to możliwe, gdyby rozstanie z nią zakończyło się karczemną awanturą.

KIEDY i CO oznacza, że to JUŻ CZAS

Nie ma zapewne uniwersalnej wskazówki, która pozwoli stwierdzić, że nadszedł już TEN JEDYNY I WŁAŚCIWY moment, żeby założyć własną firmę. Patrząc na swoje własne doświadczenia mogę zidentyfikować jedynie pewne symptomy, po których mogłem poznać, że to JUŻ CZAS. Świadomie pomijam tutaj inne czynniki jak sytuacja makroekonomiczna, czy otoczenie konkurencyjne – to każdy musi ocenić sam dla swojego pomysłu biznesowego. Jeśli jednak obserwujesz u siebie cokolwiek z poniższej listy, to jest to dobry powód, żeby przynajmniej zastanowić się co dalej:

  • Syndrom niedostosowania do posiadania szefa
    Czym się objawia? Uzasadnionym przekonaniem, że z korzyścią dla firmy mógłbyś zastąpić swojego przełożonego. Często towarzyszy temu obsesyjne dążenie do autonomii i samodzielności oraz frustracja, że nie możesz robić rzeczy po swojemu, mimo że to dobry sposób, ponieważ „tak robi się od zawsze i zawsze działało” :)
  • Uwrażliwienie na niedoskonałości funkcjonowania obecnego pracodawcy
    Czym się objawia? Zwykle jest to natrętna chęć rozwiązania różnych istniejących w firmie problemów, poparta na dodatek wiedzą i doświadczeniem w danej dziedzinie. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że „nie możesz już na to patrzeć” i najlepiej „zrobiłbyś to inaczej”. Spróbuj. Jeśli będziesz mieć taką możliwość, to zyskasz kolejne wartościowe doświadczenie i szacunek Współpracowników i Szefów. Pewnie warto w takiej firmie pracować jeszcze jakiś czas. Jeśli nie – we własnym bizniesie na pewno będziesz mógł robić wszystko po swojemu :)
  • Poczucie bycia niezastąpionym
    Czym się objawia? Jest to z reguły niedobór czasu wynikający z chęci różnych osób w Firmie i poza nią do angażowania Ciebie w rozmaite projekty. Dzieje się tak dlatego, że ludzie liczą się z Twoim zdaniem i doceniają wkład, jaki możesz wnieść w ich sukces. Sukces innych jest bardzo cennym towarem. Może nie zawsze warto sprzedawać go poniżej rynkowej wartości?

I na koniec pewna zasada, sprawdzona już przeze mnie w praktyce, kiedy przychodzi do trudnej decyzji o zaprzestaniu pracy na etacie, rezygnacji z dobrej i stałej pensji, ubezpieczenia w prywatnej przychodni, samochodu służbowego i firmowych kolacji:

Nie słuchaj doradców, którzy mówią Ci, co by zrobili na Twoim miejscu…
…chyba, że chcesz być dokładnie taki (taka) jak oni. :)

I co z tego wynika?

To, co opisałem nie jest oczywiście jedynym sposobem na zbudowanie firmy, która z sukcesem konkuruje z największymi graczami na rynku. To tylko obserwacja pewnych konsekwencji moich własnych wyborów. Nie był to żaden plan wdrażany z premedytacją od samego początku, ale dziś okazuje się, że taka ścieżka bardzo wiele rzeczy ułatwiła, jak choćby poznanie moich obecnych genialnych Wspólników.

Teraz budujemy od postaw nową agencję reklamową, która mimo, że działa zaledwie od kilku miesięcy, już dziś pracuje z najlepszymi firmami w branży, biorąc udział w dużych i ważnych projektach dla globalnych marek. I to wbrew opiniom ekspertów, którzy nie widzą zbyt wiele miejsca na nowe agencje wśród kilku tysięcy firm tego typu działających w Polsce. A to dopiero początek! :)

Jeśli ten tekst pomoże komukolwiek działać w sposób bardziej świadomy niż robiłem to ja, i to już na samym początku ścieżki zawodowej, to rezultat może być tylko lepszy!

Chętnie odpowiem na Wasze pytania. Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Kuba Jędrzejek

_____________________________________________________________

Kuba Jędrzejek przez 6 lat zajmował się Marketingiem, Trade Marketingiem, Sprzedażą i Category Managementem w topowych korporacjach w Polsce. Teraz, wykorzystując te doświadczenia, z dużym powodzeniem prowadzi własną firmę i cieszy się z nieskrępowanych możliwości realizowania własnych pomysłów.

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Z powrotem w Europie

Witajcie po rekordowej chyba przerwie w moim postowaniu.

No cóż, intensywne życie w dwóch strefach czasowych jednocześnie, teraz po powrocie dodatkowy szok klimatyczny (z +32C do zera!!) oraz kilka niespodziewanych, a przy tym niezwykle ciekawych zleceń spowodowały moją absencję tutaj.

Kilkoro z Was prosiło o jakąś relację z USA, a ponieważ nie jest to blog turystyczny, to nie będę pisał o błękitnym oceanie w South Beach, czy też szmaragdowych wodach Zatoki Meksykańskiej, napiszę o paru mentorach, których spotkanie jakieś 15-20 lat temu wywarło duży wpływ na moje życie, a którzy nie całkiem pasują do utartego stereotypu Amerykanina, czy też człowieka sukcesu w ogóle.

Zacznijmy of J. który będąc emerytowanym komandorem Navy zapoznawał mnie kiedyś praktycznie z zasadami dobrej praktyki morskiej na jachcie. Przez dwa tygodnie intensywnie żeglowałem z nim przy każdej pogodzie i porze dnia zdając w międzyczasie najprzeróżniejsze (w USA dobrowolne) egzaminy. To, czego się przy tym nauczyłem nie tylko dało mi podstawę do wielu przyjemnych miesięcy spędzonych później między wyspami, ale też pozbawiło istniejących resztek „polskiej ofermowatości”, którą miałem a nawet dziś często rozpoznaję w rodakach, którzy nigdy nie żyli na własny rachunek poza granicami kraju. Okazało się też, że jest bardzo wiele analogii pomiędzy zręcznym i pewnym poruszaniem się jachtem żaglowym, a zręcznym i skutecznym prowadzeniem małego biznesu. Mógłbym prawie napisać książkę na ten temat :-)

Wracając do J. to mimo iż ma on dziś 79 lat, to jest bardzo sprawnym umysłowo i fizycznie człowiekiem, razem ze swoją niewiele młodszą żoną uprawiają co najmniej 3 razy w tygodniu sport (tenis, kajakarstwo). Ciągle ma też doskonały humor i dość „jaj” aby np. zaraz po huraganie „Charley”, który zastał go w Ohio kupić piłę łańcuchową i następnego dnia wsiąść z nią na pokład samolotu (!!) lecącego na Florydę!! Każdy kto wie jak wyglądają w tej chwili środki bezpieczeństwa w USA wie, że było to wielkie osiągnięcie. No cóż, „nie ma rzeczy niemożliwych” – tak mówi stara szkoła US Navy, bez paru jej elementów, które przejąłem, nie byłoby dziś też tego blogu.

Następnym mentorem, którego odwiedziłem po latach to R. multimilioner, który po kilku latach ciężkiej pracy i oszczędzania zainwestował pieniądze w ziemię w Las Vegas, samemu mieszkając przez wiele lat w przyczepie campingowej. Dziś mieszka w wielkim domu i narzeka, że kryzys cenowy na rynku nieruchomościowym zmniejszył wartość tylko jego florydzkich inwestycji o 2 miliony, „ale to nic, przecież nie muszę teraz sprzedawać”. To od niego i jego żony nauczyłem się kiedyś, że można mieć pasywne dochody, dużo wolnego czasu i być przy tym całkiem normalnym, sympatycznym człowiekiem. I na te dochody niekoniecznie trzeba harować, wystarczy intensywnie używać własnej inteligencji i rozsądnie wydawać to, co mamy. Nie wspomnę o tym, że człowiek jest ode mnie 15 lat starszy, a jak porównałem nas na wspólnym zdjęciu, to lepiej powstrzymam się od komentarzy :-)

Bez B. też nie byłoby tego blogu.

Ostatnim mentorem jest N. od którego nauczyłem się koncepcji semi-retirement, co ostatecznie najbardziej mi się spodobało i bez czego zdecydowanie nie byłoby tego blogu :-)

N. będąc o rok starszym niż ja ma najwięcej energii i dobrego humoru z wszystkich opisanych tutaj osób, ma też z nas wszystkich najniższe koszty stałe (niecałe 600 USD miesięcznie) i to posiadając całkiem sympatyczny mobile home (podobny do tego), normalny samochód a do niedawna nawet 9 metrowy jacht żaglowy :-) Mając sporo umiejętności technicznych i duży talent w tym kierunku potrafi taką sumę bez problemu zarobić w krótkim okresie, co pozostawia mu wiele czasu na podróże i różne hobby. I tak już co najmniej od dwudziestu kilku lat! Przy tym jest bardzo uczynnym i sympatycznym człowiekiem, o szerokich i bardzo różnorodnych znajomościach (ostatnio dowiedziałem się np. że Donald Sutherland od czasu do czasu zaprasza go na wspólny dinner). W połowie lat dziewięćdziesiątych podpatrzyłem u niego parę sposobów podejścia do życia i dzięki temu dziś jestem bardzo zadowolony z mojego :-)

Tyle krótkiej relacji o ludziach, od których kiedyś dużo się nauczyłem i których (między innymi) teraz odwiedziłem, aby zobaczyć jak po latach funkcjonują w praktyce ich koncepcje życiowe.

Jeśli interesuje Was coś szczególnego to proszę pytajcie.

Komentarze (138) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 5«12345»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Ile razy trzeba Ci powtarzać  (58)
    • Ewa W: Magdalena, piszesz:...
    • Magdalena: Ewo, Dziękuję za...
    • Ewa W: Magdalena, do Twojego...
    • Alex W. Barszczewski: Karol Ja mam...
    • Karol: Drodzy, Alexie, Przepraszam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Diana Cz.: Chyba nikt jeszcze o tym...
  • Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?  (163)
    • Aleksander Piechota: Znalazłem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • anja: Witam, Gratuluje wspaniałego...
    • Sokole Oko: Golden, Myślę, że...
    • golden: Witam Alexa i wszystkich...
  • Parę informacji o Biblioteczce  (74)
    • Kazik: Witaj Alexie, witajcie...
  • Przestań wiosłować (na chwilę)!  (61)
    • Magdalena: W teorii wszystko wydaje...
    • Ewa W: Artur, dzięki, Masz rację...
    • Witek Zbijewski: Magdaleno Oczywiście...
    • Magdalena: Ewo W., Dziękuję za pomoc...
    • Artur: Hej Ewo, Piszesz: „zgodnie z...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Katarzyna: Sokole Oko Dziękuje za...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna: KrysiaS „Przeta...
    • KrysiaS: Sokole Oko, ankiety o...
    • Sokole Oko: KrysiaS, Bardzo dziękuję...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Ewa W: aw3k To wprawdzie kompletnie...
    • aw3k: Mógłbyś napisać krótką...
    • Witek Zbijewski: Łukasz – a...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Beata: Witaj Alex, Twój blog był dla...
  • List od Czytelnika  (19)
    • Witek Zbijewski: myślę, że KrysiaS...
    • Mateusz B,: Naszła mnie jedna myśl,...
  • Naucz się być zuchwałym!  (147)
    • Stella: Z uwagą przeczytałam wszystko...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Piotr Stanek: Witajcie Podzielę się z...
  • Dla Pań (i nie tylko)  (6)
    • Ewa W: Darek, dzięki za link....

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025