Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

3 zasady eksperymentowania dla Pokolenia Y i nie tylko

Ostatnio przeczytałem polecony mi przez Marcina (dziękuję :-)) artykuł w „Przekroju” o młodych ludziach z tzw. Pokolenia Y

A tam jest napisane: „Dwudziestolatkowie nie żyją po to, żeby się napracować, zarobić, napłodzić dzieci, najeść się, zachorować, przeżegnać i umrzeć ..”

Pomyślałem : Hej, ja jestem w wieku rodziców tych ludzi a „od zawsze” mam podobne podejście :-)

Dalej można przeczytać: „młodzi 20-letni żyją dziś zupełnie inaczej niż ich rodzice. Widzą, co się dzieje ze starszym pokoleniem, i to utwierdza ich w przekonaniu, że żyć należy inaczej. Oni już wiedzą, że nie można spędzać całego dnia w nudnej pracy, bo to właśnie kończy się wypaleniem zawodowym, kłopotami i ciągłymi wizytami u lekarzy. Patrzą na nich i nie mogą uwierzyć, że oni sami, z własnej woli zamknęli się w domu i w pracy jak w twierdzy. Nie obejrzeli świata, smaków nie poznali… „

Tutaj mam też identyczne nastawienie, co zresztą od początku można było wyczytać na tym blogu :-)

I jeszcze: „Dwudziestolatki zamiast biegać po szpitalach, wolą żyć przyjemnie. To pokolenie hedonistów – zgadzają się robić tylko to, co daje im zadowolenie. „

oraz

„Dla młodych kariera to nie tylko możliwość dorobienia się. Nie chodzi o sprzęt kuchenny, dom i samochód. Oni żyją w zupełnie innym wymiarze. Dla nich kariera to możliwość rozwijania się, rozwijania własnych umiejętności, czerpania radości z tego, co się robi i za co dostaje się pieniądze. Jeśli trafią do miejsca, w którym pozwala się im rozwinąć skrzydła, to dadzą z siebie wszystko. „

Ha, ha :-) czyż to nie jest też mój sposób na życie !!

Cały artykuł jest wart przeczytania i zastanowienia się nad różnymi poruszanymi tam aspektami.

Moje przemyślenia po lekturze tamtego tekstu pozwoliły mi nieco zrozumieć fenomen tego, że nie będąc celebrytą, lecz normalnym facetem w zaawansowanym wieku ;-) z przerzedzonymi siwym włosami i nadwagą mam szybki i bezproblemowy kontakt z myślącymi osobami z Pokolenia Y, a jak robię spotkanie, to największym problemem jest zbyt duża spodziewana frekwencja :-)

Może dla wielu młodych Czytelników jestem przykładem gościa, który żyjąc ponad dwa razy dłużej od nich myśli i postępuje inaczej od większości ich rodziców, ba często wbrew radom udzielanym im przez tych ostatnich. Do tego żyje całkiem nieźle, generalnie na dość sporym luzie i z dużym „fun factor”. Może jestem chodzącym dowodem na to, że można żyć według wartości opisanych w cytowanym artykule i mimo tego, a może nawet właśnie dlatego, osiągnąć sukces w życiu w ich zrozumieniu tego słowa?

Jak jest chciałbym chętnie usłyszeć od młodszych z Czytelników :-)

Dla nich mam jeszcze jedną rzecz, o której nie pisałem na blogu, a którą dość nieświadomie od wielu lat stosuję i która oprócz mojego podejścia do innych ludzi i relacji z nimi jest jednym ze źródeł mojego zadowolenia z życia.

Ładnie sformułowaną przeczytałem ją w lecie w książce, którą niestety straciłem razem z czytnikiem, dlatego pozwólcie, że na razie sparafrazuję z pamięci:

3 Zasady eksperymentowania:

  1. ponieważ w dzisiejszym, bardzo złożonym świecie wielu rzeczy w danym momencie po prostu nie wiemy, a zdobycie wiarygodnych i kompletnych danych (o ile byłoby w ogóle możliwe) trwałoby za długo, to musimy dużo eksperymentować i po prostu patrzeć co z tego wyniknie :-)
  2. jeśli planujemy jakiś eksperyment, to przeprowadźmy go tak, aby ewentualne niepowodzenie (wszystko jedno jak mało prawdopodobne) nie zabiło nas fizycznie, ekonomicznie, czy społecznie. To jest szalenie ważny postulat, który lekceważy bardzo wielu ludzi, zwłaszcza w aspekcie „śmierci” ekonomicznej. To jest albo lekkomyślność, albo wręcz głupota, która potem prowadzi do poważnych problemów i stwierdzenia że „życie jest ciężkie”
  3. zaczynając jakiś eksperyment ustalmy po czym poznamy, że nie wyszedł nam on. To jest bardzo ważne kryterium, potrzebne aby taką chybioną próbę zakończyć, wydatki spisać na straty, wyciągnąć wnioski i być gotowym na…… następne doświadczenie :-) Tego też nie stosuje bardzo wiele osób, zarówno przy eksperymentach biznesowych, zawodowych jak i w życiu prywatnym. Skutkiem jest dołująca relacja, którą ktoś bez końca próbuje „uzdrowić”, firma pochłaniająca ostatnie oszczędności rodziny, którą dawno należało zamknąć, pracownik, którego należało już dawno zwolnić i wiele tym podobnych

Zastanówcie się dobrze nad tymi zasadami i tym, jak moglibyście zaimplementować je w praktyce Waszego życia. To może Wam się przydać, podobnie jak przydało się mi.

Aha, jeszcze jedna uwaga :-) Ponieważ w dzisiejszych czasach stosunkowo niewiele wiemy „na pewno”, zwłaszcza w dłuższym zakresie czasu, to większość nawet poważniejszych przedsięwzięć życiowych powinniśmy traktować jak eksperyment i dla własnego dobra stosować się do powyższych reguł. Brzmi to dość radykalnie, ale lepiej pomyśleć zawczasu niż potem niepotrzebnie cierpieć.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2012-12-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty, Sukces Czytelników

Historia Mateusza

Dziś,zgodnie z życzeniem publikuję post gościnny, który Mateusz Góra napisał jako rozwinięcie swojego komentarza pod jednym z poprzednich postów. Jestem pewien,że dla wielu z Was będzie to inspirująca lektura,do której zapraszam

_____________________________________________________________________

Witam wszystkich czytelników bloga Alexa

Alex umożliwił mi napisanie posta gościnnego, za co bardzo dziękuję. Jedną z rzeczy, które sprawiają mi najwięcej przyjemności jest nauka i inspiracja innych ludzi, dlatego będzie mi bardzo miło, jeśli ktokolwiek po przeczytaniu mojej historii zmieni coś w swoim życiu, ot, chociażby podaruje uśmiech nieznajomej na ulicy :-)

Zacznę od tego, że od najmłodszych lat byłem uważany za bardzo zdolnego człowieka. Kiedyś wydawało mi się, że to talent i urodzenie się lepszym od innych, ale dzisiaj już wiem, że to coś innego – determinacja i nieustanna chęć nauki (niedawno zrozumiałem słowa: ‘Wiem, że nic nie wiem’). Naturalne predyspozycje też są oczywiście istotne, ale nie mają na nasze życie takiego wpływu jak umiejętności nabyte i właśnie determinacja.

Mój chrześniak, który ma w tej chwili 2,5 roku zadaje bardzo dużo pytań i nie zastanawia się, czy są na miejscu, dzięki temu bardzo szybko się rozwija. Podobnie jest z dziećmi, które mają 4,5 lat. Później z wielu powodów ludzie zadają coraz mniej pytań, zarówno innym osobom jak i sobie, co jest nawet ważniejsze, żeby wiedzieć w jakim celu cokolwiek robimy. Przez to zaczynają wszystko przyjmować takie jakim jest, mimo że często praca, partner, czas wolny nie sprawiają im przyjemności. Z powodu braku ciągłych pytań nie potrafią wyrazić swojego zdania, co robi mój chrześniak, który jeśli coś mu nie smakuje, to bardzo wyraźnie to wyraża i na pewno tego nie zje. Mnie też dopadła ta monotonia. Co ciekawe, czerpałem radość z życia (tylko nie z całego!), a nawet wiedziałem dokąd zmierzam. Niedobre było to, że zmierzałem do celu wyznaczonego mi przez otoczenie i to drogą, którą też projektowali inni. Działo się tak dlatego, bo mój ‘talent’ najbardziej (wg innych) objawiał się w matematyce. Już w gimnazjum dostawałem mnóstwo rad, żeby zostać w przyszłości inżynierem. Nieprzypadkowo więc wybrałem profil matematyczno-fizyczny w liceum. W liceum jednak zacząłem sobie na nowo zadawać sporo pytań i szukać odpowiedzi, a jak do tego doszło opisuję w dalszej części posta. Ten mój talent naukowy przyćmił to, co naprawdę lubiłem, czyli sport. Dokładnie – piłkę nożną. Bardziej skupiano się na tym, żebym wziął udział w konkursie recytatorskim, historycznym, informatycznym, biologicznym i jeszcze z wiedzy o ekologii. We wszystkim. Bo byłem dobry, a to nie było doświadczanie, tylko eksploatowanie. W międzyczasie na szczęście działo się też sporo dobrych rzeczy, a 2 historie są dla mnie niezwykle ważne. Po pierwsze – determinacja. Nie urodziłem się jako piłkarski talent, uwierzcie mi. Co gorsza, w społeczeństwie piłka nożna to często sport dla niezbyt mądrych facetów. Determinacja pozwoliła mi jednak w ciągu 4 lat (!) zostać kapitanem drużyny juniorów w Lidze Dolnośląskiej, mimo że w pierwszym meczu wg trenera byłem jedynym zawodnikiem, który nie nadawał się do założenia koszulki, bo tychże zabrakło. Na dodatek po roku treningów, kiedy pojechaliśmy na mecz mieliśmy tak wąską kadrę, że na boisko wyszli wszyscy oprócz… mnie. Ja jednak lubiłem to robić i determinacja, obecność na wszystkich treningach oraz cierpliwość i chęć nauki pozwoliły mi zostać kapitanem po 4 latach systematycznej pracy. Po drugie z konkursów najbardziej nie lubiłem recytatorskich, do których co roku nakłaniała mnie moja wychowawczyni – polonistka. Aż w końcu trzeciego roku poświęciłem trochę czasu przynajmniej na znalezienie tekstu, który by mi się podobał i był pozytywną twórczością. I wiecie co? Zostałem laureatem na poziomie wojewódzkim, mimo że na eliminacjach 2 razy zapomniałem tekstu. Jednak na tle ponad 30 dzieciaków wyróżniłem się jego doborem, bo krótka opowieść rozbawiła wszystkich zebranych, a jeden z członków jury powiedział, że ‘nie potrafię recytować, jednak tekst idealnie do mnie pasuje i muszę iść dalej’. To tak jakby wygrać konkurs matematyczny nie potrafiąc liczyć :-) Już trochę wcześniej zrozumiałem jak ważne jest bycie innym, jednak to ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniach, że na każdym kroku musisz się wyróżniać z tłumu i nieważne czy jesteś na rozmowie o pracę, czy bierzesz udział w konkursie, czy uwodzisz kobietę, bądź inny niż konkurencja :-) Do tego momentu, czyli 15 roku życia nie miałem większych problemów, kłótni, czy sporów z bliskimi mi ludźmi jak i zwykłymi znajomymi, a to dlatego, że w wielu ważnych kwestiach nie miałem swojego zdania, a jeśli miałem, to unikałem konfliktów i kontrowersji. Wymyśliłem sobie jednak, że zainteresuję biznesem i wszystko stopniowo zaczęło się zmieniać. Najpierw…

… w 1 klasie liceum trafiłem na blog Alexa, poprzez komentarze pod biznesowym artykułem na jednym z polskich, popularnych portali. Wtedy z rzeczy istotnych wiedziałem tyle, że rodziców trzeba szanować (nie wiedziałem dlaczego!) i że rachunków miłością się nie opłaci, lecz pieniędzmi. Zacząłem czytać blog i częściej zadawać sobie pytanie ‘dlaczego’ coś w moim życiu wygląda tak, a nie inaczej. Wcześniej tego nie robiłem, wszystko przyjmowałem takie jakie do mnie trafiało, bo ‘nie może być inaczej’. Jako laureat kilku konkursów matematycznych byłem też zaprogramowany na przyszłość pod kątem inżyniera ‘od czegoś’ pracując za wysokie >5.000zł (wysokie?) wynagrodzenie. I tak brnąłem w tym kierunku, ale małymi krokami zwiększałem swoją wiedzę o życiu m.in. będąc na bieżąco z postami na blogu. I tak po kolejnych 2 latach pojawiła się w moim życiu książka, później druga, które uświadomiły mi, że wszystko, co do tej pory robiłem było pomysłami albo marzeniami ludzi, którzy mnie otaczali, a nie moimi.

Zrozumienie tej niezwykle ważnej kwestii spowodowało, że zamiast inżyniera wybrałem karierę człowieka bliżej związanego z pieniędzmi. Tutaj zaczęły pojawiać się pierwsze ‘ale’ ze strony najbliższych. Przecież jestem taki dobry z matematyki, więc powinienem postawić na techniczne kierunki. Co ciekawe nikt nigdy nie powiedział, że jestem takim dobrym piłkarzem, więc powinienem spróbować sił w Barcelonie :-) W międzyczasie wydarzyła się ważna rzecz – skończyłem wiek juniora (liceum) i postanowiłem zakończyć swoją piłkarską przygodę jako zawodowego piłkarza. Później przyszła jesień, pierwszy semestr i spotkanie z Alexem we Wrocławiu nad Odrą. Do dzisiaj pamiętam z niego przede wszystkim 2 rzeczy. Po pierwsze miałem pół godziny sam na sam z Alexem, a przez cały czas to ja mówiłem, zamiast skorzystać z możliwości wysłuchania mądrego człowieka, chociaż Alex uważa, że nie było tak jednostronnie, cieszę się :-) Pamiętam o tym do dziś przy każdej sposobności. Po drugie, wspomniałem o tym, że już nie będę piłkarzem, bo przegapiłem odpowiedni moment, a ktoś mnie zapytał: ‘Dlaczego jest za późno’? Rzeczywiście nie było…

Studia trwały w najlepsze, trochę ciekawych imprez, interesujący ludzie, kilka zajmujących dodatkowych zajęć, tylko sam program nauczania z dnia na dzień gasił we mnie pragnienie studiowania. Mimo tego pod koniec roku wszystko zaliczałem w terminach, a jedyną poprawkę miałem po… wyjściu do Teatru z Alexem. Nie mogłem przegapić tak wartościowego spotkania z wieloma ciekawymi osobami, których wiedza na co dzień sporo kosztuje. I tak pociągiem z Warszawy wróciłem ok. 6.00 rano, 2h przed poprawką – zdaną  Później przyszły wakacje i po tych 2-3 latach nauki życia, ciągle w dużej części teoretycznej, przyszła pora na praktykę. Mając w pamięci słowa, mówiące o tym, że ‘na bycie piłkarzem nie jest za późno’ wróciłem do piłki nożnej… jako trener. Bardzo ważne, nie wysyłałem CV, nie zdobywałem papierów, już wcześniej jako piłkarz często byłem doradcą, więc wykonałem 2 telefony i sam sobie stworzyłem stanowisko pracy! Połączenie pasji, rozwoju i zarobków. Wynagrodzenie finansowe i emocjonalne.

Właśnie mija rok od tych 2 telefonów, rok wielu ważnych decyzji i zarazem najwspanialszy rok mojego życia. W sierpniu podjąłem decyzję o powrocie do gry, więc jesienią studiowałem dziennie, pracowałem jako trener piłkarski, dodatkowo (jak na pół etatu) jako ankieter, zająłem się marketingiem, wszystkim na tyle poważnie, że moje ciało bardzo to odczuło. Zimą stwierdziłem, że muszę kilka zajęć zakończyć, bo z każdym dniem ulatywało ze mnie niepostrzeżenie trochę dobrej energii. I tak skończyłem z ankietami, studiami, a z piłki zostawiłem jedną rzecz i postawiłem na trenera. Żeby móc w miarę normalnie żyć postanowiłem, że będę organizował od tego czasu imprezy w starym stylu, ponieważ zawsze chciałem się na takich bawić, a skoro nikt takich nie robił sam się tym zająłem (już tego nie robię w celach zarobkowych) oraz rozpocząłem społecznie prowadzić zajęcia z angielskiego polegające na spotykaniu się na herbacie i godzinnych rozmowach wyłącznie w obcym języku.

Bardzo ważne. Cały czas pracowałem i ciągle pracuję nad swoim rozwojem w bardzo szerokim ujęciu. Ani razu nie popadłem w żadne dłuższe zobowiązania, największym był i jest abonament za telefon oraz internet  )

Stało się tak, ponieważ w pewnym momencie podjąłem decyzję, co do tego jak chcę żyć, czyli jak ma wyglądać moja praca, relacje z innymi ludźmi i jak chcę spędzać wolny czas. Okazało się, że nie chcę żyć tak jak ludzie, którzy byli moimi doradcami. Zacząłem więc robić bardzo prostą rzecz, o wiele więcej swojego czasu spędzam z ludźmi, którzy mi ‘kibicują’ oraz wspierają wiedzą i doświadczeniem, a styl życia tych ludzi jest bliski temu jak ja sam zamierzam żyć. W zasadzie każdy rodzic potrafi nauczyć dzieci chodzić i mówić (jak, to już inna kwestia), ale tylko dlatego, że sami to robią. I tego potrzebują wszystkie dzieci. Aż zrozumiałem, że w późniejszych latach wielu ludzi daje nam bardzo cenne lekcje, tylko że niektóre sprawdzą się w przypadku tancerzy, inne w przypadku sportowców, a jeszcze inne posłużą prawnikom. To samo dotyczy stylu życia, a najlepiej uczyć się od mistrza w danej dziedzinie. Z tą wiedzą małymi krokami rozpocząłem zmianę mojego towarzystwa i okazało się, że otrzymałem niezwykle cenne rady bardzo spójne z tym jak ja postrzegałem rzeczywistość oraz moją przyszłość. Bardzo mi pomógł kontakt z takimi mentorami. Teraz już wiem, że czasami wieloletnie znajomości muszą dobiec kresu, bo działają na Nas destrukcyjnie, mimo że często są to bardzo bliskie nam osoby. Zmiana otoczenia jest niełatwa, ale jako człowiek dający przykład lada moment podejmę kolejny krok, czyli wyprowadzenie się z domu, co też oczywiście odradza mi niejedna osoba. Ja jednak chcę żyć tak jak ludzie, którzy popierają ten pomysł, więc decyzja jest prosta. Na ogół z trudnościami radziłem sobie właśnie dzięki radom innych ludzi oraz aktywnie rozwiązując problemy, działając bardzo szybko, czasami spontanicznie. Brakowało mi pieniędzy na już? Podejmowałem tymczasową pracę. Coś niepokojącego działo się w związku? Od razu doprowadzałem do rozmowy. Szybkość reakcji bardzo sprzyja temu, żeby mieć otwartą głowę na rzeczy ważne i czerpać przyjemność z życia :-)

Taką mam przeszłość.

A dzisiaj? Mam 21 lat i jestem jednym z założycieli Akademii Piłkarskiej w moim mieście, jednym z jej trenerów oraz jej fundraiserem. Poza tym na poważnie zajmuję się tylko jedną rzeczą – marketingiem sieciowym, gdzie mogę bardzo małym kosztem zdobyć bardzo dużą wiedzę. Często pracuję więcej niż moi rodzice i chociaż moje zarobki są dzisiaj podobne do ich pensji, to prowadzę całkowicie inny styl życia. Nareszcie mogę się skupić na szlifowaniu mojego angielskiego oraz nauce hiszpańskiego. Na uczestnictwu w różnych szkoleniach, projektach, akcjach, spotkaniach, ponieważ nie mam żadnych zobowiązań oraz ram czasowych pracy. Jednego tygodnia pracuję 70h, drugiego 10, chociaż ten drugi przypadek na razie rzadko się zdarza, bo pracuję z radością i uśmiechem na ustach! Jeszcze nie byłem na Kanarach, ale miesiąc temu wróciłem z Hiszpanii i planuję kolejne wyjazdy, tym razem w Polsce, ale w momencie kiedy uwaga, będzie dobra pogoda, a nie kiedy dostanę urlop

W swoim życiu wysłałem kilka razy CV, jednak docelowe stanowisko pracy, z którym nie mam oczywiście kontraktu na 30 lat, wykreowałem sobie sam. To ja zawsze wychodziłem z inicjatywą, nie przychodzono do mnie, od tego trzeba zacząć!

A wszystko dzięki temu, że zrozumiałem, co to znaczy być w pełni odpowiedzialnym za siebie. Kreujmy swoje życie

PS:
Kilka osób gratuluje mi tego jakie mam relacje ze swoją partnerką. Ba, zdarzyło mi się usłyszeć, że tworzę jedyną parę, która motywuje do stworzenia związku. A to w dużej mierze Twoja zasługa Alex, dużo się od Ciebie nauczyłem w tej kwestii, a moja partnerka stwierdziła, że jak tylko skończysz pisać książkę, to niezależnie od tematyki dostanę ją od niej w prezencie.

Dzięki Alex, za to, że byłeś moim pierwszym impulsem do zmiany życia!

PS: 2

Jeśli ktoś chciałby wymienić się doświadczeniami, rozpocząć ciekawy projekt lub po prostu porozmawiać, to zapraszam do kontaktu mailowego: . Chętnie podzielę się też numerem telefonu.

_____________________________________________________________________

Mateusz Góra – interesuję się sportem, podróżami, psychologią. Moją pasją jest piłka nożna, jeszcze niedawno byłem piłkarzem, a teraz pracuję w Akademii Piłkarskiej Oleśnica jako jej trener, fundraiser i marketingowiec. Dodatkowo zajmuję się marketingiem sieciowym. Wolny czas to dla mnie przede wszystkim czytanie książek, uprawianie sportu oraz nauka angielskiego i hiszpańskiego. Mam 21 lat i stawiam na zdobywanie praktycznego doświadczenia życiowego :)

Mateusz Góra

Komentarze (28) →
Alex W. Barszczewski, 2012-08-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Szukaj podwójnego wynagrodzenia za pracę

Tytuł tego postu brzmi jak  reklama podejrzanych interesów, albo żądania nie posiadającego umiaru związkowca, dlatego śpieszę z wyjaśnieniem o co mi chodzi.
Generalnie, jeżeli już gdzieś pracujemy poświęcając na to czas i energie naszego życia, to możemy (powinniśmy ?) otrzymywać gratyfikację w dwóch postaciach:
  1. materialna zapłata za wyniki naszej pracy, najczęściej są to pieniądze lub takie rzeczy jak służbowy samochód, telefon itp. Tymi pieniędzmi płacimy na nasze mieszkanie, wyżywienie i wszelkie inne rzeczy, które potrzebujemy, a które można kupić
  2. wynagrodzenie emocjonalne w postaci możliwości poznania i pracy z ciekawymi ludźmi, w pozytywnej atmosferze wypełnionej energią, kreatywnością i wzajemnym szacunkiem. Ta emocjonalna część wynagrodzenia to też możliwość rozwoju, rozszerzenia własnych horyzontów wiedzy i doznań, praktycznego podniesienia poczucia własnej wartości w zdrowy, nie robiący nikomu krzywdy sposób.
Teraz, jak się zapewne domyślacie, zapraszam każdą Czytelniczkę i każdego Czytelnika, do zrobienia uczciwej analizy, jak tak kwestia wygląda u nich w praktyce. O ile większość ludzi zastanawia się nad tą materialną częścią zapłaty (i przeważnie jest z niej niezadowolona), o tyle moim zdaniem zbyt mało osób patrzy uważnie, jak wygląda ta “płaca” emocjonalna. A to przecież ta druga, o ile nasze najbardziej elementarne potrzeby fizyczne zostały zaspokojone, ma ogromny wpływ zarówno na jakość naszego życia w chwili obecnej, jak też jego perspektywy w przyszłości.
Obserwując innych ludzi często niestety widzę jeden z dwóch przypadków:
  1. zapłata materialna jest kiepska i wynagrodzenia emocjonalnego albo nie wa wcale, albo co gorsza jest ujemne (poniżanie, frustracja itp.). To przypomina mi galerę, gdzie biedni galernicy batem nadzorcy zmuszani są do wiosłowania w kierunku i rytmie, na który nie maja żadnego wpływu, a do jedzenia i picia dostają akurat tyle, aby nie umrzeć z głodu.
  2. zapłata materialna jest dobra a nawet bardzo dobra, pracuje się w eleganckich biurowcach itp. Za to wynagrodzenie emocjonalne, podobnie jak w wypadku powyżej, jest zerowe lub ujemne (konieczność robienia rzeczy wbrew sobie, znoszenia zlej atmosfery w pracy, podchodów, polityki i zwykłego draństwa). To, jak się zastanowimy, przypomina z kolei dom publiczny lepszej klasy, nieprawdaż?
“Pracujesz” na galerze? Prostytuujesz się w “domu publicznym”?
Nawet jeśli bardzo wielu ludzi wokoło robi to samo, to zastanów się, jaki to ma wpływ na dalszą część Twojego życia, o dzisiejszym dyskomforcie już nie wspominając. Jeśli ta perspektywa niezbyt Ci się podoba, to zabieraj się DZISIAJ do roboty, aby  to zmienić. To być może nie da się zmienić od razu, ale przynajmniej w średnioterminowej perspektywie jest na pewno możliwe, choć niewykluczone, że będziesz musiał przy tym się nieco wysilić, a i nie wszystkim z Twojego obecnego otoczenia się to spodoba. To jest Twój wybór, ale jeśli chcesz zmiany, a nie tylko jałowej dyskusji, to zabierz się za to jeszcze dziś!
Na zakończenie, aby ubiec zarzuty, że w Polsce nie ma takich prac, które dają nam zarówno wysokie wynagrodzenie materialna, jak i emocjonalne, śpieszę z informacja, że np. ja takową wykonuję. Jednym z powodów, dla których przeważnie widzicie mnie uśmiechniętego i pełnego energii jest to, że jak już pracuję, to dostaje za to nie tylko spore pieniądze, ale przede wszystkim mam do czynienia z inteligentnymi, ciekawymi ludźmi, kontakt z którymi bardzo mnie wzbogaca, nawet (a może właśnie dlatego), jeśli w wielu sprawach bardzo się różnimy. To jest chyba dobry moment, aby im wszystkim za to podziękować!
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2012-06-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Audycja ze mną w radiu Planeta FM

Trochę ponad 2 tygodnie temu Edyta Walecka z Radia Planeta FM napisała do mnie mail z propozycją nagrania audycji na temat podobny do tego, o którym mówiłem na spotkaniu ze studentami w Łodzi, czyli „Co robić na studiach, aby potem żyć lepiej niż dobrze”. Ponieważ nigdy czegoś takiego nie robiłem, a zachęcając Czytelników do eksperymentowania w życiu powinienem sam świecić przykładem :-) więc powiedziałem „oczywiście” :-) Szybko ustaliliśmy o czym chcemy rozmawiać i tydzień później rano po dłuższej obcojęzycznej telekonferencji wstałem od stołu, wsiadłem do taksówki i pojechałem do studia. Jazda taksówką to był cały dostępny czas na przemyślenie co będę mówił :-) niemniej Edyta była bardzo sympatyczną rozmówczynią i całość chyba wyszła nam nieźle.

Uważni słuchacze z pewnością zauważą, że chwilami najwyraźniej z rozpędu myślałem w innym języku niż mówiłem :-) co widać w paru konstrukcjach słownych, a nawet użyciu nie tych przypadków rzeczownika co trzeba :-)

Mimo tego korzystam z uprzejmości Edyty i zamieszczam pliki z audycji na blogu, może ktoś chętnie posłucha.

Gdybyście mieli jakieś pytania i komentarze, to zapraszam do wypowiedzi na blogu.

Część 1 (mp3, niecałe 14 MB)

Część 2 (mp3, niecałe 10 MB)

PS: Pliki są gościnnie na innym serwerze, wiec się nie dziwcie.

Komentarze (24) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Historia M.G.

Witajcie po długiej przerwie. Mam w głowie kilka nowych postów, ale wczoraj w nocy otrzymałem mail od Czytelnika, który bardzo spodobał mi się i po rozmowie telefonicznej przekonałem go, aby zgodził się na jego publikację. Myślę, że może to być inspiracją dla wielu Czytelników. Kolega prosił tylko o użycie w tekście jego inicjałów, oraz wykasowanie nazwy firmy, co chętnie zrobiłem, bo cała reszta jest bardzo istotna.  Zapraszam Was do lektury i do dyskusji na blogu. M.G. obiecał, że w miarę możliwości i wolnego czasu będzie odpowiadał na Wasze komentarze.
_______________________________________________________________________
Nazywam się M.G. i jestem wiernym czytelnikiem Twojego bloga. Piszę ten list ponieważ chciałbym Ci opowiedzieć historię jaka mi się przydarzyła. Może najpierw parę słów o sobie. Mam 25 lat, studiowałem zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Mimo, że studia skończyłem 2 lata temu wciąż się nie obroniłem (ale  w końcu na czerwiec mam wyznaczony termin obrony : ). W Polsce pracowałem w amerykańskiej firmie brokerskiej gdzie przez rok zdobywałem doświadczenie w pracy korporacyjnej. Choć tak naprawdę to raczej byłem tam jako pomoc biurowa :) W styczniu postanowiłem to wszystko rzucić i wyjechać do Norwegii w poszukiwaniu szczęścia właśnie tam. Wcześniej już trochę jeździłem po świecie w poszukiwaniu pracy ale były to głównie wyjazdy 3-4 miesięczne w czasie wakacji ( USA, Kanada, Cypr, Hiszpania). Nie powiem, te wyjazdy bardzo dużo mi dały. Sprawdza się to o czym tak często piszesz na swoim blogu. Jesteś młody? Jedź w świat zdobywać bezcenne doświadczenie, imaj się każdej pracy jaka Ci się trafi (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku:)
Początki tutaj w Norwegii były naprawdę trudne, nie mogłem znaleźć żadnej pracy, było zimno i ciemno (luty, marzec) a pieniędzy niestety ubywało.ja też niestety nie miałem żadnego doświadczenia w jakiś pracach budowlano-wykończeniowych a właśnie takich pracowników tu potrzebują głównie. Miałem parę momentów zwątpienia, myślałem o powrocie do Polski ale nie chciałem się mimo wszystko poddawać i wracać z opuszczoną głową… W końcu w kwietniu coś się ruszyło, pojawiły się prace sezonowe, głównie sprzątanie ogródków, zamiatanie liści, jakieś malowanie. Nie było tego dużo ale pozwalało na przeżycie. Tydzień temu dostałem propozycję rozdawania ulotek w centrum Oslo dla jednej z firm telekomunikacyjnych.. Praca łatwa miła i przyjemna za w sumie całkiem niezłe pieniądze (ach, te Norweskie stawki :) ) W piątek menager który mnie zatrudnił poprosił żebym przez weekend pomyślał w jaki sposób mógłbym dotrzeć do Polskich klientów tutaj w Norwegii. Wiadomo trochę nas tu jest, więc to łakomy kąsek, szczególnie, że firma wcześniej się nie nastawiała w ogóle na Polaków (wystarczy powiedzieć, że jestem jedynym Polakiem pracującym dla nich w Norwegii) Wczoraj rano jeszcze rozdawałem ulotki, popołudniu natomiast zostałem zaproszony na rozmowę aby przedstawić swoje pomysły. Spodobały mu się na tyle, że przedstawił mnie naszemu CEO i poprosił abym powtórzył mu swoje przemyślenia. Ten natomiast następnie zrobił małą telekonferencję z menagerami od marketingu z Londynu. Przedstawiłem im jeszcze raz swoje pomysły po czym zostałem mianowany…  Polish segment marketing executive na Norwegię… Mam tworzyć a także wprowadzać strategię rozwoju firmy w Polskiej społeczności tutaj w Norwegii. Dostałem swoje biurko,  komputer, telefon i sztab najlepszych marketingowców z Londyńskiego City do pomocy. Dzisiaj miałem pierwszy dzień na nowym stanowisku, cały spędziłem w sumie na konsultacjach z ludźmi z Londynu. Czuję się niesamowicie w tym wszystkim. Zdaję sobie sprawę, że na razie nic nie osiągnąłem, dopiero dostałem szansę, a czy ją wykorzystam zależy już tylko ode mnie… Nie zmienia to chyba jednak faktu, że ta cała historia jest jakby wyjęta z filmu… Taki American Dream… Wczoraj jeszcze rozdawałem ulotki i wyrywałem chwasty a dzisiaj jestem executive menagerem w międzynarodowej korporacji w Oslo. W tym miejscu chciałem CI bardzo podziękować, bo bez czytania Twojego blogu pewnie nigdy bym w siebie nie uwierzył (zawsze miałem z tym problemy). Mam także parę pytań, może bardziej prośbę o poradę…Jak ja mam się w tym wszystkim odnaleźć? Albo inaczej bo ku mojemu zdziwieniu właśnie się świetnie odnajduję w zaistniałej sytuacji :) Może jakieś porady na czym mam się skupić, czego unikać? Bo przyznam, że troszkę mam obaw, ale w sumie bardziej to wszystko traktuję jako ogromne wyzwanie i przygodę! Bo w sumie do stracenia nie mam nic a do zyskania naprawdę dużo. Cholera, nigdy nie byłem tak pewien siebie, nie czułem się tak dobrze jak w tej firmie. Trochę się rozpisałem ale chciałem się Tobą podzielić moją historią, w którą dalej chyba do końca nie wierzę :) Może się rano obudzę i znowu będę domki malował? :) I na koniec: Sky is the limit!
Pozdrawiam,
M.G
Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Wykorzystaj potencjał

Zdobywanie umiejętności praktycznych

Po Waszym bardzo pozytywnym odzewie na moje ostatnie zapytania, czas spełniać obietnicę i napisać pierwszy post. Z godnie z tym, co napisałem, pójdę dziś na łatwiznę i poruszę bardzo prosty i mało kontrowersyjny temat, a mianowicie w jaki sposób zdobywamy nasze umiejętności.

Przy czym moja definicja umiejętności to jest nasza zdolność dostarczania konkretnych i pożądanych rezultatów w danej sytuacji. Pamiętacie mój wzór na wartość rynkową? Dziś porozmawiamy o tym pierwszym czynniku i to niekoniecznie tylko w aspekcie kompetencji zawodowych. To samo odnosi się do nowego hobby, itp.

Na początku jak zwykle ważne disclaimers :-)

  • Jeżeli ktoś chce zostać kosmonautą, neurochirurgiem itp. to nie jestem pewien, czy poniższy tekst jest w pełni adekwatny. Nasze dzisiejsze rozważania dotyczą przeciętnych zjadaczy chleba takich jak ja, którzy chcą nabyć nowych umiejętności w jakiejś bardziej „przyziemnej” dziedzinie, aby podnieść sobie wartość rynkowa, bądź też przyjemność korzystania z życia.
  • Tekst dotyczy osób, mających za sobą zdobywanie pewnego minimum wykształcenia ogólnego, więc raczej nie uczniów i studentów.
  • To co piszę jest jak zwykle subiektywne i nie pretenduje do miana prawdy absolutnej. Niemniej moje wieloletnie obserwacje pokazują sporą zależność wyników końcowych od przyjętej strategii i ta opisana zdaje się sprzyjać tym szybkim i pożądanym

W czym rzecz?

Generalnie ucząc się nowych umiejętności możemy skorzystać z 3 narzędzi:

  1. zdobywać wiedzę teoretyczną na dany temat
  2. podpatrywać jak robią to ci, którzy daną umiejętność opanowali bardzo dobrze
  3. próbować samemu w praktyce

Problem polega na właściwym dobraniu proporcji pomiędzy nimi.

Prawie całe polskie szkolnictwo łącznie z tzw. „szkolnictwem wyższym” (dwie najlepsze uczelnie ledwo mieszczą się w pierwszej światowej pięćsetce) zdaje się być oparte głownie na „przerabianiu” teorii i nic dziwnego, że ludzie będący produktem takiego systemu mają bardzo silną tendencję w kierunku wtłaczania w siebie dalszych dawek wiedzy. Można to zaobserwować zarówno u osób, które studia skończyli już dawno, jak i u świeżo upieczonych absolwentów.

Z jednej strony znam kobiety i mężczyzn, którzy mając konkretne osiągnięcia biznesowe lub zawodowe „idą na studia” podyplomowe i co gorsza kontynuują je mimo stwierdzenia faktu, że ładuje im się tam jakąś teorię, często niewiele mającą wspólnego z praktyką. No ale trzeba przecież się „nauczyć”.

Z drugiej strony znane mi są przykłady inteligentnych i zdolnych absolwentów, którzy mając możliwości wystartowania z działalnością ponad 90% czasu zużywają na dalsze czytanie „o sprawie i o świecie” zamiast ruszyć się i zacząć zdobywać własne doświadczenia. Jak coś takiego widzę, to mi ręce opadają :-(

Rozumiem, że takie podejście jest wygodne i pozornie bardzo bezpieczne. Z jednej strony odpowiada to głęboko zakorzenionym przyzwyczajeniom, jak też chłopskiej mentalności nie wychylania się, która wciąż jeszcze dość silnie jest widoczna w narodzie.

Potem tak wielu ludzi dziwi się, że żyją jak żyją a nie jest to życie ich marzeń.

Jak robię to ja?

Jeżeli chcę się nauczyć czegoś nowego, o czym mam raczej mierne pojęcie to prawdopodobnie na początku przeczytam kilka książek na ten temat, porozmawiam i poprzyglądam się jak to robią ludzie, którzy są w tym już dobrzy. Może któryś z nich zostanie nawet moim mentorem?

Kiedy z grubsza orientuję się „jak to się je” i gdzie leżą ewentualne zagrożenia, których warto się wystrzegać, to po prostu próbuje to robić!! I to jak najszybciej!!

W liczbach możemy to mniej więcej wyrazić następującymi proporcjami:

  1. 20% czasu na studiowanie zagadnienia
  2. 20% na podglądanie i konsultacje
  3. 60% na próby własne i uczenie się z błędów

Tak postępuję, kiedy uczę się czegoś całkiem nowego.

Jak uczę się rzeczy, w których jestem już dobry to proporcje wyglądają następująco:

  1. 10% studiowania
  2. 10% podpatrywania i konsultacji
  3. 80 % prób własnych

Kiedy w ramach mojej działalności zawodowej  trenuję managerów, to mówię im parę zdań o co chodzi i na co zwracać uwagę, następnie pokazuję samemu jak coś zrobić, całą resztę czasu uczestnicy próbują i ćwiczą sytuacje jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych. Potem klienci się cieszą,że jest taka wysoka skuteczność szkolenia :-)

Widzicie pewien wzór postępowania?

Teraz mam małe zadanie dla każdego z Was: Spójrzcie uczciwie jak wyglądają te proporcje pomiędzy studiowaniem, podglądaniem i próbowaniem w wypadku Waszych nowych przedsięwzięć i zastanówcie się, jaki to może mieć wpływ na ich rezultat.  Pamiętajcie, że generalnie dostajemy pieniądze za to co umiemy a nie za naszą wiedzę. Uwzględnijcie też, iż w dzisiejszych czasach tzw. Time to market staje się coraz bardziej istotnym i dotyczy to też nas na szeroko rozumianym rynku pracy. W przeciwnym wypadku będziecie musieli liczyć się ze sporym Lost Opportunity Cost, który może zrobić decydująca różnice w jakości Waszego życia. A któż chciałby skończyć na „śmieciówkach”, czy zmywaku? Żadna praca nie hańbi, ale przecież chcemy żyć lepiej.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2011-12-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Historia Mr. X (post gościnny)

Kilka dni temu przeglądając komentarze, które automat skierował do moderacji trafiłem na bardzo obszerny i szczerze napisany tekst. Tak jak w kilku innych przypadkach wcześniej, trochę szkoda mi było, aby przeszedł niezauważony. Dlatego skontaktowałem się z Autorem, a on zgodził się na jego publikację jako post gościnny.  Myślę, że ta historia może zainteresować wielu z Was, więc zapraszam do lektury.
____________________________________________________________
Pamiętam jak ponad rok temu przeczytałem ten post na temat filmu “Up in the air”. Mając w pamięci spostrzeżenia Aleksa obejrzałem ten film. Doszedłem do podobnych jak autor wniosków, dodatkowo pomyślałem: “Chyba nie potrafiłbym się odnaleźć w sytuacji nagłej utraty pracy”. Nie przeczuwałem, że już za kilka dni będę musiał się zmierzyć z takim właśnie wyzwaniem.
Do tamtego dnia pracowałem nieprzerwanie niemalże od momentu ukończenia technikum. Pierwsza praca w niewielkiej firmie w rodzinnej miejscowości pozwoliła mi na praktyczną naukę zawodu. Jednocześnie zaocznie studiowałem. Po trzech latach i zdobyciu tytułu licencjata rozpocząłem studia magisterskie, jednakże dość szybko je przerwałem. Uznałem, że studia te nie dają mi potrzebnej wiedzy praktycznej. Wydaje mi się, że od tamtego momentu praktyczne zdobywanie wiedzy zaczęło u mnie dominować nad przyswajaniem suchej teorii.
Po sześciu latach zmieniłem pracodawcę. Zmiana ta była dość dużą w moim życiu. Przeprowadziłem się około 300 kilometrów od domu, zamieszkałem zupełnie samodzielnie i nowa firma była ogromna w porównianiu z poprzednią (dość powiedzieć, że dział, do którego dołączyłem, był mniej więcej tak liczny jak poprzednia cała firma). Pojawiły się nowe obowiązki, większa odpowiedzialność i praca w dużym, międzynarodowym środowisku.
Od początku radziłem sobie całkiem nieźle. Pomimo tego, że zawsze miałem (i mam nadal) tendencję do niedoceniania własnej wiedzy i umięjętności, szefostwo jak i koledzy z zespołu mnie doceniali. W dziewiątym miesiącu mojej pracy otrzymałem propozycję awansu na kierownika zespołu, w którym pracowałem. Podjąłem to wyzwanie i jak się później okazało poradziłem sobie z nim nie najgorzej. Oczywiście było trudno, najczęściej bardzo trudno. Brak doświadczenia managerskiego, niecały rok w dużej firmie to moim zdaniem było zbyt krótko, żeby poznać mechanizmy i ludzi potrzebnych do efektywnej pracy managera, oraz firma przechodziła okres dość dynamicznego rozwoju, także pracy był ogrom.
Z sukcesami, ale i potknięciami, przepracowałem tak ponad trzy lata. W pewnym momencie połamałem nogę na tyle paskudnie, że zostałem na zwolnieniu około 4 miesięcy. Jednakże nawet w tym czasie starałem się zdalnie pomagać kolegom z pracy. Nie stanowiło to dla mnie problemu – robiłem to co lubię i pracowałem ze zgranymi ludźmi. W czasie mojej nieobecności gdzieś w centrali firmy zapadły jednak decyzje, które wpłynęły później na moją karierę.
Ze zwolnienia wróciłem będąc już w innym zespole, z nowym szefem. Mój dotychczasowy zespół został praktycznie rozformowany. Ja dalej miałem stanowisko managerskie – z innymi ludźmi, częścią starych i kilkoma nowymi obowiązkami. Zmieniła się moja terytorialna odpowiedzialność – z kilku krajów do jedynie Polski. Systematycznie też coraz więcej starych odpowiedzialności było transferowane z mojego zespołu do zespołów w zagranicznej centrali firmy. Oznaczało to mniej więcej połowę pracy mniej, z tą samą pensją. Żyć nie umierać, prawda? Jednak nie dla mnie.
Z mniejszą ilością obowiązków i odpowiedzialności zaczynałem się najzwyczajniej w świecie… nudzić. Nie czułem już tej ekscytacji z nowych wyzwań, których powoli coraz bardziej brakowało. Także z nowym szefem (z którym wcześniej byliśmy na równorzędnych stanowiskach) i jego szefem, nie najlepiej się dogadywaliśmy. Główne róźnice płynęły ze sposbu zarządzania zespołem. Mój szef próbował mi narzucić własny styl, z którym za nic w świecie się nie identyfikowałem ani nie czułem komfortowo. Wzbudzanie strachu jako główne narzędzie zarządzania to jednak nie mój świat…
Sytuacja taka trwała rok i skończyła się rozmową, po której na mocy porozumienia stron przestałem świadczyć swoją pracę na rzecz dotychczas zatrudniającej mnie firmy. W pierwszym momencie byłem lekko zszokowany, później odczułem jakby delikatną ulgę. Następnie poczułem się jak w filmie “Up in the air”: nie wiedziałem co dalej.
Blog Aleksa znałem wtedy mniej więcej ponad rok. Przeczytałem mnóstwo wartościowych rad. W momencie straty pracy nastąpiła gorzka konstatacja: dlaczego wielu z nich nie wprowadziłem w życie, kiedy był na to czas? Rozmyślałem o swojej niskiej wartości rynkowej, o praktycznie nieistniejącej sieci kontaktów. To na pewno nie ułatwia znalezienia nowej pracy. Najbardziej jednak martwiłem się o swoje finanse.
Miałem wtedy niewielki fundusz rezerwowy. Byłem na początku jego tworzenia, dlatego można przyjąć, że praktycznie jego nie miałem. Na szczęście firma rozstając się ze mną wypłaciła mi odprawę. To plus ekwiwalent za niewykorzystany urlop (ponad jednomiesięczne wynagrodzenie) pozwalało mi myśleć o egzystencji przez kilka kolejnych misięcy. Za te pieniądze mógłbym oszczędnie żyć przez około półtora roku… gdyby nie kilka nieprzemyślanych decyzji z przeszłości.
Nie wdając się w szczegóły: miałem (i dalej mam) ogromne obciążenia kredytowe. Nie jest to trzydziestoletni związek hipoteczny z bankiem, jednak wysokość zadłużenia i miesięcznych spłat są równie, jeśli nie bardziej dotkliwe. W poprzednim akapicie napisałem o nieprzemyślanych decyzjach z przeszłości – jednak nie powinienem używaź takiego eufemizmu. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że moje przeszłe decyzje finansowe, które doprowadziły mnie do obecnej sytuacji były po prostu głupie. Mam jedynie nadzieję, że tę praktyczną lekcję zapamiętam na zawsze i kiedy niedługo wyjdę na prostą, to już nie powtórzę swej młodzieńczej głupoty.
Dodając do powyższego jeszcze poważną chorobę i ponad miesięczny pobyt w szpitalu i rehabilitację maluje się niezbyt optymistyczny obraz. O dziwo, kiedy byłem w szpitalu, moja beznadziejna sytuacja dodawała mi sił. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej opuścić szpitalne mury, aby “na zewnątrz” aktywnie szukać zatrudnienia. Mimo kiepskiej sytuacji zdrowotnej nie straciłem optymizmu i utrzymałem wysoki poziom energii. Mam poczucie, że pomogło mi to w rehabilitacji. Czyniłem szybkie postępy, co dziwiło również lekarzy i rehabilitantów. To również dodawało mi sił na przyszłość.
Oczywiście będąc w szpitalu pracowałem nad aktualizacją swojego CV i odpowiadałem na ogłoszenia. Jednakże na pierwsze odpowiedzi i zaproszenia na rozmowy musiałem czekać troszkę dłużej. Jedna z rekrutacji była niezmiernie obiecująca. Firma przypadła mi do gustu, ja firmie również. Rekrutacja co prawda się przeciągała (sezon urlopowy, potrzeba znalezienia odpowiedniego dla mnie kontrkandydata do przedstawienia ostatecznych dwóch kandydatów Zarządowi, itp.). Z kolejnych rozmów rekrutacyjnych wyciągałem na tyle pozystywne wnioski, że stwierdziłem: to jest to! Chyba tylko cudem nie zostanę przyjęty.
Po trzech miesiącach od rozpoczęcia rekrutacji taki cud jednak się zdarzył. Firma, pomimo wysokiej oceny moich umiejętności, postanowiła nie zatrudniać managera z zewnątrz, tylko wypromować swojego obecnego pracownika. Nie miałem o to pretensji – sam tak zostałem wypromowany kilka lat wcześniej, więc doskonale rozumiałem decyzję. Pretensje miałem do siebie. Postawiłem na tę firmę wszystko i nie brałem udziału w innych rekrutacjach. Przeżyłem szok chyba jeszcze większy niż przy rozstaniu się z poprzednim pracodawcą. Nad swoją głupotą mogłem tylko załamać ręce…
Dalsze poszukiwania trwały do grudnia. W końcu udało się! Znalazłem zatrudnienie praktycznie w ostatnim momencie przed końcem moich pieniędzy. Co prawda stanowisko kierownicze, ale o zupełnie innym profilu i w innej branży niż dotychczas pracowałem. Co prawda w trakcie rozmów włączyła mi się lampka ostrzegawcza – przeczuwałem, że nie będę pasował w tej niewielkiej firmie – lecz sytuacja, w której byłem zmusiła mnie do zignorowania sygnałów ostrzegawczych. Przyparty do muru poszedłem na duże ustępstwa co do płacy i tak z początkiem roku zacząłem nową pracę.
Moje nowe obowiązki były całkiem ekscytujące, współpracownicy sympatyczni. Jedynym minusem było podejście właścicieli firmy (a więc moich szefów) do wielu spraw, głównie finansowych. Sprawdziły się niestety moje obawy z rozmów rekrutacyjnych. Postanowiłem jednak zacisnąć zęby i niemalże na siłę przekonać się, że może wcale nie jest tak źle, jak to wygląda. Błąd. Po trzymiesięcznym okresie próbnym znów zostałem bez pracy. Na początku tych trzech misięcy miałem kilka telefonów z zaproszeniami do rekrutacji, jednak odmówiłem – przecież miałem nową pracę i chciałem być lojalny wobec nowego pracodawcy.
Teraz jestem znowu w bardzo obiecującej rekrutacji, na kilka innych ogłoszeń odpowiedziałem, jednak bez odzewu. Czas na przemyślenia i wprowadzenie zmian we własnym życiu. Chcę się podzielić wnioskami, do których doszedłem. Może komuś wydadzą się one przydatne:
  • Najlepszy czas na szukanie nowej pracy jest wtedy kiedy jeszcze mamy starą. W mojej sytuacji powinienem bardziej aktywnie rozglądać się za zmianą w momencie, kiedy przestała mi się podobać dotychczasowa praca i kiedy zauważyłem pierwsze niepokojące sygnały (niedopasowanie z nowym przełożonym). Owszem, odpowiadałem na ogłoszenia, jednak robiłem to jakby od niechcenia.
  • Mając jeszcze pracę i widząc, że przestaje mi się podobać, mogłem bardziej skoncentrować się na swoich pasjach, zajęciach dodatkowych. Mogłem skupić się na nich pod kątem potencjalnego czerpania z nich dochodu. Kto wie, może w ten sposób wkroczyłbym na nową życiową ścieżkę, która dałaby mi więcej satysfakcji i, przy okazji, lepszą jakość życia. Czyż takiej przemiany nie przeszedł przypadkiem kiedyś autor tego bloga?
  • Miej plan awaryjny. “Jakoś to będzie” i “jestem dobry, na pewno znajdę pracę” to nie jest plan awaryjny! Co jeśli akurat będzie kryzys na rynku pracy? Czy Twój plan awaryjny (jeśli go masz) przewiduje takie sytuacje?
  • Finanse, głupcze! Z perspektywy czasu nie uważam za mądre związania się z bankami relatywnie dużymi kredytami. Ogranicza to moją możliwość znalezienia pracy – oprócz wydatków związanych z wynajęciem mieszkania i bieżącym utrzymaniu, ciągle przy negocjacjach płacowych muszę myśleć o comiesięcznych, niemałych ratach. Poza tym przeznaczanie dużej części wypłaty na spłatę obciążeń, których można było uniknąć, negatywnie wpływa na jakość życia.
  • Pozytywne jest to, że utrzymałem optymizm i pewien wysoki poziom energii. Gdybym się załamał, to na pewno wpłynęło by to negatywnie na moje możliwości poszukiwania pracy. Oczywiście pozytywne nastawienie nie zastąpi planu awaryjnego…
  • Wyciągaj wnioski i stosuj je w praktyce. Jeśli coś się nie sprawdziło (postawienie wszystkiego na jedną tylko rekrutację) to nie powtarzaj tego w przyszłości (tej lekcji jeszcze do końca nie odrobiłem…).
Moja obecna sytuacja daleka jest od optymistycznej. Nie załamuję sie jednak jeszcze. Niedługo z niej wyjdę bogatszy o nowe, dość ekstremalne doświadczenia. Mam nadzieję, że tym razem zostałem na tyle mocno kopnięty w tyłek, że tym razem przeprowadzę niezbędne zmiany w moim życiu, żeby zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi przypadkami.
Wiem, że popełniłem przydługi tekst do dość starego wpisu. Jednak poczułem taką wewnętrzną potrzebę: potrzebę podzielenia się własnym doświadczeniem, a także bardzo egoistycznę potrzebę “wygadania się”. Jeżeli ktoś chce skomentować, bądź udzielić mi rady na podstawie tego tekstu – proszę bardzo. Możecie być bezpośredni i dosadni – nie obrażam się za zasłużoną, mocną krytykę.
Nie czuję się do końca komfortowo tak otwarcie opisując swoją głupotę. Dlatego pozwolę sobie na zachowanie anonimowości. Jest to moja pierwsza wypowiedź  po dwóch latach czytaniach bloga. Na pewno się kiedyś ujawnię w innym temacie, gdzie będę miał trochę pozytywniejsze (dla mnie) treści do przekazania.
PS. W poniedziałek, 9 maja, byłem na spotkaniu z Aleksem na SGH. Warto było. Mimo, że Alex mówił w dużej mierze o rzeczach, które już opisał na blogu, wysłuchanie go na żywo było bardzo interesującym doświadczeniem. Czasem bolesnym, biorąc pod uwagę moją sytuację, ale bardzo cennym.
Pozdrawiam,
Mr. X
____________________________________________________________
Mr. X (imię i nazwisko znane Alexowi) – 32-letni specjalista i manager IT. Próbujący wielu różnych  rzeczy w życiu – jednak nie tak wielu jak by chciał. Wśród jego zainteresowań są między innymi: przemawianie publiczne, mowa ciała,  poprawianie jakości życia. To ostatnie, jak na razie, z marnym  skutkiem. (to jest opinia Mr. X – nie moja)
Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2011-05-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Smutna historia z happy endem (?) (post gościnny)

Dzisiaj dla odmiany zapraszam do przeczytania i podyskutowania na temat historii jednego z naszych Czytelników, który w bardzo otwarty sposób ja opisuje.  W komentarzach do postu  „O czym tu pisać?” sugerowaliście między innymi, abym napisał o moich początkach. To były prehistoryczne dla większości z Was lata osiemdziesiąte, więc historia Rafała będzie zdecydowanie bardziej odpowiednia, choć to przygnębiające wrażenia zamknięcia w klatce okoliczności miałem dokładnie takie samo. Siedząc wtedy w zimnej piwnicy, bez pieniędzy i koncepcji jak tę nieustanna walkę o przetrwanie zmienić też byłem niezwykle zdołowany. Dziś pisze ten blog z zupełnie innej pozycji i mam silną nadzieję, że Rafał też dopisze nam nowe, bardziej pozytywne odcinki, czego mu serdecznie życzę. Umiejętność spojrzenia na własną sytuację i powiedzenia „tkwię w g…. i jestem za to odpowiedzialny”  jest podstawowym warunkiem takiej zmiany i jak widać poniżej Rafał też ma ten etap już za sobą. Zapraszam do lektury i dyskusji w komentarzach

__________________________________________

Na samym początku mojej drogi życiowej to i owo mi się udało. Skończyłem dobre studia, nieźle zarabiałem, a wszystko co robiłem było nowe i ciekawe. Myślałem, że będzie tak już zawsze. Że stale będę kroczył ścieżką chwały, od zwycięstwa do zwycięstwa. Że w dobrym zdrowiu dożyję późnej starości. Że w pracy będę robił tylko to, co lubię i jeszcze dostawał za to przyzwoite pieniądze. Że będę miał śliczną żonę i mądre dzieci. Że wszystko jakoś mi się ułoży.
Niestety. Nic się samo JAKOŚ nie ułoży. O wszystko trzeba ciągle zabiegać. O swoje życie i szczęście trzeba bezustannie walczyć.
Łatwo jest to robić, kiedy jesteś na właściwej drodze i masz spore zapasy, pozwalające Ci przetrwać zły okres. Wtedy od czasu do czasu wystarczy jedynie drobna korekta kursu.
Zdecydowanie gorzej mają Ci, którzy mocno zboczyli ze swej drogi. Którzy pozwolili, by sprawy potoczyły się bez ich nadzoru. Którzy zdryfowali gdzieś już tak serdecznie, że ugrzęźli na mieliźnie. Bez pieniędzy, bez perspektyw i bez pomysłu, co robić dalej.
I właśnie taką historię chcę wam dzisiaj opowiedzieć.
Historię mojego własnego dryfu i mozolnego powrotu na właściwy kurs. Opowiem wam o swoim upadku. O błędach i zaniedbaniach, które popełniłem. A każde z nich zilustruję linkiem do odpowiedniego postu z tego blogu.
Może dzięki temu poczujecie, że za każdą dobrą radą umieszczoną tu przez Alexa stoją lata doświadczeń, a za każdą przestrogą – czyjeś zmarnowane życie.

——————–

O takich jak ja, mówiło się: „zdolny, ale leniwy”. Byłem na tyle bystry, by uczyć się bez wysiłku. Nie na tyle jednak bystry, żeby zrozumieć, że samo zaliczanie kolejnych przedmiotów nie ma nic wspólnego z przygotowaniem do prawdziwego życia.
Żałuję, że w szkole czy na studiach nie musiałem, tak jak niektórzy, ciężko pracować, aby coś osiągnąć. Może dzięki temu nauczyłbym się, że sukces wymaga wytrwałości i determinacji. A tak, bez tej wiedzy, wychowany pod kloszem, bez bagażu doświadczeń ruszyłem beztrosko w życie paradnym krokiem idioty:
http://alexba.eu/2006-08-14/rozwoj-kariera-praca/pokaz-mi-twoje-blizny/
Najpierw miałem jedną pracę, potem drugą i trzecią. Za każdym razem lepszą i lepiej płatną. W końcu zacząłem realizować swoje marzenie – razem z grupą przyjaciół założyłem własną firmę.
Teraz, z perspektywy lat, widzę jak wiele kardynalnych błędów popełniłem. Jak swoje życzenia brałem za rzeczywistość. W jak wielu sprawach byłem naiwny aż do bólu. Teraz widzę, że w zasadzie od samego początku byłem skazany na klęskę. Kryzys roku 2000 jedynie przyśpieszył to, co i tak było nieuniknione. Splajtowałem:
http://alexba.eu/2007-07-30/rozwoj-kariera-praca/przetestuj-marzenia/
Był to wtedy dla mnie ogromny wstrząs. Wszystko zawaliło mi się jak domek z kart. I o ile finansowo dość szybko stanąłem znowu na nogi, to mentalnie podnosiłem się z tego upadku przez całe lata. Oto skutek braku wcześniejszych porażek, które by mnie zahartowały.
Po tej historii, przyjaciele rozjechali się gdzieś po świecie, poszli w dal własnymi drogami. A mnie na długo odechciało się własnego biznesu. Nie chciałem już ponosić ryzyka. Postanowiłem zostać pracownikiem etatowym. Mieć swój bezpieczny stołek w korporacji:
http://alexba.eu/2006-05-12/rozwoj-kariera-praca/stabilizacja-w-twoim-zyciu-szczescie-czy-pulapka/
Tak zaczął się mój upadek. Stabilizacja bowiem okazała się ponurą stagnacją, choć początkowo nic tego nie zapowiadało.
Nie stało się to bynajmniej z dnia na dzień. Proces trwał ładnych parę lat. W międzyczasie przeprowadziłem się do Warszawy, pojawiło się najpierw jedno dziecko, potem drugie. A ja straciłem gdzieś z oczu swój cel. Niby jeszcze płynąłem, ale już nie wiedziałem w jakim kierunku. Wypełniałem po prostu polecenia przełożonych. I dryfowałem. Ważne było dla mnie tylko chwilowe poczucie korporacyjnego bezpieczeństwa, wygoda i prestiż. Liczyła się jedynie chwila obecna. Zamiast podnosić swoją wartość rynkową, starałem się tylko być lepszy w tym, co robię:
http://alexba.eu/2006-03-20/rozwoj-kariera-praca/twoja-wartosc-rynkowa/
aż doszedłem do wyniku: 9 x 1 x 1. Klęska. Takie podejście oczywiście szybko się na mnie zemściło.
Muszę przyznać, że czuję się trochę jak żaba z tej historii o gorącej wodzie. Wiecie, tej opowieści, że jeśli wrzucić żabę do wrzątku, to natychmiast z niego wyskoczy. Ale jeśli włożyć ją do zimnej wody i powoli podgrzewać, to biedaczka nie zorientuje się w sytuacji i zagotuje na śmierć.
Pracodawca bowiem, ten nadzorca galerników, powoli podgrzewał wodę uzależniając od siebie coraz mocniej. Na przykład co chwilę spotykała mnie jakaś obniżka wynagrodzenia. Zawsze oczywiście sensownie umotywowana. A to, bo w tym roku były słabe wyniki. A to, bo mamy kryzys. A to, bo „redukujemy wszystkim pensje, aby utrzymać etaty”. Ciekawe tylko, że w ciągu dwóch lat z mojego jedenastoosobowego działu, pozostało raptem pięć osób?
W końcu, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dookoła dzieje, nie kontrolując swojego życia, zabrnąłem w tak ciasny lejek, że aż nie mogę już ruszać rękami:
http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/
Bez perspektyw, bez szansy na awans, na podwyżkę, czy choćby zawodową satysfakcję, dałem z siebie zrobić patentowanego galernika:
http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/
Żałuję, że wcześniej nie zareagowałem. Że jak ostatni idiota pozwoliłem się zagnać do narożnika. Że przejadłem posiadane oszczędności, ruchomości sprzedałem na Allegro, na koniec dorobiłem się pokaźnego debetu.
Pluję sobie w brodę, że nie zauważyłem, jak sympatyczni, pełni pomysłów i z poczuciem humoru ludzie jeden po drugim odchodzą z firmy. Najpierw sami, dobrowolnie, potem po prostu zwalniani. Zostali tylko przytakujący szefowi na każdym kroku desperaci z gigantycznymi kredytami i ja. Patentowany dureń. Dokładnie taki:
http://alexba.eu/2006-04-08/rozwoj-kariera-praca/twoja-firma-zombie/
Wciąż siebie zapytuję: jak mogłem do tego dopuścić? Jak mogłem tak się zmienić? Dlaczego z obiecującego, dynamicznego i pełnego pomysłów faceta przerobiłem się na złośliwą, żałosną i pełną pretensji do świata, starą babę? Chcecie odpowiedzi? Znajdziecie ją tutaj:
http://alexba.eu/2008-04-25/rozwoj-kariera-praca/rezonans-limbiczny/
Jestem żywym przykładem człowieka, który niezauważalnie, dzień po dniu roztrwonił posiadane talenty. A wszystko przez własną krótkowzroczność i lenistwo.
Na koniec czułem się zmęczony, potwornie zmęczony i wypalony zawodowo wykonując przez lata tą samą pracę, jak człowiek przy taśmie. A z drugiej strony, każdego dnia drżałem z obawy, że w kadrach może już czeka na mnie wypowiedzenie. Nie miałem bowiem dokąd pójść. Czułem się dokładnie tak, jak ci zwalniani z pracy goście, z filmu „W chmurach”:
http://alexba.eu/2010-03-01/tematy-rozne/w-chmurach-lekcja-1/
Byłem zmęczony. Śmiertelnie zmęczony taką huśtawką nastrojów, takim życiem bez perspektyw. Miałem wrażenie, że każdy oprócz mnie, wie dokąd zmierza. A ja?
Kiedy w końcu zdałem sobie sprawę, że utknąłem na amen, zrozumiałem, że muszę się jakoś wyrwać, że muszę zacząć robić coś innego. Zdesperowany wpisałem więc w google: „Co zrobić, jak się nie wie, co chce się robić w życiu?” Idiotyczne, prawda? Do jakiej pustki umysłowej potrafi doprowadzić człowieka ogłupiająca praca! Ale o dziwo znalazłem odpowiedź:
http://alexba.eu/2007-01-18/rozwoj-kariera-praca/co-zrobic-kiedy-sie-nie-wie-co-chce-sie-robic-w-zyciu/
Zacząłem więc czytać. A im więcej czytałem, tym szerzej otwierały mi się oczy. Przyznaję się bez bicia, że nie przebrnąłem jeszcze przez wszystkie posty. Przyswajam wiedzę powoli. I widzę, jak wiele jeszcze muszę w sobie zmienić. Najważniejsze jednak, że wreszcie wiem, co chcę robić w życiu i zacząłem już działać w tym kierunku :-)
Szkoda tylko, że tak późno. Żadna siła bowiem nie zwróci straconego czasu.

__________________________________________________

O mnie:

Mam 40 lat, żonę i dwójkę dzieci.
Zawodowo utknąłem w ślepym zaułku i chciałbym jak najszybciej zapomnieć o pracy, którą od sześciu lat wykonuję. Moim marzeniem jest zarabiać na życie pisaniem.
Rafał

Od Alexa: Personalia Rafała są mi oczywiście znane, niemniej ze względu na jego szczególną sytuację i popularność tego blogu postanowiliśmy aktualny post opublikować tylko pod jego imieniem. Jestem przekonany, że przy następnych odcinkach nie będzie już takiej konieczności :-)

Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Spotkanie ze studentami – nowe doświadczenie

Wczoraj wieczorem miałem przyjemność spędzić 4,5 godziny na spotkaniu z członkami Koła Naukowego jednej z naszych uczelni. Nie pisze tutaj jakiego i z jakiej uczelni, bo nie wiem czy sobie tego życzą a poufność to podstawa :-) Moi mili rozmówcy – jeśli chcecie to możecie ujawnić się w komentarzach.

UPDATE: Uzyskałem zgodę na opublikowanie jaka grupa to była. Spotkałem się z członkami Koła Naukowego PROLEPSIS z Uniwersytetu Szczecińskiego

Dotychczas raczej spotykałem się z ludźmi nieco starszymi, mającymi już doświadczenie w pracy zawodowej i praktyczne rozeznanie w realiach biznesu, więc byłem ciekaw jak będzie przebiegała rozmowa z osobami znajdującymi się dopiero w przedsionku takiego życia, tym bardziej, że dotąd nie byłe to moja „grupa docelowa”.

Muszę przyznać, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Dziś zastanawiając się nad tym, co wczoraj mówiłem uświadomiłem sobie, że bardzo szybko zapomniałem iż rozmawiam z bardzo młodymi ludźmi i cały czas mogłem dyskutować jakbym miał do czynienia co najmniej z uczestnikami naszych Power Walk, albo nawet z klientami. A poruszaliśmy bardzo szeroki zakres tematów! Nawet jak pokazywałem im pewne dość trudne ćwiczenie, to dzielnie sobie radzili, wcale nie gorzej od ich starszych koleżanek i kolegów. Duże brawa!!!

To oznacza, że na studiach dojrzewa nam kolejna generacja, która może dać sporego pozytywnego „kopa” zarówno gospodarce jak i społeczeństwu.  Z tego „na szybko” wynika kilka wniosków:

  • Nawet jeżeli moi wczorajsi Gospodarze są tylko częścią bardzo zróżnicowanej grupy studentów, to oznacza to iż mamy stojący w dołkach startowych „kapitał ludzki”, aby zrealizować „Złotą Dekadę” o której dyskutowaliśmy wcześniej.  Musimy tylko jako społeczeństwo zacząć wreszcie patrzeć do przodu (a nie żyć przeżuwaniem przeszłości) i wykorzystywać nasz bezsporny atut jakim są młodzi, inteligentni i żądni sukcesu ludzie.
  • Ci z nas, którzy w ostatnich kilkunastu latach o własnych siłach osiągnęli jakiś znaczący sukces ekonomiczny powinni się zastanowić się, czy nie czas na wsparcie tego następnego pokolenia.  I nie mam tutaj na myśli tylko własnych genetycznie spokrewnionych dzieci (ograniczenie się tylko do nich jest, z całym szacunkiem,  typowe dla mentanlości chłopskiej), ale szersze rzesze dobrych, zdolnych i chętnych do rozwoju młodych Polaków, którym z różnych powodów Państwo nie daje istotnych elementów sukcesu takich jak odpowiednie wzorce postaw, czy krytyczne umiejętności. My posiadamy i to i to, inaczej nie bylibyśmy dzisiaj tam gdzie jesteśmy. Dzielmy się tym z chętnymi, młodszymi Rodakami, bo jak my im tego nie przekażemy, to z braku odpowiednich umiejętności nikt inny tego nie zrobi. Na uczelniach ciągle jeszcze zbyt wielu jest  teoretyków, którzy zamulają ludziom umysły wiedzą nieadekwatną do XXI wieku, a za mało praktyków, którzy z własnego doświadczenia wiedzą co jest istotne i potrafią to przekazać. Wypełnijmy te lukę. Zdaję sobie sprawę, że przy naszych stawkach dziennych chyba żadna szkoła wyższa w Polsce nie mogłaby sobie na nas pozwolić, a procedury dofinansowywania z Unii powodują u nas odruch wymiotny, dlatego trzeba do sprawy podejść „po naszemu”:  Jeżeli w miarę rozsądnie podchodzimy do finansów, to przecież  mamy i zarabiamy dość pieniędzy, aby całkiem wygodnie i przyjemnie żyć. Jeżeli część naszego czasu (tak, czasu!!) poświęcimy nie na dalsze ich pomnażanie, lecz sprezentujemy go wartej tego młodzieży ucząc za darmo, to spowoduje to co prawda pewną różnicę w zapisie komputerowym w jakimś banku, ale ta różnica nie będzie miała odczuwalnego wpływu na jakość naszego życia! Z drugiej strony możemy zainicjować kolosalna pozytywna zmianę w życiu innych.  Czyż to nie jest warte spróbowania??! Ja tak robię i zapewniam Was, że warto, a korzyści dla samego siebie nie dadzą się przeliczyć na żadne pieniądze (priceless – jak w pewnej reklamie :-)).
  • Rada dla młodych Koleżanek i Kolegów: wychylajcie się ! Zróbcie robocze założenie, że ukończone studia nie dają Wam żadnej przewagi w stosunku do tysięcy innych osób, które też skończyły takie lub podobne studia a nadal macie decydującą słabość w stosunku do ludzi, którzy pracując już zdążyli nabrać pewnego doświadczenia i umiejętności praktycznych. To trzeba koniecznie czymś skompensować, na przykład robiąc coś konkretnego jeszcze w trakcie nauki, albo zdobywając rzadkie umiejętności niedostępne dla szerokiej rzeszy studiujących. Tego nikt Wam na tacy nie poda, musicie sami przejąć inicjatywę i zrobić coś wykraczające poza szablon. I nie jest to takie trudne, zobaczcie ile inicjatyw powstało choćby na tym blogu tylko dlatego, że ktoś zaprosił mnie na herbatę, czy tez napisał miłego i rzeczowego maila. Jeśli chcecie to wkrótce napisze Wam jak się za to zabrać, aby zwiększyć szanse powodzenia.

Tyle na razie, zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Do grupy, z którą się spotkałem – na początku lata będę w Waszych okolicach, to zrobimy sobie ostre warsztaty negocjacyjne :-)

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-04-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Firmy i minifirmy

Wątpliwości P.K.

Otrzymałem ostatnio mail, który za zgodą Autora cytuje w całości zmieniając tylko jego personalia:

„Witaj Alex,

Jestem czytelnikiem Twojego bloga. Może nie specjalnie aktywnym, ale czytam wszystko co napiszesz. Piszę do Ciebie gdyż czytając Twojego bloga i przygladając się temu co robisz widać, że jesteś osobą otwartą na ludzi, która propaguje idee bliskie mojemu przekonaniom. Widząc jak pomagasz rozwiazywać te czy inne problemy liczę na to, że mój mail nie przypadnie wsród wszytkich innych i dojdzie do mnie odpowiedź lub pojawi się na Twoim blogu, gdyż myślę, że w Polsce jest więcej osob, które chciałyby zmienić swoje życie, a ono jednocześnie im to utrudnia.
Konczę za parenaście dni 25 lat i muszę podjąć decyzje która zapewne wpłynie na moje dalsze życie zawodowe. Chciałbym mieć firmę a jednocześnie moje warunki życiowe niemalże nie pozwalają mi na to. Mieszkam z bratem i siostrą w niewielkim pokoju ( wiem, że to absurdalne w tym wieku ), ale niedawno zdałem sobie sprawę z tego do czego doprowadziłem swoje życie. Otrzymałem tydzień temu pozytywną decyzję o dofinansowaniu mojej działalnosci z Urzędu Pracy co jest dla mnie sporo szansą, jednak z drugiej strony zacząłem się zastanawiać czy mam szansę mając firmę doprowadzić ją w swoich warunkach mieszkaniowych do takich obrotów i płynności abym mógł się normalnie wyprowadzić. Moi rodzice pomimo że mówią, że moje plany są OK, nie są w stanie przyznać, że jest to wbrew ich etatowemu punktowi widzenia więc na pomoc z ich strony raczej nie mam co liczyć – czasem nawet muszę z nimi walczyć o to aby szanowali to że pracuje w domu,  co robie od ostatnich trzech miesięcy.
Mam tydzień na podjęcie decyzji i nie wiem co robic .. Czy założyc ta firmę i próbować się wyrwać z domu czy też pójść normalnie do pracy na jakiś czas i potem próbowac wyjść na swoje. Niestety praca na etat mnie dobija – nie lubie tej myśli, że pracuję na kogoś innego. Przez to wszystko jestem w kropce. Doradź coś, powiedz jak to rozważyć czy czemu się dokładniej przyjrzeć – będę Ci bardzo wdzięczny każdą radę.

Jeśli będziesz chciał wykorzystać tego maila nie ma problemu.

Będę Ci bardzo wdzięczny za każdą, nawet krótką odpowiedź.

Pozdrawiam serdecznie, P.T.”

Ponieważ otrzymuję takich wiadomości sporo, więc może odpowiedź na blogu przyda się większej ilości osób.
Pierwsza bardzo ważna rzecz, to pamiętajcie o tym, że wbrew pozorom nie mam szklanej kuli i w takich sprawach jestem zdany na informacje, które mi dostarczacie. Dlatego też dobrze jest dołączyć numer telefonu, pod który mogę zadzwonić aby doprecyzować niejasne sprawy i ustalić co z tego może ukazać się na blogu, a co nie.
Tak więc  drogi P.T. pozwól, że z tego powodu moje uwagi będą miały dość ogólny charakter.

Piszesz: „….myślę, że w Polsce jest więcej osob, które chciałyby zmienić swoje życie, a ono jednocześnie im to utrudnia.”
Życie jest jakie jest, nie jest to jakaś złośliwa osoba, która specjalnie rzuca Ci kłody pod nogi :-) Problem polega na właściwym rozpoznaniu praw rządzących tymże życiem i odpowiednim ich wykorzystaniu. Jeżeli tego nie potrafimy, to powstaje wrażenie, że „wszystko jest przeciwko nam”, a jest to tylko nasz brak umiejętności. To jest pozytywne, bo umiejętności możemy posiąść.

Dalej: „Mieszkam z bratem i siostrą w niewielkim pokoju…”
Mnie tym nie przebijesz, bo w wieku 25 lat mieszkałem w piwnicy :-) :-) więc masz zdecydowanie lepszy start :-)
Zaletą takiego mieszkania są bardzo niskie koszty stałe, co w początkowej fazie każdego biznesu jest bardzo ważne.  Do tego masz silną motywację, aby coś zmienić, to tez plus.
Pytasz: „czy mam szansę mając firmę doprowadzić ją w swoich warunkach mieszkaniowych do takich obrotów i płynności abym mógł się normalnie wyprowadzić.”
Nic nie piszesz jaki to ma być rodzaj działalności. Jeżeli chcesz w domu udzielać porad inwestycyjnych, to czarno to widzę, jeśli chcesz np. świadczyć usługi w IT przez internet to możesz mieszkać nawet w szałasie jeśli masz prąd i WiFi, a w ostateczności pracować w kawiarniach :-)
Dalej: „Moi rodzice pomimo że mówią, że moje plany są OK,”
Gratulacje!! Wiesz w ilu podobnych przypadkach rodzice pukają się w czoło, albo stosują inne, gorsze formy nacisku i demotywacji? Nie mówiąc już o takich przypadkach jak Paulo Coelho, którego rodzice kilkakrotnie wsadzili do zakładu dla umysłowo chorych , gdzie poddawano go elektrowstrząsom tylko dlatego, bo chciał być pisarzem.

Twoje podstawowe pytanie:
„Czy założyc ta firmę i próbować się wyrwać z domu czy też pójść normalnie do pracy na jakiś czas i potem próbowac wyjść na swoje.”
muszę pozostawić bez konkretnej odpowiedzi, bo wiem za mało o Tobie i tym co chcesz robić.
Generalnie, jeśli masz 25 lat i żadnych zobowiązań rodzinnych, to parę guzów, które nabijesz sobie przy pierwszej próbie bycia przedsiębiorcą nie powinno Ci zaszkodzić, a doświadczenia będą bezcenne.
Ważne jest tylko, abyś przy tym:

  • nie brał znaczących kredytów
  • nie robił niczego niezgodnego z prawem
  • był OK w rozliczeniach z fiskusem
  • starał się myśleć kategoriami korzyści dla klientów
  • w miarę możliwości nie robił dokładnie tego samego, co dziesiątki innych małych firm wokoło.

Jeśli  podasz mi więcej szczegółów to moja odpowiedź będzie bardziej precyzyjna.
Wszystkich zapraszam do dyskusji i wypowiadania Waszego zdania, także tych, którzy mają podobne dylematy

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2010-03-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 1 of 912345»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025