Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Uroda i atrakcyjność fizyczna

Podczas dyskusji pod moim postem „Jak dobierać sobie partnera” wynikła kwestia pojęć „uroda” i „atrakcyjność fizyczna”.

To co napiszę, to jest oczywiście prywatny punkt widzenia heteroseksualnego mężczyzny, mogę sobie jednak wyobrazić, że rozważania te przydadzą się przynajmniej jako start dyskusji i przemyśleń dla wielu Czytelników, niezależnie od ich płci i orientacji seksualnej. Skoncentrowanie się w tym poście na dwóch aspektach nie oznacza też, że uważam cechy umysłu i serca za mniej ważne, po prostu teraz rozmawiamy o fizyczności.
No ale wróćmy do tytułowego tematu.
Pojęcia „uroda” i atrakcyjność fizyczna” są często mylone, nawet Wikipedia używa ich zamiennie :-) No cóż, spójrzmy na nieco odmienny sposób widzenia:

  • uroda – zespół cech zewnętrznych uznawanych w danej kulturze za piękne i odpowiadające pewnym rozpowszechnionym w niej wzorcom.
  • atrakcyjność fizyczna kobiety – to jak sama nazwa wskazuje :-) intensywność pięknych doznań fizycznych, które mam kiedy kobietę trzymam w ramionach, całuje, pieszczę, kocham i robię inne przyjemne rzeczy które dostaliśmy w prezencie od Boga/Natury kiedy podjęta została decyzja, że homo sapiens będzie stworzony w dwóch wariantach nieco różniących się wyposażeniem :-) Na tę atrakcyjność wpływ ma oczywiście też to, co ta kobieta robi zarówno ze swoim ciałem jak i moim, bo dla naprawdę dobrych rezultatów nie powinna to być rzecz uprawiana w pojedynkę.

Teraz ciekawa sprawa, długoletnie obserwacje  praktyczne wykazują, że u dojrzałych kobiet w szerokim zakresie urody nie ma specjalnej korelacji pomiędzy tymi czynnikami!! Pisze w szerokim, bo czasem osoba która zewnętrznie bardzo odbiega od aktualnej „normy” nabawia się kompleksów, co blokuje jej rozwój w tej drugiej dziedzinie.
Większość, zwłaszcza młodych mężczyzn zdaje się tej prostej prawdy nie wiedzieć i koncentruje uwagę na tych nielicznych pięknościach w błędnym założeniu, że ładna buzia, „odpowiedni” biust, czy zgrabne nogi są równoważne z tą zdefiniowana powyżej atrakcyjnością fizyczną. Prawda jest taka, że niekoniecznie. Są piękne kobiety, które też są bardzo atrakcyjne fizycznie jak i takie, na które rzeczywiście najlepiej tylko popatrzeć bo całą resztę możesz sobie darować. Prawdopodobieństwo wystąpienia każdego z tych przypadków bardzo zbliżone do tego, gdybyśmy wzięli pod uwagę kobietę o niewyróżniającej się specjalnie urodzie!

Jakie z tego wypływają wnioski:

Dla Panów
O ile nie należycie do tej pożałowania godnej kategorii facetów, którzy potrzebują pięknej partnerki jako „trofeum” podnoszącego ich poczucie własnej wartości i popisaniu się przed otoczeniem, to przestańcie wreszcie wykorzystywać obrazki z kolorowych czasopism jako filtr selekcjonujący kobiety, z którymi chcecie wejść w bliższe relacje. Jest tyle fantastycznych, „zwyczajnie” wyglądających Pań, z którymi nie tylko możecie mieć interesującą konwersację, ale też przeżycia, dla których nawet piękne francuskie określenie „la petite mort” (mała śmierć) jest tylko delikatnym eufemizmem. Do tego większość potencjalnej „konkurencji” będzie się uganiać za tymi nielicznymi żurnalowymi pięknościami, pozostawiając całe „pole” dla Was :-) Czyż może być piękniejsza sytuacja?

Naturalnie w tej dużej grupie też należy „wyłowić” osoby atrakcyjne fizycznie, co na początku (ale tylko na początku) nie jest takie proste, bo odpowiednie sygnały są znacznie subtelniejsze niż te wysyłane przez „wizualne seksbomby”. Tutaj zalecam Wam praktykę i zdobywanie doświadczeń, nie chcę teraz rozbudowywać tego postu do rozmiarów książki, a poza tym już ktoś zwrócił mi uwagę, że ten blog i tak staje się bardzo frywolny :-)

Dla Pań

Rada numer jeden, to o ile nie jesteście w pilnej potrzebie dowolnego męskiego ciała (co też byłoby OK, macie do tego prawo), to unikajcie facetów, którzy w głębi ducha marzą o ładnych trofeach. Tacy goście zazwyczaj mają problemy z poczuciem własnej wartości i istnieje duże ryzyko, że w jakiejś sytuacji intymnej wpadnie im do głowy pomysł dowartościowania się poprzez np. jakieś uwagi i „rady” pod Waszym adresem. Po co Wam takie przeżycia?

Rada numer dwa to jeśli znalazłyście już mężczyznę, dla którego ważna jest Wasza atrakcyjność fizyczna w znaczeniu opisanym powyżej, to natychmiast zapomnijcie o Waszych ewentualnych kompleksach związanych z wyglądem! Dla takiego mężczyzny, który trzyma Was w ramionach wszelkie rzeczy zewnętrzne, których nie możecie zmienić, to, czego jest „za dużo”, „za mało”, „nie tak”, „nie w tym kształcie” jest wtedy absolutnie bez znaczenia. To, co się naprawdę liczy, to jaka wymiana odczuć i doznań zachodzi między Wami. A przecież w tych ostatnich domenach zazwyczaj macie przewagę nad nami, jeśli tylko pozwolicie w pełni dojść do głosu Waszej kobiecości.

Wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wspaniałych przeżyć w objęciach atrakcyjnych fizycznie partnerów/partnerek

PS: Dla równowagi następny post będzie o biznesie :-)

Komentarze (134) →
Alex W. Barszczewski, 2009-04-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Twoje prawdziwe „ja” w czasach kryzysu

Tematem „Nasze autentyczne ja” zajmowałem się już dwa lata temu. Wracam do niego, ponieważ w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nadmierne rozdmuchiwanie tej definicji może mieć opłakane skutki dla osób ograniczających w ten sposób swoje możliwości rozwoju.

Bardzo chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że w najbliższych latach czekają nas przemiany w życiu gospodarczym (a co za tym idzie też w tym „prywatnym”), które postawią na głowie wiele wyobrażeń, które mają ludzie wychowani w ostatnim długim okresie względnej prosperity. To trochę tak, jak drastyczne załamanie się warunków atmosferycznych na akwenie, gdzie „zawsze” panowała dobra pogoda i wiał przyjemny zefirek napędzający wszystkie żaglówki. Mało kto jest przygotowany na sztorm i ofiary będą nieuniknione. Na razie widać tylko ciemne chmury na horyzoncie, trochę silniej wieje i u niektórych zaczyna już trzeszczeć omasztowanie. To są poważne sygnały ostrzegawcze, całe szczęście jeszcze nie jest za późno, aby jakoś się przygotować pod warunkiem, że nie powiemy sobie, że „ja jestem jaki jestem i jakakolwiek poważniejsza zmiana oznaczałaby utratę mojej tożsamości” W tym drugim przypadku łatwo może spotkać nas los kutra „Andrea Gail” z filmu „The perfect Storm. Tam też skipper obstawał przy utrzymaniu dotychczasowego kursu, a bardzo wrażliwe na uderzenia fal okna sterówki załoga usiłowała zabezpieczyć dopiero w środku niezwykle rozszalałego sztormu.

Czego najbardziej kurczowo trzymają się ludzie, a co może okazać się bardzo niekorzystne w skutkach?

  • wyniesione ze studiów i pracy w niektórych korporacjach proceduralno-procesowe nastawienie do życia, czyli „Jak coś się robi w dany sposób, to trzeba się go trzymać”. Oczywiście w pewnych sprawach takich jak lądowanie samolotem, przygotowanie jachtu do długiego rejsu po oceanie, czy tym podobnych zadaniach wypracowane procedury są niezwykle pomocne, czy wręcz konieczne. Gorzej, kiedy ludzie stosują takie podejście w sprawach takich jak znalezienie klienta, pracy, czy nawet partnera w życiu. Całkiem niedobrze jest wtedy, kiedy traktują je jako część swojej tożsamości, którą bronią z uporem maniaka. Czasem zdarza mi się pokazywać ludziom nowe, znacznie skuteczniejsze (a przy tym oczywiście etyczne itp.) metody, które są niezwykle opornie przyjmowane z komentarzem „my tak nie robimy”, lub „to nie byłbym ja”. Co ciekawsze, to zjawisko generalnie występuje tym silniej, im niżej poruszamy się w hierarchii stanowisk. Logicznie rzecz biorąc zrozumiałbym, gdyby było odwrotnie, bo przecież ci, którzy zaszli wysoko musieli wiele rzecz zrobić dobrze i tym bardziej mocno trzymać się sprawdzonych metod :-)
  • bardzo wielu Rodaków (mnie w to wliczając) zostało wychowanych na potulnych poddanych, którzy nie potrafią wyrazić klarownie własnej woli i poglądów (częściowo z powodu wyuczonej bezradności lub bezkrytycznej wiary w tzw. autorytety, częściowo ze względu na kiepską praktyczną znajomość języka polskiego). Ta „choroba” jest wyleczalna, sprawdziłem to na sobie :-) pod warunkiem, że nie potraktujemy jej jako części naszej tożsamości. Tutaj też starania nauczenia kogoś bardziej przywódczej postawy, a przynajmniej bardziej eksperckiego języka napotykają na opór osób, które mówią ” to nie jestem ja”. Ciekawe jak wygląda u nich „utrata własnego ja”, kiedy posługują się np. angielskim? :-) Stawka jest duża, bo za kilka lat aby utrzymać się w dobrych  firmach trzeba będzie koniecznie umieć przejąć przywództwo i skutecznie sprzedawać swoje idee oraz wartość dodaną.
  • wielu Rodaków uważa używanie niecenzuralnych słów i określeń jako element własnej tożsamości. O szkodliwych skutkach pisałem już tutaj, gorzej jak ludzie bronią się przed zmianą tego, bo traktują to jako nieodłączną i konieczna część własnej osobowości. Długofalowo robią sobie sami „kuku” :-) Ja sam jako dwudziestokilkulatek potrafiłem „rzucić wiązką”, całe szczęście że nie byłem do tego zachowania tak przywiązany jak wiele innych osób i kiedy sobie uświadomiłem jego szkodliwość, to po prostu przestałem. To otworzyło mi potem wiele atrakcyjnych drzwi w życiu.
  • u wielu Polaków można zauważyć niezwykle wysoką gotowość do agresywnych zachowań. Nie będę teraz wnikał w przyczyny tego stanu rzeczy takie jak np. permanentne poczucie bezsilności lub podmiotowości w życiu, brak prawdziwej satysfakcji seksualnej itp. Ważne jest, że w ten sposób dokonujemy skutecznej selekcji negatywnej ludzi, z którymi mamy do czynienia odstraszając tych miłych i sympatycznych, którzy mają w sobie dość siły i możliwości wyboru, aby nie musieć być z takimi zachowaniami skonfrontowani. Długofalowo pozostają wokół nas podobni „agresywni”i całe towarzystwo często kończy na „galerach” z przeświadczeniem, że „życie jest to d…”.
    Tę skłonność do agresywnych zachowań też można zmienić pod warunkiem, że nie potraktujemy tego jako niezbywalnej części naszego „ja”. Znowu jestem tego przykładem (pamiętajcie, że jak pisze o różnych bzdurach, to większość z nich sam popełniałem :-)) Problem polega znów na tym, że większość „zainfekowanych” tym współbliźnich nie wyobraża sobie siebie, jako łagodnych, a przy tym bardzo skutecznych ludzi i mówi „taki właśnie jestem i to jest wyraz mojej osobowości”

Można by tak dalej, ale jeżeli dałoby coś zrobić z tymi czterema problemami, to wiele osób miałoby znacznie większe szanse dobrze przesztormować ewentualny trudny okres w gospodarce. Polecam Wam przyjrzenie sie sobie i zdiagnozowanie, czy przypadkiem któryś z tych punktów nie jest o Was. To samo w sobie nie jest żadną hanbą (jak już wspomniałem sam cierpiałem na każdy z nich), ale trzeba koniecznie i szybko cos z tym zrobić, inaczej szkodzimy naszym szansom na przyszłość.

Jeżeli ktoś interesuje się kwestia wpływu naszej tożsamości w nieco szerszym zakresie, to polecam lekturę eseju Paula Grahama, w którym pokazuje on ładnie, jak „wbudowanie” w nią elementów religijnych i politycznych zaciemnia naszą zdolność klarownego myślenia o nich.

Dla leniwych zacytuje dwa dobre zdania:

„ If people can’t think clearly about anything that has become part of their identity, then all other things being equal, the best plan is to let as few things into your identity as possible„

oraz

„The more labels you have for yourself, the dumber they make you„

Podpisuję się pod tym obydwoma rękami :-)

PS: O przyklejaniu innym etykietek wszelkiego rodzaju napisze następnym razem

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2009-02-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Dziesięć minut przyjemności

Ostatnio w Berlinie miałem life coaching z pewnym obiecującym młodym człowiekiem, który oprócz biegłej znajomości 4 języków (w tym chińskiego) i dużego doświadczenia w międzynarodowym biznesie jest zapalonym tancerzem tango, jednym z tych tancerzy, którzy potrafią przetańczyć całą noc wędrując z jednej milonga do drugiej.

W trakcie naszej rozmowy w którymś momencie powiedziałem mu, że mam taką zasadę, która mówi: „Każdy człowiek, który zadał sobie trudu aby wejść ze mną w pozytywną interakcję powinien na tym być „do przodu””.

Na to mój rozmówca stwierdził : „Wiesz, u nas w tango jest też taka zasada, że podczas tych dziesięciu minut, kiedy tańczysz z jedną partnerką starasz się, aby było to dla niej przyjemne przeżycie. Wszystko jedno, czy dobrze do siebie pasujecie, czy też nie całkiem, czy styl tańca drugiej osoby Ci leży, czy też nie, przez te dziesięć minut starasz się zrobić z tego przyjemne przeżycie dla drugiej strony„

Pomyślałem sobie, że kiedyś zalecałem Wam rzucanie w życie innych ludzi promienia słońca. Oczywiście cały czas zachęcam Was gorąco do robienia tego!  Zdają sobie jednak sprawę, że takie postępowanie wymaga pewnego minimum proaktywności i uwagi na to co się dzieje wokoło. W naszym, czasem zabieganym życiu nie zawsze jesteśmy do tego zdolni. Dlatego proponuję Wam coś jeszcze prostszego, a mianowicie zastosowanie tej zasady tanga w codziennym życiu, w stosunku do ludzi, z którymi tak czy inaczej macie jakieś interakcje.

I tak:

  • Jeżeli macie z kimś interakcję w biznesie, to oprócz rzeczowego załatwienia nawet trudnej sprawy starajcie się, aby Wasza rozmowa była dla drugiej strony w miarę przyjemna. W normalnej praktyce biznesowej jest mnóstwo ludzi, którzy zatruwają Waszemu rozmówcy czas, zróbcie tę pozytywną różnicę.
  • Jeśli wdajecie się w pogawędkę ze znajomym, lub nieznajomym, to też aktywnie starajcie się, aby pozostawiła ona na rozmówcy miłe wrażenie. To ogranicza nam możliwości wylewania naszych żalów na innych, ale tego i tak nie powinniście robić.
  • Jeżeli załatwiacie coś w urzędzie, hotelu lub sklepie, to też aktywnie zadbajcie o to, aby kontakt z Wami był dla drugiej osoby miłym epizodem, nawet jeżeli mówimy o zestresowanej kasjerce w hipermarkecie
  • Jeżeli idziecie z kimś do łóżka, wszystko jedno czy z wielkiej miłości, czysto hedonistycznych pobudek, czy też powodów leżących gdzieś pomiędzy, to zadbajcie o to, aby dla partnera/partnerki było to naprawdę przyjemne przeżycie (w tym przypadku mam nadzieję, że dłuższe  niż 10 minut :-)). To właściwie powinno być zrozumiałe samo przez się, ale np. słyszałem od wielu kobiet wręcz  niewiarygodnie brzmiące historie o facetach typu „wejść-dojść-wyjść”.

To wszystko jest bardzo proste i dziwię się, że wiele osób tego nie robi. Napisałem ten post z egoistycznych pobudek, bo odkąd przeniosłem się do Polski jeszcze bardziej mi zależy na tym, aby atmosfera różnych codziennych zdarzeń z innymi ludźmi była sympatyczna. To na razie w kraju nie wygląda jeszcze najlepiej, ale jest już postęp. Przyśpieszmy go, dając na co dzień dobry przykład. Poza tym, jest to łatwy sposób, aby pozytywnie się wyróżnić. Zachęcam!!

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Kurwa i dupa nie są cool

Ten temat czekał już dość długo na rozwinięcie, dziś pod wpływem  dyskusji pod innym postem jestem zmotywowany aby się za to zabrać :-)

Czasem słuchając wypowiedzi innych ludzi mam wrażenie, że zbyt dużo naoglądali się filmów Pasikowskiego, czy Tarantino, oraz niektórych programów polskiej telewizji. Przy takich źródłach wiedzy o świecie łatwo dojść do wniosku, że przeklinanie jest najnormalniejszą rzeczą pod słońcem i np. używanie „kurwa” jako znacznika zaangażowanie emocjonalnego, albo „dupa” w różnych przypadkach dla oceniania czegoś lub kogoś pokazuje jacy jesteśmy dobrzy. Nic bardziej błędnego!!! Na stanowiskach „galerniczych” (obejmijących też pewien poziom managementu) może to ujść płazem, ale powyżej pewnego poziomu zarządzania (i dochodów) podejście takie może okazać się prawdziwą blokadą w Waszej dalszej karierze. W latach 90 było nieco inaczej i może stąd pochodzi takie przekonanie, że wszystko wolno, ale teraz w dobrych firmach mamy zupełnie inną sytuację. Pracując dość długo w branży i mając wieloletnie kontakty z klientami widzę w jak wielu przypadkach możliwości dalszego atrakcyjnego awansu na wysokie stanowiska lądują na rafach tylko i wyłącznie dlatego, że wiadomo iż kandydat od czasu do czasu wyraża się jak osoba pozbawiona elementarnej ogłady. I nawet jeśli na obecnym stanowisku dostarczacie dobrych wyników, to w wielu wypadkach Wam nie pomoże! W tym wszystkim  niekoniecznie chodzi tylko o tzw. kulturę danej osoby.

Dodatkowe rozważania stanowiące „gwoździe do trumny” kandydata to:

  • jeśli ktoś przeklina, to pokazuje światu, że potrzebuje znaleźć upust dla swoich gwałtownych negatywnych emocji. Gwałtowne negatywne emocje to nie jest to, co dobra firma chciałaby mieć np. u swoich członków zarządu lub wyższego managementu. To jest duży minus, który w warunkach silnej konkurencji może okazać się zabójczy dla dalszej kariery
  • jeśli ktoś używa określeń typu „do dupy”, to pokazuje że nie potrafi dawać konstruktywnego feedbacku a przy okazji może demotywować wartościowych, ale wrażliwych na takie sformułowania pracowników. Mając do wyboru kilku kandydatów na dane stanowisko świadomy pracodawca raczej uzna to za spory minus, który też może zablokować nam możliwość awansu

Dodajmy do tego jeszcze jedno przemyślenie, a mianowicie, że ludzi decydujących o Waszym awansie na dowolne już stanowisko (a więc niekoniecznie zarząd, czy top management) możemy podzielić na dwie grupy:

  • tacy, którzy tolerują wyrażenia wywodzące się z dolin społecznych proletariatu miast i wsi
  • tacy, którzy tego nie tolerują

W tym drugim wypadku zostaniecie „odstrzeleni” na dzień dobry, bo rekruterzy to też tylko ludzie poddający się pewnym emocjom. Naprawdę warto?
To, co powyżej napisałem nie występuje we wszystkich firmach czy rozważaniach o awansie wewnętrznym, niemniej byłem wystarczającą często świadkiem podejmowania decyzji o tym ostatnim, aby móc z czystym sumieniem powiedzieć „uważajcie na takie rzeczy”!! Szkoda, abyście przez takie niuanse językowe sami pozbawiali się istotnych sposobności pójścia do przodu. Znacie Efekt Motyla, tutaj często pojawia się on w bardzo niekorzystnej dla Was postaci.

PS: To, co napisałem dotyczy oczywiście też naszych wypowiedzi w internecie, bo Google zadba o to, aby nie zaginęły :-)
Lepiej żeby ta wyszukiwarka była Waszym przyjacielem, bo dzisiaj prawie każdy poważniejszy pracodawca sprowadzi co tam można o Was znaleźć

Komentarze (135) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Rezonans limbiczny

Słyszeliście o rezonansie limbicznym? Jest to cecha umysłu ludzkiego (nie tylko zresztą – z tego co wiem dotyczy to wszystkich ssaków) polegająca na tym, że w grupie jednostek przebywających razem występuje tendencja do synchronizowania wzajemnych stanów wewnętrznych. Całe zagadnienie jest niezwykle ciekawe i wiąże się z wieloma fenomenami, w tym z tak zwaną miłością od pierwszego wejrzenia itp. Nie o tych aspektach chcę jednak mówić.
To na co chcę Wam zwrócić uwagę, to fakt, że jeśli dłużej przebywamy w jakiejś określonej grupie ludzi, to tym silniej przejmujemy dominujący w tej grupie stan wewnętrzny (emocjonalny itp.) Odbywa się to bez jakiejkolwiek komunikacji werbalnej, w dość tajemniczy, niemniej bardzo skuteczny sposób, którego korzenie sięgają dalej niż historia gatunku ludzkiego. Zastanówmy się, jakie to może mieć znaczenie w naszym życiu codziennym:

Jeśli chcąc nie chcąc synchronizujemy nasze nastroje z ludźmi przebywającymi wokół nas, to jest to niezmiernie istotne, abyśmy przebywali wśród takich, których stan wewnętrzny zbliżony jest do tego, który sami chcielibyśmy mieć. To oznacza, że np. niezwykle starannie powinniśmy dobierać miejsce pracy, analizując nie tylko zarobki i tzw. twarde możliwości rozwoju, lecz także przyglądając się panującej atmosferze i odpowiadając sobie na pytanie „czy taki też chciałbym się stać?” Wielu z nas jest co prawda przekonanych, że potrafimy opierać się takim wpływom, ale z jednej strony długoterminowo bardzo trudno byłoby nam oprzeć się takiemu wpływowi, a z drugiej próby przeciwdziałania mu kosztowałyby mnóstwo energii, której może nam zabraknąć gdzieś indziej.
Kiedyś prowadziłem szkolenia dla firmy A w budynku należącym do firmy B i obserwowałem tam zdumiewające zjawisko. Przez ponad tydzień, który tam spędziłem spotkałem jednego (!!!!) człowieka, który przechodząc obok na korytarzu nawiązał normalny kontakt wzrokowy, a nawet się uśmiechnął (to był dostawca kanapek). Cała reszta albo uciekała z oczami, albo rzucała na ciebie niewidzącym spojrzeniem tak, aby tylko nie zderzyć się na korytarzu. Jestem w Polsce do różnych rzeczy przyzwyczajony, ale to byli bardzo porządnie ubrani ludzie w dość szerokim przedziale wiekowym będącymi absolutnymi mistrzami świata w traktowaniu drugiego człowieka jak powietrze !!! Do tego wyczuwalny poziom zaangażowania czymkolwiek był bardzo niski.
Nie sądzę, że taka cecha była kryterium doboru pracowników, raczej cała ekipa „wysynchronizowała” się wokół jakiegoś wzorca i po przekroczeniu „masy krytycznej” stała się dość jednolitą grupą dziwnie zachowujących się ludzi. O wpływie takiej postawy na relacje z „resztą świata” nie muszę chyba pisać.
Stąd proponuję, abyście zastanowili się w jakim otoczeniu przebywacie przez większość dnia i uczciwie powiedzieli sobie, czy chcecie stać się podobnymi ludźmi. jeśli nie, to niezależnie od prestiży i zarobków macie zadanie do wykonania, inaczej będzie z Wami kiepsko.

To, co napisałem o rezonansie limbicznym dotyczy też naszych relacji z pojedynczymi ludźmi, w tym też partnerami życiowymi. Jeśli z różnych powodów (obawa przed samotnością, seks, względy ekonomiczne itp. ) związaliśmy się z osobą, której przeważający stan wewnętrzny bardzo odbiega od naszego, to musimy się liczyć z tym, że długoterminowo będziemy silnie na siebie wpływać i to niestety z tą tendencją, że negatywne wpływy zdają się mieć silniejszą i trwalszą silę oddziaływania niż te pozytywne. Stąd też konieczność przeanalizowania naszych relacji także i pod tym kątem. Niektórzy z Was znają zapewne to uczucie, że jakiś związek się kończy, z jednej strony jest nam smutno, ale z drugiej czujemy taki powiew świeżego powietrza i optymizmu, którego dawno nie doświadczaliśmy. Jeśli tak jest, to czy nie lepiej na przyszłość unikać tego typu sytuacji od samego początku?

Wiele osób pyta mnie skąd, będąc w wieku, który trudno nazwać młodzieńczym, biorę tyle zapału i pozytywnej energii do życia? Częścią odpowiedzi jest właśnie fakt, że we wszystkich dziedzinach staram się synchronizować z pozytywnymi ludźmi, z którymi pozytywnie „nakręcamy się”, unikając jednocześnie tych nieszczęśliwców, widzących świat w całkiem czarnych barwach lub będących do niego ogólnie negatywnie nastawionych. Jak wyrobimy sobie na to oko oraz zadbamy o minimum niezależności w podejmowaniu decyzji, nie jest to wcale takie trudne.

Ciekawe jak Wy widzicie tę kwestię i jakie są Wasze obserwacje i wnioski. Podzielcie się nimi proszę w komentarzach.

PS: Teraz uświadomiłem sobie, że wiele z tego, co napisałem zawarte jest w polskim przysłowiu „Z kim poprzestajesz, takim się stajesz”. Rozejrzyjcie się w Waszym otoczeniu i odpowiedzcie sobie, czy taca też chcecie zostać.

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Motywacja i zarządzanie, Rozwój osobisty i kariera

Życie po życiu, czyli jak rozstawać się w biznesie i nie tylko

Pozwólcie, że opiszę małą historię, która wydarzyła się kiedyś na naszym blogu. Zawiera ona pouczające elementy, a ponieważ drugi jej bohater zgodził się na publikację to pozwalam sobie na jej zaprezentowanie. Kiedy TesTeq pojawił się na tym blogu, to dość często zdarzało mu się pisać komentarze, które z mojego punktu widzenia świadczyły o niezbyt dokładnym czytaniu tekstów, do których się odnosił.
Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB
To jest dość powszechne zjawisko i niektórzy usiłują wykorzystać to jako chwyt retoryczny (dlatego warto porównywać to, co powiedzieliśmy do tego, do czego potem odnosi się rozmówca). Jak wiecie, szanują wszystkich Czytelników, a zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trud wypowiadania się tutaj, więc początkowo cierpliwie tłumaczyłem różnice pomiędzy ABCD a ACCB, delikatnie mówiąc z bardzo różnym skutkiem. Ponieważ uważam mój czas za bardzo cenny, to w którymś momencie, zgodnie z zasadą Miyamoto Musashi „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” stwierdziłem, że już wystarczy. Uprzejmie, choć bardzo stanowczo wyprosiłem TesTeq z blogu zalecając mu wypowiadanie się gdzieś indziej. TesTeq wyraził ubolewanie z powodu takiego stanu rzeczy, po czym kulturalnie się pożegnał. Dla mnie sprawa była załatwiona, to było normalne działanie managerskie (pozbycie się niekompatybilnego członka zespołu), rzeczowo i bez wzbudzania niepotrzebnych emocji.
Ku mojemu zdziwieniu w jakiś czas potem w moderacji pojawił się komentarz napisany przez TesTeq, komentarz, który był bardzo sensowny i wnosił sporo do dyskusji. Ponieważ uważam ten blog przede wszystkim za serwis dla Czytelników, to zamieszczam na nim każdą w miarę przyzwoitą wypowiedź, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzam, czy też nie. Tak też zrobiłem z tamtym komentarzem. Wkrótce pojawiły się następne, każdy na poziomie i na temat, więc i one wylądowały na blogu. Po pewnym, stosunkowo krótkim czasie z przyjemnością poinformowałem TestTeq, że wobec takiej przemiany jest mile widzianym komentatorem i oczywiście jego nick zostaje od natychmiast wyjęty z Watch List. Resztę historii już znacie, TesTeq wnosi wiele interesujących punktów widzenia do naszych dyskusji, nawet jeśli nie zawsze są one zbieżne z moimi, to jest to cenny element za który mu w tym miejscu jeszcze raz dziękuję. Z drugiej strony dla niego aktywność na naszym blogu powiększa jego tzw. „exposure” (nie pamiętam teraz polskiego terminu marketingowego), bo było nie było mamy tutaj ponad 60.000 odwiedzin miesięcznie i liczba ta ciągle rośnie. Typowa sytuacja win-win dla wszystkich.

Jakie ogólne wnioski warto z tego wszystkiego wyciągnąć?

Najpierw uwagi dla managerów:

  • Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat. Rozmowa taka powinna zakończyć się zawarciem wiążącego porozumienia dotyczącego oczekiwanych rezultatów, bądź zachowań.
  • Jeżeli zawarcie takiego porozumienia nie jest możliwe, bądź druga strona nie go dotrzymuje, to należy jak najprędzej z nią rozstać. Kropka. Tzw. pochylanie się nad człowiekiem, dawanie mu drugiej, trzeciej, x-tej szansy zazwyczaj jest bezcelowym marnotrawstwem czasu i zasobów. To bardzo szlachetne zachowanie, niemniej moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie jako manager i konsultant potwierdza, że w znakomitej większości przypadków nasze dobre intencje interpretowane są przez drugą stronę jako ciche przyzwolenie na kontynuację dotychczasowego postępowania. jeśli z jakichkolwiek powodów nie możesz na razie obyć się bez tego człowieka, to jak najszybciej zacznij szukać kogoś, kto mógłby go zastąpić. Podkreślam jednocześnie, że przed zastosowaniem takich działań konieczne jest dobre przeprowadzenie czynności opisanych w poprzednim punkcie.
  • Jeśli rozstajemy się z kimś to warto zrobić to w sposób cywilizowany. Wszelkie tzw. osobiste wycieczki lub poniżające drugą stronę zachowanie są bardzo szkodliwe i nigdy nie wiemy kiedy mogą nam samym odbić się czkawką. Gdybym np. nieodpowiednio potraktował TesTeq, to nigdy już nie napisałby on na naszym blogu z oczywistą stratą dla całości tego przedsięwzięcia. Rozstając się z niekompatybilną osobą warto uświadomić zarówno sobie ja i drugiej stronie że to „nothing personal, just business”.
  • Jeśli osoba, z która w ten sposób rozstaliśmy się w którymś momencie kontaktuje się z nami pokazując w wiarygodny sposób, że problem który był przyczyną poprzednich komplikacji został usunięty, to możemy ewentualnie dać jej szansę pokazania tego w praktyce. Nie oznacza to natychmiastowego przywrócenia wszelkich praw, lecz jedynie możliwość wykazania się w jakieś bezpiecznej „piaskownicy”. Poprzez piaskownicę rozumiem takie otoczenie, w którym nawrót zainteresowanego do poprzednich praktyk nie spowoduje szkód dla Ciebie lub Twojej organizacji.
  • Jeśli osoba sprawdziła się w piaskownicy, to możesz ostrożnie wstawić ją na bardziej eksponowaną pozycję.

Takie historie zdarzają się, znam co najmniej parę takich spektakularnych „żyć po życiu”, które zakończyły się „a potem żyli długo i szczęśliwie” dla obydwu stron :-)

Teraz parę wskazówek dla drugiej strony:

  • Jeśli bierzesz udział w przedsięwzięciu, którego nie jesteś właścicielem, bądź osobą sprawiającą kontrolę z nadania właściciela, to zazwyczaj masz trzy opcje, które najlepiej wyraża amerykańskie powiedzenie „love it, change it, or leave it” :-) Jeśli przy tym osoba sprawująca szeroko rozumianą władzę ma silną osobowość, a do tego jej przedsięwzięcie ma sukcesy właśnie dzięki taki cechom, to możliwości „change it” są dość ograniczone, zwłaszcza jeśli chcesz to zrobić w sposób „siłowy”. Jeśli całość nie podoba Ci się, to lepiej poszukaj sobie czegoś bardziej pasującego
  • W przypadku, jeśli druga strona komunikuje Ci, że zamierza się z Tobą rozstać, to warto zapytać, co musiałoby się wydarzyć, aby zmieniła swoją decyzję. Być może pojawi się jakaś szansa porozumienia. Tego punktu np. TesTeq nie wykorzystał, podobnie jak zresztą większość ludzi. To mnie dziwi, gdyż takie zapytanie nic nie kosztuje. Jeśli po nim pojawią się warunki nie do zaakceptowania, to zawsze możemy je odrzucić i nie będziemy w gorszej sytuacji niż byliśmy poprzednio!
  • Jeśli druga strona zdecydowanie chce się z Tobą rozstać, to nie walcz „na siłę”. Gdyby TesTeq zaczął narzekać na blogu, lub gdziekolwiek indziej jak „niesprawiedliwie” został potraktowany, albo jaki to ja jestem „despotą”, to nigdy przenigdy nie miałby szans powrotu tutaj. Kulturalne pożegnanie się pozostawiło otwartymi bardzo wiele drzwi. Dokładnie tak samo dzieje się w prawdziwym życiu poza internetem. Znam parę przypadków osób, które całkiem niepotrzebnie procesowały się z byłym pracodawcą zamykając sobie nie tylko możliwość „pokojowego” powrotu do atrakcyjnej firmy, lecz do tego rujnując opinię na rynku, bo powyżej pewnego poziomu świat biznesu w Polsce wcale nie jest taki wielki. Więc pamiętaj, nigdy nie pchaj się na siłę tam, gdzie Cię nie chcą, nawet jeśli zgodnie z Kodeksem Pracy masz do tego „prawo”.
  • Możesz zawsze potem spróbować pokazać drugiej stronie, że powody rozstania zniknęły, ale licz się co najmniej z jakimś okresem próbnym. Ja jestem bardzo pragmatycznym managerem i bez specjalnych problemów umożliwiłem TesTeq ponowne wykazanie się (choć jako środek ostrożności najpierw wszystkie jego komentarze lądowały w moderacji), musisz jednak być przygotowanym na to, że wielu managerów może do tego podejść bardziej emocjonalnie, albo ambicjonalnie i „dla zasady” (jakiej????) powie Ci „nie”. Uprzednie kulturalne rozstanie się minimalizuje taką możliwość, nie może jednak jej wykluczyć. Wtedy trudno, pomyśl że świat jest wielki i pełen innych sposobności.
  • Jeśli otrzymałeś szansę na „życie po życiu” to pamiętaj, że najprawdopodobniej obowiązuje dla Ciebie zero tolerancji jeśli chodzi o nawroty Twoich dawnych zachowań, tych, które spowodowały pierwotne rozstanie się z Tobą.

W życiu nie wszystko toczy się prostymi drogami i jestem przekonany, że powyższe rozważania w którymś momencie mogą okazać się bardzo przydatne każdemu z Was. Nawiasem mówiąc podobnie funkcjonuje to często w życiu prywatnym.
Zapraszam do rozmowy w komentarzach.

Komentarze (83) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Róbmy to inaczej niż krowy !

Ten post będzie nieco kontrowersyjny i osobom, które łatwo się obrażają zalecam nieczytanie go. To, co tutaj napiszę może i będzie kolidować z tym, co codziennie praktykuje większość ludzi. Nie zmienia to faktu, że prezentowane tutaj zalecenia sprawdziły się wielokrotnie w życiu i warte są co najmniej wypróbowania.

Krowy są, jak wiadomo ze szkoły, tzw. przeżuwaczami. Oznacza to, że najpierw na pastwisku najedzą się do syta, potem, przeważnie wieczorem cierpliwie ponownie przeżuwają połkniętą wcześniej trawę.
Co to ma wspólnego z nami?
Posłuchajcie uważnie w jaki sposób i o czym rozmawia większość ludzi, którzy spotykają się towarzysko. Łatwo zauważycie, że bardzo wiele, jeśli nie większość z ich wypowiedzi to powtarzane i przeżuwane w nieskończoność relacje z przeszłych przeżyć mówiącego. W ten sposób cała rozmowa staje się odgrzewaniem konserw z czasów minionych (wszystko jedno jak dawno), a konserwy jak wiadomo nigdy nie będą tak pożywne jak świeże produkty. Często bywa tak, że całe towarzystwo po kolei robi taki recykling przeżyć każdego z uczestników, który staje się główną zawartością spotkania. To zdaje się być jeszcze jednym przejawem zamiłowania do życia w przeszłości, o czym pisałem już kiedyś
Oczywiście każdy może spędzać swój czas wolny tak, jak chce, niemniej takie przeżuwanie minionej rzeczywistości nie posunie nas dalej. Przyjrzyjmy się dwóm negatywnym przykładom, zaczynając od biznesowego:

  • Kiedyś u jednego z moim klientów nastąpiła zmiana na stanowisku szefa d/s szkoleń. Nowy manager umówił się ze mną na godzinne spotkanie na mieście. Normalnie takie spotkanie z kimś, kto przez dwa lata intensywnie trenował kluczowych ludzi danej firmy może być dla managera, który przyszedł z zewnątrz bardzo cennym źródłem rad i informacji, których naturalnie chętnie bym mu udzielił. Z tego niestety nic nie wyszło, bo „młody pistolet” przez 50 minut opowiadał mi historie ze swojej przeszłości w uprzedniej firmie i jaki on tam był dobry. No cóż, jestem cierpliwym słuchaczem :-) Nawiasem mówiąc po pewnym czasie na jego stanowisku był już ktoś inny, nic dziwnego przy takim podejściu.
  • Przypadek drugi miał miejsce w ostatnie Walentynki. Siedząc w lokalu dyskutowałem ciekawe tematy z jednym z klientów, a przy stoliku obok atrakcyjny dwudziestoparoletni mężczyzna spędzał walentynkowy wieczór z równie atrakcyjną towarzyszką. W biznesie rozmawia się przy stoliku ściszonym głosem (czego nawiasem mówiąc wielu managerów nie wie), więc mimo woli słyszałem sporą część „rozmowy” obok. Piszę w cudzysłowie, bo głównie ograniczała się ona do tego, że ów mężczyzna opowiadał dość głośno historie ze swojego życia, mające pokazać jakim jest on super facetem. Po pewnym czasie jego towarzyszka była tak znudzona (czego nawet nie spostrzegł), że zaczęła oczami flirtować ze mną :-)

Spróbujcie w najbliższym czasie poczynić własne obserwacje w tym kierunku. Zwróćcie uwagę, kiedy inni odgrzewają przy Was swoje dawne przeżycia i jak się przy tym czujecie. Wypróbujcie, co się stanie, jeśli Wy sami przestaniecie opowiadać innym o swojej przeszłości, a zamiast tego zaczniecie dzielić się z nimi waszymi wrażeniami tu i teraz, ewentualnie kreując wizje przyszłości. Zróbcie to w czasie romantycznej kolacji, zobaczcie jak wpłynie to na atmosferę spotkania.
Ostrzegam, że wielu ludzi nie potrafi tego robić, zwłaszcza my mężczyźni mamy czasem problem z byciem tu i teraz oraz komunikowaniem tego co aktualnie czujemy i myślimy. Nie jest to rzecz nie do naprawienia, a nauczenie się tego może nie tylko w ogromnym stopniu zmienić jakość Waszych istniejących relacji, lecz też otworzyć dla Was całkiem nowe, niedostępne wcześniej możliwości. Polecam!!

Pozostawmy przeżuwanie przeżu(y)tego krowom :-)

PS: Po ostatnim spotkaniu w Warszawie uczestnicy w komentarzach napisali, że było bardzo ciekawe a 5 godzin przeminęło jak z bicza strzelił. Chcecie poznać małą tajemnicę? Na początku wieczoru umówiliśmy się, że poza przytaczaniem konkretnych przykładów niezbędnych do zilustrowania jakiejś tezy nie będziemy używali czasu przeszłego :-)

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Kiedy chciwość przesłania rozum

Na sympatycznej kolacji, na której ostatnio byłem, miałem między innymi okazję porozmawiania z jedną z bardzo kompetentnych pani notariusz i usłyszałem od niej niesłychaną historię o nagminnym zrywaniu umów przez deweloperów i „nabijaniu w butelkę” klientów, którzy chcieli u nich kupić mieszkanie. Dziś, na portalu gazeta.pl w artykule o nieruchomościach natknąłem się na podobną informację i aż się prosi, aby na ten temat coś napisać. Zacznijmy od zacytowania tego fragmentu artykułu (całość jest rozsądnie napisana i warta przeczytania):

„Ze względu na piorunujący wzrost cen nieruchomości deweloperom bardziej opłaca się zrywać umowy i wypłacać odszkodowania, niż ich dotrzymywać.
Deweloper, który w pogoni za zyskiem chce nabić klientów w butelkę, działa w następujący sposób:
• Podpisuje umowy z klientami.
• Za wpłacone przez nich pieniądze rozpoczyna budowę.
• Z regularnie wpłacanych rat finansuje zamknięcie kolejnych etapów.
• Kilka miesięcy przed zakończeniem prac z błahych powodów zrywa umowy z częścią klientów.
• Uzyskane w ten sposób mieszkania sprzedaje za cenę przynajmniej o kilkadziesiąt procent wyższą niż pierwotna.
Na taki proceder pozwalają mu dwie rzeczy:
• umowa przedwstępna nie jest podpisywana w formie aktu notarialnego. Akt umożliwia przeniesienie własności mieszkania bez zgody dewelopera na kupującego.
• niskie kary umowne. Jeśli deweloper musi zapłacić wysoką karę za wypowiedzenie umowy z własnej winy, rzadko kiedy się na to zdecyduje.
Jednak kary umowne wynoszą zazwyczaj ok. 5 proc. wartości umowy, a na wyższe deweloperzy nie chcą się zgodzić.”

W rozmowie z panią notariusz zapytałem, jak w takim razie wygląda kwestia dochodzenia przed sądem odszkodowania za utracone przez klienta korzyści (bo przecież ktoś mógł kupować mieszkanie w celach spekulacyjnych, bądź zawrzeć umowę kredytową i na takim zerwaniu ponosi konkretne straty) i ze zdumieniem dowiedziałem się, że w przypadku znakomitej większości umów (mówimy teraz o tych nie będących aktem notarialnym) nie ma to w Polsce szans. Nie mam w tej chwili pod ręką jakiegoś specjalisty od polskiego prawa cywilnego, aby to dodatkowo sprawdzić, jeśli tak rzeczywiście jest, to bardzo źle świadczy to o kilku sprawach:

  • polskie prawodawstwo sprzyja mocniejszym i bezwzględnym. To bardzo niedobry znak, bo tworzy pętlę sprzężenia zwrotnego, która wzmacnia takie zachowania i umacnia w tym kraju ludzi o wątpliwej etyce biznesowej. W rezultacie coraz więcej osób nabiera zdrowego nastawienia mówiącego „w ważnych sprawach życiowych, uważaj na to, co polskie” , albo wręcz decyduje się na szukanie swojego szczęścia poza krajem. Jako ciekawostka, w niemieckim prawie cywilnym (i o ile pamiętam, to w austriackim też) istnieje pojęcie tzw. Sittenwidrigkeit czyli w pewnym uproszczeniu niezgodności elementów umowy z dobrymi obyczajami i przyzwoitością. Ta klauzula jest nadrzędną nawet w stosunku do wolności zawierania umów i ma na celu ochronę słabszej, mniej zorientowanej w materii strony kontraktu. W rezultacie każdą umowę, w której są punkty wykorzystujące nieświadomość jednej ze stron w celu „nieprzyzwoitego” uzyskania korzyści przez drugą można zaskarżyć w sądzie cywilnym, który może orzec nieważność takich porozumień. Polski prawnik opisałby to zapewne lepszym językiem, w tej dziedzinie mój niemiecki jest lepszy od polskiego :-)
  • Tak jak to wygląda, to w większości umów z deweloperami można mówić o umowie kupna sprzedaży, lecz wystawieniu przez nich klientowi opcji na sfinansowanie budowy: jeśli ceny nie podskoczą zbyt wysoko, to budujący zawsze może przekazać mieszkanie osobie, który jego budowę sfinansowała, jeśli pójdą w górę, to to deweloper podziękuje swojemu taniemu „bankierowi” i sprzeda mieszkanie komuś, kto da więcej. Fakt, że takie zjawisko jest w danym kraju możliwe na masową skalę prowadzi do wniosków, których ze względu na patriotyczne uczucie wielu Czytelników nie będę tutaj publikował.
  • Najbardziej dramatyczną rzeczą jest fakt, że tak wielu ludzi (często z wyższym wykształceniem!!!) takie umowy w ogóle podpisuje. Jest to szczególnie problematyczne, kiedy na taką „inwestycję” trzeba załatwić kredyt i w wypadku zerwania takiego „kontraktu” przez dewelopera zostają oni „na lodzie” z kupą kłopotów i kosztów. Oczywiście, jeśli ktoś ma dużo pieniędzy i możliwości, to może sobie zaryzykować, bo najwyżej nic z tego nie wyjdzie, ale większość ma zupełnie inną sytuację. Wtedy jest dla mnie niepojęte, jak ktokolwiek przy zdrowych zmysłach, nie mając przyłożonego do głowy pistoletu, może w coś takiego w ogóle wchodzić?? Kto ich nauczył zawierania umów, w których jak pójdzie dobrze (czyli cena nieruchomości znacząco wzrośnie), to będą z tego interesu wykopani bez żadnej możliwości obrony, a jak pójdzie źle (ceny będą stagnować), to łaskawie otrzymają mieszkanie, którego budowę bezodsetkowo sfinansowali? Jasne, że wielu niedoświadczonych ludzi wykalkulowało sobie jak bardzo „zarobią” na dalszym wzroście cen, zapominając o kosztach kredytu, kosztach straconych możliwości, a także o tym, jak ten zysk, w wypadku mieszkania w którym mieszkają, będą chcieli zrealizować (wyprowadzą się do namiotu??). Są też osoby, które zdobywanie pozycji życiowej zaczynają od kupowania na kredyt mieszkania, bo tak robą wszyscy wokoło. Osobiście uważam to za kiepską strategię (jeśli chcecie mogę ten temat rozwinąć), ale OK, to jest ich życie, ich decyzja. To, co mnie dziwi, to fakt, że w swojej desperacji spowodowanej chciwością (nazwijmy rzecz po imieniu), albo błędnym obrazem świata i możliwości, które on oferuje, podpisują umowy w oczywisty sposób niekorzystne dla nich, często co gorsza nawet nie starając się zasięgnąć rady kogoś kompetentnego. Proszę, wyświadczcie sobie tę przysługę i zamiast brać udział w takim marszu lemingów używajcie Waszego umysłu. Życie pełne jest różnorakich sposobności i nie ma konieczności pakowania się w wątpliwe interesy!!

    Ktoś może powiedzieć, że często deweloperzy nie pozostawiają Wam innego wyjścia, jak zawarcie takiej „umowy”. Kto Cię zmusza do udziału w takiej grze?? Pamiętacie to skuteczne narządzie w postaci stwierdzenia „beze mnie” ? Pamiętacie, co pisałem o współczynniku PITA ?

    PS:

    • Na nieruchomościach najlepiej zarabia się tak, jak na używanych samochodach – kupując je poniżej ceny rynkowej
    • Full disclosure: posiadam kilka nieruchomości, w żadnej z nich sam nie mieszkam, każdą kupiłem poniżej rynku :-) Sam mieszkam w różnych atrakcyjnych miejscach bezproblemowo wynajmując mieszkania zgodnie z życzeniem i za rozsądną cenę
    • W tamtym artykule podane jest jak to ktoś na 55 metrowym mieszkaniu w Warszawie „zarobił” w ubiegłym, dość wyjątkowym roku (czysto rachunkowo) 70.000 zł. To daje ok. 5800 miesięcznie. Niby dużo, ale taki przyrost dochodów (ok. 1500 euro) można uzyskać na kilka innych sposobów i to do tego na trwale :-)
    Komentarze (117) →
    Alex W. Barszczewski, 2007-02-19
    FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
    Rozwój osobisty i kariera

    Czy już posmakowałeś twoich marzeń?

    Dzisiaj rano, siedząc sobie na tarasie i czytając „Die Zeit” natknąłem się na interesującą historię pochodzącą od Paulo Coelho (i to akurat w części gazety poświęconej polityce :-)). Podaję ją w skrócie:

    Pewna młoda kobieta dowiaduje się od swojego lekarza, że ma jeszcze tylko cztery dni życia. Rankiem piątego dnia zabije ją choroba, którą nosi ona w sobie. Młoda kobieta żyje przez cztery dni pełną piersią, jak nigdy z życiu, po czym kładzie się do łóżka, aby umrzeć. Ku swojemu zaskoczeniu budzi się jednak piątego dnia rano, nadal w dobrym zdrowiu. Lekarz mówi jej, że po prostu chciał, aby wreszcie poczuła co to jest prawdziwe życie. Że wcale nie była chora, tylko nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest zdrowa.

    Co by było, gdybyśmy pewnego dnia, bez pomocy takiego lekarza, postanowili przeżyć kilka, kilkanaście dni tak, jak gdyby miały to być ostatnie naszego życia. Tak, jak gdybyśmy nie mieli nic do stracenia, za to bardzo ograniczony czas, aby w pełni zanurzyć sią w tym cudownym fenomenie, jakim jest prawdziwe delektowanie się swoim istnieniem i doznaniami na tej planecie.
    Zapewniam Was, po takim praktycznym eksperymencie, jeśli naprawdę przeprowadzilibyście go uwzględniając Wasze najskrytsze marzenia i pragnienia, to prawie nikt z Was nie wróciłby do stanu, w którym jest dzisiaj. Zmiana nastąpiłaby najpierw mentalnie w Waszych głowach, a potem prawie nieuchronnie w prawdziwym życiu.
    Przeprowadzenie takiej próby wcale nie jest tak trudne, jak mogłoby się wydawać, zwłaszcza jeśli zauważymy, że tak naprawdę odczuwalną jakość naszego życia determinuje jakość naszych doznań i uczuć „tu i teraz” (które to kryteria są oczywiście specyficzne dla każdego z nas), a nie jakiekolwiek posiadłości materialne. Zapytajcie o te ostatnie kogoś, kto ma naprawdę niewiele dni do przeżycia, albo kogoś, kto kiedyś przez pomyłkę tak uważał, a usłyszycie, że jest to jedna z najmniej istotnych spraw na świecie.
    Przypomniała mi się teraz jeszcze jedna stara historia, którą przed wieloma laty wyczytałem w którejś książce Mario Puzo: W pewnej włoskiej, mieszkającej w USA rodzinie wychowywał się młody chłopak, który miał przepiękny „słowiczy” głos. Dzięki jego występom zarówno manager, jak i rodzice zarabiali duże pieniądze. Ich jedyną troską był fakt, że zbliżający się okres pokwitania spowoduje wielką zmianę głosu ich pupila i stratę intratnego źródła dochodów. Manager najpierw przekonał rodziców młodego nastolatka, że jedynym rozwiązaniem jest kastracja chłopca, a potem wspólnie jakoś siłą perswazji uzyskali na to zgodę młodzieńca. Tuż przed planowaną operacją cała sprawa rozbiła się o ciotkę, która dowiedziawszy się o co chodzi, zaciągnęła chłopaka do pokoju i praktycznie pokazała mu, co straci :-) Po tej prezentacji o jego zgodzie na kastrację nie było już mowy!! :-)
    Dziś czyn tej pani podpadałby zapewne pod jakiś paragraf i nie chcemy go tutaj gloryfikować. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Co by było, gdybyśmy będąc równie nieświadomymi jak ten młody człowiek, byli nakłaniani przez środowisko do podejmowania różnych decyzji, które per saldo mogą być dla nas bardzo niekorzystne? I nie ma cioci, która pokazałaby nam co stracimy?
    Eksperyment polegający na intensywnym próbowaniu przez kilka, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt takiego życia, jakie naprawdę pragniemy, da nam punkt odniesienia i zmieni nas na zawsze. Jednocześnie uzyskamy perspektywę potrzebną do oceniania tego, co chcą od nas inni. Czy jest to warte zachodu? Na to pytanie każdy z Was musi już sobie odpowiedzieć sam, bo to przecież o Was chodzi. Ja tak kiedyś zrobiłem i bez przesady mogę twierdzić, że była to rzecz, która uratowała mi życie. Wcześniej miałem co prawda sukcesy, za które ludzie poklepywali mnie z uznaniem, ale jednocześnie byłem wypalonym fizycznie i trochę kalekim emocjonalnie człowiekiem. Bez tego kluczowego przeżycia robiłbym tak dalej i pewnie źle by się to skończyło.

    Tyle na dzisiaj. Teraz idę pomyśleć nad brzeg oceanu a Wam życzę miłej niedzieli!

    PS: jeśli ktoś ma chwileczkę czasu to warto zajrzeć jeszcze tutaj i obejrzeć spot, do którego linkuję

    Komentarze (23) →
    Alex W. Barszczewski, 2007-01-14
    FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
    Rozwój osobisty i kariera

    Czy Twój związek to samochód czy motocykl?

    Pytanie postawione w tytule jest na pozór bardzo dziwne :-) Jak można związek z partnerem/partnerką przyrównywać do pojazdów??

    Okazuje się że można, a w niektórych sytuacjach nawet trzeba :-)

    Spójrzmy najpierw jaka zasadnicza różnica istnieje między tymi rodzajami środków lokomocji, a mianowicie:

    • Samochód sam z siebie i bez żadnego wysiłku z naszej strony stoi na kołach . Aby go przewrócić trzeba specjalnych warunków i umiejętności
    • Motocykl, od momentu kiedy złożysz podpórkę wymaga cały czas poświęcenia pewnej uwagi i wysiłku, aby się nie przewrócił

    Jakie wynikają z tego implikacje:

    Jadąc samochodem możesz skoncentrować się w 100% na delektowaniu się podróżą, czy też pozwolić sobie w czasie jazdy na różne uprzyjemniające ją czynności od jedzenia i picia począwszy na czułościach ze współpasażerką / współpasażerem skończywszy :-) Nawet długa podróż w tych warunkach jest przyjemnością i docieramy do celu zrelaksowani.

    Na motocyklu musimy cały czas pilnować utrzymania równowagi inaczej grozi nam niebezpieczna wywrotka. Jazda motocyklem to może być emocjonujące wyzwanie, ale na dłuższy dystans wady są oczywiste, a podobne emocje mozemy mieć np. samochodem terenowym.
    Jak tak rozglądam się wokół siebie, to widzę że na tym świecie musi być mnóstwo zwolenników dwuśladów, bo ciągle czytam, bądź slysze, jak ktoś „walczy o związek”, „pracuje nad związkiem”, „ratuje związek”. Przyznam się sam, że w młodych latach też zajmowałem się takimi „motocyklowymi” relacjami, w międzyczasie wiem że można inaczej. Czy to jest lepiej czy gorzej, to oczywiście jak zwykle sprawa każdego z nas, ważna jest świadomość, że mamy wybór.
    Zapewne dla niektórych Czytelników odpowiedź na pytanie zawarte w tytule będzie inspirująca, pamiętajcie tylko że zadajecie je sobie na Waszą odpowiedzialność :-)

    Miłej niedzieli!!

    Komentarze (38) →
    Alex W. Barszczewski, 2006-10-01
    FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
    Page 2 of 3«123»
    Alex W. Barszczewski: Avatar
    Alex W. Barszczewski
    Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
    O mnie

    E-mail


    Archiwum newslettera

    Książka
    Alex W. Barszczewski: Ksiazka
    Sukces w Relacjach Międzyludzkich

    Subskrybuj blog

    • Subskrybuj posty
    • Subskrybuj komentarze

    Ostatnie Posty

    • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
    • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
    • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
    • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
    • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

    Najnowsze komentarze

    • Ile razy trzeba Ci powtarzać  (58)
      • Ewa W: Magdalena, piszesz:...
      • Magdalena: Ewo, Dziękuję za...
      • Ewa W: Magdalena, do Twojego...
      • Alex W. Barszczewski: Karol Ja mam...
      • Karol: Drodzy, Alexie, Przepraszam...
    • List od Czytelniczki Mxx  (20)
      • Diana Cz.: Chyba nikt jeszcze o tym...
    • Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?  (163)
      • Aleksander Piechota: Znalazłem...
    • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
      • anja: Witam, Gratuluje wspaniałego...
      • Sokole Oko: Golden, Myślę, że...
      • golden: Witam Alexa i wszystkich...
    • Parę informacji o Biblioteczce  (74)
      • Kazik: Witaj Alexie, witajcie...
    • Przestań wiosłować (na chwilę)!  (61)
      • Magdalena: W teorii wszystko wydaje...
      • Ewa W: Artur, dzięki, Masz rację...
      • Witek Zbijewski: Magdaleno Oczywiście...
      • Magdalena: Ewo W., Dziękuję za pomoc...
      • Artur: Hej Ewo, Piszesz: „zgodnie z...
    • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
      • Katarzyna: Sokole Oko Dziękuje za...
      • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
      • Katarzyna: KrysiaS „Przeta...
      • KrysiaS: Sokole Oko, ankiety o...
      • Sokole Oko: KrysiaS, Bardzo dziękuję...
    • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
      • Ewa W: aw3k To wprawdzie kompletnie...
      • aw3k: Mógłbyś napisać krótką...
      • Witek Zbijewski: Łukasz – a...
    • Do czego przydaje się ten blog  (35)
      • Beata: Witaj Alex, Twój blog był dla...
    • List od Czytelnika  (19)
      • Witek Zbijewski: myślę, że KrysiaS...
      • Mateusz B,: Naszła mnie jedna myśl,...
    • Naucz się być zuchwałym!  (147)
      • Stella: Z uwagą przeczytałam wszystko...
    • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
      • Piotr Stanek: Witajcie Podzielę się z...
    • Dla Pań (i nie tylko)  (6)
      • Ewa W: Darek, dzięki za link....

    Kategorie

    • Artykuły (2)
    • Dla przyjaciół z HR (13)
    • Dostatnie życie na luzie (10)
    • Dyskusja Czytelników (1)
    • Firmy i minifirmy (15)
    • Gościnne posty (26)
    • Internet, media i marketing (23)
    • Jak to robi Alex (34)
    • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
    • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
    • Linki do postów innych autorów (1)
    • Listy Czytelników (3)
    • Motywacja i zarządzanie (17)
    • Pro publico bono (2)
    • Przed ukazaniem się.. (8)
    • Relacje z innymi ludźmi (44)
    • Rozważania o szkoleniach (11)
    • Rozwój osobisty i kariera (236)
    • Sukces Czytelników (1)
    • Tematy różne (394)
    • Video (1)
    • Wasz człowiek w Berlinie (7)
    • Wykorzystaj potencjał (11)
    • Zapraszam do wersji audio (16)
    • Zdrowe życie (7)

    Archiwa

    Szukaj na blogu

    Polityka prywatności
    Regulamin newslettera
    Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025