Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Dla przyjaciół z HR, Gościnne posty

Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1

Dziś zapraszam Was do przeczytania postu gościnnego napisanego przez Katarzynę Latek, która pracując w jednej z największych polskich firm jest między innymi praktykiem o dużym doświadczeniu w dobieraniu firm szkoleniowych i opracowywaniu systemowych rozwiązań rozwoju pracowników na prawie wszystkich szczeblach. Poprosiłem Katarzynę o dzielenie się z nami interesującymi spostrzeżeniami i wnioskami, poniższy tekst jest tego pierwszą częścią.
_____________________________________________________________________

Może wydawać się, że tytuł tego postu zakrawa na żart, ale zapewniam Was, że niestety często jest to smutna rzeczywistość, a o obserwowanych przeze mnie przykładach takich działań można pisać i mówić wiele. Z wielkim smutkiem i zarazem niepokojem obserwuję częsty brak troski o jakość w tym temacie wraz z działaniami o charakterze tzw. „samobójczym”. I to, co wręcz zdumiewa to fakt, że działania takie podejmują często znane firmy szkoleniowe, które zbudowały i kontynuują budowanie na rynku swojej pozycji, mając na swoim koncie wieloletnie doświadczenie i listy rekomendacyjne klientów (!!).

Klientów, którym albo było wszystko jedno (i tacy się zdarzają), albo, którzy zwyczajnie dali się nabrać na coś, co nie odpowiada wysokim standardom usługi szkoleniowo- rozwojowej świadczonej przez firmę. W tym drugim wypadku jest to wynikiem tego, że często osoby dokonujące wyboru firmy szkoleniowej być może nie mają pełnej wiedzy, co faktycznie mogą otrzymać i jak przełoży się to na skuteczność pracy podległego personelu, a także na co w ogóle zwracać uwagę.
Ten post ma pokazać takim Koleżankom i Kolegom pewne „znaki ostrzegawcze”, które ułatwią unikanie bolesnych „wpadek” psujących w firmie renomę działu HR w ogóle, a ich osoby w szczególności. To mały skrawek z mojej wieloletniej praktyki na tym polu i jeśli uznacie ten tekst za interesujący, to chętnie będę dzielić się z Wami innymi doświadczeniami.

Te działania „samobójcze”, które u każdego z Was powinny spowodować natychmiastowe zapalenie się „czerwonej lampki” opisuję poniżej wraz z moimi refleksjami.. Robię to, bo uważam, że każdy Klient, który wydaje określone, często naprawdę duże środki zasługuje nie tylko na wysoką, ale co najmniej bardzo dobrą jakość oraz na skuteczność podejmowanych działań i im więcej klientów będzie świadomych pewnych rzeczy, tym lepszy nacisk możemy wywrzeć na dostawców szkoleń . Chce przy tym wyraźnie podkreślić, że już teraz istnieją na polskim rynku firmy oraz wysokiej klasy eksperci, którzy świadczą usługi na wysokim poziomie i których konkretna praca przekłada się na wymierny wynik.

Przypadek pierwszy
Znana firma szkoleniowa, mająca aspirację współpracy z liderami na rynku polskim w danej branży, zaprosiła na szkolenie otwarte- bezpłatne pracowników z kilku dużych firm.
Poprawna stylistycznie informacja o programie została przesłana uczestnikom z odpowiednim wyprzedzeniem. Uczestnicy po szkoleniu ocenili warsztat jako interesujący i przydatny. Podobały się scenki, nagrywanie autoprezentacji na kamerę, omawianie poszczególnych wystąpień oraz podsumowujący feedback od grupy.
Jedynym mankamentem jak podkreślono było to, że:

  • adres miejsca na szkolenie nie zawierał istotnych informacji pomocnych w znalezieniu miejsca, co skutkowało spóźnieniami uczestników,
  • w sali nie działała sprawnie klimatyzacja, co powodowało konieczność częstych przerw, bo nie dało się wytrzymać,
  • sprzęt zacinał się i przerywał, co wydłużało przerwy lub generowało kolejne …

Moja refleksja
Główne pytanie, jakie warto sobie zadać brzmi: jak firma ta poradzi sobie ze szkoleniami zamkniętymi, skoro na otwartym, pokazowym szkoleniu, które miało z pewnością zachęcić do współpracy nie zadbano o podstawowe elementy niezbędne do pracy i komfortu uczestników?

Przypadek drugi
Firmy szkoleniowe uczestniczą nie tylko w przetargach, ale także w zapytaniach, których celem jest wybór do danego projektu szkoleniowego lub też przeprowadzenie systemowo zbudowanej inicjatywy rozwojowej. Przy jednej z takich inicjatyw zaobserwowałam następującą rzecz, mianowicie około 90 % firm szkoleniowych podczas spotkania stosuje zasadę: 80% czasu mówimy my a reszta, (choć nie łudźmy się ze 20%) należy do Klienta (firma zapraszająca do potencjalnej współpracy).

Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że na spotkaniu, które trwa np. 1,5 godziny, zaproszona firma mówi 1 godzinę lub więcej a Klient może jedynie zadać pytania (o ile zostanie mu na to czasu) i nie oznacza to wcale, że otrzyma na nie konkretną odpowiedź.

Czego zatem można dowiedzieć się na takim spotkaniu?

  • informacje o firmie szkoleniowej (to nic, że można je przeczytać w Internecie),
  • korzyści, jakie oferuje firma (to nic, że prawie każda firma mówi o takich samych korzyściach np. najczęstsza korzyść to – program budowany indywidualnie po potrzeby Klienta),
  • trenerzy praktycy ( to nic, że znaczna większość firm dysponuje kadrą trenerów- praktyków).

Gdy wreszcie zostaje przedstawiony program, który w sposób rozbudowany opisuje poszczególne etapy działania….odkrywam,…że na podstawie właściwie nie wiadomo, czego, firma roztacza mi wizję programu dla ludzi, z którymi nikt z jej strony nie miał kontaktu ….o których nie zapytano nic poza zdawkowymi ile osób i co to za ludzie ….

Moja refleksja:

  • przy każdym wyborze firmy sprawdźcie jak firma szkoleniowa kooperuje z Klientem,
  • w jaki sposób komunikuje się, czy z pozycji 80%/ 20% (firma szkoleniowa/ Klient, czy może 80% /20%; Klient/ firma szkoleniowa)
  • w jaki sposób przedstawia swoją propozycję i kiedy ją przedstawia (!)
  • ile czasu poświęciła ludziom, dla których przedstawia program i co zrobiła, aby dowiedzieć się czego potrzebują …
  • co nowego wiecie o firmie po spotkaniu, a czego nie znaleźliście na stronie tej firmy
  • jaką Wy osiągnęliście korzyść po spotkaniu z tą firmą

Przypadek trzeci
Bardzo duży przetarg w korporacyjnej firmie na wybór firmy szkoleniowej w celu podpisania wieloletniej umowy. Na jednym z etapów Klient wymaga wykonania badania potrzeb zgodnie z określonymi zasadami. Tylko część z firm, pomimo postawienia tego konkretnego wymogu spełnia te zasady. W taki sposób w firmie takiej jak moja ich ocena w tym punkcie jest zerowa. Biorąc pod uwagę, że badanie potrzeb to absolutna konieczność, bez której nie ma, co mówić o dalszych działaniach sami proszę skomentujcie takie podejście.

Przy kolejnym etapie przetargu następuje zaprezentowanie 1,5 godzinnej „próbki szkoleniowej” przez potencjalnych dostawców i tutaj otrzymujemy całe spectrum takich „próbek” w postaci następujących propozycji:

  • Firma przez 50 minut przedstawia się i przekazuje informacje na temat firmy a przez 40 minut następuję zaprezentowanie dwóch scenek (scenki prezentują trenerzy firmy bez udziału nikogo z sali), przy czym trener wyjaśnia, co robi podczas scenki i jaką metodę stosuje. Trenerzy nie uśmiechają się, nie nawiązują kontaktu z grupą, nie reagują na znudzenie uczestników. Firma spóźnia się na spotkanie (brak wcześniejszego poinformowania o tym) i przedłuża swoją prezentację o 20 minut, pomimo informacji o czasie, jaki ma do dyspozycji.
  • Uczestnicy spotkania otrzymują do rozwiązania studium przypadku, które nie dotyczy ani programu, jaki jest oczekiwany i jaki przedstawiła firma klienta ani grupy docelowej (przypadek obejmuje zarządzanie a główni uczestnicy szkoleń do specjaliści). Trener świetnie nawiązuje kontakt z grupą angażując ją, na końcu szkolenia opowiadając historię z „pikantnymi puentami” nie w temacie szkolenia. Firma spóźnia się na spotkanie za powód podając „ brak znalezienia miejsca do parkowania”.
  • Trener wchodząc na sale krótko się przedstawia a następnie prowadzi 1,5 szkolenie angażując uczestników poprzez indywidualną pracę, testy, zadania w grupach. Po zakończeniu dziękuje za warsztat. Trener przybywa punktualnie i kończy warsztat o czasie. Nie towarzyszą mu przedstawiciele firmy– PRZYPADEK RZADKI
  • Trener przedstawia się jako mega- trener, po czym rozpoczyna działania mające charakter lansu i tzw. show, czyli opowiada jakieś historie, podnosi głos, biega po sali i prezentuje na flipie wykresy z książek lub teorie, które można przeczytać. Absolutny hit jaki zdarzyło mi się przeżyć, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu, to trener, który ze slajdem w tle (z błędami niestety) stał godzinę (!!) przed uczestnikami opowiadając ile, procent czego wpływa na nasz odbiór !!!!!!

Moja refleksja:

  • jeśli prosicie o próbkę szkolenia to zwróćcie uwagę czy faktycznie zaprezentowano Wam próbkę tego, o co prosiliście,
  • jeśli macie konkretne oczekiwania sprawdźcie czy właśnie one zostały spełnione,
  • jeśli firma spóźnia się na spotkanie i nie uprzedza o tym pomyślcie jak podchodzą do tego zagadnienia trenerzy tej firmy przybywając na szkolenie we wskazane miejsce,
  • jeśli trener nie potrafi nawiązać kontaktu z grupą podczas przetargu (zakładam, że firmy biorą na takie spotkania najlepszych lub naprawdę dobrych) to pytanie, jacy są ci, którzy zostali w firmie …i którzy być może będą realizowali program dla Waszej firmy,
  • a jeśli dodatkowo (!) na tym etapie firma oferuje Wam program, który ani nie spełnia oczekiwań ani nie jest adresowany do dedykowanej grupy (zgodnie z wiedzą, jaką wcześniej dostarczyliście firmie), to macie mocną informację zwrotną, z kim współpracować nie powinniście. I to wszystko niezależnie od tego, jak wielką, często międzynarodową markę ma potencjalny dostawca.

Na podsumowanie tej części pragnę mocno zaznaczyć, że moim celem jest poszerzanie wiedzy o tym, na jakie elementy warto zwracać uwagę przy wyborze firm szkoleniowych, jakimi „wizjom i pułapkom” nie należy dać się zwieść, jakie elementy mogą nam powiedzieć, czy warto współpracować z daną firmą, czy nie. Opisując te wpadki nasuwa się też refleksja, że skoro firmy szkoleniowe tak robią robią, to są pewnie Klienci, które na takie lekceważenie pozwalają. Lepiej, aby takim Klientem nie była Wasza firma

Zachęcam do dyskusji i wymiany własnych doświadczeń. Chętnie też odpowiem na Wasze pytania.

Katarzyna Latek

________________________________________________________________________

Katarzyna Latek
Menedżer, trener zarządzania, rozwoju i uczenia się. Odpowiedzialna za szkolenia i rozwój kadr w dużej polskiej firmie zatrudniającej kilkanaście tysięcy pracowników. Fascynująca się silnymi i charyzmatycznymi osobami; zwolenniczka choreoterapii. Pisze i maluje.
Prywatnie na etapie urządzania swojego mieszkania.

Komentarze (29) →
Alex W. Barszczewski, 2008-07-31
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Dusza inżyniera

Dziś zapraszam do przeczytania kolejnego postu gościnnego. Jego autorem jest Tomasz Ciamulski, znany Czytelnikom tego blogu z wielu interesujących komentarzy. Tym razem na prośbę kilku z Was Tomek napisał poniższy tekst, do którego przeczytania serdecznie zapraszam

________________________________________________________________

Wpis ten zainicjowany został w poście Czy jesteś Purpurową Krową, czy zwykłą Krasulą? jako rozwinięcie odpowiedzi na jeden z komentarzy Piotra [PMD], zawierający stwierdzenie: „wykształcenie techniczne uważam za dobrą inwestycję, natomiast pracę “w zawodzie” za taki-sobie wybór.” i analizę niedogodności, jakie napotyka w swoim życiu inżynier. Ja, jeśli mam jakieś dylematy, to są one innej natury. Dzielę się więc swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami jako osoba, która wewnętrznie identyfikuje się dość mocno z techniką. Między wierszami podsumuję znane mi i dostępne publicznie informacje na temat rozwoju high-tech w Polsce (ze względu na specyfikę branży część istotnych osiągnięć objęta jest tajemnicą).

Narodziny inżyniera :)

W swoim życiu znajduję potwierdzenie, że to kim jestem wynika silnie z wpływu otoczenia. Mój ojciec to rzemieślnik, a w zasadzie „złota rączka”, i od dzieciństwa obracałem się w różnego rodzaju środowisku „technicznym” (majsterkowałem, budowałem modele itd). Kolejne zdarzenia sprawiły, że ukierunkowałem się na elektronikę. Za czasów szkoły średniej (technikum) naprawiałem wszelkie sprzęty elektroniczne znajomym, a nawet budowałem od podstaw np. wzmiacniacze akustyczne. Miałem przy tym ogromną frajdę i raczej nie myślałem wtedy o dokładnej wizji przyszłej pracy, wykształcenia i kariery. Dalej było podobnie, w miarę możliwości dobierałem zajęcia, ludzi i miejsca, które najbardziej sprzyjały rozwojowi i utrzymaniu jak największej satysfakcji z tego co robię (fun factor). Na ile to się udało?

Studia

Wspominam je miło (PW-EiTI), dużo wniosły do mojego rozwoju i obecnych kontaktów np. kilkunastu interesujących kolegów, którzy rozproszyli się po kraju i świecie robiąc ciekawe rzeczy. Jako elektronik mogłem uzyskać dostęp do sprzętu, który jest trudno dostępny amatorom (kosztowny). Owszem, można narzekać na poziom wyposażenia laboratorium czy sensowność programu nauczania, ale jak się chce to można znaleźć dużo. Nie czekałem na szansę, tylko sam jej sobie poszukałem. Główny kierunek wybierałem nie tylko w moim mniemaniu ciekawy ale także przyszłościowy. Może być to ważny moment decyzyjny dla studenta, porównywalny ze strategicznymi działaniami firmy. W tym punkcie nie rozumiem tych, którzy decydują losowo lub po najmniejszej linii oporu, a nie jest to zjawisko rzadkie. Ja postawiłem na analizę elektromagnetyczną (EM) i elektronikę wysokoczęstotliwościową (microwaves). Ponadto, ważne było od kogo będę się uczył. Przyjrzałem się aktywności naukowej i pozauczelnianej potencjalnych promotorów i wybrałem profesora o najszerszych osiągnięciach międzynarodowych oraz kontaktach z przemysłem. W międzyczasie założył on firmę (QWED) i sądząc po jego uprzedniej aktywności nie zdziwiło mnie to. Ja też na tym skorzystałem i podtrzymujemy wspaniałą współpracę, na różnych płaszczyznach, do dzisiaj. Nie wiem kiedy trzeba zacząć, żeby być inżynierem, ale warto zastanowić się, czy edukacja techniczna jest konsekwencją rozwijania naszych pasji, czy ma służyć za sposób na zarabianie pieniędzy lub etap przejściowy w karierze. Nie wiem jaka jest wartość 'treningu’ na studiach technicznych jako okresu przejściowego. Miałem wrażenie, że wielu kolegów bez pasji technicznych męczyło się na laboratoriach. Wykonywali logiczne czynności i wnioskowanie ale chyba nie czuli tego. Warto zastanowić się, czy nie jest to strata czasu. Może to działa nieco inaczej w przypadku zajęć czysto programistycznych, bez zaangażowania w typową inżynierię ze sprzętem i technologiami. Dla mnie samo programowanie jest interesujące ale służy tylko za środek pomocniczy (dygresja-tutaj zaczyna robić się miszmasz pojęciowy, co uważamy za inżynierię i technologie)

Praca w Polsce

Jako student wykonywałem prace zlecone dla QWED na luźnych zasadach, co doskonale wzbogacało moją naukę (rozwój symulatora FDTD jak też prace projektowe w mikrofalach). Rozmyślając o pozostaniu tylko w tej branży po studiach stwierdziłem, że jest ona przyszłościowa, ale jeszcze za mało rozwinięta, nie tylko w Polsce, ale także Europie. Można było znaleźć pojedyncze, ciekawe oferty tylko w niektórych krajach. Jednak nie oznacza to jej nieużyteczności, gdyż w USA jedna agencja może podać ponad 1000 ofert! W nowych technologiach jesteśmy niestety w tyle za USA, ale zmiany postępują szybko. Ciągnęło mnie do przemysłu i znalazłem ciekawą, małą firmę R&D: TechLab 2000. Z perspektywy czasu widzę (ponad 6 lat jako projektant), że mała firma (20-30 osób), która skupia ambitnych ludzi i zajmuje się zaawansowanymi technologiami, zapewnia merytoryczny 'fun factor’ na wysokim poziomie. Korporacje stać np. na szkolenia, ale są one mało przydatne w R&D. Można nauczyć się obsługi istniejących urządzeń i systemów, ale nie tworzenia nowych. W mniejszej firmie codzienne zajęcia obejmują wiele dziedzin, od planowania i projektowania, poprzez programowanie, po pomiary sprzętowe. Dla mnie super. Specyfika działalności TechLab 2000 to raczej skuteczne dążenie do realizacji wyznaczonych celów i nie widzę tu jakiś barier merytorycznych. Jako biuro projektowe firma otwarta jest na realizację dość dowolnych pomysłów klientów zewnętrznych oraz własnych. Pomimo dużej różnorodności i innowacyjności projektów wszystkie udaje się realizować. Specjalizacją firmy są urządzenia kryptograficzne (ochrona informacji), w tym zestaw interopercyjnych telefonów szyfrujących (analogowe, cyfrowe, komórka). Niektóre, specyficzne sprzętowe moduły kryptograficzne opracowane były jako jedne z pierwszych na świecie. Działa na rynku krajowym jak i za granicą. QWED jest przykładem biznesu zbudowanego na konkretnej, rzetelnej wiedzy. Grupa naukowców równolegle opracowuje nowe rozwiązania na światowym poziomie oraz steruje implementacją w produkcie komercyjnym (huge fun factor), zatrudniając pracowników w siedzibie pozauczelnianej. Żal było mi rozstawać się z nimi po studiach, więc po ok. rocznym przystosowaniu do pracy w przemyśle (dużo nowej nauki praktycznej) rozpocząłem 'hobbistyczną’ pracę nad doktoratem. Oznaczało to wypracowanie sobie redukcji dydaktycznych obowiązków doktoranta na uczelni (m.in. rezygnacja z głodowego stypendium). W 80% doktorat opracowałem w drodze do/z pracy – jakże miło mijał mi czas godzinnych dojazdów pociągiem z podwarszawskiej miejscowości :) Nie było to nic wielkiego, ale zawsze trochę nowej działalności w EM oraz przedłużenie/poszerzenie kontaktów z interesującymi ludzmi. Co ciekawe, w Polsce osiągnięcia QWEDu doceniono po nagrodzie europejskiej. Jeśli zrobimy coś o konkretnej wartości, ale innowacyjnego, to szybciej zostanie zauważone i docenione za granicą i nie jest to odosobniony przypadek. Prawie cała sprzedaż to eksport. Produkty QWEDu używane są także w USA, nawet w instytucjach rządowych.

Praca za granicą

Z czasem QWED zaczął dodatkowo uczestniczyć w europejskich projektach R&D i tuż po doktoracie pojawiło się ciekawe zajęcie związane z dziedziną mikrofalową. Projekty takie mają tą cenną dla mnie cechę, że stanowią mieszankę zajęć naukowych (uczelnie) i praktycznych, przy współpracy z partnerami przemysłowymi. Paradoksalnie, w dalszej pracy nad elektromagnetyzmem przydały mi się zaawansowane doświadczenia programistyczne z TechLabu. Prawdopodobnie bez tej pracy byłoby znacznie trudniej, a tak przez 1 rok mogłem osiągnąć niezły poziom w rozwijaniu symulatora EM do wersji równoległej, działającej na różnych komputerach wieloprocesorowych. Drugi etap to wykorzystanie rozwiniętego narzędzia do rozwiązywania złożonych problemów w mikrofalach. Spodobała mi się ta forma działalności, ale w kolejnym projekcie chciałem zajrzeć także do większej firmy. W mojej branży używa się bardzo drogiego oprogramowania i sprzętu. Duża firma może pozwolić sobie na więcej. Mając głębsze doświadczenie jako researcher w jednej z metod analizy EM mogę łatwiej poznawać słabe i mocne strony innych tego typu narzędzi. Większości takiej wiedzy nie da się znaleźć w manualu ani supporcie danego narzędzia. Obecnie nadal łączę 'applied research’ dla firmy z poszerzoną działalnością na lokalny uniwersytet, wydział fizyki – dwa miejsca pracy z luźnym podziałem czasowym, w zależności od bieżących potrzeb. Początkowo nie planowałem wyjazdu za granicę, ale nie żałuję tego ruchu. Kraje bardziej rozwinięte mają większą świadomość inwestycji w R&D i mogą stwarzać dogodniejsze warunki. Doświadczenia takie przydają się także do przekonania, że z naszymi kompetencjami nie jest tak źle jak nam się czasami może wydawać. Cenię też sobie pobyty na uniwersytetach, gdzie obrony rozpraw doktorskich odbywają się z wyszczególnionym oponentem, najczęściej z dobrej uczelni z innego kraju. Przysłuchując się bardzo merytorycznej dyskusji z oponentem można w 1h dowiedzieć się sporo o nowych aspektach nauki i techniki.

Co dalej?

Jak dotąd moimi działaniami kieruje głównie pasja i rozwój bez gubienia 'fun factor’. Nie wiem jak długo tak się da, oby jak najdłużej. Z drugiej strony, cała sytuacja wygląda na coraz bardziej skomplikowaną. Sprzyja to rozwojowi, ale działalność jest rozproszona, nie pozwala na skupienie się nad konkretnym produktem lub technologią. Stoję w rozkroku między R&D w przemyśle a uczelniami, do tego zaliczam próby działalności na własną rękę. Duża swoboda wyboru dalszej drogi, ale mam wrażenie, że nadszedł czas na jakieś rozwiązanie docelowe. Może uproszczę tę pajęczynę i skupię się na jednym. Może skomplikuję bardziej – wszak mam jeszcze drugą rękę :) Drugi dylemat – rozwodzenie się nad pracochłonnymi szczegółami ogranicza efektywność postępu. Żeby zrobić coś większego nie wykluczam, że będę przechodził do swego rodzaju „zarządzania” R&D. Dużo potrzebnej mi na ten temat wiedzy mogę znaleźć na blogu Alexa, stąd moja obecność tutaj. Jak to zrobić, żeby nie poświęcać przyjemności tworzenia? Ale nawet jeśli będę przechodził na wyższe poziomy abstrakcji, to czysta technika nie będzie dla mnie mniej istotnym ogniwem. Nadal od czasu do czasu chętnie 'powącham’ sprzęt od środka lub naprawię sobie urządzenie domowe i najlepiej jeśli da się to zrobić metodą „MacGyver’a” (śrubokręt+drucik) :) W kontekście tym podkreślę jeszcze znaczenie posiadania umiejętności fundamentalnych dla inżyniera. Okazuje się, że trójwymiarowe modelowanie dostępne w nowoczesnych symulatorach EM można wykorzystać nie tylko w elektronice, ale także w innych przemysłach, gdzie fale/energię elektromagnetyczną można użyć np. do grzania, suszenia, wspomagania procesów chemicznych czy obrazowania. Jeśli chodzi o programowanie, gdybym zatrzymał się powiedzmy na Java, to trudno byłoby mi zaimplementować efektywne przetwarzanie równoległe, wymagające znajomości architektury i zarządzania pamięcią maszyn, od których odcina nas wirtualna maszyna Java. Więcej o „duszy inżyniera” można poczytać tutaj: „My real concern here is not with the economics of skilled manual work, but rather with its intrinsic satisfactions.” Na marginesie, tekst ten rzuca także światło na kreowanie potrzeb i kredyty, które zabiły dawniej powszechniejszy styl życia, powracający obecnie pod hasłem semi-retirement. Chętnie odpowiem na dodatkowe pytania. Zapraszam serdecznie do dyskusji.

____________________________________________________________

Prywatnie Tomek ma dwójkę dzieci. Od prawie 3 lat przeżywa wraz z rodziną miłą przygodę skandynawską, najpierw Szwecja, obecnie Norwegia. Obecne, główne zajęcie to praktyczne wdrażanie efektów badań naukowych do rozwiązywania złożonych problemów w przemyśle elektronicznym, w szczególności miniaturyzacja i problemy kompatybilności elektromagnetycznej (EMC) w technologii MMIC.

Komentarze (26) →
Alex W. Barszczewski, 2008-07-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Jak ułatwić sobie stworzenie sukcesu własnej firmy i po czym poznać, ze TO JUŻ CZAS?

Dzisiaj zamieszamy gościnny post, którego autorem jest Kuba Jędrzejek.

Kuba przeszedł bardziej „konwencjonalną” drogę niż ja, pracując najpierw w kilku firmach, a dopiero potem zakładając własną. To z pewnością lepiej pasuje do drogi życiowej większości z Was i dlatego jestem przekonany, że jego punkt widzenia będzie dla Was wartościowy. Miałem okazją poznać Kubę podczas niezwykle intensywnej serii szkoleń, które zamówił dla swojego zespołu jego ówczesny szef i potem z podziwem obserwowałem jego dalszy rozwój. Firma, którą prowadzi stosunkowo szybko wyznaczyła sobie właściwy kierunek i zaraz potem przebojem zdobyła klientów, o których normalnie trzeba walczyć bardzo długo. Sama ta ostatnia historia warta byłaby osobnego postu, może namówimy go kiedyś na napisanie go. Na razie pozwolę sobie zacytować dotyczące tego zdarzenia zdanie z jego profilu na Golden Line : „In its first major pitch, the Agency won the project in a head-to-head contest against G7, JWT & Ogilvy, and we have been getting better ever since… :)”. To była walka Dawida z kilkoma Goliatami naraz :-)
Zapraszam do lektury:

——————————————————-

Rozglądając się wokoło mogę potwierdzić obserwację Alexa z jednego z postów: 80% moich znajomych pracujących „na etacie” ma marzenie, aby „KIEDYŚ” założyć własną firmę. Spora część z nich to managerowie w dużych międzynarodowych firmach, więc nie brakuje im zapewne ani umiejętności, ani wiedzy, czy doświadczenia, by prowadzić własny biznes. Nie sprawdza się tutaj jednak zasada Pareto, bo zdecydowanie mniej niż 20% spośród nich decyduje się na wprowadzenie takiego pomysłu w życie, większość poprzestaje jedynie na marzeniach o własnym gabinecie SPA lub hodowli psów pasterskich na Podhalu, dojeżdżając codziennie do pracy u kogoś innego…

Na drugim końcu skali są ludzie, którzy nigdy nie pracowali inaczej, niż na własny rachunek. Pewnie spora liczba zasila także grono czytelników tego Bloga. Znam i podziwiam ludzi, którzy już od liceum, czy studiów, napędzani duchem przedsiębiorczości prowadzą własne firmy, realizują samodzielnie swoje pomysły i ani myślą zatrudniać się gdziekolwiek. Dzieje się tak z różnych powodów. Jedni wolą robić rzeczy po swojemu. Inni mają po prostu tysiąc pomysłów na minutę i żaden pracodawca nie byłby w stanie tego ścierpieć, a tym bardziej wspierać, czy nagradzać… :)

Ja wybrałem coś, co można by nazwać „trzecią drogą”. Zacząłem od pracy w dużych korporacjach, aby w końcu dojrzeć do otwarcia własnej firmy, którą dziś z powodzeniem prowadzę. Teraz, z wielu powodów nie wyobrażam sobie już innego sposobu na życie. Mógłbym robić to, co robię całkiem za darmo, a i tak sprawiałoby mi to olbrzymią frajdę. A propos „za darmo”, to przez ponad pół roku po założeniu firmy, zanim pojawiły się jakiekolwiek pieniądze, po raz pierwszy od III roku studiów nie widziałem na koncie regularnej (czytaj-żadnej) pensji. W tym roku skończę 30 lat, więc miałem czas, by przyzwyczaić się do finansowego bezpieczeństwa i było to zarówno dla mnie jak i dla mojej rodziny spore przestawienie… :) Całe szczęście obecnie moja firma (prowadzę agencję reklamową) znacznie przerasta wszelkie oczekiwania co do efektów, których można by się spodziewać po pierwszych miesiącach jej działalności. Cenna jest też świadomość, że mój obecny wybór ma przed sobą przyszłość, w czym utwierdzają mnie codzienne doświadczenia z kolejnymi Klientami.

Patrząc z perspektywy czasu uważam, że moje decyzje na różnych etapach ścieżki zawodowej przyczyniły się bardzo do tego, że w tym, co robię obecnie jestem dobry. Można to jednak zrobić znacznie lepiej i to nie w sposób przypadkowy, tak jak ja, tylko jako pewien przemyślany plan, który prowadzi do jasno określonego celu. Wielu spośród Czytelników tego Bloga to młodzi ludzie, przed którymi dopiero pierwsze decyzje co do wyboru „kariery”. Pomyślałem więc, że kilka obserwacji na temat „CO MI POMOGŁO” może być pomocnych dla kogoś, kto zastanawia się, jak kiedyś założyć własny biznes i robić to z sukcesem. Jeśli którąkolwiek ze wskazówek uznacie za wartościową, to będzie dla mnie największa satysfakcja.

Studiujesz? Bądź jak małe dziecko!

Rozumiem przez to próbowanie wszystkiego, co wydaje się interesujące, branie tego do ręki i oglądanie z każdej strony. Warto też sprawdzić jak różne rzeczy smakują. Niekoniecznie musi to być angażowanie się przedsięwzięcia, które mają szansę przynieść od razu dużą kasę.

  • Dzięki temu masz większą szansę na poznanie ludzi, którzy wyznają podobne wartości, a niekoniecznie myślą dokładnie tak samo. Oni mogą później „przydać się” w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy zaczniesz pracować na własny rachunek.
  • Dowiesz się także więcej o sobie i być może w porę przekonasz się, że niektóre z opcji, które wydawały się fantastyczne na etapie omawiania ich przy piwie, w praktyce są zdecydowanie mniej ciekawe – np. praca audytora-konsultanta sprawdzona na praktykach studenckich wygląda nieco inaczej, niż mówią plakaty rekrutacyjne… :)
  • Bardzo pożyteczne są otwarte konkursy z Twojej dziedziny. Studiowałem zarządzanie i marketing, więc w moim przypadku były to takie zabawy biznesowe, jak Euromanager, L’Oreal E-Strat Challenge, czy Marketplace. Pewnie jest ich mnóstwo także w innych obszarach i będzie z czego wybierać. Co one dają? Dwie najważniejsze rzeczy to:
    – dowiesz się przed podpisaniem pierwszej umowy o pracę, czy kręci Cię to, czym chcesz się zająć w przyszłości i czy jesteś w tym dobry/a;
    – będziesz mieć szansę zorientować się, czego Ci ewentualnie brakuje i te braki w sposób świadomy uzupełnić;

Dla przykładu, przez podziw dla geniuszu jednego z kolegów, który odpowiadał za finanse naszej wirtualnej firmy w symulacji Euromanager, zacząłem studiować drugi kierunek na Rachunkowości Zarządczej… Wtedy – bolesne. Obecnie – bezcenne! :)

Pracuj na etacie, ale dla najlepszych

Zacznij od pracy na etacie w firmie, która jest jedną z lepszych w swojej branży. Najlepiej niech to będzie firma międzynarodowa, gdzie prezes nie jest jednocześnie właścicielem, albo jego bliskim krewnym… Dopiero perspektywa rozliczenia przed akcjonariuszami gwarantuje dobry poziom zarządzania i „merytokrację” w odróżnieniu od „autokracji” czy „pociotkokracji” :-).

Dlaczego tak?

  • Jeśli firma działa dobrze, np. od 100 lat, jak jeden z moich poprzednich pracodawców (Unilever), to pewnie ktoś wie jak to robić i sporo można się w takiej firmie nauczyć;
  • Jeśli firma robi coś spektakularnego lub nowego na rynku, to zapewne zarządza tym ktoś, od kogo warto się uczyć (np. mBank i Prezes Sławomir Lachowski, czy Coty i Prezes Piotr Kuc);
  • To, czego się nauczysz będzie wartościowe dla Twoich przyszłych Klientów (i pracodawców), bo między „najlepszymi” a „dobrymi” firmami w branży jest z reguły przepaść pod względem jakości zarządzania, procesów i narzędzi, do których mają dostęp pracownicy;
  • Taka firma może kiedyś zostać Twoim Klientem, więc dobrze ją znać od środka. Poza tym, jak już założysz własne przedsiębiorstwo, to zawsze lepiej pracować później z liderem w swojej branży niż z najbardziej nawet sympatyczną „firmą-krzak” ;)
  • Twoi znajomi z takiej firmy zostaną prędzej, czy później pracownikami wyższych szczebli w innych DOBRYCH firmach, co automatycznie ułatwi Ci w przyszłości dostęp do bardzo atrakcyjnego segmentu rynku na Twoje produkty lub usługi;

Jak wyciągnąć dla siebie najwięcej z pracy w korporacji?

  • Po pierwsze – zawsze rób wszystko najlepiej, jak potrafisz, a jeśli to nie wystarcza, to znaczy, że powinieneś szybko się tego nauczyć! Jeśli traktujesz korporację jak poczekalnię, gdzie wystarczy „być”, żeby później wpisać sobie znaną markę w CV, to szkoda czasu.
  • Wybieraj sobie dobrych szefów. Kim według mnie jest „dobry szef”? To osoba, która potrafi delegować zadania nie tylko wraz z odpowiedzialnością, ale także razem z KOMPETENCJAMI do ich realizacji. Samodzielność i merytoryczne wsparcie – rozwijają. Nadmierna kontrola – frustruje. Dobry szef dba także o Twój rozwój – dzięki temu miałem zaszczyt uczestniczyć w cyklu szkoleń Alexa, co potem okazało się bezcenne!
    I jeszcze jedna ważna wskazówka odnośnie szefów – jeśli intuicja podpowiada Ci, że coś nie gra, to z reguły warto jej posłuchać… :)
  • Pracuj w wielu miejscach w firmie. W ciągu niespełna 5 lat w Unileverze pracowałem w Trade Marketingu, Marketingu, Sprzedaży i Category Management i bardzo polecam takie wewnątrz korporacyjne wędrówki. Jeśli firma jest duża, to inny dział okazuje się często zupełnie innym światem. Dzięki temu poznasz CAŁY PROCES, który odpowiada za to, że firma odnosi sukces. Możesz też znaleźć słabe punkty w całej tej układance, patrząc na te same problemy z całkiem innej perspektywy i później sprzedawać skuteczne rozwiązania :)
  • Daj się lubić! :) Nie jest przy tym rzeczą konieczną, aby być przyjacielem każdego. Tego o sobie na pewno nie mogę powiedzieć, niemniej zazwyczaj dbałem o dobre stosunki ze współpracownikami. Pamiętajmy przecież, że mając jako klient wybór, a wybór jest immanentną cechą dzisiejszego rynku na jakiekolwiek usługi i produkty, sami wolelibyśmy pracować z kimś przynajmniej „sympatycznym”, prawda? :)
  • Nie pal mostów. Alex pisał niedawno o tym, jak rozstawać się w biznesie. Jednym z moich Kluczowych Klientów jest obecnie firma, w której pracowałem. Nie byłoby to możliwe, gdyby rozstanie z nią zakończyło się karczemną awanturą.

KIEDY i CO oznacza, że to JUŻ CZAS

Nie ma zapewne uniwersalnej wskazówki, która pozwoli stwierdzić, że nadszedł już TEN JEDYNY I WŁAŚCIWY moment, żeby założyć własną firmę. Patrząc na swoje własne doświadczenia mogę zidentyfikować jedynie pewne symptomy, po których mogłem poznać, że to JUŻ CZAS. Świadomie pomijam tutaj inne czynniki jak sytuacja makroekonomiczna, czy otoczenie konkurencyjne – to każdy musi ocenić sam dla swojego pomysłu biznesowego. Jeśli jednak obserwujesz u siebie cokolwiek z poniższej listy, to jest to dobry powód, żeby przynajmniej zastanowić się co dalej:

  • Syndrom niedostosowania do posiadania szefa
    Czym się objawia? Uzasadnionym przekonaniem, że z korzyścią dla firmy mógłbyś zastąpić swojego przełożonego. Często towarzyszy temu obsesyjne dążenie do autonomii i samodzielności oraz frustracja, że nie możesz robić rzeczy po swojemu, mimo że to dobry sposób, ponieważ „tak robi się od zawsze i zawsze działało” :)
  • Uwrażliwienie na niedoskonałości funkcjonowania obecnego pracodawcy
    Czym się objawia? Zwykle jest to natrętna chęć rozwiązania różnych istniejących w firmie problemów, poparta na dodatek wiedzą i doświadczeniem w danej dziedzinie. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że „nie możesz już na to patrzeć” i najlepiej „zrobiłbyś to inaczej”. Spróbuj. Jeśli będziesz mieć taką możliwość, to zyskasz kolejne wartościowe doświadczenie i szacunek Współpracowników i Szefów. Pewnie warto w takiej firmie pracować jeszcze jakiś czas. Jeśli nie – we własnym bizniesie na pewno będziesz mógł robić wszystko po swojemu :)
  • Poczucie bycia niezastąpionym
    Czym się objawia? Jest to z reguły niedobór czasu wynikający z chęci różnych osób w Firmie i poza nią do angażowania Ciebie w rozmaite projekty. Dzieje się tak dlatego, że ludzie liczą się z Twoim zdaniem i doceniają wkład, jaki możesz wnieść w ich sukces. Sukces innych jest bardzo cennym towarem. Może nie zawsze warto sprzedawać go poniżej rynkowej wartości?

I na koniec pewna zasada, sprawdzona już przeze mnie w praktyce, kiedy przychodzi do trudnej decyzji o zaprzestaniu pracy na etacie, rezygnacji z dobrej i stałej pensji, ubezpieczenia w prywatnej przychodni, samochodu służbowego i firmowych kolacji:

Nie słuchaj doradców, którzy mówią Ci, co by zrobili na Twoim miejscu…
…chyba, że chcesz być dokładnie taki (taka) jak oni. :)

I co z tego wynika?

To, co opisałem nie jest oczywiście jedynym sposobem na zbudowanie firmy, która z sukcesem konkuruje z największymi graczami na rynku. To tylko obserwacja pewnych konsekwencji moich własnych wyborów. Nie był to żaden plan wdrażany z premedytacją od samego początku, ale dziś okazuje się, że taka ścieżka bardzo wiele rzeczy ułatwiła, jak choćby poznanie moich obecnych genialnych Wspólników.

Teraz budujemy od postaw nową agencję reklamową, która mimo, że działa zaledwie od kilku miesięcy, już dziś pracuje z najlepszymi firmami w branży, biorąc udział w dużych i ważnych projektach dla globalnych marek. I to wbrew opiniom ekspertów, którzy nie widzą zbyt wiele miejsca na nowe agencje wśród kilku tysięcy firm tego typu działających w Polsce. A to dopiero początek! :)

Jeśli ten tekst pomoże komukolwiek działać w sposób bardziej świadomy niż robiłem to ja, i to już na samym początku ścieżki zawodowej, to rezultat może być tylko lepszy!

Chętnie odpowiem na Wasze pytania. Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Kuba Jędrzejek

_____________________________________________________________

Kuba Jędrzejek przez 6 lat zajmował się Marketingiem, Trade Marketingiem, Sprzedażą i Category Managementem w topowych korporacjach w Polsce. Teraz, wykorzystując te doświadczenia, z dużym powodzeniem prowadzi własną firmę i cieszy się z nieskrępowanych możliwości realizowania własnych pomysłów.

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak dobrze wykorzystać (darmowe) spotkanie z ekspertem

Dla wielu ludzi spotkanie „twarzą w twarz” z kimś, kto jest naprawdę dobry w jakiejś dziedzinie to wyjątkowa okazja, aby bezpłatnie uzyskać cenne informacje i rady, za które normalnie należałoby zapłacić spore pieniądze.

Moje obserwacje wskazują na to, iż w takich sytuacjach wiele osób całkiem niepotrzebnie „spala” sobie taką sposobność, odcinając się od wartościowej wiedzy i potencjalnych kontaktów. Tak nie musi być i ten tekst powinien Wam pomóc w lepszym wykorzystaniu takich sposobności.

Na początek zalecam przeczytanie postów o szukaniu mentora i o zakwalifikowaniu się u niego. Znajdziecie tam istotne punkty warte stosowania również w przypadku jeśli spotykamy się prywatnie z kimś, kto jest ekspertem, nawet jeśli nie zamierzamy od razu ustanowić z nim układu mentorskiego. Do nich dochodzą jeszcze pewne dodatkowe elementy, które wymienię tak jak przychodzą mi do głowy, niekoniecznie w chronologicznym porządku konkretnej rozmowy:

  • Rozmawiaj jak równorzędny partner, bez niepotrzebnej uniżoności. Ludzie, którzy są naprawdę dobrzy i wiedzą o tym zazwyczaj mają w miarę zdrowe poczucie własnej wartości i nie potrzebują, aby ktokolwiek padał przed nimi na kolana. To co jest potrzebne, to normalne szanowanie drugiego człowieka i jego czasu (a mam nadzieję, że szanujecie wszystkich wokoło!!)
  • Zapytaj na początku, czy ten człowiek zechce Ci odpowiedzieć na parę pytań, względnie udzielić pewnej rady. To tak z czystej kurtuazji :-)
  • Możesz potem zapytać, ile czasu macie na rozmowę. „Zapoznawcze” spotkania biznesowe trwają zazwyczaj około godziny i ja spotykając się z kimś prywatnie też na ogół rezerwuję tyle czasu, ale w konkretnym przypadku może być inaczej. Niektórzy eksperci stosuję metodę randki w ciemno – zakładamy piętnaście minut spotkania, potem zobaczymy :-) Lepiej więc zamiast domysłów po prostu się zapytać, tak jak pisałem o tym tutaj i tutaj
  • Jeśli tego czasu jest trochę więcej niż kwadrans, to nie bój pokazać się też od strony czysto ludzkiej. Wiele w naszym życiu oparte jest na relacjach i budowanie takowej nie powinno zaszkodzić i w takiej sytuacji. Z drugiej strony unikaj nadmiernie długiego opowiadania o sobie, a szczególnie o Twoich osiągnięciach jeśli nie byłeś o to zapytany. Nie jesteś na rozmowie o pracę :-)
  • Jeśli pytasz, to używaj tzw. pytań otwartych (zaczynających się od słów: co, jak, w jaki sposób, dlaczego). Bardzo rozpowszechnione używanie pytań zamkniętych (zaczynających się zazwyczaj od „czy”) spowoduje, że co najwyżej potwierdzisz swoją dotychczasową wiedzę, bądź hipotezy, ale prawie na pewno nie dowiesz się niczego nowego. Dodatkowo używając przeważnie pytań zamkniętych w oczach wielu ludzi pokażesz się jako dyletant w sprawach skutecznej komunikacji, a tego z pewnością nie chcesz
  • Jeśli Twój ekspert zaczyna odpowiedź na Twoje konkretne pytanie, to nigdy przenigdy nie przerywaj mu jej. To jest taka polska specjalność (w żadnym kraju, w którym żyłem nie spotkałem się z tą chorobą tak często), która jest dla cywilizowanego człowieka niezwykle nieuprzejma i zdradza poważne braki w elementarnej ogładzie. Są kręgi ludzi (też Polaków), gdzie jak tak zrobisz, to możesz się spakować i wracać do swojego starego świata, więc lepiej pilnujcie się.
  • Szczególnie niefortunnym, choć często spotykanym przypadkiem jest sytuacja, kiedy ktoś pyta eksperta o zdanie, po czym niezwłocznie przerywa mu i zaczyna udowadniać, że ekspert się myli :-) Zdarza się to najczęściej, kiedy robisz coś dla kogoś za darmo, bo normalni klienci płacący za poradą spore pieniądze na ogół wychodzą z założenia, że ten człowiek wie, co mówi i na początek warto posłuchać co ma do powiedzenia. Potem zawsze można się dopytać o szczegóły i uzasadnienia.
  • Idąc na spotkanie z takim ekspertem dobrze jest mieć świadomość tego, co chcemy osiągnąć i co ta druga osoba może dla nas zrobić. W USA jak rozmawiasz z jakimiś ludźmi, których poprosiłeś o spotkanie, często będziesz na początku zapytany wprost „what is your objective?”. Kiedy ktoś po raz pierwszy widzi się ze mną, to zazwyczaj pytam „co mogę dla Ciebie zrobić?” i tutaj też lepiej jest mieć przygotowaną jakąś w miarę konkretną odpowiedź. Jak ktoś odpowiada „chciałem Cię poznać”, albo co gorsza „chciałem zobaczyć jak wyglądasz”, to nie jest to całkiem dobry początek. Zalecenie to dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy rozmawiamy z kimś po raz pierwszy.
  • Chcąc pozyskać od eksperta taką bezpłatną radę na jakiś konkretny temat dobrze jest być przygotowanym na pytanie „co dotychczas zrobiłeś w tej materii?” Świat jest pełen ludzi opanowanych chciejstwem (na czym ich zaangażowanie się kończy) i lepiej jeśli jesteś w stanie wykazać, że sam zrobiłeś już coś konkretnego. Ten temat rozwinę w poście o kastach, który mam w przygotowaniu.
  • Jeśli spotkanie ma miejsce w lokalu, to zaproponuj przejęcie kosztów spożytego posiłku lub napojów, ale specjalnie się przy tym nie upieraj. Ja np. prawie zawsze przy pierwszym spotkaniu z ludźmi potrzebującymi prywatnie mojej rady wybieram lokal i w związku z tym przejmuję też i rachunek (bo wybieram zazwyczaj dobre miejsca :-)) Jeżeli robię komuś prezent z mojego czasu, to parę złotych za kawę, czy nawet lunch nie robi specjalnej różnicy. Nigdy przenigdy nie mów ekspertowi „w zamian za twoje rady ja zapłacę rachunek za kawę, czy obiad”!!! Topowi ludzie warci są setki euro za godzinę i taki „interes” może być dla nich obrażający. Oni zazwyczaj nie pracują za jedzenie :-)
  • Bądź człowiekiem ciekawym różnych informacji. Ja na wiele spotkań tego typu zabieram ze sobą jakąś aktualną książkę, którą kładę na stole tytułem w dół :-) Obserwacja na ile mój rozmówca jest zainteresowany tym, co czytam pozwala wyciągnąć parę interesujących wniosków dotyczących jego nastawienia. Pytajcie i bądźcie zainteresowani :-)

Tyle na razie moich rad na ten temat. Zdają się one bardzo proste, a jednak to co opisałem powyżej, to odpowiedź na typowe i bardzo rozpowszechnione błędy, które często na pierwszych spotkaniach popełniają moi młodzi rozmówcy. Stosujcie się do powyższego, a wiele z Waszych rozmów będzie miało o wiele lepszy przebieg, czego Wam wszystkim życzę.
Jak zwykle zapraszam do pytań i dyskusji w komentarzach

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Dziecko czy kariera?

Drodzy Czytelnicy

Autorem dzisiejszego postu jest nasz Czytelnik Mirosław Kordos. W ten sposób otwieramy tutaj możliwość gościnnego postowania, która powinna zwiększyć wartość tego serwisu dla Was. Publikacja takiego postu na blogu nie musi oznaczać, że z wszystkimi tezami autora muszę się zgadzać, wystarczy uznanie że tekst jest wartościowy (to taki mały disclaimer :-)). Zapraszam każdego, kto ma ciekawe myśli do przekazania, wykraczające poza ramy komentarzy do moich postów i chciałby podzielić się nimi z szerszym gronem zainteresowanych Czytelników do kontaktu ze mną w tej sprawie.

A teraz zapraszam do lektury:
__________________________

W dyskusji na temat czy potrzebujemy Hindusów w Polsce padło stwierdzenie, że u nich cywilizacja istniała już od tysięcy lat, gdy u nas była jeszcze dzicz. Zaraz pojawiła się też opinia, że to było tak dawno, że nie ma już żadnego wpływu na dzień dzisiejszy. Otóż przebyta ewolucja ma wpływ na lepsze geny odpowiedzialnych za efektywność pracy. A to jest nie do nadrobienia w ciągu kilkudziesięciu lat.

Dlaczego testy na inteligencję (rozumianą jako IQ) trzeba na bieżąco modyfikować, jeśli średni wynik ma być dalej 100, a nie np. 120? Dlatego, że kolejne pokolenia są coraz inteligentniejsze. A to z kolei dlatego, że rodzice pomału zaczynają zajmować się rozwojem dzieci a środowisko wzrastania dostarcza im coraz więcej bodźców stymulujących rozwój. Oba te czynniki poprawiają genotyp oraz fenotyp (czyli cechy poszczególnych osobników).

Wpisałem w Google słowa: dziecko kariera
Na pierwszej stronie dostałem takie wyniki:
„Dziecko czy kariera? Trudno robić karierę kosztem dziecka.”
„Dziecko czy kariera? Coraz mniej kobiet decyduje się na dziecko przed trzydziestym rokiem życia.”

Następnie wpisałem: kid career
Oto wyniki:
„Directory of sites designed to help children and teens explore possibilities for their future careers”
„Children should begin thinking about future careers early”

W przeciwieństwie do bardziej cywilizowanych krajów, w Polsce dominuje pojęcie kariery jednopokoleniowej z dziećmi w roli przeszkadzajek, bez wykorzystania możliwości ewolucji. Niektórzy rodzice wprawdzie usiłują dbać o karierę swoich dzieci. Niestety na ogół nie mają pojęcia, jak się za to zabrać. Cytat gdzieś z internetu:

„Jędrek ma 7 lat, chodzi do szkoły niepublicznej. W szkole spędza czas od godz. 8 do 17, po szkole ma zajęcia dodatkowe: piłkę nożną, tenis, basen, nauka jazdy na nartach. W niedzielę Jędrek chodzi z rodzicami do filharmonii.”

Takie dbanie o karierę dziecka oczywiście przynosi odpowiednie efekty, co dobrze obrazuje kolejny cytat:

„Młodzi ludzie, którzy czują, że nie są w stanie sprostać wygórowanym wymaganiom rodziców stają się płaczliwi, często śpią po 12-18 godzin dziennie, mają zmienne nastroje, mogą się u nich także pojawiać myśli samobójcze.”

W pierwszych latach życia kształtuję się połączenia między neuronami w mózgu odpowiedzialne za predyspozycje i postawy życiowe, które raz ukształtowane już bardzo trudno zmienić (tak, jak trudno zmienić fundament, jak jest już dom zbudowany) i te lata są najbardziej decydujące dla przyszłej kariery.

Ludzie się rodzą z wieloma zdolnościami, ale większość z nich tracą. Na przykład słuch: absolutny, ale ponieważ od urodzenia ani nie mówią po chińsku, ani nie grają na skrzypcach, więc ten dobry słuch zanika. Podobnie zanika tak ważna dla osiągnięcia sukcesu pewność siebie i ciekawość świata, ponieważ używanie tych cech jest tępione w polskiej kulturze.

Można jednak stworzyć takie środowisko, by tych cech nie tylko nie stracić, ale je rozwinąć. Dla człowieka (szczególnie w wieku 0-7 lat) wszystko powinno być zabawą. Nie należy usiłować dziecka niczego uczyć, a jedynie się z nim odpowiednio bawić, tak by z zainteresowaniem odkrywało świat. Dziecko lubi takie zabawki, jaki dostanie i do jakich się przyzwyczai (dorosły tak samo). Więc tą zabawką może być tor wyścigowy, gdzie w kółko jeżdżą samochody na baterie, ale może też być Visual Studio i Amibroker. Amibroker jest dobrą okazją do zrozumienia po co i jak inwestować, fajnie przesuwają się wykresy, dzieci się tym lubią bawić, a z czasem rozumieją coraz więcej. W Visual Studio też się da wiele myszką poskładać. Jednym i drugim można się zacząć bawić nawet jeszcze nie znając liter. Ponadto w dzisiejszych czasach angielskiego trzeba używać od urodzenia, w ten sposób w ogóle nie trzeba będzie się go uczyć w wieku późniejszym. Jest na to wiele sposobów.

Poznanie liter leży w możliwościach dzieci jeszcze przed ukończeniem 2 lat. Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku. I to wcale nie są często dzieci urodzone jako genialne, tylko normalne dzieci, którym stworzono na tyle sprzyjające warunki rozwoju, że mogły się nieskrępowanie rozwijać. (wrodzone predyspozycje, też mają znaczenie, tak, jak duży wzrost w pewnych dyscyplinach sportu, i nie twierdzę, że każdy ma je jednakowe, lecz, że w 99% te predyspozycje są zaprzepaszczane). Dziecko w wieku 7 lat już może mieć dobrze sprecyzowane cele, np. zrobię automatyczny translator z angielskiego na polski. Ten cel może potem ulec stopniowej zmianie w całkiem inny cel, ale pozostaje w nim zrobienie czegoś wielkiego i to nie jako jakiś mglisty plan, tylko jako droga, którą już podąża.

I to jest właśnie praca za darmo (w właściwie twórcza zabawa), którą można się dostać prawie w każde miejsce na świecie. Jak zacznie w wieku 7 lat, to jest wystarczająco dużo czasu, by mając lat kilkanaście już miał to miejsce zapewnione. Jak tylko nie zaniedba rozwoju swojej inteligencji finansowej, to osiągnie na prawdę wiele.

Nie chodzi o samo poznawanie umiejętności, ale przede wszystkim znacznie ważniejsze rozwijanie zdolności niezależnego myślenia i kształtowanie nastawienia na sukces (całkiem na odwrót niż w polskiej szkole).

Dopóki dla dziecka wszystko jest zabawą, czuje, że sam to odkrywa, a nie, że ktoś go uczy na siłę i jakaś głupia ciota nie powiedziała mu, że to są za trudne dla niego sprawy, że to jest dla starszych, jest w stanie zrobić bardzo wiele. I jak nie będzie tego pewien, że wszystko jest łatwą zabawą i że starych ciot i głupich nauczycielek się nie słucha, to w szkole zabiją w nim chęć odniesienia sukcesu.

To, że wielu ludzi nawet nie ma ochoty nic zrobić, by poprawić swoje marne życie, to właśnie zasługa ich rodziców, którzy sami nie mając pojęcia, jak się za życie zabrać nie przekazali im w dzieciństwie odpowiednich postaw. No ale nie ma co winić rodziców, bo skąd mieli mieć takie postawy i taką wiedzę, skoro im dziadkowie tego nie przekazali. Ale dziadkowie też nie są winni, bo tak ich wychowali pradziadkowie. Gdy jednak któreś pokolenie zdecyduje się w końcu wyjść z tego błędnego koła i nie tylko zadbać o swoją karierę ale i o swoich dzieci, to efekty będą szybko narastać.

Oczywiście zdarza się, że z rodziny pijaków i nierobów wyrośnie geniusz. Ale to się zdarza rzadko. Natomiast znacznie częściej geniusz wyrasta z rodziny, która go dopinguje w tym kierunku. Większość ludzi, którzy odnieśli największe sukcesy już od najmłodszych lat miała zapewnione odpowiednie warunki rozwoju.

Np. Sergey Brin i Larry Page chodzili do Montessori school, (która polega na tym, że dzieci uczą się tam myślenia poprzez swobodne rozwijanie swoich zainteresowań, w przeciwieństwie do „normalnych” szkół w których uczą się bezmyślności przez wkuwanie na pamięć), a rodzice ich byli profesorami informatyki i matematyki.

Znakomity przykład kariery szczegółowo zaplanowanej jeszcze przed urodzeniem: László Polgár najpierw napisał książkę o tym, jak wychować dziecko na mistrza świata w szachach, a potem zaczął według niej wychowywać swoje trzy córki (nie chodziły nigdy do szkoły) i rzeczywiście zostały mistrzyniami świata.

Gdyby nami się ktoś w dzieciństwie tak zajął, mielibyśmy dużo większą szansę na dużo większy sukces.

Podsumowując: w karierze tym łatwiej o sukces, im jej planowanie jest bardziej długoterminowe, np. 200 lat zamiast 5 lat. Jednak główną przeszkodą jest nasze z zasady egoistyczne podejście: każdy myśli tylko o sobie, a skutek jest taki, że wszyscy na tym tracimy.

________________________

Autorem tekstu jest Mirek Kordos

Mirek pracował w branży IT w małej firmie, wielkiej firmie i we własnej firmie oraz na uniwersytetach i ośrodkach badawczych w różnych krajach. Aktualnie zajmuje się głównie badaniami nad sztuczną inteligencją oraz jej wykorzystaniem do rozwoju człowieka. Ma dwójkę dzieci w wieku 4 i 8 lat.

Komentarze (55) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o „szczególnych” talentach i wrodzonych zdolnościach

Nawiązując do poprzedniej dyskusji chcę zwrócić Wam uwagę na dwa bardzo ciekawe artykuły. Obydwa stanowią interesujące uzupełnienie naszej rozmowy. Jeśli chcecie o nich podyskutować, to proszę o przeczytanie ich w całości i ze zrozumieniem, naprawdę warto.
Pierwszy z nich to interesujący tekst w BusinessWeek. Jest dość krótki i polecam przeczytanie go.

Dla niecierpliwych parę tez i informacji z niego wyjętych:

Według ostatnich badań ok 35% przedsiębiorców w USA i ok 20% w Wielkiej Brytanii cierpi na….. dysleksję.

Wśród dyslektyków są szefowie firm jak Cisco, Schwab czy Kinko’s.

Co powoduje, że dysleksja może być czynnikiem sprzyjającym sukcesowi jako przedsiębiorca?

Dziecko z dysleksją uczy się następujących rzeczy:

  • ciągłe niepowodzenia przy standardowych sprawdzianach wyrabiają oswojenie się z niepowodzeniami i mniejszy strach przed nimi
  • problemy z szybkim czytaniem wyrabiają nawyk koncentrowania się na najważniejszych zagadnieniach
  • konieczność wsparcia się na innych wyrabia zaufanie do delegowania

To są istotne cechy, jeśli chcesz prowadzić własny biznes :-)

One oczywiście nie pomogą, jeśli ktoś dysleksję wykorzystuje tylko jako usprawiedliwienie, aby nic nie robić w życiu.

Cały artykuł wart jest przeczytania i zachęcam Was do zapoznania się z nim. To jeszcze jeden przyczynek do ogólnego stwierdzenia:

Przestań sam się usprawiedliwiać i weź się za kształtowanie Twojego życia według Twoich marzeń!!

Drugi artykuł pochodzi z szacownego Scientific American, też gorąco polecam przeanalizowanie go i wyciągnięcie własnych wniosków. Kwestia bycia ekspertem w jakiejś dziedzinie jest bardzo ważna, jeśli długofalowo chcemy odbić się od szerokiej rzeszy innych ludzi.
Ten tekst jest niestety dość długi, więc też pozwolę sobie na wyciągnięcie z niego paru cytatów:

Najpierw o ekspertach jako takich (wytłuszczenia we wszystkich cytatach pochodzą ode mnie):

Without a demonstrably immense superiority in skill over the novice, there can be no true experts, only laypeople with imposing credentials. Such, alas, are all too common.”

Niestety, u nas jest to też dość rozpowszechnione zjawisko.

To jest interesujące spostrzeżenie:

„the expert relies not so much on an intrinsically stronger power of analysis as on a store of structured knowledge.”

Ten cytat o ważności odpowiedniej metody zdobywania umiejętności:

„Ericsson argues that what matters is not experience per se but „effortful study,” which entails continually tackling challenges that lie just beyond one’s competence. That is why it is possible for enthusiasts to spend tens of thousands of hours playing chess or golf or a musical instrument without ever advancing beyond the amateur level and why a properly trained student can overtake them in a relatively short time.„

Potem ludzie mówią, że ten student był wyjątkowo uzdolniony, a ci amatorzy nie :-)

Trochę o zjawisku, że nowicjusze często na początku robią szybkie postępy a potem stagnują (co często jest interpretowane brakiem talentu)

„Even the novice engages in effortful study at first, which is why beginners so often improve rapidly in playing golf, say, or in driving a car. But having reached an acceptable performance–for instance, keeping up with one’s golf buddies or passing a driver’s exam–most people relax. Their performance then becomes automatic and therefore impervious to further improvement.”

Teraz o konieczności posiadania talentu:

„Yet this belief in the importance of innate talent, strongest perhaps among the experts themselves and their trainers, is strangely lacking in hard evidence to substantiate it. In 2002 Gobet conducted a study of British chess players ranging from amateurs to grandmasters and found no connection at all between their playing strengths and their visual-spatial abilities, as measured by shape-memory tests. Other researchers have found that the abilities of professional handicappers to predict the results of horse races did not correlate at all with their mathematical abilities.„

Trochę o krytycznym czynniku przy stawaniu się ekspertem:

„Thus, motivation appears to be a more important factor than innate ability in the development of expertise. It is no accident that in music, chess and sports–all domains in which expertise is defined by competitive performance rather than academic credentialing–professionalism has been emerging at ever younger ages, under the ministrations of increasingly dedicated parents and even extended families.”

Czy z młodymi zdolnymi programistami nie jest podobnie?

I interesujaąca konkluzja na zakończenie:

„The preponderance of psychological evidence indicates that experts are made, not born. What is more, the demonstrated ability to turn a child quickly into an expert–in chess, music and a host of other subjects–sets a clear challenge before the schools.”

Cierpliwym Czytelnikom polecam uważne przeczytanie oryghinalnego artykułu i życze interesujących przemyśleń.

W następnym poście wracam do własnych tekstów i oczywiście języka polskiego :-)

Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Talent – przeceniany element

Często słyszę od innych ludzi wypowiedzi typu : „nie mogę nawet marzyć o osiągnięciu tego, bo brak mi odpowiedniego talentu”, albo „takie coś mogą zrobić tylko ludzie odpowiednio utalentowani, a nie zwykli śmiertelnicy tacy jak ja”
Ostatnio na ten temat wypowiadał się też w komentarzu do innego postu Krzysztof
To zainspirowało mnie (dziękuję Krzysztof) do napisania poniższych przemyśleń, bo mam wrażenie, że całe mnóstwo ludzi niepotrzebnie kastruje swoje marzenia domniemanym brakiem talentu.
Na początek kilka ważnych założeń wstępnych:

  • przez „talent” rozumiemy posiadanie specjalnych uzdolnień i predyspozycji do robienia czegoś. W generalnym rozumieniu te predyspozycje to jest coś, co „po prostu mamy”, czyli innymi słowy coś, z czym przychodzimy na świat. Według tej popularnej definicji z talentem się rodzimy i nie można otrzymać go poprzez naukę, bądź ćwiczenie. Inaczej zarówno cytowane na początku postu stwierdzenia, jak i cała dzisiejsza dyskusja byłyby bezprzedmiotowe.
  • o roli talentów w sztuce i zawodach pokrewnych (np. design) nie będę się wypowiadał. Jako jej głównie pasywny „konsument” nie czuję się w tym temacie wystarczająco kompetentnym.
  • nie chcę się też wypowiadać o roli specyficznych predyspozycji fizycznych potrzebnych do uprawiania sportów lub niektórych zawodów. Nie jest to też problematyka, z którą boryka się w życiu większość Czytelników tego blogu.

Przy tych powyższych założeniach pozwolę sobie na stwierdzenie, że analiza czy mamy do czegoś talent, czy też nie jest dla nas bezwartościowa.
Najlepiej uzasadnię to na doskonale znanym mi przykładzie.

Moja obecna praca wymaga między innymi bardzo dobrej umiejętności nawiązywania kontaktu z osobami, z którymi pracuję. Wielu uczestników moich szkoleń mówi mi „Alex, ty masz do tego wyjątkowy talent”.
Czyli według dzisiejszej oceny sytuacji i wspomnianej na początku definicji Alex B. przyszedł na świat z wyjątkowymi uzdolnieniami jeśli chodzi o komunikowanie z innymi ludźmi :-)

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że moja obecna „osoba” jest rezultatem działań, które dość nieśmiało rozpocząłem jak miałem 25 lat a naprawdę intensywnie podjąłem około 28 roku życia.
Wcześniej byłem w zakresie komunikacji międzyludzkiej raczej upośledzonym (nieśmiały i zakompleksiały introwertyk) człowiekiem. Wszelkie ówczesne analizy moich talentów wykazałyby „brak zdolności komunikacyjnych, powinien wybrać jakiś zawód techniczny wykonywany z dala od ludzi”

No to jak to jest z tym moim talentem????

Możliwe są dwa wytłumaczenia, oba podważające sens zastanawiania się nad tym, czy mamy jakieś konkretne uzdolnienie:

  • pierwsze to takie, że od urodzenia miałem talent do komunikacji z innymi ludźmi, nie miał się on tylko okazji ujawnić i zaktywizować. W takim przypadku badanie własnych talentów i stwierdzanie, że się jakiegoś nie posiada jest bezsensowne, bo zawsze możemy mieć taki, który ukryje się tak dobrze, jak w moim przypadku. Wtedy całkiem niepotrzebnie ograniczylibyśmy swoje możliwości wyboru ścieżki życiowej. Możecie sobie wyobrazić, co byłoby, gdybym wtedy z powodu braku talentu do komunikacji wybrał zawód np. mechanika maszyn przemysłowych, albo magazyniera?? Ile ominęłoby mnie przyjemności!! Nie popełniajcie takiego błędu!!!
  • drugie wytłumaczenie to, że będąc beztalenciem komunikacyjnym po prostu bardzo dobrze nauczyłem się komunikować z ludźmi, tak dobrze, iż dziś wszyscy myślą, że mam do tego talent :-) W takim przypadku stwierdzanie, czy ktoś go masz, czy też nie jest bezsensowne, bo nawet gdybyś go nie miał, to bezproblemowo nadrobisz to odpowiednim treningiem (z naciskiem na słowo „odpowiedni”)!!

Z tego wynikają co najmniej dwa pożyteczne wnioski:

  • koniec z wymówkami typu „ nie mogę się tym zająć, bo brak mi odpowiedniego talentu”. Może brakować Ci umiejętności, możesz mieć niewłaściwą postawę, za małe poczucie własnej wartości. Może brakować Ci kontaktów lub środków finansowych. Wszystkie te rzeczy możesz albo zmienić, albo przynajmniej skompensować czymś innym. Zamiast zamartwiać się brakiem talentu skup się lepiej na znalezieniu tych aktywności, które sprawiają Ci przyjemność, wtedy najszybciej możesz nie tylko osiągnąć w nich mistrzostwo, ale też delektować się całym procesem dochodzenia do niego.
  • nie słuchaj innych, którzy chcą odwieść Cię od obrania wymarzonej ścieżki życiowej mówiąc, że brak Ci niezbędnego talentu. Nie ma znaczenia, jakie tytuły naukowe ma dana osoba, jej opinia jest odbiciem jej modelu świata i tego, czego nauczyli ją na studiach. To może nie mieć i często nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, w której Ty będziesz żył. Przy tym wniosku podkreślam, że nie mówimy teraz o roli talentu w sztuce – na tym się nie znam, choć i tutaj mam pewne hipotezy :-)

Na zakończenie nawiążmy do wypowiedzi, która spowodowała, że napisałem ten post.
Krzysztof, który jest też trenerem napisał między innymi:

„Jeżeli ktoś nie ma talentu stratega, czy bliskości to nikt go tego nie nauczy. „
a potem jeszcze

„Handlowcy, którzy nie posiadają wystarczającego zestawu talentów “sprzedażowych”, stanowią te 80% zespołu, którym dobry menedżer sprzedaży nie powinien się zajmować. Życie nie malina. „

Otóż Krzysztofie, z całym szacunkiem dla Ciebie widzę to całkiem inaczej.
Jak wynika z całego mojego postu zarówno działań strategicznych, bliskości i innych podobnych rzeczy można się nauczyć, choć nie zawsze jest to proste i zależy od stanu wyjściowego.
Mam też całkowicie inne podejście do handlowców (sprzedaż B2B), których trenuję. Nigdy nie zastanawiam się jakich to talentów tym ludziom brakuje, lecz co mogę zrobić, aby w ciągu tych paru dni każdego z nich (bo zajmuję się nimi indywidualnie) posunąć jak najbardziej do przodu. I Twoje 80% też mnie zadziwia. Puściłem sobie przed oczami szkolenia ostatnich paru lat i tylko w jednym przypadku zaleciłem uczestnikowi wybranie innego zawodu i to nie z powodu „braku talentu”. Ten niezwykle inteligentny i „wygadany” człowiek miał po prostu postawę bardzo kontraproduktywną w sprzedaży B2B i nie chciał jej zmienić. Jeden człowiek na trzy lata treningów (dalej nie chciałem już sięgać)!!!

Ciekaw jestem Waszych przemyśleń na ten temat, sądzę, że przynajmniej dla niektórych z Was przemyślenie tego, co napisałem może być jak dynamit :-)

Tak czy inaczej pamiętajcie o wyciąganiu własnych wniosków.

Komentarze (98) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

O uczeniu się „niepotrzebnych” rzeczy

W komentarzach do postu „Kop studnię …. „ wywiązała się ciekawa dyskusja na temat sensowności uczenie się różnych rzeczy niejako „na zapas”.
Temat kształcenia się jest tylko jednym z aspektów tego kopania studni, niemniej na tyle istotnym, że pozwolą sobie na przedstawienie tutaj mojego osobistego zdania na ten temat.

Generalnie wyróżniam następujące sytuacje wyjściowe (mówimy teraz o ludziach dorosłych), które po kolei omówię (każdą przerabiałem też osobiście):

  • nie masz nic, brak Ci środków do życia lub jesteś na czyimś utrzymaniu. W takiej nieprzyjemnej sytuacji najważniejsze jest postawienie się na nogi i to możliwie jak najszybciej. Jeżeli jesteś w miarę zdrowym na ciele i duszy człowiekiem, to powinieneś skoncentrować się na nabyciu takich umiejętności, które pozwolą Ci na znalezienie zajęcia, z którego będziesz mógł się utrzymać. Nawet jeśli jesteś w pozornie wygodnej sytuacji, iż ktoś (rodzice, partner, opieka społeczna) przejmuje nakłady związane z Twoją egzystencją, to kontynuowanie jej ponad absolutnie konieczne minimum będzie kosztowało Cię bardzo wiele. Ta cena zaczyna się od powolnej utraty poczucia własnej wartości i szacunku dla samego siebie, poprzez bardzo niekorzystne zmiany w psychice aż po „mentalne sflaczenie” Twojego umysłu. Takich przykładów widziałem na przestrzeni lat bardzo wiele i odradzam kroczenia tą ścieżką, tym bardziej, że im dłużej na niej pozostajesz, tym trudniej wskoczyć na tę prowadzącą do sukcesu w życiu. Sam kiedyś też tak dryfowałem, więc wiem jak to jest….
  • masz zajęcie umożliwiające Ci w miarę normalne funkcjonowanie w społeczeństwie i zdolność utrzymania się. W takim przypadku wręcz zalecam, aby oprócz normalnego dalszego doskonalenia się w tym, co robimy eksperymentować z różnymi innymi dziedzinami, śmiało mogą to być rzeczy kompletnie nie związane z naszą działalnością zawodową, nawet takie, przy których trudno nam sobie wyobrazić ich zastosowanie w zarabianiu pieniędzy. Jeśli będziemy zdobywać taką wiedzę i umiejętności konsekwentnie, a przy tym pozostaniemy otwartymi i sympatycznymi ludźmi, to prędzej, czy później może nadarzyć się okazja wykorzystania ich. Tak było wielokrotnie w moim życiu, jak też paru osób, które dłużej znam. Jeśli przykłady „zwykłych śmiertelników” nie są dla kogoś wystarczające, to może np. przeczytać, jak Steve Jobbs porzucając studia z czystej ciekawości uczył się kaligrafii i co z tego wynikło 10 lat później.
    Jako ciekawostkę mogę Wam powiedzieć że ostatnio między innymi interesuję się pewnymi aspektami zachowania cząsteczek elementarnych i subelementarnych – bardzo pasuje to do profilu mojej działalności, nieprawdaż? :-)
  • trzeci przypadek jest szczególny. Trafiłeś na tzw. „anioła biznesu” i umówiłeś się z nim, co do działań, które w rezultacie katapultują Cię o parę poziomów w życiu. Jeśli w tej umowie było zdobycie przez Ciebie jakiś kluczowych umiejętności bądź wiedzy, to ich uzyskanie musi być Twoim absolutnym priorytetem. I ile umowa nie stanowi inaczej, to nic innego nie jest tak ważne!! To powinno być zrozumiałe samo przez się, niemniej praktyka wykazuje, że wiele osób ma w sobie jakieś programy samodestrukcji, powodujące niewiarygodne wręcz marnowanie kolosalnych szans życiowych. „Aniołowie” są wśród nas, więc trafiając na takiego nie popełniajcie tego rodzaju błędów. Pewne szanse mogą się rzeczywiście nie powtórzyć!

Tyle mojego punktu widzenia. Zapraszam Was do podzielenia się Waszymi obserwacjami i spostrzeżeniami i jak zwykle przypominam „use your judgement” :-)

Komentarze (41) →
Alex W. Barszczewski, 2007-11-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie masz nic – pracuj za darmo!!!

Czytając ten tytuł niektórzy z Was zapewne myślą, że musiał mi się ostatnio przydarzyć upadek na głowę ze sporej wysokości :-)

Pracować bez kasy!!!??? To bez sensu!!!

No cóż, po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazuje się, że w pewnych okolicznościach praca za darmo ma głęboki sens, przynajmniej dla niektórych z Was. Jakie korzyści może dać nam taki sposób „zatrudnienia”:

  • możliwość nawiązania kontaktów, które mogą okazać się bezcenne dla naszej przyszłości
  • możliwość nauczenia się koniecznych w przyszłości umiejętności praktycznych
  • możliwość pokazania, że jesteśmy zaangażowanymi, pełnymi energii ludźmi
  • możliwość wyrobienia sobie reputacji na rynku
  • możliwość pracowania nad projektami, które nas fascynują

Startując w życiu zawodowym najtrudniej właśnie o powyższe rzeczy i „wolontariat” może być dobrą drogą do ich osiągnięcia.

Znam kilka takich przypadków z własnego doświadczenia/obserwacji.

Na samym początku mojej kariery w IT uczyłem się sam na jedynym dostępnym mi wtedy systemie (MUMPS – słyszał ktoś kiedyś coś takiego :-)). Po trzech miesiącach „edukacji” stwierdziłem, że czas poszukać sobie zajęcia i poszedłem do firmy, która szukała programistów. Musicie sobie wyobrazić tę sytuację: dość biednie ubrany Polak w ówczesnej Austrii (to biorąc pod uwagę opinię o nas odpowiadałoby biednie ubranemu Rumunowi w Polsce) przychodzi do firmy i nie znając używanego w niej języka (GW Basic) stara się o pracę. Odpowiedź była oczywiście odmowna. Na szczęście moja prośba, abym mógł po prostu posiedzieć przy komputerze i za darmo popróbować na tyle zaskoczyła właściciela (w Austrii takie podejście było jeszcze bardziej niezwykłe ), że się zgodził. Jak już raz zasiadłem tam do komputera, to po 2 dniach miałem pierwsze płatne zlecenie :-) Reszta to historia….

Potem jeszcze kilka razy pracowałem dla ludzi tak dobrych, że byłbym gotów robić to nawet za darmo, tylko po to, aby się od nich uczyć.

W drugą stronę też mam kilka takich przypadków, kiedy oferta zrobienia czegoś dla mnie bez wynagrodzenia w dalszej konsekwencji spowodowała katapultowanie oferującego do całkiem innej ligi :-) W większości przypadków nie zgodziłem się na robienie czegoś dla mnie bez wynagrodzenia, ale sama taka autentyczna gotowość drugiej strony była wystarczającym na początek wychyleniem się.

Jaki z tego wniosek:

  • jeśli zaczynasz działalność w jakiejkolwiek dziedzinie, to na samym początku zarabianie powinno stać na dość dalekim miejscu
  • na początku wybieraj takie miejsca, gdzie nauczysz się najwięcej, zdobędziesz najcenniejsze kontakty, a nie tylko takie, gdzie dostaniesz od razu największe pieniądze. Te ostatnie będziesz w znacznie większych ilościach zarabiał jak wypracujesz Twoją wartość rynkową. Jak zwykle w życiu, ważna jest właściwa kolejność działań :-)
  • oczywiście unikaj przy tym miejsc, gdzie będziesz po prostu wykorzystany, bez realnych, pozafinansowych korzyści dla Ciebie. Nie chodzi o pracowanie za darmo jako cel sam w sobie!!!

Z oczywistych powodów, podejście to nie jest możliwe dla osób, które mają poważne zobowiązania finansowe, ale dla dopiero wchodzących w życie młodych „pechowców” (tych z postu „Młodzi ludzie w pracy„), albo zaczynających swoje życie zawodowe „od nowa” może to być całkiem niezła strategia. To trochę jak na regatach żeglarskich – jak będziesz płynął tak, jak ci przed Tobą, to będziesz miał spore trudności aby ich dogonić, zwłaszcza jeśli pole jest zatłoczone. Dopiero obranie całkiem innego kursu daje Ci realną szansę.

Jakie macie osobiste doświadczenia z takim rozpoczynaniem kariery?

Komentarze (33) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Generalista, czyli umiejętne zastosowanie Zasady Pareto

Patrząc wokół nas widzimy bardzo silny trend w kierunku coraz większej specjalizacji. Ludzie wokół nas specjalizują się na potęgę, często poświęcając na to wiele czasu i energii. Jak zwykle w takiej sytuacji bardzo nasila się konkurencja i coraz trudniej się w niej wybić.

Wielu z Was zadaje sobie zapewne pytanie, czy można jakoś ominąć, bądź przeskoczyć ten wyścig i przed podobnym zagadnieniem stanąłem już ładnych parę lat temu. Może moje doświadczenia przydadzą się komuś do wypracowania własnego rozwiązania na życie, u mnie funkcjonuje to całkiem dobrze :-)

Zacznijmy od obydwu definicji specjalista-generalista

Tradycyjne określenie tych dwóch terminów sprowadza się do nieco przerysowanego „specjalista to człowiek, który wie wszystko o niczym, a generalista to ten, który wie nic o wszystkim” :-)
W rzeczywistości te ekstrema nie występują, a przynajmniej nie spotkałem się z nimi :-)
Generalistą nazywam w takim przypadku osobę, która nie posiadając specjalistycznej wiedzy „aż do dna” jest nieźle zorientowana w różnych zagadnieniach. Przez „nieźle” rozumiem, zgodnie z zasadą Pareto, że ma on te 20% wiedzy i umiejętności w każdej z tych dziedzin, które dają mu 80% możliwości działania w niej (całkiem nowe podejście do uczenia się, nieprawdaż :-)).

Jeśli teraz powiemy (upraszczając), że specjalista inwestując 100 procent swojego czasu zdobywa wiedzę wartą 100 jednostek, to generalista, umiejętnie dobierając to, czego się uczy zdobywa umiejętności warte znacznie (teoretycznie 5 razy) więcej. Cały trik polega na właściwym dobraniu tych 20% z każdej dziedziny oraz takiej kombinacji tych ostatnich, która jest rzadka i poszukiwana na rynku. Wtedy praktycznie nie masz konkurencji a jeśli potrafisz zrobić Twoim działaniem dużą różnicę to klienci gotowi są płacić wręcz nieprzyzwoite pieniądze za Twoje usługi :-)

Jak zrobić to w praktyce?

Zacznij od jednej dziedziny, którą lubisz, co jest warunkiem koniecznym aby przez całe lata robić coś naprawdę dobrze. W niej wykorzystaj Twoje doświadczenie, aby określić które 20% maksymalnie zwiększa Twoją skuteczność i nie żałuj wysiłków aby zdobyć te umiejętności. To da Ci niezłą bazę, pozwalającą zarabiać na życie a czas, który zaoszczędzisz zainwestuj w poznawanie kolejnej interesującej Cię dziedziny. W tej znów znajdź kluczowe 20% i opanuj je. Potem powtarzaj tę procedurę kilka razy :-)

Pamiętaj, że chodzi o zdobywanie umiejętności praktycznych, więc cała seria formalnych studiów (kilka fakultetów) nie jest właściwym rozwiązaniem !!!

Tam będą uczyć cię teoretycznie i „całościowo” marnując Twój czas zapychaniem Ci głowy dużą ilością inteligentnie brzmiącego „mułu informacyjnego”

W rezultacie możemy dojść do sytuacji kiedy:

  • specjalista zna 100% jednej dziedziny dające mu 100 możliwej skuteczności
  • generalista zna:
    – 20% dziedziny A dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny B dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny C dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny D dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny E dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie

O ile tych procentów generalisty nie możemy po prostu dodawać :-) to już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że przy odpowiednim doborze A,B,C,D i E oraz zdobywanych „kawałków” umiejętności wartość rynkowa takiego człowieka będzie całkiem duża :-)

To, co opisałem powyżej to oczywiście spore uproszczenie rzeczywistej sytuacji, bardziej chodziło mi o opisanie zasadniczej idei. Proporcje pomiędzy poszczególnymi dziedzinami nie muszą (i prawdopodobnie nie będą) równe, nie jest też konieczne aby było ich pięć. W naszą „A” jako główną specjalność możemy zainwestować więcej niż 20% czasu a te ostatnie 20% można na przykład porozdzielać na dużą liczbę innych zagadnień, co znacznie powiększy nasze zrozumienie świata. Taką właśnie drogę obrałem w 1991 i jak mówią Amerykanie „I never looked back”. Nie jest to droga dla każdego i nie każdą karierę da się skonstruować w ten sposób. Mimo tego, dla inteligentnych i ciekawych życia osób jest to bez wątpienia podejście warte rozważenia i uwzględnienia, bo robienie przez całe lata tego samego byłoby dla nich bardzo frustrujące. Stosując je można też, jak już wspomniałem, zarabiać uczciwie bardzo konkretne pieniądze, co jest dodatkowym „cukierkiem” całej sprawy.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapraszam do dyskusji.

Komentarze (57) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 3«123»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Ile razy trzeba Ci powtarzać  (58)
    • Ewa W: Magdalena, piszesz:...
    • Magdalena: Ewo, Dziękuję za...
    • Ewa W: Magdalena, do Twojego...
    • Alex W. Barszczewski: Karol Ja mam...
    • Karol: Drodzy, Alexie, Przepraszam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Diana Cz.: Chyba nikt jeszcze o tym...
  • Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?  (163)
    • Aleksander Piechota: Znalazłem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • anja: Witam, Gratuluje wspaniałego...
    • Sokole Oko: Golden, Myślę, że...
    • golden: Witam Alexa i wszystkich...
  • Parę informacji o Biblioteczce  (74)
    • Kazik: Witaj Alexie, witajcie...
  • Przestań wiosłować (na chwilę)!  (61)
    • Magdalena: W teorii wszystko wydaje...
    • Ewa W: Artur, dzięki, Masz rację...
    • Witek Zbijewski: Magdaleno Oczywiście...
    • Magdalena: Ewo W., Dziękuję za pomoc...
    • Artur: Hej Ewo, Piszesz: „zgodnie z...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Katarzyna: Sokole Oko Dziękuje za...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna: KrysiaS „Przeta...
    • KrysiaS: Sokole Oko, ankiety o...
    • Sokole Oko: KrysiaS, Bardzo dziękuję...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Ewa W: aw3k To wprawdzie kompletnie...
    • aw3k: Mógłbyś napisać krótką...
    • Witek Zbijewski: Łukasz – a...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Beata: Witaj Alex, Twój blog był dla...
  • List od Czytelnika  (19)
    • Witek Zbijewski: myślę, że KrysiaS...
    • Mateusz B,: Naszła mnie jedna myśl,...
  • Naucz się być zuchwałym!  (147)
    • Stella: Z uwagą przeczytałam wszystko...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Piotr Stanek: Witajcie Podzielę się z...
  • Dla Pań (i nie tylko)  (6)
    • Ewa W: Darek, dzięki za link....

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025