Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Trudne sytuacje z innym człowiekiem cz.2

Po małej przerwie wracamy do naszej dyskusji o metodach postępowania w trudnych sytuacjach.

Ostatnio powiedzieliśmy sobie, że na ogół maksimum tego, co może zrobić inny człowiek, to wprawić powietrze w określone drgania. Te drgania wpadając w nasze ucho uruchamiają specjalny program, który powoduje, że czujemy się źle, agresywnie itp.

Jak teraz odzyskać kontrolę nad swoimi emocjami?

Osobiście znam trzy sposoby:

1) najskuteczniejszy to udział w specjalnym seminarium, podczas którego np. przez 2 doby jesteś bombardowany wyzwiskami, publicznie ośmieszany itp. To jest metoda bardzo hardcore, aczkolwiek niezwykle skuteczna. Wadą jest to, że prowadzący musi bardzo dobrze wiedzieć co robi, bo inaczej uczestnicy mogą potem wymagać intensywnej psychoterapii :-)

Sam brałem dawno temu udział w czymś takim jako uczestnik i nie tylko nie mogłem spać w trakcie szkolenia, ale też kilka nocy potem :-) Niemniej dziś werbalnie nikt nie może zrobić mi krzywdy. Sam robie czasem na wyraźne życzenie grupy, którą znam taki trening „top gun”, ale nie jest to sposób dla każdego.

2) Można, po zidentyfikowaniu każdego z tych specyficznych bodźców (bo na każdego człowieka działają trochę inne wypowiedzi), powymieniać komuś reakcje prostymi metodami NPL jak np. łączenie kotwic albo, o dziwo, visual swish. Jeśli ktoś to potrafi robić to jest to bardzo proste (czasem wymieniam moim uczestnikom całą onieśmielającą reakcję na trudnego szefa na coś bardziej konstruktywnego :-))

3) ostatnia metoda trwa najdłużej, za to każdy może ją we własnym zakresie zastosować. Pierwszą rzeczą jest dokładne uświadomienie sobie, na jakie wyrażenia pod naszym adresem reagujemy agresją. To jest najtrudniejsza część ćwiczenia, bo zazwyczaj te związki przyczynowo-skutkowe leżą w tzw. zakresie nieuświadomionym każdego z nas (blind spot w JOHARI Window). W tym wyszukiwaniu bardzo pomocni są bliscy nam ludzie, którzy znają nasze „wrażliwe punkty”.

Kiedy mamy już taką małą „kolekcję” to wybieramy jeden z nich (ten najczęściej występujący) i próbujemy przyłapać się na tym, że zareagowaliśmy na niego. Pierwsze kilka razy spowoduje to z pewnością jeszcze większą frustrację, bo uświadomimy sobie, jak łatwo ktoś nami zamanipulował.

Ciekawa rzecz dzieje sie około 5-6 razu, nagle „przyłapujemy sie” zanim zareagujemy emocjonalnie. Wtedy uświadamiamy sobie, że ktoś po prostu usiłuje przejąć kontrolę nad naszym stanem wewnętrznym i to takimi prymitywnymi środkami!!. Wtedy możemy spokojnie wykonać w myśli stary, ale ciągle jeszcze aktualny gest Kozakiewicza :-)

Oczywiście mówimy tutaj o reakcji wewnętrznej, o tym jak zareagować na zewnątrz powiemy sobie następnym razem.

Proszę o zrozumienie, jeśli potrwa to parę dni – mam akurat bardzo gorący okres w sprawach zawodowych.

PS: Parą ciekawych kwestii zostało poruszonych w różnych komenterzach i tam też na nie odpowiedziałem.

Komentarze (16) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Trudne sytuacje z innym człowiekiem cz.1

Dziś zgodnie z życzeniem Pawła rozpoczniemy rozważania o radzeniu sobie w trudnych, często naładowanych negatywnymi emocjami sytuacjach z innymi ludźmi. Jest przy tym w gruncie rzeczy wszystko jedno, czy mają one miejsce w pracy, czy też w życiu prywatnym (jeśli ktoś robi takie rozróżnienie :-))

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, z którą musimy sobie w takim przypadku poradzić jest …… własna reakcja emocjonalna. Zaden człowiek nie lubi, kiedy ktoś inny ma do niego pretensje, badź  stawia mu zarzuty, niemniej moje obserwacje wykazują, że my Polacy jesteśmy na tym punkcie szczególnie wrażliwi i łatwo wpadamy w gniew.
Tak więc pierwsze zadanie dla każdego z Was polega na uważnej samoobserwacji, jak reagujecie wewnętrznie, kiedy ktoś atakuje Was werbalnie w dowolny sposób. Przy tym należy obserwować własną reakcję zarówno w sytuacji, kiedy te zarzuty są uzasadnione, jak i wtedy, kiedy są całkowicie bezpodstawne.

Jeśli zrobicie powyższe naprawdę rzetelnie, to zapewne większość z Was stwierdzi, że na ogół takie wypowiedzi budzą w nas silne reakcje emocjonalne, takie jak żal, poczucie niższości, czy tez agresja. Tak zostaliśmy wytresowani w dzieciństwie i tak długo, jak będziemy reagować zgodnie z tymi automatycznymi programami, to możemy zapomnieć o skutecznym radzeniu sobie z takimi sytuacjami, a także zaakceptować znaczne obniżenie odczuwanej przez nas jakości życia.
Na podstawie czego twierdzę, że jest to zachowanie nam wytresowane? Zróbcie taki mały eksperyment: Podejdźcie do dowolnego niemowlęcia (najlepiej wyjaśniając wcześniej cel tej próby jego rodzicom :-) ) i powiedzcie mu cokolwiek obraźliwego. Zobaczcie, czy to niemowlę się oburzy, czy też popatrzy na Was i się uśmiechnie. Podobnie będzie, jeśli w normalny sposób powiecie coś niezwykle obraźliwego osobie dorosłej, lecz zrobicie to w jakimś egzotycznym języku :-) Czy potrzeba jeszcze jakiś dowodów na to, że nasze emocjonalne reakcje na słowa wypowiadane przez innych to czysty software w naszym mózgu, a nie coś z czym przychodzimy na świat??
To dobra wiadomość, bo jak wiadomo w każdym komputerze (też tym znajdującym się między naszymi uszami) łatwiej zrobić update oprogramowania, niż zmienić coś, co jest, jak mówią komputerowcy „hard wired” w hardware.
Cała sprawa jest warta świeczki, bo wyobraźcie sobie, jak wyglądałoby Wasze życie, jeśli nikt bez Waszej zgody nie mógłby słowami negatywnie wpłynąć na Wasz stan wewnątrzny! Ja mam taką wygodną sytuację od wielu lat i uwierzcie mi, że ogromnie podnosi to wspomnianą wcześniej jakość życia i to bez konieczności wydawania pieniędzy, kupowania czegokolwiek, czy cieżkiej pracy.
Zmotywowani? No to do roboty!! :-)

Pierwszą rzeczą, którą musimy sobie uświadomić, to fakt, że abstrahując od bezpośredniej przemocy fizycznej, wszystko co drugi człowiek może w komunikacji z nami zrobić, to wprowadzić powietrze wokół nas w pewne określone drgania, które nazywamy słowami. Tak, tak, to jest naprawdę wszystko (OK, może robiąc jakiś wyraz twarzy, czy gestykulując dołożyć do tego zmiany w wiązce fotonów trafiającej do naszych oczu). Całą resztę, wszelkie zmiany emocjonalne i fizjologiczne w naszym organiźmie (jak np. zaczerwienienie skóry, podniesienie poziomu adrenaliny, wzmożone wydzielanie kwasów żołądkowych itp. reakcje) wytwarzamy sobie sami!! Są to zazwyczaj tak skomplikowane reakcje i procesy, że sztuczne wywołanie ich z zewnątrz wymagałoby użycia całej kombinacji różnych chemikalii i podania ich nam dożylnie w ściśle określonych proporcjach i właściwej kolejności. Takiej możliwości nasz przeciętny rozmówca nie ma, jedyne co mu pozostaje to właśnie ta wspomniana wcześniej fala powietrza. Smutnym faktem jest to, że w przypadku wielu ludzi to wystarczy, aby zmienić im ich stan wewnętrzny na znacznie gorszy.
Część ludzi stara się to zmienić, walcząc z występująca reakcją emocjonalną, bądź starając się ją stłumić. To z jednej strony jest mało skuteczne, z drugiej wręcz szkodliwe dla zdrowia, bo ta stłumiona negatywna energia wcale nie ginie, tylko zaczyna obracać się przeciwko nam. Każdy doświadczony lekarz mógłby wymienić całą paletę schorzeń, od wrzodów na żołądku, po takie rzeczy jak niektóre odmiany raka, które można w prostej linni odnieść do tłumionych latami negatywnych emocji. Tak więc nie róbcie sobie tego!!
Z drugiej strony to, że potrafimy się porządnie wkurzyć, to jest cenna umiejętność, która w pewnych sytuacjach może nawet uratować nam życie, więc nie próbujmy jej zlikwidować. Problem polega nie na tym, że mamy taki program, lecz na tym, że w wiekszości przypadków przyciski kontrolne mają w rękach (w rezultacie tresury uprawianej przez społeczeństwo) inni ludzie. I jeśli chcemy przestać być bezwolną marionetką w ich rękach i odzyskać własną suwerenność, to właśnie od odzyskania tej kontroli powinniśmy zacząć.
Ten post zrobił się trochę długi, więc jak to konkretnie zrobić opowiemy sobie w następnym odcinku. Na razie zostawiam Wam te przemyślenia do przetrawienia :-) Jeśli macie jakiekolwiek pytania, czy wątpliwości to zapraszam do zamieszczenia ich w komentarzach.

PS: Już dzieci w USA mają taki wierszyk: „Sticks and stones can break my bones, but words never hurt me”.
Czego i Wam z całego serca życzę!

Komentarze (29) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Reakcja na pretensje klienta

Właśnie  czytając różne blogi natknąłem sie w „Tako rzecze Shrew” na zadziwiający mnie opis reakcji niektórych firm i ich reprezentantów na sytuacje trudne z klientem. Według obserwacji Patrycji spora część „biznesmenów” i sprzedawców na słowa krytyki reaguje ……. milczeniem.

Wedlug autorki jest to zabójcze z punktu widzenia PR i tutaj bez wątpienia należy z nią się zgodzić. Dodatkowo widzę jeszcze gorszy problem gdzieś indziej, a mianowicie w kwestii braków jeśli chodzi o absolutne podstawy komunikacji międzyludzkiej.

To jest ten „niewłaściwy instynkt” o którym pisze, a który tak naprawdę jest bardzo powszechną nieumiejętnością konstruktywnej reakcji na pretensje innego człowieka.

Właśnie dlatego porządny trening z tego zakresu musi zawierać ćwiczenia z radzenia sobie w każdej sytuacji konfliktowej, również tej naładowanej negatywnymi emocjami. I to nie pseudofilozoficzne, książkowe rozważania, lecz prawdziwą konfrontację z rozjuszonym, a jednocześnie sprawnym językowo przeciwnikiem. U mnie np. uczestnicy muszą praktycznie poradzić sobie z tak wulgarnym językiem i tak agresywną forma przekazu rozmówcy, że wszystko, co spotka ich potem w prawdziwym życiu jest znacznie prostsze do rozwiązania. Sam się czasem dziwię, skąd, przy moim  normalnie kulturalnym sposobie wyrażania się, biorę czasem na treningach taki język :-)

Dlaczego ten brak reakcji jest taki zły? Rzecz polega na tym, iż na ogół nasi rozmówcy wybierają agresywną i głośną forme przekazu, gdyż nie wierzą że normalna i spokojna dałaby pożądany rezultat. Dotyczy to zarówno sytuacji w pracy jak i w rodzinie (pomyślcie o rodzicach krzyczących na dzieci i odwrotnie). Jeśli teraz w sytuacji konfliktowej ktoś zwraca sie do nas, a my nie okazujemy żadnej reakcji, to druga strona zakłada (często podświadomie), że musi zwiększyć intensywność bodźca, co prowadzi do dalszej eskalacji problemu. Wyjście polega na okazaniu zainteresowania problemem rozmówcy i wykazaniu się chęcią wypracowania rozwiązania. W ten sposób możemy nawet potencjalnie niekorzystną dla nas sytuację obrócić na naszą korzyść.

I to wszystko trzeba na treningu zrobić nie teoretycznie, ale praktycznie, na oryginalnych przypadkach osób trenowanych, przerabiając też wszelkie emocjonalne „wort case scenarios”. Przy braku tego, właściwie należałoby zażądać od prowadzącego zwrotu honorarium i wypłacenia odszkodowania za zmarnowany czas uczestników.

I jeszcze jedno: pisząc „okazaniu zainteresowania ” mam na myśli autentyczne zainteresowanie, a nie udawanie go!!

PS: Kto ma prawdziwą władzę i posłuch nie musi podnosić głosu. Pamiętacie Don Corleone z „Ojca Chrzestnego”? On nie podnosił glosu, nie walił pięścią w stół, cichym, ochrypłym glosem spokojnie prosił o różne rzeczy.

Komentarze (12) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kogo słuchacie cz. 2

Pamiętacie tę scenę z „Wojen Gwiezdnych”, kiedy Luke Skywalker szuka mistrza Jedi na odległej planecie. Po drodze napotyka Yodę i na początku całkowicie go lekceważy, mając w głowie określony obraz, jak taki mistrz powinien wyglądać i zachowywać się, do którego ten śmieszny stwór kompletnie nie pasuje. Tymczasem to właśnie Yoda jest tym niedościgłym mistrzem, u którego Luke musi pobierać nauki.
Jest to bardzo trafna metafora naszej sytuacji życiowej, kiedy często, zwłaszcza w tzw. sprawach „miękkich” szukamy wytrwale nauczyciela, podczas gdy jest on cały czas obok nas i tylko nasza rozbujała wyobraźnia powoduje, że tego nie dostrzegamy!
Polecam Wam intensywne przemyślenie tej kwestii, bo sam w życiu miałem co najmniej kilku takich niezwykłych nauczycieli, od których pobrałem lekcje zmieniające moje życie. Chcecie przykładów? Proszę bardzo! Zacznijmy od dawniejszych czasów i skończmy na dzisiejszych:

  • Mieszkający z żoną w piwnicy i żyjący ze sprzedaży gazet Pers Ali R. nauczył mnie co to znaczy zlekceważyć etat i radzić sobie jako wolny przedsiębiorca.
    Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.
  • Emerytowany handlarz futrami, Egon A. (Żyd, który przeżył hitleryzm w Wiedniu) poznany przy naprawianiu jego samochodu w naszym półlegalnym warsztacie w Austrii nauczył mnie wiele o prowadzeniu „low overhead operation” :-)
    Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.
  • Osiemnastoletnia wówczas absolwentka podstawówki Francesca M. nauczyła mnie, że „prawie wszystko można robić, tylko większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy”.  Nauczyła mnie też, jak daleko mogą się posunąć seksualne relacje między mężczyzną i kobietą :-)
    Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.
  • „Sailing bum” Nick posiadający skromną łódkę, na której żył utrzymując się z dorywczych zajęć nauczył mnie jak, przy odrobinie inteligencji i pomysłowości, niewiele potrzeba, aby dobrze i przyjemnie żyć.
    Bez tej lekcji nie byłoby mnie w ogóle, bo zapracowałbym się na śmierć w mojej własnej firmie komputerowej.
  • Cierpiący na cieżką hemofilię i przykuty do wózka młody człowiek nauczył mnie, że niezależnie od spotykających mnie prywatnych, czy biznesowych wyzwań, ciągle nie mam żadnego naprawdę poważnego problemu.
    Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.
  • I jeszcze paru innych, dość niezwykłych „nauczycieli”, których teraz nie będę już tutaj wymieniał.
    Bez ich lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.

Czy masz też takich bardzo różnych od Ciebie ludzi, którzy w którymś momencie Twojego życia udzielili Ci wartościowych nauk? Jacy to byli ludzie, jakie lekcje?

Zapraszam do podzielenia się z nami w komentarzach.

 

Komentarze (11) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Pomyśl o źródle z którego pijesz.

Tak mówi stare łacińskie powiedzenie i ma ono zastosowanie nie tylko przy analizie napojów :-)
Ostatnio mówiliśmy o odbieraniu feedbacku i rad od innych ludzi, dzisiaj pomyślmy, czyje właściwie rady skłonni jesteśmy wysłuchać i zastosować w naszym życiu.
Bardzo często obserwuję w tym względzie dwie, dość mało konstuktywne postawy.

  • Pierwsza polega na głębokim przekonaniu o własnej doskonałości i wyższości nad innymi. To podejście, dość rozpowszechnione wśród „młodych gniewnych” powoduje odcięcie się danej jednostki od potencjalnie nowych i przełomowych idei, co czasem długoterminowo bywa bardzo kosztowne. Skąd to tak dobrze wiem? Przyznaję się otwarcie, że też taki kiedyś byłem :-)
  • Druga polega na łatwej wierze wszelkiego rodzaju „autorytetom”, czy to posiadającym jakikolwiek tytuł, nazwisko, czy też będącymi po prostu osobami znanymi. To Was nie dotyczy? A do kogo skierowane są reklamy, w których np. znany aktor zaleca usługi pewnego banku, albo takiż piosenkarz wybór określonego dostawcy telefonii komórkowej. Ile tysięcy studentów studiuje ekonomię u ludzi, których głównymi osiągnięciami jest wyprodukowanie paru mądrze brzmiących publikacji i mówiąc kolokwialnie, załapanie się na pracę, polegającą na dostarczaniu za pieniądze teoretycznych pseudotreści młodym ludziom, którzy ciężko muszą na to wszystko zarobić.
    Czy też z mojej branży, ile jest płatnych kursów trenerskich prowadzonych przez ludzi, którzy na wolnym rynku (czyli w firmach, gdzie liczą się rezultaty) nie mieli by żadnych szans na zdobycie komercyjnego zlecenia za przyzwoite honorarium?

Moje gorące zalecenie dla każdego z Was, zanim napijecie się z jakiegokolwiek źródła wiedzy, przyjrzyjcie mu się uważnie oraz zastanówcie czy w danej kwestii jest to źródło z Waszego punktu widzenia kompetentne i czy podobają Wam się rezultaty przez tę osobę osiągane.
To oczywiście dotyczy też  wszystkiego, co czytacie w tym blogu :-)

Mogę Wam powiedzieć jak ja to robię. Moich nauczycieli dzielę na dwie grupy: nauczycieli merytorycznych i nauczycieli życiowych.
Jeśli chodzi o tych merytorycznych, to zawsze staram się znaleźć ludzi tak dobrych w danej dziedzinie, jak tylko to możliwe. I tak biorąc przykłady z mojego życia:

  • Inwestowania uczyłem się od pewnego multimilionera w USA, który robi to od 40 lat, a zaczął jako robotnik w fabryce
  • Podejścia do biznesu od pewnego Austriaka, posiadającego w sumie średniej wielkości firmę, która mimo tego przynosiła bardzo duże profity a właściciel miał czas na dobre i ciekawe życie.
  • Dobrej praktyki morskiej u emerytowanego kapitana amerykańskiej marynarki wojennej.
  • Podejścia z sercem do innych, od kobiety, która mogłaby swoim obdzielić całą grupę ludzi.

I można by tak dalej……
To co chcę Wam powiedzieć, to to, iż warto zadać sobie trudu i poszukać dobrego nauczyciela (mentora) w danej dziedzinie. Potem trzeba tylko mieć otwarty umysł i z niego korzystać :-)
Opieranie się na byle jakich nauczycielach merytorycznych prowadzi do dużej bylejakości w Waszym życiu i z pewnością zasługujecie na coś lepszego.
Jako ciekawostka, żaden ze wspomnianych powyżej nauczycieli nie robił tego dla mnie za pieniądze. Jeśli chcecie wiedzieć jak ich do tego skłoniłem to polecam przeczytanie postu „Czy jesteś miłym człowiekiem?”

Mój Eurocity dojeżdźa powoli do Warszawy, więc o tej drugiej, bardzo ciekawej grupie nauczycieli napiszę jutro.

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak odbierasz nieprzyjemne treści?

Wczoraj mówiliśmy o niekorzystnych skutkach udzielania porad bez zlecenia. Dzisiaj porozmawiajmy jak to jest, kiedy ktoś mówi nam rzeczy nie pasujące do naszego obrazu świata i to my czujemy wewnętrzną agresję. Znacie to odczucie? Zapewne większość z nas doznała go prędzej, czy później.

 Mam teraz na myśli sytuację, kiedy mówi to osoba którą trudno zlekceważyć, a nie ktoś w oczywisty sposób niekompetentny.

Często to rozdrażnienie bierze się stąd, iż ta wypowiedź uświadamia nam, że to my mamy tym razem tę przysłowiową ślepą plamkę, która uniemożliwia nam dostrzeżenie jakiegoś ważnego elementu rzeczywistości. Może też być tak, iż gdzieś w głębi ducha zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na niewłaściwej drodze, czy żyjemy innym życiem, niż naprawdę byśmy chcieli a tu prawda wali nas obuchem w głowę. Jeśli do tego dodamy odczucie bezsilności, względnie postrzeganą konieczność spełnienia norm narzuconych, bądź wytresowanych nam z zewnątrz, to mamy piękny, książkowy prawie przykład agresji.

Ta agresja (wszystko jedno, czy wewnętrzna, czy też manifestowana na zewnątrz) jest sama w sobie bardzo pożyteczna, bo jest to dla nas wyraźny sygnał ostrzegawczy, że z naszym życiem, lub naszym spojrzeniem na nie jest coś nie tak. I to pisząc „nie tak” nie mam na myśli jakiś zewnętrznych norm, czy oczekiwań, lecz te indywidualne kryteria, które drzemią głęboko w każdym z nas.

Możemy oczywiście ten sygnał zignorować i po uspokojeniu wzburzenia żyć dalej, jak gdyby nigdy nic. Możemy też podjąć odpowiednie, często nieprzyjemne działania i zbadać bliżej o co chodzi.

Wybór jak zawsze należy do każdego z nas, niemniej zastanowić się naprawdę warto.

Komentarze (9) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak zmieniać ludzi wokół nas, Rozwój osobisty i kariera

Feedback i rady dla innych

Chcesz wywołać agresję u drugiego człowieka?

Jednym z najpewniejszych sposobów jest powiedzenie mu czegoś, co spełnia dwa warunki:

  • kompletnie nie pasuje do jego obrazu świata
  • jednocześnie budzi w nim wrażenie, że w Twojej wypowiedzi jest przynajmniej ziarenko prawdy

Większość ludzi reaguje na takie coś agresją w mniejszym, czy większym stopniu.

Co z tego wynika? Dla mnie przynajmniej dwa ważne wnioski:

Po pierwsze, pominąwszy sprawy życia i śmierci nie udzielam konsultacji bez zlecenia (nie ma to nic wspólnego z kwestią odpłatności). Udzielając nieproszonych rad zauważyłem już wiele lat temu, że w takich przypadkach ludzie nie są wdzięczni za zwrócenie im uwagi, lecz wręcz przeciwnie, obrażają się, próbują udowodnić ci, że się mylisz, że ich sytuacja jest inna itp.

Jeśli dzisiaj coachuję kogoś, to na samym początku domagam się od partnera „licence to kill” :-) zobowiązania, że będziemy komunikować całkowicie otwarcie i bez przysłowiowego owijania w bawełnę. We wszystkich innych przypadkach stwierdzam, że mój obraz świata nie jest jedynym możliwym i każdy może sobie wybrać taki jaki mu w danym momencie odpowiada. Przy 6 miliardach współmieszkańców jest z czego wybierać i nie ma potrzeby kogokolwiek na siłę zmieniać.

Często wokół mnie widzę ludzi próbujących „bez zlecenia” coachować partnerów, znajomych a nawet przełożonych, przeważnie z miernymi wynikami i sporą dozą frustracji po obydwu stronach. Po co? Większość ludzi będzie się opierać nowemu, bo to oznaczałoby wyjście poza własną strefę komfortu. Pozwólmy im zostać tam, gdzie są.

O tym drugim aspekcie obiecuję napisać jutro……

Komentarze (9) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

W jakiej roli pracujesz?

W jednym z poprzednich postów pisałem o godnych pożałowania ludziach, którzy pozwalają, aby firma robiła z nich zombie.

Dziś zwróćmy uwagę na nieco mniej dramatyczny, za to dość rozpowszechniony przypadek.

Zacznijmy od małej metafory z minionych czasów komputeryzacji.

Dawniej większość systemów składała się z jednostki centralnej, w której wykonywany był program, oraz tzw. „głupich” terminali („dumb terminal”), które potrafiły jedynie wysłać do tejże jednostki centralnej znak naciśnięty właśnie na klawiaturze, oraz wyświetlić na monitorze znak otrzymany z komputera.

Dziś na ogół mamy do czynnienia z siecią, gdzie są co prawda serwery, ale każdy z komputerów ma własną „inteligencję” i sporo rzeczy może zrobić lokalnie.

Co to ma wspólnego z nami? No cóż, przyglądając się niektórym ludziom widać wyraźnie, że pracują oni w miejscu, gdzie ich rolę zredukowano właśnie do bycia takim tępym terminalem będącym tylko przekaźnikiem informacji i decyzji. I to wszystko jedno, czy są to decyzje podejmowane przez przełożonego, bardzo sztywne procedury, czy też daleką centralę.

W każdym z tych przypadków szkodzi to zarówno na poczucie własnej wartości, jak też i na wartość rynkową.

Zapraszam do uważnego przyjrzenia się temu, co akurat robimy zarobkowo i odpowiedzeniu sobie uczciwie na pytanie:

Kim jestem w miejscu pracy – „tępym terminalem”, czy też komputerem w sieci.

W tym pierwszym przypadku mamy długoterminowo bardzo poważny problem, z którym koniecznie trzeba coś zrobić. Zdaję sobie sprawę, że ludzie często wmanewrowują się w sytuacje, kiedy nie ma dużego wyboru i trzeba po prostu zarabiać pieniądze, wszystko jedno jak (też mi się zdarzało :-)), niemniej nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej uświadomić sobie jak to jest z naszą pracą i do czego to prowadzi. Podkreślam jeszcze raz: Długoterminowe skutki pracy jako terminal sa zabójcze dla Waszego samopoczucia, a przede wszystkim dla szans na przyszłym rynku pracy!

Nawet jeśli wynik tego „określenia pozycji” jest bardzo nieprzyjemny, to lepiej to po cichu stwierdzić teraz i podjąć jakieś działania, niż w 5 lat później obudzić się z przysłowiową reką w nocniku. Najbardziej nieprzyjemna prawda jest w tym przypadku lepsza niż życie w iluzji. Współczesny świat pędzi naprzód i łatwo w nim dostać się pod koła, czego oczywiście nikomu z Was nie życzę.

 

Komentarze (12) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Internet, media i marketing, Rozwój osobisty i kariera

Nie mów, jak nie musisz

Kiedyś był grany taki firm „Get Shorty” (Dorwać małego) z Johnem Travoltą w roli głównej. W pewnej scenie jeden z bohaterów, grany przez Gene Hackman przewraca kompletnie taktykę Travolty zaczynając wbrew ustaleniom opowiadać przeciwnikom o swoim nowym projekcie. Po skończonej rozmowie Travolta mówi Hackmanowi następujące zdanie: „don’t say anything, unless you have to„. Dość rzadko mam ostatnio okazję szkolić początkujących negocjatorów (zaawansowani, z którymi mam do czynnienia wiedzą to znakomicie :-)), niemniej za każdym prawie razem ludzie dają się naciągnąć na prawdziwe gadulstwo, odsłaniając słabe strony swojej pozycji i wręcz zapraszając do ich wykorzystania. Ponieważ ten blog przeznaczony jest dla początkujących managerów, to gorąco polecam zastanowienie się nad waszą komunikacją w trakcie jakichkolwiek negocjacji (a przeważnie w życiu jest tak, jak w tym dialogu z „Devil’s Advocate” : „Are we negotiating? – Always!!” :-)).

Moje pytanie do Was brzmi:

Czy paplacie jak najęci, czy też poprzez inteligentne pytania skłaniacie do mówienia drugą stronę?

Ta ewaluacja jest dla Was, więc śmiało możecie być szczerzy :-)

Polecam naprawdę uważne przyjrzenie się sobie, wiekszość ludzi ma tutaj niekorzystne przyzwyczajenia ze szkoły.

Jeśli chcecie zobaczyć do czego prowadzi jedno zdanie za dużo to przeanalizujcie tę ostatnią awanturę z Web 2.0

Po opublikowaniu listu prawników firmy CMP miał miejsce atak oburzenia ze strony środowiska, gdyż współpracująca z nią firma O’Reiily była uważana za apostoła bezpłatnego dzielenia się informacjami itp. Od początku część blogerów uważała, że było to działanie nadgorliwego prawnika z firmy CMP i wkrótce pojawiło się coraz więcej głosów odciążających O’Reiily.

Wtedy pani VP of Corporate Communications ( z firmy O’Reiily) napisała piękny post na ten temat, w którym znalazło się o jedno zdanie za dużo, a mianowicie:

„sent from CMP’s attorney, but with our knowledge and agreement ”

Ta wypowiedź wywołała ogromną falę wzburzenia i oczywiście bardzo zaszkodziła reputacji firmy. Jakie będą długoterminowe skutki to się okaże i oczywiście będę to śledzić.

Niezależnie od faktycznego stanu rzeczy, nasuwa się pytanie, po co była ta wypowiedź w tamtym momencie. Dolało to tylko oliwy do ognia i ciekawe jak będą ten  pożar gasić.

To jest tylko taki mały, aktualny przypadek. Osobiście we wcześniejszych czasach wystarczająco często popełniałem tę samą głupotę i kosztowny feedback od życia oduczył mnie tego. Może to przyda się komuś, aby zaoszczędzić na „czesnym” :-)

PS: Powyższe nie oznacza oczywiście, że mamy podchodzić do kontrahentów z kamienną twarzą i nie mówiąc ani słowa. Czasem trzeba robić różne rzeczy, aby podbudować zaufanie drugiej strony, niemniej moja rada: jeśli się już macie mylić, to lepiej nie po stronie gadulstwa. Zadawajcie dobre pytania (otwarte), słuchajcie, a zobaczycie jak wiele powiedzą Wam inni ludzie.

PPS: Jedna z moich znajomych z wieloletnim stażem managerskim i negocjacyjnym opowiedziała mi kiedyś, że szczególnie mężczyźni w rozmowach z atrakcyjną kobietą podatni są na pociągnięcie za język.  Tak więc Panowie, miejcie się na baczności!! :-)

Komentarze (8) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-31
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wykorzystaj trening do Twego PR

Ostatnio obserwuję dość ciekawe zjawisko, spowodowane faktem, że wielu ludzi wpisuje fakt bycia przeszkolnym przez moją skromną osobę do swojego CV. W rezultacie zdarza mi się coraz częściej otrzymywać telefony od rekrutujących managerów, którzy albo znają mnie osobiście, albo mieli okazję obserwować rezultaty mojej pracy u któregoś z moich klientów.Typowe pytanie, jakie mi w takich sytuacjach zadają to: „jaki jest ten człowiek?”. Moja odpowiedź zależy od konkretnej sytuacji:

  • jesli kandydat pracuje nadal w firmie, gdzie go szkoliłem, a pyta ktoś z innej, to oczywiście odmawiam jakichkolwiek informacji. To zrozumiałe, klient oczekuje ode mnie całkowitej poufności i moje być, albo nie być na rynku wisi na nitce tego zaufania.
  • jesli kandydat w międzyczasie pracuje dla innej firmy, która nie jest moim klientem, albo akurat jest bez pracy, to wyrażam gotowość porozmawiania, pod warunkiem, że uzyskam wcześniej od niego OK na przekazanie moich wrażen rekrutującemu.
    W rezultacie już kilka razy byłem tą przysłowiową kropką nad „i” i miło mi, że w ten sposób mogłem przyczynić się do dalszego postępu kariery moich „podopiecznych”.

Po co to piszę?
Wielu uczestników szkoleń nie do końca zdaje sobie sprawę, jak wartościowa może być znajomość, a przynajmniej zostawienie wyjątkowego wrażenia na prowadzącym. Każdemu dobremu trenerowi zależy nie tylko na wykonaniu zadania i otrzymaniu honorarium, lecz też na tym, aby uczestnicy jego szkoleń odnosili sukcesy. Ja na przykład chętnie wspieram wewnątrz firmy dobrych ludzi poznanych na treningu, a dzięki faktowi, że ich managerzy mają zaufanie zarówno do mojej kompetencji, jak i przyzwoitości, mogę to robić dość skutecznie.

Podobnie jest, jeśli ktoś rozstał się ze swoją firmą i szuka pracy. Wielu rekrutujących na atrakcyjne stanowiska nie polega na standardowych procedurach headhunterów, tylko, oprócz własnego wrażenia, sięga po opinię trenera, który spędził z kandydatem kilka dni na intensywnym szkoleniu. W takich wypadkach porządny trener skontaktuje się z Tobą i po uzyskaniu Twojej zgody może udzielić tych dodatkowych informacji. Jeśli do tego rekrutujący sam był przez tego trenera szkolony badź coachowany, to ta opinia może mieć (i często ma) istotne znaczenie.

Tak więc, jeśli jesteście na dobrym szkoleniu, to pomyślcie o tej dodatkowej ścieżce zrobienia sobie korzystnego PR. To nie kosztuje wiele, a czasami bardzo się opłaca!!

PS: To wszystko odnosi się oczywiście do naprawdą dobrych prowadzących, a nie wszelkiego rodzaju „cudotwórców”, wszystko jedno jak byliby utytułowani.

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 20 of 24« First...10«1819202122»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025