W ostatni piątek wieczorem, po zakończeniu warsztatów w Ciechocinku przydarzyła mi się następująca historia:
Planując powrót pociągiem, co nawiasem mówiąc na tej trasie było logicznym rozwiązaniem, podjechałem najpierw do Aleksandrowa Kujawskiego na „stację” PKP, która okazała się być wyjątkowo obskurnym obiektem, pozbawionym jakichkolwiek kiosków, sklepów itp. Aby kupić coś na drogę udałem się do pobliskiego marketu, wybrałem parę drobiazgów i ustawiłem się w powoli poruszającej się kolejce. Przede mną stała schludnie, ale niebogato ubrana kobieta w wieku ok. 55 lat która wyłożyła na taśmę kilka zakupów, między innymi jakąś tanią bonbonierę. Kiedy powoli posuwaliśmy się do kasy pani ta kilkakrotnie brała do ręki jedną z wystawionych obok doniczek z małymi różami, z wahaniem stawiała ją na taśmę i odstawiała z powrotem. Przy samej kasie, kiedy kasjerka zaczęła przeciągać jej zakupy przez skaner nagle powiedziała z lekkim zażenowaniem „proszę odłożyć na bok tę bonbonierę, kupię zamiast niej doniczkę z kwiatami”, na co kasjerka odsunęła pudełko na bok. Dla mnie sytuacja była absurdalna, ktoś, kto nie był menelem ani żebrakiem musiał w Polsce roku 2008 podjąć takie rozstrzygnięcie typu „albo-albo”!!! Natychmiast zapytałem kasjerki ile ta bonboniera kosztuje. Kasjerka na to „osiem siedemdziesiąt dziewięć”, a ta kobieta myśląc że ja chciałem kupić ją dla siebie dodała „jest naprawdę smaczna”. Ja na to „proszę dołożyć tę bonbonierkę do zakupów tej pani a cenę dodać do mojego rachunku”. Obie kobiety na chwilę zbaraniały. Potem ta klientka do mnie „ależ bardzo dziękuję!!”. Ja na to do niej „To ja dziękuję za to, że mogę Pani zrobić mały prezent. Ktoś, kto tak lubi kwiaty zapewne jest też dobrym człowiekiem. Cała przyjemność po mojej stronie :-)” . Na to obie kobiety uśmiech od ucha do ucha, cała reszta kolejki, jakby dotknięta czarodziejską różdżką też nagłe zaczęła się do siebie życzliwie uśmiechać. Ja zapłaciłem za zakupy i udałem się na peron.
Dlaczego opowiedziałem tę historię? Powodów jest kilka:
- Niezależnie od tego, jak wysoko wywędrowaliśmy na drabinie społecznej i gospodarczej pamiętajmy, że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi wyzwaniami niż my. Ci ludzie to nie zawsze obiboki, lenie czy margines społeczny. Stojąc potem na peronie zastanawiałem się, że gdybym stosunkowo wcześnie w moim życiu parę decyzji podjął w innym kierunku, to też nie byłbym dziś dobrze opłacanym, podróżującym po świecie ekspertem, lecz takim dobrym, sympatycznym człowiekiem odkładającym na bok słodycze za osiem siedemdziesiąt dziewięć aby móc kupić sobie doniczkę z kwiatkami. Dlatego też powinniśmy od czasu do czasu mieć nieco dystansu do naszych osiągnięć i okazywać zrozumienie oraz szacunek dla innych, którzy będąc tak samo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi jak my podjęli decyzje, które ekonomicznie zatrzymały ich w miejscu. Jeśli ktoś, jak np. Prezydent tego kraju z pogardą wyraża się o współbliźnich, bo „ktoś skończył tylko zawodówkę”, albo „wychował się na podwórku”, to są to relikty postawy z czasów komuny, które należy jak najprędzej wyeliminować z naszej mentalności. W kręgach z pewną klasą takie zachowanie uchodzi za skrajne plebejskie i dyskwalifikuje człowieka. Uważajcie więc na to (pamiętacie, jak kiedyś „odstrzeliłem” kandydata na atrakcyjne stanowisko za pogardliwe odnoszenie się do kelnerki?)
- Ważne jest, abyśmy już w młodym wieku podejmowali lepsze decyzje, abyśmy nie musieli w okolicach pięćdziesiątki znaleźć się w sytuacji podobnej do tej pani.
- Wiele osób idąc przez życie ciągnie za sobą (metaforycznie) całkiem spory cień, który przy okazji rzuca na innych ludzi. Moja rada dla wszystkich: chcesz dobrze żyć (w szerokim tego słowa znaczeniu), to rzucaj w życie innych ludzi promień słońca a nie cień!!! Spraw, aby dzięki temu że istniejesz w życiu innych ludzi pojawiał się uśmiech, życzliwość, to poczucie że tak naprawdę jesteśmy częściami tego samego Wszechświata. Czasem, jak w przypadku powyżej, wymaga to tylko odrobiny uwagi i złotych osiem siedemdziesiąt dziewięć. Nie ma więc wykrętów, że to zbyt trudne lub za drogie. Moja dobra rada dla Was drodzy Czytelnicy: praktykujcie taką „bezpodstawną życzliwość”, to zmieni nie tylko życie „beneficjentów”, ale też i Wasze.
Super, czytając tą „scenkę” też się uśmiechnąłem i poczułem lepiej. Serio to nie frazes, szybka wizualizacja sytuacji i jest od razu cieplej ;)
Tym oto pozytywnym akcentem kończę dzisiejszy dzień i udaję się na spoczynek.
Dziękuję i Dobranoc ;)
Pozdrawiam
Wojtek
Alex,
dziękuję za ten post. O ile niektóre z Twoich przemyśleń budzą we mnie wątpliwości, o tyle z tym zgadzam się w stu procentach. Poza tym pięknie się zachowałeś :).
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Wow.
Czytając scenkę uśmiechnąłem się, bo byłem uczestnikiem dokładnie takiej samej akcji, tylko w nieco innej sytuacji…
…około tydzień temu mój lokalny minimarket przeszedł transformację ustrojową, zmieniając barwy z plusa na biedronkę. Zwykle z jego usług nie korzystam, chociaż wczoraj wysiadając z auta uświadomiłem sobie potrzebę kupna kilku produktów spożywczych, więc 'podskoczyłem’ do wspomnianego sklepu. Po stanięciu w kolejce do kasy sytuacja analogiczna – kolejka też ślamazarnie długo się poruszała, a przede mną podobna osoba. Kiedy przyszła moja kolejka szybko kilka produktów zostało skasowanych, a rzeczona kobieta nadal pakowała rzeczy do swojej, bawełnianej, torby, która była już zapełniona, a na taśmie pozostało kilka produktów. Kobieta więc zapytała kasjerkę o torbę, ta odparła że 7 groszy kosztuje – bo to już nie jest PLUS a BIEDRONKA (wyraźnie wymawiając obie nazwy) – po czym klientka zaczęła niezgrabnie zbierać pozostałe artykuły (a jeszcze trochę ich było, i nie należały do łatwych do niesienia) – na co ja natychmiast powiedziałem sprzedawczyni o tym aby mi naliczyła na rachunek siatkę, którą niezwłocznie przekazałem owej kupującej. Reakcje podobne do tych o których napisałeś.
Z różnicą taką, że tu sprawa rozchodziła się o 100 razy mniejszą gotówkę.
O ile wydaje mi się, że w opisanym przez Ciebie przypadku mógł to być po prostu wybór prezentu na jakąś niewielką okazję (a to bywa albo-albo), to tutaj sprawa jest chyba nieco inna…
Jakkolwiek, wnioski z mojej sytuacji wyciągnąłem podobne do Twoich.
Pozdrawiam
Mi również zrobiło się sympatycznie po przeczytaniu Twojego wpisu Alex. Sam staram się w życiu podobnie postępować i być tym promykiem radości, rozpraszającym gęstą mgłę szarej codzienności :)
Takie małe – wydawało by się z pozoru – rzeczy robią często wielką różnicę w życiu nie tylko „opromienionego” i”promieniującego”, ale również wszystkich dookoła, co znajduje potwierdzenie choćby w tych komentarzach.
Z uśmiechem na ustach, dobrej nocy życzę
Jarek
Cześć Alex!
Mam teorię: może ta Pani chciała po prostu kupić prezent na zbliżająca się wizytę u koleżanki i zastanawiała się, czy kupić doniczkę z kwiatkami czy też bombonierkę. No i zdecydowała się na kwiaty! ;-)
No ale na poważnie, fajny post!
Pozdrawiam serdecznie!
Gosia
@Alex: Bardzo dobrze to ująłeś. Rozświetajmy życie innych ludzi promieniami naszego słońca. I pamiętajmy, że nie musi to być „promień finansowy”. Wpuśćmy kierowcę bezskutecznie usiłującego włączyć się do ruchu, pomóżmy starszej osobie przejść przez ulicę, przy kasie biletowej przepuśćmy osobę, której pociąg za chwilę odjedzie. Niech serce nam podpowiada, czy dana osoba rzeczywiście potrzebuje pomocy, czy też jest cwaniakiem wykorzystującym innych.
Świadomość, że mogliśmy komuś pomóc jest jednym z najwspanialszych uczuć.
Dzień dobry
Jak zwykle po dłuższej nieobecności dołączam znów do grona czytelników (dzięki Ludwik C. Siadlak).
Nic dodać nic ująć, post napawa jeszcze większym optymizmem…
Ciekawym jest fakt, iż „dajemy” różnym osobom. I nie oczekując od tych osób niczego, „dostajemy” z innych stron. Intrygujące.
Pozdrawiam
Frazesy? Infantylizm? Populizm?
Myślę ze wielu tak by określiło Twój wpis. A mi jest miło, że „ktoś” ;) ma odwagę pisać takie osobiste refleksje… Do tego zestawu dodał bym jeszcze tylko jeden ogólnik – musimy mieć więcej pokory wobec otaczającej nas rzeczywistości.
Hmm, dla mnie też taka bombonierka za 8,79 jest luksusem, na który zazwyczaj nie mogę sobie pozwolić. Czyli żyję w tym samym świecie co ta starsza pani. Inna sprawa, że mam tyle innych niematerialnych spraw z których mogę się cieszych, że brak pieniędzy nie jest dla mnie strasznym nieszczęściem.
Gratuluję tak miłego zachowania i tego, że udało Ci się rzucić promień słońca. Musiałeś to zrobić w naprawdę miły sposób, bo ta pani mogła się równie dobrze obrazić i unieść honorem.
Wojtek, Łukasz, Jarek
Dziękuję za bycie kolejnymi ambasadorami „bezpodstawnej życzliwości” :-)
Paweł
Dziękuję za przykład, że da się jeszcze taniej :-)
Gosia
Na ile potrafię czytać różne subtelne sygnały mowy ciała, to raczej chodziło o zakup dla siebie lub najbliższej rodziny. To był ten nieco inny rodzaj radości w oczach.
TesTeq
Masz rację, że wiele takich odruchów życzliwości nic nie kosztuje. Te „bezpłatne” to jest pierwszy krok, potem czas sięgać do własnej kieszeni i robić coś więcej
Agnieszka
To fakt, że ten świat jakoś tak jest zorganizowany, że to co w niego wkładamy dostajemy długoterminowo z powrotem :-)
Bronek
Jeśli ktoś nazwałby tę historię frazesami, infantylizmem lub populizmem to byłoby mi go szczerze żal.
Pokora, którą wspominasz to niezłe słowo z jednym ograniczeniem.
Jeśli przez pokorę rozumiemy świadomość, że mogliśmy w życiu wylądować gorzej to tak. Jeśli pokora miałaby oznaczać bierne poddanie się losowi lub innym ludziom to zdecydowanie nie.
Em
Potrafią to zrozumieć, sam kiedyś mieszkałem w piwnicy i utrzymywałem się ze sprzedaży gazet. Z tamtych czasów mógłbym napisać książkę „1001 potraw z cebuli, jugosłowiańskich sardynek, oleju, chleba i ketchupu” :-)
Piszesz: „Inna sprawa, że mam tyle innych niematerialnych spraw z których mogę się cieszych, że brak pieniędzy nie jest dla mnie strasznym nieszczęściem.”
Zgoda, problem polega na tym, że w takiej sytuacji jesteś ekstremalnie zagrożony przy wszelkich większych turbulencjach gospodarczych lub zdrowotnych. Dlatego warto z takiej sytuacji wyjść, mój przykład pokazuje że jest to do zrobienia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Całość najlepiej oddają słowa:
„Szczęście to jedyna rzecz na świecie, która się mnoży kiedy się ją dzieli.” :)
Pozdrawiam,
PC
pece-t: Świetne! Pozwolisz, że to zapiszę i „podam dalej” ;)
Pozdrawiam
2-3 lata temu miałem podobną sytuację do Pawła Szołtyska. Po zajęciach na uczelni poszedłem do małego marketu i przy kasie stałem za małą dziewczynką, która kupowała 'podstawowe’ produkty spożywcze (typu chleb, mleko, masło, itp). Gdy doszło do płacenia okazało się, że dostała z domu za mało pieniędzy i zabrakło jej ok 20gr. Dołożyłem jej, podziękowała, zabrała zakupy i pobiegła do domu.
Potem zastanawiałem się, czy jak będzie starsza to takie zdarzenie wpłynie jakoś na nią (świat nie jest taki zły i są ludzie, którzy pomagają innym). Pewnie przesadzam, ale co tam ;)
@pece-t: Znakomita „matematyka szczęścia”.
@JC: To ważne. Pomagajmy dzieciakom, które mają do zrealizowania pierwsze samodzielne misje. Nie wyręczajmy ich, ale przychylajmy im nieba. Pierwsze doświadczenia mogą ukształtować ich pozytywny lub negatywny stosunek do otaczającego świata. W przyszłości mogą go odbierać bardziej jako oazę możliwości lub bardziej jako dżunglę zagrożeń. Połóżmy odważnik na pozytywnej szalce ich życia.
Alex
Dziękuję za ten post i ciepło bijące z Twoich słów :)
Zwłaszcza w taką szarzyznę :)
Mi to się skojarzyło…
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą.
Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych.
:)
p.s dzięki za instrukcję o wygaśnięciu sesji:)
Witam!
Czytam Twój blog Alexie juz od pewnego czasu i wreszcie zabieram głos w komentarzach:)
Przede wszystkim chciałbym Ci podziękować za ten post, za to, iż tym samym rzuciłeś promień światła na mój dzień i że motywujesz takimi wpisami do tego typu działań. To niesamowite, jak jedna mały „prezent”, w dodatku darmowy, może zmienić dzień, humor, nastawianie, a może czasami nawet i życie. Dobrze wiedzieć, że istnieją ludzie, którzy to potrafią robić i uświadamiają innym, że to nic nie kosztuje, a daje tak wiele :)
Pozdrawiam, Alek
A propos rozstrzygnięć ,,albo albo”:
Jakieś miesiąc temu koło mojego biura na warszawskiej Pradze robiłam skromne zakupy. Para starszych ludzi stojących przede mną źle wyliczyła posiadane pieniądze (8 zł) co w konsekwencji doprowadziło do sytuacji w której nie mieli możliwości zapłacić za mleko.
Po tej informacji zakomunikowałam ze absolutnie nie ma problemu płace za mleko. Kasjerska z krzykiem oznajmiła ze już wydrukowała rachunek i nie ma możliwości nie zapłacenia go…i trzeba sobie zdawać sprawę z tego co się ma! starsza kobieta trzęsła się ze łzami w oczach a na kasjerach nie robiło to absolutnie wrażenia i chcieli używać sobie dalej…
…moja reakcja na ich zachowanie nie rzuciła promienia słońca w ich życie a raczej bardzo ciemne burzowe chmury
A na koniec – nie polecam zakupów w żabce, zbyt często spotykałam tam bardzo dziwne zachowania obsługi :)
Przede wszystkim witam na naszym blogu wszystkich piszących tutaj po raz pierwszy :-)
W natłoku zajęć zaniedbałem zrobienia tego indywidualnie.
Mada
Takie zachowania jak tej kasjerki należy tępić z całą stanowczością!! Mogę rozumieć (choć nie usprawiedliwiać) frustrację kogoś, kto za marne pieniądze wykonuję nużącą pracę w kiepskim sklepie, ale wyżywanie się na słabszych budzi we mnie bardzo niesympatyczne uczucia.
Teraz wiesz, dlaczego ja mam własną czarną listę firm o której kiedyś wspominałem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Przykład opisany przez Madę jeszcze raz podkreśla ważność mojego drugiego postulatu opisanego w głównym poście.
Bardzo cenna lekcja Alex, dzięki. Czy to będzie coś materialnego czy też nie, warto pomagać innym.
Witaj Alex
Pieknie, finansowo nie kosztuje nic, dla tej Pani i dla ducha wiele.
pozdrawiam
Szymon
To bardzo piękny post.
@Alex
Czy zanim zdecydowałeś się na taki gest nie przeszło Ci przez myśl, że możesz trafić na osobę dumną, która może poczuć się nim urażona? Próbuję się postawić w sytuacji tej Pani – załóżmy, że moje dochody w wyniku życiowych problemów (np. choroba, krach na giełdzie) pozwalają mi jedynie na bardzo skromne życie – ale ciągle sobie radzę i nie oczekuję od nikogo pomocy. Znienacka, podczas zakupów, ktoś w obliczu całej kolejki ludzi daje mi czekoladki za 8,99, z których przed chwilą zrezygnowałem. Tym samym odnoszę wrażenie, że inni postrzegają mnie (mimo, że np. przed chwilą jeszcze tak nie było) jako osobę biedną i niezaradną życiowo…
Nie chce oczywiście negować tego co zrobiłeś, ale chciałbym przedstawić trochę odmienne spojrzenie od tych w komentarzach wyżej.
„Niezależnie od tego, jak wysoko wywędrowaliśmy na drabinie społecznej i gospodarczej pamiętajmy, że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi wyzwaniami niż my. Ci ludzie to nie zawsze obiboki, lenie czy margines społeczny.”
Alexie, czy pamiętasz naszą rozmowę w drodze ze zlotu Antonowów w Chełmnie? Mówiąc o ludziach, którym się nie powiodło miałem dokładnie to na myśli, tylko nie potrafiłem ubrać tego w słowa. Czasami zastanawiam się na ile próbowałeś powiedzieć mi coś o mnie, a ja nie zauważyłem tego.
Muszę się pochwalić, że często wykazuje się altruizmem. Uwielbiam obdarowywać innych (nie tylko materialnie), ale mam problem – nie zawsze mam dość śmiałości, odwagi. Może dlatego, że mimo serdeczności i jasnego postawienia sprawy reakcje obdarowywanych bywają zaskakujące. Obdarowywany często jest nieufny wobec darczyńcy.
Opowiem Wam coś. Mój kolega jest pasjonatem stron internetowych i fotografii. Przez wiele lat próbował uzbierać fundusze na aparat lustrzankę. Niestety jego sytuacja materialna nie pozwalała mu na taki wydatek. Podpytałem się go o jakim aparacie marzy. Bez jego wiedzy zorganizowałem wiosną tego roku zbiórkę pieniędzy wśród jego znajomych. Było to o tyle łatwe, że jest to ogólnie lubiana osoba. Darczyńców przybywało. O postępach akcji (ilość uczestników, zebrana aktualnie kwota, rozmowy ze sprzedawcami) informowałem regularnie wszystkich korespondencyjnie. Dzięki takiemu postawieniu sprawy uczestnicy nie mieli obaw o los swojego wkładu, a niektórzy nawet wpłacali pieniądze po raz drugi! Szybko uzbierałem kilka tysięcy na body. Ponieważ kolega ów prowadzi świetną, niekomercyjną stronę o naszym mieście (nagrodzoną nawet w znanym konkursie internetowym) udałem się do burmistrza miasta. I tak Urząd Miasta zafundował obiektyw. A teraz najlepsze. Zaprosiłem wszystkich na wręczenie prezentu w miłej restauracji. Kolegę zaś poprosiłem o pomoc w usłudze, którą jakoby wykonywałem w tej restauracji. Szedł więc podłączać ze mną jakieś urządzenie w kuchni. Gdy weszliśmy zdębiał widząc wielki stół, przy którym siedzieli jego znajomi, a po środku którego stało pięknie zapakowane pudło. Było miło i uroczyście. Kolega skomentował to słowami, „przywrócili mi wiarę w święta”. I robi piękne fotki.
Pozdrawiam!
Czasami wydaje mi się że większość osób żyje w „inkubatorze obcości”. Zero uśmiechu na ulicy, zero jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego (szczególnie zauważalne w dużych miastach). To właśnie mnie bolało żyjąc w Warszawie, a czego nie ma w małych miasteczkach. Wydawałoby się, że wielu ludzi kroczy ulicami w szklanych pudełkach nie zwracając uwagi co się dzieje 2 m od nich. Zarazą dzisiejszych czasów jest znieczulica na drugiego człowieka i dopóki nie pojawią się tego typu tematy jakie poruszyłeś Alexie, tak nikt się długo jeszcze nie będzie próbował przebijać przez te szklane ścianki. Taki temat zmusza do zastanowienia się nad naszymi klapkami na oczach. Z moich obserwacji wynika jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Mianowicie pomoc, którą udzielamy czy promyk słońca, o którym jest mowa – coś, co jest zupełnie bezinteresowne – daje nam zastrzyk energii. Taki zastrzyk, który buduje, a jednocześnie sprawia, że momentami czujemy się dziwnie – zmienia dużo u obu stron.
I nie jest to kwestia tego czy jesteśmy introwertykami i mamy z tym większe opory czy extrawertykami i mamy to we krwi. Chodzi o przełamywanie własnego egocentryzmu.
Pozdrawiam ;)
Witam wszystkich!
Od dawna śledzę bloga, postanowiłem dodać coś od siebię.
Post i komentarze poruszają kwestię, nad którą zastanawiam się od dawna. Skąd w ludziach mieszkających w Polsce tyle wrogości i zamknięcia w sobie?
Dobrym przykładem będzie zdarzenie, które miało miejsce dobrych parę lat temu, gdy byłem jeszcze nastolatkiem :) Otóż wyjechałem na parę dni za granicę. Zwiedzałem pewne belgijskie miasteczko. Z racji tego, że pasjonuję się fotografią, robiłem zdjęcia gdzie tylko się dało. Podczas jednego z ujęć, fotografowałem budynek stojący po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko przyłożyłem aparat do oka, zarzymał się przejeżdżający tą ulicą samochód. „Miłośnik fotografii” pomyślałem – „rozumie co to zepsute zdjęcie”. Jakież było moje zdziwienie, gdy zrobił tak kolejny kierujący. I każdy z uśmiechem czekał, aż zrobię zdjęcie. Wtedy byłem tym mocno zaskoczony, było to coś, co nigdy nie spotkało mnie na polskich ulicach.
Wracając do naszej rzeczywistości i porównując ją z tym, co czasem można spotkać za granicą, widzę olbrzymie pokłady wrogości. Często mam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś globalnej wojnie „każdy z każdym”. Szczególnie dobrze widać to na drogach. Jako zapalony rowerzysta i motocyklista, co chwilę zmagam się z przejawami nieliczenia się z innymi, całkowitego braku wyobraźni.
Czy ktoś ma jakiś pomysł, co musi się zmienić, żeby i to się zmieniło?
Bo co my sami możemy zrobić, to chyba oczywiste.
Pozdrawiam z Krakowa!
Michał
Dariusz Marcinek pisze do Alexa: „Czy zanim zdecydowałeś się na taki gest nie przeszło Ci przez myśl, że możesz trafić na osobę dumną, która może poczuć się nim urażona?”
Moim zdaniem mogą się czasami zdarzyć wpadki, ale zauważ, że Alex przed przystąpieniem do działania poświęcił wiele swojej uwagi działaniom rozpoznawczym. Nastawił swoje zmysły na odbiór, żeby jak najlepiej wczuć się w sytuację i ocenić, czy powinien wkroczyć do akcji, czy nie. Takt polega właśnie na umiejętności wczucia się w nastrój innych ludzi.
Michał Gross Says: „Czy ktoś ma jakiś pomysł, co musi się zmienić, żeby i to się zmieniło?”
Po pierwsze zacznijmy od siebie. Idąc po ulicy nie liczmy płyt chodnikowych, tylko uśmiechajmy się do ludzi. Jadąc samochodem ułatwiajmy innym ich jazdę.
Dobro, zło i obojętność są zaraźliwe – do nas należy wybór, czym się od nas zarażą otaczający nas ludzie.
@TesTeq
„Po pierwsze zacznijmy od siebie. Idąc po ulicy nie liczmy płyt chodnikowych, tylko uśmiechajmy się do ludzi. Jadąc samochodem ułatwiajmy innym ich jazdę.”
To, jak już pisałem wcześniej, jest dla mnie oczywiste. Nieraz już tu zostało wspomniane, iż cokolwiek zrobimy dobrego, wraca do nas w takiej czy innej formie. Pytanie kiedy i dzięki czemu nasze społeczeństow to dostrzeże, kiedy będzie więcej ludzi postępujących w ten sposób.
Alex,
Podoba mi się ta historia z morałem, że warto starać się robic dla innych dobra małe rzeczy. W bardziej cywilizowanych krajach częściej można spotkać takie postawy niż w Polsce.
Moja żona poszła kiedyś z dwójką dzieci do supermarketu, zrobiła pełny wózek zakupów za $80 i przy kasie okazało się, że jej karta kredytowa nie chce działać. Zaczęła więc szukać gotówki, ale miała tylko $60. I też człowiek, który był za nią w kolejce zapłacił całe $80 swoją kartą i nawet nie chciał od niej tych $60, które miała.
Zdażyło się jej jeszcze kilka podobnych sytuacji. Może to dwójka małych dzieci robi dodatkowe wrażenie. Niektóre kobiety nawet wykorzystują ten efekt do żebrania.
Natomiast wydaje mi się, że niekoniecznie trzeba mieć wysoka pozycje społeczno-ekonomiczną, by być szczęściwym. Mój kolega, jako biedny student pozwiedział w czasie studiów niemal cały świat. To tylko kwestia odpowiedniej organizacji i znalezienia dofinansowania do co droższych wyjazdów. Ponadto wcale nie trzeba podróżować samolotem – można rowerem po Polsce i krajach ościennych: zostają tylko koszty wyżywienia, a może to być nawet znacznie ciekawsza forma podróżowania.
Dobrze gdy człowieka stać na więcej, niż potrzebuje. Ale można to osiagnąć nie tylko poprzez zwiększenie dochodów, ale i przez zmniejszenie potrzeb. Przecież niektórzy mnisi i mędrcy ze wschodu właśnie w ten sposób dążą do szczęścia.
Mirku napisałeś: „Natomiast wydaje mi się, że niekoniecznie trzeba mieć wysoka pozycje społeczno-ekonomiczną, by być szczęściwym.”
Kiedyś myślałem podobnie jak Ty. Czas jednak pokazał, że myliłem się. Gotówka na koncie i dobra pozycja to nie tylko bezpieczeństwo, o którym pisał Alex (dla mnie jako rodzica to BARDZO ważna kwestia), ale także rozszerzenie sposobów na bycie szczęśliwym. :) Bogaty może zwiedzić świat na rowerze lub samolotem. Biedny tylko na rowerze. :) Można być szczęśliwym i bez pieniędzy, ale znacznie łatwiej jest nim być, gdy się je ma. No i po co zmiejszać swoje potrzeby? Trzeba realizować marzenia.
Pozdrawiam serdecznie
PiotrP
Witam serdecznie.
Świetna i inspirująca historia. To dzielenie się radością z innymi mnoży nasze duchowe bogactwo. Nie miliony czynią człowieka szczęśliwym, ale to co może z tymi pieniędzmi zrobić. Tak wielu milionerów zakłada fundacje, inwestuje w małe biznesy, chcą pomoc, bo osiągnęli już niezależność finansową. Niesienie pomocy innym jest sensem naszego istnienia, warto życ po to by uszczęśliwiac innych. A nie ma nic równie pięknego jak uśmiech na twarzy człowieka, który już dawno stracił nadzieje.
Pozdrawiam serdecznie, blog dodaje do RSS.
Witam,
Alex dzięki za post! :)
Postępuj tak, jakby zasada twojego postępowania miała się stać siłą twej woli ogólnym prawem. /I.Kant/
Pozdrawiam
Marzena
oby każdy z nas nie tylko uśmiechał się na wspomnienie tej scenki ale aby miał swoją własną do opowiedzenia, to tak niewiele a jednak jak wiele znaczy, mały gest a jednak :)
Alex dla mnie to wielkie :)
Bartłomiej, Szymon
Właśnie o to chodzi, że to „rzucenie słońca” bardzo często praktycznie nic nie kosztuje. Znacznie ważniejsze jest odpowiednie postrzeganie i postawa
Dariusz
Napisałeś „nie przeszło Ci przez myśl, że możesz trafić na osobę dumną, która może poczuć się nim urażona? „
Zdziwisz się zapewne, ale nie :-)
Zrobiłem obcemu człowiekowi drobny prezent czyniąc to w najsympatyczniejszy sposób jaki potrafię (a jako praktykujący specjalista od komunikacji mam chyba dość szeroką gamę możliwości :-)) i musiałbym trafić na kogoś wyjątkowo źle nastawionego, aby wywołać reakcję o jakiej wspominasz. Ta pani w swojej motoryce i postawie nie wysyłała żadnych takich sygnałów, więc wiedziałem, że nic złego nie powinno się wydarzyć (a w interpretowaniu mnóstwa drobnych rzeczy też mam wprawę :-)).
Piotrze
Piszesz „Obdarowywany często jest nieufny wobec darczyńcy.” Czasami tak bywa, ale zazwyczaj wynika to z braku wprawy w którymś z czynników, o których pisałem Dariuszowi.
Zarówno wyczucie, jak i odpowiednie komunikowanie to kwestia praktyki dlatego zachęcam do nawiązywania i podtrzymywania dużej ilości (nawet powierzchownych) kontaktów z innymi ludźmi. Takie umiejętności przydają się potem bardzo w życiu, choć dla osób w stałych związkach mogą nieść 2 podstawowe zagrożenia:
1) partnerzy/partnerki mogą być zazdrośni kiedy w kółko nawiązujesz nowe kontakty z innymi, w tym też atrakcyjnymi przedstawicielami płci przeciwnej
2) po poprawieniu tych umiejętności większość ludzi może ze zdumieniem stwierdzić, że „pula” interesujących osób płci przeciwnej, z którymi możemy mieć bliższe relacje jest znacznie większa niż kiedykolwiek przypuszczali. To jest duża pokusa….. :-)
Może kiedyś napiszę więcej na ten temat.
Bardzo spodobała mi się ta „akcja”, którą zrobiłeś dla kolegi. Cały Piotr!!!
Aniu
Jest zapewne kilka wytłumaczeń, dlaczego Polacy w swojej masie tacy są. To też jest temat na odrębny post, który może kiedyś napiszę. W dużym uproszczeniu możemy zacytować Thoreau :
„The mass of men lead lives of quiet desperation. What is called resignation is confirmed desperation.”
Jak się rozejrzymy dookoła, to stwierdzimy, że w Polsce poziom tej „quiet desperation” jest bardzo wysoki i to co można zrobić to :
1) rzucać tym ludziom promień nadziei (ale nie iluzji), że świat jest lepszy
2) uświadamiać takie rzeczy ja na tym blogu, aby jak najmniej osób dobrowolnie wmanewrowywało się w sytuacje, kiedy cicha desperacja i rezygnacja są wszystkim co im pozostaje
Michał
Witaj na naszym blogu :-)
Poruszasz podobną kwestię jak Ania i tym bardziej motywujesz mnie do napisania postu na ten temat :-) Ostrzegam, że będzie jazda!!!
TesTeq
Zgadzam się z tą zaraźliwością. Zmieniając świat warto zacząć od siebie i dać dobry przykład
Mirek
Dziękuję za ten przykład. Zgodzisz się zapewne, że ten darczyńca nie był osobą tonącą po uszy w trzydziestoletni kredyt na mieszkanie w bloku i meblościankę :-)
W Twoim komentarzu poruszasz dwie nieco inne kwestie, na które warto zwrócić uwagę.
1) Oczywiście nie trzeba mieć dużo pieniędzy aby być szczęśliwym,niemniej pewna „poduszka” finansowa, jak słusznie zauważył Piotr, rozszerza możliwości. Do tego tworzy pewien bufor bezpieczeństwa na nieprzewidziane wypadki, których w realnym życiu nigdy nie możemy wykluczyć.
2) Rzeczywiście zmniejszenie potrzeb (mówimy teraz o potrzebach czysto materialnych) bardzo ułatwia bycie szczęśliwym jak masz mało kasy i nie przeszkadza w byciu szczęśliwym jak masz stosunkowo dużo. Przerabiałem w życiu obydwa te warianty, nawiasem mówiąc ten drugi jest lepszy :-)
Piotr Sobolewski
Witaj na naszym blogu :-)
Dokładnie to, co możemy czynić jest ważne, tutaj zgadzam się z Tobą
Marzena
Dziękuję za miłe słowa i ciekawy cytat
Pink
Ja mam silną nadzieję, że wkrótce Czytelnicy tego blogu będą mieli do opowiadania własne wersje tej scenki :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Negatywny przykład:
Właśnie przeczytałem w Wyborczej list jednej z żon lotników, którzy zginęli w katastrofie samolotu CASA. Mały cytat z opisu pogrzebu:
„Dziewięć biletów wstępu na pogrzeb męża. Wejściówki jak na Rolling Stones, kogo wybrać do szczęśliwej dziewiątki? Kto jest ważniejszą rodziną, kto mniej ważną, kto go kochał bardziej, kto mniej?
Żandarm stojący na straży bezpieczeństwa w hangarze szarpie mnie za rękaw i pyta: „Pani, to kto?”.
Proszę Pani, proszę się przesiąść. Ja wiem, że to tata, że pani by chciała blisko, ale tu miejsca są zarezerwowane dla pana prezydenta, premiera, ministra”
„Gratuluję” wrażliwości wszystkim oficjelom od żandarma począwszy a na najwyższych władzach skończywszy. Jak widać, ten kraj ma jeszcze długą drogę przed sobą, aby mentalnie opuścił epokę feudalną i mógł nazwać się w pełni ucywilizowanym!!
Cała nadzieja w Was młodzi Czytelnicy
Alex
„Może kiedyś napiszę więcej na ten temat.”
Bardzo na to liczę Alexie.
Piotr na zakręcie
Dołączam się do postu PiotraP.
Nawiasem mówiąc Alex, odebrałeś moje dwa ostatnie e-maile?
Pozdrawiam!
Łukasz Kasza
Alex,
Z mojej strony dwa krótkie komentarze – w Polsce, AD 2008 na codzień ludzie dokonują znacznie bardziej dramatycznych wyborów i jest to znacznie bardziej powszechne niż się niektórym wydaje, ponieważ jednak istnieje w Polsce jednak coś, co nazwałbym „wysoką kulturą biedowania” – często niedostatku i dramatów nie widać ani na pierwszy, ani na drugi rzut oka… czasem ginie też w we wszechobecnym naciągactwie. Absurd ? Może. Taki sam jak to, że 30 m.kw. coś nazywa się mieszkaniem. Ale to jest rzeczywistość. Podobnie jak wypowiedź pewnego polityka, który kwotę zarobków pozwalającą na znalezienie sie w drugim progu podatkowym (czytaj: w grupie ~5% najlepiej zarabiających Polaków) określił jako „niegodną” i „nie umożliwiającą przeżycia”.
Co się zaś tyczy tragedii samolotu… oczekiwanie czegokolwiek innego od polityków, szczególnie polskich, świadczy co najwyżej o naiwności.
Natomiast nie bardzo rozumiem pretensji czy zarzutów kierowanych pod adresem Żandarmerii Wojskowej – to nie ŻW organizuje całą cermonię, ŻW ma ją zabezpieczyć. Jeżeli ktoś nie zadbał również o to jest to wina tego kogoś, a nie funkcjonariuszy, którzy nie mają ani obowiązku, ani potrzeby znać każdego.
Nie pokładałbym równiez nadzieji w „młodych czytelnikach” – wielu twardo szkoli się w róznych politycznych przybudówkach róznych partii.
Tylko komu się będzie tak po prostu chciało w tym kraju coś zmienić, jak Ci chętni zrezygnują i wyjadą, albo oleją politykę? Tak się zastanawiam, co się stanie jak poziom głupoty w polskiej polityce przekroczy jakiś próg graniczny? A może to już się stało?
Co do „młodych czytelników”. Sam nie jestem za stary :D, ale wśród rówieśników mam właśnie taki przykład, jak pokazał Piotr [PMD] i nie jest to miły obraz.
Pozdrawiam,
Łukasz
Piotr PMD
Piszesz „oczekiwanie czegokolwiek innego od polityków, szczególnie polskich, świadczy co najwyżej o naiwności.”
No cóż, zawsze pozostaje kartka wyborcza aby przynajmniej wybrać mniejsze zło :-)
Jeśli chodzi o zachowanie się żandarma to było ono poniżej wszelkiej krytyki, brak jakiegokolwiek wyczucia, w końcu na tę uroczystość należało spodziewać się zrozpaczonych członków rodzin. Szarpanie kogokolwiek za rękaw i pytanie „pani to kto?” było zachowaniem kogoś, kto może dobrze strzela z karabinu, ale jeśli chodzi cechy często ludzkie, to współczuję jego żonie.
Pisząc o młodych Czytelnikach miałem na myśli ogólne ucywilizowanie tego kraju a nie polityki.
Pozdrawiam
Alex
Łukasz
Piszesz :”Tylko komu się będzie tak po prostu chciało w tym kraju coś zmienić”
Gdybym tak myślał, to musiałby natychmiast zawiesić pisanie tego blogu :-)
I metodą zmiany jest nie wpływ na politykę, lecz w pierwszym rzędzie wpływ na siebie i jakość własnego życia. Po przekroczeniu pewnej masy krytycznej ludzie przestają akceptować pewne rzeczy
Pozdrawiam
Alex
@Alex
Wg. mnie, cywilizację w Polsce mamy i to nie gorszą, niż gdziekolwiek indziej; zaś samo głosowanie może zmienić cokolwiek co najwyżej w opinii ludzi przeświadczonych, że „papier wszystko przyjmie” a potem to samo przełoży się na rzeczywistość.
Przy całym zrozumieniu przykrości spowodwanej sytuacją (o ile miała miejsce, w co śmiem mocno wątpić) nadal nie widzę podstaw do czepiania się żandarma. Żandarm właśnie jest od „szarpania za rękaw”. To, że z takich historii robi się polityczne show, a właściwi ludzie (o ile tacy są w ogóle desygnowani) odpowiedzialni za organizację uroczystości fatalnie pokierowali sprawa, to jest oczywiste. Natomiast wysuwanie krytycznych wniosków pod adresem żandarma nadal uważam za przedwczesne a komentarz wzgledem sytuacji rodzinnej – za co najmniej krzywdzący. Nawet jeśli popełnił błąd, to jest to tylko objaw problemu zawinionego przez innych- nie zaś przyczyna.
Osobną sprawą jest też kontekst całej katastrofy C-295, ale to nie czas i miejsce na takie rozważania.
Piotr
Jeśli chodzi o zachowanie się żandarma to najwyraźniej mamy różne standardy do określenia co jest cywilizowane, a co nie.
To potwierdza też nasza rozbieżność w percepcji generalnego stopnia ucywilizowania polskiego społeczeństwa. No cóż, let’s agree to differ
Pozdrawiam
Alex
PS: Gwoli wyjaśnienia- jeśli facet, tak jak ten żandarm, nie wie że kogoś, kto najprawdopodobniej stracił właśnie bliską osobę należy potraktować delikatnie i z szacunkiem, to naprawdę współczuję jego żonie. Jego błąd wyniknął z braku serca, a nie winy kogokolwiek innego
Piotr, Łukasz:
Poniekąd przychylę się do Waszych wątpliwości w kwestii młodego pokolenia. Znacząca część po liceum czy już po studiach ma to dobre nastawienie, wiarę, że mogą wiele osiągnąć. To, że ani liceum, ani studia najczęściej nie przygotowywują do wyjścia w dorosłe życie jest przyczyną tego, że szybko im ta wiara zanika. Stąd mamy rzesze 28-30 latków narzekających na polityków… bo „Państwo” im nic nie dało.
W efekcie niewielu uda się lub będą potrafili przezwyciężyć te trudności i poradzić sobie w życiu świetnie.
Cieszy więc fakt, że są w Polsce osoby i w polskiej blogosferze miejsca, które wskazują młodym ludziom, że może być inaczej. A że popularniejszymi serwisami są serwisy społecznościowe, portale z plotkami i grami… tu trzeba edukacji już od wczesnych lat dzieciństwa.
Nie pozostaje nam również tylko cieszyć się, że jesteśmy tą bardziej świadomą częścią społeczeństwa i to wykorzystać na własny użytek oraz swojego najbliższego otoczenia :)
Pozdrawiam,
Orest
Piotr,
Jako „drugi próg podatkowy ~5% najlepiej zarabiających Polaków” rozumiesz drugi próg na 2008 rok (44 490) czy na 2009 (85 528)? Nie znam statystyk w skali ogólnopolskiej, ale chyba nikt z moich znajomych nie zarabia poniżej pierwszego progu na 2008 rok, a pierwszy próg na 2009 rok okresliłbym jako średni zarobek w branży IT. W innych branżach nie mam rozeznania, ale jednak te 5% wydaje mi się zbytnio naciągane.
Co do rządu, partii i polityków, o których tu była mowa, to uważam im wszystkim tylko o to chodzi, żeby wzbogacić się kosztem społeczństwa i nakraść ile się da przed końcem kadencji http://www.kordos.com/polityka.html
Średnia pensja to 3200 zł czyli 38 400 rocznie. Jak napisałem, nie znam rozkładu, ale nie wydaje mi się, by tylko 5% zarabiało powyżej tej średniej, a jedynie wysokie pensje zarządów tak śrendią windowały.
@Alex
Ależ my się zgadzamy (wyjątkowo :) ) co do oceny zajścia ! Tylko chyba nieco inaczej wyciągamy wnioski i rozumiemy przyczyny. To „drobna” różnica. Podobnie, jak ekstrapolacja takich wniosków na resztę społeczeństwa. No, ale to też Polska Cecha Narodowa – przeświadczenie, że wszędzie jest lepiej, tylko my najgorsi.
@Mirek
Zatem proponuję zapoznać się z faktami: za 2007 rok 95 (z ułamkiem) % płatników PIT rozliczyło się w 1 progu podatkowym. Jasne, że są jeszcze osoby z własną działalnością, ale wszyscy płatnicy PIT to chyba dość dobra próbka statystyczna.
I może trudno w to uwierzyć, ale nie wszyscy pracują w IT w Warszawie, poza którą jest jeszcze Polska B,C,D…
@Orest
[i](znowu to marudzenie o szkołach i uczelniach.. złej baletnicy….)[/i]
Jeżeli chodzi o karierę pt Przeciętna Uczelnia -> Wielka Korporacja, to akurat polskie uczelnie i polską rzeczywistość generalnie uważam za znakomicie dopasowane.
Acha, i byłbym BARDZO ostrożny z tym uznawaniem się za elitę…
Piotr:
Jakie dopasowanie masz na myśli?
Co do elity… to elitę polityczną omijam szerokim łukiem i tu mi ta wysoka świadomość pomaga. Na mój los mam wpływ ja, a nie mistyczni „oni”.
Pozdrawiam,
Orest
@Orest
A bardzo proste: przeciętna praca dla przeciętnego absolwenta w przeciętnej korporacji to zazwyczaj źle zorganizowane, powtarzalne zajęcie które w 99% przypadków dobrze by wykonywał w miarę bystry i zmotywowany maturzysta po może 2-3 miesięcznym, dobrym przeszkoleniu (którego w Korporacji nie uswiadczysz). Nawet jeżeli ktoś chce i potrafi coś poprawić, to na uczelni przynajmniej jest szansa że dostanie zgodę i werbalne poparcie. W Korporacji… heh. Biurokracja, tunelowe zycie i absurd na absurdzie – tego nawet Polskie Uczelnie nie potrafią robić w przybliżeniu tak sprawnie i z takim rozmachem (kwestia środków…) jak przeciętna Korporacja.
Piotr:
Zgodzę się z Tobą, że korporacje mają wymagania względem pracowników tylko na papierze, a wystarczyłby średniorozgarnięty uczeń liceum.
Lecz jeśli pójdziemy tym tropem, to przecież „średniorozgarnięty licealista (mentalnie)” w wieku 30 lat jest w korporacji i narzeka na polityków, szefów, kolegów itd. A chyba zamierzeniem tego bloga (blogu?) jest to, abyśmy byli kompetentnymi 20, 25, 30… latkami osiągającymi sukcesy. Piszesz o „przeciętnych korporacjach”… więc przeciętni ludzie tam pracują. Jestem zdania, że nasza wysoka świadomość pozwoli nam być ponadprzeciętnymi i pracować dla (niekoniecznie „w”) ponadprzeciętnej korporacji.
Jeszcze dalej idąc tym tropem, to gdybyśmy nie stawiali wobec siebie większych wymagań niż stawia wobec nas uczelnia (choćbym chciał, to tego czynnika nie mogę pominąć), społeczeństwo a zwłaszcza bliskie otoczenie, to wiele osób nie osiągnęłoby znaczących sukcesów – chociażby przykład Alexa (przepraszam, że o Tobie, u Ciebie, lecz nie do Ciebie).
Pozdrawiam,
Orest
Mam pytanie. Już od jakiegoś roku zgodnie z przyjacielem stwierdzamy, że gdybyśmy się uczyli do szkoły „tak na piątkę” i nic więcej, to po prostu mielibyśmy więcej niż wakacje. Bardzo mi to pasuje do ostatniego postu Oresta, a jakoś nigdy na tym blogu nie miałem okazji tego poruszyć.
Myślicie, że to dobry, zdrowy objaw, że się robi tak właśnie ocenia? To znaczy, obaj z przyjacielem mamy więcej niż te piątki, stąd stwierdzenie, że „na piątki to low-end”. A może jednak to jest odbierane jako pycha?
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Piotrze PMD
ooops :-) Napisałeś …No, ale to też Polska Cecha Narodowa -przeświadczenie, że wszędzie jest lepiej, tylko my najgorsi. ”
Zwróć uwagę, że pisząc o nieucywilizowaniu tego kraju nie porównywałem go z jakimkolwiek innym, tylko bardziej odniosłem do własnych, wewnętrznych standardów. To Ty w odpowiedzi zacząłeś robić porównania pisząc: „cywilizację w Polsce mamy i to nie gorszą, niż gdziekolwiek indziej;”
Tak więc nie bardzo wypada pisać mi to, co cytuję w pierwszym zdaniu tego komentarza :-)
Abstrahując od tego, rzeczywiście zdarzyło mi się mieszkać w kilku krajach, gdzie akurat sprawy „cywilizacyjne” (przy wszelkich innych słabościach) wyglądają ZNACZNIE lepiej niż w Polsce. Stąd moje częste zachęty do pomieszkania gdzieś indziej, jak ktoś raz poczuje jak ludzie mogą się do siebie odnosić, to nie będzie już uważał za normalne to, co niestety często jeszcze doświadczamy w Polsce.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Piszesz do Oresta: „Biurokracja, tunelowe zycie i absurd na absurdzie – tego nawet Polskie Uczelnie nie potrafią robić w przybliżeniu tak sprawnie i z takim rozmachem (kwestia środków…) jak przeciętna Korporacja. ”
Zgadza się :-) Dlatego warto szukać dobrych korporacji
Łukasz:
Zależy „za co” otrzymuje się piątkę. Jeśli za wykłucie definicji czy też za wybicie się ponad grupę to wolałbym bez ocen.
Bardzo podoba mi się pomysł (co prawda nie w temacie postu) Benjamina Zandery z książki „Sztuka możliwości” – na początku roku prosił uczniów, aby napisali list z datą ostatnich zajęć w semestrze, gdzie treść zaczynała się mniej więcej tak:
„Otrzymałem ocenę 5 ponieważ… (osiągnąłem to, to i to)”
Uczniowie sami stawiali sobie wymagania i jeśli je osiągnęli to otrzymywali pięć… jak dla mnie świetna metoda :)
Pozdrawiam,
Orest
Co za zbieg okoliczności. Właśnie skończyłem oglądać film „Coach Carter”, który polecił mi Orest. Już po nim poczułem niesamowity przypływ pozytywnej, pobudzającej do działania energii (co zresztą powinno być jednoznaczne, że go polecam). A druga sprawa to to, że usunąłem twój blog z RSS’ów po czystce którą tam zrobiłem i akurat teraz (po miesiącu jak nie czytałem Twojego bloga) coś mi powiedziało żeby wejść na alexba.eu i zobaczyć co nowego piszesz :)
Pozdrawiam
@Alex
Dopiero teraz mam okazję odpisać… Oczywiście pisząc o pokorze miałem na myśli tylko i wyłącznie to, że świat się zmienia a koło fortuny (i chodzi mi raczej o łaciński źródłosłów niż teleturniej ;) toczy się bez przerwy… Inna rzecz – wierzę, wiem, że czasem trudno wykazać się empatią w sytuacjach których się nie poznało na własnej skórze. Stąd wnoszę, że większość z nas ma szansę nabrać owej pokory, po prostu, z wiekiem i doświadczeniem.
Kamil
Welcome back :-)
Bronek
W takim kontekście jak teraz napisałeś to jestem podobnego zdania
Pozdrawiam serdecznie
Alex
super post. :)
Arek
Witaj na naszym blogu :-)
Ja znam jeszcze lepszą historię pewnej firmy, ale ponieważ chodziło tam o czynienie dobra a nie marketing nie wolno mi wymienić jej nazwy :-) Opiszę to przy okazji bez podawania szczegółów, bo sam pomysł jest wart rozpowszechnienia
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Aleksie, Naprawdę dobry post.
Dziś byłem uczestnikiem analogicznej sytuacji na poznańskim Dworcu PKP. Podszedl do mnie mężczyzna – w okolicy 50tki może starszy pytając niepewnie czy nie kupiłbym mu czegoś ciepłego do zjedzenia. Z reguły podchodzę strasznie sceptycznie do takich akcji, ale nigdy nie odmawiam proszony o jedzenie zamiast pieniędzy.
Zatem jako, że miałem czas, podeszliśmy do pobliskiego bufetu, gdzie zamówiłem bigos z bułką i kiełbasą. Ot kosztowało mnie to 8.20. W międzyczasie owy Pan opowiedział mi skrawek swojej historii – w skrócie: przepracowane 30kilka lat, rozwód i kontuzja kolana(widoczna zresztą w jego chodzie). W tej chwili oczekuje, aż nasze szanowne państwo któremu uczciwie wpłacał przez ten czas składki na ubezpieczenie, wreszcie wezwie go na komisję w sprawie renty. Do tego czasu nie ma ani dachu nad głową ani środków do życia. Był zadbany, kulejący – prawdopodobnie bezdomny od dopiero kilku dni, lekko zdezorientowany sytuacją.
Ale wracając do sedna sprawy – czy te 8.20 sprawiło mi radość? Nie. Ba wręcz mam teraz wyrzuty sumienia, bo w portfelu miałem jeszcze 20 zł – mu były bardziej potrzebne, mogłem go też skierować do baru mlecznego, gdzie mógłby je lepiej wykorzystać. Teraz pluje sobie w brodę.
Także z konkluzją twojej opowieści zgadzam się w 100%.
Witam:) Macie tu ode mnie dawkę optymizmu ;D ten filmik sprawił,że właśnie poruszyłem „bardzo ciężki temat” z tej samej kategorii z którą borykał się bohater filmu ,( przyznam się nawet, że piszę ten post po raz drugi bo przed chwilką źle wpisałem wynik dodawania w ochronie przed spam-botami ;D )
http://positive-thinking.ludu.pl/0x5d5444f2
Pozdrawiam
Marek
Marek:
W Twoim linku zamiast „×” powinno być małe „x” aby działało (chyba, że to tylko u mnie tak).
Link do Youtube:
http://youtube.com/watch?v=Cbk980jV7Ao
Pozdrowienia z wakacji…. and you’re great…. :)
Orest
Witam.
Jako że jest to mój pierwszy post na blogu (w pierwszym temacie jaki przeczytałem) chciałbym się przywitać.
Zatem Witam Ciebie Alex i całą resztę stałych czytelników:)
Powitanie mamy za sobą więc przejdę do rzeczy. Chciałbym przytoczyć tutaj scenę z mojego życia która może być kolejnym przykładem na to, jak niewiele trzeba aby sprawić komuś przyjemność i przy okazji sobie poprawić humor.
Miało to miejsce kilka tygodni temu kiedy jechałem do domu na weekend majowy. Jak to zwykle bywa w takie dni pociąg był cały załadowany ludźmi do tego stopnia że ledwo można było wcisnąć nogę.
Problem pojawił się kiedy miałem do niego wejść z…..rowerem!! bo jechałem miedzy innymi na rajd, ale to nie koniec problemu.. bo wraz ze mną na tej samej stacji chciał wsiąść jeszcze jeden chłopak również z rowerem!! ;]
Konduktor odradzał nam ładowanie się z tymi rowerami do środka, zresztą ludzie jakoś niechętnie chcieli zrobić miejsce mimo że w środku wagonów było luźniej. Szybka znajomość z drugim rowerzystom dodała nam obojgu sił i spróbowaliśmy w następnym wagonie..udało się !! razem z 15 osobami 2 rowerami i psem jechaliśmy w przejściu miedzy wagonami.
Po chwili doszedł do nas zdenerwowany konduktor po przejściach z innymi pasażerami, poprosił o bilety i okazało się że jeden z pasażerów który stał za moimi plecami nie może znaleźć swojego.
Konduktor zdenerwowany oznajmił że będzie musiał zapłacić za bilet albo wysiadka, okazało się że facet nie miał nic kasy przy sobie więc dał mu dowód (chyba chciał żeby mu mandat wypisał, tak to odczytałem), w Tym momencie kierownik pociągu jeszcze bardziej się zdenerwował, że nie dosyć że nie ma kasy to jeszcze mu chce dowód dać ( nie bardzo rozumiałem jego zachowanie, ale tak to właśnie wyglądało) Finalnie kazał mu wysiadać z pociągu na następnej stacji.
Obserwując całą sytuację z odległości 50cm, zapytałem pasażera gdzie jedzie i ile kosztuje bilet. Okazało się że wysiada za kilka stacji wiec bilet kosztował coś kolo 5 zł. Powiedziałem więc konduktorowi że kupię bilet dla tego Pana. Dałem pieniądze, kierownik pociągu darował mi już zapłatę za wypisanie biletu w pociągu i wręczył go pasażerowi. Facet podziękował, nie wiedział za bardzo co powiedzieć, ludzie też jakoś dziwnie się patrzyli. Zaczął pytać mnie o to gdzie mieszkam żeby mógł oddać pieniądze, albo jak może mi się odwdzięczyć. Wysłuchałem go do końca i powiedziałem że jeśli tak naprawdę chce mi się odwdzięczyć to niech pomoże komuś jeśli będzie w takiej sytuacji jak on dziś. Wysiadł zadowolony jeszcze raz podziękował. Mi też jakoś tak było lekko na duchu.
Czasem się zastanawiam dlaczego to robię, że jestem miły i pomagam innym, mówi się że jeśli ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardą d***. Póki co nie przejechałem się na tym, gdzieś tam głęboko też wierzę w to, że jeśli ja stanę w podobnej sytuacji to Mi ktoś pomoże.
Nie wiem czy takie podejście jest dobre czy nie, w każdym razie skłania mnie do działania:)
pozdrawiam
Grzegorz
GrzegoRz pisze: „Czasem się zastanawiam dlaczego to robię, że jestem miły i pomagam innym, mówi się że jeśli ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardą d***.”
To powiedzenie dotyczy zupełnie innych sytuacji – gdy nie potrafisz postawić na swoim w słusznej sprawie. Pomaganie innym to rzucanie promieniami słońca. :-)
Zgadzam się z TesTeq, bardzo dużą różnicę stanowi stanowczość i asertywność w sytuacji, kiedy ktoś próbuje nas wykorzystać a okazanie zwyczajnego bezinteresownego dobra i pomocy ludziom, którzy akurat tego potrzebują.
Sama zasadniczo nie mam problemu z rzucaniem promyka innym ludziom i myślę, że moje zachowanie niejednokrotnie „has made the difference” dla kilku ludzi.
Myślę też (mam nadzieję, że nie naiwnie), że ludzie, którzy takiego zachowania doświadczyli od innych, w przyszłości sami będą bardziej skłonni okazywać dobro. W ten oto sposób przyczyniamy się do zmiany świata na lepsze…
Pozdrawiam serdecznie
Tes Teq,
piszesz, że powiedzenie, iż jeśli ktoś ma miękkie serce, to musi mieć twardą d… dotyczy sytuacji ” gdy nie potrafisz postawić na swoim w słusznej sprawie”. Czy rzeczywiscie?
Mam miękkie serce czyli z pobudek serca decyduję się na jakieś działanie. Jest ok, ale nie zawsze.
Jeśli działanie jest wymagajace, niewygodne, wymaga poświęcena i mamy tego swiadomość i nie robimy tego kosztem własnym (bądź ten koszt własny jest adekwatny i brany pod uwagę) to jest ok, bo wiem, czego sie podejmuję i jestem na taką sytuacje przygotowana.
Bywa jednak, że oprócz sytuacji bezposrednio zwiazanych z pomocą (nasz wysiłek i staranie) spotykają mnie niespodziewane i niezawinione nieprzyjemnosci to wówczas zgarniam po d…
To powiedzenie, które przytacza Grzegorz według mnie nie ma nic wspólnego ze stawianiem na swoim (w tym ze stanowczoscią o której pisze Marta). Według mnie odnosi się do 1 – sytuacji, w której ludzie podejmują się niewygodnych/ wymagajacych dla siebie zadań wyżej stawiając dobro innych niz własne, 2 – kiedy podejmują się zadania nie mając rozeznania w zakresie mozliwych konsekwencji bo „decyzje serca” są ponad „decyzjami rozumu”. Oczywiscie to moje zdanie i kazdy moze mieć inne.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa W: Sądzę, że kwestią sporną jest tu definicja zwrotu „miękkie serce”. Dla mnie jest to nieumiejętność postawienia na swoim, uległość w stosunku do innych. Natomiast „dobre serce” to życzliwość i skłonność do pomocy innym. Uważam, że dobre nie musi, a nawet nie powinno być miękkie. Nie przeczę, że można się czasem pomylić w ocenie konsekwencji zamierzonych działań, ale właśnie wtedy trzeba mieć odwagę, żeby postąpić rozważnie, a nie lekkomyślnie, żeby zatrzymać się, póki jeszcze nie jest za późno.
Dzień dobry
Dziś jest dla mnie dniem szczególnym, swojego rodzaju punktem odniesienia na dalsze działania i cele w życiu.
Z okazji tego dnia szczególnego życzę Wam Czytelnikom i Autorowi wiele radości i spełnienia każdego dnia w życiu.
Pozdrawiam słonecznie z Częstochowy :D
Co do meritum wątku nie mam wątpliwości pozytywnego przesłania.
Niemniej jako że zachwyt i gratulacje są tutaj oczywiste, to skupię się na drobnej rzeczy, która nie do końca mi 'leży’ w treści.
Chodzi nawiązanie do ś.p. Kaczki (wiem wiem – widziałem kiedy post był pisany), ale mimo iż szczerze nie lubię PiSu, to tak jak cała wiadomość uczy szacunku do KAŻDEGO bliźniego, wyrozumiałości i empatii, tak ten fragment to nazywając rzecz po imieniu – perfidia. Autor (przy całym szacunku) nie potrafił utrzymać emocji na wodzy…
Żeby nie robić off topicu, stwierdzam że zgadzam się z ogólnym przesłaniem: pomagając leczymy świat. Dodajemy promieni słońca. Szkoda tylko że to cienie to nasza narodowa przypadłość. Brakuje nam luzu, spontaniczności, życzliwości, otwartości. Jako naród ogółem. I nie wierzę, że wypowiadający się tutaj ludzie to nagle same wyjątki. Nie wierzę, że każdy podszedłby do leżącego na ulicy sprawdzić czy nie potrzebuje pomocy. Pewnie większość pomyślałaby że pijak i ominęła szerokim łukiem. Większość patrzyłaby obojętnie i robi to przy okazji innych codziennych ludzkich krzywd. Bo tak łatwiej i wygodniej.
Parafrazując: Powiedz mi co robisz dla innych, a powiem Ci jakim człowiekiem jesteś..
Tym bardziej, że nie trzeba wiele by pomóc. Pomoc nie musi być materialna. A hospicja (dla dojrzałych emocjonalnie) wolontariat (w stylu WOŚP) czy „zwykłe” krwiodawstwo to rzeczy do spełnienia dla większość zwykłych ludzi…
Piotrek
Piszesz: „Chodzi nawiązanie do ś.p. Kaczki (wiem wiem – widziałem kiedy post był pisany), ale mimo iż szczerze nie lubię PiSu, to tak jak cała wiadomość uczy szacunku do KAŻDEGO bliźniego, wyrozumiałości i empatii, tak ten fragment to nazywając rzecz po imieniu – perfidia. Autor (przy całym szacunku) nie potrafił utrzymać emocji na wodzy…”
Zacznijmy od tego, że tragicznie zmarły Prezydent RP nazywał się Lech Kaczyński i proszę inna formę wyrażania się zachowaj sobie na onet i tym podobne miejsca.
Co do reszty tego cytatu, to uważnie przeczytałem mój post i ze zdziwieniem pokręciłem głowa. Pozwól, że na tym poprzestanę
Alex
Cieszę się że zwróciłeś uwagę na moje słowa i cieszy mnie forma poprawy. Oczywiście jak każdemu zmarłemu także prezydentowi należy się szacunek, niemniej z drugiej strony nie wybielam nikogo „tylko dlatego” że zmarł tragicznie.
Co do reszty, sam wiesz że Twój post mógłby się swobodnie obyć bez nawiązania do Prezydenta. To wtrącenie nie dało nic prócz drobnego zagotowania temperatury u czytających bez względu na opcję polityczną.
Niemniej nie jest to meritum, więc nie będę się dalej rozwodzić. Potwierdza to tylko, że zawsze trzeba mieć na uwadze iż nawet drobny kamień potrafi wywołać lawinę.
Pozdrawiam noworocznie z niecierpliwością czekając na nowe wpisy :)
Prosta sprawa, a taka piękna i wzruszająca historia .
Nawet jeśli niektórzy z Was uznali w komentarzach, że nie chodziło o wyrzeczenie się przez tę Panią bombonierki na rzecz kwiatków, a o skąpawy i wyrachowany wybór podarunku dla osoby trzeciej, co by znaczyło, że Alex dał te 7 zeta po frajersku…… to czasem warto być nawet frajerem. Poczucie sprawienia komuś przyjemności albo dobrego uczynku jest warte nawet przepłacenia. Raz mi się zdarzyło obdarować menela…..wszedł do niewielkiego sklepiku, w którym stałam w niedużej kolejce po wędliny i……spośród wszystkich osób wybrał mnie, by poprosić o kupienie mu 10 deko pasztetowej. Nie pamiętam teraz, czy wyglądał cwaniacko, jak osoby krążące zanim pociąg ruszy i zbierające na bilet, czy był zażenowany i trochę zawstydzony, kupiłam mu oczywiście i to więcej, zapytałam, czy boczek też lubi i kupiłam.
Nie wiem natomiast, co robić z żebrakami i tymi z pociągu. Miewam wyrzuty sumienia, że może potrzebował, a ja poskąpiłam. I nie podoba mi się to.
Aha…Dziś za propozycję kogokolwiek obdarowania mnie tzw. ”reklamówką” do zapakowania zakupów grzecznie jednak bym podziękowała:)) – w tym roku postanowiłam nie zaśmiecac świata. Torbę foliową mam mieć zawsze zapasową w torebce, a jak przypadkiem kupię więcej niż mogę zapakować albo torby zapomnę, to za karę muszę sobie poradzić bez żadnej dodatkowej.
Życzę Wam zdrówka i uśmiechu.