W komentarzach do mojego ostatniego postu „Czy masz Syndrom Zosi Samosi” pojawiła się koncepcja, iż wielu ludzi a priori rezygnuje z poproszenia kogoś o pomoc, a nawet z prostego nawiązania kontaktu obawiając się odmowy, względnie nawet wyśmiania przez rozmówcę.
To bardzo niekorzystna dla jednostki projekcja, który powoduje znaczne zubożenie zarówno kręgu potencjalnych znajomych, jak też rodzaju interakcji z tymi, których już mniej czy więcej znamy.
Postawa ta może wynikać z kilku różnych powodów, jest, jakby na to nie patrzeć nieracjonalna bo np:
- jeśli poprosiłem kogoś o coś, a ten człowiek mi odmówił, to mam dokładnie ten sam „stan posiadania” co wcześniej
- dana osoba może mieć setki istotnych powodów, aby mi odmówić i może być tak, że żaden nie ma nic wspólnego ze mną
- wbrew ogólnemu przekonaniu na świecie jest mnóstwo życzliwych ludzi i to niezależnie od ich pozycji społecznej, czy stanu posiadania (nie sugerujcie się „celebrities” pokazywanymi w polskiej telewizji :-) )
- wielu ludzi posiada wystarczająco dużo aby własna korzyść materialna nie była jedynym, czy nawet najważniejszym motywem ich działania. Wspólna dobra zabawa, poczucie robienia czegoś interesującego, dobrego dla świata, czy nawet dla pojedynczych ludzi stają się równie istotnymi motywami postępowania.
- spora część z tych, co mają wystarczająco dużo doskonale pamięta jak zaczynało (ja zawsze bądę dumny z mojego mieszkania w piwnicy i sprzedaży gazet na ulicach w Graz jako początku działalności biznesowej ) i bezinteresownego wsparcia, jakie wtedy otrzymywali. Dziś, jak widzą, że ktoś inny chce rozwinąć skrzydła, to mówią często sobie „teraz moja kolej aby zrobić coś dla drugiego człowieka”
Już te powyższe przemyślenia czynią lęk przed odmową całkowicie niepotrzebnym i jeśli ktoś pozwala, aby taki lęk go hamował to jest sam sobie winien.
Oczywiście zwracając się o cokolwiek do innych ludzi warto być miłym człowiekiem, i to koniecznie miłym nie tylko dla tych, którzy mogą coś dla nas zrobić.
Obawa przed odmowa jest nieracionalna… To jest akurat oczywiste. Ale jest dosc czesta. Ja mam cos takiego. I to nie prawda, ze nic nie trace, jak spotkam sie z odmowa. W organizmie zachodzi wtedy przemiana. W moim okropnie bolesna. Naprawde czuje bol jakby w calym ciele. Musi sie cos uwalniac do krwi. Enzym jakis? Wszystkim w naszym ciele steruja srodki chemiczne… Tym bolem jest spowodowany moj strach, przed nawiazywaniem kontaktow z innymi ludzmi. Tak boje sie pierwszy nawiazywac kontakt, ze blokuje mi to (nie tak znowu bardzo rozwiniete:-) ) inteligencie i polot. Jak sobie radzic z czyms takim? Bo nie rozwiaze nieracionalnego problemu racionalna argumentacja.
Piotrze
Opisane przez Ciebie zjawisko jest chyba na pewnym etapie życia dość powszechne, sam tak miałem i znam mnóstwo „towarzyszy niedoli”.
Jak sobie z tym poradzić?
Teoria niewiele pomoże, to jest jak z pływaniem- trzeba wskoczyć do basenu.
Co warto sobie uświadomić?
1) nie jesteś sam w tego typu odczuciach. większość ludzi zna to przynajmniej z przeszłości i potrafi takie problemy zrozumieć. Tych, co nie potrafią i tak możesz sobie „odpuścić”
2) jeżeli nawiązujesz kontakt z kimś i ten ktoś reaguje odmownie to nie masz gorszej sytuacji niż przed tą próbą :-) Nie miałeś kontaktu i nadal go nie masz!!
3) przy 6 miliardach ludzi na naszej planecie odmowa nawet 10-20 osób nie ma statystycznie żadnego znaczenia. Nie ci, to inni :-)
4) warto popracować nad sobą, aby to inni chcieli nawiązywać kontakt z Tobą. To jest bardzo dobra rada i serdecznie polecam CI jej zastosowanie!!
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Wydaje mi się, że pominęliśmy jeszcze jeden aspekt: ambicjonalny. Sam się tego wyzbyłem dosyc szybko (w odróżnieniu od strachu przed odomową), ale znam wiele osób, które nie zwrócą się (n.p do Alexa) o poradę, bo oznaczałoby to przyznanie się do niewiedzy, odsłonięcie słabego punktu. Bo przecież jest różnica między „Szef wysłał mnie na szkolenie, abym był jeszcze lepszy” a „Chciałbym zapytac o/jak …” Wiem, że to głupie, ale mam wrażenie, że dosyc popularne, szczególnie wśród „młodych, rzutkich menadżerów”.
Finzynier:
Celna uwaga! Dla wielu przyznanie się do niewiedzy jest plamą na honorze.
W moim przypadku obserwuję niechęć do zawracania innym głowy moimi problemami czy pytaniami. Niezależnie od ambicji czy strachu przed odmową.
I takie przypadki chodzą po ludziach :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Finzynier
Witaj na naszym blogu :-)
Coś w tym jest co piszesz: „nam wiele osób, które nie zwrócą się (n.p do Alexa) o poradę, bo oznaczałoby to przyznanie się do niewiedzy, odsłonięcie słabego punktu.”
Ci ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, że my wszyscy mamy jakieś „słabe punkty” i że jest to całkowicie normalne. W wielu przypadkach udawanie, że ich nie ma zmniejsza znacząco naszą wiarygodność.
Przed wyjazdem na Kanary też miałem taką sytuację, kiedy w pierwszej rozmowie z pewną ważną osobą powiedziałem „w dziedzinie XY nie mam żadnego doświadczenia. To, co się może przydać to moje bogate doświadczenie w ZX, bo najwyraźniej istnieje między nimi sporo podobieństw”
I cały czas jestem w grze :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam Alex :) Po pierwsze chciałabym się przywitać, jako że jest to mój pierwszy post, choć przyznam szczerze, iż 'tajniki’ Twojego bloga zgłębiam sukcesywnie od kilku dni :)
'Obawa przed odmową’ skłoniła mnie do kilku refleksji, temat ten jest chyba bliski każdemu z nas. Rozważałam ten problem w dwóch wymienionych aspektach: strachem przed odrzuceniem naszej prośby oraz wyśmianiem przez naszego rozmówcę. To właśnie ta druga możliwość uwolniła w mojej głowie prawdziwą lawinę myśli :)
Kiedyś także miałam opory tego rodzaju. Wszystko zmieniło się, gdy zaczęłam podróżować, poznawać inne kultury i nowych ludzi. Proszę wyobrazić sobie moje zaskoczenie, gdy w usa odkryłam, że obcy sobie ludzie pozdrawiają się na ulicach, sąsiedzi są dla siebie życzliwi jak dobrzy znajomi i istnieje coś takiego jak 'sąsiedzki obowiązek’ pomagania sobie, czy oddania komuś czasem sąsiedzkiej przysługi. Obsługa w sklepie zwyczajnie zagaduje klientów i pyta 'co slychac’, a atmosfera w szkolach i urzedach to totalne przeciwienstwo tego, co mamy w Polsce. Być może cała ta uderzająca życzliwość, której tutaj mi tak brakuje jest powierzchowna, ale chyba każdy przyzna iż w takim otoczeniu łatwiej jest wchodzić w jakiekolwiek interakcje z ludźmi, czy to znajomymi, czy obcymi i prosić o cokolwiek. Przytoczyłam przykład akurat amerykański, bo może jest bliższy wielu osobom niż kultura arabska, gdzie pytanie o przysługę nawet obcych ludzi jest rzeczą niezwykle naturalną i (aż wstyd!) odmówić komuś w potrzebie.
Taki nowy punkt widzenia calkowicie zmienił moją rzeczywistość. Alex, radzisz, aby z życzliwością odnosić się do innych, a na pewno zwróci się to nam z nawiązką i na przysługach, które komuś oddamy na pewno nic nie stracimy. Jest to bardzo dobra strategia.
Staram sie być miła i sympatyczna dla wszystkich osób, z którymi obcuję na codzień, nawet tymi, którzy swoją postawą zwyczajnie człowieka odrzucają. Zawsze pomagam tym, ktorzy zwroca się do mnie z prosba o pomoc, a i sama gdy jej potrzebuje nie krepuje sie wprost spytac : „Pomożesz mi?” I o dziwo odkryłam, że ta formulka dziala najlepiej! Wcześniej gdy owijalam w bawełnę, próbowałam pytanie zadawać od różnych dziwnych stron, spotykałam się z odrzuceniem lub brakiem zainteresowania. Teraz jednak, może w wyniku zmiany mojego nastawienia, a może i tego, że wszyscy ludzie są tak naprawdę w środku wrażliwi i skorzy do pomocy (tylko trzeba to umiejętnie z nich 'wyciągnąć’ :) pomoc otrzymuję od wielu ludzi. )
To są tylko takie moje małe przemyślenia i zdaję sobie sprawy, że swoim nastawieniem Polski nie zwojuję, proces 'otwierania się’ ludzi jest zazwyczaj długotrwałym, ale powoli, powoli patrząc na takich ludzi jak Ty, Alex i wielu innych pojawia się jakiś promyczek nadziei w tunelu. Być może z czasem zmieni się mentalność wielu ludzi i zwyczajnie przestaniemy trząść się na myśl o odrzuceniu czy wyśmianiu swojej prośby. Serdecznie pozdrawiam, Mimi :)
Witam Wszystkich :)
Z prośbą o pomoc sama miałam spore problemy – i nadal zdarza mi się samą siebie blokować. Zauważyłam jednak, że prośba o pomoc lub radę jest wskazówką dla drugiej osoby, że doceniamy jej dotychczasowe osiągnięcia, liczymy się z jej zdaniem, wyróżniamy ją. Taka osoba zwyczajnie czuje się potrzebna. Wychodząc z takiego założenia, znacznie łatwiej jest mi zwrócić się do kogoś o wsparcie… Trzeba tylko zwrócić uwagę na bardzo cienką linię między pomocą a perfidnym wykorzystaniem – zarówno w przypadku osoby proszącej, jak i tą pomoc udzielającej. Krótko mówiąc: proszę o pomoc, ale nie wykorzystuję i pomagam, ale nie daje się wykorzystywać :)
Pozdrawiam :)
Witam :)
Czytam o proszeniu o pomoc i poprzedni post – o zwracaniu się do Ciebie, Alex, o radę, i przychodzi mi jedno tylko skojarzenie:
to trochę jak z chodzeniem do lekarza. Póki się nie umiera, to nie ma po co, „bo jeszcze się nie umiera”, a później nie ma po co, „bo to już i tak nic nie da” albo „na coś trzeba umrzeć”. Może wiele osób hołduje takiemu właśnie przekonaniu?
Zawsze jeszcze jest opcja: „mam czas, będę na emeryturze, to się będę badać”.
Myślę, że największe opory mamy w kontaktach z „wyższymi” ludźmi, tj. bogatszymi, o wyższym statusie społecznym, inteligentniejszymi itd. Wydaje nam się, że jest to wręcz inny gatunek, który z racji swej wyższości nie będzie zainteresowany naszymi „śmiesznymi problemikami” i wykorzysta nas „malutkich”, jako tło do pokazania jacy są wspaniali. Z mojego doświadczenia wiem, że ludzie „wyżsi” ode mnie nie potrzebują udowadniać, ani mi, a tym bardziej sobie tej wyższości (oboje doskonale o tym wiemy :)). A jeśli spotkam się z osobą, która wykorzystuję swoją wyższą pozycję do naśmiewania się ze mnie, to jest mi jej po prostu żal. Po takim zachowaniu bardzo łatwo odkryć, że jest to bardzo zakompleksiona i zastraszona istotka, która jest wysoka, ale tylko poniżając innych.
Natomiast wiem, że czasami ludzie są po prostu zmęczeni, brak im czasu, albo po ludzku im się nic nie chce i mają pełne prawo, żeby odmówić pomocy.
Katwer
Spodobało mi się Twoje stwierdzenie: „Póki się nie umiera, to nie ma po co, “bo jeszcze się nie umiera”, a później nie ma po co, “bo to już i tak nic nie da” ”
Pozwolisz, że wykorzystam od czasu do czasu?
Agnieszka D
Piszesz: „Wydaje nam się, że jest to wręcz inny gatunek, który z racji swej wyższości nie będzie zainteresowany naszymi „śmiesznymi problemikami” i wykorzysta nas „malutkich”, jako tło do pokazania jacy są wspaniali. ”
Niestety często tak jest i jest to rezultat pseudofeudalnego wychowania, które wciąż jeszcze pokutuje w Polsce. Całe szczęście, że to powoli się zmienia.
Słusznie zauważasz: „A jeśli spotkam się z osobą, która wykorzystuję swoją wyższą pozycję do naśmiewania się ze mnie, to jest mi jej po prostu żal. Po takim zachowaniu bardzo łatwo odkryć, że jest to bardzo zakompleksiona i zastraszona istotka, która jest wysoka, ale tylko poniżając innych.”
Mamy mnóstwo takich „wyższych” (ale czym) w telewizji i życiu publicznym, wystarczy trochę się rozejrzeć :-) I nie ma co wpadać w kompleksy!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex