W komentarzach do postu „Kop studnię …. „ wywiązała się ciekawa dyskusja na temat sensowności uczenie się różnych rzeczy niejako „na zapas”.
Temat kształcenia się jest tylko jednym z aspektów tego kopania studni, niemniej na tyle istotnym, że pozwolą sobie na przedstawienie tutaj mojego osobistego zdania na ten temat.
Generalnie wyróżniam następujące sytuacje wyjściowe (mówimy teraz o ludziach dorosłych), które po kolei omówię (każdą przerabiałem też osobiście):
- nie masz nic, brak Ci środków do życia lub jesteś na czyimś utrzymaniu. W takiej nieprzyjemnej sytuacji najważniejsze jest postawienie się na nogi i to możliwie jak najszybciej. Jeżeli jesteś w miarę zdrowym na ciele i duszy człowiekiem, to powinieneś skoncentrować się na nabyciu takich umiejętności, które pozwolą Ci na znalezienie zajęcia, z którego będziesz mógł się utrzymać. Nawet jeśli jesteś w pozornie wygodnej sytuacji, iż ktoś (rodzice, partner, opieka społeczna) przejmuje nakłady związane z Twoją egzystencją, to kontynuowanie jej ponad absolutnie konieczne minimum będzie kosztowało Cię bardzo wiele. Ta cena zaczyna się od powolnej utraty poczucia własnej wartości i szacunku dla samego siebie, poprzez bardzo niekorzystne zmiany w psychice aż po „mentalne sflaczenie” Twojego umysłu. Takich przykładów widziałem na przestrzeni lat bardzo wiele i odradzam kroczenia tą ścieżką, tym bardziej, że im dłużej na niej pozostajesz, tym trudniej wskoczyć na tę prowadzącą do sukcesu w życiu. Sam kiedyś też tak dryfowałem, więc wiem jak to jest….
- masz zajęcie umożliwiające Ci w miarę normalne funkcjonowanie w społeczeństwie i zdolność utrzymania się. W takim przypadku wręcz zalecam, aby oprócz normalnego dalszego doskonalenia się w tym, co robimy eksperymentować z różnymi innymi dziedzinami, śmiało mogą to być rzeczy kompletnie nie związane z naszą działalnością zawodową, nawet takie, przy których trudno nam sobie wyobrazić ich zastosowanie w zarabianiu pieniędzy. Jeśli będziemy zdobywać taką wiedzę i umiejętności konsekwentnie, a przy tym pozostaniemy otwartymi i sympatycznymi ludźmi, to prędzej, czy później może nadarzyć się okazja wykorzystania ich. Tak było wielokrotnie w moim życiu, jak też paru osób, które dłużej znam. Jeśli przykłady „zwykłych śmiertelników” nie są dla kogoś wystarczające, to może np. przeczytać, jak Steve Jobbs porzucając studia z czystej ciekawości uczył się kaligrafii i co z tego wynikło 10 lat później.
Jako ciekawostkę mogę Wam powiedzieć że ostatnio między innymi interesuję się pewnymi aspektami zachowania cząsteczek elementarnych i subelementarnych – bardzo pasuje to do profilu mojej działalności, nieprawdaż? :-) - trzeci przypadek jest szczególny. Trafiłeś na tzw. „anioła biznesu” i umówiłeś się z nim, co do działań, które w rezultacie katapultują Cię o parę poziomów w życiu. Jeśli w tej umowie było zdobycie przez Ciebie jakiś kluczowych umiejętności bądź wiedzy, to ich uzyskanie musi być Twoim absolutnym priorytetem. I ile umowa nie stanowi inaczej, to nic innego nie jest tak ważne!! To powinno być zrozumiałe samo przez się, niemniej praktyka wykazuje, że wiele osób ma w sobie jakieś programy samodestrukcji, powodujące niewiarygodne wręcz marnowanie kolosalnych szans życiowych. „Aniołowie” są wśród nas, więc trafiając na takiego nie popełniajcie tego rodzaju błędów. Pewne szanse mogą się rzeczywiście nie powtórzyć!
Tyle mojego punktu widzenia. Zapraszam Was do podzielenia się Waszymi obserwacjami i spostrzeżeniami i jak zwykle przypominam „use your judgement” :-)
A jeśli ktoś jest zainteresowany obejrzeniem Steve’a Jobsa wygłaszającego to przemówienie – jest na YouTube: http://youtube.com/watch?v=D1R-jKKp3NA
Pozdrawiam
Marcin
Dziękuję za link. O tym przemówieniu jako takim pisałem już jakieś półtora roku temu w tym poście
Jest ono i dziś warte obejrzenia, tutaj powołuję się tylko na mały jego fragment z pierwszej części, jako ilustrację pewnego zjawiska
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!
Życie jest na tyle złożone, że prawie zawsze da się znaleźć jakieś sensowne zastosowanie do posiadanej, różnorodnej wiedzy. Ale nie tylko o zastosowania tu chodzi.
Sam „płodozmian” w myśleniu może być wartościowy z punktu widzenia ogólnego rozwoju sposobu myślenia. Może także pozwolić nam lepiej wykorzystywać czas. Dla przykładu, jeśli jesteśmy znużeni rozwiązywaniem zadań matematycznych, to doskonałym przerywnikiem może być nie bezczynność, lecz sięgnięcie po coś zupełnie odmiennego np. literaturę humanistyczną.
Pozdrawiam serdecznie,
Tomek
Witam!
Alex, czytam blog od dłuższego czasu i chylę czoła! Uczę studentów marketingu i polecam im Twój blog jako lekturę obowiązkową!
Co do Twoich obserwacji w tym poście – całkowicie się zgadzam. Sam jestem w drugiej kategorii i cały czas staram się szukać inspiracji w czasem dziwnych miejscach (pisałeś zresztą we wcześniejszych postach o specjalistach i generalistach – reprezentuję raczej drugą grupę)
Przy okazji chciałbym polecić strony konferencji TED, które doskonale wpisują się w to, o czym piszesz. Konferencja TED odbywa się co roku w Monterey w USA, trwa 4 dni i składa się z około 50 wystąpień ludzi – specjalistów z bardzo różnych obszarów. Obok specjalistów od marketingu pojawia się filozof, obok designerów – twórca słowników. Po prezentacji specjalisty od systemów edukacyjnych wychodzi na scenę facet, który opowiada o przyszłości wszechświata. Zasada jest jedna – każdy ma jedynie 20 minut. To gwarantuje utrzymanie wysokiego stopnia koncentracji prezentujących i słuchaczy. Od tego roku prezentacje są publikowane i dostępne dla wszystkich na http://www.ted.com.
Mimo dość ryzykownej formuły, konferencja przyciąga ludzi bardzo wysokiego poziomu, którzy szukają inspiracji i możliwości wymiany opinii z ludźmi o całkowicie innej specjalizacji. Skład gości i prezentujących budzi respekt i przekonuje mnie, że idea bycia generalistą i szukania doświadczeń w różnych miejscach – ma sens.
Pozdrawiam,
Bartek
Alex pisze: „Trafiłeś na tzw. 'anioła biznesu’ i umówiłeś się z nim, co do działań, które w rezultacie katapultują Cię o parę poziomów w życiu.”
Kiedyś zasłyszałem następującą myśl związaną – ku przestrodze początkującym aniołom biznesu:
„Gdy facet z pieniędzmi spotka się z facetem z doświadczeniem, ten pierwszy wzbogaca swoje doświadczenie, a ten drugi swoje konto.”
I jeszcze jedno. Mam nadzieję, że wszystkie „aspekty zachowania cząsteczek elementarnych i subelementarnych”, któymi się interesujesz są przyzwoite. :-)
Tomasz
O zaletach szeroko rozumianego „płodozmianu” napiszę wkrótce. Mam na to niezłe przykłady z własnego życia :-)
Bartek
Witaj na naszym blogu :-)
Blog jako lektura obowiązkowa! :-) Może zamiast tego zrobić tylko gorące polecenie? :-) :-)
A tak poważnie, to dziękuję za wspieranie mnie przy rozpowszechnianiu pożytecznych (jak myślę :-)) bodźców do przemyśleń.
TED mam w moim czytniku, choć przyznam że bardzo dawno już tam nie zaglądałem.
TesTeq
Weź pod uwagę, że są „aniołowie”, którzy zajmują się też ludźmi, którzy nie mają nic oprócz dużego potencjału.
Przyzwoitość zachowań to czysto ludzka kategoria, cząstki mają to gdzieś :-) :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jedna drobnostka:
Stev’owi chodziło o typografię (naukę o krojach czcionek) a nie kaligrafię (sztukę pięknego pisania odręcznego).
:)
Pozdrawiam,
Szymon
Szymon
Oparłem się na transkrypcji z tej strony Universytetu Stanford do której linkuję. A tam stoi jak byk: „I decided to take a calligraphy class to learn how to do this. I learned about serif and san serif typefaces, about varying the amount of space between different letter combinations, about what makes great typography great.”
„calligraphy” to w moim zrozumieniu (i słownika też :-)) „kaligrafia”. To, że w ramach tego kursu kaligrafii najwyraźniej uczyli też typografii, to inna historia :-)
Pozdrawiam
Alex
Chcailem nawiazac do tych dwoch ostatnich tematow. Jak ja zrozumialem to „kopanie studni” jest nabywaniem na zapas konkretnych umiejetnosci, bo jest szansa ich wykorzystanie w przewidywalnej przyszlosci. Tak jak twoj przyklad z pania od nieruchomosci. Ale co chcialem napisac, ze istnieje grozba „nietrafionej inwestycji” i zaangazowanie sie w danym kierunku grozi przeooczeniem okazji pojawiajacej sie z innej strony.
Przypomina mi sie reklama IBM’a ktora widzialem pare lat temu (okolo roku 2000) w fachowym magazynie. Na jednej stronie byl wizerunek CD i tekst: „Ucz sie juz teraz programowac w Java, bo za rok lub dwa bedzie zapotrzebowanie tylko na programistow znajacych ten jezyk”. Na drugiej stronie byl z kolei wizerunek okraglego hamburgera (tzn. kotleta) wielkoscia i ksztaltem podobnym do CD’ka z poprzedniej strony, i napis (tak samo wygladajacy jak ten z poprzedniej strony): „Jak nie chcesz, to oczywiscier bedzie tez zapotrzebowanie na inne zawody” – sugerujac „przewracanie kotletow” w fast food-ach.
Siedem lat minelo, i Java rynku nie zdominowala – kto nie „wykopal tej studnu” z pragnienia nie zginal, a wrecz moze nawet znalazl inne, ciekawsze kierunki rozwoju.
Drugi temat jest juz troche inny. Uczenie sie rzeczy niepotrzebnych ja osobiscie nie traktuje jako nabywanie pewnych umiejetnosci, ktorych wykorzystanie moze mi przyniesc wymierne korzysci, ale czysto jako gimnastyke umyslowa. Dzieki temu uczenie sie konkretnych „zawodowych” rzeczy przychodzi latwiej i szybciej. Chwale sobie szesc lat studiowania na wydziale Elektrycznym Politechniki Wroclawskiej, bo choc ani minuty nie pracowalem w wyuczonym zawodzie, to te studia nauczyly mnie, jak sie uczyc. Taka gimnastyka umyslowa. Uwazam, ze wlasnie dzieki temu nie mam problemow z przestawianiem sie na rozne tory kariery zawodowej i bez wysilku moge wskoczyc w pojawiajace sie okazje.
Do tego dochodzi jeszcze jedna zasada, ktora przyjalem od „Znaczy kapitana”, ze jesli cos sie robi, to trzeba to robic „porzadnie”. I to jest wlasnie moja recepta na rozwoj: Nieustajaca gimnastyka umyslowa i „porzadnne wykonanie”. Moze jest to staroswieckie myslenie, ale mlody juz tez nie jestem ;-))).
Rysiu
Miło widzieć Cię ponownie na blogu :-)
Jak już wspomniałem w komentarzu do poprzedniego postu „kopanie studni” to nie tylko zdobywanie nowych umiejętności, lecz też kontaktów i różnych zasobów materialnych (pytanie do wszystkich: jak wyglądają Wasze studnie, gdybyście nagle stracili zdolność do pracy zarobkowej?)
Przy każdej inwestycji istnieje ryzyko jej nietrafienia, to samo dotyczy inwestycji w zdobycie nowych umiejętności. Jeśli ktoś chciałby zdobywać takie „niepotrzebne” kompetencje drogą wieloletnich studiów, to też poleciłbym mu zastanowienie się na ile pasują do jego koncepcji życiowej. Całe szczęście mamy dziś całkiem inne możliwości (np. internet) a Mr. Pareto odpowiednio zastosowany pozwala na ograniczenie nakładów do absolutnego minimum (przynajmniej na początku)
Przykład z reklamą jest interesujący, choć nie całkiem odpowiada temu, co piszę w poście. Nie chodzi mi o naśladowanie różnych „owczych pędów” lub reklamy koncernów, lecz o podążanie za własną ciekawością. Chcemy przecież robić w przyszłości rzeczy, które nas interesują! Często możemy nabywać wartościowe umiejętności „przy okazji”. Weźmy na przykład to forum modelarskie, które z zupełnie innych pobudek powołałem do życia ładnych parę lat temu. Byłem wtedy (abstrahując od normalnego użytkowania) internetowym ignorantem. W tym roku na wiosnę jeden z moich klientów w branży mediowej zwrócił się do mnie z prośbą o przeszkolenie teamu sprzedażowego branży nowych mediów (internet). Szkolenie zakończyło się sukcesem a kilku doświadczonych uczestników zameldowało ich przełożonemu, że był to najlepszy trening w ich całej karierze zawodowej. Łatwo zgadnąć skąd wzięły się moje specyficzne kompetencje branżowe i znajomość zarówno realiów jak i języka :-) I takich przykładów mógłbym przytoczyć mnóstwo – stąd moje zalecenie z tego postu.
Piszesz też: „I to jest wlasnie moja recepta na rozwoj: Nieustajaca gimnastyka umyslowa i “porzadnne wykonanie””
Pod tym punktem podpisuję się w 100%
Serdeczne pozdrowienia K2K (z Kanarów do Kalifornii)
Alex
witaj Alex,
jest już trochę późno i być może dlatego jednej rzeczy nie rozumiem: z jakiego powodu wśród sytuacji wyjściowych do uczenia sie „na zapas” nie ująłeś sytuacji, kiedy ktoś specjalnie uczy się, bo tak sobie zaplanował. Tzn. wiem, że coś mi dzisiaj do niczego nie jest potrzebne, ale robię to licząc (wiedząc?) że się przyda. Planowanie, choćby zwinne, brzmi bardziej pociągająco niż spontaniczne uczenie się „bo tak”. Kiedyś zresztą o pisałeś o potrzebie planowania: http://alexba.eu/2007-05-10/rozwoj-kariera-praca/pobudka/
Wtedy (w maju) w komentarzach napisałem między innymi: „Obecnie kończę pewien specjalistyczny kurs, o którym wiedziałem, że jest zapotrzebowanie na umiejętności które tam zdobywam. Jeżeli dobrze pójdzie to 1/4 kosztów kilkumiesięcznego kursu, za który znów płaciłem sam, zwróci mi się w jeden weekend!!!”. Powiem tylko, że pół roku później rzeczywistość okazuje się być znacząco lepsza od planów :-)
Tak więc jeszcze raz: „na zapas” może (powinno?) być zaplanowane dla osiągnięcia najlepszych rezultatów.
Pozdrawiam,
Szymon
Szymon
Ten post powstał jako mój głos w dyskusji do poprzedniego, która zaczęła się mniej więcej tutaj
Uczenie się nowych rzeczy jako część konkretnego planu jest sprawą oczywistą, o której, jak słusznie zauważyłeś, już rozmawialiśmy.
Tam razem chodziło o nieco inną sprawę, taką jak zdobywanie nowych umiejętności bez konkretnego „master plan” do czego mają one być przydatne. To jest zupełnie inna „para kaloszy” i dlatego tak dokładnie napisałem powyżej, kiedy ma ona sens, a kiedy może być bardzo szkodliwa.
Nie zmienia to ważności planowania dla najlepszego osiągnięcia tych wyników, które sobie wyobrażamy. Z drugiej strony takie próbowanie bez planu i założeń doprowadziło w moim ( nie tylko) życiu do wyników, które mi wcześniej nie przyszły do głowy :-) Dlatego lubię tak eksperymentować :-)
Czy wystarczająco jasno się wyraziłem?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Gratuluję „ponadplanowej” rzeczywistości :-)
„Tam razem chodziło o nieco inną sprawę, taką jak zdobywanie nowych umiejętności bez konkretnego “master plan” do czego mają one być przydatne.”
Sklaniam sie w kierunku teori chaosu i nieprzewidywalnosci biegu wypadkow. Zycie biegnie tak dziwnymi sciezkami, ze sam sie dziwie, jak to sie wszystko zgrabnie niekiedy uklada. Dlatego „uczenie na zapas rzeczy niepotrzebnych” oprocz „gimnastyki” moze przyniesc niespodziewane korzysci z zupelnie innej strony.
Jak pisalem, po nabyciu duzej dozy wiedzy teoretycznej w branzy elektrycznej nie mialem mozliwosci korzystac z niej przez prawie 20 lat. Az kiedys pieknego dnia zabralem sie za rozgryzanie modelarskiego silniczka bezszczotkowego – Alex, wiesz o czym pisze, bo sam utopiles pare lat w tym samym temacie ;-))). Teoria i wiedza nabyta w calach zawodowych zaowocowala w moimm hobby. Na pewno tego 20 lat temu nie przewidywalem.
Pozdrowienia z K2K (Kaliforni do Kanarow) ;-)
Rysiu
Napisałeś: „bo sam utopiles pare lat w tym samym temacie”
Słowo „utopić” nie bardzo mi w tym kontekście pasuje. Powiedzmy że przez pewien czas byłem hobbystycznie samozwańczym managerem pewnego Amatorskiego Niskobudżetowego Rozproszonego Projektu Badawczego który trochę przyczynił się do zrewolucjonizowania pewnego hobby :-) Bardzo ciekawe doświadczenie pracy z tak różnymi ochotnikami. No ale to inna historia.
Teraz widzę że w kwestii uczenia się na zapas generalnie podzielasz mój punkt widzenia, po pierwszym komentarzu odniosłem nieco inne wrażenie.
Pozdrawiam K2K
Alex
Bardzo zaintrygował mnie tytuł postu. Pierwsze skojarzenie: uczenie się rzeczy niepotrzebnych to przecież oczywista strata czasu. Drugie skojarzenie: nabywanie umiejetności – temat żywotnie mnie interesujący. Alex czy zgodzisz się ze mną, że po prostu istnieje kanon przydatnych umiejętności.
Roma
Co dokładnie masz na myśli mówiąc „kanon przydatnych umiejętności”?
Czy nie zależy to od kontekstu?
pozdrawiam
Alex
Jestem matką trojga dzieci i bazując na doświadczeniu swojego dzieciństwa, ale również starając się bacznie rozpoznać dzisiejsze realia wiem, że dzieci muszą być wyposażone m.in w umiejetność: pływania, żeglowania (zdobycie patentu), jazdy na nartach, języków, radzenia sobie w sytuacjach stresowych (ok. z tym survivalem to raczej bym nie przesadzała), umiejetność dokonywania wyborów (bardzo pomocny tutaj był post o zasadzie Pareto), gry na instrumencie… trąci to myszką i budzi refleksje o pensji Panny „Ktoś-tam”, gdzie uczono dobrych manier o! właśnie -maniery, savoir-vivre, ale życie to weryfikuje. Stąd moje pytanie o podstwowe umiejetności.
Zgadzam się, że kontekst może być różny…ale najpierw jest baza.
Do RysiuM:
To, że czegoś nie widać, nie jest dowodem, że tego nie ma ;-)
Przed rokiem 2000 musiałem gęsto tłumaczyć zarówno lajkonikom jaki profeszonalystom, że JAVA to nie blink-blink banery na stronach www. A nawet teraz wielu uważa, że to rodzaj gier na komórki.
JAVA w tym kontekście to stdunia na bardzo dobrej wodnej żyle ;-)
Jest na planecie IT miejsce dl tych co znają tylko JAVĘ i dla tych co o jej nie widzą. A co dopiero w Galaktyce wszelkich ludzkich działań.
Podany przez Ciebie przykład to IMHO wręcz pycha IBM. Aczkolwiek zwróć uwagę, że nie była rada na życie, lecz kampania rekrutacyjna. Bardzo zuchwała – a u Ciebie przekroczyła wręcz próg bezczelności ;-)
Do Roma:
Nie będę licytował liczby dzieci :-P. Po prostu je mam.
Nie zgadzam się, że istnieje jakiś kanon podstawowych umiejętności które każdy powinien posiąść. Dla każdego człowieka jest on inny. Co potrzebne jednemu, czy nawet 99.99 % populacji może się okazać zupełnie zbędne innej osobie.
Patent żeglarski … Cóż … Dziadek uczył mojego promotora kosić kosą – bo dzięki temu przeżył obóz koncentracyjny. Powiadał, że każdy mężczyzna musi to umieć. Znam dzięki temu profesora matematyki z taką dziwną umiejętnością. Takich bardzo ekstremalnych przypadków można wyliczać setki.
Kanon umiejętności niezbędnych do przeżycia mamy wbudowany w instynkt. Cała reszta to zwykłe dostosowywanie się, albo uleganie konformizmowi. Nie praktykuj tego na swoich dzieciach. Spójrz gdzie mają swoje talenty. Nauka przyjdzie wtedy im łatwiej i sprawi im wielką radość.
BTW: A wiesz, że jakby rozpędzić musze gówno do prędkości światła to będzie ono cięższe od słonia ? ;-)
Roma
Teraz rozumiem co masz na myśli i generalnie zgadzam się z Tobą. Opisane przez Ciebie umiejętności powinny być uczone w szkole podstawowej, sęk w tym, że wielu nauczycieli nie posiada odpowiednich kompetencji, o całym represyjno-indoktrynującym systemie polskiego szkolnictwa nie wspominając. Tak więc jako odpowiedzialny rodzic zapewne tez zadbałbym o nabycie przez dzieci umiejętności wspomnianych przez Ciebie, choć koniecznie dołożyłbym do tego umiejętności socjalne takie jak nawiązywanie dobrego kontaktu z innymi ludźmi, słuchanie, dawanie i odbieranie feedbacku (o tym ostatnim właśnie piszę post), rozwiązywanie konfliktów i oczywiście szeroko rozumiana sprawność językowa. Oprócz tego dał bym im możliwość zapoznania się z wieloma stylami życia i zawodami, tak, aby mogły świadomie wybierać.
PS: żeglarstwo, zwłaszcza krążownicze (niekoniecznie z patentem) to bardzo dobry pomysł. Sam spędziłem w sumie ok 2 lata mojego życia mieszkając na jachcie na Florydzie i za nic nie zrezygnowałbym z wyniesionych z tego doświadczeń. Tak trzymać!! :-)
Marcunio
Piszesz: „Kanon umiejętności niezbędnych do przeżycia mamy wbudowany w instynkt.”
To prawda, z tym że większości wypowiadających się na tym blogu nie chodzi o zwykłe przeżycie. Poleganie na tym „instynktownym kanonie przeżycia” to dobra droga do ograniczenia się do roli maszynki do zarabiania i wydawania pieniędzy, powielania się i spłacania przez 30 lat kredytu na mieszkanie w blokach. Jest parę osób, które chcą od życia więcej i do tego pewna gama umiejętności przydaje się bardzo.
PS: Używanie na tym blogu wyrażeń typu „gówno” nie jest mile widziane i będę Ci zobowiązany, jeśli na przyszłość będziesz tego unikał
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „dawanie i odbieranie feedbacku (o tym ostatnim właśnie piszę post)”
Koniecznie napisz, że feedback tak naprawdę powinien być feedforwardem (wymyślił to chyba Marshall Goldsmith) – czyli nie piętnowaniem przeszłości, ale wykorzystywaniem przeszłości do kształtowania przyszłości.
Witam Alex
Niedawno odbyłam szkolenie przez siebie wybranego tematu, a mianowicie podstawy inwestowania na giełdzie. Było to szkolenie które wybrałam na „zapas” bo na dzień dzisiejszy ma sie nijak do tego co robie w firmie. Pytanie jest czy wybierać wariant szkoleń które mają uskutecznic nasze działania w firmie czy też patrzeć przez pryzmat tego co „będzie”. Oczywistym jest że firma preferuje szkolenia które maja wnieść wartość dodaną Tu i teraz, na daną chwile, inny przypadek jest poprostu stratą dla pracodawcy.
pozdrawiam
Ania Olear (ana) Says: „Oczywistym jest że firma preferuje szkolenia które maja wnieść wartość dodaną Tu i teraz, na daną chwile, inny przypadek jest poprostu stratą dla pracodawcy.”
W przypadku Google nie jest to takie oczywiste, ponieważ pracownik ma prawo poświęcać 20% czasu pracy na projekty nie związane z obowiązkami służbowymi ani nawet z Google.
TesTeq
Z jakich źródeł masz taką informację?
Dotyczy to wszystkich pracowników Google, czy też tylko wybranych grup, bądź lokacji?
Mgliście przypominam sobie, że czytałem gdzieś latem post w amerykańskim internecie, gdzie nie wyglądało to tak różowo
Pozdrawiam
Alex
PS: Post o odbieraniu feedbacku tworzy się z dużymi przerwami (calma canaria :-))
Nigdy nie pracowałem w Google. To są oficjalne stwierdzenia rekrutacyjne (dotyczące kadry inżynierskiej):
„We offer our engineers „20-percent time” so that they’re free to work on what they’re really passionate about. Google News, Google Suggest, AdSense for Content and Orkut are among the many products of this perk.” – ze strony http://www.google.com/support/jobs/bin/static.py?page=about.html&about=eng
„I love what I do (I work for Google’s Partner Solutions Organization, writing internal programs and tools to help better manage our partner relationships–check out our job listings), but Google’s „20 percent time” recently came in handy. The 20 percent time is a well-known part of our philosophy here, enabling engineers to spend one day a week working on projects that aren’t necessarily in our job descriptions. You can use the time to develop something new, or if you see something that’s broken, you can use the time to fix it. And this is how I recently worked up a new feature for Google Reader.” – z oficjalnego blogu firmy ( http://googleblog.blogspot.com/2006/05/googles-20-percent-time-in-action.html )
TesTeq
Dziękuję za źródło.
Pozdrawiam
Alex
Biję się w pierś i przepraszam za niestosowne słownictwo. Imaginuj Waćpan, długo zastanawiałem się nad zastąpieniem problematycznego słowa całą muchą. ;-) Zdecydowałem się jednak na zachowanie „Potem’owego” kontekstu. Mea maxima culpa. Już nie będę.
Prawda jest taka, że ten tekst działa i powoduje zainteresowanie młodzieży szczególną teorią względności. Dołożyłem go jako przystawkę o zachęcaniu dzieci do zdobywania „zbędnej” wiedzy.
Do Alex:
Piszesz : […]Poleganie na tym “instynktownym kanonie przeżycia” to dobra droga do ograniczenia się do roli maszynki do zarabiania i wydawania pieniędzy, powielania się i spłacania przez 30 lat kredytu na mieszkanie w blokach.[…]
Sprowadzenie się na poziom „Czeskiego Snu” [Ręka w górę kto widział ten film …] ma niewiele wspólnego z posiadanymi umiejętnościami. Widzę i znam wiele osób o przeróżnym poziomie wykształcenia i kultury a także o posiadające lub nie zdolności i umiejętności interpersonalne, czy nawet ekonomiczne. Ich status jest różny.
Kupowanie brzydkich i drogich „aktywów w nieruchomościach”, „samochodów klasy średniej”, wkręcanie się w wir kredytów i wyścigi szczurów, czy „zwiedzanie świata” wprost z katalogu to zachowania konformistyczne. Ludzie najczęściej tak robią, bowiem inni od nich tego oczekują.
A czy tak trudno zauważyć, że kolejne stopnie edukacji służą bardzo często li tylko wstępowaniu na kolejne ?
A ja zupełnie nie o tym chciałem pisać.
Chciałem zwrócić Wszą uwagę, że czym innym jest uczenie się i zdobywanie nowych umiejętności, a czym innym jest zmuszanie do tego innych – w szczególności swoich dzieci. Próba stworzenia „kanonu umiejętności podstawowych” spowoduje, że nasze dzieci de facto nauczą się konformizmu. Zapewne stworzą potem taki kanon swoim dzieciom. Czy o to nam chodzi? Czy naprawdę jesteśmy przekonani jak będzie wyglądał świat naszych dzieci ? A ich dzieci ?
Marcunio
Co konkretnie proponujesz w poruszonym przez Ceibie wątku przymuszania dzieci do naku? Jakimi działaniami chcesz to zastąpić ?
pozdrawiam, Artur
Marcunio
Stworzenie kanonu umiejętności podstawowych nie musi oznaczać przymuszania kogokolwiek do ich opanowywania. Z dziećmi i młodzieżą czasem jest tak, że wystarczy skonfrontować je z ciekawymi zagadnieniami i stworzyć możliwości ich eksploracji a same zaczną je zgłębiać. Do tego istotne jest jakim wzorcem jakości życia jesteś dla nich, bo jeśli atrakcyjnym, to jest duża szansa że będą naśladować Twoje nastawienie np. do dalszego kształcenia się. To przecież nie ma nic wspólnego z konformizmem.
pozdrawiam serdecznie
Alex
Odnosnie google:
Nie jest tak, ze kazdy z 20% korzysta, podobno nawet nie tak duzo (to moze zalezec od dzialu). Projekt musi jakos byc powiazany z Google, moze byc z innej dzialki (ktos z AdSense robi Gmail), moze rozwiazywac istniejacy problem, etc (np. wewnetrzne szkolenie). Z tego co robi sie w 20% jest sie rozliczanym, a w ogole uzgadnia sie to z swoim przelozonym.
Na podstawie ustnej relacji z Dublina.
ps. Google woli specjalizacje – „2. It’s best to do one thing really, really well.”
Pozdrawiam,
Krzysiek
Krzysztof
Dziękuję za informację. To mniej więcej pokrywa się z tym co sam kiedyś czytałem i rozprasza pewne mity na ten temat. Zresztą na stronie Stanford University jest podcast z kimś z Google, który też zahacza o ten temat.
Jeśli chodzi o Twój PS to moją dewizą byłoby „it is best to do on thing really well, and a lot of others pretty well too”. Inaczej łatwo możemy stać się albo niewolnikiem tego, co robimy.
Pozdrawiam wszystkich
Alex
PS. Wybaczcie chwilowe „lajtowe” postowanie, jeszcze dziś pełnie rolę kierowcy i przewodnika po wnętrzu Gran Canarii a to oznacza ok 6 godzin jazdy na drugim biegu i ciągłego kręcenia kierownicą :-) Po takim dniu człowiek nie bardo ma weną twórczą. Poprawią się wkrótce :-)
Witajcie,
Powracam do lektury bloga po przerwie spowodowanej dużą ilością obowiązków oraz kopaniem kilku studni, jak również uczeniu się kilku „niepotrzebnych” rzeczy… Patrzę… i widzę Ciekawe posty ;) Przeczytałem wszystko łącznie z megaciekawymi dyskusjami komentatorów i jestem bogatszy o garść Waszej wiedzy i Waszych doświadczeń. Alex: lektura Twojego bloga to jedna z moich studni!
Jak łatwo się domyślić jestem wielkim zwolennikiem takiego „niezobowiązującego” uczenia się… ktoś by powiedział na zapas, choć nie urywajmy niesie to również pewne zagrożenia.
Padł tutaj dobry przykład JAVY. Technologia ta wyprzedziła nieco swój czas i właściwie dopiero teraz w okresie wysypu urządzeń mobilnych jest na nią ogromne zapotrzebowanie (przenośny kod itd.) a osoby poruszające się w tym temacie nie mogą narzekać na brak zajęć. Tak więc kampania IBMa była zgoła trafna, choć nieco przerysowana ;)
Wracając do meritum… Podczas kopania swoich nowych studni często trafiam na nowe pasjonujące tematy do zgłębiania (jaka trafna gra słów :) Staję wtedy przed dylematem co robić dalej czy kopać głębiej czy rozpoczynać nowy „odwiert” na polu tej nowej „pasji”?
Zastanawia mnie jak to jest w Waszym przypadku?
Pozdrawiam
p.s Alex czy przypadkiem w okolicy gdzie jesteś nie wybuchł wulkan?
p.p.s W tak zwanym międzyczasie pochłonąłem dwie ciekawe książki, które gorąco polecam: „Pan raczy żartować Panie Feynman” oraz „Traveler” obie zaliczył bym do kanonu pozycji obowiązkowych, nawiązujących poniekąd do tematów poruszanych na Tym blogu.
Wojciech Szywalski Says: „Podczas kopania swoich nowych studni często trafiam na nowe pasjonujące tematy do zgłębiania (jaka trafna gra słów). Staję wtedy przed dylematem co robić dalej czy kopać głębiej czy rozpoczynać nowy 'odwiert’ na polu tej nowej 'pasji’?”
Najbardziej ekscytujące jest, gdy dwa aktywne odwierty (wyrobiska) w którymś momencie łączą się w jeden korytarz, na końcu którego połyskuje żyła złota!
Alex:
Primo: Ludzie lubią być konsekwentni. Stworzenie „kanonu” spowoduje jego „wdrażanie”. Pokusa jest zbyt wielka – w szczególności do własnych dzieci. Czy wszyscy tutaj zdajemy sobie z tego sprawę ?
Secundo: Zdolność i chęć uczenia sie mamy w instynkcie. Masz rację, że szczególnie u dzieci które z początku bazując na nim będą z wielką radością uczyć się wszystkiego. W szczególności od nas – od osób które najbardziej na świecie kochają i szanują.
Tertio: Zazwyczaj obcujemy z ludźmi którzy dzielą się z nami obowiązkami. Czy potraficie odnaleźć wśród swoich znajomych z którymi przebywacie, pracujecie i rozmawiacie niemal codziennie, a którzy posiadali by zupełne inne umiejętności i mieli totalnie inny światopogląd od was? To rzadkość, a nasze dzieci wcale takimi osobami być nie muszą.
Stąd mój wniosek: Pokusa aby zrobić ze swoich dzieci własne kopie jest zbyt silna. Wspomnę jeszcze toksycznym kompleksie uczynienia z dzieci tego, czym NAM się NIE udało stać. Osobom których nie znam radzę nie tworzyć „kanonu”. Ryzyko zmarnowania niezauważonych talentów i zniszczenia dzieciństwa naszych dzieci jest zbyt wielkie.
Artur:
Proponuję – bardzo dobre słowo, bowiem to rodzice sami podejmują decyzję. :-)
Proponuję pokazywać możliwości jakie daje nam życie. Ukazać różnorodność świata i wielorakość rozwiązań. Potem pozwolić wybrać samemu. Pozwolić na popełnianie błędów. Wkalkulować porażki. Pomagać, radzić, zachęcać, ale nie robić nic zamiast naszych dzieci i do niczego ich nie zmuszać.
Człowiek uczy się przez całe życie. Nie ma potrzeby aby wszystkiego nauczyć się w dzieciństwie.
P.S.
Gdzie się nie obejrzę, tam konsultant SAP ;-)
TesTeq: Ładnie to ująłeś ;)
Marcunio: Nie mam dzieci (Sam niedawno byłem dzieckiem i chyba wciąż mi wiele z tego zostało ;) ale to co mówisz brzmi rozsądnie ;)
Wojciech
Dziękuję za miłe słowa :-)
W tej okolicy wybuchło wiele wulkanów (właśnie dziś odwiedzałem parę pozostałości), niemniej było to już baaaardzo dawno temu :-)
Marcunio
ad primo: tak jest zawsze, kiedy mamy do czynienia z czymś skutecznym – zawsze jest ryzyko niewłaściwego użycia.
ad secundo: zgadzam się z Tobą i nie widzę w tym żadnego problemu
ad tertio: tutaj proszę wytłumacz mo dokładnie co chcesz przez to powiedzieć!
Piszesz jeszcze: „Wspomnę jeszcze toksycznym kompleksie uczynienia z dzieci tego, czym NAM się NIE udało stać”. To się niestety zdarza, tylko co ma wspólnego z tematem o którym rozmawiamy?
Bardzo podobało mi się to, co napisałeś Arturowi: „Człowiek uczy się przez całe życie. Nie ma potrzeby aby wszystkiego nauczyć się w dzieciństwie.” :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
Marcunio,
Na początek w temacie PS.
To całkiem naturalne, na serwisie sdn.sap.com jest nas prawie milion :)
I mam jeszcze mała wątpliwość, czy dobrze zrozumiałem co rozumiesz przez zmuszanie dzieci do nauki. W jakim wieku są dzieci o których piszesz ?
A może myślimy o zupełnie innych tematach ?
Bo ja początkowo odbierałem Twój komentarz jako propozycję wyeliminowania nauczania początkowego dla maluchów. Teraz zgaduję, że chodzi o trochę starszą młodzież.
pozdrawiam, Artur
Arturze:
„W jakim wieku są dzieci o których piszesz ?”
Piszę o dzieciach w każdym wieku. Jeśli interesuje Cię w jakim wieku są moje dzieci, to mam dzieci w wieku od 0 do 11 lat.
„odbierałem Twój komentarz jako propozycję wyeliminowania nauczania początkowego dla maluchów”
Nie jestem przeciwnikiem edukacji w ogóle ani nauczania początkowego w szczególności. Jestem przeciwnikiem „systemów nauczania” i „kanonów obowiązkowych” i tym podobnych zjawisk.
Alex:
(Wybacz mocne wyrwanie cytaty z kontekstu.) „tylko co ma wspólnego z tematem o którym rozmawiamy”
Masz rację: mocno odjechałem. Już mój pierwszy post był odpowiedzią na post nie na temat, a potem było coraz gorzej. Na swoje usprawiedliwienie mam, że próbowałem ochronić wasze dzieci przed opracowaniem przez was „kanonu” ;-)
„Ad tertio” – przeczytałem własne słowa i zauważyłem błąd gramatyczny, który zepsuł sens. Chciałem powiedzieć, że przebywając wśród ludzi do nas podobnych możemy doznać przekonania, że bycie podobnym do nas jest gwarancją „sukcesu” i na odwrót. Nasze dzieci wcale nie muszą być do nas podobne, ani żyć w podobny sposób i również wieść owocne i szczęśliwe życie pełne sukcesów.
P.S. Mechanika kwantowa (w starej nomenklaturze) ma wiele wspólnego z kręgiem Twoich zainteresowań. Nie jestem zaskoczony tym tematem u Ciebie. Wszak informatyka kwantowa lekko burzy informatykę klasyczną. ;-) Dla mnie miodzio.
Marcunio
Nie ma potrzeby przepraszania za odejście od tematu :-) Już kiedyś pisałem, że ten blog jest miejscem swobodnej dyskusji a nie naukowego opracowania jakiegoś tematu. Zapytałem o związek z tematem głównym, bo go nie widziałem, aczkolwiek nie wykluczałem że może jakiś istnieć.
Ad tertio – ktoś kiedyś mądrze powiedział: „nie wychowujcie dzieci na swoje podobieństwo, bo będą one żyły w zupełnie innych czasach”. Co oczywiście nie przeszkadza, iż parę umiejętności miękkich i twardych przydaje się w każdej epoce.
Pozdrawiam serdecznie
Alex