Dziś zajmiemy się problemem, który obserwuję w wielu bliższych kontaktach z ludźmi w różnym wieku. Niestety często prowadzi on do rozluźnienia relacji z różnymi ciekawymi znajomymi i utraty atrakcyjnych sposobności życiowych, a to w obliczu sporej konkurencji, którą mamy dookoła nie jest dobre.
Na czym ten problem polega? Z grubsza na takim postępowaniu, jakby prawdziwe było twierdzenie
Niedobór czegoś, nazwijmy to „X”, w naszym życiu plus odpowiednia ilość pretensji i narzekań w stosunku do osoby „odpowiedzialnej” prowadzi do dostatku tegoż „X”. Pod „X” możecie podstawić co chcecie :-) :-) :-)
O ile potrafię zrozumieć taką postawę u części starszego pokolenia, mentalnie żyjącą jeszcze w minionej epoce, o tyle zadziwia mnie, kiedy widzę ją u inteligentnych i sympatycznych młodych ludzi. Może ktoś rzeczywiście miał rodziców, którzy jeśli się ich odpowiedni „nacisnęło” dostarczali wszystko, co dana osoba zechciała, może ktoś sporo czasu spędził w gronie słabych jednostek swojej grupy wiekowej, gdzie przez pretensje można było „wycisnąć” z danej osoby pożądane zachowanie?
Niezależnie od pochodzenia takiego przekonania, w kontaktach z niezależnymi, silnymi ludźmi jest ono bardzo kontraproduktywne i prowadzi do w najlepszym przypadku do odstawienia nas na „boczny tor” lub wręcz urwania kontaktu. Teraz zapewne wielu z Was powie „ja tak na pewno nie robię!”, niemniej gorąco polecam bliższe przyjrzenie się swoim wypowiedziom w sytuacji niedoboru czegokolwiek. Znam trochę inteligentnych i na co dzień sympatycznych ludzi, którym od czasu do czasu zdarzają się takie napady pretensji, akurat w sytuacjach, kiedy narobią one najwięcej szkody (prawo Murphy’ego)
Przyjrzyjmy się następującym przykładom:
Osoby A i B są w bliskiej relacji ze sobą, niestety z różnych powodów niekoniecznie zależnych od obojga jest to związek na odległość. Dodatkowo A ma chwilowo mnóstwo spraw na głowie i z trudnością znajduje czas i energię nawet na rozmowy telefoniczne. B podczas każdej z tych rozmów przez większość czasu zbolałym lub pełnym pretensji głosem skarży się A, jak bardzo doskwiera mu/jej brak bliższego kontaktu. Czy to dla bardzo zajętego A będzie motywacją, aby częściej się spotykać/dzwonić, czy wręcz odwrotnie?
Sytuacja, która wydarzyła się stosunkowo niedawno – Ze względu na poważną chorobę bliskiej mi osoby byłem mentalnie pochłonięty tą kwestią i nie miałem głowy, aby zajmować się problemami nieznanych mi Czytelników. Ktoś, kogo nie znam nawet z komentarzy napisał mi obszerny mail z prośbą o radę, którym naprawdę nie miałem kiedy się zająć (jestem też tylko człowiekiem). Potem napisał mail z pretensjami, dlaczego nie raczyłem odpowiedzieć na ten pierwszy!!!! A było to wtedy, kiedy moja Mama balansowała na krawędzi życia i śmierci!! Jak myślicie, jaki rezultat spowodowała ta druga wiadomość?
Takich przykładów można przytoczyć więcej i na pewno opiszecie kilka własnych :-)
Jak już wspomniałem powyżej, ważnym jest, aby uświadomić sobie, czy czegoś takiego sami nie robimy i jeśli tak, to natychmiast zacząć działania naprawcze. To może być trudne, bo mówimy o rzeczach, które większość ludzi robi odruchowo nie zdając sobie z tego sprawy. Do tego są one często utrwalone przez dawne „sukcesy” w ich stosowaniu, więc wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że tą metodą budują sobie „szklany sufit” w relacjach z ciekawymi partnerami. Tym bardziej warto się temu przyjrzeć i jeśli macie takie zachowania, to je jak najszybciej zmienić!!
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Witajcie,
Dziwnym zbiegiem okoliczności moje myśli ostatnio biegły właśnie dokładnie wokół tego tematu, gdy przypominałem sobie stary post na blogu o typowych strategiach podrywania, gdzie Alex jako jedną z metod opisał metodę „na pretensje”.
Moim zdaniem problem wg mnie nie dotyczy tylko ciekawych sposobności życiowych, o których Alex pisze w poście, ale także zwykłej, codziennej jakości życia z innymi ludzmi.
Obserwując wiele znanych mi osób, doszedłem do wniosku, że bardzo często, gdy jacyś ludzie znają się już nieco dłużej i czują się ze sobą swobodnie (np. będąc w związkach), to właśnie metoda na pretensje staje się podstawowym środkiem, śmiało można rzec, wymuszania na drugiej stronie jakiś rzeczy. Zamiast zwyczajnie o coś w miły sposób poprosić, dając z jednej strony możliwość wykazania się dobrowolną pomocą, z drugiej zaś odmowy, to często słyszymy „znowu nie zrobiłeś czegoś tam”, „jak zwykle coś tam zrobiłeś”. Takie postawienie sprawy, w zasadzie stawia nas w sytuacji, gdzie każdy wybór jest zły (albo poczucie winy, że się czegoś nie zrobiło, albo uległość wraz z poczuciem zmanipulowania). Na marginesie dodam, że szczególnie podatne na tego typu są dzieci („ja tu ciężko pracuję na Ciebie, a Ty nie okazujesz mi wdzięczności przez swoje zachowanie” – zdanie killer dla dziecka).
To co dla mnie jest nieco przerażające, jest to, jak powszechne to jest zjawisko. Powiem więcej, widząc wiele takich przykładów wokół siebie, sam często łapię się, że nie jestem wolny od tego typu zachowań. A przecież wystarczy prosta zmiana sposobu komunikowania na bardziej pozytywny, żeby w radykalny sposób poprawić relacje z ludźmi wokół nas.
Jestem ciekaw, jak inni czytelnicy radzą sobie z tego typu sytuacjami.
Pozdrawiam
Maciek K.
Poruszony temat w poście bardzo mnie od pewnego czasu intryguje. Przesłanie jest dla mnie oczywiste, ale kiedyś takim nie było. Mimo, że intuicyjnie czułam, że zgłaszanie pretensji nie przynosi zbyt wiele korzyści, ślepo brnęłam dalej, nie mając wystarczającej w tym temacie wiedzy. Swoje, pełne rozżalenia i postulatów, domaganie się czegoś, tłumaczyłam wówczas źle pojętą otwartością lub myśleniem typu: „dziś nie poskutkowało, ale, jeśli nie będę narzekać, to tak, jakbym tolerowała niedoskonałość”. Pierwsza próba wyrażenia sprzeciwu, jak pamiętam, nie obracała się jeszcze na moją niekorzyść. Czasami nawet takie „zażalenie” skutkowało czymś pozytywnym. Nigdy jednak nie w takim stopniu, który by mnie zadowolił. Kolejne wyrażenie krytyki kończyło się jednak jedynie dużym zniechęceniem osoby, według mnie, odpowiedzialnej za moje niezadowolenie.
Takie posty na tym blogu jak: „Jakie masz prawo tego ode mnie wymagać” i „Czy wolisz 100% czegoś przeciętnego, czy 10% czegoś super?” są dla mnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie warto oznajmiać, że jest się z czegoś niezadowolonym i dlaczego lepiej być zadowolonym z tego, co się ma. I to, paradoksalnie, nie oznacza, że godzimy się na pełnienie roli ofiary, która bierze „co łaska”, bo, jak się okazuje, często, dostajemy więcej, niż nam się zamarzy. Może właśnie wtedy, gdy mniej marzymy, mniej chcemy, nie wymagamy… Gdy ktoś ode mnie czegoś wymaga, to ja jemu chętnie na to odpowiadam: „bujaj się!” :)
Nikt nie lubi być krytykowany. Pochwała i okazanie radości z zachowania, które jest przez nas oczekiwane (jak rybka będąca nagrodą dla orki w poście o podnoszeniu poprzeczki) są na pewno lepsze. Myślę sobie ostatnio jednak, że dobra relacja to właśnie taka, w której nie ma powodu do zgłaszania pretensji. A nawet, gdy czasami nasza przekorna natura znajdzie jakąś bolączkę i głośno ją zasygnalizuje, to, jeśli relacja jest zdrowa, otrzymamy zadowalającą odpowiedź i wówczas nasze narzekanie będzie dla nas jedynie lekcją pt. „jak czegoś nie robić”. Do tego jednak potrzeba tego kogoś dojrzalszego, kto, gdy szukamy „dziury w całym”, powie: „popukaj się w głowę i zobacz, co ty sobie robisz!”… Taka reakcja bywa zbawienna :).
Pozdrawiam,
Magda
Witajcie. Niestety jest to post strikte o mnie :/ Zwłaszcza, jak mi na kimś zależy/podoba mi się, to zaczynam zachowywać się jak rozwydrzona 3-latka. Masakra :) Ostatnio zauważyłam to i aż głupio mi się zrobiło. I tak nikogo do niczego nie zmuszę, jeśli ta osoba nie będzie mieć na to ochoty. Stare jak świat, ale jak to mówią „Do tanga trzeba dwojga” i tyczy się to większości relacji międzyludzkich. Trochę smutno, choć jeśli się nad tym zastanowić, to przecież sama nie chciałabym być motorem wszelkich działań i zachowań. Tylko ambicja (bądź coś innego, czego może nazwać nie umię) boli, dlaczego On mnie tak nie lubi/nie pożąda itd. jak ja Jego… Life is brutal, nie?
Ciekawy post. Tym niemniej stara madrosc ludowa mowi: tylko kolo ktore skrzypi dostanie smar.
I nie jest to madrosc ludowa polska a amerykanska.
Squeaky wheel gets the oil.
http://en.wikipedia.org/wiki/The_squeaky_wheel_gets_the_grease
Maciek K.
Podrywanie „na pretensje” i na „wyskamlanie” są dalekimi kuzynami tej nieszczęsnej taktyki :-)
Zgadzam się z Tobą, że dotyczy to też codziennej jakości zycia z innymi ludźmi, ja zwróciłem uwagę na bardzo poważne negatywne skutki dla naszego rozwoju.
Piszesz: „Obserwując wiele znanych mi osób, doszedłem do wniosku, że bardzo często, gdy jacyś ludzie znają się już nieco dłużej i czują się ze sobą swobodnie (np. będąc w związkach), to właśnie metoda na pretensje staje się podstawowym środkiem, śmiało można rzec, wymuszania na drugiej stronie jakiś rzeczy. „
Oczywiście, pisałem o tym w poście http://alexba.eu/2012-01-16/rozwoj-kariera-praca/nie-masz-prawa-prawie-do-niczego-cz-3/
Dalej „To co dla mnie jest nieco przerażające, jest to, jak powszechne to jest zjawisko. „
Spójrz na to pozytywnie :-) W takim otoczeniu bardzo łatwo jest się pozytywnie wyróżnić :-)
Dalej: „sam często łapię się, że nie jestem wolny od tego typu zachowań. „
To już jest pierwszy krok do zmiany, bo większość ludzi robi to bezwiednie. Dlatego właśnie napisałem ten post
Magdalena
Piszesz: „..są dla mnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie warto oznajmiać, że jest się z czegoś niezadowolonym i dlaczego lepiej być zadowolonym z tego, co się ma. I to, paradoksalnie, nie oznacza, że godzimy się na pełnienie roli ofiary, która bierze „co łaska”, bo, jak się okazuje, często, dostajemy więcej, niż nam się zamarzy. „
Byłbym ostrożny z takim stwierdzeniem. Nie chodzi mi o to aby wcale nie komunikować, że coś jest inaczej niż byśmy chcieli, lecz aby robić to w inny sposób i w innych proporcjach. Może napiszę na ten temat następny post.
Agnieszkowaaga
Jak już zauważasz u siebie takie postępowanie to bardzo wiele. Tym bardziej, że zdajesz sobie sprawę, że nie jest to dla Ciebie dobre. Teraz czas popróbować innego podejścia
Paweł
Piszesz: „Squeaky wheel gets the oil. „
Często stosujesz takie zmurszałe „mądrości ludowe” ?
Dziś mamy wiek XXI i wiele z tych staroci jest wręcz szkodliwe.
Dzisiejsza wersja cytowanej przez Ciebie powinna brzmieć „ Squeaky wheel will be discarded very soon”
Pozdrtawiam serdecznie
Alex
Ponieważ powtarza się to w kolejnym artykule, chciałbym nieśmiało zwrócić uwagę, że „kontraproduktywnie” to nie jest raczej słowo w języku polskim, tylko niezręczna kalka językowa z angielskiego/niemieckiego. Fakt, że w języku polskim brakuje jednego słowa oddającego ten sam sens, w takich sytuacjach sam często nieświadomie sięgam po angielskie słowo, ale mimo wszystko stylistycznie wolałbym choćby czytać, że coś „przynosi skutek odwrotny od zamierzonego”.
Alex,
Z ogromną ciekawością przeczytam post o tym, jak najlepiej sygnalizować poczucie niedoboru, tym bardziej, że przecież nie mamy prawa od nikogo niczego wymagać… Czy można to zrobić stosując jedynie pochwałę, czyli akcentować np. „jak dobrze było wczoraj”? Pamiętam post o feedback’u pozytywnym i negatywnym i przykładach na temat dzielenia się wrażeniami po wspólnym seksie. Ale to tylko informacja zwrotna, ale czy ona może zastąpić krytykę?
Pisząc komentarz, chciałam jedynie podkreślić, że bardziej pożyteczną rolę odgrywa skupienie się na tym, co dobre, niż na tym, co trochę kuleje. Nie miałam tu na uwadze trudnych problemów, które niby lepiej znosić w milczeniu. W żadnym razie! :) One i tak przecież, wcześniej, czy później, dadzą o sobie znać. Czasami jednak wyolbrzymiamy problem, sami siebie „źle nakręcamy”. Jeśli zauważam, na przykład, że moja przyjaciółka ostatnio częściej do mnie dzwoni, za to rzadziej pisze maile, to nie będę przecież zgłaszać o to pretensji, bo kiedyś pisała częściej. To byłoby absurdalne, a jednak takie „kwiaty” się zdarzają. I mnie się takie właśnie kiedyś zdarzały. Stąd też pewnie to moje wielkie zaciekawienie bieżącym tematem. :)
Pozdrawiam,
Magda
Myślę, że wiele osób stara się narzekaniem w stosunku do drugiej osoby wymusić na niej jakieś działanie czy zmianę postawy dlatego, że zna ten model postępowania już z dzieciństwa. Rodzice narzekają na dzieci, mężowie na żony, nauczyciele na uczniów, synowe na teściowe, pracodawcy na pracowników itp.Jesteśmy niejako przesiąknięci narzekaniem, bo otoczeni takimi osobami ze wszystkich stron. Wchodząc w dorosłość niejako przyjmujemy tę samą postawę wobec innych, uważamy, że to jest naturalne, niewiele osób zastanawia się nad tym czy ta metoda jest skuteczna…
@Alex:
Piszac post zwrocilem na ogolnoswiatowe podejscie do poruszonego przez Ciebie tematu.
Ty natomiast zaatakowales mnie „ad persona” wbrew temu co na tym blogu glosisz caly czas.
Rzeczowej odpowiedzi nie udzieliles. Zamiast tego zastosowales praktyke manipulacyjna porownania XXI wieku do przeszlosci aby uciszyc temat. Zawsze tak robisz?
Jarosław Rzeszótko
Dziękuję za zwrócenie mi uwagi. Zdaję sobie sprawę (i mój spell checker, ups!!! sprawdzacz pisowni ciągle mi o tym przypomina :-)) , że słowo kontraproduktywny nie znajduje się w oficjalnym, słowniku języka polskiego. Jest to jednak, w porównaniu do przedstawionej przez Ciebie poprawnej alternatywy bardzo ładne, i trafiające w sedno słówko (zwłaszcza w użyciu przymiotnikowym), dlatego pozwolę sobie go używać w razie potrzeby. W końcu nasz nieco niepasujący do aktualnej rzeczywistości i niezbyt precyzyjny język profituje z takich „importów”, a ja nie używam ich zbyt wiele (tak mi się przynajmniej wydaje :-))
Magdalena
Dziękuję za wyjaśnienie. Ten post napiszę wkrótce, teraz pracuję nad tekstem o tym, że wbrew powszechnemu mniemaniu pokolenie dwudziestolatków wcale nie ma „przechlapane” :-)
Pawel
Przykro mi, że moje pytanie: „Często stosujesz takie zmurszałe „mądrości ludowe” ? „ odebrałeś jako atak ad personam, bo w żadnym wypadku nie było to moja intencją.
Interesowało mnie po prostu, czy często w praktycznym życiu stosujesz takie stare, w moim odczuciu kompletnie nie pasujące do rzeczywistości „mądrości ludowe”. Może byśmy potem podyskutowali o rezultatach?
Dalej piszesz: „Rzeczowej odpowiedzi nie udzieliles. „
Proszę pokaż mi, gdzie w Twoim komentarzu było jakiekolwiek pytanie na które oczekiwałeś odpowiedzi.
Twoje stwierdzenie „Zamiast tego zastosowales praktyke manipulacyjna porownania XXI wieku do przeszlosci aby uciszyc temat. „ jest w tym kontekście dla mnie, nie gniewaj się, absurdalne bo:
1) jaki temat chciałbym uciszyć i dlaczego miałbym to robić???
2) na czym dokładnie polegała moja manipulacja?
Na wszelki wypadek jeszcze raz wyjaśniam co miałem na mysli pisząc: „Dziś mamy wiek XXI i wiele z tych staroci jest wręcz szkodliwe. Dzisiejsza wersja cytowanej przez Ciebie powinna brzmieć „ Squeaky wheel will be discarded very soon” „
Chodziło o to, że w społeczeństwie funkcjonuje wiele „mądrości ludowych” jak np. „pokorne ciele dwie krowy ssie” itp. które często powstały bardzo dawno temu i dziś kompletnie nie pasują do rzeczywistości, w której żyjemy, a przynajmniej do tej rzeczywistości, w której chcemy żyć dobrze.
W dzisiejszej dobrej, dynamicznej firmie, jeśli jesteś kołem, które permanentnie skrzypi to często zamiast smaru dostajesz wypowiedzenie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Magdalena
Napisałaś: >>Z ogromną ciekawością przeczytam post o tym, jak najlepiej sygnalizować poczucie niedoboru, tym bardziej, że przecież nie mamy prawa od nikogo niczego wymagać…<<<
Mogę Ci powiedzieć, co działa w moim małżeństwie.
Zamiast: "Ciągle Cię nie ma. W piątek nigdzie nie wychodzisz, wykluczone"; mówisz: "Stęskniłam się za Tobą kochanie, chciałabym, żebyśmy spędzili razem wieczór. Może w piątek wybierzemy się gdzieś razem?"
Zamiast: "Nic nie robisz w domu i wszystko jest na mojej głowie; dzisiaj masz posprzątać łazienkę"; mówisz: "Ale bałagan w tej łazience, aż mi nieprzyjemnie tam wchodzić, ale zupełnie nie mam siły/ochoty żeby się tym zająć…"
Zamiast: "Musisz mi pomóc. Masz tu listę, jedź teraz do sklepu i zrób zakupy na wieczór"; mówisz: "Nie dam rady zrobić dzisiaj zakupów. Możesz mi pomóc?"
Należy oczywiście być przygotowanym, że nie zawsze dostaniemy dokładnie to, sobie wyobrażaliśmy, np. zamiast wieczoru w piątek mąż zrobi niespodziankę i zorganizuje wyjazd na cały łykend, zamiast samemu sprzątnąć łazienkę zapłaci komuś, żeby sprzątnął cały dom, zamiast jechać do sklepu po zakupy zamówi je przez internet, itp. a czasem także odmówi pomocy, powie "nie dziś", "mi też nic się dziś nie chce", itd.
Jestem całym sercem za przekonaniem, że bardziej produktywnie jest widzieć szklankę do połowy pełną…Ale uważam też, że czasem warto zobaczyć, ze można ją jeszcze dopełnić. Roszczeniowa postawa to jedno, zgłaszanie, że „coś jest nie tak w relacji” i że brakuje mi pewnych elementów, które uważam za ważne – to coś całkiem innego i myślę sobie, że ważne jest to subtelne rozróżnienie…
W swojej pracy sama często spotykam się z ludźmi, którzy nie potrafią się uwolni od pretensji, co wynika z infantylnego przekonania ( chyba narosłego w nas dzięki bajkom – które mimo wszystko uważam za pożyteczne), że świat jest sprawiedliwy i powinniśmy dostać to na co zasługujemy. Pogodzenie się z faktem, że świat nie jest sprawiedliwy, to moim skromnym zdaniem pierwszy krok w dorosłe życie i wzięcie odpowiedzialności za siebie…
I mała wycieczka osobista: mam nadzieję, że to nie o mnie w tym poście…Bo i owszem napisałam sporego objętościowo maila z prośba o radę, i owszem jestem nieznana z komentarzy…i owszem napisałam drugiego maila, ale chyba nie było w nim nic, co można by odczytać jako pretensje o brak odzewu …Gdyby jednak – to byłam od tego bardzo, ale to bardzo daleka.
Pozdrawiam,
Elżbieta
Skoro już Jarosław poruszył ten temat, to przyznam , że mnie też razi słowo „kontraproduktywny”. Spotykane nie tylko na tym blogu, ale i na innych, zwykle Polaków na obczyźnie. Nie potrzebne jest aż tak rozbudowane i objaśniające wyrażenie, które zaproponował Jarosław, bo counterproductivy znaczy po prostu odwrotny (skutek), szkodliwe (działanie).
@Alex:
Nie ja odebralem, ale z formy pytania jest to oczywiste do odczytania, ze zostalo zadane ad persona a nie ogolnie.
Jak powiedzialem, zwrocilem uwage na przekonania, ktore sa obecne nie tylko w Polsce ale i na calym swiecie. Potwierdzone roznymi madrosciami ludowymi jak i codienna obserwacja (dziecko ktore glosniej placze dostanie jesc np). Powiedzenia zarowno o kole i smarze, jak i o pokornym cieleciu wyrazaja pewne strategie dzialania, ktor sa sprzeczne. Tym niemniej obie strategie dzialaja wystarczajaco czesto, aby wiekszosc spoleczenstwa kierujac sie takimi a nie innymi madrosciami (starymi czy nowymi nie ma znaczenia) nie przejmowala sie zastanawianiem, jak one na jakosc relacji wplywaja.
Jak napisalem, napisales ciekawego posta. Tym niemniej nalezy go skonfrontowac z tym jak funkcjonuje spoleczenstwo i dlaczego tak robi. Inaczej jest to puste narzekanie ze jest nie tak jak my chcemy. Pobozne zyczenia moze kazdy wyrazac, ale czy maja one praktyczne uzasadnienie?
W grupach, ktore to dostrzegaja i doceniaja, jak najbardziej zgadzam sie, ze poprawia to jakosc relacji. Ale tylko tam.
Pytasz jak Twoja odpowiedz miala uciszajaco i manipulacyjnie dzialac.
Sugerowanie ze zachowanie niezgodne z XXI wiekiem jest wsteczniactwem i kloci sie z duchem postepu jest uciszeniem i manipulacja.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Erystyka#Metody_erystyczne_.28wed.C5.82ug_Schopenhauera.29
Punkt 10.
Alex,
„Nie chodzi mi o to aby wcale nie komunikować, że coś jest inaczej niż byśmy chcieli, lecz aby robić to w inny sposób i w innych proporcjach. Może napiszę na ten temat następny post.”
Myślę, że głównie w tym tkwi źródło problemu – ludzie nie umieją inaczej, nie widzieli innych przykładów. Ten jedyny znany sposób jakoś „naturalnie”(?) wywodzi się z dzieciństwa i pewnie co najmniej kilka razy w życiu się sprawdził, więc ludzie pogłębiają tą taktykę (czyli więcej i intensywniej narzekają).
Chętnie przeczytam post o tym, jak skutecznie i bez narzekania komunikować swoje potrzeby.
Olga.
Witajcie,
Ja powiem tak, przez długie lata nie potrafiłam poradzić sobie z problemem wymusznia na mnie okreslonych zachowań.Bałam się przeciwstawić, prosto w twarz powiedzić , że coś mi się nie podoba.Kiedy nieraz nieśmiło dawałam znac , że coś mi nie pasuje natrafiałam na mur milczenia, a ja bardzo bałam się milczenia,to była dla mnie straszna kara.Kiedy dotarłam do takiego momentu krytycznego ,że nie widziłam już żadnych szans na zmianę zakończylam wieloletni związek.Odetchnełam, ale mam poczucie straty wielu lat które sie już nie wróca.Co myślicie o takiej sytuacji jak moja.
Witaj Alex, dziękuję za ten wspis mobilizujący do jasnej komunikacji:)
Myślę, że to w dużym stopniu nawyki językowe powodują, że wchodzimy w rolę narzekacza:)
Zamiast prosić żadamy.
Pozdrawiam serdecznie,
Alexie, Paweł może zareagował zbyt histerycznie, ale jest trochę prawdy w jego pretensjach. Ty masz rację zawsze, jak Chuck Norris :) Ty się argumentom komentujących nie kłaniasz :)
Elżbieta
Piszesz: „Jestem całym sercem za przekonaniem, że bardziej produktywnie jest widzieć szklankę do połowy pełną…Ale uważam też, że czasem warto zobaczyć, ze można ją jeszcze dopełnić. „
Mój post nie jest poświęcony temu zagadnieniu :-)
Tam chodzi nie o postrzeganie, tylko o sposób komunikowania, ze zwróceniem uwagi na bardzo częsty i poważny błąd.
Dalej: „Pogodzenie się z faktem, że świat nie jest sprawiedliwy, to moim skromnym zdaniem pierwszy krok w dorosłe życie i wzięcie odpowiedzialności za siebie… „
A co powiesz, jeśli Twoją wypowiedź zaczniemy od słów „Pogodzenie się z tym, że świat nic mi nie jest winien…”?
Wtedy podpiszę się pod tym w 100%
PS: Nie chodziło o Ciebie :-)
Katarzyna Skawran
Jak wspomniałem jestem świadom, że to słowo nie występuje w oficjalnej polszczyźnie, ale nie zabieraj mi prób wprowadzenia go :-)
Pawel
W drugim komentarzu napisałeś: „Ty natomiast zaatakowales mnie “ad persona” „ co sugeruje użycie tzw. argumentu ad personam (popatrz w Wikipedii), co byłoby rzeczywiście bardzo nieładne.
W ostatnim piszesz: „z formy pytania jest to oczywiste do odczytania, ze zostalo zadane ad persona a nie ogolnie. „ a z tego wynika, że nie chodzi o argumentację, tylko o zadanie pytania pod Twoim adresem, a nie ogólnie :-)
Jeśli chciałem z Tobą podyskutować, to chyba należało zadać pytanie Tobie, bo interesowała mnie Twoja odpowiedź.???
Piszesz: „Powiedzenia zarowno o kole i smarze, jak i o pokornym cieleciu wyrazaja pewne strategie dzialania, ktor sa sprzeczne. Tym niemniej obie strategie dzialaja wystarczajaco czesto, aby wiekszosc spoleczenstwa kierujac sie takimi a nie innymi madrosciami (starymi czy nowymi nie ma znaczenia) nie przejmowala sie zastanawianiem, jak one na jakosc relacji wplywaja. „
Ależ oczywiście, że większość ludzi nie przejmuje się tym i ….. dlatego żyje tak jak żyje. Ja osobiście wolę żyć lepiej i wiem, że przynajmniej cześć Czytelników tego blogu też. Dlatego też napisałem ten post i parę innych, a teraz piszę całą książkę o wartościowych relacjach.
Dalej: „Inaczej jest to puste narzekanie ze jest nie tak jak my chcemy. Pobozne zyczenia moze kazdy wyrazac, ale czy maja one praktyczne uzasadnienie? „
Jeśli odbierasz ten post jako puste narzekanie, to muszę z tym żyć. Całę szczęście, że przynajmniej dla kilu innych Czytelników ma on wartość poznawczą
Twierdzisz: „W grupach, ktore to dostrzegaja i doceniaja, jak najbardziej zgadzam sie, ze poprawia to jakosc relacji. Ale tylko tam. „
Na podstawie czego uważasz, że tylko tam?
Piszesz: „Sugerowanie ze zachowanie niezgodne z XXI wiekiem jest wsteczniactwem i kloci sie z duchem postepu jest uciszeniem i manipulacja. „
Ciekawe kto tutaj wkłada w usta partnera słowa, których ten drugi nigdy nie wypowiedział :-) Jak to nazwiemy?
Co do meritum, to w poprzednim komentarzu objaśniłem bardzo prosto o co mi chodziło.
Olga
Piszesz: „Myślę, że głównie w tym tkwi źródło problemu – ludzie nie umieją inaczej, nie widzieli innych przykładów. „
Naturalnie że tak :-)
Dalej: „Ten jedyny znany sposób jakoś “naturalnie”(?) wywodzi się z dzieciństwa i pewnie co najmniej kilka razy w życiu się sprawdził, więc ludzie pogłębiają tą taktykę „
Dodaj do tego zgubny wpływ polskiej telewizji i innych mediów.
Bogusia
Piszesz: „Kiedy dotarłam do takiego momentu krytycznego ,że nie widziłam już żadnych szans na zmianę zakończylam wieloletni związek.Odetchnełam, ….”
No to sprawę masz rozwiązaną, trzeba tylko uważać, aby nie wpakować się w podobną relację.
Dalej: „…mam poczucie straty wielu lat które sie już nie wróc „
W życiu ciągle coś tracimy, zdaje się to być nieodłącznym elementem naszej egzystencji. Im szybciej nauczysz się machać na to ręką i patrzeć do przodu, tym szybciej zaczniesz żyć pełną piersią tu i teraz. Czego Ci serdecznie życzę!!
Beata
Piszesz: „Zamiast prosić żadamy. „
To jest jedno, ja piszę o przypadku, kiedy nie mogąc żądać marudzimy i narzekamy :-)
Matt
Proszę rozwiń Twoje przemyslenia
Pozdrawiam
Alex
Co do szklanki, to można stwierdzić w akcie refleksji, że jest jeszcze miejsce na dolanie i:
– pójść po wódę, by to zrobić;
– nic z tym nie robić i pocieszać się, że przecież połowa jest pełna;
– wzruszyć ramionami uznając, że tak też jest pięknie i dobrze i czerpać prawdziwą radość;
– i można zacząć się żalić i frustrować, czemu ach czemu można jeszcze dolać i czemu ach czemu nikt nie dolewa…I w ogóle X-iński to powinien dolać, a on nie dolewa…oj nieszczęście…- i to jest ta opcja, w której ja odczytuję Twój post i stąd mi się ta szklanka powzięła…
Tak – jak najbardziej zgodzę się z Tobą, że lepiej brzmi: świat mi nie jest nic winien. To dobry przekaz. Myślę, że łatwiej się z nim idzie przez życie i świat. Bez obarczenia oczekiwaniami i frustracją z ich niespełnienia.
PS: Jako osobie, która czuje się odpowiedzialna za swoje komunikaty – ulżyło mi.
Pozdrawiam serdecznie,
Elżbieta
Witajcie!
Gorący dla mnie post. Mam przykład z dziś – z pracy. Współpracuję w biurze z koleżanką, z którą się lubimy, ale która ma nawyk właśnie stosowania „technik interpesonalnych” z epoki moich rodziców /moi rodziciele tak uparcie je stosowali, że jeżdżę do rodzinnego domu raz na dwa lata…/
Chyba najbardziej przeszkadza mi jej opryskliwość, którą często lekceważyłam dla świętego spokoju w pracy. Wczoraj właśnie podczas sprzeczki o to, że ma za dużo obowiązków, że w pracy jest bałagan etc. /fakt, mamy nerwową atmosferę, bo jesteśmy na etapie fuzji z inną firmą/, co próbowałam rozmyć humorem i zbagatelizować, rzuciła mi kilka nieprzyjemnych słów, które mnie zabolały – były chyba poza granicą zwykłej przyzwoitości.
Po jakimś czasie zapytałam, czy ona się do mnie nie odzywa, bo na to wygląda, na co odpowiedziała że „nie, dlaczego” – po czym nadal dawała mi do zrozumienia, że wszystko wokół jej się nie podoba.
Następnie oskarżyła mnie, że dosłownie „nakłamałam” naszemu klientowi, że ona czegoś nie zrobiła..-tu już zaczęłam się zastanawiać, czy ona jest przy zrowych zmysłach..To jakiś absurd, tym bardziej że oprócz niej, nikt nie ma problemu, a ja nie jestem osobą, która kłamie.Po co?
W związku z tym, że na jej oskarżycielsko-pretensjonalny sposób zachowania nie umiem zareagować, a polemika z jej argumentami wydaje mi się poniżej mojego poziomu, przestałam się do niej odzywać – zresztą ona to milczenie i ignorowanie mojej osoby zapoczątkowała.
Dziś był drugi dzień tej ciszy..W końcu stwierdziła, że jej się nie podoba wytworzona przeze mnie atmosfera, źle się jej pracuje i czy ja dalej mam zamiar DOSŁOWNIE „dąsać się i mieć muchy w nosie”.
W pierwszej chwili myślałam, że mi się to śni..Stwierdziłam, że jednak nie i odpowiedziałam, ze nie mam ochoty z nią rozmawiać. Nie mogłam inaczej, bo kieruje mną do tej niechęć do tej osoby. Na co ona stwierdziła, że mam zmienić miejsce siedzenia, bo ona nie życzy sobie dosłownie „jak tak siedzę obok niej nafumfiona..”. Potem znając moje życie prywatne nieco, rzuciła złośliwie, żebym sobie poszła jeszcze na jedno jakieś szkolenie /to odnośnie moich warsztatów rozwojowych, na których bywam czasami/..Zbywałam jej dogadywania i kąśliwości milczeniem albo potakiwaniem typu „dobrze, dobrze”, bo boję się takich nieprzewidywalnych osób – wszystko to robiła na forum w biurze, nie chciałam scen..
Mam teraz na szczęście kilka dni urlopu..przemyślę jak to rozwiązać, może mi coś doradzicie? Wiem, że źle jest że zachowuję się ucieczkowo i nie jestem nawet w stanie na nią patrzeć, kiedy do mnie się zwraca, ale pzrekroczyła gdzieś moje granice i nie mam z nią ochoty wchodzić w taki kontakt, jaki miałyśmy do tej pory.
Może mi coś poradzicie?
Bardzo często przy takich ocenach, których efektem są pretensje zauważam odwoływanie się do kategorii moralnych a nie praktycznych, życiowych. Kiedy dana osoba sama nie dotrzyma terminu, może powołać się na błąd w ocenie potrzebnego czasu, ale kiedy druga strona nie dotrzyma terminu, pojawią się pretensje z zarzutami niesłowności, nieuczciwości, lenistwa itp.
Takie samo zachowanie, odmienne oceny.
Pozdrawiam, Artur
W temacie:
http://natemat.pl/50677,grupa-hatak-atakowana-za-brak-polskich-napisow-do-house-of-cards-jestesmy-ludzmi-nie-robotami
„Ci, którzy oglądają go w wersji pirackiej chętnie korzystają z darmowych napisów popularnej Grupy Hatak. Jej członkowie są tymczasem atakowani przez część internautów za to, że w dwa tygodnie od premiery nie przygotowali całego tłumaczenia.”
:)
Magda Lena,
Dziękuję za te kreatywne podpowiedzi. Na pewno niektóre z nich wykorzystam, gdy będzie trzeba :)
Propozycja zamiany marudzenia na: „Ale bałagan w tej łazience, aż mi nieprzyjemnie tam wchodzić, ale zupełnie nie mam siły/ochoty żeby się tym zająć…” wydaje mi się jednak zbyt delikatna. W odpowiedzi możemy otrzymać: „Ależ kochanie, a dlaczego chcesz to robić akurat dzisiaj? Odpocznij sobie”. Można, co prawda, na to odpowiedzieć: „miałam nadzieję, że zrobi to jakaś niewidzialna ręka”, ale znów pojawia się niebezpieczeństwo, że w odpowiedzi dostaniemy podobnie błyskotliwy żarcik. I nic poza tym. :)
Pozdrawiam,
Magda
Znalezione w sieci:
The Professor began his class by holding up a glass with some water in it. He held it up for all to see & asked the students “How much do you think this glass weighs?”
’50gms!’….. '100gms!’ …..’125gms’ …the students answered.
„I really don’t know unless I weigh it,” said the professor, „but, my question is:
What would happen if I held it up like this for a few minutes?”
'Nothing’ …..the students said.
'Ok what would happen if I held it up like this for an hour?’ the professor asked.
'Your arm would begin to ache’ said one of the student
„You’re right, now what would happen if I held it for a day?”
„Your arm could go numb; you might have severe muscle stress & paralysis & have to go to hospital for sure!”
Ventured another student & all the students laughed
„Very good.
But during all this, did the weight of the glass change?” Asked the professor.
'No’…. Was the answer.
„Then what caused the arm ache & the muscle stress?”
The students were puzzled.
„What should I do now to come out of pain?” asked professor again.
„Put the glass down!” said one of the students
„Exactly!” said the professor.
Life’s problems are something like this.
Hold it for a few minutes in your head & they seem OK.
Think of them for a long time & they begin to ache.
Hold it even longer & they begin to paralyze you. You will not be able to do anything.
@Magdalena
>ale znów pojawia się niebezpieczeństwo, że w odpowiedzi dostaniemy podobnie błyskotliwy żarcik
Ryzyko, że Twoje życzenie nie spełni się natychmiast jest zawsze, niezależnie jak je sformułujesz. Ja nie dyskutuję w takich sytuacjach – wolę nawet błyskotliwy żarcik niż urazę.
Poza tym wyobraź sobie, że jesteś po drugiej stronie. Uważasz, że jest wystarczająco czysto, albo po prostu chcesz odpocząć, a Twój partner kąśliwymi uwagami albo wręcz groźbami mobilizuje Cię do sprzątania? Poczułabyś przypływ motywacji do działania?
Zgadzam się z powyższym postem Magdaleny. Niestety, moim zdaniem, są takie sytuacje w życiu, że trzeba pomarudzić, ponarzekać żeby osiągnąć to co się chce, bo innej drogi nie ma.
Romana
Piszesz: „../moi rodziciele tak uparcie je stosowali, że jeżdżę do rodzinnego domu raz na dwa lata…/ ..”
Dokładnie takie same skutki powoduje stosowanie jej w stosunku do innych partnerów w życiu, dlatego warto przeanalizować siebie pod tym kątem i ewentualnie podjąć radykalne działania naprawcze.
Opisane przez Ciebie zachowanie tej koleżanki jest typowe dla osób, które mają zero samorefleksjii szukają przyczyn swoich niepowodzeń w świecie zewnętrznym.
Uwaga Panowie: Unikajcie jak ognia takich kobiet, nawet jeśli chodziłoby tylko o niezobowiązujący seks. W ostateczności naprawdę dobrze się zabezpieczcie :-)
Uwaga Panie: Unikajcie takich facetów nawet jeśli by chodziło tylko o niezobowiązujący seks – będzie miał kłopoty z potencją, to powie że to Ty nie jesteś wystarczająco atrakcyjna!!!
Artur
To, co opisujesz może być jednym z przejawów Powszechnego Błędu Przypisania, o którym kiedyś pisałem http://alexba.eu/2010-03-11/tematy-rozne/fundamentalny-blad-przypisania/
Maciej D.
Tez czytałem ten tekst, jest on przykładem (bardzo wyraźnym) zachowania, o którym dyskutujemy
Magdalena
W podanym przez Ciebie przykładzie komunikat nie jest wystarczająco jasny. Napisze o tym w obiecanym poście.
PS: Wolno mi wykorzystać ten przykład w książce?
MW
Dziękuję za ciekawą historyjkę, mimo iż w moim odczuciu nie dotyczy tematu naszej dyskusji. Jeśli się mylę to proszę oświeć mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
Nie wiem czy pytanie o zgodę na wykorzystanie przykładu było skierowane do mnie, nick mój (Magda Lena) bywa mylony z Magdaleną. Jeśli tak, o który przykład chodzi?
>>> W podanym przez Ciebie przykładzie komunikat nie jest wystarczająco jasny.
Skąd wiesz czy komunikat jest wystarczająco jasny, nie wiedząc, co jego Autor chciał przekazać?
Magda Lena
Zdaję sobie sprawę z różnicy nicków :-)
Mój komentarz i zapytanie dotyczył tekstu Magdaleny
http://alexba.eu/2013-02-13/szacunek-i-zaufanie-u-innych/niebezpieczne-przekonanie/#comment-113824
@Matt: Nie zgodze sie z Toba w obu punktach.
Po pierwsze: Nie zareagowalem histerycznie. Zareagowalem na sformulowanie, ktore bylo skierowane do mnie a nie ogolnie. Wbrew wskazowkom ustalonym przez niego samego.
Po drugie: Alex wystarcajaco czesto dowodzil na blogu ze „argumentom czytelnikow poklonic sie potrafi i cegos z nich nauczyc”. Gdyby bylo inaczej nie czytalbym jego bloga i nie probowalbym wogole z nim dyskutowac.
@Alex: Mysle ze mielismy nieprzyjemne nieporozumienie w komunikacji.
Mysle rowniez, ze w pewnym zakresie roznimy sie w pogladach. Uwazam jednak komunikacje blogowa, za zbyt ograniczona aby wyjasniac te roznice.
Alex,
Z przyjemnością poczytam w Twojej książce na temat tego, dlaczego komunikat: „miałam nadzieję, że zrobi to jakaś niewidzialna ręka” nie jest zbyt jasny. Pozwolę sobie próbnie odpowiedzieć. Dopóki nie pytamy/nie prosimy wprost, dopóty nie ma co liczyć na konkretną odpowiedź/pomoc. Czy to tak? (Ja czasami lubię coś zasygnalizować nie wprost, żeby ktoś nie poczuł się przeze mnie do czegoś zmuszany.)
Magda Lena,
Ryzyko chyba jest większe, że życzenie się nie spełni, gdy prosimy nie wprost.
Wyobraziłam sobie, jak sugerowałaś, że mój partner groźbą mobilizuje mnie do sprzątania i stwierdzam, że wolę bałagan. Na szczęście ostatnią groźbę słyszałam, gdy miałam naście lat. Szczęściara ze mnie, za to dawne groźby mocne były. Dziś, mając lat 41, jeszcze niestety pamiętam to napięcie.
Pozdrawiam,
Magda
Magda Lena,
Ryzyko chyba jest większe, że życzenie się nie spełni, gdy prosimy nie wprost.
Moim nadrzędnym życzeniem jest, żeby mój mąż nie miał poczucia, że wydaję mu polecenia (bo uważam, że nie mam do tego prawa).
Magda Lena,
Ja – Magdalena, Ty – Magda Lena :)
Mam podobne intencje: również nie chciałabym, żeby mój mąż miał takie poczucie. Nie wydaję poleceń. Prosić o coś jednak czasami trzeba. Sygnalizować niedobór natomiast to jeszcze inna kwestia, choć można to połączyć: poprosić, żeby coś odbywało się inaczej i wyjaśnić dlaczego :)
Nasunęła mi się myśl dotycząca wymagań – od innych i od siebie. „Nie mam prawa prawie do niczego”, czyli nie mam prawa wymagać prawie niczego od innych ludzi. Tak. Ale mam prawo a wręcz obowiązek wymagać od siebie. Więc jeśli coś mi nie pasuje (np. brudna łazienka, złe relacje z koleżanką z pracy itd.), to mam obowiązek wymagać od siebie jakiejś zmiany – albo więc akceptuję taki stan rzeczy (i nie narzekam), albo robię coś, by to zmienić (ale nie wymagam niczego od innych w formie narzekania). Ale na pewno nie mogę liczyć na to, że ta druga osoba odczyta mój żart, moją intencję między wierszami, domyśli się, że moje milczenie jest odpowiedzią na jej milczenie itd. A więc wszystko rozchodzi się o skuteczną komunikację, o komunikowanie innym (ale najpierw przede wszystkim sobie) swoich potrzeb.
Pozdrawiam serdecznie!
Góralka
I jeszcze mam pytanie do Magda Leny i Magdaleny – czy Wasi mężowie wiedzą o Waszych życzeniach? Czy wiedzą, że nie chcecie, by mieli poczucie, że się od nich czegoś wymaga? Czy kiedykolwiek powiedzieli Wam, że mają poczucie, że czegoś od nich wymagacie i im to nie pasuje? Magdalena, piszesz „żeby ktoś nie poczuł się przeze mnie zmuszany” – ja tu widzę ryzyko zbytniego wchodzenia w czyjeć poczucie, bo może ta osoba wcale takiego poczucia nie ma i wolałaby usłyszeć proste „posprzątaj dziś kochanie łazienkę”? Magda Lena, piszesz „ryzyko, że twoje życzenie nie spełni się natychmiast” – oczywiście żartuję w tej chwili, ale przychodzi mi tu na myśl złota rybka spełniająca nasze życzenia :) Według mnie to powinny być jasno wyrażone potrzeby, a nie przemycone delikatnie – żeby ktoś nie poczuł czegoś, czego my nie chcemy, żeby poczuł (tu celowo gmatwam) – życzenia.
Pozdrawiam!
Góralka
Góralka,
Dla jasności – nieposprzątana łazienka to przykład autorski Magda Leny, ja go tylko podchwyciłam i raczej teoretyzuję niż szukam rozwiązania. Teoretyzujmy więc dalej :)… Gdy mam taki pomysł, to nie mam problemu z powiedzeniem mężowi, że chętnie bym coś zmieniła i, jeśli wiem, to mówię, jakim sposobem chcę coś zmienić. Czasami nie chcę mówić, że coś mnie „boli”. Odkładam rozmowę na „lepszy moment” – celowo. Bo czasami lepiej coś przemyśleć, niż bez zastanowienia postulować.
W kwestii: domyślanie się a skuteczne komunikowanie – gdy „coś mi nie gra” i czuję sens powiedzenia o tym, to o tym mówię. W każdej relacji. Są jednak takie sytuacje, gdy tak naprawdę nie potrzebuję zmiany, mówię, bo chcę, żeby ktoś o czymś wiedział, ale moim celem nie jest otrzymanie rady/wsparcia. Nie oznacza to, że takiego wsparcia nie przyjmę. Nie oczekuję, ale nie jestem na to zamknięta. Samo zdanie: „wiesz, mam pewien pomysł, chciałabyś wiedzieć?” odbieram jako bardzo miłe. Tak samo miłe może być czasami udzielenie konsultacji bez zlecenia. Czasami. Nie zawsze. Czasami ktoś może wolałby usłyszeć: „posprzątaj łazienkę”. Ja bym nie wolała. Wolałabym usłyszeć to w formie pytania: „czy miałabyś czas i ochotę…?”, ale już nie pytania-sugestii, jaką to formę grzecznościową używa się w kontakcie z podwładnym: „czy mógłbym prosić o…?” :)
A co do „ryzyka”, że ktoś się nie domyśli – biorę je pod uwagę. Właśnie o to chodzi, żeby wiedzieć, czy ktoś raczy się domyślić, czy też nie. Obowiązku nie ma. „Podawanie siebie samego na tacy” – gdzieś to ostatnio wyczytałam i podoba mi się. Czy do takiego „podawania siebie na tacy”, gdy kogoś lubimy, nie mogłoby dołączyć zdanie: „czy tego właśnie oczekujesz ode mnie”? :) W przykładzie o brudnej łazience trudno jest się nie domyślić, że jednak niewidzialna ręka z nieba nie spadnie. Ale obowiązku domyślania się nie ma. :)
Pozdrawiam,
Magda
Bardzo ciekawy temat poruszyłeś, Alex – dziękuję.
Także dzięki Twoim wpisom pt. „Nie masz prawa (prawie) do niczego” zdecydowanie poprawiłem jakość swojej komunikacji – nie oczekuję od ludzi prawie niczego (w tym od swojej partnerki!), jednocześnie nie pozwalając innym, aby bezpodstawnie oczekiwali czegokolwiek ode mnie. To daje niesamowicie dużo komfortu psychicznego w codziennym działaniu!
Jeśli chodzi o strach przed reakcją drugiej strony na nasze pytanie „jakie masz prawo tego ode mnie oczekiwać?”, to ja stosuję w tym przypadku trzy zasady eksperymentowania. Pytam siebie „co się stanie?” jeśli odpowiem w taki sposób i… po prostu to sprawdzam, zadając takie pytanie. Takie postępowanie nie tylko pozwala wyjaśnić wiele sytuacji, ale również wprowadza ciekawe elementy do naszego życia (na wielu płaszczynach). :-)
Pozdrawiam serdecznie.
@obu MagdaLen:
Myślę, że skuteczność wspomnianej metody zależy od wrażliwości partnera – wrażliwości czysto, jakby to powiedzieć, językowej. Mój mąż na przykład jest typem robota, człowiekiem zwięzłym, praktycznym i prostym, wręcz przysłowiowo odpornym na wszelkie sugestie i zawoalowane prośby. Żyję z nim już trochę, wiem, że nie ma w tym złośliwości czy wyrachowania (takich samców, którzy całe życie udają, że nie rozumieją o co chodzi, też znam;). Jesteśmy bardzo niezależnymi, osobnymi ludźmi (to a’propos wydawania poleceń), ale, trywializując, sprzątać trzeba, i kiedyś, działając jak Magdalena, czekałam na ruch z jego strony całymi dniami, frustrując się coraz bardziej. Teraz po prostu mówię: „umyj gary”, a on mówi: „ok” albo „za godzinę, teraz coś robię” albo „nie chce mi się, sama se umyj”, wszystko tym samym, rzeczowym, neutralnym i pełnym szacunku tonem:D Taki tryb jest może niestandardowy, ale ma olbrzymią ilość zalet. Szczególnie w sytuacjach, które potencjalnie są źródłem większych konfliktów niż naczynia: ostatnio kolega mojego męża, fizyk, nie mógł uwierzyć, że ja czasem, jak mój mąż nie zareaguje w porę, po prostu siadam na kanapie i komunikuję „X, słuchaj, zamykaj komputer, teraz już zaraz potrzebuję przytulenia, bo uschnę, 5 minut dla żony”. Oszczędzam sobie godzin „a juz mnie nie kocha wcale”, a jemu zdziwienia z powodu nagłego niezrozumiałego wybuchu po godzinach marudzenia;)
Pozdrawiam,
ZL
glisssta,
Bardzo fajne podejście i normalny rodzaj komunikacji. Bez podchodów i obaw o to, co ktoś sobie pomyśli, bo w granicach działań, jakie opisałaś: domaganie się przytulenia, czy scedowanie zmywania to oczywiste i proste. Też tak robię i mój mąż też tak postępuje wobec mnie. W najgorszym razie usłyszy: „nie ma takiej opcji” i tyle.
Wdarło się jakieś nieporozumienie… Napisałaś: „działając jak Magdalena, czekałam na ruch z jego strony całymi dniami, frustrując się coraz bardziej.” W którym miejscu napisałam, że CZEKAM na czyjś ruch? Pisałam tylko o domyślaniu się, zaznaczając, że teoretyzuję. Zastanawianie się, czy współrozmówca sam „ruszy temat” nie ma nic wspólnego z czekaniem na czyjś ruch :)
Pozdrawiam,
Magda
Pawel
Piszesz: „Uwazam jednak komunikacje blogowa, za zbyt ograniczona aby wyjasniac te roznice. „
Jeśli tak uważasz, to znając mnie wiesz, ze nikogo tutaj nie zmuszam do dyskusji :-)
Dobrze że nie wszyscy uważają tak jak ty, bo byłby to bardzo monotonny blog :-)
Magdalena
Ja generalnie staram się mówić wprost. Przysłowiowy pies jest pogrzebany w tym jak to robimy
Góralka
Piszesz: „ na pewno nie mogę liczyć na to, że ta druga osoba odczyta mój żart, moją intencję między wierszami, domyśli się, że moje milczenie jest odpowiedzią na jej milczenie itd. „
Zgadzam się w 100%
Mateusz Pakulski
Piszesz: „…jednocześnie nie pozwalając innym, aby bezpodstawnie oczekiwali czegokolwiek ode mnie. „
Ten element jest bardzo ważny, zwłaszcza w naszym społeczeństwie, gdzie ciągle próbuje się nas wychować w mentalności niewolnika
Trzy zasady ( http://alexba.eu/2012-12-03/rozwoj-kariera-praca/3-zasady-eksperymentowania-dla-pokolenia-y-i-nie-tylko/ ) sprawdzają się i tutaj :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Drogi Alexie i Czytelnicy
Na swiecie jest kilka swiatow moze miliardy.
Alex jak i wielu z Was, zyje w swiecie wolnosci, pieniedzy, nieustalonych spotkan, projektow umowionych wczesniej, wakacji na wyspie co miesiac i klientow ktorzy sami sie cisna.
Reszta z Was przybija karte przy wejsciu i do 17 robi okreslone rzeczy.
Obie te grupy maja trudnosc w porozumieniu, Alex nie lubi jak mu przeszkadzac a galernicy oczekuja ze innni w godzinach pracy takich jak oni beda odpowiadac.
Gdbybym byl uszczypliwy powiedzialbym ze Alex gwiazdorzy :) Gdyby w coachingu byl kryzy odbieralby telefony i maile dzien w dzien ale nie musi wiec pokazuje pazurki i chroni kazda minute zycia. Kiedy juz Czytelnicy dobrniecie do wolnosci tez bedziecie tak postepowac.
Alex oczywiscie zapomina ze sam od czasu do czasu chce sie dodzwonic do znajomych bo wlasnie poczul samotnosc albo ze jest zezlony na sprzedawce stekow bo zle sie do niego odezwal albo dal zlego steka, nawet dzwoni do szefow i naglasnia w necie swoje zale. Jak sie nie jest galernikiem a biznes sie kreci poprostu mozna bardziej lekcewarzyc potrzeby i uczucia innych. Co wcale nie oznacza ze ktokolwiem moze od kogokolwiek rzadac odpowiedzi na maila. Alexowi poprostu latwo nie odpowiadac bo na steki kasa jest.
Gerwazy
Z ubolewaniem stwierdzam że:
– chyba nie umiesz czytać ze zrozumieniem
– albo przeczytałeś jakiś post gdzieś indziej i omyłkowo odpowiadasz tutaj :-)
Uśmiechnąłem się czytając szczególnie o rzeczach takich jak:
– nieustalone spotkania (ciekawe co to jest? :-)
– projekty umówione wcześniej – tak zazwyczaj jest, każdy projekt ma pewne fazy
– wakacji na wyspie co miesiac – na podstawie czego piszesz te „co miesiąc” i zakładasz że mam utaj wakacje?
– „Gdyby w coachingu byl kryzy odbieralby telefony i maile dzien w dzien ale nie musi wiec pokazuje pazurki „ – skąd wiesz, czy nie odbieram telefonów wszystkich ludzi, którym kiedyś dałem mój numer, niezależnie czy to klienci czy znajomi? Że nawet na Kanarach zdarza mi się o 2:20 w nocy radzić komuś, co ma zrobić następnego dnia z sytuacją w pracy?
Cała reszta nie wymaga chyba komentarza (łącznie z ortografią :-))
Wobec takich Twoich deficytów czuj się oficjalnie wyproszonym z tego blogu. Onet czeka..
Alex
Uwaga
Następny post nie jest obiecaną kontynuacją tego. Na nią musimy chwilkę poczekać
Pozdrawiam
Alex
@Góralka
>>>czy Wasi mężowie wiedzą o Waszych życzeniach? Czy wiedzą, że nie chcecie, by mieli poczucie, że się od nich czegoś wymaga? Czy kiedykolwiek powiedzieli Wam, że mają poczucie, że czegoś od nich wymagacie i im to nie pasuje?
Tak, oczywiście zdarzały nam się różnice zdań na temat wzajemnych wymagań, szczególnie na początku małżeństwa. Decyzję o ślubie podjęliśmy bardzo szybko i w zasadzie dopiero potem ustalaliśmy „warunki współpracy”. Teraz jestem przekonana, że mój mąż doskonale wie, że tak samo jak on, będę w tym małżeństwie tylko dopóki będzie dla mnie satysfakcjonujące. A ponieważ mnie kocha, chce żebym była szczęśliwa robi masę rzeczy, żeby tak było. W takim sensie z pewnością ma świadomość jakiś wymagań z mojej strony.
Ale rozmawialiśmy na ten temat i wie również, że ja też chcę żeby on był szczęśliwy i nie zmuszał się do rzeczy, których nie ma ochoty robić, . Wie, bo miał okazję wiele razy sprawdzić, że nawet jeśli mi odmówi, kiedy wprost o coś poproszę to nie będę miała z tego powodu focha. Mamy też zwyczaj dziękować sobie za masę rzeczy, które inni ludzie uznają w małżeństwie za obowiązek.
Przykład z łazienką może faktycznie brzmi nieco sztucznie, bo szczerze powiedziawszy nigdy żadnych konfliktów na tle sprzątania nie zanotowaliśmy, „robi się samo”. Mamy podobny próg bólu, jeśli chodzi o bałagan i dla żadnego z nas sprzątniecie mieszkania nie stanowi wielkiego problemu. Wspomniałam o tym, bo wiem, że wiele kobiet walczy o pomoc w domowych obowiązkach. Ale zdarzyło mi się takie rzeczy mówić w innych sytuacjach i wiele razy mój mąż sprawiał mi niespodziankę załatwiając sprawy, co do których nie sądziłam, że mógłby je załatwić.
@glisssta
Myślę, że sama źle bym się czuła, gdybym musiała mężowi wydawać takie polecenia. Czy robiłabym to sama czy musiała wyznaczyć kogoś do tej roboty nie zmieniłoby faktu, że to ja byłabym jedyną osobą odpowiedzialną za czyste talerze i kubki, a skoro mieszkam z kimś nie widzę potrzeby, żeby tak było.
>>>>ja czasem, jak mój mąż nie zareaguje w porę, po prostu siadam na kanapie i komunikuję “X, słuchaj, zamykaj komputer, teraz już zaraz potrzebuję przytulenia, bo uschnę, 5 minut dla żony”.
Jasne, przecież jeden z moich przykładów dotyczył dokładnie takiej sytuacji i pisałam w nim, że wprost mówię, że tęsknię, potrzebuję czasu razem itd. Ale to jest jednak innego rodzaju „polecenie” niż „posprzątaj łazienkę”.
@Magda Lena
@Magdalena
Dziękuję za wyjaśnienia :)
Hej Alex,
Czy tym czytelnikiem z postu jestem ja? :)
Pozdrawiam
Alexie,
Pozwolę się nie zgodzić z tezą wpisu. Otóż ostatnio miałem dwie takie sytuacje:
– Napisałem do kogoś, przez tydzień nie było odpowiedzi, napisałem jeszcze raz i okazało się, że moja pierwsza wiadomość została zakwalifikowana jako spam. Gdybym nie napisał drugi raz – nie dostałbym odpowiedzi nigdy.
– Obiecano mi odpowiedź „w ciągu miesiąca”, jednak miesiąc minął i nie było odpowiedzi. Napisałem ponaglenie i okazało się, że moja sprawa „się zgubiła”, bo ktoś omyłkowo oznaczył ją jako załatwioną.
Opisywany Czytelnik, który zwrócił się z prośbą o radę, mógł przypuszczać że wpadł do spamu, albo (nie znając ciebie dobrze) podejrzewać się o bałaganiarstwo i zapomnienie o jego prośbie.
Oczywiście, ważna jest forma ponaglenia, „dlaczego od tygodnia nie odpisujesz?” zostanie przyjęte dużo gorzej od „przepraszam, wysłałem wiadomość tydzień temu ale nie dostałem odpowiedzi. Chciałem się upewnić, że dotarła do Ciebie a nie zginęła gdzieś po drodze”
pozdrawiam,
Grzesiek Szuba
@Grzesiek Szuba
Alex nie twierdzi w tym wpisie, że nie powinno się wysyłać przypominających wiadomości. Jak już to pokazuje, jak takie przypomnienia nie powinny wyglądać.
Grzesiek Szuba
Zawsze możesz się nie zgodzić :-) ale najpierw przeczytaj uważnie co piszę :-)
Tak jak słusznie zauważył Łukasz O nie mam nic przeciwko sprawdzeniu, czy jakiś mój email dotarł, nie ma to nic wspólnego z narzekaniem i pretensjami. To tak jakbyś porównał miłą noc spędzoną z Twoją kobietą z gwałtem. Technicznie sedno sprawy to dość podobne czynności, a jednak mówimy o zupełnie różnych rzeczach, nieprawdaż?
Jeżeli pozwolisz, to zalecam przemyślenie postu
http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex, witajcie Czytelnicy,
U mnie ostatnio jest niedobór porad w duchu „pozytywnym” czyli „co robić – co działa” zamiast „czego nie robić – co nie działa”.
Sama nie wiem, skąd ten fenomen się bierze, że ludzie chętniej wytykają błędy zamiast wskazywać pozytywne przykłady? Może to kwestia stylu wychowania, według którego dorośli reagują (dyscyplinująco) gdy dziecko źle się zachowuje, podczas gdy dobre zachowania są pomijane milczeniem.
Przypuszczam, że wielu z nas taki wzorzec wyniosło ze swoich domów rodzinnych i w ten sposób reaguje też na innych ludzi. Czyli np. chętniej wyraża się żal i pretensje, że ktoś się długo nie odzywa, niż radość i wdzięczność, że ktoś szybko odpisał.
Pozdrawiam
Agnieszka
Czytając tego posta uśmiechnęłam się w duchu, bo postawa, którą Alex opisałeś na pewnym etapie mojego życia była mi bardzo bliska. Na szczęście był to etap późnej nastoletności, więc relatywnie wczesny (obyło się bez poważniejszych „strat” w relacjach z ludźmi). Na szczęście również kilka razy solidnie dostałam po tyłku w konsekwencji stosowania przytoczonej metody i były to „razy” na tyle dotkliwe, że gruntownie przemyślałam „opłacalność” owego podejścia.
Dziś łapię się na takiej postawie sporadycznie i coraz rzadziej. Za to wypracowałam sobie mniej więcej algorytm postępowania z pretensjująco-narzekającymi oraz z własną (jeszcze pojawiającą się niekiedy) możliwością pretensjo-narzekania. Miejscami łatwiej mi będzie wyjaśnić dość ogólne stwierdzenia na jakimś konkretnym przykładzie, przyjmijmy kazus niewystarczająco częstego kontaktu.
Jeśli ktoś wobec mnie postępuje „ jakby prawdziwe było twierdzenie Niedobór czegoś, nazwijmy to „X”, w naszym życiu plus odpowiednia ilość pretensji i narzekań w stosunku do osoby „odpowiedzialnej” prowadzi do dostatku tegoż „X”. Pod „X” możecie podstawić co chcecie”, to (w kolejności):
1. Na starcie pytam dlaczego niedobór X jest w ogóle problemem. (Dlaczego to, że rozmawiamy raz na jakiś czas jest dla Ciebie problematyczne, co to dla Ciebie oznacza?). W tym miejscu bardzo często okazuje się, że rzeczywisty problem leży wcale nie w jako takim niedoborze X, ale w tym jakie niedobór X dla danego człowieka ma znaczenie.
I wtedy:
a) Zajmujemy się tym co niedobór X oznacza
b) Zostawiam drugą stronę z tematem pozostając otwartą na powrót do podpunktu a).
2. Jeśli to niedobór X jest problemem (bo na przykład zbyt rzadki kontakt powoduje zbyt słaby przepływ informacji ) szukamy rozwiązań win-win (które często bywają nieoczywiste, wymagają chwili zastanowienia i odrobiny kreatywności, ale zwykle załatwiają temat)
3. W przypadku kiedy druga strona nie chce szukać rozwiązania win-win, lub się upiera przy konieczności większego zaangażowania moich zasobów (czasu, zaangażowania etc), w sposób, który jest dla mnie nie do przyjęcia, ucinam temat na zasadzie „win-win or no deal” i sygnalizuję, że kolejne próby „wymuszenia” nie będą przeze mnie tolerowane.
4. Nie toleruję kolejnych prób pretensjo-narzekania.
Opcjonalnie pomijam punkty z początku w przypadkach ewidentnej roszczeniowości. Zdarzyło mi się w ramach braku tolerancji mocno ochłodzić lub wręcz zrezygnować z relacji, niemniej jednak dziś z tą postawą, jako odbiorcą pretensjo-narzekań stykam się sporadycznie.
Jeśli zaś ja odczuwam jakiś niedobór X to zanim zacznę pretensjo-narzekać:
1. Zastanawiam się nad tym dlaczego niedobór X mi przeszkadza. (bo bardzo często okazuje się, że problem leży we mnie, a sama sytuacja jest tylko katalizatorem, wzmacniaczem)
2. Jeśli uznaję że X jest problemem to zastanawiam się czy jest do „zignorowania” czy do „rozwiązania”. (pytam siebie: Jakie będą konsekwencje pozostawienia sytuacji w obecnym stanie, jakie są korzyści ze zmian, jakie są potencjalnie konieczne „koszty” wprowadzania zmian. Np. Co się stanie jeśli nasz kontakt będzie sporadyczny? Czy słaby przepływ informacji zagraża powodzeniu przedsięwzięcia? Czego potencjalnie wymagałaby zmiana obecnej sytuacji. Czy przedsięwzięcie „jest tego warte”? )
3. Jeśli uznaję ze „zignorowanie” jest słabą opcją rozmawiam i wyjaśniam dlaczego tak sądzę i proszę o próbę wspólnego rozwiązania.
4. Przyjmuję „na klatę” że dla kogoś to w ogóle nie jest temat interesujacy do dyskusji, nie jest czyimś priorytetem, nie ma dla kogoś znaczenia i może zwyczajnie nie chcieć i to jest dla mnie OK.
5. Jeśli po drugiej stronie jest chęć szukania rozwiązania szukamy rozwiązania win-win.
6. W sporadycznych przypadkach pozwalam sobie na zasygnalizowanie problemu wynikającego z niedoboru X w momencie, w którym pojawiają się konsekwencje problemu. Po raz drugi i ostatni.
Przy tym wszystkim pamiętam o tym że każdy człowiek podejmuje takie decyzje jakie uważa za najlepsze dla siebie i ma do tego pełne prawo. Ja również podejmuję takie decyzje. A jak się przyłapię, lub ktoś mi trafnie zasygnalizuje pretensjo-narzekanie to natychmiast zaprzestaję przechodząc do bardziej konstruktywnych postaw.
To tyle z moich przemyśleń, doświadczeń i wniosków.
Pozdrawiam serdecznie
Emilia Ornat
P.S. Niniejszy komentarz z odpowiednimi zmianami pozwoliłam sobie również umieścić jako post na moim prywatnym blogu.