Kiedy rozglądam się wokoło widzę jak wiele osób „stara się”, aby dobrze wypaść w oczach potencjalnego partnera lub partnerki. Ludzie robią często bardzo dziwne rzeczy, aby stworzyć wrażenie że w jakiś sposób są „lepsi” (czytaj ładniejsi, bogatsi, bardziej inteligentni, oczytani, mili) niż w rzeczywistości. To ma pomóc w znalezieniu kogoś atrakcyjnego i pewnie w jakiś sposób jest skuteczne, inaczej tak wielu naszych bliźnich nie stosowałoby tego. Poza tym ma to pozytywny wpływ na gospodarkę, bo całe branże artykułów luksusowych całkiem nieźle z tego żyją :-)
Mimo tych niewątpliwie dodatnich stron tejże „epidemii zabłyśnięcia”, pojawia się jeden bardzo istotny problem:
Jeżeli będę się bardzo starał pokazać z jak najlepszej strony aby ktoś mnie zaakceptował, a nawet ewentualnie pokochał, to osoba ta będzie kochała nie mnie takim jakim jestem, lecz ten wyidealizowany obraz. Czyli obiektem jej uczuć nie będę ja, tylko jakiś awatar stworzony przeze mnie na potrzeby danej znajomości.
Naprawdę tego chcecie? Moje poczucie własnej wartości bardzo by cierpiało, gdybym miał świadomość, że ktoś jest ze mną nie dlatego, bo mu się podobam jako prawdziwy Alex Barszczewski, lecz dlatego, bo stworzyłem jakąś atrakcyjną, niewiele mającą wspólnego ze mną iluzję. I myślę, ze nie jestem w tym odosobniony!!
Stąd moje zalecenie dla Was: Natychmiast przestań tworzyć lub podtrzymać jakiś wyidealizowany wizerunek Twojej osoby!
Oczywiście zaowocuje to początkowo spadkiem ilości ludzi, którzy chcą mieć z „Tobą” (a tak naprawdę z tym wyidealizowanym wizerunkiem) do czynienia. Długoterminowo otoczysz się bliskimi osobami, dla których będziesz atrakcyjny takim, jakim w danym momencie jesteś. A to jest fantastyczne uczucie!!
Jeżeli zaprzestaniesz tworzyć ten „upiększony” obraz siebie, to zużyj uwolnioną w ten sposób energię i zasoby abyś rozwinął się jako człowiek w następujących dziedzinach:
- zdrowe poczucie własnej wartości
- umiejętności komunikacyjne z różnymi ludźmi
- umiejętność wczuwania się w innych ludzi i odczuwania szerokiej gamy emocji
- umiejętność bycia dobrym kochankiem/kochanką dla osób pasujących do Twojej orientacji seksualnej
To bedzie znakomita inwestycja, wierzcie mi, albo jeszcze lepiej sprawdźcie sami :-)
Wyzwaniem może być pewien okres „posuchy” pomiędzy „utratą” ludzi będących z Twoim awatarem (a nie z Tobą), a pojawieniem się osób, które chcą być z Tobą bo jesteś jaki jesteś.
Jeśli chcecie, to o tym jak sobie z w takiej sytuacji poradzić napiszę w następnym poście, na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Mam, albo raczej miewam, taki wyidealizowany obraz siebie choć raczej nie korzystam z niego do otaczania się ludźmi. Pozwala mi sprawdzić czy jako prawdziwa osoba zbliżam się do tego ideału. Oczywiście nic nie jest wyryte w kamieniu i jeśli w trakcie rozwoju okazuje się, że coś mi nie pasuje to znika z fantazji:)
Dzięki! Tego mi potrzeba było na dziś… :-)
Świetnie Alex, czytając nagłówek posta od razu przypomniał mi się Twój post o „Wszystko, co jest dla mnie dobre przychodzi mi bez trudu”. Myślę, że ten tekst jest pewnego rodzaju przedłużeniem tematu – aby tworzyć wartość, a nie ją pozorować.
Z chęcią posłucham, jak ten proces przebiegał u Ciebie. Podejrzewam, że rzeczy dobre przychodzą jeszcze bardziej łatwiej wraz z tym jak rozwijasz swoją osobowość, lepszego bardziej świadomego człowieka :-)
Będąc czytelnikiem od 4 lat wiem, że to co możesz podpowiedzieć nam czytelnikom może być bezcenne – więc czekam na kontynuację.
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
Ja ze swojej strony dodałbym, że nie dobrze jest też popaść w inną skrajność tzn. nie robić nic aby druga osoba/ inni ludzie mogli Cię poznać. Miałem z tym kiedyś problem. Czasami w nowym towrzystwie stałem na uboczu. Często też nie chcialem pokazywać prawdziwego ja ( nie tyle kreując się na kogoś innnego co próbowałem wtopić się w tłum, aby przez przypadek nie stać w centrum uwagi innych). Bałem się też „ujawnić” aby przez przypadek nie odkryć przed innymi własnych słabości. Wtedy myślałem, że w oczach ludzi mogę być postrzegany jako ktoś słaby a przez to bezbronny. Teraz jak sobie takie sytuacje przypomnę to myślę, że straciłem kilka okazji na zawiązanie ciekawych kontaktów ( szczególnie tych damsko-męskich).
Myślę, że był to problem natury zdrowego poczucia własnej wartości oraz dobrej otwartej komunikacji. Szczególnie z tym pierwszym problemem myślę, że nie do końca sobie poradziłem.
Ps. Alex wersja dźwiękowa zamiast do pliku odnosi się do adresu tego postu.
Pozdrawiam Marcin.
Jestem właśnie na etapie szukania pracy. Ostatnio czułam się, jakbym kopała się z koniem. Prężyłam muskuły mając w posiadaniu tylko ich zalążki, pimp-owałam moje umiejętności i cechy charakteru. To koszmarnie męczące i nieefektywne, bo ściąga do mnie tych ludzi – przełożonych, którzy dają się na to złapać. Czyli: ogólnie słabo.
Podczas poniedziałkowej rozmowy zmieniam strategię na:
pozytywnie zapowiadający się realizm, (nadal) opakowany w dobry garnitur.
Co Wy na to?
Witaj Alex i Czytelnicy,
na początek powiem że jestem dość młodym facetem.
Zidentyfikowałem u siebie taki obraz wobec innych o którym piszesz i zauważyłem że jest po części wynikiem „tresury” ze strony mojego otoczenia, po części powstał z „zaniechania” :)
Mianowicie moje grono znajomych postrzega mnie jako kogoś kto na prawo i lewo lata za spódniczkami, podczas gdy ja w kwestiach damsko męskich don juanem wcale nie jestem :)
Jakoś tak się zaczęło że ktoś mnie jako takiego określił, ktoś inny przytaknął że rzeczywiście ja to mam powodzenie i z niego korzystam (dobrze się czuje z kobietami i wiele z moich znajomych jest pięknych ale pozostaję z nimi w stosunkach przyjacielskich, co swoją drogą – też zaczyna mnie powoli denerwować) a ja przez grzeczność nie zaprzeczyłem i teraz dla unikniecia nie zrecznej sytuacji po prostu często przytakuję w ten czy inny sposób.
Mi też poleciłbyś zrzucenie tej konkretnej iluzji?
Przy okazji, skoro piszemy w temacie relacji damsko-męskich – kiedy przeczytałem tytuł, pomyślałem o jeszcze jednym zjawisku – po angielsku nazywa się „byciem needy” i jak tak pomyślę to płeć piękna wydaje się wyjątkowo uczulona na to zjawisko – wszystkie moje dotychczasowe kopniaki w dużej mierze przyporządkowuje tejże przeklętej cesze :) Ale być może panie będą miały więcej do powiedzenia w temacie jeśli uznasz że wątek mieści się w ramach dyskusji.
Kai
Otaczanie się wyobrażeniem a nie prawdziwym sobą. Nagła zmiana zachowania pod wpływem obecności szczególnych osób. To zachowanie widzę czasami u siebie, szczególnie mocno przejawiało się w okresie dojrzewania (musiałam mieć wszystko najlepsze). Teraz staram się zmienić to postępowanie. Zazwyczaj w nowym otoczeniu chcę wypaść najlepiej jak potrafię. Jednak to nie wydaje mi się złe. Byle nie za długo trwać w takim zachowaniu. Z czasem znajomości to przechodzi.
Hej!
Jak miło wejść na alexba i robiąc zaskoczoną minę powiedzieć sobie: „znowu nowy post?!”. :)
Co do tematu posta – z mojego doświadczenia wynika, że takie próby przedstawienia siebie jako kogoś lepszego, niż się jest w rzeczywistości – metaforyczne wciąganie brzucha wychodzą częściej na gorsze niż na lepsze. Tak naprawdę to większość ludzi najlepiej odgrywa rolę samego siebie, a nie samego „ulepszonego” siebie więc również odradzam zgrywania lepszego człowieka – SZCZEGÓLNIE JEŚLI CHODZI O PODRYW. :-)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Witajcie,
Alex napisał o skutku: „Czyli obiektem jej uczuć nie będę ja, tylko jakiś awatar stworzony przeze mnie na potrzeby danej znajomości.”.
Według mnie to pokazywanie siebie nieprawdziwego-lepszego, ma swoje negatywne skutki nie tylko w relacjach damsko-meskich czy w tzw. prywatnych (przyjacielskich) relacjach, ale też w relacjach zawodowych.
Po pierwsze – ile można udawać? Z czasem „szydło wychodzi z worka” i wtedy tracimy szybciej i więcej niż zyskaliśmy na starcie.
W przypadku pracy – jeśli nawet potencjalny pracodawca złapie się na „avatara”, to Ty a nie „avatar” stanie w obliczu wyzwań zawodowych niespójnych z rzeczywistymi kompetencjami. I trudno się będzie zwrócić o pomoc.
Według mnie takie życie „udawane” jest poza wszystkim szalenie niewygodne i energochłonne.
To jak z udawaniem orgazmu – ani orgazmu, ani szans na pozytywną zmianę, bo druga strona nie wie, że występuje brak / problem. ;-)
Pozdrawiam, Ewa
Zabawne, że sam niedawno właśnie o tym rozmyślałem :) Już jakiś czas temu doszedłem do takich wniosków jak tu podałeś, Alex. Zastanawia mnie tylko jedno… W życiu prywatnym jest to jak najbardziej właściwa droga, ale czy również w życiu zawodowym? Jestem szefem kilkuosobowego zespołu i jestem raczej sobą, ale często żałuję, bo widzę, że 'taktyka’ tworzenia swojego idealnego obrazu bywa skuteczniejsza…
Dziękuję za ten fantastyczny post! Trafiłeś Alex z tematyką dokładnie w to o czym rozmawiałam wczoraj z dobrą znajomą :-). I przy okazji potwierdzam istnienie tego zjawiska, sama nie mam z tym już większego problemu, no, może czasami łapię się jeszcze na zbyt usilnych staraniach, na próbie „wkupienia się” w czyjeś łaski (z bliżej nieznanych mi powodów, może dlatego, że tak robi spora rzesza tych, których widzę dookoła ). Potwierdzam też zgubne skutki tego zachowania. Moje doświadczenia, pokazują mi, że skutkiem tej postawy jest wyparcie się własnej tożsamości (krótkotrwałe, ale jednak) i okrojenie swojej osobowości jedynie do tych cech, które są, że tak to ujmę „poprawne politycznie” i pożądane przez określoną osobe lub środowisko. Jest to niezmiernie męczące! Dlatego też od dłuższego czasu jestem sobą, staram się kontrolować w tym aspekcie, i natychmiast przyłapywać jeśli mimo wszystko coś mnie pokusi do budowania nienaturalnego obrazu własnej osoby. Potwierdzam też występowanie w moim przypadku tej „posuchy”, o której wspomina Alex. Nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że te relacje, w które wchodzę uważam za o wiele głębsze, o wiele bardziej prawdziwe i stabilne niż te budowane w oparciu o kreowanie zniekształconego obrazu siebie! Polecam gorąco, bo to niesamowite uczucie :-)
Pozdrawiam i życzę udanego dnia!
Witajcie :)
To mój pierwszy post tutaj. Czytając ten temat pomyślałem o tym, że być może większość nastolatków tak właśnie funkconuje w środowisku swoich rówieśników i jest to naturalna kolej rzeczy. Pozują, chcą być lubiani i postrzegani w wyidealizowany sposób. Później niektórzy z tego wyrastają a u innych staje się to częścią osobowości. Co o tym myślicie?
Pozdrawiam
Darek
Twoja obserwacja Alex pokrywa sie moją. Juz od dłuższego czasu implementuję to podejście zarówno w relacjach z kobietami, jak i na płaszczyźnie zawodowej. Czasem jeszcze się łapię na „dopasowywaniu się”, ale przynajmniej mam juz świadomość tego:) Myślę, że w skutecznym implementowaniu podejścia „byc sobą” pomaga zdrowe poczucie wartości. Alex może podzielisz sie z Czytelnikami, jak u Ciebie wyglądał proces budowania poczucia wartości? A może ten temat jest na tyle interesujący, że można z niego stworzyć nowy post:)
Witajcie…
Budowanie poczucia własnej wartości,autentycznej i dojrzałej/choć nie wszystkim dorosłym udaje się tak naprawdę do tego dojrzeć-:)-o zgrozo!!!/rozpoczyna się już od wczesnego dzieciństwa.Niestety,nie mamy wpływu na to,w jaki sposób rodzice będą w nas kształtować tę wartość,ale w okresie dojrzewania budzimy się do życia jakby „na nowo” i wtedy następuje eksplozja Poszukiwań…Kim tak właściwie jestem?Jaką obrać drogę?Czas ten nazywam „bombą zegarową”z całym dobrodziejstwem tegoż określenia!!!
Nie ma jedynej recepty,jak przeżyć ten twórczy okres życia ,jak przejść go łagodnie i bez błędów,bo przecież to jest niemożliwe zresztą i dobrze,że tak jest!!!Kolejne,nowe wybory przyjaciół,kierunków studiów,obiektów miłości,zatrudnienia,pasji i zainteresowań wnoszą to,co tak bardzo istotne,fakultet nie do zdobycia na żadnej z uczelni świata,czyli fakultet DOŚWIADCZENIE.
Mogę Wam przyznać się,że dłuuuugo dojrzewałam,a za niektóre błędy przyszło mi płacić bardzo wysoką cenę i to przez wiele lat,ale to moje błędy są cząstką mnie i tylko mnie -:)!!!W życiu zawodowym tak naprawdę zrealizowałam się dopiero w wieku 37 lat,w trzecim kierunku specjalizacji.I choć sporo czasu minęło to jestem więcej niż przekonana,że warto było w poszukiwaniach być sobą,choć zeszło się trochę czasu…
Alex za pośrednictwem tegoż postu uświadamia nam,że nie warto kreować siebie na tzw”zabłyśnięcie” ponieważ jest to metoda krótkodystansowa i mocno złudna.Polecam tzw „ZDROWY EGOIZM” do którego dojrzałam wreszcie,chociaż trwało to sporo lat.Teraz” pędzę”tym torem tak jakbym chciała wiele nadrobić,szaleńczo i młodzieńczo,pomimo wszystko…Coś w tej krzywej poczucia wolności,w odniesieniu do wieku/wg Alexa /jest!Cieszcie się z bycia sobą!!!Pozdrawiam już wiosennie.
Dobry post! De facto obowiązkowy do przeczytania przez nastolatków i młodych studentów. Chyba wtedy to widać najbardziej. Chociaż jeśli Alex to piszesz znaczy że problem dotyczy też 30 .
„Oczywiście zaowocuje to początkowo spadkiem ilości ludzi, którzy chcą mieć z „Tobą” (a tak naprawdę z tym wyidealizowanym wizerunkiem) do czynienia.” – dla mnie to plus :))
Alex – „Nie staraj sie za bardzo” – czekam na 2 wersje posta. O relacji mesko damskiej i temu ze czasem za bardzo nie można się starać dogodzić drugiej połówce:) Sam np. byłem w związku w którym potrafiłem postawić SPA dziewczynie, a od niej nigdy nie doczekałem się porządnego masażu pleców :))
Pzdr
Maciej
ps. na blogu pewnie nie, ale w sieci popularnością pewnie cieszyłby się post „Nie staraj sie za bardzo” w pracy… :))
Po „30” wcięło „plus”.
Tworzenie takiego avatara niesie ze sobą jeszcze jedną niemiłą konsekwencję – osoba nabrana może zrozumieć, iż miała do czynienia z mistyfikacją. Pojawia się niesmak. Nie ma wtedy mowy o rozstaniu z klasą.
Napiszę też o innym zjawisku, bardzo podobnym. Otóż byłem z pewną kobietą, która miała jakiś fałszywy obraz mnie i próbowała ukształtować mnie na ten obcy mi wzór. Banalny przykład – nalegała, bym nie nosił czapki zimą. Moje chore zatoki nie chciały podporządkować się marzeniu owej pani o byciu z twardzielem. :) Oczywiście związek się rozpadł.
Pozdrawiam
Witam,
Jak przeczytalam ten post to od razu przyszedl mi do glowy cytat Kurta Cobaina: „I rather be hated for who I am ,than loved for who I am not”.
Bardzo sie ucieszylam po przeczytaniu tego postu, bo wkoncu mam okazje zadac pytanie, ktore mnie dreczy od kilku lat. A mianowicie: jak rozpoznac roznice kiedy poprzez swoje starania tworzy sie taka „purpurowa krowe” a kiedy „avatara”?
Z mojego doswiadczenia wynika, ze kiedy staram sie byc „purpurowa krowa”, potem wbrew moim dobrym checia czuje sie jak „avatar” (oczywiscie nie zawsze). Nie chodzi mi o chec oszukania kogos, ale o chec zmiany na lepsze.
Z gory dziekuje za odpowiedz.
Karolina J
Ten avatar to inna osoba żyjąca w innej rzeczywistości. Utrzymywanie alternatywnej rzeczywistości jest szalenie męczące. Często też można zobaczyć jak ludzie utrzymują różne awatary dla różnych osób, co jest jeszcze bardziej męczące, szczególnie gdy osoby którym się przedstawia inne avatary się spotkają. Jeśli chce się wtedy utrzymać ten obraz rzeczywistości umysł musi naprawdę się wysilić.
Piszę z własnego doświadczenia. Miałem epizod w którym oprócz avatarów było dużo innego kreowania rzeczywistości. Byłem w tym naprawdę dobry, ale zaczynałem czuć się tym przytłoczony. Doszedłem do wniosku, że albo stanę się maską którą nosze albo stanę się sobą. Jako osoba nie lubiąca rewolucji poszedłem drogą małych kroków. Przestałem tworzyć nowe,zrobiłem z wielu obrazów jeden, zacząłem usuwać zbędne elementy. Teraz jest ich tylko kilka, ale tylko dlatego że są to rzeczy które zamierzam spełnić więc zostawiłem je jako cele ale to już tylko szczegóły. Ulga jest niesamowita wolna energia do spożytkowania też.
Ja zwrócę uwagę na coś innego, co mnie lekko bawi.
Spostrzegam, że bardzo dużo osób stosuje takie „awatary”. Najprostszy mechanizm rozpoznania czy ktoś „jest sobą”, to spytanie, czy mówi to co myśli. Banalnie prosta metoda i niesamowicie skuteczna.
Co mnie rozbawiło? Bardzo często jestem „badany” podobnymi pytaniami – i ludzie przeżywają szok, że nie jestem „awatarem”. Nie wyobrażają sobie jak można tak sobie (cytuję) „komplikować życie”. Ja się na to tylko uśmiecham, widząc jak one z wielkim wysiłkiem lawirują pomiędzy sztucznymi rolami jakie odgrywają :D
Mały OT:
Alexie, czy mógłbyś spojrzeć na e-pocztę? Mam wrażenie, że moje e-maile gdzieś giną.
Jeszcze dodam, że dużo osób „chowających” się za „awatarami”, ma taką oto zabawną strategię:
Wolę udawać, że coś potrafię, zamiast to potrafić.
Nawet zawaham się stwierdzić, że to właśnie jawny rozwój i pracę nad sobą, uważają za tworzenie „awatara”. Rzeczywisty wysiłek traktują jako skuteczne aktorstwo. Zabawa w odgrywanie sprawia, że już wszystko się dokładnie wymieszało i nie wiadomo co jest odgrywaniem. Tworzymy, filmową incepcję w rzeczywistości.
Uświadomiłem sobie meta-istotę tego problemu. Obecnie popularnym stało się zostać kimś innym dzięki różnym rozwiązaniom (np. kredytowym). Mogę schować się za luksusowym samochodem, na który mnie normalnie nie stać – dzięki temu teraz jestem kimś.
Nikt mi nie zarzuci, że to nie prawda, bo w konfrontacji słowo-rzecz, to materialna rzecz wygrywa. Stan posiadania i możliwości finansowe stały się „awatarem”. Stał się „stanem faktycznym”. Taki świat nie zachęca do rezygnacji z „odgrywania” – zbyt dużo rynków na tym korzysta.
Konrand,
Swiatelko mi sie zapalilo przez Twoj ostatni komentarz :) a konkretnie przez drugi akapit. Wlasnie wydaje mi sie, ze u mnie w zyciu wszystko jest juz tak wymieszane, ze ciezko mi sie nawet w tym polapac. Teraz potrzebuje sposobu jak to wysztko wyprostowac. A mnieszania bylo z conajmniej 10 lat!
Dzieki
Karolina J
Ja wam się przyznam, że padłam ostanie ofiarą związkowego awatara. Dość długo kochałam kogoś kto okazał się tylko przerysowanym poprawionym w photoshopie obrazem tego kim był. Ból wiązał się najbardziej chyba z tym że – o paradoksie – prawdziwego Jego również bym pokochała. A tu klops – bo jak być z kimś kto nie jest szczery w tak podstawowej kwestii jak to kim jest…
I to prawda – wolał podtrzymywać iluzję bycia tym kim chciałby być, mimo że mniejszym nawet nakładem energii mógłby się z powodzeniem tym kimś zwyczajnie stać. I to w połowie czasu który poświęcił na udawanie kogoś kim nie jest.
Rozczarowanie, ból, żal, poczucie bycia zwyczajnie oszukaną. To cena jaką płacą ci którzy takiego awatara pokochają. I warto uświadomić sobie, że jeśli chcemy z kimś, w ogóle kimkolwiek być w związku – to przecież te emocje są przeciwieństwem tego co chcemy dać tej drugiej stronie.
Co do samego bycia lub tworzenia sobie awatara – dawno dawno temu, jak byłam jeszcze w liceum postanowiłam być sobą. Tak po prostu bez upiększeń, przekłamań, filtrów. I mimo że wielu ludziom to kim jestem nie odpowiada a i ja czasem mam wątpliwości co do tego czy aby na pewno dobrze na tym wychodzę – dobrze mi z tym :) Nie zastanawiam się jaka powinnam być – jestem najlepsza jak potrafię i zawsze jestem sobą. No może czasem muszę ostrzej wytyczyć granice ludziom którzy usiłują wepchnąć mnie w jakieś swoje ramki ale to drobna niewygoda za cenę tego że większość ludzi z mojego otoczenia ceni mnie za to kim jestem :) Ci pozostali nadal mają w głowie jakiś obraz mnie – no cóż – jak widać można wpaść na słonia i nadal go nie widzieć :)
@Karolina:
Łatwo jest się wyrwać – wystarczy dać otoczeniu wyraźny sygnał. Powiedzieć: Teraz jest chwila dla mnie na zmianę i otworzenie się na świat.. Większość spojrzy na ciebie dziwnie – ale tak na prawdę nie chcąc wiedzieć co się dzieje, zaakceptuje to – byle po zmianie dana osoba była przewidywalna.
Trudniej przestawić siebie – wymaga to poukładania sobie pewnych rzeczy w głowie i trwania przy tym. Warto kontrolować się pytaniem: Czy mogę na głos wymawiać moje myśli?
Bardzo dobry i pouczający tekst. Pozwalający wielu z nas zaoszczędzić wielu niepotrzebnych wysiłków
Raczej zgadzam sie z Alexem, choc chyba nie wszystkie rozne tam „pick up”, „seduction” bla bla guides tez podzieliliby takie zdanie;-)
@Konrad
Ciekawa myśl (piszę o Twoim drugim komentarzu).
Do tematu.
Na pierwszą randkę zwykle idę uperfumowana, choć nie specjalnie lubię silne zapachy i raczej perfum unikam – tyle jeśli chodzi o świadome ulepszanie swojego wizerunku z mojej strony (chociaż nie jestem pewna czy to jest ulepszanie – raczej chodzi o wyróżnienie się i bycie zapamiętaną). Ale jeśli wyjdziemy w tej dyskusji poza powierzchowne atrybuty typu rzeczy, wygląd, temat staje się znacznie bardziej skomplikowany. Już samo filtrowanie pewnych informacji na swój temat, związane po prostu z brakiem zaufania wobec niektórych osób sprawia, że mają oni wypaczony obraz mojej osoby. Czasem dochodzi do konfrontacji i bywam bardzo zaskoczona do jakiego stopnia mój obraz siebie może się różnić od tego, co o mnie myślą inni ludzie, mimo, że żadnego świadomego wysiłku w to nie wkładam.
Wiele spontanicznych zachowań związanych jest z sytuacją w jakiej się znajduję i nie ma nic wspólnego ze świadomym kreowaniem jakiegoś wizerunku. Robi się jakieś rzeczy (nie mam na myśli żadnych znaczących spraw), bo tak wyszło, bo akurat się poczuło na coś ochotę, bo się chciało spróbować czegoś nowego, bo się akurat czuło czymś znudzonym. Od jakiegoś czasu utrzymuję ścisły post przez dwa dni w tygodniu (nie jem wtedy nic), ale akurat w łykendy, kiedy najczęściej spotykam się z rodziną i przyjaciółmi potrafię zjeść dwa kawałki tortu po obiedzie.
Utrzymanie w każdych okolicznościach takiego samego wizerunku, odzwierciedlającego nasze „prawdziwe ja” wymaga IMHO znacznie większego wysiłku niż instrumentalne „poprawianie go”, żeby komuś zaimponować. Żeby pokazać nasze prawdziwe ja musimy mieć ogromną wiedzę na swój temat; co więcej, musimy pewne rzeczy na swój temat zdecydować i się ich trzymać. Co o sobie wiem na 100% – ile mam lat, ile mam wzrostu, jaki mam kolor oczu, jak się nazywam itp. Mogę powiedzieć, że w przeszłości zrobiłam to i tamto, wybierałam tak, a nie inaczej, ale czy to daje podstawę do wnioskowania o tym jaka jestem? Nie mogę nawet o sobie z całą pewnością powiedzieć, że będę się zmieniać.
Tylu rzeczy jeszcze nie spróbowałam, tyle rzeczy jeszcze mnie nie spotkało, w tylu sytuacjach nie miałam okazji się sprawdzić, że bardziej mnie definiuje to czego o sobie nie wiem, niż to, co o sobie wiem.
Konrad,
Wielkie, wielkie, wielkie DZIEKI!!! Fakt, ze czuje sie jak idiotka, ze przez tyle lat nie przyszlo mi tak proste rozwiazanie do glowy. W tym kontrolnym pytaniu tkwil caly szkopol, bo nigdy nie okazywalam negatywnych uczuc, a przede wszystkim zlosci. Bylam zawsze mila, nawet dla ludzi ktorzy wtedy na to nie zaslugiwali. Od teraz to zmieniam (tesciowa bedzie niezadowolona, hihih :))Trzymajcie kciuki!!!
Pozdrawiam
Karolina J
Po przeczytaniu komentarzy, widze ze wiekszosc osob odebrala post w formie 'badz soba, nie zakladaj maski’. Ja odebralem ten post bardziej jako 'nie ma nigdy potrzeby by byc nieco innym/lepszym’ co wzbudzilo we mnie pewien opór. Chodzi mi o sytuacje, w ktorych 'upekszamy sie’ bo z jednej strony jest taki wymog spoleczny, a z drugiej sami chcemy zwiekszyc wlasne szanse na osiagniecie czegos.
Przykladowo jesli nie mam nawyku dawac płci pieknej kwiatow, bo bylem samotnikiem, a zaczynam sie z kims spotykac i wreczac kwiaty (czyli staram sie), nie oznacza to od razu, że jestem lepsza wersja siebie – nie autentyczną, ktora powinna szybko zniknac. Byc moze wlasnie wyrabiam w sobie nowy nawyk (widze zadowolenie partnerki co mnie tresuje i wzmacnia kolejne dawanie kwiatow), byc moze wlasnie ewoluje do nowego JA.
Wiadomo ze wiekszosc mezczyzn dajacych kwiaty na randkach, traci ten zwyczaj po dluzszym czasie, ale czy to jest powod zeby wcale nie dawac kwiatow? Bo bylo to sztuczne? Ja uwazam ze bylo to szczere. Co wiecej, jesli nie dasz kwiatow, nie ubierzesz sie ładniej niż w zwykły dzień, to druga osoba prędzej pomyśli „on się w ogóle dla mnie nie stara, nie warto poświęcać mu czasu”, niż „ale on jest autentyczny! super!” ;-)
Analogia z pracą to np. szykowanie się na rozmowę o pracę (fryzjer, garnitur, spinki etc) – jeśli nie noszę tego na codzień, a założe by wywrzeć dobre wrażenie, może być oznaką szacunku dla drugiej osoby, a nie byciem awatarem.
Cały post super fajny :-). Natomiast człowiek tym się różni od zwierzęcia, że potrafi się sam zmieniać i kształtować :-).
Jak ja to robię:
Są cechy i zachowania których w sobie nie chce. Są cechy i zachowania które chciałbym mieć, a nie mam.
Maski: tak naprawdę to nie jest tak że jesteśmy tacy, a tacy. Spójni i prawdziwi i jeżeli wydobędziemy swoje prawdziwe ja na wierzch to wszystko będzie lepsze. Nie bardzo jest coś takiego jak moje prawdziwe ja.
W pracy jestem pracownikiem, dbałym energicznym uśmiechniętym otwartym.
W grze MMO jestem przywódcą. Zdystansowanym niespoufalającym się za bardzo. Biorącym odpowiedzialność i podejmującym szybkie ostre decyzje nie tylko za mnie ale też za osoby mi podlegające.
W towarzystwie grupy A jestem błaznem. Rola błazna daje dużo satysfakcji.
W grupie B jestem nauczycielem. Mam autorytet i doświadczenie.
I tak dalej. Więc mamy maski całą masę masek/ról i schematów w które się wcielamy. Każda z nich ma kilka zachowań gestów ubiorów mowy ciała które się nieco różnią. Formy te są bardzo istotne :-). Pozwalają kształtować łatwo rzeczywistość wpływać na innych, osiągać cele :-).
Więc pierwszy problem? Który ja to ja?
Teraz druga sprawa. Jak się zmieniać? Mój sposób jest generalnie prosty. Zastanawiam się co chciałbym osiągnąć kim się stać w danym miejscu i czasie.
W grupie A w której jestem błaznem chciałbym zrzucić tą formę. Chcę zostać przywódcą. Ćwiczyłem to w innych miejscach. Znam te formy. Teraz muszę moją nową maskę/formę etc narzucić otoczeniu. Zaczynam od rekwizytów. Zmieniam ubiór na poważniejszy. Płaszcze porządne koszule itd. Już zauważalna różnica. Wypastowane buty czy inna pozycja siedzenia to także cenne artefakty ( 3 do charyzmy). Mowa ciała przebijająca pewnością siebie. Dowcipy które opowiadałem kończą się. Zmieniłem się to moja nowa rola, zawsze była moja tylko wy mnie błędnie interpretowaliście :-). Osobnym tematem jest jak zareaguje grupa etc.
Przesłaniem mojego postu jest to że pokazywanie siebie innym jako ktoś kim nie do końca jeszcze jesteśmy jest też formą deklaracji. Taka jest moja droga. Nią podążam i taki będę. To odbicie moich marzeń pragnień i potencjału :-).
Pozdrawiam
Sebastian Bigos
Moim zdaniem, ludzie sa zmuszani do nakladania roznych masek w ciagu swojego zycia. Dobrym przykladem jest maska, ktora mamy w pracy, w ktorej musimy zachowywac sie w odpowiedni sposob, zazwyczaj bardzo rozny do tego jaki mamy w domu, z rodzina czy z przyjaciolmi. Ale chodzi o to, zeby ci najblizsi ludzie akceptowali nas takimi jakimi jestesmy, dlatego musimy im pokazac nasze prawdziwe ja. Mi osoboscie tak bardzo zalezy na niektorych ludziach, ze balam sie im pokazac, jaka jestem naprawde/co naprawde mysle, bo to sie wiazalo z moimi licznymi wadami, ze poprostu nie zaakceptuja mnie taka jaka jestem/prawdziwa. I nie mowie tutaj o super samochodzie na kredyt czy drogim zegarku na rece, tylko o cechach osobowosci, reakcji na rozne sytuacje itp
Ja sie tak w tym moim sposobie bycia pogubilam, ze sama nie wiedzialam, ktore jest moje prawdziwe, a ktore sztucznie wyuczone. Konrad, powiedzial jak w prosty sposob to sprawdzic na biezaco (znowu wielkie dzieki :))
Pozdrawiam
Karolina J
Bardzo ciekawy post. Ważne jest tylko aby był odbierany właściwe i nie odbierał nam wszystkim pewności siebie.
Wyobraźcie sobie bardzo ciekawą historię …
Swego czasu poznałem bardzo interesującą kobietę. Byłem wobec niej szczery i niczego nie ukrywałem. Wręcz przeciwnie dawałem do zrozumienia, co mnie w niej interesuje, ciekawi, podnieca, intryguje i przyciąga a także, jaki jestem, do czego dążę, co mnie inspiruje, co mną kieruje i co mnie napędza. Z dużą dozą pewności w każdym z nas tkwi delikatna nutka romantyka, co powoduje ubarwianie, jednakże z mojej perspektywy zawsze komunikowałem prawdę i fakty – wręcz do przesady otwierając się „jak książka”. Z uwagi na fakt, iż jestem osobą, która twardo stąpa po ziemi oraz poznała różne kultury, zwyczaje oraz interesuje się światem i życiem ponad wszelką miarę – z zachowaniem tej nuty romantyka , która w równym stopniu pcha mnie do miłości i napędza mnie do działania, poczułem chęć bliższego poznania tej kobiety.
Spragniony emocji zacząłem się z nią spotykać. Nasza przyjaźń zaczęła nabierać znacznie poważniejszego wymiaru. Ja starałem się nic nie udawać, natomiast ta kobieta deklarowała szeroką znajomość różnych obszarów. To było bardzo interesujące, więc przyciągało mnie do niej … imponderabilia … wszelka znajomość różnych, naprawdę „drobnostek” stanowiła dla mnie wielką wartość i do tej pory jestem przekonany, że te drobne rzeczy stanowią o naszym życiu. Chęć „pozowania” jednak przede mną powodowała, iż coraz częściej i w coraz większej liczbie obszarów naszego przebywania okazywało się, iż to, co mówi druga strona NIE jest prawdą. Muszę przyznać, iż to, co robi ze mną oksytocyna – piszę z własnego doświadczenia – przysłaniało mi trzeźwość myślenia. Jednym tchnieniem wyznaję jednak, iż nie żałuję tego. Z biegiem czasu okazało się, że ta osoba nie jest znawcą języka arabskiego, rosyjskiego oraz jej życie tak naprawdę to nie jest serią sukcesów a wręcz przeciwnie nie radzi ona sobie z problemami życia codziennego a co więcej przytłacza ją to. Co dziwne nie odpychało mnie to od tej kobiety. Teraz z perspektywy czasu jestem przekonany, że zdajemy sobie sprawę i doskonale rozpoznajemy takie zachowania lecz podświadomie je akceptujemy – pytanie tylko po co ? Jestem przekonany, że udawanie czegokolwiek w perspektywie czasu zostanie i tak zauważone i przez drugą stronę. Więc po co to robimy ? Czy istnieje w Nas witalna potrzeba udawania ? W jakim więc celu ? Czy jesteśmy w stanie udawać / akceptować „pozy” drugiej strony ? Po co … i pytanie do czego nas to prowadzi ? Odpowiedź pewnie dla wielu z Was będzie indywidualna bo motywacje nas wszystkich są naszą prywatną sprawą. Z mojej perspektywy mogę stwierdzić, że stwarzanie takich „awatarów” oraz udawanie przed osobą, z którą dzielimy pewne obszary naszego życia – czy to jest uczucie, biznes, etc. – nie ma większego sensu … przy tym założeniu, że nie godzimy się na iluzję …
@Karolina:
Tylko dam Ci radę co do wypowiadania myśli – nie zmieniaj przekazu, ale dbaj o styl i jakość wypowiedzi.
Jeszcze chciałbym zwrócić uwagę na jeden detal: myśli są naszym dziełem, a nie nami – to my decydujemy, jakie myśli wytworzymy na dany bodziec. Warto znać swoje intencje i kształtować odpowiedzi-myśli zgodne z nimi. To pomaga również zapanować nad emocjami i „wyluzować” :)
Świat, który nas otacza jest odbiciem naszego „wnętrza”.
@Magda:
Może wypada zaakceptować to, że teraz jest Twój czas na testowanie i zdobywanie odpowiedzi. Jeżeli zaakceptujesz to (i „staniesz za tym”), to i otoczenie w końcu to zaakceptuje oraz znajdzie w tym zachowaniu prawidłowość i uzna za przewidywalne.
@Konrad
Otoczenie uważa mnie za wystarczająco przewidywalną i z pewnością większość moich znajomych ma na mój temat wyrobione zdanie -tylko, że ja wiem, że ich zdanie jest oparte jedynie o jakiś niewielki obserwowalny wycinek tego, jaka jestem.
Mój czas na testowanie, zadawanie pytań i zdobywanie odpowiedzi potrwa jak przypuszczam do śmierci i raczej nie umrę wiele mądrzejsza niż w tej chwili :)
Konrad,
Wiem o czym mowisz, ale wlasnie przez takie postepowanie sie pogubilam, bo myslalam, ze moje orginalne mysli sa zle, wiec probowalam sobie wmowic, ze one sa inne lub ze ich wogole nie ma np ignorowalam swoja zlosc. Jak to wygladalo w praktyce: usmiech od ucha do ucha, a w srodku gotowalam sie ze zlosci. Rozumiem, ze nie chodzi o to, zeby wybuchac, krzyczec itp, tylko w kulturalny i jasny sposob powiedziec, co myslisz.
Dzieki
Karolina J
Trochę byłem zajęty ostatnio, wreszcie mam chwilę aby dołączyć się do dyskusji
Krzysztof
Jeśli mamy taki nieco wyidealizowany obraz siebie i używamy go do inspirowania własnego rozwoju to jest to OK. Jeśli staramy się stworzyć taki obraz dla innych, to może spowodować to problemy o których wspominałem w poście
Kontestator
Prosze bardzo :-)
Kamil Przeorski
Piszesz: „Z chęcią posłucham, jak ten proces przebiegał u Ciebie. „
Hmmm, ja niechętnie zajmuję się archeologią :-) Wolę dzielić sie przemyśleniami tu i teraz, chyba że popełniałem w przeszłości jakiś powazny błąd i chcę ustrzec przed nim Czytelników
Marcin
Piszesz: „nie dobrze jest też popaść w inną skrajność tzn. nie robić nic aby druga osoba/ inni ludzie mogli Cię poznać. „
O tym w ogóle nie pisałem w poście, bo to zupełnie inna „para kaloszy”
To co piszesz o poczuciu własnej wartości zdarza się bardzo wielu ludziom, warto nad tym popracować, bo taka zmiana potrafi zmienić wszystko. Wiem o tym z włąsnego doświadczenia :-)
Dziekuje za zwrócenie uwagi z wersją audio poprawiłem
Bl0ndbrunetka
Piszesz: „Podczas poniedziałkowej rozmowy zmieniam strategię na:
pozytywnie zapowiadający się realizm, (nadal) opakowany w dobry garnitur.”
Ja jestem za, napisz jak Ci poszło
Kai
Przede wszystkim, jeśli jak piszesz dobrze się czujesz z kobietami to gratuluję i witam w klubie :-)
Strasznie wielu facetów ma wyraźny dyskomfort w takim otoczeniu i zastanawiam się skąd to się bierze.
Jesli chodzi o tę fałszywą opinię, to zawsze ktoś będzie nas postrzegał po swojemu i jesli jest to taki problem, jak u Ciebie to machnąłbym na to ręką. Ważne jest, abyś w kontaktach z ludźmi, nie udawał kogoś innego.
Kwestia bycia „needy” to osobny temat :-)
Ewa
Piszesz: „Zazwyczaj w nowym otoczeniu chcę wypaść najlepiej jak potrafię. „
Co by było, gdybyś tak nad soba popracowała, że to nowe otoczenie starałoby się wypaść przy tobie jak najlepiej? :-)
Ewa W
Zgoda z tym „staraniem sie” w miejscu pracy. To czasem pomaga dostać posledniejsze stanowiska w kiepskich firmach, w dobrej prawda zazwyczaj szybko wychodzi na jaw i taka osoba traci wiarygodność
Tomek
Piszesz: o byciu szefem „widzę, że ‘taktyka’ tworzenia swojego idealnego obrazu bywa skuteczniejsza… „
To bardzo zależy od zespołu. Dobrzy ludzie przejrzą Cie na wylot i przestaną szanować
Marta
Dziekuję za interesujący komentarz
Darek
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „większość nastolatków tak właśnie funkconuje w środowisku swoich rówieśników i jest to naturalna kolej rzeczy. „
Zapewne tak jest. Wyzwaniem jest wyrwanie się z tego, bo wtedy otwierają nam się drzwi do wielu innych ludzi
Andrzej
Piszesz: „Myślę, że w skutecznym implementowaniu podejścia “byc sobą” pomaga zdrowe poczucie wartości. „
Zdecydowanie tak, dlatego należy się tym zająć. Jest to jednak temat na więcej niz jeden post, tak naprawdę to cały rozdział książki, którą „opornie” piszę
Irene
Dziekuję za interesujący komentarz, choc w dużej mierze zajmuje sie on poczuciem własnej wartości a nie „staraniem się” :-)
Maciej
Jaką „drugą wersję postu” dokładnie masz na myśli? :-)
PiotrP
Czasem sie zdarza, że ktoś próbuje nas ukształtować na podobieństwo swojego ideału. Też mi się to zdarzało i to w obydwu rolach :-))
Generalnie lepiej tego nie robić, bo często osoba „wychowywana” ubiera po prostu maskę („stara się”) co prędzej czy później wychodzi. W takich sytuacjach lepiej prędzej
Karolina J
Dobry cytat :-)
Pytasz: „jak rozpoznac roznice kiedy poprzez swoje starania tworzy sie taka “purpurowa krowe” a kiedy “avatara” „
W pierwszym przypadku zmieniasz rzeczywiście siebie i komunikujesz to, w drugim „ulepszasz” tylko postrzeganie innych ludzi.
Enitaplap
Ja też kiedyś aktywnie tworzyłem kilka „wersji” mojej osoby :-) I tak samo doszedłem do wniosku, że to nie jest dobry pomysł
Konrad
Wysłałeś mi dawno maila w sprawie Galerii, na który odpowiedziałem. Dostałeś go?
Konrad
To fakt, że wiele osób woli udawać że coś potrafią niż rzeczywiście potrafić :-) Wystarczy włączyć telewizor (nie polecam!!)
Co do materialnego aspektu tworzenia awatara, to wspomniałem o tym w poście pisząc o branżach, które korzystają
Kocimiętka
Dziękuję za ciekawe uzupełnienie punktem widzenia strony poszkodowanej. Choć w Twoim przypadku chyba najbardziej zaszkodził sobie ten człowiek
Antek
Piszesz: „chyba nie wszystkie rozne tam “pick up”, “seduction” bla bla guides tez podzieliliby takie zdanie „
Wiele z tych guides to wskazówki dla cieniasów, którzy nie mają „substancji” i muszą uciekać się do tanich trików :-)
Magda
Napisałaś ciekawe zdanie: „Już samo filtrowanie pewnych informacji na swój temat, związane po prostu z brakiem zaufania wobec niektórych osób sprawia, że mają oni wypaczony obraz mojej osoby. „
To oczywiście tworzy nieco spaczony obraz nas, niemniej w poście pisałem o przypadku świadomego „upiększania” naszego obrazu w okreslonych celach. W porównaniu z ty, Twój przykład jest tylko pewnym efektem pobocznym. Niemniej warto i z tego zdawać sobie sprawę.
AdrianS
Piszesz: „Ja odebralem ten post bardziej jako ‘nie ma nigdy potrzeby by byc nieco innym/lepszym’ …”
To absolutnie nie jest mój pogląd i w poście chyba nawet takiego nie zasugerowałem.
O tym dawaniu kwiatów to chyba napisze osobny post :-) Dziekuję za inspirację.
Sebastian Bigos
Piszesz: „mamy maski całą masę masek/ról i schematów w które się wcielamy „
Uważaj, nie możemy mylić dwóch rzeczy:
– tworzenia lub „ulepszania” naszego obrazu w oczach innych ludzi – tym jest ten post
– posiadania szerokiej gamy możliwych zachowań i podejść, gdzie za każdym razem jest to po prostu kawałek autentycznego Ciebie
Karolina J
Piszesz: „ludzie sa zmuszani do nakladania roznych masek w ciagu swojego zycia. „
Jak działa to „zmuszanie”?
Co by się stało gdyby osoba „zmuszana” wykonała mentalny gest Kozakiewicza?
Dalej: „chodzi o to, zeby ci najblizsi ludzie akceptowali nas takimi jakimi jestesmy, dlatego musimy im pokazac nasze prawdziwe ja. „
Jesli ci „bliscy” nie akceptują naszego prawdziwego ja, to wcale nie sa nam bliscy, najwyżej tym wyidealizowanym wyobrażeniom.
Awatar
Ciekawie pokazałeś co można stracić, kiedy ktoś „stara się” wypaść lepiej niż jest naprawdę.
Piszesz: „mogę stwierdzić, że stwarzanie takich „awatarów” oraz udawanie przed osobą, z którą dzielimy pewne obszary naszego życia – czy to jest uczucie, biznes, etc. – nie ma większego sensu … przy tym założeniu, że nie godzimy się na iluzję „
Sęk w tym, że bardzo wiele osób godzi się na iluzję, bo nie wierzą, że mogliby otrzymać „the real thing” :-)
Pozdrawiam serdecznie już z Warszawy
Alex
Alex,
Musialam wygooglowac co to znaczy „gest Kozakiewicza”, gest znalam wczesniej, ale nie wiedzialam, ze tak sie nazywa :)
1) Dzieki, za odpowiedz, wszystkie watpliwosci juz rozwiane.
2)
* Kwestie zmuszania wytlumacze na przykladzie pracy, w ktorej musisz byc mily dla klientow zawsze i dla wszystkich, ale akurat jeden jest bardzo niemily w stosunku do Ciebie, a Ty nie mozesz okazac swoich prawdziwych mysli i emocji. Zakladajac, ze ogolnie lubisz swoja prace i nie zamierzac jej zmieniac.
* Z bliskimi mialam na mysli swoj przypadek, kiedy pokazuje swoje najlepsze strony a ukrywam te gorsze, z obawy, ze ich nie zaakceptuje…teraz wiem, ze nie warto ich ukrywac.
Dzieki
Karolina J
@Alex:
Muszę z przykrością stwierdzić, że nie doszła do mnie Twoja wiadomość – przeszukałem skrzynkę pod każdym kontem i nic nie znalazłem. Mogę prosić o ponowne przesłanie? Chciałbym ustalić co się stało i zapobiec takim sytuacjom.
Alex,
myślę, że jeśli chodzi o tworzenie wyidealizowanego obrazu siebie, pokazywaniu się z lepszej strony, to zależy od sytuacji. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale na początku znajomości bardziej się staramy. Czy pokazujemy wtedy innym nasz zafałszowany obraz? Nie sądzę (choć pewnie niektórzy tak robią). Tak się w tym momencie czujemy, tacy jesteśmy. Ale są też momenty, kiedy się nie staramy (z różnych przyczyn: bo zapominamy albo jesteśmy umordowani np. grypą). I tacy również jesteśmy. Najlepiej to widać na przykładzie wyglądu: czasem robię się na bóstwo, jestem pełna energii, inspiruję innych, a czasem nie mam ochoty nawet ułożyć włosów (to a propos grypy;) ani odzywać się do innych. W obu przypadkach jestem autentyczna. Ale to chyba jest tak, jak z miłością: najpierw ulegamy fascynacji i to nie dlatego, że „kupujemy” fałszywy obraz drugiej osoby, a ona chce nam go „sprzedać”. Potem przychodzi inny czas, kiedy poznajemy się w różnych sytuacjach, nieprzyjemnych też.. Dlatego, według mnie, to nie jest dobry pomysł pobierać się po krótkiej znajomości. Trzeba czasu, żeby poznać się z różnych stron. Przychodzi mi tu na myśl to, co kiedyś powiedział mi mój mąż: że na samym początku naszej relacji ujęła go moja radość życia; potem okazałam się bardzo poważną osobą. I zdecydowanie nie stworzyłam wtedy na potrzeby chwili swojego wesołego awatara.
Ale to jest tak, jak napisałeś: to kwestia naszej wiarygodności. Moi bliscy, znajomi wiedzą, że kiedy płaczę, to naprawdę jestem ja, i kiedy śmieję się jak dziki osioł – to też jestem ja.
Pozdrawiam.
A mi ten post przywołał w pamięci jedno zjawisko, które niestety jest bardzo rozpowszechnione co najmniej w pokoleniu obecnych 40latków. Mimo, że sama jestem kobietą, to widzę, że wiele kobiet tworzyło awatara na potrzeby złapania męża. Widzę niestety to zjawisko również w swojej rodzinie – moje ciotki ewidentnie 'łapały męża’, bo trzeba mieć. Wynika to z tego, że one żyją w świadomości, że dla kobiety najważniejsze – wyjść dobrze za maż i to było chyba ich jedyną lub najważniejszą ambicją (a może były wychowywane w takiej świadomości, wiem, że mnie również próbowały wpoić te „wartości”). One wręcz wychodzą za maż, bo 'dobra partia’, bo zapewni byt. I w związku nawet nie ma ani trochę szacunku i, jak nie daj boże, facet ma gorszy okres w życiu (gorzej sobie radzi), to już powtarzają w kółko teksty „po co mi ty jesteś potrzebny? I bez ciebie sobie poradzę możesz się wynosić”. Widzę też przypadki, gdzie kobiety, jak już są pewne, że mają faceta na haczyku – to pokazują swoje prawdziwe ja (np jak już zajdą w ciążę – na wielu facetów to nadal działa). Niektórzy faceci, których znam, po 10-15 latach małżeństwa stwierdzają, że dopiero teraz zobaczyli, że ich związek/małżeństwo od samego początku było fikcją. To według mnie dopiero jest horror :(
No i właśnie widać, że czasami ktoś tworzy awatara, aby inną osobę zmanipulować.
Widok i świadomość takich rzeczy budziły we mnie wewnętrzny sprzeciw, więc w zasadzie od około lat 20 doszłam do wniosku, że nie chcę udawać pewnych rzeczy, które są niby pożądanymi cechami kobiet-kandydatek na żonę. Np uległość czy gotowanie :) Doszłam do wniosku, że aby to miało jakiś sens, musiała bym parę dobrych lat (jak nie większość życia) udawać, że lubię coś, czego absolutnie nie znoszę. I stwierdziłam, że nie chcę się tak męczyć, lepiej dłużej poszukam i wśród tych 3 miliardów musi się znaleźć ktoś, komu to nie przeszkadza. Owszem, znalazł się (po dłuższym jednak czasie) taki, co nigdy bym nie pomyślała, że z taką osobą mogła bym być, ale to już bardziej pasuje do postu o okularach i filtrach :)
Pozdrawiam,
Olga
Aleksie, bardzo ciekawy tekst, z niecierpliwością czekam na wpis jak przetrwać okres posuchy po utracie „awatarowych” znajomych.
Witajcie -:)
Adamie,moja skromna rada,SPRAW SOBIE więcej przyjemności,skoncentruj się bardziej na sobie,na poznawaniu siebie i stref mało odkrytych dla Ciebie,będziesz bardzo zdziwiony ile osobistych tajemnic odkryjesz w sobie…. Tylko,proszę,pamiętaj,że każda przesada jest niezdrowa,to ważne,chyba,że sprawi Ci to niezwykłą przyjemność!!! .Powodzenia w tym czasie,jak to określasz mądrze tzw. „posuchy”!!! -:)To wbrew pozorom wartościowy czas!
<>
„Podręcznik Wojownika Światła” ,P.Coelho 1997
Z najmilszymi pozdrowieniami-:)irene
P.s.
Przykro mi,ale chyba „wcięło” stosowny cytat…
@Irene – dziękuje za rady – samoistnie je stosuję od jakiegoś czasu i przynoszą bardzo pozytywne efekty. Szczerze mówiąc im bardziej wgłębiam się w teksty Aleksa tym bardziej dochodzę do wniosku że na wiele kwestii w relacjach między ludzkich zarówno na poziomie zawodowym jaki osobistym mamy podobne spojrzenie, i co ciekawe problemy jakie mnie spotykały brały się z tego że postępowałem wbrew własnej filozofii.
Witam,
Alex
Dziękuję za kolejny post, który sprawia, że moje oczy stają się coraz mniej „szeroko zamknięte” :)
Wiele wydarzeń w moim dotychczasowym życiu sprawiło, że zaczęłam się mu bacznie przyglądać, szukać i zastanawiać. Wiem, że jednym z błędów jaki popełniałam nałogowo i notorycznie jest to, o czym piszesz w tym poście. Jestem idealnym przykładem osoby, starającej się zdecydowanie za bardzo. Za bardzo w pracy, za bardzo w domu, za bardzo wszędzie. Zmęczyłam się tym ogromnie, nie wspominając już o poczuciu wartości, które osiągnęło zastraszająco niski poziom. Teraz już wiem, że będąc takim shape-shifterem, nie mogłam stworzyć, w perspektywie długoterminowej, satysfakcjonującego mnie związku, relacji w pracy, niczego. Z czasem przyszło rozczarowanie, rozgoryczenie, poczucie niespełnienia. Przyszedł zatem czas na gruntowne zmiany :) Ponieważ zaprzestałam tych „starań”, które nieodłącznie kojarzą mi się z udawaniem kogoś innego niż się jest naprawdę, przeżywam coś więcej niż „okres posuchy” :) Nie przejmuję się tym za bardzo, ale chciałabym zyskać nowe, wartościowe znajomości, z ludźmi, przed którymi będę stała JA, a nie żaden awatar. Jak sobie z tym poradzić? Chciałabym aby to zagadnienie stało się tematem któregoś z kolejnych postów :)
Pozdrawiam
Dzięki za odpowiedź. Tylko nie bardzo wiem jak miałbym pracować nad sobą aby to druga strona starała się dobrze wypaść w moich oczach a nie ja w jej. Czy chodzi tu o kwestie pewności siebie?
Witam,
Trochę zazdroszczę, tym którzy teraz wchodzą w dorosłość. Gotowe przepisy, podane na blogu, od razu mówiące jak należy prawidłowo postępować, aby zwiększyć szanse na satysfakcjonującą relację.
Żeby wpaść na to, o czym pisze Alex, poświęciłem trochę czasu i energii. Teraz wystarczy przeczytać i zastosować ….
Robert
Te „gotowe przepisy” po pierwsze trzeba przyjąć do wiadomości, z czym sporo ludzi ma problem. Potem jeszcze zaimplementowac we własnym życiu. To wcale nie jest takie proste :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex