Pamiętacie mój post o dwóch rodzajach wolności? Kiedy go pisałem, nie przyszło mi do głowy, że jest jeszcze jeden, bardzo oczywisty aspekt osobistej wolności i właśnie teraz się nim zajmiemy.
W czym rzecz?
Bardziej świadomych z Was nie muszę przekonywać, że naszym działaniem w bardzo dużym stopniu kierują różne programy, nakazy, zakazy i wszelkiego rodzaju tabu, które rodzina i społeczeństwo „wdrukowały” nam w dzieciństwie, a częściowo ciągle jest to robione przez media i presję znajomych.
W rezultacie większość ludzi:
- traci czas i zasoby na robienie lub posiadanie rzeczy, które w gruncie rzeczy są im do szczęścia niepotrzebne, ale jakieś „normy społeczne” lub chęć pokazania się nakazują, aby je mieć lub robić
- traci wiele sposobności do przeżycia czegoś naprawdę interesującego bo albo „nie wypada”, albo jakieś „normy społeczne” wymagają uprzedniego przejścia pewnej „procedury” i spełnienia warunków, które z samym przeżyciem mają niewiele wspólnego.
Gdybyśmy byli w stanie uwolnić się przynajmniej od sporej części tych ograniczeń, to odzyskalibyśmy wiele z naszej wolności, poprawili subiektywnie odczuwaną jakość życia, a to wszystko całkowicie niezależnie od np. poziomu naszych zarobków, czy stanu posiadania.
Ponieważ te programy i „konieczności” zakopane są dość głęboko w naszym umyśle, to uwolnienie się od nich może zdawać się dość trudne i jako młody człowiek można dość do wniosku, że tylko nielicznym się to udaje. Na szczęście wcale tak nie jest. Spora grupa ludzi w pewnym momencie zaczyna uświadamiać sobie bezsens wielu założeń i ograniczeń, po czym przełącza na duży luz, który przejawia się między innymi w:
- ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa jak ma wyglądać ich własne życie, mieszkanie, samochód itp.
- gotowości do ignorowania w prywatnych kontaktach z innymi dorosłymi ludźmi większości zasad poza:
a) przestrzeganiem obowiązującego prawa
b) nienarzucaniem komuś czegokolwiek
c) biblijnym nieczynieniem innym tego, co nie chcemy aby nam uczyniono
Wystarczy użyć odrobiny fantazji, aby wyobrazić sobie jakie rzeczy stają się nagle możliwe, jeśli odrzucimy zbędny balast!!
Przyjrzyjmy się teraz pewnej mojej osobistej obserwacji, która pomimo wad takich jak jej „nienaukowość”, czy bardzo duża generalizacja, ciągle może być przydatna dla wielu własnych przemyśleń i działań w kierunku powiększenia tego rodzaju wolności własnej. Poniższy wykres pokazuje, jak w miarę upływu lat życia rozkłada się krzywa tej wolności:
Jak widać zazwyczaj jako dzieci mamy ten luz, który w wieku szkolnym zostaje nam dość skutecznie odebrany i powoduje, że większość ludzi w wieku 20-35 lat jest niewolnikami (bez obrazy) norm i oczekiwań społecznych. Nie jest to zjawisko typowo polskie, bo podobne rzeczy widziałem w Austrii i Niemczech.
Około 40 roku życia zaczyna dziać się coś bardzo ciekawego, a mianowicie ta dość jednorodna grupa „niewolników” rozszczepia się na dwie podgrupy. Pierwsza z nich kontynuuje podróż po czerwonej, przerywanej linii dbając aby wszelkie wyznawane normy nie tylko dalej kontrolowały ich życie, lecz czyniąc spore wysiłki aby były przekazane na następne pokolenie.
Druga grupa zaczyna eksperymentować z odrzucaniem dotychczasowych ograniczeń i po pierwszych obiecujących rezultatach zaczyna coraz bardziej używać nowo odzyskanej wolności, często ku zgorszeniu lub co najmniej dezaprobacie pozostałego społeczeństwa. Ta dezaprobata często wyrażana jest przez pogardliwe określenia takie jak:
- „kryzys wieku średniego”,
- „ syndrom zamykających się drzwi” :-)
Te określenia są typowymi przykładami manipulacji słownych, bo w rzeczywistości należałoby mówić o:
- szansie wieku średniego – bo człowiek wreszcie wie co mu jest do szczęścia potrzebne i jak bezsensowne z jego punktu widzenia było działanie według cudzych programów i oczekiwań
- syndromie otwierających się drzwi – bo pozbycie się sporej części balastu umożliwia korzystanie z uroków życia i robienie rzeczy, które w dotychczasowym gorsecie ograniczeń i oczekiwań innych były niewyobrażalne.
Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, to osoby, u których wykryto, lub przynajmniej poważnie podejrzewano poważną, zagrażającą życiu chorobę. Wiele takich osób „wskakuje” na tę zielona linię niezależnie od wieku i to często w stopniu, który zdumiewa nawet mnie.
Teraz proponuję Wam drodzy Czytelnicy, abyście uczciwie dla samych siebie zastanowili się, w którym miejscu na tym wykresie jesteście.
Jeżeli macie do 40 lat i jesteście w okolicach tej czerwonej linii (jak większość Waszych rówieśników) to rozważcie:
- czy na pewno chcecie jeszcze czekać kilkadziesiąt lat z odzyskaniem tego rodzaju wolności, która mają ci na zielonej linii?
- nawet jeżeli jesteście święcie przekonani, że świat jest taki jak Wam się w tej chwili wydaje, to czy ustawiacie Wasze sprawy życiowe w ten sposób, że gdybyście za kilkanaście lat zmienili zdanie, to przejście na zielona linie będzie możliwe bez dużych strat materialnych i robienia krzywdy innym ludziom?
Jeżeli macie ponad 40 lat (i takich Czytelników/Czytelniczki mamy) to sprawdźcie na której linii jesteście. Jeśli na zielonej, to gratuluję i witam w klubie :-)
Jeżeli na czerwonej, to możecie pomyśleć, czy naprawdę życie daje Wam to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie.
- Jeśli tak jest, to gratuluję i nie mam nic do dodania.
- Jeżeli nie, to kiedy zamierzacie coś zmienić? Jak pokazuje dość ekstremalny przykład babci Elfriede nigdy nie jest za późno, ale po co czekać?
Życzę owocnych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach. Jak zwykle apeluje „use your judgement” :-)
PS: Nie mam ze sobą dyktafonu, wersja audio ukaże się w piątek.
Moim zdaniem przedstawiasz obraz zbyt mocno uogólniony. Może on być prawdziwy dla ludzi którzy urodzili się wcześniej niż w latach 80tych. U większości młodych ludzi z tzw „pokolenia Y” obserwuję, że ta zielona linia zaczyna funkcjonować już w wieku 18-20 lat kiedy zaczynają podejmować samodzielne decyzje życiowe i Ci młodzi ludzie wybierają „własną drogę”, często wolną od oczekiwań i „wygodnych schematów” jakie usiłuje narzucać społeczeństwo.
Teraz ja uogólnię: wybranie zielonej linii, zależne jest moim zdaniem od poziomu „pomyślunku”, im on większy tym szybciej człowiek decyduje się na zielone ;) Innym trzeba „doświadczeń”(często ciężkich) aby popatrzeli z innej perspektywy i zaczęli coś zmieniać.
Witam
Jak zwykle trafny post, jednak mam pewne „ale”:
– czy nie jest tak, że ta grupa ludzi, która przełączyła się na duży luz i zrobiła to dopiero w okolicach 40 roku życia, mogła to zrobić ze względu na swobodę finansową ?
– czy jest możliwość uzyskania tego luzu na wczesnym etapie życia i przy bardzo niewielkiej swobodzie finansowej ? Ten punkt kłóciłby się z koniecznością posiadanych wolnych zasobów, co przedstawiłeś w poście o dwóch rodzajach wolności.
Pozdrawiam serdecznie
Czy posiadanie, powiedzmy, dwójki dzieci w wieku 30 lat automatycznie nas przesuwa w stronę czerwonej linii? Teoretycznie wtedy nie jesteśmy w pełni wolni, bo nasze działania ograniczają żołądki naszych dzieci, toteż nie możemy sobie pozwolić na działania skrajnie ryzykowne.
Bardzo fajny post, nie dostrzegam w nim zbytniego uogólnienia. Znam wiele osób, które mimo młodego wieku (20-25lat) bardzo mocno kierują się tym, czego wymagają od nich 'normy’ narzucane przez społeczeństwo i media.
Zgadzam się z FanBiznes. Dzisiaj świat jest tak zróżnicowany, że właściwie decyzję o „rozgałęzieniu i pójściu po czerwonej lub zielonej linii” można podejmować w każdym wieku. Ogrom informacji i dostęp do różnych punktów widzenia (przede wszystkim w Internecie) umożliwia zmianę poglądów nawet nastolatkom, jak tylko zaczną krytycznie myśleć. Wszystko zależy od siły charakteru konkretnej osoby.
@Marcin Reszka:
Ja właśnie u młodych ludzi obserwuję największą swobodę przy właściwym podejściu. A na pewno nie mają jeszcze „stabilizacji finansowej”. Co więcej, pieniądze zaczynają być coraz mniej istotne a większą uwagę zwracają na inne kwestie. Dlatego czasami dość trudno współpracować z takimi młodziakami bo wymykają się z wszelkich „wytycznych” i działają „po swojemu” nie zwracając uwagi na konsekwencje ;)
@Patryk M.
„Zielona linia” nie musi oznaczać skrajnego ryzyka ;) Z drugiej strony ja wstrzymuję decyzję o potomstwie właśnie dlatego aby pozostawić sobie możliwość większej swobody.
FanBiznes
Oczywiście, że narysowany przeze mnie obraz jest uogólniony, pisałem o tym na samym początku :-)
Z drugiej strony Twoje stwierdzenie: „U większości młodych ludzi z tzw “pokolenia Y” obserwuję, że ta zielona linia zaczyna funkcjonować już w wieku 18-20 ..” uważam za nieco zbyt optymistyczne. Rzeczywiście w tym pokoleniu jest wiele osób, które działaja jak opisujesz (sam mam kontakt z takimi), niemniej chyba nie jest to jeszcze większość. To twierdzę na podstawie bardzo różnorakich kontaktów, też z Czytelnikami tego blogu.
Marcin Reszka
Pytasz: „czy nie jest tak, że ta grupa ludzi, która przełączyła się na duży luz i zrobiła to dopiero w okolicach 40 roku życia, mogła to zrobić ze względu na swobodę finansową ? „
Gdyby tak było to napisałbym ten post inaczej, niż to zrobiłem :-)
Znam osoby balansujące na krawędzi katastrofy finansowej, a mimo tego będące zdecydowanie na zielonej linii.
Dalej: „czy jest możliwość uzyskania tego luzu na wczesnym etapie życia i przy bardzo niewielkiej swobodzie finansowej ? „
Akurat ta wolność rozgrywa się w naszej głowie i nie ma wiele wspólnego z tym, co posiadasz.
Patryk
Pytasz: „Czy posiadanie, powiedzmy, dwójki dzieci w wieku 30 lat automatycznie nas przesuwa w stronę czerwonej linii? „
Niekoniecznie, choć często tak się zdarza. Znam jednak osoby około 30 którym posiadanie dziecka nie przeszkadza w posiadaniu umusłu wolnego od większości ograniczeń, o których pisałem w poście. Jeszcze raz podkreślam – ta wolność rozgrywa się w naszych głowach!!
Robert
Piszesz: „Znam wiele osób, które mimo młodego wieku (20-25lat) bardzo mocno kierują się tym, czego wymagają od nich ‘normy’ narzucane przez społeczeństwo i media. „
Ja tez, dlatego napisałem ten tekst :-)
number1stunner
Piszesz: „decyzję o “rozgałęzieniu i pójściu po czerwonej lub zielonej linii” można podejmować w każdym wieku.”
Tak było zawsze. To, o czym pisze to praktyczne wykorzystanie tej możliwości.
FanBiznes
Piszesz: „decyzję o “rozgałęzieniu i pójściu po czerwonej lub zielonej linii” można podejmować w każdym wieku. „
O tak!! I to prowadzi do bankructwa tradycyjnych metod zarządzania ludźmi :-) Nowe pole do popisu dla mnie :-)
Dalej: „Z drugiej strony ja wstrzymuję decyzję o potomstwie właśnie dlatego aby pozostawić sobie możliwość większej swobody. „
Witaj w klubie, ja tak robię juz od kilkudziesięciu lat :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS:
FanBiznes, teraz zobaczyłem, że ten nick nie należy do określonej osoby, lecz jest to nazwa blogu prowadzonego przez kilku anonimowych autorów. Proszę aby w przyszłości posługiwać się tutaj bardziej spersonifikowanym nickiem. Kiedyś o tym pisałem, może nie było Was wtedy na naszym blogu
Pozdrawiam
Alex
Od zawsze mam wrażenie, że normy i oczekiwania społeczne są w większości kwestii sprzeczne do tego stopnia, że ciężko jest wyciągnąć jakiś wspólny mianownik. Niektórzy nauczyciele w szkole chcieli żebym była cicho, inni prowokowali mnie do dyskusji. Niektóre koleżanki chciały, żebym z nimi chodziła na roraty, inne wolały chodzić do baru na wódkę i całować się z chłopakami. Moi pierwsi pracodawcy oczekiwali ode mnie, że będę dyspozycyjna i będę wystrzegać się ciąży – lekarz mówił, że już czas na dziecko. Moja matka chciała, żebym „ułożyła sobie życie”, ale jej zdaniem nie urodził się jeszcze wystarczająco dobry kandydat na męża dla mnie. Kościół chciał, żebym była cnotliwa, kobiece magazyny żebym była seksbombą itd.
Ciekawa jestem Alex jakie Ty dostrzegasz uniwersalne prawidłowości presji społecznej i co Twoim zdaniem konkretnie składa się na to niewolnictwo, któremu, jak piszesz, poddaje się większość ludzi między 20 a 35 rokiem życia.
Ja mam to szczęście, że w ramach psychoterapii, uświadomiłem sobie różne myśli i wymagania, które nie były moimi własnymi. Po ich pozbyciu się wszedłem na drogę własnego rozwoju, poznałem to czego ja, a nie moi rodzice, chcę. Teraz kontynuuję mą własną drogę :).
Może gdyby nie spotkanie i rozmowy ze wspaniałym człowiekiem psychoterapeutką czekałbym do 40, by wybrać zieloną linię. Teraz – w wieku 25 lat – ten moment mam już za sobą :).
update:
Alex, to też po części Twoja zasługa.
Ostatnio przeczytanie posta o obiektywnej i subiektywnej rzeczywistości wskoczyłem na kolejny poziom! Dzięki!
Ok, po przemyśleniu wszystkiego jeszcze raz, zgadzam się, że wszystko rozgrywa się w głowie. Za bardzo zasugerowałem się wspomnianym postem o dwóch rodzajach wolności.
Nasuwa mi się na myśl jeszcze jedna kwestia: co powoduje, że w pewnym momencie jedni ludzie podążają „zieloną” linią, a inni pozostają na „czerwonej”. Jaka Waszym (Alexa i Czytelników) zdaniem jest tego przyczyna. Wg. mnie można wyróżnić trzy przypadki:
1. Nagłe zdarzenie powodujące przewartościowanie dotychczasowego życia;
2. Długotrwałe zmęczenie dotychczasowym życiem, co skutkuje eksperymentowaniem i dojściem na „zieloną” linię;
3. Zwyczajnie uświadomienie sobie tego faktu, np. po przeczytaniu jednego z postów na Blogu Alexa :)
Ps. Chciałem jeszcze dodać pk 4. Bezsenność, jak w przypadku Elfriede :) , ale myślę, że można to podciągnąć pod nr 3.
Ps. Pomyłka, oczywiście chodziło mi, że przypadek Elfriede można zaliczyć pod nr 2, czyli długotrwałe przemęczenie dotychczasowym życiem.
Alex – Twój wykres jest dla mnie taką metaforą lotu samolotem. Jako dzieci latamy, a potem zmuszani jesteśmy do wylądowania i lecimy w dół. Są młodzi ludzie którzy w czasie tego przymusowego lądowania się rozbijają, inni nadal lecą kilkanaście metrów nad ziemią ryzykując cały czas katastrofę. Coś wysokie stanie na naszej drodze i ciach samolotem rozbijamy się o drzewo. Dopiero z czasem, dochodzi do wniosku ze nie ma sensu słuchać kontrolerów naszego lotu i się po prostu wznieść w górę.
Cześć,
Maćku, fajnie że porównujesz ten wykres do samolotu, dziedziny jakże mi bliskiej, ale o tym za chwileczkę.
Mam 22 lata, studiuję. Będąc nastolatkiem byłem bardzo zakompleksiony. Za bardzo zwracałem uwagę na to co mówią inni. Było dla mnie oczywiste że to ich opinia jest opinią ostateczną i obiektywną (ehh ta TV). Wtedy właśnie kierowałem się tym czego oczekiwało otoczenie, a co było sprzeczne (Rodzice vs koledzy). Poznałem Alexa (w Pile, 2003r) znając Go przedtem przez internet. Zobaczyłem że można być innym człowiekiem niż inni – uśmiechniętym i szczęśliwym. Zacząłem kombinować 'co jest nie tak’ ze mną. Powoli eksperymentując i słuchając własnego rozumu/sumienia/serca wyszedłem z 'dołka’ o którym piszę powyżej. Przekonałem się że żyjąc w/g siebie i nie bedąc zniewolonym przez konwenanse społeczne można być fajnym człowiekiem. Szczęśliwie na tym blogu znalazłem sformułowanie, rozwinięcie i zapis niektórych moich przemyśleń.
Prawdziwe poczucie względności rzeczywistości (tak to nazywam) poczułem dopiero gdy zacząłem latać na paralotni. Będąc tam wysoko pośród chmur czuję że żyję. Jestem wolny. Lądując wracam na ziemię, do tutejszych spraw, ale w głowie nadal mam świadomość że to co się tutaj dzieje jest względne (każdy ma swoją opinię i wyznaczniki) poprzez co większość z nas jest zniewolona. Zdając sobie sprawę, że wymagania społeczne (które jak wspomiała Magda) są sprzeczne nie widzę kompletnie sensu trzymać się ich (w granicach prawa oraz etyki oczywiście). Szkoda że tylko niewielki odsetek społeczeństwa zdaje sobie z tego sprawę.
Pozdrawiam serdecznie
Łukasz
Alex, obraz wystarczy za tysiąc słów. Dzięki za wykres! Dla mnie inspirująca jest pierwsza część wykresu, tzn. ściąganie dzieci z naturalnego poczucia wolności do norm społecznych. Myślę, że temat jest globalny, zresztą wyłapany też przez Godina w Linchpin. W Polsce mamy do tego bezmyślny odruch naśladowania złych wzorców z USA i Europy Zachodniej: „synku szczytem Twego szczęścia będzie niewolnicza kariera w korporacji i zarabianie w celu hipnotycznej konsumpcji niepotrzebnych dóbr i usług”.
Nauczyciele (też prywatni) są opłacani, aby wyplenić z młodej głowy pasję i chęć zmiany świata, a zastąpić je WIEDZĄ.
Jeśli chcemy szczęścia naszych dzieci to sami uwierzmy (a potem spontanicznie powiemy to nauczycielom i dzieciom), że w życiu ważne jest poczucie szczęścia, a nie poczucie posiadania ogromniej wiedzy!
„U większości młodych ludzi z tzw “pokolenia Y” obserwuję, że ta zielona linia zaczyna funkcjonować już w wieku 18-20 lat kiedy zaczynają podejmować samodzielne decyzje życiowe i Ci młodzi ludzie wybierają “własną drogę”, często wolną od oczekiwań i “wygodnych schematów” jakie usiłuje narzucać społeczeństwo.”
Chciałbym trochę do tego nawiązać. Sam jestem młodą osobą i na moje oko, sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Dużo młodych osób staje się również „uzależnionymi” konsumentami.
Z jednej strony (tak jak w przytoczonym komentarzu) wydają się wolni. Podważają równanie, w którym opinie i mity są prawdami i faktami. Robią co chcą i wiedzą, czego chcą. Wyłamują się ze standardów i schematów monotonnego życia.
Z drugiej strony odrzucają to, co nie jest wygodne na rzecz łatwej konsumpcji. Wybierają, to czego chcą, jak produkty z barwnego katalogu. Wszystko jest w zasięgu – wystarczy żądać tego. Najpierw od innych, a gdy jest się „niezależnym” finansowo, od własnej karty kredytowej. Reklama jest impulsem budzącym pragnienie dóbr. Te dobra wydają się niegroźne. Niby nie zmuszają nas do określonego stylu życia, ale już możliwość ich kupowania tak. IPhone, telewizor 3D, nowy samochód, wielkie mieszkanie, imprezy, dalekie wyjazdy, itp. – nie są to tanie „dobra”. Coraz więcej kredytów, zobowiązań na wiele lat i coraz więcej godzin w pracy, by je spłacić. Wystarczy spojrzeć na ulice i wpaść w pułapkę: „Skoro innych na to stać? To czemu ja mam z tego rezygnować?” Moim zdaniem to też nie jest wolność. Zwłaszcza, gdy nagle stracimy pracę i braknie na odsetki.
Dlaczego poruszyłem ten temat? Bo wiele osób może być silnie przekonanych, że ich życie się zmienia (jak „zielona linia”), a może być to jedynie złudzenie kreowane w ich głowie.
Może nam się wydawać, że pokonaliśmy problem, ale paść ofiarą innego. Zdawać się, że widzimy prawdę, ale nadal widzieć jedynie złudzenie.
Czy określenia kryzys wieku średniego nie używa się czasem do określenia nieprzyjemnego stanu polegającego na uczuciu zmarnowania życia czy wrażeniu że coś umknęło ?
Nie jest to po prostu chorobowy stan mogący zakończyć się depresją lub bezsensownym zatracaniem w konsumpcji (np. sportowy samochód) ?
Ty opisujesz to jako próbowanie, podążanie za kolejnymi uszczęśliwiaczami lub odrzucenie cudzych programów i oczekiwań.
Ja mam wrażenie, że problemem nie są programy czy schematy a to czy dobrze się w nich czujemy.
Bo jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ?
Piszesz o ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa. Gdzie takie oczekiwania się znajdują (szczególnie te o samochodzie czy mieszkaniu)?
Piszesz: „(ciach), to możecie pomyśleć, czy naprawdę życie daje Wam to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie.”
Kim jest to coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ?
Jeżeli to coś jest potrzebujące to jak może być wolne ? Nie jest czasem: zniewolone przez swoje żądze a szczęśliwe może być tylko wtedy gdy je zrealizuje i rzuci się na kolejne ? Gdzie tu wolność?
Pozdrawiam
Kleks
Witam
Patrząc na wykres wolności uświadomiłem sobie pewną anormalię, tzn część ludzi z powrotem traci wolność w momencie jak stają się dziadkami. Powierzchownie udają że są szczęśliwi, ale mam wrażenie że tak w rzeczywistości nie jest i na ogół odnoszę wrażenie, że to kolejny balast w ich życiu. Oczywiście twierdzenie to nie może dotyczyć wszystkich, ale jest taką moją obserwacją :)
Pozdrawiam
U mnie wyglądało to w ten sposób: kiedyś dawno, dawno temu leżałem na leżance a pielęgniarka z przerażoną miną krzyczała „nie zamykaj oczu…nie usypiaj” Po tym wszystkim zobaczyłem i poczułem świat w innych barwach, zapachach i smakach :). Oczywiście są momenty a czasem niestety trochę dłuższe, że zapominam po co żyję i jak ten dzięcioł stukam głową w beton. Na szczęście nie jest to często.
Co do dzieci – to warto je mieć. To wspaniałe przeżycie. Nie warto długo czekać. Warto a nawet trzeba nie ograniczać ich w rozwoju. Uczyć podejmować decyzje i żyć pełnią życia. Bo przecież kasa, fura i komóra to nie to do czego zmierzam.
Witajcie!
Alex, w ubiegłym tygodniu przekonałam się osobiście co takiego jest na Wyspach Kanaryjskich, że spędzasz tam co roku zimę. Rozumiem Cię, popieram i zazdroszczę :)
To właśnie tam nabrała konkretnych kształtów myśl, że skoro przekroczyłam już pewną granicę wieku, to może czas zacząć żyć na poważnie, niezależnie od opinii i standardów innych ludzi. Wypracować własne reguły i zobaczyć co z tego wyniknie.
I tak jakoś się złożyło, że właśnie teraz napisałeś o tym post :) Pozdrawiam!
Kiedy przez lata różni ludzie wokół mówią, co warto, a czego nie warto, jak należy a jak nie należy żyć, co ma wartość, a co nie, wyliczają, do czego doszedłeś a do czego inni doszli – łatwo popaść w „niewiedzę o sobie”, żyć bez refleksji nad tym, czy to „moje” czy „narzucone”. Nawet tutaj w komentarzu do postu o wolności, która „dzieje się w głowie” czytam, że dzieci warto mieć, „bo to wspaniałe przeżycie”, że nie warto z tym czekać – i jest wypowiadane jako prawda absolutna czy zalecenie dla wszystkich (nie mówię o intencji autora a o samym komunikacie, bo intencji nie znam). A ja nie mam i żyję – i czuję się w pełni kobietą, spełnioną. :-)
Do przejścia na zieloną linię trzeba według mnie:
– świadomości siebie – jest to pierwszy krok i konieczny – odnaleźć, zidentyfikować, co to jest to „po mojemu”, „moje”.
– odwagi, by zacząć żyć „po swojemu”, by podjąć działanie i podjąć także pewne ryzyko – to odwaga realizacji tego i wewnętrzna zgoda na niekiedy „bycie odmieńcem”; sama wiedza o sobie bez działania w kierunku realizacji nie postawi nas na zielonej linii, a jedynie spowoduje dyskomfort bycia dalszego na czerwonej przerywanej.
– gotowości zapłacenia „ceny” – ta własna droga i własna wolność ma swoja określona dla każdego „cenę”. Dla mnie oczywiste jest, że ta cena jest stosunkowo niska w porównaniu z korzyściami i komfortem życia (nie mówię o komforcie materialnym), ale ona jest.
Połączenie tych trzech elementów nie jest wcale takie łatwe, może dlatego wielu ludziom zabiera lata, a inni nigdy tego nie osiągają.
Podobnie jak Tadeo wypowiedział się tu tutaj o dzieciach – inni mówią o stałej pracy, pracy „na stanowisku”, o konieczności awansów, o konieczności posiadania własnego M, o samochodzie jako czymś oczywistym. Samochodu – podobnie jak dzieci – też nie mam :-) Ta wolność, o której Alex pisze, nie sprowadza się do rezygnacji z „kasy, fury i komóry” a do świadomego wybierania tego, co dla mnie ważne, co zgodne ze mną a nie z innymi.
Dla mnie najtrudniejszy moment to moment decyzji połączonej z podjęciem działania, czyli na Alexa wykresie miejsce rozwidlenia się linii czerwonej na przerywane zielona i niebieską. I początek nowej drogi, gdy jeszcze czerwona przerywana linia jest na tyle blisko, że przyciąga znajomością, pozorna oczywistością, powszechną akceptacją, pokusą rywalizacji. To moment, gdy zielone jeszcze na tyle małe, ze trudno się rozsmakować, a czerwone już na tyle obok, że jeszcze oddziałuje.
W moim życiu to wchodzenie na zieloną linie nie stało się tak od razu. Dzieje się. W specyficzny sposób, mianowicie w różnych obszarach, sferach swojego życia w innym czasie schodzę z czerwonego na zielone.
Dla każdej z kilku sfer życia jakie wyróżniam (umownie) można by narysować osobny taki wykres, bo :wybicie: nastąpiło w różnym czasie, a niekiedy jeszcze nie nastąpiło. Pewnie dlatego, że świadomość siebie w poszczególnych sferach odkrywam w różnym czasie, a niekiedy potrzeba mi więcej czasu na zdobycie odwagi i działanie.
U mnie pod względem wieku zmiany i pierwsze spotkania „z zielonym” miały miejsce w okolicach trzydziestki. I proces ten trwa nadal … Z kolejnymi „wejściami na zielone” jestem coraz bardziej „zachłanna” i coraz większą mam potrzebę „zielonego” w innych sferach życia.
Pozdrawiam, Ewa
Witajcie,
dawno mnie tutaj nie było…
Alexie, zgadzam się z tym co tutaj napisałeś.
Nasze nawyki myślowe, czyli to jak postrzegamy siebie i rzeczywistość w dużej mierze wynika z presji najbliższego otoczenia, społeczeństwa, czy norm kulturowych w których dorastamy. Po prostu pewne rzeczy stają się dla nas NORMAlne, a inne nienormalne, dziwaczne i niepokojące. Przejaskrawiam tutaj rzecz jasna sytuację, ale często pod etykietką nienormalne umieszczane są te zjawiska, które nie dają się umieścić w jakiejś kategorii. A nie te, które wykraczają poza zdrowy rozsądek. Zresztą, czy pojęcie zdrowego rozsądku też nie jest kształtowane kulturowo :)?
Co ciekawe, że wraz z tym luzem, który w miarę dorastania gubimy, tracimy także kreatywność. W końcu nie musimy projektować wizji naszego życia, bo gotową wizję dostajemy niejako w spadku.
Kilka dni temu rozmawiałam, z pewną osobą, która skarżyła się na nadmiar wolnego czasu, zasugerowałam jej, że może wykorzystać ten czas na uczenie się:)…reakcja tej osoby… że studia już dawno skończyła i niejako proponując jej by się uczyła podważam jej kompetencje…jest dla mnie takim klasycznym przykładem jak funkcjonuje skrypt edukacyjny:), który nie wychodzi poza ramy uczelni.
Pozdrawiam
Teresa
choć nigdy nie miałam okazji sie wypowiedzieć, jak zwykle Twój post Alexie zrobił na mnie duże wrażenie :-)
tym razem mam taką refleksję, że znacznie trudniej jest „wrócić na zieloną ścieżkę „, kiedy to nie normy społeczne i oczekiwania innych stoją na straży poprawności, normatywności i bycia tzw. „normalsem”, bo z tym można jednak zawalczyć, ale wewnętrzne pragnienie i chciejstwo, gdzie się chce „być”, co chce się „mieć” i jak się chce „pokazywać” (taka inna metafora dla: skóra, fura i komóra).
pozdrawiam serdecznie,
ladies_view
Te nakazy / oczekiwania itp. coś społeczeństwu, mediom i ludziom dają – tzn. jeśli ktoś ma na nas wpływ mentalny, to może czerpać z tego korzyści, na przykład:
– biznes kształtując nasze postawy, oczekiwania i potrzeby (tzn. marketing :) zapewnia sobie rynek zbytu na swoje produkty
– znajomi kształtując nasze opinie, zachowania itp. mogą zaspokajać swoje potrzeby aprecjacji, bliskości, finansowe, opieki, wsparcia itp.
Nie oceniam w tej chwili tych potrzeb ani biznesu, ani poszczególnych ludzi (jedne i drugie są zrozumiałe i sam takie mam w obu rolach :) – niemniej tak po prostu jest, że ludzie zaszczepiają nam w umysłach rzeczy, które są przede wszystkim dla nich korzystne. Np. dlacego ja piszę bloga? Poza innymi powodami, na pewno też dlatego, że czuję, iż zaszczepiam w ten sposób w umysłach moich czytelników myśli, które dla mnie jakoś będą korzystne (np. że warto się rozwijać w pewnych obszarach i może kupią kiedyś coś ode mnie jak będę miał odpowiedni produkt).
Wyrwać się z takich ograniczeń mentalnych jest trudno — podwójnie: bo trzeba to „stare” zastąpić czymś „nowym” i przekonać siebie do tego nowego i zaryzykować, żeby żyć/działać inaczej — a potem jeszcze inni ludzie, zwłaszcza ci co widzą zmianę /nowe podejście, zaczynają nas wtłaczać w poprzedni świat – atakują nas (nawet jeśli nie wprost), chcą wyjaśnień, nie podoba im się to, dziwią się temu, nie rozumieją, bronią się przed tym tak jakbyśmy im coś imputowali swoją postawą itp. itd.
Im więcej sam się wyrywam, tym lepiej i ciekawiej mi się żyje :) Mam w tym już dość długą praktykę – zawsze robiłem różne rzeczy po swojemu, czasem nawet dla zasady; pod koniec studiów postawiłem się rodzinie, a także znajomym, w oparciu o dość solidnie przemyślane poglądy.
Ludzie czasami mówią, że „tak, dobrze jest robić inaczej niż większość, ale z głową, bo dla zasady to bez sensu”. A ja z doświadczenia wiem, że jako trening w samodzielnym myśleniu out-of-the-box i oporze wobec nacisku innych osób, trening w niezależności psychicznej i wierze we własne poglądy, to takie postawienie się dla zasady bardzo dużo daje. Przez całe liceum nic mi nie można było powiedzieć (ośli upór :), to potem prościej było mi się sprzeciwiać jak już miałem sensowne argumenty albo gdy druga strona nie miała żadnych. Nie jest to może najlepsza droga, ale wystarczyła. Jak się do tego dołoży samodzielne wyciąganie wniosków i wiedzę, to w biznesie czy bliskich relacjach bardzo potem nas cenią za to, że „nie wpada w grupowe myślenie” i „mówi, co myśli”. To wymaga nie tylko odwagi, ale i taktu oraz wyczucia, czy, kiedy i jak sprzedać swoje inne wartości / spojrzenie / podejście.
Witaj Alex,
Interesujący wpis – tym bardziej, że z obrazem (te zawsze oddziałują na mnie mocniej niż tekst).
Nie jestem przekonany do uzależniania momentu rozejścia się obu narysowanych przez Ciebie linii od wieku.
Według mnie istotniejsza tutaj jest samoświadomość własnych pragnień i przekonań oraz odwaga by wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
Tą samoświadomość można uzyskać zarówno w wieku 20 -tu, jak i 60-ciu lat…
Sądzę, że opisane przez Ciebie zjawisk nie wiąże się z tzw. kryzysem wieku średniego.
Mam tutaj podobne zdanie, do wyrażonego w swoim komentarzu Kleksa
Witam serdecznie!
Alex, Twój blog spadł mi z nieba. Od tygodnia czytam go i jestem pod wrażeniem Twoim oraz niektórych osób tutaj piszących.
Nawiązując do tego postu chcę napisać o moim przypadku. Moje życie przebiega tak jakoś dziwnie, że raz jestem na lini czerwonej raz na zielonej, a innym razem gdzieś w zawieszeniu, wypadam poza ten układ.
Od wczesnych lat nastoletnich wiedziałam, że nie chcę żyć tak jak większość ludzi. Ciągnęło mnie do świata, podróży, różnorodnych zainteresowań itd. Moją głowę wypełniały marzenia, nawet te wielkie. Poważny kryzys między tym „co ja chcę”, a tym „co się powinno” nastąpił pod koniec podstawówki, gdy trzeba było wybrać dalszy kierunek kształcenia. Rodzice w zasadzie do niczego mnie nie zmuszali. Może powinni? Skończyło się jak u większości na ogólniaku i zastanawianiu co potem? Potem też nic się nie wyklarowało. Z braku konkretnego pomysłu co ze sobą zrobić starałam się postępować tak jak wszyscy chociaż nie zawsze się „udawało”. Np. trzy razy zmieniałam kierunek studiów.
Gdy obserwowałam jak znajomi, kuzynostwo i cała reszta po kolei kończą szkoły, studiują, znajdują pracę, statkują się i ciągną do emerytury biłam się z myślami czy też tak chcę żyć? Z jednej strony zazdrościłam im, że mają w miarę poukładane życie i wiedzą czego chcą. Z drugiej strony wiedziałam, że są też ludzie, którzy żyją w sposób niebanalny, inaczej niż wszyscy i im też zazdrościłam. W wyniku tego wszystkiego czułam się rozdarta, niezdecydowana, NIEROZUMIANA, skołowana i często nieszczęśliwa. Poczucie wartości z biegiem lat zmniejszało się, kompleksów przybywało, zamykałam się w sobie.
Poziom luzu zawsze u mnie spadał gdy znajdowałam jakąś stabilną pracę w moim mieście. Po pół roku zazwyczaj zaczynałam mieć dość trybu praca – dom, praca – dom i nachodziła mnie tęsknota za czymś nowym, dalekim i nieznanym. Zaczynałam szukać, później pakowałam się i wyjeżdżałam. Bałam się jak diabli rzucić wszystko ale i tak ryzykowałam.
Wówczas zaczynał się etap „linii zielonej”. Życie na większym luzie, ciekawsze, poznawanie nowych ludzi, miejsc, nowa praca, próbowanie różnych przyjemności i możliwości. Jednak wszystko do czasu. W pewnym momencie emocje opadały, nadmiar wrażeń męczył i zaczynały mnie nachodzić wątpliwości czy życie na walizkach to coś co mi rzeczywiście odpowiada? I znowu wszystko rzucałam, wracałam do rodzinnego domu i odcinałam się na jakiś czas od wszystkiego. Nie wiedziałam co robić dalej i moje życie wchodziło w etap stagnacji lub zawieszenia.
I tak na przemian te etapy w moim życiu się przeplatały.
W rezultacie nigdy nigdzie na dłużej się nie zatrzymywałam, nie byłam w stanie wytrwać w jednym miejscu lub pracy dłużej. Podobnie miała się sprawa z ludźmi. Z nikim na dłużej nie udało mi się utrzymać znajomości, nawet luźnego kontaktu. Ciagle myślałam, że dużo fajnych możliwości i okazji stracę jeżeli gdzieś utknę. Chciałam zjeść ciastko i mieć ciastko.
Spowodowane to było chyba tym, że ciągle nie do końca wiedziałam co chcę w życiu robić i dalej nie wiem. Szczerze przyznam, że już mnie to męczy, że jeszcze nie znalazłam zajęcia, które lubiłabym robić i przynosiłoby mi satysfakcję finansową. Moje cv dla pracodawców, zwłaszcza polskich jest zapewne nie do zaakceptowania. Dorzucić do tego jeszcze trzeba to, że zawsze przejmowałam się opinią innych na mój temat, niezdecydowanie, niepewność i frustracja gotowa.
Tak to wielkim skrócie wygląda. Bardzo dużo istotnych aspektów tłumaczących dlaczego własnie tak, a nie inaczej postępuję w życiu pominęłam by ten post nie ciągnął się w nieskończoność.
W obecnej chwili znowu jestem na etapie zawieszenia. Myślę intensywnie jak z tego wybrnąć? Ciagle nie widzę światełka w tunelu. Ale… Tutaj Alex (nie wiem za bardzo jak odmieniać Twoje imię stąd forma mianownika) muszę Tobie podziękować, bo uświadomiłeś mi jedną ważną rzecz. Dotychczas myślałam, że wszystkie moje pomysły, decyzje i czyny to jedna wielka porażka, gdyż nie doprowadziły mnie do pieniędzy, kariery, stabilizacji, zamążpójścia itp. W zasadzie nie mam czym się pochwalić przed moimi rówieśnikami (w ich mniemaniu). Jeszcze 10 dni temu czułam się przegrana.
Teraz po lekturze tutejszych postów i komentarzy zrozumiałam, że to wszystko co mnie do tej pory spotkało może ma jakiś sens i było potrzebne. Na pewno dzięki temu uniknęłam kilka wpadek lub kotwic, o których wspominasz takich jak kredyt na 30 lat, kiepski związek, rodzicielstwo, utknięcie w znienawidzonej pracy itp. Teraz na 100 procent jestem przekonana, że w dalszym ciągu nie chcę powielać modelu życia przeciętnego polskiego 30-latka/i (oczywiście szanuję ich wybór). Uświadomiłeś mi, że jestem wolna i mogę żyć na większym luzie. Jeszcze tylko nie wiem jak wykorzystać moją wolność i dotychczasowe doświadczenia aby zwiększyć własną wartość rynkową (suskces finansowy, ciągle mi się marzy) oraz jako człowieka, kobiety, córki, siostry itd.
Pozdrawiam
Monika M.
Ps. Mam nadzieję, że nie wyszło zbyt chaotycznie.
Magda
Dziękuję że zwracasz uwagę na sprzeczność wielu norm i oczekiwań społecznych :-)
Jeśli chodzi o prawidłowości presji społecznej, to tego tematu specjalnie nie studiowałem, wolałem skoncentrować sie na jej rozpoznaniu i „unieszkodliwieniu” w moim życiu.
Pytanie „co Twoim zdaniem konkretnie składa się na to niewolnictwo „ zasługuje, jeżeli jest taka potrzeba, na osobną dyskusję i już to zanotowałem.
Jakub
Jeżeli w wieku 25 lat jesteś rzeczywiście na zielonej linii, to gratuluję :-)
Wszelkie Twoje przemiany są Twoja zasługą, inni ludzie (mnie wliczając) mogą co najwyżej być katalizatorami
Marcin Reszka
Bodźce do przejścia na zieloną linie mogą być takie jak opisałeś, na napisałem ten post dla punktu 3 :-)
Maciej
Piszesz: „Są młodzi ludzie którzy w czasie tego przymusowego lądowania się rozbijają, inni nadal lecą kilkanaście metrów nad ziemią ryzykując cały czas katastrofę. „
Nie widzę tego az tak dramatycznie. Większość ludzi, którzy poruszają się po czerwonej linii ma po prostu szare i pełne frustracji życie, a na tych z zielonej patrzą podejrzliwie dopatrując się u nich „drugiego dna”
Łukasz Studniarz
Nie wiedziałem, że tak krótkie spotkanie podczas imprezy modelarskiej pozostawiło tak trwałe skutki :-)
Pomyśl, że Ty masz teraz 22 lata a ja byłem zakompleksionym człowiekiem do około 28 roku życia!! Masz sporą przewagę, nieprawdaż? Zrób z tego właściwy użytek!!
Piszesz: „Szkoda że tylko niewielki odsetek społeczeństwa zdaje sobie z tego sprawę. „
Pomyśl ilu znanych polityków i dziennikarzy żyłoby w nędzy, gdyby było odwrotnie :-)
Swojak
Piszesz: „temat jest globalny, zresztą wyłapany też przez Godina w Linchpin. „
Którą tezę Godina masz teraz na myśli?
Dalej: „Jeśli chcemy szczęścia naszych dzieci to sami uwierzmy (a potem spontanicznie powiemy to nauczycielom i dzieciom), że w życiu ważne jest poczucie szczęścia, a nie poczucie posiadania ogromniej wiedzy! „
Może wystarczy, że sami będziemy autentycznie szczęśliwymi ludźmi, wtedy automatycznie staniemy sie atrakcyjnymi wzorcami dla dzieci? Pamiętam jak kiedyś 10 letnia córka mojej ówczesnej partnerki przyszła kiedyś do mnie i ze smutkiem powiedziała: „Boję się, że jak dorosnę to będę musiała żyć jak większość ludzi a nie tak jak wy” . Po takim wstepie dalsza rozmowa „wychowawcza” była bardzo ułatwiona :-)
Konrad
Dobra uwaga z tym pozornym pobytem na zielonej linii. Temu złudzeniu ulega sporo osób, które spotykam, co często bardzo nieprzyjemnie się kończy
Kleks
Sa i takie definicje. Z drugiej strony często facetów, którzy po latach bycia mrówką robotnicą spędzającą czas pomiędzy nieciekawą pracą a osobiście wyhodowanym „smokiem domowym” zaczynają poszukiwać samego siebie deprecjonuje sie powiedzeniem, że przechodzą kryzys wieku średniego. To miałem na myśli w głównym poście.
Wyzwalanie się z niewoli schematów i ograniczeń nazywane jest chorobą :-)
Pytasz: „jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ? „
Moim zdaniem nie jest wolny, ale jak wspomniałem w głównym poście całą ta dyskusja nie jest dla niego
Dalej: „Gdzie takie oczekiwania się znajdują (szczególnie te o samochodzie czy mieszkaniu)? „
Po pierwsze oczekiwanie, że trzeba posiadać własne mieszkanie. Potem „właściwy” standard jego wyposażenia itp. Rozejrzyj się, znajdziesz sporo innych.
Co dokładnie masz na mysli pytając: „Kim jest to coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ? „
Ja mówiłem o głębokiej i szczerej autorefleksji.
Jeżeli chcesz dyskutować o końcówce Twojego komentarza to wyjaśnij proszę dokładnie o co Ci chodzi.
Jarek Bednarz
Piszesz: „część ludzi z powrotem traci wolność w momencie jak stają się dziadkami. „
To niekoniecznie pokrywa sie z moimi obserwacjami. Jak ktoś naprawdę posmakował wolności zielonej linii, to nie tak łatwo da sobie ją odebrać.
Tadeo
Dobrze że nie usnąłeś wtedy!
Co do tego wszystkiego ma temat dzieci, jest dla mnie zagadką :-)
Madragora
Witaj w klubie :-) Teraz podciągnij tę zielona linie tak wysoko jak się da i będzie Ci sprawiać przyjemność :-) Pisałem o tym w poście http://alexba.eu/2007-01-14/rozwoj-kariera-praca/czy-juz-posmakowales-twoich-marzen/
Ewa W
Dziekuję za bardzo opisanie szczególnie momentu przejścia z czerwonej, „oczywistej” linii na zieloną. Rzeczywiście tak jest u wielu ludzi, podobnie było u mnie.
Teresa Chramiec
Piszesz o tamtej znajomej: „reakcja tej osoby… że studia już dawno skończyła i niejako proponując jej by się uczyła podważam jej kompetencje „ jest przykłądem problemu, o którym pisałem w poście http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Ladies_view
Piszesz: „trudniej jest “wrócić na zieloną ścieżkę “, kiedy to nie normy społeczne i oczekiwania innych stoją na straży poprawności, normatywności i bycia tzw. “normalsem”, ….., ale wewnętrzne pragnienie i chciejstwo, gdzie się chce “być”, co chce się “mieć” i jak się chce “pokazywać” „
A skąd sie to bierze? Niemowlę raczej nie wykazuje takiego chciejstwa :-)
Jakub Petrykowski
Piszesz: „ludzie zaszczepiają nam w umysłach rzeczy, które są przede wszystkim dla nich korzystne. „
Tak bywa, ale nie zawsze.
Dalej słusznie stwierdzasz : „potem jeszcze inni ludzie, zwłaszcza ci co widzą zmianę /nowe podejście, zaczynają nas wtłaczać w poprzedni świat – atakują nas (nawet jeśli nie wprost), chcą wyjaśnień, nie podoba im się to, dziwią się temu, nie rozumieją, bronią się przed tym tak jakbyśmy im coś imputowali swoją postawą „
O tak!! :-) to można zaobserwować nawet na tym blogu :-)
Wojciechdudziak
Piszesz: „Nie jestem przekonany do uzależniania momentu rozejścia się obu narysowanych przez Ciebie linii od wieku. „
To nie o Twoje przekonanie chodzi na tym wykresie, lecz o pokazanie mojej osobistej i jak wspomniałem subiektywnej obserwacji wynikającej z wieloletnich kontaktów z bardzo różnymi ludźmi.
Monika M.
Dziekuję za bardzo interesujący i szczery komentarz.
Ważne, że widzisz, że pozorna porażka postawiła Cie w bardzo wygodnej pozycji do dalszego poszukiwania zadowolenia w życiu. Teraz tylko to wykorzystać!!
Jeśli chodzi o dylemat pomiędzy stabilnością, a byciem w ciągłym ruchu, to jest to dość powszechny dylemat kiedy masz wiele możliwości wyboru. I wcale nie chodzi tutaj o to, aby mieć ciastko lub zjeść ciastko. Myślę, że my jako istoty ludzkie potrzebujemy odmiany tego, co dzieje się w naszym zyciu i całe wyzwanie polega na znalezieniu odpowiednich, indywidualnych proporcji pomiędzy ta stabilnością a ruchem. Ja ciągle jeszcze optymalizuję te proporcje i bardzo jest mi z tym dobrze :-) Oczywiście wymaga to znalezienia po drodze właściwych ludzi do takiego życia, ale to jest łątwiejsze niż się wydaje :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Alex Zastanawiam się nad Twoim komentarzem do wypowiedzi Kleksa: „”„jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ? „
Moim zdaniem nie jest wolny”” i „wszystko rozgrywa się w głowie”. Jak zwykle – odnoszę post do siebie i wychodzi mi tak:
na pozór moje życie jest zgodne z oczekiwaniami społecznymi – przynajmniej niektórymi – wyszłam za mąż, mam dzieci, dom, brałam jakieś kredyty itp. Z drugiej strony – przez około 20 lat mojego dorosłego życia musiałam się uodpornić na pytania typu „a dlaczego nie zrobicie… jak to wygląda?”, „jak możecie…?”, „czy to rozsądne, żeby…?” ponieważ zawsze istnieją jakieś normy, które ignoruję z pełną świadomością ich istnienia. A więc z mojego punktu widzenia w głowie mam luz nawet jeśli nie mam chwilowo pełnej swobody życiowej. Po przeczytaniu posta zastanawiam się na jakiej linii się znajduję?
Zbliżam się do punktu zwrotnego na Twoim wykresie – tj do 40 roku życia i „syndrom zamykających się drzwi” nie brzmi abstrakcyjnie. Pracuję z osobami, z którymi teoretycznie powinnam znaleźć wspólny język ponieważ np. mamy dzieci w podobnym wieku – jednak moje doświadczenia (związane np. z kilkoma przeprowadzkami związanymi z dużą zmianą trybu życia) i poglądy na wiele spraw są zupełnie inne niż moich rówieśników. Widzę uciekające szanse i kurczące się możliwości – na razie mam wrażenie, że ciągle mnie to nie dotyczy – ciągle czuję, że jestem na początku drogi, ale czy sama siebie nie oszukuję? Mam wrażenie, że dostaję od życia to czego naprawdę potrzebuję – chociaż z niektórymi rzeczami czekam aż dorosną mi dzieci (wszystko ma swoją cenę – jak pisze Ewa W.) – ale może tylko mi się wydaje?
Jak zwykle – postawiłeś ciekawe pytania – dziękuję :-) Będę się zastanawiać jeszcze dobrych kilka dni…
Bardzo fajny wpis Alexie.
To taki typowy amerykański luz. I przede wszystkim podnosi on znacznie poziom pewności siebie.
Niestety także znam dużo młodych i starszych ludzi, którzy są na „czerwonej linii” – choć czasem trudno ocenić, kto jest na jakiej. Np. ze trzy razy dzisiaj słyszałem od kolegów z pracy, abym uważał co mówię, bo mnie szef usłyszy – a dyskusja była o sensie pracy, którą wykonujemy. Strach przed wyrzuceniem z pracy jest tak duży, że nie mówią tego co naprawdę myślą.
A do pełni wolność potrzeba jest jeszcze jedna rzecz – świadomość! Często świadomość, że sami stawiamy się w sytuacji niewolnika.
Alex, pisząc o Godinie i jego obserwacji na temat ściągania dzieci po poziomu norm społecznych miałem na myśli fragment, który cytuję poniżej.
Inaczej mówiąc, uważam, że stworzyliśmy, (jakiś czas temu) system, który ma skłonić człowieka do porzucenia swojego luzu i wolności, by dać się wtłoczyć w ramy niewolnictwa pracy najemnej. Tylko nieliczne, odporne jednostki przechodzą magiel edukacyjny bez uszczerbku na zdrowym podejściu do życia.
„The launch of universal (public and free) education was a profound change in the way our society works, and it was a deliberate attempt to transform our culture. And it worked. We trained millions of factory workers.”/ „Stworzenie powszechnej (tj. publicznej i darmowej) edukacji było gruntowną zmianą sposoby działania naszego społeczeństwa, była to przemyślana próba przemiany kulturowej. Zadziałało. Wyszkoliliśmy miliony robotników dla przemysłu”
Bardzo fajny post zmuszający do refleksji.
Czytając go od razu przypomniał mi się film „Fight Club” (Podziemny Krąg). Jest to właśnie historia człowieka, który w pewnym momencie „wskakuje” na zieloną linię :)
Krzysiek S:
„świadomość, że sami stawiamy się w sytuacji niewolnika.”.
Sama swiadomość nie wystarczy.
Ja powiem mniej eufemistycznie niż Ty:
nie „stawiamy się w roli niewolnika” tylko „jesteśmy niewolnikami” bo pozwoliliśmy pracodawcy zrobić z siebie niewolnika – dalismy na to zgodę, „bo kredyt” (nasz pan), stereotyp (nasz pan), „brak innych możliwości”, „rynek trudny”, brak gotowości na zmiany, bo mama, bo znajomi, bo urlop, bo samochód służbowy, bo wynagrodzenie….
Czy praca posiada mnie czy ja mam pracę? Czy kredyt mam ja czy moze kredyt ma mnie? czy samochód jest moim władcą i telefon służbowy zawsze włączony ma mnie czy to ja go mam?
Jak sobie nazwiemy rzeczy po imieniu, to jest zdecydowanie lepiej, bo pierwszy krok to przestać się oszukiwać.
Wtedy można zacząć się uwalniać po kolei od różnych naszych właścicieli – planowo, spokojnie, konsekwentnie, aż do zielonej linii.
Część tych „panów” mamy w głowach – to nasze przekonania. Część – w realu.
Ewa
Hej Alex,
Piszesz: „Wyzwalanie się z niewoli schematów i ograniczeń nazywane jest chorobą :-)”
Nie, chorobą jest depresja, czyli roztrojenie układu nerwowego w skrajnych wypadkach prowadzące do samobójstwa.
Ty nazywasz to wyzwalaniem, nie zauważasz po prostu, że jest to zamiana. Generująca tyle samo cierpienia, co i radości (wszystko ulotne i wymagające ciągłego podsycania). Nie ma to wiele wspólnego z wyzwalaniem czy wolnością.
Piszesz: „Co dokładnie masz na mysli pytając: „Kim jest to coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ? „”
Dokładnie to, co piszę. Po prostu Twoje zamiany i potrzeba realizacji potrzeb utrudniają na razie zrozumienia jego sensu.
Pozdrawiam, Kleks.
Ewa W.
No- Ty powiedziałaś to dosadniej. Chodziło mi po prostu o to, że jesteśmy niewolnikami „na własne życzenie”.
PS. Ostatnio w relacjach z bliskimi zacząłem ich poprawiać, mówiąc – „Ja nic nie muszę, ja mogę coś zrobić lub nie. Ale na pewno nie muszę”.
Największą satysfakcję sprawiło mi, kiedy żona po moim „musisz” odpowiedziała mi takim samym zwrotem.
@Kleks, Alex
Kleks pytasz Alexa: „jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ? „
a on odpowiedział:
„Moim zdaniem nie jest wolny”
Odnoszę wrażenie, że Alex jest trochę niekonsekwentny w tym, co pisze w tym poście. Skoro wszystko rozgrywa się w głowie, to aktualne warunki naszego życia nie powinny mieć żadnego znaczenia. IMHO to że zdecydowaliśmy się dla takich czy innych powodów żyć w określony sposób, nie świadczy o „ograniczeniu” umysłowym pod warunkiem, że to życie nas cieszy i naprawdę zdajemy sobie sprawę, że mamy także inne możliwości, z których w każdej chwili możemy skorzystać.
Znam ludzi, którzy żyli tak jak Alex wyobraża sobie wolne życie właśnie od 20 do 35 roku życia (np. zjeździli cały świat z plecakiem, nawiązując mnóstwo znajomości, przez kilka lat opiekowali się zabytkowym młynem w górach, gdzie żyli bez bieżącej wody, prądu, telewizji godzina drogi na piechotę do innej osady, mieli okazję spać na ulicy w Indiach i w kapsule w Japonii, utrzymywali się z dorywczych zajęć i nie przywiązywali do żadnego miejsca, przy okazji stając się np. znakomitym tłumaczem, reportażystą czy fotografem) po czym postanawiają założyć rodzinę, zaczynają regularnie pracować, biorą kredyt na mieszkanie, robią dzieci i na czas potrzebny dla ich odchowania osiadają w miejscu, bo na tym etapie życia akurat to im najbardziej odpowiada i to im się wydaje najbardziej praktyczne.
Ja nie widzę w decyzji o takim życiu nic bardziej niewolniczego niż w decyzji o spędzaniu połowy czasu w kurorcie na Wyspach Kanaryjskich. Co kto lubi.
Czy naprawdę chęć założenia rodziny (w sensie posiadania stałego partnera przez przynajmniej kilkanaście lat i wspólnego wychowywania dzieci) nie może wynikać z powodów innych niż presja społeczeństwa i „zniewolenie umysłu”?
@Magda
„nie świadczy o “ograniczeniu” umysłowym pod warunkiem, że to życie nas cieszy i naprawdę zdajemy sobie sprawę, że mamy także inne możliwości z których w każdej chwili możemy skorzystać.”
Piszemy o takich wypadkach w których tej świadomości nie ma, szczęścia też zwykle nie bo bezmyślnie klikając na default i licząc że ten styl życia będzie nam odpowiadał mamy małe szanse. BTW ten styl życia może nam odpowiadać w innym czasie to też jest ważne.
Ten post to nie ocena stylu życia, a stanów umysłu.
Ci ludzie którzy po takim luźnym stylu życia, nagle osiadają robią to co chcą i kiedy im pasuje to to jest wolność.
„nikt nie jest bardziej wolny niż jest sam z siebie” cytat luźny i nie pamiętam z czego ale oddaje naturę sprawy. Naprawdę nie chodzi o warunki wokół nas chociaż mogą nam pomagać lub szkodzić. To nie czasy tortur więc tłumaczenie się czynnikami zewnętrznymi jest mało wiarygodne, bo mało rzeczy oprócz nich potrafi z zewnątrz odebrać wolność siłowo, bez naszej zgody świadomej czy nie.
„Ja nie widzę w decyzji o takim życiu nic bardziej niewolniczego niż w decyzji o spędzaniu połowy czasu w kurorcie na Wyspach Kanaryjskich. Co kto lubi.” zakładając że masz racje to wybrał bym tą wygodniejszą „niewole” zgadnij którą?
@Alex
to z postu Magdy ale odnosi się do twojej myśli
„@Kleks, Alex
Kleks pytasz Alexa: „jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ? „
a on odpowiedział:
“Moim zdaniem nie jest wolny” ”
czy dlatego że”…w klasycznym SCHEMACIE…”?
@Enitaplap
>>>zakładając że masz racje to wybrał bym tą wygodniejszą “niewole” zgadnij którą?
Nie wiem, naprawdę, co byś wybrał. Mi najwygodniej jest we własnym domu. :)
Co do reszty Twojej wypowiedzi, myślę, że jest ona cennym uzupełnieniem postu Aleksa.
@Enitaplap
„zakładając że masz racje to wybrał bym tą wygodniejszą “niewole” zgadnij którą?”
A czy to też nie jest pewien schemat, że „lepsze” i „wygodniejsze” jest siedzenie na Kanarach? ;-)
Samo to, że ktoś zastanawia się, „czy tak jest lepiej, czy może inaczej” jest sporym ograniczeniem. Mnie post Alexa bardziej kojarzy się z zasadą „Carpe Diem” wolność od narzuconych norm społecznych. Sporo o tym teraz myślę i „wyzwolenie” dla wielu może być praktycznie niemożliwe (nawet zrozumienie tego zagadnienia może być barierą nie do pokonania), ale to czy warto nie podlega żadnej dyskusji :)
Elżbieta
Dziękuję za ciekawe rozważania. Odpowiedzi, jak zwykle, możesz udzielić sobie sama, samo uruchomienie procesu myślenia w tym kierunku może byc przydatne
Krzysiek S
Piszesz: „do pełni wolność potrzeba jest jeszcze jedna rzecz – świadomość! „
Dla porządku stwierdzam tylko, że niekoniecznie :-) Kiedyś w Austrii założyłem firmę software nieświadom tego, że nie wolno mi było to zrobić :-)
Swojak
Dziękuję za wyjaśnienie.
Przemek
Nie znam tego filmu, przy okazji to nadrobię
Ewa W
Dobre spostrzeżenie „Czy praca posiada mnie czy ja mam pracę? Czy kredyt mam ja czy moze kredyt ma mnie? „
W tym poście jednak nie zajmujemy sie sprawami materialnymi, lecz tym, co dzieje się w naszej głowie i dopiero później manifestuje się w świecie materialnym.
Kleks
Nie rozumiem co chcesz powiedzieć, więc bez urazy, nie będę się do tego odnosił
Magda
Powtórzmy o co chodzi:
Kleks: „jeżeli ktoś powiela program i np. jest szczęśliwy w klasycznym społecznym schemacie to czy nie jest wolny ? „
Ja: “Moim zdaniem nie jest wolny”
Ty: „Alex jest trochę niekonsekwentny w tym, co pisze w tym poście. Skoro wszystko rozgrywa się w głowie, to aktualne warunki naszego życia nie powinny mieć żadnego znaczenia. „
Jeżeli ktoś jest szczęśliwy w jakimkolwiek schemacie, to dobrze dla niego :-) Nie zmienia to faktu, że jest on prawdopodobnie niewolnikiem tego schematu, jakikolwiek by on nie był.
Teraz jasne? :-)
Piszesz: „.. tak jak Alex wyobraża sobie wolne życie ..” a potem w następującej wyliczance pokazujesz (bez obrazy), że masz bardzo małe pojęcie o czym w tym momencie piszesz.
Co to wszystko ma jeszcze wspólnego ze spędzaniem czasu na Kanarach (nota bene 3 a nie 6 miesięcy w roku – są inne ciekawe miejsca) jest dla mnie dodatkową zagadką.
Dalej: „Czy naprawdę chęć założenia rodziny (w sensie posiadania stałego partnera przez przynajmniej kilkanaście lat i wspólnego wychowywania dzieci) nie może wynikać z powodów innych niż presja społeczeństwa i “zniewolenie umysłu”? „
Przecież ja w moim poście w ogóle o tym nie pisałem!!! :-) :-)
Enitaplap
Piszesz: „Ten post to nie ocena stylu życia, a stanów umysłu. „
Dokładnie!!! Może powinienem to bardziej podkreślić?
Cała reszta Twojego komentarza bardzo mi sie podoba i gratuluję bystrości dojrzenia tego „schematu”, bo rzeczywiście o to chodzi. Gdybym jeździł co zimę na Kanary, bo jakiś schemat lub oczekiwania innych ludzi by tego wymagały, to byłbym takim samym niewolnikiem. A tak co najwyżej można mi zarzucić, że jestem „niewolnikiem” pogody – jak się psuje w Polsce to wygania mnie na południe :-)
Ghoran
Piszesz: „A czy to też nie jest pewien schemat, że “lepsze” i “wygodniejsze” jest siedzenie na Kanarach? „
To nie schemat, to fakt (w rzeczywistości_sub rzecz jasna) :-)
No ale to jest off topic w tym poście. Nawiązując do tego, co powiedziałeś, wspomniałem o tym powyżej
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Electro
Określenie „Carpe Diem”, chwytaj dzień, jest mi bardzo bliskie, ale mój post idzie dalej. Wyobraź sobie, że jesteś w otoczeniu ludzi podobnych do mnie i tez zaczynasz Gypsy Time z całym tym delektowaniem się dniem dzisiejszym itp. ale nie z wewnętrznego przekonania lecz bo tak jakoś w tym towarzystwie wypada. Wtedy jesteś na czerwonej linii, nie na zielonej!!
Wyjaśniłem o co mi chodzi?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Okres krótkich dni w roku wolałby spędzić w cieple, noce lubie ale ciepłe. Na kanarach nie byłem ale byłem zimą w Hiszpani i wiem o co chodzi Alexowi. Czy to schemat że tam jest lepiej? Mi w zimie jest. Hiszpaną nie bo im w przeciwieństwie do mmie jest całkiem chłodno. ;)
Magda,
Mam bardzo podobne odczucia ja Twoje. „Skoro wszystko rozgrywa się w głowie, to aktualne warunki naszego życia nie powinny mieć żadnego znaczenia.”
Dokładnie tak, wolnością jest branie wszystkiego dokładnie takim, jakim jest, niczego nie trzeba zmieniać ani dodawać (oczywiście jak coś się zmienia to nie zmieniamy się razem z tym).
Pogoda jest zawsze piękna tylko czasem trudniej to zauważyć. Właśnie poziom rozwoju umysłu, jego spokój i brak zniekształceń umożliwia tego prostsze dostrzeżenie. Wchodzenie w koncepcyjne schematy skutecznie w tym przeszkadza, ale to nie koniec świata.
Alex, trwałeś w czerwonej linii, teraz trwasz w zielonej. Jednakże, ponieważ tego nie doświadczyłeś nie wiesz, że to nie są jedyne opcje. Wiara w ten zielony przebieg, zamyka umysł, ogranicza go, uniemożliwia spojrzenie na zieloną linię z dystansem.
Bardzo możliwe, że zzytają te słowa będzie Ci generować się myśli: „o kolejny który chce mnie nawracać, który mnie nie rozumie, dziwi się itp.”
To jest koszt ograniczenia Twojego umysłu poprzez przywiązanie do czegoś, potraktuj to, jako feedback i nie wierz zbytnio w to, co do tej pory doświadczyłeś, bo zbyt duża wiara zablokuje Ci dostęp do rzeczy, których nie ująłeś na swoim dualistycznym wykresie.
Magda piszesz: „Ja nie widzę w decyzji o takim życiu nic bardziej niewolniczego niż w decyzji o spędzaniu połowy czasu w kurorcie na Wyspach Kanaryjskich. Co kto lubi.”
Ja też, sam fakt „potrzeby” spędzania czasu w jakikolwiek sposób jest nawet jeśli to jest przyjemne jest ograniczeniem, ale fakt co kto lubi. Jednakże jak ktoś to nazywa wolnością to jeszcze nie doświadczył prawdziwej wolności., no ale to tak jak tłumaczyć osobie mieszkającej na tropikalnej wyspy czym jest śnieg.
Oczywiście to nie obowiązek, można się obyć bez tego.
Pozdrawiam, Kleks
Ach ten pośpiech jest: „(oczywiście jak coś się zmienia to nie zmieniamy się razem z tym)”
powinno być :”(oczywiście jak coś się zmienia to zmieniamy się razem z tym)
pozdrawiam, Kleks
Alexie, Piszesz:
„Wyobraź sobie, że jesteś w otoczeniu ludzi podobnych do mnie i tez zaczynasz Gypsy Time z całym tym delektowaniem się dniem dzisiejszym itp. ale nie z wewnętrznego przekonania lecz bo tak jakoś w tym towarzystwie wypada. Wtedy jesteś na czerwonej linii, nie na zielonej!!
Wyjaśniłem o co mi chodzi?”
Tak, tak właśnie to zrozumiałem, że chodzi o wyswobodzenie się we własnej głowie (na zawsze), a nie chwilowo, żeby się dopasować do sytuacji/osób.
Dzięki Alex za wpis. Ja akurat wjeżdzam na zwrotnicę. Mam nadzieję, że punkt rozdziału grupowego jest umowny bo póki co nie mam pełnej wiedzy gdzie jest ta „wajcha” do przełączania.
Poza tym ci co jeżdzą pociągami wiedzą, że to nie prosto wyskoczyć w trakcie jazdy, przerzucić zwrotnicę i w biegu do niego wsiąść. To apropos odwagi o której pisała Ewa W.
Nie wiem jak u Was ale moje życie pomyka całkiem żwawo i nie bardzo chce się zatrzymywać. :)
@Alex
>>> a potem w następującej wyliczance pokazujesz (bez obrazy), że masz bardzo małe pojęcie o czym w tym momencie piszesz.
Oczywiście byłam za bardzo szczegółowa, dotarło to do mnie jak już opublikowałam post. Powinnam się ograniczyć do tego, że żyli naprawdę nieszablonowo, aktywnie szukali swojego miejsca w życiu nie oglądając się na presje rodziny, społeczeństwa i nie ograniczając do jednego środowiska czy miejsca na ziemi itd., unikając przy tym decyzji, które mogłby im zawęzić wybór. Czy tak lepiej?
>>>>Nie zmienia to faktu, że jest on prawdopodobnie niewolnikiem tego schematu, jakikolwiek by on nie był.
Nie jestem przekonana, że to prawda, ale ta kwestia wymagałaby znacznie dłuższej dyskusji. Musiałabym zrozumieć, co konkretnie rozumiesz przez schemat, usłyszeć jakieś przykłady. Moim zdaniem niewolnictwo naprawdę ma się w głowie i to, że zewnętrznie pasuje się do jakiegoś schematu nic nie mówi o faktycznym poziomie wolności danej osoby.
Spędzanie czasu na Kanarach to tylko przykład. Jak rozumiem uważasz siebie za osobę, której udało się wejść na zieloną linię i ze swojej wolności korzystasz m.in. wyjeżdżając na dłużej w ciepłe miejsce. Stąd taki a nie inny przykład.
>>>>>>>>>„Czy naprawdę chęć założenia rodziny„
Przecież ja w moim poście w ogóle o tym nie pisałem!!!
Czy ja twierdzę, że o tym pisałeś? :) :) Stwierdziłeś wyżej, że nie ma tu miejsca na wyjaśnienie, co konkretnie masz na myśli pisząc o niewolnictwie, ale wielu ludzi właśnie posiadanie rodziny uważa, za pewnego rodzaju kulę u nogi, o czym była tu na blogu mowa wielokrotnie. Zadałam to pytanie (nie tylko Tobie zresztą) chcąc sprowadzić dyskusję na grunt konkretnych przykładów. Odnośniki do posiadania rodziny i kredytów są również w poście Elżbiety. W jej przypadku nie zdziwiło Cię, że o tym akurat napisała w swoim komentarzu?
Tak dla wyjaśnienia: w poprzednim komentarzu pisałem lekko mrużąc oko. Lekko bo mam wrażenie, że wiele osób jak usłyszy „Kanary” to od razu jest „ach i och” a nie pomyślą o tym, że te Kanary to mogą być i Mazury: co kto lubi. Ja swoje Kanary mam w mieście z którego pochodzę. Tam, siedząc sobie w ruinach zamku z książką ładuję akumulatory jak nigdzie indziej.
A co do schematów. W każdym życiu można się takowych dopatrzeć. Problem jest wtedy, kiedy swoje spojrzenie ograniczamy TYLKO do schematu nie widząc innych możliwości. Jeśli natomiast świadomie stwierdzimy, że dla nas jest dobre coś co mieści się w „norma społeczna” to nie ma w tym nic złego. Przecież wolność nie oznacza tego, że możemy w każdej chwili robić to co chcemy, a raczej to, że robimy to co chcemy czasami świadomie nakładając na siebie jakieś czasowe ograniczenia. Dla jednych dziecko (że użyję już klasycznego chyba tutaj przykładu) to będzie kula u nogi, dla drugiego największe szczęście. I jeśli ktoś na dziecko zdecydował się w pełni świadomie, ze zrozumieniem wynikających z tego ograniczeń to ciężko mówić o zostaniu niewolnikiem schematu (nawet jeśli dla kogoś obok dziecko to nic tylko „schemat”).
Kleks
Proszę przeczytaj jeszcze raz o czym jest główny post!!
Co ma do tego pogoda???
Piszesz: „Alex, trwałeś w czerwonej linii, teraz trwasz w zielonej. Jednakże, ponieważ tego nie doświadczyłeś nie wiesz, że to nie są jedyne opcje. „
Jakie inne opcje widzisz w kontekście tego postu, który napisałem?
Twoja odpowiedź na to pytanie będzie dla mnie probierzem zrozumienia i zdecyduje, czy będziemy dalej dyskutować. To, co piszesz w komentarzach tutaj raczej o takim zrozumieniu nie świadczy.
Electro
Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Pójdźmy jeszcze dalej – jeżeli jakieś chwilowe dopasowanie się do sytuacji/osób jest rezultatem naszej wolnej woli, a nie programów w naszej głowie, to też jesteśmy na zielonej linii :-)
Magda
Jeżeli napiszesz: „żyli nie oglądając się na presje rodziny, społeczeństwa „ to jest to około połowa tego, o czym piszę w poście. Druga połowa to programy zaimplementowane nam wcześniej, które wykonujemy już z „własnej” woli.
Musze skorygować, kiedy piszesz: „ uważasz siebie za osobę, której udało się wejść na zieloną linię i ze swojej wolności korzystasz m.in. wyjeżdżając na dłużej w ciepłe miejsce. „
Po pierwsze nie „udało mi sie”, był te rezultat świadomych przemyśleń i działań
Po drugie staram sie korzystać z tej wolności w każdej chwili, to nie ma nic wspólnego z geografią!!
Piszesz: „wielu ludzi właśnie posiadanie rodziny uważa, za pewnego rodzaju kulę u nogi, o czym była tu na blogu mowa wielokrotnie. „
Zgadza się, ale akurat w tym poście piszemy o czyś zupełnie innym!!
Jesli chodzi o Elżbietę, to było to relacja z jej przemyśleń, z takimi nie polemizuję, bo i jak :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ghoran
Nic dodać, nic ująć :-)
Pozdrawiam
Alex
Hej Alex,
Pytasz: „Jakie inne opcje widzisz w kontekście tego postu, który napisałem?”
Znalezienia szczęści w samym sobie a nie w zmieniających się przemijających zewnętrznych sytuacjach. Zamiana czerwonego na zielone coś zmienia, ale nie daje wolności.
We wcześniejszym komentarzu do mnie piszesz:
„Kleks
Nie rozumiem co chcesz powiedzieć, więc bez urazy, nie będę się do tego odnosił”
Nie urażam się, może kiedyś będziesz potrafił zrozumieć wtedy możemy podyskutować.
Pozdrawiam, Kleks
Hej Alex,
Alex piszesz tez „To, co piszesz w komentarzach tutaj raczej o takim zrozumieniu nie świadczy.”
A co by było gdyś założył przez chwilkę, że Twoja propozycja zamiany czerwonego na zielone nie do końca świadczy o zrozumieniu, czym jest wolność?
Może częste mentorowanie i nie mam wątpliwości szczere i wartościowe pomaganie innym ma swoją cenę? Tą ceną jest duma i przeświadczenie, że wiem już bardzo dużo, że nie ma ludzi ode mnie mądrzejszych, że moje metody są tak skuteczne, że nie ma lepszych.
Jak ktoś pisze coś nie zgodnego z moją zieloną linią to zapewne mnie nie rozumie lub jest w błędzie.
Może się mylę, Ty już wiesz najlepiej jak jest naprawdę.
Może warto czasem poszukać błędów u siebie a nie innych?
Pozdrawiam, Kleks
Witam
Jak najbardziej zgadzam się z potrzebą zmiany swojego zachowania, gdy nam ono nie odpowiada. Jednak nie jest to łatwe o czym świadczy pokaźna ilość materiału na tym blogu. Wydaje mi się, że wiele osób jest spragnionych dalszych tekstów. Szczególnie interesująco napisana książka, może poruszyć dogłębnie wiele kwestii które na twoim blogu są czasami zasygnalizowane. Jak przykład technika „visual swish”. Niestety, nie każdy ma dostęp do „Biblioteczki Czytelników” (np. Ja;) ), dlatego proszę Cię Alex o napisanie choćby drobnego postu z np. 5 pozycjami które polecasz każdemu do przeczytania, w ramach samorozwoju.
Z góry dzięki za rekomendację:)
’@Alex&Kleks
Alex, może powinieneś zakreskować na dwa kolory żeby było wiadomo, że linia to nie droga życia, a limit „pola możliwości”.
W tym wykresie liczy się powierzchnia pod wykresem, bo to zmodyfikowany „lejek” Alexa.
Klex
„Pogoda jest zawsze piękna tylko czasem trudniej to zauważyć.”
Ale mniej przyjemna, przygnębjająca w tym pięknie i odbiera ochote do pracy.
„Właśnie poziom rozwoju umysłu, jego spokój i brak zniekształceń umożliwia tego prostsze dostrzeżenie.”
Umysł pracuje schematami, analizuje według znanych wzorów. Dlatego działa w miare szybko. Sztuka to możliwość świadomej ich analizy i dostosowanie do własnych wniosków i wyborów, czyli praca nad sobą.
W komentarzach moja dyskusja z Grażyną o braku zniekształceniach.
http://alexba.eu/2011-01-24/tematy-rozne/tezy-poprzedniego-postu-bardzo-prosto/
„Wchodzenie w koncepcyjne schematy skutecznie w tym przeszkadza, ale to nie koniec świata.”
To nie będziesz w stanie przekazać żadnej myśli, bo język czy obrazek to schematy.
Wymiana informacji, spróbuj być rozwinięty i świadomy bez tej wymiany.
„Ja też, sam fakt „potrzeby” spędzania czasu w jakikolwiek sposób jest nawet jeśli to jest przyjemne jest ograniczeniem, ale fakt co kto lubi.”
Oznacza to tylko to że jesteśmy ludźmi nie maszynami.
” Jednakże jak ktoś to nazywa wolnością to jeszcze nie doświadczył prawdziwej wolności., no ale to tak jak tłumaczyć osobie mieszkającej na tropikalnej wyspy czym jest śnieg.”
Pierwsze zdefiniuj, drugie jest obraźliwe wobec ludzi których nie znasz i udowadnia to co sam twierdzisz o Alexie.
„Znalezienia szczęści w samym sobie a nie w zmieniających się przemijających zewnętrznych sytuacjach.”
Koncepcja nudnego szczęścia biorącego się z niczego. Dla mnie ta koncepcja szczęścia różni się od mojej tak jak, bycie dumnym z czegość a po prostu byciem dumnym.
Argumenty „do osoby” pozostawie bez komentaża, dyskusje z kilkoma osobami tutaj nauczyła mnie żeby nie przeciągać.
Nie wiem czy po tych postach Alex nie zrobi „Eject”, jeśli odpiszesz w tym samym stylu ja to zrobie z swojej strony i więcej czytał nie będe, ale ->jak<- odpiszesz zależy od ciebie.
@Gohran
Ja staram się znaleźć „kanary” gdziekolwiek jestem, tylko czasami można na jakiś czas polecieć gdzie indziej.Zameczku zazdroszcze.
Ghoran przepraszam za pomyłke w nicku :)
Witam,
Poczułam się wywołana do tablicy przez Magdę :-) więc krótkie wyjaśnienie – w moich przemyśleniach odnosiłam się wyłącznie do moich własnych doświadczeń i do schematów, wśród których żyję, i którym staram się nie poddawać bezkrytycznie. Zastanawiałam się czy moje poczucie wolności jest „zieloną linią” czy może tylko tak mi się wydaje. Mogłabym się zastanawiać nad tym samym prowadząc zupełnie inny tryb życia. Z mojego punktu widzenia to na której linii się znajdujesz nie ma nic wspólnego z tym czy masz dzieci i kredyty czy ich nie masz – tak zrozumiałam ten post (Alex – daj mi znać, jeśli nie o to Ci chodziło).
I jeszcze uwaga spoza tematu – moje dzieci bywają dla mnie szczęściem, kulą u nogi, przyjaciółmi, nudnymi obowiązkami, towarzyszami zabaw, motywacją do pracy i jeszcze kilkoma innymi rzeczami – raczej więcej plusów niż minusów, ale rozumiem ludzi, którzy dzieci mieć nie chcą :-).
Enitaplap,
Piaszesz: „Umysł pracuje schematami, analizuje według znanych wzorów. „
Czemu tego co piszesz a nie stosujesz tego w praktyce ?
Zauważ, że dla przykładu piszesz: „To nie będziesz w stanie przekazać żadnej myśli, bo język czy obrazek to schematy. Wymiana informacji, spróbuj być rozwinięty i świadomy bez tej wymiany.”
Wypowiadasz osądy o tym co ja mogę lub nie mogę rozwinąć :)
Zamiast „nie będziesz” wstanie wstaw „ja nie jestem w stanie” a będziesz bliżej prawdy oraz swojego stwierdzenia o schematach w umyśle.
Doskonale cię rozumiem, wiem jak ciężko jest zrozumieć coś czego się nie doświadczyło.
Pewnie dlatego na metaforyczne porównanie opisujące trudność wytłumaczenia mieszkańcowi tropiku czym jest śnieg reagujesz w poniższy sposób:
„Pierwsze zdefiniuj, drugie jest obraźliwe wobec ludzi których nie znasz i udowadnia to co sam twierdzisz o Alexie.”
Jak to jest obraźliwe to ja wymiękam. Próbowałeś kiedyś tłumaczyć komuś coś takiego ?
Sam dajesz o sobie jednoznaczne świadectwo produkując takie kwiatki jak:
„Argumenty “do osoby” pozostawie bez komentaża, dyskusje z kilkoma osobami tutaj nauczyła mnie żeby nie przeciągać.
Nie wiem czy po tych postach Alex nie zrobi “Eject”, jeśli odpiszesz w tym samym stylu ja to zrobie z swojej strony i więcej czytał nie będe, ale ->jak<- odpiszesz zależy od ciebie.”
Nie mam żadnych wątpliwości, że odpiszesz. Tak właśnie działa szargany emocjami umysł.
W każdym razie jak odpowiesz to obiecuję, że Twoje zostanie na wierzchu :)
pozdrawiam, Kleks
Kleks
Z przykrością stwierdzam, że Twoja odpowiedź na moje „pytanie kwalifikujące” niestety pokazuje kompletne niezrozumienie zawartości postu, więc to kończy nasza dyskusję na ten temat. Może spotkamy sie w jakimś łatwiejszym?
Jesli chodzi o Twój drugi komentarz, to twierdzisz: „gdyś założył przez chwilkę, że Twoja propozycja zamiany czerwonego na zielone nie do końca świadczy o zrozumieniu, czym jest wolność? „
Widzisz, ja prowadzę wysoce subiektywny blog na którym w postach dzielę się wysoce subiektywnymi obserwacjami i przemyśleniami. Ich podstawową zaletą jest to, iż najwyraźniej są one użyteczne dla całkiem sporej grupy ludzi.
Zabawne jest czytać Twoje stwierdzenie: „Tą ceną jest duma i przeświadczenie, że wiem już bardzo dużo, że nie ma ludzi ode mnie mądrzejszych, że moje metody są tak skuteczne, że nie ma lepszych. „
Z dużym powodzeniem robię to co robię od prawie 20 lat i gdybym rzeczywiście choć raz doszedł do takiego przeświadczenia, to już dawno by mnie na rynku nie było. No ale to jest poboczny temat…
Marcin Szymocha
mam wrażenie, że pomyliłeś post, pod którym umieściłeś Twój komentarz :-) To nie jest wszytko jedno!! Jest dyskusja „O czym tu pisać?”
Enitaplap
Piszesz: „W tym wykresie liczy się powierzchnia pod wykresem, bo to zmodyfikowany “lejek” Alexa. „
Zręcznie wyinterpretowane, ale nie taka była moja intencja :-)
Jeśli chodzi o Twoją dyskusje z Kleksem, to poza zakresem postu (którego Twój rozmówca jak napisałem powyżej nie zrozumiał) nie warto wchodzić w niezwiązane z tematem przepychanki.
Elzbieta
Piszesz: „to na której linii się znajdujesz nie ma nic wspólnego z tym czy masz dzieci i kredyty czy ich nie masz – tak zrozumiałam ten post (Alex – daj mi znać, jeśli nie o to Ci chodziło). „
Bardzo dobrze zrozumiałaś :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Niech będzie na twoje :) , odpisze.
„Nie mam żadnych wątpliwości, że odpiszesz. Tak właśnie działa szargany emocjami umysł.
W każdym razie jak odpowiesz to obiecuję, że Twoje zostanie na wierzchu ” – zwrot nie fair wobec dyskutanta, podpada pod sztuczkę.
Zamiast „nie będziesz” wstanie wstaw „ja nie jestem w stanie” a będziesz bliżej prawdy oraz swojego stwierdzenia o schematach w umyśle.”
Twierdzisz że bez wymiany z ludźmi byłbyś na takim samym poziomie jak teraz? Bo mój tekst odnosił się do przekazu informacji(język, obrazek) a ty to co Alex przekazuje jako schematy określasz jako zniekształcające rzeczywistość. Tak jest że ze schematami przekazywania danych musimy żyć, tego to się tyczyło oryginalnie. Chyba że wynajdą bezpośrednie połączenie między umysłami. Przepraszam jeśli było nieprecyzyjne. Nie trzeba było tego brać osobiści tylko zanalizować.
„„Pierwsze zdefiniuj, drugie jest obraźliwe wobec ludzi których nie znasz i udowadnia to co sam twierdzisz o Alexie.”
Jak to jest obraźliwe to ja wymiękam. Próbowałeś kiedyś tłumaczyć komuś coś takiego ?”
Mówisz że jesteśmy jak ci co śniegu nie widzieli ,mając do tego słabe podstawy. Na drugą część odwołującą się do twojej definicji wolnośći.
Mógłbyś być mniej wybiórczy w odpowiadaniu i pisać o tym z czym się zgadzasz to ułatwia komunikcje.
„Może warto czasem poszukać błędów u siebie a nie innych?”<- sugerujesz że nie szuka.
"To jest koszt ograniczenia Twojego umysłu"jak<- odpiszesz zależy od ciebie.”"
Alex też miał do nich zastrzeżenia nie moja sprawa jakie, daje ci znać że w takiej formie nie chce czytać komentarzy, niezależnie od jego decyzji. Mówię tu tylko o swoich odczuciach i o tym że jeśli to było tylko potknięcie to puszcze to w niepamięć i sprawy nie było.
Bez urazy zdecydowałem się już nie odpisywać. Eject. Bez urazy ale po postu myślę, że się nie zrozumiemy, więc nie warte to jest mojego i twojego czasu. Doprecyzowałem ostatnie kwestie żeby ze swojej strony zamknąć dyskusje.
Serdecznie pozdrawiam, Enitaplap out…
Alex,
pytasz: „Może spotkamy się w jakimś łatwiejszym?”
Bardzo chętnie.
Pozdrawiam,
Kleks
Alex,
patrząc na Twój wykres, mogę jedynie potwierdzić, że tak wygląda to u mnie. Zgadza się co do centymetra! Niedługo przekroczę „40” i bardzo mnie to cieszy, bo dopiero jestem na początku tego etapu, na którym wiem, czego chcę oraz jestem mądrzejsza o lata doświadczeń i pracy nad sobą. I wcale nie tęsknię np. do czasów studenckich (mimo że mam co wspominać) ;) Moje życie zaczyna mi dopiero teraz smakować.
Kleks, Enitaplap,
bardzo bym chciała zrozumieć Wasze komentarze, ale mam problem z niektórymi fragmentami. Myślę, że właściwe używanie szczególnie interpunkcji oraz składni ułatwiłoby mi sprawę.
Kleks,
Odniosę się do kilku fragmentów z Twojego pierwszego komentarza:
Do Alexa piszesz : „Piszesz o ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa. Gdzie takie oczekiwania się znajdują (szczególnie te o samochodzie czy mieszkaniu)?”
Otóż np. niektórzy ludzie używają samochodów do poruszania się w poziomie (zgodnie z ich przeznaczeniem) a inni – do poruszania się w pionie (nazwijmy – w hierarchii społecznej) i to nie w zgodzie z własną wewnętrzną potrzebą, a np. realizując schemat myślowy i potrzeby swoich rodziców, środowiska zawodowego etc. Z mieszkaniem, domem bywa podobnie. To jest moja obserwacja i do tego potwierdzona wieloma konkretnymi przykładami a dodatkowo potwierdzona w wielu rozmowach. Zatem mówienie o ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa czy pewnej grupy społecznej nawet w odniesieniu do mieszkania czy samochodu są w pełni uzasadnione.
Zastanawianie się nad tym, czy nasze życie jest zgodne z naszymi głębokimi i prawdziwymi naszymi potrzebami i pragnieniami jest bardzo uzasadnione i jest ważną refleksją pozwalającą na podjecie działań pozwalających na zmianę. Warto się nad tym czasem poważnie zastanawiać, żeby się nie tkwić w niesatysfakcjonującym życiu. Przy tym pragnienia to pragnienia, potrzeby to potrzeby, a nie „złe żądze” czy „zniewalające żądze” – o tym też warto według mnie wiedzieć i używać słów zgodnie z ich znaczeniem.
Stawiasz pytanie, które – z całym szacunkiem – zrozumiałe jest chyba tylko dla Ciebie, gdyż gramatycznie i logicznie jest jakąś karkołomną konstrukcją. Na prośbę Alexa o doprecyzowanie – serwujesz szczególną odpowiedź, po której zdecydowanie spada chęć dyskusji.
To Twoje pytanie brzmi: „Kim jest to coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ?”. Sam przeczytaj je uważnie i zgodnie z tym co napisałeś, a nie z tym, co chciałeś napisać. :-)
Co w tym zdaniu jest takiego nielogicznego i co powoduje niezrozumienie?
Popatrzmy:
„Kim jest to coś” – Coś nie jest kimś a ktoś nie jest czymś. Pytanie o to” kim jest coś” to brak logiki i konsekwencji gramatycznej. Ta niezgodność to podstawa niezrozumiałości Twojej wypowiedzi.
Dodatkowo to Twoje pytanie, jak wynika z komentarza, odnosi się do Alexowego „to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie” – u Alexa wiadomo, kto pragnie – my, każdy z nas osobno. A Ty piszesz „coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ?” – kompletnie nie wiadomo o co chodzi – jakieś coś jest we mnie? Jakiś obcy byt – nie wiadomo, czy ożywiony czy nieożywiony? Nie jest jasne z Twojej wypowiedzi czy jest „ktosiem” czy „cosiem” i czyje są te potrzeby i pragnienia. O kolejna przyczyna niezrozumiałości Twojego pytania.
Dalej piszesz kontynuując wątek – nazwijmy to – „obcego”: „Jeżeli to coś jest potrzebujące to jak może być wolne ?” – Jakie coś??? Jak wyżej pisałam. Tymczasem Alex konkretnie pisze o naszych potrzebach i pragnieniach. Kolejny przyczynek do tego, że nie można Cie zrozumieć.
Twoje „zniewolone przez swoje żądze” nijak się ma do tego, o czym pisze Alex, czyli o potrzebach i pragnieniach. Nie każda potrzeba i nie każde pragnienie jest destrukcyjne, nie każde jest „zniewalającą żądzą”.
Gdy masz potrzebę snu, to jest to zniewalająca żądza? Gdy masz potrzebę modlitwy, to jest to zniewalająca żądza? Gdy masz potrzebę napicia się wody, to jest to zniewalająca żądza? Gdy masz potrzebę życia w ciepłym klimacie i słonecznym, to jest to zniewalająca żądza?
Gdyby tak było, że każda potrzeba i pragnienie jest zniewalająca żądzą, to wolni bylibyśmy po śmierci. A tu nie zajmujemy się nieboszczykami tylko żywymi ludźmi.
Dodatkowo gdy na pytanie Alexa: „Co dokładnie masz na mysli pytając: „Kim jest to coś co w głębi ducha potrzebuje i pragnie ? „” Ty odpowiadasz: „Dokładnie to, co piszę. Po prostu Twoje zamiany i potrzeba realizacji potrzeb utrudniają na razie zrozumienia jego sensu.”,
to uważaj, bo dajesz czytelnikom (otoczeniu i rozmówcy) dwie informacje o sobie:
1 – skoro zdanie „Kim jest to coś […]” jest nielogiczne (co pokazałam), a Ty piszesz, że dokładnie to masz na myśli, co napisałeś, to niestety tym samym informujesz, że Twoje myśli są nielogiczne. Jeśli tak jest, to warto popracować nad uporządkowaniem myśli i logicznością myślenia, zanim się zaczniesz publicznie wypowiadać, bo możesz sobie w ten sposób w życiu zaszkodzić.
2 – przerzucasz odpowiedzialność za swój brak umiejętności precyzyjnego i jasnego wyrażania swoich myśli na odbiorcę, przy tym uzasadniasz to czymś, o czym nie masz pojęcia (w tym przypadku wiedzę o tym posiada tylko Alex). Jest to z Twojej strony nieudolna, świadoma lub nieświadoma manipulacja. Dla otoczenia to informacja, że Twoje działania są manipulacyjne, wątpliwe etycznie, i/albo że masz problem z podejmowaniem odpowiedzialności. Warto nad tym popracować, bo jak widać, komunikując się w ten sposób, możesz sobie szkodzić.
Nie jestem pewna czy Ty zechcesz skorzystać z tego co napisałam, niemniej może komuś jeszcze się przyda.
Pozdrawiam, Ewa
Hej Ewo,
Zacznę od końca.
Ad1) dziękuję za zwrócenie uwagi, na pewno z nich skorzystam
Ad2) Zgadzam się, że nie udolnie lecz po prostu chciałem dołożyć trochę inne spojrzenie na metodę z posta.
Piszesz: „Nie każda potrzeba i nie każde pragnienie jest destrukcyjne, nie każde jest „zniewalającą żądzą”.
Oczywiście, że tak ale każde generuję pewne nie korzystne warunki jak na przykład przywiązanie. Jak coś bardzo lubisz i masz to potem boisz się, że to możesz stracić.
Patrząc na to ogólniej jaka jest różnica między sprawianiem sobie przyjemności poprzez wyjazdy w ciepłe miejsce w zimie a radość z pierwszego kroku dziecka czy zakupu iPada4 ?
Czy to można nazywać wolnością ?
Doskonale czuję różnicę między czerwoną i zieloną linią. Jednakże nawet jak robimy coś bo tak chcemy to warto zdawać sobie sprawę z ceny jaką trzeba zapłacić. Chociażby to co później Alex wspomniał w komentarzach, że możemy być ofiarą własnych nawyków (czemu nie w głównym poście?).
Piszesz: „Zastanawianie się nad tym, czy nasze życie jest zgodne z naszymi głębokimi i prawdziwymi naszymi potrzebami i pragnieniami jest bardzo uzasadnione i jest ważną refleksją pozwalającą na podjecie działań pozwalających na zmianę.”
Skąd ta pewność, że to wszystkie i najbardziej optymalne opcje?
Pytasz: „Gdy masz potrzebę życia w ciepłym klimacie i słonecznym, to jest to zniewalająca żądza?”
Tak jest to zniewalająca żądza. Czemu ?
Ponieważ od niej zależy czy będę szczęśliwy czy nie. <- Nie wiem jak takie uwarunkowane szczęście można nazywać wolnością.
Pozdrawiam, Kleks
Cześć,
Jest to mój pierwszy komentarz u Alexa, więc zgodnie z przyjętą konwencją chciałbym wszystkich powitać (Cześć!). Jestem czytelnikiem bloga Alexa od dłuższego czasu, a na co dzień zajmuje się komputerami (ogólnie sprawę ujmując).
Kleks,
Mam dwie uwagi ad Twoje wypowiedzi.
W ostatnim komentarzu odnosząc się do wypowiedzi Ewy piszesz:
„Jak coś bardzo lubisz i masz to potem boisz się, że to możesz stracić.”
Uważam, że dokonałeś nadmiernej generalizacji.
Z mojego doświadczenia wynika, że tylko od danego człowieka zależy to czy/jak bardzo „boi się”, że może utracić pewną posiadaną rzecz/stan.
Tj., wypowiadając się przez pryzmat własnych doświadczeń, znam kilka osób, które nie wykazują „strachu”, że coś mogą utracić. Wychodzą one z założenia, że lepiej cieszyć się danym stanem w chwili obecnej, a nie „gdybać” „co by było gdybym to stracił/straciła”.
Znam również kilka osób, które tracą masę energii (to moja subiektywna ocena/opinia) na martwienie się „co będzie gdy stracę XYZ”.
Z tego co kojarzę, Alex w kilku miejscach poruszył już tą kwestię, pisząc o akceptacji pewnego prawdopodobieństwa, że dany stan może ulec zmianie, a jednoczesnym cieszeniu się z danego stanu w danym momencie (Alex, jeżeli coś przekłamałem, proszę o sprostowanie).
Dodatkowo, podczas dyskusji z pewną osobą, która była raczej skłonna nadmiernie (ponownie, w mojej subiektywnej ocenie) przejmować się możliwością utraty pewnego stanu, wyszła ciekawa kwestia. Mianowicie owa osoba powiedziała, że to, że boi się coś stracić, motywuje ją do:
(1) poczynienia odpowiednich planów w celu zapobiegnięciu ewentualnej straty (a więc zachowaniu korzystnego stanu)
(2) stworzenia planów awaryjnych na wypadek zmiany danego stanu
Osobiście uważam, że można powyższe 2 punkty zrealizować bez bodźców w postaci nadmiernego „strachu”, niemniej jednak (trochę odpłynę) być może różni ludzie są przyzwyczajeni (zakładam, że nie jest to stała cecha) do różnych progów „martwienia się” wymaganych do podjęcia aktywności z punktów 1 i 2.
Podsumowując, jestem przeciwny Twojemu cichemu założeniu, że cytowane przeze mnie Twoje stwierdzenie jest prawdziwe dla każdego człowieka, a także stwierdzeniu, że w każdym przypadku takie „martwienie się” jest „złe” (chodzi mi tutaj o umiarkowane „martwienie się” oczywiście, a nie skrajności).
Druga moja uwaga dotyczy pewnego mojego (być może nietrafionego) wrażenia, że w ogólności definicja „wolności” o której mówisz jest różna od definicji „wolności” omawianej w poście.
Z mojego subiektywnego odczucia wynika, że Twoja definicja „wolności” jest bardziej „filozoficzna” (przepraszam za bardzo rozmyte stwierdzenie), i trochę podpada mi pod stwierdzenia typu „uwolnij się od wszystkiego, wszystkich ziemskich potrzeb, a wtedy będziesz prawdziwie wolny”.
Natomiast mam wrażenie, że Alex pisze o tym jacy ludzie są, o czysto ludzkich potrzebach do jakich ludzie często dążą i o tym jak znaleźć wolność nie pozbywając się jednocześnie czysto ludzkich cech.
Stąd mogą wynikać pewne nieporozumienia, jak i prawdopodobny brak możliwej finalnej zgody.
Ponownie, przepraszam jeśli moje wrażenie jest mylne lub odrobinę przesadzone.
Kleks,
Napisałeś: „Jak coś bardzo lubisz i masz to potem boisz się, że to możesz stracić.”
Współczuje, jeśli tak jest u Ciebie. Uważaj natomiast z takimi uogólnieniami! Jeśli nawet tak jest w Twoim przypadku i jeszcze u niektórych ludzi, to nie jest to zasadą i nie dotyczy wszystkich.
Ja jak doświadczam czegoś, co lubię i co sprawia mi przyjemność, to się tym po prostu delektuję, kiedy to trwa/ kiedy to jest, a nie żyje w strachu przed utratą.
Z tego co napisałeś później (dalej) wynika, że odczuwanie jakiejkolwiek radości, przyjemności a nawet zaspokajanie potrzeb jest ograniczeniem wolności.
Śmiała teza.:-) Nieboszczyk jest wolny – nie ma potrzeby jedzenia, spania, nie odczuwa przyjemności, radości… Propagujesz ideę żywych trupów?
To nie pasuje do tego blogu, bo on jest z myślą o ludziach, którzy chcą żyć, rozwijać się, cieszyć się życiem.
Łatwiej byłoby z Tobą rozmawiać, gdybyś zamiast opierać się na negacji, kontrowaniu, bezpodstawnych uogólnieniach, w klarowny sposób przedstawił swoją koncepcję, czyli tę inną opcję, o której wspominasz.
Bez tego ja „odpadam”. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Hej Ewo,
Piszesz: „Ja jak doświadczam czegoś, co lubię i co sprawia mi przyjemność, to się tym po prostu delektuję, kiedy to trwa/ kiedy to jest, a nie żyje w strachu przed utratą. „
A czy ja piszę, że żyję w strachu?
Może inaczej, czy w Twoim życiu nie występują przeszkadzające uczucia takie jak: strach, gniew, zazdrość, duma itp.
Oczywiście nie w takim okładzie, że się nimi żyje jak mi to imputujesz, a że po prostu się pojawiają.
Jeżeli są to są one właśnie generowane przez dualistyczne podejście czyli lubienie i nielubienie
Jak wierzysz, że jest coś co sprawia Ci przyjemność to musisz mieć od razu coś co nie sprawia Ci przyjemności itd itp.
Piszesz: „Śmiała teza.:-) Nieboszczyk jest wolny – nie ma potrzeby jedzenia, spania, nie odczuwa przyjemności, radości… Propagujesz ideę żywych trupów?
To nie pasuje do tego blogu, bo on jest z myślą o ludziach, którzy chcą żyć, rozwijać się, cieszyć się życiem.”
Co ty masz z tymi nieboszczykami ? Skąd ta pewność co odczuwa nieboszczyk lub że w ogóle nie odczuwa?
Przedstawię Ci swoją koncepcję i nie ma ona nic wspólnego z nieboszczykami, chociaż od razu zaznaczę, że jej się nie da wyobrazić trzeba ją doświadczyć (nie przez czytanie oczywiście). Posłużę się przykładem.
Metody opisane w tym poście są drogą zmiany, która zmienia ale nie daje wolności.
Przypomina mi ona radzenie sobie z gniewem. Jeżeli ktoś denerwuje się jeżdżąc przez zatłoczone centrum możne zrobić to na przykładowe sposoby. Pierwszy poprzez unikanie, czyli zamianę samochodu na publiczny środek transportu. Drugi wyćwiczenie umysłu, tak aby nie podążać za gniewem, aby więcej się mu nie poddawać.
Dualistyczne patrzenie tak jak z tego posta, czyli: jest dobra droga zielona i gorsza czerwona lub jest dobra zima na kanarach lub gorsza w Polsce skutecznie odcina dostęp do tej drugiej drogi.
Wówczas pozostaje głównie unikanie oraz akceptowanie kosztów przywiązania do dobrego i strachu przed tym co jest dla nas niedobre.
Wiem, że moja wolność może Ci się wydawać dobra dla nieboszczyków, ale tak nie jest. Nie jest też dla każdego, tak samo jak metoda z tego posta nie jest dla każdego. Nie ma się co przepychać o to która jest lepsza, nie to jest moją intencją.
Nie odcina ona również drogi do odczuwania przyjemności. Mało tego daje możliwość odczuwania przyjemności nieuzależnionej od zewnętrznych warunków (to ciężko opisać to trzeba doświadczyć, a na pewno nie brać na wiarę)
Jeżeli ten wątek ma kontynuować w kierunku przepychanek i licytowania co „lepsze” to też jestem za „odpadnięciem” :)
pozdrawiam, Kleks
Witaj Alex, witam wszystkich,
Niewolnik to ktoś pozbawiony wolej woli.
Dlatego uważam, że wybór dokonany samodzielnie, świadomie z wolną wolą – czyni nas ludźmi wolnymi.
Można być niewolnikiem zarówno czerwonej ( narzuconego schematu ) jak i zielonej ( wymuszonego luzu ) linii.
Dlatego nie widzę powodu aby dokonywać wyboru między dziećmi i wyjazdem na Kanary. To nie jest wybór zero jedynkowy.
W moim przypadku biorę dzieci i jade na Kanary … a właściwie do Nepalu,taki jest mój wybór :-).
To czy mam dzieci czy z nich rezygnuję, czy mam samochchód czy nie mam, czy mam kredyt czy nie mam – też jest wyborem –
tym razem jednak 0/1. I jak każdy wybór ma swój sens, wartość dodaną i koszt.
Dla jednych dzieci będa kulą u nogi – bo płaczą, chca jeść, chodzą do szkoły….
Dla drugich radością – bo są otwarte, wspaniałe, radosne, swieże, kochane ….
Podobnie z samochodem, jednym będzie zawadzał – bo o miejsce do parkowania trudno, bo kosztuje, bo wydziela spaliny…,
dla innych będzie pomocą – bo mogę wsiąść w każdej chwili i pojechać gdzie mnie oczy poniosa, bo mogę przewieść jakieś towary,
bo mam prywatność w swoim aucie …..
podałam skrajne przykłady, oczywiscie pomiędzy nimi jest jeszcze wiele opcji.
Dla mnie sedno tkwi w znajomości samego siebie, swoich potrzeb, oczekiwań oraz możliwości własnych i świata –
i realizacji tych dążeń.
Kim jestem?
Czego pragnę?
Jak to osiągnąć?
…..
tych pytań i odpowiedzi jest wiele i każdy prawdopodobnie ma własne.
I działać!
I nie ma żadnego znaczenia czy mieszczę sie w jakiejkolwiek definicji i czyimkolwiek schemacie.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Jeśli ktoś chciałby poczytać więcej co mogą spowodować „…nakazy, zakazy i wszelkiego rodzaju tabu, które rodzina i społeczeństwo „wdrukowały” nam w dzieciństwie…” i jak często sobie z nich nie zdajemy sprawy, to polecam książkę: http://www.amazon.com/Psychological-Defenses-Everyday-Joyce-Catlett/dp/0967668417
@Monika Góralska
Wyobraź sobie rysunek Alexa nie jako linie tylko granice możliwości jaką posiadasz, tu nie chodzi o linie tylko pole powierzchni pod nią, co sugerowałem Alexowi jako możliwą zmianę w oryginalnym poście.
Enitaplap,
twoja sugestia zmiany w oryginalnym poście została skomentowana przez Alexa następująco: „Zręcznie wyinterpretowane, ale nie taka była moja intencja”.
Nie sugeruj zatem ponownie czegoś, co nie jest zgodne z zamysłem autora, zmieniasz bowiem istotnie znaczenie nie swojego komunikatu.
Pozdrawiam, Ewa
Ewo W tymi słowami skomentował moje, że to jego lejek. Natomiast co do pola pod linią nie było słowa.
Zauważ że będąc na linii zielonej możesz robić to co jest pod czerwoną i więcej, a pod czerwoną nie masz tego „więcej”.
Podałem tylko inny sposób interpretacji, bo Monika odniosła się do tych linii jakby to były szyny kolejowe, a trudno mówić tak o wolności. Wolność jest trochę mniej liniowa. To tylko inny sposób odbioru wykresu, napisałem wyobraź sobie, a to było odnośnie rysunku. Pisałem też że to tylko była moja sugestia.
Mam teraz trochę czasu żeby usystematyzować swoje przemyślenia o tym temacie i o swoim miejscu na nim. Dużo z nich jest stare choć z aktualizacjami, są też raczej spójne, ale mimo zgodności nie tworzą jednej całości
Enitaplap,
ja w takim razie inaczej niż Ty patrzę na ten rysunek.:-)
Ty do Moniki napisałeś: „Wyobraź sobie rysunek Alexa nie jako linie tylko granice możliwości jaką posiadasz”.
Tymczasem gdy popatrzysz na oś rzędnych i odciętych, to wyraźnie jest to wykres wskazujący na zależność poziomu luzu (rozumianego w kontekście postu przeze mnie jako brak ograniczeń w głowie), a wiekiem. W młodości dopóki w nas tego szkoła i otoczenie nie zabije – mamy wysoki poziom tego luzu (pisze o tym Alex). Potem on spada, by z wiekiem zacząć wzrastać u jednych, a u innych pozostaje na poziomie wcześniejszych narzuconych przez otoczenie ograniczeń.
Alex zwraca uwagę, ze ten wzrost poziomu luzu wcale nie musi zaczynać się tak późno i warto poczynić wysiłki, by wcześniej zacząć wewnętrzne wyzwolenie.
Nie ma tu mowy o granicach możliwości (o czym piszesz do Moniki), jakie posiadamy (rozumianych tak jak w przypadku lejka, o którym jest jeden z postów). Stąd zwracam uwagę na Twoją interpretację jako wykraczającą poza intencje autora i według mnie zniekształcającą przekaz.
Możliwości możemy mieć identyczne, ale w głowie jedni mają ograniczenia (bo nie wypada, bo tradycja, bo wiek, bo płeć, bo …), inni mają luz (mają w nosie, czy to pasuje według otoczenia do ich wieku, czy otoczenie zaakceptuje takie a nie inne zachowanie jako zgodne z jakąś normą społeczną etc).
W takim razie inaczej czytamy ten sam wykres, a zatem być może i post. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Rozumiem że chodzi o poziom luzu ale niektórym osobom wejście na zieloną linie postrzegają jak wpadnięcie w tor działania a nie zwiększenie swoich możliwości. Wyrzucając ograniczenia zaszczepione przez innych zwiększamy swój luz, w efekcie nasze możliwości i wolność. Wiem to nie to samo i wykracza poza tekst autora ale może pomóc to zrozumieć jego tekst. Mówiąc „wyobraź sobie” mam nadzieje tylko podsunąć inny tok myślenia, a sformułowanie raczej nie jest nic narzucające.
Zrozumiałem post tak jak ty, tylko inaczej wykorzystałem i nakreśliłem inny punkt widzenia.
Ewo W – Dobranoc
@Alex
Mam to szczęście, że mimo zrozumienia tekstu i przyłożenia go do siebie mogłem pomyśleć ” Już długo jestem na zielonej”.
Pozdrawiam Enitaplap
Enitaplap,
Zacytuj proszę gdzie w mojej wypowiedzi widzisz ” szyny kolejowe” ?
Dlaczego uważasz, że jesteś na zielonej linii?
Alex
Jednak ” wymuszony luz” będzie na czerwonej linii :-) Zielona linia oznacza wolny wybór.
Monika
Monika Górska
„Można być niewolnikiem zarówno czerwonej ( narzuconego schematu ) jak i zielonej ( wymuszonego luzu ) linii.”
Chodziło mi tylko o ten fragment, z resztą Twojego tekstu się zgadzam.
Enitaplap
Dopisałam do Alexa:
„Jednak ” wymuszony luz” będzie na czerwonej linii „.
Wygląda więc na to, ze mamy podobne zdanie.
PS. Nazywam się Monika Góralska nie Górska
pozdrawiam serdecznie
Monika
Od pewnego czasu (mniej wiecej od czasu przeczytania i zrozumienia posta o lejku) zajmuję się praktycznym poszerzaniem mojej wolności. I mówię tu o realnych zmianach w moim życiu. Po kolei, krok po kroku. Najtrudniejsze było wyzwolenie się od opinii innych że „tak nie wolno” albo „nie wypada”.
Najpierw 2 moje subiektywne opinie. Proszę o komentarz czy je podzielacie.
1. Są sprawy w życiu, które wymagają cierpliwej pielęgnacji. Np.relacje międzyludzkie. Trzeba o nie dbać jak o ogród aby nie zwiędły. Aby mieć prawdziwych przyjaciół, pozwolamy im dzwonić do nas gdy są w potrzebie. To ogranicza naszą wolność.
2. Często nasze pasje wymagają systematyczności: Alex założył bloga, ktoś inny sadzi kwiaty, czy przygotowuje się do triatlonu. Aby te pasje realizowac na wysokim poziomie musimy się im systematycznie „poświęcić“ bez względu na to czy w danej chwili czasu mamy na to chęć. To też nas trochę ogranicza.
A teraz pytanie do praktyków :-) :
Po czym poznajecie, że czasem warto zainwestować tę część wolności w coś lub kogoś ?
Bartosz,
Ad 1. Piszesz: „Trzeba o nie dbać jak o ogród aby nie zwiędły.” Niekoniecznie. Mam różnych przyjaciół. Takich, których widuję prawie codziennie, takich których widuję często i rzadko i takich których nie widziałam 15 lat. Intensywność kontaktów nie ma wpływu na jakość tej relacji.
Nie czuję ograniczenia wolności z powodu telefonu ( np. w środku nocy) od przyjaciół w potrzebie. Moi przyjaciele są samodzielnymi ludźmi ( to nie jest typ ludzi – bluszcz ) niemniej czasem zdarzają się trudne sytuacje gdy potrzebują pomocy. Mogą dzwonić wtedy kiedy chcą i mogą na mnie liczyć. A ja mogę liczyć na nich.
Ad 2. Nie „poświęcam” się pasjom, pasję realizuję, bo są dla mnie fascynujące, interesujące, sprawiają mi przyjemność. Jak mi się nie chce – to na chwile odpuszczam. Jeśli częściej mi się nie chce niż chce – to czy jest to ciągle moja pasja?
Ad pytania: „Po czym poznajecie, że czasem warto zainwestować tę część wolności w coś lub kogoś ?”
W przypadku „kogoś” – tzn. przyjaciół u mnie decyduje „chemia” – są ludzie których lubię po prostu za to, że są tacy jacy są ( czasem od pierwszego, czasem od drugiego, czasem od trzeciego wejrzenia ). I nie ma dla mnie znaczenia czy są akurat w dobrym, średnim czy złym okresie swojego życia. Moją najbliższą przyjaciółkę znam od I klasy szkoły podstawowej. Przy czym absolutnie nie mam poczucia „zainwestowania części wolności” – tylko poczucie dobrze dokonanego wyboru.
W przypadku „coś” – moją największą pasja są podróże i książki. Również tutaj nie mam poczucia „zainwestowania części wolności” – tylko wolnego wyboru, tego co mnie interesuje, kręci i sprawia mi radość.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Przede wszystkim piszesz:
Jeżeli macie ponad 40 lat (i takich Czytelników/Czytelniczki mamy)
Wygląda mi na to, że się dziwisz temu, a dlaczego? Dla mnie, Junga i niektórych psychologów to późna dojrzałość, ja w wieku 50 lat jestem w fazie pełnej dojrzałości. Jest to bardzo dobry wiek na wejście na zieloną linię, nawet, jak ktoś nie zrobił tego w wieku 40 lat. Można oczywiście dyskutować, kiedy jest za późno i czy koszty przejścia będą potem większe. Myślę, że zależny to od indywidualnych cech wrodzonych i nabytych. Mój wujek jak miał 60 lat zawsze powtarzał, że jest starsza młodzieżą. Kiedyś, jak szukałem pracy, to myślałem, że nie chcą przeważnie ludzi po 50-tce, bo choroby, przyzwyczajenia – owszem – też. Lecz sądzę, że jednym z powodów jest to, że osoby w tym wieku trudniej jest zagonić do pracy, tak, aby pracowały kosztem swojego zdrowia, czy rodziny. W tym wieku raczej się wie co w życiu ważne.
czy naprawdę życie daje Wam to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie.
Są dwa poglądy, a w zasadzie trzy.
Wszystko czego pragniemy zależny od nas;
Prawie wszystko zależy od losu – gdzie urodziliśmy się, w jakiej rodzinie, z jakim zdrowiem;
Pogląd mieszany – który ja podzielam – trochę tak trochę tak, ile % można się spierać. Bodajże Daniel Goleman /Inteligencja emocjonalna/ pisze, że 20% to jednak szczęście.
Może upraszczam, ale luz można sobie wrzucić, jak są podstawy materialne czyli kasa , no i zdrowotne /choroby kosztują/. Oczywiście dla każdego będzie to inna podstawa, nie jest to warunek dostateczny, ale konieczny. Bez podstaw jesteśmy niewolnikami pracy i obowiązków domowych. Czytam o tym i w innych komentarzach. Na pewno dużo ludzi będzie niewolnikami schematów, mimo kasy. Szkoła, jak zauważyłeś skutecznie inwencję twórczą, indywidualność i chęci poznawcze. Rodzice i Kościół też czasami maja swój udział. Czyli ogólnie jestem za, ale co z prozą życia? Będę o tym pisał niebawem
Tadeusz
Witajcie po wyjątkowych dwóch tygodniach!
Jak widzę większość tematów rozdyskutowaliście już między sobą :-) odniosę się więc krótko do kilku wypowiedzi:
Gynvael Coldwind
Piszesz: „Natomiast mam wrażenie, że Alex pisze o tym jacy ludzie są, o czysto ludzkich potrzebach do jakich ludzie często dążą i o tym jak znaleźć wolność nie pozbywając się jednocześnie czysto ludzkich cech. „
Dokładnie tak jest!
Monika Góralska
Piszesz: „I nie ma żadnego znaczenia czy mieszczę sie w jakiejkolwiek definicji i czyimkolwiek schemacie. „
Brawo!! Dokładnie o to mi chodzi :-)
Arek
Dziękuję za rekomendację. Przy okazji zamówię i przejrzę tę książkę
Bartosz
Piszesz: „Aby mieć prawdziwych przyjaciół, pozwolamy im dzwonić do nas gdy są w potrzebie. „
Ciekawe jak często i gdzie jest granica „pilności” tej potrzeby? :-)
Dalej piszesz: „Alex założył bloga,…… Aby te pasje realizowac na wysokim poziomie musimy się im systematycznie „poświęcić“ bez względu na to czy w danej chwili czasu mamy na to chęć. „
Widzisz gdzieś na tym blogu post napisany wbrew moim chęciom?
Tadeusz
Piszesz: „Przede wszystkim piszesz:
Jeżeli macie ponad 40 lat (i takich Czytelników/Czytelniczki mamy)
Wygląda mi na to, że się dziwisz temu, a dlaczego? „
Gdzie tutaj doszukujesz się choć śladu zdziwienia???
I jak kogoś cytujesz, to proszę używaj cudzysłowu, dla jasności kto co powiedział.
Piszesz: „luz można sobie wrzucić, jak są podstawy materialne czyli kasa , no i zdrowotne /choroby kosztują/ „
Moje podstawy materialne zacząłem budować, kiedy w wielu sprawach związanych z tematem postu „wrzuciłem sobie na luz” :-) I było to możliwe, bo mimo iż mając bardzo niewiele nie podjąłem „normalnej” pracy na etacie, oraz uniknąłem wplątania się w „obowiązki domowe” :-)
Pozdrawiam
Alex
Monika Góralska
Dziekuje za Twoj wpis. Szczegolnie trafilo mnie zdanie „Intensywność kontaktów nie ma wpływu na jakość tej relacji”. W moim swiecie to nowinka. Musze to przemyslec i sprawdzic praktycznie.
Alex, piszesz „Ciekawe jak często i gdzie jest granica „pilności” tej potrzeby?”
:-)
Gdy granica pilnosci jest inaczej rozumiana przez rozne ze stron, dochodzi do niezrecznej sytuacji.
Dalej piszesz „Widzisz gdzieś na tym blogu post napisany wbrew moim chęciom?”
Widze czysta chec i pasje. I wiem ze to wymaga sporo czasu. Pytanie moje dotyczylo tego skad wiedziales (jak poznales) ze wartobylo w to wejsc.
Pozdrawiam serdecznie
Chyba mając 17 lat nie wiele da się zrobić. Zauważam od jakiegoś czasu, że jest możliwość lepszego życia, która odbiega od norm społecznych. Będąc tak młodą chciałabym prowadzić życie zieloną linią, bo nigdy nie wiadomo czy za 5 minut nie umrę i czy nie będę musiała żałować, że nie ryzykowałam. Uwielbiam spontaniczność. Jednak jestem zależna od rodziców, pieniędzy, szkoły i presji społeczeństwa (jak większośc w moim wieku). Gdybym wygrała w lotka… ^^
Cieszę się, że jakimś fartem udało mi się tu zajrzeć.
Witam!
Od dawna w swoim środowisku uchodzę za buntownika i dziwaka. Od dawna też za nic mam większość norm społecznych, począwszy od tak banalnych spraw, jak dyktat mody po kwestie tak poważne, jak duchowość, styl życia, czy widzenie świata.
Jedyną normą, którą uznaję w 100% jest nieczynienie innym krzywdy. Jestem wyznawcą bogini Empatii.
W którym miejscu wykresu się znajduję? Cóż, to zależy od tego, czym indywidualnie jest dla nas ów luz. Bo czym innym będzie on dla Ciebie Alexie, a czym innym dla mnie. To, że przeprowadzam się na wieś i chcę chodować kury (poważnie) wbrew ogólnemu pędowi do dużych miast, gdzie „można zrobić karierę i dużo zarabiać” jest dla mnie jedną z oznak, iż jestem na tej zielonej ścieżce. :)
Pozdrawiam
PiotrP 39lat
Bartosz
Piszesz: „Gdy granica pilnosci jest inaczej rozumiana przez rozne ze stron, dochodzi do niezrecznej sytuacji. „
Dlatego właśnie nie podobała mi się Twoje określenie „prawdziwych przyjaciół”, bo każy bedzie interpretował to inaczej.
Pytasz: „Pytanie moje dotyczylo tego skad wiedziales (jak poznales) ze wartobylo w to wejsc „
Nie wiedziałem :-) Jak wiele rzeczy w życiu po prostu spróbowałem :-)
Karolina
Na wygraną w lotka nie licz :-)
Może zaczniesz od wyzwalania się od presji społeczeństwa, bo to można zacząć już w Twoim wieku. Potem przyjdzie czas na usamodzielnienie się ekonomiczne i inne.
W międzyczasie nie zaniedbuj dobrej edukacji, za którą tylko Ty jesteś odpowiedzialna (nie licz na Państwo)
Powodzenia!!
Piotr
Powodzenia w hodowli kur :-)
Na wszelki wypadek nie zamykaj sobie innych ścieżek, bo wszystko może się znudzić. Wiem to jako były mieszkaniec jachtu żaglowego na Florydzie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ten post to balsam na moją duszę. Kwestię „zniewolenia” o którym piszesz odkryłam ok 2 lat temu i coraz bardziej dostrzegam jak ludzie tkwią w tym więzieniu z własnej woli. Piszę o balsamie na duszę gdyż po pierwsze: mam 31 lat i do tej pory ubolewałam, że oświecenie spłynęło na mnie tak późno, że od czasów licealnych mogłam już przecież kształtować życie „po swojemu”; a tu się okazuje, że mogę się cieszyć, że jestem jakieś 10 lat do przodu do wielu innych „oświeconych” :); a po drugie, wolność każdego kosztuje etykietkę dziwaka i wiele przykrych słów padających z ust „zniewolonych”-więc nie jestem sama, są inni którzy mnie doskonale rozumieją, przechodzą przez to samo piekło drwin i mimo to „jadą dalej” :) Wszystkiego dobrego autorowi i czytelnikom, a zwłaszcza WIELKIEGO POWERA!:)