Dziś, odbierając moją Europejską Kartę Ubezpieczenia, spotkałem na ulicy dość biednie wyglądającego mężczyznę w wieku ok. 27-29 lat, który podszedł do mnie, pokazał kopertę zaadresowaną do Austrii i łamaną polszczyzną zapytał, czy mogę dać mu 5,20 na znaczek.
Sam z dawnych czasów wiem, jak to jest być bez grosza w obcym kraju, więc bez zastanowienia dałem mu te pieniądze, próbując przy tym wciągnąć go w rozmowę. Nie za bardzo to wyszło poza tym, że powiedział, że jest z Ukrainy, więc życzyłem mu tylko powodzenia i przyjaźnie pożegnałem się.
Kilkanaście minut później, wychodząc z NFZ ze zdziwieniem widziałem, jak kilkadziesiąt metrów dalej próbuje on tego samego z innym przechodniem! No cóż, dałem się nabrać :-)
Na pocieszenie, wiem, że z takim podejściem nie zajdzie on zbyt daleko w życiu i właściwie mi go żal.
Pewnie teraz zastanawiacie się, dlaczego taki drobny incydent skłonił mnie do pisania, prawda?
Jadąc do domu, uzmysłowiłem sobie, że podobne było postępowanie tych kilku osób, którym w swoim czasie „ratowałem tyłek” stawiając do dyspozycji nie złotych 5,20, lecz kwoty cztero- i pięciocyfrowe! I to nie w formie pożyczki, lecz zaliczki na przyszłe działania dla mnie. Oczywiście, jak wśród dżentelmenów obojga płci przystało, całkowicie na gębę. To oznaczało że:
- Miałem pełne zaufanie do przyzwoitości tych osób i ich podejścia do własnych obietnic
- Miałem pełne zaufanie do ich kompetencji fachowych
- Oczywiście, jako wzorowy „kichacz”, biorąc pod uwagę powyższe punkty rekomendowałem te osoby na prawo i na lewo. A to ma swoją wartość, bo docieram do bardzo ciekawych ludzi i organizacji
To normalnie działa znakomicie, w kilku przypadkach niestety osoby te wygodnie „zapomniały” o fakcie wzięcia zaliczki, niektóre pod różnymi pretekstami nie dostarczyły tego, co obiecały. W najlepszym wypadku wylądowałem u nich na ostatnim miejscu jakichkolwiek priorytetów i do dziś jestem na jakiejś „liście oczekujących” .
Jaki jest tego rezultat:
- Jako człowiek wierzący w ludzi i niezbyt naiwny, jestem prawie pewien, że kiedy się ze mna umawiały to nie było z ich strony zamiaru oszustwa. Nie zmienia to faktu, że w moich oczach zdolność zawarcia z nimi umów spadła poniżej poziomu mojego zaufania do pięcioletniego dziecka znajomych
- Ze względu na powyższe, ich kompetencje fachowe są bez znaczenia
- Od natychmiast umarły wszelkie rekomendacje, a te uprzednio udzielone zostały sprostowane przez opisanie zaistniałego ze mną stanu rzeczy, bo przecież musze dbać o moja reputację.
- W każdym z przypadków, straty tych osób wynikające z wykluczenia z pewnych projektów i kontaktów znacznie przekroczyły kwoty udzielonych zaliczek
Czyż to nie głupota z ich strony? Pisze to, jako ostrzeżenie, gdyż wiele osób nie zdaje sobie sprawy z rezultatów takiego postępowania.
Pamiętajcie że:
- Niełatwo jest spotkać ludzi sympatycznych i skorych do pomocy
- Jeszcze trudniej jest spotkać ludzi sympatycznych, skorych do pomocy i posiadających duże możliwości
- Najtrudniej jest spotkać ludzi sympatycznych, skorych do pomocy, posiadających duże możliwości, którzy wpuszczą nas w wąski krąg zaufania i udostępniania zasobów
Jak już ktoś dotarł do tego ostatniego punktu, to trzeba to sobie cenić i uważać, aby przez głupotę takiej relacji nie zniszczyć. W życiu może okazać się to krytycznym czynnikiem!
Co o tym sądzicie?
Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach
Fajny wpis. Dodał bym od siebie tekst gdzieś zasłyszany. Zawsze jesteś na rozmowie kwalifikacyjnej. ZAWSZE ;-)
@rek
To u mnie na blogu :-)
http://alexba.eu/2013-05-28/szacunek-i-zaufanie-u-innych/jestes-na-rozmowie-rekrutacyjnej-prawie-zawsze/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Nie napiszę, że lubię być naciągana, bo to nie byłaby prawda. Ale zdarza się i nauczyłam się tyle, że… to Jej/Jego problem. Bo cała radość jest w dawaniu!
Alex, dziękuję za „ludzi sympatycznych, skorych do pomocy, posiadających duże możliwości, którzy wpuszczą nas w wąski krąg zaufania i udostępniania zasobów”!
W pełni się zgadzam. Staram się zawsze pomagać komu mogę i jak wiem, że ktoś ze znajomych posiada umiejętności, które są poszukiwane przez nowopoznaną osobę (i odwrotnie(, to zawsze staram się tą informacją podzielić i, po uprzednim przyzwoleniu, przekazać ich dane kontaktowe. Nieraz działało to świetnie, ale kilka razy się też przejechałam. Pewne osoby obiecywały gruszki na wierzbie, ja zaangażowałam znajomych pasjonatów w projekt, a skończyło się to wszystko straszną stratą czasu. Tak, jak piszesz, takie sytuacje sprawiają, że nadszarpnięty zostaje kredyt zaufania do tych osób. Niestety również nas to nie stawia w najlepszym świetle.
Też kiedyś komuś poleciłam usługi znajomej osoby i okazało się to niewypałem. Przez to jestem teraz ostrożniejsza. Czy słusznie? Sama nie wiem. Być może przez to jedno wydarzenie traci dużo osób. Teraz muszę być naprawdę pewna, żeby polecać.
A ufam nadal, naiwnie jak dziecko.
Mialem lat temu 10 (jako jeszcze niemajetny Student) podobne spotkanie na dworcu w Krakowie, z „pozbawionym pieniedzy i potrzebujacym do biletu”. Tez dalem sie naciagnac na ok 5zl (wtedy to bylo dla mnie sporo kasy). I podobnie po kilku dniach mialem okazje spotkac te osobe ponownie na rynku krakowskim, z tym ze znowu zostalem zagadniety…
Niecaly rok temu dalem sie naciagnac na juz o wiele wiecej „na Turka podrozujacego z niemiec do turcji i bez kasy”. Coz, moja wina… mam nauczke.
Alex, mam wrazenie, ze masz racje odnosnie tego podejscia.
Ale i jest tak, ze naiwnych nie sieja… sami sie rodza. I osoby z takim podejsciem poprzez rozne przepoczwarzenia i tak wychodza na swoje, wiec nie zmierzaja sie zmieniac. I tak jest na kazdym poziomie:
– duzy biznes (afery co chwila)
– polityka (afera goni afere)
– wiele innych sfer zycia
Wszędzie są tacy ludzie, niektórzy żyją na przyzwoitym poziomie. We Wrocławiu mamy m.in. Krzysia który przez cały rok spaceruje po Starym Mieście i Ostrowie Tumskim wręczając starszym ludziom święte obrazki :) Oczywiście nie robi tego charytatywnie, czasami dość nachalnie domaga sie datku. Kilka razy z nim rozmawiałem, kilka razy widziałem jak wymienia bilon w restauracjach, zarobek dzienny około 300-350 pln (to nie jest żart), pomnóżcie to przez 30 dni :) bez ZUS-u, US i innych „atrakcji”.
Jestem człowiekiem otwartym i ufnym. Traktuję wszystkich naokoło tak, jak sam postępuję. Ponieważ nie oszukuję, uważam że ktoś inny również nie ma powodu, żeby mnie okłamać. Prawdopodobnie kilka razy zostałem wykorzystany, w kilku innych przypadkach, zauważyłem że ktoś kombinuje tak, że odmówiłem pomocy.
Jednak cały czas podchodzę do wszystkich „z sercem na dłoni”, bo nie potrafię „krzywdzić nieufnością” kogoś przypadkowego tylko dlatego, że kiedyś wcześniej zostałem oszukany. Z każdej takiej historii staram się wyciągnąć naukę, żeby następnym razem lepiej ocenić potencjalne niebezpieczeństwo.
Pozdrawiam, Dariusz
Dzięki Alex, rzeczywiście jak podałeś link to oswieciło mnie się ze to stąd. Dziękuję.
Dokładnie taka sytuacja przydarzyła mi się ostatnimi czasy. Osoba zaufana, której pomagałam nie raz, nie raz wyciągałam z przysłowiowego bagna, nie raz .. nie dwa. Ostatecznie wypięła się na mnie kiedy zaczęłam upominać się po kilku latach o niezapłaconą fakturę.. Ach jakież to epitety poleciały w moją stronę! Siarczyste. Bo przecież ja, osoba dobra i wyrozumiała, muszę rozumieć to, że dłużnik mój i pseudoprzyjaciel ma problemy i tak samo władował mnie na konieć swoich priorytetów i listę wiecznie oczekujących, dokładnie tak jak w Twojej sytuacji. Uznałam że dostatecznie dałam się wykołować i dość już, sprawa znalazła swój koniec w sądzie, a po pseudoprzyjacielu ślad zaginął. Myślę, że odczekam trochę i zaprzęgnę do pracy jakiegoś dobrego komornika, nie z chęci odzyskania wcale niemałej kasy, ale dla zasady. Dosyć już wykorzystywania i dawania nabijać się w butelkę. Tak samo jak i Ty, polecałam na lewo i prawo owego pana usługi i tak samo jak i Ty, po wyjściu całego tego 'galimatiasu’ szybciutko ludziom wyklarowałam intencje tej osoby wobec mnie i paru innych osób. Jaką mam z tego nauczkę? Chyba taką że nie wiem jak ktoś musiałby mocno mnie przekonać o tym, żebym sama z dobrego serca wycodziła z inicjatywą pomocy lub też z czyjeś inicjatywy.. Teraz wszędzie doszukuję sie drugiego dna.. I w ten sposób takie osoby wykrzywiają nasze postrzeganie innych, może i często uczciwych osób.
Alex,
jako zaangażowany czytelnik i dotąd zupełnie nieaktywny komentator, ujawniam się.
Historie, które opisujesz, mają bardzo ciekawe przełożenie na zagadnienie marki osobistej. Pisząc o wartości rynkowej mówiłeś, że składają się na nią umiejętności profesjonalne, budowania relacji i „sprzedania się”. Ta historia uzupełnia ten trójkąt o jeszcze jedną kluczową kwestię (częściowo wpisującą się w temat relacji). Kwestię spójności, którą demonstruje się otoczeniu poprzez dotrzymywanie nawet najmniejszych obietnic.
Niegdyś sam często łapałem się na tym „braku”, dopóki nie zorientowałem się, że nawet najdrobniejsze, mimochodem rzucane deklaracje bywają bardzo poważnie traktowane przez drugą stronę. I to, jak dotrzymujemy tych najmniejszych obietnic może rzutować na jakość i „intensywność” całej przyszłej relacji.
Co bardziej etyczni marketingowcy mówią, że kiepski produkt opakowany dobrym marketingiem można sprzedać raz. Raz, ponieważ marka składa konsumentowi obietnicę jakości i nie dotrzymuje jej. Twój wpis pokazuje, że te słowa są prawdziwe w każdej możliwej sytuacji.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
WF
Alex,
co do rekomendowania, to nauczylem sie „nie robic z geby cholewy”, bo zdaje sobie sprawe z tego, ze jesli rekomenduje kogos, to tak naprawde oddaje swoja reputacje do dyspozycji osoby rekomendowanej. Bardzo niebezpieczne, jesli NAPRAWDE nie zna sie tej osoby. Dlatego bardzo rzadko udzielam rekomendacji, chyba ze z rekomendowana osoba (czy firma) „zjadlem beczke soli”. Moze to jest bardzo asekuracyjne podejscie, ale zalezy mi na swojej reputacji i nietrafne rekomendacje wg mojej opini sa tak samo dla niej szkodliwe jak moja wlasna niesolidnosc.
Pozdrowienia ze slonecznej Californi.
Rys
Uwierzenie w człowieka to jednak najlepszy sposób do zmotywowania go żeby cię nie zawiódł. Ja bym się nie przejmował że czasami nie wychodzi. Nie na wszystko się ma wpływ.
Cześć Alex,
miałem podobny incydent na dworcu w Katowicach. Ja z reguły jestem nieufny do ludzi, którzy proszą o „parę groszy”. Zawsze pomagam, ale kupując mu to, na co chce pieniądze. Miałem trochę czasu więc zaproponowałem, że kupię mu ten bilet. Wtedy się uśmiechnął i powiedział że jestem dobrym człowiekiem, a jemu tak na prawdę do wino brakuje. Na wino oczywiście mu nie dałem ;)
Ja mam podobnie jak Luk,nie daję pieniędzy, ale jeżeli ktoś jest głodny,to kupujęmu coś do jedzenia. Kiedyś często widywałam takiego staruszka bezdomnego,odktóego nigdy nie wyczułam alkoholu i zawsze coś mu tam kupiłam do jedzenia. Pewnego dnia postanowiłam mu dać „wędkę” i podarowałam mu książkę Joe Vitale o tym jak przestał być bezdomnym. Niestety staruszek mnie wtedy wyśmiał. Cóż nie można kogoś zmienić, jeśli on tego nie chce.
Dziwię się, że takie rzeczy mają miejsce, bo osobiście sprawdziłem, że niezwykłą satysfakcję daje dotrzymywanie słowa a bycie fair wobec innych większego kopa niż nie jeden Red Bull :) Co więcej ostatnio doświadczyłem, że mail wysłany o 3:00 rano, który pomógł drugiej osobie pozwala obudzić się rano lepiej wyspanym niż po całej przespanej nocy bez żadnych zakłóceń.
chcesz się pozbyc przyjaciół to pożycz im pieniądze :)