Dzisiaj, kontynuując nasz poprzedni post zastanówmy się nad kwestią doświadczenia zawodowego.
Ten problem może okazać znacznie trudniejszy do przeskoczenia, chyba że ktoś chce się ograniczyć do przynależności do tej pierwszej grupy wspomnianej w moim poście „Jak można zostać trenerem” :-)
Bez jakiejkolwiek praktyki zawodowej stoimy przed następującymi wyzwaniami:
- klienci nie bardzo będą chcieli was zatrudniać, bo coraz większa ich grupa jest świadoma, że wyizolowana wiedza ogólna na temat umiejętności miękkich (a o takich cały czas mówimy) jest w dużej mierze bezużyteczna. Świadomi klienci coraz częściej szukają takich trenerów, którzy będą w stanie najpierw wypracować z ich ludźmi konkretne rozwiązania praktyczne, a potem jeszcze tychże ludzi nauczyć ich praktycznego stosowania, co nie jest tak całkiem proste.
- stojąc przed grupą ludzi, którzy coś konkretnego w swoim zawodzie robią musisz na samym początku przejąć (przynajmniej na czas szkolenia) przywództwo tego stada (używam słowa „stado” bez jakichkolwiek negatywnych konotacji). Aby to zrobić, musisz uświadomić jego członkom, że wniesiesz do ich życia jakąś konkretną wartość dodaną, a to jest trudne, jeśli sam/sama niczego poważniejszego wcześniej nie dokonałaś/nie skopałaś :-) Tutaj też zaznacza się już trend w dobrych firmach (bo było tam już sporo szkoleń), gdzie ludzie nie pozwolą już sobie wciskać pseudonaukowej ciemnoty, lecz oczekują, że jako trener pokażesz im (a nie tylko będziesz o tym opowiadał), jak pewne praktyczne sytuacje można rozwiązać lepiej. Nawiasem mówiąc, jest to jedna z tajemnic jak od lat radzę sobie na bardzo konkurencyjnym rynku przy praktycznie zerowym budżecie marketingowym :-)
Tak więc jako młoda osoba po studiach masz poważny dylemat co zrobić, przynajmniej jeśli chciałbyś w dalszej perspektywie wejść do grupy „top-gun” a nie wylądować na trwale wśród tych kiepsko opłacanych wyrobników tłukących przysłowiową sieczkę i psujących opinię całej branży
Co w takiej sytuacji można zrobić?
Tak na szybko to widzę następujące dobre opcje:
- popracować gdzieś trochę, zanim zostaniesz trenerem. To „gdzieś” oznacza dobrą firmę, sprawnie zarządzaną i skutecznie działającą na takim rynku, gdzie jest znacząca konkurencja. W wyborze tej pracy znacznie ważniejsze od chwilowych zarobków jest zakres i rodzaj doświadczeń, które można przy okazji zdobyć. Należy to po prostu potraktować jako praktyczne studia podyplomowe, gdzie chodzi przede wszystkim o naukę, reszta ( W trakcie tej pracy należy cały czas pracować nad warsztatem, co już opisałem w poprzednim poście.
- znaleźć jakiegoś naprawdę dobrego trenera, u którego można by poterminować ucząc się na prowadzonych przez niego szkoleniach (jako praktykant albo co-trener) jakiego rodzaju problemy. występują u klientów i w jaki sposób można do nich podejść. To jest, nawiasem mówiąc, bardzo dobry pomysł niezależnie od tego, z jak bogatym doświadczeniem zaczynasz pracę trenera. Krytyczny w tym wypadku jest dobór właściwego trenera (który będzie też pełnił funkcję Twojego mentora), bo czasem trudno na pierwszy rzut oka rozdzielić tu ziarno od plew.
Są oczywiście jeszcze inne, moim zdaniem znacznie słabsze, takie jak:
- zatrudnić się po studiach jako trener w firmie zajmującej się szkoleniami. Jest rzeczą znaną na rynku, że niestety istnieje wiele firm tego typu, które kładą większy nacisk na skuteczność własnego działu sprzedaży, niż na konkretne rezultaty szkoleń. Tam przyjmą Cię bez doświadczenia w biznesie jeśli tylko sprawisz wrażenie, że po krótkim przygotowaniu będziesz w stanie przeprowadzić jakiś standardowy program szkoleniowy, mówiąc kolokwialnie, „bez dania totalnej plamy”. Firma skasuje rynkowe honorarium, Ty dostaniesz jakiś ochłap. Przy okazji możesz wykorzystać ten czas do rozpoznania, jakiego rodzaju problemy praktyczne występują u klientów i jak do tego można podejść. To rozwiązanie ma kilka wad. Pierwsza to fakt, że możesz dostać bardzo sztywny program zajęć i mieć później kłopoty, jeśli w trakcie szkolenia od niego odbiegniesz. Drugi, to niebezpieczeństwo przejęcia w takiej firmie nieodpowiednich wzorców prowadzenia samego szkolenia. Trzeci to wspomniane już wcześniej ryzyko dla Twojej reputacji na rynku, co jeśli chodzi o dołączenie do czołówki, do czego przecież dążysz, jest naprawdę bardzo ważne. Jeszcze zakończenie omawiania tej opcji małe wyjaśnienie: informacje o firmach, o których mówimy w tym punkcie uzyskałem w rozmowach z moimi klientami, mam zaufanie do tego, że mówili mi prawdę.
- można wykształcić się na wąskiego specjalistę np. od NLP, mowy ciała, autoprezentacji itp. po czym robić właśnie takie wyspecjalizowane szkolenia. Problem polega na tym, że rynek (przynajmniej w tym najwyższym segmencie) coraz bardziej oczekuje od nas konkretnych rezultatów całościowych, a nie tylko podniesienia jednej, wyizolowanej (i często oderwanej od praktyki) umiejętności. Oznacza to z jednej strony niższy poziom możliwych honorariów, z drugiej brak zleceń od pewnej, istotnej grupy klientów. Ci ostatni gotowi są wydać stosunkowo duże pieniądze, ale tylko wtedy, jeśli będą przekonani, że np. rzeczywiście podniesie im to sprzedaż. Abstrahując od tych wad, jeśli już udałoby się wejść w biznes w ten sposób, to byłaby to też okazja zapoznania się z konkretnymi problemami trenowanych i przygotowania potem równie konkretnych rozwiązań.
Na zakończenie tego postu jeszcze kilka ważnych uwag. Potraktujcie to wszystko co napisałem wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i wniosków. Jak już wspomniałem wcześniej, moja droga do zawodu była całkiem inna, najpierw byłem freelancerem, potem przedsiębiorcą a dopiero na koniec trenerem. Jest całkiem możliwe, że są inne sposoby rozwiązania (bądź obejścia) problemu praktyki biznesowej, które nie przyszły mi teraz do głowy. Życie jest przecież pełne różnorakich możliwości!!
Jeśli macie własne przemyślenia, bądź pytania, to zapraszam do Komentarzy.
PS: W międzyczasie zrobił się tutaj piękny wieczór, który silnie konkuruje z potrzebą uważnej redakcji tego tekstu. Z drugiej strony obiecałem wczoraj, że ta kontynuacja ukaże się dziś. Zgodzimy się więc na wersję beta? :-)
PPS: Kontynuacja znajduje się tutaj
Witaj Alex!
Nadrobilem wlasnie blogowe zaleglosci i zglaszam sie jako aktywny czytelnik. Pisales, ze zalezy Ci na ujawnieniu sie zainteresowanych – oto jestem! :)
Ja „wyciagam” dla siebie z tego cyklu rzeczy, ktore moge odniesc do swoich planow pracy jako freelancer / konsultant, ale nie do konca jako trener (byc moze za jakis czas…).
Niemniej jednak mnostwo tutaj analogii, bo „key success factors” sa chyba podobne dla wiekszosci zawodow, w ktorych wystepuje sie de facto jako solista – tworca pewnej sztuki uzytkowej, ktora mozna obdzielac innych w taki sposob, ze kazdy dostanie jej tyle ile bedzie chcial i ktora moze zmienic na lepsze czyjes zycie (lub np. zycie jakiejs organizacji).
Wymagania dotyczace innych zawodow, tych ktore stawiaja nas w pozycji jednego z 321 podobnych trybikow jednej maszyny dzialajacej na 14-tym pietrze biurowca sa pewnie nieco odmienne… Stad dla kontrastu to porownanie do sztuki.
I tutaj pojawiaja sie moje 2 pytania:
=> Nie znam innego trenera, ktorego dazylbym takim szacunkiem jak Ciebie, a Ty nigdy nie pracowales jako „trybik” (o ile mi wiadomo). Jak ktos (ja), kto ma za soba kilka lat korporacyjnej indoktrynacji, moze sam siebie przekonac, ze da jednak rade zmienic sie ze sprawnego „trybika” w „artyste” (ktory z glodu nie umrze…:)?
=> Jak mozna stwierdzic, ze doswiadczenie, ktore sie zdobylo „JUZ WYSTARCZA”, zeby zrobic cos na wlasna reke, lub tym bardziej kogos uczyc, komus doradzac, kogos szkolic, byc dla kogos autorytetem? Czy jest inna odpowiedz niz „sprobowac”? :)
Pytam, bo sadze, ze moze to sie przydac nie tylko w moim przypadku.
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
I jeszcze tylko drobna ERRATA do mojego drugiego pytania:
Nie zakladam oczywiscie, ze „doswiadczenie sie po prostu zdobedzie i to juz wystarczy i wiecej nie trzeba kiwnac palcem” – chodzi mi o ten poziom wyjsciowy, startowy, minimalny… Byc moze da sie przeczytac wszystkie ksiazki na swiecie (albo te, ktore sie przynajmniej istotnie od siebie roznia), ale na pewno nie da sie zdobyc wszystkich doswiadczen :)
Kuba
Witaj ponownie na blogu :-) Podoba mi się Twoje porównanie do sztuki. Coś w tym jest, przynajmniej jeśli przejdziemy ponad poziom wyrobników. Pozwól, że na Twoje pytania odpowiem za chwilę w nowym poście, mam tam znacznie większą elastyczność pisania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Kuba
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest już na blogu. Na drugie odpowiem wkrśtce przy okazji innego postu, najpierw odpiszę coż Bellois
Pozdrawiam
Alex
Ale, możesz (a nawet powienieneś ;-)) odmieniać mój nick, więc raczej odpiszesz Belloisowi :-)
Bellois
Twój nick jest słowem francuskim. Jeśli chcesz abym odmieniał je po polsku, to proszę o wskazówkę, czy życzysz sobie tego według wzorca odmiany męskiej, czy też żeńskiej?
A wiesz, że nawet nie wiem co to po francusku znaczy? :-) Ot, tak sobie go kiedyś wymyśliłem. Odmiana męska oczywiście :)