Otrzymałem następujący mail od Czytelnika:
Cześć Alex,
Ostrzegam na samym początku, że będzie to dość długi mail ;)
Piszę do Ciebie w sprawie pewnego problemu, który mam ostatnio ze swoimi rodzicami. Dzisiaj natrafiłem na twój post „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych”, w którym opisujesz dość podobną sytuację do mojej. Z racji tego, że kończę obecnie studia, zaczęły pojawiać się pytania „Co dalej będziesz robił?”, „Co planujesz?”, „Czemu nie obroniłeś się w terminie?”, etc. Punktem kulminacyjnym były ostatnie święta, gdzie już po moim przyjeździe na wigilię, można było wyczuć napiętą atmosferę. Atak przyszedł w drugi dzień świąt. Rodzice dosłownie „zaatakowali” mnie i zaczęli przeprowadzać przesłuchanie. Starałem się spokojnie wszystko wytłumaczyć, a kiedy powiedziałem, że za niedługo mam zamiar otworzyć swoją firmę (o czym kiedyś im wspominałem), zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony). Ja cały czas ze stoickim spokojem chciałem wszystko wytłumaczyć, ale się nie dało. Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat. Przez szacunek dla moich rodziców nie chciałem wszczynać kłótni (pomimo licznych przykrych argumentach ad persona kierowanych w moją stroną) i po prostu milczałem, albo odpowiadałem półsłówkami. W końcu dyskusja (po ponad dwóch godzinach) dobiegła końca. Nie powiem, że było mi bardzo przykro. Nie jest to przyjemne, kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców. Można powiedzieć, że jest to typowa sytuacja rodzinna, jednak chciałbym przedstawić kontekst całej sytuacji.
Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność. Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą. Niestety na przestrzeni ostatnich lat, co jakiś czas moi rodzice szukają jakiejś „zaczepki” i powodu do awantury. Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie. Również realizowałem mnóstwo dodatkowych projektów (poza zwykłym studiowaniem). Niestety nawet jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców.
Mam pewne podejrzenia skąd może wynikać „agresja” moich rodziców w stosunku do moich działań. Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać. Przez kolejne lata czasem byłem pytany o zdanie dotyczące firmowych spraw, ale zawsze mój pomysł był zły i wszystko kończyło się kłótnią. Dlatego postanowiłem i o tym też oficjalnie powiedziałem rodzicom, że nie będę już udzielał się w tych sprawach, bo to nie ma sensu i znowu była awantura. Wydaje mi się, że wszystkie problemy biorą się stąd, że firma moich rodziców od pewnego czasu stoi w miejscu i stąd bierze się ta cała frustracja. Ja chciałem i chcę pomóc nadal, ale „nie znam się” (wg moich rodziców). Miałem nawet taki plan, żeby odłożyć na jakiś czas pracę magisterską i przez np. 3 miesiące zastąpić moich rodziców, żeby przeprowadzić potrzebne zmiany w firmie i ruszyć ją do przodu, ale po ostatnich kłótniach stwierdziłem, że byłaby to strata czasu.
Stąd moje pytanie; co w takiej sytuacji zrobić? Nie chciałbym przy kolejnej rozmowie o przyszłości wchodzić w kłótnię. Jeżeli odpowiem na ich pytanie o moje plany tekstem „Dlaczego o to pytasz?”, to znając moich rodziców, rozpęta się piekło. Niestety z moimi rodzicami nie mogę spokojnie, używając rozsądnych argumentów, podyskutować, tylko zawsze jest co najmniej podniesiony głos i bardzo żywiołowa dyskusja. Chciałbym mimo wszystko tego uniknąć i utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.
Jeżeli dotarłeś do końca, to bardzo dziękuję za poświęcony czas. Również chciałbym podziękować za Twoje świetne teksty i pogratulować wspaniałego bloga!
I co mam na to powiedzieć? :-)
Mimo wszystko mamy trochę mało danych, a przede wszystkim brak punktu widzenia drugiej strony, czyli Twoich rodziców. Mając takie ograniczenia trudno coś bardzo konkretnie doradzić, niemniej spójrzmy na to, co mamy:
- „Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność” – to jest bardzo dobre i cenne, wiekszość rodziców wychowuje dzieci na dobrych niewolników na pensji z kredytem na 30 lat
- „Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą.” – super, większość rodziców (razem ze szkołą) uczy dzieci zupełnie czegoś innego
- „ Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie” – brawo!!!
- „Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat.”
- „jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców. „
Widzisz, że punkty 1-2 oraz 4-5 całkowicie do siebie nie pasują?
Stawiasz hipotezę, że ta przemiana miała miejsce kiedy:
„ Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać.”
Jak im to powiedziałeś? Z wyższością i lekceważeniem, czy też w cywilizowany, profesjonalny sposób?
Nawiasem mówiąc nastawienie „nie ma potrzeby nic zmieniać” jest bardzo powszechne wśród polskich drobnych przedsiębiorców i powoduje, że przy zmianie sytuacji na rynku albo padają jak muchy, albo pytają rząd „jak żyć”, albo przeżywają dzięki maksymalnemu „wyciśnięciu” biednych galerników, którzy u nich pracują.
Używasz takich określeń jak:
„ zaczęli przeprowadzać przesłuchanie”
„zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony).” – wymiana zdań wymaga dwóch stron!!
„ kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców” – na czym to mieszanie błotem dokładnie polegało?
Wiesz, w tych punktach powyżej teoretycznie mógłbyś byc „ofiarą” zjawiska, które opisałem w poście
http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Nie mówię, że tak jest, ale najpierw należałoby taką możliwość wykluczyć
Dziwnym dla mnie jest tez Twoje stwierdzenie: „Chciałbym mimo wszystko ….. utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.” bo to co opisujesz trudno mi nazwać „dobrymi relacjami”, więc znowu mamy jakąś sprzeczność.
Widzisz ile mam wątpliwości? Aby posunąć się dalej, należałoby koniecznie je wyjaśnić.
Aby nie zostawić Cię całkiem bez odpowiedzi, załóżmy że je wyjaśnimy w zadowalający sposób i nie okaże się, że sytuacja jest całkiem inna niż w Twoim opisie, a firmę, którą chcesz założyć nie zamierzasz finansować z pieniędzy rodziców.
Wtedy mamy następujące punkty:
- jesteś finansowo niezależny i do przeżycia nie potrzebujesz rodziny
- masz wizję swojego życia na najbliższy okres
- z nieznanych powodów Twoi rodzice nie traktują Cie poważnie i szacunkiem należytym człowiekowi, który sam utrzymuje sie w życiu uczciwą pracą.
Podjąłbym następujące działania:
- napisałbym do rodziców list (bo najwyraźniej próby porozumienia się bezpośrednio źle się kończą), w którym wyraziłbym im wdzięczność i szacunek, za niezależna postawę, której Cię nauczyli. Wyraziłbym ubolewanie, że Wasza wzajemna wymiana zdań przebiega w taki sposób jak dotychczas i zadeklarował chęć zmienienia tego na lepsze. Zapytał, czy tez są gotowi usiąść z Tobą jak dorośli z dorosłym i porozmawiać po partnersku.
- Gdyby ten list, albo wynikająca z niego rozmowa nie przyniosły rezultatów (a rezultatem jest, jeśli niezależnie od ewentualnej różnicy zdań jesteś traktowany poważnie), to robisz rodzicom „dietę” z kontaktów z Tobą. Po prostu, pomijając jakieś poważne wypadki losowe, żyjesz przez pewien czas jakby oni nie istnieli na świecie zajmując się Twoim życiem. Taka „dieta” zastosowana odpowiednio długo czyni cuda :-) musi tylko byc „ścisła”, czyli żadnych wspólnych Świąt, urodzin, imienin itp.
- Wystartował z realizacją Twoich planów życiowych
Wszystko to, powtarzam jeszcze raz, pod warunkiem odpowiedniego wyjaśnienia moich wątpliwości wyrażonych powyżej.
To sa takie przemyślenia na szybko, przed wyjściem na plażę, więc bez bardzo dokładnej analizy.
Przyda się to komuś?
Według mnie w takim przypadku dieta również czyni cuda. Tym bardziej, że autor listu określa siebie jako osobę niezależną od rodziców. Moim zdaniem nie powinien również zapominać o realizacji własnych planów będąc na diecie. W momencie gdy z niej zrezygnuje będzie mógł stwierdzić, że zarówno dla niego jak i dla rodziców przyniosła ona dobre efekty.
@Alex – oj przydalo by sie, ale najbardziej 20 lat temu :) niestety na wlasnych bledach musialem sie nauczyc :( Ale wszystko co piszesz to szczera prawda…
@Autor listu – jak widzisz Alex ma sporo watpliwosci, i bez urazy – ale moze miec racje. Moze, bo gdy patrze na siebie, gdy mialem podobne przejscia z rodzicami, przez pryzmat wielu juz lat – to widze ze faktycznie zawsze jest w tym jakies drugie dno. Mowi sie jedno, ale tak naprawde chodzi o cos innego. Pewnie rodzice czegos sie obawiaja. Moze tak, moze nie. Ale jakies zadawnione i pewnie nieuswuadomione urazy sa.
List do dobry pomysl. Przed wyslaniem przeczytaj, poczekaj kilka dni i jeszcze raz. Zobaczysz czy napisales bzdury czy nie :)
A „dieta” – tak czy owak powinna byc. Nie zaszkodzi, tym bardziej ze jestes jak widac samodzielny. Czasem trzeba poplywac pod prad :) (prawda, Alex?) chociaz to mocno boli…
Samo zaproszenie rodziców do prawdziwej rozmowy będzie szokujące. Podejrzewam, że moi i Twoi rodzice są w podobnym wieku. Z doświadczenia wiem jak trudno doprowadzić do prawdziwej rozmowy, gdzie strony słuchają się, nie przerywają, zadają pytania i traktują się na równi, z szacunkiem. Po części wynika to z przyzwyczajenia – obracanie się w kręgu tych samych ludzi, stabilizacja życiowa, brak sięgania do nowych źródeł informacji, ograniczony kontakt z literaturą. To tylko niektóre przykłady, które rzutują na całość sytuacji. Również w relacjach małżeńskich widzę, że rozmowy od dłuższego czasu wyglądają tak samo. Mimo to eksperymentuję ryzykując rozmowy z dużą ilością pytań otwartych. Pomimo początkowego szoku i nerwowych reakcji z czasem wygląda to coraz lepiej. Odkąd zauważyli, że moje pytania nie są próbą wścibskiego wtrącania się, czy wywyższenia się nad nimi, a jedynie próbą zrozumienia, nasze relacje stale się poprawiają. Nawet zauważam różnicę w rozmowach telefonicznych. Naprawdę polecam. Oczywiście nie gwarantuję Ci sukcesu, ale praktycznie nic nie ryzykujesz. Jeżeli wykazanie pokory i rzeczywista chęć zrozumienia nie pomogą, to będziesz wiedział co robić dalej i nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia. Pozdrawiam i życzę powodzenia.
P.S Alex dzisiejszy spacer po Rybniku przy temp. – 15 skutecznie dostarczył mi wielu świeżych myśli, ale wróciłem z niego zdecydowanie szybciej niż Ty z plaży :) tak zakładam :)
Witam,
Na Twoim miejscu dowiedziałbym się dlaczego, tak naprawdę wpychają Ci etat, zamiast tego co sami robią i czego Cię dotychzcas uczyli.
Przed czym chcą Cię uchronić ?
Nie neguj ich doświadczeń. Są cenniejsze niż 100 porad w necie.
Robert
Koncepcja postępowania przy przyjętych założeniach bardzo mi się podoba. Przeszło mi cos takiego też przez głowę: jeśli chcesz, by Cię szanowali i słuchali tego co mówisz – szanuj i słuchaj co do Ciebie mówią.
Zaproszenie rodziców na poważną rozmowę jest b. dobre. I tu też pomyślałam, ze taka rozmowę można poprowadzić na zupełnie neutralnym terenie, np. zapraszając ich do kawiarni, restauracji etc. W innym otoczeniu, na neutralnym gruncie i do tego „widoku publicznym” obie strony będą raczej powściągać emocje i awantura raczej nie grozi. Wieksze prawdopodobieństwo zatem merytorycznej rozmowy.
Pozdrawiam, Ewa
Tomasz Kowalczyk
Piszesz: „nie powinien również zapominać o realizacji własnych planów będąc na diecie.”
To jest oczywiste :-)
Adam
Piszesz: „oj przydalo by sie, ale najbardziej 20 lat temu „
No cóż, może przyda się Czytelnikom o 20 lat młodszym od Ciebie :-)
Jeśli chodzi o ten list, to chętnie przejrzę go Czytelnikowi i ewentualnie przeredaguję jesli sie do mnie zwróci
Kamil Szympruch
Dziekuje za ciekawy komentarz, mam tylko jedna uwagę: Piszesz o „wykazanie pokory „. Ja wcale nie zalecam pokory, bo niby z jakiego powodu. Otwarte, partnerskie podejście tak, pokora to za dużo. Oczekujemy przecież szacunku.
Robert
Mam pewien problem z poziomem Twoich wypowiedzi na blogu, zarówno tutaj jak i pod poprzednim postem.
Piszesz: „..dlaczego, tak naprawdę wpychają Ci etat ..”
Gdzie to wynika z treści listu?
A potem: „Nie neguj ich doświadczeń. Są cenniejsze niż 100 porad w necie „
Jakie konkretnie doświadczenia rodziców masz na myśli (na podstawie listu)?
Jakie konkretnie 100 porad w necie masz na myśli?
Jak nie masz dobrej odpowiedzi na te pytania to daruj sobie dalsze wypowiadanie się tutaj
Ewa W
Piszesz: „I tu też pomyślałam, ze taka rozmowę można poprowadzić na zupełnie neutralnym terenie, np. zapraszając ich do kawiarni, restauracji etc. W innym otoczeniu, na neutralnym gruncie i do tego “widoku publicznym” obie strony będą raczej powściągać emocje i awantura raczej nie grozi. „
To jest dobry pomysł, przy okazji unikamy wielu negatywnych kotwic, które w międzyczasie utworzyły się w otoczeniu domu rodzinnego
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Może użyłem złego słowa w tym przypadku. Mówiąc pokora miałem na myśli nie przyjmowanie silnie rywalizacyjnej , wojowniczej postawy, która prowokuje sytuacje konfliktowe. Wystarczy Odpowiednie prowadzenie rozmowy i ma się dużo większą kontrolę nad jej przebiegiem.
Witam,
czytam po raz kolejny list i moim zdaniem problem Twoich relacji z rodzicami tkwi … w ich związku. Bywa tak , że niewypowiedziane frustracje, żale, nieudane inne aspekty współżycia przenoszone są na dzieci, czasem nieświadomie. Zaznaczam to moje subiektywne odczucie ( na podstawie odległych własnych doświadczeń).
Może warto oprócz propozycji „neutralnego gruntu” podanej przez Ewę W. przyjrzeć się z boku relacjom rodziców. Z tego co napisałeś o sobie możesz być dumny.
To na razie tyle
Pozdrawiam
Krysia
Krysia S,
być może tak jest jak piszesz, być może nie – tu trudno według mnie to zdiagnozować. Niezależnie jednak od tego, czy Twoja diagnoza jest trafna czy nie – w moim przekonaniu autor listu powinien się skupić na SWOICH relacjach z rodzicami. Relacje pomiędzy rodzicami i ich porządkowanie czy uzdrawianie nie jest rola dziecka, nawet dorosłego i nie do niego należy. To wchodzenie w nieupoważnioną przestrzeń.
Ważne według mnie, żeby rodzice usłyszeli, jakie są jego plany, na czym je buduje, ze bierze za to pełna odpowiedzialność i liczy się z różnymi konsekwencjami, a czas wychowywania już się skończył. Czego on teraz oczekuje od rodziców. I czy oni mogą i zechcą to mu dać (nie wtrącanie się, pozwolenie na własne eksperymentowanie, akceptacja jego wyborów – różnie). Może zapytać z czego wynika ich niepokój, który wyrażają w deprecjonowaniu jego poglądów. Ale nie jest jego rolą zajmować się relacjami między rodzicami i nawet ich analizowanie.
To oczywiście mój pogląd i nie trzeba się z nim zgadzać. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Witajcie
Uważam Autorze listu, że Alex, który bez zająknięcia i wahania nazywa niektórych z nas ”niewolnikami na etacie” potraktował Cię stanowczo łagodnie (te sprzeczności),
w przeciwieństwie do Twoich rodziców, którzy nota bene z treści listu wyglądają na silniejsze osobowości niż Ty sam*
Zanim ktokolwiek odpowie Ci na pytanie „co robić w takiej sytuacji‘ musisz sam sobie odpowiedzieć co dla Ciebie jest ważne:
Czy chodzi Ci o to, jak zdobyć akceptację rodziców co do samodzielnej realizacji bardzo już konkretnego planu – własnej firmy? Przy czym mogą oni mieć pretensje, że wybierasz swój biznes, zamiast kontynuować rodzinny?
A może pragniesz jednak poprowadzić firmę rodziców, ale po swojemu, tak jak już 2 razy próbowałeś, a rodzice się na to nie godzą okazując brak zaufania Twoim zdolnościom, Twojemu wypełnianiu zobowiązań ( brak obrony pracy w terminie) a także obawę przed Twoimi innowacjami?
Wydaje mi się, że motyw rodzinnej firmy został w liście silnie zaakcentowany, stąd potrzeba powyższych pytań i odpowiedzi na nie.
Jeśli twierdząco odpowiesz sobie na pytanie pierwsze i masz odwagę – to śmiało naprzód nawet bez akceptacji rodziców, wykaż się, walcz i odnieś sukces, rodziców postawisz przed faktem dokonanym. Powodzenia.
*) Moja córka, której próbowałam wyperswadować kierunek obranych przez nią studiów, po cierpliwym wysłuchaniu powiedziała stanowczo ”Mama, nie psuj mi życia. Tylko to chcę i będę studiować”
Pozdrawiam
Ewa W,
napisałaś
„Relacje pomiędzy rodzicami i ich porządkowanie czy uzdrawianie nie jest rola dziecka, nawet dorosłego i nie do niego należy. To wchodzenie w nieupoważnioną przestrzeń….
„Ale nie jest jego rolą zajmować się relacjami między rodzicami i nawet ich analizowanie.”
Nigdzie nie napisałam ,aby autor robił te czynności o których wspomniałaś, ani też, że powinien się tym zajmować.
Napisałam …przyjrzeć się z boku relacjom rodziców. Z tego co napisałeś o sobie możesz być dumny.
Miałam na myśli źródło nastawienia rodziców do niego i to że nie jego działania muszą być przyczyną zachowania rodziców.
Zaznaczam, że są to ,moje subiektywne odczucia na podstawie moich doświadczeń oraz obserwacji i rozmów z młodymi ludźmi z którymi mam przyjemność pracować :-)
Pozdrawiam
Krysia
Krysia S,
tak, widziałam Krysiu to „przyjrzenie się” i miałam intencję dopełnienia tego, co napisałaś, by Autor listu nie brnął przypadkiem dalej niż owo szukanie źródła frustracji rodziców. Jakoś mi chyba nie wyszło jednoznacznie :-)
Wiesz, kiedy w tej chwili napisałam „szukanie źródła” to zaczęłam też zastanawiać nad tym, czy to jest potrzebne. Często automatycznie szukamy najpierw przyczyny, a potem rozwiązania. A może czasem lepiej zostawić przyczynę i skupić się jedynie na rozwiązaniu… Nie wiem, „głośno” rozważam…:-)
Pozdrawiam, Ewa
Witam,
Osobiście polecam „dietę” :-).
Z doświadczenia wiem, że czasem ograniczenie kontaktów pomaga nabrać dystansu do sprawy. Zwłaszcza, jeśli jednocześnie jasno mówimy drugiej stronie – „nie będzie mnie, bo nie chcę rozmawiać na ten temat – to wywołuje zbyt dużo emocji” – lub „możecie nie akceptować moich wyborów życiowych, ale ja nie chcę się z nich tłumaczyć”.
Zastanawiają mnie następujące zdania z Twojego listu: „Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała.” i „Ja chciałem i chcę pomóc nadal, ale “nie znam się” (wg moich rodziców). Miałem nawet taki plan, żeby odłożyć na jakiś czas pracę magisterską i przez np. 3 miesiące zastąpić moich rodziców, żeby przeprowadzić potrzebne zmiany w firmie i ruszyć ją do przodu”. W świetle tego, co piszesz wyżej: „postanowiłem i o tym też oficjalnie powiedziałem rodzicom, że nie będę już udzielał się w tych sprawach” (w sprawach firmy rodzinnej) – wygląda, że jednak wciąż się udzielasz ;-) i może dobrym początkiem byłoby dać rodzicom prawo do kierowania firmą tak jak chcą – nawet jeśli Twoim zdaniem popełniają błędy. Być może ograniczenie kontaktów z rodzicami pozwoli także Tobie nabrać dystansu i w konsekwencji nawiązać dorosłe kontakty.
Jeśli źle odczytałam Twój list i nie wtrącasz się do spraw rodziców to oczywiście moje uwagi nie mają sensu i nie bierz ich sobie do serca :-)
pozdrawiam serdecznie :-)
Alex dał mistrzowską receptę. Jeżeli zostanie zastosowana, wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Rozmowa w publicznym miejscu (restauracja) też jest super pomysłem.
Niesamowicie wiele daje też szczere powiedzie rodzicom w otwarciu rozmowy, że ich się kocha i szanuje. Takie przypomnienie, diametralnie zmienia klimat rozmowy.
Teraz trochę skupię się na przyczynach i aktywnym naprawieniu sytuacji.
Każdy z nas powinien być świadomy, że jest przyczyną sytuacji, które go/ją otaczają. Przyczyną w znaczeniu jednym z powodów, ale nie winowajcą. Byłeś (autorze listu) niczym utrudnienie w ruchu drogowym, ale kto inny jest kierowcą, który podejmuje decyzję jak zareaguje na te komplikacje.
Fakt drugi: Każdy jest kierowcą swojego życia. Gdy jesteś na fotelu pasażera, nie łap za kierownicę, bo grozi to (prędzej, czy później) wypadkiem. Jeżeli ktoś uważa inaczej, niech zajrzy w przepisy ruchu drogowego.
Jeżeli chcesz(!) działać na tym zawsze odmiennym terenie, jakim jest inny człowiek, dostosuj słownictwo i styl wypowiedzi do odbiorcy. Zadbaj, by komunikacja była jak najmniej zniekształcona. Trzymaj też język na wodzy, zwłaszcza w chwilach próby.
Na przykładzie, czego nie robić:
„Przeczytaj wcześniejsze wpisy Alexa z tematyki 'nie masz prawa…’, bo robisz to źle.”
Z takich słów, nic dobrego nie wyniknie.
Gdy coś mi przeszkadza, mogę powiedzieć jakiego innego zachowania oczekuję, ale jedynie gdy ktoś wchodzi na mój „teren”. Jakie jednak mam prawo kazać komuś się zmieniać się?
To co można robić na „czyimś terenie”?
Słuchać i sygnalizować gotowość wsparcia. Oczywiście trudno to robić, gdy znamy „lepsze rozwiązanie”. Jednak czy szybsza, tańsze, efektowniejsze, znaczy lepsze? Najwięcej wiedzy przynoszą błędy. Z nimi nie można dyskutować. Czy mamy prawo pozbawiać kogoś tak cennych lekcji?
Ja doceniam właśnie najbardziej taką postawę. Postawę, która zasygnalizuje kiedy może mi pomóc i pozostaje otwartą opcją na horyzoncie – opcją bez oceny, żali, zarzutów. Gdy upadnę pod wpływem błędu i wyciągnę swoją naukę, wiem gdzie szukać pomocy. Czy umiesz opowiedzieć czego Ty oczekujesz, ale i usłyszeć tę drugą stronę?
Po przeczytaniu listu zacząłem się zastanawiać czego właściwie Czytelnik oczekuje od swoich rodziców.
Czy liczy na jakiekolwiek wsparcie, czy chodzi tylko o naprawienie relacji?
Czy akceptacja rodziców (jakże miła) jest naprawdę taka ważna?
Nie wahaj się Czytelniku iść własną drogą. W moim przypadku akceptacja rodziców przyszła z czasem. Oziębienie relacji trwało kilka lat, ale ostatecznie nabraliśmy do siebie więcej szacunku i zaufania niż kiedykolwiek. Teraz sam mam dziecko i jakoś lepiej rozumiem ich ówczesne zachowanie. Czy sam będę potrafił zaakceptować sposób na życie mojego dziecka? Zobaczymy czym mnie zaskoczy… Na razie gimnazjum. :)
Dziękuję za ten wpis!!
Byłam w bardzo podobnej sytuacji, firma rodziców, chcieli żebym w niej pomagała jednak moje podejście do sprawy i ich różniły się jak dwa odległe od siebie światy. Traktowanie pracowników, kontakty biznesowe, marketing itp. Ja uparłam się że będę robiła to co chcę i nie wejdę do firmy do póki oni nie będą gotowi na to (ciekawe podejście :D – teraz mnie bawi). Ja też dużo nad sobą pracowałam podczas studiów. Jeden minus to nie zarabiałam sama na siebie (wyciągam wnioski). Pewnego dnia mama zdecydowała się odejść z firmy i udziały przekazała mnie (właściwie to je odkupiłam). Decyzję podjęłam szybko – miałam na to dwa tygodnie. Myślałam, że jestem gotowa na to żeby zacząć pracować z ojcem. Jak się okazało mój zapał pękł jak bańka mydlana. Każdy pomysł, który chciałam wprowadzić był negowany, jak już udało mi się go przepchnąć (nazywam to przepchnięciem ponieważ toczyłam bój na argumenty dlaczego będzie działać przeciwko na pewno nie wyjdzie) i coś nie wychodziło zostawało mi to wytykane na każdym kroku – że po co się za to brałam przecież to było wiadome od samego początku. Po 5 miesiącach współpracy z ojcem jestem zmęczona, moje pomysły lądują na kartce – jednak rzadko widzą światło dzienne. Mój zapał do pracy spadł do minimum, a do tego poczucie wartości siebie leci na łeb, na szyję( dodam, że mam wrażenie, że postawili sobie za cel udowodnienie że się do niczego nie nadaję i na każdym kroku wytykają każde potknięcia czy niedociągnięcia -liczba mnoga bo czasami się tam jeszcze babcia przeplata :D). Zdaję sobie z tego sprawę, że zapewne moje pomysły nie zawsze komunikuję w odpowiedni sposób jednocześnie wiem, że nie są one sprawdzone i warto spróbować, a nóż wyjdzie.
W tym samym czasie kiedy podjęłam decyzje o wykupieniu udziałów pojawiła sie inna perspektywa współpracy z całkiem innymi ludźmi, otwartymi na nowe pomysły, traktującymi mnie jak swojego partnera. Gdyby ta opcja wyszła parę dni przed możliwością wykupu akcji – zdecydowałabym się na nią (jak to mówią mądry Polak po szkodzie ).
Powodem mojej decyzji zakupu udziału było to, że ciągle żyłam na utrzymaniu rodziców (prawie całkowitym) co doprowadzało mnie do po pierwsze wyrzutów sumienia, że biorę od nich pieniądze , a po drugie moim celem jest całkowita niezależność finansowa jak i psychiczna co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji.
Ojciec uważa, ze to mój obowiązek być w firmie i pomagać – ponieważ on tyle lat tam pracował (przecież robił to dla nas), dlatego teraz ja powinnam jemu pomagać. Relacje z ludźmi/rodziną – mam wrażenie, ze są jedną z trudniejszych rzeczy do ogarnięcia, a jeżeli łączy się to z pracą …to przechodzi czasami ludzkie możliwości.
Napisałam długi komentarz , przedstawia on jedną z możliwości co się może zdarzyć po zaczęciu współpracy z rodziną.
Niesamowicie dużo też zależy od wcześniejszych relacji – ja przez pewien czas łudziłam się, że jednak inaczej będą mnie traktować w pracy niż w życiu prywatnym. Myliłam się i teraz ponoszę tego konsekwencję. Decyzje do zmian we mnie już powstały i zaczynają kiełkować coraz mocniej.
Pozdrawiam o 4 rano :)
Naszła mnie jedna myśl, która chyba tu w dyskusji jeszcze nie padła. Może warto, zamiast oboje rodziców „wrzucać do jednego worka”, spróbować również rozmowy (na neutralnym gruncie, jak wspomniała Ewa W) z każdym z nich z osobna?
Jeśli autorowi listu zależy na utrzymaniu kontaktów, być może pozwoli to na „połowiczny” sukces w tym zakresie. Podobnie można byłoby wtedy przy odrobinie wysiłku zorganizować ewentualną „dietę”. Taka luźna myśl.
Życzę powodzenia i pozdrawiam :)
myślę, że KrysiaS podsunęła ciekawy trop o relacji pomiędzy Rodzicami i podejściu autora do niej (tej relacji) bo tylko na to ma się wpływ!
„Punktem kulminacyjnym były ostatnie święta, gdzie JUŻ po moim przyjeździe na wigilię, można było WYCZUĆ napiętą atmosferę….Moja MAMA powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem …”
Nigdzie w całym liście nie ma nic o OJCU. ciekawe jak on zareagował na to co powiedziała Mama? mało danych ogólnie…
To jest tylko trop i można się temu jedynie PRZYJRZEĆ i wyciągnąć swoje własne wnioski.
więc jw: jak najbardziej rzeczowa neutralna rozmowa i potem decyzja co dalej
„dieta ścisła” nikomu jeszcze nie zaszkodziła, na wiosnę w wielu kulturach półkuli północnej zalecany jest post :-)
i podobno dobrze wpływa na zdrowie :-)
swoją drogą „dieta” to chyba w tym przypadku zastosowanie metody opisanej przez Alexa tutaj:
http://alexba.eu/2011-05-06/tematy-rozne/nie-da-sie-sprobuj-zrobic-na-odwrot/
:-)
ps to czego chcemy uniknąć czasami samo po prostu się pojawia … lepiej postawić cel w bardziej pozytywnym sensie tzn co chce się osiągnąć a nie czego uniknąć :-)
Tak mi się wydaje, ale szanuje inne podejścia.
„utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami”
czy utrzymać dobre relacje między swoimi rodzicami…
fajnie by było jakby autor wyjaśnił niektóre wątpliwości tutaj to by znacznie ułatwiło udzielanie wskazówek
pozdrawiam serdecznie
Witek
moim zdaniem w takich sytuacjach warto zadac sobie pytanie „co zrobie jak zabraknie osob ktore radza mi to, to, to, powstrzymuja mnie przed tym, tym i tym, itd itp.” i czemu to robia? klocenie sie, czy udowadnianie racji raczej nie ma wiekszego sensu jak jutro moze nas nie byc, albo osob ktore „nam to robia”. no i warto sprobowac zrozumiec inne osoby, a nie kierowac sie tylko wlasnym osadem, w koncu moga miec inne spojrzenie, rozjasnic cala sprawe.