Pamiętacie tę scenę z „Wojen Gwiezdnych”, kiedy Luke Skywalker szuka mistrza Jedi na odległej planecie. Po drodze napotyka Yodę i na początku całkowicie go lekceważy, mając w głowie określony obraz, jak taki mistrz powinien wyglądać i zachowywać się, do którego ten śmieszny stwór kompletnie nie pasuje. Tymczasem to właśnie Yoda jest tym niedościgłym mistrzem, u którego Luke musi pobierać nauki.
Jest to bardzo trafna metafora naszej sytuacji życiowej, kiedy często, zwłaszcza w tzw. sprawach „miękkich” szukamy wytrwale nauczyciela, podczas gdy jest on cały czas obok nas i tylko nasza rozbujała wyobraźnia powoduje, że tego nie dostrzegamy!
Polecam Wam intensywne przemyślenie tej kwestii, bo sam w życiu miałem co najmniej kilku takich niezwykłych nauczycieli, od których pobrałem lekcje zmieniające moje życie. Chcecie przykładów? Proszę bardzo! Zacznijmy od dawniejszych czasów i skończmy na dzisiejszych:
- Mieszkający z żoną w piwnicy i żyjący ze sprzedaży gazet Pers Ali R. nauczył mnie co to znaczy zlekceważyć etat i radzić sobie jako wolny przedsiębiorca.
Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia. - Emerytowany handlarz futrami, Egon A. (Żyd, który przeżył hitleryzm w Wiedniu) poznany przy naprawianiu jego samochodu w naszym półlegalnym warsztacie w Austrii nauczył mnie wiele o prowadzeniu „low overhead operation” :-)
Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia. - Osiemnastoletnia wówczas absolwentka podstawówki Francesca M. nauczyła mnie, że „prawie wszystko można robić, tylko większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy”. Nauczyła mnie też, jak daleko mogą się posunąć seksualne relacje między mężczyzną i kobietą :-)
Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia. - „Sailing bum” Nick posiadający skromną łódkę, na której żył utrzymując się z dorywczych zajęć nauczył mnie jak, przy odrobinie inteligencji i pomysłowości, niewiele potrzeba, aby dobrze i przyjemnie żyć.
Bez tej lekcji nie byłoby mnie w ogóle, bo zapracowałbym się na śmierć w mojej własnej firmie komputerowej. - Cierpiący na cieżką hemofilię i przykuty do wózka młody człowiek nauczył mnie, że niezależnie od spotykających mnie prywatnych, czy biznesowych wyzwań, ciągle nie mam żadnego naprawdę poważnego problemu.
Bez tej lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia. - I jeszcze paru innych, dość niezwykłych „nauczycieli”, których teraz nie będę już tutaj wymieniał.
Bez ich lekcji nie byłbym dzisiaj tym kim jestem i nie prowadziłbym tak dobrego życia.
Czy masz też takich bardzo różnych od Ciebie ludzi, którzy w którymś momencie Twojego życia udzielili Ci wartościowych nauk? Jacy to byli ludzie, jakie lekcje?
Zapraszam do podzielenia się z nami w komentarzach.
Moja corka – uczy mnie codziennie, ze praca to praca, a prawdziwe zycie jest z tymi, ktorych sie kocha;
Moj przyjaciel – nauczyl mnie, ze nie warto czekac na niewiadomo co, bo jak owo niewiadomoco nadejdzie to moze byc naszym koncem
Moj byly szef – (ktorego postrzegalam jako psychopate i sadyste) nauczyl mnie, ze nie ma rzeczy niemozliwych do zrobienia
Moja matka – pokazala mi prawde w przyslowiu, ze to co zasiejesz to zbierzesz
to pierwsi ludzie o ktorych pomyslalam … a oczywiscie jest ich wielu wielu ….
Moniko
To niezwykle ciekawe, co piszesz o twoim psychopatycznym byłym szefie. Potwierdza to teze, że wszyscy ludzie pojawiają się w naszym życiu, aby nas czegoś nauczyć. Ja podpisuję się pod tym w 100% (dlatego zawsze się pytam „jaką lekcję mam wyciągnąć z kontaktu z drugim człowiekiem”)
Ciekawe, jakie doświadczenia mają w tam zakresie inni czytelnicy.
Jesli chodzi o Twoją wypowiedź w kontekście praca-życie, to po latach eksperymentowania doprowadziłem do tego, że moje prawdziwe życie ma miejsce ciągle, nawet w tzw. pracy. No ale oczywiście nie zawsze tak było i obecny rezultat nie jest kwestią przypadku, lecz okupionego wieloma potknięciami działania.
byloby niezwykle milo podziekowac im za wplyw jaki mieli na nasze zycie. chocby dobrym slowem, tak wlasnie jak uczyniles tworzac powyzsza liste.
hej, w dobie technologii i wszechobecnego Internetu dosc latwo to zrealizowac. hmm… pomysl na biznes?.. :)
Jak słuszne zwróciłeś uwagę szukamy nauczyciela, podczas gdy życie podsuwa nam ich samo.
Każdy człowiek, którego spotykamy na swojej drodze może nas czegoś interesującego nauczyć lub też gruntownie zmienić nasze życie.
Musimy być tylko otwarci na takie nauki oraz samych nauczycieli.
Przykładem może być pewien bezdomny, którego spotkałem kiedyś nad Sekwaną. Nota bene najlepiej i najbardziej elegancko ubrany Paryżanin, jakiego kiedykolwiek widziałem.
Otworzył mi oczy na sposób postrzegania tego miasta i żyjących w nim ludzi oraz turystów. Bardzo interesując lekcja.
Dzięki wykładowcy od Historii Literatury Polskiej i miażdżącej petryfikacji,jaka zapanowywała w samym momencie,jak wchodził do sali,nauczyłem się,że strach jest tylko odczuciem a on tylko człowiekiem.Nauczyłem się również nie mylić fizycznych objawów strachu z tym,że się boję.Ponadto dzięki niemu przypominam sobie kwestię z mojego ulubionego filmu,”300″-„To nie strach,tylko niepokój płynący z wyostrzonych zmysłów” ;)
Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że przeczytałam już wszystkie posty na tym blogu, natrafiam na niespodziankę – kolejne posty i kolejne inspiracje. To samo w sobie też jest lekcją dla mnie: „zanim uznasz, że już znasz/widziałaś wszystko – sprawdź, czy tak jest rzeczywicie”.
Alex, to dla mnie bardzo inspirujący post. Szkoda, że tak niewiele osób podzieliło się swoim doświadczeniem.
Idąc za myślą Alexa zdecydowałam poświecić trochę czasu i napisać dla siebie (a także dla Czytelników tego blogu), czego nauczyłam się od ludzi/ dzięki nim (nie zachowuję chronologii).
1.Nieżyjący już niestety profesor Hernas, nauczyciel i zacny człowiek, nauczył mnie okazywania szacunku KAŻDEMU człowiekowi. Na jedne z zajęć weszła pani sprzątaczka, żeby wziąć do umycia kubeczek profesora. Kiedy tylko weszła, profesor poderwał się z krzesła (a był już w mocno dojrzałym wieku, podobnie jak ta pani) i z uniżonością, i głęboką wdzięcznością podał kubeczek, i w niezwykle ciepły sposób powiedział: „Dziękuje Pani bardzo”. Ja i grono mnie podobnych młodych studentów rozsiadających się na krzesłach w niedbałych pozycjach poczuliśmy się zawstydzeni. To była dla mnie wielka lekcja pokory, którą pamiętam już ponad 20 lat. Mam tę scenę przed oczami. Od tego czasu uśmiecham się i okazuje szacunek i serdeczność paniom szatniarkom, paniom, które sprzątają moja klatkę schodową, panu, który odśnieża u mnie przed domem, mówię z uśmiechem dzień dobry paniom czy panom w publicznej toalecie, etc. Ci ludzie zasługują na mój szacunek tak samo jak nauczyciele, dyrektorzy, mentorzy – jak wszyscy.
2.Ten sam profesor Hernas mawiał: „Pamiętajcie dzieci [czasem tak się do nas zwracał], że mądre rzeczy można powiedzieć bardzo prostym językiem, żeby inni dobrze to rozumieli” . Ta lekcja okazała się cenna szczególnie dla nas polonistów, wówczas „szpanujących” znajomością „słownika wyrazów obcych”. Nawiasem mówiąc zdarzało mi się w późniejszych latach spotykać się z zarzutami operowania zbyt prostym językiem i próbami „naprawienia mnie” w tej dziedzinie. Dotyczyło to szczególnie okresu, gdy pracowałam w jednej z agencji PR…
3.Pewien artysta nauczył mnie nie używać ludzi. Dzięki niemu zrozumiałam w ogóle, co to znaczy „używać ludzi”. Robił to wyjątkowo dobrze:-(
4.Renata, właścicielka sieci szkół, którą kierowałam, dała mi doświadczyć, że w spokoju, w czasie, krok po kroku potrafię pokonywać mile we własnym rozwoju i osiągać poziom, o którym nie sądziłam, że może mi być dostępny. Swoja drogą, zapominam często o tej lekcji. Ten post w tej chwili pozwala mi wyjąc z własnej pamięci to, czego teraz bardzo potrzebuję.
5.Dzięki mojemu „niegdysiejszemu” partnerowi życiowemu i biznesowemu, który był alkoholikiem i przemocnikiem, nauczyłam się na odległość wyczuwać różne zagrożenia i słuchać intuicji, mówić stop nawet, gdy to emocjonalnie trudne. Zobaczyłam też, jak wielką mam siłę. Nauczyłam się też, że to ode mnie wyłącznie zależy, czy pozwalam się krzywdzić, czy nie.
6.Półtoraroczna Maryla za każdym razem wołająca na mój widok „ciooocia przyyyyszła” (zawsze mnie to rozbraja) i reagująca z zachwytem na widok codziennych drobiazgów, np. kapci, telefonu, skarpetki (i nie tylko drobiazgów) przypomina mi o wartości rzeczy drobnych i codziennych, i uczy doceniać wartość chwil. To niezwykłe lekcje. Ona uczy mnie, ze swiat jest prosty i jasny.
7.Moja była szefowa innej firmy nauczyła mnie (poprzez zaprzeczenie), jak wielką wartością w codziennej pracy jest szacunek dla pracowników i pozytywny feedback . Teraz zbieram tego dobre owoce.
8.Maciek nauczył mnie, ze można być szefem i rozumiejącym, otwartym, wrażliwym człowiekiem. Że Dobro i władza nie wykluczają się.
9.Moja przyjaciółka Elżbieta nauczyła mnie, że proszenie o pomoc jest dobre.
10.Michałek pozwolił mi doświadczyć, co to w praktyce znaczy „podaj dalej” i ze warto to robić, bo niesie to wiele dobra,
11.Ludzie doświadczający chorób psychicznych, na rzecz których miałam szczęście pracować przez jakiś czas pokazali mi szczególny rodzaj wrażliwości i nauczyli szacunku dla inności. To była kolejna lekcja wrażliwości i konsekwencji.
12.Moja przyjaciółka Ela nauczyła mnie, ze czasem trzeba odejść i nie pomagać, żeby naprawdę pomóc. Także tego, że nawet bolesna prawda jest wartościowsza od użalania się czy zagłaskiwania. Ela nauczyła mnie stawania przed sobą w prawdzie.
Na teraz wystarczy. Swoją listę będę jeszcze uzupełniała, ale pewnie poza blogiem, bo duuuużo tego. Nawet Kot felix (znajda) był moim dobrym nauczycielem…:-)
Alex, dziękuję za ten post.
Czasem wystarczy w drodze do wyznaczonego przez siebie punktu być uważnym obserwatorem.
Uczyć potrafią (nie)zwykli przechodnie…
Widok niewidomego sprawia, że ciesze się, że widzę…
Osoby na wózku, że chodzę…Pokazują, że pomimo przeciwności potrafią cieszyć się życiem!
Przykłady można mnożyć…
Żałuję tylko, że wystarczają mi tylko na chwilę :( póżniej znowu znajduje powody by narzekać…
Ja staram się znajdować moich nauczycieli w rodzicach i dziadkach. Trochę lat przeżyli i są to osoby, którym najbardziej zależy nasze dobro oraz w miarę możliwości chcą jak najlepiej dla nas.
Co do innych nauczycieli to pamiętam jak ktoś opowiedział mi o idei wędrowania:
„W podróży nie jest najważniejszy cel, ale sama podróż i ludzie związani z nią”.
Arekbee
Piszesz: „Ja staram się znajdować moich nauczycieli w rodzicach i dziadkach. Trochę lat przeżyli i są to osoby, którym najbardziej zależy nasze dobro oraz w miarę możliwości chcą jak najlepiej dla nas.”
Z całym należnym szacunkiem dla rodziców i dziadków, swoje doświadczenia zbierali oni w zupełnie innych czasach i w wielu dziedzinach moga one być nie tylko nieadekwatne, ale wręcz szkodliwe. To warto mieć na uwadze, sami widzicie jak diametralnie zmienia się świat wokół nas.
Pozdrawiam
Alex
Ciekawy wpis ALEX, z resztą nie pierwszy :)
„Gdy uczeń jest gotowy, pojawia się mistrz”
–
każdy kogo spotkamy na swej drodze życiowej, jest swojego rodzaju nauczycielem.
Jeżeli będziemy gotowi na przyjęcie kolejnej lekcji.
Co więcej
zwykłem mawiać, że gdy kogoś spotykamy na swej drodze,
to z dwóch powodów:
by coś dać i by coś przyjąć.
.
A czego nauczyłem się od innych nauczycieli ?
1. Moja mama
Troskliwa, opiekuńcza, zaradna, wspaniała managerka domowego ogniska,
która pracowała 24h/dobę, 7dni/tyg., wychowując czwórkę dzieci (…)
Nauczyła mnie, jak być dobrym człowiekiem i że najważniejsze są osoby,
które kochamy.
2. Mój tata
Surowy, zapracowany, choleryczny (…)
Nauczył mnie, że życie nie jest usłane różami,
a od nas zależy jak sobie je poukładamy.
W wieku 19-21 lat dał mi ostrą lekcję dorastania
i sprawił, że z „nieodpowiedzialnego chłopczyka”
stałem się odpowiedzialnym facetem, który wreszcie się usamodzielnił.
3. Sławek N. – mój przyjaciel, partner w projektach biznesowych, autorytet dzisiejszych czasów w zakresie ETYKI i coraz bardziej zagubionego ETOSU.
Nauczyłem i nadal uczę się od Sławka świetnej zaradności, pracowitości, analizowania zagrożeń i zmniejszania ryzyka. Jest w tym naprawdę świetny, a jego chłodna kalkulacja, idealnie studzi moją gorącą głowę.
4. Magdalena G. – moja partnerka, przyjaciółka, wspaniała kobieta (…)
Uczy mnie jak ŻYĆ „TU i TERAZ”, cieszyć się chwilą, być sobą.
Jej samodyscyplina, zaradność i umiejętności słuchania,
to nadal wielkie wyzwanie, które podejmuję każdego dnia.
A jej bezwarunkowe uczucie, daję wspaniałą równowagę
w gamie emocji, które wypełniają mój umysł i serce,
każdego dnia.
5. Wiesław D. i Aleksander W. B.
Obie osoby z ogromnym bagażem doświadczeń,
profesjonaliści w swoich profesjach, mentorzy,
trenerzy, po prostu właściwi ludzie z właściwymi narzędziami.
Nauczyłem się, jak bardzo można doszlifować swój potencjał
i że szkoda życia na bycie przeciętnym (skoro można być lepszym!)
Uzmysłowili mi, że rozwój osobisty, a przede wszystkim kluczowych
umiejętności, może sprawić, że życie nabierze barw, będzie ciekawsze,
łatwiejsze i takie jakie zdecydujemy by mieć :)
6. Kolega z podwórka – Mieczysław,
szybko w dzieciństwie pokazał, że życie nie jest proste
i czasem trzeba zawalczyć o swoje.
Mawiał:
„Albo wyprowadzisz cios, albo życie cię powali pierwsze…”
Pomimo, iż trafił do poprawczaka (za liczne incydenty),
zostawił świetne przesłanie, które towarzyszy mi do dziś:
nigdy się nie poddawaj;
i
nie patrz na innych, rób swoje.
8. Każdego dnia cieszę się z nowo spotkanych osób,
w sklepie zawszę mówię „dzień dobry pani sympatyczna”,
a jak spotykam kuriera „dzień dobry panie uprzejmy”.
Dziękuję za każdy mały gest i drobiazg,
jaki mam okazję doświadczyć z drugiej strony.
To taki rewanż za uprzejmość :D
Owocnej lektury!
Kogo słucham ? Mam do wyboru Boga i ludzi. Odpowiedź nasuwa się sama. W jakim sensie słucham Boga to inny temat. Pozdrawiam