Ostatnio usłyszałem bardzo interesujące zdanie: „Jakość Twojego życia jest proporcjonalna do jakości rozmów, które w nim prowadzisz”.
Jeżeli się nad tym bliżej zastanowimy, to ta współzależność, aczkolwiek niekoniecznie ściśle matematyczna, staje się wyraźnie widoczna. Z kim, w jaki sposób i o czym rozmawiamy ma miedzy innymi wpływ na takie rzeczy jak:
- jak szybko i w jakim kierunku przebiega nasz rozwój osobisty (o ile w ogóle przebiega)
- w jaki sposób i jakim nakładem czasu zdobywamy środki na utrzymanie i realizacje naszych potrzeb i pragnień
- jakie mamy szanse poznania naprawdę pasującego do nas człowieka/ludzi z którymi będziemy mieli wielką frajdę w życiu
- jak wielką przyjemność i głębie doznań będziemy mieli z tymi ludźmi, którzy są nam w jakiś sposób bliscy
Nawet pobieżne przyjrzenie się, jaka jest jakość rozmów większości ludzi prowadzi do smutnego wniosku, że generalnie jest z tym dość kiepsko. Typowe dwie słabości to:
- rozmawiamy z ludźmi, którzy kompletnie nie wnoszą nic pozytywnego do naszego życia, wiedzy i doświadczenia
- prowadzimy rozmowy, w których nie ma autentycznej głębszej wymiany myśli, uczuć i doznań
Ta smutna sytuacja ma oczywiście zalety, bo w takich okolicznościach dość łatwo pozytywnie się wyróżnić – jak mówią Niemcy „wśród ślepych jednooki jest królem”, niemniej przyjemnie jest przebywać wśród „widzących”.
Zagadnieniem, którym zajmiemy się w dzisiejszym poście to dwa elementu naszego sposobu komunikowania się, które wielu ludziom utrudniają podtrzymanie znajomości z interesującymi rozmówcami, którzy zniechęceni poszukają sobie na przyszłość innych partnerów (a ciekawi ludzie zawsze mają z czego wybierać :-))
Pierwszy element, to sposób w jaki wypowiedzi obydwu partnerów przeplatają się w czasie. Mamy tutaj następujące możliwe warianty rozmowy:
- jeden rozmówca kończy swoja wypowiedź, potem jest chwila ciszy po której zaczyna mówić ten drugi
- jeden rozmówca kończy swoją wypowiedź, drugi zaczyna mówić zaraz po tym
- jeden rozmówca kontynuuje wypowiedź, drugi nie czekając na jej zakończenie
Ten ostatni przypadek jest niestety bardzo rozpowszechniony w Polsce (wystarczy włączyć telewizor i przysłuchać się rozmowom, nawet tym „prowadzonym” przez Dziennikarzy Roku, którzy przynajmniej teoretycznie powinni być profesjonalistami). Takie zachowanie w wielu interesujących kręgach uchodzi za skrajnie nieokrzesane i dyskwalifikuje takiego rozmówcę permanentnie. Problem polega na tym, że często poprzez otaczające nas niewłaściwe wzorce i przebywanie z niewłaściwymi ludźmi pozwoliliśmy wytresować sobie takie zachowanie i często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że postępujemy jak nieucywilizowany dzikus z Koziej Wólki. Pierwszym zadaniem będzie uświadomienie sobie tego bo to dopiero daje nam szansę na zmianę. Dlatego pierwsze zadanie, które polecam Wam to uważna obserwacja jak często przerywamy naszym rozmówcom, bo mamy wrażenie że musimy teraz coś powiedzieć. Jeżeli przyłapiecie się na tym, że robicie coś takiego to macie problem, którym koniecznie trzeba się zająć. Całe szczęście, że największym wyzwaniem jest zdanie sobie sprawy z takiego zachowania, jak już o tym wiemy to możemy się świadomie przypilnować. Polecam Wam to gorąco!!
Drugie zagadnienie, którym zajmiemy się dzisiaj to „długość frazy” kiedy mówimy do rozmówcy
Tutaj też możemy wyróżnić trzy przypadki, choć granice między nimi będą dość płynne:
- kiedy jest nasza „kolej”, to wypowiadamy się pojedynczymi słowami lub fragmentami zdań, czasem przy tym wyświechtanymi, rutynowymi zwrotami bez głębszego znaczenia
- tak dobieramy długość naszych wypowiedzi, aby rozmówca otrzymał pewną w miarę kompletna myśl nie przeładowując go nadmiarem słów
- kiedy, mówiąc językiem komputerowców, włączamy tzw. „burst mode” (w dużym uproszczeniu dla laików: jedno z urządzeń komputera przejmuje kontrolę nad linią komunikacyjną i nie pozwala innym na przerwanie mu wysyłania danych).
Ten pierwszy przypadek pozostawia rozmówce w stanie niedosytu, bo dostał za mało, nie było szansy na stworzenie prawdziwego, głębszego kontaktu człowiek-człowiek. Często taki sposób wyrażania się jest rezultatem braku umiejętności wyrażania pewnych wrażeń i odczuć, czasem niestety jest syndromem braku takowych w ogóle. Tutaj niestety my mężczyźni przodujemy w tym upośledzeniu, choć zdarzają się i kobiety, które nie miały w życiu okazji aby nabrać wprawy w takiej komunikacji. Jeżeli zdiagnozujecie u siebie taki problem (co jest bardzo trudne, bo niechętnie się do takich rzeczy przyznajemy, nawet sami przed sobą), to nie wszystko jest stracone, bo przecież życie toczy się dalej i wciąż będzie podsuwać nam okazje aby to nadrobić. Warto się tym zająć bo pozostawienie tego tak jak jest (w imię „to jest moje prawdziwe ja„) będzie zniechęcać do nas wielu sympatycznych i otwartych ludzi, a to będzie miało wielki negatywny wpływ na jakość Waszego życia.
Na drugim biegunie jest „burst mode”, kiedy monopolizujemy konwersację i „nadajemy” bez zważania czy to co mówimy nadal jeszcze odbiorce interesuje, lub czy on sam chętnie by coś na omawiany temat powiedział. To jest często spotykana słabość inteligentnych i elokwentnych lodzi, którzy (błędnie) zakładają, że skoro mają dużo do powiedzenia i potrafią to zrobić, to na pewno rozmówca będzie zachwycony słuchając ich wielominutowych wynurzeń. Może tak i być, ale tego nie wiemy na pewno i warto to w trakcie naszej wypowiedzi sprawdzać. Inaczej niestety też możemy sobie zaszkodzić. Znam przemiłe i sympatyczne osoby, do których np. bardzo rzadko dzwonię bo nie sposób (bez symulowania awarii telefonu, lub utraty zasięgu) przeprowadzić z nimi pięciominutowej rozmowy telefonicznej :-)
W takim przypadku warto pamiętać, że rozmowa dwojga ludzi (pominąwszy jakieś szczególne, przeważnie zawodowe przypadki) to wzajemne dawanie i branie, oraz to, iż zawsze powinniśmy sami dbać o to, aby obie strony miały z tego przyjemność. Inaczej nasi rozmówcy poszukają sobie partnerów, z którymi będzie to możliwe. A jak już wspomniałem, interesujący i nietuzinkowi ludzie prawie zawsze mają możliwość wyboru.
Gadulstwo to faktycznie zmora naszych czasów. Pół biedy, jak „gaduła” ma wiele ciekawego i rozwijającego do powiedzenia. Gorzej, jak zaczyna o polityce (gdy w otoczeniu ludzie nie zajmujący się polityką), sportem czy „naszym marnym jestestwem” :)
O tym jak sprawie wymieniać zdania podczas rozmowy pisałem u siebie w
Aktywne słuchanie – dlaczego warto? (moje praktyki).
Sam znam osoby sympatyczne, niby ciekawe rzeczy opowiadają, lecz w taki sposób, że kolejnym razem nie mam ochoty na rozmowę. Zdarza się, że w takiej „ciekawej” rozmowie jestem pytany o zdanie po czym mi się przerywa nim tak naprawdę coś powiem :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam serdecznie :)
Jak zawsze ciekawy temat poruszyłeś Alex. Pomijając fakt, że dość duża liczba ludzi większość swojego wolnego czasu spędza przed ekranem telewizora i stamtąd czerpie wzorce zachowań jak i tematykę rozmów nie dziwota, że tak wielu z nas ma tego typu problemy – nie ukrywam, sam osobiście mam problem z nie przerywaniem rozmówcy, aczkolwiek staram się to zachowanie moje monitorować. Dla mnie osobiście równie ważna jest tematyka rozmowy – tak jak powiedziałeś pewna jej głębia. Zastanawiam się natomiast która rzecz jest nadrzędna!. Twój post skłonił mnie do przemyślenia tematu i wydaje mi się, że jednak ważniejszy wydaje mi się sposób w jaki prowadzimy rozmowę niż temat, o którym rozmawiamy. Nie zawsze przecież poruszamy jak to się mówi, poważne i górnolotne tematy, nie zawsze też nasz rozmówca jest równie oczytany, elokwentny jak my w doborze słów i tematyki. Więc jeśli chcemy zaskarbić sobie szacunek i być pozytywnie obierani przez innych jako pozytywny partner w rozmowie warto popracować nad sposobem komunikacji. Bo nawet jeśli prowadzimy rozmowę bardzo emocjonującą, żywą i o głębokiej tematyce, możemy bardzo szybko zniechęcić rozmówcę do wymiany myśli i poglądów poprzez zwykłe przerywanie, nie dopuszczanie do głosu itd, itp.
Dziękuję za ten tekst. Dzięki niemu przyjrzę się bliżej moim codziennym rozmowom.
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Ja bym osobiście dodałbym do tego zdanie typu „Od jakości Twoich myśli zależy jakość Twojego życia”. Chodzi mi o to, że to co dla mnie szczególnie ważne w tym co pisałeś czyli
„z kim, w jaki sposób i o czym rozmawiamy ma miedzy innymi wpływ na takie rzeczy jak:….[..].” jest to o czym rozmawiamy. Nie chodzi już o sposób w jaki prowadzimy rozmowę, ale o czym w ogóle rozmawiamy.
Ups…wybaczcie :). Tego akapitu poniżej miało nie być :). Napisałem go na początku tworząc dopiero wypowiedz :). Niech już zostanie jako wypowiedź zapisana na marginesie ;).
Ja bym osobiście dodałbym do tego zdanie typu “Od jakości Twoich myśli zależy jakość Twojego życia”. Chodzi mi o to, że to co dla mnie szczególnie ważne w tym co pisałeś czyli
“z kim, w jaki sposób i o czym rozmawiamy ma miedzy innymi wpływ na takie rzeczy jak:….[..].” jest to o czym rozmawiamy. Nie chodzi już o sposób w jaki prowadzimy rozmowę, ale o czym w ogóle rozmawiamy.
Alex: „rozmawiamy z ludźmi, którzy kompletnie nie wnoszą nic pozytywnego do naszego życia, wiedzy i doświadczenia”
Nie dość tego, często wnoszą negatywne emocje poprzez swoje pesymistyczne marudzenie i krytykowanie wszystkich i wszystkiego w tym okrutnym ich świecie.
Alex: „jeden rozmówca kończy swoją wypowiedź, drugi zaczyna mówić zaraz po tym „
Mi często się zdarzą, że jestem skoncentrowany na rozmówcy do momentu, kiedy chcę się wtrącić. Nie przerywam rozmowy, ale moja uwaga spada, gdyż układam w głowie to co chce powiedzieć i czekam z niecierpliwością na moment, w którym rozmówca wreszcie skończy. Pewnie związane jest to jak dalej piszesz z „długością frazy” i „burst mode”. Czy w takim razie istnieje jakiś sposób, żeby, przerwać rozmówcy i jednocześnie go nie urazić gdy się „zagalopuje”?
Jedną mam uwagę co do tego burst mode – przeważnie jednak chyba w tym przypadku bywa że mamy raczej do czynienia z zwykłym hmmm kolokwialnie mówiąc bełkotem tzn. powtarzaniem za pomocą różnych słów tej samej myśli. To szczególna cecha polityków dlatego nie dziwie się że standardem staje się przerywanie. To jest ciąg sprzężeń zwrotnych – w dyskusji publicznej widzimy takie zachowania i je powielamy.
Dopasowanie długości i głebi własnej wypowiedzi do możliwości percepcyjnych odbiorcy to wyższa szkoła jazdy. Tu nie ma prostej recepty. Mówiąc musimy jednocześnie obserwować, a jeszcze lepiej czuć reakcje słuchacza.
Ważne jest nastawienie na skuteczność odbioru tego, co mówimy, a nie na skuteczność nadawania.
Witam serdecznie.
Jak zawsze doskonały i dający do myślenia post. Od kiedy trafiłem na Twojego Alexie bloga pracuję nad sposobem w jaki komunikuję się z otoczeniem i muszę przyznać że popełniam 100 x więcej błędów niż się spodziewałem – ale dzięki temu mogę nad sobą pracować a tym samym uprzyjemniać innym interakcje ze mną.
Największe pole do poprawy w moim przypadku to burst mode. Od kiedy jestem tego świadomy, staram mocniej się kontrolować, nie mówić za dużo, nawet jeśli „koniecznie” muszę coś powiedzieć. I co się okazuje? otrzymuję feedback! Pojawia się komunikacja w formie o której nie miałem wcześniej pojęcia;).
Niby kolejna oczywista oczywistość, a zmienia życie.
Wydaje mi się że również brak pewności siebie (czyli poczucie, że jest się „goszym”) może być przyczyną zbyt krótkich wypowiedzi.
Hej wszystkim :-)
Właśnie dzisiaj byłem na spacerze z bardzo dobrą znajomą na którym poruszyliśmy podobne tematy. Moim problemem od małego było to, że wolałem spędzać czas przed „grami”, później przy programowaniu niż bawić się z rówieśnikami – to jest mój główny powód tego co powoduje JESZCZE niedosyt w rozmowach z innymi ludźmi.
Tak więc jak napisałeś Alex, zawsze warto wziąć to co się do tej pory nauczyło i uświadomić się, że mogę to polepszyć.
Ostatnio też zauważyłem, że do pewnego etapu mojego życia wyrażałem się bardziej bezosobowo co przyczyniło się do dużej ilości „płytkich” rozmów bez zabarwienia emocjonalnego – przypadłość informatyków. Od jakiegoś czasu zwracam uwagę, aby wyrażać się bardziej subiektywnie – czyli używać pierwszej osoby liczby pojedynczej, więcej słów typu uważam, sądzę i dodawać więcej przymiotników.
Gorąco pozdrawiam,
Kamil
Witam,
staram się pilnować i wyćwiczyć w sobie nawyk by nie przerywać mojemu romówcy jego wypowiedzi , bo akurat mam coś ważnego do powiedzenia. W mojej pracy rozmawiam między innymi z klientami którzy zgłaszają do mnie różne sprawy. Wysłuchuje ich , zapisuje sobie najważniejsze rzeczy, żeby później się do nich odnieść kiedy „nastapi moja kolej”. Jednak często bywa, że przerywają mi moją wypowiedź mówiąc to samo co wcześniej. Ostatnio postępuje w taki sposób , że poprostu zwracam uwagę iż nie powinno się przerywać drugiej osobie bo gdy wcześniej klient mówił ja go wysłuchałem. To skutkuje, choć zastanawiam się czy nie za ostro w ten sposób traktuje ludzi z którymi rozmawiam. Następną sprawą jest słuchanie. Nie wszyscy słuchają co druga osoba mówi lub słuchają wybiórczo przez co dochodzi do sytuacji, że kilkakrotnie powtarza się to co wcześniej się powiedziało.Ogólnie bardzo dobry post.
Pozdrawiam :)
Witajcie
Alex, napisałeś: „jeżeli przyłapiecie się na tym, że robicie coś takiego (->przerywanie rozmówcy) to macie problem, którym koniecznie trzeba się zająć.”
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. To nie jest problem, tylko pewne wyzwanie,którym trzeba się zająć (o ile pamiętam kiedyś wspominałeś o o tym, by niektórym słowom nie nadawać negatywnego znaczenia; wtedy łatwiej jest zająć się danymi sprawami, nastawiamy się już od samego początku zupełnie pozytywnie :) ).
Nieco mniej na temat: wczoraj wieczorem zaczepił mnie na jednej z ulic warszawskich pewien mężczyzna w średnim wieku. Mimo, że „pachniało” od niego procentami oraz faktu, że przyznał się do nałogu, taki był miły (poprosił szczerze tylko o parę minut rozmowy), że mimo napiętego grafiku nie odważyłam się mu przerwać i stwierdzić: nie mam czasu dla pana. Opłacało się. Okazało się, że miał bardzo ciekawe życie: jeździł po całym świecie bardzo małym kosztem, robił to co chciał i zarabiał bardzo wiele bardzo małym kosztem. Typowy przykład człowieka sukcesu, szczęśliwego. Rozmowa napawająca wielkim optymizmem. Zapytany o powód nałogowego picia: „kobieta” :)
Pozdrawiam, Agnieszka.
Witam, temat jak najbardziej ciekawy i interesujący.
Zastanawia mnie fragment dotyczący „brust mode’a” a właściwie bezinwazyjnego sposobu na przerwanie takiego potoku słów drugiej osobie i wyrażenia własnego zdania. Czy poza drastycznymi przypadkami, np. w czasie rozmowy telefonicznej symulacja utraty zasięgu istnieją jakieś sposoby na postępowanie z takimi gadułami w kontaktach „face to face”. Przyznam iż taka umiejętność byłaby bardzo przydatna i czasem jeszcze nie do końca osobiście potrafię sobie z takimi gadułami poradzić :).
Dodam jeszcze że jedną z elementarnych cech kultury moim zdaniem jest umiejętność wysłuchania a później sensownej odpowiedzi drugiej stronie. Przytoczony przykład z politykami i dziennikarzami uświadamia ile jeszcze trzeba wielu ludziom nauki…. Dla porównania polecam pooglądać (poprzez np. Youtube’a) debaty polityczne prowadzone w zagranicznych stacjach telewizyjnych. I kto powiedział iż nie da się kulturalnie :)?
Pozdrawiam
Adrian Janowski pisze: „Czy poza drastycznymi przypadkami, np. w czasie rozmowy telefonicznej symulacja utraty zasięgu istnieją jakieś sposoby na postępowanie z takimi gadułami w kontaktach “face to face”.”
Jedną ze znanych mi metod jest zdezorientowanie tokującego rozmówcy całkowicie abstrakcyjną uwagą nie na temat. Na przykład facet ze szczegółami przedstawia Ci architekturę procesora Intel Atom, a Ty ni z gruszki, ni z pietruszki mówisz: ” W Sydney dochodzi już dziewiąta.” albo „Arbuzy są czerwone w środku, a zielone na zewnątrz.”
Adrian:
W pierwszym komentarzu do tego postu jest (będzie, jak tylko Alex da Approve) link do postu, gdzie napisałem o moim sposobie „wstrzeliwania się między zdania”. Nie ważne jak rozbudowana wypowiedź, to można wyodrębnić zdania w miarę skończone – wtedy migiem wstrzeliwujesz się tuż po „kropce” ze swoim pytaniem, swoją oceną czy takim stwierdzeniem, jak zaproponował TesTeq :D
Alex też kilka razy wspominał o sposobie trzykrotnego użycia imienia rozmówcy: „Adrian… Adrian… Adrian…” na co dostaniesz zapytanie „Tak?” – nastąpił sygnał przerwania i teraz jest Twój czas na transmisję :) Ważne, abyś miał co powiedzieć, gdy uzyskasz taki czas, w przeciwnym wypadku Twój rozmówca wróci do gadania.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Z moich obserwacji samego siebie wynika, że najczęstszym powodem przerywania jest to że wcale nie słuchamy naszego rozmówcy, po prostu czekamy na dogodny moment, kiedy możemy się wciąć żeby kontynuować NASZĄ myśl najczęściej w całkowitym oderwaniu od zdania rozmówcy. Drugim powodem na przerywanie wypowiedzi jest najzwyczajniej w świecie rozbieżność poglądów. Przerywamy żeby się niezgodzić, a to prawie nigdy nie prowadzi do niczego konstruktywnego. W drugim przypadku, kiedy tylko zaczynamy się niezgadzać, automatycznie przestajemy słuchać drugiej osoby. Co o tym myślicie? Czy tylko ja mam takie wrażenie?
@TesTeq – sposób na wprowadzenie drugiej strony w konfuzje (nazwa zdaje się że zaczerpnięta z NLP), czyli nagłą zmianę tematu zupełnie niezwiązaną z poprzednim wątkiem, sprytne, że też sam na to nie wpadłem :). Często jest to stosowane przez kobiety, zmieniające temat jeśli konwersacja kieruje się na nieprzychylne dla nich tory… To tak tylko opis z własnych obserwacji który właśnie mi się przypomniał ;).
@Orest – sztuką jest tak wstrzelić się w zdania aby druga osoba nie starała się znów wejść w swój słowotok i wysłuchać Twojej opinii, co przyznam jest czasami bardzo trudne, niemniej trening czyni mistrza. Drugi opisany przez Ciebie sposób jest równie ciekawy i go nie znałem, postaram się go jutro dogłebnie przetestować, zobaczymy jakie będą skutki (w rozmowie z gadatliwym przełożonym;) ).
ps. przejrzałem na szybko Twojego bloga, masa ciekawych pomysłów, szczególnie ten ze spotkaniami/spacerami połączonymi z rozmowami na dowolne tematy. Może czas odwiedzić Wrocław :D?
Pozdrawiam
Łukasz:
Podejrzewam, że któraś część tego postu będzie o tym czy my jesteśmy gadułami i pozwalamy sobie tak paplać, aby druga strona nas nie słuchała, tylko obmyślała odpowiedź… i musiała przerywać. Najprościej jest mówić w miarę krótkimi kwestiami (ja stosuję do 90 sekund) i zapauzować, dając czas drugiej osobie na wypowiedź. Jak się nie zgadza, zgadza lub porusza inną kwestię to ma ode mnie ok. 90 sekund… jeśli wypowiedź ciekawa to wydłużam czas, jeśli rozwodzi się to „wstrzelanie”. A jak za często „muszę” się wstrzelać, to dokładam starań, aby następna rozmowa nie miała miejsca.
Swoją drogą czasem lubię „prywatny wykład”, jeśli jest na ciekawy dla mnie temat :)
Adrian:
Ten sposób z imieniem Alex demonstrował na konferencji Skype… oraz jakiś czas temu ktoś na mnie to wykonał (gdy się zapędziłem z pewnym pomysłem). Przyznam, że takie przerwanie było dla mnie miłe, bo ktoś używał mojego imienia (podobno jeden z najlepszych komplementów). Wogóle nie czułem jakby mi ktoś przeszkodził w wypowiedzi. Z każdą metodą jest tak, że trening czyni mistrza :)
A do Wrocławia zapraszam :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Marcin
Zgadzam się z Tobą, że tematyka rozmowy jest też ważna. Ten aspekt poruszymy w którymś kolejnym poście, bo to jest następny szczebel.
Ten cytat o jakości myśli jest słuszny, tylko potem te myśli musimy jakoś zaimplementować a do tego zazwyczaj potrzebujemy innych ludzi. Zniechęcając do siebie tych najwartościowszych strzelamy sobie sami w stopę.
Szczery
To co opisujesz to dość powszechne zjawisko. Na moich szkoleniach z negocjacji wielu uczestników ma poważne problemy, bo nie słuchają wypowiedzi partnera do końca. Wtedy aplikuje im hardcorowe ćwiczenie na poprawę tej umiejętności po którym potem chodzą po firmach legendy :-)
Quatryk
Burst mode niekoniecznie musi oznaczać bełkot. Znam osoby, które naprawdę mają coś do powiedzenia, ale tymi przydługimi wypowiedziami „zabijają” rozmówce i oczywiście samą rozmowę.
TesTeq
O pozyskiwaniu feedbacku podczas rozmowy napisze następnym razem, bo to bardzo istotna sprawa wymagająca osobnego potraktowania.
Łukasz
Cieszę się, że obserwujesz już pozytywne rezultaty. Teraz pomyśl jeszcze o efekcie motyla jeśli będziesz robił to konsekwentnie.
Kamil Rudnicki
Zgadza się, często brak pewności jest powodem takiego zachowania. Tylko że w ten sposób wpadamy w negatywna spirale.
Kamil Przeorski
Wypowiadanie się mniej bezosobowo jest na pewno dobre w życiu prywatnym. W biznesie warto jeszcze pamiętać o języku eksperckim, podnoszącym subiektywną wartość Twoich wypowiedzi. :-)
Jwojtas
Piszesz: „Ostatnio postępuje w taki sposób , że poprostu zwracam uwagę iż nie powinno się przerywać drugiej osobie …”
W ten sposób udzielasz konsultacji bez zlecenia, pisałem o tym kiedyś na blogu.
Lepiej zapytać np. „chce pan naprawdę dowiedzieć się w czym rzecz?” a kiedy rozmówca potwierdzi to wydać mu uprzejmym głosem następujące polecenie: „to proszę wysłuchać do końca”. Tłumacząc coś warto sprawdzać, czy rozmówca zrozumiał np. pytając „ to jest jasne, prawda?”
Agnieszka
Jeżeli ktoś ma zły nawyk, to ma problem, wyzwaniem może być zmiana takiego stanu rzeczy. Możemy się z tym zgodzić?
Jeśli chodzi o tego faceta, to nie kobieta była przyczyna jego alkoholizmu, tylko nieumiejętność radzenia sobie z życiem w ogóle. Pijacy, zostawcie kobiety w spokoju!!!
Adrian
Orest opisał Ci już jak to robić powtarzając imię (lub nazwisko) rozmówcy. Pokazywałem to kiedyś na telekonferencji i metoda ta naprawdę dobrze działa
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ja tylko drobna uwaga do „efektu motyla”, który Alex przytoczył w komentarzu. Tak naprawdę efekt motyla nie polega na tym, że mała zmiana w dobrym kierunku może spowodować dużą zmianę w tym kierunku. Polega na tym, że owszem mała zmiana może spowodować dużą zmianę, ale najważniejsze jest tu to, że kierunek tej dużej zmiany jest zupełnie nie do przewidzenia. Czyli w tym przypadku, jeśli przypadek Łukasz podpadałby pod ten efekt, to jego drobne polepszenie komunikacji mogłoby spowodować zarówno napływ nowych przyjaciół, polepszenie życia i samo dobro, jak i równie dobrze odsunięcie się wszystkich i pozostanie gdzieś na marginesie.
To pojęcie pochodzi z teorii chaosu i właśnie chaos to jest ta niemożliwość przewidzenia co się stanie. Wiem, że zostało to z popularyzowane przez film o tym tytule, ale nie widziałam go, więc nie wiem, czy nie było to tam jakoś przeinaczone.
Tak czy inaczej jest to niuans, ale ta nieścisłość nie dawała mi spokoju.
EM
Masz rację, powinienem dokładniej wytłumaczyć o co mi chodzi :-)
Wystąpienie efektu motyla wymaga jakiejkolwiek zmiany w istniejącym stabilnym systemie. Dopóki tak jak Łukasz mamy pewien utarty i do tego niekorzystny sposób komunikacji dopóki szansa na przypadkową istotna zmianę jest stosunkowo niewielka. Wprowadzając taka zmianę (która w tym przypadku np. zmieniła odbieranie Łukasza przez otoczenie oraz dała mu dodatkowy feedback) dajemy dodatkowa szansę na wystąpienie dużych długoterminowych efektów. Oczywiście zgodnie z teorią chaosu nie możemy przewidzieć ich kierunku, ale doświadczenie uczy, że tego typu „zaburzenia” na ogół mają pozytywne efekty.
Dziekuję za doprecyzowanie tej kwestii
Alex
Ja u siebie zauważam braki w umiejętnym mówieniu o swoich uczuciach i emocjach. Z moich doświadczeń wynika, że najwięcej nieporozumień jest w momencie kiedy nie mówimy czegoś wprost, to po pierwsze, a po drugie jak próbujemy się doszukiwać jakiegoś drugiego dna w tym co nasz rozmówca mówi. Wciąż mam problem z tym, że przerywam rozmówcy ale tylko w momencie kiedy uważam, że źle zinterpretował coś co powiedziałam i od razu chcę to sprostować, jakby mówiąc co ja miałam na myśli wypowiadając jakieś słowa. To też pewnie nie jest za dobrze bo oznacza, że mam kłopot w wypowiadaniu swoich myśli… hmmm muszę jeszcze nad tym pomyśleć.
Witaj Alex po przerwie :-) witam wszystkich
Prację nad ” nie przerywaj” ;-) chociaż zdarza mi się to rzadko, tylko wtedy gdy mam idee fix, którą koniecznie się chcę podzielic z wybrana osobą i nie mogę się doczekać :-)
Raczej jestem słuchaczem wtracającym od czasu do czasu coś na temat. Lubię krótko, zwięźle i na temat z wyjatkami ( jak w pkt. 1 ). Jako słuchacz uciekam czasem od niezwykle męczących kwiecistych mówców o niczym lub o sobie samym. Robię to mówiąc, że mam telefon, taksówkę, muszę wyjść itp itd nie po angielsku bo to niegrzeczne.
Alex, ciekwy zbiór przypadków rozmówców w jednym miejscu :-)
Czy dorzucisz w nastepnym poście słuchanie ze zrozumieniem? ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam! Mam podobny do opisanego tu „kiedy jest nasza “kolej”, to wypowiadamy się pojedynczymi słowami lub fragmentami zdań, czasem przy tym wyświechtanymi, rutynowymi zwrotami bez głębszego znaczenia” problem. Często mówię mało. Nie jestem przygotowany do wygłaszania własnych poglądów. Dużo więcej słucham (czasem nawet poświęcam na to 90% czasu…)
Zawsze mało czasu spędzałem z ludźmi i podobnie jak Kamil Przeorski wykorzystywałem swój czas na ogół samotnie…
Co więcej, w pewnych sytuacjach nie wiem kiedy się odzywać. Czasami jestem bombardowany monologiem parnera (“burst mode”), po którym czasem pojawia się chwila ciszy, ale nie wiem czy wtedy powinien być czas na moje ustosunkowanie się do poruszanego tematu (a co, jeśli nie mam zdania na dany temat mimo, że mnie interesuje?) czy czekanie na głębsze podejmowanie monologu przez partnera?
Oprócz tego, jak (czy można) określić stopień zainteresowania parnera w kwesti naszego odzywania się? Często wydaje mi się, że nie mam nic ciekawego, odkrywczego do powiedzenia, więc się po prostu nie odzywam…
Proszę o odniesienie się do wszystkich nurtujących mnie pytań, a także poradę jak skutecznie się zmienić?
Pozdrawiam autora i czytelników.
Alex W. Barszczewski
„Lepiej zapytać np. „chce pan naprawdę dowiedzieć się w czym rzecz?” a kiedy rozmówca potwierdzi to wydać mu uprzejmym głosem następujące polecenie: „to proszę wysłuchać do końca”.
O właśnie! O to mi chodziło, dziękuje za radę. :)
Pisząc :
„Tłumacząc coś warto sprawdzać, czy rozmówca zrozumiał np. pytając „ to jest jasne, prawda?” ”
przypomniałeś mi o osobach, których nazywam „taktakami” :) Mianowicie od około 2 lat zaobserwowałem na początku u ludzi na kierowniczych stanowiskach, później stało się to popularne dalej, charakterystyczne „tak”. „Takatki” rozmawiając z drugim człowiekiem, mówią : „Zrobimy to w ten sposób, tak? Sprzęt ten działa , tak ? To jest jasne, tak ? ” po dłuższym słuchaniu słyszy się tylko „bleble , tak? Bleble, taak ? ble , tak ?”. Nadużywają oni słowa „tak” do granic możliwości, jeszcze charakterystycznie akcentując „a” w „tak”. Mam taką małą teorie, że kiedyś, ktoś musiał poprowadzić szkolenia w kilku firmach i stąd się wzięło „taktakowanie”, które ma podkreślać, że osoba ma racje, a rozmówcy jest trudniej wtedy zaprzeczyć i zostaje posłuszne machanie głową na „taak” :) Ja stosuje co do „taktaków” metodę, że najzwyczajniej mówię „nie” i wtedy „wyrywam” takiego „taktaka” z jego „taak?” :) Myślę, że nie tylko ja spotkałem takie osoby jak „takataki” :)
Pozdrawiam :)
Tomek:
1. Zacznij wykorzystywać możliwości spotykania się z innymi ludźmi: studia, praca, znajomi itd. Z biernego uczestnika takich spotkań przeistoczysz się w aktywnego :)
2. Osoby, które pauzują okazują Tobie szacunek, bo dają możliwość wpływania przez Ciebie na kierunek rozmowy. Jak nie masz nic do powiedzenia, to zadaj pytanie (szczególnie, gdy coś Cię interesuje): „To jak to rozwiązać?”, „Co można zrobić?”, „Jak to się skończyło?” – pytania otwarte.
3. Jak rozmówca daje Tobie czas na wypowiedzenie się (pauzuje), zadaje Tobie pytania to oznacza, że jest ciekaw co masz do powiedzenie. Jak jeszcze wysłuchuje do końca, to „złoto-rozmówca” :) Jak przerywa gdy tylko zaczniesz mówić, to najpewniej go to nie interesuje, co masz do powiedzenia.
4. Practice, Practice, Practice :D
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam
Tomasz:
Nie przejmuj się, że dużo więcej słuchasz niż mówisz. Wiesz…po to mamy dwoje uszu a tylko jedne usta aby więcej słuchać niż mówić ;). No trzeba tylko pamiętać o tym aby faktycznie SŁUCHAĆ a nie tylko słyszeć :).
Tutaj troszeczkę jestem zagubiony
„(a co, jeśli nie mam zdania na dany temat mimo, że mnie interesuje?)” – osobiście mnie ciężko jest nie posiadać zdania w temacie, który mnie interesuje. Jeśli się czymś autentycznie interesujesz to naturalnym procesem jest tworzenie pewnych opinii, zdań na dany temat. Jeśli chodzi o nie odzywanie się w momencie kiedy nie masz nic ciekawego do powiedzenia, pytanie brzmi czy faktycznie to co uważasz za nieciekawe, może tak być odebrane przez współrozmówcę. Z drugiej strony pamiętaj, że NIE MUSISZ znać się na wszystkim i mieć na wszystko wyrobione zdanie. Jeśli przysłuchujesz się jakiejś rozmowie i ktoś Cie pyta o Twoje zdanie w danej sprawie, zawsze masz prawo odpowiedzieć: „Wybacz ale ten temat mnie wcale nie interesuje i nie mam na ten temat zdania”.
Witam :)
JWojtas
Dość nie tak dawno temu pracowałem w pewnej firmie świadczącej usługi telekomunikacyjne. Pamiętam, że na „szkoleniach” bardzo często odwoływano się do bardzo już „zużytych sztuczek” używanych podczas prezentacji produktu pod tytułem – używaj TAK na końcu wypowiedzi aby uzyskiwać pozytywne wzmocnienie swych wypowiedzi i aby „programować” rozmówcę na TAK.
Około tygodnia temu rodzice zakładali telewizje i pan montujący to urządzenie nagminnie wręcz używał słowa TAK będąc jak to ładnie nazywasz „Taktakiem”. Będąc w pokoju obok i przysłuchując się tej rozmowie doszedłem do wniosku, że facet jest z tym nadużywaniem słowa TAK nachalny. Dziwne, że nie uczą tych ludzi innych słów jak: „prawda” ; „zgadza sie” itp.
Marcin:
“Wybacz ale ten temat mnie wcale nie interesuje i nie mam na ten temat zdania”
Jeśli nas coś interesuje to możemy:
„A wiesz… nigdy wcześniej się nie zastanawiałem nad tym. A jakie jest Twoje zdanie?” :)
witam
wielkie dzięki wszystkim, którzy podali praktyczne przykłady jak radzić sobie z osobami, które gadają, i gadają, i gadają… (teraz mi się włączył burst mode :P). Jak się tak zastanowić to faktycznie jest ogromna strata czasu. Przypominam sobie np. spotkania mojego zespołu. Jego członkiem jest właśnie osoba z ciągle włączonym burst mode i podliczając czas dosłownie stracony na jego zbyt długie wypowiedzi (bo ostatecznie wnosiły one coś do dyskusji, ale można to zrobić wykorzystując dużo mniej słów), dochodzę do wniosku, że gdyby je skrócił, to moglibyśmy sobie obejrzeć dobry film.
Co do zawartości wypowiedzi, to za każdym razem czytając wypowiedzi m.in Oresta czy TesTeq’ua, myślę dlaczego ja nie daję tak mądrych rad (subiektywna opinia). Dzisiaj wreszcie doszedłem do wniosku, że to prawdopodobnie dlatego, że wyżej wymienieni zastsanawiają się, analizują swoje działania. I myślę, że to jest prosty i bardzo dobry sposób na ciekawe wypowiedzi – zastanowienie się.
Jeszcze prośba z mojej strony, żeby podyskutować więcej nt wyrażania swoich uczuć i myśli, bo jak Alex napisał jest problem, a dotyczy on także mnie i widzę jak bardzo ogranicza on ludzi w osiąganiu celów.
pozdrawiam
Hej
Tomasz:
Mam wrażenie, że Twoje „nie przygotowanie do wygłaszania własnych poglądów” bierze się z niskiej pewności siebie w rozmowie z innymi.
Samotny tryb życia jest bardzo mocnym hamulcem rozwoju naszych umiejętności interpersonalnych i powodem zaniżania własnej wartości. Na szczęście można to dość łatwo zmienić i tutaj podpisuję się obiema rękoma pod radami Oresta (ze szczególnym naciskiem na pkt. 4). Zacznij od rozmów z ludźmi, dla których jesteś bliski. Wiesz czym się interesują – spytaj ich o to. Nie tylko masz w tym wypadku możliwość trenowania skutecznego dialogu, ale także (jeśli rzeczywiście ich słuchałeś) możliwość wyrobienia sobie zdania na dany temat, by móc się wypowiedzieć przy okazji innej rozmowy. Skuteczna rozmowa jak opisuje na tym blogu Alex polega w dużej mierze na zadawaniu pytań, do tego potrzebujesz jedynie zaangażowania, więc ćwicz.
Zastanów się też nad wstąpieniem do jakiegoś klubu/stowarzyszenia. Klub sportowy to świetne miejsce gdzie masz możliwość nawiązać kontakty z naprawdę ciekawymi ludźmi, sam sport wzmacnia pewność siebie i jest dobrym tematem do rozmów.
Artur
W pełni popieram Twoją subiektywną ocenę i wnioski, które z niej wyciągnąłeś.
Postaram się z nich korzystać;].
Powyższa opinia opiera się na moich indywidualnych doświadczeniach i zastrzegam sobie prawo do możliwości kompletnego mylenia się w tej sprawie;].
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Artur:
„Dzisiaj wreszcie doszedłem do wniosku…”
„I myślę, że…”
To jest sposób na wyrażenie swoich uczuć i myśli. Czasownik w pierwszej osobie liczby pojedynczej. „Myślę, że…, sądzę, uważam, chcę, lubię, doceniam….”. Unikam jednak zwrotu „ja”, bo zbyt duża ich ilość w wypowiedzi daje wrażenie, że jesteśmy egoistami, narcyzami :) Zdecydowanie przyjemniej jest używać „Ty”, „My” :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
„Jakość rozmowy” zależy od rozmówcy, prawda? :-)Mój przyjaciel często powtarzał znaną mądrość, że są dwa rodzaje ludzi – ci, którzy otaczają się gorszymi od siebie i ci, którzy otaczają się lepszymi od siebie. Zgadzam się z Alexem, że komunikacja to ważna rzecz, ale dla mnie najważniejszym jest człowiek. Najważniejsze jest „kto”, a potem „o czym rozmawiamy” i „w jaki sposób”.
Jest jeszcze takie magiczne słowo „empatia”. Może to jest warunek „wysokiej jakości rozmów”. Obserwując ludzi i siebie nabieram przekonania, że wymiana myśli i uczuć dzieje się tylko wtedy, gdy jest empatia. Czy można się jej nauczyć?
Nie ma rozmowy, która nie wnosi czegoś pozytywnego. Za pierwszym razem. :-)Często druga i kolejne rozmowy są pomyłką, stratą czasu, niezbyt przyjemną rzeczą. Są jednak takie sytuacje, gdy rozmowa, w naszej ocenie, do niczego nie prowadzi, ale jest potrzebna temu, kto z nami rozmawia. Czy wtedy odpowiedź „nie ma dzisiaj czasu” i „nie mam ochoty” na taką rozmowę, ponieważ nie wnosi nic pozytywnego …dla mnie jest do końca fair ? Czy nie jest tak, że rozmowa to dwie osoby i dwa życia?
Justyna
Zgadzam się z Toba Justyna, że niektórym osóbom zwłaszcza tym z którymi jestesmy związani emocjonalnie – dajemy swój czas, zainteresowanie, słuchanie, rozmowę wtedy gdy nie ma wartości pozytywnej ani wartości dodanej.
Są również w naszym życiu osoby, którym dajemy to wszystko nawet jeśli mamy wartość ujemną emocjonalnie – bo po prostu tego potrzebują: naszego wsparcia, rady, czasu, działania. Nie odtrącamy ich nawet wtedy gdy na tym wewnętrznie tracimy. To przyjaźnie, miłości, które znalazły się w trudnej dla nich sytuacji – po prostu im pomagamy jak możemy.
W rozmowie z klientem, partnerem biznesowym też zdarzają się rozmowy głębsze gdy staramy się zrozumieć położenie drugiej osoby i jakoś jej pomóc.
Dobrze jest umieć odróżniać kiedy kończy się rozmowa, która jest komuś potrzebna a zaczyna szantaż emocjonalny – destrukcyjny dla obu stron. Wtedy warto powiedzieć „nie mam czasu” bo nic dobrego w efekcie końcowym z tego nie będzie.
Podobnie z zamęczającymi nas plotkarskimi gadułami – ja uciekam :-)
Zdarza mi się dość często, że podchodzą do mnie na ulicy, w parku, w lesie, na plaży itp itd ludzie i zaczynają ze mną rozmowę. To często bardzo ciekawe i głębokie rozmowy. Czuję się jak z przyjaciółmi. To różne światy różni ludzie różne przeżycia różne życia. Zawsze w takich rozmowach stosuję żelazną zasadę – nie oceniam, słucham, mówię coś o swoim zyciu ale głównie słucham.
Jak myślisz to jest chyba fair? :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Tomek,
Oprocz rad Oresta dorzuce jedna, ktora zadzialala w moim wypadku:
W chwili, gdy jest twoja kolej, a ty jeszcze nie ulozyles wypowiedzi, uzyj parafrazy tego, co uslyszales przed chwila: „z tego co powiedziales, zrozumialem, ze (tutaj wlasnymi slowani skrot poprzedniej wypowiedzi rozmowcy)”. Mnie osobiscie taki chwyt daje wystarczajaco duzo czasu, by ulozyc moja wlasna wypowiedz.
Wybaczcie brak polskich znakow, Japonia, pozyczony komputer, cud ze nie pisze kanji :)
Witam! Dziękuję za odpowiedzi.
Wydaje mi się, że mój problem NIE TYLE wynika z braku pewności siebie ile jest w większości spowodowany brakiem umiejętności ułożenia jakieś sensownej, klarownej, spójnej i pełnej, wyczerpującej odpowiedzi w danej kwesti w rozsądnej ilości czasu, także w głowie. Gdy mam coś opowiedzieć często miotam się pod wpływem presji drugiego człowieka i denerwuje, bo nie potrafię przekazać myśli.
Na stronie http://www.egospodarka.pl/34342,Sztuka-mowienia-zanika,1,20,2.html znalazłem artykuł. Przytoczony poniżej cytat dobrze opisuje moją sytuację.
„Generalnie w społeczeństwie widać ogromną nieumiejętność wypowiadania się i mówienia w ogóle, a zwłaszcza na określone tematy, opowiadania o zdarzeniach w sposób wyczerpujący, pełnymi, dobrze skonstruowanymi zdaniami, opowiadania treści obejrzanego filmu, przeczytanej książki, nie mówiąc nawet o trudniejszych zadaniach jakimi są formułowanie sądów, wyrażanie ocen, przytaczanie poglądów itp.”
O ile potrafię mówić o przeżyciach, które były wynikiem mojej aktywności np. potrafię w miarę jasno formułować i wypowiadać myśli, opinie na temat wydarzenia, które przeżyłem lub w miarę swobodnie wypowiadać się na swój temat (vide ten post ;-)), o tyle mam ogromny kłopot z opowiadaniem np. o książce która przeczytałem czy obejrzanym filmie. Również nie potrafię wydawać sądów, ocen o np. bieżących sprawach. Najgorzej jest kiedy ktoś zadaje otwarte pytania dające mi swobodę wypowiedzi. Wtedy najbardziej się miotam i denerwuje. Nie wiem od czego mam zacząć swoją wypowiedź, o jakich istotnych rzeczach mam mówić i na czym skończyć. Nie mam żadnego planu. To są nieprzyjemne sytuacje. Unikam więc ich i tak tworzy się błędne koło…
Wiem, że nie uniknę konfrontacji z ludźmi, ale chciałbym być lepiej przygotowany do tej konfrontacji, tak aby nie unikać „bolesnych” tematów :-) Co konkretnie można w sobie zmienić? Jak poprawić, choć nieznacznie swoje umiejętności w domowym zaciszu?
Pozdrawiam wszystkich.
Tomasz, ten problem z wysławianiem po części wynika chyba z tego, że ludzie mają mniejszy kontakt ze sobą. Pisanie przez internet z ludźmi powoduje, że masz chwilę na zastanowienie się, ubranie w słowa tego co chcesz przekazać. W domowym zaciszu trudno to poprawić. Możesz próbować na ten przykład pisać bez korygowania, bez zmieniania i starać się pisać tak szybko tak jakbyś mówił. Ale nie jest to do końca możliwe :) Więc pozostaje… Po prostu rozmawiać w rzeczywistości. W domowym zaciszu – po prostu jest to niemożliwe. Lustro? ;) Niektórzy do niego piją, to może można i rozmawiać? :)
pozdrawiam serdecznie
WW
Tomek:
Możesz spróbować poczytać książki na głos (10-15 minut dziennie), a po każdym rozdziale próbować samemu opowiedzieć o czym był, co się wydarzyło oraz jakie są Twoje odczucia.
Ja nim coś napiszę na blogu to kilkadziesiąt razy układam w głowie wypowiedź tak jakbym ją mówił, operuję różnymi przykładami… za każdym razem inaczej. Później spokojnie mogę o tym pisać i mówić, bo wiem o czym mówię.
Lecz nic nie zastąpi Practice, Practice, Practice :)
Witek:
Dobra uwaga odnośnie pisania w internecie :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Tomasz
Piszesz: „o tyle mam ogromny kłopot z opowiadaniem np. o książce która przeczytałem czy obejrzanym filmie”
Często zdarza mi sie to samo (!!!!). Jak widać specjalnie nie przeszkadza mi to w życiu.
Rada dla Ciebie „focus on your strengths”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Monika, kiedy patrzę na wypowiedzi panów, to widzę, że oni zajmują się technicznymi sprawami, a my zaczynamy od etyki.:-) Może to jest związane z naszą dobrze rozbudowaną korą układu limbicznego? :- ) Doceniam praktyczność ich uwag, bo są cenne, ale lubię zajrzeć do środka, głębiej i zajmować się rzeczami, które można określić jako niepraktyczne…Pytanie o to, czy coś jest fair czy nie w rozmowach jest trudne, bo pomimo ogólnie przyjętych zasad każda rozmowa jest inna, jest innym przeżyciem dwojga ludzi. Czy słuchanie jest fair? Słuchanie to najpiękniejszy akt dawania i brania, więc bywa więcej niż fair! :- ) Ostatnio miałam rozmowę biznesową, która zamieniła się w ludzką:- ), a interesy załatwiliśmy pod koniec w 20 minut. W większości słuchałam, ale w związku z tym, że rozmowa była wyjątkowa pod względem otwartości, sama również poczułam potrzebę opowiedzenia czegoś o sobie. Po rozmowie dostałam sms: ”dziękuję, że pozwoliłaś mi się wygadać” i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Ta rozmowa miała jeszcze jeden skutek – spóźniłam się na pociąg i w domu byłam w nocy, ale nie żałuję, choć ktoś mógłby stwierdzić, że zmarnowałam czas.Od słuchania się wszystko zaczyna i może nawet na nim się kończy…
@Tomasz, sądy o książkach i filmach… Myślę, że jesteś bardzo wymagający wobec siebie, a przecież chodzi o powiedzenie, co Tobie się podobało, a co nie:- ) Dlaczego postrzegasz rozmowę jako „przygotowanie do konfrontacji”? Bądź otwarty – jak się denerwujesz, to może o tym powiedź; jak nie wiesz, co powiedzieć, to słuchaj; jak chcesz się lepiej wysławiać, to nadal pracuj nad sobą, etc. Tak wiem, że lekko się to pisze, ale wszyscy chyba jesteśmy zgodni, że to praca nad sobą jest kluczem do tego, aby rozmowa nie była konfrontacją, ale przyjemnością.
Nic dziwnego, że Alex zaleca skupianie się na mocnych stronach, ale czasami trudno zauważyć, że spodnie są świetnie skrojone, skoro mają ogromną dziurę na… Pomińmy „gdzie”.:-) Czy umacnianie mocnych stron nie może iść w parze z pokonywaniem słabości? Czy praca nad własnymi słabościami jest za trudna, zbyt wymagająca? Czy powinniśmy wybrać drogę umacniania mocnych naszych stron, ponieważ takie myślenie i działanie oferuje ładunek optymizmu, którego nie ma lub jest o wiele mniejszy przy konfrontacji ze słabościami?
Justyna:-)
Bardzo ciekawy artykuł – przeczytałam od deski do deski. Mam właśnie taki problem z jakością rozmów z innymi. Odpowiadam wymijająco, półsłówkami, czasem nie potrafię wyrazić słowami swoich myśli i uczuć. I moje kontakty są też dosyć płytkie. Uwiera mi to, bo widzę w okół, że można inaczej, lepiej się komunikować. Niektórzy nie mają z tym żadnych problemów. Ja mam duży i szukam sposobu.
Pozdrawiam:)
Justyna :-)
Mam podobne wrażenie. „bo pomimo ogólnie przyjętych zasad każda rozmowa jest inna, jest innym przeżyciem dwojga ludzi.” No właśnie. Trudno tu mówić ogólnie, bo w każdej rozmowie nawiązuje się jakaś więź. I jej przebieg jest w dużym stopniu zależny od tego wrażenia. Dotyczy to zarówno rozmów prywatnych jak i biznesowych. Nasze decyzje np. zakupu też są uzależnione od tego czy nam np. jakaś reklama dopiekła. Chociaż w biznesie zdarzało mi się, że pierwszy kontakt był nieprzyjemny np. reklamacja a potem był to doskonały klient. Nie umiem podchodzić instrumentalnie do rozmów. Może rzeczywiscie dlatego, ze jestem kobietą. Czy to niepraktyczne? Od wielu lat prowadzę biznes i własnie takie rozmowy zapadają nam w pamięć i ułatwiaja kontakty. Panowie tez potrafią mówić o odczuciach, wrażeniach, obawach i wcale się nie martwią ” że to niemęskie” bo to jest bardzo męskie i naturalne, że ktoś coś czuje niezależnie od płci.
Niedawno pewien znajomy mi mężczyzna miał bardzo ważną ocenę. Nie lubi ocen i miał złe nastawinie do całego zdarzenia. I były to pierwsze rzeczy jakie powiedział zaczynając rozmowę z arbitrami. Oczywiście efekt był natychmiastowy, rozmowa przebiegła w miłej, sympatycznej i luźnej atmosferze :-) i dostał wysoką notę.
Wiesz co, marnuję czas w rozmowach podobnie do Ciebie ;-) i wcale nie mam wrażenia niepraktyczności działania. Jednak praktyczne rady Panów z blogu też sa bardzo potrzebne :-).
pozdrawiam serdecznie
Monika
Justyna
Piszesz:”… ale czasami trudno zauważyć, że spodnie są świetnie skrojone, skoro mają ogromną dziurę na… ”
W takim wypadku nie ma co pracować nad ich „słabościami”, tylko wymienić na inne :-)
To też jest częsty błąd wielu ludzi – próba zacerowania zbyt wielkiej dziury zamiast po prostu zajęcia się czymś innym.
Dalej pytasz: „Czy umacnianie mocnych stron nie może iść w parze z pokonywaniem słabości? ”
Może, tylko że jak zwykle kosztuje to czas i zasoby. W związku z tym wymaga bardzo uważnego rozważenia czy i ewentualnie w jakim zakresie warto.
następnie: „Czy praca nad własnymi słabościami jest za trudna, zbyt wymagająca? ”
Praca nad silnymi stronami może byc co najmniej tak samo trudna i wymagająca, to nie jest kryterium decydujące.
Umacnianie mocnych stron rzeczywiście zazwyczaj niesie duży ładunek optymizmu i przyjemnych doznań :-)
Kasiu
Rozpoznanie problemu to już połowa rozwiązania. Ty masz to już za sobą.
Teraz zastanów się, jakie przyczyny ma Twoje odpowiadanie półsłówkami :
1) brak zaufania do rozmówcy – poszukaj sobie innych
2) brak własnych doznań i przemyśleń – zacznij ich aktywnie szukać
3) brak wprawy w wyrażaniu się – próbuj i nie zrażaj sie potknięciami! Ja też byłem kiedyś taki, a zobacz dzisiaj :-)
Monika
Co dokładnie masz na myśli pisząc: „Nasze decyzje np. zakupu też są uzależnione od tego czy nam np. jakaś reklama dopiekła”?
Co nazywasz też podejściem instrumentalnym do rozmowy?
Wyjaśnienie tego ostatniego pozwoli nam na rzeczowa dyskusje.
Metoda stosowana przez Twojego znajomego była ryzykowna, tym razem miał szczęście trafić na odpowiednich oceniających, ale nie polecałbym tego jako reguły
Pozdrawiam serdecznie z grodu Kraka
Alex
Alex pisze: „2) brak własnych doznań i przemyśleń – zacznij ich aktywnie szukać”
To bardzo istotne. Im więcej dzieje się w naszym życiu, tym więcej mamy tematów do rozmów i tym więcej mamy do powiedzenia na tematy zainicjowane przez innych. A w czasie tych rozmów dowiadujemy się nowych rzeczy, które są materiałem do wykorzystania w kolejnych rozmowach. W pewnym momencie powstaje swego rodzaju lawina informacyjna i wówczas trzeba zacząć powstrzymywać się przed mówieniem wszystkiego, co wiemy na dany temat i wybierać tylko perełki, najlepiej pasujące do danej rozmowy i rozmówcy.
Alex,
Spotkałam się z podejsciem, że niektórzy ludzie rezygnują z zakupu towarów jakiejs marki ze względu na to, że np. Nie podoba im się etycznie, estetycznie, ideowo, swiatopoglądowo przekaz reklamy tego produktu. Podobnie jak rezygnują z zakupu leków testowanych na zwierzętach i używania toreb foliowych na zakupy.
Instrumentalne podejscie do rozmowy to takie kiedy rozmówca mówi różne rzeczy nie przejmując się uczuciami drugiej strony. Np. pewien chłopak na szkoleniu zapytał mnie jaki rozmiar stanika noszę? Nie dostał w pysk tylko dlatego, że nie pochwalam takich metod wyrażania emocji. Powiedziałam mu dość mało sympatycznie, że przekracza granicę mojej intymności i nie odpowiem mu na to pytanie. Uważam, że podejscie tego chłopaka było niezwykle instrumentalne.
Ten mój znajomy często ryzykuje takimi metodami. Albo ma duzo szczęścia albo duzo uroku osobistego albo trafia na wyjatkowych ludzi – bardzo często obraca całą sytuację na swoją korzyść. Ale rzeczywiście nie jest to do polecenia do stosowania dla wszystkich.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Moniko, widzisz, obruszyłaś się, generalnie zareagowałaś negatywnie. Obronnie. A zapewne miało to być flirciarsko-dowcipne wg. niego :) Mogłaś niewygodną kwestię obrócić na zasadzie – „zgadnij”, „nie dowiesz się”, lub „spytaj się mojego męża” – to ostatnie w szczególności powinno go przytkać… ;) Wszystko oczywiście z uśmiechem. Natomiast Twoja reakcja była trochę przesadzona… Tak moim zdaniem. Nie znam szczegółów tej sytuacji ;) jeśli bardzo młody, to mogłaś się uśmiechnąć, powiedzieć, że zaraz wrócisz, z łazienki przynieść trochę mydła i mu wręczyć – „abyś sobie młody człowieku wyczyścił otwór gębowy, co by takie brudne słowa nie przechodziły już przez niego” :))
Zresztą, hipotetycznie, może jesteś podobnej budowy jak jego partnerka, tego dnia chciał jej prezent sprawić, biustonosz kupić i… i… zapomniał jej wymiarów? :) Nie znam sytuacji, w każdym razie lepiej wg. mnie w takich sytuacjach próbować przejąć rozmowę… ;)
pozdrawiam serdecznie
WW
Monika
A propos reklamy – dziękuje, teraz rozumiem co miałaś na myśli
Co do przymiotnika „instrumentalny” w odniesieniu do rozmowy, to ja przez to bardziej rozumiem nieautentyczne, manipulatywne poprowadzenie rozmowy.
Rozczarowany jestem Twoją reakcją, którą opisałaś:
„Np. pewien chłopak na szkoleniu zapytał mnie jaki rozmiar stanika noszę? Nie dostał w pysk tylko dlatego, że nie pochwalam takich metod wyrażania emocji. Powiedziałam mu dość mało sympatycznie, że przekracza granicę mojej intymności i nie odpowiem mu na to pytanie.”
W ten sposób podkreśliłaś tylko Twoja bezradność.
Znacznie lepszą reakcją (jeżeli jest to w miejscu publicznym) byłaby odpowiedź pytaniem:
„A jaką ty masz długość członka we wzwodzie?” :-)
Teraz możesz zaobserwować trzy możliwe reakcje:
1) unikanie odpowiedzi lub odpowiedź wymijająca – mówisz: „rozumiem, że to dla ciebie drażliwy temat” i jak chcesz my jeszcze dołożyć to dodajesz „współczuję”
2) odpowiedź w granicach średniej długości europejskiej (14,5 cm, patrz http://pl.wikipedia.org/wiki/Pr%C4%85cie )
– mówisz ze współczuciem ” naprawdę nie ma się czym chwalić”
3) odpowiedź powyżej średniej – masz dwa warianty: delikatny – mówisz ” to widać, bo już teraz zachowujesz się jakby cała krew z mózgu spłynęła ci na dół. Jak dostajesz wzwodu to pewnie tracisz z tego powodu przytomność, współczuję” :-). Tego ostrzejszego (ale bardzo kulturalnie powiedzianego) wariantu nie będę teraz przytaczał :-)
Aha, wszystko to mówisz z uśmiechem na twarzy i współczującym głosem.
Tak czy inaczej facet jest „trafiony, zatopiony” :-) Następnym razem, zanim w podobny sposób zwróci się do kobiety to się zastanowi :-)
Pozdrawiam serdecznie i wracam do pracy
Alex
Swego czasu była dyskusja w której kilku Czytelników chciałoby „zobaczyć jak wbijasz werbalną szpilę”. Teraz już wiemy :)
Mocne. Mam wrażenie, że za mocne. Choć nie mam w zwyczaju „zatapiać” ludzi za drobne „gafy” – bo traktuję to jako gafę, których sam mam tysiące na koncie :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witek,
Faktycznie zareagowałam nerwowo ale facet mnie wkurzył. W mysli miałam odpowiedź „nie dla psa kiełbasa” ale nie przeszła mi przez gardło. Jeśli chciał kupić biustonosz swojej partnerce mógł mnie poprosić o konsultacje ( inna sprawa dlaczego nie spytał jej samej o rozmiar ). Dla mnie to flirt na poziomie ciągania dziewczynek za włosy czyli 2 klasa szkoły podstawowej :-)
Alex,
Tez jestem rozczarowana moja reakcją, bo mnie zatkało. O długość jego członka w wzwodzie pewnie był spytała gdyby było inaczej. Jednak czy nie wydaje Ci się, ze chłopak który zadaje takie pytanie moje pytanie wtedy mógłby odebrac jako
chęć kontynuowania rozmowy, chęć zawarcia znajomości, chęć sprawdzenia tego w rzeczywistości?
Zależało mi raczej na definitywnym zakończeniu tego tematu i nie zawieraniu żadnej znajomości przekraczającej poza ramy szkolenia.
Orest
To co przytoczyłem powyżej to tylko pacniecie po palcach. Jak widać w poprzednim moim komentarzu powstrzymałem się od wytaczania „ciężkiej artylerii” :-)
Jeżeli ktoś narusza naszą strefę prywatności tak jak w wypadku tego faceta i Moniki, to trzeba natychmiast zdecydowanie się temu przeciwstawić, najlepiej tak, aby delikwent wyraźnie to odczuł, bo inaczej dojdzie on do wniosku że jego zachowanie jest dopuszczalne. Poczytaj w tym kontekście posty o tresurze.
Monika
Ważne jest, aby taką metodą jaka przytoczyłem stosować tylko w obecności innych ludzi, inaczej mogło by to być dla stosującej niebezpieczne a w najlepszym wypadku znacznie mniej skuteczne. Jeżeli, tak jak zalecałem robiłabyś to z uśmiechem i współczującym głosem, to zdecydowanie nie odebrałby on tego jako zaproszenia :-) Wyświadczyłabyś za to przysługę innym kobietom, z którymi ten gość będzie miał do czynienia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Jeszcze do Witolda – nie kupuj partnerce biustonosza bez możliwości dobrania tego bezpośrednio na niej. To nie są buty, gdzie jak masz stopę 42 to but 42 zawsze pasuje :-)
Alex pisze: „Znacznie lepszą reakcją (jeżeli jest to w miejscu publicznym) byłaby odpowiedź pytaniem: „A jaką ty masz długość członka we wzwodzie?””
Ja raczej nie brnąłbym w tematykę erotyczną na poziomie przedszkola. Ostatnio preferuję poważne traktowanie niepoważnych rozmówców, co ich bardzo często dezorientuje. Może Monika powinna spytać go z troską w głosie: „A do czego potrzebna ci ta informacja?”
Innym podejściem jest metoda „Hmm… To ciekawe…” ( http://biz.blox.pl/2009/02/Hmm-To-ciekawe.html ) zaproponowana przez Rajesha Setty.
Orest,
A czy nie wydaje Ci się, że jeśli ktoś przekracza nasze granice musi się liczyć z tym , że my przekroczymy jego ? np. we własnej obronie?
Alex:
Wywnioskowałem że „pewien chłopak na szkoleniu” to człowiek młody, który mógł palnąć gafę przy Monice – uczy się bidula. Nawet delikatne zwrócenie mu uwagi mogło dać sygnał, aby więcej tak nie robił. Swoją drogą każdy ma inną strefę prywatności i przy niektórych osóbach łatwo ją przekroczyć. „Zestrzeliwanie i zatapianie” jest mocne… pewnie skuteczne. Ja jednak wierzę bezgranicznie w ludzką dobroć i że gafy (komunikacyjne) zdarzają się „przypadkiem” :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Monika:
Tak (choć zamiast „musi” użyłbym „powinien”) – z mojej zasady „Wzajemności nadawania sobie praw”.
Alex zaproponował obronę przez „atak”. Ja jestem „pacyfistą” nawet komunikacyjnym. Nie jestem wstanie powiedzieć jak ja bym się zachował, bo nie byłem postawiony w takiej sytuacji. Podejrzewam, że powiedziałbym coś w stylu „Pozwolisz, że nie odpowiem Tobie na to pytanie, ani inne z tego obszaru”. W przypadku „recydywy” pożegnałbym się z taką osobą. Za X lat będę wiedział na ile to efektywna metoda (jak wiele rzeczy potrzebuję to sprawdzić na własnej skórze). Być może będę miał „tysiące + 1” błędów na koncie :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Te błędy to nauka :-) Tez jestem łagodnym pacyfistą, ale coraz bardziej skłaniam się do tego, że swoich granic należy bronić. Niektórzy nie czują kompletnie nestosowności zachowania. Po mojej łagodnej odpowiedzi chłopak spytał czy Panu w sklepie tez bym nie odpowiedziała na to pytanie. Generalnie kontynuował nielogiczny wywód na który udzielałam mu delikatnych odpowiedzi, aż do czasu gdy coach powiedziała: Ta Pani 3 krotnie dała Panu do zrozumienia, że zachowuje się Pan nieodpowiednio jakiej jeszcze odpowiedzi Pan oczekuje? Odpowiedź zaproponowana przez Alexa uciełaby te wywody i marnowanie czasu na bicie piany.
Monika, a mnie Twoja reakcja nie zaskoczyła, i nie rozczarowała. Chciałabyś skorzystać z rady Alexa?:- ) Zresztą takie sytuacje łatwo komentować po fakcie. Można się przygotować na podobne w przyszłości, ale niekiedy cały urok życia ( wiem, tu uroku nie było:-) ) polega na tym zaskoczeniu, na tym, że nie na wszystko można się przygotować.
Zdarzyło mi się przeżywać lekcje z 30 panami w wieku 18- 21 i nie zapomnę pierwszej lekcji w pewnej, tak zwanej „trudnej wychowawczo”, grupie. Najpierw patrzyli na mnie jak na kosmitkę przez 5 minut, a potem usłyszałam z końca „laleczko, mów głośniej, bo cię nie słyszymy” (ponoć potraktowali mnie bardzo łagodnie). Usiadłam na biurku roześmiałam się stwierdzając, że dawno tak do mnie nikt czule nie mówił. :- ))) Ta reakcja ułatwiła mi później wiele – pp pierwsze ich zaskoczyła.
Byłam narażona na wiele sytuacji tego typu , o której wspomniała Monika, szczególnie na pierwszych lekcjach. Nikogo nigdy nie wyzywałam i nie ośmieszałam, i nigdy żaden z moich uczniów mnie nie obraził ( wyjątek był jeden, bo nulla regula sine exceptione:-). Jasno jednak wytyczałam strefę intymną własną i szanowałam strefę innych.
Rada Alexa nie znajduje mojego uznania. – nie stosuję metod / słów, których nie chciałabym, aby ktoś zastosował wobec mnie. Trzeba znaleźć inny sposób skoro chodzi nam o „jakość rozmów”, prawda? :-)
Justyna
Moniko, „nie dla psa kiełbasa” – oj, szybko obróciłby to przeciwko Tobie ;) Tutaj jak w bójce – trzeba zrobić unik i wyprowadzić kontrę ;) Mówisz, że to dla Ciebie na poziomie podstawówki – może facet się tam zatrzymał? ;) Stąd danie mu do zrozumienia, że nie rozmawia z koleżanką, a z nauczycielką powinno go troszeczkę utemperować ;)
Co do tego, czy by nie potraktował tego jako zaproszenia do dalszego drążenia tematu – wystarczy odpowiednio pokierować rozmową. To co Alex zaproponował jest wręcz idealne, bo by go mogło tak zmiętosić psychicznie, że skuliłby ogon ;) Jeśli byłaś od niego mocno starsza – pokreślić to zdecydowanie „Dziecko, podrywasz mnie? Przecież Ty masz jeszcze mleko pod nosem! Chyba, że to coś innego?” ;) Jeśli to była dyskusja przy większej ilości osób, to takie ośmieszenie załatwiłoby sprawę i by dał sobie spokój. Co więcej – u żadnej innej kobiety na tym szkoleniu nie uzyskałby prawie na pewno niczego… A tak zwiększył swe szanse ;)
Orest, o jakiej gafie mówisz? ;) To tak jakby gafą było wejście komuś obcemu do domu i zażądanie wydania obiadu :P Skoro 3 razy się dopytywał, to można wywnioskować, że dawno kobiety nie widział, a Monika mu się wyjątkowo spodobała. Jako, że on jej nie, to nic z tego nie wyszło ;) Jednak Monika go nie wygoniła, tylko cicho mówiła, żeby wyszedł – a to nie działało.
Alex, a czy ja mówię, że ja tak kupuję? ;) Akurat w przypadku mojej małżonki wiem że jest dość specyficzna (i buty też „na oko” odpadają, taka stopa… ;) ) i tego nie robię. Ale może ten człek miał miarę w oku? ;))
Monika:
Pewnie szybko i skutecznie zakończyłabyś tę „rozmowę” korzystając ze sposobu Alexa. Lecz tak jak Justyna zauważyła: czasem nie jesteśmy w stanie się przygotować wystarczająco. A dystans do siebie też pomaga. (przeczytaj też ostatni akapit mojego komentarza)
Witek:
W Twoim wypadku ten ktoś fizycznie wtargnął na fizyczny kawałek świata innej osoby. Słowa nie są fizyczne (choć kamieniem spadają) i je traktuję w formie gafy, sporego nadużycia.
„Alex zaproponował jest wręcz idealne, bo by go mogło tak zmiętosić psychicznie, że skuliłby ogon ;) ”
Alex i Ty zrobilibyście sobie dobrze kosztem tej drugiej osoby. Obawiam się, że ten facet długo chodziłby ze skulonym ogonem i wstydziłby się nawet własnej partnerki zapytać o rozmiar. Mnie ten sposób się nie podoba… i pozwolę sobie mieć inne zdanie :)
Pozdrawiam Was radośnie,
Orest
Jeszcze pozwolę sobie na kilkadziesiąt słów:-) do Alexa i do Was wszystkich:
Alex, Twoja odpowiedź dotycząca słabości i mocnych stron…. Oczywiście, lubię czytać o drogach, które wskazujesz ku byciu szczęśliwszym i uszczęśliwianiu innych. Twoja teoria wymiany jest jak świeża, młoda, flirtująca dziewczyna – „ spodnie dobrze leżą, ale mają dziurę… to nic, zdejmij je i… znajdź inne”:-))) Cudowna rada, tylko, używając tej metafory, czasami łatwiej zesztukować dziurę ( ponoć rewelacyjne są aplikacje) niż znaleźć drugie tak dobrze skrojone spodnie. Z dziurą pozbywasz się świetnych, ulubionych, najlepszych na świecie spodni! :- )
Wnioskuję z Twojej odpowiedzi, że praca nad mocnymi stronami jest łatwiejsza ze względu na ów ładunek optymizmu / przyjemności, o których wspomniałeś. A jak Ty pracujesz? Zatem, co jest kryterium decydującym? Spotykasz człowieka, który chce się zmienić, czy zaczynasz od jego słabości czy mocnych stron? Czy może lekceważysz słabości, a skupiasz się na mocnych stronach? A może nie ma zasady? Może jest to sprawa indywidualna?
Drążę ten temat, bo wierzę, że jakość rozmów zależy od tego, kim / jacy jesteśmy, od tego, jakie są nasze słabości i mocne strony.
Mnóstwo serdeczności:-),
Justyna
@Justyna: Moim zdaniem słabości dzielą się na dwie grupy:
– słabości krytyczne, które blokują skuteczne funkcjonowanie w społeczeństwie – na przykład trudności w komunikacji lub wycieranie nosa w obrus – te trzeba wyeliminować;
– słabości standardowe, które blokują pewną ścieżkę życiową – te należy sobie uświadomić i je ominąć.
TesTeq
Twoje pytanie jest bardzo dobre np. w negocjacjach, kiedy druga strona zadaje nam jakieś niewygodne pytanie a cała rozmowa odbywa się w cywilizowany sposób.
W wypadku tego faceta sprawa wygląda inaczej – on chciał Monice pokazać w symboliczny sposób, że może ją „posunąć” jak tylko zechce. To taka zastępcza forma onanizmu u różnych cieniasów. Jestem za zdecydowanym zwalczaniem takich zachowań, bo:
1)uważam, że kobiety to istoty ludzkie zasługujące na taki sam respekt jak mężczyźni
2)takie zakompleksione barany jak ten facet psują nam, mężczyznom opinie u kobiet
3)im więcej kobiet będzie potrafiło bardzo skutecznie się odciąć (a na życzenie służę jeszcze brutalniejszymi strzałami, ale to już na priv), tym bardzie faceci będą uważać jak się do nich zwracają
Zachowanie tego gościa należy uznać za wysoce niestosowne i w takich wypadkach stosuję zasadę Dzikiego Zachodu „wyciągasz broń, to musisz się liczyć z tym, że zostaniesz zastrzelony”
Orest
Ja też wierzę w ludzką dobroć, ale u niektórych ludzi czasem trzeba dość radykalnie pomóc jej wydobyć się na powierzchnię :-)
Justyna
Oczywiście istnieje wiele sposobów rozwiązania podobnych sytuacji. Ja jestem zwolennikiem szybkiego dostarczania rozstrzygnięć, też w takich sytuacjach, ale każdy może sobie wybrać. Zwróć uwagę, że w mojej propozycji dla Moniki nie użyłem ani jednego wyzwiska, czy obraźliwego określenia, tylko pozwoliłem sobie na logiczną interpretację możliwych odpowiedzi :-)
Piszesz: „nie stosuję metod / słów, których nie chciałabym, aby ktoś zastosował wobec mnie. „
Jak to się ma do praktycznego stwierdzenia, że aby być naprawdę skutecznym w komunikacji trzeba przejąć język i sposób wyrażania rozmówcy (w NLP jest to pacing)?
Witold
Twoja propozycja „dziecko, podrywasz mnie? Przecież Ty masz jeszcze mleko pod nosem! „ była dla rozmówcy ewidentnie obraźliwa (co mogło pogrążyć Cię w oczach innych obecnych), moja była cały czas kulturalna :-)
Orest
Napisałeś: „Alex i Ty zrobilibyście sobie dobrze kosztem tej drugiej osoby. „
To nie jest prawda, facet dostałby niezwykle wartościową lekcję na przyszłość i to może zapobiegłoby jego recydywie w stosunku do innych kobiet. A my wszyscy chcemy mieć do czynienia z kobietami, które mają dobre zdanie o mężczyznach, nieprawdaż?
Justyna
Proszę w takim razie rozkoduj Twoją metaforę (tę ze spodniami z dziurą) na jakąkolwiek sytuację praktyczną wtedy będzie nam łatwiej dyskutować.
W pracy z innymi ludźmi i organizacjami patrze co mogę zrobić aby ja najszybciej i najmniejszym nakładem zasobów osiągnąć znaczące rezultaty. Co to konkretnie jest, to zależy od konkretnego przypadku.
Ja sam mam całe mnóstwo słabości, co nie przeszkodziło mi specjalnie w dojściu dość daleko w życiu, czasem przez kompensację silnymi stronami, czasem przez „workaround” (http://en.wikipedia.org/wiki/Workaround ) :-)
TesTeq
Dobrze to sformułowałeś, mogę się pod tym podpisać :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Orest, tenże człowiek miał swój rozum, miał swoją wolną wolę. Decydując się na takie słowa sam wstąpił na tzw. „wojenną ścieżkę”. Porównanie do wejścia do czyjegoś domu – to dokładnie to samo. Że go zabolałoby? Przepraszam, a kogo ma boleć? ;) Monikę ma boleć? Ma przeprosić, że żyje? :P Bez sensu! Jest pewna różnica pomiędzy pokojowym rozwiązywaniem spraw, a wojennym. Szczególnie, że pytał się 3 razy. Raz można gafę palnąć, ale 3 razy?? Zauważ, że Monika mówi o ataku na siebie, czyli tak to odczuła, my znamy jedynie jej relację.
Ze stwierdzeniem „Alex i Ty zrobilibyście sobie dobrze kosztem tej drugiej osoby” się zgadzam. Tylko wycięte z kontekstu. Widzisz, kontakt Moniki z tym człowiekiem nie był win-win. Nie wniósł niczego, prócz tego, że Monika poczuła się zaatakowana, a tenże człowiek zapewne – zadowolony z własnych czynów i pokazaniu jaki to z niego „maczo”. Czyli to on „zrobił sobie dobrze kosztem Moniki”. W tym wypadku sytuacja jest stratna dla Moniki i to nie z jej własnej winy, Czuje się źle po tej rozmowie. Czyli ktoś jej coś zabrał, wszedł w jej głowę, bo mimo uszu tego nie puściła i wpłynął w tym momencie na jej poczucie własnej wartości nawet – można mówić, że nie, ale takie przeżycia w głowie pozostają… Ot, choćby może każdego podobnego samca traktować od razu ze sporą rezerwą.
Gdyby rozmowa np. wyglądała tak:
– Pani Moniko, ma Pani absolutnie fenomenalną figurę, wprost brak mi słów… Czy mogę zadać Pani intymne pytanie?
– Proszę pytać, najwyżej nie odpowiem.
– Chciałbym wiedzieć jaki ma Pani rozmiar stanika?
Może by Monikę to zaszokowało, ale wydźwięk komplementu jest o wiele inny niż: – „Jaki nosisz stanik” do obcej osoby. Akhem. Gdzie on się wychował?
Nie rozgraniczaj ataku na fizyczny i psychiczny. Znam sytuację, że takie dogryzanie jednemu człowiekowi spowodowały, że pewnego dnia sobie podciął żyły. Wszystko w porządku niby było, czasem go tam szturchnęli, dogryźli przekręcając nazwisko… Niby nic, „gafy”… „Szkolne wygłupy”…
W kwestiach wychowawczych – być może jest facet przyzwyczajony do podrywania małolat po dyskotekach i tam takie „tricki” działają, ale ma problem ze znalezieniem kogoś dojrzałego, bo sam nie wie jak się za to zabrać. Może ma takie problemy. Być może zastosował metodę, która zwykle powoduje, że nawiązuje z taką małolatą kontakt, ale to zupełnie nie działa na inne kobiety, w tym Monikę. Dając mu taką nauczkę dałaby mu bardzo prosty sygnał pt. „tak się nie robi, jeśli chcesz ze mną rozmawiać jak człowiek, a nie jak dziecko”.
pozdrawiam weekendowo :)
WW
Alex:
” A my wszyscy chcemy mieć do czynienia z kobietami, które mają dobre zdanie o mężczyznach, nieprawdaż?”
Takich, które mają dobre zdanie wśród 3 miliardów na Ziemii z pewnością będą miliony. Jak komuś na takich zależy, to jestem przekonany, że znajdzie :)
Witek:
Mam dziś „słabszą formę psychiczną” po wczorajszej aktywności, więc dopiero na dniach odniosę się do tego co napisałeś.
Pozwolisz natomiast, że będę rozgraniczał atak fizyczny od psychicznego. Uderzenie w głowę każdego może zabić… garść obelg jednego pchnie do podcięcia żył a na drugim nie zrobi wrażenia :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Alex „Tomasz
Piszesz: “o tyle mam ogromny kłopot z opowiadaniem np. o książce która przeczytałem czy obejrzanym filmie”
Często zdarza mi sie to samo (!!!!). Jak widać specjalnie nie przeszkadza mi to w życiu.
Rada dla Ciebie “focus on your strengths””
Z całym szacunkiem, ale nie mogę do tej pory uwierzyć (!!!) w to co napisałeś kilka dni temu. Twoja praca polega na intensywnym kontakcie z ludźmi, nieprawdaż? Jak więc ktoś z tak wysoką pozycją jaką reprezentujesz może mieć taki problem? :) A dzisiaj znów piszesz, że: „Ja sam mam całe mnóstwo słabości, co nie przeszkodziło mi specjalnie w dojściu dość daleko w życiu”. Zaskoczyłeś mnie bardzo. Czy swoje życie zawodowe ukierunkowałeś elimunując z drogi „słabości”, o których piszesz? Jeśli tak to w jaki sposób tego dokonałeś? Czy kierowałeś się wyłącznie zasadą “focus on your strengths”?
Drugie moje pytanie to jak właściwie skorzystać z zasady “focus on your strengths”? Jak znaleźć swoje mocne punkty? Polska szkoła tego nie uczy!
Jak walczyć z pojawiającym się często przekonaniem, że w niczym nie jesteśmy tak dobrzy jak byśmy chcieli?
Pozdrawiam czytelników.
Orest
To jest prawda, ale dlaczego nie zwalczać jednego ze złych źródeł, tym bardziej że jest to stosunkowo proste i dobrze ćwiczy szybkość reakcji werbalnej? :-)
Pozdrawiam
Alex
Orest, oczywiście, nie ma problemu ;) Co do uderzeń fizycznych, a psychicznych… Jesteś pewny? Widziałeś kiedykolwiek jakie ciosy dostają bokserzy czasami? Zwykłego człowieka zabiłoby, oni potrafią zebrać wiele takich ciosów i dalej stoją. Tak samo jak oni są odporni fizycznie, tak różni ludzie są odporni psychicznie.
Tomasz
Niemcy mówią „my wszyscy gotujemy na wodzie” :-)
Jak się uważnie przypatrzeć, to wielu „wspaniałych” ma różne słabości i dotyczy to nie tylko jednostek, ale całych organizacji. Cały trik polega na osiągnięciu sukcesu „mimo tego”. Przeczytaj dowolną uczciwą biografie jakiegoś człowieka sukcesu (np. tę Bransona, którą mamy w biblioteczce), a zobaczysz.
Ja nie koncentrowałem się wyłącznie na moich silnych stronach, ale przeważnie :-)
Co do reszty Twoich pytań to trzeba by napisać cały post, a akurat pracuję nad takim o relacjach damsko męskich :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A ja popieram odpowiedź zaproponowaną przez Alexa. Dlaczego? Bo jak ktoś nas uderza poniżej pasa to niech spodziewa się tego samego. Dla mnie takie teksty są sprawdzaniem na ile może sobie pozwolić i jeśli od razu nie pokażesz granicy to później już możesz zapomnieć o szacunku. Miałam do czynienia z niejednym takim zachowaniem i muszę się przyznać, że jak do tej pory skuteczne jest ustawienie kogoś takiego na „dzień dobry”, później nie „podskakuje”.
@Alex, dlaczego pytanie o długość penisa ma być bardziej stosowne od pytania o nr stanika? ;-)Przejąłeś język i sposób wyrażania rozmówcy. Niewątpliwie byłbyś skuteczny. Tak to się ma, że ja bym w ogóle nie przejmowała jego sposobu wyrażania, bo
a) nie zależy mi na komunikacji na takim poziomie,
b) oczekuję od siebie czegoś więcej, wyższych standardów i kreowania sytuacji, w którzy interlokutor dostosuje się do mojego języka, a nie ja do niego ( w tym przypadku),
c) nie zawsze skuteczność uświęca środki.
Cenię również sobie zachowania niepraktyczne:-), jak trzymanie fasonu / klasy bez względu na okoliczności, rozmówców i język.
Panowie, uczcie się tanga, proszę! :-) Wróciłam z kolejnej lekcji kursu i ( ściągając od H.Poświatowskiej) „oswajanie słów przychodzi mi trudniej niż oswojenie tygrysa”, więc stop pisaniu.Z niecierpliwością czekam na zapowiedziany post o relacjach damsko-męskich:-) Mam nadzieję, że nie zabraknie w nim magii, emocji i namiętności:-)))
Prosto z promenady pozdrawiam wszystkich piszących i czytających:-),
Justyna
Witam,
ja się tylko zastanawiam, Alex, jak Ty doszedłeś do takiej wprawy, że masz tyle „strzał” (mówię o tych mocniejszych, których nie publikowałeś) na podorędziu? Po prostu sobie ćwiczysz na sucho i dzięki temu w razie czego jakby non stop chodzisz z takim nabitym rewolwerem, żeby nie być zmuszony do freestylowania? Albo tak długo odpierałeś podobne zaczepki (w takim razie współczuję!), aż po prostu zacząłeś strzelać takimi tekstami jak z kałasza? Mówię tutaj o pewnej swobodzie w zniszczeniu słownym gościa (czego dowodzi fakt, że miałeś 3 gotowe riposty na jego możliwe odpowiedzi).
Kiedyś mocno interesowałem się walkami na rymy i choć obecnie trenuję tzw. „wolny freestyle”, a nie wersję „battle” to nawet jeśli nie klecisz rymów na bieżąco, nie chciałbym z Tobą się zmierzyć.
No i jeszcze jedno: na mój gust to jednak zdanie, w którym pytasz o długość członka publika niekoniecznie musi uznać za kulturalne, nawet jeśli byłoby przyobleczone w dobrą grę ciała, uśmiech etc.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Witam,
również zgadzam się z wypowiedzą podaną przez Alexa. Krótka piłka, kończąca definitywnie wszelkie negatywne aspekty oraz jasny i klarowny przekaz mówiący o natarczywym i niebezpiecznym przekroczeniu „granicy intymności”. Sztuka cennej riposty i wyjścia cało ze słownej potyczki jest drogocenną umiejętnością, warto starać się ją w sobie rozwijać.
Z przykładów polecam obejrzeć/przestudiować materiały z jakich korzystają chociażby prawnicy w ich codziennej pracy. Umiejętność słuchania, skupiania się na szczegółach oraz odpowiedniego zadawania pytań i stosowaniu celnych ripost jest świetnym polem do popisu oraz skarbnicą wiedzy o elastycznych zachowaniach w komunikacji międzyludzkiej :).
Pozdrawiam wieczorową porą
Witaj,
Pink napisałeś: „A ja popieram odpowiedź zaproponowaną przez Alexa. Dlaczego? Bo jak ktoś nas uderza poniżej pasa to niech spodziewa się tego samego. Dla mnie takie teksty są sprawdzaniem na ile może sobie pozwolić i jeśli od razu nie pokażesz granicy to później już możesz zapomnieć o szacunku.”
Ludzie są różni i każdy powinien wypracować własne, skuteczne metody reakcji na uderzenie. Ja zawsze odpowiadam spokojnie i kulturalnie. Metoda Rajesha Setty „Hmm… To ciekawe…” wydaje mi się interesująca. Jej zaletą jest to, że pozwala ochłonąć, przemyśleć sytuację i znaleźć optymalne rozwiązanie.
W rzeczywiście trudnych, przepełnionych emocjami interakcjach, warto korzystać z rozumu. Takie zachowanie zazwyczaj też wzbudza respekt i szacunek przeciwnika oraz otoczenia.
Krzysztof
Kilka lat temu spotkałam się z sutuacją, że idąc po ulicy i będąc wyprzedzoną przez dwóch idących za mną „panów”, jeden z nich zatrzymał się i spytał „dajesz już ?”. Moją reakcją było w pierwszej chwili zaskoczenie, stałam się wściekła a potrafiłam wydobyć z siebie jedynie „słucham?”. Zaśmiali się i poszli daleJ. żałowałam, że nie byłam w stanie wtedy odpowiedzieć. Na podobne zaczepki chyba każda kobieta jest narażona. Nie trudno spotkać grupkę facetów idąc chociażby do sklepu czy na zwykły spacer. Nie raz słyszałam różne komentarze, nieumiejętne próby zaczynania rozmowy, propozycje. Zbliża się lato, co raz więcej podobnych delikwentów wychodzi na ulice i z chęcia poczytałabym o możliwościach obrony przed nimi.
Dodam jeszcze, że ludzie reagują na prawdę różnie. Uprzejmość, kulturalne zwrócenie uwagi, obrócenie w żart często są nieskuteczne. Zignorowanie również. Jeśli dojdzie do tego jeszcze działanie alkoholu czy chęć „pokazania się” w większej grupie, może nie być przyjemnie. Ktoś, kto jest kulturalnym człowiekiem, nie przekroczy naszych granic, a pytania dotyczące rozmiarów majtek, stanika czy preferencji seksualnych zostawi na bliższą, znacznie liższą znajomość. Takich chyba nie mamy co się obawiać.
Pozdrawiam serdecznie
p.s. Alexie, ja z kolei czekam na Twój post o agresji. Biorąc pod uwagę powyższy temat, również tej słownej.
Witam w sobotnio i popołudniowo :-)
Chciałem się zapytać wszystkich co byście odpowiedzieli komuś, kto z was sobie zażartował, a później wam mówi tak:
– żartowałem…
– ojjj tam,… żartowałem sobie z Ciebie tylko… Wyluzuj już..
Justyna,
Piszesz, że cenisz sobie rozwiązania z klasą..
To bardzo fajnie. Daj jakiś przykład jeśli możesz (nie tylko do powyższej sytuacji, ale jeśli masz też na myśli jakieś inne, to chętnie bym poczytał).
Tomek
W zaciszu domowym można próbować się nauczyć, lub zaplanować różne akcje i reakcje, ale jeśli planujesz coś takiego jak konfrontacja, to trzeba pamiętać, aby zawsze brać poprawkę na napięcie, jakie będzie towarzyszyć rozmowie oraz na ewentualną dynamikę rozmowy (ja np. mam bardzo sympatycznego znajomego, który potrafi nadawać krótkimi seriami, ale za to z szybkością karabinu maszynowego(i wcale się nie męczy) : na jeden mój argument potrafi mieć pięć szybkich, przy czym jego argumenty nie tracą na jakości… tak że zabawa jest przednia :-) ale w ogóle się tego nie da zaplanować w zaciszu domowym…
Jednak wracając do meritum.
Teraz jak to czytasz to pewnie nie masz emocji, ale czasami nawet w zwykłej rozmowie w realnym świecie pojawiają się emocje i pojawia się napięcie, a jak to napięcie jest duże, to układ limbiczny (odpowiedzialny między innymi za reakcje emocjonalne) odcina część mózgu zwaną nową korę, która jest odpowiedzialna za logiczne myślenie i dlatego kiedy mamy duże emocje zazwyczaj jest pustka w głowie (tak w dużym skrócie, a dokładniej dlaczego tak się dzieje fizjologicznie – więcej o tym można poczytać w „Inteligencji Emocjonalnej” Golemana). Tak więc chociaż teraz możesz mieć dużo przeróżnych myśli i dużo możesz planować, to nie wiele z tego może wyjść w praktyce.
Jest jakieś takie powiedzenie: „kartka i ołówek się nie rumienią” (można powiedzieć, żę klawiatura i monitor również), więc tutaj możesz rozmawiać z nami o różnych rzeczach, ale tak naprawdę równocześnie możesz być bardziej pochłonięty jedzeniem jagodzianki z jogurtem :-)
Tak więc myśle, że do prawdziwej praktyki potrzeba prawdziwej interakcji – tam dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa…
Jednak jest pewne proste ćwiczenie, ale to w następnym poście, bo teraz nie mam za wiele czasu, a chcialem się Alexa jeszcze coś zapytać…
Alex
Dobre ruchy dla Moniki, ale jeszcze jeden bym dodał, a konkretnie w przypadku jak taki figo-fago na pytanie o długość członka odezwie się: „dziewiętnaście kootku.. „ i puści jej oczko ;)
bo jak tak zrobi, to znowu cała uwaga wszystkich leci na Monikę i tym samym podnosi jej napięcie jeszcze bardziej…
I ja właśnie o tym napięciu chciałem napisać, bo ze swoich subiektywnych obserwacji zauważyłem, że takie napięcie, to bardzo interesująca sprawa: potrafią je naturalnie wywoływać pewni ludzie, np. wielcy biznesmeni, gwiazdy show-biznesu, duże autorytety i wielcy wodzowie(czytałem, że kobiety w obecności nieskiego Napoleona podobno mdlały) oraz bardzo ładne dziewczyny („Gdy dziewczę prosi szczodrzy są jak Bogi, gdy dziewczę klęknie, kiedy łzę wyleje, każda jej prośba jest tylko rozkazem.” William Szekspir).
Ci wszyscy ludzie można powiedzieć, że zapracowali w jakiś sposób na to ( oprócz ładnych dziewczyn :-) ), ale czasami też takie napięcie potrafią wywoływać jakimiś sztuczkami sprzedawcy oraz właśnie takie gnojki(według mnie Monika właśnie była manipulowana), ale też i podrywacze (napięcie seksualne).
Co o tym wiem, to to, że takie napięcie ma to do siebie, że ludzie, którzy potrafią wywoływać takie napięcie w innych, mogą wpływać dużo łatwiej na innych – i przez to mocno, niemal HIPNOTYCZNIE popychać ich do pewnych działań.
Sądzę, że dzieje się tak, bo jeśli to napięcie jest wysokie, to ludzie zrobią wiele, żeby z tego napięcia się uwolnić i często są w stanie ponieść nawet duże koszty ze swojej strony. Wiem, że czasami ciężko jest wytrzymać to napięcie (oczywiście zależy od interakcji i ciśnienia), ale myślę, że trzeba się w tym doskonalić (tak jak pokerzysta).
Tak więc moje pytanie byłoby takie: czy można się jakoś nauczyć tego:
– jak w praktyczny sposób wywoływać takie napięcie, ale nie tak jak ten chłopak, który atakował Monikę, a z klasą, aby to napięcie sprzyjało nam w pewnych działaniach?
– jak nauczyć się je trzymać (jeśli ktoś wywoła to napięcie w nas) z zachowaniem dostępu do logicznego myślenia? (chociaż tu chyba nie ma wyjścia jak tylko ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.. zwiększając poziom trudności.. prawda?)
– jak przerzucać takie napięcie z siebie na inne osoby, które to napięcie w nas wywołują?
Jeśli interesowałeś się tym tematem, to czy wiesz może, czy do tego są jakieś praktyczne zasady? Techniki? Jeśli tak, to na co zwrócić uwagę, albo czy może wiesz, gdzie, można by było dowiedzieć się więcej o tym zagadnieniu?
(wiem, że to może być bardzo ryzykowna gra, ale tam, gdzie duże ryzyko, to i duże korzyści, poza tym może być ciekawie).
Pozdrawiam serdecznie
J.
@kasia: Masz rację, takie chamskie zaczepki są niedopuszczalne, ale nie da się ich uniknąć. Mam tylko nadzieję, że nie przesłaniają Ci całościowego obrazu, który obejmuje wielu fajnych i taktownych mężczyzn. Ja, krótkie i nienatarczywe zaczepki uliczne, bym ignorował, bo świat składa się z wielu przyjemniejszych rzeczy, którymi warto sobie zaprzątać uwagę. Zatem – miłych spotkań z fajnymi chłopakami – wielu takich znajdziesz wśród ludzi uprawiających sport dla przyjemności, a nie dla szpanu.
Pink
Mi właśnie zależy na tym, aby tak atakowane młode kobiety potrafiły się boleśnie (dla napastnika) odgryźć, bo wtedy ci ostatni nie będą czyli się tak bezpieczni w swoich zachowaniach.
Oczywiście podkreślam, że to co napisałem pod komentarzem Moniki dotyczy sytuacji, kiedy rzecz dzieje się w grupie, a nie jeden na jeden, czy na ulicy. Może powinienem napisać szerszy post o takiej werbalnej samoobronie dla kobiet?
Justyna
Rozumiem i szanuję Twój punkt widzenia. Ja też nie biegam po ulicach i nie szukam zaczepki do takich słownych potyczek. Niemniej jeśli jest taka konieczność to nie mam specjalnych zahamowań, aby zrobić napastnikowi poważne „kuku”.
W mojej praktyce czasem jestem skonfrontowany z sytuacjami,kiedy potrzeba sięgać do metod z „Dzikiego Zachodu” (werbalnie oczywiście) i dobrze jest takie rzeczy umieć
Piszesz: „Mam nadzieję, że nie zabraknie w nim magii, emocji i namiętności „
Magii, emocji i namiętności zawsze było wiele w moich bezpośrednich relacjach z kobietami. Na blogu mam skromniejsze założenie: dość rzeczowy post, który ułatwi innym przeżywanie tych uczuć z innymi partnerami/partnerkami.
Ale coś mnie świerzbi, aby na szybko napisać post o werbalnej samoobronie.
Łukasz
Muszę Cię rozczarować, ani nie ćwiczę na sucho, ani nie byłem zmuszony do takich rzeczy :-)
Po prostu od wielu lat zarówno sam negocjuję, jak i uczę tej sztuki naprawdę dobrych ludzi. Tam musisz być szybki w dokładnym słuchaniu rozmówcy i operowaniu subtelnościami języka.
Jest to znacznie trudniejsze od tych „strzał”, które zobaczyłeś kilka komentarzy powyżej, które są jak walenie młotkiem w zakuty łeb jakiegoś zakompleksionego prymitywu.. To jest bardzo proste :-)
Krzysztof
Generalnie masz rację, ludzie są bardzo różni. Właśnie dlatego warto jest mieć szeroki repertuar działań, które potrafimy przeprowadzić, zgoda? Gdzieś na koniec dnia liczy się przecież nasza skuteczność. Bez niej nawet najlepsze intencje i styl nie są wiele warte. Oczywiście, że jestem za sympatycznymi i pokojowymi rozwiązaniami, ale jak się nie da inaczej…
Kasiu
Jest mi niezmiernie przykro, że i Ty stałaś się ofiarą takich niewybrednych odzywek. Trochę się zniecierpliwiłem i chyba napiszę dość kontrowersyjny post na ten temat.
Uświadamianie takim osobnikom ich własnej głupoty i prymitywizmu narusza zasadę „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” i jest generalnie bezcelowe. Już Biblia mówi „nie rzucaj pereł przed wieprze”, a moja mama zwykła powtarzać „nie ucz świni śpiewać, nic z tego nie wyjdzie, najwyżej świnia się zdenerwuje”. Moja praktyka życiowa potwierdza słuszność tych stwierdzeń.
Możesz mi przypomnieć o jaki post o agresji CI chodzi? Siedzę teraz w ekspresie do Warszawy i nie bardzo kojarzę
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Przyjemniej byłoby, gdybyśmy ćwiczyli umiejętności komunikacyjne przy wyzwalaniu dobrych zachowań, a nie zwalczaniu złych. Jestem przekonany, że niezwracanie uwagi na złe zachowania, a nagradzanie dobrych długoterminowo przynosi lepsze efekty.
Witek:
Jednak nie pokuszę się o pociągnięcie tego wątku dalej. Nie byłem świadkiem tej sytuacji i nie wiem na ile atmosfera tego szkolenia nie rozochociła tego chłopaka przez co popełnił gafę, a na ile jest to jego styl nawiązywania znajomości. I zapewniam Cię, że tę samą gafę można palnąć więcej jak 3 razy… na szczęście mnie nikt nie „zatopił” i wciąż żyję :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Alex:
Mam na myśli Twoją odpowiedź pod tematem „Twoje prawdziwe „ja” w czasach kryzysu” (4 marzec 09, 12:08)
„O agresji chyba napiszę osobny post :-)
Tak na szybko, jeżeli w danym środowisku musisz być agresywna aby przeżyć to warto zastanowić się nad jego zmianą, bo na dłuższą metę tak się zmienisz, że nie będziesz mogła dobrze funkcjonować wśród normalnych ludzi.”
Patrząc na powyższy temat, jeśli pewien osobnik w jakikolwiek sposób nas obraża, onieśmiela, pozwala sobie na zachowanie znacznie przekraczające granice „dobrego smaku”, naprawdę ciężko jest nie odpowiedzieć w podobny sposób. Odnosi się wrażenie, że tylko podobne zachowanie będzie on w stanie zrozumieć. I to chyba również jest przyczyną, dla której wiele kobiet, starając się bronić zwykłej przyzwoitości, na różne zaczepki reaguje dość mocno, nie przebierając za nadto w słowach. Chcą być zrozumiane i chcą osiągnąć efekt.
TesTeq:
Nadal wierzę w tych wartościowych mężczyzn. Szkoda tylko, że częściej wierzę niż poznaję. Najważniejsze jednak, że tacy istnieją.
Pozdrawiam ciepło,
kasia
Orest
Piszesz:”Przyjemniej byłoby, gdybyśmy ćwiczyli umiejętności komunikacyjne przy wyzwalaniu dobrych zachowań, a nie zwalczaniu złych. ”
Zgadzam się z Tobą i przeważnie tak robię. Czasem jednak zachodzi konieczność „działań sanitarnych”, te nie zawsze są przyjemne.
Nie ja wymyśliłem ten świat, staram się tylko być w nim w miarę skutecznym.
Kasiu
Dziękuję za przypomnienie. Aby pisać o agresji w ogóle nie bardzo mam teraz wenę, chodzi mi bardziej po głowie ten post dla kobiet o którym wspomniałem wyżej a na dokończenie czeka post o doborze partnerów w życiu. Do tego mam dość gorącą pierwszą połówkę tygodnia. Zobaczymy co się z tego najpierw urodzi :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
kasia pisze: „Nadal wierzę w tych wartościowych mężczyzn. Szkoda tylko, że częściej wierzę niż poznaję. Najważniejsze jednak, że tacy istnieją.”
W takim razie mam nadzieję, że bywanie w „salonie” Aleksa tę wiarę umacnia. Nie spotkasz tu chamstwa i prymitywizmu – Gospodarz dba o odpowiedni poziom dyskusji.
Witam!
Rozmawiałam dzisiaj ze „słoneczna osobą”, a jakość naszej rozmowy- pierwsza klasa! :-). Nie ma jak rozmowa w rzeczywistości. Zastanawiam nad tym, że wymieniamy opnie o tym jak rozmawiać. Czy nie jest tak, że jakość rozmów to przede wszystkim i ich treść?
@Jarek, wiem, że coraz mniej jest ludzi z klasą. Tu nie chodzi o rozwiązania ( te podsuwa Alex:-), ale o ludzi z klasą. Zachowanie „człowieka z klasą” wynika z tego, kim jest, z dobrego wychowania, jego kodeksu moralnego, a rozwiązania są tego odzwierciedleniem.
@Kasia, Wartościowi mężczyźni istnieją i nie jest to kwestia wiary. :-) Zapytasz, gdzie ich szukać? Nie wiem, w jakich „kręgach” się obracasz, ale a) może je zmienić, b) może szerzej otworzyć oczy, c)….. „C” też pewnie jakieś jest, chociaż Rzymianie mawiali, że trzeciego wyjścia nie ma:-))) Najważniejsze, żebyś wiedziała, jakich wartości szukasz w mężczyźnie…
@Orest, podobają mi się Twoje odpowiedzi:-)
Miłego wieczoru:-)
Justyna
Kasiu
Jeśli mogłybyśmy wybierać to takich „zaczepiaczków” w pierwszej kolejności byśmy się pozbyły. To nie jest miłe, ani dla nas zabawne. Niestety nie jesteś w stanie całkowicie wyeliminować takich sytuacji, chyba że zamkniesz się w domu i nie bedziesz nigdzie wychodziła. To nie jest rozwiązanie. Jednak szybka riposta na takie zaczepki wybija ich zazwyczj z rytmu a Ty obracasz całą sytuację na swoją korzyść. Bardzo niemiłe zdarzenie, kilka lat temu zostałam napadnieta, z nożem przy szyi i tak z tego wyszłam. Trzeźwość i szybka reakcja myślę, że uratowała mnie. Nie chcę nawet mysleć jakby się to skończyło gdybym poddała się jego groźbą i stworzona całą sytuacją nie zrobiłabym nic… Długo się po tym zbierałam i chyba wciąż się zbieram, bo takie wydarzenia pozostaja w pamięci na zawsze, ale wtedy ryzykowałam wszystko.
Alex
Czekam na post o radzeniu sobie z zaczepkami, na pewno wielu z nas się to przyda.
Ważne jest to, co podkreślił Alex. Jest różnica, między dowaleniem komuś słownie w grupie ludzi, np. podczas prezentacji, a dowaleniem komuś w ciemnej uliczce. W drugiej sytuacji może się to skończyć naszą śmiercią. Radzę to rozważyć i na drugi przypadek, mieć również przygotowany… hmm… inny asortyment argumentów.
Łukasz
witam
Tak jak kilku innych czytelników, ja także uważam, że to co nasz rozmówca mówi jest najważniejsze. Jednak nie można zapominać też o stylu wypowiedzi. Jeżeli ktoś mówi bardzo monotonnie, cicho, lub głośno, przeklinał itp., to trudno będzie nam tej osoby słuchać i mimo szczerych chęci nie wyniesiemy, ani nie wniesiemy zbyt dużo do rozmowy.
Orest (odnośnie jednego z 24 marca)
To jest sposób na wyrażenie swoich uczuć i myśli.
Przy pisaniu, kiedy mogę sobie przemyśleć co chcę wyrazić jest ok. Gorzej przy rozmowie na żywo.
Może warto, żebyśmy skupili się nad wyrażaniem uczuć (nie tylko mówiąc, ale także poprzez zachowanie). Uważam, że jest to bardzo ważna umiejętność, która bardzo pomaga w relacjach z innymi (w tym w pracy), a część Polaków, jak to już było chyba stwierdzone, ma z tym problemy. Jak można się tego „nauczyć”??
pozdrawiam
Justyna:
Moje odpowiedzi nie mają się podobać, a skłaniać do refleksji i inspirować, aby w efekcie poprawić naszą jakość życia :)
Artur:
Tak jak napisałem Tomkowi: Practice, practice, practice :)
W obszarze niewerbalnym także. Tutaj można patrzeć w oczy rozmówcy (choć nie nachalnie), wyrażać entuazjazm głosem (intonacja), potakiwać głową, plus cała gama różnych możliwych wyrazów twarzy :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Aj… drugi raz w tym wątku niebezpiecznie wychyliłem głowę, którą łatwo odstrzelić :/
Artur!
Przede wszystkim warto skupić się na rozmowie z drugą osobą, żywo zainteresować się tym co chce powiedzieć i jej obecnością. Mimika, gesty, oczy itd. to sprawa wtórna, która sama się „ułoży” albo i nie… lecz nie ona decyduje o jakości rozmowy :)
Orest
Bardzo, Bardzo Wam dziekuję :-) za wszystkie rady i propozycje. Każda z nich jest cenna nie tylko dla mnie ale również dla innch kobiet. I wydaje mi się , że nastepnym razem będziemy mądrzejsze o te rozwiązania.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex
Dzisiaj jak przeglądałem wpisy w tym temacie(żeby sobie wynotować pewne rzeczy ), zauważyłem, że pisząc komentarz poprzednim razem, wyleciała mi z pamięci Twoją odpowiedzieć nr.3 (czyli opcja powyżej średniej) i teraz to widzę, że do tego sposobu, który podałeś nic już nie trzeba dodawać, bo wszystkie opcje są wyczerpane.
Tomek…
Ten sposób, o który chciałem napisać, wygląda tak, że najpierw by było dobrze przyswoić sobie prawa człowieka. Chodzi o takie prawa, jak w skrócie przedstawił Herbert Fensterheim:
Masz prawo do wyrażania siebie, swoich opinii, potrzeb, uczuć – tak długo, dopóki nie ranisz innych.
Masz prawo do wyrażania siebie, nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóki Twoje intencje nie są agresywne.
Masz prawo do dysponowania swoim ciałem, czasem i własnością, jeśli to, co robisz jest dobre dla innych.
Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóki uznajesz, że oni mają prawo odmówić.
Są sytuacje, w których kwestia praw poszczególnych osób nie jest jasna. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sytuacji z drugą osobą.
Masz prawo do korzystania ze swoich praw.
Oczywiście można (a nawet przydałoby się) poszukać w necie tych praw w formie bardziej rozpisanej. Chodzi o to, żeby znać swoje prawa, wiedzieć co można, a co nie można i być mocno ŚWIADOMYM swoich praw w trakcie rozmowy. Ta wiedza przyda się w trakcie rozszyfrowywania ukrytych wiadomości w złośliwej wypowiedzi.
Następną rzeczą byłoby przypomnienie sobie dowolnego ataku werbalnego: jak to wyglądało, jaka to była sytuacja, o czym była rozmowa i przede wszystkim, tego w jaki sposób ktoś Cię zaatakował.
Następny etap byłby taki, że teraz trzeba spróbować przeprowadzić kilkukrotnie tą rozmowę w swojej świadomości, ale tym razem w formie „PRZESŁUCHANIA” – tak jak policja robi z podejrzanymi na filmach .
W przesłuchaniu Ty stawiasz się za każdym razem w roli twardego „policjanta-detektywa” i w celu dotarcia do prawdy przesłuchujesz „podejrzanego”.
Żeby się upewnić, że „podejrzany” mówi prawdę, musisz w świadomości przeprowadzić kilka przesłuchań „podejrzanego”. Jednak przy każdym przesłuchaniu zmieniasz za „podejrzanego” zeznania (nie licząc pierwszej wypowiedzi). Kilka przesluchań tego samego „podejrzanego” jest po to, żebyś przekonał się, że cokolwiek by „podejrzany” nieodpowiedział, to i tak, bez względu na to, jak będzie próbował zmieniać zeznania, to i tak za każdym razem uda Ci się go zapędzić w „kozi róg”. Bo tak już jest, że jeśli tylko wcześniej ktoś próbował „złamać” Twoje prawa, to ZAWSZE możesz zapędzić go w „kozi róg” – i jeśli tylko chcesz to zrobić, to możesz to zrobić – nie ma opcji, że się nie da. Trzeba tylko nad tym trochę poćwiczyć.
Żeby wydusić zeznania z podejrzanego używaj jedynie pytań „DLACZEGO” oraz „CZY”, takich jak:
Dlaczego powinienem… ?
Dlaczego według Ciebie miałbym….?
Dlaczego myślisz, że….
Dlaczego sądzisz, że…
Czy uważasz, że …?
Czy sądzisz, że…?
Czy myślisz, że….?
Może pokaże to na tym przykładzie, który opisała Monika Góralska.:
#podejrzany łamie prawo:
– Monika, jaki masz rozmiar stanika?
#w tym wypadku może zostać naruszone prawo do prywatności, więc detektyw(Monika) musi się dowiedzieć, dlaczego to prawo miałoby być naruszone, więc zadaje pytanie:
– dlaczego… miałabym Ci to powiedzieć?
#wymyślasz dalszą część zeznania, jakie mógłby powiedzieć podejrzany, np.
– „bo jestem ciekawy”
#detektyw zadaje pytanie:
– dlaczegooo… miałoby mnie to interesować? (przecież to co robi/mówi/myśli i co „chce” podejrzany nie musi nas interesować)
#teraz wymyślasz kolejną odpowiedz podejrzanego
– bo chciałbym Ci zrobić prezent i kupić seksowny biustonosz.
#detektyw zadaje pytanie:
– dlaczego… myślisz, że chciałabym przyjąć od Ciebie prezent?
#teraz wymyślasz kolejną odpowiedz podejrzanego
– bo jestem fajny i przystojny :-)
#detektyw zadaje pytanie:
– dlaczego twierdzisz, że .. jesteś fajny i przystojny…
albo jeśli właśnie dostrzegliśmy słabość „podejrzanego”, bo „podejrzany” już się wystarczająco odsłonił, to można to uciąć odpowiednim komentarzem i np. zamiast
„- dlaczego sądzisz, że .. jesteś fajny i przystojny… „
można powiedzieć:
„- kto Ci takich bajek naopowiadał…? „(mama?)
Chodzi o to, że przy zadawaniu pytań „podejrzanemu” w pewnym momencie nasz „podejrzany” odsłania się na tyle, że możemy z łatwością przejąć pałeczkę i jeśli chcemy, to teraz możemy przejść do działań „ofensywnych”, lub po prostu: współczuć mu…. (oczywiście komunikując mu to)
W tym kroku już podejrzany tak się odsłonił, że można go było łatwo dorwać.
Trzeba wiedzieć, że każda kolejna odpowiedz na pytanie odsłania podejrzanego coraz bardziej, a więc za każdą odpowiedzią staje się coraz bardziej podatny na nasze ataki… Można go tak przepytywać, aż zapędzi się w „kozi róg” oczywiście o ile wcześniej nie wymięknie, no bo jeśli wcześniej sam próbował nas atakować, to raczej nie będzie miał ochoty się przed nami odsłaniać, bo wie, co go czeka…
Tak więc dobrze jest powtórzyć to ćwiczenie około x5 dla jednej sytuacji, ale za każdym razem wymyślając nowe odpowiedzi podejrzanego(tylko pierwszego ataku nie zmieniamy), żeby przekonać się, że jeśli złamał nasze prawo, to nie ma opcji, żeby się wymigał. Oczywiście najlepiej przerobić to ze swoimi sytuacjami, kiedy samemu było się atakowanym. Pytania mogą być jak najbardziej te same za każdym razem, jednak chodzi o to, żeby dostosować je w miarę celnie do każdej odpowiedzi jakiej udzieli podejrzany. Ilość pytań nie jest ważna – liczy się celność zadawanych pytań! – to jest bardzo ważne. Jedno celne pytanie jest lepsze od dziesięciu słabych.
Żeby być dobrym – trzeba ćwiczyć.
Może zdarzyć się też tak, że przypadkiem nie będziemy mieli „weny”, żeby w jakimś miejscu zapędzić naszego złośliwego „podejrzanego” w „kozi róg”. Wtedy po prostu możemy wziąć go na przetrzymanie (w końcu policja też może zatrzymać podejrzanego na 24 godziny) np.:
.
– Monika, jaki masz rozmiar stanika?
– dlaczego miałabym CI to powiedzieć?
– A co – wstydzisz się?
– Dlaczego uważasz, że się wstydzę?
– Bo nie chcesz powiedzieć
– Czy według Ciebie to, że nie chcę Ci czegoś powiedzieć oznacza, że się wstydzę?
– Tak
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo każdy, kto się czegoś wstydzi, nie mówi o tym
– Dlaczego myślisz, że każdy, kto się czegoś wstydzi, nie mówi o tym?
– Bo tak jest
– Dlaczego uważasz, że tak jest?
– Reeeetyyy co zaaa kobita…
– :-)
Jeśli wykonasz to ćwiczenie rzetelnie, to zobaczysz, że takim system pytań stworzysz sobie naprawdę ciężki mór do przebicia… a jeśli ktoś będzie uparcie próbował się przebić, to niech wie, że TY czekasz na niego po drugiej stronie muru ze szpilą.
Jeśli już będziesz miał wyrobiony system, to spróbuj go przenieś do rzeczywistości – ralnego świata: jeśli wyczujesz, że ktokolwiek Cię atakuje, to po prostu zadaj pytanie: dlaczego…… – a reszta sama powinna polecieć (jeśli to dobrze przećwiczyłeś w zaciszu domowym).
Aha, jeszcze taka rzecz: podczas przesłuchań można trafić na taką odpowiedź od podejrzanego:
– żartowałem…
– ojjj tam, żartowałem tylko… wyluzuj…
– żartuje przecież..
Żartowanie ma to do siebie, że ma wywołać śmiech, a o śmiechu można powiedzieć, że oprócz swoich pozytywnych funkcji, jest również akceptowaną przez społeczeństwo formą kary: ma onieśmielać przez upokorzenie za np. nadmierną swobodę, której dopuściła się dana osoba wobec tegoż społeczeństwa. A więc jeśli ktoś powie „żartowałem” to teoretycznie jest to akceptowane, ale zawsze można mniej, lub bardziej improwizować „gre w żart”, np.
-żartowałem
-Nie wierzę :-) Kłamiesz :-)
-naprawdę..
-no co ty…
albo:
-Żartowałem…
-Po co?
– Żeby cię rozbawić
– Wystarczy, że Cię słucham, to już jestem wystarczająco rozbawiony :-)
albo krócej
– żartowałam
– Zapewniam, że wystarczy jak Panią słyszę, to już jestem wystarczająco rozbawiony :-)
albo
– Żartowałem
– A pozwoliłem Ci?? :P
– Ojjj przestań…
– Żartuje..
albo (dziewczyny do facetów)
żartowałem
Naprawdę chcesz mnie rozbawić?
Tak…
To zdejmij gacie :P
Oczywiście najlepiej sobie samemu wymyślać różne improwizacje..
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek,
Zaproponowana przez Ciebie rozmowa z zadawaniem pytań ( az do zmęczenia „materiału” ;-) ) jest mi bliska, jednak bardziej czasochłonna. Można zastosować obie Twoją i Alexa w zalezności od ilości czasu i osoby z która się rozmawia. Alexa metoda jest bardziej radykalna i daje „po łapach” na przyszłość, Twoja daje sygnał ” nie przegadasz mnie a i tak się nic nie dowiesz”. Gdyby takie pytanie zadał znajomy, przyjaciel, mąż a nie obcy facet sytuacja byłaby raczej pretekstem do żartów i zabaw słownych.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika Góralska
Piszesz: „Twoja daje sygnał ” nie przegadasz mnie a i tak się nic nie dowiesz”.
Przecież ten gagatek nie chciał z Tobą gadać, bo by odzywał się do Ciebie z szacunkiem, a chciał Cię jedynie zawstydzić („mała dziewczynko – wstydź się” a konkretnie: „wiedz o tym, że jestem silniejszy od Ciebie i mam nad Tobą kontrolę, bo mogę Cię zawstydzić, kiedy tylko chcę i nawet znajomi Ci nie pomogą”, a więc jednocześnie silny sygnał dla Twojej podświadomości „prowadzę Cię tam, gdzie będę chciał i będziemy robić to, co będę chciał”, i jeszcze parę innych komunikatów, które są po prostu współczesną formą „ogłuszania maczuga i ciągnięcia kobiety za włosy do swojej jaskini”) – więc w tym przypadku, to nie chodzi o to, żeby iść w kierunku „nie przegadasz mnie”, a raczej dążyć w kierunku:
„dlaczego miałabym się zawstydzić – przecież Ty za mały jesteś, żeby mnie zawstydzić”.
Przypadek „do zmęczenia materiału” pojawić się powinien tylko w sytuacjach, w których JESZCZE nie dobraliśmy się do gagatka, czyli kiedy jeszcze nie dotarliśmy do momentu „przecież Ty za mały jesteś (seksualnie, intelektualnie, społecznie, lub jakkolwiek inaczej), żeby mnie zawstydzić”.
A komunikat Alexa do takich gości według mnie jest jeszcze inny, a mianowicie:
„Taki z Ciebie wiracha? OK. – Przekonajmy się: Let’s Rock!”
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek:
Nie wiesz czy ten chłopak chciał z Moniką nawiązać rozmowę, zawstydzić czy poflirtować. Może on ma taki styl na błyskawiczne przełamanie lodów? ;)
A może postępuje prawie jak z krążącej anegdoty, w której pewien generał słynący ze zdobywania kobiet został zapytany jak mu się to udaje:
– Po prostu pytam, czy panienka da d***.
– I co?
– Albo dostanę po twarzy albo to co chciałem!
Możemy się tylko domyślać. Przekonany też jestem, że Monika lepiej odczytała intencje tego chłopaka, bo to ona miała z nim do czynienia.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest, Nie generał, a porucznik…Porucznik Rżewski. Jedyny w swoim rodzaju – nawet specjalnie wygrzebałem jakiś zbiór o nim ;) forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=384&w=33807756&v=2&s=0 (uwaga są różne, mniej lub bardziej wulgarne!).
Teraz stwierdzić mogę, iż Monika trafiła na kopię Rżewskiego, choć mniej udaną… :D
Poruczniku, czy w młodości miał pan jakieś hobby ?
– Nawet dwa. Polowanie i kobiety.
– O, to ciekawe. Na co pan polował ?
– Na kobiety…
pozdrawiam weekendowo
WW ;)
Czytałem sobie bardzo interesujący komentarz Jarka i przypomniała mi się książka, którą niedawno czytałem – „Jak pytać by uzyskać to, czego chcesz” Iana Coopera. Głównym motywem książki jest stwierdzenie „CO?… jest sensem życia!”. Zwykle pytamy tak: „Co jest sensem życia?”. Zmieniając troszkę to zdanie i wstawiając znak zapytania po 'co’ dostajemy odpowiedź :)
Kiedy przeczytałem sobie to zdanie zdałem sobie sprawę jak mocno działają na mnie i na świat wokół mnie moje pytania. Pytania i prośby mają ogromną siłę kontroli nad otoczeniem. Pytanie jest ciężko zignorować a odpowiednio prosząc pokazujesz rozmówcy jakie masz oczekiwania i co myślisz. Zadawanie trafionych pytań na przykład w czasie negocjacji może sprawić, że strona przeciwna „sama” dojdzie do oczekiwanego przez ciebie rozwiązania i wygrasz tym znacznie więcej okopując się na stanowisku i rzucając propozycje. Wracając do komentarza Jarka – pytając od razu stawiasz się w roli osoby kontrolującej przebieg rozmowy. Pytania zadawane jak w przykładzie jest bardzo trudno zignorować i rozmówca wpada w pułapkę, odsłania się itd.
Oczywiście większość rozmów nie jest tak brutalna i moim zdaniem odpowiednie pytania pozwalają nawiązać lepszy kontakt z rozmówcą. Czasem nawet nie musimy dużo „stwierdzać” i dawać informacji od siebie jak pisze Alex tylko wystarczą trafione pytania żeby pokazać rozmówcy, że jest zrozumiany, że został wysłuchany i jednocześnie sprowokowany do przemyślenia odpowiedzi.
Od czasu przeczytania tej książki staram się pracować nad jakością moich pytań i najfajniejsze jest to, że to naprawdę działa! Na przykład dzisiaj w ciągu 2min bardzo otwarcie porozmawiałem sobie z kurierem, który przywiózł dla mnie paczkę, za którą musiałem zapłacić. Nie miałem gotówki ale dzięki temu, że podszedłem do niego jak do człowieka, szybko nawiązałem jakąś tam nić porozumienia m.in. odpowiednio pytając po prostu podwiózł mnie do najbliższego bankomatu po drodze opowiadając o swojej pracy i planach jej zmiany. Może patrzę przez pryzmat lektury ale uważam umiejętność zadawania pytań za jeden z najważniejszych soft-skillsów.
Pozdrawiam!
Krzysiek
Witam. Im bardziej zaglebiam sie w temat rozwoju osobistego, a w szczegolosci komunikacji, im wiecej czytam, tym wieksze mam przesswiadczenie ze moje oczekiwania w stosunku do innych sa jakby wyjete z kosmosu, a ja sama czuje sie jakbym pochodzila z innej planety, niz ta na ktorej mieszkam ;-)
Z ogromna wiekszoscia ludzi nie utrzymuje naprawde bliskich i stabilnych kontaktow emocjonalnych, gdyz po pewnych czasie wychodza na wierzch ich mankementy w zwiazku z czym taki kontakt przestaje byc dla mnie wartosciowy i nie poglebiam go dalej. Czasem czuje sie, kiedy znow musze wybierac te najwlasciwsza jak na rozstaju drog, liczac ze wreszcie znajde te prowadzaca do celu (a to wymaga znacznego nakladu czasu i energii). Oczekuje bowiem od ludzi pewnego zestawu cech, ktore koniecznie musza posiadach (duzo z nich jest opisanych na blogu), a jesli ich nie posiadaja, to nie nawiazuje z takimi ludzmi glebszych kontaktow lub zrywam je.
Niedawno postanowilam zerwac z moim bardzo dobrym niegdys znajomym, z ktorym laczylo mnie kilka przejemnych rzeczy i generalnie bardzo dobrze nam sie rozmawialo (nadawanie na tych samych falach?). Laczyla nas pewna szczegolna wiez. Rzadko moge spotkac kogos takiego. Jednak jeden jego „blad” zadecydowal o naszym rozstaniu.
Jednak to nie pierwszy raz, kiedy zrywam z kims kontakt. Kurczy mi sie towarzystwo osob, z ktorymi kiedys laczylo mnie ciekawych rzeczy, a dzisiaj wiekszosc rzeczy zaczyna mi przeszkadzac. Bardzo mnie to martwi, ze u wiekszosci osob plusy zaczynaja mi przeslaniac minusy, czasem nie pozwalajac dalej rozwijac tych dobrych rzeczy, ktore mnie kiedys z dana osoba laczyly…
Jak Wy to widzicie?
Marti_28.
W ostatnich dniach spotkałem się z „burst mode”. Pierwszy telefon ku mojemu zdziwieniu trwał aż 10 minut pomimo, że sprawa, którą chciałem omówić była stosunkowo krótka.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem drugi raz z dosłownie jednym pytaniem (!) i sytuacja powtórzyła się. :-) Oczywiście w porównaniu do innych wad komunikacyjnych u ludzi nie jest to aż tak przeszkadzające, przynajmniej w moim odczuciu. Najgorsze jest jednak to, że rozmawiając z taką wygadaną osobą (podobnie jak Alex osoba o której pisze jest przesympatyczna i inteligentna :-) ) trudno (czasami nawet bardzo) powstrzymać się od przerywania. :)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Alex ciekawe jest to co piszesz. Widać, że jesteś bardzo aktywnym obserwatorem. W związku z tym postem przychodzą mi na myśl dwie sytuacje. Pierwsza to egzamin na certyfikowanego sprzedawcę, odbywająca się w siedzibie importera dużego producenta samochodów. Jedną część egzaminu stanowiła „dyskusja” na temat zagadnienia rzuconego przez egzaminatora. Najlepiej zostały ocenione te osoby, które odezwały się jako pierwsze i jak najwięcej mówiły, nieważne czy na temat czy nie :) To apropos polskich warunków:)Druga sytuacja to historia z książki Dalea Carnegie „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi” Mały Dale przebywał u ciotki, która zaprosiła swojego znajomego prawnika. Dale rozmawiał z nim cały wieczór na temat żeglarstwa, co było pasją nastolatka. Po wyjściu prawnika Dale pełen entuzjazmu wypowiadał się na jego temat: Co za człowiek co za rozmówca. Ciotka powiedziała mu, że prawnik nie zna się na żeglarstwie, wogóle się na tym nie zna, a był dla Dalea dobrym rozmówcą, bo jest gentelmenem. Ta historia jest dla mnie silną inspiracją :)
Kamil Szympruch
Nie do końca jest dla mnie jasne, co pojedyncza akcja rekrutacyjna ma wspólnego z nasza dyskusją.
Pozdrawiam
Alex
Walczyłem z „burst mode” prawie rok. Mój przypadek był kliniczny, ale wszystko da się osiągnąć przy odpowiedniej motywacji jasno określonym celu – nie walczyłem ze swoim „Ja”, tylko co dzięki temu osiągnę(lepsze relacje, wartościowe kontakty, szacunek, budowanie własnej marki).
Na szczęście mam wspaniałą żonę, która mi zawsze zwraca uwagę.