W ostatnich miesiącach miałem wiele okazji zarówno do bezpośredniego porozmawiania z Czytelnikami wiekowo mogącymi być moimi dziećmi, jak też z wieloma z nich prowadziłem korespondencję.
W tych rozmowach bardzo często pojawiał się temat silnej presji, jaką różni ludzie z bezpośredniego otoczenia starają się (często niestety z powodzeniem) wywierać na nas, szczególnie w kierunku „wepchnięcia” nas w taki styl życia, który oni uważają za odpowiedni.
Takie działania często podyktowane są następującymi intencjami:
- Autentyczną troską (np. rodziców), aby powodziło nam się dobrze, a przynajmniej aby uchronić nas od poważniejszych zagrożeń
- Próbą dowartościowania się osoby „radzącej” nam. To jest bardzo częsty, nieuświadomiony motyw, bo z poczuciem własnej wartości u nas w narodzie jest kiepsko
- W wypadku rodziny może to być próba realizowania poprzez dzieci własnych niespełnionych ambicji
- Stosunkowo rzadko, przynajmniej w sposób świadomy, chodzi o to, abyśmy za bardzo nie poszli do przodu, bo wtedy stalibyśmy się wyrzutem sumienia dla tych, którzy od lat tkwią w miejscu
Teraz, niezależnie od tego, z którym z powyższych motywów mamy do czynienia podstawowym problemem jest daleko idąca niekompetencja „doradców”, jeśli chodzi o realia, a przede wszystkim możliwości dzisiejszego świata. Większość tych ludzi ma bardzo przestarzałą „mapę” rzeczywistości i w oparciu o tę mapę próbują dawać nam wskazówki co i jak robić. I to w sytuacji, kiedy tenże świat zmienia się tak szybko, że nawet zajmując się tym tak intensywnie jak ja trudno za wszystkimi tymi zmianami nadążyć.
Dość oczywistym wynikającym z tego wnioskiem jest bardzo sceptyczne podejście do jakichkolwiek rad przekazywanych Wam przez inne osoby. Dotyczy to naturalnie i rad przekazywanych Wam na tym blogu :-) Na ten temat napisałem już post, którego lekturę polecam .
Drugą istotną sprawą jest nasza reakcja w sytuacjach, kiedy inni poprzez uwagi, pytania lub niezamówione rady starają się wywrzeć wpływ na nasze życie.
Zanim przystąpię do omawiania metod praktycznego radzenia sobie z tym sparafrazuję mojego ulubionego naukowca, wybitnego fizyka, laureata nagrody Nobla a jednocześnie wielkiego luzaka i człowieka, który delektował się życiem Richarda Feynman’a:
„Nie jest twoją powinnością, aby osiągnąć w życiu to, co inni ludzie uważają że powinieneś osiągnąć. Nie jest moją powinnością aby stać się takim człowiekiem jakim inni oczekują że będę, jeśli stanie się inaczej, to jest to ich pomyłka, a nie moje niepowodzenie”
Te dwa zdania warto powiesić sobie nad łóżkiem!!
A teraz wróćmy do wspomnianych sytuacji. Najpierw podzielimy „doradców” na dwie oddzielne grupy:
- Rodziców lub ewentualnie osoby, które nam tych rodziców zastąpiły
- Resztę świata
Ta pierwsza grupa jest bardzo szczególna i wymagająca specjalnego podejścia, więc pozwólcie, że zacznę od tej drugiej.
W tym prostszym przypadku reszty świata powinniśmy sobie na początku uświadomić, że o ile nie jesteśmy jakimś naprawdę patologicznym przypadkiem, to niewielki jest sens długoterminowego zadawania się z ludźmi, którzy nie akceptują nas i naszych wyborów życiowych. Na tym świecie żyje grubo ponad 6 miliardów ludzi i jak dobrze poszukamy, to znajdziemy dość takich, którym będzie z nami dobrze bez konieczności poważniejszej „przebudowy” naszej osoby. Ja tak postępuję od wielu lat i dzięki temu mam wokół siebie ludzi, którzy generalnie są dla mnie wsparciem a nie hamulcem lub źródłem „złych wibracji”. To piszę, bo zastosowanie poniższych metod może nam dość skutecznie przerzedzić szeregi dotychczasowych znajomych i nie należy tego się bać, to jest zdrowa selekcja.
Bardzo często wtrącanie się do naszego życia zaczyna się od pytań typu:
„Kiedy skończysz studia?”
„Kiedy się ustatkujesz?”
„Kiedy ślub?”
„Kiedy dacie nam wnuka?”
„Kiedy założysz rodzinę?”
„Kiedy zalegalizujecie was związek?” (jakby było coś nielegalnego we wspólnym życiu we dwoje :-)
„Kiedy wreszcie dojrzejesz/wydoroślejesz?”
„Kiedy wreszcie będziemy mogli przestać się o ciebie martwić?”
„Dlaczego nie masz męża/żony?”
„Dlaczego nie masz dzieci?”
„I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?”
i tym podobne po czym często następuje jeszcze podanie nam przykładu kogoś, kto robi to „lepiej”.
Takie, pozornie niewinne pytania psychologicznie stawiają Cię drogi Czytelniku w pozycji kogoś, kto musi tłumaczyć się ze swoich wyborów życiowych (czyli strony podporządkowanej), a potem ewentualnie pokornie wysłuchać rad tej strony nadrzędnej. Poważnym błędem w takiej sytuacji jest granie tej niezdrowej gry i odpowiadanie rozmówcy.
Zamiast tego przejmij przywództwo i zadaj otwarte pytanie z Twojej strony.
Spróbuj takimi:
„Do czego potrzebujesz takiej informacji?” – zaskoczenie drugiej strony gwarantowane i w wielu wypadkach to ona zacznie się tłumaczyć, punkt dla Ciebie :-)
inne to:
„Dlaczego o to pytasz?”
„Do czego zmierzasz?”
„Jakie ma to znaczenie dla ciebie?”
Teraz jest kilka możliwych reakcji rozmówcy
- Wspomniane wyżej tłumaczenie się rozmówcy – wiercisz go dalszymi pytaniami aż na przyszłość przejdzie mu ochota wtrącania się w Twoje osobiste sprawy :-)
- Bezpośrednia krytyka np. ” jesteś nieuprzejmy/źle wychowany/ niekulturalny/” – odpowiadasz ” nieuprzejmym byłbym gdyby moje pytanie brzmiało „co cię to obchodzi”, a jak oceniasz twoje wychowanie, jeśli wypytujesz się o moje bardzo osobiste sprawy?” :-) Zwróćcie uwagę, znowu kończymy pytaniem :-)
- Pośrednia krytyka pytaniem np. „dlaczego jesteś taki nieuprzejmy/sztywny/wyniosły itp.?” – odpowiadasz….. pytaniem ” co nazywasz nieuprzejmością/sztywnością/wyniosłością itp?”. Przeważnie trafiony zatopiony :-)
- Naburmuszenie się typu „nie chcesz rozmawiać to nie”, lub „z tobą nie warto rozmawiać” – masz sprawę z głowy :-)
Tyle prostych, choć skutecznych reakcji na tego rodzaju pytania.
Ze względu na to, że jestem zaraz umówiony z Czytelnikami na plaży na Power Walk ciąg dalszy nastąpi, a na razie zapraszam do dyskusji.
Na szczęście nie mam problemu z takimi pytaniami, bo nie boję się odpowiedzieć „Wydaje mi się, że nie powinno Cię to interesować”. I temat jest zakończony :) Wyznaję zasadę, że nikt z tych ludzi nie przeżyje życia za mnie, więc niech się skupią na decydowaniu o własnych, kolejnych życiowych krokach, a moje zostawią mi. A ja chętnie podejmę decyzje dobre, tak jak i te złe. Bo dzięki różnym wyborom – niekoniecznie trafnym, uważam, że całkiem dobrze wyrobiłam sobie światopogląd oraz cele, do których dążę. We wszystkim widzę sens, i nigdy niczego nie żałuję :)
Witam serdecznie,
Genialny timing dla tego postu, w odniesieniu do moich aktualnych osobistych perypetii :)
Szczegolnie podoba mi sie punkt:
//Naburmuszenie się typu “nie chcesz rozmawiać to nie”, lub “z tobą nie warto rozmawiać” – masz sprawę z głowy//, a szczegolnie wniosek, ze „mam sprawe z glowy” :) Tak wlasnie robie, choc wywoluje to pewien dyskomfort u wtracajacego sie rozmowcy. No coz…
Kiedys na lamach tego Bloga udalo mi sie „popelnic” calkiem udana fraze, ktora ilustruje moje osobiste podejscie do niezamowionych konsultacji wszelkiego rodzaju doradcow:
“Wysluchaj, zrozum, przetlumacz na swoj jezyk i… zrob po swojemu – to Ty bedziesz potem ponosic konsekwencje, a nie Twoi Doradcy.”
Latwo pisac, trudniej zrobic, ale na koniec dnia warto jednak isc ta wlasnie droga, ktora opisuje Alex.
Z niecierpliwoscia czekam na druga czesc posta, jak radzic sobie z tymi przypadkami, gdy do radzenia zabieraja sie sami Rodzice :) Okazuje sie, ze nawet po 30-tce mozna w kazdej sytuacji „liczyc” na cenne wskazowki z tego kierunku…:)
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Szkoda, że ten wpis pojawia się dopiero teraz ponieważ ostatnio pojawiło się sporo takich „porad” w związku z rozwojem własnej działalności oraz mojej przeprowadzki.
Na szczęście mam dość mocne filtry na tego typu informacje i dalej robię swoje.
Tu nie chodzi o upartość, ale jak mogę słuchać o niebezpieczeństwach wynikających z prowadzenia własnej firmy od kogoś, kto całe życie przepracował na etacie? Gdyby moje pomysły skrytykowała osoba posiadająca prężnie działające firmy i dobrze to uargumentowała to mocno bym sprawę przemyślał :)
Pozdrawiam,
Bartek
Witam,
To mój pierwszy komentarz tutaj.
Kiedyś zastanawiając się nad wyżej poruszonym problemem doszłam do takiego wniosku:
Jeśli wbrew sobie zastosuję się do czyjejś narzuconej rady, a potem będę nieszczęśliwa, to „doradca” raczej mnie nie przeprosi i nie zadośćuczyni. Odpowiedzialność za decyzje i tak będzie moja.
Zaprezentowane metody przydadzą się – mnie ostatnio bliscy ciągle pytają kiedy w końcu pójdę na kurs prawa jazdy i kupię samochód;)
Pozdrawiam:)
Świetny post. Pytanie “I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?” jakby wprost wyjęte z ust mojej mamy podczas naszych rozmów o mojej przyszłości. Zwykle przed tym się nie bronię, a temat powraca bo nie daję się jej przekonać ;). Trzeba będzie coś z tym zrobić, czekam na kolejną część :)
Pozdrawiam,
Konrad
Witajcie!
Moja pierwsza reakcja na ten post to: „Ha! To o mnie!” :D
Nie jestem z tego faktu dumna, bo zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie do końca jestem kapitanem swojego statku. Ale warto sobie coś takiego uświadomić i podjąć działania zmierzające do zmiany takiej sytuacji.
Ja od niedawna u moich Doradców stosuję metodę „Sprawdzam!”, którą Alex opisywał w poście o Autorytetach. W efekcie – tak jak wspomina Alex – grono znajomych (i tym samym doradców) nieznacznie się skurczyło, ale w ostatecznym podsumowaniu wychodzi mi to na dobre. :D
—
To mój pierwszy post na tym blogu. :D
Pozdrawiam,
Zosia
Moja odpowiedź: „Tak mi dobrze. Czemu miałoby mi to przeszkadzać?”.
Nie jest to chyba niemiłe/nieuprzejme/chamskie, nie zraża ludzi do Ciebie a czasami pozwoli na fajną dyskusję.
Bardzo fajne rady. Gdy mam w sobie cierpliwość to pytam „po co ci to?”, a gdy ktoś radzi mi wbrew mojej woli, to „jak możesz mi pomóc oprócz mówienia mi co mam robić”. Jednak czasami to nie działa, a zwykły prosty czasownik mówiący danej osobie, aby sobie poszła jest rewelacyjny-jednak w ten sposób czynię z niej swojego wroga…
Przykre jest to, że to co mówią „doradcy” nr 1, najbardziej boli… resztę można jeszcze znieść.
Od siebie dodam jeszcze jedną, „przeuroczą” radę mojej mamy, a mianowicie powtarzane niczym mantra: „znajdź sobie taką porządną pracę na etacie”.
Moje: „a chcesz bym była nieszczęśliwa?” po kilku razach poskutkowało :)
Niestety moja mama należy do tych osób, która potrzebuje kilkukrotnego wzmocnienia, więc po naszej rozłące jest potrzeba naprowadzania ją na właściwe tory.
Mam jeszcze refleksję, że owe rady mogą przybierać inne formy nacisku, bardziej łagodne, z perspektywy naszego rozmówcy np. „chciałabym mieć już wnuka”.
Pozdrawiam ciepło :)
Aleksandra Mroczkowska
Witam wszystkich,
No tak bardzo ciekawy i życiowy temat, którego cały czas się uczę i powoli powoli nabieram coraz większej wprawy. Bardzo ciekawa i skuteczna jest metoda zadawania pytań, o których pisze Alex. Czasami działa to jak czarodziejska różdżka, jedno pytanie i po dyskusji :).
Cytat Feynman’a jest bardzo dobry !. Chyba go sobie naprawdę wydrukuję :)
Również znam te „dobre rady”. W przypadku rodziców, których poglądy nieco różnią się od moich podobnie jak Aleksandra próbuję mówić, że to chodzi o moje szczęście. Rodzice cierpliwie słuchają moich argumentacji i wyciągają wnioski. Gorzej bywa ze znajomymi (nie wszystkimi, zwykle tymi rzadziej spotykanymi, z którymi rozmawia się o pogodzie i przy okazji o planach na przyszłość…), ci to dopiero potrafią przyszpilić. Ludzie uwielbiają wszystko wkładać w małe szufladki i podpisywać je skrzętnie, w ten sposób porządkują sobie świat. Wszystko to w odwołaniu do swoich życiowych wyborów. Na szczęście, jak radził już kiedyś Alex i na co zaczęłam zwracać coraz większą uwagę, staram się selekcjonować ludzi którymi się otaczam lub przynajmniej z wybranymi dzielić się moimi planami.
Widzę (zgodnie z przewidywaniami), że ten temat naszej dyskusji jest istotny.
Aleksandra L.
Używasz określenia “Wydaje mi się, że nie powinno Cię to interesować”
Stosowanie słowa „wydaje mi się” jest niebezpieczne, bo naraża Cię na atak „nie jest to jedyna rzecz, która ci się wydaje”.
Lepiej użyć pytania np. „na podstawie czego uważasz, że powinno cię to interesować?”
Kuba
„Tak wlasnie robie, choc wywoluje to pewien dyskomfort u wtracajacego sie rozmowcy. ”
No cóż, w managemencie jak i w życiu ważne jest rozpoznanie, która strona ma naprawdę problem :-)
Radzenie sobie z rodzicami będzie chyba w trzeciej części, bo nie zdążyłem dziś napisać nic o wtrącaniu się „reszty świata” stwierdzeniami i ocenami wszelkiego rodzaju.
Bartek Popiel
Bardzo słusznie stwierdzasz: „jak mogę słuchać o niebezpieczeństwach wynikających z prowadzenia własnej firmy od kogoś, kto całe życie przepracował na etacie? ”
To pokrywa się z moim postem o ekspertach. Jest co prawda wyjątek od takiej zasady, jeden ze znanych mi niemieckich grafików reklamowych stosował czasem tzw. test sprzątaczki, ale to jest zupełnie inna historia
Nahoff
Witaj na naszym blogu :-)
Jeśli bliscy pytają Cię tylko o prawo jazdy i samochód, to masz i tak szczęście :-)
Konrad
Wszystkie przytoczone przeze mnie pytania to są cytaty oryginalnych dyskusji o których mi opowiedziano :-)
W Twoim przypadku sprawa jest prosta:
Mama: “I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?”
Ty (z uśmiechem) : „Pożyjemy, zobaczymy” :-)
Zofia Pawlak
Witaj na naszym blogu :-)
Cieszę się, że metoda „sprawdzam” skutkuje też i u Ciebie. Zapraszam do dalszej wymiany poglądów
Michał Fikus
Twoja odpowiedź jest OK, choć oznacza chwilowe przekazanie przywództwa stronie pytającej. Ja tu działam bardziej zdecydowanie, co doprowadza do szybszej selekcji ludzi :-)
Moiz
Podoba mi się Twoje „gdy ktoś radzi mi wbrew mojej woli, to “jak możesz mi pomóc oprócz mówienia mi co mam robić”. ”
AmbasadorkaInternetu
Ten ból generujemy sobie sami we własnej głowie. Pokazywałem to na ostatnim spotkaniu Czytelników, można to zmienić
Aleksandra Mroczkowska
O podejściu do takich prób nacisku napisze w następnych odcinkach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, dlaczego pytanie „Dlaczego nie masz dzieci?” albo „Dlaczego nie masz męża/żony?” uznajesz za atak?? Większość przykładów na liście jest mi dobrze znanych z praktyki i wyrobiłem już sobie na nie wrażliwość, ale nie rozumiem, gdzie odbierasz problem w tym, gdy ktoś pyta Cię o to, dlaczego nie masz potomstwa. Gdzie tutaj próba wywierania jakiegokolwiek nacisku?
Próbę taką widzę rzecz jasna w stwierdzeniach-pytaniach typu „Kiedy dasz nam wnuki?”.
Ja sam zacząłem stosować ostre zwalczanie tego typu pytań i sugestii kilka lat temu. Przetestowałem samodzielnie skuteczność tej i podobnych technik.. przy czym u mnie promptem do ich zastosowania było przede wszystkim wielkie wkurzenie się na pewne osoby we własnej rodzinie. Efektem ubocznym takiej ściany jest zubożenie relacji — dlatego, jak już wiem teraz po rozmowach z różnymi osobami na temat stawiania takiej ściany obronnej wokół nas, niektórzy nawet mając do dyspozycji takie narzędzie mogą nie zdecydować się na jego wykorzystanie w relacji np. z rodzicami.
Dlatego z zainteresowaniem przeczytam co masz do powiedzenia, Alex, na temat takich zachowań ze strony rodziców.
Inny komentarz znajomego… zdarza się, że ludzie którzy dobrze nas jeszcze nie znają, a są nami zainteresowani, zaczną zadawać pytania, na które nie chcemy odpowiedzieć. Czasami mogą wymsknąć im się te pytania w formie sugestii, jak powinniśmy postępować, co łatwo odebrać jako atak i wypalić środkiem obronnym wg Twoich sugestii, Alex. Problem w tym, że osoba po drugiej stronie może mieć inne intencje, chce nawiązać relację, rozmowę, ale nie umie tego dobrze wyrazić. Nasza silna odpowiedź może całkowicie uciąć jej dalszą chęć do jakiekolwiek prawdziwej rozmowy… nie pytam o to, jak wyczuć intencje drugiej osoby, a raczej, jeśli wyczuwam pozytywne intencje, jak łagodnie postawić granicę, tak aby dana osoba chcąc poruszyć jakiś inny temat wiedziała, że jestem generalnie otwarty do rozmowy, tylko niektóre tematy rezerwuję dla siebie, a już zwłaszcza nie akceptuję 'dyktowania mi’ zachowań przez drugą stronę?
Chodzi o to, że *bardzo* łatwo zrazić do siebie skądinąc fajnych ludzi, którzy zbyt uogólnią nasz przekaz. Ja już się z tym spotkałem. Znam osoby, z którymi mógłbym wprost powiedzieć „nie podoba mi się to, jak sformułowałeś pytanie, bo to sugeruje, że dyktujesz mi jak mam żyć”, ale wiele osób nie jest gotowych na taki poziom bezpośredniości… nie chcę ich wyłączać ze swojego życia tylko z tego powodu! :)
Witam wszystkich!
Jakub, pozwól że wyrażę swoje zdanie na temat pytania zadanego Aleksowi.
Piszesz: „Problem w tym, że osoba po drugiej stronie może mieć inne intencje, chce nawiązać relację, rozmowę, ale nie umie tego dobrze wyrazić. Nasza silna odpowiedź może całkowicie uciąć jej dalszą chęć do jakiekolwiek prawdziwej rozmowy…”
Co rozumiesz przez określenie „silna odpowiedź”? Zdarzyło Ci się, że ktoś w sposób podany przez Aleksa „uciął” temat rozmowy?
Jestem zdania, że wystarczy spokojny ton głosu, a normalna, zrównoważona osoba nie ma prawa poczuć się urażoną. Co najwyżej poczuje się głupio i przyzna Ci rację. A jeżeli ktoś zareaguje nerwowo na Twoją reakcję to masz problem z głowy – ten człowiek sam się skreśli i pokaże kim jest faktycznie. W obu przypadkach wygrywasz :)
Pozdrawiam,
Maks
Bartek Popiel
Napisałeś:
„Tu nie chodzi o upartość, ale jak mogę słuchać o niebezpieczeństwach wynikających z prowadzenia własnej firmy od kogoś, kto całe życie przepracował na etacie?”
Dokładnie tak uważam, szczególnie po lekturze pierwszej książki R. Kiyosakiego (polecam, jest w biblioteczce Alexa jak inne tego autora). Tutaj mają zastosowanie posty Alexa o autorytetach:
nie linkuję do nich bo są znane.
Ostatnio, miałem nieciekawą rozmowę właśnie z rodzicami, nie zgadzaliśmy się w 1 kwestii, po zastosowaniu filtru i utrwaleniu się w przekonaniu, że mam rację po prostu zapomniałem o radach, bo nie pasowały do mojej postawy. Z góry po przebiegu dyskusji i bezskutecznych próbach przedstawienia mojego punktu widzenia wiedziałem, że wciąganie w dyskusję spowoduję u mnie wywołanie poczucia winy. A do tego nie mogłem już doprowadzić, bo winić nie miałem się za co.
Alex,
napisałeś:
„Pożyjemy, zobaczymy”
i ja często tego używam :)
Co do cytatu R. Feynmana to ja lubię ten Eleonory Roosevelt:
„Rób to, co czujesz w sercu, że jest w porządku- i tak będziesz krytykowany. Jeżeli to zrobisz, potępią Cię, jeżeli tego nie zrobisz też Cię potępia”
A cóż to za metoda, aby pokonać ten wewnętrzny ból, jeżeli można wiedzieć ?
Odnośnie tego cytatu:
„Ten ból generujemy sobie sami we własnej głowie. Pokazywałem to na ostatnim spotkaniu Czytelników, można to zmienić”
serdecznie pozdrawiam i dziękuję za ciekawy post
Mysle, ze trzeba byc nieco przewrazliwionym, zeby ktorekolwiek z tych pytan uznac za „wtracanie” lub atak. Wiekszosc to po prostu pytanie, na ktore mozna udzielic mniej lub bardziej konkretnej odpowiedzi.
Alex,
Ponieważ od dłuższego czasu jestem na blogu, byłam na spotkaniu, gdzie również mówiłeś na ten temat, to stosunek do tych pytań mam juz bardzo zbliżony do tego, co opisujesz (przynajmniej chciała bym aby to faktycznie tak było:).
Ale najbardziej dziękuję Ci za napisanie łopatologicznie wprost, w jaki sposób można na to odpowiedzieć – konkretne pytania, które pozwalają mi przejąć przywództwo.
Na spotkaniu Czytelników pokazałeś, jak kluczowe jest praktycznie każde słowo w takich sytuacjach i pozornie słowa o tym samym znaczeniu- wcale takimi nie są.
Olga
Alex,
mój komentarz będzie nieco odbiegał od tematu, jednak czuję się w potrzebie wyrażenia swojego podziwu nad Twoją sprawnością językową. Po prześledzeniu całego bloga i zapoznaniu się ze skróconym opisem Twojej drogi życiowej, aż nie chce się wierzyć, że mogłeś być kiedyś introwertykiem. W którymś miejscu piszesz że dopiero w wieku 28 lat podjąłeś 'stosowne’ działania aby tę sytuację zmienić i zacząłeś intensywnie trenować. Czy możesz sprecyzować o jakie działania mające na celu samorozwój chodziło? Będę niesamowicie wdzięczna, gdyż przyznam szczerze i za razem z ubolewaniem, że jestem jedną z tych nieszczęsnych ofiar naszego systemu edukacji i szkolnictwa wyższego, która przez bardzo długi czas żyła w przeświadczeniu, że idąc utartą przez wszystkich ścieżką coś większego uda mi się w życiu osiągnąć. Nie ukrywam że przy moich osobistych aspiracjach czuję się niesamowicie oszukana i nieco rozgoryczona. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze skutecznie ten stan rzeczy zmienić.
Pozdrawiam serdecznie
Aleksie, bardzo trafiony temat!
Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że miałem mnóstwo wolności w domu, a i nie wyobrażam sobie, żeby moi przyjaciele wyrażali jakiekolwiek oczekiwania w stosunku do mojego sposobu życia. Co najwyżej wsparcie :)
Ale widzę ostatnio w swoim otoczeniu coraz więcej smutnych sytuacji kiedy ludzie miotają się między tym co chcieliby robić i do czego się nadają, a tym czego oczekuje od nich rodzina.
Co do Feynmana, to bardzo polecam „Pan raczy żartować Panie Feynman” – ciekawy i miejscami przezabawny zapis życia indywidualisty i człowieka, który nie mieścił się w ramach :)
Pozdrawiam!
@ ms
W odpowiedzi na Twój komentarz:
To już zależy, można takie jednorazowe wtrącenie potraktować jako pytanie, na które udzieli się odpowiedzi. Problem jednak w tym, że bardzo często interlokutor przechodzi do udzielania porad (a upraszczając to często rady to najtańszy towar na tej planecie:), drążenia tematu (a więc wtrąca się w Twoje życie) lub po prostu neguje Twoją odp. Ja uważam, że wtedy trzeba obronić się i zastosować w tym celu otwarte pytania Alexa.
A zależy od takich czynników jak m.in: intonacja, sposób zapytania się, częstotliwość wtrącania się, stosunek w jakim pozostaje się z taką osobą.
pozdrawiam
Piotr
@Piotr Stanek: „wtedy” byc moze tak. Ale to jest juz gdybanie. Jezeli ktos pytanie 'kiedy skonczysz studia’ traktuje jako atak i odpowiada 'po co Ci ta informacja’ zamiast 'planuje za 2, 3, 4, x lat’ (no bo jakies plany chyba mamy?) to jest jednak nieco przewrazliwiony.
Marcin Grąbkowski
Cytat pochodzi z książki „Surely you are joking Mr. Feynman”, która po moim powrocie z Kanarów powinna wylądować w Biblioteczce i jest zdecydowanie godna polecenia.
KasiaP
Piszesz: „Ludzie uwielbiają wszystko wkładać w małe szufladki i podpisywać je skrzętnie, w ten sposób porządkują sobie świat. ”
W Polsce zdaje się to być sportem narodowym :-) Rezultaty są dość kiepskie w świecie pełnym zmian i wieloznaczności, takim jak obecnie mamy.
Jakub
Pytasz: „dlaczego pytanie “Dlaczego nie masz dzieci?” albo “Dlaczego nie masz męża/żony?” uznajesz za atak?? „”
Uppps, znowu mamy nadinterpretację! Gdzie ja użyłem określenia „atak” w odniesieniu do tych pytań??? Proszę Cię bardzo czytaj uważnie co napisałem!
Twoje następne pytanie „Gdzie tutaj próba wywierania jakiegokolwiek nacisku? ” jest bardziej uzasadnione i juz na nie odpowiadam, przy czym ze względu na objętość tego komentarza zrobię to skrótami.
Kwestia nacisku wspomnianymi wyżej pytaniami zależy oczywiście od konteksty i sposobu ich zadania. Wielu młodych ludzi (za moich czasów i teraz) jest skonfrontowanym z takim pytaniem np. „Kiedy wreszcie założysz rodzinę?” , lub „Dlaczego nie masz żony?” ze strony tzw. rodziny lub innych znajomych z takim specyficznym tonem, który bardzo trudno jest oddać w tekście pisanym, a jednocześnie każdy, kto tego doświadczył doskonale wie o co chodzi. To jest taka próba „zawstydzenia” lub wzbudzenia poczucia „gorszości”, czyli manipulacja w czystej formie.
Jeśli chodzi o szczególny przypadek rodziców, to jak obiecałem zajme się tym w którymś z kolejnych odcinków.
Dalej piszesz: „darza się, że ludzie którzy dobrze nas jeszcze nie znają, a są nami zainteresowani, zaczną zadawać pytania, na które nie chcemy odpowiedzieć. ”
Wtedy postępujemy dokładnie tak, jak napisałem w poście, zadajemy odpowiednie pytania. Nie jest to ani nieuprzejme, ani agresywne, po prostu jeżeli ktoś uważa się za uprawnionego, aby zapytać mnie o dość osobiste sprawy takie jak np. powód dla którego nie mam żony, to musi zaakceptować moje prawo do zadanie mu niewinnego pytania „do czego Ci ta informacja jest potrzebna?” Z tym się chyba zgodzisz, to dość logiczne. Jeśli tego nie potrafi zaakceptować, to mamy na dzień dobry nierówność praw, która dyskwalifikuje dana osobę.
Piszesz: „Chodzi o to, że *bardzo* łatwo zrazić do siebie skądinąc fajnych ludzi, którzy zbyt uogólnią nasz przekaz. ”
Zgadza się!! Ja to akceptuję, bo jeśli chodzi o krąg znajomych to zależy mi mniej na posiadaniu tam „skądinąd fajnych ludzi” niż na rzeczywiście fajnych ludziach z którymi można normalnie komunikować. Operując dość płynnie polskim, niemieckim i angielskim mam na świecie około 1,6 miliarda ludzi, z którymi mogę bezpośrednio się porozumieć. jest więc z czego wybierać, nieprawdaż? :-) Po co miałbym się męczyć z tymi „skądinąd fajnymi”. Tutaj mamy najwyraźniej różne podejścia, przy czym nie chcę wartościować czyje jest lepsze. Stosuję moje, bo bardzo podobają mi się jego długoterminowe rezultaty.
Kontynuacja za chwilę….
Znam taki przypadek, że ciągłe pytanie rodziców o dziewczynę i oznajmianie, że się martwią, że syn nie ma i nie miał jeszcze nikogo w wieku około 28 lat, doprowadziło do sytuacji, w której syn znalazł sobie w końcu dziewczynę. Taką, która go wykorzystuje do granic. Teraz rodzice się martwią, co będzie z synem, że nie będzie miał dobrego życia z taką osobą. Ciekawe, czy sobie zdają sprawę, że bez ich nacisków (zakamuflowanych, ale wg mnie to jednak naciski), syn nie był by z tą osobą i być może byłby szczęśliwszy żyjąc w pojedynkę.
Maksymilian:
Pytasz: „Co rozumiesz przez określenie “silna odpowiedź”?”
Silna, czyli pokazująca drugiej stronie, że nie odpowiada mi takie jak opisane przez Aleksa wtrącanie się w moje sprawy. Czytelne stanowisko „nie dam sobie w kaszę dmuchać”.
Dalej: „Zdarzyło Ci się, że ktoś w sposób podany przez Aleksa “uciął” temat rozmowy?”
Nie chodzi o to, jak potoczy się rozmowa, o której pisze Alex, a raczej o to, jak potoczą się dalsze interakcje z daną osobą. Obawiam się, że ludzie będą powstrzymywać się od rozmowy na rożne tematy w obawie przed taką 'silną’ odpowiedzią.
Alex:
Piszesz: „Uppps, znowu mamy nadinterpretację! Gdzie ja użyłem określenia “atak” w odniesieniu do tych pytań??? Proszę Cię bardzo czytaj uważnie co napisałem!”
Racja, nie użyłeś słowa „atak” w powyższym wpisie. Ja używając tego słowa miałem na myśli „atak na moje terytorium”, czyli np. atak dokonywany poprzez wtrącanie się w moje sprawy — w takim kontekście, jakiego użyłeś na spotkaniu czytelników w grudniu. W artykule powyżej używasz sformułowań takich, jak „W tych rozmowach bardzo często pojawiał się temat silnej presji (…) w kierunku “wepchnięcia” nas w taki styl życia, który oni uważają za odpowiedni.” oraz „Bardzo często wtrącanie się do naszego życia zaczyna się od pytań typu:”. Dla mnie jest to nic innego jak opis *ataków* na nasze prywatne terytorium i to miałem na myśli. Widocznie wyraziłem się nieprecyzyjnie, skoro od razu odpaliłem Twój mechanizm obronny (=wezwanie mnie do uważnego czytania)! :)
Piszesz tez o „specyficznym tonie”. Wiem, o jaki ton chodzi… myślę, że właśnie ten ton, ten trudny do opisania, ale zbyt dobrze nam znany kontekst 'dobrych rad’ najlepiej przekazuje intencje drugiej strony.
Zgadzam się co do obustronnych uprawnień. Ponieważ całe to podejście do otwartego komunikowania i stawiania wyraźnych granic terytorium jest dla mnie stosunkowo nowe, jak na razie znam tylko jego krótkoterminowe efekty. Innymi słowy, aktywnie pracuję nad wyrobieniem sobie takiego podejścia, co do którego będe przekonany o jego długoterminowych korzyściach, a nie tylko natychmiastowym efekcie. Możesz zatem spodziewać się z mojej strony więcej pytań uszczegóławiających, bo wartościowe są dla mnie te precyzyjne odpowiedzi zdradzające Twój tok myślenia.
Doszedłem do wniosku, że największa wartość tego bloga dla mnie płynie z tego, że przekazujesz swój sposób myślenia na fundamentalne życiowe tematy. Mało kto to robi, w ogóle mało kto sobie uświadamia takie sprawy, a jeszcze o tym pisać/mówić? Dla mnie arcyciekawe jest to, jak ludzie myślą, jak i dlaczego się zachowują, jak podejmują decyzje — wyobrażasz sobie, z jaką przyjemnością poczytałbym analogiczne przemyślenia ludzi dookoła siebie, dzieci, robotników, starców, menadżerów z różnych krajów, itd. itp.! :) Z braku takich wzorców i zapisów, jakich Ty dostarczasz, ze strony innych ludzi, czytam zbiorcze meta-reprezentacje tego, o czym i jak ludzie myślą i jak działają, czyli książki o naukach społecznych, neuroscience, psychologii. Fascynujące, jak wiele mogę teraz zobaczyć w innych ludziach dookoła, odkąd wiem, na co zwracać uwagę :)
Witajcie, dla humoru mały epizod z życia :)
Kiedyś mówiłam w rodzinie, że postaram się zdawać na lekarski, bo chcę skończyć chirurgię plastyczną. Plany nie wypaliły, za to rodzina cały czas się dopytywała czy zmienię zdanie. Kiedyś ciocia zapytała:
-To kiedy idziesz na chirurgię plastyczną?
-Dlaczego ciocię to interesuje?
-Obiecałaś, że ulepszysz mi twarz…Liczę na jakąś ulgę rodzinną.
-Zobaczymy…
(inna):
-To ja jestem pierwsza w kolejce!
Rodzicielka:
-Musisz iść na chirurgię, bo cała rodzina czeka w kolejce na zabiegi :)
Pozdrawiam
Elsindel
Zdefiniowałeś określenie „silna odpowiedź”, ale wciąż odnoszę wrażenie (czy słusznie?) że ma ono dla Ciebie negatywny wydźwięk.
Jestem zdania, że w życiu czasem trzeba silnie odpowiedzieć drugiej stronie – inaczej pozwolimy jej nadmiernie ingerować w to co robimy a nawet myślimy. Grunt to uniknąć sytuacji w której druga strona odbierze naszą reakcję za kontratak.
Do tego co napisałem w moim poprzednim komentarzu o ton głosu dodam, że odrobina serdeczności także nie zaszkodzi.
Alex sam pisał o tym, by nie dzielić ludzi na swoich i obcych, ale wszystkich traktować na specjalnych warunkach. Więc potraktuj tę ciekawską osobę na specjalnych warunkach i grzecznie wytłumacz, że jej pytania nie są na miejscu.
Reakcja tej osoby da Ci świetny obraz, kim ta osoba jest. Świetnie to rozwinął Alex we wcześniejszym komentarzu.
Pozdrawiam,
Maks
Cutat:
„Bardzo często wtrącanie się do naszego życia zaczyna się od pytań typu:
“Kiedy skończysz studia?”
“Kiedy się ustatkujesz?”
[…]
Takie, pozornie niewinne pytania psychologicznie stawiają Cię drogi Czytelniku w pozycji kogoś, kto musi tłumaczyć się ze swoich wyborów życiowych”
Wszystko się zgadza jeśli ta sytuacja wynika rzeczywiście z konkretnych wyborów, a nie po prostu z ich braku.
Brak konkretnego wyboru stymuluje powstanie takich pytań – jeśli natomiast wybór lub sytuacja jest jasna i stanowcza – pytania takie będą rzadkie.
Użyję bezpośredniego porównania – jeśli małżeństwo jest już długo ze sobą i nie ma dzieci – będą pytania – kiedy pociechy się pojawią – wynikające ze standardowego wyobrażenia o modelu rodziny.
Jeśli natomiast wiadomo, że małżeństwo z powodów biologicznych nie może mieć dzieci – pytania takie będą bardzo rzadkie i głównie od osób nieświadomych/nieznajomych.
Podsumowując – nie chcesz by ktoś próbował Ci narzucać swojego zdania? Po prostu podejmuj wcześniej własne decyzje.
Kontynuujemy….
Maksymilian Barnaś
Mniej więcej widzę to podobnie do Ciebie.
Piotr Stanek
Pytasz: „A cóż to za metoda, aby pokonać ten wewnętrzny ból, jeżeli można wiedzieć ? ”
Można wymienić sobie reakcje na wiele bodźców przez visual swish
Ms
Piszesz: „Mysle, ze trzeba byc nieco przewrazliwionym, zeby ktorekolwiek z tych pytan uznac za “wtracanie” lub atak. ”
To jest kwestia świadomości tego, co jest aktualnie rozgrywane, niektórzy to maja, inni nie. Na spotkaniu w grudniu pokazywałem jakie to ma znaczenie dla naszej pozycji i poczucia własnej wartości
Olga
Właśnie dlatego postanowiłem napisać tę serię – spotykam wielu inteligentnych młodych ludzi, którzy nie mają praktycznych narzędzi aby poradzić sobie z takim wtrącaniem się w ich życie, co potem rodzi sporo frustracji i szkodzi poczuciu własnej wartości. A użycie konkretnych słów i sformułowań jest często kluczowe, stąd ta „łopatologiczność” :-)
Marta
Pytasz: „Czy możesz sprecyzować o jakie działania mające na celu samorozwój chodziło? ”
Tak, mogę choć na pewno nie tutaj, bo to nie ten temat i potrzeba by sporo miejsca. Może wrzucę taki kawałek do książki nad którą bardzo powoli :-) pracuję.
Dalej piszesz: „Nie ukrywam że przy moich osobistych aspiracjach czuję się niesamowicie oszukana i nieco rozgoryczona. ”
To brzmi jak wypowiedź ofiary.
Zamień to na:
„Zawsze starałam się podejmować optymalne decyzje na bazie dostępnej mi wiedzy. Część tej wiedzy okazała się niezgodna z rzeczywistością, dlatego osiągnięte rezultaty nie są takie jak bym chciała. Teraz wiem więcej i mogę podjąć lepsze decyzje”
Nie jest tak lepiej?
Kontynuacja moich odpowiedzi później…
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: właśnie wstawiłem zabawny post do Notatek :-) http://notatki.alexba.eu/2010-01-13/popoludnie-na-kanarach/
Kontynuujemy….
Wicher
Piszesz: „Ale widzę ostatnio w swoim otoczeniu coraz więcej smutnych sytuacji kiedy ludzie miotają się między tym co chcieliby robić i do czego się nadają, a tym czego oczekuje od nich rodzina. ”
Jest gorzej, bo wielu ludzi nawet nie wpadnie na to co chcieliby robić i do czego naprawdę się nadają, zagadani przez rodzinę i znajomych!! To jest smutne!!
O Feynmanie piszesz: „zapis życia indywidualisty i człowieka, który nie mieścił się w ramach”
On raczej te ramy miał w „głębokim poważaniu” :-)
Piotr Stanek
Dziękuję za wytłumaczenie dla Ms
Jurek D.
To jest dobrzy przykład, że musimy być bardzo ostrożni udzielając rad a zwłaszcza wywierając presję, bo ktoś może sobie zrobić kuku.
Z drugiej strony 28 lat i żadnej kobiety, co za marnotrawstwo!!! :-)
Elsindel
Piszesz: „odpaliłem Twój mechanizm obronny (=wezwanie mnie do uważnego czytania) ”
To nie był mechanizm obronny, tylko dydaktyczny (w końcu to jest blog edukacyjny :-))
To co piszesz o ataku na terytorium zgadza się, nie chciałem w tym poście rozwijać i tego wątku, bo musielibyśmy od razu przejść do poczucia własnej wartości itp.
„Możesz zatem spodziewać się z mojej strony więcej pytań uszczegóławiających, bo wartościowe są dla mnie te precyzyjne odpowiedzi zdradzające Twój tok myślenia ”
Proszę bardzo, po to pisze ten blog :-)
Bardzo ucieszyłeś mnie pisząc: „Doszedłem do wniosku, że największa wartość tego bloga dla mnie płynie z tego, że przekazujesz swój sposób myślenia na fundamentalne życiowe tematy. Mało kto to robi, w ogóle mało kto sobie uświadamia takie sprawy, a jeszcze o tym pisać/mówić? Dla mnie arcyciekawe jest to, jak ludzie myślą, jak i dlaczego się zachowują, jak podejmują decyzje — wyobrażasz sobie, z jaką przyjemnością poczytałbym analogiczne przemyślenia ludzi dookoła siebie, dzieci, robotników, starców, menadżerów z różnych krajów, itd. itp.! ”
Właśnie to jest powodem, że porzuciłem moją bardzo silnie rozwiniętą potrzebę prywatności i otwarcie piszę o wielu przemyśleniach i podejściach. Moje nastawienie jest zobacz jak ja to robię abyś:
1) zobaczył, że takie coś w ogóle jest możliwe
2) wymyślił sobie sam coś jeszcze lepszego
Jeżeli więcej Czytelników, zwłaszcza tych, z którymi nie mam kontaktu osobistego (Power Walks, Projekty) wykorzystuje blog w ten sposób to jest super!!
Tyle na razie, dwóch Czytelników czeka już na mnie przy plaży.
Do usłyszenia później
Alex
„Aleksandra L.
Używasz określenia “Wydaje mi się, że nie powinno Cię to interesować”
Stosowanie słowa “wydaje mi się” jest niebezpieczne, bo naraża Cię na atak “nie jest to jedyna rzecz, która ci się wydaje”.
Lepiej użyć pytania np. “na podstawie czego uważasz, że powinno cię to interesować?””
Rzeczywiście, nie spojrzałam na to z tej strony. :)
Pozdrawiam,
Aleksandra
Hmm a gdyby tak popatrzec z innej strony. Wszystkie te zdania i podejscia maja na celu zbudowanie jednorodnego spoleczenstwa albo poprostu wytworzenie w okolo siebie podobnego spoleczenstwa do mowiacych te zdania. Czym to rozni od nauki coachow czy liderow ktorzy tez przeciez chca zaszczepic swoje wizje swiata. Czytajac post o nieuprzejmej pani ktora wyslala niewczas autorowi za duzego maila, mozemy sie dowiedziec ze jesli ktos nie stosuje takich to a takich standardow to zostanie pominiety, tak samo tu, jesli nie bedziesz postepowal wedlug zasad jakas inna spolecznosc cie wykluczy albo moralnie wytknie.
Te same drogi kochani.
Witajcie,
Miałem okazje przeżyć kilka tego typu sytuacji z pociotkami i znajomymi, którzy bez jakiegokolwiek doświadczenia w tematach z którymi ja byłem osobiście związany, krytykowali mnie.
Wyliczać mogę długo: od rzucenia studiów na rzecz pracy w jednej z większych korporacji w Polsce, przez imigrację do Anglii (chciałem spróbować co może mnie na wyspach spotkać i jak to smakuje), po zakładanie własnego biznesu.
Praktycznie zawsze stawiałem na swoim, żeby dostać to, czego potrzebuję (lub czego wydawało mi się, że potrzebuję), biorąc pod uwagę to, jakie mogą być tego konsekwencje. I nie żałuję.
Aktualnie mój krąg znajomych, którym zwierzam się, których proszę o wyrażenie zdania tak jak Alex napisałeś ograniczył się do niewielu osób, które na całe szczęście umieją i nie boją się marzyć i są w dużej mierze podobnie zdeterminowani jak ja.
Pozdrawiam,
Piotr
Dziękuję Alex za zwrócenie mi uwagi na wydźwięk mojej wypowiedzi. To bardzo puczające. Przy okazji przyznaję rację – Twoja wersja jest znacznie lepsza w odbiorze.
Pozdrawiam
Witam serdecznie!
Ciekawy post i porusza coś, co uważam za bardzo ważne i.. niebezpieczne! Chcąc komuś pomóc „na siłę”, można mu zrobić po prostu krzywdę. Tak to czasem bywa z rodzicami, którzy w dobrej wierze coś polecają swojemu dziecku, totalnie wbrew jego naturze i potrzebom.
Zgadzam się z Tobą Alex, sceptycyzm do wszelkich rad jest jak najbardziej wskazany. W ogóle z radami jest pewien problem, bo często zdarza się, że jak się popyta odpowiednio liczną grupę ludzi, usłyszy się niemal WSZYSTKIE możliwe opinie i wskazówki. Zdarzyło się to Wam? Mi jak najbardziej. I to nie raz.
Czego w takim razie słuchać? Chyba po prostu swojego zdrowego rozsądku i intuicji. Co nie oznacza, że dobre (dla nas) rady się nie zdarzają…
Tylko jak je odróżnić od innych? Jakieś pomysły? Są nieinwazyjne, pozytywne i pozostawiają wybór nam? A może to są bardziej właściwe dla nas w danym momencie pytania niż rady?
Pozdrawiam ciepło,
Paulina
Agnieszka Ryczko
Dziękuję za zabawny przykład :-)
Maksymilian Barnaś
Napisałeś do Elsindel: „Jestem zdania, że w życiu czasem trzeba silnie odpowiedzieć drugiej stronie ”
Zgódźmy się, że trzeba komunikować jasno i klarownie, co oczywiście nie wyklucza serdeczności :-)
Connie
Piszesz: „Wszystko się zgadza jeśli ta sytuacja wynika rzeczywiście z konkretnych wyborów, a nie po prostu z ich braku. ”
Brak wyboru w jakiejś kwestii życiowej też jest wyborem, wyborem, który musimy u innego człowieka uszanować, bo to jest jego życie.
Jeżeli małżeństwo nie ma dzieci, to jest to ich wyłączna sprawa i nikomu innemu nic do tego!!
Dlatego niestety nie mogę się zgodzić z Twoim wnioskiem „nie chcesz by ktoś próbował Ci narzucać swojego zdania? Po prostu podejmuj wcześniej własne decyzje. ”
Nie tędy droga!
Anon
Zgadzam się z Tobą, kiedy piszesz: „Wszystkie te zdania i podejscia maja na celu zbudowanie jednorodnego spoleczenstwa albo poprostu wytworzenie w okolo siebie podobnego spoleczenstwa do mowiacych te zdania. ”
Nasze poglądy „rozjeżdżają się” kiedy pytasz: „Czym to rozni od nauki coachow czy liderow ktorzy tez przeciez chca zaszczepic swoje wizje swiata. ”
Gdzie ja na tym blogu staram się zaszczepić komukolwiek moją wizję świata?? Ja staram się ją dość dokładnie pokazać, bo dla mnie i wielu innych ludzi przyniosła ona bardzo atrakcyjne rezultaty, ale zawsze mówię „use your judgement”. Ostatni komentarz Elsindel potwierdza, że tak jak to robie mam sens, nawet jeśli ktoś ma inną wizję świata.
Masz ponownie rację pisząc: „…mozemy sie dowiedziec ze jesli ktos nie stosuje takich to a takich standardow to zostanie pominiety, ..”
Oczywiście że tak jest i wolę aby Czytelnicy, którzy aspirują do pewnych kręgów wiedzieli o tym zawczasu, co zapobiegnie niepotrzebnemu traceniu wartościowych okazji. Nikomu jednak nie każę się do tego stosować, najwyżej uprzedzam o konsekwencjach. Nie jestem też w tym zbyt „upierdliwy”, nieprawdaż? :-)
Piotr J. Synowiec
Takie otoczenie się odpowiednimi ludźmi dobrze robi na samopoczucie, nieprawdaż? :-)
Marta
Proszę bardzo :-) Po to mamy ten blog.
Paulina Biedugnis
Pytasz: „Czego w takim razie słuchać? ”
Znowu zacytuję Feynmana: „Odrzuć wszelkie autorytety. W każdym przypadku zobacz z jakich założeń dana osoba wyszła, do jakich wniosków doszła i sprawdź, czy to dla Ciebie jest w mirę logiczne.”
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
rzeczywiscie Alex jest tak jak mowisz(piszesz), że „Takie, pozornie niewinne pytania psychologicznie stawiają Cię drogi Czytelniku w pozycji kogoś, kto musi tłumaczyć się ze swoich wyborów życiowych (czyli strony podporządkowanej)”.
Dziekuje za podpowiedz jak mozna przejac przywodztwo w takiej rozmowie, wykorzystam pytania o ktorych mowisz w najblizszej rozmowie tego typu. Czekam tez na ciag dalszy tematu dotyczacy rodziców.
ps.biorę sie tez za czytanie ksiazki Richarda Feynman’a o ktorej piszesz.
ps2. dzięki też za to co napisałeś do Marty o tym jak spojrzec inaczej na swoją sytuację życiową:
“Zawsze starałam się podejmować optymalne decyzje na bazie dostępnej mi wiedzy. Część tej wiedzy okazała się niezgodna z rzeczywistością, dlatego osiągnięte rezultaty nie są takie jak bym chciała. Teraz wiem więcej i mogę podjąć lepsze decyzje”.
ps3. czy visul swish to taka sama technika jaka opisuje Richard Bandler w swojej ksiażce „Umysł, jak Z Niego Wreszcie Korzystać”?
Alex
Napisałeś:
„Dziękuję za wytłumaczenie dla Ms”
Proszę bardzo, cieszę się jeżeli moja odp. była warta uwagi.
Co do visual swish:
To czy po sprawdzeniu w google i po trwającej lekturze ks. McKenny „Change your life in 7 days” prawdziwym będzie stwierdzenie, że visual swish i ćwiczenia, które proponuje McKenna są podobne ?
Napisałeś:
„Jeżeli więcej Czytelników, zwłaszcza tych, z którymi nie mam kontaktu osobistego (Power Walks, Projekty) wykorzystuje blog w ten sposób to jest super!!”
Ja stosuję, z uwzględnieniem zasady „use your judgement” i postów o autorytecie, Twoje rady/propozycje i jak na razie dalej będę tak robił. Nie będę się tutaj rozwodził, ale dziękuje za inspirację :)
Po to jest ten blog aby z niego korzystać, przynajmniej tak mi się wydaje.
pozdrawiam
Piotr
Witam wszystkich
Zacznę od komentarza fragmentu postu, który mnie najbardziej rozbawił “Kiedy zalegalizujecie was związek?” (jakby było coś nielegalnego we wspólnym życiu we dwoje).
Najbardziej dziwi ludzi, gdy oburzam się jak ktoś zachowawczo określa mojego partnera, jako mojego „narzeczonego” (gdyż nie planuje ślubu, a tym samym nie traktuje formy mojego związku jako przejściowe stadium w drodze do zalegalizowania) i nie widzę w tym czegoś niestosownego, a tym bardziej złego.
Większości ludziom nie mieści się w głowie, że szczytem moich marzeń nie jest biała suknia podobna do wielkiej bezy. Ja po prostu jestem szczęśliwa „tu i teraz” i nie muszę snuć planów na przyszłe „żyli długo i szczęśliwie”.
Moją najczęstsza reakcją na tego typu pytania jest szczere zainteresowanie: „po co?”, „w jakim celu?”I zazwyczaj na tym kończy się temat lub jest to zarzewie ciekawej dyskusji (a czasem nawet autorefleksji mojego rozmówcy).
Wracając do głównego tematu, uważam, że większość osób wybiera utartą drogę życiową, ponieważ tylko taką zna i bezrefleksyjnie przyjmuje za słuszną. Życie według prawd absolutnych daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Nie wychylanie się z bezpiecznego tunelu daje nam luksus scedowania odpowiedzialności za nasze życie na los, Boga, innych. Dopiero gdy zauważymy, że to bezpieczne wdzianko utkane z prawd absolutnych jest nieco ciasne, włącza się filtr relatywizmu przy doborze odpowiedniej garderoby szytej na miarę naszych potrzeb i oczekiwań.
Sądzę, że właśnie ten zdrowy sceptycyzm i odpowiednie dobieranie z rzeczywistości, tego co jest dla mnie użyteczne, daje mi to „moje szczęście”, a zarazem uodparnia mnie na „dobre rady” :)
Za to również ostatnio mi się dostało :). Zostałam zaatakowana, na szczęście jedynie werbalnie, za podważanie istnienia prawdy absolutnej i dyskusja zakończyła się wykrzykiwaniem, „że niby uważam, że ta ściana nie jest żółta, to jaka jest”. Unaoczniło mi to, że wgląd boli i nie każdy jest na to gotów.
PS. Sądzę, że Alex dzieląc się z nami swoimi doświadczeniami chce jedynie zwiększyć nasze spektrum możliwości, a nie narzuca nam jedynie słusznej i prawdziwej drogi życiowej.
Michal Szen
Visual Swish jest opisany np. http://www.hypnosis101.com/SwishVisual.htm
Bandlera czytałem w oryginale, więc nie jestem pewien o jakiej książce mówisz, ale jeśli jest tam Visual Swish, to pewnie ta sama technika :-)
Piotr Stanek
Nie czytałem tej książki, więc nie mogę odpowiedzieć na Twoje pytanie
Dziekuję za feedback
Agnieszka D
Piszesz: „Moją najczęstsza reakcją na tego typu pytania jest szczere zainteresowanie: „po co?”, „w jakim celu?” ”
To jest dokładnie metoda, która zalecam :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wszystkie pytania wymienione przez Alexa to są pytania z podtekstem „przestań się garbić”, skierowane z reguły do 30 laków spędzających po 8 godzin przed komputerem lub po 12 h w pracy lub inną dysfunkcją. Oczywiście osoba UZALEŻNIONA od swojej DYSFUNKCJI reaguje agresją jak każdy NARKOMAN na nawet najlżejszą wzmiankę o jego nałogu.
chciał bym także zademonstrować zbiór „ostrych” odpowiedzi na odpowiedź pytaniem „A co cię to obchodzi?”
“Kiedy skończysz studia?”
„A co cię to obchodzi?”
„W Twoim przypadku wygląda to na nietrafiony projekt”
“Kiedy się ustatkujesz?”
„A co cię to obchodzi?”
„Jest tylko kilkanaście zakończeń takiego trybu życia i wszystkie nieciekawe”
“Kiedy ślub?”
„A co cię to obchodzi?”
„Negocjacje nie zakończone umową są bezowocne i takie też może być całe Twoje życie.”
“Kiedy dacie nam wnuka?”
„A co cię to obchodzi?”
– tu brak mi słów
“Kiedy założysz rodzinę?”
„A co cię to obchodzi?”
„Dobrze było by coś oprócz śmieci po sobie zostawić.”
“Kiedy zalegalizujecie was związek?” (jakby było coś nielegalnego we wspólnym życiu we dwoje)
legalizować = uprawomocniać – w pełni spójne logiczne pytanie
“Kiedy wreszcie dojrzejesz/wydoroślejesz?”
„A co cię to obchodzi?”
„Tylko ze względu na wiek nie mieścisz się w definicji dziecka i nie wiem jak mam Cię traktować”
“Dlaczego nie masz męża/żony?”
„A co cię to obchodzi?”
„Bo możliwości są dwie, albo ty nikogo nie chcesz albo nikt nie chce ciebie.”
“Dlaczego nie masz dzieci?”
„A co cię to obchodzi?”
„Troszkę żal mi genów które eliminujesz z populacji, ale widzę, że naturalna decyzja płci przeciwnej jednak jest słuszna.”
“I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?”
„A co cię to obchodzi?”
„Bo jak niewolnik tyrasz na kogoś.”
Witam,
w sytuacji, o której mowa w poście kolejny raz zauważam, że cechą, która może zrobić dużo dobrego mi i ludziom wokół mnie (chyba przede wszystkim im) jest szacunek do decyzji podejmowanych przez te osoby. Pozwala to ludziom na stosowanie rozwiązań odpowiednich dla nich, a nie nieskutecznych, narzuconych przez innych.
Tak jak już chyba kilka osób to tutaj napisało nie przejmiemy odpowiedzialności za życie innych. Też nie powinniśmy tej odpowiedzialności nikomu przekazywać, bo i tak konsekwencje wyborów poniesiemy my.
Kilka dni temu doszedłem do wniosku, że to przede wszystkim szacunek do decyzji innych przyczynił się do zbudowania tego bloga. Za tą lekcję szczere „Dziękuję” skierowane do Alexa i wszystkich komentujących.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Witajcie
Agnieszko D.
Pisałaś: „Wracając do głównego tematu, uważam, że większość osób wybiera utartą drogę życiową, ponieważ tylko taką zna i bezrefleksyjnie przyjmuje za słuszną.”
Skąd wiesz? Pytałaś wszystkich, którzy wybrali daną drogę życiową, dlaczego to zrobili i czym się kierowali?
Myślę, że w tym momencie najważniejsze dla wszystkich jest to, by pozostać sobie wiernym, wiedzieć czego się chce i wybrać według własnych myśli. Jeśli to jest świadomy wybór, pochodzący z naszego wewnętrznego „ja”, to z całym szacunkiem, ale każdy może żyć sobie jak chce, skoro jest szczęśliwy.
Ważniejsze w tym momencie jest to, czy wybór był nasz czy innych. :)
Pozdrawiam
Witam
Agnieszko Ryczko
Może niefortunnie to ujęłam, ale w skrócie chodzi mi o to, że większość z tych, którzy wybierają prostą drogę życia robi to bezrefleksyjnie (tutaj nie miałam na myśli nic pejoratywnego, po prostu taką oszczędność poznawczą) i czyni tak ponieważ nie znają innych rozwiązań. Natomiast nie mam zamiaru oceniać tego, która droga jest „właściwsza”. Według mnie nie ma czegoś takiego, jak uniwersalne dobre, bądź złe rozwiązanie i jest to dość relatywne (nie ma prawdy absolutnej). Główną moją intencją było zaakcentowanie pewnego niedopasowania stylu życia do potrzeb, osobowości i wielu innych czynników, poprzez przyjmowanie jakiś prawd absolutnych narzuconych z zewnątrz.
Pozdrawiam Cię ciepło
Marto
Chciałam wrócić do twojego komentarza dotyczącego studiów wyższych (choć nie jest to tematem tego postu :)). Sądzę, że twoje rozczarowanie bardziej wiąże się z twoimi oczekiwaniami wobec tego, co dają studia, niż nimi samymi. Wydaje mi się, że właśnie przyjęcie stwierdzenia „że skończenie studiów gwarantuje nam dobrą pracę itp” ,jako słusznego prowadzi do poczucia krzywdy, gdy to się nie spełnia.
Ja osobiście traktowałam studia, jako możliwość obcowania z rozszerzonym obrazem rzeczywistości podanym na tacy. To tylko ode mnie zależy, co sobie wezmę z tej tacy i uznam za użyteczne w danym momencie. Do tego służy mi 5 letni okres „odstudiowania”, czyli weryfikowania nabytej wiedzy z praktyką. Jeśli dane podejście nie okazuje się wystarczająco dobre na daną chwilę mam w zanadrzu wiele innych twierdzeń, właśnie dzięki studiom. Przypuszczam, że nie zapoznałaby się z wieloma aspektami wiedzy, uznając je za nieużyteczną na dany moment (w wieku 18 ), dzięki egzaminom musiałam je poznać :).
Dzięki studiom poznałam również wielu ciekawych ludzi (w tym także dużo mądrzejszych ode mnie, a więc tu również była okazja do poszerzenia swej panoramy). Czasami owszem pycha niektórych wykładowców, wygłaszających prawdy absolutne była nieco frustrująca, ale korzyści na pewno przewyższają tą drobną niedogodność.
Myślę, że jak spojrzysz na swoje studia, jako rozwojowy etap w twoim życiu, rozgoryczenie trochę zelżeje. Poza tym nie ma co płakać, jak pociąg już odjechał. Jest bardzo mało prawdopodobne, że zawróci. Chyba lepiej rozglądnąć się za rozkładem.
Pozdrawiam Cię i życzę sukcesów na drodze do dalszego rozwoju
SinOfKane
Co dokładnie chcesz powiedzieć pisząc:”Wszystkie pytania wymienione przez Alexa to są pytania z podtekstem „przestań się garbić”, skierowane z reguły do 30 laków spędzających po 8 godzin przed komputerem lub po 12 h w pracy lub inną dysfunkcją. Oczywiście osoba UZALEŻNIONA od swojej DYSFUNKCJI reaguje agresją jak każdy NARKOMAN na nawet najlżejszą wzmiankę o jego nałogu. ”
Co to ma wspólnego z moim postem??
Dalej, gdzie ja zalecałem odpowiedź słowami „A co cię to obchodzi?” ???
Czemu mają służyć przytoczone przez Ciebie „przykłady”, które moim skromnym zdaniem są kompletnie „od czapy”?
Po wyjaśnieniu przez Ciebie tych kwestii chętnie podejmę dyskusję z Tobą
Artur
Napisałeś: „ie przejmiemy odpowiedzialności za życie innych. Też nie powinniśmy tej odpowiedzialności nikomu przekazywać, bo i tak konsekwencje wyborów poniesiemy my. ”
Do tego warto dodać abyśmy nie pozwalali innym aby przerzucali odpowiedzialność za ich życie na nas :-)
Dalej: „Kilka dni temu doszedłem do wniosku, że to przede wszystkim szacunek do decyzji innych przyczynił się do zbudowania tego bloga. ”
Ja generalnie bardzo szanuję ludzi, dopóki bardzo usilnie nie przekonają mnie o czymś innym.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex: ależ ja wcale nie mam założenia aby zachowywać „przywództwo” w tym temacie.
Może nie do końca zrozumiałem jaką grupę masz na myśli – moja odpowiedź z założenia jest do bliższych znajomych, przyjaciół – wątpię, by osoby bardziej mi obce niż znajome zadały takie pytanie.
Nie chciałbym robić selekcji wśród nich ze względu na samo zadanie pytania – jeśli obleję test na argumentacje wtedy mogę myśleć o selekcji, ale jeśli zdadzą to po co? :)
Witaj Agnieszko D.
Dziękuję za wyjaśnienie :)
Przytoczę jeszcze raz Twoje słowa, bo jednak na co innego zwróciłam uwagę:
„chodzi mi o to, że większość z tych, którzy wybierają prostą drogę życia robi to bezrefleksyjnie (tutaj nie miałam na myśli nic pejoratywnego, po prostu taką oszczędność poznawczą) i czyni tak ponieważ nie znają innych rozwiązań.”
Co jeśli większość z tych, którzy wybierają prostą drogę życia nie robi to bezrefleksyjnie? Założyłaś z góry pewną prawdę, czyż nie? Jestem sceptykiem i jestem szczerze ciekawa skąd wyciągnęłaś wniosek, że większość tych ludzi wybiera bez „myśli”. Być może wcale nie jest tak jak myślisz? Być może ja się mylę, jednak nie można tego stwierdzić, prawda? :)
Pozdrawiam z nocy :)
„Nikomu jednak nie każę się do tego stosować, najwyżej uprzedzam o konsekwencjach. Nie jestem też w tym zbyt “upierdliwy”, nieprawdaż?”
Rodzice znajomi tez nie kaza stosowac, oni wywieraja presje, manipuluja, wypelniaja swoje wizje :) Probuja nas zmienic. To samo lezy w kwestii liderow i coachow, zgodze sie z tym ze w przypadku tych drugich to odbywa sie za przyzwoleniem a wrecz checia.
Strasznie duzo piszecie :)
Witam serdecznie,
to mój pierwszy komentarz wysłany w przestrzeń internetową. Jestem zachwycona tym miejscem (dziękuję Alex) i mam nadzieję, że uda mi się wcielić w Życie zaczerpnięte stąd spostrzeżenia i wprowadzić oczekiwane zmiany. A jest coraz lepiej:)
Również mam sobie wiele do zarzucenie w kwestii dzwonienia do ludzi. Wynika to nie tylko z odkładania tego „na jutro”, ale również z tego błędnego przekonania: „może będę przeszkadzać albo zostanie to niewłaściwie odczytane”. Co mogę dodać, to to, że nauczyłam się ostatnio pisać listy – krótkie, z zawartością ciepłych słów i mnóstwem serdeczności. W jakiś sposób pozwala mi to dawać bliskim i ważnym dla mnie osobom informację o tym, że jestem. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że rozmowa i bezpośrednia wymiana słów z drugim człowiekiem jest niezastąpiona.
Serdeczności,
Witam Agnieszko Ryczko
W tym względzie masz racje, posłużyłam się pewną generalizacją, co nie było celowe. Dzięki za zwrócenie na to mojej uwagi, niefortunnie posłużyłam się skrótem myślowym i nie sądziłam, że tak zostanie odebrany.
Są to jedynie moje przemyślenia oparte na obserwacji i dyskusji ze znajomymi, i nie miałam zamiaru uogólniać tego na populacje (bo nie posiadam takiej wiedzy). Dużo pomyślniejsze byłoby użycie tu zwrotu „być może”.
Twoja informacja zwrotna zwróciła moją uwagę na inny aspekt mojej wypowiedzi, który także może być opacznie odebrany. Pisząc, „że większość z tych, którzy wybierają prostą drogę życia robi to bezrefleksyjnie”, nie miałam na myśli braku refleksji w procesie decyzyjnym, a jedynie pewna tendencje do braku głębszej analizy motywów naszych działań. Moim zdaniem często mamy tendencje do zadowalania się post racjonalizacją, co zmniejsza nasze krytyczne nastawienie (więc nie ma potrzeby szukania alternatyw) i zwiększa prawdopodobieństwo przyjęcia cudzych rozwiązań jako własnych. Natomiast jak najbardziej zgadzam się z tobą, że każdy wybór zgodny z naszym „ja” jest właściwy, bo prowadzi do szczęści, a o to chyba w życiu chodzi :)
Pozdrawiam
Alex W. Barszczewski
„Co dokładnie chcesz powiedzieć pisząc..”
Dokładnie to co napisałem to chyba jasne ? Swoją drogą ciekawa technika erystyczna nie spotkałem się jeszcze z taką, założę jej specjalną szufladkę o nazwie „zmęczenie przeciwnika”.
Mamy coś takiego jak normy społeczne których funkcją jest prostowanie ludzi w jakiś sposób „wykrzywionych”. Normy te są niezbędne do właściwego funkcjonowania społeczeństwa, co nie znaczy, że trzeba ich bezwzględnie przestrzegać. Mała część populacji może się nie dostosować i żyć w sprzeczności z nimi i jest to nie groźne. Nie jest problemem 1% czy nawet 10% singli w społeczeństwie, jeżeli jednak dojdziemy do wartości 25% czy 50% system społeczny ulegnie diametralnym zmianom ze względu na zmianę sposobu wychowania następnego pokolenia oraz jego liczebność.
Do czego zmierzam ? Osoby wypowiadające zdania przez Ciebie podane wykonują nieprzyjemną aczkolwiek społecznie potrzebną pracę. Motywem ich z reguły jest troska która w umiarze jest jak najbardziej altruistyczną pobudką.
Osoby łamiące zasady i chodzące własnymi ścieżkami z podniesioną głową to często wizjonerzy.
Osoby łamiące zasady i narzekające (jak homoseksualiści z TV) na ostracyzm to mięczaki godne pogardy.
Osoby namawiające do łamania zasad to szkodniki społeczne.
@SinOfKane
Chyba w ogóle nie zrozumiałeś posta. Alex nie namawia czytelników do niezakładania rodzin, życia w pojedynkę, bez potomstwa itp. Przeczytaj proszę jeszcze raz tytuł posta: „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych cz.1!”, chodzi o świadome decydowanie o sobie i swoim życiu, a nie spełnianie wymogów stawianych przez rodzinę czy znajomych. Tym świadomym decydowaniem o swoim życiu może byc założenie rodziny i spłodzenie dzieci, ale nie musi! Twoje komentarze są zupełnie nietrafione, nijak nie nawiązują do treści posta Alexa.
WItajcie
Agnieszko D., dziękuję bardzo za obszerne wyjaśnienie. Właściwie mamy to samo zdanie :)
I nieco nie na temat:
SinOfKane,
piszesz: „Osoby łamiące zasady i chodzące własnymi ścieżkami z podniesioną głową to często wizjonerzy.
Osoby łamiące zasady i narzekające (jak homoseksualiści z TV) na ostracyzm to mięczaki godne pogardy.
Osoby namawiające do łamania zasad to szkodniki społeczne.”
To znaczy, że jestem wróżką, mięczakiem i szkodnikiem społecznym? :) Zwróć większą uwagę na dobieranie słów i jaki to ma mieć wydźwięk dla czytających, ponieważ w tej chwili niektórzy mogą czuć się urażeni Twoim szufladkowaniem ludzi.
Pozdrawiam!
Witaj Alex:) Witajcie Czytelnicy;)
Z przyjemnością czytam Twoje posty Alexie i komentarze czytelników. Rozmowy toczące się na blogu pozwalają mi na wprowadzanie ciekawych i dobrze sprawdzających się zmian w moim życiu. Dziękuję za inspirację do zmian:) A przy okazji mam pytanie do
SinOfKane
co rozumiesz przez:
– „…… coś takiego jak normy społeczne których funkcją jest prostowanie ludzi w jakiś sposób „wykrzywionych”
– „zasady” i jakie możesz podać przykłady łamania tych „zasad” w kontekście postu Alexa
Agnieszka Ryczko
myślę, że dopóki SinOfKane nie wyjaśni powyższych kwestii nikt nie powinien się czuć urażony ani zaszufladkowany, gdyż używa on ogólnych określeń i nie wiadomo do kogo, z jakiego powodu i na jakiej podstawie można je odnieść:)
Jak ja się cieszę, że trafiłam na tego bloga :)
Całe życie jestem przygniatana takimi pytaniami. Spróbuję zastosować techniki o których przeczytałam
Dziękuję ;)
Spróbuję odpowiedzieć na zarzuty/niejasności (choć nie lubię takich wytnij wklej odpowiedzi):
@Żaneta
„Chyba w ogóle nie zrozumiałeś posta.”
To zdanie jest niegrzeczne – czy autorka zdaje sobie z tego sprawę ? Jest praktycznie równoważne z napisaniem – jesteś głupi.
„Alex nie namawia czytelników do niezakładania rodzin, życia w pojedynkę, bez potomstwa itp.”
Zgadzam się z tym zdaniem w 100%, tematem posta jest odcięcie się od wpływu otoczenia, które narzuca nam model życia w rodzinie 2 2.
„…chodzi o świadome decydowanie o sobie i swoim życiu, a nie spełnianie wymogów stawianych przez rodzinę czy znajomych.”
Gdy jednak swoją świadomą decyzją np. o nie myciu się zrażasz otoczenie to co wtedy ? Kto ma się zmienić Ty czy otoczenie ?
@Agnieszka Ryczko
„…ponieważ w tej chwili niektórzy mogą czuć się urażeni Twoim szufladkowaniem ludzi.”
http://www.youtube.com/watch?v=xPhje8wepyg
@Eve
co rozumiesz przez:
– “…… coś takiego jak normy społeczne których funkcją jest prostowanie ludzi w jakiś sposób „wykrzywionych”
Gdyby każda mrówka robiła to co chce – to by wszystkie zdechły w ciągu miesiąca. Jest zbiór norm które są niezbędne do funkcjonowania społeczeństwa, główną sprawą jest posiadanie i wychowywanie potomstwa. Właśnie wychowywanie to jest w mojej opinii to co Alex nazywa „dyktaturą pociotków”.
„Wykrzywienie” – możesz zdefiniować jako stan umysłu w którym nie będziesz mieć dobrze wychowanego potomstwa z atrakcyjnym partnerem.
„“zasady” i jakie możesz podać przykłady łamania tych “zasad” w kontekście postu”
Spróbuję wymienić zasady trywialne co by nie komplikować sprawy kontrowersyjnymi:
– nie garb się,
– myj się,
– ucz się,
– poczesz się,
Te zasady wpaja nam dyktatura pociotków na każdym kroku – każdy je chyba słyszał co ? To co pisze Alex to owsiakowe „róbta co chceta”, skutkiem takiej ideologii są dzieci kwiaty a potem się mówi o „lost generation”.
Ja to widzę tak:
Społeczeństwo steruje nami na dwa sposoby:
1) społeczna – jeden drugiego poucza
2) państwowa – państwo za pomocą aparatu przymusu nas przymusza
Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej metody, denerwują mnie wszystkie państwowe zakazy dyskryminacji itp.
Może na przykładzie:
Kiedyś pewne rzeczy robiło się po ślubie, a jak panienka zaszła w ciążę to był jej problem, a dodatkowo społeczeństwo ją dyskryminowało społecznie.
Dziś państwo ze swoim aparatem będzie szukać ojca, zmuszać do płacenia a jak nie – kryminał.
Oczywiście ta zmiana prowadzi w dłuższym terminie do zmiany zachowań panienek – to jest chyba oczywiste ?
Wtedy państwo zaczyna edukować dzieci co by przeciwdziałać tej zmianie zachowania itd.
W mojej opinii albo mamy „dyktaturę pocitków” albo „dyktaturę państwa” albo rewolucję, ktoś porządku pilnować musi.
@Alex
Doceniam brak cenzury na Twoim blogu – rzecz rzadka w dzisiejszych czasach.
SinOfKane,
a co by się stało, gdyby ludzkość przestała istnieć ? Jakie znaczenie by to miało, bo dla ludzi chyba żadnego … ? ;)
To tak a propo Twojego modelu życia, całego tego gadania o funkcjonowaniu społeczeństwa i posiadaniu potomstwa. Uderza mnie w Twoich wypowiedziach brak dostrzegania (a może po prostu brak zwykłej akceptacji) różnorodności, która niewątpliwie istnieje wśród ludzi. Jeśli pojawia się coraz więcej osób odchodzących od typowo rodzinnego modelu życia, to znaczy, że po prostu jakaś część społeczeństwa ma nieco inne potrzeby. To wszystko. Nie zagraża to tak naprawdę niczemu. Zawsze będzie grupa, która chce mieć potomstwo, będzie też taka, która nie może czy nie chce. Może te „inności” powstały/wykształciły się właśnie po to, by ograniczyć całe to rozmnażanie .. ? I może dlatego jest ich nieco mniej, by gatunek ludzki po prostu jakoś przetrwał, a nie dlatego, że są gorsze ..
Wspominasz o ruchu hippisowskim, z tego co wiem, były to lata 60/70. a podobnych rewolucji było w historii mnóstwo. Jak widzisz więc, ludzie zawsze mieli potrzebę życia inaczej, a normy społeczne są po prostu sztucznymi barierami, które mają spowodować, by wszyscy myśleli i czuli tak samo, żyli wg określonych schematów, które często są wbrew ludzkiej naturze. Jeszcze jesteśmy niewolnikami własnych genów, ale staramy się z tego wyzwolić. Generalnie jesteśmy stworzeni do rozmnażania się, co by się jednak stało, gdybyśmy naprawdę wydawali na świat potomstwo zgodnie z naszymi możliwościami rozpłodowymi ?
Tak sobie myślę, że Alex na swoim blogu po prostu namawia ludzi do tego, by byli szczęśliwi. Pomyśleli najpierw o sobie, o siebie zadbali. To całkiem rozsądne, bo nawet jeśli pomyślimy o tym w kategorii posiadania potomstwa, to myślę, że ludzie spełnieni i szczęśliwi będą w przyszłości wspaniałymi rodzicami. Nie każdy się w końcu do tego nadaje.
„Kiedyś pewne rzeczy robiło się po ślubie, a jak panienka zaszła w ciążę to był jej problem, a dodatkowo społeczeństwo ją dyskryminowało społecznie.
Dziś państwo ze swoim aparatem będzie szukać ojca, zmuszać do płacenia a jak nie – kryminał. ”
To zmuszanie do płacenia przez państwo, to po prostu zmuszenie do odpowiedzialności, poniesienie konsekwencji własnych działań przez obie strony. Bo chyba zgodzimy się, że w tej sytuacji potrzeba dwóch osób ? Nie widzę tutaj niczego niewłaściwego. Ale może nie do końca zrozumiałam Twoją wypowiedź. Dlaczego dziecko miałby być problemem jedynie kobiety, gdzieś tu się zapodział Twój model rodzinny .. Pewne rzeczy robiło się po ślubie w przypadku obu partnerów, czy tylko dziewczyn, a mężczyźni mogli używać do woli ? Jeśli mówimy o orientacji hetero, to potrzeba do takiej relacji dwóch odmiennych płciowo osób, więc każda z tych osób łamała „normy społeczne”, dlaczego więc konsekwencje miałyby ponosić jedynie kobiety ? Osobiście bardzo się cieszę, że dzisiaj podobne zasady nie obowiązują, przynajmniej w cywilizowanych krajach.
Co do samego tematu – takie zachowania mojej rodziny sprawiły, że na dzień dzisiejszy mam niewielki kontakt z nimi, nie potrafimy rozmawiać. Myślę, że czasami są ważniejsze rzeczy niż jakieś tam zasady, m.in. szczęście naszych bliskich. Oby moi kiedyś to zrozumieli.
Pozdrawiam serdecznie :)
SinOfKane
nie rozumiem dlaczego uważasz, że nietrzymanie się norm społecznych oznacza zmianę zachowań na gorsze??
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
SinOfKane
zadałam pytanie co rozumiesz przez:
– “…… coś takiego jak normy społeczne których funkcją jest prostowanie ludzi w jakiś sposób „wykrzywionych”
Podałeś przykład o …. mrówkach. W jaki sposób odnosi się to do czytelników tego bloga czy do społeczeństwa?
Twierdzisz również, że „Jest zbiór norm które są niezbędne do funkcjonowania społeczeństwa, główną sprawą jest posiadanie i wychowywanie potomstwa.”
Ten „zbiór norm” nie ma charakteru bezwzględnie obowiązującego i jest indywidualnym wyborem czy ktoś będzie miał potomstwo czy nie. Wolność wyboru w tej sprawie jest społecznie akceptowana.
Piszesz również:
„Ja to widzę tak:
Społeczeństwo steruje nami na dwa sposoby:
1) społeczna – jeden drugiego poucza
2) państwowa – państwo za pomocą aparatu przymusu nas przymusza
Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej metody, denerwują mnie wszystkie państwowe zakazy dyskryminacji itp.”
ad 1. W sferze społecznej nie jest dobrze widziane, jeżeli ktoś próbuje bez wyraźnej prośby w jakiejkolwiek sprawie pouczać drugą osobę lub naruszać jej sferę prywatną w celu zaspokojenia swojej ciekawości. Ty masz inne zdanie?
ad.2 Państwo oddziaływuje na społeczeństwo przez normy prawne. Cechą tych norm jest skuteczność wobec wszystkich adresatów, bez znaczenia, że „denerwują” Cię „wszystkie państwowe zakazy dyskryminacji itp”. Te zakazy dyskryminacji obowiązują również Ciebie.
Alex,
Mam mieszane uczucia co do niniejszego wpisu i Twoich rad w temacie. Zgadzam się z główną tezą, że należy mieć własne zdanie i umieć bronić swoich przekonań. Ale diabeł tkwi w szczegółach.
Widzę dwie grupy potencjalnych odbiorców Twoich rad:
Osoby, które mają swoje zdanie, wybrały swoją drogę życiową (i codziennie ten wybór aktualizują). Swoje decyzje mają dobrze, szczegółowo, jasno i logicznie uzasadnione (czasami również na piśmie). Wszyscy oni są w każdej chwili przedstawić swoje plany wraz z ich uzasadnieniem każdemu i zrobią to z niekłamaną przyjemnością. Tacy nie potrzebują odpowiadać pytaniem na pytanie czy w inny sposób ucinać dyskusji. Ich logiczne uzasadnienie w zupełności wystarcza do zamknięcia ust przeciwnikom.
Osoby, które to zupełnie nie mają pomysłu na życie. Tacy to powinni jak najszybciej ruszyć się sprzed telewizora i podjąć jakiekolwiek działanie. W tym momencie już mniejsza o to, czy zrobią to dzięki wewnętrznej motywacji czy też pod wpływem uciążliwych pytań rodziców, pociotków czy kogokolwiek innego. Takim osobom dałeś narzędzie pozwalające bronić nijakości. Chyba lepiej dla nich samych, żeby z niego nie korzystali.
Wszelacy znajomi są źródłem darmowego feedbacku z bardzo bliskiej obserwacji naszej osoby. Nawet jeśli proponowane przez nich rozwiązania są bez sensu to z ich punktu widzenia istnieje jakiś kwestia, czegoś nie rozumieją, czegoś się boją. Proponuję chwilę się zatrzymać i zastanowić, czy przypadkiem nie mają cienia racji. I tak każdy musi mieć dobrą odpowiedź na każde z pytań dla własnego dobra. Więc można tej odpowiedzi po prostu udzielić. Czy ja czegoś nie rozumiem?
I jeszcze o prywatności. Czy tylko ja tak mam, że na każde z wymienionych pytań mogę porozmawiać nawet z przypadkową starszą panią w tramwaju? Uważam te kwestie za tyle ważne, że chętnie porozmawiam z każdym, szczególnie z osobami, które mają odmienne zdanie. W końcu nie szukam potwierdzenia, ale raczej nowego spojrzenia na moją sytuację oraz jeszcze lepszych odpowiedzi. Co oczywiście nie znaczy, że bezkrytycznie poddam się psychologicznej manipulacji.
Rozmawiajmy o życiu a nie o pogodzie! A prywatności pilnujmy na naszej klasie :)
PS: Może rzeczywiście czasem Twoja rada się gdzieś komuś przyda. Może rzeczywiście tylko ja nie trafiłem w życiu na nikogo, kto w absurdalny sposób próbowałby mną sterować. Chciałbym w tym miejscu pozdrowić mamę, tatę, całą rodzinę oraz wszystkich moich pociotków i znajomych! :)
Gracjan
Czuję się strasznie nie zrozumiany :( – nie chodzi o to, że ktoś się ze mną nie zgadza, problemem jest to, że ja piszę o czymś innym a dostaje odpowiedzi jak bym pisał zupełnie coś innego.
Spróbuję prościej – o ile się da :)
@Kasia
Odpowiem tylko na część spraw bo by mi dnia nie starczyło gdybym chciał odpowiedzieć na całość.
„To tak a propo Twojego modelu życia,…”
Nic o swoim modelu życia nie pisałem.
„Uderza mnie w Twoich wypowiedziach brak dostrzegania (a może po prostu brak zwykłej akceptacji) różnorodności, która niewątpliwie istnieje wśród ludzi.”
Ja BARDZO akceptuję różnorodność, właśnie w jej imię tu piszę ! Wszystkie moje wypowiedzi tu mają tylko JEDEN cel – uzmysłowić innym, że jak odrzucimy „dyskryminację pociotków” to na jej miejsce dostaniemy USTAWY REGULUJĄCE zachowanie – JEDANKOWE dla całej populacji. Wtedy będziemy jak serek – z „homo-genizowani”.
Jedno Kasiu pytanie, czy zgodziła byś się na zniesienie państwowego przymusu edukacyjnego ? Tak żeby jedne dzieci do szkoły chodziły – a inne nie ? A likwidacja MEN i żeby każda szkoła mogła uczyć tego czego chcą rodzice ? Jedni by uczyli się ewolucjonizmu inni kreacjonizmu itp. Ja jestem właśnie za taką RUŻNORODNOŚCIĄ !
„To zmuszanie do płacenia przez państwo, to po prostu zmuszenie do odpowiedzialności, poniesienie konsekwencji własnych działań przez obie strony. Bo chyba zgodzimy się, że w tej sytuacji potrzeba dwóch osób ?”
Od tego są umowy, jeżeli panienka udostępni bez umowy – no to nie ma zobowiązań. Zwyczajowo taką umowę składa się w kościele, ale i notariusz też jest jak dla mnie OK :)
Jest to bardzo praktyczne – jeżeli masz dwoje dzieci chłopca i dziewczynkę to musisz pilnować tylko jednego „organu”. Syn i tak jako nie pełnoletni ma ograniczone czynności prawne.
@ artur
„nie rozumiem dlaczego uważasz, że nietrzymanie się norm społecznych oznacza zmianę zachowań na gorsze??”
I to jest konkretne pytanie :)
To, że ludzie nie trzymają się norm społecznych samo w sobie nie jest ani dobre ani złe. Pojawiają się wtedy jednak problemy (napięcia) i ta sytuacja jest wykorzystywana przez państwo które rozwiązuje ten „palący problem społeczny” poprzez ustawy – i to jest problem.
Klika przykładów aktualnych:
– czy rodzice mogą bić swoje dzieci
– czy w szkole powinny wisieć krzyże
– czy edukować dzieci sexualnie
Jak państwo by nie rozwiązało tych problemów – rozwiązanie będzie JEDNOLITE dla całej populacji.
I odpowiedź wprost:
Nasze normy społeczne stworzyły najlepszą znaną cywilizację (polecieliśmy nawet w kosmos!) i z tego powodu normy jakie legły u jej podstaw uważam za sprawdzone i z tego powodu słuszne.
@Eve
Nie za bardzo umiem Tobie odpowiedzieć, spróbuję jednak najlepiej jak umiem.
„Podałeś przykład o …. mrówkach. W jaki sposób odnosi się to do czytelników tego bloga czy do społeczeństwa?”
Mrówki są takim prostym społeczeństwem, mrowisko może wyginąć i społeczeństwo może wyginać jak np. Indianie lub Inkowie. Wystarczy, że przyjmą złe zasady. A skąd wiemy które zasady są dobre a które złe ? – oczywiście dobre są te które przetrwały i wydały z siebie wielkie cywilizacje, a złe te które wymarły. Po Indianach nawet zabytki nie zostały …, to samo w Afryce …
„Ten “zbiór norm” nie ma charakteru bezwzględnie obowiązującego i jest indywidualnym wyborem czy ktoś będzie miał potomstwo czy nie. Wolność wyboru w tej sprawie jest społecznie akceptowana.”
Generalnie prawda, ale rodzina nie zawsze zaakceptuje to, że będziesz chciała wyeliminować swoje geny z populacji. Może Ciebie dyskryminować – i ma do tego pełne prawo.
1 „W sferze społecznej nie jest dobrze widziane, jeżeli ktoś próbuje bez wyraźnej prośby w jakiejkolwiek sprawie pouczać drugą osobę lub naruszać jej sferę prywatną w celu zaspokojenia swojej ciekawości.”
2 W sferze społecznej nie jest dobrze widziane, jeżeli ktoś próbuje żyć „na kocią łapę” w celu zaspokojenia swojej chuci.
Widzisz różnice między tymi zdaniami ? Ja nie widzę żadnej, poza kwestią gustu oczywiście :)
„Państwo oddziaływuje na społeczeństwo przez normy prawne.”
truizm
„echą tych norm jest skuteczność wobec wszystkich adresatów”
truizm
„bez znaczenia, że “denerwują” Cię”
dla mnie to znaczenie jest KOLOSALNE
„Te zakazy dyskryminacji obowiązują również Ciebie.”
truizm
Truizm jest jedną z form erystyki – NIEUCZCIWEGO prowadzenia dyskusji.
@wszyscy
Zdaję sobie z tego sprawę iż forma w jakiej piszę razi wielu, taki już jednak jestem i zawsze można mnie dyskryminować z tego powodu (nie odpowiadać, nie czytać, nie reagować) ja się z zasady nie obrażam.
Pozdrawiam wszystkich.
do Wszystkich
SinOfKane napisał do Eve „Truizm jest jedną z form erystyki – NIEUCZCIWEGO prowadzenia dyskusji.”
Nieuczciwością jest dodawanie własnych epitetów do definicji slownikowych w celu manipulowania rozmówcą, co tym samym zrobił SinOfKane
Erystyka – to sztuka prowadzenia sporów, dyskusji, kłótni – od gr. eristikós 'kłótliwy’ od éris 'kłótnia; spór, walka; bogini niezgody, córka Nocy, towarzyszka Aresa na polu bitwy;
SinOfKane do tej słownikowej definicji dodał „NIEUCZCIWEGO”. To właśnie jest nieuczciwe i manipulacyjne.
Truizm – od ang. truism 'jw.’ od true 'prawdziwy’z kolei to oczywista, znana prawda, zbyt znana, zeby warto ja było powtarzać. To nijak się ma do tego, co napisała Eve.
Dodatkowo to także ma nic wspólnego z nieuczciwoscią.
Dyskusji z SinOfKane prowadzic nie bedę, bo nie dyskutuję z ludźmi, którzy o innych wyrażają się w pogardliwy sposób, że zacytuję „mięczaki godne pogardy”. Szkoda na to mojego czasu i energii.
Pozdrawiam
Ewa W
Do swojej oststniej wypowiedzi dodam jeszcze coś:
– w odpowiedzi do EVE przeczytałam też
„A skąd wiemy które zasady są dobre a które złe ? – oczywiście dobre są te które przetrwały i wydały z siebie wielkie cywilizacje, a złe te które wymarły. Po Indianach nawet zabytki nie zostały …, to samo w Afryce …”
No cóż… Działalność Świętego Oficjum, inkwizycja, wymordowanie Indian w Ameryce Północnej i mordowanie Indian Ameryki Środkowej i Południowej w ramach realizacji miłości bliźniego…
Zatem idąc za myślą autora komentarza do Eve – dobrą zasadą jest mordowanie, grabienie, ponizanie…
To taka właśnie dyskusja o zasadach…
Ewa W
Witajcie po przerwie :-)
Wreszcie zrobiłem te parę istotnych spraw po powrocie i powoli wracam do dyskusji.
Zacznijmy od uporządkowania rozmowy z SinOfKane
Jeżeli pytam Cię o dokładne wyjaśnienie co chcesz powiedzieć, to nie jest to chwyt retoryczny, lecz autentyczna potrzeba zrozumienia Twojego stanowiska.
Pytasz: „Dokładnie to co napisałem to chyba jasne ? ”
Najwyraźniej nie :-)
Dalej piszesz o erystyce :-) :-)
Bez obrazy, w takiej dyskusji jak ta z Tobą erystyka byłaby strzelaniem z armaty do wróbla, bo najwyraźniej mamy problemy z elementarnym utrzymaniem się jednego dyskutanta w temacie rozmowy i zrozumieniem pewnych „niuansów” jak różnica między uwagą „myj się” (zakładam że w stosunku do małego dziecka, bo przecież Czytelnicy tego blogu to nie kloszardzi)), a wtrącaniem się w takie poważne decyzje życiowe jak kierunek wykształcenia, partner, czy kwestia posiadania dzieci :-)
Twoja klasyfikacja:
„Osoby łamiące zasady i chodzące własnymi ścieżkami z podniesioną głową to często wizjonerzy.
Osoby łamiące zasady i narzekające (jak homoseksualiści z TV) na ostracyzm to mięczaki godne pogardy.
Osoby namawiające do łamania zasad to szkodniki społeczne. ”
bardzo niewiele ma wspólnego ze sprawą dyskutowaną w poście. Do tego stwierdzenie „Osoby łamiące zasady i narzekające (jak homoseksualiści z TV) ” budzi we mnie pytanie jakie to zasady łamią narzekający homoseksualiści (w przeciwieństwie do narzekających hetero :-)), no ale to nie jest temat tego postu.
W odpowiedzi Żanecie napisałeś:
„„Chyba w ogóle nie zrozumiałeś posta.”
To zdanie jest niegrzeczne – czy autorka zdaje sobie z tego sprawę ? Jest praktycznie równoważne z napisaniem – jesteś głupi. ”
Polecam gorąco przeczytanie mojego postu http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/ bo mamy tutaj typowy przypadek :-)
dalej twierdzisz: „ematem posta jest odcięcie się od wpływu otoczenia, które narzuca nam model życia w rodzinie 2 2. ”
Przeczytaj ten post jeszcze raz i zobacz, czy naprawdę chodzi tylko o model życia w rodzinie 2 2.
dalej: „Gdy jednak swoją świadomą decyzją np. o nie myciu się zrażasz otoczenie to co wtedy ”
Nie rozróżniasz o jakich kwestiach my tutaj dyskutujemy???
dalej: „To co pisze Alex to owsiakowe „róbta co chceta”, skutkiem takiej ideologii są dzieci kwiaty a potem się mówi o „lost generation”. ”
Jesteś pewien tego co napisałeś??? Odzwierciedla to Twoje poglądy?
Potem piszesz: „Czuję się strasznie nie zrozumiany :-) – nie chodzi o to, że ktoś się ze mną nie zgadza, problemem jest to, że ja piszę o czymś innym a dostaje odpowiedzi jak bym pisał zupełnie coś innego. ”
Nie daje CI to nic do myślenia?? Ostatnio czytałem o kierowcach jadących autostradą pod prąd, większość z nich była przekonana, że top wszyscy inni się pomylili.
Jaki jest związek z tematem naszego postu a zniesieniem państwowego przymusu edukacyjnego???
Piszesz: „Od tego są umowy, jeżeli panienka udostępni bez umowy – no to nie ma zobowiązań. ”
Masz bardzo oryginalne pojęcie o seksie pisząc o „udostępnieniu się” panienki. Wiesz że spora część kobie nie „udostępnia się”, lecz aktywnie delektuje seksem?? Że jest sporo takich, które głównie w tym celu spotykają się z facetem?
Proszę, nie pisz (tak kategorycznie (przynajmniej na tym blogu) o rzeczach, o których nie masz pojęcia.
dalej:” Nasze normy społeczne stworzyły najlepszą znaną cywilizację…”
Poznałeś prawdziwe realia innych cywilizacji?
Dalej: „Po Indianach nawet zabytki nie zostały …, to samo w Afryce … ”
A piramidy majów, a piramidy egipskie???
i tak dalej i tak dalej….
co prawda piszesz: „Doceniam brak cenzury na Twoim blogu – rzecz rzadka w dzisiejszych czasach. ”
ale jakoś muszę dbać o poziom dyskusji na tej stronie. A Ty niestety, mówiąc po żeglarsku, jesteś ostro na granicy łopotu (żagli)
Pozostałym Czytelnikom odpowiem później, teraz muszę jechać na spotkanie
Pozdrawiam
Alex
SinOfKane:
„Odpowiem tylko na część spraw bo by mi dnia nie starczyło gdybym chciał odpowiedzieć na całość.”
Przyznam, że komentarz faktycznie wyszedł mi nieco długi, także rozumiem. Choć szkoda, może zrozumiałabym dokładniej co chcesz przekazać.
„Nic o swoim modelu życia nie pisałem.”
Pisałeś (przynajmniej ja to tak odebrałam):
„Zgadzam się z tym zdaniem w 100%, tematem posta jest odcięcie się od wpływu otoczenia, które narzuca nam model życia w rodzinie 2 2.”
Tutaj wspominasz o tym, jaki model jest nam narzucany i piszesz:
„Społeczeństwo steruje nami na dwa sposoby:
1) społeczna – jeden drugiego poucza
2) państwowa – państwo za pomocą aparatu przymusu nas przymusza
Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej metody, denerwują mnie wszystkie państwowe zakazy dyskryminacji itp.”, a więc odnosisz się do pewnego popieranego przez siebie modelu życia.
Krótka odpowiedź, żeby nie rozpisywać się ponownie.
„Normy te są niezbędne do właściwego funkcjonowania społeczeństwa, co nie znaczy, że trzeba ich bezwzględnie przestrzegać. Mała część populacji może się nie dostosować i żyć w sprzeczności z nimi i jest to nie groźne. Nie jest problemem 1% czy nawet 10% singli w społeczeństwie, jeżeli jednak dojdziemy do wartości 25% czy 50% system społeczny ulegnie diametralnym zmianom ze względu na zmianę sposobu wychowania następnego pokolenia oraz jego liczebność.”
Faktycznie, dopuszczasz różnorodność, ale w określonych przez siebie granicach. Napewno nie tak, jak napisałeś później: „Ja BARDZO akceptuję różnorodność, właśnie w jej imię tu piszę !” Widzę tu sprzeczność, ale może to moje błędne wrażenie. Jeśli będziesz zainteresowany, rozwinę tą kwestię.
Jesteś za przymusem stosowanym przez rodzinę, ale odrzucasz przymus państwowy. Państwo ma za zadanie chronić obywateli, stąd większość norm prawnych. Pozostawia jednak sporo wolności, pozwala na indywidualne wybranie sposobu, w jaki chcemy żyć (i nie zapomina przy tym o większości, co nie zawsze jak dla mnie jest pozytywne – większość nie zawsze ma rację). Np. dopuszcza dobrowolność w wyborze kariery zawodowej, planowania rodziny, wiary itd., której odmawiają nam najbliżsi. I nieważne, czy próbują nas uszczęśliwiać na siłę czy przerzucają na nas swoje ambicje.
Przyznam szczerze, że przeraziły mnie niektóre z Twoich wypowiedzi. Początkowo chciałam poruszyć wszystkie kwestie. Zrezygnowałam jednak, bo naprawdę komentarz byłby pokaźnych rozmiarów. Na koniec odpowiem na Twoje pytanie.
„Jedno Kasiu pytanie, czy zgodziła byś się na zniesienie państwowego przymusu edukacyjnego ? Tak żeby jedne dzieci do szkoły chodziły – a inne nie ? A likwidacja MEN i żeby każda szkoła mogła uczyć tego czego chcą rodzice ? Jedni by uczyli się ewolucjonizmu inni kreacjonizmu itp. Ja jestem właśnie za taką RUŻNORODNOŚCIĄ !”
Ta kwestia jest nieco bardziej skomplikowana. Nie jestem bowiem w stanie powiedzieć ile dzieciaków poprzez tą przymusową edukację miało szansę na własny rozwój. Ilu rodziców w przypadku takiej wolności odebrałoby swoim dzieciom możliwości. Oczywiście, polska edukacja nie stoi na najwyższym poziomie, ale to już nieco inna sprawa. Przydałaby się mała rewolucja. Uważam, że stworzenie szkół, gdzie uczyliby tylko jednego, wybranego przez rodziców spojrzenia na świat, byłoby strasznie ograniczające. Mam nadzieję, że odpowiedź jest w miarę zrozumiała.
Tutaj skończę.
Pozdrawiam
Kasiu, pozwól że się wtrącę do Twojej dyskusji z SinOfKane.
(…) Uważam, że stworzenie szkół, gdzie uczyliby tylko jednego, wybranego przez rodziców spojrzenia na świat, byłoby strasznie ograniczające. (…)
Moim zdaniem ograniczająca jest obecna sytuacja, gdzie państwo decyduje, które spojrzenie na świat ma być tym jedynym nauczanym. Gdzie rodzic nie ma praktycznie żadnego wpływu na to, czego uczą się jego dzieci w państwowej szkole podstawowej. Najbardziej boleję nad jakością nauczania matematyki i fizyki, a także tendencyjnego nauczania historii.
SinOfKane
Ubawiło mnie Twoje zdanie „Osoby namawiające do łamania zasad to szkodniki społeczne.” jako że natychmiast przyszedł mi na mysl Mikołaj Kopernik :-)
Czy nie wydaje Ci się, że gdybyśmy żyli cały czas w zgodzie ze starymi sprawdzonymi zasadami, z pokolenia na pokolenie, nastepował by regres?
Czy postepując tak jak zyczą sobie inni, bylibysmy szczęśliwi w naszym życiu?
Post Alexa odbieram raczej jako przyczynek do zastanowienia sie co dla nas jest dobre i dokonania tego wyboru samodzielnie.
Równie dobrze wśród pociotków możemy mieć osobę która zapyta ” żenisz się po co? małżeństwo to pomyłka. Nie rób tego.” albo ” Nie kupuj mieszkania/domu to Cię przywiąze do miejsca/dasz zarobić bankom” itp itd.
Poza tym kto powiedział, ze nasza cywilizacja jest najlepsza? Amerykanie uważają nas za kostyczną Europę, Szejkowie z Dubaju nie rozumieją, ze tak duzo pracujemy a Chińczycy, ze tak mało pracujemy. To stereotypy ale nie mniejsze niz zalozenie ze nasza czwilizacja jest najlepsza. Duzo podrozuje i mam wielki szacunek do innzch kultur.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Jeśli chciałbym dyskusję uciąć, to pytającym z 1 grupy odpowiedziałbym raczej: Nie martw się, wszystko pod kontrolą.
Pytającym z drugiej grupy: Piękną mamy pogodę, nieprawdaż?
Jeśli to nie poskutkuje, to dopiero wtedy odpowiedzi sugerowane przez Alexa
„Moim zdaniem ograniczająca jest obecna sytuacja, gdzie państwo decyduje, które spojrzenie na świat ma być tym jedynym nauczanym. Gdzie rodzic nie ma praktycznie żadnego wpływu na to, czego uczą się jego dzieci w państwowej szkole podstawowej. Najbardziej boleję nad jakością nauczania matematyki i fizyki, a także tendencyjnego nauczania historii.”
Temat edukacji to temat rzeka. Tutaj rozważamy przykład kształcenia wczesnego, powiedzmy od 7 roku życia do ukończenia gimnazjum, czyli 15-16 lat (w tym okresie to właśnie rodzice muszą decydować, co będzie najlepsze dla ich dzieci, później większość już nabiera jakiegoś pojęcia co lubi robić, więc może wyborów dokonać samodzielnie). Jeśli pozostawimy całkowity wybór rodzicom, to pojawi się większe rozwarstwienie w społeczeństwie (ci wykształceni, z lepszymi zarobkami wybiorą inaczej, niż rodzice z klasy roboczej). Obecnie każdy ma mniej-więcej takie same szanse rozwoju, dostęp do informacji. Reformy i jeszcze raz reformy, tego na pewno potrzeba. Ale dla wszystkich.
Nie chciałabym już więcej w tym wątku poruszać tematu edukacji, nie do tego on służy. Może kiedyś Aleks napisze post „Jak zmienić system kształcenia w Polsce” i wtedy będziemy mogli powymieniać się pomysłami. Teraz kończę, bo nie chcę nadwyrężyć uprzejmości Gospodarza.
Pozdrawiam :)
Nareszcie mogę odpowiedzieć na pozostałe komentarze :-)
Anon
Piszesz: „Strasznie duzo piszecie ”
No cóż, ludzie na tym blogu mają sporo do powiedzenia i zazwyczaj potrafią to wyartykułować :-)
Marta
Piszesz: „Całe życie jestem przygniatana takimi pytaniami. ”
Któż z nas nie miał takich doświadczeń!! Myślałem, że w obecnych pokoleniach trochę się to zmieniło, ale pod wpływem rozmów z młodymi ludźmi zacząłem pisać ten cykl postów
Gracjan Polak
Dziękuję za klarowne wyartykułowanie Twojej opinii, nawet jeśli się z nią nie zgadzam.
Definiujesz grupę pierwszą: „Osoby, które mają swoje zdanie, wybrały swoją drogę życiową (i codziennie ten wybór aktualizują). Swoje decyzje mają dobrze, szczegółowo, jasno i logicznie uzasadnione (czasami również na piśmie). ”
a potem piszesz: „Tacy nie potrzebują odpowiadać pytaniem na pytanie czy w inny sposób ucinać dyskusji. Ich logiczne uzasadnienie w zupełności wystarcza do zamknięcia ust przeciwnikom. ”
Widzisz, tutaj pojawia się pytanie, jakie prawo mają ci wspominani przez Ciebie „przeciwnicy” do zadawania nam takich pytań. To jest kwestia jasnego postawienia granic swojego „terytorium”, czego wielu ludzi nie robi a potem mają kłopoty z poczuciem własnej wartości. Mówiłem o tym na grudniowym spotkaniu, może warto napisać specjalny post na ten temat.
Drugą grupę definiujesz: „Osoby, które to zupełnie nie mają pomysłu na życie. ”
a potem stwierdzasz: „Takim osobom dałeś narzędzie pozwalające bronić nijakości. Chyba lepiej dla nich samych, żeby z niego nie korzystali. ”
Takim osobom dałem narzędzie pozwalające bronić ich terytorium. To jest dobry początek, aby nabrać na tyle poczucia własnej wartości, aby zacząć wierzyć że ma się wpływ na swoje życie. Brak pomysłu na życie bardzo często bierze się właśnie z szeroko rozumianego poczucia bezsilności. Dyktatura osób trzecich takie poczucie wzmacnia!
Piszesz dalej: „Wszelacy znajomi są źródłem darmowego feedbacku z bardzo bliskiej obserwacji naszej osoby. ”
To się zgadza, tylko jak w przypadku wielu darmowych rzeczy warto zapytać się o wartość takiej informacji zwrotnej. Jeżeli ktoś chce zbudować sobie tzw. standardowe życia jakie ma masa populacji to jeszcze pół biedy, ale jeśli chcesz czegoś czegoś więcej, to perspektywa tejże masy jest mało przydatna a nawet szkodliwa, tym bardziej że ich feedback nie ogranicza się do przekazywania obserwacji, lecz zazwyczaj dochodzą do tego interpretacje i tzw. dobre rady. A te są często tak fałszywe jak u małego dziecka, które „przyłapało” rodziców na uprawianiu seksu – tata robi coś z mamą, mama jęczy , więc to pewnie dzieje jej się krzywda :-)
Zgadzam się, że można na te wszystkie tematy porozmawiać z każdym. Chcę tylko, aby dobór rozmówcy (jakikolwiek on by nie był) był świadomym wyborem Czytelnika. Post jest o tych „rozmówcach”, którzy sami nieporoszeni wtrącają się w nasze życie.
Na końcu stwierdzasz: „….ja nie trafiłem w życiu na nikogo, kto w absurdalny sposób próbowałby mną sterować. Chciałbym w tym miejscu pozdrowić mamę, tatę, całą rodzinę oraz wszystkich moich pociotków i znajomych! ”
Gratuluję szczęśliwego trafu i dołączam się do pozdrowień
Ewa W
Dziękuję za wyjaśnienie niektórych używanych w dyskusji pojęć
Monika Góralska
Piszesz: „Dużo podróżuje i mam wielki szacunek do innych kultur. ”
To jest jeszcze jeden dowód na to, że młodzi ludzie najpierw powinni porozglądać się trochę po świecie. Wtedy rozszerzy im się perspektywa.
Krzysztof Janyst
Twoja metoda też powinna działać, choć ja wolę moja, bo następnym razem ktoś pomyśli zanim znowu zacznie :-)
Tematu Edukacyjnego nie chcę teraz poruszać, bo to nie ten wątek
Pozdrawiam serdecznie
Alex
SinOfKane
napisałeś:
„Czuję się strasznie nie zrozumiany :( – nie chodzi o to, że ktoś się ze mną nie zgadza, problemem jest to, że ja piszę o czymś innym a dostaje odpowiedzi jak bym pisał zupełnie coś innego.”
co rozumiesz przez:
„Truizm jest jedną z form erystyki – NIEUCZCIWEGO prowadzenia dyskusji.”
i jaki to ma związek z moimi wypowiedziami?
Witam.
To mój pierwszy wpis na blogu, więc chciałem pogratulować Aleksowi dobrej roboty :)
Swojego czasu miałem swój sposób na pytania od rodziny typu „Kiedy się ożenisz”, mianowicie podawałem konkretną datę tak całkiem „z kosmosu”. Wtedy następowała u rozmówcy konsternacja i pytanie „A w którym roku?”, na to odpowiedź „a tego to jeszcze nie wiem”. Kończyło się to zawsze śmiechem i nikt się nie obrażał, a po pewnym czasie pytania ustały, więc sposób okazał się skuteczny.
Pozdrawiam.
Panie Aleksie, dziękuję Panu bardzo za ten post, ponieważ idealnie trafia on w moje potrzeby. Od jakiegoś czasu coraz bardziej irytują mnie wścibskie pytania
Muszę obalić tę dyktaturę!
Jeżeli tacy ludzie nie są do mnie bardzo przywiązani, to nie ma z tym problemu, by użyć Twojego rozwiązania, ale mam inną sytuację.
Mieszkam w mieście gdzie jest mój jeden wujek z rodziną, i bardzo blisko jest drugi wujek. Jeżdżę tam, żeby ich odwiedzać, żeby nie było że rodzina brata ich w ogóle nie obchodzi, niepisane zasady. I ogólnie to teraz nie zamierzam do nich dzwonić przez miesiąc, mam powody, może później pojadę, ale tak naprawdę bardzo nie chcę tam jechać, mimo że trochę mi pomogli materialnie(hmm.. czy przyjęcie pieniędzy nie było błędem, mogłem powiedzieć, że dobrze sobie radzę).
Rozmowy z nimi są jak przesłuchania, wypytują mnie o kolejne rzeczy związane z moim życiem i z życiem najbliższej rodziny, ile mam pieniędzy, ile zarabiam, potem właśnie tak z góry patrzą na to co robimy i mówią co my(najbliższa rodzina) mamy robić; i w ogóle tylko złe strony dostrzegają, a potem głównie to jeden wujek(głównie to z nim ma problem) zachwala swoją stronę. I teraz stosuję Twoją taktykę.
Albo przyjeżdżam do nich na kilka dni, albo na połowę dnia i teraz pytanie, jak tak szybko utnę rozmowę, to po co tam jestem właściwie? O czym z nimi będę tam właściwie rozmawiał? Oni żyją w innym świecie niż ja… wychowani byli we wsi, nie określam tego jako coś gorszego, ale oni myślą inaczej.
Czy mam na mniej prywatne pytania się zgadzać, a na bardziej nie, i tak po trochu zdobywać pole swobody? Twoje podejście jest twarde, widać granice. Oni chyba nie wiedzą, że w ogóle mi się tam nie podoba, poza tym, że jest wygodnie materialnie prosto mówiąc.
Damian.
Odpowiedź: „a do czego jest ci potrzebna ta informacja” jest grzeczna, skuteczna i zamyka dyskusję, nawet z akwizytorem. Potwierdzam.
Witam!
Jestem osobą w wieku 20+ i mam trudną relację z osobą w wieku 60+ z tzw. dalszej rodziny, z osobą X.
X w obecności swojej rodziny traktuje mnie jak gówniarza (gówniarz to popularne określenie w środowisku X). X zachowuje się protekcjonalnie. Poucza w sprawach, o których nie ma pojęcia. Kreuje się na eksperta, choć nim nie jest. Strofuje mnie w obecności innych. Umniejsza moją wartość. Wytyka wady. Wmawia wady, których nie mam. Manipuluje otoczeniem. Narzuca swoje zdanie. W rozmowach próbuje doprowadzić do kłótni, sprzeczki. Szuka dziury w całym. Czepia się pochodzenia i mojego wyglądu. Nie słucha. Wydaje polecenia. Traktuje mnie jak służącego. Nie prosi, ale żąda. Chce, żebym robił coś, co kosztowałoby mnie dużo wysiłku i co na rynku kosztuje dużo pieniędzy. Dodam, że i tak robię dużo dobrego dla jego rodziny, za darmo. Daję dużo więcej niż biorę. Ale X chce więcej i więcej.
X mówi pewnym i nieznoszącym sprzeciwu tonem. Często podnosi na mnie głos. Kiedy w grzeczny i kulturalny sposób próbuję się sprzeciwić, X zaczyna na mnie wrzeszczeć. X: „Ile ty masz lat!!!???”
X jest rodzinnym autorytetem, wzorem do naśladowania, więc raczej trudno liczyć na ich poparcie.
Mimo to chcę utrzymywać kontakt z tą tzw. dalszą rodziną. Nie podoba mi tylko sposób, w jaki X mnie traktuje. Co robić?
Pozdrawiam
MarcinM