Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie cechy drugiego człowieka dyskwalifikują go w Waszych oczach, niezależnie od tego jak atrakcyjna byłaby u niego cała reszta? Podkreślam, że mówię teraz tylko o tych czynnikach, które rzeczywiście powodują, iż po stwierdzeniu ich nie wchodzimy, względnie niezwłocznie kończymy bliższą relację z taka osobą, a nie drobiazgi, będące tylko drobnymi niedogodnościami. Te ostatnie występują prawie zawsze, bo przecież jesteśmy tylko ułomnymi ludźmi, a nie aniołami.
Zrobienie sobie takiej analizy może być bardzo pomocne, tym bardziej, że zdarza nam się w tej dziedzinie „strzelać sobie w stopę” :-)
Moje obserwacje pokazują, że sporo ludzi popełnia jeden z następujących błędów:
- brak uświadomienia sobie takich cech wynikający często z niezastanawiania się nad sobą i swoim życiem. To powoduje, że często wchodzimy w związki z całkowicie nieodpowiednimi dla nas ludźmi, bo brak nam tego generalnego filtra „przydatności” drugiej osoby. W konsekwencji często inwestujemy nasz czas i inne zasoby w relacje, które są dla nas szkodliwe
- niepotrzebnie wysoko ustawiona poprzeczka. To jest bardzo rozpowszechnione zjawisko, szczególnie u osób młodszych, albo o stosunkowo niewielkim/mało różnorodnym doświadczeniu życiowym. Widać było je np. w wielu wypowiedziach pod jednym z ostatnich postów. W rezultacie prowadzi to często, do wyeliminowania z naszego „radaru” ludzi, znajomość z którymi mogłaby nas bardzo posunąć do przodu, szczególnie w kwestii dalszego rozwoju i zdobywania nowych, nieznanych dotąd pozytywnych doświadczeń
- całkowity brak takich kryteriów, często wynikający z małego poczucia własnej wartości lub „prania mózgu” przez społeczeństwo. Bierze się cokolwiek, byleby było, a to z kolei prowadzi bardzo często do stania się ofiarą, a co najmniej do podejmowania kiepskich decyzji życiowych.
- „zawieszanie” kryteriów dyskwalifikujących w stosunku do konkretnych osób, wynikające z zaprogramowania przez społeczeństwo, lub braku „jaj” aby takie odcięcie od nich przeprowadzić. Typowymi przykładem jest podtrzymywanie relacji z destruktywnym dla nas członkiem rodziny, „bo przecież to rodzina”. Często widać wobec takiego kogoś tolerancję na zachowania i postawy, które u kogokolwiek innego spowodowałyby natychmiastowe zakończenie znajomości. W rezultacie nie tylko pozbawiamy się energii i radości życia, ale też ćwiczymy się w wyuczonej bezradności. A to już bardzo niedobrze.
Zdarzają się też przypadki będące kombinacją powyższych, którą trudno uzasadnić w jakikolwiek racjonalny sposób :-)
Na przykład ktoś posiada rozsądne ze swojego punktu widzenia kryteria dyskwalifikujące, które ulegają gwałtownemu zaostrzeniu w stosunku do osób bliskich (niekoniecznie rodziny). Sam tak miałem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, całe szczęście, że to rozpoznałem i usunąłem.
Inny dobry przykład takiego postępowania: Kobieta pozostaje w bardzo destruktywnej i demotywującej relacji z wieloletnią przyjaciółką „nie mając serca” aby ją zakończyć, kończy za to relację z facetem z którym ma (też z jej punktu widzenia) dobry seks, dobre rozmowy i możliwość wielu ciekawych przedsięwzięć, tylko dlatego, że on co prawda sygnalizuje jej wielka sympatię, ale zgodnie z prawdą twierdzi, że nie jest w niej zakochany.
Takie rzeczy można mnożyć, niemniej dla Was wartościowsze będzie uważne przyjrzenie się, jak to wygląda u każdej/każdego z Was. Chętnie podyskutuję z Wami na ten temat i zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.
PS: Pewnie interesuje Was, jakie kryteria dyskwalifikujące stosuję ja
Proszę bardzo :-) (mówimy teraz o relacjach bliższych niż zdawkowa znajomość)
- niestabilność emocjonalna
- stabilność emocjonalna w jakimś destruktywnym i/lub samodestruktywnym stanie ducha
- chęć czynienia zła i szkodzenia innym
- uzależnienie od alkoholu i narkotyków
- powiązania z jakakolwiek działalnością przestępczą (to w każdym przypadku)
- kompletny brak etyki w postępowaniu
Dodatkowo ograniczam moje interakcje z ludźmi cierpiącymi na głupotę, co nie ma nic wspólnego z inteligencją czy wykształceniem, bardziej z racjonalnym wykorzystaniem własnego umysłu
Naturalnie są to moje subiektywne kryteria i pewnie w subiektywny sposób je interpretuję, ale dają jakieś pojęcie. Jak to wygląda u Was?
Hej Alex,
poruszasz w tym poście kilka ciekawych tematów. Rzeczywiście, ja również jestem przekonany o tym, że bez stereotypizacji ludzi, wśród których żyjemy, mielibyśmy poważne problemy. Trzeba używać „filtrów”, bo bez nich spada prawdopodobieństwo trafienia na ciekawe osoby i wejścia w interesujące relacje.
Ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia życiowego wynika, że jednak bardzo łatwo jest:
1) „Odfiltrować” w ten sposób naprawdę ciekawych ludzi, którzy być może są świadomi dyskwalifikujących ich wad i starają się z nimi walczyć. Pierwsze dwa punkty Twojej listy niosą taką możliwość.
2) Możliwość, że krzywdząco potraktujemy drugą osobę, odbierając jej zachowanie jako manifestację jednego z punktów na liście, gdy tymczasem było ono podyktowane czymś zupełnie innym, albo motywacje tej osoby były dużo głębsze. Tutaj pasuje np. ostatni punkt na Twojej liście.
Ja sam podobnych „filtrów” nie stosuję, ale to dlatego, że niestety na tyle rzadko wchodzę z nowymi osobami w bliższe znajomości (co jest prawdopodobnie niezbyt dobrą rzeczą), że nawet nie miałbym kiedy ich używać. ;) Ale już w przypadku znajomości bardziej powierzchownych takie „filtry” mam: bardzo łatwo jest na przykład dowiedzieć się wiele o kimś, kto wypowiada się na wymagające własnej opinii tematy (sposób w jaki to robi, argumenty, jakich używa i to, jak reaguje na argumenty przeciwne).
Piszesz poza tym: „ograniczam moje interakcje z ludźmi cierpiącymi na głupotę, co nie ma nic wspólnego z inteligencją”. Mógłbyś to rozwinąć? :) Bardzo mnie ciekawi, co przez to rozumiesz.
@Alex,
Ciekawy wpis, czyli jak rozumiem odrzucasz bliższą znajomość z osobami chorymi na pewne choroby, gdyż niestabilność emocjonalna czy alkoholizm lub narkomania to często wynik choroby (nie wnikam czy zawinione przez te osoby, geny, osobowość czy czynniki środowiskowe).
Co w wypadku gdy wiesz, że taka osoba aktywnie działa na rzecz poprawy tego stanu (przy chorobach psychicznych właściwie to jest leczenie/hamowanie objawów w niektórych przypadkach). Taka osoba wie, że jest to czynnik utrudniający jej relacje, działa aktywnie w sprawie jego wyeliminowania, ale czasami zdarzają się „wpadki” gdy coś nie pójdzie nie tak.
A co z osobą która nabywa takich cech w trakcie trwania relacji? Kończysz ją?
Pytam, bo mnie samego w wyniku choroby można podciągnąć pod jeden z tych czynników (i to ujmując sprawę bardzo delikatnie :-)) i miałem w życiu nieciekawe epizody (szpital itp.), a mimo to jestem w stanie dzięki terapii normalnie funkcjonować w społeczeństwie od kilku dobrych lat (wcześniej były epizody jak wspomniałem wynikające, raz z braku rozpoznania, dwa z dobraniem właściwej terapii) i gdyby nie fakt małego środowiska czy kilkumiesięcznej przerwy w pracy (szpital) nikt by nie wiedział o mojej chorobie (mówię tu o codziennej firmowej relacji).
Czy jest to czynnik dyskwalifikujący w Twojej ocenie?
Pozdrawiam
Tomek
Mateusz D N
Piszesz o „stereotypizacji”, co prawdopodobnie pochodzi od „stereotyp”. W takim przypadku ja mówię o czymś innymi, a mianowicie o pojedynczej cesze, która dyskwalifikuje kogoś niezależnie od tego, jaki jest poza tym.
Piszesz o ryzyku „odfiltrowania” kogoś ciekawego kto albo jest niestabilny emocjonalnie, albo stabilny w destruktywnym stanie ducha. Biorąc pod uwagę mnogość ciekawych ludzi, którzy nie mają tych cech nie mam z takim ryzykiem żadnego problemu.
Oczywiście jak ktoś z nimi walczy, to trzymam kciuki aby mu się powiodło, ale póki co, niech zostanie na zewnątrz.
Dalej „Możliwość, że krzywdząco potraktujemy drugą osobę, odbierając jej zachowanie jako manifestację jednego z punktów na liście, gdy tymczasem było ono podyktowane czymś zupełnie innym, albo motywacje tej osoby były dużo głębsze. Tutaj pasuje np. ostatni punkt na Twojej liście. „
Ostatni punkt z tych bezwarunkowych to „kompletny brak etyki w postępowaniu”. Słowo „kompletny” sugeruje, że nie jest ot ocena tylko na podstawie jednego incydentu. Przy pojedynczym zdarzeniu trzeba pamiętać o możliwości fałszywej interpretacji, zresztą któż z nas nie postąpił kiedyś w sposób, który dziś sami uważamy za nie w porządku (najczęściej z poczucia słabości)??
Jeżeli jednak pewien wzorzec się powtarza, to katapultuję delikwenta z mojego życia.
Głupotą nazywam kierowanie się emocjami albo lenistwem prowadzących do wniosków i decyzji przeciwnych do tych, które podjęlibyśmy na podstawie możliwych do osiągnięcia danych używając naszej inteligencji. Samemu zdarza mi się robić takie rzeczy z lenistwa, znoszenie ich wyczerpuje moją osobistą tolerancję na na głupotę i niewiele już jej zostaje dla innych ludzi :-)
Tomek
Pytasz: „odrzucasz bliższą znajomość z osobami chorymi na pewne choroby, gdyż niestabilność emocjonalna czy alkoholizm lub narkomania to często wynik choroby (nie wnikam czy zawinione przez te osoby, geny, osobowość czy czynniki środowiskowe). „
Pomijając jakieś akcje humanitarne, to tak. Mam dość wyzwań w życiu i bez takich relacji.
Dalej: „Co w wypadku gdy wiesz, że taka osoba aktywnie działa na rzecz poprawy tego stanu (przy chorobach psychicznych właściwie to jest leczenie/hamowanie objawów w niektórych przypadkach). Taka osoba wie, że jest to czynnik utrudniający jej relacje, działa aktywnie w sprawie jego wyeliminowania, ale czasami zdarzają się “wpadki” gdy coś nie pójdzie nie tak. „
Trzymam kciuki za powodzenie tego procesu i życzę tej osobie jak najszybszych sukcesów. Reszta jak powyżej.
Dalej: „A co z osobą która nabywa takich cech w trakcie trwania relacji? Kończysz ją? „
Taki przypadek chyba jeszcze mi się nie zdarzył. Prawdopodobnie podjąłbym jakieś działania humanitarne, ale to już nie byłaby partnerska relacja. Ostatnie zdanie jest czysto teoretycznym rozważaniem, bo jaki wspomniałem taka sytuacja jeszcze mi się nie wydarzyła.
Przy odpowiedzi na Twoje ostatnie pytanie należałoby przyjrzeć się faktycznemu stanowi aktualnemu dzisiaj (którego nie znam), wtedy masz odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
Dzięki za odpowiedź, na szczęście każdy z nas ma inne „czynniki dyskwalifikujące” :-) co nie znaczy, że Twoje są złe czy niewłaściwe.
Co do ostatniego pytania, to (teoretyzując) gdyby aktualna ocena wypadła właściwie to potencjalnie (w przypadku nawrotu choroby) miałbyś taki teoretyczny przypadek :-)
Z chorobami już tak jest, nie wszystko jest zależne od nas i choć medycyna robi ogromne postępy, na niektóre rzeczy nie ma wpływu.
Co nie znaczy, że nie można z nimi normalnie, aktywnie żyć.
Pozdrawiam
Tomek
Cześć Alex, witajcie Czytelnicy,
Alex, poruszyłeś dziś dość ważny z mojego punktu widzenia temat, mam nadzieję, że wywiąże się z tego fajna dyskusja.
Na szybko odniosę się tylko do tej części postu, gdzie wymieniłeś czynniki dyskwalifikujące relację z drugim człowiekiem. Do tych, które już sam wymieniłeś (i które podzielam) dodałabym jeszcze od siebie kilka takich jak:
– brak, bądź niewystarczający z mojego punktu widzenia poziom dojrzałości/ inteligencji emocjonalnej, przejawiający się np. brakiem empatii, niezdolnością do zrozumienia i uszanowania odmienności drugiego człowieka, czy też okazywaniem ignorancji w różnych sytuacjach życiowych – ignorancji, której towarzyszy często dodatkowo zbytnia pewność siebie (chociażby w trakcie rozmowy z drugą osobą)
– skłonność do dowartościowywania siebie poprzez poniżanie bądź umniejszanie wartości innych (metoda którą zdarza mi się najczęściej obserwować to werbalne „pojechanie/dokopanie” komuś ;-) )
– używanie wulgaryzmów, jako stały element codziennego języka, bo zazwyczaj świadczą one o agresji wewnętrznej danego człowieka
Pozdrawiam serdecznie,
Marta
Moje kryteria dyskwalifikujące:
– uzależnienie od alkoholu i narkotyków
– „niska rozdzielczość” we wszystkich dziedzinach życia – to chyba ta głupota o której Alex też wspominał
Mam jedną relacje z osobą niestabilną emocjonalnie, faktycznie relacja jest trudna. Nauczyłem się do tego podchodzić z dystansem, kolejnym razem prawdopodobnie unikałbym rozwoju takiej relacji.
Teoretycznie mógłbym przepisać to co napisałeś Alex w swoim poście ale prawdę mówiąc nie doświadczyłem tego. Bardzo możliwe, że nie nawiązałbym relacji z osobami złymi bez żadnych zasad etycznych (ale to się okaże w praniu).
Cześć wszystkim,
Dzięki Alex za ten post, trafił mi się w dobrym momencie życia, bo właśnie się zastanawiam jakie cechy chciałabym u partnera. Ale moją listę zaczęłam od tego właśnie czego na pewno bym nie chciała i na pierwszym miejscu są nałogi i brak stabilności emocjonalnej. Niestety z własnych doświadczeń wiem, że życie z kimś takim jest męczące i pozbawione stabilności, wynikającej właśnie z wahań nastroju drugiej osoby. Więc pomimo dobrych momentów, które się też zdarzają, relacja taka nie ma raczej szczęśliwej przyszłości. Dla mnie odpada. To samo się tyczy pozostałych punktów z twojej listy.
Poza tym odpadają dla mnie ludzie którzy, nie mają szacunku i tolerancji dla innych. Chodzi mi szczególnie o pogardę dla kogoś kto postępuje inaczej niż dana osoba to sobie wyobraża, lub o pogardę w stosunku do ludzi o niższym statusie społecznym (nigdy nie wiadomo czy kiedyś sami nie znajdziemy się w takim położeniu). Poza tym zbyt egoistyczna osoba też u mnie odpada. Podobnie jak wszelkiej maści manipulanci ;). Odpadają też osoby niesłowne.
W sumie tak jak piszesz, zastanowienie się nad takimi kryteriami naprawdę pomaga. Już od pewnego czasu, z pomocą tego bloga i własnych doświadczeń próbuję stworzyć te moje listy, i przyglądam się bliżej swoim relacjom z innymi, (część relacji zakończyłam bo po bliższym zastanowieniu nic nie wnosiły w moje życie) więc jeszcze raz dzięki za podpowiedź. Pozdrawiam wszystkich czytelników i ciebie Alex:)
@śka
Cześć wszystkim!
Nigdy z takiego zbioru cech nie tworzyłem listy, ale dobrze mieć taki zestaw do szybkiego likwidowania niepotrzebnych znajomości. Dodałbym tylko jedną cechę, która w zasadzie jest połączeniem kilku Aleksowych punktów:
-ludzi którzy przy każdej okazji narzekają na swój los nie próbując go zmienić.
Aleksie, czy tego typu listy tworzysz świadomie w którymś momencie życia czy może stosujesz się do nich automatycznie, a dopiero przy pisaniu posta formalizujesz je na blogu?
Pozdrawiam,
Maks
Hej!
Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem sformułowanie „stabilność emocjonalna w jakimś destruktywnym i/lub samodestruktywnym stanie ducha” – chodzi o bierne podejście do własnych kłopotów? Właściwie to ogólnie nie jestem pewien czym miałaby być stabilność emocjonalna. Da się to sformułowanie jakoś intuicyjnie zrozumieć, ale nie mogę sobie w głowie ułożyć nawet szkicu kryterium takiej stabilności. Mógłbyś, Alex, chociaż trochę rozwinąć ten temat?
Pod wymienionymi przez Alexa kryteriami mógłbym się właściwie podpisać (zakładając, że dobrze rozumiem kwestię stabilności emocjonalnej), ale myślę, że radykalność ich stosowania należy stopniować proporcjonalnie do bliskości relacji. Obejmują one przecież całe spektrum od „widzę cię czasem w autobusie/pracy/na uczelni” po „kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę życia”. Wydaje mi się, że utrzymywanie znajomości, nawet całkiem bliskich, z ludźmi na różne sposoby „skrzywionymi” – moralnie, emocjonalnie czy też psychicznie – może być bardzo korzystne poznawczo i rozwijające. Za pośrednictwem takich osób możemy jakby podejrzeć świat z perspektywy w jakiej sami nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Najważniejsze to zachować rozsądek przy ustalaniu własnego udziału w takiej relacji tj. chronić własną moralność, psychikę i emocje.
Podsumowując metaforą: myślę, że kryteria Aleksa świetnie pokazują gdzie jest przepaść, ale korzystając z własnego rozsądku dobrze jest się czasem zbliżyć do krawędzi. Tak ja to przynajmniej widzę.
Pozdrawiam!
Mateusz
Hej!
Dopiero za sprawą Twojego postu zacząłem się zastanawiać nad poruszonym przez Ciebie tematem i z pewną satysfakcją stwierdziłem, że również posiadam taką listę cech dyskwalifikujących.
U mnie są to przede wszystkim:
– Fałszywość (ciężko jest to niestety stwierdzić na samym początku znajomości)
– Brak szacunku do innych ludzi
– Bezpłciowość, rozumiana jako całkowity brak choćby jednej, wyróżniającej danego człowieka cechy. Jeśli ktoś nie prezentuje sobą nic, co mogłoby mnie zaciekawić, nawet nie staram się szukać takich cech na siłę. Tutaj ciekawym przykładem jest osoba, którą poznałem jakiś czas temu w poprzedniej pracy. W wielu rzeczach się nie zgadzaliśmy, mamy różne poglądy na wiele tematów, inne spojrzenie na świat… ale te właśnie różnice, umiejętność dyskutowania i bronienia swoich racji, sprawiły, że była to bardzo wartościowa znajomość. Ten człowiek po prostu nie był bezpłciowy.
– ostatnią cechą, która kogoś dyskwalifikuje jest całkowity brak przedsiębiorczości i zaradności życiowej, ale bardzo szeroko rozumianej. Jeśli ktoś nie potrafi nic zmienić z własnej woli w swoim życiu, wątpię, aby potrafił zmienić coś w moim (pozytywnie rzecz jasna).
Zauważyłem natomiast, że zdarza mi się popełniać jeden z błędów, które wymieniłeś. Czasami „zawieszam” swoją listę i staram się dawać ludziom szansę… ale po dłuższym zastanowieniu się stwierdzam, że żadna z takich warunkowych relacji nie okazała się być wartościowa.
Chciałbym się Was natomiast zapytać, czy macie tak czasami, że poznając nową osobę, mimo, iż ta jeszcze nawet nie zdążyła się odezwać, już wiecie, że się nie dogadacie? Ja tak mam dość często i nie wiem co jest tego powodem. Intuicja, chemia, mechanizm obronny organizmu?
Pozdrawiam,
Artur
Super wpis Alex, nie odpowiada mi zbyt ostry sposób stawiania sprawy. Eliminowanie, dyskwalifikacja, likwidacja znajomości. Za chwilę będziemy mówić o eksterminacji tych, którzy nie spełniają jakiejś tam listy naszych życzeń. Mam dużo bardziej dynamiczne podejście do życia i nie lubię ludzi dyskwalifikować, eliminować i likwidować. Wolę mówić o czynnikach, które osłabiają moje zainteresowanie.
A są to:
– roszczeniowość,
– nieuleczalna niechęć do zmian,
– zaborczość,
– pogarda dla wartości,
– brak entuzjazmu do czegokolwiek,
– brak zaangażowania w cokolwiek
– lenistwo, wygodnictwo, tumiwisizm,
– brak odpowiedzialności za siebie i innych.
Czesc!
Jakis czas temu naturalna koleja rzeczy bylo stworzenie takiego filtra. Moje filtry to:
1. Negatywne myslenie, pesymizm
2. Dzialanosc przestepcza
3. Cwaniactwo
Nie jest tego wiele ale jest to solidna baza do tworzenia sobie kregu znajomych ktorzy mi odpowiadaja.
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo ciekawy post. Ja nazywam taką listę „osobistą ochroną psychiczną” Czasem jest dość trudno pozbyć się znajomości – czasem jest się na nią skazanym – np pracując czy mieszkając razem. Ale izolowanie się od takich osób jest na dłuższą metę dobre. Jak Alex napisał – jest wiele ciekawych osób, szkoda energii i życia aby ją marnować. Tak jak mówią „w biznesie nie ma sentymentów”, ja uważam, że takie podejście jest dobre ale nie zawsze najlepsze. Chociaż każdy powinien się chronić przed osobami szkodliwymi (jak wampiry energetyczne), które nie wniosą nic dobrego w nasze życie lub blokują nasz rozwój. Z mojego doświadczenia wiem, że zrobienie takiej klarownej listy jest dość trudne oraz używanie tej samej miarki do wszystkich. Ale dla własnego zdrowia, lepiej takie zasady określić i się ich trzymać. Wierzę także, że nikogo nie spotykamy w naszym życiu przypadkowo i każda znajomość ma coś wnieść lub nas czegoś nauczyć, będąc świadomym, że każda znajomość się może skończyć lub rozluźnić.
Cześć :)
Między innymi ten blog kilka lat temu spowodował, że z człowieka, który myślał o sobie, że jest introwertykiem i właściwie rozważał odcięcie się od świata zewnętrznego (gdyż postrzegał go jako zagrożenie), chcąc zająć się rzeczami bez znaczenia, które nazywał hobby :D
Za inspiracją idącą z postów i komentarzy jakie można tu przeczytać, zacząłem eksperymentować z nawiązywaniem i utrzymywaniem relacji z różnymi ludźmi, co chętnie czynię nadal :)
Zmieniło to w moim życiu wiele rzeczy, oczywiście na plus :D Dorobiłem się też filtra pomagającego mi odsiewać ludzi problemowych i łowić co ciekawsze perełki; oto ważniejsze kryteria:
1. Idąc za tym co napisał Seth Godin w znakomitej książce Linchpin – ‘Nie chcę mieć do czynienia z ludźmi przebywającymi w nieustających cyklach lęku i bólu’.
To dość ogólne kryterium pozwala uniknąć trwonienia mojego czasu na grupę ludzi, którzy postrzegają otaczającą ich rzeczywistość jako zagrożenie, produkując przy tym ilość fantazji i domysłów, której mój, zaledwie nieznacznie „oczytany” umysł nie może znieść :D
Nie traktuję takiej osoby jako gorszej. Po prostu wiem, że nie będzie okazji żeby nic ciekawego przedsięwziąć, a i ilość i jakość innych – przyjemnych interakcji, będzie wątpliwa… Z reguły wszystko będzie podszyte strachem, niepewnością, czarnowidzeniem – a nic tak nie odbiera mi energii niż pesymizm. Dodając do tego fakt, że mam wystarczająco dożo wyzwań tu i teraz, odpuszczam ludzi których zakwalifikuję do niniejszej grupy.
2. Brak ciekawości świata – wyobraźcie sobie, że często zdarza mi się spotykać ludzi, którzy w wieku dwudziestu paru / trzydziestu lat uważają, że poprzez swoją marnej jakości edukację i wąskie doświadczenia, poznali już całą naturę rzeczywistości i ta nie ma przed nimi tajemnic :D
Dla nich nie ma sensu dyskutowanie tego, że w międzyczasie pojawiły się nowe możliwości, oni nie widzą zmian jakie aktualnie mają miejsce w wielu dziedzinach. Według ich oglądu rzeczywistości świat jest „taki a siaki” – i koniec! Dziś budzi to u mnie uśmiech od ucha do ucha, kiedyś trochę się denerwowałem na takie podejście; no ale to oni będą ponosili koszty swojej ignorancji. Ja nie chcę w tym partycypować.
Jak przy tym wszystkim, co oferuje nam dzisiejszy świat, można go ignorować i pławić się z lubością w rzeczywistości wirtualnej??? To nie mój świat :D
3. Lekceważący stosunek do innych – niezależnie od tego czy rozmawiamy o stosunku służbowym, czy też dyskutujemy o ideach lub konkretnych przedsięwzięciach. Pogarda jest dla mnie na skali uczuć tak nisko jak tylko potrafię sobie wyobrazić. Uważam, że zdrowy człowiek, twardo stojący w rzeczywistości nie musi i nie chce robić takich rzeczy.
4. Niestabilność emocjonalna (wg. definicji Alexa).
5. Próby sprowadzenia mnie lub innych „na niższy poziom” (także nieświadomie) – wiele razy spotykałem się z konsultacjami bez zlecenia, skierowanymi w moją stronę, które pomimo nieposiadania formy otwartego ataku, dawały do zrozumienia, że: to nie jest dla ciebie, nie nadajesz się, to wymaga XYZ, a ty tego nie masz i nie będziesz miał, zejdź na ziemię, to jest głupie, etc. (dziesiątki rzeczy z umocowaniem w wątłej logice).
Tu mam trochę braki, bo postrzegam sytuację następująco: jeśli nie masz bardzo dobrych argumentów, aby podeprzeć to o czym mówisz, to twoje rady są mało warte = ty jesteś mało warty. Muszę nad tym jeszcze popracować.
6. Osoby grające w gry win-lose i lose-lose. To chyba nie wymaga szerszego komentarza :D Mogę tu podpiąć np. wszelkiej maści skłonności do agresywnych zachowań (lose-lose).
7. Roszczeniowa postawa w stosunku do mnie i innych – najbardziej bawią mnie ludzie oceniający co ja mogę i czego nie mogę w oparciu o wątłe informacje jakimi dysponują a propos mojej osoby :D Jeszcze lepiej jest jak zaczynają podejmować roszczeniowe działania w oparciu o takie kalkulacje :D Eject!
8. Wszelkiej maści manipulatorzy – to serio da się szybko wyczuć!
9. To, co Alex nazywa głupotą, a ja nazywam „zakrzywianiem rzeczywistości” – oporność na argumenty, bierność, ewentualnie nadmierna aktywność podejmowana w oparciu o „zrobię co mi się umyśli”, bez baczenia na konsekwencje :D
Zgadzam się też ze słusznością i ważnością większości kryteriów wymienionych przez Czytelników. Jak widać tych ważnych (ogólnie) może być sporo. Dlatego z dużym zainteresowaniem śledzę niniejszy wątek.
Warto abym zaznaczył, że każda przyzwoita osoba ma „szansę powrotu”. Jeśli problem był incydentalny i wynikał z latania na autopilocie, to mogę puścić sprawę w niepamięć. Natomiast jeśli sprawa ma charakter seryjny… To jest to dobry moment na ćwiczenie „eject” i asertywności.
Kaiman fajnie pisze o „osobistej ochronie psychicznej” – dopóki nie zrobi się rozeznania w związku ze sposobem w jaki kwalifikuje się ludzi do różnych rzeczy, dopóty często nie zdajemy sobie sprawy jak obciąża nas (niepotrzebnie) robienie różnych rzeczy z osobami stosującymi negatywne wzorce postępowania.
Czuję, że te negatywne mają kilkukrotnie większą siłę oddziaływania, niż pozytywne. Idąc tym tropem – zdecydowałem podjąć świadome działania, mające w skutkach uchronić mnie przed negatywnymi oddziaływaniami i zapewnić czas na pozytywne interakcje :)
Warto wyrobić sobie taki zestaw skutecznych filtrów. Przykład praktyczny – ostatnio spotkałem się z dyrektorem handlowym sporej firmy informatycznej, żeby porozmawiać o możliwości współpracy pomiędzy nami (ja sprzedaję technologie). Po 15 minutach rozmowy, dzięki niedużemu doświadczeniu jakie zdobyłem w obcowaniu z ludźmi w ogóle, byłem w stanie ocenić, że dyrektor: manipuluje, jest agresywny, zagrał ze mną dwukrotnie win-lose i ma do mnie lekceważący stosunek. Taka jego postawa dyskwalifikuje go jako partnera do interesów dla mnie. Jeszcze trzy lata temu skuszony jego „czarowaniem” mógłbym zgodzić się na naszą współpracę, co biorąc pod uwagę zaistniałe podczas krótkiej rozmowy okoliczności, mogłoby się dla mnie słabo skończyć.
W ostatnim roku dwukrotnie (dobrze dla mnie) uniknąłem bliższej relacji z kobietami, które są dla mnie atrakcyjne fizycznie, za to ilość problemów jakie generuję jest, delikatnie mówiąc, przytłaczająca :)
Mocno dbam o jakość i kompatybilność ludzi wokół mnie, bo zauważyłem, że kontakty z tymi pasującymi powodują, że jestem szczęśliwszym człowiekiem, dodają mi energii nawet w momencie sporego deficytu takowej, są dla mnie inspiracją do działań praktycznych, pozwalają mi (oni – dzięki swojej otwartości) poznać świat ich oczami. Wszystkie powyższe nie dość, że są przeze mnie mocno pożądane, to jeśli miałbym je jakkolwiek wycenić, mógłbym mówić o nich jedynie jako o bezcennych! :)
Witam! Post motywuje do refleksji. Całkiem wyraźnym przykładem, który zauważyłem u siebie w kontekście relacji damsko-męskich, jest nałóg palenia (gdzieś przeczytałem, że w Polsce pali 1/3 społeczeństwa, istnieje więc zawsze szansa, że nowo poznana osoba znajduje się w tej grupie).
Mogę wiedzieć, że kobieta jest atrakcyjna, ma interesującą osobowość, spędzamy miło czas, może mi pomóc w rozwijaniu się, odkrywaniu świata, i byłbym zainteresowany stworzeniem związku. Lecz mimo tego nie przeskoczę, że całowanie się z kimś takim, czując smak papierosów, jest odrzucające i nie umiem się do tego przyzwyczaić.
Oczywiście można porozmawiać, spróbować to zmienić (cykl „Jak trwale zmieniać ludzi” z 2006), lecz jest to dla mnie osobiście dość spore wyzwanie i nie wiem, czy byłbym w stanie się go podjąć. Jak napisał we wcześniejszym komentarzu Alex, „mam dość wyzwań w życiu”, choć zastanawiam się czy nie odzywa się w ten sposób u mnie również lenistwo bądź tchórzostwo.
Ciekawy post :-)
Zastanawiam się jak jest u mnie… i wychodzi mi, że na etapie bliskiej znajomości (a mam tak, że szybko nawiązuję kontakt, ale długo się zaprzyjaźniam) właściwie nie ma takich cech, które spowodowałyby zakończenie znajomości – złośliwców, intrygantów, ludzi pozbawionych empatii czy nieuczciwych odsiewam wcześniej :-).
Zakończyłabym znajomość z kimś, kto jak pisze Alex – jest związany z działalnością przestępczą – ale pewnie nie, gdyby ktoś popełnił przestępstwo nieumyślnie. Nie wiem, bo jak dotąd tutaj nie mam doświadczeń :-).
I jeszcze uwaga na marginesie – dla mnie zachowanie kobiety z przykładu jest absolutnie zrozumiałe ;-). Z przyjaciółką można ograniczyć relacje, nie stawiając sprawy na ostrzu noża (osobiście nie lubię deklaracji: „nie chcę cię znać” – to takie melodramatyczne), jeśli chodzi o faceta, z którym chcę być, nie zadowala mnie tylko sympatia – musiałabym pilnować, żeby sama się nie zakochać i zamknęłabym sobie szansę na związek z kimś innym – kto chciałby zaangażować się także uczuciowo. Zakończenie relacji jest najbardziej uczciwym wyjściem – zrobiłabym tak samo. :-)
pozdrawiam serdecznie
Elżbieta
Hej Alex,
Pytasz: „Jak to wygląda u Was?”
Pewnie można by to podciągnąć pod „stabilność emocjonalna w jakimś destruktywnym i/lub samodestruktywnym stanie ducha”, jednakże będąc bardziej precyzyjnym ograniczam moje relacje z osobami przejawiającymi fanatyzm religijny lub ideologiczny. Objawiający się bardzo wąskim patrzeniem na świat i w skrajnych przypadkach nawracaniem na siłę.
Pozdrawiam, Artur
Bardzo interesujący temat. Większość kryteriów „osłabiających zainteresowanie”, jak nazwała to Elena (bardzo ładna nazwa, za to porównanie wybierania znajomych do „eksterminacji” to gruba przesada), wymienionych wcześniej to także moje kryteria, choć inną „ciężkość” ma nieuczciwość niż „brak ciekawości świata” (kryterium, które wymienił Arek S.). Temat opisany w poście jeszcze niedawno budził mój sprzeciw. Do czasu, gdy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę każdy wybiera lub rezygnuje z niektórych znajomości na różnych etapach swojego życia, ale większość osób robi to… intuicyjnie, czyli bez zerkania na listę „kryteriów przeciw” i matematycznego ich liczenia czy ważenia. Czasami wszystko jest w porządku z danym osobnikiem, ale nie mamy „polotu” do tej znajomości i żadna lista cech ani pozytywnych, ani negatywnych nie pomoże. I tak samo intuicyjnie, czyli bez specjalnego planu działań, oddalamy się od kogoś, bo ciągle brak czasu, a ten czas wolimy przeznaczyć na bycie z kimś innym. Czasami jednak sprawy zajdą tak daleko, że cywilna odwaga jest konieczna, żeby ładnie jakąś znajomość zakończyć. I myślę, że można się postarać zakończyć relację bezboleśnie, z szacunkiem dla drugiej osoby, ale do tego potrzebna jest dojrzałość. I nie tylko panów poznaje się po tym jak kończą :).
Alex,
Z jednym nie potrafię się zgodzić. Na pytanie Tomka:
„Co w wypadku gdy wiesz, że taka osoba aktywnie działa na rzecz poprawy tego stanu (przy chorobach psychicznych właściwie to jest leczenie/hamowanie objawów w niektórych przypadkach). Taka osoba wie, że jest to czynnik utrudniający jej relacje, działa aktywnie w sprawie jego wyeliminowania, ale czasami zdarzają się “wpadki” gdy coś nie pójdzie nie tak. A co z osobą która nabywa takich cech w trakcie trwania relacji?Kończysz ją?”
odpowiadasz:
„Prawdopodobnie podjąłbym jakieś działania humanitarne, ale to już nie byłaby partnerska relacja.”
Dlaczego nie byłaby już partnerska? Poproszę o wytłumaczenie. Rozumiem, że nie traktowałbyś tej osoby „po partnersku” czyli trzeba by było zastosować wobec niej zasadę ograniczonego zaufania, czy tak? Z tym się mogę zgodzić. Jeżeli natomiast chodzi o to, że osoba, która dotychczas była Twoją partnerką, przestaje nią być w momencie, gdy np. wpada w depresję (a choroby, o których pisał Tomek nie są wrodzone), to nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Pozdrawiam,
Magda
Witam wszystkich !
Moja lista „eliminacyjna” ogranicza się w zasadzie do jednego zasadniczego pytania:
– jak się czuję po spotkaniu z daną osobą ? Czy jestem zadowolony, przygnębiony, zły, zbudowany czymś, znudzony, szczęśliwszy, wściekly, itp.
Jeżeli bilans pozostawianych dobrych emocji jest dodatni to utrzymuję tę relację, jeżeli nijaki to minimalizuję kontakt, definitywnie ujemny to go zrywam.
Nie bawię się przy tej ocenie w procenty ale obserwuję dominujący trend.
Kryterium pomocniczym jest stosunek do zwięrzat. Nie wyobrażam sobie spędzania mojego wolnego czasu z osobą która odnajduje przyjemność w zabijaniu zwierząt lub znęca się nad nimi.
To o czym pisze Alex jest bardzo dobra metodą do obrony przed wszelkiego typu „toksycznymi ludźmi” jacy nas otaczają. Dla zainteresowanych polecam bardzo ciekawą książkę, którą kiedyś miałem okazję przeczytać: http://www.gandalf.com.pl/b/toksyczni-ludzie/
Moje kryteria dyskwalifikujące to:
– Egocentryzm
– Głupkowata wesołkowatość (nie mylić z dobrym poczuciem humoru)
– Zbyt rozwlekłe gadanie o wszystkim
– Brak umiejętności przyznania się do błędu
– Wszechwiedza na każdy temat (jakby po ludzku nie można było odpowiedzieć: „Nie mam zielonego pojęcia na czym polega reakcja termojądrowa…”)
– Przyjmowanie „mentorskiego tonu” w dyskusji
– Szkodzenie innym i obgadywanie ich za plecami
Jeśli któraś z powyższych cech jest wynikiem choroby to z góry przepraszam. Nie bedę jednak każdego tego typu przypadku analizował pod tym kątem.
Cieszę się, że post wywołał taki odzew :-)
Opublikowanie kawałka rozdziału aktualnie pisanej książki okazało się dobrym pomysłem :-)
Bardzo dziękuję Wam za liczne i obszerne wypowiedzi. Pozwólcie że ze względu na brak czasu odniosę się tylko do tych, skierowanych do mnie lub polemizujących ze mną.
Maksymilian
Pytasz: „Aleksie, czy tego typu listy tworzysz świadomie w którymś momencie życia czy może stosujesz się do nich automatycznie, a dopiero przy pisaniu posta formalizujesz je na blogu? „
To są rzeczy, które w międzyczasie robię „z automatu”, pisząc ten tekst musiałem się zastanowić aby je sformułować
Mateusz K.
Pytasz: „Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem sformułowanie “stabilność emocjonalna w jakimś destruktywnym i/lub samodestruktywnym stanie ducha” – chodzi o bierne podejście do własnych kłopotów? „
Przewrotnie napisałem „stabilny emocjonalnie z destruktywnym…”
Oznacza to, że dana osoba tkwi w takim stanie i nawet z niego wytrącona samoistnie i z uporem do niego powraca. Zobacz post http://alexba.eu/2010-06-10/tematy-rozne/stabilnosc-emocjonalna/ z tym że tutaj taka stabilność jest negatywna, bo dotyczy bardzo niekorzystnego stanu ducha.
Elena
Piszesz: „Eliminowanie, dyskwalifikacja, likwidacja znajomości. Za chwilę będziemy mówić o eksterminacji tych, którzy nie spełniają jakiejś tam listy naszych życzeń. „
Dobra rada, nie daj się ponieść takiej retoryce, bo ludzie przestaną traktować Cię serio. Nigdzie nie było mowy o eksterminacji (znasz znaczenie tego słowa??)
Tutaj piszę o dyskwalifikacji, czyli uznanie kogoś za nienadającego się na partnera bliższej relacji. To jest jasno i klarownie powiedziane, zobacz proszę w słowniku.
Ja też nie lubię ludzi dyskwalifikować, ale jak trzeba to trzeba :-)
Elżbieta
Piszesz: „I jeszcze uwaga na marginesie – dla mnie zachowanie kobiety z przykładu jest absolutnie zrozumiałe . Z przyjaciółką można ograniczyć relacje, nie stawiając sprawy na ostrzu noża (osobiście nie lubię deklaracji: “nie chcę cię znać” – to takie melodramatyczne), „
Jeżeli „przyjaciółka” stałą się bardzo toksyczna i każdy kontakt jest negatywnym przeżyciem (jak w opisywanym przypadku) to co chcesz tutaj ograniczać.
Dalej: „jeśli chodzi o faceta, z którym chcę być, nie zadowala mnie tylko sympatia – musiałabym pilnować, żeby sama się nie zakochać i zamknęłabym sobie szansę na związek z kimś innym – kto chciałby zaangażować się także uczuciowo. Zakończenie relacji jest najbardziej uczciwym wyjściem – zrobiłabym tak samo.”
Tak myśli sporo, szczególnie (z całym szacunkiem) młodszych kobiet mając przed sobą ten wyidealizowany obraz zakochanego księcia na białym koniu. W realnym życiu praktyczniejsze jest to, co opisałem w poście http://alexba.eu/2009-07-11/rozwoj-kariera-praca/sto-procent/
Magdalena
Przypomnijmy najpierw, że sprawa dotyczy sytuacji dotyczącej czynników takich jak „niestabilność emocjonalna czy alkoholizm lub narkomania „
Pytasz: „Dlaczego nie byłaby już partnerska? Poproszę o wytłumaczenie. Rozumiem, że nie traktowałbyś tej osoby „po partnersku” czyli trzeba by było zastosować wobec niej zasadę ograniczonego zaufania, czy tak? Z tym się mogę zgodzić. Jeżeli natomiast chodzi o to, że osoba, która dotychczas była Twoją partnerką, przestaje nią być w momencie, gdy np. wpada w depresję (a choroby, o których pisał Tomek nie są wrodzone), to nie jestem w stanie tego zrozumieć. „
Co tu jest trudnego???
Partnerka, która wpadła w poważną depresję staje się przypadkiem terapeutycznym, gdzie jest miejsce na działania humanitarne, bo jak wyobrażasz sobie dalsze partnerstwo we właściwym znaczeniu tego słowa (bez upiększania i dodawania do tego całej ideologii)
Partnerka, która wpadła w alkoholizm czy uzależnienie narkotykowe – tym bardziej
To są w moim wypadku rozważanie teoretyczne, ale odpowiadają mojemu sposobowi patrzenia na sprawy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Proszę nie podawajcie w komentarzach stron komercyjnych jako domowych, to bardzo niedobry pomysł na tym blogu.
Alex,
dziękuję za odpowiedź, chociaż nie wyjaśniała mi wszystkiego, ponieważ inną rzeczą dla mnie jest ograniczenie zaufania ze względu na stan choroby partnera (cały czas partnera), a inną – degradacja człowieka z roli partnera do przypadku klinicznego. Jak sobie wyobrażam dalsze partnerstwo? Gdybym nie wierzyła, że pewne choroby są uleczalne , nie mogłabym sobie tego wyobrazić w żaden sposób. Mogę jednak wyjaśnić, jak to rozumiem, ponieważ nie rozważam tego tematu tylko teoretycznie. O upiększaniu nie ma więc mowy – zaręczam. Niecałe dwa lata temu mój mąż – facet z charyzmą, poczuciem własnej wartości, z różnorodnymi zainteresowaniami, wiedzą o świecie i optymistycznym podejściem do życia – z dnia na dzień niemalże zaczął odczuwać lęki niewiadomego pochodzenia. Lęki były prostą i szybką drogą do depresji. Pół roku minęło zanim odkryliśmy, że przyczyną nagłej zmiany w psychice był źle dobrany lek na nadciśnienie. W czasie całego trwania tej choroby traktowałam męża jak pełnoprawnego partnera, który robił naprawdę wszystko, żeby zdiagnozować własną chorobę i jak najszybciej się wyleczyć. Psychologowie, terapeuci, psychiatrzy – wszyscy byli zdania, że w takich sytuacjach wsparcie ze strony osoby najbliższej jest bardzo ważne. Wiedziałam to i bez ich przekonywania o tym. Mój mąż wiedział, że ma we mnie oparcie i że nie stał się nagle kimś, z kim nie będę się liczyć. Może to i brzmi bardzo idealistycznie, ale w codziennej dyskusji potrafiłam na niego nawet krzyczeć i błagać, żeby mówił prawdę, bo inaczej do niczego nie dojdziemy. I okazywało się, że mówił prawdę. Do dziś jest mi wdzięczny właśnie za partnerskie traktowanie go w tamtym czasie.
Pozdrawiam,
Magda
Magdalena
Przede wszystkim gratuluję pozytywnego końca tej historii z depresją.
Gdyby podobna historia wydarzyła mi się z partnerką, to prawdopodobnie podobnie zająłbym się nią, ale…. jeżeli przypadek byłby naprawdę ciężki, to znowu normalne partnerstwo należałoby zawiesić na kołku i przejść w tryb humanitarnej pomocy., bo druga strona nie byłaby w stanie być partnerem. Myślę, że w tym przypadku różnimy się tylko określeniem charakteru relacji, moje jest bardziej trzeźwe i beznamiętne.
W wypadku alkoholizmu lub narkotyków sprawa byłaby dla mnie jeszcze bardziej oczywista, tu byłby bezapelacyjny koniec relacji i maksymalnie pomoc humanitarna w ograniczonym zakresie.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
w cięższych przypadkach, takich jak np. narkomania, potrafiłabym jednak spojrzeć równie trzeźwo na swoją relację, niezależnie od tego, czy byłaby usankcjonowana prawnie, czy też nie. Wówczas także beznamiętnie „zawieszam tę relację na kołku” :). Wreszcie dla mnie wszystko jasne. Dzięki.
Pozdrawiam,
Magda
Alex – co do przyjaciółki – przekonałeś mnie, jeśli każdy kontakt jest negatywnym przeżyciem, ograniczanie nie ma sensu – trzeba znajomość zakończyć.
Natomiast co do faceta… Zakończenie związku nie musi mieć nic wspólnego z czekaniem na „księcia na białym koniu”. Zresztą fakt, że kobieta była przez jakiś czas w tej niezobowiązującej relacji świadczy o tym, że jest prawdopodobnie otwarta na różne możliwości. Być może – znając swoją wartość – kobieta woli kilka związków – nawet krótszych ale z osobami w niej zakochanymi – niż jeden dłuższy z „wielką sympatią”. W końcu „wielka sympatia” to coś, co można w tym samym czasie odczuwać w stosunku do wielu osób – „zakochanie” w danym momencie raczej ogranicza się do jednej osoby. Być może któryś z kolejnych partnerów okaże się równie lub bardziej atrakcyjny? Alternatywą byłoby trwanie w relacji i jednoczesne rozglądanie się za kimś innym – w dalszym ciągu uważam, że zakończenie relacji jest jednak wyjściem bardziej uczciwym.
Przeczytałam post, do którego mnie odsyłasz, piszesz w nim, że realistyczną opcją jest: „zaakceptować fakt, że najatrakcyjniejszych ludzi będziemy w jakiś sposób zawsze dzielić z resztą świata i korzystać z wyjątkowych chwil i doświadczeń, które możemy z nimi przeżyć”. Nie wiem czy masz na myśli:
a. atrakcyjny facet/kobieta w związku nie zrezygnuje ze swoich pasji, zajęć i przyjaźni tylko dlatego, że jest zakochany, więc musisz zaakceptować ograniczony czas jaki z tobą spędza;
b. atrakcyjny facet/kobieta w związku nie nie zrezygnuje ze swoich pasji, zajęć i przyjaźni ani z możliwości nawiązywania nowych związków, więc musisz zaakceptować ograniczony czas jaki z tobą spędza i to, że jesteś jedną/jednym z wielu kochanków.
Jeśli to a – to jest to dla mnie oczywiste.
Jeśli to b – zastanowię się poważnie nad atrakcyjnością owego faceta/kobiety i pewnie poszukam trochę mniej atrakcyjnego ;-)
pozdrawiam serdecznie
Elżbieta
Alex,
Dziękuję za kolejny wpis, który zachęca do zastanowienia się nad sobą oraz osobami, z którymi się kontaktujemy. Przytoczone przez Ciebie kryteria są interesujące i zbieżne z tymi, które chcę wykorzystywać w swoim życiu.
Do tych kryteriów dodałbym jedną szansę dla osoby, która „załapała” się na dane kryterium, ale chce sie zrehabilitować i działa w tym kierunku aktywnie. Co o tym sądzisz?
Ciekawa jest propozycja, którą przedstawił Adam844 („jak się czuję po spotkaniu z daną osobą”). Ciekawa z tego powodu, że istnieją osoby, które są w stanie obejść ten system. Oznacza to, że mimo iż załapują się na jedno (lub więcej) kryterium, to po spotkaniu z nią mimo wszystko czujemy się dobrze. W związku z tym powstaje (dosyć ważne według mnie) pytanie dlaczego tej osobie udało się obejść system i kto jest temu winny?
Witajcie!
Do wymienionych punktów dorzuciłbym uzależnienie od hazardu.
Ja nie uważam tych kryteriów za zbyt ostre postawienie sprawy. Zawieranie bliższych relacji z ludźmi, którzy tych kryteriów nie spełniają to wręcz pakowanie się w kłopoty na własne życzenie.
Takie cechy jak wyrazistość osobowości, czy ciekawość świata to rzecz gustu, ale bliskie relacje np z osobą która odczuwa „chęć czynienia zła i szkodzenia innym” może przynieść bardzo nieprzyjemne konsekwencje niezależnie od tego jaki się ma gust.
Mateusz Pakulski,
to jak się czuję po spotkaniu z daną osobą, może być pomocne przy rozpoznaniu 1 i 2 punktu. Ale za to nie pomoże w przypadku reszty punktów, np ktoś powiązany z działalnością przestępczą może być sympatyczny i inteligentny.
Witam serdecznie!
Nie mialam jeszcze okazji komentowac na tym blogu, ale ten tekst, Alex, tez zmusil mnie do delikatnej refleksji.. wiec dziekuje :)
Chcialam tez dodac, ze zgadzam sie z Elzbieta- po dosc ciezkim rozwodzie zaangazowalam sie w relacje z inteligentnym, interesujacym, dojzalym mezczyzna, cudownym kochankiem, ktory poprzez rozmowy i ciekawie spedzany wspolny czas sprawil, ze w mgnieniu oka stanelam na nogi, podbudowal moja wiare w siebie i sprawil, ze bardziej zaufalam temu, co mi serce podpowiada..
a serce mi podpowiadalo, ze to 10% to jest jednak not enough, so time to move on, babe :)
Bardzo szanuje tego mezczyzne i wiele mu zawdzieczam- i nie chcialabym wlasnie popsuc naszych relacji, tylko dlatego, ze ja pragne kochac, czuc motyle w brzuchu i wiedziec, ze to jest wzajemne.
Zdaje sobie sprawe z kruchosci ludzkiego zycia, z tego, ze nie ma zwiazkow na zawsze, i jak chorobliwe jest podejscie „tylko moj” i mysle, ze dzieki temu w pelni moge sie cieszyc szlenczym, przepieknym, wzajemnym zakochaniem z moim nowym, kreatywnym, ani nie mniej inteligentnym, ani nie mniej zaradnym, acz duzo mlodszym Mezczyzna :)
Mariusz P,
Masz sporo racji. Zauważ również, że podczas rozmowy z daną osobą możesz zadawać pytania na interesujące Cię tematy (lub poczekać, aż dana osoba sama ujawni pewne informacje) i na tej podstawie podsumować spotkanie oraz ocenić własne samopoczucie. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, aby zdobyć informacje na temat wszystkich podanych przez Aleksa kryteriów. :-)
Chciałabym podzielić się swoimi kryteriami dyskwalifikacji bliższej znajomości, a są nimi brak poczucia humoru /dystansu do siebie i rzeczywistości/. Wspólny śmiech łączy :-) Brak zainteresowania kulturą w szerokim zakresie – jeśli nie mogę porozmawiać o książce, wybrać się na film czy do teatru, cierpię;-)Jeśli zaś chodzi o często wymienianą przez Alexa cechę równowagi emocjonalnej, to poza ekstremalnymi sytuacjami (agresja, histeria, czarnowidztwo)lubię osoby z temperamentem, a chyba nie przepadam za osobami ułożonymi, które naprawdę trudno wyróżnić w grupie.
Witam wszystkich,
Powiązania z jakąkolwiek działalnością przestępczą, zmieniłabym zapewne określenie i zakres na „ludzi czerpiących korzyści z nieszczęścia innych”. Pracuję w prawie podatkowym i nie spotkałam człowieka, który w życiu nie popełnił przestępstwa ;) mamy takie prawo w Polsce, absurd goni absurd.
Nie patrzę zatem na to, czy człowiek łamie prawo, bo nie mam do niego szacunku, patrzę jakie są skutki jego decyzji i działań (lub ich zaniechań), to nieco mocniejszy filtr kontaktów z innymi ludźmi.
Poruszyliście wcześniej temat osób, które w problemy natury psychicznej/emocjonalnej wpadają w trakcie relacji – co wówczas. Doskonale wpisuje się to w temat wcześniej poruszony w postach „nie masz prawa do niczego”. Niestety jest to dla mnie mocno osobisty przypadek, i po doświadczeniach stwierdzam iż pomoc o której pisał Alex – tak. Kontynuowanie relacji – absolutnie nie. Bardzo żałuję po czasie, że nie miałam takich poglądów kilka lat wcześniej i nie przyszło mi do głowy zadać sobie pytania czy ta osoba ma prawo cokolwiek żądać (i ja też). Często nie uczymy się takich spraw za młodu i dopiero czytając chociażby blogi zaczęło mi osobiście świtać w głowie, jak bardzo czasem potrafimy ugrzęznąć w czymś na własne życzenie nie potrafiąc zdefiniować cech, których występowanie u człowieka powinno zapalić nam wszystkie czerwone lampki i ostrzeżenia.
Elżbieta
Piszesz: „ Alternatywą byłoby trwanie w relacji i jednoczesne rozglądanie się za kimś innym – w dalszym ciągu uważam, że zakończenie relacji jest jednak wyjściem bardziej uczciwym. „
Jeżeli opisana przez Ciebie alternatywa byłaby OK dla faceta, to nie widzę nic nieuczciwego w podtrzymaniu przez kobietę takiej znajomości.
Nawiązując do postu piszesz: „Jeśli to a – to jest to dla mnie oczywiste.
Jeśli to b – zastanowię się poważnie nad atrakcyjnością owego faceta/kobiety i pewnie poszukam trochę mniej atrakcyjnego „
Masz pełne prawo tak uważać. Z drugiej strony ….
Ad „a”: facet/kobieta nie musi wcale być zakochany/zakochana, aby relacja była przyjemna i pożyteczna dla obydwu stron
Ad „b” widziałem już wiele relacji na bardzo niecodziennych zasadach (sam też w takich bywałem) i jeśli jakiś układ jest ok dla obydwojga to wszelkie kombinacje są możliwe
Mateusz Pakulski
Piszesz: „Do tych kryteriów dodałbym jedną szansę dla osoby, która “załapała” się na dane kryterium, ale chce sie zrehabilitować i działa w tym kierunku aktywnie. Co o tym sądzisz? „
Wiesz, mam wiele zrozumienia dla ludzkich ułomności, bo sam nie jestem lepszy :-)
Jednakże opisane powyżej czynniki dyskwalifikujące to dla mnie poważne sprawy (przeczytaj je uważnie) i tutaj nie bardzo widzę możliwość „rehabilitacji”. Nie ma też potrzeby wobec faktu istnienia tak wielu innych ludzi, którzy nie mają takich istotnych wad i są gotowi na wejście w różne relacje z nami.
Dalej piszesz: „Ciekawa jest propozycja, którą przedstawił Adam844 (“jak się czuję po spotkaniu z daną osobą”). ….. Oznacza to, że mimo iż załapują się na jedno (lub więcej) kryterium, to po spotkaniu z nią mimo wszystko czujemy się dobrze.”
Kiedyś byłem w gorącej, głównie seksualnej relacji z kobietą, która była niestabilna emocjonalnie. Wierz mi, po kilku pierwszych „spotkaniach” czułem się wyśmienicie :-) Problemy, które pojawiły się później są odpowiedzialne za odpowiedni punkt w kryteriach dyskwalifikujących.
Magdallia
Życzę Ci aby te „motyle” trwały jak najdłużej. Delektuj się, jeśli masz czym.
Roma
Piszesz: „)Jeśli zaś chodzi o często wymienianą przez Alexa cechę równowagi emocjonalnej, to poza ekstremalnymi sytuacjami (agresja, histeria, czarnowidztwo)lubię osoby z temperamentem, a chyba nie przepadam za osobami ułożonymi, które naprawdę trudno wyróżnić w grupie. „
Chyba robisz błędne założenie, że temperament i niestabilność emocjonalna są ze sobą nierozdzielnie złączone :-) Znałem sporo osób o dużym temperamencie i jednocześnie stabilnych emocjonalnie. Jak tak spojrzę na siebie, to chyba też taki jestem :-)
Joasia
Piszesz: „Pracuję w prawie podatkowym i nie spotkałam człowieka, który w życiu nie popełnił przestępstwa mamy takie prawo w Polsce, absurd goni absurd. „
Zwróć uwagę, że ja napisałem o działalności przestępczej, a to coś innego, niż jak ktoś pomylił się w VAT albo PIT.
Dodatkowo warto wyjaśnić, że ja na własny użytek mam w głowie niemiecką terminologię, gdzie jest Verbrechen (przestępstwo – co najmniej rok kary wiezieniem) i Vergehen (występek – wszystko poniżej)
Wyjaśniłem teraz wystarczająco dobrze o co mi chodzi?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Zależy co nazywamy „niestabilnością emocjonalną”. Może bardziej chodzi w Twojej wypowiedzi o „konsekwencje” niestabilności emocjonalnej u danego osobnika lub inaczej, o kontrolę nad emocjami. Każdy z nas ma różne okresy, etapy w życiu, nie jesteśmy wciąż tacy sami. Nikt nie jest stabilny emocjonalnie, bo nie jesteśmy maszynami ustawionymi na „stabilność”. Każdy z nas wystawiony jest na działanie emocji, są one częścią naszej natury. Teraz, ich intensywność zależy w dużej mierze od kilku czynników – rodzaju doświadczenia pojedynczego lub zbioru doświadczeń życiowych, temperamentu oraz umiejętności radzenia sobie z emocjami, lub ich kontrolowania.
Ty Alexie, wydaje mi się, opanowałeś nieźle kontrolę własnych emocji, bo osoby z temperamentem raczej ulegają intensywniej wrażeniom zmysłowym świata zewnętrznego i chyba nie można tego zmienić. Można nad tym zapanować.
I następnie, uważam, że jeśli ktoś nie panuje nad swoimi emocjami w taki sposób, że notorycznie godzi to w moje samopoczucie podczas kontaktu z nim, naturalnie unikam takich osób. Ale jeśli dana osoba nie panuje nad emocjami w pewnych, wytłumaczalnych dla mnie okolicznościach, jeśli w dodatku tą osobę znam i ma ona innych wiele pozytywnych cech, jestem skłonna uznać jej cechę charakteru jak np. zmienność nastrojów.
Znam kilka osób, które okazały się do tej pory dobrymi współpracownikami, rzetelnymi, odpowiedzialnymi, natomiast emocjonalnie różnie z nimi bywa. Kiedy mają gorszy dzień, widzę że nie starają się nad tym zapanować, albo przynajmniej ograniczyć konsekwencje swojego złego humoru, będąc dajmy na to, opryskliwym dla otoczenia.
A tak ogólnie, w trakcie różnych znajomości, zmieniam zdanie o osobach, zwłaszcza jak przechodzę z nimi na bliższy kontakt. Jednym słowem, przyznaję nieraz że potrafię się mylić w pochopnych sądach.
co do działalności przestępczej, byłbym ostrożny w interpretacji.
Czy działalność w organizacji typu AK w czasie wojny to działalnośc przestępcza? – według prawa – jak najbardziej, według polskiej etyki- wręcz przeciwnie.
Tak, życie nie jest biało-czarne.
Poza tym w kategoriach moich wykluczeń-
1/ osoby zaśmiecające język wulgaryzmami
2/ osoby niewiarygodne – nawet takie, ktore się spóźniają czy na spotkanie, czy z wykonaniem czegoś w terminie
Pozdrawiam
Poza punktami wymienionymi przez Alexa na mojej liście znajdują się jeszcze:
1) Twardogłowość, dogmatyzm oraz dyskutowanie z faktami. Wyskakuje taki z jakąś tezą od czapy, udowadnia ją posiłkując się trzema nieprawdziwymi „faktami”, a jak mu się czarno na białym pokaże, że jego fakty jakoś tak nie do końca odpowiadają rzeczywistości, to zaczyna odwracać kota ogonem albo się obraża.
2) Złośliwość i dwulicowość, w szczególności opowiadanie złośliwych plotek i komentarzy o znajomych połączone oczywiście z byciem słodkim jak miód w towarzystwie tych osób. Jakoś nie potrafię się powstrzymać od myślenia co taka misia (bo w tym celują kobiety) opowiada o mnie za moimi plecami. Przerzucanie się złośliwościami w gronie znajomych mi nie przeszkadza, oczywiście o ile wszystkie zainteresowane osoby to akceptują.
3) Brak szacunku dla innych, „gorszych” ludzi. Niezależnie od tego, w stosunku do kogo będzie się objawiał ten brak szacunku (zwykle innej narodowości, słabiej wykształconych, pracujących fizycznie itp.), jest to cecha dyskwalifikująca z miejsca.
Pojawiające się kilkakrotnie powyżej nadużywanie wulgaryzmów w zależności od sytuacji albo mnie razi (a od „razi” do „dyskwalifikuje” jeszcze długa droga), albo bawi, to drugie w sytuacji gdy ktoś ewidentnie próbuje mnie w ten sposób zbulwersować :D
Alex,
Ależ doskonale rozumiem, iż twoja definicja przestępstwa nie ociera się o coś tak „prozaicznego” jak pomyłki w obliczeniach np. PIT. Dla mnie przestępstwo to złamanie konkretnego prawa obowiązującego w danym kraju. Przez wyjście od prawa podatkowego chciałam pokazać punkt widzenia osoby która z polskim prawem na co dzień ma do czynienia i zna jego absurdy. Za wiele błahostek niepodatkowych można wylądować w więzieniu i narobić sobie długów do piątego pokolenia. Zmiana tej definicji nawiazywała raczej do faktu, że współczesne prawo utraciło niemal zupełnie swoje pierwotne funkcje ochronno-regulujące. Stąd może przyjmuje się u mnie nieco inna definicja działalności przestępczej jako szkodzenie innym – jako świadome działanie wobec innych na szkodę wspólnego i jego dobra, a im bardziej „ciężkiego” kalibru tym lepiej trzymać się z dala. Nie byłabym też tak łagodna w „drobnych” przewinieniach (występkach jak określiłeś wg niemieckiej terminlogii), ich nagromadzenie szczególnie wobec jakiejś określonej grupy czy pod wpływem pewnych czynników sygnalizuje zdecydowanie problemy różnego rodzaju.
Cezar,
o to też mniej więcej chodzi. Oficjalne przepisy nijak mają się do tego, czy nasze działanie i decyzje czynią krzywdę innym (czyli chyba pierwotna definicja przestępstwa?), czy są tak poważne by absolutnie nie kontynuować znajomości. Nie patrzymy ot tak sobie na prawo na samoistny byt, tylko na cel jego ustanowienia.
KatarzynaAnna,
bardzo podoba mi się 1 punkt z twojej listy. Często ten filt stosuję na klientów i nie zdają sobie oni nawet sprawy jak bardzo ogranicza im to życie zawodowe (klientami są drobni przedsiębiorcy).
Bardzo ciekawy temat. Jak to często bywa z przyciąganiem, akurat dla mnie na czasie. W ostatnich latach spotkałam kilkadziesiąt osób, które posiadały dość liczną listę cech, zachowań, które właśnie wczoraj zestawiłam, a które stanowią filtr, o którym piszesz. Hmm, zastanawiam się nad taką kwestią, bo oprócz zachowań dość dla mnie oczywistych, typu: przestępczość czy szkodzenie innym, jednak nie dołączyć tych, które eliminują niejako te kontakty, które można wpisać na listę pod hasłem: straty czasu, czyli nie przynoszą żadnych korzyści obu stronom.
Moja lista wygląda tak:
głupota
brak zainteresowań
pesymizm
ciągłe narzekanie
brak poczucia humoru
kompletne zamknięcie
Faktem jest, że warto poznać ludzi nieco bliżej zanim dokleisz im etykietkę. Trudno jest bowiem wykrzesać z siebie poczucie humoru w momencie ciężkiej choroby bliskiej osoby. Pamiętając o tym, że każdy z bas jest inny i ma prawo do bycia sobą, szybkie odcięcie się od osób, które nam nie pasują to wyraz szacunku do drugiego człowieka. Brakiem szacunku są próby zmian takich osób, zazwyczaj na siłę.
Warto zatem metodą szybkich cięć i zdecydowania dokonać filtracji otoczenia dla siebie i dla dobra poczucia własnej wartości. Jednak aby tego dokonać należy znać siebie i jak piszesz mieć „jaja”, by zdecydowanie tego dokonać. Dziękuję
Alex,
Dziękuję za odpowiedź. :-) Przeczytałem jeszcze raz Twoje kryteria i masz racje – są one „dużego kalibru” i trudno jest znaleźć dla nich okoliczności łagodzące – nie da się z nimi poleminzować.
Dokonałem analizy kilku przypadków ze swojego otoczenia i już widzę, że przynajmniej jedna osoba jest „do odstrzału”, natychmiast. Pomimo tego, że po spotkaniu z nią zazwyczaj mam dobry nastrój. Wygląda więc na to, że przytoczone przez Ciebie kryteria były, są i będą bardzo pomocne. (S)Korzystam, dziękuję. ;-)
Alex,
niezwykle ważny dla mnie post. Jestem właśnie na etapie rozliczania ze swoich decyzji i zauważyłam, że mam wielki problem z moimi znajomymi. Niestety wielokrotnie przeżywałam jakieś rozczarowania związane z pokładaniem zaufania albo po prostu z zadawaniem się z ludźmi, którzy potem te zaufanie nadużywali albo robili coś co dla mnie było nie do przyjęcia. Zastanawiałam się czego to wynika i gdzie popełniam błąd. I wychodzi na to, że nie stosowałam po prostu mądrych filtrów. A dokładnie rezygnowałam ze znajomości z ludźmi, którzy na przykład nie mieli poczucia humoru bo się z nimi źle czułam ale pozwalałam się zbliżyć tym, którzy na przykład wykazywali brak etyki w działaniu, bo dla odmiany byli bardzo sympatycznymi ludźmi. Oczywiście nikt nie chodzi z kartką na szyi, że podpada pod któryś z wymienionych punktów. jednak wcześniej czy później przejawia jakieś zachowania, które powinny być ostrzeżeniem i kazać zastanowić się nad zerwaniem kontaktów. Ja jednak ignorowałam wielokrotnie te sygnały. Zresztą w ogóle byłam królową dawania drugiej, piątej i dziesiątej szansy. A to jest już poważny błąd, bo skoro ktoś po raz kolejny popełnia ten sam błąd to znaczy, że to dla niego jest normą a nie wypadkiem przy pracy.
Tak więc kryterium, które podał Mateusz Pakulski, że po spotkaniu z tą osobą czujemy się dobrze nie jest dobrym kryterium. Oszuści są często bardzo sympatycznymi ludźmi – inaczej nie udało by się im nikogo oszukać, prawda?
Tak jak Alex mówisz świat jest pełen ludzi i nie trzeba męczyć się z tymi, którzy nie spełniają kilku naprawdę ważnych kryteriów. Muszę popracować nad własną listą. Jednak Twoje kryteria z całą pewnością na niej będą. Od tego trzeba zacząć.
Nie do końca jasne jest dla mnie jedno zdanie:
„Na przykład ktoś posiada rozsądne ze swojego punktu widzenia kryteria dyskwalifikujące, które ulegają gwałtownemu zaostrzeniu w stosunku do osób bliskich”
Co masz na myśli Alex?
Chciałabym się także odnieść do Twojego przykładu z kobietą, która rezygnuje ze spotykania się z atrakcyjnym mężczyzną gdyż ten nie jest w niej zakochany.
Jeśli ta kobieta także nie przejawia głębszych uczuć do niego poza sympatią to rezygnacja z tej znajomości tylko dlatego, że mężczyzna nie jest zakochany według mnie rzeczywiście powoduje, że obydwoje tracą okazje do wspaniałych przeżyć.
Inaczej jednak jest gdy kobieta zaczyna się zakochiwać i widzi, że nie ma szans by partner podzielił jej uczucia. Wtedy rezygnacja z tej znajomości albo chwilowe rozstanie może być po prostu samoobroną i daniem sobie szansy na poradzenie sobie z własnymi emocjami.
Inaczej zresztą to wygląda u młodych kobiet, które szukają partnera by założyć rodzinę (i mieć dzieci). Dla nich inwestowanie czasu i uczuć w kogoś z kim nie mają szans zrealizować swoich marzeń nie jest najlepszą strategią. Inaczej gdy szukamy tylko partnera do intensywnych :) przeżyć i rozwoju. Wtedy rzeczywiście wiele jest możliwe :D
Małgorzata,
Kryterium „jak się czujemy po spotkaniu z drugą osobą” należy do Adama844 (Posted October 22, 2012 at 16:55). Ja tylko wspomniałem że jest ono ciekawe i wyciągnąłem z tego kilka wniosków, zadałem kilka pytań.
Jeśli chodzi o kryteria, to w mijający weekend miałem okazję spotkać kilka interesujących i bardzo otwartych osób. Pokazały mi one w jaki sposób mogą wyglądać zdrowe oraz inspirujące relacje, w jaki sposób można się otworzyć na drugą osobę i jak można czerpać z tego obopólne korzyści. Porównałem to z osobami, z którymi mam styczność i dopiero(!) zauważyłem różnicę. Krok ku eliminacji jednej z osób, które łamią ważne kryterium – jak zapowiedziałem w jednym z ostatnich komentarzy – zostało już wykonane.
Roma
Piszesz: „Każdy z nas ma różne okresy, etapy w życiu, nie jesteśmy wciąż tacy sami. Nikt nie jest stabilny emocjonalnie, bo nie jesteśmy maszynami ustawionymi na “stabilność”. „
oraz zaraz potem:
„Każdy z nas wystawiony jest na działanie emocji, są one częścią naszej natury. Teraz, ich intensywność zależy ….”
Teraz, z całym szacunkiem muszę stwierdzić, że chyba mieliśmy zupełnie różnych nauczycieli fizyki. To, o czy Ty piszesz (i ktoś wcześniej powołując się na temperament) to jest odpowiednik AMPLITUDY emocji. Stabilność to jest zdolność układu do samoistnego (i szybkiego) powrotu do stanu równowagi po ustąpieniu czynnika zakłócającego (wygugluj sobie jak nie pamiętasz :-))
Na marginesie, ważna uwaga do młodszych Czytelników:
Jeżeli „załapaliście się” na nowa ramówkę liceów, gdzie jest więcej godzin z religii (!!!!) niż fizyki i informatyki, to zróbcie coś z tym jak najszybciej, bo będzie Was to biło przez całe życie. Nie chodzi o znajomość faktów czy definicji, lecz sposób myślenia!!
Teraz wracamy do Ciebie Roma
Piszesz: „…. natomiast emocjonalnie różnie z nimi bywa. Kiedy mają gorszy dzień, widzę że nie starają się nad tym zapanować, albo przynajmniej ograniczyć konsekwencje swojego złego humoru, będąc dajmy na to, opryskliwym dla otoczenia. „
Takie osoby maja u mnie bardzo duży minus, nie jest to jednak czynnik dyskwalifikujący.
Cezar
Napisałeś : „Czy działalność w organizacji typu AK w czasie wojny to działalnośc przestępcza? – według prawa – jak najbardziej, według polskiej etyki- wręcz przeciwnie. „
To, bez obrazy, typowy sposób myślenia, które określam jaki True But Useless, bardzo często spotykany w rozmowach z Polakami mojej generacji i poważnie utrudniający im pragmatyczne i skuteczne podejście do wyzwań współczesnego świata. Jeżeli jesteś młodszy, to lepiej zmień to jak najprędzej :-)
Mój post napisałem w kontekście mojego życia, które ma miejsce TERAZ a nie w czasach historycznych.
Podane przez Ciebie kryteria nie są u mnie dyskwalifikujące lecz tylko ograniczające.
Piszesz: „Poza tym w kategoriach moich wykluczeń-
1/ osoby zaśmiecające język wulgaryzmami
2/ osoby niewiarygodne – nawet takie, ktore się spóźniają czy na spotkanie, czy z wykonaniem czegoś w terminie „
Wulgaryzmy to w moich oczach znak wewnętrznej agresji, przeważnie spowodowanej uczuciem bezsilności albo/ i ubóstwa językowego, a co za tym idzie ubóstwa w umiejętności logicznego myślenia.
Nawiasem mówiąc dawno temu miałem kontrahenta, który co drugie słowo przeklinał. W rozmowie ze mną przestał, jak z uśmiechem i sympatią w głosie zapytałem go „kurwa, czy ty musisz się tak chujowo wyrażać???” :-) :-)
Brak wiarygodności (spóźnienia, 'zapomnienie” o zwrocie pożyczek (takich 500 pln) powodują czyjąś bardzo szybką degradacje w moich oczach, nie stanowią jednak czynnika natychmiast dyskwalifikującego w ogóle.
KatarzynaAnna
Twój punkt: „Twardogłowość, dogmatyzm oraz dyskutowanie z faktami. Wyskakuje taki z jakąś tezą od czapy, udowadnia ją posiłkując się trzema nieprawdziwymi “faktami”, a jak mu się czarno na białym pokaże, że jego fakty jakoś tak nie do końca odpowiadają rzeczywistości, to zaczyna odwracać kota ogonem albo się obraża. „ podpada pod to, co u mnie nazywa się głupotą
Joasia
Z całym szacunkiem, widzisz, że w kontekście mojego postu Twój komentarze jest True But Useless? :-)
Polski system prawny rzeczywiście czasem przypomina ten za komuny i warto się zastanowić, dlaczego nikt nie zabrał się za jego zmianę. Nie jest to jednak przedmiotem tej dyskusji.
Holistic
Piszesz: „dołączyć tych, które eliminują niejako te kontakty, które można wpisać na listę pod hasłem: straty czasu, czyli nie przynoszą żadnych korzyści obu stronom. „
Dla mnie taka sytuacja nie przekreśla człowieka, tylko minimalizuje kontakty z nim.
Potem podajesz jako Twój czynnik dyskwalifikujący np. brak poczucia humoru, aby potem dopisać „Faktem jest, że warto poznać ludzi nieco bliżej zanim dokleisz im etykietkę. Trudno jest bowiem wykrzesać z siebie poczucie humoru w momencie ciężkiej choroby bliskiej osoby. „
Właśnie dlatego takich raczy nie ma na mojej liście.
Zgadzam się z :”Brakiem szacunku są próby zmian takich osób, zazwyczaj na siłę. „
Małgorzata
Piszesz: „ Ja jednak ignorowałam wielokrotnie te sygnały. Zresztą w ogóle byłam królową dawania drugiej, piątej i dziesiątej szansy. „
To jest bardzo rozpowszechniony problem, może napisze o tym osobny post.
Pytasz: „“Na przykład ktoś posiada rozsądne ze swojego punktu widzenia kryteria dyskwalifikujące, które ulegają gwałtownemu zaostrzeniu w stosunku do osób bliskich”
Co masz na myśli Alex? „
Mam na myśli podnoszenie tej poprzeczki dla osób bliskich. Rzeczy, które byłyby tolerowalne w stosunku do obcych staja się nieakceptowalne w stosunku do kogoś bliskiego. Zwróć uwagę na dobór słów w ostatnim zdaniu, bo nie jest on przypadkowy.
O tym specjalnym przypadku piszesz: „Inaczej jednak jest gdy kobieta zaczyna się zakochiwać i widzi, że nie ma szans by partner podzielił jej uczucia. Wtedy rezygnacja z tej znajomości albo chwilowe rozstanie może być po prostu samoobroną i daniem sobie szansy na poradzenie sobie z własnymi emocjami. „
Może tak być. Nie jest to jednak likwidowanie ryzyka wystąpienia kornika poprzez spalenie całego lasu???
To o młodych kobietach rozumiem, mój przykład nie dotyczył takiego przypadku.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
PS: Delikatnie przypominam, że jest to blog niekomercyjny i wrzucanie jako URL strony domowej jakiejkolwiek strony komercyjnej bardzo mnie zniecierpliwia.
@Alex
Przede wszystkim dziękuję, że zwracasz uwagę na komentarze, w tym i na mój. Ba, nie tylko zwracasz, ale i odpowiadasz.
To podnosi wiarygodność autora i bloga.
Myślę, że jestem trochę starszy od Ciebie, ale to nie ma znaczenia. Pozostanę przy swoim zdaniu, a przykład z AK był historyczny, ale równie dobrze można natychmiast wymienić dzisiejsze konflikty prawne. Prawo jest wymysłem ludzkim, jakże często służy celom pewnych grup interesów (pamiętasz choćby Rywina), jest więc subiektywne i z pewnością nie jest uniwersalne. Każdy ma własną moralnośc i etykę i to jest coś, co jest (dla mnie) punktem odniesienia. Jeśli prawo jest z nim sprzeczne, nie widzę powodu, by się prawem kierować i dyskwalifikować innych, którym to prawo również nie pasuje.
Wracając do DZISIAJ- co powiesz o lekarzu, stosującym w Polsce eutanazję u straszliwie cierpiącego chorego na raka z przerzutami 80latka na jego własną prośbę?
Złamał prawo, potępisz go i wykluczysz, czy postarasz się zrozumieć?
Co powiesz o żołnierzu w Afganistanie, który dostał rozkaż ostrzelania wioski z cywilami i… odmówił?
Złamał prawo, potępisz go i wykluczysz, czy postarasz się zrozumieć?
Nie dostrzegłem też wcześniej Twojego rozgraniczenia filtru znajomości na „dyskwalifikujące” i „ograniczające”.
Ponieważ upraszczam sobie życie tak bardzo jak można (ale nie bardziej!), więc w moim systemie, w tym konkretnym wypadku, istnieje tylko układ białe- czarne.
Jest wystarczająco dużo ludzi na świecie, by wybrać z nich takich, z którymi chce się przebywać, rozmawiać czy też nawet robić interesy.
Od wielu lat się tym kieruję i w zyciu i w biznesie.
Jeśli ktoś mi mówi, że ma wielu przyjaciół, dla mnie znaczy to, że nie ma żadnego.
Nie można mieć więcej niż 2 przyjaciół… bo to są po prostu znajomi.
Cezar
Nie ma powodu do dziękowania :-) Na tym blogu kulturalnie sobie dyskutujemy, ostatnio tylko miałem mniej czasu na regularny udział.
Nie chce się tez licytować, kto jest od kogo starszy :-) bo to rzeczywiście sprawa drugorzędna.
Twój przykład z lekarzem jest też nieadekwatny i to z prostego powodu:
Pisząc o działalności przestępczej jako kryterium dyskwalifikującego kogoś dla mnie pisze o mojej subiektywnej (a jakże) interpretacji tego pojęcia. Nikomu nie każę stosować takiego kryterium, po prostu opisałem w poście moje własne.
Nawiasem mówiąc, fakt, że lekarz stosujący eutanazję na życzenie tak chorego pacjenta jest narażony na odpowiedzialność karną jest dla mnie jedna z przesłanek stwierdzenia, że pod wieloma względami żyjemy ciągle w prymitywnym, niehumanitarnym społeczeństwie. No ale to temat na osobną dyskusję
Przypadek żołnierza chyba nawet nie jest złamaniem prawa, gdzieś mgliście przypominam sobie taką konwencję, dopuszczająca taka odmowę wykonania rozkazu.
Ja tez upraszczam sobie życie, dlatego mam te parę prostych (przynajmniej dla mnie) kryteriów dyskwalifikujących. Reszta to zaakceptowanie faktu, że wszyscy jesteśmy ułomnymi ludźmi.
Niekoniecznie zgadzam się tez z Twoim arbitralnym stwierdzeniem, że można mieć najwyżej 2 przyjaciół, ale pewnie jest ono odzwierciedleniem Twojego postrzegania świata.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@ Alex, faktycznie, w tym „fizycznym” rozumieniu „stabilność” nabiera głębszego znaczenia i bierze pod uwagę powrót do stanu wyjściowego. W swoim komentarzu, rozumiałam stabilność jako zachowanie i utrzymywanie stałości, równowagi, a niestabilność po prostu jako jej utratę. Ale lekcja owszem, przyda się. Faktycznie, na nauki ścisłe jestem niestety, dość odporna.
Natomiast jeśli tak ujmujesz problem „stabilności”, to rozumiem, że nie mógłbyś utrzymywać bliższych relacji z osobami, które np. korzystają/korzystali z psychoterapii, leczą się psychiatrycznie tzn. używali lub używają w swoim życiu antydepresantów, środków na uspokojenie, lub pod wpływem emocji czy stresu rozluźniają się przy butelce lub dwóch butelkach wina czyli upijają się po prostu?
Roma
Wszyscy się uczymy, po to jest ten blog :-)
Pytasz: „rozumiem, że nie mógłbyś utrzymywać bliższych relacji z osobami, które np. korzystają/korzystali z psychoterapii, leczą się psychiatrycznie tzn. używali lub używają w swoim życiu antydepresantów, środków na uspokojenie, lub pod wpływem emocji czy stresu rozluźniają się przy butelce lub dwóch butelkach wina czyli upijają się po prostu? „
Odpowiedź jest prosta :-)
Mógłbym, ale nie chcę, więc tego nie robię (nie mówię teraz o działaniach humanitarnych). Po co, jest tyle osób nie sprawiających tego rodzaju problemów!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Czytając komentarze do tego posta mam wrażenie, że jest to typowy przykład jak ludzie lubią czasami komplikować proste jak budowa cepa sprawy.
Alex wypunktował jakie są czynniki dyskwalifikujące w jego relacjach. I teraz co poniektórzy Czytelnicy znajdują liczbę luk w których zaskakujące byłoby dyskwalifikować relację za jakieś biurokratyczne wręcz wykroczenie, które ktoś popełnił (jak odmowa rozkazu przez żołnierza).
Czy macie Alexa za człowieka rozsądnego czy biurokratę, który trzyma się jakichś regułek nie odstępując od nich przenigdy, bo tak sobie napisał w swoim prywatnym kodeksie postępowania? Czy Alex jest urzędnikiem w polskiej skarbówce?
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Witam,
poczułem lekki dyskomfort czytając wpis i dalsze komentarze. Może mi podpowiecie z czego to moze wynikać?
Otóż, moje podejscie do relacjinie nikogo nie dyskwalifikuje z prostej przyczyny. Taka dyskwalifikacja moze w przyszłości obrócić się przeciwko mnie. Przykladowo, weźmy relacje w zespole, jeśli tylko pomyslalbym, ze jakaś osoba znajduje sie na mojej „liście” od razu mogłaby odczuć, że ją w jakiś sposób „odrzucam”. Przecież nie da się zachować „kamiennej postawy” w relacjach z innymi ludźmi. Nasza mowa ciała od razu to zdradzi i taka osoba może odebrać nas jako „gburowatego goscia”.Mało tego, poinformuje o tym fakcie inne osoby ze swojego otoczenia.
Tak więc moje założenie jest takie, żeby nikogo nie dyskwalifikowac. Chodzi mi o to, aby nie tworzyć z góry takiej listy, bo może ona nam posłużyć do przylepianie „łatek” innym osobom.
Ps.
Ciekawy blog, zmusza do refleksji.
Pozdrawiam,
Artur
Paweł Kuriata
Piszesz: ” Czy Alex jest urzędnikiem w polskiej skarbówce?”
Czy wiesz, że miałem ostatnio pozytywne doświadczenia w moim Urzędzie Skarbowym? :-)
Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka.
Artur
Wiele osób odczuwa dyskomfort różnego rodzaju czytając nasze dyskusje, bo z założenia nie jest to „grzeczny” blog :-)
Piszesz: „moje podejscie do relacjinie nikogo nie dyskwalifikuje z prostej przyczyny. Taka dyskwalifikacja moze w przyszłości obrócić się przeciwko mnie. Przykladowo, weźmy relacje w zespole…”
Pisząc moje kryteria dyskwalifikujące miałem na myśli życie prywatne, ale tak samo mają one zastosowanie w zespole.
Chciałbyś mieć w zespole kogoś, kto:
– jest niestabilny emocjonalnie
albo
– jest trwale w jakimś destruktywnym i/lub samodestruktywnym stanie ducha
albo
– ma chęć czynienia zła i szkodzenia innym
albo
– jest uzależniony od alkoholu i narkotyków
albo
– jest powiązany z jakakolwiek działalnością przestępczą
albo
– wykazuje kompletny brak etyki w postępowaniu
??????????
Pozdrawiam
Alex
@Alex
Wszystko się zgadza. Jako szef mający wpływ na dobór zespołu mogę sobie pozwolić na taką „dyskwalifikację” pod warunkiem, że nie jestem nowym szefem dla tych ludzi.
Bardziej mi chodziło o współpracowników.
Przykładowo: Jestem sobie członkiem zespołu, np. nowym pracownikiem. Posiadam w głowie taką listę „dyskwalifikatorów”, która niestety ( i tu jest klu moich wątpliwości) może nam tylko zaszkodzić. O czym wspominałem w powyższym komentarzu.
Na to chciałem zwróć uwagę.
Pozdrawiam,
Artur
Artur
W poprzednim komentarzu napisałeś: „.. moje podejscie do relacjinie nikogo nie dyskwalifikuje…” bez jakichkolwiek ograniczeń. Takie podejście dyskwalifikuje Cie jako szefa jakiegokolwiek zespołu, zdajesz sobie z tego sprawę?
Jeżeli rozważymy przykład: „Jestem sobie członkiem zespołu, np. nowym pracownikiem” i widzisz spełnienie któregoś z moich kryteriów dyskwalifikacji to może to oznaczać któryś z następujących przypadków:
– jesteś na galerze (patrz http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/ )
– przystąpiłeś do grupy przestępczej
– Twój przełożony jest niekompetentnmy, managerem
W każdym z tych przypadków jako nowo zatrudniony pracownik (nie manager) dobrze jest pomyśleć o możliwie szybkiej ewakuacji. Inaczej zagrożone jest co najmniej Twoje zadowolenie z życia a w poważniejszych przypadkach nawet zdrowie psychiczne.
Pozdrawiam
Alex
Ciekawa tematyka z którą dopiero niedawno się zetknęłam i od tego czasu sama zaczęłam sobie zadawać pytanie: Czy ja mam w swoim gronie takich ludzi, czy ich eliminuję? Jak się okazało miałam w czasach młodości więcej” jaj ” niż obecnie i kilka z takich znajomości wyeliminowałam, dzięki takim postom uświadamiam sobie, że jeszcze sporo pozostało. W moim przypadku najczęściej kryterium, a raczej momentem krytycznym było jakieś przełomowe wydarzenie, po którym taka znajomość się ucięła. Najczęściej takie zdarzenia były związane z 1 cechą – brak szacunku do mojej osoby. Chciałam Cię jednak zapytać o coś innego- bardzo długo miałam problem z pogodzeniem się (może nadal mam) z taką sytuacją, że kogoś odcięłam, często towarzyszą temu wyrzuty sumienia, pewien dyskomfort wynikający ze świadomości, że żyję z kimś w pewnego rodzaju konflikcie. Staram się takie sytuacje racjonalizować i dzięki temu utwierdzam się w przekonaniu, że postąpiłam dobrze, jednak zawsze to uczucie gdzieś krąży. Czy jest coś co mogę jeszcze robić, żeby było mi łatwiej ucinać pewne relacje?
Marta,
Piszesz o niskim poziomie inteligencji emocjonalnej, w tym braku empatii. Potem dodajesz, że o „[..] ignorancji, której towarzyszy często dodatkowo zbytnia pewność siebie (chociażby w trakcie rozmowy z drugą osobą)[..]”.
Uważam, że pewność siebie ma wiele wspólnego z dodatnią empatią. Jeżeli trafi się empatyczny ignorant, szybko pozbywa się ignorancji, dzięki interakcji z odpowiednimi ludźmi. Za to niepewność siebie, której nie utożsamiam ze skromnością, generuje wiele problemów, m.in. czynników dyskwalifikujących w relacjach z innymi ludźmi.
Artur (Nasz Rozwój),
Napisałeś: „Taka dyskwalifikacja moze w przyszłości obrócić się przeciwko mnie. Przykladowo, weźmy relacje w zespole, jeśli tylko pomyslalbym, ze jakaś osoba znajduje sie na mojej “liście” od razu mogłaby odczuć, że ją w jakiś sposób “odrzucam”.”
Czy wiesz, ile nerwów, czasu, życia kosztuje tolerowanie persona non grata? Alex napisał parę postów o tym, jak można zmieniać ludzi w zespole. Ale tu musi być warunek, że zmiany postawy konkretnej osoby chce większość ludzi w danej grupie oraz potrafią to zrobić skutecznie. Tu warto zwrócić uwagę na to, do kogo się przyłączamy.
Wspomniałeś: „Tak więc moje założenie jest takie, żeby nikogo nie dyskwalifikowac. Chodzi mi o to, aby nie tworzyć z góry takiej listy, bo może ona nam posłużyć do przylepianie “łatek” innym osobom.”
Otwartość na ludzi jest bardzo chwytliwa medialnie. Jednak z czasem, przyłączają się do naszego życia nowe osoby – także zauważamy je wśród obecnych – które skutecznie nam go uprzykrzają, dlatego lista powstaje automatycznie. :)
Moja lista jest krótka – brak empatii. Mały papierek lakmusowy, którego interpretacji wyników warto poświęcić trochę czasu. Empatii nie nabywa się tak szybko, jak innych umiejętności – niespołecznych.
Pozdrawiam,
Sokole Oko