Ten nieco przydługi tytuł opisuje typowe strategie stosowane przez ludzi w celu osiągnięcia tego, czego pragną. Tym „czymś” może być np. interesująca praca, takież towarzystwo, czy też partner życiowy.
Przyjrzyjmy się, jak to wygląda w szczegółach
Metaforyczne czekanie na brzegu to siedzenie w jednym miejscu i codzienna obserwacja, co też fale życia nam na ten brzeg wyrzucą. To jest strategia bardzo oszczędna energetycznie i nie wymagająca wysiłku. Nic dziwnego, że zdumiewająco wiele osób ją stosuje, mimo jej generalnie kiepskiej skuteczności. To polega na tym, że:
- Bardzo wielu ludzi przyjmuje dość byle jaką pracę, bo akurat jest ona w pobliżu aktualnego miejsca zamieszkania, często miejsca w którym dana osoba mieszka od urodzenia.
- Towarzystwo, z którym spędza się najwięcej czasu, to dość przypadkowa zbieranina bliższej i dalszej rodziny, znajomych ze szkoły i studiów.
- Partnera życiowego zazwyczaj dobiera się z kręgu „starych znajomych”, sąsiadów, szkoły, studiów lub miejsca pracy.
Ludzie stosujący powyższą strategię mają zazwyczaj dość roszczeniowe nastawienie, bo to np. państwo powinno im zapewnić pracę i godne warunki życia, a partner troszczyć się o jego codzienną jakość. A jak tej jakości nie ma to albo demonstrują, albo siedzą sfrustrowani „bo takie jest życie”. Jak już coś mają, to drżą, że mogą to stracić i znów trzeba będzie wiecznie czekać na nową okazję.
Polowanie polega na aktywnym poszukiwaniu na szeroko rozumianym rynku, poprzez rozpoznanie jego „oferty”, mechanizmów działania, ustaleniu naszych potrzeb i celów, a potem mniej czy bardziej udanym proaktywnym ich zaspokajaniu/osiąganiu. Ta strategia wymaga znacznie większej aktywności i mobilności, wiąże się też z wydatkowaniem sporej energii (co niekoniecznie musi być czymś negatywnym). Zazwyczaj wymaga uświadomienia sobie czego chcemy, analizy gdzie i na jakich warunkach możemy to otrzymać, a potem podjęcia konkretnych działań. W naszych konkretnych przykładach oznacza to:
- W kwestii pracy zarobkowej (wszystko jedno, czy jako pracownik najemny, czy niezależny) jest to ciągłe trzymanie ręki na pulsie, rozszerzanie własnych kwalifikacji i rozglądanie się za interesującymi ofertami. Jeśli takie się pojawią, to praktyczne wypróbowanie, czy jesteśmy w stanie się zakwalifikować i czy na koniec dnia one też tak nam się podobają jak na początku.
- Jeśli chodzi o towarzystwo, to szuka się miejsc i środowisk, gdzie mogą przebywać osoby o interesujących nas cechach i tam stara się ich jak najwięcej poznać poprzez wspólne imprezy, networking itp.
- Na partnera życiowego można też „zapolować”, wiedząc jak dotrzeć do dużej liczby potencjalnych kandydatów/kandydatek, jak z nimi komunikować i nawiązywać bliższe relacje. Zwłaszcza internet daje tu ogromne możliwości, jeśli się umie z niego odpowiednio skorzystać.
Większość ludzi szeroko rozumianego sukcesu stosuje różne warianty tej strategii, bo jest ona skuteczna. Dodatkowo, jeśli jesteś dobra/dobry w „polowaniu”, a nie masz poważnych zobowiązań w postaci np. dużego kredytu, to niezbyt się martwisz o ewentualne zawirowania w gospodarce, Twoim życiu towarzyskim czy prywatnym. Jakby coś, to weźmiesz tę metaforyczną dwururkę, pójdziesz do dżungli i upolujesz sobie to, co potrzebujesz :-)
Znakomitą większość działań ludzi wokół nas można zakwalifikować do jednej z powyższych strategii, niemniej chcę zwrócić Wasza uwagę na jeszcze jedną, która odpowiednio zastosowana w bardzo skuteczny i jednocześnie wygodny sposób umożliwia nam zaspokojenie naszych potrzeb. Mnie bardzo pomogła ona w zakresie biznesowym, gdzie od ponad 20 lat doskonale radzę sobie na trudnym polskim rynku w obliczu mas „certyfikowanych coachów”, wypaczających rynek dofinansowań z Unii itp. komplikacji. Od około roku eksperymentuję z nią w zakresie kontaktów prywatnych, też z bardzo dobrymi rezultatami.
Na własny użytek nazywam tę strategię selektywna grawitacją, bo zamiast wyczekiwać, lub biegać „polując”, po prostu przyciągamy do siebie odpowiednich ludzi, klientów i zlecenia. Pojawiają się oni „sami”, bez naszych specjalnych starań, czy inicjatywy. I nie mam tego na myśli w jakiś metafizycznym znaczeniu, lecz w bardzo trzeźwym i konkretnym. Sprawa jest w gruncie rzeczy dość prosta. Jeżeli w jakimś zakresie życia jesteśmy w 100% sobą, nie udajemy nikogo innego, a jednocześnie jesteśmy bardzo wyraziści w tym co robimy, to po przekroczeniu pewnej „masy krytycznej” naszego działania zaczynamy ściągać do siebie odpowiednich ludzi, firmy i zlecenia. Jak już wspomniałem, w zakresie biznesowym od bardzo dawna nie szukam klientów, ci właściwi i ciekawi znajdują mnie sami, czasem w bardzo niezwykły sposób. Przez tak długi okres czasu, to musi byc coś więcej niż szczęśliwy przypadek! Nie jest to może najlepsza metoda, jeśli ktoś ma ADHD, albo musi zarabiać miliony, niemniej dla kogoś w miarę rozsądnie delektującego się życiem i starającego się pracować zarobkowo 50 dni w roku to świetne rozwiązanie. Polecam spróbowanie :-)
Ciekawym zastosowaniem jest użycie selektywnej grawitacji do znajdywania bliskich sobie ludzi. Ja przez wiele lat byłem w tej dziedzinie raczej zwolennikiem strategii „polowania”, co wynikało z mojej dość dobrej umiejętności szybkiego nawiązywania kontaktów i jeszcze szybszej selekcji (pisałem o tym np. http://alexba.eu/2011-01-04/jak-to-robi-alex/szybka-selekcja-ludzi/ ) Wyniki byłe niezłe i mnie osobiście się podobały.
Zdanie zmieniłem dopiero w roku 2014, kiedy w rezultacie napisania i wydania przeze mnie popularnej książki „Sukces w relacjach międzyludzkich” nagle sami z siebie zaczęli pojawiać się w moim życiu fantastyczni ludzie, których istnienia wcześniej nie podejrzewałbym! Doprowadziło to do znacznych przetasowań w kręgach moich znajomych, a jakość mojego życie ogromnie się poprawiła. W rzeczy samej, moja ograniczona działalność na tym blogu jest jednym z efektów ubocznych tego wzbogacenia i delektowania się jego owocami!
Zastanawiam się, czy warto pociągnąć ten temat na blogu, bo aby osiągnąć te „masę krytyczną” np. w zakresie przyciągania ludzi trzeba być w tym dość dobrym, znacznie powyżej poziomu większości ludzi, których znam. Z drugiej strony, ja też się tego wszystkiego kiedyś nauczyłem, a gra jest warta świeczki.
Przemyślcie proszę, jakie strategie stosujecie w życiu (bez ściemy!!!) i jeśli chcecie, to podzielcie się tymi przemyśleniami w komentarzach. Napiszcie też, czy chcecie, abym pociągnął ten temat.
Alex, dziękuję Ci za ten wpis.
Zauważyłem, że w moim życiu stosuje zazwyczaj strategie selektywnej grawitacji. To jest główny motyw moich działań. Gdy widzę, że czegoś mi brakuje, to wtedy wyruszam na polowanie, jednak wiem, że jest to stosunkowo krótkie polowanie, ponieważ gdy dobrze wykonam swoją pracę i dam 100% siebie, grawitacja zacznie działać.
Miałem sporo okresów w moich życiu, gdzie czekałem na brzegu i narzekałem, że jest ciężko. Co więcej, wymagałem od innych by mi pomogli ( głównie w obszarze finansów, ponieważ reszta była mniej lub bardziej poukładana)
Gdy zrozumiałem, całkiem niedawno, że to ja decyduję, jakie życie chcę stworzyć oraz, że mam możliwości pomocy innym – zacząłem jej aktywnie udzielać. Pieniądze, o których zdobycie się martwiłem, zaczęły same się pojawiać, wraz z pytaniami osób „bardzo dziękuję, jak mogę Ci za to zapłacić?”.
Zaobserowałem tez ciekawą zmiane w myśleniu. Czytam Twojego bloga od około 5 lat i na początku, pochłaniając wręcz kolejne teksty myślałem „niesamowite, też chcę tak żyć”. Byłeś wtedy dla mnie mocnym drogowskazem. Zgadzałem się z tym co piszesz, jednak miałem ogromną trudność, ze wprowadzeniem tego w praktykę. Aktualnie gdy czytam Twoje wpisy ponownie, bardziej myślę: „cieszę się, że Alex myśli podobnie, to jedynie utwierdza mnie, że to dobry kierunek”.
Podobnie z tym wpisem. Dziękuję, za utwierdzenie mnie, że to dobry kierunek.
Moim zdaniem warto byś pociągnał dalej ten temat, bo tak jak piszesz, gra zdecydowanie jest warta świeczki.
Alexie,
Dziękuję za kolejny interesujący wpis.
piszesz:
„Nie jest to może najlepsza metoda, jeśli ktoś ma ADHD…”
Alex, na ile inne rady zawarte w Twoim blogu i Twojej książce niekoniecznie są najlepsze dla kogoś, kto ma ADHD?
Pozdrawiam serdecznie,
Jakub
Czasem pytasz Aleksie, czy coś opisywać głębiej na blogu, a na moje to jest tak, że:
– masz szeroką grupę odbiorców co widać po komentarzach i praktycznie zawsze do jakiejś grupy trafisz, nawet pisząc na „wąski” temat,
– piszesz interesujące rzeczy, które dobrze się rozważa nawet jeśli nie planuje się ich realizacji.
Dla mnie jako czytelnika istotne jest, żeby były nowe tekstu, żebyś miał energię i czas pisać, a potem dyskutować. Nawet jeśli coś jest na wyrost, to i tak jest ciekawe.
Dla kontrastu np. sporo czytam o kosmosie, chociaż nie planuję lotu na marsa, to i tak jest bardzo ciekawe nawet jako pasywna wiedza.
Poza tym jest grupa, która taki lot planuje ;)
BTW – nie myślałeś wpiąć do bloga systemu komentarzy „Disqus”? Łatwiej byłoby wtedy (np. mnie) pilnować wątki i odpowiedzi na własne komentarze.
Witaj Alex,
Nawiążę do „zawodowej” interpretacji tej strategii. Podejrzewam, ze „selektywna grawitacja” jest niczym innym jak forma „czekania na brzegu”, z tym, ze ma się komfort wyboru z tego, „co tez fale życia nam na ten brzeg wyrzuca”. Ale to jest tylko możliwe, jeśli z jednej strony człowiek jest świadom swojej wartości (a dokładnie wartości swojej wiedzy i umiejętności jej sprzedawania), i jednocześnie informacja o jego istnieniu jest znana w kręgach osób zainteresowanych kupieniem tej wiedzy (kiedyś pisałeś o tym „samoistnym marketingu”, który działa nie przez reklamy i naganiania, ale przez dobre referencje).
Taka sytuacja nie powstaje sama z siebie „overnight”. To z jednej strony ciężka praca polegająca na zdobywaniu, pogłębianiu i poszerzaniu swoich umiejętności, a z drugie strony konsekwencja w uczciwym jej sprzedawaniu. Tak na marginesie pisząc „ciężka praca” nie mam na myśli „mozolna” czy „bolesna”. Praca powinna być przyjemnością, bo jak się nie lubi tego co się robi, to nie robi się tego dobrze. Podejrzewam, ze właśnie dlatego, iż sprawia ci przyjemność to, co robisz (zarobkowo), to nie odczuwasz tego, ze tak naprawdę pracujesz większość czasu, a tylko te 50 godzin da się policzyć na fakturach :-).
Nie da się zacząć kariery od „grawitacji” – najpierw trzeba swoja „krytyczna masę” zbudować – na przykład metodami (narzędziami), o których pisałeś wielokrotnie na blogu i w książce. Ale podstawa do tego wszystkiego jest zdrowy układ wartości. Cwaniak i hochsztapler zwykle kończy jako samotny, smutny człowiek. Co nie jest oparte na zdrowych wartościach moralnych zwykle albo ginie w zapomnieniu, albo zostaje zapisane jako „czarna karta w historii”.
Nie wiem, czy ci nie namieszałem, ale takie właśnie refleksje mnie naszły po przeczytaniu twojego zapisu.
Cześć Alex :)
Pisałeś kiedyś, że aby wypłynąć na szerokie wody, trzeba uwolnić się od dyktatury pociotków (która często ma miejsce). W takim przypadku druga strategia – ta agresywna, może być korzystniejsza dla młodego człowieka. Nie wyobrażam sobie budowania latami masy krytycznej żyjąc z ludźmi, którzy mają zupełnie inne spojrzenie na świat i… na życie. W kwestiach zawodowych można poczekać, a czasami nawet trzeba. Natomiast w sprawach towarzyskich chyba niekoniecznie? Cały czas mam na myśli młodego człowieka, żyjącego z rodzinnym mieście i/lub z rodzicami.
Ta ostatnia strategia jest bardzo ciekawa i chętnie dowiem się więcej na jej temat.
Witam
@Alex – to co opisujesz bardzo przypomina mi znane w tzw. ezoteryce „prawo przyciągania”. Tak po prostu – podobne przyciąga podobne (potocznie mówi się, że to przeciwieństwa się przyciągają – ale tylko dlatego, że przeciwieństwa dążą do zrównoważenia).
To zresztą bardzo często opisujesz, parafrazujac „zostań takim, jakimi chcesz żeby ludzie dla Ciebie byli”.
Odnośnie tej masy krytycznej – dobrze opisał to @RysiM w 2 i 3 akapicie.
I chciałbym powtórzyć – aktywnośc w zakresie rozwoju SIEBIE jest kluczowa.Tutaj nie da się oszukać – zresztą oszuści przyciągają oszustów:) – taka „nagroda”.
Pozdrawiam
Dziekuje Wam za bardzo ciekawe komentarze. Chcę na nie porządnie odpowiedzieć, dlatego pozwólcie że odezwę się w najbliższych dniach.
Pozdrawiam słonecznie
Alex
Witam.
Trafilam na bloga całkiem niedawno. Jestem pod wrażeniem, ponieważ tak mało ludzi nazywa sprawy po imieniu. Dodatkowo robi to w dobrym interesie jednostki. Fajnie jest trafić w miejsce, gdzie można się czegoś ciekawego dowiedzieć. W internecie wbrew pozorom trzeba się naszukać trochę. Tak czytam i taka konkluzja mnie nachodzi, że te trzy typy tworzą równowagę w społeczeństwie. Ktoś musi stać na backstagu, by ktoś mógl swobodnie polować. Mam kilka pytań jaka jest granica między polowaniem a metoda po trupach do celu? Dla młodego człowieka wyrobienie sobie kodeku etycznego może zająć sporo czasu. Czy nie jest tak, że te metody są silnie związane z naszymi typami osobowości, osoba zamknięta w sobie i introwertyczna nigdy nie będzie dobrym łowcą, a osoba o silnej osobowości stojąca twardo na nogach ambitna będzie poszukiwała do póki nie znajdzie.
Znam kilka osób stosujących metodę nr 3, ale te osoby w 100proc. wcześniej posługiwaly się metodą nr 2.
Cześć Alex,
Pierwszą rzeczą jaka przyszła mi do głowy jest jeden z twoich poprzednich postów o wartości rynkowej. Odebrałem wrażenie, że główną różnicą między osobą czekającą na brzegu, a ta stosująca selektywną grawitację jest to, że ta pierwsza ma najprawdopodobniej niską wartość rynkową i co ważniejsze nie za bardzo chce ją zmienić, a ta druga nie tylko zadbała o to, żeby mieć wysoką wartość rynkową, ale cały czas dba o utrzymanie jej na odpowiednim poziomie. Tyle tylko, że jak już to zauważył RysiuM, taka sytuacja nie następuje z dnia na dzień i wymaga włożenia odpowiednio dużego wysiłku, żeby osiągnąć tzw. „masę krytyczną”.
Temat jest interesujący i jestem bardzo ciekawy twoich przemyśleń zarówno jeśli chodzi o „polowanie” jak i o strategię „selektywnej grawitacji”.
pozdrawiam
Maciek
Witajcie
Wreszcie mam trochę czasu, aby odpowiedzieć na Wasze ciekawe komentarze :-)
Bartosz GawrylukChyba każdy z nas miał okresy biernego wyczekiwania na brzegu. Ja pamiętam mój, jak wylądowałem w mojej piwnicy w Austrii i początkowo dość bezczynnie czekałem co będzie dalej . Z całym moim zamiłowaniem do grawitacji :-) uważam umiejętność polowania za bardzo uspokajającą i należy ja opanować. Zresztą, aby wytworzyć mase krytyczna do odczuwania grawitacji jakoś musimy ja zebrać, a polowanie jest tu chyba najskuteczniejsze.
Jakub
Pytasz: „na ile inne rady zawarte w Twoim blogu i Twojej książce niekoniecznie są najlepsze dla kogoś, kto ma ADHD?”
Teraz musiałbym przeczytać pod tym kątem cały blog :-) Darujesz mi to ? :-)
Moja wypowiedź odniosła się do konkretnej strategii opisanej w poście. Znam paru fantastycznych ludzi, których trzeba by związać, aby przestali polować :-)
Sławek Borowy
Dziękuję za Twoje zdanie. Ja mam może lekkie skrzywienie zawodowe w kierunku użyteczności tego, co robię. Stąd zawsze się pytam, czy to co pisze ma sens dla Czytelników.
Blog będzie wkrótce udoskonalany, miedzy innymi może zainstalujemy Disquis
RysiuM
Pisząc ten tekst zastanawiałem się nad ryzykiem pomylenia siedzenia na brzegu i selektywnej grawitacji. To co piszesz o podobieństwie tych dwóch strategii jest słuszne, z tym że selektywna grawitacja załatwia sporo z tego wyboru dla Ciebie. Po prostu nie przyciągasz ludzi i sytuacji, które nie są dla Ciebie dobre.
Rzeczywiście przez większość czasu nie odczuwam, że pracuję, choć często jest to wyczerpujące i wymaga totalnego zaangażowania. No ale wiele innych dziedzin (np. seks) też podobnie wyczerpują :-)
Akapit „Nie da się zacząć kariery od “grawitacji” – najpierw trzeba swoja “krytyczna masę” zbudować – na przykład metodami (narzędziami), o których pisałeś wielokrotnie na blogu i w książce. Ale podstawa do tego wszystkiego jest zdrowy układ wartości. Cwaniak i hochsztapler zwykle kończy jako samotny, smutny człowiek. Co nie jest oparte na zdrowych wartościach moralnych zwykle albo ginie w zapomnieniu, albo zostaje zapisane jako “czarna karta w historii”.” Znakomicie odzwierciedla moje intencje !!!
Luk
Aby wypłynąć na szerokie wody trzeba uwolnić się od wielu czynników :-) Piszę o tym na blogu i w książce.
Jak wielokrotnie wspomniałem, masę krytyczna pewnie najlepiej jest uzyskać metoda polowania, przynajmniej w sprawach zawodowych. Jeśli chodzi o unikanie życia z ludźmi, którzy maja destruktywny wpływ na nas, to pełna zgoda.
Adam
Pominąwszy kwestię praktyczności mojej selektywnej grawitacji, to pełna zgoda z tym, co piszesz.
Podoba mi się : „Tutaj nie da się oszukać – zresztą oszuści przyciągają oszustów:) – taka “nagroda”.”
Agnieszka
Pytasz: „jaka jest granica między polowaniem a metoda po trupach do celu?” To drugie moglibyśmy nazwać wynaturzoną odmiana polowania. Nie jestem pewien wspominanej przez Ciebie korelacji miedzy intro- i ekstrawertycznością a stosowanymi strategiami bo… uważam ten podział za psychologiczną bzdurę. Sam byłem kiedyś zakompleksiałym intrawertykiem, a teraz sama widzisz… A jeśli od czasu do czasu lubię spędzić dzień sam ze sobą, to co, jestem znowu intrawertykiem?? :-)
Maciek S.
Pomyślałeś, że może być odwrotnie do tego co powiedziałeś? Wartość rynkowa może być rezultatem obranej strategii, a nie przyczyna jej wyboru?
Z tym, że grawitacja nie działa od razu, to pełna zgoda
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Akurat potrzebowałem takiego wpisu! Tak też to właśnie widzę. Narazie „poluję” na ludzi, ale dostrzegam także efekt „grawitacyjny”. Tak jak pisałeś Alexie, wystarczy być sobą i jasno mówić o tym co się robi. A ludzie sami się zjawiają :) Mam okazję doświadczyć tego empirycznie.
Pozdrawiam
Alex,
piszesz:
>Teraz musiałbym przeczytać pod tym kątem cały blog >:-) Darujesz mi to ? :-)
Tym razem daruję Ci to :)
Czytanie całego bloga Ci daruję :), niejmniej jednak chętnie przeczytałbym Twoje odniesienie/rady skierowane do osób mające ADHD, ale raczej tylko wtedy, gdy sam będziesz mieć słuszność względnie potrzebę napisania takiego postu. Może być przecież i tak, że nie ma specjalnych odrębnych rad, sugestii lub przemyśleń z Twojej strony dla osób z ADHD.
Twoje rady/doświadczenia z bloga (a także komentarze) są dla mnie tak czy owak doskonałym materiałem do przemyśleń i zmian!
Pozdrawiam serdecznie,
Jakub
Ups – zdanie 'Tym razem daruję Ci to :)’
zostało dodane przypadkowo i proszę go nie traktować jako części mojej wypowiedzi.
Niestety, do chwili obecnej stosowałem strategię „czekania na brzegu”, licząc na to, że „los” ześle mi to, czego oczekuję. Nie muszę chyba dodawać, że wyniki takiego postępowania dalekie są od moich oczekiwań. Post oraz tocząca się pod nim dyskusja jest dla mnie interesująca oraz inspirująca. Chciałbym aby to zagadnienie zostało na tym blogu „pociągnięte dalej”.
Alex,
Napisałeś: „Pomyślałeś, że może być odwrotnie do tego co powiedziałeś? Wartość rynkowa może być rezultatem obranej strategii, a nie przyczyna jej wyboru?”
Jak najbardziej, chociaż nie będę ukrywał, że pierwszą strategią jaka przychodzi mi do głowy przy budowaniu wartości rynkowej jest polowanie. Czy twoim zdaniem da się zbudować wysoką wartość rynkową stosując tylko strategię selektywnej grawitacji?
pozdrawiam
Maciek
Czy na serio uważacie ze w zyciu ma sie miec strategię? Przeciez to takie przedmiotowe podejście do życia. Gdzie w tym miejsce na elastyczność? Cos sobie zaplanuje i postąpię strategicznie a tu bach nie da się: Od razu stres, załamanie ze jej sie do niczego bo strategia nie wychodzi. Uważam, ze troche więcej luzu i jednak spontaniczności.
Z mojego punktu widzenia sytuacja wyglada tak, ze ludzie maja potrzeby, tesknoty i marzenia o rozmaitych stopniach subiektywnie dzierganej istotności. Determinacja implikuje różny zakres i intensywnosc polowania w stosunku do różnych pól energetycznych. Osobiście jestem sobie w stanie wyobracic, co byc moze nosi znamiona zabarwione dosyc ludystycznie w swej wymowie, ze selektywnie grawituje polem „milosc / dusza”, poluje na kwestie o proweniencji materialistycznej a czekam na brzegu wypatrujac adekwatne miejsce do osiedlenia sie (od lat prowadze raczej koczowniczy niz osiadly tryb zycia i nie odczuwam potrzeby szafowania wlasna energia w toku polowania w tym zakresie).
a czy to nie jest tak, że selektywna grawitacja, to pasywna nagroda, stosowania aktywnej strategii?
czyli: najpierw trzeba byc aktywnym na pewnym polu zeby potem moc pasywnie siedziec i selektywnie wybierac to co chcemy?
ja wlasnie taka droge przeszedlem na rynku zlecen na rynku handlu surowcami, glownie tymi o znaczeniu strategicznym /metale szlachetne, ropa, gaz/.
Najpierw aktywne dotarcie do kluczowych decydentow, głów państw i kilku rządów. a po kilku latach mozna siedziec i czekac i przebierac w ofertach.
Pozdrawiam