Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Musisz umrzeć i to jest nieuniknione

Całe szczęście, że powyższe stwierdzenie praktycznie wyczerpuje katalog spraw życiowych, do których odnosi się czasownik „musieć”.

Wielokrotnie słyszymy z różnych stron (też w komentarzach na tym blogu) stwierdzenia „musimy to, musimy tamto”. Po bliższej analizie większości sytuacji, okazuje się wykonanie działań o których mowa wcale nie jest absolutną koniecznością, ale kwestią naszego wyboru.

Nawet w pozornie oczywistych sprawach takich jak „musisz przestrzegać prawa”, „musisz zarabiać na życie” czy „musisz być przyzwoitym człowiekiem” wcale nie jest tak, że naprawdę musimy. Jest to bardziej kwestia rozważenia wszystkich konsekwencji naszych działań lub zaniechań i naturalnie w wielu wypadkach są one tak rozłożone, że rozsądnie jest to „coś” zrobić. Nie oznacza to jednak, że tak naprawdę „musimy”, pod warunkiem, że jesteśmy gotowi ponieść wszelkie konsekwencje z tego wynikające.

Jaki z tego wniosek?

W życiu musimy prędzej czy później umrzeć, reszta jest opcjonalna

Warto o tym pamiętać, bo inaczej łatwo będzie innym wmanipulować nas w robienie różnych rzeczy, które niekoniecznie są dla nas najlepsze.
Osobiście, jeśli jestem skonfrontowany z czymś, co „muszę” zrobić, to zastanawiam się nad odpowiedzią na następujące pytania:

  • co się stanie, jeśli tego nie zrobię?
  • czy mogę żyć z ewentualnymi konsekwencjami?
  • jeśli konsekwencje niezrobienia będą poważne, to jak ewentualnie mógłbym ich uniknąć, lub je załagodzić?
  • jeśli wszystko inne zawiedzie, to na kogo mogę to „muszenie” zdelegować (np. na mojego biednego doradcy podatkowego)

Dopiero odpowiedziawszy sobie na powyższe pytania mam pełniejszy obraz sytuacji, który pozwala mi świadomie zadecydować co robić.

Jak wygląda to u Was? Są rzeczy, które naprawdę „musicie” robić?

Komentarze (85) →
Alex W. Barszczewski, 2008-05-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Rezonans limbiczny

Słyszeliście o rezonansie limbicznym? Jest to cecha umysłu ludzkiego (nie tylko zresztą – z tego co wiem dotyczy to wszystkich ssaków) polegająca na tym, że w grupie jednostek przebywających razem występuje tendencja do synchronizowania wzajemnych stanów wewnętrznych. Całe zagadnienie jest niezwykle ciekawe i wiąże się z wieloma fenomenami, w tym z tak zwaną miłością od pierwszego wejrzenia itp. Nie o tych aspektach chcę jednak mówić.
To na co chcę Wam zwrócić uwagę, to fakt, że jeśli dłużej przebywamy w jakiejś określonej grupie ludzi, to tym silniej przejmujemy dominujący w tej grupie stan wewnętrzny (emocjonalny itp.) Odbywa się to bez jakiejkolwiek komunikacji werbalnej, w dość tajemniczy, niemniej bardzo skuteczny sposób, którego korzenie sięgają dalej niż historia gatunku ludzkiego. Zastanówmy się, jakie to może mieć znaczenie w naszym życiu codziennym:

Jeśli chcąc nie chcąc synchronizujemy nasze nastroje z ludźmi przebywającymi wokół nas, to jest to niezmiernie istotne, abyśmy przebywali wśród takich, których stan wewnętrzny zbliżony jest do tego, który sami chcielibyśmy mieć. To oznacza, że np. niezwykle starannie powinniśmy dobierać miejsce pracy, analizując nie tylko zarobki i tzw. twarde możliwości rozwoju, lecz także przyglądając się panującej atmosferze i odpowiadając sobie na pytanie „czy taki też chciałbym się stać?” Wielu z nas jest co prawda przekonanych, że potrafimy opierać się takim wpływom, ale z jednej strony długoterminowo bardzo trudno byłoby nam oprzeć się takiemu wpływowi, a z drugiej próby przeciwdziałania mu kosztowałyby mnóstwo energii, której może nam zabraknąć gdzieś indziej.
Kiedyś prowadziłem szkolenia dla firmy A w budynku należącym do firmy B i obserwowałem tam zdumiewające zjawisko. Przez ponad tydzień, który tam spędziłem spotkałem jednego (!!!!) człowieka, który przechodząc obok na korytarzu nawiązał normalny kontakt wzrokowy, a nawet się uśmiechnął (to był dostawca kanapek). Cała reszta albo uciekała z oczami, albo rzucała na ciebie niewidzącym spojrzeniem tak, aby tylko nie zderzyć się na korytarzu. Jestem w Polsce do różnych rzeczy przyzwyczajony, ale to byli bardzo porządnie ubrani ludzie w dość szerokim przedziale wiekowym będącymi absolutnymi mistrzami świata w traktowaniu drugiego człowieka jak powietrze !!! Do tego wyczuwalny poziom zaangażowania czymkolwiek był bardzo niski.
Nie sądzę, że taka cecha była kryterium doboru pracowników, raczej cała ekipa „wysynchronizowała” się wokół jakiegoś wzorca i po przekroczeniu „masy krytycznej” stała się dość jednolitą grupą dziwnie zachowujących się ludzi. O wpływie takiej postawy na relacje z „resztą świata” nie muszę chyba pisać.
Stąd proponuję, abyście zastanowili się w jakim otoczeniu przebywacie przez większość dnia i uczciwie powiedzieli sobie, czy chcecie stać się podobnymi ludźmi. jeśli nie, to niezależnie od prestiży i zarobków macie zadanie do wykonania, inaczej będzie z Wami kiepsko.

To, co napisałem o rezonansie limbicznym dotyczy też naszych relacji z pojedynczymi ludźmi, w tym też partnerami życiowymi. Jeśli z różnych powodów (obawa przed samotnością, seks, względy ekonomiczne itp. ) związaliśmy się z osobą, której przeważający stan wewnętrzny bardzo odbiega od naszego, to musimy się liczyć z tym, że długoterminowo będziemy silnie na siebie wpływać i to niestety z tą tendencją, że negatywne wpływy zdają się mieć silniejszą i trwalszą silę oddziaływania niż te pozytywne. Stąd też konieczność przeanalizowania naszych relacji także i pod tym kątem. Niektórzy z Was znają zapewne to uczucie, że jakiś związek się kończy, z jednej strony jest nam smutno, ale z drugiej czujemy taki powiew świeżego powietrza i optymizmu, którego dawno nie doświadczaliśmy. Jeśli tak jest, to czy nie lepiej na przyszłość unikać tego typu sytuacji od samego początku?

Wiele osób pyta mnie skąd, będąc w wieku, który trudno nazwać młodzieńczym, biorę tyle zapału i pozytywnej energii do życia? Częścią odpowiedzi jest właśnie fakt, że we wszystkich dziedzinach staram się synchronizować z pozytywnymi ludźmi, z którymi pozytywnie „nakręcamy się”, unikając jednocześnie tych nieszczęśliwców, widzących świat w całkiem czarnych barwach lub będących do niego ogólnie negatywnie nastawionych. Jak wyrobimy sobie na to oko oraz zadbamy o minimum niezależności w podejmowaniu decyzji, nie jest to wcale takie trudne.

Ciekawe jak Wy widzicie tę kwestię i jakie są Wasze obserwacje i wnioski. Podzielcie się nimi proszę w komentarzach.

PS: Teraz uświadomiłem sobie, że wiele z tego, co napisałem zawarte jest w polskim przysłowiu „Z kim poprzestajesz, takim się stajesz”. Rozejrzyjcie się w Waszym otoczeniu i odpowiedzcie sobie, czy taca też chcecie zostać.

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Masz pomysł? Co zrobić aby go realizować?

Dzisiejszy post gościnny napisał Bartek Popiel, student Uniwersytetu Śląskiego.

Historia jego powstania to typowa ilustracja zasady „wychyl się” :-) Wczoraj wieczorem, po powrocie z bardzo intensywnego, dość nowatorskiego treningu i kolacji biznesowej (czytaj umęczony jak ten przysłowiowy pies) otrzymałem mail, w którym Bartek dziękował mi za inspiracje i krótko opisał co zrobił. Ten krótki opis bardzo mi się spodobał, bo pokazywał, że aby zacząć robić coś sensownego nie są konieczne ani superstudia, ani superkontakty, ani nawet specjalne zasoby gotówki. Moja pierwsza odpowiedź była jasna: „Bartek, to jest bardzo dobry przykład dla Twoich rówieśników, może rozwiniesz to trochę i opublikujemy taki tekst na blogu?” Rozmówca natychmiast się zgodził i dziś po powrocie do domu znalazłem gotowy tekst. Czyta nas też wielu młodych ludzi, często studentów, a nawet licealistów i jestem przekonany, że będzie to inspiracją przynajmniej dla niektórych z nich. Dla tych starszych spośród nas niech to będzie przykładem, że i wśród najmłodszego pokolenia są ludzie, którzy wiele rzeczy mogą pociągnąć dalej. Do takich osób trzeba wyciągnąć rękę.
Życzę Wam ciekawej lektury

——————————————————————

Najprostsza i zarazem najbardziej trafna odpowiedź na pytanie zawarte w temacie brzmi: jedyne co nas ogranicza to my sami. Dostałem możliwość zamieszczenia gościnnego postu za co na początek chciałem serdecznie podziękować Alexowi. Ten blog był jednym z czynników, który zmotywował mnie do działania. Po każdym przeczytanym poście zadawałem sobie pytanie: „jak takie bogate doświadczenia mogę wykorzystać stojąc na początku kariery zawodowej?” Odpowiedź pojawi się dalszej części tego tekstu.

Studiuję socjologię reklamy i komunikację społeczną na Uniwersytecie Śląskim. Po trzech latach muszę przyznać, że o samej reklamie i komunikacji dowiedziałem się więcej ucząc się na własną rękę ( książki, publikacje, prenumerata branżowej prasy, konferencje, śledzenie portali i blogów o tej tematyce). Studia okazały się mieszanką socjologii, filozofii, ekonomii i psychologii z czego wszystko potraktowane bardzo powierzchownie ( z podkreśleniem na bardzo ). Nie ma jednak tego złego, dzięki studiom poznałem wiele ciekawych osób i przeczytałem książki, po które być może nigdy bym nie sięgnął.

Idźmy jednak dalej. Na pewnym etapie studiów zacząłem się zastanawiać jaką inną drogę mogę obrać. Zazwyczaj absolwenci mojego kierunku idą pracować do agencji reklamy lub firm zajmujących się Public Relations a ja chciałem stworzyć coś zupełnie innego i nowego ( na tamtą chwilę oczywiście nie wiedziałem co to może być ). Tu pora wrócić do pytania postawionego w pierwszym akapicie – „jak mogę wykorzystać bogate doświadczenia Alexa we własnym życiu?”. Odpowiedź na to pytanie przyszła w mało oczekiwanym momencie. Mianowicie robiłem zakupy w pobliskim hipermarkecie i obserwowałem jak mały chłopczyk wywiera nacisk na swojej mamie. Zaczął od marudzenia a skończył na głośnym płaczu a wręcz histerii. Wtedy matka dla świętego spokoju włożyła do koszyka to co chciał ( tym samym wzmocniła jego metodę – dzieciak będzie jechał na tym patencie do oporu ). I pomyślałem, że gdyby tacy rodzice mieli wiedzę jak robić zakupy z dziećmi oraz znali podstawowe zasady tego, jak reklamy manipulują ich milusińskimi może wszystko wyglądało by inaczej. Postanowiłem zgłębić swoją wiedzę na ten temat. Po kilku miesiącach studiowania tego zagadnienia udałem się do pobliskiego przedszkola i przedstawiłem Pani dyrektor, że chciałbym poprowadzić kurs dla rodziców składający się z trzech modułów: jak reklama wpływa na dzieci, jak robić zakupy z dziećmi aby obyło się bez awantury oraz internet- kiedy jest pożytecznym narzędziem a kiedy może stanowić zagrożenie ( dzieci często są o wiele bardziej wyedukowane w tym temacie niż ich rodzice ).Spotkałem się z bardzo przychylną reakcją Pani dyrektor i we wrześniu ruszam z pierwszym kursem :). Do tego czasu chcę podszkolić się z zakresu autoprezentacji oraz emisji głosu.

Co mogę powiedzieć do ludzi, którzy są w podobnej sytuacji – nie bójcie się wyzwań! Jeżeli macie jakieś pomysły to zróbcie cokolwiek aby je zrealizować. Jak nie wyjdzie – trudno. Przynajmniej podjęliście rękawice. Przedstawię moją receptę na to, aby dążyć do realizacji własnych pomysłów:

  • Po pierwsze: o swoim pomyśle informuj najbliższych ( dziewczynę, rodziców, rodzeństwo, przyjaciół ). Po takiej deklaracji ciężej będzie się wycofać. Można dużo stracić w ich oczach rezygnując z pomysłu lub bardzo zyskać jeśli plan zostanie wykonany.
  • Po drugie: Podziel kartkę na pół i po jednej stronie wypisz co możesz zyskać jeśli uda Ci się zrealizować plan ( tu może być wszystko: samodzielność, szacunek, pieniądze, elastyczny czas, urlop na życzenie i co komu przyjdzie do głowy ) a po drugiej co możesz stracić jeśli tego nie zrobisz ( może się okazać, że ktoś inny wpadnie wkrótce na to samo i pomysł zakończy się sukcesem )
  • Po trzecie: zacząć coś robić od zaraz! W moim przypadku zaraz po powrocie do domu zacząłem szukać stron, książek i publikacji w tym temacie i dodałem je do „ulubionych”. Prawda, że proste? To może być książka, poszukanie kogoś kompetentnego, wykonanie telefonu. Uwierz – ten pierwszy krok jest bardzo ważny.
  • Po czwarte: Patrz co możesz zrobić więcej dla ludzi, z którymi pracujesz, dla klientów itd. To może być dostarczenie towaru do domu, analiza oferty tak, żeby była najlepiej dopasowana do klienta, ale także tak banalne sprawy jak życzenia świąteczne :)
  • Po piąte: Wszystko co robisz musisz robić z pasją. Kopiowanie pomysłu na zasadzie: ja też otworzę naszą-klasę i zarobie kupę kasiory z góry skazane jest na porażkę. Pomyśl czym się interesujesz, jak Twoje umiejętności i wiedza mogą podnieść jakość życia innych ludzi.
  • Po szóste: Powodzenia !

Jak wy drodzy czytelnicy podchodzicie do realizacji własnych marzeń i pomysłów?

Pozdrawiam serdecznie
Bartek Popiel

_______________________________________________________________

Bartek Popiel jest studentem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Komentarze (71) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Jak ułatwić sobie stworzenie sukcesu własnej firmy i po czym poznać, ze TO JUŻ CZAS?

Dzisiaj zamieszamy gościnny post, którego autorem jest Kuba Jędrzejek.

Kuba przeszedł bardziej „konwencjonalną” drogę niż ja, pracując najpierw w kilku firmach, a dopiero potem zakładając własną. To z pewnością lepiej pasuje do drogi życiowej większości z Was i dlatego jestem przekonany, że jego punkt widzenia będzie dla Was wartościowy. Miałem okazją poznać Kubę podczas niezwykle intensywnej serii szkoleń, które zamówił dla swojego zespołu jego ówczesny szef i potem z podziwem obserwowałem jego dalszy rozwój. Firma, którą prowadzi stosunkowo szybko wyznaczyła sobie właściwy kierunek i zaraz potem przebojem zdobyła klientów, o których normalnie trzeba walczyć bardzo długo. Sama ta ostatnia historia warta byłaby osobnego postu, może namówimy go kiedyś na napisanie go. Na razie pozwolę sobie zacytować dotyczące tego zdarzenia zdanie z jego profilu na Golden Line : „In its first major pitch, the Agency won the project in a head-to-head contest against G7, JWT & Ogilvy, and we have been getting better ever since… :)”. To była walka Dawida z kilkoma Goliatami naraz :-)
Zapraszam do lektury:

——————————————————-

Rozglądając się wokoło mogę potwierdzić obserwację Alexa z jednego z postów: 80% moich znajomych pracujących „na etacie” ma marzenie, aby „KIEDYŚ” założyć własną firmę. Spora część z nich to managerowie w dużych międzynarodowych firmach, więc nie brakuje im zapewne ani umiejętności, ani wiedzy, czy doświadczenia, by prowadzić własny biznes. Nie sprawdza się tutaj jednak zasada Pareto, bo zdecydowanie mniej niż 20% spośród nich decyduje się na wprowadzenie takiego pomysłu w życie, większość poprzestaje jedynie na marzeniach o własnym gabinecie SPA lub hodowli psów pasterskich na Podhalu, dojeżdżając codziennie do pracy u kogoś innego…

Na drugim końcu skali są ludzie, którzy nigdy nie pracowali inaczej, niż na własny rachunek. Pewnie spora liczba zasila także grono czytelników tego Bloga. Znam i podziwiam ludzi, którzy już od liceum, czy studiów, napędzani duchem przedsiębiorczości prowadzą własne firmy, realizują samodzielnie swoje pomysły i ani myślą zatrudniać się gdziekolwiek. Dzieje się tak z różnych powodów. Jedni wolą robić rzeczy po swojemu. Inni mają po prostu tysiąc pomysłów na minutę i żaden pracodawca nie byłby w stanie tego ścierpieć, a tym bardziej wspierać, czy nagradzać… :)

Ja wybrałem coś, co można by nazwać „trzecią drogą”. Zacząłem od pracy w dużych korporacjach, aby w końcu dojrzeć do otwarcia własnej firmy, którą dziś z powodzeniem prowadzę. Teraz, z wielu powodów nie wyobrażam sobie już innego sposobu na życie. Mógłbym robić to, co robię całkiem za darmo, a i tak sprawiałoby mi to olbrzymią frajdę. A propos „za darmo”, to przez ponad pół roku po założeniu firmy, zanim pojawiły się jakiekolwiek pieniądze, po raz pierwszy od III roku studiów nie widziałem na koncie regularnej (czytaj-żadnej) pensji. W tym roku skończę 30 lat, więc miałem czas, by przyzwyczaić się do finansowego bezpieczeństwa i było to zarówno dla mnie jak i dla mojej rodziny spore przestawienie… :) Całe szczęście obecnie moja firma (prowadzę agencję reklamową) znacznie przerasta wszelkie oczekiwania co do efektów, których można by się spodziewać po pierwszych miesiącach jej działalności. Cenna jest też świadomość, że mój obecny wybór ma przed sobą przyszłość, w czym utwierdzają mnie codzienne doświadczenia z kolejnymi Klientami.

Patrząc z perspektywy czasu uważam, że moje decyzje na różnych etapach ścieżki zawodowej przyczyniły się bardzo do tego, że w tym, co robię obecnie jestem dobry. Można to jednak zrobić znacznie lepiej i to nie w sposób przypadkowy, tak jak ja, tylko jako pewien przemyślany plan, który prowadzi do jasno określonego celu. Wielu spośród Czytelników tego Bloga to młodzi ludzie, przed którymi dopiero pierwsze decyzje co do wyboru „kariery”. Pomyślałem więc, że kilka obserwacji na temat „CO MI POMOGŁO” może być pomocnych dla kogoś, kto zastanawia się, jak kiedyś założyć własny biznes i robić to z sukcesem. Jeśli którąkolwiek ze wskazówek uznacie za wartościową, to będzie dla mnie największa satysfakcja.

Studiujesz? Bądź jak małe dziecko!

Rozumiem przez to próbowanie wszystkiego, co wydaje się interesujące, branie tego do ręki i oglądanie z każdej strony. Warto też sprawdzić jak różne rzeczy smakują. Niekoniecznie musi to być angażowanie się przedsięwzięcia, które mają szansę przynieść od razu dużą kasę.

  • Dzięki temu masz większą szansę na poznanie ludzi, którzy wyznają podobne wartości, a niekoniecznie myślą dokładnie tak samo. Oni mogą później „przydać się” w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy zaczniesz pracować na własny rachunek.
  • Dowiesz się także więcej o sobie i być może w porę przekonasz się, że niektóre z opcji, które wydawały się fantastyczne na etapie omawiania ich przy piwie, w praktyce są zdecydowanie mniej ciekawe – np. praca audytora-konsultanta sprawdzona na praktykach studenckich wygląda nieco inaczej, niż mówią plakaty rekrutacyjne… :)
  • Bardzo pożyteczne są otwarte konkursy z Twojej dziedziny. Studiowałem zarządzanie i marketing, więc w moim przypadku były to takie zabawy biznesowe, jak Euromanager, L’Oreal E-Strat Challenge, czy Marketplace. Pewnie jest ich mnóstwo także w innych obszarach i będzie z czego wybierać. Co one dają? Dwie najważniejsze rzeczy to:
    – dowiesz się przed podpisaniem pierwszej umowy o pracę, czy kręci Cię to, czym chcesz się zająć w przyszłości i czy jesteś w tym dobry/a;
    – będziesz mieć szansę zorientować się, czego Ci ewentualnie brakuje i te braki w sposób świadomy uzupełnić;

Dla przykładu, przez podziw dla geniuszu jednego z kolegów, który odpowiadał za finanse naszej wirtualnej firmy w symulacji Euromanager, zacząłem studiować drugi kierunek na Rachunkowości Zarządczej… Wtedy – bolesne. Obecnie – bezcenne! :)

Pracuj na etacie, ale dla najlepszych

Zacznij od pracy na etacie w firmie, która jest jedną z lepszych w swojej branży. Najlepiej niech to będzie firma międzynarodowa, gdzie prezes nie jest jednocześnie właścicielem, albo jego bliskim krewnym… Dopiero perspektywa rozliczenia przed akcjonariuszami gwarantuje dobry poziom zarządzania i „merytokrację” w odróżnieniu od „autokracji” czy „pociotkokracji” :-).

Dlaczego tak?

  • Jeśli firma działa dobrze, np. od 100 lat, jak jeden z moich poprzednich pracodawców (Unilever), to pewnie ktoś wie jak to robić i sporo można się w takiej firmie nauczyć;
  • Jeśli firma robi coś spektakularnego lub nowego na rynku, to zapewne zarządza tym ktoś, od kogo warto się uczyć (np. mBank i Prezes Sławomir Lachowski, czy Coty i Prezes Piotr Kuc);
  • To, czego się nauczysz będzie wartościowe dla Twoich przyszłych Klientów (i pracodawców), bo między „najlepszymi” a „dobrymi” firmami w branży jest z reguły przepaść pod względem jakości zarządzania, procesów i narzędzi, do których mają dostęp pracownicy;
  • Taka firma może kiedyś zostać Twoim Klientem, więc dobrze ją znać od środka. Poza tym, jak już założysz własne przedsiębiorstwo, to zawsze lepiej pracować później z liderem w swojej branży niż z najbardziej nawet sympatyczną „firmą-krzak” ;)
  • Twoi znajomi z takiej firmy zostaną prędzej, czy później pracownikami wyższych szczebli w innych DOBRYCH firmach, co automatycznie ułatwi Ci w przyszłości dostęp do bardzo atrakcyjnego segmentu rynku na Twoje produkty lub usługi;

Jak wyciągnąć dla siebie najwięcej z pracy w korporacji?

  • Po pierwsze – zawsze rób wszystko najlepiej, jak potrafisz, a jeśli to nie wystarcza, to znaczy, że powinieneś szybko się tego nauczyć! Jeśli traktujesz korporację jak poczekalnię, gdzie wystarczy „być”, żeby później wpisać sobie znaną markę w CV, to szkoda czasu.
  • Wybieraj sobie dobrych szefów. Kim według mnie jest „dobry szef”? To osoba, która potrafi delegować zadania nie tylko wraz z odpowiedzialnością, ale także razem z KOMPETENCJAMI do ich realizacji. Samodzielność i merytoryczne wsparcie – rozwijają. Nadmierna kontrola – frustruje. Dobry szef dba także o Twój rozwój – dzięki temu miałem zaszczyt uczestniczyć w cyklu szkoleń Alexa, co potem okazało się bezcenne!
    I jeszcze jedna ważna wskazówka odnośnie szefów – jeśli intuicja podpowiada Ci, że coś nie gra, to z reguły warto jej posłuchać… :)
  • Pracuj w wielu miejscach w firmie. W ciągu niespełna 5 lat w Unileverze pracowałem w Trade Marketingu, Marketingu, Sprzedaży i Category Management i bardzo polecam takie wewnątrz korporacyjne wędrówki. Jeśli firma jest duża, to inny dział okazuje się często zupełnie innym światem. Dzięki temu poznasz CAŁY PROCES, który odpowiada za to, że firma odnosi sukces. Możesz też znaleźć słabe punkty w całej tej układance, patrząc na te same problemy z całkiem innej perspektywy i później sprzedawać skuteczne rozwiązania :)
  • Daj się lubić! :) Nie jest przy tym rzeczą konieczną, aby być przyjacielem każdego. Tego o sobie na pewno nie mogę powiedzieć, niemniej zazwyczaj dbałem o dobre stosunki ze współpracownikami. Pamiętajmy przecież, że mając jako klient wybór, a wybór jest immanentną cechą dzisiejszego rynku na jakiekolwiek usługi i produkty, sami wolelibyśmy pracować z kimś przynajmniej „sympatycznym”, prawda? :)
  • Nie pal mostów. Alex pisał niedawno o tym, jak rozstawać się w biznesie. Jednym z moich Kluczowych Klientów jest obecnie firma, w której pracowałem. Nie byłoby to możliwe, gdyby rozstanie z nią zakończyło się karczemną awanturą.

KIEDY i CO oznacza, że to JUŻ CZAS

Nie ma zapewne uniwersalnej wskazówki, która pozwoli stwierdzić, że nadszedł już TEN JEDYNY I WŁAŚCIWY moment, żeby założyć własną firmę. Patrząc na swoje własne doświadczenia mogę zidentyfikować jedynie pewne symptomy, po których mogłem poznać, że to JUŻ CZAS. Świadomie pomijam tutaj inne czynniki jak sytuacja makroekonomiczna, czy otoczenie konkurencyjne – to każdy musi ocenić sam dla swojego pomysłu biznesowego. Jeśli jednak obserwujesz u siebie cokolwiek z poniższej listy, to jest to dobry powód, żeby przynajmniej zastanowić się co dalej:

  • Syndrom niedostosowania do posiadania szefa
    Czym się objawia? Uzasadnionym przekonaniem, że z korzyścią dla firmy mógłbyś zastąpić swojego przełożonego. Często towarzyszy temu obsesyjne dążenie do autonomii i samodzielności oraz frustracja, że nie możesz robić rzeczy po swojemu, mimo że to dobry sposób, ponieważ „tak robi się od zawsze i zawsze działało” :)
  • Uwrażliwienie na niedoskonałości funkcjonowania obecnego pracodawcy
    Czym się objawia? Zwykle jest to natrętna chęć rozwiązania różnych istniejących w firmie problemów, poparta na dodatek wiedzą i doświadczeniem w danej dziedzinie. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że „nie możesz już na to patrzeć” i najlepiej „zrobiłbyś to inaczej”. Spróbuj. Jeśli będziesz mieć taką możliwość, to zyskasz kolejne wartościowe doświadczenie i szacunek Współpracowników i Szefów. Pewnie warto w takiej firmie pracować jeszcze jakiś czas. Jeśli nie – we własnym bizniesie na pewno będziesz mógł robić wszystko po swojemu :)
  • Poczucie bycia niezastąpionym
    Czym się objawia? Jest to z reguły niedobór czasu wynikający z chęci różnych osób w Firmie i poza nią do angażowania Ciebie w rozmaite projekty. Dzieje się tak dlatego, że ludzie liczą się z Twoim zdaniem i doceniają wkład, jaki możesz wnieść w ich sukces. Sukces innych jest bardzo cennym towarem. Może nie zawsze warto sprzedawać go poniżej rynkowej wartości?

I na koniec pewna zasada, sprawdzona już przeze mnie w praktyce, kiedy przychodzi do trudnej decyzji o zaprzestaniu pracy na etacie, rezygnacji z dobrej i stałej pensji, ubezpieczenia w prywatnej przychodni, samochodu służbowego i firmowych kolacji:

Nie słuchaj doradców, którzy mówią Ci, co by zrobili na Twoim miejscu…
…chyba, że chcesz być dokładnie taki (taka) jak oni. :)

I co z tego wynika?

To, co opisałem nie jest oczywiście jedynym sposobem na zbudowanie firmy, która z sukcesem konkuruje z największymi graczami na rynku. To tylko obserwacja pewnych konsekwencji moich własnych wyborów. Nie był to żaden plan wdrażany z premedytacją od samego początku, ale dziś okazuje się, że taka ścieżka bardzo wiele rzeczy ułatwiła, jak choćby poznanie moich obecnych genialnych Wspólników.

Teraz budujemy od postaw nową agencję reklamową, która mimo, że działa zaledwie od kilku miesięcy, już dziś pracuje z najlepszymi firmami w branży, biorąc udział w dużych i ważnych projektach dla globalnych marek. I to wbrew opiniom ekspertów, którzy nie widzą zbyt wiele miejsca na nowe agencje wśród kilku tysięcy firm tego typu działających w Polsce. A to dopiero początek! :)

Jeśli ten tekst pomoże komukolwiek działać w sposób bardziej świadomy niż robiłem to ja, i to już na samym początku ścieżki zawodowej, to rezultat może być tylko lepszy!

Chętnie odpowiem na Wasze pytania. Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Kuba Jędrzejek

_____________________________________________________________

Kuba Jędrzejek przez 6 lat zajmował się Marketingiem, Trade Marketingiem, Sprzedażą i Category Managementem w topowych korporacjach w Polsce. Teraz, wykorzystując te doświadczenia, z dużym powodzeniem prowadzi własną firmę i cieszy się z nieskrępowanych możliwości realizowania własnych pomysłów.

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Telekonferencja na Skype 12.04

Witajcie

W ten weekend jestem w Warszawie i o ile nie bardzo mam czas na zorganizowanie spotkania w „realu”, o tyle możemy zrobić małą telekonferencję na Skype jutro w sobotę o godzinie powiedzmy 21:00

Mam nadzieję, że to łącze, które mam tutaj do dyspozycji „udźwignie” całą konferencję, ale jak nie spróbujemy to nie będziemy wiedzieć. Ze względu na ograniczenia Skype mogę zaprosić max. 9 osób, więc proszę zainteresowanych, którzy mają jutro wieczorem nieco czasu o wpisywanie się w komentarzach razem z propozycją tematów, o których chcieliby porozmawiać. Jutro wczesnym popołudniem podejmiemy decyzję o składzie i temacie telekonferencji. Jeśli z powodów różnych pasowałaby Wam godzina późniejsza (np. 22) to też proszę o propozycje.

Jeśli ktoś nie jest całkowicie pewny, że mam już jego skype name to może podesłać mi je używając formularza kontaktowego

Do usłyszenia !!

Komentarze (33) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak dobrze wykorzystać (darmowe) spotkanie z ekspertem

Dla wielu ludzi spotkanie „twarzą w twarz” z kimś, kto jest naprawdę dobry w jakiejś dziedzinie to wyjątkowa okazja, aby bezpłatnie uzyskać cenne informacje i rady, za które normalnie należałoby zapłacić spore pieniądze.

Moje obserwacje wskazują na to, iż w takich sytuacjach wiele osób całkiem niepotrzebnie „spala” sobie taką sposobność, odcinając się od wartościowej wiedzy i potencjalnych kontaktów. Tak nie musi być i ten tekst powinien Wam pomóc w lepszym wykorzystaniu takich sposobności.

Na początek zalecam przeczytanie postów o szukaniu mentora i o zakwalifikowaniu się u niego. Znajdziecie tam istotne punkty warte stosowania również w przypadku jeśli spotykamy się prywatnie z kimś, kto jest ekspertem, nawet jeśli nie zamierzamy od razu ustanowić z nim układu mentorskiego. Do nich dochodzą jeszcze pewne dodatkowe elementy, które wymienię tak jak przychodzą mi do głowy, niekoniecznie w chronologicznym porządku konkretnej rozmowy:

  • Rozmawiaj jak równorzędny partner, bez niepotrzebnej uniżoności. Ludzie, którzy są naprawdę dobrzy i wiedzą o tym zazwyczaj mają w miarę zdrowe poczucie własnej wartości i nie potrzebują, aby ktokolwiek padał przed nimi na kolana. To co jest potrzebne, to normalne szanowanie drugiego człowieka i jego czasu (a mam nadzieję, że szanujecie wszystkich wokoło!!)
  • Zapytaj na początku, czy ten człowiek zechce Ci odpowiedzieć na parę pytań, względnie udzielić pewnej rady. To tak z czystej kurtuazji :-)
  • Możesz potem zapytać, ile czasu macie na rozmowę. „Zapoznawcze” spotkania biznesowe trwają zazwyczaj około godziny i ja spotykając się z kimś prywatnie też na ogół rezerwuję tyle czasu, ale w konkretnym przypadku może być inaczej. Niektórzy eksperci stosuję metodę randki w ciemno – zakładamy piętnaście minut spotkania, potem zobaczymy :-) Lepiej więc zamiast domysłów po prostu się zapytać, tak jak pisałem o tym tutaj i tutaj
  • Jeśli tego czasu jest trochę więcej niż kwadrans, to nie bój pokazać się też od strony czysto ludzkiej. Wiele w naszym życiu oparte jest na relacjach i budowanie takowej nie powinno zaszkodzić i w takiej sytuacji. Z drugiej strony unikaj nadmiernie długiego opowiadania o sobie, a szczególnie o Twoich osiągnięciach jeśli nie byłeś o to zapytany. Nie jesteś na rozmowie o pracę :-)
  • Jeśli pytasz, to używaj tzw. pytań otwartych (zaczynających się od słów: co, jak, w jaki sposób, dlaczego). Bardzo rozpowszechnione używanie pytań zamkniętych (zaczynających się zazwyczaj od „czy”) spowoduje, że co najwyżej potwierdzisz swoją dotychczasową wiedzę, bądź hipotezy, ale prawie na pewno nie dowiesz się niczego nowego. Dodatkowo używając przeważnie pytań zamkniętych w oczach wielu ludzi pokażesz się jako dyletant w sprawach skutecznej komunikacji, a tego z pewnością nie chcesz
  • Jeśli Twój ekspert zaczyna odpowiedź na Twoje konkretne pytanie, to nigdy przenigdy nie przerywaj mu jej. To jest taka polska specjalność (w żadnym kraju, w którym żyłem nie spotkałem się z tą chorobą tak często), która jest dla cywilizowanego człowieka niezwykle nieuprzejma i zdradza poważne braki w elementarnej ogładzie. Są kręgi ludzi (też Polaków), gdzie jak tak zrobisz, to możesz się spakować i wracać do swojego starego świata, więc lepiej pilnujcie się.
  • Szczególnie niefortunnym, choć często spotykanym przypadkiem jest sytuacja, kiedy ktoś pyta eksperta o zdanie, po czym niezwłocznie przerywa mu i zaczyna udowadniać, że ekspert się myli :-) Zdarza się to najczęściej, kiedy robisz coś dla kogoś za darmo, bo normalni klienci płacący za poradą spore pieniądze na ogół wychodzą z założenia, że ten człowiek wie, co mówi i na początek warto posłuchać co ma do powiedzenia. Potem zawsze można się dopytać o szczegóły i uzasadnienia.
  • Idąc na spotkanie z takim ekspertem dobrze jest mieć świadomość tego, co chcemy osiągnąć i co ta druga osoba może dla nas zrobić. W USA jak rozmawiasz z jakimiś ludźmi, których poprosiłeś o spotkanie, często będziesz na początku zapytany wprost „what is your objective?”. Kiedy ktoś po raz pierwszy widzi się ze mną, to zazwyczaj pytam „co mogę dla Ciebie zrobić?” i tutaj też lepiej jest mieć przygotowaną jakąś w miarę konkretną odpowiedź. Jak ktoś odpowiada „chciałem Cię poznać”, albo co gorsza „chciałem zobaczyć jak wyglądasz”, to nie jest to całkiem dobry początek. Zalecenie to dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy rozmawiamy z kimś po raz pierwszy.
  • Chcąc pozyskać od eksperta taką bezpłatną radę na jakiś konkretny temat dobrze jest być przygotowanym na pytanie „co dotychczas zrobiłeś w tej materii?” Świat jest pełen ludzi opanowanych chciejstwem (na czym ich zaangażowanie się kończy) i lepiej jeśli jesteś w stanie wykazać, że sam zrobiłeś już coś konkretnego. Ten temat rozwinę w poście o kastach, który mam w przygotowaniu.
  • Jeśli spotkanie ma miejsce w lokalu, to zaproponuj przejęcie kosztów spożytego posiłku lub napojów, ale specjalnie się przy tym nie upieraj. Ja np. prawie zawsze przy pierwszym spotkaniu z ludźmi potrzebującymi prywatnie mojej rady wybieram lokal i w związku z tym przejmuję też i rachunek (bo wybieram zazwyczaj dobre miejsca :-)) Jeżeli robię komuś prezent z mojego czasu, to parę złotych za kawę, czy nawet lunch nie robi specjalnej różnicy. Nigdy przenigdy nie mów ekspertowi „w zamian za twoje rady ja zapłacę rachunek za kawę, czy obiad”!!! Topowi ludzie warci są setki euro za godzinę i taki „interes” może być dla nich obrażający. Oni zazwyczaj nie pracują za jedzenie :-)
  • Bądź człowiekiem ciekawym różnych informacji. Ja na wiele spotkań tego typu zabieram ze sobą jakąś aktualną książkę, którą kładę na stole tytułem w dół :-) Obserwacja na ile mój rozmówca jest zainteresowany tym, co czytam pozwala wyciągnąć parę interesujących wniosków dotyczących jego nastawienia. Pytajcie i bądźcie zainteresowani :-)

Tyle na razie moich rad na ten temat. Zdają się one bardzo proste, a jednak to co opisałem powyżej, to odpowiedź na typowe i bardzo rozpowszechnione błędy, które często na pierwszych spotkaniach popełniają moi młodzi rozmówcy. Stosujcie się do powyższego, a wiele z Waszych rozmów będzie miało o wiele lepszy przebieg, czego Wam wszystkim życzę.
Jak zwykle zapraszam do pytań i dyskusji w komentarzach

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Motywacja i zarządzanie, Rozwój osobisty i kariera

Życie po życiu, czyli jak rozstawać się w biznesie i nie tylko

Pozwólcie, że opiszę małą historię, która wydarzyła się kiedyś na naszym blogu. Zawiera ona pouczające elementy, a ponieważ drugi jej bohater zgodził się na publikację to pozwalam sobie na jej zaprezentowanie. Kiedy TesTeq pojawił się na tym blogu, to dość często zdarzało mu się pisać komentarze, które z mojego punktu widzenia świadczyły o niezbyt dokładnym czytaniu tekstów, do których się odnosił.
Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB
To jest dość powszechne zjawisko i niektórzy usiłują wykorzystać to jako chwyt retoryczny (dlatego warto porównywać to, co powiedzieliśmy do tego, do czego potem odnosi się rozmówca). Jak wiecie, szanują wszystkich Czytelników, a zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trud wypowiadania się tutaj, więc początkowo cierpliwie tłumaczyłem różnice pomiędzy ABCD a ACCB, delikatnie mówiąc z bardzo różnym skutkiem. Ponieważ uważam mój czas za bardzo cenny, to w którymś momencie, zgodnie z zasadą Miyamoto Musashi „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” stwierdziłem, że już wystarczy. Uprzejmie, choć bardzo stanowczo wyprosiłem TesTeq z blogu zalecając mu wypowiadanie się gdzieś indziej. TesTeq wyraził ubolewanie z powodu takiego stanu rzeczy, po czym kulturalnie się pożegnał. Dla mnie sprawa była załatwiona, to było normalne działanie managerskie (pozbycie się niekompatybilnego członka zespołu), rzeczowo i bez wzbudzania niepotrzebnych emocji.
Ku mojemu zdziwieniu w jakiś czas potem w moderacji pojawił się komentarz napisany przez TesTeq, komentarz, który był bardzo sensowny i wnosił sporo do dyskusji. Ponieważ uważam ten blog przede wszystkim za serwis dla Czytelników, to zamieszczam na nim każdą w miarę przyzwoitą wypowiedź, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzam, czy też nie. Tak też zrobiłem z tamtym komentarzem. Wkrótce pojawiły się następne, każdy na poziomie i na temat, więc i one wylądowały na blogu. Po pewnym, stosunkowo krótkim czasie z przyjemnością poinformowałem TestTeq, że wobec takiej przemiany jest mile widzianym komentatorem i oczywiście jego nick zostaje od natychmiast wyjęty z Watch List. Resztę historii już znacie, TesTeq wnosi wiele interesujących punktów widzenia do naszych dyskusji, nawet jeśli nie zawsze są one zbieżne z moimi, to jest to cenny element za który mu w tym miejscu jeszcze raz dziękuję. Z drugiej strony dla niego aktywność na naszym blogu powiększa jego tzw. „exposure” (nie pamiętam teraz polskiego terminu marketingowego), bo było nie było mamy tutaj ponad 60.000 odwiedzin miesięcznie i liczba ta ciągle rośnie. Typowa sytuacja win-win dla wszystkich.

Jakie ogólne wnioski warto z tego wszystkiego wyciągnąć?

Najpierw uwagi dla managerów:

  • Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat. Rozmowa taka powinna zakończyć się zawarciem wiążącego porozumienia dotyczącego oczekiwanych rezultatów, bądź zachowań.
  • Jeżeli zawarcie takiego porozumienia nie jest możliwe, bądź druga strona nie go dotrzymuje, to należy jak najprędzej z nią rozstać. Kropka. Tzw. pochylanie się nad człowiekiem, dawanie mu drugiej, trzeciej, x-tej szansy zazwyczaj jest bezcelowym marnotrawstwem czasu i zasobów. To bardzo szlachetne zachowanie, niemniej moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie jako manager i konsultant potwierdza, że w znakomitej większości przypadków nasze dobre intencje interpretowane są przez drugą stronę jako ciche przyzwolenie na kontynuację dotychczasowego postępowania. jeśli z jakichkolwiek powodów nie możesz na razie obyć się bez tego człowieka, to jak najszybciej zacznij szukać kogoś, kto mógłby go zastąpić. Podkreślam jednocześnie, że przed zastosowaniem takich działań konieczne jest dobre przeprowadzenie czynności opisanych w poprzednim punkcie.
  • Jeśli rozstajemy się z kimś to warto zrobić to w sposób cywilizowany. Wszelkie tzw. osobiste wycieczki lub poniżające drugą stronę zachowanie są bardzo szkodliwe i nigdy nie wiemy kiedy mogą nam samym odbić się czkawką. Gdybym np. nieodpowiednio potraktował TesTeq, to nigdy już nie napisałby on na naszym blogu z oczywistą stratą dla całości tego przedsięwzięcia. Rozstając się z niekompatybilną osobą warto uświadomić zarówno sobie ja i drugiej stronie że to „nothing personal, just business”.
  • Jeśli osoba, z która w ten sposób rozstaliśmy się w którymś momencie kontaktuje się z nami pokazując w wiarygodny sposób, że problem który był przyczyną poprzednich komplikacji został usunięty, to możemy ewentualnie dać jej szansę pokazania tego w praktyce. Nie oznacza to natychmiastowego przywrócenia wszelkich praw, lecz jedynie możliwość wykazania się w jakieś bezpiecznej „piaskownicy”. Poprzez piaskownicę rozumiem takie otoczenie, w którym nawrót zainteresowanego do poprzednich praktyk nie spowoduje szkód dla Ciebie lub Twojej organizacji.
  • Jeśli osoba sprawdziła się w piaskownicy, to możesz ostrożnie wstawić ją na bardziej eksponowaną pozycję.

Takie historie zdarzają się, znam co najmniej parę takich spektakularnych „żyć po życiu”, które zakończyły się „a potem żyli długo i szczęśliwie” dla obydwu stron :-)

Teraz parę wskazówek dla drugiej strony:

  • Jeśli bierzesz udział w przedsięwzięciu, którego nie jesteś właścicielem, bądź osobą sprawiającą kontrolę z nadania właściciela, to zazwyczaj masz trzy opcje, które najlepiej wyraża amerykańskie powiedzenie „love it, change it, or leave it” :-) Jeśli przy tym osoba sprawująca szeroko rozumianą władzę ma silną osobowość, a do tego jej przedsięwzięcie ma sukcesy właśnie dzięki taki cechom, to możliwości „change it” są dość ograniczone, zwłaszcza jeśli chcesz to zrobić w sposób „siłowy”. Jeśli całość nie podoba Ci się, to lepiej poszukaj sobie czegoś bardziej pasującego
  • W przypadku, jeśli druga strona komunikuje Ci, że zamierza się z Tobą rozstać, to warto zapytać, co musiałoby się wydarzyć, aby zmieniła swoją decyzję. Być może pojawi się jakaś szansa porozumienia. Tego punktu np. TesTeq nie wykorzystał, podobnie jak zresztą większość ludzi. To mnie dziwi, gdyż takie zapytanie nic nie kosztuje. Jeśli po nim pojawią się warunki nie do zaakceptowania, to zawsze możemy je odrzucić i nie będziemy w gorszej sytuacji niż byliśmy poprzednio!
  • Jeśli druga strona zdecydowanie chce się z Tobą rozstać, to nie walcz „na siłę”. Gdyby TesTeq zaczął narzekać na blogu, lub gdziekolwiek indziej jak „niesprawiedliwie” został potraktowany, albo jaki to ja jestem „despotą”, to nigdy przenigdy nie miałby szans powrotu tutaj. Kulturalne pożegnanie się pozostawiło otwartymi bardzo wiele drzwi. Dokładnie tak samo dzieje się w prawdziwym życiu poza internetem. Znam parę przypadków osób, które całkiem niepotrzebnie procesowały się z byłym pracodawcą zamykając sobie nie tylko możliwość „pokojowego” powrotu do atrakcyjnej firmy, lecz do tego rujnując opinię na rynku, bo powyżej pewnego poziomu świat biznesu w Polsce wcale nie jest taki wielki. Więc pamiętaj, nigdy nie pchaj się na siłę tam, gdzie Cię nie chcą, nawet jeśli zgodnie z Kodeksem Pracy masz do tego „prawo”.
  • Możesz zawsze potem spróbować pokazać drugiej stronie, że powody rozstania zniknęły, ale licz się co najmniej z jakimś okresem próbnym. Ja jestem bardzo pragmatycznym managerem i bez specjalnych problemów umożliwiłem TesTeq ponowne wykazanie się (choć jako środek ostrożności najpierw wszystkie jego komentarze lądowały w moderacji), musisz jednak być przygotowanym na to, że wielu managerów może do tego podejść bardziej emocjonalnie, albo ambicjonalnie i „dla zasady” (jakiej????) powie Ci „nie”. Uprzednie kulturalne rozstanie się minimalizuje taką możliwość, nie może jednak jej wykluczyć. Wtedy trudno, pomyśl że świat jest wielki i pełen innych sposobności.
  • Jeśli otrzymałeś szansę na „życie po życiu” to pamiętaj, że najprawdopodobniej obowiązuje dla Ciebie zero tolerancji jeśli chodzi o nawroty Twoich dawnych zachowań, tych, które spowodowały pierwotne rozstanie się z Tobą.

W życiu nie wszystko toczy się prostymi drogami i jestem przekonany, że powyższe rozważania w którymś momencie mogą okazać się bardzo przydatne każdemu z Was. Nawiasem mówiąc podobnie funkcjonuje to często w życiu prywatnym.
Zapraszam do rozmowy w komentarzach.

Komentarze (83) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Spotkanie z Czytelnikami we Wrocławiu

W weekend będę we Wrocławiu i jeśli znajdą się chętni, to możemy spotkać się w niedzielę 6.04 w hotelu Radisson.

Będę tam od 18:30 i o ile kawiarnia na lewo od wejścia nie będzie zajęta, to zapraszam. W przeciwnym wypadku będziemy okupować stolik w restauracji na wprost.

Proszę zainteresowanych Czytelników o wpisanie się w komentarzach

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Z powrotem w Europie

Witajcie po rekordowej chyba przerwie w moim postowaniu.

No cóż, intensywne życie w dwóch strefach czasowych jednocześnie, teraz po powrocie dodatkowy szok klimatyczny (z +32C do zera!!) oraz kilka niespodziewanych, a przy tym niezwykle ciekawych zleceń spowodowały moją absencję tutaj.

Kilkoro z Was prosiło o jakąś relację z USA, a ponieważ nie jest to blog turystyczny, to nie będę pisał o błękitnym oceanie w South Beach, czy też szmaragdowych wodach Zatoki Meksykańskiej, napiszę o paru mentorach, których spotkanie jakieś 15-20 lat temu wywarło duży wpływ na moje życie, a którzy nie całkiem pasują do utartego stereotypu Amerykanina, czy też człowieka sukcesu w ogóle.

Zacznijmy of J. który będąc emerytowanym komandorem Navy zapoznawał mnie kiedyś praktycznie z zasadami dobrej praktyki morskiej na jachcie. Przez dwa tygodnie intensywnie żeglowałem z nim przy każdej pogodzie i porze dnia zdając w międzyczasie najprzeróżniejsze (w USA dobrowolne) egzaminy. To, czego się przy tym nauczyłem nie tylko dało mi podstawę do wielu przyjemnych miesięcy spędzonych później między wyspami, ale też pozbawiło istniejących resztek „polskiej ofermowatości”, którą miałem a nawet dziś często rozpoznaję w rodakach, którzy nigdy nie żyli na własny rachunek poza granicami kraju. Okazało się też, że jest bardzo wiele analogii pomiędzy zręcznym i pewnym poruszaniem się jachtem żaglowym, a zręcznym i skutecznym prowadzeniem małego biznesu. Mógłbym prawie napisać książkę na ten temat :-)

Wracając do J. to mimo iż ma on dziś 79 lat, to jest bardzo sprawnym umysłowo i fizycznie człowiekiem, razem ze swoją niewiele młodszą żoną uprawiają co najmniej 3 razy w tygodniu sport (tenis, kajakarstwo). Ciągle ma też doskonały humor i dość „jaj” aby np. zaraz po huraganie „Charley”, który zastał go w Ohio kupić piłę łańcuchową i następnego dnia wsiąść z nią na pokład samolotu (!!) lecącego na Florydę!! Każdy kto wie jak wyglądają w tej chwili środki bezpieczeństwa w USA wie, że było to wielkie osiągnięcie. No cóż, „nie ma rzeczy niemożliwych” – tak mówi stara szkoła US Navy, bez paru jej elementów, które przejąłem, nie byłoby dziś też tego blogu.

Następnym mentorem, którego odwiedziłem po latach to R. multimilioner, który po kilku latach ciężkiej pracy i oszczędzania zainwestował pieniądze w ziemię w Las Vegas, samemu mieszkając przez wiele lat w przyczepie campingowej. Dziś mieszka w wielkim domu i narzeka, że kryzys cenowy na rynku nieruchomościowym zmniejszył wartość tylko jego florydzkich inwestycji o 2 miliony, „ale to nic, przecież nie muszę teraz sprzedawać”. To od niego i jego żony nauczyłem się kiedyś, że można mieć pasywne dochody, dużo wolnego czasu i być przy tym całkiem normalnym, sympatycznym człowiekiem. I na te dochody niekoniecznie trzeba harować, wystarczy intensywnie używać własnej inteligencji i rozsądnie wydawać to, co mamy. Nie wspomnę o tym, że człowiek jest ode mnie 15 lat starszy, a jak porównałem nas na wspólnym zdjęciu, to lepiej powstrzymam się od komentarzy :-)

Bez B. też nie byłoby tego blogu.

Ostatnim mentorem jest N. od którego nauczyłem się koncepcji semi-retirement, co ostatecznie najbardziej mi się spodobało i bez czego zdecydowanie nie byłoby tego blogu :-)

N. będąc o rok starszym niż ja ma najwięcej energii i dobrego humoru z wszystkich opisanych tutaj osób, ma też z nas wszystkich najniższe koszty stałe (niecałe 600 USD miesięcznie) i to posiadając całkiem sympatyczny mobile home (podobny do tego), normalny samochód a do niedawna nawet 9 metrowy jacht żaglowy :-) Mając sporo umiejętności technicznych i duży talent w tym kierunku potrafi taką sumę bez problemu zarobić w krótkim okresie, co pozostawia mu wiele czasu na podróże i różne hobby. I tak już co najmniej od dwudziestu kilku lat! Przy tym jest bardzo uczynnym i sympatycznym człowiekiem, o szerokich i bardzo różnorodnych znajomościach (ostatnio dowiedziałem się np. że Donald Sutherland od czasu do czasu zaprasza go na wspólny dinner). W połowie lat dziewięćdziesiątych podpatrzyłem u niego parę sposobów podejścia do życia i dzięki temu dziś jestem bardzo zadowolony z mojego :-)

Tyle krótkiej relacji o ludziach, od których kiedyś dużo się nauczyłem i których (między innymi) teraz odwiedziłem, aby zobaczyć jak po latach funkcjonują w praktyce ich koncepcje życiowe.

Jeśli interesuje Was coś szczególnego to proszę pytajcie.

Komentarze (138) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Red Bull kontra fundacja, czyli dwa wypadki PR-owe

Właśnie rzuciłem okiem na kilka dostępnych w internecie polskich gazet i ze zdziwieniem przeczytałem informację, że firma Red Bull zamierza zakazać małej śląskiej fundacji wspomagającej dzieci używania nazwy „Dodaj Dzieciom Skrzydeł”. Ze zdziwieniem, bo przy całym zrozumieniu dbałości o własny slogan reklamowy atakowanie fundacji wspierającej dzieci świadczy o niezwykle małej wrażliwości społecznej osoby, która taką decyzję podjęła. Może to jest kolejny przypadek zjawiska, które opisywałem już dwa lata temu? Tak, czy inaczej firma niezwłocznie trafia na moją osobistą „czarną listę” bojkotowanych przedsiębiorstw. Nawiasem mówiąc polecam każdemu założenie takiej listy – świadomość, że nie jesteśmy bezwolnymi konsumentami produktów i usług firm o praktykach, które są wątpliwe z naszego punktu widzenia dobrze robi na samopoczucie :-). Trochę szkoda mi jest osoby, która będąc rzecznikiem prasowym musiała z imienia i nazwiska firmować takie działanie. Google nie zapomni!!!
No ale to nie koniec. Wiedziony ciekawością odnalazłem stronę tej fundacji i tutaj kolejna niespodzianka. Najpierw otwiera się strona na której możesz wybrać punkt „Fundacja”, „Numer Konta”, „Kontakt”, „Galeria Sztuki” (!!!???)

Po naciśnięciu „Fundacja” otwiera się nieco przydługie i patetyczne („ludzie o wielkim sercu i równie wielkiej odwadze”) intro, a potem strona główna na której czołowym miejscu jest wielka czerwona informacja, „przekaż 1% podatku” na cele tejże fundacji. Jeśli jestem tam pierwszy raz, to wolałbym najpierw dowiedzieć się, co takiego konkretnego ta fundacja robi. Powyżej jest jeszcze możliwość wyboru „Galeria Handlowa” (!!!), „Galeria Sztuki” (!!!), „Możesz pomóc!”. Co na stronie o pomocy dzieciom robi (nieużywana na razie) Galeria handlowa, czy też komercyjna Galeria Sztuki???? Tyle pierwsze (niekorzystne wrażenie). Część odwiedzających już w tym momencie daruje sobie i pójdzie na inną stronę. Ja z ciekawości zajrzałem do tej Galerii. Na samym początku natknąłem się na obrazy o cenie wahającej się pomiędzy 0 a 400.000 zł a po dalszym poszukiwaniu natrafiłem na wzmiankę, że „Każdy zakup realizowany przez Państwa w Galerii Sztuki MALECHA wspiera działanie Fundacji Grażyny Malecha „dodaj dzieciom skrzydeł…”.” Jako potencjalny darczyńca bardzo chciałbym wiedzieć, na czym dokładnie to wsparcie ma polegać. Jaki procent dochodu galerii idzie na potrzeby biednych dzieci, najchętniej zobaczyłbym opublikowane sprawozdanie roczne z wyszczególnionymi pozycjami. takich informacji brak, a przynajmniej ja nie moglem się ich doszukać. Ode mnie taka instytucja nie dostanie żadnych pieniędzy!!

Dlaczego o tym piszę? Zdaję sobie sprawę, że wśród Czytelników tego blogu są zarówno ludzie gotowi wspierać innych, jak i tacy, którzy takie wsparcie będą kiedyś organizować. Tym pierwszym polecam uważne przyjrzenie się organizacjom, którym chcecie przekazać Wasze pieniądze. Tym drugim zalecam gorąco: nie mieszajcie dobroczynności z własnym biznesem, a jeśli już taka kombinacja jest nieunikniona, to wykażcie maksimum przejrzystości w tym, co robicie. Inaczej potencjalni sponsorzy, którzy dysponują większymi środkami będą omijać Was z daleka.

PS: Ten pomysł z osobistą czarną listą firm jest naprawdę warty polecenia :-)

Komentarze (34) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 40 of 67« First...102030«3839404142»5060...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
    • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
    • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
    • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
    • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
    • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
    • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
    • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
    • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
    • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
    • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
    • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
    • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
    • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
    • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
    • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
    • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
    • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
    • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
    • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
  • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
    • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
  • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
    • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
  • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
    • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
  • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
    • Witek Zbijewski: noveeck:...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025