W ostatnich dniach miałem wiele bardzo przyjemnych przeżyć. Od poniedziałkowego popołudnia spotykałem się z różnymi klientami i rezultat był taki, że już we wtorek wieczorem mój kalendarz był zapełniony zleceniami aż do połowy czerwca. To jest oczywiście samo w sobie miłą sprawą dla każdego freelancera, ale nie o tym chcę dziś pisać. Najciekawsze w tym było doświadczenie, kiedy spotykasz się z ludźmi na wysokim poziomie, którzy bez większych dyskusji angażują cię do ciekawych przedsięwzięć tylko i wyłącznie dlatego, bo jesteś takim, jakim jesteś. Bez reklamy, marketingu, upiększania czegokolwiek, udawania kogoś innego, tworzenia jakichkolwiek pozorów czy złudzeń. To jest wspaniałe uczucie i życzę Wam abyście doświadczali go jak najczęściej, tym bardziej, że nie jest to w gruncie rzeczy takie trudne.
Kluczowym punktem w osiągnięciu tego jest uświadomienie sobie, że jest to w ogóle możliwe, aby będąc po prostu sobą być dokładnie tym, czego szukają i potrzebują klienci. Wielu z nas było od dzieciństwa wychowywanych w przeświadczeniu o naszej trwałej niedoskonałości (kłania się polska szkoła), w tym, że musimy się specjalnie starać o względy innych ludzi, często udając kogoś “lepszego”, że życie to jest nieustanne przebieranie się, upiększanie i pokazywanie z najlepszej strony. W rezultacie bardzo często możemy obserwować wokół “plastikowych ludzi”, osoby, które wyprane z autentyzmu odgrywają najprzeróżniejsze role w złudnym przekonaniu że to umożliwi im osiągnięcie trwałego szczęścia, czy sukcesu zawodowego. Jeśli mogę dać Wam jedną radę, to proszę nie idźcie tą drogą!!! Umiejętne stwarzanie pozorów może co prawda przynieść nam różne “sukcesy”, ale będą one na dłuższą metę równie “prawdziwe”, jak to, co pokazywaliśmy światu przy ich osiąganiu. Oczywiście w wielu firmach na różnych stanowiskach siedzą czasem osoby, które wylądowały tam nie ze względu na swoje prawdziwe wartości i osiągnięcia, lecz korzystając z różnych układów i pozornie jest im z tym dobrze. Sęk w tym, że znakomita większość ludzi potrzebuje tego wewnętrznego przekonania dokonania czegoś rzeczywistego i gdzieś na dnie duszy każdy mniej czy bardziej zdaje sobie sprawę z tego, czy tworzy coś, co ma znaczenie, czy tylko, jak mówią Niemcy, gorące powietrze. W tym drugim przypadku często można później u takiego człowieka zaobserwować rozpaczliwe próby skompensowania sobie wynikających z tego deficytów w poczuciu własnej wartości :-) Całe branże handlu i usług żyją z „pomocy” takim nieszczęśnikom, tylko czy musimy naprawdę się w tej grupie znaleźć? Po co??
To, że mamy wokół nas mnóstwo ukrywającej swoją “cienkość” miernoty bardzo ułatwia nam zadanie :-) Wystarczy jeśli zdobędziemy się na choć trochę wysiłku, aby popracować nad naszymi umiejętnościami, a już możemy uzyskać znaczącą przewagę nad tymi „udawaczami”, którzy po prostu nauczyli się „prześlizgiwać się”. To przyniesie nam to nie tylko dobre samopoczucie (bo świadomość, że jesteś rzeczywiście dobry wpływa na samoocenę), ale też znacznie ułatwi sukces zawodowy. Potem trzeba jeszcze tylko znaleźć „klientów”, którzy będą potrafili to docenić, ale z innymi na dłuższą metę i tak nie warto się zadawać . Cały proces wymaga może trochę więcej wysiłku, niż to co robi większość, ale wierzcie mi, gra jest warta świeczki.
Następnym razem napiszę, jak to wszystko odnosi się do naszych relacji osobistych, bo tam różnica jest jeszcze bardziej dramatyczna…
PS: Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak kategorycznie o tym piszę, to ze wstydem śpieszę z wyjaśnieniem: kiedyś też byłem taką pełną gorącego powietrza wydmuszką i mam porównanie :-)
Czas na mój pierwszy wpis! ;-)
Moim zdaniem nie wystarczy pracować nad swoimi umiejętnościami, by osiągnąć sukces. Oprócz ogromnego wysiłku w to włożonego i świadomości że można pójść łatwiejszą drogą („wydmuszki”), trzeba umieć sprzedać to, co się posiada.
Uważam, że to „przebieranie się” i pokazywanie z lepszej strony może tylko to ułatwić. To jest wręcz wymagane! Co z tego, że – załóżmy ukończę super uczelnię, będę miał wiedzę eksperta, jeśli nie będę w stanie sprzedać tej wiedzy.
Lekkie przejaskrawianie swoich zalet może wpłynąć tylko pozytywnie – nie tylko na np. pracodawcę, ale i na osobę przejaskrawiającą, bo zyska większą pewność siebie.
Nie każdy jest autentykiem twojego pokroju :-)
Pozdrawiam
BeSmart
Witaj na naszym blogu :-)
Ja nigdzie nie napisałem, że nie należy sprzedawać tego, co posiadamy. Popatrz np. na post „Twoja wartość rynkowa„.
Na początku drogi, kiedy dopiero uczymy się i nie jesteśmy jeszcze tacy dobrzy, to pokazywanie się z lepszej strony rzeczywiście może ułatwić nam start, problem zaczyna się wtedy, kiedy polegamy na tej strategii w późniejszym życiu, a zwłaszcza, kiedy zamiast pokazywania po prostu udajemy istnienie czegoś, czego naprawdę nie ma.
Na temat wiedzy „eksperta” bezpośrednio po ukończeniu większości studiów wolę się nie wypowiadać, nie to było też tematem tego postu :-)
Główne przesłanie było takie: staraj się być tak dobrym w tym co robisz, że jesteś oczywistym wyborem Twoich potencjalnych klientów. I to bez konieczności starania się o „dobre wrażenie”, nadymania się itp. To wpływa dobrze nie tylko na tzw. „kasę”, lecz co najważniejsze, na Twoje poczucie własnej wartości (a to jest rzecz nie do kupienia).
Jeśli ktoś przejaskrawia swoje zalety to u doświadczonego partnera zdradza tym swoją słabość. Mówi „sam myślę, że taki, jaki jestem naprawdę to za mało”.
Oczywiście, większość ludzi gra obustronnie w tego rodzaju gierki i jakoś to funkcjonuje. Jeśli jednak chcesz z powodzeniem funkcjonować w mojej lidze, albo powyżej, to nigdy przenigdy tego nie rób!!
Masz rację pisząc: „Nie każdy jest autentykiem twojego pokroju”. Wielu Czytelników tego blogu ma potencjał, aby autentycznie stać się ZNACZNIE lepszymi ode mnie!! Muszą tylko chcieć i działać w odpowiednim kierunku, czasu mają znacznie więcej a możliwości nie brak.
Na razie kończę, bo niedługo jadę na spotkanie z Czytelnikami
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Na Twojej stronie odkryłem, że masz też całkiem sympatyczne imię. Może warto je używać do podpisywania komentarzy? Jak będą ciekawe, to Czytelnicy i tak pójdą po linku, a nie będzie to wyglądać na tanią promocję :-)
Zdanie o ekspercie było dużym skrótem myślowym (ostatnio popularne sformułowanie) – przecież nie określiłem czy nie będą to któreś z kolei studia podyplomowe, MBA czy doktoranckie ;) Ale oczywiście, masz rację, palnąłem.
Dobre wrażenie to nie nadymanie się, to jednak przeciwne sobie zjawiska. Jak ze wszystkim i z „przejaskrawianiem” nie można przesadzać. Nie tylko wiedza i umiejętności warunkują sukces, ale też właśnie dobre wrażenie przez pokazywanie swoich dobrych stron. Czy lepsza jest zupa jałowa, czy dobrze przyprawiona (zaraz jem śniadanie)? Bardzo ważne są dodatki, a nie tylko sedno czegoś (tu: wartość odżywcza).
Pozwól też, że oddam ci parę szpileczek, które mi wbiłeś ;)
Wiem, że jesteś profesjonalistą i masz doświadczenie w tym, co robisz, ale pozwól, że zwróce ci maluteńką uwagę albo raczej – napiszę o moich wrażeniach.
Moim zdaniem twoje odpowiedzi do komentarzy czytelników piszesz w mniej przyjemnym stylu niż główne wpisy na blogu. Jakkolwiek mało mądry czy odkrywczy byłby czyjś komentarz, ja starałbym się znaleźć w nim coś ciekawego i godnego uwagi. Ja nie popadałbym w nazbyt mentorski ton (mimo że ty masz do niego prawo z racji doświadczenia). Niektóre fragmenty komentarzy lepiej by brzmiały, gdyby poprzedziło je sformułowanie „moim zdaniem”, „sądzę, że” itd. Ot, bardziej lubię czytać główne wpisy niż komentarze. Może lepiej nie traktuj tego jak uwag, a tylko jako spostrzeżenia.
Rafał
PS: Z pewnością nieświadomie, ale jednak moim zdaniem zasugerowałeś, że ani moja strona, ani komentarz nie były ciekawe. Chyba stąd moje szpileczki :-) Broń Boże, nie bierz tego do siebie, tak jak ja – jeśli pozwolisz – twoich słów.
PS2: Będę czytał dalej i jeśli nie będziesz miał mi tego za złe, nadal będę podpisywał się jak poprzednio. Na pewno jakaś to promocja, ale chyba tylko dlatego, że nazwa zwraca uwagę a pospolite imię – nie.
Bee smark , juz możesz sobie tu nie przychodzić, a jeżeli przychodzisz to nie wpisuj się proszę , bo żenada.
Adamie, bądź tak dobry i powiedz o co ci chodzi.
Jeśli chciałeś mnie obrazic – nie wyszło ci. Jeśli chciałeś mi popsuć humor, to owszem, odniosłeś sukces.
Rafał
Właśnie wróciłem z bardzo udanego spotkania z Czytelnikami i z pewnym zdziwieniem przeczytałem części twojego komentarza. Jeśli chodzi o meritum, to mamy najwyraźniej nieco inne podejście, co jest całkowicie w porządku – Ty masz Twoje zdanie, ja moje. Anglicy mają na to piękne zdanie „let us agree to differ”.
Piszesz np. „Na pewno jakaś to promocja, ale chyba tylko dlatego, że nazwa zwraca uwagę a pospolite imię – nie.” Ja w moim poście zalecam takie dbanie o zawartość, aby nazwa była drugorzędna.
Nie bardzo rozumiem, co miałeś na myśli pisząc o „szpileczkach, które Ci wbiłem”. W PS: napisałem Ci bardzo przyjazną radę, która naprawdę nie miała żadnych innych podtekstów. Jak z tego wydedukowałeś całą resztę, to dla mnie zagadka (chyba że po prostu zależało Ci na zwróceniu uwagi na Twoją osobę, wszystko jedno jak).
Z moim stylem komentowania musisz jakoś żyć, piszę otwarcie to, co myślę i sporej ilości Czytelników to odpowiada. Jedyną, łatwą w zastosowaniu opcją jest nieczytanie tego :-)
Adam
Rozumiem Twoje intencje, na tym blogu starajmy się jednak wypowiadać dość konkretnie unikając uogólnień
Pozdrawiam
Alex
No i po co… i po co się słownie tak szturchać…. zrobiło mi się smutno…
Autentycznie pozłacana wydmuszka ;)
Alex: Bardzo możliwe, że jestem dzisiaj bardzo wyczulony na różne podteksty, nawet jeśli ich nie ma ;) (choć czytałem twój komentarz wielokrotnie)
Co do „promocji” – rzeczywiście, podejście mamy odmienne, bo ja byłbym za równowagą.
I nie, nie chciałem zwracać na siebie uwagi, w żadnym wypadku nie zależało mi na tym, bo i po co?
Myślę, że na początku źle się zrozumieliśmy.
Pozdrawiam serdecznie!
Rafał
Witam
Można powiedzieć że czas 'wydmuszek’ bardzo powoli ale jednak mija (od 89′ jednak coś już się nauczyliśmy). Przebojowa wydmuszka zajmie miejsce autentykowi. Na krótką metę coś takiego się może sprawdza, bo aby poznać zawsze potrzeba czasu, a tutaj liderem jak wiadome zostaje autentyk.To tak krótką piłką.
A sprowadźmy to na ziemię, na naszą rzeczywistość. Przecież my żyjemy wlaśnie w kraju wydmuszek i to jest smutne. Nasza polityka, stanowiska itp. żadko sie słyszy aby brak kompetencji byl problemem w osiągnieciu stołka (np 'IIIRP’ – „…bo Kaziu chcial sprawdzić sie w biznesie…” ; ostatnio 'IVRP’ – przezes NBP itd itd ).
Czy kiedykolwiek było inaczej? Chyba nie, to już taka nasza polska specjalność (może w IIRP o ile nie kompetencje, polityków wówczas cechował honor)
Było o polityce, zatańczmy teraz z biznesem.
Na początku napisałem,że czas wydmuszek mija. Bo cały czas sie uczymy. Teraz aby zostać w pewnych środowiskach, nie da sie (jak np 89′) przyjść tylko z checiami/koneksjami i zapałem, trzeba juz na starcie cos pokazać/sobą prezentować.
Kiedy rodził sie polski biznes czyli okolice przełomu 1989, wówczas 99% biznesmenów bylo takimi wydmuszkami. Ludzie, którzy całe swoje życie spędzili w PRL nagle stawali sie ludźmi 'z zachodu’. w jednym momencie pokazywali swoją światowość poprzez kupowanie nowych dóbr konsumpcyjnych. Już nie wódeczka i śledzik którą od dziecka kocham tylko whiskey z cola ktorej nie znam ale tak wypada itd. Tylko cóż z tego, że 'Pan biznesmen’ wychodził z nowego bmw w pięknym garniturze jak 'słoma z butów’ i tak wystawała.
Czego brakowało Panu? Klasy,a tego w jedną chwilę(w przeciwieństwie do pieniędzy) nie dało się zdobyć. 'Nadmuchać się’ pieniędzmi z perspektywy dzisiejszych czasów było wtedy bardzo łatwo, ale zrozumieć czym jest 'autentyczny’ rynek i kapitalizm, na to potrzeba było czasu (wiekszości 'nadmuchanym’ ta próba czasu sie nie udała) i ten czas, na powierzchni zostawiał tylko tych 'autentyków’
Jednak tamten czas nowobogackich Dyzmów też swój urok miał.
A dziś czy my nie jesteśmy wydmuszkami, może inaczej czy ja nie jestem wydmuszką?
Jestem.
A kiedy staję sie autentykiem?
Gdy śledzik lubi pływać przy refrenie 'whiskey moja żono’ a grupa przyjaciół- -wydmuszek dokłada drew do ognia. ;)
Piotrze
Obawiam się, że wydmuszki ciągle jeszcze mają się w najlepsze (przynajmniej pozornie) i mimo iż w wielu dziedzinach zaczyna liczyć się konkretny rezultat, to proces zmian jest dość powolny.
W moim poście nie chodziło o napiętnowanie jakiś negatywnych zjawisk (to byłaby tania zabawa), lecz przede wszystkim o zwrócenie uwagi Czytelników na to, jaki kolosalny skok poczucia własnej wartości przeżywamy, kiedy mamy świadomość że dokonaliśmy czegoś naprawdę, czegoś, co jest bezdyskusyjnym, namacalnym osiągnięciem naszej osoby.
Ja przez wiele lat mojego życia „prześlizgiwałem się” w różnych sprawach tworząc umiejętnie pozory i nie zdawałem sobie sprawy jakie to odczucie i jak wielki wpływ ma ono na sposób naszej interakcji z innymi ludźmi. Może ktoś, pod wpływem tego wątku zacznie robić to wcześniej, o to mi chodzi.
Pozdrawiam
Alex
PS: Dla tych, którzy już znają to uczucie mam propozycję następnego stopnia: bądź w jakiejś dziedzinie tak dobry, aby być w niej jednym z najlepszych w ponad trzydziestomilionowym narodzie. To nie musi być coś tak znanego jak skoki narciarskie, czy pływanie, jest tyle innych, mniej znanych, a bardzo ciekawych dziedzin
Korci Mnie, aby podać analogiczny przykład – z życia osobistego. Kilka lat temu zaczynałem Moją „przygodę w Internecie”, zacząłem nazwiązywać kontakty, nowe znajomości. Jako że jestem człowiekiem towarzyskim, tych osób przewinęło się w Mojej historii mnóstwo, na GG, na Tlenie, poprzez e-mail…
Nierzadko zetknąłem się u ludzi z pewnym dystansem względem osób poznawanych przez Internet – podyktowanym tzw. „anonimowością w Sieci”. Możesz być anonimowy = możesz być kim zechcesz. To zafascynowało wielu, ale nie Mnie. Doszedłem do wniosku, iż nie chcę niczego kreować, grać kogoś, kim tak naprawdę nie jestem, czy nawet „poprawiać prawdę” – po co? Jakikolwiek zysk z fałszu nie przyprawiłby Mnie o prawdziwą satysfakcję. Gdzieś w środku czułbym wręcz dyskomfort, że tylko pozory mogą pomóc Mi w osiągnięciu „sukcesu” – jakaż jest wtedy Moja prawdziwa wartość?
Ludzie, którzy szanują siebie – będą prawdziwi, to o wiele zdrowsze i bardziej opłacalne na dłuższą metę; można się czuć bardziej szczęśliwym, będąc prawdziwym :) .
Alex,
cudnie trafiłeś z tematem tego posta w chwilę mojego życia. Właśnie jestem na takim etapie, że pracuję nad sobą, aby zaangażowano mnie w ciekawe przedsięwzięcie „tylko i wyłącznie dlatego, bo jesteś takim, jakim jesteś”. Do niedawna miałem większy problem z przedstawianiem moich osiągnięć, niż z realizacją już realnie wyznaczonych celów(czyli bylem na „drugim biegunie” w stosunku do wydmuszki), coś w rodzaju niedowartościowanego autentyka. „Trwała niedoskonałość” o której piszesz wyryta we mnie przesłaniała rzeczywiste zalety i nie była to tylko wina szkoły, też sposobu mojego wychowania. Za niedługo będę na etapie szukania tych, którzy będą potrafili docenić moje atuty. Piszesz, że „większość ludzi potrzebuje tego wewnętrznego przekonania dokonania czegoś rzeczywistego” wpływa na samoocenę: całkowicie się z tym zgadzam! :D Udało mi się kilka projektów i mogę napisać, że ten spokój i wzrost wewnętrznych notowań daje niesamowitego kopa! I pojawia się chęć zaczynania nowych, tworzenia kolejnych rzeczy… Pod „świadomość, że jesteś rzeczywiście dobry wpływa na samoocenę” podpisuję się czterema kończynami :)
Oj wydmuszek jest jeszcze dużo. Zbyt dużo. Szczególnie wydmuszek trochę starszego pokolenia, które się trzymają całą siłą swoich miejsc.
Tomasz
Widzę, że i Ty odkryłeś tą satysfakcję, którą odczuwa się bądąc po prostu sobą, bez konieczności udawania, czy przebierania się.
Przemk
To o czym piszesz (ten drugi biegun) to dość powszechne w Polsce zjawisko. Jest ono częściej spotykane u ludzi w wieku 35 lat i więcej, bo nas wtedy wychowywano na dobrych poddanych, a nie pełnych poczucia własnej wartości obywateli (coś z tego zostało jeszcze do dziś, ale na szczęście istnieje w międzyczasie wiele alternatyw). Dobrze, że Ty już rozpoznałeś o co chodzi i najwyraźniej jesteś już na dobrej drodze.
Bellois
Te wydmuszki występują (i pewnie będą występować) w najprzeróżniejszych grupach wiekowych.
Na to nie mamy wpływu, możemy za to zdecydować, że chcemy żyć według innych, autentycznych zasad.
Czego wszystkim Czytelnikom życzę…
Alex
Witam,
Omawiany post podsuwa mi pytanie…właściwie kilka pytań:
1)jak rozpoznać „autentyk” w sobie, przecież postrzeganie siebie samego – to jedna kwestia, a postrzeganie mnie przez zewnętrze – to druga kwestia?
2)jakie kryteria nałożyć by rozpoznać „autentyk” w sobie, w innych? (te podstawowe są oczywiste: czas, doświadczenie życiowe, percepcja)
3)jak przeciwstawić się ludziom, którzy bardzo umiejętnie „sprzedają się” jako „autentyk”, a ich gra wydaje się tym bardziej perfidna, że robią to za zasłoną „prawdziwych wartości”, „humanizmu”, „poczucia sprawiedliwości”, „postaw ewangelicznych”(sic) …
pozdrawiam Roma
Witaj Roma
W tym wątku mówimy o autentycznych umiejętnościach w życiu zawodowym, co znacznie ułatwia sprawę. W takim wypadku trzeba patrzeć na to, co jest w sposób oczywisty widoczne, najlepiej na konkretne rezultaty.
Dam Ci przykład: W środę i czwartek szkoliłem z negocjacji grupę bardzo dobrych ludzi jednego z liderów w swojej kategorii w Polsce. Zaczynając pracę z takimi uczestnikami ZAWSZE odczuwam duży respekt, bo tego typu pracownicy mają za sobą często kilkanaście lat doświadczeń (w sytuacji, kiedy ciągle muszą dostarczać konkretnych rezultatów w grze o naprawdę duże pieniądze) i sporo różnych szkoleń. Czas takich ludzi jest cenny i nie da się sprzedawać im pozornych rzeczy, niezależnie od tego jak byłyby opakowane. Jeśli przy takich warunkach wyjściowych dostajesz po dwóch dniach bardzo dobre ewaluacje i pilną potrzebę kontynuacji tego typu warsztatów, to jest to jednoznaczny wskaźnik, że robisz autentyczną różnicę. Albo jak u innego klienta grupa po pierwszym szkoleniu udała się do działu HR i ku dużej konsternacji pracujących tam ludzi domagała się wydania całego przewidzianego dla nich budżetu szkoleniowego na mnie :-) Piszę to nie aby się pochwalić, po prostu opisuję jakiego rodzaju wskazówek masz szukać we własnym życiu zawodowym. Wszystko poniżej, to jest „work in progress” :-)
To chyba odpowiada też na Twoje drugie pytanie – patrz na rezultaty, zarówno u siebie, jak i innych.
W tym trzecim wypadku możesz sprawdzić ludzi prosząc ich uprzejmie, aby wyjaśnili w prostych słowach i bez górnolotnych sformułowań, na czym polega różnica, którą robią swoim działaniem na tym świecie. Jeśli ktoś tego nie potrafi, to jest to trochę podejrzane :-)
O byciu takim w życiu prywatnym napiszę jak będę miał trochę wicecej czasu
Pozdrawiam
Alex
Dzisiaj na śniadaniu w hotelu wziąłem do ręki „Rzeczpospolitą” (którą przestałem kupować po jej „odzyskaniu”) i znalazłem tam interesujący artykuł o legendarnym Larry King. Pozwalam sobie zacytować jego fragment:
„King twierdzi, że jego praca – i w radiu i w telewizji – polega wyłącznie na byciu sobą.’Jeśli jesteś dobry to wystarczy, jeśli nie, to i tak nie zdołasz udawać kogoś innego'”
Przypomina Wam to coś? :-)
Pozdrawiam
Alex
alex wrote:
hm coś mi się ucieło w poprzednim komentarzu:
tak wiec podejście numer 2
alex wrote:
Nie rozumie tego „odzyskania”, mam prośbę o rozwinięcie.
Artur
Artur
Kiedyś ceniłem „Rzepę” za wyważone podejście i ciekawe teksty (Bratkowski & Co.)
Po ostatnich wyborach, zmianach właścicielskich i odejściu paru autorów stała się ona gazetą, na którą mi szkoda czasu. „odzyskanie” dotyczy przejmowania różnych instytucji przez koalicję rządzącą z rąk tzw. układu. No ale to wykracza poza zakres tematów, którymi chcę się zajmować na tym blogu.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Jestem pod pozytywnym wrazeniem Twoich postow. Przeczytalem dopiero niewielka ich czesc i zamierzam kontunuowac. Jest to moj pierwszy post i bardzo sie ciesze ze udalo mi sie odnalesc taki blog a wyszukalem go poprzez wpisanie „praca etatowa nuda” – co w obecnej chwili mocno mnie dotyczy i wyczytuje rozne rzeczy w internecie na temat co dalej robic? Wiele Twoich postow pokrywa sie doskonale z tym co ja „wyznaje” z tym co sie ze mna dzieje.
Odnosnie tego Twojego postu mam pytanie, domyslam sie ze mnie zrozumiesz i zrozumiesz mnie tez ze nie jest to z mojej strony atak na Ciebie. Napisales:
„PS: Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak kategorycznie o tym piszę, to ze wstydem śpieszę z wyjaśnieniem: kiedyś też byłem taką pełną gorącego powietrza wydmuszką i mam porównanie” – czy jestes pewnien ze ten etap Twojego zycia nie byl potrzebny w osiagniecu sukcesu, czy masz pewnosc, ze bez tego osiagnalbys sukces, moze to jest potrzebne w latwiejszym osiagniecu sukcesu, wowczas byles podejrzewam osoba troche mlodsza, moze tak nalezy zaczynac od „pelnej goracego powietrza wydmuszki”, znasz przyklady nigdy nie bedace takimi wydmuszkami a ktore osiagnely sukces i szczescie, jak mi to mozesz wytlumaczyc, bo widze tu pewna sprzecznosc, moze wiele osob widzi w Tobie swojego mistrza, wiec jak im powiesz ze etap goracej wydmuszki nie jest potrzebny skoro one chca postapic jak ich mistrz.
Przepraszam moze za klopotliwe pytanie ale wiem ze nie uznasz tego za atak
serdecznie pozdrawiam
Szymon
Szymon
Witaj na naszym blogu :-)
To bardzo ciekawe, pod jakimi hasłami trafiają tutaj Czytelnicy :-)
Nigdy nie przepraszaj za pytania, które zadajesz!
Mój etap wydmuszki, to bardzo stare dzieje, z tamtym nastawieniem nie osiągnąłem w życiu niczego znaczącego. Dlatego też uważam, że ten etap jest szkodliwy i zalecam Czytelnikom ominięcie go (albo wyrośnięcie z niego)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Właściwie to chciałam Ci podziękować. Gdy mam jakieś wątpliwości co do mojego zachowania czy reakcji wobec takiej czy innej sytuacji zawodowej, to niezmiennie od pewnego czasu szukam odpowiedzi na moje wątpliwości na Twojej stronie.
Myślę, że wiele jest takich osób, które dzięki Tobie utwierdzają się w przekonaniu, że warto robić wiele, aby nie stać się ani wydmuszką, ani „wytresowanym”.
Jeszcze raz dzięki :)
Pozdrawiam,
Kasia
Kasiu
Dziekuję za miłe słowa :-)
Powodzenia w Twoich przedsięwzięciach!
Alex