Obserwuję wokół siebie wielu młodych ludzi, którzy ogromnym nakładem wysiłku próbują wprowadzić w swoje życie jak najwiecej stabilizacji.
Często „stabilizacja” ta ma miejsce kosztem przyszłości (kredyty), często kosztem marzeń (a człowiek bez marzeń to przygnąbiający widok).
Nie mnie jest mówić komukolwiek zarówno co ma w życiu robić jak i kiedy, dlatego ograniczę się do zaproponowania Wam paru pytań, które warto sobie zadać zanim podejmiecie jakiekolwiek długoterminowe decyzje „stabilizacyjne”
- czy moja obecna sytuacja naprawdę zasługuje na jej utrwalenie (bo do tego prowadzi stabilizacja)?
- jaka będzie chwilowa i długoterminowa cena tej stabilizacji?
- jak moja stabilizacja wpłynie na zdolność reagowania na zmieniającą się sytuację zewnątrzną (która staje się regułą w dzisiejszych czasach)?
Zdaję sobie sprawę, że to może prowadzić do otrzeźwiających odpowiedzi, badź nawet budzić agresję (któż lubi być pozbawiany iluzji?). Duże firmy robią takie strategiczne przemyślenia ciągle, dlaczego my mielibyśmy z tego narzędzia nie skorzystać?
Aha, jeszcze jedno: ponieważ jest to Wasze życie, to odpowiedzcie sobie na te pytania samodzielnie, bez odwoływania się do ogólnie wyznawanych „prawd” wszelkiego rodzaju.
PS: Od jutra rana do niedzieli wieczorem jestem offline, więc nie będę mógł moderować komentarzy i odpowiadać na maile.
Stabilizacja? Nigdy. Nienawidzę stabilizacji. Może po pięćdziesiątce zmienię zdanie :)
Po pierwsze:
co masz na mysli piszac o stabilizacji ? Jaka jest Twoja definicja ?
Po drugie:
Kazdemu wg potrzeb Alexie ….
Moniko
Po drugie: Zgadzam się, że każdemu według potrzeb :-)
Po pierwsze: napisze jutro w nocy, jest juz po 1 a mam bardzo intensywny dzień i teraz pora spać
E.D.Mix
Jak nienawidzisz teraz, to chyba Ci już tak zostanie :-)
Pozdrawiam
Alex
Stabilizacja nie istnieje. Jest punktem na horyzoncie. Celem do którego nigdy się dotrze, formą iluzji. Pytanie powinno brzmieć, co utrwalamy gdy pragniemy stabilizacji?
Moniko, KiT
Wyjaśniłem to szerzej w poscie tutaj
Dziekuję za zdyscyplinowanie mnie :-)
Dzisiaj znalazłem wywiad z Tomaszem Sekielskim, znanym dziennikarzem telewizyjnym.
Opisuje on przełomowy moment swojej kariery:
„TS: …Bo chciałem coś robić, bo uważam, że Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. Tak podchodzę do pracy, nie interesuje mnie średnia, minimum. Zawsze chcę na maksa. Nie zawsze się udaje, ale warto próbować. I potem znajomi z wydawnictwa powiedzieli Wojciechowi Reszczyńskiemu z radia WaWa, że jest taki młody, zdolny dziennikarz z Bydgoszczy. Reszczyński zadzwonił i powiedział, że jak chcę, mogę przyjechać na rozmowę.
GALA: Wypadłeś z butów?
T.S.: Wiedziałem, że dostałem wiatr w żagle. Decyzję, że przenoszę się do Warszawy, podjąłem w pięć minut. Ojciec pukał się w głowę, matka płakała, nawet brat miał łzy w oczach. Dla nich to była decyzja na wariackich papierach, nie mieli czasu się przygotować. Zresztą ja też nie. Dopiero gdy byłem w pociągu do Warszawy, dotarło do mnie, że wszystko się zmieni, że to podróż w jedną stronę.”
Resztę historii pewnie znacie. Teraz pomyślcie, co by było gdyby pan Sekielski w momencie otrzymania tej propozycji był „ustabilizowany” rodziną i 30-letnim kredytem na mieszkanie w Bydgoszczy (przy całej mojej sympatii do tego miasta i jego mieszkańców)?
Ktoś może argumentować, że jeśli kupił mieszkanie w Warszawie to przecież mieszka w samej „metropolii”. A co, jeśli dla Waszej kariery Warszawa jest taką samą „metropolią”, jaką była Bydgoszcz dla Sekielskiego? Możesz to wykluczyć?
Powyższe dotyczy naturalnie tylko Czytelników chcących w życiu osiągnąć znacznie więcej, niż zwykłe powielenie modelu życia swoich rodziców i gotowych zrobić coś dla tego.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
PS: Cały wywiad jest tutaj
Witam
” …Wciąż zawieramy kompromisy z życiem. Trzeba pracować, żeby utrzymać rodzinę. Z drugiej strony, kiedy ciągle nie widzisz swoich dzieci, zastanawiasz się, czy warto. Nie wiem, czy mi się uda znaleźć złoty środek. Wciąż za dużo czasu poświęcam pracy, za mało rodzinie.”
Myślę, że ten fragment jest wart uwagi co najmniej takiej jak poprzedni :-)
Pozdrawiam
Tomasz
Masz rację, to zagadnienie będzie tematem odrębnego postu.
O co mi chodzi to właściwa kolejność działań, aby można było z czego „schodzić” a nie mieć takiej rzeczywistości jak w Twoim cytacie bez możliwości zmienienia czegokolwiek.
Dzien dobry tak sobie pomyslalem ze te pytania sa bardzo na czasie , i chodzi mi tu o kryzys na swieci .Ilu ludzi musi teraz sie zastanawiac nad tym co stanie sie jutro ,ile jeszcze .Niestety to pytanie nie jest prostym do odpowiedzi.pan musi byc jasnowidzem pozdrawiam serdecznie
Janusz
Witaj na naszym blogu :-)
Niestety nie jestem jasnowidzem :-) Mimo tego, przeżywszy dość intensywnie kawałek czasu człowiek wyrabia sobie wyczucie do stawiania właściwych pytań. Nad tym, co może być jutro warto zastanowić się, choć naturalnie bez przesady, inaczej możemy popaść w paranoję
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
ja wlasnie stoje na rozszerzeniu lejka i moja głowa eksploduje w zwiazku z tym od wśtpliwości, pytań i zmartwień, a moje serce z emocji. Ja widze przed soba wiele możliwosci i brak ograniczeń, dlatego moge skorzytsać z każdej z nich. Poza tym, żyje swym marzeniem, wiec nawet najwieksza plucha na dworzu wydaje mi sie piekna :)
Z drugiej strony, rodzice widzą w moim szerokim lejku zagrożenie dla mojej przyszlości, bo przecież niepewna kariera, a jak sie dziecko przytrafi, to już w ogóle bede w wieku 30 lat stara i biedna i bez żadnego wyjscia. Ja uważam, że dzisiejszy świat jest taki elastyczny, że zawsze sobie można poradzić, nawet jeśli wszystkie przewidziane wyjścia zwiodą… Z drugiej strony czasem mnie męczy ta odpowiedzialnośc. Inni moi znajomi mieszkaja nadal z rodzicami, chodzą na zajęcia – jak im się chce, czasem się pouczą do sesji – jak im sie zachce, w wakacje popracują – jak akurat nie bedą mieli nic innego do roboty.
A moj wybor swobody i cel spełnienia maryenia jakby narzucil mi o wiele wiecej obowiazkow (mam wranie e sama sobie naryuciłam droge „pod górke”). Obowiązki te moge w kazdej chwili rzucic i wszystko zmienić, ale pare tygodni jeszcze wytrzymam :)
Czasem marzy mi sie tylko taka PEWNOŚC przyszlości, jaką mialy przeszłe pokolenia ( za PRLu np.): jak sie wyuczylo zawodu, to wiedziało sie w jakim miejscu dostanie sie pracę i to miejsce zazwyczaj nie zmieniało sie do końca życie. Nuda wielka, ale za to pewność. Pewność co doprzyszlości, ktorej moja swoboda wyboru chyba nigdy mi nie da! Oprócz mojego własnego, wewnetrznego przekonania, ze życie jest pięnką przygodą!
Pozdrawiam
noveeck,
napisałaś:
„Czasem marzy mi sie tylko taka PEWNOŚC przyszlości, jaką mialy przeszłe pokolenia ( za PRLu np.): jak sie wyuczylo zawodu, to wiedziało sie w jakim miejscu dostanie sie pracę i to miejsce zazwyczaj nie zmieniało sie do końca życie.”
Hmmm… Jesteś pewnie połowę młodsza ode mnie – wnioskując z tego co napisałaś. Zatem czasy PRLu znasz z opowiadań. Byc moze stąd takie postrzeganie owej PRLowskiej „pewnosci jutra”.
Nie bedę sie rozwodziła nad tym, bo ani miejsce ani czas, natomiast warto pomyśleć o CENIE tej POZORNEJ PRLowskiej pewności…
Pozdrawiam,
Ewa
noveeck:
„…rodzice widzą w moim szerokim lejku zagrożenie dla mojej przyszlości, bo przecież niepewna kariera, a jak sie dziecko przytrafi, to już w ogóle bede w wieku 30 lat stara i biedna i bez żadnego wyjscia…”
jak sama zauważyłaś to RODZICE tak widzą
to jest ICH obraz świata, który próbują Ci przekazać poprzez wdrukowanie zagrożenia :-)
ciekawe jaka istnieje korelacja pomiędzy odczuwaniem zagrożenia a prokreacją?
„Ja uważam, że dzisiejszy świat jest taki elastyczny, że zawsze sobie można poradzić, nawet jeśli wszystkie przewidziane wyjścia zwiodą…”
elastyczność jest „walutą” , którą możesz zarządzać wedle swojego uznania :-)
wizja pustego „konta” zachęca do refleksji
pozdrawiam
Witek
hmm…elastyczność samotnej matki ogranicza się już teraz do godzin dzieci w szkole- trzeba je odebrać o konkretnej godzinie. Jeśli moim marzeniem był dłuższy pobyt i kontakty w Niemczech a dzieci muszą chodzić do szkoły to jak to marzenie spełnic co? Jeśli je za kilka lat na siłę stąd zabiorę to powiedzą, że to było moje marzenie a nie ich bo tu jest ich dom. Są dzieci- to i marzenia muszą być bardziej przyziemne, zwłaszcza, jeśli nie ma ich z kim zostawić. Niestety, ale czasem stabilizacja jest po prostu przymusem bo dzieci jej potrzebują, by emocjonalnie prawidłowo się rozwijać.