Niedawno pisałem o byciu „Purpurową Krową”, więc ten tytuł spowoduje zapewne, że niektórzy Czytelnicy pomyślą „coś się Alexowi pomieszało” :-)
Z tego też powodu śpieszę z wyjaśnieniem że „normalność” o którą mi chodzi absolutnie nie wyklucza bycia „purpurowym”, zresztą zaraz zobaczycie.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie notka prasowa o wizycie, którą w Krakowie złożył współzałożyciel Google Sergey Brin, a w szczególności jej początek, który brzmiał (wytłuszczenia moje):
„Jak wygląda człowiek wart 18 mld dolarów? Jak wyluzowany turysta. Czarne crocksy, luźne spodnie, sportowa bluza. Na spotkanie przychodzi z białą foliówką, która okazuje się… torbą z hotelowej pralni. W środku najpotrzebniejsze rzeczy, m.in. MacBook Air. W trakcie rozmowy jest miły, uśmiechnięty, mówi spokojnie, a kiedy temat schodzi na jego pasje – z młodzieńczym entuzjazmem. Ani śladu ekscentryzmu czy poczucia wyższości.”
To bardzo dobry przykład takiej „normalności” – bycia bezpretensjonalnym człowiekiem niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy znani i ile pieniędzy mamy na koncie. Porównajmy to z licznymi rodzimymi „gwiazdami” zachowującymi się w stosunku do „pospólstwa” jak primadonny i przechwalającymi się publicznie swoimi „porszakami” lub podobnymi „dobrami” :-) Czyż nie jest to żałosne?
Ostatnie dwa zdania napisałem nie po to, aby kogokolwiek wytykać palcami (bo to nie w stylu tego blogu), lecz abyśmy sami przyjrzeli się sobie i zastanowili, w kierunku jakiej postawy się skłaniamy. Jak tak rozglądam się wokoło, to niestety jeszcze zbyt często widzę tę chęć pokazania „jestem lepszy od ciebie”. To może mieć częściowo korzenie w polskiej tradycji („zastaw się, a postaw się”), częściowo w niekorzystnych wzorcach, którymi karmią nas mass media i opery mydlane. Niezależnie od przyczyn warto sprawdzić jakim kursem sami płyniemy, aby go ewentualnie jak najszybciej skorygować. To może otworzyć Wam całkiem nowe, nieosiągalne wcześniej możliwości w życiu.
Aby ubiec potencjalne zarzuty, że Sergey to przecież Rosjanin wychowany w USA przytaczam kilka przykładów z rodzimego podwórka:
- jeden z moich znajomych (obecny na znanej liście tygodnika „Wprost”) odkąd go znam porusza się samochodami zdecydowanie nie odpowiadającymi jego statusowi (ostatnio był to pięcioletni samochód pewnego szwedzkiego producenta – ok, wersja „sportowa” :-))
- tenże sam człowiek, niezwykle błyskotliwy i w dyskusji ze znajomymi posiadający cięty język jest w stosunku do innych ludzi niezwykle uprzejmy i miły. Wyraża się do nich z szacunkiem, pierwszy mówi „dzień dobry” i „dziękuję”. Stara dobra szkoła.
- inna znana mi osoba z pierwszej setki to człowiek, którego można przyłożyć do przysłowiowej rany, niezwykle miły i uprzejmy. Kiedyś usłyszałem od tej osoby takie stwierdzenie. „wszyscy znajomi wokoło kupują prywatne samoloty, ale na ch…. mi samolot? co mam przez to udowodnić?”
- kiedyś odwiedziłem jednego z największych w Polsce dealerów Mercedesa (nawiasem mówiąc też niezwykle kulturalny i skromnie wyrażający się pan). W przejściu minęliśmy człowieka ubranego w rozciapciane adidasy, takież dżinsy i podobną bluzę. Po pozdrowieniu właściciel szepnął mi do ucha „to jeden z moich najlepszych klientów. On nie musi już nikomu nic udowadniać”
- znam paru CEO kilku naprawdę i znaczących dużych firm, którzy mimo niewątpliwych sukcesów oraz „zabójczej” wręcz skuteczności w biznesie są osobami bardzo bezpośrednimi i ciepłymi w normalnym kontakcie, nie próbującymi udawania kogoś, kim nie są. Nigdy w rozmowie z nimi nie masz wrażenia, że stawiają się powyżej Ciebie
Aby jeszcze raz podkreślić, powyżej opisane osoby mają bardzo duże sukcesy i są tak dobre, że nie chciałbym, znaleźć się kiedykolwiek w pozycji ich przeciwnika. Ich lekceważenie spraw materialnych i postawa wobec innych są wynikiem wyboru, a nie konieczności. To oznacza że można i tak, nawet w Polsce
A teraz kolej na Ciebie drogi Czytelniku. Zadaj sobie dla własnego dobra dwa pytania:
- na ile staram się wywrzeć wrażenie na innych ludziach poprzez „specjalne” rzeczy materialne, które nabywam (typowe zachowanie ludzi o słabym poczuciu własnej wartości)?
- na ile staram się pokazać innym, że są ode mnie gorsi, mniej ważni (typowe zachowanie parobków z awansu społecznego)?
Pamiętaj, że odpowiedź zachowasz dla siebie, więc możesz sobie pozwolić na szczerość.
Zapraszam wszystkich do dyskusji w komentarzach :-)
Witaj Alex!
W książce, „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi” Dale Carnegie, jest ciekawy cytat:
„Wielki człowiek pokazuje swoją wielkość przez sposób, w jaki traktuje maluczkich”.
Widzę, że w pierwszej części skupiłeś się bardziej na wyróżnikach materialnych. Ciekaw jestem czy kolejne części będą o niematerialnej „normalności” – ten temat jest mi ostatnio bliski i szczególnie mnie ciekawi :)
Pozdrawiam,
Orest
Rzeczywiście, poprawianie swojego ego poprzez kupowanie drogich zabawek to kiepski pomysł.
Czy jednak nie jest tak, że bogaty może czasem pozwolić sobie na założenie rozklepanych adidasów (najwyżej zostanie określony jako ekscentryczny), a zwykła osoba zostanie od razu negatywnie oceniona?
Orest
Bardzo podobnie wygląda sytuacja w przypadku 'awansu’ geograficznego – podróżując po Ameryce Południowej spotykałem Polaków, którzy mieszkając tam po 30-60 lat nie mają śladu naleciałości językowych. Dla kontrastu ludzie, którzy wyjechali z Polski 2-3 lata temu mają „problem” z przypominaniem sobie polskich słów a w ich ustach często pojawia się zdanie „Jak to się mówi u was po polsku?”.
Czy nie odnosisz wrażenia, że w przypadku tej drugiej grupy oba pytania jakie Alex postawił na końcu tego wpisu, można uznać za retoryczne? :)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
za przeproszeniem ale no gazetowa psychologia :) przepraszam, to dobrze ze mozna na tym robic biznes i ciekawe ze takie wyklady sa poszukiwane w grupach biznesowych ktorzy powinni miec to w malym palce ale naprawde to niewiele wnosi, ot kuluralna rozamowa o ludzkich zachowaniach.
“coś się Alexowi pomieszało” nic a nic, dowolne slowa ktore wpisze sie tutaj sa identycznie prawdziwe i identycznie falszywe. Jednego dnia czujemy sie wspalnie jak purpurowe korowy, innego naj „normalni ludzie”, a czasem rzucamy przeklenstwami jak pod budka z piwem, niezaleznie czy jestesmy prezesem czy pracujemy przy piecu hutniczym.
„Zadaj sobie dla własnego dobra dwa pytania:”
Szkoda czasu, czy jesli ubiore garniutur na rozmowe kwalifikacyjna to jestem snobem czy postepuje zgodnie z spolecznymi wypracowanymi kurtuazjami. A moze lubie garnitury, a moze obecnie nie ma na nie mody a moze ja nie postepuje z moda a moze moze … jutro zaloze ladnie wyprasowany dres i powiem, bo wie Pan ja nic nie musze udowadniac.
Piszac te slowa czuje sie nieswojo bo moge dokladnie napisac odwrotne zdania i …. i nic kompletnie nie ma to znaczenia. :)
pozdrawiam tych co nie „musza”, dobrze zapomniec ze kiedys „musieli”
Czesc,
Czytam ostatnio blog alexa i dzis postanowilem napisac komentarz.Zauwazylem ze macie tu zwyczaj przedstawiania sie. Mieszkam na”dalekim” wschodzie i jestem mlodym programista ,na dzien dzisiejszy systemow ERP.
Absolutnie sie zgadzam z Alexem w kwestii zachowywania sie „normalnie” zawsze i wszedzie niezaleznie od tego kim oraz gdzie jestesmy.
Z tymi materialnymi zabawkami to sadze ze warto wyroznic grupe osob ktore kupuja naprzyklad sportowe samochody ( lub inne zabawki) nie w celu :”zastaw sie a postaw sie” ale po prostu dlatego ze oni lubia takim samochodem jezdzic. Lubia sama technike i maja frajde z prowadzenia takiego pojazdu.I absolutnie nie interesuje ich reakcja spoleczenstwa. Sadze ze w polskiej kulturze ( oraz w kulturze kraju gdzie mieszkam ) zbyt nieufnie podchodzimy do osob bogatych oraz zbyt czesto patrzac na jakas droga zabawke myslimy ze czlowiek chce na siebie zwrocic uwage. Oczywiscie chyba jednak takich jest wiecej,ale jednak sa ludzie ktozi lubia sama technike ( naprzyklad tenze sportowy samochod ) i wcale ich nie interesuje jakies wyroznianie sie z tlumu.
Witajcie :)
Ostatnio rozmawiałem ze znajomym właśnie o tym aspekcie zachowywania się przyzwoicie bez względu na zasobność konta. Osobiście staram się cały czas kontrolować swoje Ego, które pcha nas w takie głupie macki konsumpcjonizmu, pozerstwa. Najbardziej podobał mi się ten fragment
„Kiedyś usłyszałem od tej osoby takie stwierdzenie. “wszyscy znajomi wokoło kupują prywatne samoloty, ale na ch…. mi samolot? co mam przez to udowodnić?”
Nie znam tego Pana, ale w 100% procentach się z nim zgadzam.
„It is not what you get makes you valuable. It is what you become makes you valuable.
Witaj Ludwik!
Słyszałem, że taka metamorfoza jest dość częsta. Być może to ze względu na wstydzenie się swojego pochodzenia. Domysły.
Mnie bardziej ciekawi jak to jest w przypadku awansu mentalnego, czyli odniesienie sukcesu, stanie się popularnym. Taka osoba nie musi mieć więcej pieniędzy lecz może być specjalistą w swojej dziedzinie, być na fali… jak tutaj być „normalnym” w spotkaniu z słabszymi w temacie. Wytykać niewiedzę, starać się wytłumaczyć, zrozumieć punkt widzenia drugiej osoby czy zignorować to? Można być miłym cały czas, lecz co w kwestii merytorycznej (np. u Sergey Brina)?
Mam pewne pomysły, recepty na takie zachowania, lecz wolę poznać zdanię bardziej doświadczonych osób (Alexa, Wasze).
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Dobry jest ten cytat z Carnegie. Ja pójdę jeszcze krok dalej i poddam w wątpliwość istnienie owych „maluczkich”. Jakie mamy prawo uznać kogoś, kto ma inny model życia (i co za tym idzie inne rezultaty w tym życiu) za „maluczkiego”?
W tej części potraktowałem te elementy materialne i „wywyższanie się” równorzędnie, część druga będzie o czymś zupełnie innym
Mariusz
Piszesz: „Czy jednak nie jest tak, że bogaty może czasem pozwolić sobie na założenie rozklepanych adidasów (najwyżej zostanie określony jako ekscentryczny), a zwykła osoba zostanie od razu negatywnie oceniona?”
Po czym chcesz w takim razie takiego bogatego rozpoznać? :-) I bogaty i biedny będą być może negatywnie ocenieni w oczach niektórych innych ludzi. Ludzie sukcesu na ogół nauczyli się, że nie należy się tym przejmować.
Ludwik
Z językiem może być różnie. Ja sam nie używałem polskiego prawie wcale przez 7 lat przestawiając się zamiast tego na angielski i niemiecki i po „powrocie” do języka miałem na początku spore kłopoty z szybkim doborem właściwych słów w sprawach wykraczających poza banały życia codziennego. I znając mnie wierzysz mi zapewne, że nie było w tym ani odrobiny pozy :-)
„Przechodzień”
Jeśli będziesz tak miły i nieco klarowniej napiszesz o co Ci chodzi to chętnie się do tego ustosunkuję. Tak jak jest to muszę się niestety poddać :-)
Antek
Witaj na naszym blogu :-)
Oczywiście że tak może być jak piszesz, choć takie przypadki w formie czystej nie zdarzają się zbyt często. Częściej mamy do czynienia z ostentacyjnym „popisywaniem się”
Marcin
Ja też mam włączony taki osobisty detektor pozerstwa, bo pokusa jest czasami duża :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
O, ja też cenię skromnych ludzi. Wykładowca na studiach (marketing) opowiadał nam kiedyś jak to „jak cię widzą, tak cię piszą” – anegdotka na poparcie tej tezy: zatrzymał się u sprzedawcy kominków. Właściel firmy siedział i jadł obiad. Podjechał inny potencjalny klient, z ubioru skromny, polonezem… próbował się dowiedzieć o cenę, coś obejrzeć ale pan nawet nie podniósł głowy, mówiąc tylko: przerwa, obiad jem… Natomiast jak tylko podszedł nasz ww wykładowca, w markowym garniturze, błysnął kluczykami od dobrego wozu, zegarkiem – od razu pan właściciel poderwał się i zaczął prezentować, oferować itd. Pan wykładowca spytał go w końcu, czemu taka różna reakcja i usłyszał: a, do gołodupca mam wstawać? Przecież widzę, że go nie stać i nic nie kupi.
Ano, ja się przekonałam, że jest wystarczająco dużo miejsc, gdzie mogę wydać swoje pieniądze i taki pan od kominków nie bardzo może na nie liczyć :) Poza tym moi niektórzy znajomi wyglądają nawet nie skromnie, oni wyglądają czasem wprost biednie. Gdyby nie byli fajni pewnie nie zakolegowali by się z prawdziwie biedną osobą – mną :)
Dotyczy to też wiedzy i doświadczenia życiowego… miałam szczęście poznać kilku naprawdę wartościowych ludzi, którym się dziwiłam, że chcą gadać z takim matołem jak ja. Pewnie nawet nie wiedzą, jak wielki pozytywny wpływ na mnie mieli/mają :) Miałam też do czynienia z pretekcjonalnymi bubkami. Okazującymi dworskie maniery i traktującymi innych jak plebs folwarczny… hm… kiedy byłam młoda i głupiutka imponowała mi ich postawa. Dziś staram się omijać takich ludzi biznesowo i prywatnie z daleka :)
Alex pisze: „inna znana mi osoba z pierwszej setki to człowiek, którego można przyłożyć do przysłowiowej rany, niezwykle miły i uprzejmy. Kiedyś usłyszałem od tej osoby takie stwierdzenie. 'wszyscy znajomi wokoło kupują prywatne samoloty, ale na ch… mi samolot? co mam przez to udowodnić?'”
Jakoś zwroty typu „na ch… mi samolot” nie pasują mi do miłych i uprzejmych ludzi, którzy nie muszą niczego udowadniać. Bardzo powszechną metodą pozorowania swojej siły jest używanie wulgaryzmów. TesTeq tego nie pochwala. :-)
Monika_w
Na podstawie powierzchownego wyglądu bardzo łatwo pomylić się co do człowieka, a reakcja tego pana świadczy o ubogim doświadczeniu życiowym.
Piszesz: „kiedy byłam młoda i głupiutka imponowała mi ich postawa”. Wielu ludziom imponuje ona nawet w wieku bardziej zaawansowanym. Czas to zmienić wołając „król jest nagi!!” :-)
TesTeq
W tamtym wypadku nie chodziło o pozorowanie siły, lecz środek wyrazu :-)
Znam tę osobę chyba z 10 lat i po raz pierwszy słyszałem z jej ust takie słowo :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam Wszystkich serdecznie!
Co prawda, to prawda ;) Ja cenię ludzi, którzy wiele osiągnęli i jednocześnie zachowali zdrowy dystans do siebie i skromność. I w drugą stronę – denerwują mnie ci, którzy traktują innych z wyższością z uwagi na swoje osiągnięcia biznesowe czy intelektualne. Owszem, rozumiem, że mają zasługi, ale to nie uprawnia do poniżania innych. Miałam dwu wykładowców, których wykłady uwielbiałam z uwagi na walory merytoryczne, ale drażnił mnie ich pretensjonalny sposób bycia; zdawali się przemawiać jak natchnieni prorocy: „Słuchajcie uważnie moich słów, maluczcy…” (tudzież ciemna studencka maso). Cóż, wiedza nie czyni automatycznie człowieka lepszym.
Inna sprawa: za każdym razem muszę się pilnować, by nie oceniać innych poprzez pryzmat ich wiedzy – wykształcenie wiąże się z poziomem człowieka i jego inteligencją w niewielkim stopniu. Ostatnio odwiedziłam swojego przyjaciela nad oceanem, gdzie pracuje jako ratownik. Spodziewałam się, że jego znajomi – ratownicy – będą „prostymi chłopakami”. Aż wstyd mi o tym pisać – oczami wyobraźni widziałam „chłopki roztropki”, czyli lekko nierozgarnięte i wulgarne typy – bo przecież mój przyjaciel to absolutny wyjątek! Trochę przejaskrawiam, ale tylko trochę… Przyjechałam na miejsce i ku mojemu zaskoczeniu to byli w większości kulturalni, inteligentni ludzie na poziomie. Cóż, siła stereotypu bywa spora.
I na koniec – zastanawiam się nad ewentualnymi przyczynami „wywyższania się” ludzi sukcesu. Poza chęcią podbudowania się i zamaskowania swoich kompleksów, może to być zwykłe zniecierpliwienie i mało wyważona reakcja na ludzką głupotę. Bo przecież człowiek purpurowy – to ktoś, komu zdarza się mieć niemal absolutną pewność co do właściwej strategii postępowania, jest przecież ekspertem, posiada doświadczenie i po prostu „wie” – dlatego (prawdopodobnie) sporo ludzkich zachowań może go po prostu zwyczajnie irytować lub smucić. I pewnie ma niekiedy ochotę kogoś z dobroci serca „kopnąć” na rozpęd lub zrobić mu mały ekspercki wykład. Tu pojawia się niebezpieczeństwo dawania nieproszonych dobrych rad i chęci „zbawiania świata”.
Alex napisał w komentarzu: „Dobry jest ten cytat z Carnegie. Ja pójdę jeszcze krok dalej i poddam w wątpliwość istnienie owych “maluczkich”. Jakie mamy prawo uznać kogoś, kto ma inny model życia (i co za tym idzie inne rezultaty w tym życiu) za “maluczkiego”?”
Dokładnie, każdy ma prawo do swoich wyborów i swoich błędów. Niech „wielcy purpurowi’ pamiętają, że każdy jest w jakimś sensie i maluczkim (wady) i wielkim jednocześnie (każdy ma coś mądrego do powiedzenia lub ma jakiś talent).
Kiedyś wybitni ludzie mnie bardzo onieśmielali. Teraz też, ale nieco mniej. Szanuję ich za ich osiągnięcia i purpurowość, ale szukam kontaktu bardziej na „ludzkim poziomie”. A tutaj wszyscy jesteśmy równi.
Miłego wieczoru,
Paulina
Bardzo często rozmawiam z moimi znajomymi na podobny temat.
To, że osoby które mają więcej w portfelu zachowują się jak bufony działa na mnie jak płachta na byka. Jeśli chodzi o mój punkt patrzenia są to ludzi młodzi, którzy mają bogatych rodziców. Osoby, które mają wszystko: auto sportowe na 18 urodziny (bądź wcześniej), mieszkanko, praca przez obrotnego tatusia ogólnie życie jak w Madrycie zafundowane przez „rodziców niemyślących”. Na każdym kroku osoby takie udowadniają, że są lepsze od innych … innej jakości, tej wyższej.
Jeżeli człowiek jest wartościowy – ludzie to widzą, obojętnie czy jeździ porszakiem czy nie. To, że chce być widziany jako wartościowy dla określonej grupy świadczy, tak jak Alexie napisałeś że, musi coś komuś udowadniać. Poco??? Poco komuś otwierać oczy na siłę. Ważne jest, żeby osoby przed którymi nie musimy grać, same zauważyły w nas to co jest prawdziwe. Nie muszę dodawać że jeżeli ktoś zauważy że jesteśmy świetni w tym co robimy bez tzw. nadymania się (o którym Alex mówił na naszym szkoleniu rok temu) zyskujemy stokroć więcej, właśnie przez to że jesteśmy skromni, odnosimy się z szacunkiem do innych itp. Tu się ujawnia nasza siła charakteru, nasza normalność. Mamy gdzieś czy ktoś nas zakwalifikuję do grup A B czy C, jesteśmy tak naprawdę normalni i wolni. Osoby, które czują się jak próżne czy puste osiągając swoje cele cały czas muszą udowadniać coś komuś. Są w klatce która sami postawili… mimo że jest złota nie każdemu imponuje.
Pozdrawiam !!!;))
Panie Aleksandrze przemyślałem to co pan napisał i brakuje mi jednej zasadniczej rzeczy. Oba końcowe pytania odnoszą się chyba do najprymitywniejszych osób, które rzeczy materialne zawsze będą stawiały na pierwszym miejscu. A napewno takich prymitywów wśród ludzi zamożnych jest najmniej, choćby dlatego że taki prymityw rzadko kiedy dochodzi do dużych pieniędzy (sam pan przytoczył tylko te pozytywne osoby).
Zapomniał pan o ludziach słabej woli którzy ulegają modzie to dotyczy się i tych biednych i tych bogatych. Chociaż tego nie potrzebują to kupują daną rzecz, bo on kupił to ja też – przecież mnie na to stać. Tak jest ze wszystkim, idę na studia bo wszyscy idą, bo jakiś ekspert w telewizji powiedział że będzie praca, biorą kredyt na dom bo sąsiad wziął, te przykłady można mnożyć i mnożyć!
Witajcie!
Brak przywiązania do rzeczy materialnych ma dodatkową zaletę – automatycznie filtruje z naszego otoczenia dość dużą grupę ludzi, z którymi możemy nie mieć o czym rozmawiać.
Jak rozmawiacie z ludzmi wywyższającymi się, gdy z jakichś powodów potrzebujecie przeprowadzić pewne rozmowy? Komunikacja jak z „normalnymi” może być nieskuteczna.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Ania Olear (ana) pisze: „To, że chce być widziany jako wartościowy dla określonej grupy świadczy, tak jak Alexie napisałeś że, musi coś komuś udowadniać. Poco??? Poco komuś otwierać oczy na siłę.”
Sądzę, że jest to forma uzależnienia od opinii innych. Ludzie, którzy swoją wartość budują na imponowaniu innym są tylko odbiciem w lustrze, a nie rzeczywistymi osobami. Ich po prostu nie ma – jest tylko opinia o nich (oficjalny podziw i nieoficjalna zazdrość lub kpina).
Czytając Twój post ucieszyłem się że poruszyłeś ten temat! Podobnie jak Ania też ze znajomymi często podejmowałem ten temat. Czytałem go kiwając głową ale to kiwanie pod koniec jakoś trochę ustało..;)Zacząłem faktycznie zadawać sobie pytanie „na ile staram się wywrzeć wrażenie na innych ludziach poprzez „specjalne” rzeczy materialne, które nabywam (typowe zachowanie ludzi o słabym poczuciu własnej wartości)?” i w moim przypadku oraz pewnie wielu ludzi pytanie to nie ma sensu.
Może zacznę od początku.. Jestem typem „gadżeciarza” i to co kupuję czasem jest wyjątkowe i staram się by było jak najlepsze (czasem za tym idzie cena) ale nie dlatego by ktoś to zauważył ale dlatego ze gdzieś we mnie jest mały chłopiec lubiący zabawki. Gdybym został sam na świecie (jak Will Smith w tym filmie) jeździłbym Ferrari i to że nikt nie widzi przyćmiewałoby stokroć fakt że mam okazję bawić się tak piękną i wytworną „zabawką”!
Powiem więcej, cieszyłbym się że nie widzą tego niektórzy moi znajomi bo pewnie nasze relacje by się z czasem zmieniły. Pomyśleli by że mi woda sodowa uderzyła do głowy a może i ja sam jakoś bym się zmienił.
Ale czyż mówiąc że nabywanie rzeczy materialnych drogich i specjalnych to typowe zachowanie ludzi o słabym poczuciu własnej wartości to krzywdzenie ludzi którzy nabywają je z zupełnie innych powodów??
Podam przykład:
Znam ze słyszenia i z widzenia bardzo bogatego człowieka, który zrobił licencję pilota i kupił sobie mały ale kosztowny samolot. I wszyscy w koło zadają sobie pytanie „na ch… mu ten samolot?”, „szpaner” itp. Ale nikt nie pomyśli, że ten człowiek może wydał pare-set tysięcy złotych by zrealizować swoje marzenie i że może odbierał go od sprzedawcy z uśmiechem chłopca dostającego wymarzoną zabawkę. I z pewnością jest mu nieraz przykro gdy słyszy za plecami słowa „lansiarz” i „szpaner”.. A dlaczego się tak dzieje? Przez stereotypy które nami rządzą. Które nie dają nam pomyśleć o tym, że nabywanie takich rzeczy jest spowodowane czasem naszym zamiłowaniem do sztuki, malarstwa, czasem gadżeciarstwem, a czasem dzieciństwem spędzonym w biedzie.
Pozdrawiam
Mi ostatnio chodzi po glowie takie powiedzenie: „Competence not confidence”.
Ci ludzie, maja poprostu kompetencje, sa dobzi w tym co robia, czy jest to prezes dobrze prosperujacej firmy, czy profesor, ktory dokonal kilku ciekawych prac badawczych, wszyscy oni maja poczucie swoich kompetencji, przez co nie czuja, aby musieli cokolwiek sobie czy innym udowadniac.
Tak samo jesli ktos ma poczucie wlasnej wartosci nie bedzie tracil sil i nie bedzie staral sie przekonac do swoich racji innych osob, poprostu stwierdzi, ze nie warto, malo tego, takich osob nie bedzie w jego otoczeniu, za to beda takie, ktore sa na podobnym poziomie mentalnej abstrakcji.
Minusem jest to iz najczesciej trzeba przejsc caly ten etap, tzn. od samego poczatku do samego konca, czyli byc naprawde dobrym w swojej dziedzinie i byc swiadomym samego siebie, aby osiagnac etap kompetencji.
Jednazke nie musimy tutaj udawac kogos z wiekszymi kompetencjami, gdyz najczesciej innym ludziom wyda sie to nie prawdziwe i nie szczere, wazne jest aby zyc w zgodzie z samym soba i moc spojrzec rano w lustro i usmiechnac sie, czego Sobie, Alexowi i Wam zycze :)
Łukasz
Rozumiem, że przedostatnie z zadanych przeze mnie pytań może nie mieć sensu dla Ciebie :-)
Nie twierdziłem tam, że każdy, kto kupuje sobie drogie zabawki robi to aby „pokazać się” innym. To co twierdzę, to fakt, że wiele osób nabywa drogie przedmioty ze świadomym, albo nieuświadomionym zamiarem zaimponowania otoczeniu i w każdym przypadku warto zbadać u siebie jak to tak naprawdę jest. Nie więcej i nie mniej. Przeczytaj proszę uważnie mój tekst i jeśli jest tam coś innego to proszę zwróć mi uwagę w którym miejscu.
H.
Dlaczego nie zmienić tego, co chodzi Ci po głowie na „competence AND confidence”?
Problem polega często na tym że te dwie cechy nie występują razem w jednej osobie.
I aby być dobrym w tym co robisz nie trzeba być koniecznie prezesem, czy też profesorem :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Aleksie
Gratuluję podjęcia tego wartościowego tematu.
Czytając to, co napisałeś w poście „Pozwól sobie na normalność cz.1”
pomyślałem, że dobrze pojęta skromność (bo o czymś takim niemodnym napisałeś)
jest efektem postawy pewnego dystansu wobec siebie samego i szacunku do innych ludzi
(znowu niemodne słowo „szacunek”).
Na takie zachowanie pracujemy, jeśli rzeczywicie obchodzą nas inni ludzie jako istoty ludzkie
a nie tylko elementy otoczenia służące do osiągania sukcesu.
Chodzi mi o to, że wysoka kultura osobista polega na czymś wiecej niż moda na określone zachowanie
– to jakość naszych codziennych relacji z ludźmi i dobre traktowanie siebie samego,
owocuje komfortem umiejetności traktowania otoczenia materialnego zgodnie z jego rzeczywistą wartością.
Z przykrością zauważam licznhe przykłady ludzi, którzy pomylili świat z „realiami TV” i żyją w przekonaniu, że można bezkarnie manipulować swoim wizerunkiem, bądź zachłysneli się tym, co osiągnęli (najczęściej niezależnie od tego jakimi metodami).
Pozdrawiam
Krzysztof
Alex:
Wlasnie tak jest moj cel, do tego daze :)
Alex, Paulina:
Podczas błędów młodości dość często starałem się przekonywać innych do swojego sposobu myślenia, oceniania wydarzeń i do swojej wrażliwości (tu: niewrażliwości). Odkąd staram się ich zrozumieć, poznać, zauważam, że te osoby mają podobne do mnie podejście lub efektywniejsze. Wiele się można od takich osób nauczyć, zwłaszcza gdy porzucimy myślenie o innych w kategoriach „maluczcy-wielcy”. Szczerze to ja teraz czuję się „maluczki”, bo widzę, jak wiele można się od innych nauczyć :)
W książce Carnegie jest historia o Benjaminie Franklinie, gdy jako młody chłopak „zawsze miał rację”. W końcu przyjaciel uświadomił go, że jak zawsze będzie miał rację, że jak już wszystko wie to już nic się nie nauczy… bo od kogo. Brakuje nam tej dziecięcej naiwności, tej chęci poznawania świata a nie oceniania.
Pozdrawiam,
Orest
Skupiliśmy się trochę na okazywaniu wyższości poprzez posiadanie ale jest mnóstwo osób oceniających innych (i siebie) po wykształceniu, aktualnym zajęciu, czy ktoś ma tzw „czystą” pracę czy np pracuje w usługach itd, itp.
Czy nie zdarza Wam się myśleć, że pani fryzjerka lub pani sprzątaczka jest jakąś niższą formą życia? Niby zachowujemy się wobec nich uprzejmie, ale protekcjonalnie. W końcu… gdyby były lepsze w tym co robią to nie byłyby w tym miejscu tylko w zupełnie innym (czyt. lepszym). Sami siebie też cały czas „pozycjonujemy” i pozwalamy innym, tym, których oceniamy jako lepszych od siebie – na więcej niż tym „gorszym”.
Fajnie zaczyna robić się wtedy, gdy odkrywamy, że można funkcjonować nie skupiając się i nie tracąc energii na pozycjonowanie otaczających nas ludzi a po prostu na działanie. Kiedy dajemy komuś siebie, swój czas, produkt itd nie w zależności od tego z kim mamy do czynienia. Krótko: i dyrektor dużej firmy i pani sprzątaczka dostanie ode mnie takie samo dzień dobry.
Chciałbym tylko, tak dla równowagi zwrócić uwagę na to, że łatwo w takich sytuacjach popadać w przeciwstawne skrajności – i to właśnie dzieje się często przy dużych, często nagłych pieniądzach:
O ile „lanserów” łatwo namierzyć, o tyle ciężej jest z drugą grupą ludzi, którzy już na tyle czują się „wielcy”, że zwyczajnie nie dbają o to, jak się ich odbiera. Przykład – pan Wolfowitz tak zaniedbujący kulturę osobistą, że świecący dziurami w skarpetkach w meczecie.
Więc owszem, naturalność (wolę to słowo niż normalność) w ubiorze wskazana, ale przy jednoczesnym dbaniu o kulturę osobistą.
Witam wszystkich,
Alexie, kolejny super post. Dla mnie ważny z drugiej strony, gdyż mam serdecznie w nosie, od lat, wszystkie plotki i PR :) – to też ma swoje złe strony.
Jak temu zaradzić i w jakim stopniu trzeba temu zaradzić, jak sądzisz ?
Piszesz Alex do mojej imienniczki: Czas to zmienić wołając “król jest nagi!!”
Hm, przez jakiś czas wołałam głośno „król jest nagi”, dostałam parę razy nieźle po uszach :). Teraz podchodzę i pytam – królu czy czujesz się ubrany? – jeśli mówi tak idę swoją drogą dalej. Uczę się nowoczesnej empatii – z zachowaniem własnej nienaruszalnej granicy komfortu. Dla mnie trudne, za mocno przeżywałam, jednak możliwe :D. Czasem jeszcze muszę wyjść, żeby nie dostać objawów choroby lokomocyjnej na środku pomieszczenia ;).
Tomku, pytasz:
Jak rozmawiacie z ludzmi wywyższającymi się, gdy z jakichś powodów potrzebujecie przeprowadzić pewne rozmowy?
Ja dostosowuję się do ich mniemania o sobie :).
Ja też mam pytanie:
Jak rozmawiacie z ludzmi aroganckimi, agresywnymi, próbującymi „wyprać Wam mózg”, gdy z jakichś powodów potrzebujecie przeprowadzić pewne rozmowy?
Pozdrawiam serdecznie
Owszem. Ale jeśli ktoś nabywa rzeczy drogie i nie zwyczajne to automatycznie wywołuje w innych taki właśnie stereotyp, że próbuje tym wywrzeć wrażenie na innych.. I cierpią na tym te osoby. Chciałeś byśmy sami siebie zapytali jak bardzo ma to wpływ na nasze zachowanie. Ludzie nie muszą pytać o to siebie. Wystarczy że zadbają o to by podobne pytania nie były zadawane głośno miedzy nimi, bo krzywdzą tym tych ludzi.
Pomyśl ile razy zastanawiałeś się nad tym czy kupić jakiś przedmiot i zastanawiałeś się jak będzie to odebrane przez otoczenie? Co z tego- jeśli mnie na to stać to czemu nie?
Monika_w
Napisałaś:”i dyrektor dużej firmy i pani sprzątaczka dostanie ode mnie takie samo dzień dobry.”
Dokładnie tak powinno być!!
Rudolf
Jeżeli ktoś niespecjalnie dba jak jest odbierany to niekoniecznie dlatego, że czuje się „wielki”. To tylko w bardzo zuniformizowanych społeczeństwach (jak np. ciągle duża część polskiego) powstaje takie wrażenie, że jeśli ktoś nie dba o to jak jest postrzegany, to stawia się „wyżej”. Pomieszkaj trochę w takim mieście jak np. Berlin, zobaczysz, że tak nie musi być :-)
Napisałeś też: „pan Wolfowitz tak zaniedbujący kulturę osobistą, że świecący dziurami w skarpetkach w meczecie.”
Polecam cytat z Biblii: „nie sądź abyś nie był osądzonym”
Skąd wiesz, że ta dziura w skarpetce spowodowana była brakiem kultury osobistej??? Masz informacje jakie wydarzenia poprzedziły tę wizytę w meczecie, w jakim stanie fizycznym i duchowym był ten człowiek??
Jak łatwo być sędzią siedząc w wygodnym fotelu, nieprawdaż?
Co w ogóle rozumiesz przez „kulturę osobistą”?
Łukasz
Ta „automatyka” o której wspominasz występuje tylko u pewnej części ludzi. Nie zalecałem też zadawania takich pytań innym, lecz tylko i wyłącznie sobie. Poznanie motywów własnego działania, choć czasami bolesne i trudne do zaakceptowania jest pierwszym krokiem do ewentualnych zmian na lepsze. tak wiąc w tym przypadku mamy protokół rozbieżności :-)
Pytasz: „Pomyśl ile razy zastanawiałeś się nad tym czy kupić jakiś przedmiot i zastanawiałeś się jak będzie to odebrane przez otoczenie?”
Kupuję różne przedmioty (nie za wiele, bo wolę podróżować przez życie bez zbędnych balastów) kiedy je potrzebuję. Co ma do tego odbiór otoczenia?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@alex: „Skąd wiesz, że ta dziura w skarpetce spowodowana była brakiem kultury osobistej???”
oraz:
„Polecam cytat z Biblii: “nie sądź abyś nie był osądzonym””
Ale o co Ci chodzi, gdy piszesz mi słowami Biblii? Wyczuwam nutkę niechęci do mojej wypowiedzi, znasz może sytuację osobiście?
Piszę, że zaniedbał kulturę osobistą, bo pokazał dziurawe skarpetki w miejscu uświęconym i o wielkim znaczeniu dla wielu ludzi. Szacunek do tego miejsca, religii, ludzi nie pozwoliłby mi czegoś takiego zrobić – i to miedzy innymi jest dla mnie kultura osobista. Szacunek do ludzi i dbałość o to, bym im swoim wizerunkiem, obecnością i zachowaniem nie wadził.
W sumie, gdyby tak definiować kulturę osobistą, to zbytnie „lansowanie” się – w najdroższych garniturach, z widocznymi gadżetami, drogimi samochodami, biżuterią „dającą po oczach” – byłoby też świadectwem braku tejże kultury. ;)
monika_w pisze: „Czy nie zdarza Wam się myśleć, że pani fryzjerka lub pani sprzątaczka jest jakąś niższą formą życia?”
Nie zdarza.
monika_w pisze: “Czy nie zdarza Wam się myśleć, że pani fryzjerka lub pani sprzątaczka jest jakąś niższą formą życia?”
Nie zdarza.
Rudolf
Już śpieszę z odpowiedzią :-)
Po pierwsze w mojej odpowiedzi nie ma niechęci, po prostu chcą Cię czegoś ważnego nauczyć.
Wracając do meritum:
Opisujesz przypadek Wolfowitza stwierdzając, że był on spowodowany brakiem kultury osobistej.
To jest typowy przypadek osądu innego człowieka przy niewystarczającej ilości informacji. Mogło przecież tak być, że ów pan wyszedł z hotelu ubierając perfekcyjnie wyglądające skarpetki. Dopiero zdejmując buty przed meczetem stwierdził, że zrobiła się w nich dziura/dziury. Takie rzeczy się zdarzają, pamiętam takie sytuacje, kiedy zdejmując wieczorem buty stwierdzałem „o, skarpetki do wyrzucenia”. Gdybym w międzyczasie musiał odwiedzić jakiś meczet, to też stwierdziłbyś że „Alex nie ma kultury”?
Piszesz dalej: „zaniedbał kulturę osobistą, bo pokazał dziurawe skarpetki w miejscu uświęconym i o wielkim znaczeniu dla wielu ludzi. Szacunek do tego miejsca, religii, ludzi nie pozwoliłby mi czegoś takiego zrobić – i to miedzy innymi jest dla mnie kultura osobista”
Jak zachowałbyś się w sytuacji, kiedy zdejmujesz buty „w świetle reflektorów” i nagle stwierdzasz, że masz dziurę w skarpetce? W sytuacji, kiedy jesteś w tym miejscu w zupełnie innym celu? Proszę o kulturalną receptę.
Stąd mój cytat z Biblii, bardzo mądre zdanie, które chyba nie jest zbyt popularne w Polsce (to teraz nie jest pod Twoim adresem)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Lutek-86
Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, przeskoczyłem niechcący Twój post pisząc mój komentarz.
po pierwsze proszę pisz do mnie po imieniu, jak wszyscy na tym blogu, zgoda? :-)
Piszesz o ludziach poddających się presji otoczenia lub posiadających silną potrzebę dopasowania się. Normalnie jest to problem nastolatków, chociaż wielu ludziom nie przechodzi on mimo zaawansowanego wieku. Na ten temat zamierzam napisać post, po którym prawie na pewno bądzie gorąca dyskusja :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie,
Dopisze swój komentarz odwołując się z mniej lub bardziej dobrą dokładnością słów Alexa. Podczas nasszego spotkania czy szkolenia, powiedział on mniej więcej te słowa:
Warto dążyć do szczęścia. Ja to rozumiem jako swobode robienia tego co chcę, przebywania z ludzmi, którzy mi odpowiadają, czegoś mnie uczą. Ważne jest przy tym, żebyśmy nie robili krzywdy czy ranili innych ludzi w tym dążeniu.
Wspomniany tutaj przykład człowieka, który kupił samolot to mogłabyć lub może jest taka właśnie postawa – nie wiem na 100% nie znam człowieka. Znam kilku szybowników i na serio Ci ludzie latają z pasją, więc troszke to rozumiem. Wielu z nich ma, ktoś by powiedział zwyczajną prace. Tutaj często chodzi o fakt umiejętności organizowania się i dawkowania sobie przyjemności i obowiązków. Ja na przykłąd jadę na wyprawę bo na przykład znalazłem i przekonałem do siebie sponsora. Za każdym razem jest w kosztach wyprawy mój własny wkład. Ktoś kilkakrotnie podniósł bezsensowność moich wyjazdów. Wiem, że nie widze widoków, wiem że są to trudne wejścia, wiem że mógłbym robić coś innego, ale…
Będę jeździł na wyprawy na przykład dla tych wszystkich ludzi, którzy do mnie napisali, że ich zdopingowałem w sytuacji poważnej choroby i podobnych. Orest zapytał jak to jest gdy zasmakuje się troszke więcej popularności. Jest fajnie, jeśli się do tego fajnie podchodzi. Nie ma co też słodzić, są sytuacje irytujące, ale ma je każdy z nas. Czasem na przykład mi przychodzi do głowy co tu zrobić, żeby odciążyć się z funkcji zarabiania na sprawy codzienne i może skupić się żeby na tej fali zrobić coś dla innych. Jak narazie na serio dorosłem do przemyślenia, że blog to pomysł i dobra metoda dzielenia się. Robi to na przykład Alex.
Jeśli ten post jest troszke chaotyczny to tylko efekt nagłego przestawienia otoczenia z śniegu, lodu i radości ze zjedzenia twardego jak deska batona na gorący Sopot i nasz bardzo poukładany świat.
Pozdrawiam serdecznie i zabieram się do porządkowania zdjęć z wyprawy.
Paweł
Alex, Twoja „niechęć”, którą odczułem, być może wynika z faktu, że traktujesz część komentujących dość protekcjonalnie; kolejny przykład na to: „po prostu chcę Cię czegoś ważnego nauczyć.”
Może to moje subiektywne odczucie, ale Ci po prostu mówię, jak to odbieram.
Wracając do skarpetek, bo zrobił się z nich niezły temat PRowy ;)
Wg mnie recepta jest taka, że trzeba być pewnym swojego ubrania. Uprzedzać wypadki i nie zakładać takich rzeczy, które mogą się w ciągu dnia popsuć. Wiesz, mi też się kiedyś dziury w skarpetkach zrobiły, pewnie jak większości z nas.
Ale niech tam – załóżmy, że Wolfowitz ma i miał wysoką kulturę osobistą, i że te obydwie dziury to „wypadek przy pracy”.
Dziwi mnie tylko, że nie pociągnąłeś wątku, który był sednem mojej pierwszej wypowiedzi. Nie dostrzegasz problemu?
Witam serdecznie!
To mój pierwszy komentarz, ale śledzę tego bloga od dłuższego czasu. Żeby się szybko przedstawić napiszę, że mam 22 lata i jestem studentem informatyki. Pracuje jako programista/wdrożeniowiec (kilka technologii związanych .NET).
Niestety Alex troche namieszał swoim postem. Osobiście nie przepadam za dyskusjami na temat „normalności”, ponieważ to pojęcia względne. Nie można określić czy coś jest czarne lub białe bo pomiędzy tymi kolorami jest wiele odcieni szarości. Poza tym każdy ma inny system wartości. Szufladkowanie ludzi jest z reguły złą praktyką.
Po pierwsze w przytoczonym artykule na temat Sergey’a Brin’a przeoczyłeś fakt, że ten Pan wydał 5 mln dol. na firmę pracuje nad cywilnymi lotami w kosmos. Być może za kilka lat uda się zrealizować ten cel i możliwe, że Brin poleci sobie w kosmos. Myśląc kryteriami wielu osób zostanie to uznane za szpan itd.
Bardzo mądrze napisał Łukasz o tym, że dla niektorych takie ekscentryczne wydatki są realizacją ich marzeń. W koncu po to sie pracuje i bierze się za to pieniażki, żeby pozniej czesc z nich wydać na takie zabawki. Trzeba coś mieć z tego życia! Sam wielokrotnie piszesz o tym, że akurat dla Ciebie ważne są podróże i zwiedzanie świata. Bardzo fajnie, ale każdy ma własne piorytety. Niektórzy wolą sportowe samochody i ładne ubrania.
Muszę Ci przyznać racje w jednym zasadniczym punkcie. Mianowcie, aby wszystkich równo traktować. Mówić dzień dobry zwykłej sprzątaczce tak samo jak człowiekowi z listy Wprost.
Po bardzo długich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że normalność potraktowałbym jako umiejętność odzielenia swojego zachowania, sposobu bycia od stanu konta w banku. Zachowywać sie tak samo niezależnie czy jeździsz Lanosem czy Veyronem. (odnośnie Bugatti, przeczytaj o zachowaniu jego właściciela http://www.furious.pl/news2008/czerwiec2008/veyron-w-wroclawiu.htm)
Przecież masa Kowalskich marzy o swoim Porsche. Nie mam nic przeciwko temu. Jedni lubią podróze, inni sportowe samochodu lub latanie. Kupno drogiego samochodu może być po prostu realizacją własnej pasji do samochodów sportowych i niczym wiecej. Tego kogoś może mało obchodzić co inni pomyślą, ale napewno bedzie mu przykro kiedy zostanie zaszufladkowany jako szpaner. Zgodzę się natomiast, że nalezy piętnować postawę „postaw a zastaw się”.
O excentrycznych, skromnych zachowaniach miliarderów możnaby naprawde długo pisać. Moim zdaniem ciekawszym przypadkiem jest Warren Buffett, albo nawet Steve Ballmer. Oglądałem sporo wywiadów ze Stevem. Polecam obejrzeć ten z MIX’a który przeprowadził Guy Kawasaki. (http://visitmix.com/blogs/News/Watch-Steve-Ballmer-and-Guy-Kawasaki-Live/) Wspomniał tam, że całe życie jezdzi Fordami. Ten gosc moglby mieć doslownie kazdy samochód. Dalej opowiada co naprawde kręci go w pracy dla Microsoft. Gość ma power do pracy jak elektrownia atomowa (http://pl.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc) Powszechnie znany jest jego entuzjazm jeśli chodzi o web-developerów (http://pl.youtube.com/watch?v=8pdkEJ0nFBg). Jak wysluchałem całego wywiadu z Kawasaky’im to nie mialem juz watpliwosci dlaczego tak jest, ze ludzie ktorzy odniesli wielki sukces czasami zatracaja sie w tym i naprawde nie mysla o luxusowaych zabawkach. Oni maja własna pasje która jest dla nich wszystkim.
Mysle, że w przypadku Brina jest to google, a u Baffetta gra na giełdzie. Praca która ich wciagnęła. W końcu tylko realizujac włąsna pasje mozna odnieść prawdziwy sukces. Oto dwa krotkie filmiki na ten temat:
http://pl.youtube.com/watch?v=vldjedAashA
http://pl.youtube.com/watch?v=D1R-jKKp3NA
Jeszcze odnośnie Buffetta to jego zachowanie uważam za jedyne słuszne. Ten starszy gość, ktory słynie ze swojego skoromnego życia postanowił rozdać swój majatek. Uzasadnił to, że zwróci swój majątek społeczeństwu, które umożliwiło mu jego zrobienie. Tylko w ameryce mógł odnieść taki sukces, wiec teraz odwdziecza się jej działalnością charytatywną. Dopiero teraz bo gdyby wczesniej rozdał pieniażki to byloby ich zdecydowanie mniej.
Moim zdaniem to bardzo ważne, że jeśli odnieśliśmy wielki sukces to za pomocą takiego feedback’u przekazujemy nasze szczęście z powrotem do społeczeństwa dzieki, któremu mogliśmy to osiagnąć.
Tak troche off-topic, ale fajnie jakbys napisał jak radzić sobie kiedy ewidentnie ktos sie wywyższa w ten negatywny sposób. Może niekoniecznie podrecznik ciętej riposty, ale cos równie skutecznego;)
PS. Przepraszam za forme mojej wypowiedzi, ale nie mam zamiaru zostać pisarzem. Ogólnie sam staram się ukierunkować na osiagniecie pewnego sukcesu, czyli spełenienia się zawodowo i prywatnie. Wyciagam przy tym wypadkową z obserwacji działań, dobrych rad wielu ludzi. Twój blog jest jedna z form poszerzenia moich horyzontów, ale chciałbym podzielić się też kilkoma własnymi uwagami.
Jeszcze raz pozwole sobie na komentarz bo w poprzednim zrobilem za duzy off-topic:)
Wydaje mi się, że porównywanie Sergey’a do większości ludzi, chociazby potencjalnych odbiorców tego bloga jest bezpodstawne.
Jest coś takiego jak piramida Maslowa. http://pl.wikipedia.org/wiki/Potrzeba
Zgodzę się, że Brin nie musi juz nikomu udowadniać. Jego piramida została już całkowicie zapełniona. Niby apetyt rośnie w miare jedzenia, ale sukces google był tak spektakularny, że nie wyobrażam sobie nawet co ten człowiek mogłby więcej osiągnąć. Myśle, że Brin dosłownie przeskoczył przeskoczył tą piramide;)
Wiekszość ludzi być może nigdy nie bedzie miała okazji miliardów na włąsnym koncie, wiec ich potrzeby są zgoła inne. Prawdopodnie kazdy wybierze sobie różne szczytowe osiągniecięcia w soim zyciu. Mowi się, że jeśli nie ma co sie lubi to się luci co się ma.
Prawdopodobnie większość Kowalskich w pierwszej kolejności myśli o zaspokojeniu potrzeb meterialnych, które są dla nich tudno dostępne. Bardzo możliwe, że odczuwaja potrzebe akceptacji przez „wyższe sfery”, dlatego szpanują przed innymi popisując sie swoimi zabawkami.
Tu już dyskusja schodzi na skomplikowaną naturę istoty ludzkiej. Na szczęście nijak nie możemy tego stanu rzeczy zmienić. Dzieki temu wszyscy jesteśmy inni, a życie jest kolorowe;)
Streszczając cały komentarz w jednym zdaniu: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia;)
Pemiatam jak sam zacząłem zarabiać pieniądze robiąc soft dla dużych firm. Odbierając pierwsz wypłate czułem się wspaniale i chciałem to zakomunikować całemu światu. Myśle, że kazdy to kiedys przezywał taki entuzjazm pierwszej pracy. Nie ma sie czego wstydzić. Akurat teraz w przypadku programowania pieniadze sa dla mnie benchmarkiem pokazującym ile jestem wart w tej dziedzinie. Mysle ze w pozniejszej karierze nie beda juz tak ważne.
Moniko,
„Jak rozmawiacie z ludzmi aroganckimi, agresywnymi, próbującymi “wyprać Wam mózg”…”
Hmm, tu już trudniej dostosować się do rozmówcy :) Z tego co pamiętam, to Alex sporo już pisał na ten temat np.
Trudne sytuacje z innym czlowiekiem cz.1-4
Grunt to nie dać ponieść się negatywnym emocjom. Dalej co się da zignorować i przekierować ewentualne emocje na zaciekawienie dlaczego rozmówca tak się zachowuje. Zachowanie wewnętrznej równowagi to już bardzo dużo. Kontynuacja merytorycznej rozmowy w sposób spokojny z naszej strony zazwyczaj zbija z tropu takiego rozmówcę.
Co do rozmówcy wywyższającego się (nie robi mi tym krzywdy) mam wątpliwość, czy należy utwierdzać go w jego postawie (tak rozumiem dostosowanie się), czy raczej to ignorować? np.
A) właśnie zmieniłem samochód na najnowszy model
B1) wyrażenie chwilowego zainteresowania podanym faktem (choć nie mam na to ochoty)
B2) natychmiastowe przejście na inny temat (może poczuć się nieswojo, niedowartościowany)
Jak Wy się zachowujecie?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Paweł
Witaj w kraju :-)
Nie zawsze jest tak, że nie możesz „widzieć” widoków. Ostatnio na górze zamkowej w Budapeszcie widziałem odlaną z brązu panoramę miasta z opisanymi Braillem wszystkimi ważniejszymi obiektami. Mam nawet tego zdjęcie, bo ktoś naprawdę pomyślał.
Rudolf
Pisząc „po prostu chcę Cię czegoś ważnego nauczyć „ jasno i otwarcie przedstawiłem moje intencje. Naprawdę odebrałeś to jako protekcjonalne traktowanie?
Twoja recepta jest słuszna …. tylko nie zawsze w praktyce możemy się tego trzymać. Ja wykonuję znacznie prostszą i mniej ryzykowną pracę niż wtedy Wolfowitz, ale mimo tego zdarza się że operuję na granicy moich możliwości i wtedy cała moja energia i uwaga idzie na osiągnięcie zamierzonego celu, a nie różne „drobiazgi”.
Kilka tygodni temu miałem coaching członków zarządu ważnego klienta i będąc dość zmęczony rano niechcący zamiast eleganckich spodni ubrałem najgorsze czarne dżinsy jakie wisiały w szafie (bo zapomniałem je wyrzucić do śmieci). Dopiero wychodząc z taksówki uświadomiłem sobie że mam na sobie totalnie sprane, przebarwione i poplamione spodnie. Czy świadczyło to mojej niskiej kulturze osobistej?
Najważniejsze, że mimo tego „ciężkiego” stanu z samego rana poprowadziłem przez cały dzień jeden z lepszych coachingów a klient był zachwycony.
Napisałeś :”Dziwi mnie tylko, że nie pociągnąłeś wątku, który był sednem mojej pierwszej wypowiedzi. Nie dostrzegasz problemu? „
Muszą przyznać, że mam kłopot z wyłowieniem tego sedna (serio!!). Jeśli mi tutaj pomożesz to chętnie się do tego ustosunkuję
Marcin
Witaj na naszym blogu :-)
Zwróć uwagę, że raczej nikogo nie szufladkowałem, tylko zaleciłem Czytelnikom zadanie sobie dwóch pytań :-)
Nie neguję też chęci posiadania przez kogoś dowolnych dóbr materialnych, proponuję tylko dopytanie siebie samego o motywy tychże chęci. Odpowiedzi mogą być bardzo przydatne, bo czasem możemy osiągnąć to, co naprawdę chcemy znacznie prościej, szybciej i taniej.
Teraz poofftopicujemy sobie trochę :-)
Powołujesz się na piramidę Maslowa. Skąd wiesz, że u Sergeya ta piramida jest całkowicie zapełniona? Kolosalny sukces w jednej dziedzinie niekoniecznie musi oznaczać podobne w innych. Może np. ten człowiek pozazdrościłby Ci sprawności seksualnej, a nawet relacji z Twoją partnerką? Skąd wiesz jak wygląda jego życie prywatne?
Często słyszę przekonanie, że jak ktoś osiągnął sukces w jednej dziedzinie, to na pewno jest równie dobry i szczęśliwy w innych. Nic bardziej błędnego :-) No ale to jest temat na odrębną dyskusję.
Pieniądze jako wewnętrzny benchmark to niezły pomysł, sam to czasem stosuję. Amerykanie nazywają to „keeping score” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
To i ja troszkę o (pseudo)normalności…
Niestety ostatnio spotykam się z takim napompowanym podejściem do tych co są potencjalnie „niżej”, głównie mam tu na myśli starszych kolegów i koleżanki po fachu, w szczególności tych, którzy ostatnio wyszkolili się w zakresie NLP, czy modnego coachingu i bynajmniej nie chce tu iść w generalizację. Już pomijam fakt, że a priori zakładają, że są alfą i omegą, to dodatkowo ich sposób zachowania wobec innych, tych co nie są w podobnym „stanie poszkoleniowym” traktują jako gorszych, już mniej życzliwie, podchodzą wręcz manipulująco, niszcząc tym samym wcześniejsze relacje.
Dla mnie wartością/ wielkością człowieka jest to, ile może dać drugiemu, ze swojej osobowości, kompetencji, by ten mógł stać się jeszcze lepszym, nawet od niego. Moje podejście zarówno można podciągnąć pod podane powyżej sytuacje ze sprzątaczką, kiedy to codziennie rano rozmawiam z nią nt. psów, w sytuacji kiedy mamy na przeciwko równego, z którym miło jest wymienić się spostrzeżeniami, czy gdy jesteśmy dla kogoś nauczycielem i widzimy jak ten dzięki naszemu wsparciu przełamuje coś, z czym mu było trudno.
A na koniec opowiem dość zabawną, a jednak przerażającą anegdotę z podwórka.
Rzecz się działa w siedzibie klienta. Jurny sprzedawca, jak się później okazało posiadacz prestiżowego samochodu (potwierdzam i przypieczętowuje swoimi wcześniejszymi doświadczeniami w branży motoryzacyjnej), przyjechał do firmy na spotkanie w celu nawiązania współpracy. W kluczowym momencie, gdzie klient potrzebował konkretnych informacji i argumentów, by przełamać swój opór i zdecydować się na współpracę, sprzedawca uśmiechnął się urokliwie i poprosił o podejście do okna. Pokazał swoją zgrabną rączką na wypieszczoną brykę i powiedział – czy jeździłbym takim autem, gdybym nie miał efektów? W pokoju zapanowała cisza i współpraca została przypieczętowana zgrabnym podpisem na umowie, juz bez zbędnych wyjaśnień.
Refleksje zostawiam dla każdego z Was:)
Pozdrawiam z komarolandii:)
Aleksandra
Witaj Paweł:
Zdaje sobie sprawę, że popularność można wykorzystać do szlachetnych celów lub do egoistycznych. Rozumiem, że „fajne” podejście to warunek konieczny, aby się nie pogubić w popularności :)
Michał:
Z potrzebami jest tak, że po zaspokojeniu jednej pojawia się druga. Potrzeby uznania i samorealizacji to potrzeby, które są dość popularne w naszej cywilizacji. Z resztą sobie poradziliśmy. Lecz tak jak z tymi potrzebami niższymi, tak i z wyższymi – jak dzisiaj zjem, tzn. że jutro już jeść nie muszę? Potrzeby uznania i samorealizacji różnią się tym, że są jak potrzeba kulinarna – co dzień inne danie, inny smak, inaczej podane i w innym towarzystwie. Sergey potrzebuje innych wyzwań niż Google, stąd pewnie zaangażowanie w program lotów w kosmos.
PS: Dziękuję za filmik z Richardem St. John’em – szalenie motywujący, zwłaszcza „push yourself” :)
Pozdrawiam,
Orest
Tomasz Ciamulski pisze: „Co do rozmówcy wywyższającego się (nie robi mi tym krzywdy) mam wątpliwość, czy należy utwierdzać go w jego postawie (tak rozumiem dostosowanie się), czy raczej to ignorować? np.
A) właśnie zmieniłem samochód na najnowszy model
B1) wyrażenie chwilowego zainteresowania podanym faktem (choć nie mam na to ochoty)
B2) natychmiastowe przejście na inny temat (może poczuć się nieswojo, niedowartościowany)
Jak Wy się zachowujecie?”
Nie zajmuję się powodem, dla którego ktoś podzielił się ze mną określoną informacją. Jeżeli interesuje mnie rozmowa na temat tego samochodu, to się w nią angażuję, jeśli nie, to kwituję sprawę neutralnym komplementem (na przykład „ma gustowne kołpaki”). Po co kombinować – prościej jest być naturalnym.
Aleksandra Mroczkowska pisze: „Pokazał swoją zgrabną rączką na wypieszczoną brykę i powiedział – czy jeździłbym takim autem, gdybym nie miał efektów? W pokoju zapanowała cisza i współpraca została przypieczętowana zgrabnym podpisem na umowie, juz bez zbędnych wyjaśnień.”
„A czy oprócz tego samochodu, mógłby Pan przedstawić inne efekty swojej działalności?” – zapytałby dociekliwy negocjator. :-)
Alex, ten Twój przykład jest bardzo fajny – jeśli to, co miałeś na sobie było na tyle poplamione, że mogłeś swoją „niechlujnością” urazić uczestników szkolenia – to tak, wg mnie to właśnie świadczyło o niskiej kulturze osobistej.
Wiesz, cała moja wypowiedź (to sedno) odnosi się do drugiej strony tej samej monety, o której mówisz. Ty piszesz o wywieraniu wrażenia „jestem od was lepszy” na zasadzie gadżetów, samochodów, czy innych jachtów, a ja chcę zwrócić uwagę na ludzi, którzy odpuszczają sobie dbanie o to, by na przykład – mówiąc wprost – nie śmierdzieć, tylko dlatego, że też czują się w jakiś sposób lepsi, zwolnieni z obowiązku szacunku do innej osoby.
Witam
Alex, takie miniaturki ma też Wrocław. :)
A co do widoków, to w ramach wyjaśnienia dodam, że czasem nie wszystko musi być wyjaśnione i uzasadnione do ostatniego słowa. Jak sam to wielokrotnie podkreślasz, do wielu rzeczy czy stanów świadomości można dojść wieloma drogami.
Szef Google moim zdaniem nie musi niczego udowadniać to jedno, tak jak i każdy z nas. Przypuszczalnie tak się dobrze czuje i tyle. Czasem, może warto takie dobre przykłady poprostu naśladować i nie do końca rozkładać je na atomy. Może drugich Google nie zbudujemy, no ale też kto to wie. :) Ważna jest metoda i ta wspomniana „Atomowa siła” żeby iść dalej. Wielu z tych ludzi, którzy posiadają znaczne konta bankowe właśnie mieli tą siłę. Ja uważam, że w większości przypadków zapracowali na ten stan. A jeśli była to kwestja super pomysłu to pomysły są bardzo proste do generowania. Nie kosztują nic tylko troszke czasu i myślenia. A nawet jeśłi każdy z nas powie, że ma świetny pomysł to świat o tym nie wie. Oni poweidzieli o tym światu i maja wyniki.
Zgadzam się, że otaczanie się gadżetami na pokaz jest bezsesowne, no ale może dla drugiej strony to jakiś pomysł.
Paweł
„Ktoś kilkakrotnie podniósł bezsensowność moich wyjazdów. Wiem, że nie widze widoków…” – kolejny przykład niezbyt mądrego oceniania. Mamy jeszcze kilka innych zmysłów i one dostarczają mnóstwo bodzców. Kiedy widzę w górach kogoś np. ze słuchawkami w uszach to się dziwię – ja nie mogę pozbawić się wrażeń słuchowych.
Paweł może być dużo lepszy on nas w wielu kwestiach. Podejrzewam, że masz bardziej wyostrzone pozostałe zmysły. Do tego używasz silniej wyobraźni, co może pomagać Ci w kreatywności.
TesTeq
„…kwituję sprawę neutralnym komplementem (na przykład “ma gustowne kołpaki”). Po co kombinować – prościej jest być naturalnym.” To jest właśnie mało naturalne. Nie interesuje mnie, więc komplementy też są sztuczne (nie chcę kombinować). Jeśli jest to jedno wtrącenie to ok, można coś chlapnąć, ale przy częstszych wstawkach sytuacja robi się coraz bardziej sztuczna i męcząca.
„“A czy oprócz tego samochodu, mógłby Pan przedstawić inne efekty swojej działalności?” – zapytałby dociekliwy negocjator.” Tak, też mnie zdziwił taki obrót sprawy – natychmiastowe podpisanie kontraktu. Ja bym zapytał nie tyle o efekty ogólnie, co o korzyści także dla mnie :) Jak na razie brak znaków potwierdzających win-win.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Aleksandro:
Piszesz:
„Pokazał swoją zgrabną rączką na wypieszczoną brykę i powiedział – czy jeździłbym takim autem, gdybym nie miał efektów? W pokoju zapanowała cisza i współpraca została przypieczętowana zgrabnym podpisem na umowie, juz bez zbędnych wyjaśnień.
Refleksje zostawiam dla każdego z Was:)”
Piszesz to ponoć z autopsji, czy byłaś świadkiem tej rozmowy, czy po prostu znasz tego pana i jego auto?
Ja mam bowiem refleksje podobne do przedmówców: Klient był kiepskim negocjatorem. Takie odnoszę wrażenie z przedstawionych tu … „?faktów?”.
Przeczytaj, proszę, post Alexa o filtrowaniu źródeł informacji. Będę wdzięczny za odpowiedzi na pytania.
S Pozdravem,
Marcunio
Tomasz Ciamulski pisze: “Co do rozmówcy wywyższającego się (nie robi mi tym krzywdy) mam wątpliwość, czy należy utwierdzać go w jego postawie (tak rozumiem dostosowanie się), czy raczej to ignorować? np.
A) właśnie zmieniłem samochód na najnowszy model
B1) wyrażenie chwilowego zainteresowania podanym faktem (choć nie mam na to ochoty)
B2) natychmiastowe przejście na inny temat (może poczuć się nieswojo, niedowartościowany)
Jak Wy się zachowujecie?”
Chyba spontaniczna reakcja jest najlepsza: nie chcę komentować, nie interesuje mnie temat lub osoba – omijam i idę dalej. Jeśli temat lub osoba mnie interesuje to nie tracę okazji i wdaję się w rozmowę by nawiązać / podtrzymać / pogłębić relację.
Myślę, że zahaczamy tu o temat samopozycjonowania wobec tej drugiej osoby. Jeśli powiem: tak, fajnie, że kupiłeś sobie nowy samochód (a ja nie) – to nie dość, że wzmocnię jego/jej ego to osłabię swoją pozycję. W gruncie rzeczy to my mamy problem z samooceną.
Z drugiej strony mamy wybór: utwierdzamy chwalipiętę w postawie, która nam przeszkadza albo tresujemy (jak tresować Alex opisuje w innych postach). Czy jednak zawsze chcemy tresować?
Osobiście spotykam także ludzi, którzy coś próbują załatwić cudzym kosztem (czasem moim). Tylko ode mnie zależy czy i w jaki sposób wpłyną na moje życie i moją samoocenę. Kiedyś bardzo się tym martwiłam ale od pewnego czasu mam tzw luzackie podejście. Nie chce mi się nikogo tresować, nikomu korygować postaw.
Zresztą czasem jak się takie buca pozna bliżej to okazuje się, że to fajny człowiek, zawsze marzył o tym, żeby mieć dobre auto a w ogóle, to wziął je na kredyt i teraz martwi się o raty. Kiedyś bardzo nie lubiłam strasznie niesympatycznego faceta, który wszystkim udowadniał, że są debilami (on niestety nie był i nie dało się go łatwo zgasić :) Traktował wszystkim nie tylko z wyższością ale wręcz wrogo i pogardliwie. Ale z czasem okazało się, że umie być sympatyczny, pomocny, zabawny. Kiedyś bardzo lubiłam osobę sympatyczną, pomocną, zabawną… która okazała się być kłamczuchem i egoistą skoncentrowanym na pozyskiwaniu sojuszników do określonych celów, kradnącym pomysły i podczepiającym się pod cudze sukcesy.
a, pozdrawiam wszystkich :)
Warto wziąć pod lupę 1 aspekt tych Wielkich ludzi (oczywiście przez wielkie „W”) :)
Chodzi o cel. Dla jednych celem nadrzędnym jest bycie wielkim, władnym, niepokonanym.
Inni realizują swoją pasję, a „wielkość” przychodzi im po drodze.
Nie musze chyba precyzować, której grupie zdarza się szpanować prywatnymi samolotami? :)
Witam,
Odniosę się tutaj do bycia „normalnym” w pracy. Pracuję już w drugiej dużej korporacji i zauważyłem wiele razy jak osoba, wybrana na lidera przez grupę współpracowników, zmienia się nie do poznania. Zaczyna się wywyższać, wprowadzać nowe „ulepszenia” i sposoby kontrolowania. Taka osoba zapomina o tym, że:
– wybrano ją, ponieważ ma zaufanie i jest lubiana,
– tylko wspólnie ze swoim zespołem i z jego poparciem będzie mogła kontynuować ścieżkę sukcesów,
– ludzie z natury nie lubią zmian i lepiej wprowadzać je z ich inicjatywy albo, chociaż z ich poparciem,
– już Deming pisał, że kontrola przynosi więcej szkód niż pożytku.
Nowy „lider” szybko pokazuje swoim współpracownikom, że jest już po drugiej stronie barykady, ponieważ jest „szefem”.
Osobiście oceniam zawsze takie sytuacje jako słabość tego lidera, który próbuję się dowartościować i bronić, ponieważ czuje się słaby. A jak pisze Schrijvers w „Hoe Word Ik Een Rat” (w Polsce wydana przez onepress „Poradnik korporacyjnego szczura”, oryginalna trochę lepsza) trzeba takie słabości wyłapać i wykorzystać, aby manipulować takim „liderem”.
Tylko pytanie czy „słaby lider to dobry lider”? Czasami mam wrażenie, że menadżerowie robią to świadomie, aby też czuć się bezpieczniej…i tak dalej…
Rudolf
To teraz jak, czy te sprane, poplamione spodnie świadczyły o mojej niskiej kulturze osobistej, czy też nie? :-)
Co zrobiłbyś w identycznej sytuacji na moim miejscu?
Wracając do sedna Twojej wypowiedzi, to zgodzisz się, że jest ogromna różnica między ubieraniem się tak jak komuś się podoba, a totalnym zaniedbaniu higieny. O czy teraz rozmawiamy?
Do wszystkich
Po takiej wypowiedzi sprzedawcy „czy jeździłbym takim autem, gdybym nie miał efektów?” zakończyłoby to prawdopodobnie jego „karierę” u każdego z moich klientów (a pracuję dla naprawdę czołowych firm). Pod żadnym pozorem nie bierzcie z tego przykładu!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
Paweł, witaj z powrotem :D.
Tomku, dziekuję za wartościową odpowiedź.
Podobnie jak monika w ” Nie chce mi się nikogo tresować, nikomu korygować postaw.” Zdarza się, że trafiam na fascynujących mnie ludzi – jeśli fascynacja jest wzajemna – zostajemy przyjaciółmi :). W życiu poznałam równie wielu „sympatycznych d****” jak i niesympatycznych nied****. Jak byli ubrani nawet nie zauważyłam, nie wspominając o samochodzie.
Jednak zdarzyło mi się parę razy, że w rozmowie z Panem/Panią Najważniejszym, dowiedziałam się wielu rzeczy na które bym nie wpadła. Np. czy wpadlibyście na coś takiego? – Na moje słowa – ludzi trzeba szanować – pada odpowiedź – tak, tak przecież dla nas pracują – i tu muszę wszelkimi środkami zapanować nad chorobą lokomocyjną.
Wydaje mi się, że ” oceniamy swoją miarą” i zawsze zastanawiałam się czy taka szybka powierzchowna ocena więcej mówi o oceniającym czy o ocenianym ? Jak myślicie ?
Pozdrawiam serdecznie
PS. Jadę teraz do buddystów :).
odnośnie spranych spodni – sprane to nie to samo co brudne.
a brudne nie to samo co zaniedbane (np.: murarz kontra menel).
mnie tak wychowano i to uważam za słuszne: kulturalny człowiek nie zwraca uwagi na czyjeś słabości ale dba o siebie.
nie wyciągam wniosków na wyrost – bo można kogoś skrzywdzić posądzeniem o brak staranności, czy brak szacunku. być może osoba, której zdarzyło się nie sprostać standardom zdaje sobie z tego sprawę i czuje się zakłopotana ale chwilowo nic nie może poradzić a ja moją dezaprobatą tylko pogłębiam nasz wzajemny dyskomfort?
ostatecznie – drugi człowiek to coś więcej niż zapach potu i dziurawe skarpetki.
a taka moja osobista refleksja pół żartem, pół serio – czemu w ostatnich dziesięcioleciach silniej potępia się naturalny zapach ciała (który maskujemy i niwelujemy dezodorantami i płynami do ust, stóp, pach, perfumami, do higieny intymnej i całym bogatym asortymentem przemysłu kosmetycznego) niż szerzącą się agresję słowną i zalew wulgaryzmów?
monika_w pisze: „a taka moja osobista refleksja pół żartem, pół serio – czemu w ostatnich dziesięcioleciach silniej potępia się naturalny zapach ciała (który maskujemy i niwelujemy dezodorantami i płynami do ust, stóp, pach, perfumami, do higieny intymnej i całym bogatym asortymentem przemysłu kosmetycznego) niż szerzącą się agresję słowną i zalew wulgaryzmów?”
Myślę, że powodem są wysiłki marketingowe firm kosmetycznych, które na każdym kroku „edukują” nas w zakresie wypachniania się. Natomiast nikt nie wymyślił antyagresantów i antywulgariantów w aerozolu, więc nie ma czego sprzedawać i reklamować.
Piotr Stpiczyński
„trzeba takie słabości wyłapać i wykorzystać, aby manipulować takim „liderem”” Dlaczego chcesz nim manipulować?
Monika
„- Na moje słowa – ludzi trzeba szanować – pada odpowiedź – tak, tak przecież dla nas pracują” – smutne jest to, że tacy ludzie zarządzają innymi ludzmi. Dlaczego i jak długo?
Alex
Wątek z Twoimi spodniami przybiera na sile :)
Napisałeś, że wydarzyło się to niechcący i było za późno na zmianę. Nie przeżyłem sam podobnej sytuacji, więc zgłaszam zaciekawienie. Czy szczegół ten zaprzątał póżniej w jakikolwiek sposób Twoje myśli, chociażby w momencie powitania klientów (nie taki był Twój pierwotny zamiar)?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
TesTeq, Tomasz Ciamulski, Alex
No cóż… ja skwitowałam to zniesmaczeniem i wyszłam z tego doświadczenia z wnioskiem, ze nie chcę z takim człowiekiem pracować, czy nawet wymieniać się doświadczeniami (były dwie opcje).
Co do samej reakcji osób, które siedziały przy tym stole negocjacyjnym, to jakoś tak raczej nie miałam potrzeby tego nadto analizować, bo jeśli dla kogoś taki argument jest w stanie dotrzeć i spowodować taki a nie inny efekt (przynajmniej efekt na tu i teraz), to widocznie świadomość biznesowa i patrzenie na takie sprawy przez pryzmat korzyści dla organizacji jest im obce. Ja w życiu takich sytuacji (okazji, zwał to jak zwał) nie szukam, dlatego przeszłam dalej, do tego co ja chce.
Pozdrawiam:)
Alex, myślę, że na tyle, na ile znam sytuację, odpowiedziałem Ci na pytanie dotyczące Twojego stroju precyzyjnie.
Odnosząc się do Twojego „o czym teraz rozmawiamy”: od początku moim zamiarem było zwrócić uwagę na to, że bywają przegięcia w drugą stronę, niż opisałeś – w stronę totalnego zaniedbania higieny, jak to ująłeś.
Rudolf
Powtarzam pytanie numer dwa: Co zrobiłbyś na moim miejscu w identycznej sytuacji (jako kulturalny człowiek)?
Jeśli chodzi o pierwsze, to ma to oznaczać, że uważasz mnie za człowieka mało kulturalnego? Jeśli tak jest, to nie bój się tego przyznać. Mówiąc kolokwialnie facet powinien mieć jaja aby śmiało reprezentować swoje poglądy!
Monika
oburzyła cię wypowiedź tego pana „Na moje słowa – ludzi trzeba szanować – pada odpowiedź – tak, tak przecież dla nas pracują”
A to już jest przecież postęp w stosunku do wielu polskich „biznesmanów”, którzy nie rozumieją nawet tego :-)
Monika_w
A propos zapachu ciała: podczas party, gdzie tańczy się tylko tango (tzw. milonga) użycie pachnących dezodorantów jest wręcz zakazane. Nawiasem mówiąc nie wiem czy wiecie, że Berlin jest drugą, zaraz po Buenos Aires, światową stolicą tanga.
TesTeq
„Antywulgarianty”??? :-)
Gratuluję kreatywności, bardzo mi się to określenie podoba :-)
Tomasz
Wracając do wątku moich nieszczęsnych spodni to sprawa była prosta. Przy powitaniu (pamiętamy że byli członkowie zarządu ważnego klienta) po prostu uśmiechnąłem się i powiedziałem: ” dziś musicie mi wybaczyć mój wygląd, bo z rozpędu ubrałem nie te spodnie, które chciałem”. To załatwiło sprawę :-)
Po coachingu dostałem maila, który za zgodą autora wykorzystam w jednym z następnych postów, to zobaczycie jak poszło.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, myślę, że nie ma sensu przez Internet kontynuować tej rozmowy.
Odpowiedziałem Ci, dając dość jasno do zrozumienia, że nie wiem, na ile sytuacja była „podbramkowa” (nie wiem, na ile te spodnie były brudne, stąd jest kilka reakcji na taką sytuację).
Swoją drogą też jakoś nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, że nie wiem, co zakładam, i dopiero w taksówce zauważam, że spodnie, które miały być w śmietniku… mam na sobie.
Kuriozum.
Natomiast sugerowanie w tej sytuacji, że „nie mam jaj” jest dla mnie zwyczajnie niesmaczne.
TesTeq: Myślę, że powodem są wysiłki marketingowe firm kosmetycznych, które na każdym kroku “edukują” nas w zakresie wypachniania się. Natomiast nikt nie wymyślił antyagresantów i antywulgariantów w aerozolu, więc nie ma czego sprzedawać i reklamować.
Nie, „czuję”, że to głębsze kwestie się za tym kryją :)
Antyagresanty w aerozolu są wymyślone – np gaz pieprzowy lub łzawiący… no, niby są same w sobie agresywne, ale np kosmetyki zawierające metale ciężkie też są agresywne – dla naszych ciał. Nie… tu chodzi o coś innego – właśnie o to przyzwolenie społeczne i skupienie się zanadto na powierzchowności i pozorach niż jakby to nie brzmiało banalnie na wnętrzu człowieka.
Nasza kultura to gra pozorów – pośpiech i zalew informacji powoduje, że musimy „przyspieszać” z oceną sytuacji. Widzimy faceta w garniturze i włączamy kliszę: biznesmen. Widzimy mini i kozaki do połowy ud i włączamy kliszę: seks. To tak jak tamten facet sprzedający kominki z mojego wcześniejszego postu…
Spodnie Alexa to dobry przykład: ja wolałabym, żeby zapomniał o spodniach skupiony na produkcie, który ma mi sprzedać (szkolenie) niż żeby przed spotkaniem skupił się na tym jak „profesjonalnie” wyglądać a nie na tym, co chce mi przekazać. Byłobyż to przerostem formy nad treścią, czyż nie?
pozdrawiam
Tomasz Ciamulski:
>>”“trzeba takie słabości wyłapać i wykorzystać, aby manipulować takim „liderem”” >Dlaczego chcesz nim manipulować?”
Jak nie ty to ktoś inny albo takowy „lider Ciebie”. Kołdra zawsze jest za krótka i nie każdy da radę się ciepło okryć w korporacji. Gierki korporacyjne zawsze były i będą, temat nie jest nowy. W korporacji możesz osiągnąć bardzo dużo, ale jeszcze nigdy nie widziałem, aby komuś to się udało tylko za ładny uśmiech. Polecam w/w książkę.
Pozdrawiam,
Piotr
Witaj Alex – to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, którego czytam od pewnego czasu ze sporą przyjemnością. Pozwolę sobie na mały „socjologiczny” odskok od głównego tematu – ale tylko mały, więc być może mnie nie zetniesz. Czytając opis wyglądu i zachowania Pana Brina z Twojego posta pomyślałem sobie o tym, że taki „dress-code” (i „gadget-code”), który został tam zaprezentowany (trampki, jeansy i macbook) rozpalił mi w głowie do czerwoności lampkę „lans 2.0”. Spędzasz sporo czasu na Zachodzie, w kręgach okołobiznesowych, więc jestem ciekaw na ile trafna jest moja intuicja, że taki styl – luźny, apple’owo-google’owy staje się w tej chwili pewnym standardem w świecie nowych technologii? I tu pojawia się we mnie pewna wątpliwość – czy nie jest to kolejny, bardziej subtelny sposób na podkreślania swojej „wyższości”? Średnio podoba mi się marketingowe sprzedawanie prostoty, normalności, bo grozi jakąś uniformizacją zwykłej codzienności. Być może troszkę się zagalopowałem – choć z drugiej strony bardziej pasuje mi uniform levisy i trampki od garnituru od Armaniego.
A już zupełnie w temacie Twojego posta – jako młody człowiek, który próbuje z różnym powodzeniem swoich sił w biznesie, sam stoję przed problemem – „jak budować profesjonalne pierwsze wrażenie bez korzystania z atrybutów pozycji takich jak drogie ciuchy, zegarki itp.”. Jakie są Twoje wskazówki? Po czym Ty poznajesz (w pierwszym kontakcie), że młody człowiek, z którym rozmawiasz jest wartościowy, niezależnie od tego co nosi, z jakiego sprzętu korzysta i czym pachnie.
Pozdrawiam serdecznie.
monika_w pisze: „Antyagresanty w aerozolu są wymyślone – np gaz pieprzowy lub łzawiący”
Antyagresant to – według mojej koncepcji – środek, który psikamy na siebie, żeby zapobiec wydzielaniu własnej agresji (tak, jak antyprespirant, który psikamy na siebie, a nie na otaczających nas ludzi o nieprzyjemnym zapachu).
Piotr Stpiczyński pisze: „W korporacji możesz osiągnąć bardzo dużo, ale jeszcze nigdy nie widziałem, aby komuś to się udało tylko za ładny uśmiech.”
Miły uśmiech połączony z pozytywnym nastawieniem i gotowością do działania może zdziałać bardzo dużo. Znam takie przypadki.
TesTeq: rozumiem, wiem :)
gwoli ścisłości: dla tłumienia własnej agresji – też już wymyślono – trankwilizatory, środki uspokajające. Nie wiem, czy są w aerozolu, ale na pewno są w kapsułkach.
Aerozole zapachowe są i dla nas (tłumią nasze zapachy, zapobiegają powstawaniu) ale i dla innych (wydzielają wonie w założeniu przyjemne, choć ja raz omal nie zwymiotowałam od nadmiaru cudzych perfum, dusznych i drażniących). Więc działają w obie strony. Czasem agresywnie :)
A co powiesz na aerozol o działaniu odstresowującym (i nie chodzi mi „dymek” z jointa hi hi) – psik psik i podczas awantury wszyscy w lepszych nastrojach, skłonni do współpracy, pomocy :) – coś takiego opatentować!
Piotr
Odpowiadam tylko na Twoje słowa, do książki może kiedys zajrzę.
„Gierki korporacyjne zawsze były i będą”
Czy jesteś przekonany, że to jest optymalna droga? Może ciągle będą pojawiać się ludzie, którzy chcą coś wykorzystać. Warto umieć się temu nie poddawać. Zgodzę się nawet, że może być warto wspomniane słabości 'lidera’ czy innych współpracowników wyłapać i nawet wykorzystać, ale zależy do czego! Jeśli umiejetnie pomożesz koledze zrozumieć jego błędy, to przy kooperatywnym (i nawet rozwijającym was obu) postepowaniu zyskacie więcej. Najfajniesze jest to, że takie działanie może pochłonąć mniej energii przy lepszym efekcie końcowym. I nie przeciwko innym, tylko na rzecz dobrego wykonania projektu lub innego zadania.
Sam miły uśmiech nie wystarczy, ale to co napisał TesTeq już tak.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam,
Ciekawy artykuł do zastanowienia się. Pomyślałem, że ta „normalność adidasów” zależy w sumie od sytuacji,miejsca w którym oceniana osoba ma je nosić.
Widzę takie trzy sytuacje:
I
Właściciel międzynarodowej korporacji w której przewodnią ideą jest obniżanie kosztów produkcji i cięcie wydatków aby produkt końcowy był jak najtańszy, jak najbardziej dostępny dla konsumentów, mieszka w normalnym mieszkaniu i jeździ pięcioletnim Volvo kombi.
Tutaj daje jasny i czytelny sygnał dla wszystkich jego pracowników, że wdrażana idea nie jest jemu obca.
II
Milioner chodzący w rozwalonych adidasach. dlaczego je nosi? Bo stać go na to, może sobie na to pozwolić, w końcu każdy w jego środowisku wie kim jest, nikomu już nie musi udowadniać że jest bogaty.
Tylko czy zawsze jest to ta normalność łamana przez skromność?
Myślę, że duża część tych bogaczy pokazuje jasny sygnał innym, że oni mogą wchodzić na marmurowe posadzki w adidasach bo są już na odpowiedniej pozycji, nie tak jak inni którzy muszą ta pozycje pokazywać poprzez odpowiednie ubranie auto itd.
Inna sprawa, że taki sygnał dobrze sprzedaje się mediom. On jest najbogatszy a tak jak wy chodzi w dżinsach i kupuje hamburgera w przydrożnej budce itp.
III
Biurowiec dużej korporacji, niekoniecznie w Polsce. Jak pokazać, że ma się wysoką pozycje w strukturze? poprzez delikatne ale widoczne łamanie obowiązujących zasad ubioru (jestem juz tak wysoko, że stać mnie na to). W tym momencie człowiek swój luz – naturalność pokazuje może nie dlatego aby pokazać swój portfel, ale pozycje.
Pozdrawiam
Rudolf
Jeśli nie chcesz odpowiedzieć na moje proste pytanie to oczywiście Twoje prawo :-)
Nie sugerowałem Ci braku jaj, bo właściwie pisząc poprzedni komentarz oczekiwałem szczerej odpowiedzi. Nie było moim zamiarem obrażanie Cię
Piotr
W zdrowych korporacjach aby coś osiągnąć potrzebujesz przede wszystkim rezultatów. Gierki wszelkiego rodzaju mogą dać Ci względnie krótkoterminowe rezultaty.
Jan
Witaj na naszym blogu :-)
Oczywiście, że jest wiele sposobów lansowania się. Niemniej wierzę, że np. Sergey nie potrzebuje tego, znam trochę ludzi sukcesu (może trochę mniejszego kalibru) i wielu jest po prostu na luzie. A prawdziwy luz to niezwracanie specjalnej uwagi na to co masz na sobie (oczywiście w pewnych granicach) a nie trampki do Armaniego (to jest moim skromnym zdaniem lans :-))
Wracając do Twojego pytanie, to poszukaj na blogu moich wypowiedzi o relacjach z innymi ludźmi, tam jest wiele informacji. Na szybko ważne jest aby człowiek zachowywał się normalnie (w sensie tego postu) i potrafił słuchać. To już robi sporą różnicę na początek
Piotrek
Cały trik polega na tym, że nie musisz niczego pokazywać :-) Wiesz jaki daje to komfort życiowy?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „Cały trik polega na tym, że nie musisz niczego pokazywać. Wiesz jaki daje to komfort życiowy?”
Racja, ale czy nie jest tak, że:
Musisz coś pokazać (w sensie merytorycznym), żeby nie musieć niczego pokazywać (w sensie lansowania się).
Lansowanie się jest łatwiejsze i przynosi szybsze, choć krótkoterminowe rezultaty, których efekt szybko gaśnie i konieczny jest lans do kwadratu. Tymczasem fachowość – choć tez wymaga pracy – broni się sama i na pewnym poziomie nie wymaga dodatkowych zabiegów.
TesTeq
Celna uwaga: „Musisz coś pokazać (w sensie merytorycznym), żeby nie musieć niczego pokazywać (w sensie lansowania się).”
Chciałem podkreślić jeszcze stan pośredni, wynikający z nieuświadomienia sobie swojej wartości. Niektórzy ludzie są dobrzy merytorycznie, ale mają zaniżone poczucie własnej wartości i są skłonni do wykonywania zbędnych ruchów. Wydmuszki mogą tylko stwarzać pozory poprzez lansowanie.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomku,
W temacie „zbędnych ruchów” i niskiego poczucia własnej wartości, stojącego za nimi. Wydaje mi się, że baza przekonań, która stoi za „lanserskim stylem” może całkowicie różnić się od zabezpieczania własnej samooceny. Jasne – z jednej strony możemy mieć do czynienia z jakąś makiaweliczną autoprezentacją (którą z lubością wykorzystywali najlepsi oszuści). Z drugiej strony, perfekcyjny strój i cała „kulturowa otoczka sukcesu” może być wyrazem zwykłego szacunku (do naszego partnera biznesowego, rozmówcy etc.). Pamiętam jakiś stary wywiad z Armanim, który w ładny sposób opowiadał o tym (mniejsza o to ile w tym personal marketingu tego pana), że powodem, dla którego wkładał zawsze dużo wysiłku w stylizowanie siebie, był od wczesnego dzieciństwa szacunek względem osób, z którymi obcował. W myśl zasady – wyglądam estetycznie i otaczam się ładnymi przedmiotami, żeby cieszyć oczy rozmówcy i sprawiać, że będzie się dobrze czuł w moim towarzystwie. Trochę bronię „lansu”, chociaż jestem zdecydowanym fanem dżinsów i trampek – ale przede wszystkim bronię się przed czarno-białym postrzeganiem tego zjawiska (młody gość + sylizacja = niskie poczucie własnej wartości).
Kolejna kwestia – osoba „dobra merytorycznie” w połączeniu z dbałością o wygląd i inne składniki wizerunku, siłą rzeczy może zrobić na partnerze biznesowym lepsze wrażenie niż „merytoryk” w rozpadających się adidasach. Z mojej perspektywy najważniejsza jest czułość na kontekst spotkania, relacji etc. – nie poznałem zbyt wielu osób „totalnego sukcesu”, ale te które miałem przyjemność spotkać były w kwestii wyglądu i stylu po prostu elastyczne. Na spotkanie z hydraulikiem przychodziły ubrane w luźny styl roboczy, na rozmowę biznesową na drugim końcu świata jechały ubrane nieco inaczej, otaczając się oznakami „zbytku i przepychu”. Dla mnie problem zaczyna się w momencie, w którym „biznesowa maska z metkę” przenika całe nasze życie i staje się nieodłączną częścią naszej tożsamości. Czego sobie ani nikomu innemu szczerze nie życzę.
Pozdrawiam serdecznie,
J
Styl ubiory a dobra materialne jakie posiadamy nie wrzucacałabym do tego samego worka. Styl ubierania mówi sam za siebie. Nie trzeba wiele mówić żeby ludzie mili od razu o nas zdanie. W tym przypadku u wszystkich zadziała podświadomość.
W przypadku nadymania się i opowiadania o autach i willach działa logika. Albo w kierunku „kurde nadziany facet – jest BOGIEM” albo „nadęty dupek”. W przypadku tej pierwszej grupy, osoby są wsiąknięty w piękne bajki o których opowiada rozmówca, w przypadku tej drugiej grupy osobom coś nie pasuje. Włącza się lampka sygnalizująca brak potrzeby obcowania z rozmówcą.
Pozdrawiam
Jan
W tej ogólnej uwadze przez 'lans’ rozumiem to, co ma dla nas znaczenie negatywne. Co dokładnie i kiedy takie jest można rozwijac w wielu dyskusjach, ubiór jest jednym z przykładów. Ważne, żeby być świadomym swoich zachowań i umieć rozgraniczyć lans od działania w słusznej sprawie.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
„Gadżetowanie” czy zaawansowane „markowanie” produktami to też czasami objaw leczenia własnych kompleksów często nieracjonalnie tłumaczonych (np. czując się małym czy w czymś słabym kupujemy sobie dajmy na to wielkie auto na wąskie drogi to tak już dla żartu:) ).
Swego czasu na wykładach z prawa słyszałem historię pewnego krakowskiego prawnika, który osiągnął podobno dużo, miał renomę, nikomu nic nie musiał udowadniać ale zostało mu to coś… np. jak zawieszał płaszcz, to starał się to tak sprytnie zrobić aby każdy zobaczył ze to droga marka. Ehhhh dla mnie to smutna historia, może ciekawy materiał dla psychologa.
Tak sobie pomyślałem, że jest pozytywna strona medalu jeśli chodzi o temat zbytecznego wydawania pieniędzy.
Rynek dostarcza dobra, „gadżeciarze/lanserzy” kupują więcej niż potrzebują w końcu nie kradną, a PKB dzięki temu wzrasta, więcej z tego podatów itd. itd.
Cóż… lanser to patriota pierwszej klasy tylko nawet sobie sprawy nie zdaje;)
Moim zdaniem jest dość wyraźna i oczywista granica pomiędzy kupowaniem rzeczy na pokaz i kupowaniem ich dla własnej przyjemności, satysfakcji, rozwoju. Ludzkie potrzeby są różne i czasem coś, co jednym wydaje się zakupem na pokaz dla innych jest realizacją własnej potrzeby. Na przykład posiadanie deski windsurfingowej Starboard kosztującej grubo ponad 5 tysięcy złotych ktoś może uznać za lans (niezłą deskę można kupić i za tysiąc złotych), a dla pasjonata windsurfingu to realizacja marzenia o wchodzeniu w ślizg przy minimalnym wietrze.
Witam,
miałam wczoraj przyjemność rozmawiać z pewną osobą z uczelni, będącej na wysokim stanowisku. Przypadkowo dowiedziałam się, że tłumaczyła znaną powszechnie, dobrą książkę o ekologii. Byłam bardzo ciekawa przebiegu rozmowy. Osoba ta była zwyczajnie ubrana,”na luzie”. Szczerze mówiąc nie sugerowałam się ubiorem. Rozmowa na temat pracy magisterskiej przebiegła bardzo mile, właściwie po przyjacielsku. Miałam wrażenie jakbym znała tę osobę, którą widziałam drugi raz w życiu, przez dobrych kilka lat. Myślę, że ubiór jest ważnym elementem w naszym życiu, jednak na pewno nie najważniejszym.
Aniu Olear napisałaś: „Nie trzeba wiele mówić żeby ludzie mieli od razu o nas zdanie. W tym przypadku u wszystkich zadziała podświadomość.”
Uważam,że wiele w tym prawdy,jednak do końca nie jest tak, że wyrabiamy sobie pełne zdanie o kimś według danego ubioru. Może kwestia podejścia danej jednostki. Warto dać jakoby „szansę” poznania tej osoby nie zważając na jej chwilowy(czy też nie) zewnętrzny „styl”(co też można bardzo szeroko postrzegać).
Dla mnie, obecnie studentki, bardziej wartościowa jest cecha „normalności” pod względem stosunku do osób „maluczkich”. Styl ubioru nie ma tu nic do rzeczy. Ważne jest to co tkwi w głowie, a nie na zewnątrz :) Warto być „normalnym”, „ludzkim” człowiekiem co na pewno nie zaszkodzi naszej reptacji, a wręcz zapunktuje w sferze towarzyskiej, zawodowej etc.
P.s.: każdy człowiek jest inny, i na pewno wielu jest takich,dla których dobra materialne mają wielkie znaczenie w postrzeganiu nowo poznanej osoby.
z góry przepraszam za offtopic, ale chciałam podzielić się z Wami pewną historią i prosić o komentarze…
nazwijmy go X jest doświadczonym pracownikiem, wykształconym w kierunku psychologia biznesu. Współpracuje z pewną firmą, której właściciele bardzo go cenią a on deklaruje, że lubi to co robi i ma za to godziwe wynagrodzenie.
Wspomniał też, że w swojej działalności zawodowej bywał trenerem i crisis manangerem. Opowiedział mi pewną pouczającą historyjkę. Otóż jego szefami są właściciele spółki, z niektórymi jest zaprzyjaźniony a w każdym razie w bliskich stosunkach – wg własnych słów. Jednocześnie przyznał, że stosują oni co pewien czas wobec niego rodzaj gry a on się z pełną świadomością godzi: wykorzystując błahe preteksty potocznie mówiąc „przeczołgują” go, jest awantura, wyrzuty, podważanie kompetencji itd. X tłumaczy to ich stylem „wychowywania sobie pracownika” i traktuje wręcz jako komplement: jestem tak dobry, że co jakiś czas muszą mnie przeczołgać (w domyśle, żeby mi palma nie odbiła). Obserwuję pracę X i widzę, że prawdopodobnie ma rację w obu sprawach: osiąga stawiane mu cele (a to jakie to są cele i jak realizowane to jest temat na zupełnie inną historię) i w wielu momentach jest „dopieszczany” przez szefów komplementami, obdarzany dużym zaufaniem itd. W tym wszystkim jest jednak wciąż stosunek patriachalno-wasalny – niby quasi-ojcowski, niby przyjacielski ale z wyraźnym rozdziałem feudalnym na „rękę, która karmi” i „wdzięcznego wasala” :) chociaż X ma chyba poczucie, że świadomie uczestnicząc w tych grach w pewnym zakresie je kontroluje i będąc obiektem manipulacji też manipuluje lub inaczej: dostarcza szefom taki produkt jakiego sobie życzą a otrzymuje w zamian inne korzyści.
Ale kojarzy mi się to też z toksycznym związkiem, w którym najpierw jedna strona bije / poniża drugą a za chwilę chwali jaki dobry obiad, jakie śliczne włosy :) Ofiara jest zdezorientowana gdy jest karana za drobne lub nieistniejące uchybienia albo dostaje niespodziewane „nagrody”. W mojej ocenie X mógłby znaleźć lepsze zajęcie (u kogoś lub na własny rachunek) lub starać się uregulować swoje obecne stosunki bez uciekania się do „gier”, które osłabiają poczucie wartości, są nieracjonalne i w dłuższym okresie czasu demotywują (mnie by zdemotywowały a wręcz uciekłabym w popłochu) – zwłaszcza przy wysokich kwalifikacjach i gruntownym wykształceniu psychologicznemu i praktyką trenerską.
To oczywiście moja ocena, bo przecież każdy realizuje siebie tak jak chce.
A co Wy sądzicie?
@monika_w: Myślę, że jest to dziwny związek, ale dziwne są też ludzkie upodobania. Niektórzy czerpią rozkosz z bólu, który ktoś im zadaje. Natomiast fakt, że nawzajem sobą manipulują z pewnością nie jest godny pochwały.
oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy realizuje się tak jak chce – niepokoi mnie, że jeśli X trenuje innych i/lub wpływa na innych ludzi i organizacje (np jako crisis mng) to… no właśnie, nie muszę mówić, że Alex jawi mi się jako inspirujący i niezwykle pozytywny człowiek (jeśli nie mentor) a X… niepokoi.
Jestem na takim etapie życia, że poszukuję inspiracji i mądrych rad, i zwracam uwagę na takie rzeczy, szukam czego mogę się nauczyć, chcę rozpoznać i zdefiniować co jest dla mnie pozytywne a co nie. Czego mogę się spodziewać po firmie i samym X obserwując takie zachowania?
Monika_w (i wszyscy inni Czytelnicy)
jak macie ciekawy offtopic, to napiszcie post gościnny :-)
Szkoda, aby ciekawe tematy i dyskusje były zagrzebane gdzieś głęboko w komentarzach, bo część zainteresowanych Czytelników może ich nie znaleźć, zwłaszcza tych, którzy trafiają na blog kilka miesięcy później.
Jeśli chodzi o tego X, to przychylam się do zdania TesTeq, ludzie są różni i wiele rzeczy przestało mnie już dziwić :-) Czy takie postawy są godne naśladowania, to już całkiem inna historia.
Tak czy inaczej rozwijając się warto pamiętać o starej zasadzie „pomyśl o źródle z którego pijesz”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie,
naszło mnie kilka refleksji w sprawie wyglądu. Pierwsza, może nieco przewrotna, jest taka, że niestety gdy widzę kogoś, zwłaszcza faceta, dobrze ubranego, mam raczej wrażenie nienormalności (mówię o Polsce). Ubiór nie powinien zaprzątać nadmiernie naszego umysłu i pochłaniać energii potrzebnej do efektywnej i twórczej pracy, jednak nie jestem w stanie powstrzymać jęku rozpaczy na widok „profesjonalistów” w koszulach z krótkim rękawem pod krawatem. Takie drobiazgi, znajomość zasad, które niegdyś uważane były za elementarną kindersztubę, to wg mnie podstawa. Nie ma to nic wspólnego z lansem, mówi o nas jednak nadspodziewanie dużo i daje rozmówcy niezłe pojęcie o tym, czy pasujemy do świata, w którym chcemy zawodowo funkcjonować.
Nie przeszkadza mi w niczym luźny strój, cenię go wielce – ale dobrego smaku wymagam od wszystkich. Toteż, odnosząc się bo biznesmena w dresach: nie. Jednak nie. W dżinsach tak, w bojówkach tak, w t-shircie tak, ale przyjść do klienta w spodniach od dresu – nie. Moim zdaniem tu właśnie cienka granica została przekroczona. Oczywiście nie wątpię, że człowiek ten mógł sobie na to pozwolić, ja jednak odbieram to już nie jako luz, lecz nonszalancję.
Myślę, że w tej kwestii jest bardo podobnie jak w opisywanej przez Aleksa zuchwałości – warto wiedzieć, gdzie przebiega granica. Przed nią – elastyczność i luz nam służą – za nią już tylko kompromitują lub w najlepszym razie nie sprzyjają, pozostawiają wątpliwości.
Pozdrawiam,
iw.
Yves
Piszesz: „dobrego smaku wymagam od wszystkich.” Hmmmmm…. czyjego dobrego smaku? Twojego? A dlaczego miałby być on lepszy od np. dobrego smaku innej (sub)kultury?
Wspominasz: „nie jestem w stanie powstrzymać jęku rozpaczy na widok “profesjonalistów” w koszulach z krótkim rękawem pod krawatem”
Chyba mało widziałaś, nie jestem pewien jak jest teraz, ale w latach 90 był to normalny strój biznesowy w wielu krajach azjatyckich.
Jeszcze w zeszłym roku normalny strój biznesowy w Berlinie to był elegancki ciemny garnitur (antracyt albo stal) i bardzo jasne, brązowe buty. Jak to pierwszy raz zobaczyłem byłem nieco zaskoczony. Czy przez to „nosiciel” takiego stroju jest czymś gorszym?
Mam w przygotowaniu post na ten temat, zainspirowany artykułem kilku „fachowców”, więc wrócimy do tego
pozdrawiam serdecznie
Alex
a ja oceniam ludzi po wyglądzie.
przyznaję się.
jak widzę wysztafirowanego 25-30 latka w kombinacji stroju: jaki ze mnie profesjonalista, jakim drogim wozem jeżdżę, stać mnie bo jestem człowiekiem sukcesu – to od razu jestem ostrożniejsza i czujniejsza, czy to taki fachman czy tylko przerost formy nad treścią… życie mnie niestety nauczyło, że częściej jest to jednak przerost i fasada, fałszywa cienka pozłotka na plastiku alibo też tombak ;)
Myślę, że wraz ze wzrostem dochodu trudniej nam zachować normalność, a wynika to po części z tego, że więcej potencjalnych pokus możemy zaspokoić (jacht, willa, samolot itd.) :). Każdy z nas jest poddawany nieustannie presji machiny marketingowej, otoczenia w którym żyje, jego „standardom”, wpływom innych osób i przy chwili naszej słabości, możemy kupić coś co nie odpowiada dokładnie naszym prawdziwym potrzebom.
Kiedyś przeczytałem w „Werniksie” Williama Whartona taki fragment, który dokładnie to obrazuje. Cytując (z książką w ręku :-) – str 285 – jest to moment, gdzie po zakupie obrazów od autora powieści, malarza, bogate małżeństwo Jan i Bert jedzą uroczystą kolację:
„Jan mówi, że najważniejsze to nie zapominać, że w ciągu dnia można zjeść najwyżej trzy posiłki i spać tylko w jednym łóżku naraz. […]
Zwracają szczególną uwagę na to, jak ważny jest wybór tego, co się kupuje. Liczba przedmiotów, w które można zainwestować siebie samego, psychicznie czy fizycznie, jest ograniczona. Prawna strona własności nic tu nie znaczy. Jan wychowywała się w ogromnym domu, który tak naprawdę stanowił własność służby. Służba znała go, kochała, dbała o niego. […]
Jan mówi, że punktem krytycznym jest chwila, gdy do domu wprowadzają się ludzie, których zadaniem jest opiekowanie się ludźmi, którzy z kolei opiekują się tobą[…]
Kucharz gotuje dla dwudziestu osób, z których do rodziny należy zaledwie pięć. I wszyscy ci ludzie nienawidzą gospodarzy za to, że to oni mają pieniądze. Mieszkanie wśród ludzi, którzy cię nienawidzą, to żadna przyjemność.„
Jak widać zaspokojenie potrzeby posiadania domu zgodnie ze „standardami” odpowiadającymi stanowi konta powoduje, że de facto żyjemy w mniej przyjemnym otoczeniu niż ludzie o niższym stanie konta.
Odnośnie ubioru, kultury i dyskusji o spranych czy poplamionych spodniach Alex’a zobaczcie ten link który właśnie znalazłem na Wykopie http://www.wykop.pl/ramka/78615/ogledziny-auta-w-pzu-autentyk
Ciekawym jestem Waszych relacji, bo moją pierwszą był szczery, serdeczny śmiech w duszy i duży plus i sympatia dla tej osoby (pomijając to, że zauważyłem ten nietypowy element stroju po dłuższej chwili :-).
Tomcio44:
Ten Pan to Naczelny Antyfacet RP – Marcin Boronowski. Moje odczucia po obejrzeniu wywiadu z nim są takie, że robi to dla zaszokowania innych, wszczęcia dyskusji… a nie ze względu na własny styl ubierania.
Pozdrawiam,
Orest
@Orest
Być może, nie wgłębiałem się w temat, widziałem tylko te zdjęcia na wykopie i przeleciałem wzrokiem dyskusję i podlinkowane strony. Choć z tego co się zorientowałem to ma z tym trochę problemów (tolerancja) ale robi to konsekwentnie od dłuższego czasu.
Chodziło mi raczej o to, żeby każdy się zastanowił, jak by się zachował gdyby
tak ubrany facet pojawił się w naszej sieci kontaktów. Jakby nie było świat odbieramy za pomocą pewnych kodów (takim jest np. ubiór) i stereotypów i one mają wpływ na naszą ocenę. Warto dbać by był jak najmniejszy.
Poza tym nawet jeśli robi to dla sprowokowania dyskusji to nie ma w tym nic złego.
W moim odczuciu ten blog ma też taki cel.
Pozdrawiam
Tomek
Czuję się wywołana do tablicy, więc już odpowiadam: nie mówiłam o krajach Azjatyckich i panującej w nich kulturze biznesowej. Mówiłam o Polsce, gdzie wciąż jeszcze przyjętym standardem jest noszenie koszuli z krótkim rękawem bez krawata – lub pod marynarką.
Najwyraźniej skrótowość wypowiedzi źle mi robi i zapewne przez mój brak precyzji odniosłeś wrażenie, Alex, że mój styl to styl absolutny. Uwielbiam subkultury, różne style i smaki, ale pisałam wyłącznie o funkcjonowaniu w biznesie. I podtrzymuję swoje zdanie, choć chętnie je usubiektywnię: na mnie koszula z krótkim rękawem i krawat robią jak najgorsze wrażenie. To oczywiście żaden kłopot dla nosicieli tych koszul, choć podejrzewam, że nie jest to w ich wypadku żaden styl, a jedynie brak wiedzy.
Ach, i dla jasności: wskaż mi, proszę, gdzie choćby słowem wspomniałam o czyjejkolwiek „gorszości”. Nieznajomość pewnych zasad nie świadczy o niczyjej „gorszości”, tak jak ich znajomość nie świadczy o „lepszości”. Świadczy to jedynie, odpowiednio, o tychże zasad nieznajomości lub znajomości. Nie przekładałam tego nigdy na kompetencje etc. Jeszcze raz podkreślam: takie drobiazgi to tylko dodatek. Ale są okoliczności, w których bywa to dodatek znaczący.
Pozdrawiam,
iw.
Zdaje mi się jednak, że tam, gdzie można zrobić dobre wrażenie choćby przez uniknięcie rażących błędów – warto. I wyłącznie o to chodziło z moim przykładem.
yves
„…podejrzewam, że nie jest to w ich wypadku żaden styl, a jedynie brak wiedzy.”
Jaka wiedza decyduje o stylu ubierania się i jego znaczeniu?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witaj, Tomku,
wydaje mi się, że zaczynamy niebezpiecznie zbaczać z tematu posta ;) Odpowiadając jednak na Twoje pytanie: o stylu decyduje osobisty wybór. Czasami wiążący się z łamaniem zasad. Uważam jednak, że aby łamać zasady, trzeba je najpierw znać. To mniej więcej miałam na myśli: styl wymaga pewnej świadomości. IMO takie zjawiska, jak noszenie skarpetek do sandałów czy krawata do koszuli z krótkim rękawem mogą być kwestią tylko w 1% przypadków.
Chciałabym jednak, żebyśmy się dobrze rozumieli: nie ma obowiązku znajomości nawet najbardziej podstawowych zasad kompozycji stroju. Ja osobiście lubię współpracować z osobami, które te zasady znają. Jako dodatek do kompetencji, nie zamiast, żeby już postawić kropkę nad i. To wszystko.
pozdrawiam,
iw.
Poprawka: „IMO takie zjawiska, jak noszenie skarpetek do sandałów czy krawata do koszuli z krótkim rękawem mogą być kwestią wyboru, a nie niewiedzy, tylko w 1% przypadków”.
Pozdrawiam,
iw.
yves
Temat ten wg. mnie ciągle nawiązuje do dyskusji o normalności. Pytałem bez podtekstu o praktyczną informację, ale pytanie było nieprecyzyjne. Mam problem z rozpoznaniem uniwersalnych źródeł rzetelej wiedzy na temat zasad ubioru i pytam, czy znasz takowe? Zasady ustalane przez poszczególne firmy, stereotypy, ubiór „gwiazd”, kolegi CEO, marketing producentów odzieży/kreatorów mody, artykuły w gazetach kolorowych itd. chyba do takich nie należą? Skoro Ty przywiązujesz wagę do zasad, to możesz mi pomóc w pozyskaniu wiedzy uniwersalnej i rzetelnej na temat zasad i standardów ubioru, z góry dziekuję.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Yves
Piszesz: „nie ma obowiązku znajomości nawet najbardziej podstawowych zasad kompozycji stroju”
zaryzykują stwierdzenie, że nie ma takich najbardziej podstawowych zasad, które byłyby oderwane od określonej (sub)kultury.
Mam teraz do Cibie pytanie. Zobacz to zdjęcie:
http://www.karaokecapitalism.com/photos/karaoke08.jpg
i bez czytania całej strony szybko powiedz czym i z jakim powodzeniem zajmują się ci dwaj panowie.
jak Ci będzie mało, to zobacz na to zdjęcie:
http://www.businessweek.com/1998/43/art43/bw43105.jpg
i powiedz, czy ten widoczny tam mężczyzna pasuje na wiarygodnego szefa sporej firmy? :-)
Wpisałem do mojego brudnopisu jeszcze jeden post, który chyba trzeba będzie napisać :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Tomek
'Jak rozmawiacie z ludzmi wywyższającymi się, gdy z jakichś powodów potrzebujecie przeprowadzić pewne rozmowy?’ – zalezy od tego co chce osiagnac i jak zaawansowane jest to przegiecie. rozmowe ktora dazy na niepozadane tory staram sie 'wyprostowac’, jesli to niemozliwe i jesli skreca zbyt mocno to wycofuje sie dajac do zrozumienia, ze nie czuje sie komfortowo (ale w zadnym wypadku nie pale za soba mostow). gdzie granica? zwyczajna kalkulacja na ile wazna jest dana rozmowa. przy czym staram sie nie 'opuszczac poprzeczki’ w trakcie rozmowy.
jesli chodzi o Twoj konkretny przyklad nie widze powodu dla ktorego nie mialbym zainteresowac sie nowym samochodem. taki styl rozmowy, jesli jest czas, a rozmowa naturalnie zbacza na inne tory (na marginesie: skad mysl, ze przez rozmowce przemawia chec dowartosciowania sie?..) bardzo mi odpowiada. to jest cos, co zobaczylem po raz pierwszy w Eire i czemu poswiecam duza uwage: rozmowy tutaj zwykle zaczynaja sie milo, potem przerabiamy konkrety i konczymy znowu milo. w wyniku nawet jesli posrodku pojawilo sie napiecie i bylo ciezko to wrazenie ogolne jest pozytywne i do kolejnego spotkania przygotowuje sie z przyjemnoscia. wedlug mnie taki wlasnie 'schemat’ jest bardziej naturalny, niz zaciete trwanie w okopach.
zastanowilem sie nie wiem jak to jest, ale naprawde rzadko zdaza mi sie trafiac na nieustepliwych naginaczy. szczescie to, czy gracja?.. ;)
-> Monika_W
'Czy nie zdarza Wam się myśleć, że pani fryzjerka lub pani sprzątaczka jest jakąś niższą formą życia?’ z tego powodu, ze jest fryzjerka, czy sprzataczka?.. jak pamiecia siegam – nigdy.
co do 'milego dziendobry dla kazdego’ zgadzam sie w stu procentach! :)
-> Rudolf
co do skarpetek i kultury osobistej to pozostawilbym decyzje najbardziej zainteresowanemu, temu co z gory na nas patrzy :)
-> Monika
'Jak rozmawiacie z ludzmi aroganckimi, agresywnymi, próbującymi “wyprać Wam mózg”, gdy z jakichś powodów potrzebujecie przeprowadzić pewne rozmowy?’
zastanowilem sie nie wiem jak to jest, ale naprawde rzadko zdaza mi sie trafiac na agresywnych nieokrzesancow. szczescie to, czy gracja?.. ;)
-> Marcin
nie wydaje mi sie, zeby 'punkt widzenia zalezal od punktu siedzenia’. zawsze znajdzie sie ktos kto jest wyzej i ktos kto jest nizej. jak wiec mialoby to wplywac na zachowania w kontekscie sztucznego tworzenia poczucia wartosci?..
-> Alex
'Pieniądze jako wewnętrzny benchmark to niezły pomysł,’
rzecz w oczywisty sposob zalezy od miejsca w ktorym zyjemy. w naszej kulturze zgodzam sie jak najbardziej, ze – jesli tylko nie sa okupione problemami zdrowotnymi, a za to towarzyszy im czesty usmiech na twarzy – to calkiem niezly papierek lakmusowy jakosci delikwenta :)
-> Ola
na mnie 'bryka’ to byloby za malo. ciekawe jakie jeszcze argumenty mial w zanadrzu ;)
-> Jan
podoba mi sie akapit o wyczuciu kontekstu… mnie tez sie wydaje, ze o to w tym chodzi! co to bylby za bal, gdyby goscie nie ubrali sie odpowiednio do okolicznosci?.. ;) no a co to i skad wziac ten 'kontekst’?.. mysle, ze zdrowy rozsadek (ewentualnie gospodarz) prawde nam powie. nawiazujac do (niesmiertelnych juz chyba ;)) spodni – to jak rozuiem wyjatek nie regula i w tym wlasnie rzecz, jak sadze.
-> Monika_W
„A co Wy sądzicie?” – mam szeroko otwarte oczy i zastanawiam sie, czy Iks probowal rozejrzec sie troche na rynku i sprawdzic na ile podobalaby mu sie wspolpraca na zdrowych zasadach?.. zalecam taka 'kuracje’ i to im szybciej tym lepiej.
dlaczego podkreslam szybkie dzialanie?.. bo mowie to z perspektywy doswiadczenia, bo pamietam, ze czlowiek wystawiony na probe czasu potrafi przejsc do porzadku dziennego nad wczesniej nieakceptowalnymi relacjami. wraz z uplywem czasu przestaje nawet zauwazac ze 'cos jest w nich nie tak’ (na wlasny uzytek nazywam to subiektywna racjonalizacja i staram sie pamietac, zeby raz na jakis czas spojrzec na sytuacje w ktorej sie znajduje z boku, mozliwie obiektywnie).
na marginesie, nieco off-topic. przyszlo mi do glowy opowiadanie Marka S. Huberatha 'Kara wieksza’. rzecz o zasadach i naturze ludzkiej. przeniesamowite, po prostu nie do zapomnienia (proza Huberatha jest bardzo, ale to badzo sugestywna i mocno daje do myslenia). choc niezwykle mroczna to polecam goraco!
Alex,
widzę, że mimo moich wyjaśnień nadal się nie zrozumieliśmy. Spróbuję jeszcze raz: zdjęć komentować nie będę, bo to bez sensu. Każda i każdy z nas może wstawić zdjęcia z wakacji, weekendowego wyjazdu, grilla w ogródku albo wyjścia ze znajomymi na dowolną imprezę albo na przykład z jogi na trawie na Polu Mokotowskim w Warszawie. Kilkadziesiąt do kilkuset osób i na pewno nikt nie pozna, czym się na codzień zajmują.
Ja jednak mówiłam wyłącznie o strojach, w jakich chodzimy do pracy. To oczywiście zależy od branży i wiadomo, że inne wymagania dotyczące stroju ma branża dajmy na to finansowa, a inne – kreatywna.
Zaryzykuję twierdzenie, że dobrze o tym wiesz, skoro, jak sam wspomniałeś, włożyłeś na szkolenie poplamione spodnie przez pomyłkę, a nie po to, by zamanifestować swoją osobowość ;) Wygląda na to, że to też byłby temat na osobny post, być może zaproponuję jakiś niedługo.
Tomku, na Twoje pytanie postaram się zaraz odpowiedzieć, potrzebuję kilku minut z Google ;) Mnie samej pomógł niegdyś tzw. dress code w miejscu pracy, później uzupełniałam wiedzę z wielu źródeł.
Pozdrawiam!
iw.
Yves
Gdybym zalinkował zdjęcia z czasu wolnego tych panów, to byłoby to bardzo prymitywne i łatwe do obalenia. powinnaś znać mnie na tyle, żeby wiedzieć, że takich rzeczy nie robię. Podlinkowane zdjęcia pokazują jak Ci panowie przyszli do pracy!!!
Ponawiam więc moje pytania, wiedząc że chodzi o stroje w pracy odpowiedz na nie proszę
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
wygląda na to, ze ja Ciebie tym razem nie zrozumiałam, wybacz. Nie mam pojęcia, oczywiście, co ci panowie robią, możliwości jest wiele.
Nadal jednak uważam, że jest duża różnica między rażącymi błędami a oryginalnym stylem czy też stanowiskiem, które pozwala na ekstrawagancję. To drugie uwielbiam, za pierwszym – nie przepadam. Przypominam, że zaczęło się od krawata noszonego do koszuli z krótkim rękawem, co jest błędem, którego nie popełnia żadna z przedstawionych przez Ciebie na zdjęciach osób.
Streszczę jednak, jak rozumiem Twoje stanowisko, być może okaże się, ze moje nie jest znów tak odległe: do pracy można chodzić ubranym na wiele sposobów i nie ma jednego uniwersalnego i powszechnie obowiązującego zbioru zasad dla wszystkich. Jeśli to masz na myśli, to ja się całkowicie zgadzam…
Jest wiele miejsc pracy mających własne wymogi i jest wiele osób o własnym, bardzo wyrazistym stylu. Niewiele jest zdań, które byłyby prawdziwe, jeśli zawierają wielkie kwantyfikatory. Ale ja nie mówiłam ani o wszystkich, ani o zasadach obowiązujących wszystkich bez wyjątku. Nie ma zatem potrzeby udowadniania mi, że zasady nie są absolutnie uniwersalne i że są od nich wyjątki albo też że są osoby, które nic sobie z zasad nie robią, bo mogą sobie na to pozwolić. To wszystko to „oczywista oczywistość”. W niczym nie zmieniająca faktu, że kandydatowi do pracy w branży, w której raczej nosi się garnitur, nei polecałabym przyjścia na rozmowę kwalifikacyjną w tej nieszczęsnej już koszuli z krótkim rękawem i w krawacie.
Tomku,
Odpowiadając na Twoje pytanie: zaczęłam swoją przygodę zasadami profesjonalnego ubioru od tzw. dress code w instytucji, do której trafiłam z dość swobodnego świata organizacji pozarządowych, później zaś uzupełniałam wiedzę z czystego zainteresowania, czerpiąc z różnych źródeł. Poniżej kilka linków, od najbardziej konserwatywnych reguł świata finansów poprzez nieco mniej restrykcyjne reguły ogólne (ogólne nie znaczy jednak uniwersalne, dotyczą one branż raczej konserwatywnych, nie „kreatywnych” i raczej nie szeroko pojętych nowych technologii – w końcu w Dolinie Krzemowej informatyk w szortach i klapkach to jeszcze całkiem niedawno było dość typowe zjawisko):
http://www.sideroad.com/Business_Attire/proper-business-attire.html
http://humanresources.about.com/od/workrelationships/a/dress_code.htm
http://www.casualpower.com/business_casual_tips/biz_attire.html
Na koniec porady obejmujące całość zasad dotyczących stroju z uwzględnieniem protokołu dyplomatycznego – jako ciekawostka:
http://www.psz.pl/content/view/5782/
Pozdrawiam,
iw.
-> Yves
spostrzezenie nieco z boku: zauwazylas, ze prowadzacy te strony i firmy to w wiekszosci starsze osoby?.. ciekawe jaki ubior polecali konsultanci sto lat temu?.. ;)
ale nie o tym chcialem, chcialbym zapytac o Twoja nieprzejednana postawe! :)
dbalosc o ubior jest dla Ciebie bardzo waznym elementem osobowosci, do tego stopnia, ze dopuszczasz mozliwosc odrzucenia kandydata na podstawie li tylko niedopasowania do 'obowiazujacych regul’, dobrze rozumiem?
powiedz mi, prosze, jak odniesiesz sie do obowiazkowej znajomosci poezji, literatury, malarstwa, rzezby? kawy, win i kuchni?.. a historii? a jak do zagadnien technicznych, matematyki, fizyki?.. krotko: wielu znasz omnibusow?.. ;)
bliskie mi jest Twoje stanowisko, to znaczy chcialbym, aby dbalosc o ubior byla powszechna i zeby to bylo dla kazdego wazne. podobnie jak chcialbym, zeby otaczajaca mnie architektura cieszyla oko i karmila poczucie smaku. generalne marzy mi sie spoleczenstwo 'ludzi renesansu’ ktorym zaden temat do dyskusji nie straszny. tylko czy to mozliwe?..
ale do czego daze… zastanawiam sie glosno gdzie przebiega granica i co jest tak naprawde wazne. czy wspomniany przez Ciebie 'krawat z krotkim rekawem’ faktycznie dyskwalifikuje w przedbiegach?..
Rafał,
znam trochę ludzi renesansu – to zaleta i wada, ale też fakt: w dużej mierze tacy są moi znajomi. Oczywiście, to potrafi w życiu przeszkadzać – zdaję sobie sprawę z tego, że zdarza mi się przesadzić z pryncypialnością i staram się pilnować pewnej elastyczności. Nieszczęsna koszula razie mnie pod względem estetycznym, ale nie przekreślam kogoś dlatego, że nie zna zasad ubioru. Cenię jednak estetykę otoczenia, więc gdybym mogła wybierać spośród dwojga równie utalentowanych i sympatycznych współpracowników, wybrałabym osobę lepiej ubraną.
Oczywiście, gdybym miała do wyboru jedną i marnie ubraną (tudzież osoba gorzej ubrana byłaby bardziej sympatyczna), nie przeszkodziłoby mi to w nawiązaniu współpracy. Nie jestem aż tak nieprzejednana! Poza tym nie przesadzajmy, uwielbiam śmiałe interpretowanie czy łamanie reguł. Rażące błędy to po prostu nie to samo.
Cały czas podkreślam, że styl to tylko dodatek do kompetencji, ale dla mnie istotny. I tym cenniejszy, że coraz rzadszy :)
Pozdrawiam,
iw.
-> Yves
'gdybym miała do wyboru (..), nie przeszkodziłoby mi to w nawiązaniu współpracy.’, 'cały czas podkreślam, że styl to tylko dodatek do kompetencji, ale dla mnie istotny.’ – no to jestesmy po tej samej stronie! :)
yves
Dziękuję za wskazane opisy. Mało się tym interesowałem, bo wywodzę się właśnie z branży zdecydowanie niekonserwatywnej. Jeśli jakieś zasady istnieją, to raczej są specyficzne dla danej grupy zawodowej. Jednak przyznaję Ci rację, że niektóre elementy można uogólnić, przynajmniej w jakimś zakresie np. jeśli komuś wypada włożyć garnitur, to zazwyczaj …. Tylko jak rozpoznać kiedy wypada? :)
Spotkałem się kiedyś z opinią wykładowcy twierdzącym, że gdy egzaminowany nie przychodzi do niego w garniturze na egzamin ustny, to okazuje tym brak szacunku. Co wy na to?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Rafał
Pytasz: „zastanawiam sie glosno gdzie przebiega granica i co jest tak naprawde wazne. czy wspomniany przez Ciebie ‘krawat z krotkim rekawem’ faktycznie dyskwalifikuje w przedbiegach?..”
Generalna zasada jest taka, że im wyżej w rozwoju jest dana osoba, tym mniej zwraca uwagę na ten przykładowy krawat do koszuli z krótkim rękawem. Generalna ogłada (w sensie zachowania się – patrz składniki słowa gentle-man) są zawsze miłe widziane, ale co kto ma na sobie – nie przesadzajmy.
Tomasz
Piszesz: „Spotkałem się kiedyś z opinią wykładowcy twierdzącym, że gdy egzaminowany nie przychodzi do niego w garniturze na egzamin ustny, to okazuje tym brak szacunku. Co wy na to?”
Tacy wykładowcy są jedną z przyczyn nędzy polskiego szkolnictwa „wyższego”.
Gdyby przyszedł do niego młody Einstein w dzinsach, to ten nauczyciel akademicki pewnie by go oblał za niestosowny strój.
jeśli już to brakiem szacunku byłoby przyjście na egzamin studenta, który jest nieprzygotowany.
Do wszystkich rozwiązanie zagadki z komentarza
http://alexba.eu/2008-07-07/rozwoj-kariera-praca/pozwol-sobie-na-normalnosc-cz1/#comment-59836
na pierwszym zdjęciu widać dwóch bardzo znanych szwedzkich konsultantów biznesowych, doradzających wielkim międzynarodowym koncernom (pojawiając się tam też i w takich strojach) Jonas Ridderstrĺle i Kjell A Nordström. Nawiasem mówiąc obie ich książki „Karaoke Kapitalism” i „Funky Business” są zdecydowanie warte przeczytania.
Na drugim zdjęciu to Richard Branson podczas oficjalnego otwarcia jednego ze swoich biznesów :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „Na drugim zdjęciu to Richard Branson podczas oficjalnego otwarcia jednego ze swoich biznesów”
Dla niewtajemniczonych: Branson to ta pani w środku. :-)
Witam serdecznie z Azji
Powoli przymierzam sie do ladowania w Polskiej rzeczywistosci ( jeszcze tylko pare dni ). Jak Alex pozwoli napisze pare slow na temat tej podrozy.
Przeczytalam pobierznie Wasze komentarze i nie moge sie doczekac az usiade spokojnie i przeczytam dokladnie.
Teraz troche na temat : nie moge sie nadziwic europejskim psom okutanym w kagance i azjatyckim tygrysom przywiazanym jedynie na sznurku :). To chyba sila antyagresywnego ducha pozwala ujarzmic dzikie zwiezreta i zachecic je do pracy przez zabawe :).
Pozdrawiam serdecznie
Przepraszam za spóźnione odpowiedzi:
Alex:
Ciesze się kazdy postęp niesie nadzieję :)
Tomasz Ciamulski:
„smutne jest to, że tacy ludzie zarządzają innymi ludzmi. Dlaczego i jak długo?”
Kilka lat. Jednak, ze względu na pewne objektywne przyczyny, okazało się, że on tak nie zarzadza. Tylko jest tak zarzadzany. Chodził po prostu na zdalnego pilota, a każdy pilot jak wiadomo pozwala na kontorlę tylko w okreslonym zasięgu.
Rafał Mierzwiak:
„zastanowilem sie nie wiem jak to jest, ale naprawde rzadko zdaza mi sie trafiac na agresywnych nieokrzesancow. szczescie to, czy gracja?.. ”
Mnie na szczęście też rzadko ( i niechętnie ). Jednak jest to chyba nieuniknione.
Pozdrawiam serdecznie
Witam,
Czytajac komentarze ma sie ochote odwrocic pytania Alexa.
Na ile jestes w stanie przejsc obok bez uczucia zawisci gdy widzisz ze czlowiek obok posiada rzeczy materialne ktorych Ty nie masz?
Czy naprawde widzisz i obchodzi Cie to ze ktos sie wywyzsza w twojej obecnosci i traktuje Cie z gory?
Dla mnie jednym z aspektow czlowieka szczesliwego to wlasnie taki ktory nie jest zawistny i nie analizuje zachowania bogatych ludzi z perspektywy – czy oni kupuja to zeby zaimponowac?
Dla mnie czlowiek o duzym poczuciu wlasnej wartosci to wlasnie taki ktory jest slepy na proby wywyzszania sie drugich osob i nawet gdy ktos mu wprost powie nie dorastasz mi do piet to okaze zdziwienie sama sytuacja, za chwile zapomni, okazac poblazliwosc i wyrozumialosc. A gdy ktos pokazuje swoja wiedze, to nie lepiej uczyc sie od niego, zamiast analizowac czy on czasem sie nie probuje wywyzszac?
W moim przypadku zdarza(lo) mi sie chlapnac ze cos kupilem, czy pochwalic sie pensja, czy wyksztalceniem, czy ostatnim osiagnieciami. Zauwazylem ze ludzi (Polakow najczesciej) to boli i sprawiam ze czuja sie nieszczesliwi. Mimo ze nigdy nie mialem zlych intencji zdalem sobie sprawe ze czasami musze ukryc moj troche lepszy status materialny, czy wyksztalcenie. Dla mnie czyjs sukces czy zakup dobrej rzeczy dziala motywujaco, po prostu cieszy. Czy na Was tez, czy odbieracie to jako probe wywyzszania sie i dowartosciowywania sie Waszym kosztem?
Ludzie ktorzy oceniaja i analizuja zachowania innych sa meczacy w kontaktach ludzkich. Zabijaja swobode konwersacji, wymiane ciekawej informacji (chociazby jak mozna osiagnac sukces czy co warto kupic ;) ), etc. Nie musicie oceniac ludzi zeby odsiac tych wywyzszajacych sie, oni sami odejda jak zobacza ze Was to wogole nie rusza.
pozdrowienia,
Radek
Witaj Radek,
Ty wiesz, żę rzeczywiście odchodzą :D ( czasem to siła wyższa, a czasem nie maja klakiera ).
Dziś podeszła do mnie w piekarni starsza Pani ( prawie co dzień ktoś do mnie podchodzi i mi coś opowiada – przyzwycziłam się przez lata – chociaż dla niektórych jest to dziwne ), opowiadała mi o swoim mężu, który zginął w Auchwitz, byli rok po ślubie. Powiedziała tak : „Proszę Pani uśmiechać się trzeba do ludzi, dlatego do Pani podeszłam, ale chamom, gdy na uśmiech odpowiadają skrzywieniem, trzeba kulturalnie dać w łeb. Tylko głęboki zrozumie głęboko „. No cóż chyba trudno odmówić temu mądrości życiowej ;).
Pozdrawiam serdecznie
Witam wszystkich :)
Alex: Bardzo fajny post.
Strój jest jakimś wyznacznikiem w naszych czasach, ale moim skromnym zdaniem ludzie przywiązują do tego zbyt dużą wagę i zbyt często oceniają ludzi po tym jacy wydają się być. Oczywiście w określonych sytuacjach jakieś tam standardy obowiązują, ale w dzisiajeszych czasach zbyt duża wagę przywiązuję się do kreowania swojego wizerunku. A bycie sobą, to dopiero wielka sztuka.
Radek „Dla mnie czyjs sukces czy zakup dobrej rzeczy dziala motywujaco, po prostu cieszy. Czy na Was tez, czy odbieracie to jako probe wywyzszania sie i dowartosciowywania sie Waszym kosztem?”
Sukcesy innych ludzi działają na mnie zdecydowanie jak pozytywny kop do dalszego działania. Szczególnie jeżeli takim sukcesem nie jest nowa yamaha do pokazywania znajomym, a np. jakaś ciekawa wyprawa, czy też nowa, pasjonująca praca. Skoro oni mogą, to ja też :)
Troszkę z innej beczki, anegdotka z uczelni. Jeden ze studentów mojego roku, chodzi sobie przeważnie w miarę elegancko ubrany i przeważnie z laptopem na uczelnie. Sprawa w dzisiejszych czasach normalna zdawałoby się. Kiedyś z jednym znajomych robili sobie projekt, i nagle pojawiła się jakaś am kwestia problematyczne do sprawdzenia by google.
W tym momencie mój znajomy mówi do tego kolegi: „weź wyciągnij laptopa, sprawdzimy”
na co zapytany „widzisz, ja tu wcale nie noszę laptopa”
Znajomy „to po co Ci ta torba?”
Zapytany „a bo wiesz…to tak jakoś profesjonalnie wygląda”
…
Pytanie: jeśli ktoś kreuje swój wizerunek w wieku 21 i to w taki sposób, to co będzie za 3,4 lata, gdy przyjdzie mi pracować z takimi osobnikami. I gdzie tu miejsce na normalność..
pzdr wszystkich
Iga Says:
„jeśli ktoś kreuje swój wizerunek w wieku 21 i to w taki sposób, to co będzie za 3,4 lata, gdy przyjdzie mi pracować z takimi osobnikami.”
Igo, moim zdaniem masz duży (lub całkowity) wpływ na to, z jakimi ludźmi będziesz pracować – poprzez wybór firmy, wybór zespołu lub własną rekrutację, jesli sama bedziesz tworzyc zespół. „Podobne przyciaga podobne”, więc jest szansa, ze jeśli ja się bedę rozwijała inaczej, wyznawała inne wartosci, to przyciągać będę innych ludzi i inne konteksty:) To dla mnie pocieszenie. Nie jestem skazana:) na takie egzemplarze.
„I gdzie tu miejsce na normalność.” – w sobie:). Kwestia tylko, co dla kogo jest normalnoscią. Jeśli normalnosc to sztampa, stereotyp, większość, to ja nie chcę byc „normalna”:) Wolę się wyróżniać.
Zgadzam się. W dużym stopniu to my kreujemy naszą rzeczywistość.
Wiadomo, że świat nie jest idealny, i nie składa się tylko z inteligentnych, fajnych, otwartych ludzi… W kontaktach z tą resztą świata trzeba zachować po prostu zdrowy dystans do nich i do siebie.
(Co nie zmienia faktu, że lekko przeraża mnie fakt, samego istnienia, sposobu myśelnia co niektórych)
pzdr
@Iga: Do licha! Ja też noszę laptopową torbę, a w niej gazetę, dokumenty niezbędne w danym dniu i parę drobiazgów biurowych. Ani śladu komputera. Jest po prostu bardzo wygodna i ładnie wygląda. Czy też jestem z tego powodu skreślony? :-(
TesTeq: no jasne,że nie. Jak Ci wygodnie to noś sobie nawet torbę ze skóry wysadzaną diamentami a w niej bułki od mamy. :) Kwestia była taka, dlaczego chłopak nosi torbę od laptopa. ano nosi dla tego,że to „profesjonalnie” wygląda. Na to chciałam zwrócić uwagę.
Widzisz różnice?
Iga pyta: „Widzisz różnice?”
Różnicę widzę, ale mam mieszane uczucia.
Czasami sposobem na zmianę własnego wizerunku jest dokonanie zmian powierzchownych – przybranie pewnego kostiumu (garnitur, gustowny zegarek, torba na laptopa). W ten sposób tworzymy nowego siebie mimo, że jeszcze taką osobą nie jesteśmy. Jeśli dobrze wczujemy się w rolę, zaczynamy postępować zgodnie z tym kostiumem, który w miarę upływu czasu staje się coraz mniej sztuczny.
TesTeq
Problemem przy takim „przebieraniu się” jest nasza wiarygodność.
Wspominałem o tym między innymi w poście
http://alexba.eu/2007-02-16/rozwoj-kariera-praca/autentyk-pozory/
Powyżej pewnego poziomu będziesz dość gruntownie prześwietlony i wszelkie pozory będą działały na niekorzyść
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex: Masz rację. Moim zdaniem: udawanie dla udawania – NIE, chwilowe, spójne wizualizowanie „nowego siebie” w celu dokonania głębszej zmiany – TAK.
A ja nie potrafię udawać nawet przez chwilę. Zawsze „mój styl” czy to ubierania czy zachowania bierze górę. Jestem jaka jestem i chyba dawno to zaakceptowałam, że troszkę się różnię w stylu choćby ubierania od innych. Może nie aż tak bardzo, ale jednak widać różnicę przy różnych okazjach. Czasami jeśli są „wyjątkowe okazje” potrafię, że tak powiem dostosować się do tej okazji ale zawsze to będzie w „moim stylu”. A wchodzenie w garnitur czy w sukienkę, w której bedę czuła się jak na balu przebierańców choćby to był bal przebierańców wolałabym strój misia polarnego :)).
Pink
Udawanie nie to nie jest dobry pomysł (przynajmniej na dłuższą metę), elastyczność w podejściu do własnego ja – to prawie konieczność. Chyba napiszę na ten temat nowy post, bo miałem ostatnio kilka dość gorących dyskusji na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, Pink, TesTeq:
Owszem, że udawanie jest kiepskim pomysłem. Najgorszym, gdy udając kogoś wcale nie dążymy do stania się to nową, udawaną osobą.
W moim wypadku przybranie pewnego stylu, wizerunku pozwoliło mi zbliżyć się do „tej udawanej” osoby. Tak więc „Fake it until You make it” jest warte rozpatrzenia gdy chcemy zrobić pierwsze kroki ku zmianom. Powyżej pewnego poziomu już nie warto udawać, bo traci się na wiarygodności.
W głowie mam post o takiej strategii – będzie kontrowersyjny, bo zbiegnie się z urealnieniem mojego internetowego wizerunku z prawdziwym i zdradzę pare „kwiatków” – nawet kosztem utraty wiarygodności. Jednak liczę na to, że wywoła on wiele pozytywnych zmian u ludzi, którzy chcąc coś ze sobą dobrego zrobić :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Orest
Abyśmy nie wylali dziecka razem z kąpielą, to rzeczywiście istnieje taka metoda pokonywania np. nieśmiałości polegająca na zachowywaniu się „jak gdyby”.
Trzeba tylko uważać z jej zastosowaniem, aby nie wyjść na „wydmuszkę”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Stąd też dałem warunek, że powinniśmy dążyć do tej nowej osoby. Jeśli robimy jedno, a jesteśmy kimś innym to raz, że można wyjść na wydmuszkę, a dwa, że prowadzi to do rozdwojenia jaźni. Metoda skuteczna, pod warunkiem, że używana z głową.
Pozdrawiam,
Orest
Orest napisał:
1. „(…) udawanie jest kiepskim pomysłem. Najgorszym, gdy udając kogoś wcale nie dążymy do stania się to nową, udawaną osobą”
2. „Powyżej pewnego poziomu już nie warto udawać, bo traci się na wiarygodności.”
Ad 1 – Jeśli udając kogoś dążę do stania sie udawaną osobą, to w moim odczuciu jest to dobra droga do tego, bym stała się „Niesobem”, do utraty spójnosci.
Ja przyglądam sie ludziom, którzy mi imponują, którzy realizują podobne do moich cele, którzy są skuteczni, którzy są szczęśliwi, których życie mnie fascynuje, etc. „Sprawdzam” co takiego jest w ich działaniu, postawie, wizerunku, czego ja nie mam, a co sprawia, że są na takim a nie innym etapie własnego życia, rozwoju.. Czego mogę się od nich nauczyć, czego mogę próbować, czego podobnego mogę doswiadczać w swoim życiu, co mogę zaimplementować do swojego życia w taki sposób, by stało się moim własnym.
Nie muszę adaptować wszystkiego, mogę przemodelować rózne swoje zachowania czy swoją ścieżkę wyciągając wnioski z obserwacji, ale robic to w zgodzie ze sobą. Udawanie i naśladowanie mnie nie przekonuje.
Ad 2 – jak napisałam wyzej – moim zdaniem udawanie jest kiepskim pomysłem bez wzgledu na „pewien poziom”. Na każdym poziomie jest kiepskim pomyłem. Zarówno w kwestiach doboru sukienek, torebek, jak i stylu życia. Udawanie to coś innego niż „próbowanie” nowych rzeczy, sprawdzanie się w nowych kontekstach, odnajdywanie siebie etc.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa:
Zasadniczo udawanie jest kiepskim pomysłem, lecz odpowiednio użyte pozwala zdecydowanie zmienić naszą jakość życia i nas samych. Mnie w ciągu roku pozwoliła przebyć dość długą drogę, z osoby o niskim poczuciu wartości, świadomości o mojej małej społecznej przydatności i małego zadowolenia z życia do miejsca, w którym nawet podczas grypy żołądkowej tryskam (tryskałem wczoraj) optymizmem :)
Resztę pozostawię na swój post.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Orest, piszesz „odpowiednio użyte pozwala zdecydowanie zmienić naszą jakość życia i nas samych”. Tylko czy to naprawdę jest udawanie?
Mam wrazenie, ze inaczej mozemy definiować „udawanie”.
Ja kiedys stosowałam rózne techniki oparte na wyobraźni, ktore mogą przypominac udawanie, ale nim w istocie nie są. I jako takie dawały mi wiele korzysci w procesie zmiany. Jednak będę obstawała przy precyzyjnym nazywaniu różnych narzędzi czy działań, bo jestem przekonana, ze to nie udawanie jest „drogą”do takiej zmiany , o jakiej piszesz.
Pozdr. Ewa
Ewa:
Na moim przykładzie. 2 lata temu spodobała mi się idea coachingu. Niecały rok temu stworzyłem bloga, na którym to czym się zajmuję było: „coaching, mentoring, komunikacja”. Niby nie było napisane, że byłem coachem, ale tak byłem postrzegany. W świecie realnym również „odgrywałem coacha”. Zyskałem dzięki temu możliwość pocoachowania z całkiem dobrym skutkiem i (z feedbacku od kilku osób) pomogłem odmienić niektórym życie w pozytywny sposób. Nie będąc coachem ani mentorem poniekąd dorosłem do tego nowego, udawanego ja. Fakt, że wciąż nie jestem coachem, lecz mógłbym nim zostać, bo (takie mam wrażenie) mam lepsze kompetencje by nim zostać niż przed rokiem.
Czyli tworzymy swój nowy wizerunek i staramy się do niego dorosnąć (pomijam jakże oczywisty fakt, żeby robić to wmiarę etycznie i z głową – udawać lekarza i leczyć ludzi, gdy lekarzem się nie jest to bardzo niebezpieczne).
Metoda działa też w drugą stronę – postrzegaj inne osoby w nowy, lepszy sposób, traktuj ich tak a zaczną „dorastać” do obrazu, w jaki ich postrzegasz :)
Wizualizacja pomaga by nabraniu pewności siebie, co przyśpiesza dorastanie do nowego (udawanego) ja.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Orest,
Udawać to oszukiwać. Udawać przed sobą to samooszukiwac się. Intencja nie usprawiedliwia – poza sztukami pięknymi, których jest czasem istotą.
Udawanie to jest coś zupełnie innego niz tworzenie pozytywnych obrazów dzięki własnej wyobraźni czyli wizualizacja, o której mówisz. Postrzeganie ludzi w nowy sposób to nie jest oszukiwanie ludzi i siebie (postrzegasz ich w nowy sposób dzieki zastosowanym narzędziom, a nie udajesz, ze ich postrzegasz w nowy sposób).
Jeśli coachowałeś to byłeś coachem. Na miarę potrzeb swoich klientów i na miare swoich umiejetności. A nie udawałeś go. Sam mówisz, ze to robiłeś.
Bez „uprawnień” pt. papierki, dyplomy, etc, ale tu chyba nie jest to warunkiem.
Wizualizacja jest tu pomocnym narzędziem, służy wzmocnieniu, ale to dla mnie potwierdzenie, ze nie mówimy o oszukiwaniu i tworzeniu pozorów dla zmylenia.
Ewa:
Zgódźmy się, że mamy inne odczucia w tym temacie. Dziękuję za Twój punkt widzenia – to mnie wzbogaca i pewnie odciśnie się gdzieś w postrzeganiu etyczności tej metody :)
Pełniej napiszę o tym u siebie w najbliższym miesiącu, wtedy szerzej będziemy mogli na ten temat porozmawiać :)
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Orest
Orest – Pozdrawiam :) chętnie przeczytam Twój obszerniejszy tekst.
Pozdrawiam.
Ewa
Orest, Ewa
Na Twoim przykładzie Orest mogłabym powiedzieć, że jestem dietetykiem. Nie mam nic na poparcie swojej wiedzy i swoich umięjętnosci poza tym jak sama wyglądam. Obecnie pomagam kilku osobą w zrzuceniu kilku – kilkunastu kilogramów. Podjęłam się tego niedawno ale już są małe efekty. Ciesze się z tego ale wcale nie dażę do tego aby udawać kogoś kim nie jestem „dietetyka”. Poprostu interesuje mnie to, lubię pogłębiać wiedzę w tej dziedzinie a dodatkowo mobilizuje swoich znajomych do różnego wysiłku fizycznego. Czy jestem skuteczna okaże się za jakiś czas. Pozostaję sobą i nie patrzę z góry na tych co sobie nie radzą z własnym ciałem.
Pink:
Nasze odmienne zdanie może wynikać z:
” Niby nie było napisane, że byłem coachem, ale tak byłem postrzegany. W świecie realnym również “odgrywałem coacha”. Zyskałem dzięki temu możliwość pocoachowania…” – wcześniej nigdy nie coachowałem.
Jeśli najwpierw pomagasz a później się odpowiednio nazwiesz to OK. W przeciwnym razie jest to oszukiwanie. Ale na siłę nie będę przekonywał Was, że oszukiwałem :)
Dalsze „psucie” Was pozostawię już na mój blog i dyskusję pod zapowiadanym postem :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Witajcie
Sugerując się tylko tematem postu chcę się z Wami podzielić pewnym wydarzeniem, które może być pomocne dla wielu z Was studentów.
Otóż kilka misięcy temu postanowiłam kompletnie zrelaksować się, co wyglądało w sposób taki, że większość dnia (trwało to parę dni) spędziłam w łóżku mając na kolanach laptop, oglądając House’a i od czasu do czasu robiąc małe wycieczki do kuchni i łazienki :)
Moje współlokatorki „przestraszyły się” mojgo stanu (zazwyczaj prowadzę „szybki” tryb życia) i zaczęły pytać, „troszczyć się”, a potem wmawiać mi „bezczelnie” (mimo, że je uspokajałam, iż wszystko w porządku), że mam depresję. Starałam się zachować zimną krew i tłumaczyłam, że jest inaczej niż one to widzą, zwracając jednocześnie delikatnie uwagę, iż nie mają prawa udzielać mi rad, jeśli sama tego nie zakomunikuję jasno. Nie pomagało. Koleżanki wykazały się brakiem jakiejkolwiek tolerancji i szacunku do mojego słowa, tym samym do mojej osoby, co poskutkowało tym, że zwyczajnie poszłam na spacer, a tę sytuację zachowałam gęboko w pamięci, mając przed oczyma plan przeprowadzki.
Jaki morał z historii?
1) Wierzmy ludziom i ich chęci zwykłego „odpłynięcia” w inny, „swojski”, normalny świat.
2) Nie wtrącajmy się, jeśli jest to nam jasno komunikowane (wyjątkiem są sytuacje,gdy ktoś robi sobie lub komuś widoczną krzywdę).
3) W bardzo krótkim czasie, wykazując brak szacunku dla naszego rozmówcy, możemy stracić wiele w jej/jego oczach na zawsze. Starajmy się nie doprowadzać do takich bezsensownych dyskusji, ingerując bez większego powodu w prywatność rozmówcy.
Pozdrawiam, Agnieszka.
Agnieszka Ryczko pisze: „Nie wtrącajmy się, jeśli jest to nam jasno komunikowane (wyjątkiem są sytuacje,gdy ktoś robi sobie lub komuś widoczną krzywdę).”
Nie wszystko i nie zawsze jest tak jasne, widoczne i oczywiste. Niekiedy osoba robiąca sobie krzywdę nie zdaje sobie z tego sprawy.
TesTeq,
powiedz mi zatem gdzie leży granica, kiedy możemy o sobie decydować? Myślę, że w większości przypadków możemy spróbować zrozumieć osobę, która twierdzi, iż wszystko z nią w porządku. Nie wiem niestety kiedy należy zastanawiać się czy dana osoba ma poukładane w głowie. Podałam przykład kiedy nie należy się wtrącać u osoby zdrowej psychicznie.
Pozdrawiam, Agnieszka :)
Agnieszka Ryczko pisze: „powiedz mi zatem gdzie leży granica, kiedy możemy o sobie decydować?”
Nie wiem. Myślę, że określić to powinna jakaś dyrektywa unijna. :-)
A tak serio – wszystko jest kwestią taktu, dobrego wychowania i tolerancji.
Agnieszko, moim zdaniem troska o drugiego człowieka, zwłaszcza spoza najbliższej rodziny, jest obecnie dosyć deficytowym towarem. Zatem warto ją doceniać, nawet, jeżeli jej nadmiar chwilami nam przeszkadza, nawet kosztem kawałka swojej wolności.
Oczywiście, może być i tak, że pod pozorem takiej troski kryje się egoistyczna chęć kontrolowania czyjegoś życia, ale do oceny, jak jest naprawdę, musimy użyć swojej intuicji, gotowych recept tutaj nie ma.
Z twojej historii wyciągam jeden wniosek: koleżanki nie „odrobiły lekcji” w zakresie objawów depresji :) A czy to autentyczna troska, czy próba kontrolowania, musisz ocenić sama.
Agnieszko
Piszesz:
„Koleżanki wykazały się brakiem jakiejkolwiek tolerancji i szacunku do mojego słowa”
To dość rozpowszechnione w Polsce. Zobacz jak to wygląda w tzw. polskiej tradycji rodzinnej, tam ludzie są właśnie tresowani. Znów można by napisać na ten temat cały post
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „Zobacz jak to wygląda w tzw. polskiej tradycji rodzinnej, tam ludzie są właśnie tresowani.”
W tej dziedzinie najbardziej rozpowszechnionym przejawem braku toleracji i szantażu są obiady rodzinne, gdzie gospodyni wmusza w gości jedzenie:
– Zjedz jeszcze jednego kotlecika i trochę kartofelków.
– Dziękuję, bardzo smaczne było, ale już się najadłem.
– A mizerię spróbowałeś? Jest jeszcze trochę kapusty w kuchni – zaraz przyniosę.
– Nie, dziękuję, jestem już najedzony.
– Pewnie ci nie smakuje. Może w takim razie szybko odgrzeję gołąbki, które przygotowałam na jutro.
I tak dalej, przez całe popołudnie… A najgorsze jest to, że wiele dzieci nie potrafi się obronić przed napastliwością cioci albo babci. Co za trauma!
TesTeq: Moja babcia mówi „NA PEWNO jeszcze jesteś głodna” :)
A wracając do tematu „normalności” to chciałabym całkiem odbiec od kwestii ubioru a skupić się na „normalności” wodec innych. Miałam ostatnio przyjemność poznać prezesa pewnej dużej firmy, przemiłego, niezwykle uprzejmego zarówno dla klientów, jak i swoich pracowników. Po tym spotkaniu byłam pod wielkim wrażeniem tego człowieka i dzieliłam się tym wrażeniem z ludźmi w mojej pracy. Parę osób od razu rzuciło podejrzenie, że to miłe zachowanie pana prezesa było na pokaz i że tak naprawdę na pewno nie jest taki fajny. Tak jakby „woda sodowa” była czymś normalnym na tym stanowisku.
Inny przykład: Byłam kiedyś na koncercie. Występował Wojciech Waglewski, którego zawsze odbierałam jako autentycznego i skromnego i zawsze wierzyłam jego tekstom i muzyce. Jednym słowem „kupowałam” go w całości. Sam koncert był świetny, można było poczuć, że wkłada serducho w to, co robi. Najlepsze (dla mnie) wydarzyło się w przerwie. Stałam w kolejce do toalety, a w pewnej chwili pan Wojciech stanął za mną. Zapytał czy jest tylko jedna toaleta (tak było w istocie, jedna toaleta koedukacyjna na cały klub) i upewniwszy się, że tak, grzecznie czekał, rzucił jakiś żart i zagaił rozmowę :)
Nie muszę chyba dodawać, że od tej pory i uwielbiam go jeszcze bardziej, w tym osobistym spotkaniu potwierdził swoją klasę prawdziwej dla mnie Gwiazdy, dzięki tej swojej normalności i niezadzieraniu nosa.
Pozdrawiam serdecznie,
Asia