Poniższy tekst w wersji „ogólnej” zamieściłem ostatnio w naTemat.pl
Tutaj pozwolę sobie na jego „nieco” rozszerzoną modyfikację, jako że po pierwsze są tu „sami swoi” :-) a po drugie chcę, aby wynikło z tego coś konkretnego dla każdego z Was. Temu służy też spora porcja zadań praktycznych dla indywidualnego Czytelnika/Czytelniczki.
Ostatnio coraz częściej możemy przeczytać narzekania i biadolenia na dzisiejszą młodzież. Mam wrażenie, że często są wypowiadane przez osoby, które mają dość ograniczony kontakt z pokoleniem dzisiejszych dwudziestolatków, albo wręcz powtarzają rzeczy zasłyszane w mass mediach. Mówi się o braku inicjatywy, bierności, niezaradności, nieprzystosowaniu, nielojalności itp. Czytając to można by rzeczywiście załamać ręce i rozpłakać się nad losem tych ludzi, gdyby nie fakt, że prawda wygląda nieco inaczej, zwłaszcza jeśli spojrzymy na sprawy w szerszym kontekście. Na tyle inaczej, że mając do wyboru sytuację sporej grupy znanych mi dwudziestoparolatków, (aktualnie bez dużych szans na atrakcyjny etat, czy mieszkanie na własność i z wszystkimi innymi ich słabościami), czy też sytuację bardzo wielu zapakowanych po uszy w kredyty i rodzinę trzydziestoparolatków, bez większego wahania wybrałbym tę pierwszą! Nie wspominam już o tym starszym pokoleniu narzekaczy, którzy w wielu wypadkach po prostu mieli szczęście „załapać się” na okres prosperity w latach dziewięćdziesiątych, a obecnie zdradzają objawy nienadążania za zmieniającą się rzeczywistością i rozpaczając nad młodzieżą próbują się trochę dowartościować
Moje przekonanie nie bierze się z powietrza, bo jak wiecie oprócz mojej działalności biznesowej (coaching i consulting dla top managementu dużych firm), nie tylko czasem hobbystycznie pracuję nad obiecującymi zespołami młodych pracowników, ale przede wszystkim od ponad 6 lat mam tutaj bardzo wiele prawdziwych interakcji zarówno dyskutując z Wami na blogu, jak i podczas spotkań w tzw. „realu”. Zdaję sobie sprawę, że mimo dużej rozpiętości Waszego wieku i tego co robicie w życiu nie jest to próbka reprezentatywna w statystycznym zrozumieniu tego określenia, niemniej pozwala ona pozwala na kilka ciekawych obserwacji i wniosków, które mogą się przydać wielu z Was
Zacznijmy od ewidentnych słabości, które widzę u dwudziestolatków:
- Kiepska umiejętność skutecznego i precyzyjnego użycia języka polskiego. Wynika ona z kilku powodów takich jak bardzo częsty brak dobrych wzorców w szkole (też tej tzw. „wyższej”), obowiązek czytania wielu archaicznych lektur, których język ma ograniczone zastosowanie w sytuacjach współczesnego życia i bardzo niedobre wzorce w mediach masowych, gdzie np. programy pewnego pana od ukraińskich sprzątaczek pokazują sposoby komunikacji dokładnie odwrotne od tych, które w normalnym życiu prowadzą do sukcesu.
Całe szczęście nie brak w naszym kraju ciekawych, umiejących operować językiem ludzi i młody człowiek, kiedy raz uświadomi sobie ten problem, to często jest w stanie znaleźć sobie takich na własną rękę i uczyć się od nich, więc ta sprawa jest do rozwiązania. - Niezbyt rozwinięte poczucie własnej wartości i zaufania do własnych możliwości. Z jednej strony wynika ono z dość represyjnego systemu w szkole a potem przyzwyczajenia się do bycia lekceważonym przez kadrę podczas studiów. Z drugiej strony młody człowiek z różnych powodów nie miał jeszcze okazji dokonać wielu rzeczy, które normalnie wzmacniają nasze przekonanie, że potrafimy sobie poradzić. Aby temu zaradzić młodzi ludzie pracują często za małe pieniądze, nawet za darmo, albo startują różne inicjatywy społeczne. Media mówią o „psuciu rynku” takim podejściem, tymczasem młodzież „zbiera sobie punkty” do poczucia własnej wartości, co jest bardzo pozytywne.
- Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie. No cóż, jeśli nauczyciele i kadra na studiach kontakty z podopiecznymi ograniczała do tego, co jest w grafiku lekcji, a reszta starszych w otoczeniu zatopiona jest we własnych problemach, to jak mieli oni zdobyć doświadczenie w tej kwestii? I tutaj, dwudziestolatkowie, jeśli uświadomią sobie ten problem potrafią znaleźć odpowiednie osoby do „potrenowania”, podobnie jak w punkcie pierwszym.
- Częsty brak umiejętności dostrzegania poważnych szans i sposobności wykraczających poza oklepane wyobrażenia. To jest brak doświadczenia, który znacznie się zmniejsza po kilku intensywnych przeżyciach „aha!”, wszystko jedno czy pozytywnych, czy też negatywnych.
Gdzie są cienie, tam i świeci Słońce więc dwudziestoparolatkowie mają kilka cech dających im potencjalną przewagę nad starszymi Polakami:
- Nieprawdopodobna wręcz zdolność przyjmowania nawet najbardziej bezpośredniej i twardej informacji zwrotnej, pod warunkiem, że ufają w kompetencje i dobre intencje nadawcy. Ta jedna cecha tak znacznie przyśpiesza procesy uczenia się praktycznych rzeczy, że prawie wystarczyłaby jako przeciwwaga poprzednich minusów. Dla rodziców, nauczycieli i managerów podkreślam – musicie najpierw przekonać, że wiecie o czym mówicie i chcecie dobrze dla rozmówcy, potem dopiero będziecie z uwagą wysłuchani. Większość inteligentnych młodych ludzi ma też wbudowany „detektor ściemy” i lekceważenie pseudoautorytetów, co jest dużym plusem !
- Prawdopodobnie pochodzące od grania w gry komputerowe w dzieciństwie, wewnętrzne nastawienie, że ma się wiele „żyć” i zawsze można nacisnąć „START AGAIN”. Ta postawa jest bardzo niebezpieczna w ruchu drogowym, w rozwoju osobowym i zawodowym, za to daje dużą przewagę bo zmniejsza zahamowania przed eksperymentowaniem. A żyjemy w świecie tak pełnym przemian, że trzymanie się kurczowo tego, co robiliśmy dotychczas raczej nie przyczynia się do naszego sukcesu. Tutaj nasi dwudziestoparolatkowie (płci obojga) też mają przewagę, bo po pewnym oderwaniu się od zachowawczego zazwyczaj wpływu rodziców próbują chętnie czegoś nowego, a jak im nie wyjdzie to otrzepują się i próbują znowu coś innego. To, przy zachowaniu pewnych zasad bezpieczeństwa, jest bardzo dobrą strategią rozszerzenia horyzontów, kontaktów i umiejętności.
- Brak zdolności kredytowej. Kropka. Ta pozorna słabość jest bezpiecznikiem chroniącym młodych, często bardzo uczuciowych i potrzebujących bliskości ludzi (a takich jest na szczęście wielu) przed wpakowaniem się w kilkudziesięcioletnie zobowiązania kredytowe, często z niewłaściwym partnerem, a nawet w niewłaściwym miejscu na Ziemi. Będąc wolnym od tego osoby te mogą/muszą inwestować swoje skromne zasoby w rozwój własny (nie tylko zawodowy), a to w wieku dwudziestu lat jest na pewno lepszą strategią, zwłaszcza teraz. Wielu młodych ludzi z konieczności dzieli się mieszkaniami, co przyczynia się do praktycznego rozwoju umiejętności socjalnych, tolerancji i zrozumienia dla innych. Tego często brakuje starszym pokoleniom Rodaków.
- Dzięki oglądaniu „piraconych” filmów w wersji oryginalnej z napisami (zamiast bezsensownego lektora w polskiej telewizji) wielu z nich jest co najmniej nieźle osłuchanych w angielskim, co przy odrobinie zachęty łatwo prowadzi do osiągnięcia przez nich (o ile jeszcze nie mają) użytecznej znajomości tego języka i możliwości korzystania ze źródeł innych niż po polsku. A to, wobec realiów, które mamy może dać sporą przewagę. Widziałem ten proces dociągania języka wiele razy i byłem zaskoczony jak szybko to idzie.
- Pokolenie to ma generalnie stosunkowo luźne i bezproblemowe podejście do seksu. To, przy odrobinie rozsądnego podejścia do kwestii bezpieczeństwa, zmniejsza ryzyko różnych nerwic i niezadowolenia, które rabują energię i radość życia wielu ludzi wokół nas. Lekko hedonistyczne tendencje tej grupy zmniejszą co prawda ilość osób, które pracując 16 godzin na dobę postawią na nogi wielkie przedsięwzięcia, ale przecież to nie jest konieczne do prowadzenia ciekawego i spełnionego życia. A ludzie zadowoleni z życia łatwiej nawiązują tak cenne dziś kontakty, nie mówiąc już o tym, że sympatycznie żyje się w społeczeństwie uśmiechniętym.
Opisane powyżej punkty stanowi oczywiście tylko wycinek rzeczywistości i obejmują pewną część młodego pokolenia. Jest ona jednak na tyle duża, że warto sobie je uzmysłowić zanim będziemy niepotrzebnie biadolić nad nimi.
Tych ludzi można porównać do zaparkowanego pod domem nowiutkiego Porsche, w którym ktoś zapomniał wkręcić świece zapłonowe i dlatego nie da się nim jeździć. Osoba nieświadoma może powiedzieć, że samochód w którym nie zapala silnik jest bezużyteczny, ale my wiemy, że tam jest wbudowana pierwszorzędna technika i tak naprawdę brakuje drobiazgów, aby był to pojazd,którym da się szybko i bardzo daleko zajechać.
A wszystkim dwudziestolatkom polecam: znajdźcie te świece, wkręćcie je i zacznijcie dawać gazu. Ciekawy, pełen możliwości świat czeka.
Oczywiście nie zostawię Was całkiem samych z tym zadaniem i na początek proponuje intensywne zastanowienie się nad samym sobą. To, co napisałem wyżej, to są pewne „wartości średnie”, które znacznie mogą odbiegać od Twojej konkretnej sytuacji. Dlatego przydatnym jest (a właściwie koniecznym :-)) aby każdy z Was zobaczył jak to dokładnie jest u niego i co z tym robi w praktyce.
Pierwszy krok, to spojrzenie na własne pięty achillesowe :-) i dlatego przyjrzyjcie się sobie w następujących aspektach:
- Precyzja i skuteczność w komunikacji – nie oszukuj się :-) Znam tylko kilka osób w wieku 20-29 lat, które potrafią to naprawdę dobrze. Zastanów się, jak możesz znaleźć dobre wzorce i sparringpartnerów do trenowania? Gra jest warta świeczki i nie może to być niewykonalne!! Ostatnio piątka Czytelników znalazła bardzo oryginalny i skuteczny sposób, o czym napiszemy w następnym poście
- Poczucie własnej wartości i zaufanie do samego siebie – zobacz, gdzie Ty jesteś w tym względzie i pomyśl jak mógłbyś to poprawić. Jakie przedsięwzięcia, niekoniecznie od razu dużego kalibru mógłbyś wystartować, aby potem powiedzieć sobie „zrobiłem to!!”?
- Jakie masz doświadczenie i umiejętności w kontaktach z ludźmi całkiem różnymi od Ciebie? Koniecznie przeczytaj post http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/
jeśli niechcący tkwisz tylko w wygodnej oazie, albo w monokulturze miejsca pracy, to co zamierzasz zrobić, aby to w miarę szybko zmienić? - Czy Ty osobiście potrafisz dostrzegać szanse, które los stawia na Twojej drodze? To jest dość trudne do oceny samemu, więc porozmawiaj z innymi ludźmi, najlepiej różniącymi się od Ciebie. Zastanów się też, czy w różnych obiecujących sytuacjach zadajesz sobie pytanie „co mógłbym z tej sytuacji wyciągnąć w optymalnym przypadku, tak aby druga strona nie poczuła się wykorzystana?” jeśli tak, to czy starasz się to potem urzeczywistnić?
Tyle minusów, to, co mówiłem o niewątpliwych plusach Waszego pokolenia, to też było pewne uogólnienie i Twoja sytuacja może być całkiem inna. Dlatego przeanalizuj i te zagadnienia:
- Czy Ty sam też masz taką zdolność przyjmowania nawet niewygodnej lub nieprzyjemnej informacji zwrotnej, jak opisywałem w poście powyżej? Oczywiście od ludzi, do których masz podwójne zaufanie! Jeśli nie, to czy zamierzasz coś z tym zrobić? Metaforycznym „mimozom” trudniej będzie zrobić znaczące postępy w dzisiejszym świecie. Jeżeli jesteś „twardzielem” w odbiorze feedbacku, to czy komunikujesz to otwarcie potencjalnym nadawcom, aby mogli bez zahamowań i w pełnym zakresie Ci go udzielać?
- Czy masz poczucie, że zawsze jest jakaś nowa szansa, a droga za horyzontem prowadzi dalej, nawet jak to w danym momencie wcale nie jest takie oczywiste? Im więcej grałeś we wczesnej młodości w gry komputerowe, tym prawdopodobieństwo tego jest wyższe :-) jeśli tak jest, to czy Twoje działania, a szczególnie eksperymentowanie z nowymi rzeczami odzwierciedlają to przekonanie? Jeśli nie, to czy wiesz jakie ograniczenia przynosi to w Twoim życiu? Co chcesz z tym zrobić?
- Jeśli nie masz zdolności kredytowej, to czy spędza Ci to sen z oczu, a może czujesz się z tego powodu mniej wartościowym??? Twoim głównym celem stało się jej uzyskanie, otrzymanie kredytu na 30 lat i przymusowa stabilizacja w lokalu, który przez znakomita większość tego okresu nie będzie nawet należał do Ciebie??? Jeśli nie, a zamiast tego koncentrujesz się na rozwoju osobistym, wzroście wartości rynkowej i cieszeniu się życiem, to gratuluję :-) Możesz spokojnie przejść do następnego punktu :-)
- Jak wygląda Twoja praktyczna znajomość angielskiego? Umiesz oglądać i rozumieć filmy w wersji oryginalnej, w których są w miarę porządne dialogi w przyzwoitym angielskim (a nie języku jakiś dołów społecznych)? Umiesz porozmawiać z obcokrajowcami na różne tematy wykraczające poza banalne sprawy życia codziennego? Czytać w miarę swobodnie książki po angielsku? Jeśli tak, to czy wykorzystujesz to odpowiednio do poszerzenia Twoich kontaktów i horyzontów myślowych? Naprawdę?? ;-)
Jeśli nie, to co zamierzasz z tym zrobić, bo jest to poważne upośledzenie, na które nawiasem mówiąc cierpi większość mojej generacji :-( Naprawdę chcesz mentalnie pozostać w ograniczonym i ograniczającym świecie polskich polityków, mediów masowych i tego, co tłumacze zrozumieli z tłumaczonych książek?? - No i na koniec przyjemny temat seksu, jako nieodłącznego elementu bycia człowiekiem :-) Nie zamierzam tutaj nikomu narzucać jakichkolwiek zasad moralności czy „niemoralności”, choć wiele rzeczy uznawanych oficjalnie w naszym społeczeństwie za niemoralne jest w praktyce bardzo przyjemnych, a jeśli biorą w tym dobrowolny udział świadome dorosłe osoby, to nikomu nie dzieje się krzywda :-) Przyjrzyj się przynajmniej Twojemu podejściu do własnej cielesności i wszelkich potrzeb z tym związanych. Znasz je? Starasz się znaleźć kogoś, z kim na zasadzie obopólnej zgody i wzajemności możesz je zaspokajać? Akceptujesz, ze druga strona może mieć własne potrzeby? Potrafisz o tym rozmawiać?
Chyba wystarczy tych zadań, nieprawdaż? :-)
Czytelników dwudziestolatków zachęcam do dokładnego „przerobienia” tych pytań i wyciągnięcia wniosków.
Pozostałych Czytelników tez zachęcam do zrobienia tego samego, nawet jeśli pozornie nie mają opisanych powyżej słabości i mocnych stron :-)
Wszystkich zapraszam do dyskusji w komentarzach, zarówno o zasadności tego, co napisałem, jak tez własnych doświadczeniach i rezultatach „remanentu”, który zaproponowałem powyżej.
DOPISANE 3.03: Bardzo dobre uzupełnienie mojej listy wstawiła Weronika Ł. w komentarzu tutaj
Witam po raz pierwszy, jako milczący czytelnik od kilku lat. Mimo, że jeszcze nie dotarłem do poziomu „dwudziestokilkulatka” (dopiero matura przede mną :) ), bardzo cieszy mnie to, że nie obce są mi cechy przez Ciebie wymienione (aczkolwiek, 'niestety’ również i te słabości do wzmocnienia). W zasadzie jestem „podręcznikowym”, czy też – w tym przypadku – „postowym” przykładem, ponieważ tak, jak cieszę się pozytywnymi atutami tu wymienionymi, tak wciąż szukam sposobów na rozwinięcie umiejętności i postaw (owych minusów), których mi brakuje, zgodnie ze wspomnianymi przez Ciebie. Widzę jednak, że podążam dobrą drogą, dlatego też dziękuję Ci za tego posta. I za wszystkie inne przy okazji. :)
Witaj Alex,
świetny post. Tak, dla mnie jako 50 także.:-)
Jest z jednej strony podpowiedzią (a nawet więcej niż podpowiedzią), jak być i jak rozmawiać z młodszymi ode mnie kolegami i koleżankami (moi dobrzy znajomi to ludzie od 20 do 60 ), z którymi rozmawiamy o życiu, planach, ambicjach, potrzebach etc. To także informacja, która pokazuje mi, jaką moje pokolenie ma odpowiedzialność za młodszych kolegów i koleżanki (uczniów, studentów, klientów coachingowych czy grupy szkolone w ramach różnych programów)
Dla mnie także jest to lista „grzechów” i „rzeczy do pracy” i inspiracja do takiego myślenia i robienia sobie „przeglądu”. Za to dziękuję.
Dodatkowo – po przeczytaniu (kilkukrotnym) tego postu – przyszła do mnie refleksja: na jakim etapie byłam ja i moi koledzy, koleżanki w wieku lat 20 , czym nas karmiono, jak z nami rozmawiano (jeśli w ogóle) o tzw. dorosłym życiu… To zupełnie inne światy. Dlatego też nie tylko młodzi mogą z tego postu skorzystać – moje pokolenie także, żeby nie wciskać młodym ludziom archaicznych wzorców, żeby ich uskrzydlać, pozwolić im się rozwijać adekwatnie do czasu, wieku, potrzeb, możliwości, szans, a nie zmuszać do realizowania modelu sprzed 30, 40 lat, bo wtedy efekty będą adekwatne do świata sprzed 30, 40 lat…
pozdrawiam, Ewa
Witam, jak się więc nauczyć angielskiego?
Maciek,
Najlepiej szybko i skutecznie :-)
Maciek,
metoda podana przez Alexa (filmy w oryginale) jest jedną z najlepszych. Ja bym jeszcze uściślił: oglądaj każdy film po kilka razy, kolejne razy już bez napisów. Po pewnym czasie zaczniesz zapamiętywać niektóre wyrazy, później całe zdania. Będziesz mógł ich później używać w rozmowie jako całość, zamiast mozolnie składać wypowiedź z poszczególnych wyrazów.
to działa. Oczywiście warto dostosować materiał do swoich umiejętności. Ja angielskiego uczę się od 20 lat, w pewnym momencie bardzo pomogły mi w tym kanały z kreskówkami (tak, kiedyś Cartoon Network puszczali na kablówce w oryginale). Na podobnej zasadzie warto zapuścić sobie jakiś anglojęzyczny kanał informacyjny i oglądać go przez długi czas. Wiadomości powtarzane w podobnej formie co godzinę pomagają nabywać odpowiednie słownictwo a przy okazji dowiesz się, o czym mówi się w innych krajach.
Dobry wieczór, przeczytałem właśnie Twój wpis i jestem pod wrażeniem, jak w iście „rentgenowski” sposób prześwietliłeś naszą sytuację. Wręcz żałowałem, że szybko czytam i zaraz skończę, ponieważ Twój artykuł doskonale oddaje naszą pozycję Kraju.
Mam 27 lat, od liceum wiedziałem, że interesują mnie podatki, w związku z czym konsekwentnie dążyłem do tego, aby z pasji uczynić sposób na życie. W zeszłym roku osiągnąłem ważny etap i zostałem doradcą podatkowym. Moje decyzje sprawiły, że po studiach w 2009 roku rozpocząłem pracę w Urzędzie i tak dzień po dniu pracuję w nim do dzisiaj. Początki stanowiły wyzwanie, które przykrywało mankamenty. Jednak po dwóch latach stwierdziłem, że „to nie jest to”, a kilka dni temu, w rozmowie z koleżanką, stwierdziłem że w tej pracy „mózg mi się zapada”. Trudno mi to wyjaśnić, ale praca nie sprawia już mi radości z ulepszania swojej osoby. Szukam nowej, ale w Polsce nie jest o to łatwo, nawet osobie, której kolokwialnie powiem „się chce”. Chciałbym zapytać, w jaki sposób sobie z tym radzić? Przede wszystkim z „zapadaniem się mózgu”. Jak przetrwać do czasu znalezienia lepszej pracy.
PS. Stosuję się do Twoich rad i sam widzę, że moje życie się polepsza (np. tej odnośnie ignorowania z przedostatniego postu, jak i tej dotyczącej rozszerzenia grupy kontaktów), jednak tutaj chciałbym Cię prosić o jakieś „ekstra wsparcie”. Dziękuję i życzę kolejnych sukcesów.
Alex, temat „fajności” dwudziestolatków przewija się co jakiś czas w Twoich wypowiedziach. Blog ma już 7 lat i myślę, że spora część stałych czytelników przeszła z lat dwudziestych do trzydziestych. Czy trzydziestolatkowie są w Twoich oczach dalej kontynuatorami tej dwudziestoletniej fajności czy Twoim zdaniem z biegiem czasu utracili swój wspaniały potencjał?
Pozdrawiam
Agnieszka
Bartek L.
Witaj na naszym blogu :-)
Jeżeli jeszcze przed matura zdajesz sobie sprawę z takich rzeczy, to duży plus dla Ciebie.
Piszesz: „wciąż szukam sposobów na rozwinięcie umiejętności i postaw „
Ciekaw jestem jak to robisz w wieku przedmaturalnym. Może parę słów na ten temat? :-)
Ewa W
Piszesz: „ na jakim etapie byłam ja i moi koledzy, koleżanki w wieku lat 20 , czym nas karmiono, jak z nami rozmawiano (jeśli w ogóle) o tzw. dorosłym życiu… „
Ja o tym nawet nie mysle, bo to chce się płakać :-)
Co ciekawsze, nawet dziś znajdziemy w Polsce źródła karmiace nas takimi wyobrażeniami i to nawet źródła finansowane z naszych podatków!!!
Maciek
Jest to jedyna refleksja po przeczytaniu tego postu??
O nauce języka już chyba pisałem, a w Rekomendacjach znajdziesz tez filmy, które się do tego bardzo dobrze nadają
A jak u Ciebie wygląda z pozostałymi aspektami?
Mateusz
Piszesz: „jestem pod wrażeniem, jak w iście „rentgenowski” sposób prześwietliłeś naszą sytuację. „
Ja naprawdę mam bardzo dużo kontaktów z takimi ludźmi i widzę co jest grane :-)
Z ta uwagą, że post bardziej oddaje Waszą sytuacje w życiu w ogóle, niż w jakimś konkretnym kraju.
Piszesz: „… Jak przetrwać do czasu znalezienia lepszej pracy …”
Czy nie szkoda tracić czasu na przetrwanie? Może pracując gdzie pracujesz mógłbyś poćwiczyć i rozwijać ważne umiejętności komunikacyjne i związane z budowaniem relacji? Szkoda, że moja książka nie jest jeszcze gotowa, bo jest tam kilka ważnych rozdziałów traktujących o rzeczach, które możesz praktycznie ćwiczyć w dowolnej pracy
Jakiego rodzaju „ekstra wsparcie” masz na myśli?
Agnieszka M.
Pytasz: „Czy trzydziestolatkowie są w Twoich oczach dalej kontynuatorami tej dwudziestoletniej fajności czy Twoim zdaniem z biegiem czasu utracili swój wspaniały potencjał? „
Pamietasz takie posty:
http://alexba.eu/2007-10-24/zarzadzanie-i-motywacja/mamy-fantastycznych-ludzi/
http://alexba.eu/2007-03-03/zarzadzanie-i-motywacja/pojawia-sie-nowa-generacja/
W tych grupach obecnie znajdziesz kilku prezesów (!!!) członków zarządu, dyrektorów, szefów R&D, Project managementu itp. w porządnych i często znanych firmach.
Jak się z nimi spotykam, to co prawda mają nieco mniej czasu na Gypsy Time :-) ale sprawiają wrażenie ludzi zadowolonych z życia.
A teraz do wszystkich
Zastanawia mnie stosunkowo mała aktywność w komentarzach, mimo iz temat jest bardzo szeroki i dotyczy wielu z Was.
Chętnie usłyszałbym od Was jak Wam idzie ta analiza, gdzie pojawiają się problemy, co trzeba zrobić inaczej. Jeśli ktoś ma odmienne zdanie od mojego, to tez zapraszam do dyskusji
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ja chciałabym dodać kilka rzeczy do Twojej listy dotyczącej mocnych stron naszego pokolenia:
1. Doceniamy i podziwiamy sukcesy innych ludzi. W organizacji studenckiej byłam odpowiedzialna m.in. spotkania z „ludźmi sukcesu” (właścicielami firm, managerami wysokiego szczebla) i wyraźnie było widać, że młodzi ludzie mają wiele pytań, że chcą się od nich uczyć, że doceniają ich osiągnięcia, a nie zastanawiają się komu ukradli pierwszy milion.
2. Związane z powyższym oraz z lekceważeniem pseudoautorytetów – zwracamy dużą uwagę na to, kto udziela nam rad. Myślę, że wiele osób zauważa że autorytet w jednej dziedzinie w innej jest zupełnie niekompetentny (np. sportowiec czy finansista, którego życia prywatnego nie chcielibyśmy naśladować). Intensywnie obserwujemy i uczymy się „filtrować” wiedzę, wybierać dobre rady, które leżą w zakresie kompetencji danej osoby ignorując pozostałe. Do tej kategorii zaliczają się np. porady dotyczące stylu życia czy finansów zasłyszane od rodziców.
3. Chętnie dzielimy się swoimi doświadczeniami i wiedzą. Myślę, że stopniowo pozbywamy się przekonania znanego wszystkim wyścigującym się szczurom, że „jeśli pomogę komuś to on mnie przegoni”. Tymczasem nasze „inwestycje” w pomoc innym ludziom najczęściej są opłacalne również dla nas. Jeśli zaczniemy otwarcie mówić o swoich pomysłach dowiemy się czegoś nowego, może znajdziemy partnera do dalszych działań.
Kolejna kwestia należy do słabych stron większości z nas i pozostaje wielką niewykorzystaną szansą. Organizując spotkania z ludźmi, o których czyta się w gazetach przekonałam się, że mamy ogromne możliwości w zakresie nawiązywania kontaktów z nimi. Po pierwsze, ludzie którzy coś osiągnęli bardzo chętnie tą wiedzą się dzielą i w zdecydowanej większości chętnie spotykają się z młodymi ludźmi i za darmo, bezinteresownie dzielą się swoimi doświadczeniami (ludzi, którzy mają do tej kwestii podejście jak Alex jest naprawdę wielu). Po drugie, obecnie bardzo łatwo nawiązać z nimi kontakt, np. za pomocą internetu. W ten sposób można np. poznać osobiście autora książki, która nam zaimponowała.
Czasem wydaje się nam, że „tego typu ludzie” żyją w swoim świecie i trudno do nich dotrzeć. Tymczasem zwykle są to ludzie znacznie bardziej otwarci od przeciętnej, może tylko bardziej zajęci.
Weronika Ł.
Dziękuję za bardzo ciekawe uzupełnienie mojej listy :-) Pozwoliłem sobie wstawić link do twojego komentarza w post główny, aby nikt tego nie przeoczył.
Ciekawy jest punkt, w którym piszesz: „…wiele osób zauważa że autorytet w jednej dziedzinie w innej jest zupełnie niekompetentny… „. Do kogo w takim razie są skierowane reklamy, w których różni celebryci za pieniądze wypowiadają się w dziedzinach, o których nie mają pojęcia?
Piszesz tez: „Czasem wydaje się nam, że “tego typu ludzie” żyją w swoim świecie i trudno do nich dotrzeć. ”
W wypadku wielu „plastikowych” celebrytów i pseudogwiazd jest to niestety prawda, choć w takim przypadku nie wiem czy warto byłoby się spotkać (pozostawmy to Kubie W.) Na szczęście zadowoleni z siebie ludzie sukcesu zazwyczaj są też bezpośredni w kontaktach i rzeczywiście stosunkowo łatwo je z nimi nawiązać.
Problemem młodych ludzi, który sam przy takich okazjach obserwuję jest za mała chęć „wyciśnięcia” takiej osoby, co często jest rezultatem słabego przygotowania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Problej mlodych ludzi jest powazny. Wydaje mi sie ze wynika z braku wyksztalcenia i nie mowie o etapach rozmnazania mchu syberyjskiego bo to kazdy pewnie przechodzil. Chodzi o nauke wspolpracy i szacunku do siebie i innych, tu edukacja jest zerowa.
Obecnie widze duzo osob zajmujacych sie informatyka ktorzy doslownie uwazaja sie za podludzi, podejmuja prace za stawki ktorych nikt nie jest w stanie wyzywic rodziny, mysla ze zdobeda rynek gdy tymczasem robia z niego miazge. Jako przedsiebiorca ale i najemny pracownik na kontrakty jest mi ogromnie zal mlodych ludzi. Mozna ich kupic za przyslowiowe waciki, choc gdyby zawalczyli to musialbym im placic po 6-12tys. netto a moge 1,5-2tys. bo podkulaja ogon, slecza nocami, niszcza oczy i organizm i maja nadzieje ze ktos im cos da albo rzuci kosc. Gdyby przechodzili szkolenia i wiedzieli ze ja jako szef gdy wykonuje usluge B2B to umawiam kwote 5-10tys. za miesiac powiedzmy opieki informatycznej a defakto pracownikowi polskiemu daje 500zl za gotowosc i prace nad firma, jest mi smutno bo moge ich wymieniac jak rekawiczki, a Ci co sa madrzejsci juz dawno wyjechali :(
Ilosc osob ktore narzeka ze nic nie da sie zrobic, w ich miesice nic nie ma, przeraza. Mlodzi dziela sie na 2 grupy, kompletnie zdziadzialych 80% ktorzy sa jak barany i 20% ktorzy albo wyjechali albo wywalczyli sobie pozycje i niestety musza walczyc czasem z tymi 80% ktorzy chca ich cena wygryzac – kwestia tego czy sa zastepywalni czy nie.
Bohomaz
Tak na szybko, jeśli, jak piszesz „wykonuje usluge B2B to umawiam kwote 5-10tys. za miesiac powiedzmy opieki informatycznej a defakto pracownikowi polskiemu daje 500zl za gotowosc i prace nad firma, „ to po co jestes jeszcze do tego pracownikiem najemnym??? Przy tak dobrym biznesie aż się prosi, aby skoncentrować się na jego rozwoju, nieprawdaż?
Chociaż z drugiej strony, nie możesz przecież wykluczyć, że w ramach tendencji „cut the middleman” któryś z nich wcześniej, czy później wpadnie na pomysł robienia tego bezpośrednio z klientem końcowym za połowę kwoty, którą bierzesz i wtedy będziesz nieźle ugotowany :-)
Jak tylko podciągną się w komunikacji i zręczności w kontaktach z innymi od siebie, to zagrożenie będzie bardzo realne.
Wracając do tego co piszesz, to jak byłem w wieku tych młodych ludzi, to zarabiałem jeszcze mniej niż te 1,5-2 tys. zł (w przeliczeniu). Nie przeszkodziło mi to w tym, aby ładnych parę lat później zarabiać już stawki godzinowe lepsze od średniej płacy miesięcznej tego sympatycznego kraju, w którym mieszkałem (Austria). Więc to, za ile ktoś pracuje na początku swojej kariery nie ma większego znaczenia, pod warunkiem, że potraktuje to jako okres nauki, a nie będzie się wygłupiał z kredytami i zakładaniem rodziny. Jak to dokładnie zrobić opisuje cały czas na blogu i w rozmowach w realu.
Piszesz: „Mlodzi dziela sie na 2 grupy, kompletnie zdziadzialych 80% ktorzy sa jak barany i 20% ktorzy albo wyjechali albo wywalczyli sobie pozycje …”
Skąd bierzesz takie dane i oznacza dla Ciebie osoba zdziadziała? Czy ja w wieku 25 lat, mieszkając w piwnicy i sprzedając gazety taką byłem?
Pozdrawiam
Alex
Drogi Alex’ie. W oczekiwaniu na znalezienie lepszej pracy nie zasypuję gruszek w popiele i zamykam się w jakimś kokonie, ale dbam o swój rozwój zarówno poprzez rozbudowę wiedzy jak i kontaktów osobistych (nawiązałem nawet kilka ciekawych znajomości). Co do ekstra wsparcia, to miałem na myśli jakąś radę, która pomoże mi i ludziom w mojej sytuacji coś ulepszyć i zapobiec „zapadaniu się ich mózgów”. Nie dość precyzyjnie się wyraziłem.
Bohomaz,
napisałeś: „widze duzo osob […]ktorzy doslownie uwazaja sie za podludzi, […] jest mi ogromnie zal mlodych ludzi. Mozna ich kupic za przyslowiowe waciki, choc gdyby zawalczyli to musialbym im placic po 6-12tys.”
Wiesz, z tego co napisałeś wynika, że Ty też traktujesz ich jak „podludzi”, skoro zgadzasz się płacić im takie stawki wiedząc, ze ich praca ma większą wartość…
Zastanów się, co by było, gdybyś zamiast płacić im konieczne minimum i pisać tu o szkoleniach, zapłacił im dwa razy tyle (wciąż jeszcze poniżej tego, o czym mówisz, ze mogliby brać”?
Jakie korzyści dla nich? Jakie korzyści dla Ciebie?
Czy zdarzyło i się kiedyś negocjować stawkę, jaką masz zapłacić komuś za jego pracę w drugą stronę, czyli w górę? Gdybyś powiedział: ta praca jest więcej warta iż stawka, której oczekujesz, zatem zapłacę Ci dwa razy tyle – zależy mi na dobrym i zaangażowanym pracowniku i rzetelnej robocie…
Ja tego doświadczyłam jako zleceniobiorca.
Nie musiałoby Ci wtedy być ich zal. A swoją drogą jakoś trudno mi uwierzyć w szczerość tego żalu… bo widzę, ze po prostu z tego korzystasz bez skrupułów.
Pozdrawiam,
Ewa
A jak u Ciebie wygląda z pozostałymi aspektami?
Drogi Alexie, pisałem do Ciebie maila nie tak dawno temu, pytałem o drogowskazy, jeszcze nie dostałem odpowiedzi, na którą czekam cały czas. Wiekszość decyzji podjąłem sam, a sporo się zmieniło.
Może zacznę od początku.. Jeśli chodzi o punkt: „Kiepska umiejętność skutecznego i precyzyjnego użycia języka polskiego”, nie mam tutaj możliwości obiektywnej oceny swoich zdolności językowych. Jedynie ze skutków działania (czy udało mi się osiągnąć cel rozmowy). Od przeszło 4 lat mieszkam w środowisku wojskowym, mieszkałem w „dwójce”, później w szóstce, poprzez 4 kompanów w moim pokoju, teraz 3 i myślę, że to jest jedna z większych lekcji jakie mnie życie nauczyło. Umiejętność ciągłego dochodzenia do konsensusu, rozmowy to podstawa. Ciągle przebywam z dużą grupą osób i widzę u siebie spory postęp w tej materii. Czasami trzeba iść na rękę, a czasami stawiać na swoim. Próby „przekonywania siłą fizyczną” istniały, zdarzają się sporadycznie, aczkolwiek największą wartość ma tutaj zdolność językowa, jakieś pomysły jak możnaby ją doszlifować?
„Niezbyt rozwinięte poczucie własnej wartości i zaufania do własnych możliwości.” Uważam, że każda osoba to wielka bomba wodorotlenowa, każdy ma wielki potencjał i z każdej możliwości można jakoś wyjść (patrz: mój mail, moja krótka historia). Uważałem, że znajduję się na dnie (kwestie zdrowotne, które przekreśliły moje marzenia), spadłem jeszcze niżej (wypadek), a jednak uwierzyłem i wciąż wierzę w siebie, realizuję swoją drogę.
„Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie”. Tutaj nie mam obiektywnego zdania o sobie, jedynie co mogę nadmienić, że w moim środowisku nie boję zadawać pytań osobom, na widok których niektóre osoby mają pełne portki ;). Czasami obrywam za to, ale nikt nigdy nie zabroni mi pytać.
„Częsty brak umiejętności dostrzegania poważnych szans i sposobności wykraczających poza oklepane wyobrażenia.” Nie wiem dlaczego, przeróżne osoby z którymi nawet nie mam kontaktów czysto przyjacielskich pytają mnie o radę, a ja próbuję właśnie wykroczyć poza ich oklepane wyobrażenia i pomóc w wyborze. Jest to strasznie kłopotliwa i odpowiedzialna sprawa (w szczególności jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie starszych ode mnie osób).
Jeśli chodzi o pieniądze, mam charakter typowego zbieracza i oszczędzacza.
Język angielski, o który pytałem w poprzednim poście:
Jak wygląda Twoja praktyczna znajomość angielskiego? Średnio.
Umiesz oglądać i rozumieć filmy w wersji oryginalnej, w których są w miarę porządne dialogi w przyzwoitym angielskim (a nie języku jakiś dołów społecznych)? Średnio, z napisami. Na pasku mam „The Godfather” w języku angielskim, film bardzo długi, oglądam częściami, książkę czytałem polecam.
Umiesz porozmawiać z obcokrajowcami na różne tematy wykraczające poza banalne sprawy życia codziennego? Ciężko z praktyką. Cholera tak na prawdę nie miałem nigdy takiej możliwości, a wstyd się przyznać ile lat „uczę się” angielskiego..
Czytać w miarę swobodnie książki po angielsku? Czytuję, aktualnie „Hold Tight” Harlan Coben.
Jeśli nie, to co zamierzasz z tym zrobić, bo jest to poważne upośledzenie, na które nawiasem mówiąc cierpi większość mojej generacji :-( Naprawdę chcesz mentalnie pozostać w ograniczonym i ograniczającym świecie polskich polityków, mediów masowych i tego, co tłumacze zrozumieli z tłumaczonych książek?? Nie chcę,a języki obce w moim zawodzie mogą mnie wynieść na wyżyny i zmienić całkowicie, to co będę robił po studiach…A to przełoży się na moje „cywilne” marzenia. No właśnie, co mnie trzyma abym poświęcił trochę czasu na jeszcze jeden język obcy, tylko skąd wziąć dodatkową godzinę w dobie?;) A studia mam bardzo wymagające…
@Alex
„to po co jestes jeszcze do tego pracownikiem najemnym”
Informatyka jest bardzo szeroka dziedzina, niczego nowego nie naucze sie robiac ciagle to samo, do wielu technologii nie mam dostepu a czasem wiedzy ze ona istnieje bo doslownie dzien w dzien pojawiaja sie nowosci, jesli wiec z Monachium ktos zadzwoni ze jest cos do zrobienia, opanowania, nauczenia to czemu mam tego nie sprobowac skoro w Polsce moge zostawic najemnego pracownika ktory za waciki dogladnie mi zyskow z b2b. Byc moze to tez moja wada/zaleta ze naleze do oslawionego pokolenia Y, szybko sie nudze. Czasem mam tez serdecznie dosc uczestniczenia w zyciu ogolnym i gospodarczym Polski, dobrze jest wiedziec ze moge jako informatyk zmienic swiat w jakim zyje.
„„cut the middleman” któryś z nich wcześniej, czy później wpadnie na pomysł robienia tego bezpośrednio z klientem końcowym za połowę kwoty, którą bierzesz i wtedy będziesz nieźle ugotowany :-)”
– spisuje umowy odpowiednie z pracownikiem/zleceniodawca. Jakze ich nie lubilem do czasu przeczytania ksiazki o prawdzeniu biznesu przez spolecznosc zydowska.
– sprzedaz uslugi IT to wbrew pozorom nie tylko wiedza IT ale odpowiednia osobowosc a nawet taka blaha sprawa jak ubranie na rozmowie o biznesie.
– lenistwo, zamkniecie, brak checi zalozenia dzialalnosci, brak proaktywnosci to broni innych przed wygryzaniem mnie – sam jestes coachem jak mniemam drogim a na rynku jest ogrom mlodych ludzi ktorzy maja juz certyfikaty „holiłudu” na bycie coachem a mimo to to Ty masz zlecenia a nie oni, moze to dobry pomysl na nowy wpis na blogu – jak sie „bronisz” przed konkurencja
– zarobione pieniadze inwestuje w pewne rzeczy ktore przynosza zysk nawet jak leza i nic nie robia, przepraszam tego nie opisze :)
„Wracając do tego co piszesz, to jak byłem w wieku tych młodych ludzi, to zarabiałem jeszcze mniej niż te 1,5-2 tys. zł ”
Sprawa jest o tyle dla mnie niezrozumiala ze jestesmy w 2013 roku, srodek europy, a tu nadal 1500zl podczas gdy kolega z Niemiec ma 1500euro jako pierwsza praca i o ile on moze za to zyc nawet godnie o tyle 1500zl w Polsce przy obecnych kosztach nieruchomosci sa dla mnie niezrozumiale. Prowadzi to do tego ze mlodzi ludzie zyja z rodzicami, a to w petli zwrotnej prowadzi do tego ze nie maja stymulacji do zadan placowych bo za te 1500zl skromnie bo skromnie ale zyja majac wikt i opierunek.
Moje procentowe wyliczenia opieram glownie na subiektywnych przeslankach, nie moge ich nijak poprzec zadnym „amerykanskim naukowcem”
Ty mieszkajac w piwnicy jestes jak bohater, jestes jak mlody czlowiek ktorego ogladam na youtube, skonczyl mature i na stopa przez Niemcy pojechal do Angli, mial ze soba doslownie grosze a mieszkal po drodze na kanapie tzw. couchsurfing. Dzis pracuje jako sprzatacz za najnizsza krajowa co przeklada sie na nasze 6tys. oplaca sobie pokoj, uczy sie, juz za pierwsze pensje kupil sobie sprzet komputerowy i rower. Jest dla mnie bohaterem!
Osoba zdziadziala:
– zbyt dlugo zostaje w jednej pracy z niska placa i bez mozliwosci rozwoju.
– poswiecila lata i zdrowie na pasje lub jakas technologie np. w IT a widzac ze nie moze w 50km od domu poszukac zlecen, dalej mieszka tam gdzie mieszka,
– osoba ktora wie ze ma wiedza a mimo to przez zla edukacje jest nadal „zahukana” w sobie i boi sie powiedziec jasno ze jej edukacja/wiedza/doswiadczenie czesto self-edukacja kosztuje 2 tysiace euro miesiecznie
– osoba ktora wierzy ze samo przyjdzie, ze ktos odkryje ja w magiczny sposob
Przepraszam za bledy ale mam jeszcze kilka spraw dzis do przewerowania.
@Pani Ewo
W kapitalizmie zawsze ale to zawsze jesli pracodawca nie musi placic wiecej to nie bedzie placic wiecej. Dlatego zastepowalny pracownik (np. na tasmie) zawsze zarabia najmniej a niezastepowalny jest skarbem.
W Niemczech czy Angli obowiazuje ta sama zasada ale tam pracownik ma do siebie szacunek i on by wysmial pracodawce ktory chcialby programiscie mssql dac mniej niz 3tys euro. Moj przyjaciel ma spawalnie nie przydomowa ale duza hale produkcyjna. Spawacz dobry jak nie dostanie 8 tys. to woli pojechac do Holandii. O dziwo wiekszy szacunek ma w Polsce do siebie samego spawacz lub glazurnik.
Moj zal wynika z wrazliwosci ktora probowano mi z pewnymi skutkami wpoic za mlodu. Moj zal to pamiec jak mnie chciano traktowac wczesniej. Tyle ze moja sila to nie mowienie pracodawcy ze sie zgodze na jego stawki, moja sila to powiedziec NIE, jesli wiecej powie NIE to zaczna sie zmiany.
Od kilku tygodni chodzi mi po glowie niesmiely projekt uswiadamiania informatykow w Polsce ze ich 2 letnie doswiadczenie jest juz dobrym doswiadczeniem, zeby sie integrowali w srodowiska, nie dali sie zatrudniac za psie pieniadze, nie bali sie zagranicy, zakladali firmy z dotacji, nie bali sie upadku ktory nastapi predzej czy pozniej. U nas bardzo latwo zrobic slowem komus duza krzywde i potem slysze ze oto programista php to nie programista.
Dosc tych zali, przepraszam za ostre slowa mam wrazenien ze tylko takie doscieraja w kraju do publicznosci, moze to kiedys minie i bez emocji mozna bedzie powiedziec swoja prawde a inni niech czerpia ile moga. Z drugiej strony jestem troche w nerwach ze za 50lat przy obecnym rozrodzie to narodu bedzie juz za malo na odbudowe, niech sie myle!
Z moich obserwacji wynika, że ludziom w wieku 26 włącza się bardzo mocna potrzeba stabilizacji, powodowana „zewnętrzną presją”. Stąd właśnie potrzeba szybkiego założenia rodziny, co już chyba w większości znanych mi przypadków oznacza ślub dziecko (min jedno) mieszkanie „własne” (czytaj: własne po spłaceniu jego 3krotności, za 30lat).
W momencie gdy mają już owo mieszkanie, wyposażone w sprzęty, których tak naprawdę nie potrzebują, bo używają sporadycznie nadchodzi czas na utrzymanie tego co się ma, a jakakolwiek zmiana statusu jest niepożądana. Jak to w życiu bywa, zdarzają się niespodziewane okoliczności, np. jedno z nich traci pracę i sypie się wszystko: od relacji po zdrowie, bo przecież trzeba płacić miesięczne raty. Bez wcześniejszego eksperymentowania w różnych obszarach życia, spada ich pewność siebie oraz poczucie własnej wartości- bo nie mieli okazji sprawdzić się w boju, więc nie wierzą, że poradzą sobie i w tym przypadku.
A przecież „wszechświat” poprzez to co się wydarzyło, może wysłał po prostu komunikat o treści „hej, nie stać Was jeszcze na to mieszkanie”? :)
Mam kontakt z przeróżnymi osobami, od studentów po prezesów największych korporacji. Wśród nich widzę zarówno ludzi szczęśliwych jak i tych, którzy nie zauważają, że utknęli w ślepej uliczce. Część z nich może by i chciała zmienić swoje życie, ale paraliżuje ich strach przed tym, że musieli by „zaczynać od nowa”, lub „co powiedzą inni” albo „nie mogę zrezygnować z tak lukratywnego stanowiska” itd.
Sam mam 28 lat. Uwielbiam ludzi młodych. Bardzo często dzieje się tak, że ludzie, którzy są w wieku mojego taty, są 3 razy bardziej radośni i przebojowi od moich rocznikowych rówieśników.
Uwielbiam także ludzi, którzy żyją w taki sposób jaki sami ŚWIADOMIE wybrali. Ludzi, którzy gdy podejmują decyzję to NAPRAWDĘ realizują to co sobie postanowili.
Eksperymenty tak naprawdę są łatwe. Dużo trudniejsze jest radzenie sobie z ich konsekwencjami, które po prostu czasami odbiegają od tego co sobie sami wcześniej „wyobraziliśmy”. Ale kto powiedział, że marzenia zrealizują się już po pierwszej iteracji? :) Dlatego tak bardzo podziwiam, tych którzy potrafią szybko powstać, otrzepać się z kurzu i iść dalej. Wśród takich osób, chcę przebywać. Z takimi osobami chcę pracować. Z takimi osobami, chcę zwiedzać świat. Hej, ale ja już przecież to robię! :)
Cóż, jeszcze młody jestem, ale staram się niejako kreować własne możliwości do rozwoju, również oczywiście dla cech, co do których nie mam pewności, czy są dobrze ukształtowane. Przede wszystkim mam na myśli kwestie umiejętności komunikacji, tj. skuteczne, prawidłowe użycie języka polskiego i, ewentualnie, wspomniane wyczucie w kontaktach z osobami spoza grupy rówieśniczej. Jednakże, być może niedoceniam się, więc tak naprawdę chodzi o inny punkt – nie ufam swoim możliwościom (choć w świadomości nie czuję, żeby tak było) :)
Dostrzegam u siebie zastanawiającą zależność w tym, jak wypowiadam się zależnie od, hm, medium. Gdy piszę coś przed komputerem (najczęściej w rozmowach z innymi lub wypowiedzi takie, jak ta), to nie mam większego problemu ze złożeniem wypowiedzi, które wydają się też być nieźle skomponowane, i to będąc napisanymi „z marszu”. Natomiast gdy przychodzi mi wypowiedzieć się „na żywo”, nawet przy zwykłej rozmowie, i to nawet z tymi samymi osobami, z którymi rozlegle rozpisuję się online, to ciężko mi logicznie sklecić więcej niż kilka zdań. I zastanawiam się, skąd to może wynikać.. Mam kilka teorii, np. zwykłe przyzwyczajenie do tego, że głównie piszę z innymi niż rozmawiam, czy sama świadomość tego, że zawsze mogę się zastanowić i użyć backspace (przy czym przypominam, że rzadko kiedy edytuję już napisaną wypowiedź), albo swego rodzaju ograniczenie, które też wynika z tego, że głównie kontaktuję się na odległość, więc po prostu nie mam swobody przy kontaktach na żywo. Uważam rozwiązanie tego za istotne, gdyż może być bardzo wzbogacające. I, tak jak napisał Maciek, wydaje się być trudnym ocenienie tego do końca obiektywnie, a mogę ograniczać się tylko jakimś nieprawidłowym przekonaniem.
Niemniej jednak, jednym z głównych dla mnie sposobów poszukiwania sposobów na rozwój jest czytanie blogów, w szczególności Twojego, dzięki czemu poznaję punkt widzenia, którego nie sądzę, abym doświadczył w moim otoczeniu, a tymczasem, nawet w tym tutaj jednym miejscu mieści się tak wiele tematów i rozległych dyskusji tworzonych od kilku lat, że aż brakuje czasu, by wszystko przeczytać. A sama obserwacja takich rozmów też daje pewne efekty; ważne tylko, aby była uważna.
Jeśli chodzi natomiast o kontakty z osobami z różnych grup społecznych, to też znajduję ku temu sposobności – z wieloma byłymi nauczycielami mam dobry kontakt, zdobyty z różnych względów, nie zabrakło mi nawet znajomości i z kadrą dyrektorską z gimnazjum głównie dlatego, że po zachęcie wychowawcy – w zasadzie zwyczajnie bliskiego mi, dzięki zainteresowaniom – wystartowałem z koncertami piosenek Jacka Kaczmarskiego (którego pani dyrektor, tak jak ja i były wychowawca oraz kilkoro innych nauczycieli, jest wielbicielką). Razem z kilkoma znajomymi, z którymi występowałem, przeżyliśmy później dużo ciekawych, różnorodnych spotkań związanych z tą serią koncertów, a jak można się spodziewać, naszą główną publicznością były jednak starsze od nas pokolenia. Okazało się to na tyle wzbogacające i ciekawe, że naprawdę wierzę w możliwości czerpania mądrości od starszych pokoleń, a nie tylko walczenia z nimi ;) Teraz jednak zastanawiam się nad innym, bardziej uniwersalnym sposobem zdobywania kontaktu z różnorodnymi ludźmi i niedługo planuję odbyć pierwszą, krótką podróż z couchsurfingiem.
Co jeszcze mogę opowiedzieć? Trochę skracam, bo trudno wybrać i spójnie złożyć najlepsze przykłady. Również odnośnie dostrzegania szans, wydaje mi się, że podjąłem w przeszłości kilka świetnych (choć czasami niekoniecznie dokładnie przemyślanych, raczej po części przypadkowych) decyzji, dzięki którym dotarłem do bardzo satysfakcjonujących osiągnięć. Najważniejszy przykład z takiej nieco przypadkowej decyzji to to, że w pierwszej klasie liceum, akurat tylko dla mojego rocznika (więc mam szczęście! – los mi jakoś tak bardzo często sprzyja :) ) pojawiły się dodatkowe zajęcia finansowane z unii i poza typowymi rozwiniętymi przedmiotami ze szkoły, był taki jak wiedza o finansach. Rodzice proponowali wybranie czegoś klasycznego, ja natomiast myślałem nad tym i niejako z ciekawości się zdecydowałem. I teraz uważam to za moją najważniejszą i chyba najlepszą jak dotąd decyzję. Poznałem się bowiem dobrze z fajnym sorem, który od kilkanastu lat inwestuje na giełdzie (choć nie jest to mój wiodący temat zainteresowań), już tego samego roku szkolnego (czyli 1. klasa) dostałem się do etapu okręgowego olimpiady przedsiębiorczości, dzięki czemu dostałem się na całkiem ekskluzywny tygodniowy wyjazd dla kilkudziesięciu uczniów wybranych z całej szkoły, gdzie poznałem fantastyczną dziewczynę, z którą rozwijamy siebie i naszą relację do dziś, natomiast rok później (czyli w 2 klasie) dostałem się do finału tej samej olimpiady, dzięki czemu zyskałem duże ułatwienia w dostępie na uczelnię, a w przypadku tej, na którą się wybieram – gwarancję maksymalnej liczby punktów rankingowych. Jestem więc jednym z chyba bardzo nielicznych osób, które nie stresują się tak maturą, bo mogę teraz uczyć się na nią z czystej ciekawości (choć w odpowiadaniu pod klucz odpowiedzi nie widzę tak ciekawej rozrywki), a nie przede wszystkim z presji. Stąd też uważam, że to była moja najlepiej wykorzystana okazja, której jednak na początku nie byłem świadomy. Może być to jednak przykład dostrzeżenia szansy (pewien sukces już w 1. klasie), którą przy następnym podejściu dobrze wykorzystałem.
Hm, miało być parę słów, i też nie wiem, czy o to Tobie chodziło, a mój przypadek zdaje się być dość oryginalnym, aniżeli uniwersalnym :) Pewnych rzeczy mogłem też sobie na razie nie przypomnieć, bo miałem jednak już w życiu trochę ciekawych doświadczeń (przy jednoczesnym niemal kompletnym braku niektórych uznawanych za typowe, np. wyjazdów, wycieczek – jakichkolwiek; jedynie szkolnych)
Niemniej jednak, takie jak dotąd stosowałem rozwiązania, ale wciąż mam przed sobą zadanie budowania zdolności komunikacyjnych. Ewentualnie zmianę przekonań odnośnie tego, co by nie sabotować samego siebie :) Także czekam niecierpliwie m.in. na zapowiedziany post z pomysłem na znalezienie wzorców i możliwości treningu!
Hej :)
Świetny post, trafia w sedno sprawy!
„Mówi się o braku inicjatywy, bierności, niezaradności, nieprzystosowaniu, nielojalności itp.”
To też dyskusyjna sprawa, bo z moich obserwacji w porównaniu do starszego pokolenia dużo więcej osób z mojego pokolenia (20-30 latków) próbuje stworzyć własną firmą, działa w różnych organizacjach, jeździ dużo po świecie. Nielojalność? Może właśnie to zaleta – daje dużą możliwość eksperymentowania, skupienie sie na realnym efekcie, a nie iluzji bycia „dobrym pracownikiem”.
A może po prostu staram się obracać w pozytywnym otoczeniu, stąd takie wnioski :)
Mateusz:
„Chciałbym zapytać, w jaki sposób sobie z tym radzić? Przede wszystkim z „zapadaniem się mózgu”. Jak przetrwać do czasu znalezienia lepszej pracy.”
Czy na pewno chcesz szukać pracy, czy może chcesz mieć pracę która sprawia Ci przyjemność i satysfakcję? Jesteś pewny, że chcesz pracować u kogoś? :)
Bohomaz:
Kasa kasą, a potem człowiek sie dziwi co to za krzaki w repozytorium leżą, nie? ; )
A tak serio, życzę Ci powodzenia i samych sukcesów z tym podejściem, zwłaszcza szybkiego przyswajania systemów przez coraz to nowszych pracowników na miejsce osób, które znalazły pracę za sensowne pieniądze :) Ja jednak wolałbym mieć bardziej zaufanych ludzi (czy nawet freelancerów!), z którymi uczciwie podzieliłbym się zyskami z kontraktów i spał spokojnie :)
„kwestia tego czy sa zastepywalni czy nie.”
Tak ogólnie odnosząc się do całego Twojego komentarza polecam książkę „Linchpin” :)
Pozdrawiam,
Michał
Bohomaz,
uważałabym ze sformułowaniami typu „zawsze”. Piszesz: „W kapitalizmie zawsze ale to zawsze jesli pracodawca nie musi placic wiecej to nie bedzie placic wiecej.”
Co w takim razie powiesz na to, że mam inne doświadczenia w tej materii? To jedno moje doświadczenie burzy Twoją teorię, że „zawsze”…
Może to kwestia szacunku dla ludzi – niezależnie od tego czy potrafią walczyć o więcej i „stawiać się”, czy nie…
Witaj Alexie,
To co mogę powiedzieć z moich obserwacji o 20 paro latkach, obecnie studentach nauk humanistycznych… Wychodzę z założenia, że ŚWIAT zawsze, nachalnie i „na siłę” chce zrobić mi dobrze, byłbym głupi gdybym tego nie akceptował. Codziennie spotykam się z informacjami z zewnątrz, które zauważone i dobrze wykorzystane potrafią zmienić moje życie na lepsze. Kilka lat temu postanowiłem studiować historię, nauczycielską, tylko dlatego, że zawsze bardzo mnie interesowała, w tym czasie kiedy inni bawili się i uczyli do sesji, ja kontaktowałem się z muzeami szyłem (sic.) stroje z epok, a nawet organizowałem jarmarki średniowieczne. Dla kolegów moja aktywność była egzotyczną przygodą, a ja w jeden weekend mogłem zarobić półroczną wypłatę ojca, który nie zarabia dużo, ale zawsze. Fakt, faktem nie było tego dużo, ale dzięki temu nawiązałem wiele ciekawych znajomości, które w przyszłości na pewno się przydadzą. Podczas 2 roku studiów, na początku, mieliśmy praktyki w szkołach podstawowych. Do dziś pamiętam tą wychwyconą informację w postaci głosu Pani Dyrektor SP28.
„Pani Łukaszu, a po studiach chce Pan być nauczycielem? Wie Pan, że teraz nie ma takiej pracy.”
Jestem pewien, że wielu ludzi otrzymało „w darze” podobne informacje, jednak puścili je wolno w eter. Szybki bilans, co dalej, i rozmowy ze znajomymi, niestety w większości jałowe sprawiły, że obecnie prowadzę DG. Dla kumpli z kampusu priorytetem (czyt. usprawiedliwieniem) była „strata roku, albo dwóch na studiach”, kiedy mówiłem na Boga jak to się ma w porównaniu do kolejnych 3,4 lat jałowej nauki – „Ale Łukasz, po studiach się zobaczy.” Ja na szczęście już nie zobaczę.
Inna historia, to traktowanie studentów w akademikach, jak prawdziwe dzieci. Kto ich tak traktuje całe szefostwo akademików, sprzątaczki, portierzy itp. Niedawno odwiedzając akademik w Katowicach w sobotę rano, po jakiejś imprezie, byłem świadkiem i uczestnikiem rozmów sprzątaczek. „-Na 3p. znowu naświnili. -Po imprezie ciężko się chyba dziwić. -No tak, MŁODZI SIĘ MUSZĄ SIĘ WYSZALEĆ, potem tego nie będą mieli.”
Jak uważasz Alexie, czy takie traktowanie „na luzie” pomoże im, czy odwrotnie?
A co do kredytów na 30 lat, mam 23 lata, obecnie jestem w ostatniej fazie starania się o kredyt mieszkaniowy na zakup małej kawalerki w centrum mojego miasta, 110% kredytu, 30 lat, czy czuje się tym ograniczony? Zupełnie, kawalerkę mam zamiar wynajmować i póki co raty kredytu pokrywać z czynszu najmu, a w przyszłości mieć taką poduszkę bezpieczeństwa, z paru groszy co miesiąc. Zgadzam się z Tobą w wielu aspektach, jednak czasem patrzę długofalowo, czego (jak wynika wg mnie z postów) nie popierasz, dzięki temu mam jednak motywację do działania i realizacji wizji na horyzoncie, która na razie majaczy niczym fatamorgana.
A wychodząc z założenia im mniej masz, tym jesteś bogatszy, wcale nie muszę tak dużo pracować :)
Pozdrawiam Ciebie i czytelników,
Łukasz
Alex świetny post, a pytania które zadałeś są zdumiewające. Jakiś czas temu próbowałem zrobić sobie taką analizę, ale patrząc teraz na twoje pytania widzę ile pominąłem.
Jak wiadomo takiej analizy nie robi się w 10 minut, ale po krótkim przemyśleniu niektórych aspektów wyciągnąłem kilka wniosków.
Różnorodność kontaktów – od pewnego czasu staram się nad tym pracować. I do dzisiaj wydawało mi się, że idzie mi całkiem nieźle. Niestety to tylko złudzenie, bo po przeanalizowaniu nowych kontaktów i znajomości zauważyłem, że różnorodność zmieniłem na ilość. Starałem się być otwarty na nowe znajomości, co obfitowało w znaczny wzrost kontaktów z „nowymi ludźmi” którzy niestety są z mojego środowiska, przedziału wiekowego i statusu wiekowego. Czyli czeka mnie jeszcze dużo pracy.
Wykorzystywanie okazji – tutaj jest chyba najgorzej. Odnoszę wrażenie, że większość nadarzających się okazji nie wybrałem świadomie, a tylko pomogły w tym różnego rodzaju zbiegi okoliczności.
Język Angielski – Niestety należę do osób które nie posługują się tym językiem płynnie. Do nie dawna znałem tylko kilka popularnych słów i zwrotów. Ale tu sumiennie nad tym pracuje. Czytam wiadomości i blogi po angielsku. Wiem, że do płynnej rozmowy to nie wystarczy więc będę dalej nad tym pracować.
Teraz mam pytanie do wszystkich. Jak i gdzie szukać odpowiednich wzorców komunikacji? Wiem, że w telewizji znalezienie dobrego wzorca graniczy z cudem. Może mi kogoś polecicie? Jakieś rekomendację.
Bartek L.
U siebie też dostrzegam podobny problem. Podczas kontaktów w cztery oczy dostrzegam dość duży problem w składaniu sensownych zdań, a podczas kontaktów poprzez komputer tego nie zauważyłem. Może czytelnicy i Alex mają jakieś rozwiązanie tego problemu.
Mateusz
jeśli jest tak jak mówisz: „W oczekiwaniu na znalezienie lepszej pracy nie zasypuję gruszek w popiele i zamykam się w jakimś kokonie, ale dbam o swój rozwój zarówno poprzez rozbudowę wiedzy jak i kontaktów osobistych (nawiązałem nawet kilka ciekawych znajomości). „ to nie pisz o przetrwaniu, bo to jest mylące i w dodatku niepotrzebnie stawia Cię w niezasłużonym negatywnym świetle. Widzisz to? To jest właśnie przykład tego nieprecyzyjnego użycia języka, będącego jedną z Waszych podstawowych bolączek.
Jeśli chodzi o rady, to zazwyczaj im precyzyjniej jest opisany przypadek, tym precyzyjniej można doradzić. Zbyt ogólnie to mamy standardowe ble, ble, czyli rady typu TBU (true but useless)
Ewa W
Piszesz Bohomazowi: „Czy zdarzyło i się kiedyś negocjować stawkę, jaką masz zapłacić komuś za jego pracę w drugą stronę, czyli w górę? Gdybyś powiedział: ta praca jest więcej warta iż stawka, której oczekujesz, zatem zapłacę Ci dwa razy tyle – zależy mi na dobrym i zaangażowanym pracowniku i rzetelnej robocie… „
Ja tak dość często robię, kiedy widzę dużą różnice między wyceną dostawcy (konkretnego człowieka, niekoniecznie firmy), a moją.
Maciek
Dziękuje za obszerna analizę, to jest niezły przykład. Proszę tylko używaj na przyszłość cudzysłowu, kiedy coś cytujesz, bo wtedy Czytelnik łatwiej może się połapać.
Bohomaz
Dziękuje za obszerne wyjaśnienie. Kwestia uczenia się nowych technologii przemawia do mnie.
O „cut the middle man” piszesz między innymi: „sprzedaz uslugi IT to wbrew pozorom nie tylko wiedza IT ale odpowiednia osobowosc a nawet taka blaha sprawa jak ubranie na rozmowie o biznesie. „
Ja to wiem, w końcu uczyłem przez wiele lat ludzi jak sprzedawać HiTech wszelkiego rodzaju :-) I właśnie dlatego wiem, że nauczenie się tego, o czym piszesz to w sumie nie taka trudna sprawa.
Pytasz: „sam jestes coachem jak mniemam drogim a na rynku jest ogrom mlodych ludzi ktorzy maja juz certyfikaty “holiłudu” na bycie coachem a mimo to to Ty masz zlecenia a nie oni, moze to dobry pomysl na nowy wpis na blogu – jak sie “bronisz” przed konkurencja „
Ja się nie bronię :-) Po prostu robię coś całkiem innego :-)
Teraz przejdźmy do sprawy, gdzie chyba mamy zasadnicze rozbieżności.
Rok, o którym mówimy nie jest tak istotny, bo pomijając lata boomu gospodarczego, kiedy wystarczyło mieć wyczuwalny puls i już była praca, to początkującym na rynku zatrudnienia zawsze było „pod górę” i zaczynało się od niewielkich zarobków, jeżeli w ogóle. Szczególnie jeśli pojawiał się tam wyż demograficzny.
W Niemczech, po studiach też nie jest tak różowo, jak większość ludzi sobie wyobraża, choć w IT może jest łatwiej.
Piszesz: „Prowadzi to do tego ze młodzi ludzie zyja z rodzicami, a to w petli zwrotnej prowadzi do tego ze nie maja stymulacji do zadan placowych bo za te 1500zl skromnie bo skromnie ale żyja mając wikt i opierunek.”
Na pewno i tak się zdarza. To co ja widzę, to mnóstwo młodych osób, które mimo tego starają się stanąć na własnych nogach i osobiście bardzo mi to imponuje. I te 1500 zł to częściej rezultat braku umiejętności sprzedania się niż czegokolwiek innego. Na każdym spotkaniu z Czytelnikami robimy przypadek tego typu i potem jest duże „aha!!”
Dziękuję za doprecyzowanie definicji „osoby zdziadziałej” :-)
Opisuje ona częste przypadki błedów/stagnacji ludzi, nie tylko młodego pokolenia. Całe szczęście, że z takimi można sobie stosunkowo łatwo poradzić, o czym pisze na blogu i mówię na spotkaniach.
Piszesz do Ewy W: „Dlatego zastepowalny pracownik (np. na tasmie) zawsze zarabia najmniej a niezastepowalny jest skarbem. „
Dlatego pisałem o „Purpurowej krowie” :-)
http://alexba.eu/2008-06-13/rozwoj-kariera-praca/purpurowa-krowa/
dalej o młodych ludziach z IT: „O dziwo wiekszy szacunek ma w Polsce do siebie samego spawacz lub glazurnik. „
To zmieńmy to!! Ja od lat za darmo pisze ten blog, a TY?
Obiecująco brzmi: „Od kilku tygodni chodzi mi po glowie niesmiely projekt uswiadamiania informatykow w Polsce ze ich 2 letnie doswiadczenie jest juz dobrym doswiadczeniem, zeby sie integrowali w srodowiska, nie dali sie zatrudniac za psie pieniadze, nie bali sie zagranicy, zakladali firmy z dotacji, nie bali sie upadku ktory nastapi predzej czy pozniej. U nas bardzo latwo zrobic slowem komus duza krzywde i potem slysze ze oto programista php to nie programista. „
No to mam dla Ciebie wyzwanie :-) Napisz przyzwoity post gościnny na ten temat, a ja go chętnie opublikuje (nawet całą serią jak chcesz :-) ) Musi tylko być uczciwie napisany i zawierać informacje przydatne dla Czytelników. Ten blog ma ok. 100 000 odwiedzin miesięcznie, więc głodną wiedzy publiczność masz! Podejmujesz?
Marcin
Piszesz: „Z moich obserwacji wynika, że ludziom w wieku 26 włącza się bardzo mocna potrzeba stabilizacji, powodowana „zewnętrzną presją”. „
Aby przed taka presja się obronic często wystarczy stosować metody opisane w postach takich jak np.
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
Co do reszty, to dziękuje za interesujący i budujący komentarz :-)
Bartek L.
Dziękuje za ciekawy i obszerny komentarz.
Bardzo trafnie opisujesz rozpowszechniona przypadłość, kiedy piszesz: „Gdy piszę coś przed komputerem (najczęściej w rozmowach z innymi lub wypowiedzi takie, jak ta), to nie mam większego problemu ze złożeniem wypowiedzi, które wydają się też być nieźle skomponowane, i to będąc napisanymi “z marszu”. Natomiast gdy przychodzi mi wypowiedzieć się “na żywo”, nawet przy zwykłej rozmowie, i to nawet z tymi samymi osobami, z którymi rozlegle rozpisuję się online, to ciężko mi logicznie sklecić więcej niż kilka zdań. „
To jest rezultat komunikowania sms-ami, słowem pisanym w mediach społecznościowych itp. przy braku równowagi w postaci komunikacji słowem mówionym.
To jest podobna sytuacja do faceta, który z wygody zaspokaja się przy pornolach (nie trzeba wychodzić z domu, robić miłego wyrazu twarzy itp. :-)) a potem w kontakcie z rzeczywistą kobieta jest dość bezradny :-)
Rada na to jest w obydwu przypadkach taka sama: praktykować!!!
jeśli chodzi o rozmowy, to staraj się spotykać ciekawych ludzi i próbuj z nimi rozmawiać, nawet jak na początku idzie to opornie. W domu możesz facebooka tez czasem zastąpić skypem (mówionym!!!)
Taka powszechna przypadłość umożliwia łatwe wybicie się ponad otoczenie, co pomoże Ci zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym.
Obserwacja rozmów, o której piszesz jest ważna ale niewystarczająca.
Z Twojej dalszej wypowiedzi widzę, że chyba jesteś już na dobrej drodze, aby ten deficyt zniwelować.
Teraz pozwólcie, że zjem śniadanie na tarasie i wrócę do Was trochę później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Analiza mojego Porsche:
Rocznik – dwudziestokilkuletni ;-)
Precyzja i skuteczność w komunikacji
a) Pod względem precyzji odbioru informacji oceniam się całkiem nieźle, ponieważ umiem dobrze i aktywnie słuchać i przykładam uwagę do szczegółów komunikatu przekazywanego przez drugą stronę oraz spójności jej wypowiedzi pod względem logiczym. Często dopytuję jaką dokładnie definicję słowa X ma na myśli druga strona używając słowa X w omawianym kontekście. Jestem wyczulony na słowa : zawsze, wszędzie, każdy, wszyscy, nikt itp. Sam używam ich bardzo ostrożnie, często z odpowiednim przysłówkiem przed nimi. Podobnie staram się nie generalizować i wypowiadać swoje opinie używając zwrotów takich jak „W mojej opinii”, „moim zdaniem” itp.
b) Pod względem precyzji w nadawaniu – tutaj oceniam się znacznie słabiej. Moja głowa myśli wiele, precyzyjnie, logicznie, spójnie, dobrze kojarzę. Dość często mam jednak kłopot, aby przekazać spójnie, składnie i zwięźle to, co pomyślę. Zdarza mi się zaplątywać komunikując to, co mam na myśli. Mój język jeszcze nie jest tak giętki, żeby przekazać dokładnie i precyzyjnie to, co pomyśli głowa, ale pracuję nad tym. W jaki sposób? Wyjazdy na Kanary ;-) obecność na spotkaniach z Alexem, otaczanie się coraz większym gronem osób, które również krytycznie podchodzą do tego w jaki sposób się wyrażają i są otwarte na wzajemne dawanie sobie informacji zwrotnej. Co ciekawe, można to robić międzymiastowo – komunikując przez telefon/Skype. Pewna Czytelniczka, która ostatnio prowadząc rozmowę telefoniczną na linii Hiszpania-Polska ze mną czytając ten komentarz z pewnością wie, że o niej mowa ;-) Kiedyś byłem członkiem Toastmasters International (anglojęzyczny klub kształcenia przemówień publicznych i przywództwa i umiejętności komunikacyjnych). Lubię wystąpienia publiczne. Chyba czas wrócić do tego klubu ;-)
c) Skuteczność w komunikacji – tutaj również mam spore pole do poprawy. Przede wszystkim brakuje mi zawodowych doświadczeń negocjacyjnych. W prywatnych aspektach niektórzy znajomi o mnie mówią, że niezły ze mnie negocjator ;-) Oceniam się całkiem nieźle w nawiązywaniu relacji i prowadzeniu rozmowy z nowo poznanymi osobami obojga płci a także zdobywaniu zaufania. Tutaj pomogła mi przede wszystkim umiejętność słuchania, autentyczne zainteresowanie drugim człowiekiem, umiejętność zadawania coraz lepszych pytań otwartych i PRAKTYKA z wieloma ludźmi. Pracuję intensywnie nad przekłuwaniem powierzchownym znajomości w głębsze, zwłaszcza jeżeli chodzi o znajomości męsko-męskie. Ostatni wyjazd na Kanary bardzo wiele mnie nauczył w teorii i w praktyce… ;-)
Poczucie własnej wartości – obserwując siebie widzę, że faktycznie jest tak, że kiedy robię coś z własnej inicjatywy, realizuję swoje pomysły czy marzenia, wkładam w coś wysiłek a potem patrzę wstecz i mogę się poklepać po plecach i powiedzieć sobie „Niezła robota” to czuję się wewnętrznie mocno i wierzę w siebie. Zauważyłem, że to uczucie zostaje jakiś czas we mnie, ale potem, jeśli nic nowego nie robię, nie podejmuję nowych wyzwań to ono powoli opada, klapnie. Skoro zrealizowałem projekt X to dlaczego projekt Y miałby się nie powieść? Realizując do tej pory kilka projektów w swoim życiu nabrałem całej gamy przydatnych umiejętności organizacyjnch. Nauczyłem się współpracować z ludźmi. Mówiąc nauczyłem mam na myśli skok z poziomu umiejętności 1 na 10 możliwych do w tym momencie powiedzmy 4 na 10 możliwych, bo im więcej umiem tym coraz mocniej zdaję sobie sprawę ile jeszcze nie potrafię ;-) Realizując własne pomysły (społeczne, prywatne i zawodowe) z różnymi ludźmi rozwinąłem takie umiejętności jak aktywne słuchanie, nawiązywanie kontaktu z różnymi ludźmi, argumentowanie, odnajdowanie się jako lider, organizacja, planowanie, również empatia, wyczucie, pisanie, sprzedaż, tworzenia od podstaw i zarządzanie projektem. I, jak napisałem powyżej, poprzez słowo nauczyłem rozumiem skok poziomu tych umiejętności z 1/10 o kilka oczek w górę w mojej własnej ocenie, a także w ocenie moich znajomych. To, co chcę przez to powiedzieć to to, że mam mocne wrażenie, że na moje poczucie własnej wartości najlepiej wpływają osiągnięcia oraz poczucie, że rozwijam istotne dla mnie i przydatne w życiu umiejętności oraz świadomość tego że potrafię i że sobie potrafię poradzić i odnaleźć się, że dam radę. To jest fantastyczne uczucie.
Dodatkowo osobiście jeszcze do niedawna (około półtora roku czasu) miałem duży problem z uwolnieniem się od wpływu rodziny i presji, jaką na mnie w nawet pośredni sposób wywierano. Nawet jeżeli to działo się tylko w mojej głowie uwolnienie się od tego dało mi dużo swobody, luzu i braku ciśnienia na robienie czegoś czego nie chcę. Mogę skupić się na sobie, swoich pragnieniach, swoich odczuciach i potrzebach, bez pośpiechu, bez nacisku na robienie kariery w stylu kilku członków mojej rodziny, bez porównywania się do innych przede wszystkim.
Kolejna rzecz – umiejętność obrony swojego terytorium. ABC tej umiejętności to pytania i podejście pt. „Co chcesz przez to powiedzieć?”, „Do czego potrzebna jest Ci ta informacja? Itp. Pamiętam, jak na początku sceptycznie podchodziłem do tej rady Alexa, jednak po kilkukrotnym jej użyciu i zobaczeniu jak skutecznie działa jestem jej dużym fanem i propagatorem ;-)
Patrząc wstecz pamiętam jak się czułem wracając z zagranicy (USA) po kilkumiesięcznej przygodzie z pracą i odnajdywaniem się za granicą. Świadomosć i poczucie, że samodzielnie dam sobie radę za granicą była niezłym uczuciem.
Jakie przedsięwzięcia mogę wystartować, aby to poczucie jeszcze umocnić? To jest bardzo motywujące pytanie. Mam kilka takich w planach, część już realizuję. To interesujące popatrzeć na te plany przez pryzmat „dodawania punktów” do poczucia własnej wartości.
Doświadczenie i umiejętności w kontaktach z ludźmi całkiem różnymi ode mnie – to jest ciekawy temat. Zdarzyło mi się mieszkać i przyjaźnić przez kilka miesięcy z Niemcem, który był młodym pracownikiem znanego banku i który przebiegł ultramaraton (100km, prawie doba biegu). Obecnie mieszkam z Marokańczykiem, który prowadzi własną firmę (sprzedaż marokańskich kosmetyków do Polski i 2 innych państw), mówi płynnie po hiszpańsku i francusku, komunikatywnie po angielsku. Różnimy się diametralnie charakterami, jednak lubimy się, czasem razem biegamy. Po wylocie na Kanary postanowiłem rozmawiać z nim tylko i wyłącznie po hiszpańsku – parę lat temu mówiłem bardzo komunikatywie w tym języku, jednak kilkuletni brak praktyki w tym zakresie spowodował, że lwią część po prostu zapomniałem. Na szczęście ta umiejętność, przy sprzyjających warunkach wraca bardzo szybko ;-) Mieszkałem też przez pewien czas z młodym (30 lat) właścicielem całkiem nieźle rozwijającej się, kilkunastoosobowej firmy. Poprzez mnóstwo rozmów i zrobienie kilku małych projektów razem nieco się nauczyłem. Trochę razem przeżyliśmy. Mam dwóch dobrych przyjaciół z USA – jeden ma lat 30 i obecnie mieszka i studiuje i pracuje w Barcelonie, drugi 55 i jest na emeryturze ;-) Poprzez Blog Alexa poznałem również osobę, którą śmiało mogę określić swoim przyjacielem, a która jest ode mnie o wiele starsza. Mieszka w Gdańsku ;-) Znamy się już kilka lat, ostatnio zrobiliśmy razem świetną rzecz przy okazji projektu „Świąt Dla Każdego 2012”. Druga bliska mi osoba poznana przez Blog Alexa mieszka również w Gdańsku i jesteśmy Partnerami w projektacg „Święta Dla Każdego”. Inna bliska mi osoba poznana przez Blog Alexa obecnie mieszka i pracuje w Londynie. Pozdrawiam ;-)
Ciągle uczę się dbać o te relacje, bo już się przekonałem, że to bardzo wartościowa umiejętność.
Przez Blog Alexa w ogóle poznałem mnóstwo fantastycznych ludzi, którzy są dla mnie w ten czy inny sposób bliscy i z którymi relacje są dla mnie bardzo wzbogacające. Mam wrażenie, że nie jestem jedynym Czytelnikiem, który może wypowiedzieć takie zdanie ;-)
Szanse, które los stawia na mojej drodze – nie zdążyłem jeszcze porozmawiać o tym z wystarczającą liczbą osób, aby się ocenić pod tym względem. Mam wrażenie, że kilka okazji w życiu wykorzystałem, ale wiele przepuściłem z różnych względów. Tutaj na pewno pomogła mi postawa zuchwałości, którą pielęgnuję ;-) Ostatni wylot na Kanary będący ogromną wartością dodaną dla mnie jest ciekawym przykładem tego jak wykorzystując dużą szansę nie wycisnąłem z niej tyle, ile można by było wycisnąć.
Zdolność przyjmowania niewygodnej/nieprzyjemnej informacji zwrotnej – zdecydowanie posiadam. Potrafię „wziąć na klatę” ciężką krytykę. Czasem boli, jednak ja wyłuskuję z niej to, co jest dla mnie wartościowe i generalnie jestem wdzięczny za każdy rodzaj informacji zwrotnej. Czasem mówi on mi dużo o mnie, a w pewnych przypadkach o osobie, która mi jej udziela ;-) Czy otwarcie komunikuję potencjalnym nadawcom to, że mogą mnie bez zahamowań krytykować? Owszem. Jednak dziękuję za to pytanie, bo doszedłem do wniosku, że w kilku przypadkach zaniedbałem ten aspekt relacji.
Postawa, że na horyzoncie zawsze pojawi się nowa szansa- to jest ciekawe, bo kiedyś bardzo się przejmowałem tym, że coś zaprzepaściłem, nie wykorzystałem. Zdarzało mi się obwiniać siebie. Wiele szans zmarnowałem, ale im więcej ich marnowałem tym bardziej zacząłem się przekonywać, że kolejna szansa, przy zadbaniu o odpowiednią dywersyfikację tego, co na różnych płaszczyznach mojego życia robię, pojawi się za jakiś czas. U mnie to poczucie wyrobiło się nie przez granie w gry (chociaż w młodości byłem niemal maniakiem, zdarzało mi się w podstawówce symulować chorobę, żeby móc grać w ulubione gry, a także miałem kilka rekordów w czasopismach komputerowych ;-) ), a przez zmarnowanie wielu okazji / „spartaczenie” wielu spraw. Do ciekawego i ważnego aspektu związanego z grami wrócę za chwilę.*** (BONUS)
Zdolność kredytowa – pomijam ten aspekt, bo nie zamierzam zakładać rodziny przed 40 rokiem życia i nie mam w planach brania kredytów.
Praktyczna znajomość angielskiego – Pracowałem w USA przez 5 miesiecy. Potrafie oglądać filmy w wersji orginalnej. Umiem rozmawiać na różne tematy z obcokrajowcami. Z bardzo dużą swobodą czytam książki po angielsku. Jednocześnie jeżeli chodzi o mówienie po angielsku do „dobrej formy” dochodzę po kilku dniach intensywnego komunikowania w tym języku. Jak wykorzystyję to do poszerzania moich kontaktów i horyzontów myślowych? Kontakty – o kilku wspomniałem powyżej. Jednak dziękuję za inspirację do odnalezienia nowych obcokrajowców, z którymi mogę się zaprzyjaźnić. Mam to w planach już w tym tygodniu – hiszpański wieczorek językowy. Horyzonty myślowe – byłem aktywnym czytelnikiem „Biblioteczki Alexa” – przeczytałem około 30 książek. Świadomie użyłem słowa byłem, bo ostatnimi czasy faktycznie zaniedbałem się pod tym względem. Jednocześnie dosłownie dziś pożyczyłem od Kolegi książkę Erica Riesa „The Lean StartUp” ;-) Warto czytać.
*** (BONUS) Gry komputerowe w nauce angielskiego. Moim zdaniem dobre osłuchanie (i niezłe oczytanie) języka angielskiego dwudziestokilkulatków wynika w dużej mierze również z tego, że wielu z nas grało w młodości w anglojęzyczne gry komputerowe. Sam jestem żywym przykładem tego, że już w podstawówce, dzięki grom jRPG (japanese Role Play Game), gdzie – żeby „przejść dalej” – w dużym uproszczeniu niejednokrotnie podczas rozgrywki trwającej 20-60 godzin trzeba było się „przebijać” czytając ze zrozumieniem angielskie teksty i dialogi bohaterów których było naprawdę DUŻO. Ze zrozumieniem, aby dojść do tego co należy zrobić, aby przejść dalej ;-) To jeden z wielu przykładów na to, jak gry kiedyś, kiedy dominowały konsole PSX i Playstation 2 i nie było prawie w ogóle gier w języku polskim, uczyły najczęście w pośredni sposób języka angielskiego. O komputerowych grach (na PC) się nie wypowiadam, bo „od zawsze” byłem graczem konsolowym.
Seks – akceptuję swoją seksualność i rozwijam ją, akceptuję swoje ciało, dbam o siebie. Nie powiem, że znam swoje potrzeby doskonale, ale powiem, że znam je dobrze i odkrywam siebie pod tym względem. Ciekawa, ale jednocześnie bardzo intymna jest obserwacja co się ze mną dzieje, kiedy nie spełniam (a raczej nie spełniałem) tych potrzeb (nie tylko seksualnych, ale również) przez dłuższy okres czasu (choćby pół roku).
Jest to bardzo przyjemne i korzystne zajęcie, którego intensywna praktyka w ogromny sposób wpływa na moje samopoczucie, poziom energii, kreatywność, zadowolenie z życia i radość. Staram sie dość otwarcie rozmawiać o moich potrzebach, jestem dumny z faktu, że jestem istotą „w pełni seksualną” ;-)
Podsumowując zatem ten niekrótki komentarz dochodzę do wniosku, że moimi świecami zapłonowymi są:
a) spora część umiejętności komunikacyjnych, przede wszystkim umiejętność precyzyjnego wyrażania się
b) Podejrzewam, że umiejętności dostrzegania i WYKORZYSTYWANIA szans również powienienem się przyjrzeć
c) Doświadczenie w kontaktach z ludźmi róznymi ode mnie – tutaj zdecydowanie jest pole do poprawy i mam wrażenie (również z doświadczenia), że im większe mam”exposure” na różnych ludzi tym większa szansa że nadarzy mi się ciekawa sposobność zawodowa lub prywatna.
Do dzieła! ;-)
Witam ponownie :)
@Michal
„…krzaki w repozytorium leżą, nie?
… znalazły pracę za sensowne pieniądze :) Ja jednak wolałbym mieć bardziej zaufanych ludzi (czy nawet freelancerów!), z którymi uczciwie podzieliłbym się zyskami z kontraktów i spał spokojnie :)
… komentarza polecam książkę “Linchpin” :) ”
Drogi Michale, bledy i niedomagania w IT sa wszedzie, wczoraj znany Evernote zarzadzil zmiany wszystkich hasel wszystkich userow, sony przesyla hasla tekstem, czy pracuja tam tani pracownicy?
Cieszy mnie jesli ktos znajduje lepsza prace tak samo jak ja znajduje lepsze zlecenia! Jedynie co mnie moze nie cieszyc to odejscie pracownika w srodku zlecenia ale od tego sa umowy. Dziekuje za ksiazke zaraz zobacze, ja polecam Ci „Zydowskie madrosci w biznesie”
@Ewa
„uważałabym ze sformułowaniami typu “zawsze”. Może to kwestia szacunku dla ludzi – niezależnie od tego czy potrafią walczyć o więcej i “stawiać się”, czy nie…”
Przepraszam za „zawsze” uogolnienia w krotkich formach internetowych sa zmora. Pozatym podszedlem do tematu zbyt emocjonalnie.
Pytam kandyata ile chce zarabiac, slysze kwoty do 2,5tys. :(((( O to chce „walczyc” o swiadomosc. Gdy bylem mlodszy poszedlem na 2 etapowa rekrutacje, powiedzialem choc to byla moje poczatki kariery 7tys. zlotych. Przeszedlem bo bylem w widelkach, mialem wiedze, firma byla dunska w Polsce. Przegralem na koncu bo kandyat obok zgodzil sie na 4tys. mial wieksze wiedze a okazalo sie ze praca ktora miala byc inzynieryjna obejmowala bardziej namawianie ludzi do kupna a nie badania i rozwoj offsite. To byl przelom by juz nigdy nikomu w nic nie wierzyc i brac sie z zycie za barki osobiscie bezposrednio z klientem i jego potrzeba.
@Alex
„I właśnie dlatego wiem, że nauczenie się tego, o czym piszesz to w sumie nie taka trudna sprawa.”
Trudna nie ale wymaga czasu, zasobow swiadomych, musi byc odrazu od przedszkola.
„W Niemczech, po studiach też nie jest tak różowo, jak większość ludzi sobie wyobraża, choć w IT może jest łatwiej.”
Znajomy, po studiach pojechal do Niemiec dwa lata temu, pierwsza praca byla jakas kiepska po znajomosci dzieki dziewczynie, druga – jest programsita java za 3tys. euro na start, oferte znalazli w drukowanej gazecie, Niemcy zachodnie, juz zaczyna budowe domku za miastem, nie potrafil jezyka niemieckiego obecnie sie uczy choc podchodzi to tego luzno co dziwne dla mnie, na studiach informatycznych nie uczyl sie javy, dopiero w tej pracy, mowi ze mu dobrze, narzeka tylko na to ze kultura pracy jest mniej wolnosciowa, tam trzeba pracowac a nie pic kawy i ciezko o wolny dzien, sie rozwija szybko szef to widzi i nie chce go puszczac :) bo dopiero ucza nowych pracownikow.
„Na każdym spotkaniu z Czytelnikami robimy przypadek tego typu i potem jest duże „aha!!””
Sklonuj sie Alexie ;) i chodz po szkolach jak kiedys rozni celebryci i podroznicy. Moj dawny profesor na uczelni powiedzial ze on woli uczniow szkol srednich bo ich mozna jeszcze zmienic, studenta juz ciezko.
„Ja od lat za darmo pisze ten blog, a TY?”
Otworze pewnie maly projekcik w tym kierunku, jestem rozdarty pomiedzy checia pomocy, walka z wiatrakami, nagonka, sprzeciwem starej gwardii, nerwami, biurokracja a skupieniu sie na sobie i bliskich osobach krajach by cisnac zycie wlasne egoistycznie. Mam jeszcze jeden zamysl w uczeniu ludzi by nie dali sie wciagac w historie ala Amber Gold.
@Aleksander Piechota
Nono :) Pan rownierz powinien opowiadac w szkolach jak wyglada jego zycie.
Michał
Piszesz: „z moich obserwacji w porównaniu do starszego pokolenia dużo więcej osób z mojego pokolenia (20-30 latków) próbuje stworzyć własną firmą, działa w różnych organizacjach, jeździ dużo po świecie. „
Tez mam takie wrażenie, choć nie jest ono oczywiście poparte badaniami statystycznymi.
Łukasz
To jest to co zawsze mówię: rób coś konkretnego, bez tego studia w Polsce są często bezwartościowe.
Większość ludzi tez ma kłopot z porzuceniem kiepskiego projektu, bo tyle w niego zainwestowali (czasu, pieniędzy, uczuć itp.) A to jest spory minus, którego najwyraźniej nie masz.
Podajesz przykład z pytaniem: „Inna historia, to traktowanie studentów w akademikach, jak prawdziwe dzieci. Kto ich tak traktuje całe szefostwo akademików, sprzątaczki, portierzy itp. Niedawno odwiedzając akademik w Katowicach w sobotę rano, po jakiejś imprezie, byłem świadkiem i uczestnikiem rozmów sprzątaczek. “-Na 3p. znowu naświnili. -Po imprezie ciężko się chyba dziwić. -No tak, MŁODZI SIĘ MUSZĄ SIĘ WYSZALEĆ, potem tego nie będą mieli.”
Jak uważasz Alexie, czy takie traktowanie “na luzie” pomoże im, czy odwrotnie? „
Takich ludzi („studentów”) wyrzuciłbym z hukiem z akademika a nawet ze studiów :-) Pewien minimalny poziom ludzki musi być, wtedy powstają rzeczy warte robienia.
No ale plebs był zawsze i zawsze będzie….. tylko po co na studiach za moje pieniądze???
Życzę Ci powodzenia w realizacji Twojej wizji, mam nadzieję, że ewentualne wprowadzenie podatku katastralnego nie pomiesza Ci w kalkulacjach :-)
KrzysiekP
Ilość zamiast różnorodności kontaktów zdarza się dość często. Nie jest to tak całkiem złe, bo nawet z podobnymi ludźmi, jeśli masz dużo interakcji ćwiczysz sobie różne umiejętności komunikacyjne. Wazne jest, aby na tym nie poprzestać.
Aleksander Piechota
Tak dokładnej analizy to nie robiłem nawet sam sobie :-) Brawo!!
mam tylko słówko do jednego zdania :-)
Piszesz:-) „nie zamierzam zakładać rodziny przed 40 rokiem życia „
Potem tym bardziej nie będzie Ci się chciało :-)
Bohomaz
O nauczeniu się piszesz: „Trudna nie ale wymaga czasu, zasobow swiadomych, musi byc odrazu od przedszkola. „
Moje doświadczenia są inne, na pewno nie musi to być od przedszkola.
Podałeś jednostkowy przykład kolegi, o którym nic nie wiemy. Wierzę w to, co piszesz, niemniej byłbym ostrożny w uogólnianiu na podstawie jednego przypadku.
Życzę Ci powodzenia w tym Twoim projekcie, pamiętaj tylko że świat zmieniamy działaniem a nie samym myśleniem i planowaniem.
PS: Ta książka o żydowskich mądrościach w biznesie rozczarowała mnie (czytałem ją w oryginale jak tylko wyszła w USA). Lepiej poczytaj cos o koncepcji „Mensch” z języka jiddysz. Krótkie wyłożenie tematu masz tutaj:
http://blog.guykawasaki.com/2006/02/how_to_be_a_men.html
PPS: Na tym blogu zwracamy się do siebie po imieniu w drugiej osobie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bohomaz
Można spytać na czym konkretnie bazujesz to stwierdzenie? ;-)
Alex
Dopuszczam taki scenariusz, dlatego świadomie użyłem słów „Przed 40 rokiem życia nie zamierzam…”, co nie implikuje, że po 40 mam to zaplanowane ;-)
Podobnie do Aleksandra, też odpowiem ze swojej własnej perspektywy na zadane w poście pytania – być może będą one ciekawe też dla was :) Jeśli nie, to wybaczcie za zaśmiecanie wątku.
Piszesz: „Precyzja i skuteczność w komunikacji – nie oszukuj się :-) Znam tylko kilka osób w wieku 20-29 lat, które potrafią to naprawdę dobrze. Zastanów się, jak możesz znaleźć dobre wzorce i sparringpartnerów do trenowania? ”
Hm, precyzja i skuteczność w komunikacji. Nie oceniam siebie tutaj za dobrze. Chętnie się dowiem, jak mogę to poprawić – zwłaszcza skuteczność, a także ideę sparingpartnerów.
Piszesz: „Poczucie własnej wartości i zaufanie do samego siebie – zobacz, gdzie Ty jesteś w tym względzie i pomyśl jak mógłbyś to poprawić. Jakie przedsięwzięcia, niekoniecznie od razu dużego kalibru mógłbyś wystartować, aby potem powiedzieć sobie „zrobiłem to!!”?
Mógłbym np. zorganizować akcję zbierania dawców szpiku kostnego dla brata mojej koleżanki ( i dla innych osób także :)). Ciekawy jest punkt, by powiedzieć: „zrobiłem to!!”. Ja do tej pory organizowałem różne przedsięwzięcia (m.in. imprezy studenckie) i poniekąd czerpałem z tego przyjemność, ale zawodziłem się na ludziach, z którymi przedsięwzięcia organizowałem. Bo ja podchodzę do przedsięwzięć ambitnie, np. gdy robiłem imprezę studencką, to zależało mi na tym, by była ona udana – co oczywiście wiąże się z dodatkowymi obowiązkami organizacyjnymi (aczkolwiek zasada Pareto mogłaby mi być w kilku sytuacjach przydatna). Ogólnie mam takie wrażenie odnośnie osób, z którymi współpracowałem, że część z nich dawała z siebie 100%, a część nie.
Piszesz: „Jakie masz doświadczenie i umiejętności w kontaktach z ludźmi całkiem różnymi od Ciebie?”
Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie cenię sobie szczególnie osób, które nie są pracowite, które są takie że tak powiem „wyluzowane”, „beztroskie”. Pokutuje we mnie być może mit „ciężkiej pracy”, a także „dobra wspólnego”. To znaczy, że życzyłbym sobie, by ludzie poświęcali się wartościom społeczeństwa. Musiałem to napisać, by dostrzec, jak idiotyczne było/jest moje myślenie w tym względzie. Bo po co robić coś ciężką pracą, skoro można to zrobić przyjemnie. Mam w tym punkcie duże pole do rozmyśleń ( i działań)(dopisane później: i do ZMIAN!!!)
Piszesz: „jeśli niechcący tkwisz tylko w wygodnej oazie, albo w monokulturze miejsca pracy, to co zamierzasz zrobić, aby to w miarę szybko zmienić?”
Nie tkwię w wygodnej oazie albo w monokulturze pracy. Dostrzegam jednak wiele osób, które w takiej monokulturze i wygodnej oazie tkwią. I czasami zastanawiam się, dlaczego ja się tak wysilam.
Piszesz: „Czy Ty osobiście potrafisz dostrzegać szanse, które los stawia na Twojej drodze? To jest dość trudne do oceny samemu, więc porozmawiaj z innymi ludźmi, najlepiej różniącymi się od Ciebie. Zastanów się też, czy w różnych obiecujących sytuacjach zadajesz sobie pytanie „co mógłbym z tej sytuacji wyciągnąć w optymalnym przypadku, tak aby druga strona nie poczuła się wykorzystana?” jeśli tak, to czy starasz się to potem urzeczywistnić?”
Nie, nie potrafię chyba dostrzegać tych szans. Ciekawy jest punkt, by porozmawiać o tym z innymi, różniącymi się ode mnie ludźmi. Zastanowię się też nad resztą zacytowanej wypowiedzi.
Piszesz: „Czy Ty sam też masz taką zdolność przyjmowania nawet niewygodnej lub nieprzyjemnej informacji zwrotnej, jak opisywałem w poście powyżej? Oczywiście od ludzi, do których masz podwójne zaufanie! Jeśli nie, to czy zamierzasz coś z tym zrobić? ”
Zastanowię się nad tym. Czy ty Aleksie nadal jesteś otwarty i przyjmujesz niewygodną i nieprzyjemną informację zwrotną? Szczególnie w kwestii kontaktów osobistych, czy nadal napotykasz osoby lub masz kontakty z osobami, z którymi jesteś otwarty na niewygodną i nieprzyjemną informację zwrotną? Ja chyba nie doszedłem jeszcze do tego poziomu, a chyba mogłoby to wiele zmienić w moim życiu.
Piszesz: „Czy masz poczucie, że zawsze jest jakaś nowa szansa, a droga za horyzontem prowadzi dalej, nawet jak to w danym momencie wcale nie jest takie oczywiste?”
Ciekawy punkt, czuję coraz bardziej, jak topnieją moje stare wzorce.
Piszesz „Jeśli nie, to czy wiesz jakie ograniczenia przynosi to w Twoim życiu? Co chcesz z tym zrobić?”
Ja zawsze byłem zwolennikiem idei np. robienia czegoś pro bono, np. rozwijania wolnego oprogramowania i używania go, np. przeglądarki Firefox, pakietu Open Office. I teraz widzę, że takie całkowite trzymanie się tej idei zamyka mi wiele dróg rozwoju. Ograniczam się takim myśleniem, choć niby chcę dobrze: „używajmy przeglądarki, która stawia na otwartość sieci web i standardów internetowych”, „używajmy pakietu Open Office, który używa wolnego standardu dokumentu, a nie własnościowego od Microsoftu”.
Piszesz: „Jeśli nie masz zdolności kredytowej, to czy spędza Ci to sen z oczu, a może czujesz się z tego powodu mniej wartościowym???”
Nie.
Piszesz: „Jak wygląda Twoja praktyczna znajomość angielskiego? Umiesz oglądać i rozumieć filmy w wersji oryginalnej, w których są w miarę porządne dialogi w przyzwoitym angielskim (a nie języku jakiś dołów społecznych)?”
Moja praktyczna znajomość angielskiego jest dobra, z faktu, że od kilku lat żyję poza Polską i angielski jest jednym z języków, które używam.
Piszesz: „Umiesz porozmawiać z obcokrajowcami na różne tematy wykraczające poza banalne sprawy życia codziennego? Czytać w miarę swobodnie książki po angielsku? Jeśli tak, to czy wykorzystujesz to odpowiednio do poszerzenia Twoich kontaktów i horyzontów myślowych? Naprawdę?? ;-)”
może i umiałbym, ale chyba brakuje mi otwartości w kontaktach międzyludzkich. Z perspektywy patrzę, że jestem/byłem takim pędzącym do przodu zwierzakiem. Moje życie osobiste na tym mocno cierpiało.
Piszesz: „Jeśli nie, to co zamierzasz z tym zrobić, bo jest to poważne upośledzenie, na które nawiasem mówiąc cierpi większość mojej generacji :-( Naprawdę chcesz mentalnie pozostać w ograniczonym i ograniczającym świecie polskich polityków, mediów masowych i tego, co tłumacze zrozumieli z tłumaczonych książek??”
Nie chcę. Co zamierzam z tym zrobić? Chyba skorzystać z okazji spotkania Ciebie osobiście i podchwycenia innych punktów widzenia na świat :).
Piszesz: „Przyjrzyj się przynajmniej Twojemu podejściu do własnej cielesności i wszelkich potrzeb z tym związanych. Znasz je? Starasz się znaleźć kogoś, z kim na zasadzie obopólnej zgody i wzajemności możesz je zaspokajać? Akceptujesz, ze druga strona może mieć własne potrzeby? Potrafisz o tym rozmawiać?”
Nie potrafię o tym jeszcze rozmawiać.
„Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie”.
Chyba dla mnie to jest najbardziej skomplikowany punkt. Zauwazam ze spora czesc moich znajomych to sama „monokultura”. Nawet z rowiesnikami o troche odmiennym mysleniu trudno znalezc wspolne punkty stycznosci. Spotykamy sie na roznych przedsiwezieciach (choc oczywiscie tych przedsiewziec mogloby byc wiecej), rozmawiamy,moze nawet sie szanujemy,ale nigdy nie umawiamy sie np. na piwo/herbate aby o czyms porozmawiac lub na jakies wspolne przedsiewziecia. Dziwne to i nie do konca rozumiem czemu tak sie dzieje.
Witam wszystkich,
Chciałam podzielić się kilkoma uwagami dotyczącymi samego postu, jak i komentarzy.
Po pierwsze, pozornie dziwi mnie niewielka liczba wypowiadających się pod tematem kobiet – moich rówieśniczek (sama również należę do przedziału 20-29 lat). Z drugiej jednak strony, próba podejmowania w rozmowach z koleżankami zagadnień poruszanych przez Aleksa na blogu często spełzała na niczym.
Myślę, że u mnie osobiście największą „piętą achillesową” jest nieumiejętność rozpoznawania szans, które los stawia na mojej drodze. Często dopiero po czasie, oceniwszy daną sytuację z dystansu, dochodzę do wniosku, że ominęła mnie szansa na przykład na zawarcie ciekawej znajomości lub rozwój swoich zainteresowań. Wydaje mi się, że wynika to głównie ze strachu przed opuszczeniem swojej „strefy bezpieczeństwa”.
Jeśli chodzi o poruszone na końcu postu pytania, najwięcej dała mi samodzielna przeprowadzka za granicę. To spowodowało u mnie „aha!” w wielu kwestiach.
Bardzo dziękuję za ten post oraz za interesujące wypowiedzi Czytelników.
Pozdrawiam,
Agnieszka
Przede wszystkim witam Ciebie, Alex, i innych czytelników, sama podczytuję bloga od kilku dobrych lat. Dziś postanowiłam przemówić :)
Ostatnio odkryłam fantastyczną metodę łączenia co najmniej dwóch punktów umieszczonych przez Alexa :). Mianowicie jest to Krakowski English Club – bezpłatne cotygodniowe spotkania w samym centrum, w czasie których wszyscy rozmawiają po angielsku na dowolne tematy, a na które co najmniej 10 % przychodzących to obcokrajowcy – ostatnio miałam możliwość porozmawiania z przeuroczą Australijką, a także odbyłam wartościową. godzinną rozmowę z dużo starszym ode mnie Anglikiem o podróżach. Na takie spotkania przychodzą ludzie w różnym wieku i o bardzo różnym podejściu do życia.. Dodatkowo można trenować umiejętności spontanicznego nawiązywania kontaktów– na takie spotkania wchodzisz, bierzesz krzesło i dosiadasz się do obcych osób . Cotygodniowe 2-godzinne konwersacje po angielsku plus zderzenie z ciekawymi osobowościami to coś po czym wychodzę naładowana super-pozytywną energią. Pewnie większość z was słyszała o tego typu klubach, ale dla mnie to nowość. Podejrzewam że w każdym większym mieście funkcjonuje coś podobnego, tylko trzeba poszukać – ja na pierwszym spotkaniu dowiedziałam się że codziennie w Krakowie organizowane sa takie spotkania w różnych miejscach, przez różnych ludzi i w wielu językach! :D
Gdyby nie powyższe doświadczenie, napisałabym komentarz w stylu „do tej pory nie miałam sytuacji, żeby trochę lub dużo starsza ode mnie osoba nawiązała ze mną kontakt z własnej inicjatywy w celu zawarcia wartościowej relacji”. I w dalszym stopniu mnie to nurtuje. W codziennych, zwykłych kontaktach nie spotykam się z takimi sytuacjami. Macie jakieś pomysły jak można nawiązywać zróżnicowane relacje nie jeżdząc specjalnie na spotkania opisane wyżej? Bo przez brak właśnie takich kontaktów faktycznie nie czuję się pewnie w rozmowach z ludźmi nie będącymi moimi rówieśnikami.
A propos poczucia własnej wartości i umiejętności językowych: dziś byłam świadkiem jak jeden z doktorów na uczelni przedstawił naszą grupę anglojęzycznemu wykładowcy jako „bardzo dobrych, a nawet najlepszych studentów”, co było typowym frazesem, ale bardzo miłym. W czasie wykładu nie dochodziło do burzliwej dyskusji, ze względu na barierę językową, mimo wszystko widać było starania nawiązania kontaktu wykładowcy i jego zmieszanie zastałą sytuacją. W trakcie przerwy doktor zagadał do studentki, czy aby na pewno znamy język i go rozumiemy. Ta potwierdziła, i chcąc zagadać powiedziała „wie pan, to co o nas powiedziano nie do końca jest prawdą, wcale nie jesteśmy tacy bystrzy”. To niestety nie jedyny przypadek tego że niektórzy Polacy czują się niedowartościowani, i źle mówią o sobie i innych, wyrabiając opinię reszcie :).
Pozdrawiam!
Alex,
Również dziękuję za odpowiedzi.
Ciekawy przykład z tym facetem, na szczęście po efektach widzę, że nie mam problemów :) I tak w ogóle, pomyślałem trochę nad własnym przypadkiem i doszedłem do nowych wniosków.
Gdy zacząłem rozważanie od kontaktu z bliższymi osobami, to zauważyłem, że tutaj nie mam kłopotów ze sprawną komunikacją. Czy to z dziewczyną, czy chłopakami z zespołu – rozmowy swobodne, długie (zazwyczaj z wrażeniem, że za krótkie..), ciekawe.. ;) tylko właśnie, dotyczą najczęściej konkretnych tematów, np. z chłopakami poza graniem w zespole, dorabiamy w ten sposób, że mamy własny sprzęt nagłaśniający, który wypożyczamy na imprezy, szczególnie do znajomej pizzerii, i który generalnie z czasem uprage’ujemy i tak też powoli rozwijamy mały biznes licealistów. Sporo więc dyskutujemy o technikaliach i bliższych czy dalszych planach.
Do jakiego wniosku więc doszedłem, a mianowicie zauważyłem w moich odczuciach perspektywę podobną do tej przypisywanej – jak często się spotykałem – introwertykom: że nie cierpią small talku, rozmowy dla samego gadania, a jak trochę nad tym pomyślałem, to głównie po takich rozmowach stwierdzam, że nie potrafię rozmawiać. A tymczasem po prostu szkoda mi czasu, i jednak po trochu energii, jeśli nic ważniejszego z rozmowy nie wyniknie. W takiej nowej perspektywie, zastanawiam się teraz, czy z kolei to jest dobre? Życie zawodowe raczej tyczy się głównie konkretnego tematu, więc wydaje się, że nie będę miał barier psychicznych przeciwko sprawnej komunikacji. Dochodzi jednak jeszcze ta kwestia, że taką swobodę czuję jednak głównie z lepiej znanymi już osobami, a to z kolei zamyka mnie przed ewentualnie częstszym otwieraniem ciekawych znajomości. Niemniej jednak, wygląda na to, że wciąż pomoże tu praktyka. Na pewno na studiach będę rozglądał się za miejscami, grupami, które zajmują się czymś konkretnym. Mam już kilka pomysłów i z pewnością sprawdzę je już na miejscu. Jak myślisz, czy powyższe rozumowanie poprowadzi mnie prawidłową drogą (oczywiście wiedząc, że jest wiele dobrych i wiele złych dróg..)?
Witajcie,
Chętnie się podzielę swoim „przekrojem” życia: skończyłam 38 lat, mieszkam w wynajętych mieszkaniach, a banalne rozwiązania życiowe typu małżeństwo i dziecko po studiach nigdy mnie nie pociągały. Nie marzę też o kredycie mieszkaniowym, mam podobne podejście w tym temacie co Alex – co to za „własne” mieszkanie, które jest tak skredytowane, że już bardziej nie można :-), i które będzie moją własnością przed 70-tką :-), kiedy może już nie będę żyła.
Lubię to uczucie, że jak podwinie mi się noga, czyli stracę etat, mogę się spakować i wyjechać za granicę. Znam języki obce, co prawda angielski mój jest najsłabszy, ale czytam proste lektury w tym języku i zamierzam się go nauczyć dobrze.
Poza tym znam inne europejskie dwa języki: biegle i dobrze.
Dokształacam się na rocznej podyplomówce, bo chcę zmienić pracę i spróbować zarabiać więcej. Wolny czas spędzam na czytaniu, oglądaniu filmów, wystaw, myśleniu, od czasu do czasu zapisuję się na jakiś warsztat albo biorę udział w interesującej mnie konferencji.
Bardzo dobrze czuję się sama w swoim towarzystwie i czasem myślę, że dobrze byłoby nad tym popracować w drugą stronę czyli otworzyć się na innych i poszukać interesujących znajomości.
W sprawach seksu, też ostatnio kiepsko, bo niedogadałam się z moim ostatnim partnerem :-) Przeszkadzały mi jego liczne koleżanki, więc czyżbym bywała zazdosna!?
Agnieszka M
Piszesz „próba podejmowania w rozmowach z koleżankami zagadnień poruszanych przez Aleksa na blogu często spełzała na niczym.”
Niestety to samo zauważyłem wśród swoich znajomych – płci męskiej. Czasami po próbie rozwinięcia tematu który jest poruszany na blogu rzucane są w moją stronę spojrzenia mówiące „stary o czym ty do mnie mówisz”. Myślę, że tematy związane z rozwojem osobistym nie zawsze są rozumiane przez osoby żyjące w swojej strefie komfortu. Rozwiązaniem jest zróżnicowanie kontaktów, co nie wydaje się takie proste (mój komentarz wyżej).
Bartek L.
O ile sam propaguje Small Talk, to nie zawsze mam na to ochotę, Czasami nie mam ochoty na tego typu rozmowy, wszystko zależy od mojego nastroju – chociaż wiem, że tak być nie powinno. Z bliskimi znajomymi poruszam określone tematy. Z jednymi rozmawiam o nowych technologiach, a z innymi o rozwijaniu biznesu (bo sam staram się swój rozwinąć) a jeszcze z innymi poruszam tematy dnia wczorajszego. Nie potrafię wciągnąć w konstruktywną dyskusję znajomych w teoretycznie nie ciekawy dla nich temat. Myślę, że kłania się tu brak umiejętności w zadawaniu otwartych pytań i prowadzenia dyskusji.
@Nadia
W jaki sposób można się z Tobą skontaktować?
Roma
Piszesz: „banalne rozwiązania życiowe typu małżeństwo i dziecko po studiach nigdy mnie nie pociągały” – dlaczego wartościujesz to jedno rozwiązanie życiowe, jakim jest małżeństwo i dziecko? Dlaczego to jest według Ciebie „banalne”? Rozumiem, że Ciebie to rozwiązanie nie pociąga, ale ja byłabym ostrożna w takiej ocenie wyborów życiowych innych ludzi :)
Pozdrawiam!
Góralka
Alex, czy myślałeś może żeby wprowadzić jakiś mechanizm zapobiegający korzystaniu z tych samych „loginów” przez dwa różne adresy email?
Pytam, bo widzę, że powyżej pojawiła się inna Agnieszka M.
Teraz będziemy się mylić innym czytelnikom :(
Pozdrawiam
Agnieszka
Hej,
Alex w jednym z komentarzy piszesz: „Do kogo w takim razie są skierowane reklamy, w których różni celebryci za pieniądze wypowiadają się w dziedzinach, o których nie mają pojęcia?”
Moim zdaniem do ludzi którzy chcą by im powiedzieć jak żyć, chcą być fajni ale jak najmniejszym nakładem sił i środku, co oczywiście jest trudne do zrealizowania, więc serwuje się im „fajnych ludzi” (lub wyglądających na takowych) używający „fajnych” produktów, kreując iluzję: kup ten fajnych produkt, będziesz tak samo fajny jak te osoby z reklamy.
Jako były dwudziestokilkulatek, mam też pewne przemyślenia co do tego okresu w życiu.
U mnie to było tak, że wierzyłem wówczas, że jest tylko jeden jedyny sposób na właściwe życie. To znaczy nie szukałem sposobu na życie, który działa dobrze. Szukałem tego jedynego sposobu. Szukałem go wśród najbliższych, wśród autorytetów, wśród praw i reguł społecznych.
Teraz wiem, że nie ma takiego jednego sposobu, tzn. nawet jak jest, to bardzo szybko się dezaktualizuje, o wiele szybciej niż czas życia jednego pokolenia, wszystko wokół ciągle się zmienia, dlatego w wielu aspektach dobrego życia, każde nowe pokolenie, niejako od nowa ustala nowe reguły aktualnych czasów.
Generalnie najbardziej wśród ludzi dziwi mnie ta potrzeba, aby ktoś z zewnątrz mówił im jak mają żyć. Jest na to spory rynek. Moim zdaniem można to wykombinować samemu, leczy wymaga większego wysiłku niż tępe słuchania kazania czy ślepego lgnięcia do „fajnych” produktów.
Pozdrawiam, Artur
Hej,
Alex w jednym z komentarzy piszesz: „To jest podobna sytuacja do faceta, który z wygody zaspokaja się przy pornolach (nie trzeba wychodzić z domu, robić miłego wyrazu twarzy itp. ) a potem w kontakcie z rzeczywistą kobieta jest dość bezradny
Rada na to jest w obydwu przypadkach taka sama: praktykować!!!”
Cóż mam nieodparte wrażenie, że temat jest bardziej skomplikowany, kto wie, może to tylko wrażenie.
Chętnie posłucham jakiś konkretnych i praktycznych wskazówek, w tym temacie.
Często podkreślasz jak ważna jest ta sfera życia, dasz rade napisać coś w formie posta?
Pozdrawiam, Artur
@Góralka
„dlaczego wartościujesz to jedno rozwiązanie życiowe, jakim jest małżeństwo i dziecko?”
Przepraszam, jeśli wyrażenie „banalne rozwiązanie życiowe” , nabrało w mojej wypowiedzi zabarwienia negatywnego. Miałam na myśli bardziej znaczenie „pospolite, najczęściej praktykowane..”, w tym kierunku..
Z drugiej strony, faktycznie nabrałam takiego przekonania, co może być niebezpieczne jak każdy nawyk czy schemat myślowy, że młodzi ludzie za mało refleksji poświęcają sensowi, jakiego poszukują w życiu i uważają, iż małżeństwo/macierzyństwo/ojcostwo jest to normalny i kolejny etap po studiach w ich życiu.
„Dlaczego to jest według Ciebie “banalne”?
Rozumiem, że Ciebie to rozwiązanie nie pociąga, ale ja byłabym ostrożna w takiej ocenie wyborów życiowych innych ludzi”.
Może można się pokusić, o ogólną ocenę takiego stanowiska porównując statystyki zawieranych małżeństw i rozwodów?? i innych negatywnych zjawisk..Ale ogólnie, nie czuję się lepsza od tej grupy ludzi, którzy tak wybrali. Przynajmniej nie powinnam :-)
Ja poprostu nie wyobrażam sobie zakładać rodziny, posiadać ogromny kredyt mieszkaniowy „a vie” i pracować za średnią krajową 8 godzin dziennie, wychowując dziecko/dzieci. Nie do wykonania samodzielnie dla mnie..Nie wiem, jak inni to robią, słowo daję.
Dzięki Romana za wyjaśnienia :) Tylko o to mi chodziło, żeby nie wartościować małżeństwa i macierzyństwa/ojcostwa. Jedni uwzględniają je w swoich życiowych planach bądź rozwiązaniach życiowych, inni nie – a jeszcze inni po prostu nie zastanawiają się nad tym i żyją w sposób jak napisałaś „najczęściej praktykowany”, no ale nie mnie/nam ich „nawracać” :) Inna sprawa, że małżeństwo/macierzyństwo/ojcostwo/kredyt/praca od 8 do 16/ średnia krajowa nie zawsze występują jednocześnie – bywa, że ktoś realizuje tylko jeden z tych najczęściej praktykowanych elementów. Pamiętam, że kiedyś w dyskusji pod jednym z postów pojawił się podobny temat: konflikt między ludźmi pracującymi od 8 do 16 a tymi, którzy pracują inaczej, ale w tej chwili nie pamiętam, którego postu to dotyczyło.
@Góralka
małżeństwo/macierzyństwo/ojcostwo/kredyt/praca od 8 do 16/ średnia krajowa nie zawsze występują jednocześnie – bywa, że ktoś realizuje tylko jeden z tych najczęściej praktykowanych elementów.
Oczywiście, masz rację. Mówimy tutaj posługując się bardzo dużymi uogólnieniami. Niemniej jednak, zjawiska masowe jakimi są w naszym społeczeństwie „małżeństwo po studiach”, praca etatowa: korporacja lub budżetówka, życie za średnią krajową i kredyt mieszkaniowy są tą „naszą małą stabilizacją”.
Niektórzy nawet nazywają to sukcesem życiowym :-)/biorąc pod uwagę fakt, że jest ponad 10% bezrobocie w kraju, nie każdy młody człowiek otrzymuje średnią krajową lub umowę etc.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że poruszam tu kwestie od strony „pustej w połowie szklanki” i zdaję sobie sprawę, że jest (niewielki ale zwiększający się mam nadzieję) procent ludzi, którzy potrafią zorganizować się lepiej.
Witam wszystkich :)
Czytałam Twojego posta Alexie chyba 3 razy, aby zastanowić się dobrze nad tym o czym piszesz.
Rozmyślając nad swoim życiem uważam, że mam jeszcze sporo do nadrobienia. Jakkolwiek generalnie nie mam problemu z komunikacją to podobnie jak Bartek L widzę u siebie pewien opór przed komunikowaniem się „face to face”. Jednak w ostatnim czasie poczyniłam w tej materii znaczne postępy. Moja praca w tej chwili polega głównie na komunikowaniu się z bardzo różnymi ludźmi, w przedziale wiekowym mniej więcej od 25 do 60 lat. Materiał szkoleniowy jest więc zróżnicowany i dzięki temu bardzo pomocny :)
Poczucie własnej wartości i śmiałość w kontaktach z innymi ludźmi – chyba to też się poprawia (poza problemem porozumiewania się w języku angielskim o czym później). Po studiach postanowiłam rzucić moją dotychczasową pracę, mimo usilnych starań mojej rodziny bym dała sobie spokój i przenieść się do Warszawy. Moja rodzina wychodziła z założenia „siedź jak ci dobrze”, a we mnie wzbierał bunt. Na podbój stolicy wyruszyłam jako kompletnie zielona dziewczynka, co paradoksalnie w dużej mierze pozwoliło mi w ogóle osiągnąć jakiś mały sukces. Mianowicie byłam tak zielona, że nie wiedziałam, że w ogóle może się nie udać :D Gdybym miała większe doświadczenia w tej materii być może byłoby mi trudniej, ale to głownie duże pokłady entuzjazmu pozwoliły mi bardzo szybko znaleźć pracę. Od dwóch lat mieszkam na Śląsku. Moja praca wymaga ode mnie częstych podróży po całej Polsce, co znacznie poprawiło moje umiejętności prowadzenia samochodu i poruszania się po kraju jednocześnie podnosząc moje wyobrażenie o własnych możliwościach.
Angielski – rozumiem wiele w tym języku, mogę oglądać filmy bez napisów i w większości wiem o co chodzi, nie mam problemu z pisaniem maili do klientów zagranicznych. Ale niestety mam ogromne opory przed komunikowaniem się bezpośrednio. Na samą myśl o porozmawianiu z obcokrajowcem dostaję gęsiej skórki, mój zasób słownictwa diametralnie się kurczy. Co ciekawe z tym samym obcokrajowcem przy piwku mogę przegadać cały wieczór. Problem leży więc chyba w braku pewności siebie, za bardzo się spinam chcąc wypaść dobrze. Tutaj mam więc ogromne braki i wiele muszę poprawić. Bardzo zainteresowało mnie to o czym napisała Nadia. Koniecznie muszę poszukać takiego klubu blisko mojego miejsca zamieszkania :) Poza tym widzę tylko jeden sposób na moją przypadłość – ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Czy może macie dla mnie jakieś dodatkowe rady jak poprawić w tym względzie swoje umiejętności? :)
Na koniec chciałabym zwrócić uwagę, że problemem nie tylko dwudziestolatków, ale problemem każdego pokolenia jest bezproduktywne spędzanie czasu. Przez to wiele osób marnuje możliwości, które posiada. Jakiś czas temu przeczytałam zdanie, które jakkolwiek podane w sposób żartobliwy kazało mi się zastanowić nad tym czy spędzam czas produktywnie. Mianowicie jeśli ktoś z lat 50. nagle przeniósłby się do naszego świata, co z aspektów życia codziennego byłoby najtrudniej mu wytłumaczyć? „Posiadam w kieszeni urządzenie umożliwiające dostęp do całej wiedzy znanej ludzkości. Używam go do oglądania zdjęć kotów i do kłótni z obcymi ludźmi.” :) Powoli weryfikuję gdzie niosą mnie meandry internetu i staram się eliminować pożeracze czasu, które nic nie wnoszą do mojego życia. I zapisałam się na kurs niemieckiego. :)
Pozdrawiam,
Małgosia
Pozwólcie, że szerzej odniosę się do Waszych wypowiedzi jutro.
Pozdrawiam
Alex
@Alex
„Ciekawy jest punkt, w którym piszesz: “…wiele osób zauważa że autorytet w jednej dziedzinie w innej jest zupełnie niekompetentny… “. Do kogo w takim razie są skierowane reklamy, w których różni celebryci za pieniądze wypowiadają się w dziedzinach, o których nie mają pojęcia?”
Szczerze to mówiąc o autorytetach zupełnie nie pomyślałam o celebrytach (może dlatego, że nie mam telewizora i nie wiem co się dzieje w tego typu kręgach:)).
Do kogo skierowane są te reklamy? Z jednej strony może faktycznie to działa, może kiedyś działało, może nikt nie potrafi tego zmierzyć, a w końcu „nobody got fired for hiring IBM”, więc to taki bezpieczny sposób na promocję. Jeśli porad „jak żyć” ktoś szuka w reklamach i u celebrytów to może się tylko rozczarować…
„Piszesz tez: “Czasem wydaje się nam, że “tego typu ludzie” żyją w swoim świecie i trudno do nich dotrzeć. ”
W wypadku wielu “plastikowych” celebrytów i pseudogwiazd jest to niestety prawda, choć w takim przypadku nie wiem czy warto byłoby się spotkać (pozostawmy to Kubie W.) Na szczęście zadowoleni z siebie ludzie sukcesu zazwyczaj są też bezpośredni w kontaktach i rzeczywiście stosunkowo łatwo je z nimi nawiązać.”
W każdej grupie ludzi są tacy, którzy nie „bawią się” w takie rzeczy, nie mają czasu, mają ważniejsze rzeczy na głowie. Ale jest też równie dużo ludzi, którzy albo czują, że mają coś do przekazania i robią to dla siebie, albo odnosząc sukces czują się „zobowiązani” do oddania czegoś społeczeństwu. Na pewno znalezienie takich ludzi i nawiązanie z nimi kontaktu jest znacznie łatwiejsze niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka i w zasadzie tylko tyle chciałam powiedzieć:)
„Problemem młodych ludzi, który sam przy takich okazjach obserwuję jest za mała chęć “wyciśnięcia” takiej osoby, co często jest rezultatem słabego przygotowania.”
Potwierdzam, wielka bolączka organizatorów tego typu spotkań, ale… Zawsze jest ten ktoś, komu bardzo zależy i przygotuje się, zapyta, wykorzysta czas do maksimum.
@Bohomaz
Myślę, że gdzieś pomiędzy tymi karykaturalnie przedstawionymi postawami pracowników jest niestety dużo prawdy. Mamy w grupie znajomych taki żart, który byłby znacznie zabawniejszy gdyby nie był tak prawdziwy, że teraz w Polsce w IT
jest naprawdę dobra sytuacja, bo jesteśmy tańsi od Chińczyków, a lepsi od Hindusów (zanim ktoś na mnie nakrzyczy to faktycznie
w niektórych korporacjach w IT stawki Chińczyków są wyższe od naszych).
Niedawno po szkoleniu mieliśmy okazję przy piwie porozmawiać z Kanadyjczykiem, który ze względów osobistych aktualnie mieszka na Litwie i poznaje nasze środkowo-wschodnie realia życia. Jest to autorytet na skalę międzynarodową w swojej dziedzinie,
pracuje jako konsultant, więc dużo jeździ po świecie i widzi ten „big picture”. I powiedział bardzo mądrą rzecz: że obecnie programiści są traktowani
jako „commodity” (wybaczcie, ale brakuje mi dobrego słowa po polsku). Z produkcją jest trudniej, bo żeby otworzyć fabrykę
na drugim końcu świata musisz zainwestować dużo czasu i pieniędzy. Z IT jest prosto, bo na drugim końcu świata są dobrze
wykształceni ludzie, którym nie musisz do pracy zapewniać praktycznie żadnych narzędzi. Dlatego w IT pewne trendy widać szybciej, a potem inne branże nadążają (pewnie to samo jest prawdziwe dla paru innych branż, ale ich nie znam na tyle dobrze).
Na przykładzie krakowskim – w ciągu ostatnich dwóch lat przybyło kilkaset miejsc pracy dla informatyków, stawki znacznie
poszły w górę i małe firmy po prostu już nie wiedzą co zaoferować, żeby przyciągnąć pracowników. Raj na ziemi. A z drugiej
strony jakiemuś CEO jednej z najlepszych firm wymknie się na przemówieniu, że krakowskie biuro to „low-cost office” albo
jakiś bezpośredni „kolega z pracy” zza oceanu oświadczy, że on nie będzie robił takich beznadziejnych zadań, bo od tego
są Polacy. Problem ze szkoleniami, awansami – w innych oddziałach zwykle więcej inwestuje się w pracowników, w Polsce
się oszczędza, tnie koszty… Także każdy kij ma dwa końce i akurat walka o stawki jest tutaj może najprostszym aspektem, choć wzbudził tyle emocji w komentarzach.
Nie ma innej drogi tylko zwiększać świadomość własnej wartości i nauczyć się walczyć o swoje, pojawia się pytanie jak zacząć? Gdzie zacząć?
Jak nie stać się drugimi Indiami i za parę lat stanąć przed tym samym problemem co oni, kiedy na horyzoncie pojawi się
druga Polska, tańsza, lepsza?
Może masz już jakieś konkretne przemyślenia na ten temat?
@Nadia
Nie wiedziałam o istnieniu takiej grupy – świetna sprawa, muszę sprawdzić:)
@Bartek L.
Small-talk. To jest coś czego absolutnie nie znosiłam… do momentu rocznego pobytu w Anglii. W naturalny sposób przyzwyczaiłam
się do rozmawiania o totalnie bzdurnych rzeczach z nieznajomymi ludźmi. Po powrocie bardzo mi tego brakowało i nadal brakuje.
Dla mnie najważniejsze było zrozumienie, że small-talk nie polega na tym, żeby zmuszać siebie lub kogoś do udawania relacji,
której nie ma. Small-talk to okazanie odrobiny bezinteresownej życzliwości, szczerej ciekawości, zainteresowania drugą osobą, jej życiem, kim jest. Nie zdarza się często z zupełnie obcą osobą rozmawiać o sprawach wagi życiowej, ale w sumie to nigdy nie wiadomo gdzie taka rozmowa o błahych rzeczach nas zaprowadzi, kogo dzięki niej poznamy, czego się dowiemy.
W moim wypadku kluczowe jest przekonanie, że rozmawiając na dowolny temat ważne jest nie to o czym rozmawiam, ale z kim i koncentruję
się na tym, żeby czegoś o danej osobie się dowiedzieć.
W kwestii rozwijania swoich umiejętności rozmowy…
Dobrych sposobów na pewno jest wiele i każdy znajdzie swój ulubiony. Dla mnie bardzo znaczące okazało się zapisanie do klubu Toastmasters (gorąco polecam). Moją główną motywacją było pokonanie paraliżującego strachu przed publicznym przemawianiem.
Przed pierwszym przemówieniem nie spałam chyba przez tydzień, cały czas o tym myślałam, a przemówienie trwało… Całe 5 minut.
Jakiś rok i parę przemówień później przekonałam się, że zyskałam nie tylko na umiejętności przygotowywania prezentacji, czy powiedzenia czegoś przygotowanego przed grupą ludzi, ale też dużo łatwiej przychodzi mi zabranie głosu na spotkaniach w pracy czy prowadzenie zwykłej rozmowy np. ze znajomymi ze studiów. Nadal mam bardzo dużo do zrobienia w tej kwestii, ale już teraz jest dobrze w porównaniu z tym co było przed Toastami.
Jestem przekonana, że to jest umiejętność w którą warto zainwestować czas i energię, bo może przydać się w zupełnie nieprzewidzianych sytuacjach. Ostatnio dowiedziałam się, że bardzo trudno znaleźć różnym grupom prelegentów, którzy zechcą podzielić się wiedzą z innymi. Że lokalnych ekspertów trzeba na siłę wyciągać, błagać na kolanach żeby powiedzieli parę słów na temat swojej pracy. I to jest ogromna korzyść i możliwość rozwoju i budowania swojego wizerunku. I że ktoś z tak minimalnym doświadczeniem jak moje może przy solidnym przygotowaniu wyjść na „eksperta”, głównie dlatego że odważy się coś powiedzieć przed grupą ludzi. Właśnie dlatego, że prawie nikt tego nie lubi, że dla każdego to jest trudne to jest umiejętność, która może dać nam przewagę.
Męczy mnie jeszcze jedna kwestia, którą uważam za dużą bolączkę naszego pokolenia i może powinna nawet być dodana do listy naszych słabych stron. Covey nazywa to zjawisko „psychologią osobowości”. Spotykam mnóstwo młodych ludzi, którzy bardzo chcą się uczyć i rozwijać. Chodzą na mnóstwo szkoleń, ćwiczą swoje umiejętności, są tak absolutnie skoncentrowani na rozwoju osobistym, że bez pudła można ocenić to jako najważniejszy aspekt ich życia.
Problem jest taki, że nie ma w tym rozwoju żadnej treści. To jest uczenie się jakichś pseudo-technik od pseudo-ekspertów bez konkretnej okazji zastosowania tej wiedzy w praktyce. To są marzenia o wydębieniu miliona od inwestorów na start-up. To jest uczenie innych o rzeczach, o których przeczytało się w książce albo usłyszało. To jest „rozwój dla rozwoju”, który nie wspiera jakiejś działalności bo jest działalnością samą w sobie. Taki pozbawiony głębszego sensu, wielkich, szczytnych celów, bez charakteru.
Myślę, że w ogólności to jest po prostu próba życia czyimś życiem, wykreowania wizerunku osoby sukcesu, bez zrozumienia kim tak naprawdę się jest i do czego się dąży i niejednokrotnie bez głębszych wartości.
Weronika Ł. – jak dla mnie napisałaś jeden z ciekawszych i bardziej wartościowych postów pod tym wpisem. Szczególnie o pułapce rozwoju dla rozwoju. Parafrazując, jeśli nie widzimy latarni na horyzoncie możemy zdryfować z kursu, co może się skończyć odkryciem nowego lądu – raju na ziemi, bądź wpadnięciem na skały, ewentualnie wydłużeniem rejsu.
Jeśli chodzi o rynek pracy IT zgadzam się, ogólnie lokują się u nas centra Low Cost i to po prostu widać. Z drugiej strony nawet w centrach Low Cost, można dosyć ładne stawki dostać (jak na Polskie warunki, zwłaszcza jeśli porównać to ze średnią płacą).
Odnośnie Toastmasters, którą grupę w Krakowie polecasz? Myślę, że warto spróbować, bo w obecnej chwili braki komunikacyjne chyba najbardziej mnie wstrzymują, żeby w pełni rozwinąć skrzydła.
Swoją drogą, może któryś z czytelników zna jakiś dobry sposób na radzenie sobie, z zacinaniem się przy mówieniu (bynajmniej nie chodzi mi o taki poziom zacinania jak na filmie: Jak zostać królem )?
Bohomaz: daj znać jak wystartujesz ze swoim projektem. Zgadzam się w pełni z tym co piszesz i popieram całym sercem. Masz już jakieś konkrety, jak to widzisz? (chętnie bym się przyłączył do inicjatywy, ale nie będe się deklarował „w ciemno”).
Dzień dobry wszystkim,
Dla mnie (34 l. pokolenie „x”) rozważania na temat generacji młodszych kolegów i koleżanek, są przede wszystkim pretekstem do refleksji i dyskusji odnośnie cech, których wypracowanie pozwala żyć w dzisiejszych czasach „lepiej niż dobrze”. Zaproponowana lista niemal całkowicie mnie przekonuje :)
A o to moje przemyślenia na temat niektórych punktów:
-umiejętności komunikacyjne – fascynujące zagadnienie, choć dość trudne do samodzielnej oceny. Ja np. uważany jestem przez innych za dość dobrego słuchacza, po prostu zawsze interesowało mnie to, co ludzie mówią o sobie. Często okazuje się, że ludzie mają zaskakująco ciekawe historie. Poza tym dość dobrze udaje mi się unikać różnych bezsensownych konfliktów, w które wielu ludzi się pakuje nieco na własne życzenie, przez nieświadome naruszanie poczucia wartości innych osób. Z drugiej strony, dość mocno odczuwam swoje deficyty w umiejętności przejmowania przywództwa w rozmowie.
-zastanawiam się, czy faktycznie młodzi ludzie godzą się robić wiele rzeczy za darmo, by zbudować swoje poczucie wartości. Ja niestety wokół siebie widzę coraz więcej patrzenia przez pryzmat wyłącznie finansowej korzyści – szczególnie jeżeli spojrzeć na wszechobecne reklamy czy różnego rodzaju „promocje” handlowe. Mam wrażenie, że wiele firm i instytucji, chce wyłącznie na mnie zarobić, oferując w zamian jakieś półprodukty i zaspakajanie potrzeb, które próbują mi wmówić. Jeżeli jest tak jak piszesz Alex, to jest to bardzo pozytywna tendencja. Mam nadzieję, że ta bezinteresowność zostanie tym młodym ludziom także w późniejszych latach, bo to powoduje, że wszystkim żyje się lepiej i przyjemniej.
-Nawiązanie do doświadczeń gier komputerowych – ciekawe, że też zauważyłem pewien pozytywny aspekt gier (akurat pokolenie 30 latków wie już co to jest gra komputerowa ;)). Uczą one podchodzenia do różnych życiowych zadań, jako do formy gry, którą aby przejść trzeba wykonać w określonym czasie, kolejne czynności, zdobywając coraz wyższe levele umiejętności. Pokazują one, że życie też może być taką formą gry-zabawy. Z drugiej strony, są ludzie, którzy niestety mylą gry z życiem i nie podejmują innych zadań niż te w grach komputerowych. To jest ta ciemna strona zagadnienia. Dlatego ja np. całkowicie zrezygnowałem już z tego typu rozrywki.
-W pełni popieram zdanie Twoje zdanie Alexie odnośnie kredytów, szczególnie tych zawieranych ponad wyraźne potrzeby. Konsekwencje takich nie do końca przemyślanych decyzji dostrzegam coraz częściej wokół siebie, choć z drugiej strony ciężko
oceniać innych, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że rodzice mojego pokolenia w wyniku hiperinflacji na początku lat 90 często spłacali swoje kredyty hipoteczne z jednej pensji. Był czas kiedy panowało przekonanie, że praca jest czymś stabilnym, a tego typu formy inwestycje są raczej bezpieczne.
-Jeżeli chodzi o umiejętności językowe, to mam silne przekonanie, że ich posiadanie, obok prawa jazdy czy biegłej obsługi komputera są w dzisiejszym czasie nie tyle zaletą, ale podstawowym, choć niewystarczającym warunkiem, by móc w miarę przyzwoicie się poruszać w dzisiejszym świecie. Osobiście staram się nad tym punktem mocno ostatnio pracować.
-Co do seksu, nie oceniając bardziej tradycyjnego podejścia, które też ma swoje uzasadnione powody do istnienia, cieszę się, że jest coraz więcej różnych wzorów postępowania w tym zakresie, które umożliwiają każdemu dokonywać wyborów, jak chce w tej sferze bezpiecznie postępować zgodnie z własnym sumieniem :)
Teraz coś, co mi trochę zgrzyta: piszesz:
„wielu zapakowanych po uszy w kredyty i rodzinę trzydziestoparolatków”.
i w innym miejscu:
„się wygłupiał z kredytami i zakładaniem rodziny”.
Jak sądzisz Alex, jak sformułowania typu „wygłupiać się z rodziną” czy „wpakować się w rodzinę” odbierają osoby, które bardzo świadomie podchodzą do zagadnienia posiadania rodziny czy dzieci i swoje poczucie sensu życia budują właśnie w oparciu o taką drogę życia? Zastanawia mnie wymienianie jednym tchem obok siebie kredytów i rodziny, bo o ile ciężko mi wyobrazić sobie człowieka, który życiową satysfakcję czerpie ze spłacania kolejnych rat kredytu, o tyle w przypadku posiadania rodziny to jak najbardziej realnie istnieją osoby, które w ten sposób odpowiadają na pytanie „jaka jest Twoja definicja sukcesu”.
I na zakończenie refleksja dot. tego co napisała Ewa W.
„na jakim etapie byłam ja i moi koledzy, koleżanki w wieku lat 20 , czym nas karmiono, jak z nami rozmawiano (jeśli w ogóle) o tzw. dorosłym życiu… To zupełnie inne światy”
Nie ma co obwiniać tych, którzy nas czymś karmili. Czasy się zmieniają bardzo szybko i to jest chyba główna przyczyna zmiany podejścia. Pamiętam, że jak byłem w szkole podstawowej w telewizji były dwa programy a zwykły telefon stacjonarny, był luksusem, na który mogło sobie pozwolić kilka procent społeczeństwa. W szkole średniej czegoś takiego jak „komórka” nie miał nikt, a dostęp do wolnego łącza internetu miało kilku wybranych. Akurat na moim kierunku studiów nie było czegoś takiego jak wyjazdy zagraniczne – więc nikt nawet nie rozważał tego jako jakiejś możliwości. A teraz wszystko to jest dostępne dla ludzi, którzy dorastają i są choć trochę zaangażowani we własny rozwój. Ja jestem niesamowicie zdumiony, jak rewolucyjne zmiany zaszły w ciągu ostatnich 10-15 lat i jestem ciekaw, jak te zmiany przemodelują społeczeństwo w ciągu następnych kilkunastu lat. Bo to, ze zmiana nastąpi, jest dla mnie całkowicie oczywiste.
Pozdrawiam serdecznie
Maciek
@WhiteLightning
Polecam przejść się do obu i potem zdecydować, który bardziej Ci odpowiada:) Ja chodziłam na spotkania klubu anglojęzycznego, z polskojęzycznego znam paru ludzi i sporo o nich słyszałam, ale na spotkaniu nie byłam, więc nie chcę się wypowiadać. Z kolei w anglojęzycznym klubie był i nadal działa chłopak, który chodzi na spotkania obu klubów i twierdzi, że w każdym uczy się czegoś innego.
Jak sam zauważyłeś, Alex, sprawa jest podnoszona głównie przez *mass media*, co już na samym początku aktywuje (moje) czerwone lampki ostrzegawcze pt. „ile jest w tym prawdy?” (fakty), „kto tak mówi?” (autorytet), „na jakiej podstawie?” (źródło), „czy to jest ważne?” (dla mnie). Po co? Po to, że jeśli jest to dla mnie ważna kwestia, to szukam własnego sposobu na jej sprawdzenie – poprzez sięgnięcie do materiału źródłowego lub, jeszcze lepiej (czyt.: najlepiej) poprzez własne doświadczenie.
Skoro zachęciłeś do małego rachunku sumienia i podzielenia się nim z czytelnikami, to to właśnie robię (podobnie jak Ty – w podpunktach):
– skuteczność i precyzja użycia języka. Na codzień korzystam zarówno z języka polskiego, jak i angielskiego. W obydwu przypadkach dokładnie śledzę *co* mówię i *jak* mówię, starając się na bieżąco poprawiać skuteczność i precyzję jego użycia. Dodatkowo staram się zwracać uwagę w jaki sposób moja komunikacja oddziałowuje na drugą osobę i w razie konieczności – również staram się poprawiać to na bieżąco (np. pytając czy wszystko jest jasne lub rozpoczynając dłuższą rozmowę od poinformowania drugiej strony, że jeśli cokolwiek nie będzie dla niej jasne – żeby od razu mnie o tym poinformowała, a ja wyjaśnię dokładniej co miałem na myśli).
– poczucie własnej wartości i zaufanie do własnych możliwości. O ile z tym pierwszym nie mam problemów, o tyle z tym drugim różnie bywa. W tym miejscu zawodzi ciągłe planowanie zamiast nawet drobnego działania (choć nie zawsze, a konkretne sukcesy, bardzo świeże, na koncie już mam, prawda Alex? ;-) ). To drugie staram się cały czas ulepszać.
– brak zręczności w kontaktach poza grupą. To też zadanie, które cały czas trenuję. Tu gdzie obecnie jestem sprawa jest ułatwiona, bo bardzo często ludzie sami się odzywają, zagajają rozmowę, takie small talk (na ulicy, na przystanku autobusowym, w sklepie itp.). I właśnie to zachęca mnie i pokazuje w jaki sposób można funkcjonować. Postępy widać, bo nierzadko sam wychodzę z inicjatywą wymiany dwóch czy trzech zdań do zupełnie obcej mi osoby, a co! ;-) Jak? Nieważne jak! Ważne, żeby zacząć! Ostatnio np. chciałem się zapytać czy autobus 244 już odjechał. Jak to zrobić? Nie wiem, ale zacząłem. Powiedziałem tylko „244…” i nie dokończyłem, bo druga strona wszystko powiedziała mi od siebie, a ja tylko wymieniłem dwa zdania i podziękowanie za informację. :-D
– dostrzeganie szans. Od pewnego czasu rozglądam się przy każdej możliwej sposobności (ale bez żadnego „napinania się”, że za każdym rogiem musi czekać na mnie okazja mojego życia). Ot, patrzę, analizuję, jestem otwarty na ludzi.
BLASKI:
– przyjmowanie feedbacku. Bardzo to doceniam, każdy z chęcią przyjmę (to świetny sposób na naukę). Problem pojawia się wtedy, gdy osoba dająca feedback ani nie ma kompetencji, ani nie ma dobrych intencji w stosunku mnie (tu pojawia się kwestia autorytetu) – zaczyna i kończy od ganienia o źdźbło, nie widząc całej dobrej snopki. Właśnie w ten sposób ostatnio jedna z osób całkowicie straciła u mnie szansę na pomoc w bardzo ważnej dla niej kwestii, czyli osiągania lepszych wyników jako menedżer.
– start again. W młodości grałem w gry komputerowe, z tym, że bardzo często przerywałem grę (nawet na samym początku „biegu” :-P) gdy widziałem, że nie osiągnę lepszego niż wcześniej wyniku. Nie orientowałem się, że nawet mimo słabego początku – idąc dalej można zdecydowanie poprawić kolejne fragmenty, na których nie byłem wystarczająco dobry. To jedna z ważniejszych lekcji – często mimo slabego początku cały „bieg” może się zakończyć sukcesem (niekoniecznie w kategoriach wymiernych, czyli „twardego” wyniku).
– brak zdolności kredytowej. Kropka. Nie mam, nie potrzebuję. Zdecydowanie bardziej bawi mnie wykorzystywanie możliwości podróżowania i życia/funkcjonowania w różnych środowiskach (np. ponad 7 miesięcy spędzone w Chinach w 2012 roku). Różnica w opłatach (kredyt/wynajem) niewielka lub żadna (~1400 zł płaciliśmy za pokój kuchnia łazienką Internet opłaty w bardzo atrakcyjnej miejscówce w Pekinie), a zdobyta wiedza, doświadczenie i kontakty bezcenne!
– „piracone filmy”. Dobra pomoc w nauce języka. Jeszcze lepsza – własne doświadczenie, czyli wyjazd do kraju, w którym na codzień posługuje się tym językiem (i nie mówię tu tylko o angielskim). Zmojego doświadczenia wynika, że nawet wyrazy, które z pozoru znamy – przez tubylców wymawiane są zupełnie inaczej i trzeba mocno aktywować kontekst żeby zorientować się w czym rzecz. To dobre na ćwiczenie szarych komórek. ;-)
Jeśli chodzi o post WeronikiL (dziękuję Ci za niego!), to od bardzo dawna nie tylko dzielę się swoją wiedzą (o ile jestem o to proszony), ale również szczerze podziwiam osoby, które osiągnęły nie tylko więcej ode mnie, ale również i mniej (pamiętając, żeby głównie chwalić, nigdy ganić czy umniejszać zasług!). Mam tylko problem w jaki sposób skutecznie podziwiać ludzi sukcesu (bezpośrednio) oraz, co znacznie trudniejsze, uczyć się od nich osobiście?! Czy ma ktoś jakieś konkretne propozycje w tym temacie i mógłby się nimi podzielić? :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Witajcie
Najpierw podziękuję wszystkim za obszerne wypowiedzi, na temat tego jak omawiane aspekty wyglądają u Was. To była ciekawa i pouczająca lektura!!!
Poniżej odniosę się do tych pytań i odpowiedzi, skierowanych do mnie.
Jakub
Pytasz: „Czy ty Aleksie nadal jesteś otwarty i przyjmujesz niewygodną i nieprzyjemną informację zwrotną? Szczególnie w kwestii kontaktów osobistych, czy nadal napotykasz osoby lub masz kontakty z osobami, z którymi jesteś otwarty na niewygodną i nieprzyjemną informację zwrotną? „
Generalnie tak, chyba że nadawca ewidentnie nie wie o czym mówi :-) Wtedy ignoruję taką wypowiedź i… nadawcę :-)
Antel
Piszesz: „Nawet z rowiesnikami o troche odmiennym mysleniu trudno znalezc wspolne punkty stycznosci. „
Może trzeba popróbować z innymi osobami, tez w innym wieku?
Agnieszka
Piszesz: „Jeśli chodzi o poruszone na końcu postu pytania, najwięcej dała mi samodzielna przeprowadzka za granicę. To spowodowało u mnie “aha!” w wielu kwestiach. „
To moim zdaniem powinien być element obowiązkowy w rozwoju młodego człowieka!!
Nadia
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za bardzo ciekawą i pożyteczną informację. Myślę, że wiele osób z tego skorzysta.
Agnieszka M.
Pytasz: „Alex, czy myślałeś może żeby wprowadzić jakiś mechanizm zapobiegający korzystaniu z tych samych “loginów” przez dwa różne adresy email? „
System nie daje mi takich możliwości. Ręcznie zmieniłem login tej nowej Agnieszki na Agnieszka Mx dla rozróżnienia
Artur
tego faceta użyłem metaforycznie, bo przyczyny są nieco podobne.
Piszesz: „Chętnie posłucham jakiś konkretnych i praktycznych wskazówek, w tym temacie. „
Jako dokładnie temat masz w tym momencie na mysli?
Piszesz: „Spotykam mnóstwo młodych ludzi, którzy bardzo chcą się uczyć i rozwijać. Chodzą na mnóstwo szkoleń, ćwiczą swoje umiejętności, są tak absolutnie skoncentrowani na rozwoju osobistym, że bez pudła można ocenić to jako najważniejszy aspekt ich życia. „
Gdzie są konkretne rezultaty ich działań? Dlatego mówię młodym ludziom, aby robili coś konkretnego, nawet jeśli nie będzie to doskonałę
Maciek K.
Piszesz: „Teraz coś, co mi trochę zgrzyta: piszesz:
“wielu zapakowanych po uszy w kredyty i rodzinę trzydziestoparolatków”.
i w innym miejscu:
“się wygłupiał z kredytami i zakładaniem rodziny”.
Jak sądzisz Alex, jak sformułowania typu “wygłupiać się z rodziną” czy “wpakować się w rodzinę” odbierają osoby, które bardzo świadomie podchodzą do zagadnienia posiadania rodziny czy dzieci i swoje poczucie sensu życia budują właśnie w oparciu o taką drogę życia? „
Masz rację, to może zabrzmieć dla nich bardzo nieładnie, choć nie taka była moja intencja (ale przejmuję odpowiedzialność za rezultat i przepraszam!!). Pisząc ten kawałek miałem przed oczami sporą grupę osób, które spotykałem 10-15 lat temu, dyskutowaliśmy o tych samych sprawach a dekadę później spotykam ich bez tego ognia w oczach, zszarzałych i chyba mniej szczęśliwych mimo „posiadania” tych „elementów dorosłego życia”, które wstawili sobie w rzeczywistość bez właściwego przygotowania i przemyślenia.
Gwoli obiektywności muszę też podkreślić, że znam trzydziestoparolatków w wszystkimi tymi atrybutami (dom, rodzina), którzy mają duże sukcesy w biznesie, wiele energii życiowej i zadowolenia z życia. Nie jest to jednak większość.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hej Alex,
Pytasz: „„tego faceta użyłem metaforycznie, bo przyczyny są nieco podobne. Piszesz: „Chętnie posłucham jakiś konkretnych i praktycznych wskazówek, w tym temacie. „
Jako dokładnie temat masz w tym momencie na mysli??”
No coś przydatnego podczas intymnych kontaktów z partnerką, coś aby zaradzić tej bezradności o której piszesz.
Pozdrawiam, Artur
Moja mała refleksja odnośnie „Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie.”
Mam podobne spostrzeżenie odnośnie dzisiejszych dwudziestolatków, inna sprawa, że wiele osób starszych też się tutaj łapie. Jedną z tych kwestii jest przechodzenie „na ty”. Coraz więcej widzę osób, które zupełnie nie czekają na sygnał przyzwolenia do przejścia „na ty” od osób starszych wiekiem czy rangą. Co gorsza zwrócenie uwagi, wywołuje agresję. Nie wiem, skąd to się bierze (?). Może właśnie z braku realnej praktyki w rzeczywistości, może z kiepskich wzorców z telewizji, ale chyba najbardziej z kiepskich wzorców z realnego życia. Mnie to osobiście bardzo razi, im jestem starsza, tym bardziej. Z tym łączy się też brak znajomości wielu innych reguł savoir-vivre – jak choćby wiedzy o tym, kto pierwszy wyciąga rękę na powitanie, czy pożegnanie. A także brak umiejętności akceptowania różnych innych sygnałów stawiania granic, jak chociażby niedopytywanie o różne sprawy osobiste.
Mam wrażenie, że coraz słabszy nacisk w wychowaniu dzieci kładzie się na kulturę osobistą. Dla wielu rodziców ważne jest, żeby ich dziecko umiało błyszczeć w świecie różnymi osiągnięciami, mniej istotny jest sposób, w jaki dzieci odnoszą się do innych ludzi (szczególnie spoza kręgu bliskiej rodziny). Duży nacisk kładzie się na to, żeby dziecko odnosiło korzyść (materialną, rozwojową), brakuje za to kształtowania troski o dobro wspólne i przestrzeganie określonych wartości etycznych. Finalnie na takim podejściu wszyscy tracimy (czego liczne przykłady widać wokół).
Alex, dziękuję za zaregowanie na moją wypowiedź o podwójności loginów. Mam nadzieję, że druga Agnieszka M. nie będzie miała nic przeciwko ;)
Pozdrawiam
Agnieszka
A przy okazji: mój kolejny komentarz trafia do moderacji, a ja nie wiem dlaczego. Przy tym nie jest to pojedynczy przypadek, tylko już kolejny raz z rzędu.
Pozdrawiam
Agnieszka
“Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie.”
Skupię się na braku praktyki rozumianym jako braku odpowiedniego modelowania w rodzinie. Rodzice, jak każdy człowiek, dają to, co sami posiadają. „Z pustego w próżne i Salomon nie naleje”. Nie obwiniam – pewnie sami też nie dostali – ale stwierdzam fakt. I co w takim razie? I w takim razie możemy te braki sami uzupełniać. Potrzebna jest świadomość, że to braki. Ale zakładając, że już jest – można samemu stworzyć pewną bazę do ćwiczeń czyli praktyki. Ta baza to literatura w zakresie savoir-vivru rozumianym jako dobre wychowanie, ale przede wszystkim – to ważne – jako postawa życiowa.
Rzecz ma się jak z asertywnością. Można nauczyć się zachowań czyli np. nauczyć się odmawiać – tak mniej więcej formułowana jest asertywność bardzo często. Może stać się naszą postawą – żyć w zgodzie z sobą. To nie to samo.
Wracając do savoir-vivru – można nauczyć się zgodnych z etykietą zachowań, i można pójść dalej – nauczyć się pięknie żyć.
Warta poznania dla młodego menedżera – to oczywiście moje subiektywne zdanie – jest książka Ireny Kamińskiej-Radomskiej „Etykieta biznesu czyli międzynarodowy język kurtuazji”. Skupia się na etykiecie. Wartościowa i z elementami pokazującymi savoir-vivre jako postawę – „Etykieta Menedżera” Edwarda Pietkiewicza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Pietkiewicz).
Ev
,,Pokolenie to ma generalnie stosunkowo luźne i bezproblemowe podejście do seksu. To, przy odrobinie rozsądnego podejścia do kwestii bezpieczeństwa, zmniejsza ryzyko różnych nerwic i niezadowolenia, które rabują energię i radość życia wielu ludzi wokół nas.”
W czasopiśmie Newsweek z 4 lutego 1985 roku czytamy: „Stany Zjednoczone zostały zaskoczone niesłychanym wzrostem zachorowalności na STD (choroby przenoszone drogą płciową). Statystyki są przerażające: Co czwarty Amerykanin w wieku od 15 do 55 lat zarazi się w jakimś okresie swego życia STD”. W konkluzji powiedziano: „Według wszelkiego prawdopodobieństwa najlepszą ochroną przed STD będzie po prostu nawrót do już od dawna wypróbowanego środka bezpieczeństwa — monogamii”. Taka propozycja rozwiązania problemu jest w oczach dzisiejszego świata nie do przyjęcia.