Po dość intensywnej dyskusji o konieczności testowania naszych marzeń (przynajmniej jeśli ich realizacja wymaga dużych poświęceń) postanowiłem napisać Wam o moim wielkim marzeniu, które miało decydujący wpływ na całe moje dorosłe życie i którego zbyt desperacka realizacja o mało nie pozbawiła mnie bardzo wielu możliwości.
Kiedy miałem 20 lat po raz pierwszy spędziłem wakacje na Mazurach i niezwykle spodobało mi się żeglowanie i cały styl życia z tym związany. Zdałem egzamin na patent sternika i dzięki temu każdego lata, prawie bez pieniędzy (za to z moją przyjaciółką :-)) jechaliśmy pociągiem przez całą Polskę, tam „załapywałem się” jako prowadzący różne rejsy (wtedy rzeczywiście trzeba było mieć patent, a takich ludzi było mało), a po dwóch miesiącach, wypoczęci, opaleni i czasem z nieco większą gotówką wracaliśmy na uczelnię.
Takie luźne, pełne doczesnych radości życie spodobało mi się tak bardzo, że zapragnąłem, aby robić to nie przez 2 miesiące na Mazurach, lecz cały rok w jakiś ciepłych krajach. W ówczesnej Polsce (druga połowa lat siedemdziesiątych) było to dla biednego studenta, którym byłem tak samo realne, jak dziś wycieczka w przestrzeń kosmiczną dla większości z Was. Ta idea opanowała mnie dość dokładnie i wpłynęła na to, że zacząłem intensywnie uczyć się języków oraz uświadomiłem sobie, że przede wszystkim muszę wyjechać z tego kraju. Było to całkowicie odmienne od postępowania większości moich kolegów ze studiów zajętych zakładaniem rodziny, kupowaniem na kredyt M2 i „maluchów” (dla młodszych Czytelników: Fiat 126p -w latach 70-tych marzenie większości Polaków). Wszyscy pukali się wtedy w głowę, a dziś patrząc na wielu moich rówieśników jestem bardzo zadowolony z mojego „braku rozsądku i realizmu”, który wtedy wykazywałem.
Moje marzenie spowodowało, że w 1981 roku z dużym wysiłkiem udało mi się razem z moją dziewczyną wyjechać z kraju. Nie muszę chyba wspominać, że to ja byłem siłą napędową tego kroku :-)
Wylądowanie na Zachodzie oznaczało wtedy znacznie większy skok cywilizacyjny i gospodarczy, niż dziś np. emigracja do Irlandii, też w sensie ekonomicznym. Większość młodych par, które opuściły wtedy Polską zabrała się ochoczo do znalezienia jakiejś stałej pracy (według lokalnych standardów dość kiepsko opłacanej) i oczywiście spłodzenia potomstwa. Pokusa była duża („no przecież wszyscy tak robią i tak trzeba”, „jak nie teraz to kiedy”), niemniej moje marzenie i wychowywanie małych dzieci nie bardzo szły ze sobą w parze. Zamiast tego, będąc biedny jak przysłowiowa mysz kościelna zacząłem budować mały (6,4 m długości) jacht z drewna, chcąc pływać nim choćby na Morzu Śródziemnym. Dwa lata wielkich wyrzeczeń i pracy od rana do nocy doprowadziły do zbudowania surowego kadłuba i …. całkowitej plajty finansowej (utrzymywałem się wtedy ze sprzedaży gazet i naprawiania samochodów „na czarno”!!!) W rezultacie straciłem to, co zbudowałem i mogłem zacząć od zera. To był krytyczny punkt w moim życiu. Mogłem postawić na jedną kartę, „być prawdziwym mężczyzną”, jakoś dokończyć budowę, przetransportować moje „dzieło” nad morze i zacząć na tej mizernej łupinie życie żeglarskiego włóczęgi, z całym zapasem kompleksów i ignorancji w sprawach życiowych, które wtedy miałem. W obliczu moich późniejszych doświadczeń z życiem na jachcie (o czym napiszę poniżej) byłaby to bardzo kiepska decyzja, na szczęście zabrakło mi wtedy konsekwencji i odpuściłem sobie (inaczej wylądowałbym w niezłym lejku :-)) Zamiast tego postanowiłem zapomnieć całą sprawę i postawić się na nogi ekonomicznie i popracować nad moim niezwykle kiepskim poczuciem własnej wartości.
Ładnych kilka lat później, już jako właściciel małej firmy IT wróciłem do tego marzenia i w którymś momencie tak ustawiłem firmę, aby funkcjonowała beze mnie (nie było jeszcze wtedy internetu) zabrałem moją kobietą i pojechałem na miesiąc na Florydę pożeglować sobie. To było jak dawka prochów dla byłego narkomana :-) Słońce, plaże, szmaragdowa woda, luz i to wszystko za względnie niewielkie pieniądze!!!
Marzenie odżyło i w rezultacie, aby mieć więcej czasu rozstałem się z branżą IT i zacząłem karierę trenera, co pozwoliło mi znacznie elastyczniej planować mój kalendarz (swoją drogą to ciekawe jak na podstawie błędnych przesłanek dochodzimy czasem do idealnych rozwiązań :-)) Jednocześnie zacząłem myśleć o stworzeniu pasywnych dochodów, aby móc „na zawsze” odbić od cywilizacji i spokojnie sobie żeglować. W międzyczasie kupiłem całkiem przyzwoity jacht (używany nie kosztuje tak wiele jak wiesz gdzie i jak kupować) i zacząłem całe zimy spędzać nad Zatoką Meksykańską. Planowo około roku 2000 powinienem być w stanie zrealizować w 100% moje młodzieńcze marzenie. Do tego nie doszło, bo po w sumie 2 latach spędzonych w niemal idyllicznych warunkach na pokładzie, ten styl życia ……… po prostu mi się znudził. Niewiarygodne, ale prawdziwe!! I to mimo, iż nie brakowało mi tam ciekawych przeżyć i ludzi!!
W którymś momencie, mieszkając wśród wysp zacząłem hobbystycznie doradzać lokalnym małym biznesom i wtedy stwierdziłem, że równie dobrze mogę to znowu robić w Europie dla dużych koncernów, biorąc udział w znaczących przedsięwzięciach. Całe szczęście, że jak zwykle w życiu stosowałem strategie utrzymywania sobie otwartych opcji i resztę historii już znacie. Dziś wolę spędzać zimy mieszkając w hotelu na Kanarach, bo mam możliwość intensywnej pracy koncepcyjnej (prąd w nieograniczonych ilościach, internet, nie trzeba codziennie studiować prognozy pogody itp.), choć ostatnio stwierdziłem, że i tam trzymiesięczna przerwa w tym, co bardzo lubię robić (treningi, coaching) jest za długa i od tego roku będę opuszczał Europę „na raty”
Takimi to pokrętnymi drogami czasem dochodzimy do rzeczy, które naprawdę sprawiają nam przyjemność i które gotowi jesteśmy robić bardzo długo. Moje wielkie (i w końcu jak się okazało chybione) marzenie wielokrotnie prowadziło mnie we właściwym kierunku pozwalając ominąć różne rafy życiowe, ale co najmniej raz na trwale unieszczęśliwiłoby mnie, gdybym nie testując go postawił wszystko na jedną kartę aby je zrealizować.
W życiu spotykam często sfrustrowanych czterdziesto- i piećdziesięciolatków, którzy właśnie tak postąpili (w różnych dziedzinach), aby potem z żalem stwierdzić, że przecież nie o to im chodziło. Nie sprawdzili tego przed zainwestowaniem dużej części ich życia.
Większość z Was jest w znacznie młodszym wieku i jeśli ta osobista historia przyda się choć jednemu z Was, to warto było ją napisać (czego zazwyczaj nie lubię robić).
Życzę Wam pięknych marzeń i realizacji tych, które pasują do Waszych potrzeb.
a nadal żeglujesz? Może jakiś rejsik?:) Kurde podobne z tym żeglowaniem mam, ale ja to raczej chciałbym już na starość zostać kapitanem jakiegoś żaglowca – zresztą dziś to w zasadzie już łatwo z tym żeglowaniem, jak się ma ochotę to właściwie wystarczy jedna decyzja.
A co do tematu: gorzej jak testując marzenia dochodzi się do wniosku że to nie to. Przychodzi kolejne, znowu się testuje i znowu nie to. No i ile tak można?:> Może ja mam za kiepskie te marzenia – albo są proste do przetestowania albo na przetestowanie trza by kilku solidnych lat pracy. No ale z tymi wielkimi marzeniami jest tak że się na nie pracuje i pracuje i czasem się gubią w szarości dnia. Więc chyba przede wszystkim najważniejsze żeby się te nasze marzenia za bardzo nie przykurzyły.
„“maluchów” (dla młodszych Czytelników: Fiat 125p”
maluch to 126p nie 125p :)
Niezwykła historia i dobra lekcja… dla mnie. Dziękuję.
Pozdrowienia
PiotrP
Quatryk
Od 2 lat nie trzymałem w ręku koła sterowego :-) Moją łódkę w międzyczasie widziałem na Google Maps (bo jest zacumowana do pomostu za prywatnym domem) i ostatnio na filmie, bo znajomi brali ślub na przystani z nią w tle ! I jest to wyłącznie kwestia priorytetów, a nie np. konieczności finansowych.
Piszesz:” A co do tematu: gorzej jak testując marzenia dochodzi się do wniosku że to nie to.”
Właściwie dlaczego???? W ten sposób wynajdujesz empirycznie to, co naprawdę jest dla Ciebie istotne i rzeczywiście „cię kręci”. Jeśli stwierdzasz, że to nie to, to masz możliwość dalszych poszukiwań. Jeśli przy tym pamiętasz, że ma to sprawiać przyjemność, to jest to bardzo sympatyczny proces.
Przy wielkich marzeniach wystarczy czasem przetestować ich kluczowe elementy, te które bezpośrednio będą wpływać na naszą jakość życia.
PS: rejsik? Musiałbyś mnie złapać, kiedy będę na Florydzie. jeden z Czytelników tego blogu był już 2 tygodnie moim gościem razem ze swoją przyjaciółka :-)
Kuba
Dziękuję za zwrócenie uwagi, zaraz poprawiam
Piotrp
To jest tylko bardzo skrócona wersja, tak naprawdę to można by napisać całą książkę i z pewnością nie byłaby ona nudna :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Czytam od dłuższego czasu Twojego bloga, jednak nie zabierałem jeszcze głosu, gdyż w większości to co było zawarte w poście lub komentarzach wystarczało :)
„Większość z Was jest w znacznie młodszym wieku i jeśli ta osobista historia przyda się choć jednemu z Was, to warto było ją napisać (czego zazwyczaj nie lubię robić).”
Przyda się z pewnością. Dziękuję. Zwłaszcza takie osobiste historie dają motywację. W danych chwilach być może minimalną, lecz gdy przyjdą cięższe czasy będzie można sobie przypomnieć historie Alexa :) i powiedzieć „Są ludzie, którym się udało i są to Polacy, więc czemu mnie się ma nie udać” :)
Historia ta ukazuje czemu nie warto ograniczać sobie pola (nawet jesli w danym momencie to robimy to powinnismy miec jakies „plany”/opcje by to w kazdej chwili ominąć).
Jeśli to możliwe to prosiłbym w miarę możliwości o więcej takich osobistych historii lub historii innych osób (oczywiście jeśli wyrazili by taką chęć).
Koncze juz bo moj komentarz zbiegl z tematu posta i odniosl sie do caloksztaltu Bloga :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Blog na wysokim poziomie, Adrian
„Zamiast tego postanowiłem zapomnieć całą sprawę i postawić się na nogi ekonomicznie i popracować nad moim niezwykle kiepskim poczuciem własnej wartości.” – jak się do tego zabrałeś? Wiem, że każdy jest inny i będzie to wyglądało inaczej, ale podobno dobrze jest czytać o tym jak zrobili to inni wielcy ;)
Poza tym, jeśli idzie o testowanie, to ja np. przed ślubem mieszkałem z dziewczyną później narzeczoną) prawie 2 lata i wszystko było super. Teraz minęły ponad 2 lata od ślubu i już wcale tak idealnie nie jest ;) Na szczęście dzieci ani dużych kredytów na razie nie planujemy, więc wiele możliwości jest wciąż otwartych :)
Ja doszedłem ostatnio do wniosku, że liczy się faktyczna potrzeby, emocje i wzbudzane przez marzenia uczucie, a nie tylko sama rzecz, którą chcemy osiagnąć. Zadaję sobie pytania typu: „co to dla mnie znaczy?”, „jak będę się czuł, gdy to osiągnę?”, „jakie emocje to wzbudza?”. Bo drogi do zapokojenia potrzeby mogą być różne, a dana rzecz nie musi być najlepszą z nich! Warto komunikować się bezpośrednio z podświadomością i wsłuchiwać w wewnętrzne głosy, aby dojść do „podstawy”, która nami kieruje.
Marcin
Odpowiedź na Twoje pierwsze pytanie to dość długa historia :-) Ważne jej elementy poruszam od prawie półtora roku na tym blogu i będę czynił to nadal.
Napisałeś „o tym jak zrobili to inni wielcy”. Kogo masz na myśli? :-) Chyba nie mnie?? Jestem całkiem normalnym człowiekiem z wieloma słabościami, który może trochę więcej popróbował w życiu mając odrobinę szerzej otwarte oczy i używając od czasu do czasu tego fantastycznego organu, który mieści się w naszej głowie. Tak może zrobić prawie każdy.
Jeśli chodzi o Twoje testowanie związku, to jak to robiłeś? Wielu ludzi (ze względu na pracę zawodową i inne zajęcia) przebywa z drugim człowiekiem tak naprawdę 2-3 godziny dziennie (albo i mniej) i nazywa to „wspólnym życiem” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Właściwie dlaczego???? W ten sposób wynajdujesz empirycznie to, co naprawdę jest dla Ciebie istotne i rzeczywiście “cię kręci”. Jeśli stwierdzasz, że to nie to, to masz możliwość dalszych poszukiwań. Jeśli przy tym pamiętasz, że ma to sprawiać przyjemność, to jest to bardzo sympatyczny proces.”
Wszystko zgoda, ale o czym innym myślałem. Raczej chodziło o to że czasem jest tak że się szuka, i szuka, i szuka i jakoś kurde nie można znaleźć. No a potem to już się człowiek zniechęca i zaczyna się szarość dnia codziennego. Żeby w tym łańcuchu poszukiwań znaleźć to co naprawdę będzie pasją trzeba mieć niezłe szczęście. Oczywiście to tez kwestia tego jak jesteśmy wytrwali i nastawieni – i może tu jest istota sprawy, aby z samego szukania na początku uczynić sobie jakiś tam cel. Nie szukać poto by znaleźć ale po to by szukać. Jak z tym króliczkiem:)
ps co do rejsu to raczej myślałem o czymś wiekszym tzn w sensie łajby, no i bliższym kraju np śródziemne. Rozumiem że jednak plany napięte, ale tak czy inaczej jak będę coś w przyszłym roku organizował to pozwole sobie się odezwać:)
„Moje wielkie (i w końcu jak się okazało chybione) marzenie wielokrotnie prowadziło mnie we właściwym kierunku pozwalając ominąć różne rafy życiowe, ale co najmniej raz na trwale unieszczęśliwiłoby mnie, gdybym nie testując go postawił wszystko na jedną kartę aby je zrealizować.”
To i ja dodam coś, wynurzając się ze sterty papierów.
Dzięki swoim marzeniom, nieświadomie stałem się człowiekiem niezależnym finansowo (może dopiero w 50% – ale to już coś).
Mianowicie, kierując się marzeniem posiadania chałupy/schroniska w górach zakupiłem kawał ziemi – w chwili obecnej mogę powiedzieć, że inwestycja przyniosła pokaźny zysk.
Następnie zapragnąłem mieć działkę w pobliżu dużego miasta, w miejscowości o fajnej nazwie – więc kupiłem – znowu duży przyrost wartości.
Dokonując tych zakupów kierowałem się emocjami a nie rachunkiem ekonomicznym.
Teraz moje priorytety pozmieniały się nieco i dzięki realizacji zysków mogę pchnąć moje życie w nowym kierunku.
Życzę wszystkim, by dzięki marzeniom mogli się realizować a jednocześnie by ich testowanie przynosiło niespodziewane bonusy :) :) :)
Pozdrawiam – Marcin
Quatryk
Jeśli szukasz, szukasz i szukasz bez rezultatu, to może popełniasz jeden z 2 typowych błędów
– szukasz nie tam gdzie trzeba
– stosujesz niewłaściwe metody poszukiwań
Ja czasem stosuję metodę „stawiania na głowie” :-) Jeśli jakieś działania/poszukiwania ciągle nie prowadzą do pożądanego rezultatu, to próbuję rzeczy/założeń o 180 stopni odwróconych. Parę razy ze zdumieniem osiągnąłem rezultaty, których nigdy bym się nie spodziewał
MarcinS
Gratuluję!! teraz dobrze wykorzystaj tę wolność
Pozdrawiam serdecznie
Alex
No tak wszystko ładnie z tymi marzeniami, każdy je ma i każdy do nich dąży tylko często nie tylko ich osiągnięcie zależy od nas. Na kształt i ostateczny wynik, wpływają przecież również inne czynniki takie jak np. szczęśliwy przypadek, inni ludzie itp. I często np. z tymi innymi ludźmi jest problem. Bo albo za mało zmotywowani, albo sami nie wiedząc co chcą, a jak już niby wiedzą to mało konsekwentni w działaniach, a już najczęściej nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny i my obrywamy za nich. Różnie to z tym jest. Wiec pozostaje nam chyba tylko szukać tych sympatycznych ludzi i strać się omijać tych którzy w marzeniach nam przeszkadzają …
pozdrawiam,
maxen P. Kocik
Masz rację z tym, że wiele czynników nie zależy bezpośrednio od nas. To trochę jak z wiatrem, który sobie wieje dokąd chce, a my mamy wykorzystać go do napędu łodzi.
Na ten temat porozmawiamy sobie w przyszłości, w tym wątku zwróć uwagę na przetestowanie marzeń, aby sprawdzić (na ile to jest możliwe) czy naprawdę chcemy ich urzeczywistnienia.
pozdrawiam
Alex
Witam
Bardzo ciekawy temat!
To ja opiszę krótką historię mojego życia.
W ósmej klasie podstawówki zająłem pierwsze miejsce na olimpiadzie matematycznej, już miałem kilka patentów na swoim koncie i dobrze się zapowiadałem.
Ale w liceum matmę miała z nami tak stara głupia i złośliwa krowa,
a nauczyciel fizyki nic sam nie umiał i był takim świrem, że w końcu go wyrzucili ze
szkoły. Więc w związku z tym odechciało mi się zajmowania nauką. Myślę, że
wiele zdolnych dzieci zostało w ten sposób popsute przez głupich nauczycieli.
Po liceum poszedłem na politechnikę, ale bardziej niż nauką zająłem się uprawianiem sportu i nie ukończyłem drugiego roku.
Wtedy się ożeniłem, ponieważ własnie nadarzyła się okazja. Nigdy przedtem nie miałem dziewczyny, a teraz jakaś mnie chciała więc szybko z tego skorzystałem, wiele się nie zastanawiając.
Ale za namową przyjaciół przeniosłem się na inną uczelnię, którą ukończyłem.
Myślałem nawet o zostaniu na uczelni, bo trochę odżyło we mnie powołanie
naukowe, ale pensja asystenta to były wtedy 2 mln złotych, a nagle
ale mój starszy kolega zaproponował mi pracę w jego małej firmie
komputerowej za 6,5 mln. Więc przyjąłem tą propozycję.
Niedługo potem żona mnie opuściła i wyjechała do Niemiec. (za szybko się
na nią zdecydowałem, bez przetestowania marzeń). Więc czym prędzej
postarałem się znaleźć następną dziewczynę (niestety znowu bez przetstowania,
bo chciałem jak najprędziej) i się z nią znowu ożeniłem.
Mieliśmy już dwójkę dzieci, dom, dwa samochody, stabilną pracę, czyli
normalnie ułożone nudne życie i wtedy znowu przypomniałem sobie o swoim powołaniu i zacząłem robić doktorat z matematyki. Wprawdzie miało się to
nijak do tego, co robiłem w formie komputerowej, ale po prostu mnie to
interesowało. Po zrobieniu doktoratu rzuciłem pracę i razem z rodziną wyjechaliśmy do Japonii bo tam znalazłem pracę w pewnym ośrodku obliczeniowym. Przez pierwszy rok było całkiem dobrze.
Ale po roku zacząłem dostrzegać, że tam wielu ludzi ma dużo
większy majątek i lepsze pozycje zawodowo-społeczne i są lepszymi fachowcami ode mnie. Najbardziej wnerwił mnie brak majątku. Pomyślałem sobie, że zamiast
inwestować czas w doktorat, trzeba było więcej pracować i inwestować zarobione pieniądze w fundusze, nieruchomości. Zauważyłem, że druga żona też mi się nieudała, bo jest pozbawiona jakichkolwiek ambicji.
Ostatecznie doszedłem do wniosku, że jestem tylko starym wypalonym frustratem,
który sam sobie życie zepsuł, nie wykorzystał kilku dobrych okacji, kilka błędnych kluczowych decyzji, a wszystko dlatego, że nie było planu długoterminowego.
Aktulanie mam 40 lat i nie mam już ochoty dłużej być w tej Japonii,
ale do Polski też mi się nie chce wracać i najlepiej, jakbym niedługo zakończył
życie w jakimś trzęsieniu ziemi, albo katastrofie lotniczej, żebym się już dłużej nie musiał męczyć.
Jedynie co teraz wiem, to że co najmniej 20 lat temu powinienem mieć dobry plan i go konsekwentnie realizować, a nie bez namysłu wybierać żony, studia, pracę,
i kraj zamieszkania, na zasadzie, że o pojawiło się coś nowego, czemu by nie skorzystać.
Alex,
Wiem, że poruszasz ważne elementy swojej historii na blogu, bo czytam go prawie od samego początku :) Zadałem to pytanie chyba dlatego, że ja sam wciąż nie wiem od czego zacząć. Nie podoba mi się praca od 8 do 17, chciałbym mieć więcej swobody, ale nie mam jeszcze pomysłu jak to zmienić.
Co do „innych wielkich”, to czytałem gdzieś kiedyś, że dobrze jest czytać jak np. bardzo bogaci ludzie doszli do tak wielkich pieniędzy. (Nie twierdzę, że uczyniło ich to szczęśliwymi ;) ). Nie chodzi o naśladownictwo, oczywiście, ale inspiracje i pokazanie drogi, że można inaczej. Alex, wiem, że jesteś „całkiem normalnym człowiekiem z wieloma słabościami”, każdy z nas jest i jeśli twierdzi inaczej, to moim zdaniem okłamuje sam siebie. Jednak Tobie udało się dojść do takiego poziomu i stylu życia, który bardzo by mi odpowiadał. Nie twierdzę, że muszę i chcę robić to co Ty, jednak poziom swobody i możliwości ograniczony jedynie Twoja wyobraźnią – to jest to :)
A swój związek testowaliśmy bardzo intensywnie :) Mieszkaliśmy ze sobą prawie 2 lata przed ślubem, a że były to ostatnie 2 lata na studiach, to zajęć było mało i mieliśmy naprawdę dużo czasu dla siebie. Poza tym, że teraz spędzamy ileś tam godzin w pracy, to nasze życie nie różni się zbytnio od tego, które prowadziliśmy przed ślubem. Wspólne przyjemności i wspólne obowiązki. Tak jak napisałem wcześniej, teraz może nie jest już tak idealnie jak wcześniej. Za przyczynę takiego stanu rzeczy oboje uważamy właśnie brak czasu tylko dla siebie. Kiedy mamy urlop i zajmujemy się tylko sobą, to wszystko jest cudowne :) A proza życia oddala nas trochę od siebie.
Czy to odpowiada na Twoje pytanie?
Pozdrawiam,
Marcin
Bellois
Uświadomienie sobie, o jakie odczucia nam naprawdę chodzi i ewentualne rozglądnięcie się za alternatywnymi drogami dojścia do nich jest rzeczywiście ważne.
Wsłuchiwanie się w wewnętrzny głos to też praktyka którą stosuję, choć nie sięgam przy tym aż do podświadomości tak jak Ty
Jacek
Dziękuję za opis Twojej drogi życiowej, dla wielu, szczególnie młodszych Czytelników będzie to cenne, bo dotąd byłem chyba jedynym „zaawansowanym wiekowo” :-) wypowiadającym się tutaj.
Jeśli chodzi o Twoją frustrację, to jest to paradoksalnie dobry znak. Rozpoznałeś różnicę między tym, jak chciałbyś żyć a chwilową rzeczywistością i to negatywne odczucie może dać Ci energię aby coś zmienić. Jeśli sytuacja życiowa nie pozwala Ci na nagłą zmiany kursu, to mieszkając w Japonii znasz z pewnością to słowo 改善 (kaizen) i całą koncepcję z tym związaną. Mała, ale konsekwentna zmiana na lepsze każdego dnia, redukowanie rzeczy, które nie wnoszą wartości (w Twoje życie), jeśli będziesz robił to wytrwale to pewnego dnia obudzisz się w znacznie bardziej znośnym świecie. Co było, to było, tego już nie zmienisz. Ciągle masz Twoją inteligencją, wykształcenie, znajomość języków i wiele doświadczeń jak pewnych rzeczy nie należy robić. Znam wielu ludzi, którzy mają znacznie gorszą pozycję wyjściową.
Powodzenia w nieustającej poprawie!!
Marcin
Ludzi bardzo bogatych warto brać za wzór jeśli Twoim celem jest dojście do bardzo dużych pieniędzy (po co?). Jeśli chcesz dobrze żyć, to warto poszukać takich wzorców, którzy właśnie tak żyją niezależnie od stanu ich konta. Teraz nie kieruję tego bezpośrednio do Ciebie, ale myślę że wielu młodych ludzi robi tutaj właśnie poważny błąd. Napiszę o tym post w przyszłości.
teraz pozwól na dwie korekty tego, co napisałeś:-
„Jednak Tobie udało się dojść do takiego poziomu i stylu życia” – protestuję przeciwko używaniu w tym kontekście słowa „udało się” bo sugeruje to szczęśliwy przypadek a nie rezultat skutecznego planowania i działania :-)
„poziom swobody i możliwości ograniczony jedynie Twoja wyobraźnią” – aż tak dobrze nie jest :-) mam naprawdę rozwiniętą wyobraźnię!! Mimo tego jestem oczywiście bardzo zadowolony ze swobody wyboru, którą posiadam.
Jeśli będąc razem było wam dobrze, to może warto tak przebudować życie, aby spędzać ze sobą większość czasu? To przecież znacznie ważniejsze od nowych mebli, samochodu czy innych gratów!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Może źle sie wyraziłem pisząc o bogatych ludziach. Bogactwo nie jest moim celem, nie uważam, że pieniądze są źródłem wszelkiego szczęścia. Na pewno ułatwiają wiele rzeczy, ale nie mogą być celem samym w sobie. Czytam Twojego bloga właśnie m.in. dlatego, że Ty to wiesz i o tym piszesz :) Piszesz: „Jeśli chcesz dobrze żyć, to warto poszukać takich wzorców, którzy właśnie tak żyją niezależnie od stanu ich konta.” Może się mylę, ale takim wzorcem możesz być Ty prawda? :)
Wybacz niefortunne użycie zwrotu „udało się” ;)
Co do przebudowywania wspólnego życia, to oboje z żoną zdajemy sobie z tego sprawę, że jest to konieczne. Oboje musielibyśmy zrezygnować z naszej pracy zawodowej (ja – informatyk, żona – dziennikarka), co dla mnie nie byłoby taką złą rzeczą ;) Tylko jeszcze musimy wymyślić (a może raczej znaleźć?) co razem moglibyśmy robić, żeby żyło nam się szczęśliwie i dostatnie.
To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu po dość długiej i „biernej” obserwacji .
Pewnie nigdy bym się do tego nie zabrał gdyby miedzy innymi nie Twój post o „Wychylaniu się” . Wcześniej po prostu nie dostrzegałem w tym większego znaczenia ,także serdeczne dzięki za niego ;).
Wracając do tematu:
Twoja historia od razu skojarzyła mi się z historia Dr. Joe Vitale’a ,który przez powien okres swojego życia był bezdomny. Dzisiaj jest światowym ekspertem w dziedzinie marketingu i posiada pokaźne zaplecze finansowe liczone w milionach dolarów!
Co dała mi twoja historia:
Dała mi komfort psychiczny, a zarazem inne spojrzenie na sprawy kariery.
Zajmuję się branżą IT od paru dobrych lat i po prostu nieraz ogarniały mnie myśli typu:
”mam już AŻ 20 lat i jeszcze nie jestem światowym ekspertem w tej branży, kiedy ja to zdążę zrobić!”, przez co czułem jakby moje życia się skracało, a zakres zagadnień ,które mogę jeszcze poruszyć drastycznie topniał ;).
Teraz wiem ,że niektórym osobą sukcesu przytrafiły się „nie planowane przerwy” w karierze, które blokowały im możliwość intensywnego rozwoju ,a jednak potrafiły „podnieść się” i nadać swojemu życiu nowego standardu.
Od tej pory powiedzenie „jak nie dziś to jutro” nabrało dla mnie większej mocy.
Pozdrawiam
Witaj Alex!
Niniejszym zasilam grono ludzi, którzy czytają, czytają i… postanawiają w końcu powiedzieć coś od siebie ;)
U mnie z marzeniami to jest dość ciężka sprawa, bo… Chyba mam ich za dużo ;)
Już od dziecka miałam jak to moja mama określa „syndrom kaczki” – biegam, latam, pływam, nurkuję, ale wszystko to nie bardzo mi wychodzi ;) Przekładając to na bardziej ludzki język – moim problemem jest to, że zawsze było wiele rzeczy, którymi się interesowałam, które mnie pociągały, ale brakuje mi tego „czegoś”, co by mną zawładnęło. Również w kwestiach zawodowych, bo od dłuższego czasu planuję otworzyć własną firmę i wciąż nie mogę się zdecydować jaką. Jestem dość młoda i zarazem mam mocno ograniczone środki finansowe, więc nie za bardzo mogę sobie pozwolić na testowanie poszczególnych pomysłów… Niby wiem, który z nich ma największe szanse na powodzenie, ale też nie jestem pewna, czy po roku, dwóch nie będę miała tego przedsięwzięcia serdecznie dość ;)
Ale pomimo całych perturbacji związanych ze zbyt dużą ilością marzeń uważam, że lepiej mieć ich nadmiar niż nie mieć wcale :)
Witajcie!
Wraca czytelnik marnotrawny, który ostatnio dość dużo pracował.
Agnieszka – miałem oferty pracy w 4 dużych firmach/instytucjach. Pomyślałem dlaczego mnie tam chcą? Bo miałem dość fajną widzę. Więc odwróciłem kota ogonem i zaproponowałem współpracę. Nawet biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa coś mi świtało, że ktoś z moich niedoszłych pracodawców może dać mi zlecenia. Tak się stało. Na początku też nie miałem pieniędzy, ZUS opłacała mi mama, bo musiałem zawieśić rente (jestem osobą niewidomą). Spróbuj z czymś co może być poprostu bezczelnie najłatwiejsze i załóż firmę. Na blogu Alexa podawałem mój e-mail – napisz co dwie głowy to nie jedna. Jak się ten wątek ma do testowania. Ja od 3 lat testowałem co che robić. Byłem prawie kujonem, ale mi się to znudziło kiedy doszedłem do wniosku, że najszybciej się uczę rzeczy, które mnie poprostu interesują. Jak było dość pusto w portfelu to główkowałem co z timi rzeczami więdzą robić. Moje marzenie bycia wolnym ptakiem, który pracuje w It z zacięciem badawczym się staje rzeczywistoscią. Jeśli weźmie się pod uwagę rozsądne potrzeby finansowe to żyję się dobrze i bez stresu, że ja nie mam samochodu za grube pieniądze czy garnituru za 2 roczne pęsje moich rodziców. Warto się wychylać. Przez blog Alexa znalazł mnie jeden człowiek, który zaproponował mi świetny projekt gdzie będzie trzeba na prawde mapować do rzeczywistości wiedze z ostrza moża żeby produkt był perełką wśród sterty kamieni.
Pozdrawiam!
Paweł
Marcin
Powodzenia we wspólnym szukaniu !! :-)
Icewallwss
Witaj na naszym blogu :-)
Cieszę się, że zacząłeś się wychylać, zwłaszcza na tym blogu to naprawdę nie powinno Ci zaszkodzić :-) Ten blog był z założenia przeznaczony dla stosunkowo młodych ludzi zaczynających karierę, ale zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział kto w międzyczasie skanuje ten serwis. Zobacz choćby co właśnie napisał Paweł.
Te „nieplanowane” przerwy, które przydarzają się wielu z nas są moim zdaniem konieczne, abyśmy nauczyli się innych, brakujących nam rzeczy. Nie ma nic bardziej godnego pożałowania jak wąsko wyspecjalizowany ekspert, który zapomniał, albo nigdy się nie nauczył, jak to jest być człowiekiem we wszystkich aspektach tego słowa.
Agata
I Ty witaj na naszym blogu :-)
Jeśli mimo wielu zainteresowań nie znalazłaś tego „czegoś” to ….. po prostu trzeba dalej szukać :-)
Kto powiedział że na zajęcie/miłość naszego życia natkniemy się od razu?
Ważne jest, aby w trakcie tego poszukiwania nie robić tego całkiem teoretycznie, lecz zdobywać cenne doświadczenia praktyczne.
Paweł
Miło Cię tutaj widzieć :-)
Cieszę się, że i Ty poznałeś praktyczne zalety wychylania się w przyzwoitych miejscach :-) Powodzenia w Twoim nowym projekcie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Agato
Miałam bardzo podobny problem do ciebie, mnóstwo zainteresowań, które na pozór wykluczają się. Dzięki testowaniu ich od najmłodszych :) lat udało mnie się część z nich wyeliminować, ponieważ okazały się chybionymi marzeniami. Niektóre pozostały w różnych dziedzinach mojego życia w niezmienionej formie, a jeszcze inne ulegly transformacji pod wpływem nieprzewidzianych okoliczności. Tak naprawdę okazało się, iż różne pomysły na życie można wykorzystywać w różnych dziedzinach swojego życia i z większości z nich nie rezygnować.
Na przykład moja praca jest związana z IT oraz moimi ścisłymi zdolnościami. Moje życie prywatne jest wypełnione kulturą i sportem. Kontakty z ludźmi dostarczają mi emocji z poznawaniem ich niezgłębionej natury (jestem badaczem ludzkich charakterów :) ). Jest jeszcze wiele innych, o których mogłabym się rozpisywać i wiem że to jeszcze nie wszystko, bo mam jeszcze trochę miejsca do wypełnienia :)
Najwspanialsze jest to że każdego dnia możemy spotkać ludzi, którzy mogą całkowicie wszystko odmienić, a to nie jest bardzo trudne. Jestem teraz w miejscu, w którym zamykam pewien etap mojego życia i zaczynam nowy ze sporymi doświadczeniami, dzięki czemu przynajmniej w części wiem czego nie robić. Dojrzewałam do tej zmiany dośc długi czas, obawiając się że mogę sobie nie poradzić. Nawet teraz nie wiem co mnie spotka, ale sama myśl o niej bardzo mnie ekscytuje, a dzięki pewniej niezależności oraz wsparciu najbliższych wiem że na pewno sobie poradzę :)
Życzę samych dobrych decyzji :)
Alex – a moglbys cos napisac o odczuwaniu czasu i bycia poza czasem i zwiazanych z tym stanem odczuciami i przyjemnosciami?
Gdzies kiedys dotarlo do mnie, ze rozne czynnosci ktore robimy by odpoczac, zrelaksowac sie, poczuc przyjemnosc biora sie z tego ze wykonujac dana czynnosc przechodzimy mozgowo poza czas a nagle wyrwanie nas z tego stanu (np komorka, zona, problemy codzienne itp itd…) powoduje przerwanie tej przyjemnosci
oczywiscie, jak jakies zrodlo przyjemnosci sie skonczy trzeba poszukiwac albo nawet miec juz znalezione nastepne
co sadzisz o tym odczuwaniu czasu? nie jest tak, ze pragniemy go nie odczuwac?
Paweł Urbański wrote:
„Na blogu Alexa podawałem mój e-mail ”
Jak szybko będzie można go znależć w Galerii Czytelników ?
pozdrawiam, Artur
Artur
Faktycznie dobry pomysł. Myśle, że już za kilka dni a może dzień. Zasaidam do e-maila~i śle kilka słów o sobie Alexowi.
Pozdrawiam,
Paweł
Hello,
Ciezka sprawa z tymi marzeniami i wyborami. Wlasnie zakonczylem dosc skomplikowany proces podejmowania decyzji, realizacji ktorego z dwoch zawodowych marzen sie oddac, bo stworzylem nieopatrznie sposobnosc do wprowadzenia ich w zycie w tym samym momencie…
W efekcie wlasnie przechodze cos, co jest odpowiednikiem 'dysonansu pozakupowego’ w psychologii konsumenta – kupujac cos drogiego angazujesz w to duzo emocji, a po zakupie przed oczami przelatuja ci ponownie tysiace innych mozliwosci, z ktorych nie skorzystales (czesto swiadomie i po dlugim namysle…:) i masz delikatnie mowiac moralnego kaca, bo nie masz pewnosci, czy dobrze zrobiles… (lub „-as”, where appropriate)
Postawilem na to marzenie, ktore testuje wlasnie osobiscie i zdecydowanie mi sie podoba. To drugie testowalem powiedzmy 'z drugiej reki’, czyli stosujac takze jeden ze sposobow rekomendowanych przez Alexa. W tej sytuacji dysonans to chyba przejaw, jak sie okazuje dosc popularnego, 'syndromu kaczki’, niz bledu w 'sztuce testowania marzen’? :)
Testowanie jest fajne, ale jakos dysonansu po podjeciu pewnych decyzji nie zalatwia… (oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze nikt tego nie obiecywal! :) „Die Qual der Wahl”, jak to mowia pewnie w Berlinie. Licze na to, ze przyjalem wlasciwe kryteria do decyzji…
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Marto
Gratuluję tego odkrycia: „ wiem że na pewno sobie poradzę „ !!
Warto, abyśmy wszyscy zwrócili uwagę na ten fakt, że w znakomitej większości przypadków poradziliśmy sobie w życiu z różnymi problemami, które nas spotykały. To bardzo uspokaja.
Witak
Czy masz na myśli to, co opisał Mihaly Csikszentmihalyi w swojej znanej książce „Flow”?
Książkę warto przeczytać (najlepiej w oryginale) i zastanowić się jak tak dobrać swoje zajęcia i pracę, aby możliwie dużo przebywać w takim stanie. Takie przemyślenia robimy przecież na bardzo konkretnej płaszczyźnie w różnych dyskusjach. Osobiście wolę takie pragmatyczne podejście od ogólnych rozważań, ale jeśli chcesz podyskutować na jakiś konkretny temat z tym związany to bardzo proszę.
Artur, Paweł
Taki mail jeszcze do mnie nie dotarł :-)
Kuba
kto w pewnych okresach swojego życia nie miał „buyers remorse” :-)
Może właśnie dlatego osobiście staram się w miarę możliwości podtrzymywać inne opcje? :-)
Powodzenia w realizacji tej decyzji, a jeśli miałoby się okazać, że to nie to, to zawsze możesz zaksięgować takie aktywności po stronie doświadczeń.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex wrote:
„kto w pewnych okresach swojego życia nie miał „buyers remorse”
Może właśnie dlatego osobiście staram się w miarę możliwości podtrzymywać inne opcje? ”
Mam prośbę o rozwinięcie co rozumiesz przez podtrzymywanie innych opcji ?
pozdrawiam, Artur
Artur
Odpowiedź na twoje pytanie można wyczytać w wielu moich postach i komentarzach. Pamiętasz, co generalnie pisałem o planie „B”, o lejku i tym podobnych rzeczach? O dbaniu o swoją reputację na różnych „rynkach” (od pracy począwszy na relacjach skończywszy)?
To wszystko prowadzi do tego, że zazwyczaj nie musisz podejmować decyzji wymagających zastawienia (dosłownie lub w przenośni) całego Twojego „kapitału”. To daje Ci spokój ducha, wiesz, że tak naprawdę wciąż możesz zmienić zdanie i wybrać inne opcje, które ciągle istnieją.
Powyższe nie zwalnia nas oczywiście z przestrzegania zasady „pacta sunt servanda” dlatego warto się zawsze dobrze zastanowić się, zanim do czegokolwiek się zobowiążemy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Artur Alex
Jestem teraz w domu zeby miec bardzo dobre warunki do pracy. Wlasnie teraz mam wazne zadania zwiazane z moja strona zawodowa oraz rownolegle organizacje zmiany zamieszkania. Niestety przez drobne poslizgi musze nadganiac prace bo juz na mnie krzycza. Jest to sytuacja jak nic to nic a jak sie zaczelo to z 5 stron na raz.
Alex jesli w informacji o mnie w galerii czytelnikow nie potrzebujemy od razu kilku slow o mnie to prosze podaj moj e-mail i Skype.
Bardzo dziekuje i pozdrawiam,
Pawel
Piotrze
Cieszą się, że ruszyło się u Ciebie :-)
Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek rady to zadzwoń, pamiętaj, że chodzi nie tylko o to aby złapać korzystny wiatr, ale też i optymalnie go wykorzystać.
Z galerią możemy poczekać, zróbmy to porządnie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marzenia i pragnienia człowieka mogą zmieniać się w zależności od wieku i momentu życiowego. Trzeba być ostrożnym jeśli rezygnujemy z czegoś, bo potem gdy to stanie się naszym głównym marzeniem może być za późno na jego zrealizowanie.
Poniżej podaję link do forum, na którym jest mnóstwo zrozpaczonych kobiet, dla których jest już za późno na urodzenie dziecka, a instynkt macierzyński krzyczy.
http://www.nasz-bocian.org.pl/modules.php?name=Forums
Artur
to bardzo duże forum o sprawach rodzinnych. Możesz podać konkretne linki i komentarz do nich?
Widziałem tam trochę wątków o bezpłodności i jej leczeniu, co to ma wspólnego z tematem postu?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS. W życiu decydując się na coś ZAWSZE rezygnujemy z czegoś innego. To prawie prawo natury i dlatego ważne jest, abyśmy wiedzieli jaka cena jest do zapłacenia. Dopiero potem możemy podjąć w miarę wyedukowaną decyzję.
Soryy za ten ogólny odnośnik do tego forum. Po prostu niedawno je przeglądałem i natrafiłem tam na płacz kobiet, które realizowały swoje marzenie w postaci kariery zawodowej. Niestety w którymś tam momencie stwierdziły, że to jest nie to, natomiast w wieku 45 lat poczuły instynkt macierzyński i zapragnęły dziecka.
Innym przykładem może być historia np. naukowca, któremu w wieku 60 lat przyjdzie do głowy, jak to fajnie było by być bokserem.
Artur
Nie ma problemu, po prostu jak czegoś do końca nie rozumiem to jestem trochę dociekliwy :-)
Adrian
Wybacz moje przeoczenie!!!
Witaj na naszym blogu, zapraszam serdecznie do dalszego zabierania głosu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Nic sie nie stalo ;) Przy takiej liczbie komentarzy na dobrym poziomie mozna jakies przeoczyc. Odwiedzam Bloga z takim samym zainteresowaniem, jak niegdys. Jest to chyba jedyne miejsce w polskim Internecie, w ktorym mozna podyskutowac o tak waznych sprawach w tak kulturalny sposob ;).
Pozdrawiam,
Adrian
Witajcie. Również pierwszy raz się tutaj objawiam – czytam tego bloga od kilku miesięcy z dużym zainteresowaniem.
Alex – o ile jeden z poprzedników pod tym artykułem wycofał się ze stwierdzenia „udało się”, o tyle ja chciałem właśnie napisać że zdecydowanie – „udało się” jest jak najbardziej na miejscu. Uważam, że bardzo wiele rzeczy dotyczących naszego życia, pozycji społecznej, stanu posiadania zależy wyłącznie od szczęścia, przypadku, losu – czy jak to nazwać. W każdym razie są to rzeczy, na które nie mamy wpływu. A Twoja historia wydaje się to wręcz potwierdzać – w jednym momencie swojego życia podjąłeś jak sam piszesz „nierozsądną” (z punktu widzenia innych) decyzję wyjazdu z kraju, z kolei jakiś czas później rzuciłeś wszystko i zacząłeś od nowa – czyli podjąłeś decyzję sprzeczną z tą pierwszą. Czy możesz z ręką na sercu powiedzieć, że akurat takie decyzje były uzasadnione a podjęcie innych byłoby nierozsądne? Bo moim zdaniem było w tym sporo przypadku i gdybyś podjął inne decyzje, Twoje życie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
Ktoś tutaj napisał, żeby czytać biografie bogatych ludzi, cokolwiek „bogatych” będzie dla nas oznaczać (niech to będzie bogactwo materialne, duchowe, artystyczne). Tylko że musimy pamiętać, że takich ludzi na świecie są dziesiątki, może setki tysięcy. A ludzi, którzy niczego nie osiągnęli i nie są szczęśliwi są miliardy. Czy aby na pewno te miliardy nieszczęśliwych ludzi „są winni” swojej sytuacji i gdyby tylko się postarali, to mogliby wszystko zmienić?
Dla jasności – jestem zadowolony ze swojego życia (w pewnym stopniu – pracując nad tym żeby pewne rzeczy zmienić), ale daleki jestem od stwierdzenia, że wszystko co osiągnąłem zawdzięczam wyłącznie sobie. Mimo że można by tak stwierdzić – bo niczego praktycznie nie dostałem za darmo, wszystko co mamy z żoną to nasz dorobek. Tylko że ja po prostu mam duży talent w dziedzinie IT i dzięki temu już na studiach złapałem fajną pracę i wszystko mi łatwo przychodzi. I wiem, że gdybym takiego talentu nie miał to bym pewnie wiele nie osiągnął. I dlatego nigdy nie obrażę się, gdy ktoś stwierdził że mi się „udało”. Mało tego – czuję dużą odpowiedzialność wobec tych wszystkich „maluczkich”, którzy nie mieli takiego szczęścia i mimo że pracując dużo ciężej, to efekty mają mizerne.
Piotr P.
Witaj na naszym blogu :-)
Rzeczywiście wiele w naszym życiu zależy od rożnych czynników, na które nie mamy wpływu. nazwij to przypadkiem, szczęście, losem. To nie zmienia faktu, że nie jest wszystko jedno, czy:
1) potrafimy takie „przypadki” rozpoznać
2) potrafimy z nich skorzystać (w wypadku tych „dobrych”), lub mamy na to jakieś remedium (w wypadku tych „złych”
A te dwie rzeczy zdecydowanie zależą od nas i one właśnie robią kolosalną różnicę.
Wracając do mojego życia, to było tak, że dla drugiej decyzji porzuciłem pierwszą. Decyzja o zostaniu wolnym trenerem była zarówno logicznym następstwem decyzji opuszczenia kraju, jak też i tej o obraniu drogi samodzielnego przedsiębiorcy w IT.
Za każdym razem chodziło o dalsze zwiększenie mojego osobistego stopnia swobody wyboru. Późniejsza decyzja rezygnacji ze stworzenia sporej firmy treningowej i pójście w kierunku coraz wyższych półek klientów była ciągiem dalszym tej drogi.
Pytasz:
„Czy aby na pewno te miliardy nieszczęśliwych ludzi “są winni” swojej sytuacji i gdyby tylko się postarali, to mogliby wszystko zmienić?”
Nie mnie oceniać innych ludzi, więc się na ten temat nie wypowiem. To, co mogę Ci powiedzieć to fakt, że od co najmniej piętnastu lat przejmuję całkowitą odpowiedzialność za wszystko, co mi się przydarza, jako rezultat moich (świadomych, bądź nieświadomych) wyborów. W ten sposób, tak jak każdemu człowiekowi zdarzają mi się sytuacje kiedy mówię sam do siebie „oh shit!!!” :-) ale nigdy nie czuję się ofiarą. To bardzo konstruktywne podejście.
Nikt tutaj chyba nie twierdził, że sukces w życiu zawdzięczamy wyłącznie sobie (bo często potrzebujemy innych ludzi), ale przy moim podejściu jesteś tego sukcesu architektem.
Cieszę się, że razem z żoną osiągnęliście tak wiele nie czekając aż ktoś Wam to da. To wspaniałe poczucie nieprawdaż?
Napisałeś też:
„Mało tego – czuję dużą odpowiedzialność wobec tych wszystkich “maluczkich”, którzy nie mieli takiego szczęścia i mimo że pracując dużo ciężej, to efekty mają mizerne.”
To bardzo ładnie z Twojej strony. Teraz koleżeńskie wyzwanie pod Twoim adresem :-)
Co konkretnego robisz, aby odczuwając odpowiedzialność pomóc im?
Ja nie odczuwam odpowiedzialności za innych, bo traktuję ich jak dorosłych ludzi, ale mimo piszę ten blog, który najwyraźniej dla sporej grupy jest inspiracją do przemyśleń, oraz bezpłatnie doradzam wielu osobom.
Co robisz Ty? Jak mogę wesprzeć Twoje działania w tym kierunku?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich!
Dopiero od niedawna przyglądam się wszystkiemu, co dzieje się na tym blogu. Nie przeczytałem jeszcze całości, stąd mogą być błędne moje obliczenia, jednak wydaje mi się, że ten wątek szczególnie zachęca biernych czytelników, by odezwali się na blogu po raz pierwszy. Bardzo się z tego cieszę. Dobrze jest, jak ludzie wypowiadają swoje marzenia…
Kiedyś chciałem zostać jednocześnie muzykiem i pisarzem. Czytałem dużo współczesnej literatury, dużo pisałem, ale też grałem w dwóch zespołach(jako perkusista) i poświęcałem się dla muzyki, rytmu, dźwięków. Wszystko przebiegało wspaniale, ale do pewnego momentu. Pewnego dnia otrzymałem propozycję grania w bardziej znanym zespole (bardziej znanym od tych, w których dotychczas grałem i które poza gronem przyjaciół w ogóle nie były znane), co wiązało się ze zwiększeniem ilości prób i ogólnie dużym zaangażowaniem. To zaangażowanie miałoby być tak duże, że nie mógłbym kontynuować przygody z literaturą, a przynajmniej nie w tak wielkim stopniu, jak tego chciałem. I zrezygnowałem. Powiedziałem sobie, albo jedno, albo drugie i w końcu postanowiłem poświęcić się pisaniu. Jednak, jak się potem okazało, mając dużo wolnego czasu, nie mogłem napisać nic, co by mnie satysfakcjonowało. Słowa stały się przekleństwem, a język, którym się posługiwałem, stał się drętwy i banalny. Nie byłem szczęśliwy. Minęły dwa-trzy lata zanim zorientowałem się, że tak naprawdę nie chcę zarabiać na życie ani pisząc, ani grając w zespole, gdyż jedno i drugie sprawia mi największą przyjemność, gdy jest przeze mnie smakowane powoli, spontanicznie, a nie zgodnie z przymuszonym rytuałem dnia i z konieczności. Gdyby nie wcześniejsza decyzja o porzuceniu jednego kosztem drugiego, być może tak szybko bym się o tym nie dowiedział.
Dzisiaj nie rezygnuję ani z jednego ani z drugiego. Czasami gram, czasami piszę, obie rzeczy sprawiają mi wielką przyjemność i wiem, że każdą z nich robię o wiele lepiej niż kiedyś.
A co do marzeń teraźniejszych, to chcę zająć się komunikacją, a szczególnie komunikacją w medycynie. Sam jestem lekarzem i jak czasami obserwuję, jak przebiegają relacje lekarz-pacjent, lekarz-lekarz, lekarz-personel medyczny, to aż mi włosy dęba stają. Niektórzy twierdzą, że lepiej się w to nie mieszać, bo w służbie zdrowia nie ma pieniędzy… Hmm… Trochę czasu mi zajęło wykombinowanie tego co chciałbym robić i nie porzucę tego ot tak. W tej dziedzinie chciałbym być ekpertem. Ciekawe co Wy sądzicie o trenowaniu lekarzy?
Pozdrawiam!
Michał
Michał
Witaj na naszym blogu :-)
Komunikacja w medycynie „leży” więc będziesz miał sporo do roboty. Dla tych lekarzy, którzy nie będą chcieli wegetować na państwowym, lecz prowadzić dobrze prosperujące praktyki prywatne będzie to niezwykle ważne. Samo środowisko jest trochę szkoleniodporne (bo na studiach wbito im do głowy nieomylność) ale nie należy się poddawać
Służba zdrowia jest biedna, ale są bardzo duże pieniądze na rynku i o to można zawalczyć
pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!
Dziekuję Alex.
Będę walczył. Wiem o szkoleniodporności z własnego doświadczenia. Chcę zacząć od początku, od szkolenia studentów (pewnie za darmo, ale też i dla doświadczenia). O ile instytucja Akademii Medycznej będzie chciała przystać na moje propozycje. Ale w końcu to jest post o marzeniach. Dlatego, jeśli nie zrobię tego, co chcę, w moim mieście, to w innym, a jeśli nie w Polsce, to za granicą.
Pozdrawiam
Michal
Michał
postaraj się to tak zorganizować, aby nie trzeba było walczyć!!!
Powodzenia!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Racja! Tak o tym nie pomyślałem. Bardzo podoba mi się to, co powiedziałeś.
Pozdrawiam
Alex – sorry że tak późno, dzięki za uwagi do mojego komentarza.
Wyszedł mi tamten wpis nieco rozgadany, ale generalnie chodziło mi o coś takiego, jak w biblijnej przypowieści o talentach. Czuję że dostałem na start dużo więcej talentu – ale też, że kiedyś Ktoś zapyta mnie „co zrobiłeś z tym co otrzymałeś?”. I strzeliłeś celnie, bo jak na razie poprzestaję na wyrzutach sumienia i niewiele robię dla innych, wykorzystuję otrzymany talent wyłącznie dla siebie i najbliższej rodziny. I mam poczucie, że to za mało. Ale liczę na to, że uda się to w miarę szybko zmienić.
Piotr
Właśnie ostatnio zastanawiałem się nad zagadnieniem talentu. Jestem zdania, że na starcie każdy otrzymuje tyle samo talentu, przez co rozumiem, że każdy z nas jest utalentowany do robienia Czegoś, tyle że na starcie nie wie jeszcze, do czego. Problem więc nie polega na tym, czy ktoś ma talent, lecz na tym, czy ktoś potrafił rozpoznać go w sobie i wykorzystać. Testowanie marzeń znacząco usprawnia ten proces ujawnienia talentów. Ty odnalazłeś swój talent i wcześnie zacząłeś go wykorzystywać, co jest znakomite. Ja od siebie, dla twoich wewnętrznych przemyśleń, zadam ci pytanie (może już sam je sobie zadałeś), a mianowicie dlaczego sądzisz, że za mało wykorzystujesz swój talent dla innych? I jeszcze – ile, jak myślisz, musiałbyś z siebie dać, żeby zaspokoić wyrzuty sumienia? Być może odpowiedzi pomogą i ułatwią zmiany.
Pozdrawiam serdecznie
Michał
o ja niewierny – biję się w piersi i wracam do klasycznych książek, tym bardziej, że dwie pozycje Mihala Csikszentmihalyi’ego są w biblioteczce
pozdrowienia i podziękowania dla Gospodarza :-)